PODHALE. WSZYSTKO NA SPRZEDAŻ

PODHALE. WSZYSTKO NA SPRZEDAŻ

  • Autor: ALEKSANDER GURGUL

  • Wydawnictwo: CZARNE
  • Liczba stron: 224
  • Data premiery: 20.07.2022

O książce „Podhale. Wszystko na sprzedaż” Aleksandra Gurgula wydanej przez Wydawnictwo Czarne w roku 2022 przeczytałam w ostatnim tomie serii „Kryminału pod psem” pt. „Zakończeniem jest Zakopane” autorstwa  Marta Matyszczak. Reportaż odsłaniający patologię dystrybucji dobrodziejstwa Podhala jego klientom, a w szczególności Zakopanego Autorka przywołuje w Posłowiu i na spotkaniach autorskich promujących książkę. Z chęcią więc pożyczyłam tom od mej sąsiadki i zabrałam się do szukania u źródła przykładów tego, co i w jaki sposób można sprzedać, o ile znajdzie się kupiec. 

Książka składa się z sześciu części, które dotykają różnych tematów. Każda część zawiera kilka zatytułowanych rozdziałów. Najbardziej dramatyczny jest ostatni rozdział o tytule „Wartość rzeźna”, która stanowi o morderczej pracy koni w ciągnieniu tramwajów konnych na Morskie Oko. Choć nie ukrywam, że mocny początek również mną wstrząsnął. W rozdziale „Brama dla kardynała” Gurgul opowiada historię bezsensownej śmierci niespełna sześćdziesięcioletniej Jadwigi, która straciła życie wraz z siedmioletnim wnukiem Frankiem, gdy w 2018 roku zawaliła się wskutek silnego wiatru brama wjazdowa na teren kompleksu Bania w Bukowinie TatrzańskiejBrama postawiona w wyniku samowolki budowlanej. Brama, za którą nikt nie wziął odpowiedzialności i nikt nie pamiętał, kto zlecił i kiedy jej wykonanie. Brama, której wywrotkę nie zarejestrowała żadna z licznych kamer okalających ośrodek. Brama śmierci…. 

Autor zbierając materiały do niniejszej publikacji zajął się pewnymi interesującymi go tematami. W pierwszej części pt. „Pobłogosławiona samowola” przenalizował przypadki samowoli budowlanej, która niejednokrotnie kogoś kosztowała życie, jak brama wjazdowa do kurortu Bania czy dach z samowolnie powstałego budynku mieszczącego szkółkę, serwis narciarski, który kosztował życie matki i dwóch nastoletnich córek. Zadziwiła mnie mocno historia kapliczki na Gubałówkę, którą zainteresował się sam Profesor Kochanowski gromadzący przykłady ówczesnych samowoli budowlanych. Kapliczki, o której każdy wie, a żadna władza podhalańska się nią skutecznie nie zajęła. Możliwe, że kiedyś i ta kapliczka przypieczętuje życie niewinnych osób i podobnie jak w pierwszym rozdziale „Brama dla kardynała” nikt za nią nie weźmie odpowiedzialności. Autor zbierał dowody i katalogował fakty bardzo pieczołowicie, nawet pozwolił sobie w wielu miejscach na przytoczenie sytuacji, z którymi musiał się mierzyć, co dodatkowo wzmocniło – przynajmniej w moim przypadku, jego osobisty przekaz. 

– Chyba się facet wnerwił, za wolno jadę.
– Nikt normalny nie jedzie tak powoli, żeby czytać wszystkie reklamy. 
Na liczniku pięćdziesiąt pięć kilometrów na godzinę. Nikt nie wie dokładnie, ile billboardów stoi przy zakopiance, bo ich inwentaryzacji się nie wymaga…” – Podhale. Wszystko na sprzedaż” Aleksander Gurgul.

Temat nieegzekwowania prawa budowlanego czy kumoterstwo w tym zakresie, również silny nepotyzm Gurdul odkrywa w części „Zakopiańska patodeweloperka” gdzie przytacza przykłady pożarów zabytkowych pustostanów, które prawie nigdy nie zostały uznane za podpalenia, a prawie zawsze były na rękę aktualnym właścicielom, tj. deweloperom zamierzającym postawić kolejne aparthotele, czy pensjonaty. Przywołuje kolejnych włodarzy miast podhalańskich oraz nazwiska biznesmenów siedzących w tej branży. Warto sobie poczytać o ich poczynaniach. To osoby bez kręgosłupa moralnego potrafiące przykładowo pozwać właścicieli parceli na których swego czasu Gazownia pociągnęła instalację i żądać usunięcia rur we własnym zakresie. Choć przyznaję, że Aleksander Gurgul nie ocenia, nie stygmatyzuje swoich bohaterów. Stara się obiektywnie przedstawić racje po obu stronach. Chociaż po sposobie i treści formułowanych pytań w wielu miejscach można się domyślić jaki stosunek ma reportażysta do niektórych sytuacji. Długo już nie byłam w Zakopanem. Praktycznie zapomniałam jak trudno się tam dostać jedyną drogą, która w szczytach jest nieprzejezdna. O niej i o billboardach po obu jej stronach poczytałam w „Billboardzianka”. 

Aleksander Gurgul zajmuje się również góralską, podhalańską mentalnością. Kwestionuje wszechobecną przemoc, podaje egzemplifikacje jej stosowania, przytacza przykłady radzenia sobie z nią. Naznaczona katolicką wiarą rośnie w siłę, by wybuchać od czasu do czasu. „Zaklepać na górce” jest o przemocy. Na uwagę czytelnika zasługuje rewelacyjny rozdział „Ziobroland” i „Radny boi się Gendera” ukazujący z jednej strony brak kompetencji u lokalnych polityków, choć nie tylko, z drugiej silne zakłamanie czy niekompetencję. Aż dziw, że ludzie sami wybierają takich działaczy sceny politycznej na rządzących. 

Przyzwolenie na przemoc góralskie rody dziedziczą z pokolenia na pokolenie. W ruch idą pięści i niebezpieczne przedmioty, domowego użytku: nóż, kij, młotek, tuczek do mięsa, chochelka, nawet siekiera czy łańcuchy (do krępowania).” – Podhale. Wszystko na sprzedaż” Aleksander Gurgul.

Ostatnie dwa rozdziały dotyczą kwestii silnie społecznie naglących. W części „Czarny śnieg” Gurgul zajmuje się niskimi wskaźnikami w pomiarach powietrza i brakiem zasadności pobierania taksy klimatycznej, w „Wartość rzeźna” zwraca uwagę czytelnika na jego negatywny wpływ na zwierzęta. Rozlicza miejscowych działaczy z braku efektywnych działań. Kwestionuje wydawane opinie przez miejscowych weterynarzy na przykład w sprawach koni, które padły przy wykonywaniu pracy w transporcie na Morskie Oko czy sposób traktowania psów. 

Książka „Podhale. Wszystko na sprzedaż” Aleksandra Gurgula jest bardzo dobrze napisanym reportażem obrazowo ukazującym ważne kwestie, które są związane z funkcjonowaniem zimowej stolicy Polski. W wielu miejscach Autor zachwycił mnie historią, do której się odnosił. Opowieść o tym jak miejscowi górale stali się właścicielami części Tatr Zachodnich (strony 155-156) zaciekawiła mnie niezmiernie. Czytałam z zapartym tchem. Podobnie jak historia o miejscowym, który zrobił pośmiertne zdjęcia dwóm młodym kobietom rażonym prądem ze strony 194 i sprzedał me jednej z matek, „(…) gdy ta przyjechała po zwłoki córki. Żeby nie było – historię opowiedzieli mi (autorowi) bliski jednej z ofiar.” Górale z Podhala zaczynają mi się jawić jako istoty, dla których najważniejszy jest dochodów, zysk i te dudki, o których głośno się mówi w telewizji, gdy zima nie dopisuje. Coraz mniej pasjonatów. Coraz mniej bohemy. Za to wszędzie chińszczyzna i menu dla przyjezdnych z cenami znacznie wyższymi niż menu dla miejscowych w góralskich knajpach. Co jest więc prawdziwe, a co fałszywe? Trudno stwierdzić, jeśli wszystko jest na sprzedaż, a lokalni politycy nie dbają o egzekwowanie prawa. 

„Konie z Morskiego Oka same nie staną w swej obronie!” – apelują obrońcy praw zwierząt. Najlepszy sposób, aby im pomóc? „Nie jedź wozami! Spacer do Morskiego Oka zajmuje 2 godz. i 20 minut. Trasa jest szeroka i gładka, więc można się na nią wybrać w góry nawet z dzieckiem w wózku” – pisze w raporcie Anna Plaszczyk z Fundacji Viva!” – Podhale. Wszystko na sprzedaż” Aleksander Gurgul.

I niech to przesłanie pozostanie z Wami, jak ze mną, na długo. Udanej lektury! Sięgnijcie do tego wyśmienitego reportażu o zimowej krainie jakiej nie znacie. 

Moja ocena: 8/10

Książkę wydało Wydawnictwo Czarne.

„Morderstwo po królewsku” S.J. Bennett

MORDERSTWO PO KRÓLEWSKU

  • Autorka: S.J. BENNETT
  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO KOBIECE
  • Cykl: JEJ KRÓLEWSKA MOŚĆ PROWADZI ŚLEDZTWO (tom 3)
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 28.08.2024

  • Data premiery światowej: 10.11.2022

Morderstwo po królewsku” to ostatni tom serii „Jej Królewska Mość prowadzi śledztwo” wydany pod koniec sierpnia br. przez Wydawnictwo Kobiece. Pomysł zagadek kryminalnych osadzonych w rodzinie królewskiej tak mnie zaintrygował, że nie wiem, kiedy, a przeczytałam z rzędu praktycznie trzy następujące po sobie tomy. Poprzednie opinie dotyczą książek: „Tajemnica morderstwa w Windsorze” oraz „Zbrodnia w Pałacu Buckingham”. Książka premierę światową miała prawie dwa lata temu, ale ja o całej serii dowiedziałam się dopiero niedawno. Nic się jednak nie stało, gdyż znalazłam czas, by w ramach prywatnych planów czytelniczych nadrobić cykl autorstwa Sophie Bennett. 

Tym razem monarchini zajmuje się z ukrycia zagadką kryminalną podczas bożonarodzeniowego pobytu w posiadłości w Sandringham. I tym razem też śmierć nie spotyka personel rodziny królewskiej a Sir Edwarda St. Cyra, którego odcięta dłoń o poranku została znaleziona na plaży w Snettisham. Zmarły był znany rodzinie królewskiej, gdyż będąc dwa lata starszy od księcia Karola często bywał gościem Windsorów. Elżbieta II wsparta niezawodną asystentką głównego sekretarza Królowej Rozie Oshodi byłej kapitan Królewskiej Artylerii Konnej, studiuje dogłębnie relacje łączące zmarłego z jego bliższą i dalszą rodziną. Sytuację komplikuje fakt, że Ned St. Cyr był znanym kobieciarzem i zamierzał stać się po raz czwarty mężem, tym razem trzydziestoletniej Astrid, młodszą od najstarszej córki Neda. 

Zdecydowanie bardziej podobała mi się ta część od drugiego tomu😏. Zastanawiając się nad tym, co zaważyło na wyższej ocenie stwierdzam, że przede wszystkim większy udział głównej bohaterki w całym śledztwie. Tym razem to Królowa – podobnie jak w pierwszym tomie – starała się znaleźć motywy, rozpytywała okolicznych mieszkańców, delikatnie nakierowywała policję na kolejne kroki, które powinni podjąć. Sam zaś komendant policji Norfolk – Nigel Bloomfield podążał jej tokiem myślenia, choć przyznaję raz szybciej raz wolniej. Od początku cyklu drażniły mnie sformułowania do rodziców używane przez Sophię Bennett tj. mamusia tatuś. Tak zwracają się do swoich rodzicieli wszyscy arystokraci, również rodzina królewska. Zastanawiało mnie to, jak w tak infantylny sposób można mówić np. o Królowej Matce. Ostatnio przeczytałam jednak, że to jest wymóg w brytyjskiej arystokracji. I to kolejna ciekawostka, która mnie zaskoczyła i z którą się z Wami dzielę. 

Przez ten czas królowa przyjmowała wizyty prezydentów i polityków. Witała ambasadorów przypinała ordery do wypiętych piersi, organizowała imprezy fundacji dobroczynnych…” – Morderstwo po królewsku” S.J. Bennett. 

I te wszystkie obowiązki na tyle nudziły monarchinię, że szukała dodatkowych intelektualnych rozrywek, choćby w postaci prywatnie prowadzonego śledztwa osadzonego w światku brytyjskiej arystokracji. Gdzie majątek dziedziczony jest przez najstarszego potomka męskiego, co powoduje, że córki pozostają bez rodzimych tytułów i rodzimych posiadłości, które przechodzą przykładowo na najstarszego kuzyna. Gdzie Królową fascynują polowania, hodowanie gołębi królewskich czy jazda konna, której Elżbieta II oddawała się bez reszty, o ile jej zdrowie na to pozwalało. Gdzie „(…) Arystokrata mógł mieć tyle dzieci, ile sobie zamarzył, zarówno w ramach małżeństw, jak i poza nim, adoptowanych lub pozostających z nim w innym stosunku, jednak wyłącznie dziecko biologiczne poczęte przez poślubioną sobie parę miało prawo dziedziczenia po nim tytułu. Takie było prawo.”  Gdzie chcąc nie chcąc Royalsi muszą ufać swym bliskim współpracownikom, jak „mierzącej ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu czarnoskórej kobiety w tweedowym stroju”. 

(…) U podstaw pierwszej zbrodni legła obsesja na punkcie genetyki. Ale już do kolejnej popchnęła miłość. Trzecia była owocem lekkomyślności.” – Morderstwo po królewsku” S.J. Bennett. 

Mam nadzieję, że ciekawi Was jak z jednej odciętej dłoni Sir Edwarda St. Cyra w trzydziestu pięciu rozdziałach powieści zamkniętych w trzech częściach Bennett stworzyła powieść z gatunku cosy crime, w której finalnie życie straciły trzy osoby. I mam nadzieję, że intryguje Was jaką rolę w rozwiązaniu zagadki miała Elżbieta II. 

Mnie ciekawi bardzo o czym jest czwarta powieść z serii, której przedsmak Wydawca zamieścił na końcu; „Śmierć w diamentach”, która rozpoczyna się w Paryżu w roku 1957, a która światową premierę miała 1 lutego 2024, a debiutować będzie na polskim rynku w listopadzie br. Czas szybko leci więc cierpliwie czekam😁. 

Moja ocena: 7/10

Książkę wydało Wydawnictwo Kobiece, a ja z nią zapoznałam się dzięki Legimi.

„Porzucenie kota. Wspomnienie o ojcu” Haruki Murakami

PORZUCENIE KOTA. WSPOMNIENIE O OJCU

  • Autor: HARUKI MURAKAMI
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Liczba stron: 80
  • Data premiery: 13.04.2022

  • Data premiery światowej: 1.06. 2019

Wiele przeczytałam i zrecenzowałam publikacji wydanych nakładem  Wydawnictwo MUZA SA. Aż dziw, że z czeluści biblioteki Legimi, do której zasobów mam dostęp dzięki miesięcznemu abonamentowi, wyciągnęłam książki Haruki Murakamiego, którymi się zafascynowałam. „Porzucenie kota. Wspomnienie o ojcu” to piąta książka tego wybitnego Japończyka, o której przeczytacie na moim blogu. Poprzednie to: „Pierwsza osoba liczby pojedynczej”, „Po zmierzchu”, „Mężczyźni bez kobiet” i „Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa”. Wszystkie są godne uwagi! 

(…) jestem zwyczajnym synem zwyczajnego człowieka. To bardzo oczywisty fakt.” – Porzucenie kota. Wspomnienie o ojcu” Haruki Murakami.

Okazuje się jednak, że zwyczajny syn swego zwyczajnego ojca potrafi podzielić się ze swymi czytelnikami jego historią. Według mnie jednak opowieścią trochę o niezwyczajnym człowieku. Ojcu, będącym synem opata świątyni buddyzmu Czystej Ziemi w Kioto mającego sześciu synów i ani jednej córki. Ojcu uczącym się na buddyjskiego mnicha, który ze względu na niedopełnienie formalności został powołany do służby wojskowej najpierw w wojnie japońsko – chińskiej, później w II Wojnie Światowej. I to wydarzenia wojenne zasadniczo zaważyły na jego późniejszym życiu. Ojcu, który po wojnie studiował literaturę na Cesarskim Uniwersytecie w Kioto i który „(…) pasjonował się pisaniem haiku i nie porzucił pisania, nawet kiedy został nauczycielem”. Ojcu, z którym autor nie utrzymywał relacji aż do schyłku jego życia w wieku dziewięćdziesięciu lat. 

(…) Nadeszły ostatnie dni jego życia, zostało już niewiele czasu, przeprowadziliśmy więc nieporadną rozmowę i jakby się pogodziliśmy. Mimo różnic w myśleniu i widzeniu świata niewątpliwie czułem, że coś mnie z nim łączy…” – Porzucenie kota. Wspomnienie o ojcu” Haruki Murakami.

Jak w „Posłowiu. Ułamku historii” Haruki Murakami przyznał przypomniana sobie historia o próbie porzucenia nad morzem pręgowanej kotki stała się początkiem snucia historii o własnym ojcu. O którym zresztą chciał już napisać wiele lat wcześniej. Przy czym autor zaznacza: „Moim celem nie było jednak napisanie tak zwanego „przesłania”. Chciałem przedstawić tę opowieść starając się nic w niej nie zmieniać jako jedna z bezimiennych opowieści z pewnego zakątka historii.” 

To bardzo osobista proza Murakamiego, w którym autor powstrzymał się od oceny zarówno swego, jak i ojca zachowania. Do końca Murakami nie napisał wprost, co w głównej mierze zawarzyło na tym, że tak dwa wykształcone literacko umysły rozminęły się w swym życiu będąc dla siebie przez wiele lat obcymi. Różnice nie wybrzmiewają z tej publikacji. Za to w bardzo refleksyjny sposób zabrał mnie Haruki Murakami w wydarzenia, które łączyły go z jego ojcem. Wspominana historia z porzuconym kotem, która znajduje się na początku, czy chociażby wspólne chodzenie do kina na amerykańskie filmy lub przytoczona historia na końcu o białym kotu, który nie potrafił zejść z sosny. 

Zawsze mieliśmy koty i zawsze żyliśmy z nimi w zgodzie. Były dla mnie wspaniałymi przyjaciółmi. Ponieważ nie miałem rodzeństwa, książki i koty stały się moimi wiernymi towarzyszami…”  – Porzucenie kota. Wspomnienie o ojcu” Haruki Murakami.

Dywagacje na temat życia jego ojca stały się niejako autobiografią samego Murakamiego. Wspominki o ojcu często bowiem łączą się z wydarzeniami z życia samego autora. I choć nie jest to powieść z gatunku literatury pięknej wniosła w moje życie refleksję o tym jak dziwne są koleje losu. Jak często coś co się nam przydarza w dzieciństwie zostaje na długo zapamiętane. Jak wspomnienia nam się zacierają a fakty mylą. Jak losy wojny negatywnie wpływają na życie żołnierzy, gdyż sztuka przetrwania narusza ustalony porządek świata, gdzie nie ma miejsca na egzekucję jeńców bagnetami, czy kanibalizm, a także bezsensowną śmierć tylko dlatego, że rządzący opowiedzieli się po złej stronie. 

Publikację cenię za liczne ciekawostki, w które obfituje. To kolejny dowód, że książki uczą😊. Ze zdziwieniem odkryłam, że świątynie buddyjskie z natury przekazywane są z ojca na syna. Parafianie umierającego opata liczą, że schedę po nim zajmie jego najstarszy syn. Tak też się stało w przypadku wujka Murakamiego, mimo tego, że miał już swoje unormowane zawodowe życie jako pracownik urzędu skarbowego. Podobała mi się też historia o dwóch japońskich skoczkach o tyczce z Olimpiady z Berlina w 1936 roku; Shuhei Nishidy i Sueo Oe, którzy zremisowali, „(…) ale nie chcieli konkurować ze sobą, więc japońska reprezentacja zdecydowała, że srebrny medal dostanie Nishida, gdyż oddał w konkursie mniej skoków. Po powrocie do kraju zawodnicy poprosili jubilera o przecięcie medali i stworzenie dwóch srebrno – brązowych”. Tak chyba potrafią zachować się tylko Azjaci. 

Książka pisana jest z perspektywy narratora pierwszoosobowego. To Murakami snuje opowieść o własnym ojcu i swoim dziedzictwie. Bardzo podobały mi się rysunki, które zdobią strony, szczególnie kota w pudełku, czy kota na stercie książek. Jak Murakami wspomniał w części „Posłowie. Ułamek historii” bardzo przypadł mu „(…) do gustu styl tajwańskiej ilustratorki Yan Gao, więc postanowiłem zdać się na nią w tej kwestii. Wyczuwam w jej rysunkach coś, co wzbudza we mnie przedziwną tęsknotę.” Zresztą same „Posłowie. Ułamek historii” jest bardzo kształcące podobnie jak przypisy, które pochodzą od tłumaczki i które wiele wyjaśniają. 

Bardzo ciekawa miniaturka literacka o innym życiu na końcu świata zaczynająca się ponad sto lat temu. Niezwykle inspirująca i bardzo osobista. Idealna do popołudniowej herbaty. 

Moja ocena: 7/10

Książki Murakamiego wydaje Wydawnictwo Muza, a ja z tą publikacją zaznajomiłam się dzięki Legimi.

„Wyspa bijących serc” Laura Imai Messina

WYSPA BIJĄCYCH SERC

  • Autorka: LAURA IMAI MESSINA
  • Wydawnictwo: GRUPA WYDAWNICZA RELACJA
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery : 15.02.2024 

  • Data premiery światowej: 1.11. 2022

Wydawnictwo Relacja wydało ostatnio bardzo interesujące pozycje, do których sięgnęłam sama w ramach moich prywatnych planów czytelniczych. Wspomnę o twórczości Toshikazu Kawaguchi („Zanim wystygnie kawa”, „Zanim wystygnie kawa. Opowieści z kawiarni”, „Zanim wyblakną wspomnienia”) oraz o powieści autorstwa Sanaki Hiiragi pt. „Fotograf utraconych wspomnień”. Wszystkie te cztery publikacje bardzo mi się podobały👍. Gdy przeczytałam na portalu LC recenzję do książki „Wyspa bijących serc” Laury Imai Messiny postanowiłam również z nią się zapoznać w księgarni  Legimi. Interesowało mnie czy absolwentka wydziału literatury na Uniwersytecie Rzymskim „La Sapienza”, Włoszka z pochodzenia, która w wieku dwudziestu trzech lat przeprowadziła się do Tokio, będzie w stanie oddać tę specyfikę w relacjach międzyludzkich, która kształtuje świat azjatycki. I z tej ciekawości właśnie pojawił się pomysł zapoznania się z lutową premierą wydawnictwa pt. „Wyspa bijących serc”. 

– Koniec ma gdzieś to, jak wszystko się zaczęło (…) Jedyne, co może coś zmienić, to wiara: jeśli wierzysz w szczęście na tyle, by wyobrazić sobie, że jest prawdziwe, to ono prędzej czy później cię odnajdzie.” – Wyspa bijących serc” Laura Imai Messina. 

Czterdziestoletni Shūichi odkrywa, że jego matka przez lata dbała o to, by żadne złe i trudne wspomnienie z dzieciństwa nie zakorzeniło się na stałe w pamięci jej syna. Mimo licznych blizn wywoływanych przez dziecięce tragedie, jego matka stale im zaprzeczała. Skończony wypadkiem zjazd na rowerze, czy zgubiony ulubiony miś, a nawet śmierć domowego kota, którego ciało widział Shūichi, było kładzione na karb jego wybujałej wyobraźni. Sytuacja się komplikuje, gdy Shūichi dostrzega w domu tajemniczego chłopca, który pojawia się znikąd i przemieszcza się po domu jego zmarłej matki. Zaczyna się zastanawiać nad tym, co jest prawdziwe, a co nie. Skąd się biorą wspomnienia i dlaczego jego matce zależało, by wyeliminować z jego pamięci te bolesne. 

Znacie taką jednostkę chorobową jak zespół złamanego serca? Ten stan u siebie diagnozuje główny bohater, Shūichi, który stracił syna w wyniku wypadku na basenie, wskutek czego rozstał się z żoną. Shūichi próbuje nadal żyć. I o tej jego podróży z otępienia, ze stanu, w którym zapominał i chciał zapomnieć jest ta wspaniała książka👍. 

Bardzo obawiałam się publikacji autorstwa Laury Imai Messina. Nie ukrywam, że zadziałało u mnie stereotypowe myślenie. Założyłam, że Włoszka z urodzenia i pochodzenia, nawet jeśli zamieszkała w Tokio, nie będzie w stanie oddać tej specyfiki świata azjatyckiego, z jego uległością, niespiesznością, szacunkiem do tego, co go otacza. Nic bardziej mylnego. Messina z myślą przewodnią powieści poradziła sobie wyśmienicie. Jej obcojęzyczność przyczyniła się nawet do tego, że publikacja wzbogacona została o treści, których nie spotkałam do tej pory w przeczytanych azjatyckich prozach. Urzekł mnie wątek ideogramów, które pod płaszczykiem uczenia Kenty autorka przemyca w treści. Dowiedziałam się między innymi, że niektóre japońskie znaki składają się jakby z innych. To przyczynia się do szukania ukrytych treści. 

– Jeśli zapiszesz słowo „tombiki”, zobaczysz, że składa się z kanji oznaczających „przyjaciela” i „ciągnąć”(…) Czyli to trochę tak, jakby zmarły w tym dniu mógł pociągnąć za sobą do grobu swoich przyjaciół.” – Wyspa bijących serc” Laura Imai Messina. 

Ze względu na tytuł książki przewodnim wątkiem jest kwestia bijących serc. Dowiedziałam się między innymi jak często średnio bije serce osób starszych i dzieci. 

Serce pięciolatka bije z prędkością od siedemdziesięciu pięciu do stu piętnastu uderzeń na minutę. U osób starszych spowalnia do sześćdziesięciu. Jeśli żyjemy wystarczająco długo, nasze serce przemierza trasę ciągnącą się na trzy miliardy uderzeń.” – Wyspa bijących serc” Laura Imai Messina. 

Sama tytułowa Wyspa bijących serc jako miejsce pojawia się dopiero po dwusetnej stronie. W poprzedniej części powieści wybrzmiewa tylko echo jej istnienia. 

Laura Imai Messina zadbała również o to, by czytelnik zdobył wiedzę jak w innych językach brzmi serce. To ciekawy element książki wzbogacający moją wiedzę i rozumienie różnic językowych dla polskiego „puk, puk” lub jak twierdzi autorka „bum, bum”. Którą polską formę bardziej lubicie? 

(…) po niderlandzku boenk boenk, boem boem, klop klop, a po duńsku dunk dunk, bank bank. W Estonii jego dźwięk to tuks tusk, we Włoszech tu tump. Francuzi mówią boum boum, Niemcy ba – dumm, bumm bumm, poch poch. Dla Greków serce robi duk-duk, w Korei dugeun dugeun i kung kung. Po hebrajsku bum – búm, w Tajlandii toop toop. (…) za to po polsku bum bum, bu -bum, a po portugalsku tun-tun. Niektóre są do siebie bardzo podobne, ale wymowa w każdym przypadku jest nieco inna.” – Wyspa bijących serc” Laura Imai Messina. 

Książka składa się z trzech części. Poszczególne fragmenty osadzone są kolejno w porach roku; lato, jesień, zima. W ostatniej części autorka wreszcie zabiera czytelnika na Wyspę bijących serc, w których jest Pokój serca, Pokój odsłuchu i Pokój nagrań. I w tym Pokoju odsłuchu właśnie odnalazł przeogromny skarb Shūichi, jedno szczególne bijące serce, a raczej jego dźwięk. Zresztą sam pomysł na bibliotekę serc zachwycił mnie niewiarygodnie. Tak głęboko chciałam w to miejsce uwierzyć, że przeczesałam Internet w poszukiwaniu potwierdzenia, że to specjalne miejsce istnieje. Ze zdziwieniem odkryłam, że Archiwum bijących serc to nie wytwór fantazji autorki. To miejsce jest i jest godne odwiedzenia. Mieści się na wyspie na japońskim Morzu Wewnętrznym zwanej Neoshima. Z oficjalnej strony dowiedziałam się (źródło: https://benesse-artsite.jp), że Les Archives du Cœur”, autorstwa Christiana Boltańskiego, na stałe mieści nagrania bicia serc ludzi na całym świecie. Christian Boltanski rejestruje te uderzenia serca od 2008 roku. Nagrania mogą być słuchane przez odwiedzających. Tutaj można również nagrać własne bicie serca. Wyobrażacie sobie być tam choć raz w życiu! Cudownie byłoby usłyszeć bicie serca bliskiej osoby w chwili, gdy już jej nie ma wśród nas. Cudownie…. 

Wracając do publikacji to konstrukcja bardzo przypadła mi do gustu. Zatytułowane części również podane w ideogramach z cytatami na samym początku odnoszącymi się do przedstawionych w danych fragmentach treści. Dodatkowo przed każdym rozdziałem znajduje się krótki opis stanowiący przedsmak tego o czym będzie w poszczególnym fragmencie, np. „O zaufaniu, które według Kenty było tylko słowem.” Przeplatające się równolegle trzy historie wzmagały moją ciekawość. Perypetie Shūichi i jego nieoczekiwaną znajomość z Kentą, a także z Sayaką obserwujemy na przemian z historią przyjaźni dwóch chłopców; ośmioletniego i sześcioletniego obchodzących urodziny w tym samym dniu, tj. siedemnastego czerwca oraz podróży starszej kobiety do Teshimy, w której znajduje się biblioteka bijących serc. Długo czekałam, by odkryć, jaki związek mają ze sobą tak przedstawione historie. Rozstrzygnięcie mnie nie zawiodło. Czułam się wyjątkowo czytając finał opowieści razem z Epilogiem.

To wartościowa powieść opisana w bardzo delikatny sposób z wielką atencją. Autorka zadbała, by wszystko wątki spięły się ze sobą. Zadbała o to, by czytelnik poznając życie głównego bohatera rozumiał jego uczucia, jego tęsknotę, żal, gorycz, brak gotowości do pchania życia do przodu. Jego transformacja została pokazana bez pośpiechu. Wszystko działo się w odpowiednim tempie. Zlepki wydarzeń, które wpłynęły na wychodzenie z kokonu przez Shūichiego bardzo mnie przekonały. Gorycz została zamieniona w nadzieję. I to jest ogromna wartość tej powieści. 

Szczerze polecam!!! 

Moja ocena: 9/10

Książkę wydała Grupa Wydawnicza Relacja, a ja z tą książką zapoznałam się dzięki Legimi

„Wizualizacja” François J. Paul-Cavallier

WIZUALIZACJA

  • Autorka: FRANÇOIS J. PAUL-CAVALLIER

  • Wydawnictwo: BELLONA
  • Liczba stron: 280
  • Data premiery światowej: 2.06.2003

  • Data premiery: 31.07.2024

Poradnik „Wizualizacja” autorstwa François J. Paul-Cavallier wydany nakładem Wydawnictwo Bellona w dniu 31 lipca br. to druga publikacja, z którą zadeklarowałam się zapoznać. Nie ukrywam tytuł książki bardzo mnie zaciekawił. Nie od dziś wiadomo, że pozytywne nastawienie może przyczynić się do osiągnięcia sukcesu z większym prawdopodobieństwem.  Nie liczyłam w ogóle na jakieś rewolucyjne rady, które sprawdzą się od razu w stu procentach. Nie po to czytam poradniki😉. Śledząc od lat rynek wydawniczy wiem, że literatura tego gatunku służy tylko głębszej refleksji. I tak było i tym razem. 

Poradnik zatytułowany „Wizualizacja” François J. Paul-Cavalliera zdaniem Tłumaczki „należy do dziedziny, któ­rej twórcy rzu­cają nam wyzwa­nie.” Wyzwanie to związane jest „(…) prze­ję­ciem „w swoje ręce” odpo­wie­dzial­no­ści za jakość wła­snego życia, za stan naszego ducha, umy­słu i ciała.” Słowa Anny Suchań­skiej bardzo mnie zdziwiły. Z poradnikiem czy bez mam już świadomość, że miejsce, w którym jestem w życiu jest efektem zbiegu decyzji, które kiedyś podjęłam, bardziej lub mniej świadomych. Choć muszę przyznać, że większość naszych decyzji opiera się jednak na emocjach, nawet jeśli uważamy, że decydujemy bardziej racjonalnie😏. Z Przedmowy autorki dowiedziałam się natomiast, że poradnik był przeznaczony i dla pacjentów, i dla terapeutów. Trudno o bardziej skomplikowane zadanie. Pacjentom brakuje wiedzy, terapeutom możliwe, że dystansu i otwartości. Autorka przyznała również, że „Zadaniem tej książki jest zebra­nie pod­sta­wo­wych tech­nik wizu­ali­za­cji przy jed­no­cze­snym wyraź­nym zróż­ni­co­wa­niu metod pozor­nie podobnych. Tym samym sta­nowi ona pro­po­zy­cję two­rze­nia bazy teo­re­tycz­nej, pobu­dza­ją­cej do roz­wi­ja­nia badań w oma­wia­nej dzie­dzi­nie.”  Bardzo ambitne zadanie, które bardziej nakładane jest na literaturę naukową z konkretnej specjalistycznej dziedziny, niż na poradniki służące naszemu rozwojowi. 

Książka składa się z zatytułowanych części, które dotyczą odrębnego celu. W wielu miejscach Paul-Cavallier wspomaga się teoriami z literatury przedmiotu i poglądami dominującymi w doktrynie. Struktura publikacji jest bardzo przejrzysta. To niewątpliwie jej zaleta. Poszczególne ponumerowane rozdziały zawierają podtytuły. Również niektóre fragmenty są odseparowane od reszty treści np. „1. Trzy wymiary naszej natury”, „2. Potrzeba wsparcia” itd. 

Powielane prawdy wybrzmiewają często z treści. Przykładowo: 

„(…) Czło­wiek jest istotą rela­cyjną. (…) Czło­wiek jest ponadto pod­mio­tem cią­głego sta­wa­nia się i wzrostu. Wła­śnie w rela­cji znaj­duje źró­dło zdro­wia i wzro­stu.  (…) Czło­wiek jest istotą duchową. Pozostaje w szcze­gól­nej więzi z Bogiem, sta­no­wiąc wraz z nim duchową całość lub, innymi słowy, prze­ży­wa­jąc stan ducho­wo­ści” – Wizualizacja” François J. Paul-Cavallier. 

Tak jakby autorka chciała nas przekonać do swoich twierdzeń, do swoich wierzeń w „Boga” przez duże „B”. Ot kolejny cytat z tego gatunku „W Sta­rym Testa­men­cie powie­dziane jest: „Czło­wiek jest taki, jak jego myśli…”. Nie ukrywam, że ten aspekt religijny jako agnostykowi kompletnie nie przypadł do gustu. Musiałam silnie wytrwać, by z otwartością czytać alegorie, wspomnienia i porównania. 

W wielu miejscach autorka spełniła swoje założenie edukacyjne. Kompletnie nie wiedziałam na przykład, że samosprawdzająca się prze­po­wiednia to inaczej zwany efekt Pigmaliona. Jest to zachowanie, które reali­zuje się nie­mal auto­ma­tycz­nie; „(…) Gdy spo­dzie­wamy się cze­goś w przy­szło­ści, mamy ten­den­cję do zacho­wy­wa­nia się w spo­sób zgodny z ocze­ki­wa­niami.” Oprócz rozważań teoretycznych publikacja obfituje w ćwiczenia. Nie będę ukrywać, że wyłącznie zapoznałam się z nimi na płaszczyźnie teoretycznej. Odpuściłam sobie trenowanie. Pewnie dlatego, że zbytnio mnie nie zaciekawiły nie skłoniły do aktywności. 

Nie zawsze wizualizacja chodzi więc w parze z działaniem. Łatwiej wyobrazić mi sobie docelowy stan niż nad nim popracować. Tak niestety mam. Pocieszam się, że nie jedyna. W ćwiczeniach terapeutycznych trudność jest tym większa, że im więcej znamy teorii i podejść trudno nam wytrwać w jednym założeniu, dominującym w danej publikacji. Czasem trudno zdecydować na czym powinniśmy się skupić. Ja trochę miałam tak z tym poradnikiem. W teorii założenia wydawały się zasadne. W praktyce niczego odkrywczego nie przeczytałam. Po prostu kolejny zbiór obserwacji doświadczonej specjalistki, która chce się z czytelnikami podzielić swoją wiedzą i przekazać, co dla niej najważniejsze. I dla takiego celu warto czasem sięgnąć po literaturę przedmiotu z psychologii, psychoterapii, nauk społecznych. By sobie przypomnieć. By się dokształcić. 

Moja ocena: 7/10

We współpracy z Wydawnictwem Bellona.

„Kurewny” Camila Sosa Villada

KUREWNY

  • Autorka: CAMILA SOSA VILLADA

  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO FILTRY
  • Liczba stron: 224
  • Data premiery światowej: 1.03.2019
  • Data premiery w tym wydaniu: 27.03.2024

Wydawnictwo Filtry w swych publikacjach nie stroni od podejmowania trudnych tematów, które są tematem literatury pięknej, jak w książce „Robak” Jakuba Wiśniewskiego czy „Hotel ZNP” Izabeli Tadry. „Kurewny” Camili Sosy Villady to kolejna publikacja tego rodzaju. Powieść podejmująca dyskusję o transwestytyzmie, o transseksualizmie w argentyńskiej rzeczywistości. Proza kobieca o trudnej tematyce. Idealna lektura dla mnie, szukającej ostatnio poważniejszej literatury😏 z pięknym uzupełnieniem autorstwa Macieja Stroińskiego zatytułowanym „Dzikość serca”, z którego dowiedziałam się wielu faktów na temat samej autorki oraz warstwy ideologicznej, literackiej, która stała się podwaliną przeczytanej przeze mnie prozy. Z tego dodatku dowiedziałam się przykładowo, że Argentyna pod wieloma aspektami jest dużo bardziej otwarta i liberalna niż Polska, mimo, że jest krajem katolickim. Argentyński rząd zadbał, by w roku 2002 zalegalizowano związki partnerskie, a w 2010 małżeństwa jednopłciowe. W roku 2012 uchwalono ustawę o niezgodności płci, której istotą jest swoboda wyboru tożsamości, a w 2020 roku zliberalizowano prawo do aborcji. Więc oprócz samej powieści warto więc przeczytać, co w sprawie publikacji ma do powiedzenia sam Stroiński. 

(…) Niech wbiją sobie do łbów, że trzeba cenić wywłoki. Kosztujemy drożej, niż im się wydaje w tych ich heterycznych móżdżkach.” – „Kurewny” Camila Sosa Villada.

Camila Sosa Villada w publikacji „Kurewny” dzieli się swoim osobistym doświadczeniem transpłciowości choć stroni od tego sformułowania, całkowicie skutecznie. Pokazuje znany jej świat osób żyjących na własnych zasadach. Wykreowane przez nią postaci są ekspresyjne, czasem wulgarne. A historia toczy się w argentyńskim mieście Córdoba, w którym to Parku Sarmienta pracują tytułowe kurewny borykające się z agresywnymi, niepogodzonymi ze swymi pragnieniami klientami; politykami, policjantami, biznesmenami, a także własnymi oczekiwaniami i trudnościami. 

„Ale przyjęcie pozycji kobiety wcale nie przynosi wytchnienia. „Wszystkie miałyśmy zostać królewnami”, mówi motto książki zaczerpnięte z Gabrieli Mistral – tymczasem sukienka nie wystarczy, by proza życia zamieniła się w poezję, a na człowieka spływały rewerencja i łagodność.” – „Kurewny” Camila Sosa Villada.

Słodko gorzkie przesłanie, z którym w stronę czytelnika wyrusza Camila Sosa Villada, argentyńska pisarka, aktorka teatralna i filmowa. „Urodzona w 1982 roku w Kordobie w Argentynie transpłciowa pisarka, aktorka, performerka. Początkowo zarabiała na życie jako pracownica seksualna, uliczna sprzedawczyni i pokojówka” (cyt. za:lubimyczytac.pl) . Jej bohaterka została zainspirowana zapewne jej osobą. Istnieje wiele punktów stycznych w jej biografii, doświadczeniach z przeszłości z główną bohaterką, która prezentowana jest w „Kurewnach” z pozycji narratora pierwszoosobowego. Aż chciałoby się powiedzieć, że to powieść autobiograficzna. Choć niektóre opisane w niej wydarzenia wydają się za mało realistyczne, by były prawdziwe, jak postać kobiety unikającej pełni księżyca czy głuchoniema Maria, która zaczęła obrastać w piórka…i to dosłownie😏. Skusicie się? 

Powieść jest debiutem pisarki, która już jako młody chłopiec Cristian odkryła w sobie upodobanie do przebierania się i homoseksualne skłonności. Zresztą ten moment autorka wyraźnie oznaczyła w powieści formułując niebinarne czasowniki w odniesieniu do głównej bohaterki jak; „pojęłom”, „zapytałom’, „modliłom” w momencie, gdy Cristian już wiedział, że nie czuje się chłopcem, ale jeszcze nie potrafił się wyraźnie zdefiniować. Było dla niego za wcześnie. Czytelnik śledzi życie Camili przez pryzmat jej życia rodzinnego, agresywnego i uzależnionego od alkoholu ojca, a także czasów szkolnych. 

(…) Taki miałam wzór męskości – dzikie rozszalałe zwierzę, przeraźliwy upiór i koszmar na jawie – który skutecznie mnie zniechęcił do bycia mężczyzną. Jeśli tak wygląda „męstwo”, to ja podziękuję.” – „Kurewny” Camila Sosa Villada.

Pod kątem socjologicznym książka okazała się być dla mnie niezwykle wartościowa. 

Gdybyście mogli zobaczyć, co wyprawiali ci ojcowie rodzin, niezmordowanie harujący na swoje dzieci i raszple. Gdybyście mogli usłyszeć, jak cicho pojękiwali, marząc na jawie…” – „Kurewny” Camila Sosa Villada.

Odwaga autorki dzielącej się trudnymi doświadczeniami z pracy prostytutki będąc transwestytą jest godna podziwu. Do tego jej osobiste wynurzenia o miłości, o chęci bycia w stałym związku, o posiadaniu kogoś zawsze obok siebie za wszelką cenę. 

Na wszystko więc się zgadzałam jak ostatnia szmata, nawet gorzej – zdzira. Zakochana kurwa: nie ma nic obrzydliwszego. Tego rodzaju mezalians gorszył moje koleżanki i z ulicy i z uczelni.” – „Kurewny” Camila Sosa Villada.

Bohaterki, o których jest ta powieść nie budzą w otoczeniu pozytywnych emocji. W większości są niezrozumiałe, krzywdzone, ignorowane i wyśmiewane. I ten cały wachlarz uczuć jest bardzo realistycznie opisany w książce. „Wywłoki” bo tak o osobie one same mówią budzą strach, lęk, często obrzydzenie. W tym wszystkim spełniają pragnienia klientów, mężczyzn. Zaciekawiło mnie, że o żadnej kobiecie w roli klientki nie było w powieści mowy. Czyżby kobiety nie miały skłonności do uprawiania fizycznej miłości z transwestytami i to jeszcze za gotówkę? Z jednej strony ostracyzm publiczny, z drugiej powszechne korzystanie z ich usług, z ich dobrodziejstw, które oferują. Niesamowita nierówność i niesprawiedliwość. Społeczny dualizm, dewotym i dulszczyzna. Wszystkie te negatywne słowa ukazujące tendencję społeczeństwa do fasadowego życia rozpoczynają się na literę „d”🤨. 

Moja ocena: 8/10

Z książką zapoznałam się dzięki Wydawnictwu FILTRY.

„Wyrwij się” Richard Wiseman

WYRWIJ SIĘ

  • Autor: RICHARD WISEMAN
  • Wydawnictwo: BELLONA
  • Liczba stron: 432
  • Data premiery światowej: 5.07.2012
  • Data premiery: 31.07.2024r. 

Wydawnictwo Bellona „od listopada 2018 roku BELLONA jest częścią grupy wydawniczej należącej do spółki Dressler Dublin, dzięki czemu należy do największej grupy wydawców na rynku książki w Polsce”. To Wydawnictwo z długą tradycją. Z oficjalnej strony Wydawcy dowiedziałam się, że „Nawiązuje do wojskowego kwartalnika „BELLONA”, którego pierwszy numer ukazał się w lutym 1918 roku, jeszcze pod okupacją niemiecką, dziewięć miesięcy przed odzyskaniem niepodległości przez Polskę. Naczelnik Państwa i Naczelny Wódz Wojska Polskiego Józef Piłsudski uznał „BELLONĘ” za główny periodyk mający dbać o rozwój intelektualny oficerów i polskiej myśli wojskowej, wyznaczył mu zadania oraz określił jego pozycję. Słowa Piłsudskiego stały się zobowiązaniem dla autorów i redaktorów. W czasie drugiej wojny światowej i po niej „BELLONA” ukazywała się na emigracji w Londynie.” (źródło: www.bellona.pl). Ja do tej pory nie współpracowałam z tym Wydawnictwem. Chętnie więc zapoznałam się z jego publikacją z dnia 17 lipca br. pt. „Wyrwij się” Richarda Wisemana, która światową premierę miała w 2012 roku. To poradnik psychologa oparty na założeniu, że zmiana sposobu myślenia i odczuwania przyczyni się od przejścia z wyobrażania sobie siebie w nowy sposób do działania. 

„Nie myśl tylko o zmianie swojego życia. Zrób to.” – opis Wydawcy. 

We wstępie autor wprowadza czytelnika w meandry pułapki związanej ze schematami myślowymi, którym ulegamy i które uniemożliwiają nam dalszy rozwój. Autor jednoznacznie zwraca się do czytającego słowami:

„(…) Na stro­nach tej książki będę Was zachę­cał do zmiany zacho­wań. Aby pod­kre­ślić zna­cze­nie poprzed­niego zda­nia, popro­szę teraz o coś, o co nikt, jak podej­rze­wam, dotąd Was nie pro­sił. Chcę, aby­ście po prze­czy­ta­niu kolej­nych roz­dzia­łów suk­ce­syw­nie je nisz­czyli.” –Wyrwij się” Richard Wiseman.

A teraz, dro­dzy czy­tel­nicy, wypro­stuj­cie się, weź­cie głę­boki oddech i przy­go­tuj­cie się do tego, żeby wyrwać się z puła­pek daw­nego myśle­nia.”  –Wyrwij się” Richard Wiseman.

Obiecujący początek. Rozwinięcie następowało w kolejnych zatytułowanych rozdziałach, które Richard Wiseman pogrupował w ponumerowane części. Każda część zawiera podtytuł jak przykład dla części pierwszej: Jak być szczę­śli­wym. Poznamy w niej uro­czego geniu­sza, który posta­wił świat na gło­wie, nie­ja­kiego Wil­liama Jamesa, a ponadto dowiemy się, jak dobrze dopin­go­wać i wybie­rzemy się do fabryki zabawy.” Książka zawiera i zdjęcia, i rysunki, i tabele, które urozmaicają i wzbogacają czytanie. Niektóre fragmenty zawierają proste ćwiczenia (np. obserwacja emocji uwidocznionych na zdjęciach) i treningi, które uświadamiały mi jaka jest zależność między emocjami a zachowaniem. Najmniej dla mnie interesujące okazały się części, w których Wiseman pokazuje ewolucję teorii związanych z mechanizmami wypływającymi z emocji, uczuć a mającymi wpływ na nasze działania. Z zaciekawieniem przeczytałam natomiast o sys­temie reguły gry aktorskiej Konstan­tina Sta­ni­sław­skiego do której autor się odniósł. Uważam, że poradnik bez teorii czy wyników badań; Paula Ekmana z Uni­wer­sy­tetu Kali­for­nij­skiego, Lairda, Wilhelma Wundta, psy­cho­loga Wil­liama Jamesa, Sabine Koch z Uni­wer­sy­tetu w Heidelbergu i wielu innych miałby taką samą wartość. 

Wyrwij się” Richarda Wisemana to poradnik jakich wiele, z którymi wcześniej się zapoznałam. Każdy poradnik traktuję jednak jak nową przygodę. Nawet jeżeli niektóre fragmenty wydały mi się znane literatura popularnonaukowa ma na celu utrwalanie, przypominanie zasad i mechanizmów, które funkcjonujące efektywnie mogą przyczynić się do poprawy jakości naszego życia. Zawsze staram się patrzeć na tego typu literaturę z tego punktu widzenia. Nie jako złoty środek, stuprocentową receptę na szczęście, a bardziej jako materiał do dalszych rozważań, do zastanowienia się. I w tym zakresie lektura spełniła moje oczekiwania. 

Moja ocena: 7/10

We współpracy recenzenckiej z Wydawnictwem Bellona.

„Córki czarnego munduru” Sylwia Trojanowska

CÓRKI CZARNEGO MUNDURU

  • Autorka: SYLWIA TROJANOWSKA
  • Wydawnictwo: MARGINESY
  • Liczba stron: 304
  • Data premiery: 14.08.2024

Twórczość Sylwia Trojanowska – pisarka, jak wspomniałam w zapowiedzi jest już mi znana. Z nostalgią wspominam książki; „A gdyby tak„, „Sekrety i kłamstwa” oraz „Żona nazisty” wydawane nakładem Wydawnictwo Marginesy.  Z zainteresowaniem sięgnęłam więc do publikacji, która debiutowała 14 sierpnia 2024 pt. „Córki czarnego munduru”, która jest książką obyczajową z dość rozbudowaną warstwą historyczną. 

Lata trzydzieste XX wieku. Mło­dą In­grid From­m­ha­gen tonącą po traumatycznych przeżyciach na niemieckim szkolnym obozie ratuje starszy od niej o dwie dekady wdowiec Wil­helm Halterman, zapalony nazista.  

„– Na tym ostat­nim obo­zie… było ina­czej. Od sa­mego po­czątku.  (…) W na­szym po­koju każ­dej nocy byli chło­pacy. Cza­sami je­den z kil­koma po ko­lei, a cza­sami kilku po ko­lei z jedną. Po wszyst­kim dziew­czyny do rana le­żały z no­gami w gó­rze, „żeby dać dziecko Füh­re­rowi”, tak mó­wiły. Ja nie chcia­łam i dla­tego ostat­niej nocy zgo­to­wały mi pie­kło. Przy­wią­zały do łóżka, za­kne­blo­wały usta i zwo­łały wszyst­kich chłop­ców, któ­rzy wcze­śniej z nimi byli. I oni……(…)  – Głos In­grid się za­ła­mał.” – Córki czarnego munduru” Sylwia Trojanowska.

In­grid usłyszała, że „(…) Każde dziecko Rze­szy jest cenne i nikt nie ma prawa rzec ci złego słowa.” Wil­helm Halterman stał się jej wybawcą licząc po trochę, że Füh­re­rowi da kolejnego niemieckiego żołnierza. Już niedługo w niemieckich Pyrzycach (niem. Py­ritz) zaczyna kwitnąć rodzinne życie Państwa Haltermanów. In­grid zaczyna się do niego przyzwyczajać u boku dużo starszego Wil­helma i córek – bliźniaczek Sofii i Charlotte. Córek, na które Wilhelm nie zareagował dość entuzjastycznie. 

„– Na co mo­jemu Füh­re­rowi baby? Męż­czyzn mu trzeba.
– Ależ pa­nie Hal­ter­man! Są zdrowe, a to naj­waż­niej­sze!
– Naj­waż­niej­sze? – prych­nął Hal­ter­man. – Po­wta­rzam! Dzie­wuch nie chcia­łem! Nie zga­dza­łem się na nie!” – Córki czarnego munduru” Sylwia Trojanowska.

Wychowywana z poszanowaniem dla drugiego człowieka najpierw przez babcię Laurę, a po jej śmierci przez wujostwo, wcześnie osierocona nie potrafi pogodzić się tym, co dzieje się w Trzeciej Rzeszy. 

Bardzo podoba mi się okładka tej publikacji. Kolory idealnie pasują do podjętego tematu. Do tego czcionka; wyrazista w przepięknym stalowym kolorze. Oprócz okładki bardzo dobra jest również treść wewnątrz niej. Książka podzielona jest na zatytułowane części. Czytelnik porusza się po fabule również w retrospekcji. By czytelnik się nie pogubił Autorka oznaczyła przeszły plan czasowy jako: „wcześniej”. Dzięki temu miałam szansę poznać Ingrid na różnych etapach jej życia. W różnych momentach. Gdy dojrzewała, doświadczała też trudnych przeżyć, ale też cieszyła się. 

W opisie Wydawcy przeczytałam: „To nie jest opowieść o miłości, choć czuć ją między wierszami, lecz opowieść o zbrodniach, choć nie tak oczywistych, jak mogłoby się wydawać.” Zgadzam się z tą opinią. Sylwia Trojanowska zadbała, by pod płaszczykiem powieści obyczajowej przemycić głębokie, trudne treści oparte na historycznych przeżyciach wielu. Czytając byłam świadkiem wielu opisywanych okrucieństw. Bardzo podobał mi się pomysł pokazania kobiecej postaci o niemieckich korzeniach, niekoniecznie nazistki. Kobiety, która mimo wielu życiowych trudności odkrywa twórczość teatru, kina. Uwielbia sztukę i dostrzega oraz interpretuje emocje. Autorka wykreowała bardzo emocjonujące postaci; dobre, złe, niejednoznaczne, również pogubione w nazistowskiej Rzeszy. Wgłębiając się w ich losy niejednokrotnie odczuwałam smutek, rozdrażnienie, a czasem i niedowierzenie. To bardzo dobra powieść swego gatunku. Uczucia, niekoniecznie tylko pozytywne, są cechą charakterystycznymi obyczajowych powieści lub raczej powinnam napisać; powinny być. 

Jeśli lubicie książki obyczajowe to koniecznie przeczytajcie „Córki czarnego munduru” Sylwii Trojanowskiej, która zabierze Was w świat nazistowskich Niemiec z perspektywy Ingrid. Udanej lektury! 

Moja ocena: 8/10

We współpracy recenzenckiej z WYDAWNICTWEM MARGINESY.

„Pierwsza osoba liczby pojedynczej” Haruki Murakami

PIERWSZA OSOBA LICZBY POJEDYNCZEJ

  • Autor: HARUKI MURAKAMI
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Liczba stron: 224
  • Data premiery: 12.11.2020r. 

  • Data premiery światowej: 1.07.2020

Zbiór opowiadań Haruki Murakamiego pt. „Pierwsza osoba liczby pojedynczej” wydało Wydawnictwo MUZA SA w listopadzie 2020 roku. To kolejna publikacja tego wybitnego japońskiego prozaika, do której sięgnęłam w ramach mej podróży w stronę azjatyckiej literatury pięknej. Z ośmioma opowiadaniami, które się na nią składają zapoznałam się dzięki abonamentowi w księgarni Legimi. Jak już wspominałam mój wysłużony elektroniczny czytnik polskiej marki InkBook Polska odmówił współpracy. Muszę więc awaryjnie korzystać z dobrodziejstwa smartfona🙄, gdy chcę w ramach prywatnych planów czytelniczych zapoznać się z jakimś wydawnictwem. 

Murakami zabrał mnie po raz kolejny w świat, w którym duże znaczenie mają przeżycia głównego bohatera. Świetnie aktualne wewnętrzne życie postaci zestawia z tym, co zdarzyło się lata temu. Z kim się spotkał, z kim tworzył relację, co stworzył. Haruki Murakami jest prozaistą, który z błahych zdarzeń, prostego pomysłu potrafi stworzyć interesującą opowieść. O byłej dziewczynie, jak na przykład w opowieści „Śmietanka”, czy o wyimaginowanej płycie jazzowej w „Charlie Parker Plays Bossa Nova”. Zresztą przytoczona w noweli postać muzyka ogromnie mnie zainteresowała. Musiałam więc sięgnąć do biografii muzyka zwanego „Birdem”, którego ciało było tak zdewastowane wskutek wieloletniego uzależnienia od alkoholu i heroiny, że patolog, który przeprowadzał sekcję zwłok, błędnie oszacował ciało 34-letniego Parkera na wiek od 50 do 60 lat. Wszechstronna tematyka opowiadań jest odświeżająca. Sięga wielu aspektów życia i jak w przypadku „Birda” odnosi się w wielu miejscach do historycznych postaci. Podobnie jak w treści „With the Beatles”. To kalejdoskop artystycznych historii. Niekoniecznie bez znaczenia. 

W prozie Murakamiego zachwyca mnie jej wszechstronność. Murakami jako Azjata traktuje podjęte tematy w sposób bardzo światowy. Oczywiście w jego opowiadaniach czy powieściach sposób zachowania, okoliczności społeczne, psychofizyka postaci jest właściwa dla kultury azjatyckiej, japońskiej. Nie przeszkadza to jednak autorowi odnieść się do wartości uniwersalnych. Z opowiadań wyziera samotność, niezrozumiałość kontekstu sytuacyjnego różnych wydarzeń, jak na przykład samobójstwo byłej dziewczyny, której przyczyny nikt nie zna, nawet jej brat. Te krótkie formy literackie mają przewagę nad dłuższymi powieściami w tym, że pozwalają szybko i bez większego wysiłku przenosić się w różne światy, często bardzo się od siebie różniące. Zbiory opowiadań do jakby książki w książce. I dlatego od czasu do czasu lubię je czytać. 

Mam oczywiście swoich faworytów. Tym razem najbardziej spodobała mi się historia zatytułowana „Karnawał”, którego tytuł nawiązuje do utworu muzycznego o tym samym tytule Schumanna. W tej opowieści Murakami nie dość, że wzbogacił moją wiedzę o samym Schumannie i jego chorobie syfilisowej przez którą zaczął mieć problemy psychiczne, w tym schizofrenię, lecz również o jego twórczości w różnych wykonaniach. Tak umiejętnie o nich opowiedział, że miałam poczucie jakby muzyka Schumanna wypływała z kart opowiadania. Nie był to jednak powód, dla którego „Karnawał” stał się moim ulubionym utworem z tego zbioru. To nie Schumann okazał się wyjątkowy, a perspektywa autora na temat brzydkich kobiet. Ktoś kiedyś powiedział, że ich nie ma, a tylko „wina brak”. To takie uproszczenie. W rzeczywistości ktoś się nam bardziej lub mniej podoba. I to właśnie kobieca postać nazywana „F” i sposób, w jaki narrator na nią patrzył i jak ją traktował jest największą wartością tego opowiadania. Wyjątkowa sama w sobie; 

(…) Niewiele jest brzydkich kobiet świadomych swojej brzydoty, a takich, które potrafią po prostu zaakceptować ten fakt i jeszcze czerpać z niego przyjemność, nie ma wcale albo jest ich wyjątkowo mało. W tym sensie była naprawdę niezwykła. Ta niezwykłość przyciągnęła do niej nie tylko mnie, ale także wiele innych osób…” – Pierwsza osoba liczby pojedynczej” Haruki Murakami.

Postać „F” stała się bazą do dalszych rozważań Murakamiego w tym zakresie. 

Chyba można więc stwierdzić, że w porównaniu z pięknymi kobiety potrafiące się niemal cieszyć swoim brakiem urody czy wręcz brzydotą, są szczęśliwsze. Każda piękna kobieta ukrywa gdzieś coś brzydkiego, a każda brzydka kobieta ma gdzieś coś pięknego. I w odróżnieniu od pięknych brzydkie umieją otwarcie cieszyć się tym pięknem…” – Pierwsza osoba liczby pojedynczej” Haruki Murakami.

Wszystko jednak jest napisane w tak delikatny sposób, że na rozważania Murakamiego na temat kobiecej brzydoty nie sposób się gniewać. Traktowałam je jako inteligentne refleksje w tym zakresie, tym bardziej, że zakończenie tej historii jest arcyciekawe. Muszę też króciutko wspomnieć historię o starej małpie, która znalazła się w opowiadaniu „Wyznanie Małpy z Shingawy”, która oparta na konsternacji narratora rozbawiła mnie w wielu momentach. W przypadku twórczości Murakamiego to naprawdę ewenement. Choć chwilami czytając o Małpie z Shingawy to był taki trochę śmiech przez łzy. Ta historia jest bowiem śmieszna tylko w relacji Małpa i gość hotelowy. A tak naprawdę to opowieść o wyobcowaniu, o samotności, o życiu na granicy, choć napisana z przymrużeniem oka. 

Pozostałe mają bardzo podobny poziom. Daleko im do wywoływania zachwytu. Raczej są dowodem na wysokiej jakości pracę rzemieślniczą autora. Jako wieloletnia odbiorczyni różnej twórczości wiem, że nie każdy film zasługuje na Oskara i nie każda proza musi być od razu arcydziełem by była warta przeczytania. Tak odebrałam większość opowiadań ze zbioru „Pierwsza osoba liczby pojedynczej” Haruki Murakamiego. Jako zdecydowanie wartych zapoznania się👍. Tym bardziej, że wszystkie pisane są w pierwszej osobie liczby pojedynczej. Trudno stwierdzić, które historie są wyrazem fantazji autora, a które narrator pierwszoplanowy – autor, przytacza jako swoje. To zostanie dla mnie nieodgadnione. 

Moja ocena: 7/10

Książki Murakamiego wydaje Wydawnictwo Muza, a ja z tą publikacją zaznajomiłam się dzięki Legimi

„Zbrodnia w pałacu Buckingham” S.J. Bennett

ZBRODNIA W PAŁACU BUCKINGHAM

  • Autorka: S.J. BENNETT
  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO KOBIECE
  • Cykl: JEJ KRÓLEWSKA MOŚĆ PROWADZI ŚLEDZTWO (tom 2)
  • Liczba stron: 432
  • Data premiery: 19.06.2024 

  • Data premiery światowej: 11.11.2021 

Spodobał mi się pierwszy tom cyklu „Jej Królewska Mość prowadzi śledztwo” pt.  „Tajemnica morderstwa w Windsorze” S.J. Bennett (recenzja na klik). Oczywiście nie jest to proza wyjątkowa, nie jest to literatura piękna. Jest to rekreacyjna powieść z gatunku cosy crime, w której morderstwa są pokazane bardziej przytulnie, niż w zwykłych kryminałach, a niektóre historie wydają się być nadmiarowo fantazyjne. O to zresztą nietrudno, jeśli główną bohaterką książek Sophii Bennett jest Królowa Elżbieta II. Idąc więc za ciosem w księgarni Legimi odnalazłam kolejne dwa tomy cyklu i z ochotą zabrałam się do zapoznawania się z premierą z czerwca br. pt. „Zbrodnia w pałacu Buckingham” wydanej nakładem Wydawnictwa Kobiece

Już na samym początku autorka zastrzega, że „Książka ta powstała, zanim książę Filip zmarł 9 kwietnia 2021 roku w wieku 99 lat. Dedykuję ją jego pamięci, z czułością i podziwem dla dobrze przeżytego życia, ale i nie bez tremy: czy nagrodziłby moją pisaninę śmiechem? Czy cisnąłby tomem z szerokim uśmiechem wyrażającym irytację? Mam nadzieję, że tak właśnie by zareagował.” Sama się zastanawiałam już przy czytaniu pierwszego tomu, o którym wspominam powyżej jak zareagowała świta angielskiego dworu królewskiego i sama Rodzina Królewska na ten pomysł wydawniczy. Nie ukrywam, że nawet szukałam czy w zasobach internetowych nie ma nic w tym temacie. I niestety, niczego nie znalazłam. 

Wracając do powieści to zastosowany przed pierwszą częścią cytat brzmiący: „Pokażę waszej lordowskiej mości, do czego zdolna jest kobieta.” Artemisia Gentileschi (1593 – ok. 1654) dał zapowiedź dobrej zabawy ze zdolną kobietą🙄. Ja oczywiście założyłam, że cytat może odnosić się do głównej, królewskiej bohaterki. Choć różnie to może być… Podobnie jak poprzednio i w tej części autorka oznaczyła czas akcji. Kryminalna intryga, którą zainteresowała się Królowa zaczyna się w Październiku 2016 roku, gdy osobisty jej sekretarz rano przy basenie odkrywa zwłoki ponad sześćdziesięcioletniej pokojówki Cynthii Harris. Choć autorka nie pozwala czytelnikowi się nudzić nawracając fabułę, aż do trzech miesięcy wstecz, gdy historią Wielkiej Brytanii wstrząsają silne polityczne prądy doprowadzające ostatecznie do Brexitu, a główna bohaterka zleca swoim podwładnym ustalenie jakim cudem wypożyczony w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku obraz Ministerstwu Obrony do tej pory nie wrócił do jej kolekcji. Jakimś trafem różne wydarzenia, o których autorka wspomina w Prologu i części pierwszej tj.; śmierć pokojówki, tajemnicze nieprzyjemne liściki kierowane do pracowników rodziny królewskiej i zagadka związana z obrazem statku „Brytania” czy dzieła Artemisi Gentileschi są ze sobą powiązane. I to właśnie monarchini będzie starać się przyczynić do odkrycia tego związku. 

Opowieść zagłębia czytelnika w relacje Królowej z Sir Simonem Holcroftem jej osobistym sekretarzem, którego czytelnik zna z poprzedniej części. 

Teoretycznie jako osobisty sekretarz odpowiedzialny był za organizację oficjalnych wizyt królowej oraz relacji z rządem, jednak w praktyce interesowało go wszystko, co mogło w jakikolwiek sposób dotyczyć jego pracodawczyni.” -„Zbrodnia w pałacu Buckingham” S.J. Bennett.

Jak i innych bliskich współpracowników Królowej, np. była kapitan Królewskiej Artylerii Konnej Rozie Oshodi, której Królowa z nieznanych mi przyczyn powierzyła sekret interesowania się różnymi kryminalnymi zagadkami. Autorka odzwierciedla w swej fabule życie Królowej w codzienności, co skłaniało mnie nie raz do wniosku, że Elżbieta II otaczała się cały dzień różnymi osobami, z którymi przychodziło jej współpracować raz częściej, raz rzadziej.  Do tego, co jest dużą wartością tej serii Sophia Bennett wraca do wydarzeń historycznych jak wizyta w Chinach, gdy Korona przygotowywana się do wycofania z Hongkongu, co ostatecznie miało miejsce w 1997 roku czy do samego dzieciństwa Elżbiety II, gdy jej rodzina po abdykacji jej wujka Davida musiała nagle przenieść się do Pałacu królewskiego lub gdy Lilibeth ze swą siostrą bawiły się w zamku w chowanego. Bardzo zgrabnie nawiązuje również do relacji monarchini z Królową Matką, która wspominana jest jako mamusia. W pięćdziesięciu rozdziałach i łącznie czterech częściach autorka pozwala przyglądać się czytelnikowi życiu na dworze, a także społecznym wydarzeniom, które działy w się w roku 2016, jak wspomniane wcześniej referendum brexitowe, wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych, a także początek wielkiego remontu w pacu Buckingham. 

Autorka zestawia trochę życie Elżbiety kiedyś, gdy była całkiem inną osobą;

„(…) No ale chyba nikomu nie przyjdzie do głowy szukać królowej brytyjskiej w starej szafie?”-„Zbrodnia w pałacu Buckingham” S.J. Bennett.

Z życiem, które było jej dane prowadzić jako koronowana głowa;

(…) Zaczynała rozumieć, że w przypadku życia jakie teraz miała wieść, wyobraźnia po prostu była bezradna: nigdy nie było wiadomo, co przyniesie przyszłość, a wszelkie przewidywania nie miały sensu.” -„Zbrodnia w pałacu Buckingham” S.J. Bennett.

Warto pamiętać, że każdy tom zawiera inną historię kryminalną, co oznacza, że możliwe jest czytanie każdego tomu z osobna bez znajomości poprzedniego. Niech Was nie zraża więc nieznajomość przytoczonych w recenzji postaci. Szybko zaczytując się w ten tom nadrobicie👍. 

Z książki dowiedziałam się, że tak naprawdę Królowa Brytyjska to: „(…) Królowa z Bożej Łaski Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej oraz innych jej Królestw i Terytoriów, głowa Wspólnoty Narodów, Obrończyni Wiary.” Nabyłam również informację, że Elżbieta II nie opiekowała się tylko psami corgi. W 2016 miała tylko jednego psa tej rasy i dwa dorgi, czyli krzyżówki corgi z jamnikiem. Ileż to się można ciekawostek dowiedzieć o historycznej postaci, która jakimś cudem stała się głównym bohaterem książki o przytulnych zbrodniach😊. Warto przeczytać tę pozycję, jak i całą serię chociażby właśnie dla takich smaczków, o których prawdziwość, jak przeczytałam w Podziękowaniach, zadbała Sophia Bennett. 

Niestety druga część cyklu podobała mi się mniej. Fabuła związana z zaginionymi dziełami sztuki, a tym samym mnogość bohaterów drugo czy trzecioplanowych zagmatwała mi całkowicie obraz intrygi kryminalnej. Powstał lekki chaos, z którego nie potrafiłam się wyplątać, mimo że czytałam książkę z dużą uwagą, by się całkowicie nie pogubić. Rozie na życzenie monarchini chodziła i rozpytywała aktualnych, byłych pracowników pałacu, znawców, specjalistów. Przypominało mi to trochę takie „latanie z pęcherzem”, niby coś się dzieje gorączkowego, ale jest to mało owocne. Znudziły mnie te rozpytywania. Wrzucone od niechcenia wątki prywatnego życia kapitan Oshodi wydawały się jakby zbytecznymi kompletnie informacjami, które nic nie wniosły. Zdawały mi się też nieprzemyślane i urwane. Motyw gościny Rozie u Sholto Harviego oprócz ciekawego zestawienia imienia i nazwiska bohatera nie był w żadnej mierze intrygujący. Tak rozpisany, że okazał się dla mnie za nierealny nawet w tak zwariowanej fabule. A samo zakończenie zagadki kryminalnej zawiodło mnie dodatkowo. Cóż, czasem tak się zdarza, że nie każdy tom zaciekawi tego samego czytelnika w takim samym stopniu. Na plus zdecydowanie Prolog zamieszczony na końcu wydania z pierwszym rozdziałem trzeciego tomu, który miał premierę 28 sierpnia br., wprowadzający czytelnika w śledztwo rozpoczynające się od znalezienia dłoni. Jej właściciela bezbłędnie dopasowała do niej Elżbieta II. Nie ukrywam, że po takim początku zaciekawiłam się zagadką, co robiła ucięta dłoń Edwarda St. Cyra na plaży? 

Moja ocena: 6/10

Serię wydaje Wydawnictwo Kobiece.