„Śląski Kopciuszek” Gabriela Anna Kańtor

ŚLĄSKI KOPCIUSZEK

  • Autorka: GABRIELA ANNA KAŃTOR  
  • Wydawnictwo:  WYDAWNICTWO MG
  • Liczba stron: 176
  • Data premiery: 01.07.2020r. 

Uwielbiam takie niespodzianki!!!  Moja przyjaciółka trafiła na spotkanie autorskie Pani @Gabriela Kańtor, która z entuzjazmem opowiadała o swoich publikacjach. Historie, które w nich przedstawia są naprawdę fascynujące (chociażby „Bachantka na panterze”, która mnie zaciekawiła i tylko chyba przez jakieś zaćmienie umysłu przyjaciółka jej też mi nie sprezentowała). Spotkanie podobno było bardzo udane. Prowadziła je niezwykle urocza Pani Ewa – nauczycielka z miejscowej Szkoły Muzycznej, a Pani Gabriela zachwycała swoją wiedzą, erudycją, umiejętnością zaciekawiania potencjalnego czytelnika. Ogromnie się ucieszyłam, gdy otrzymałam w prezencie mój własny egzemplarz „Śląskiego Kopciuszka”. I to nie byle jaki, tylko z dedykacją!!! Jest to pierwsza część dwutomowego cyklu o Joannie Gryzik, która prawie dwieście lat temu znalazła się w domu śląskiego przedsiębiorcy Carla Godulli posiadającego w dniu śmierci 19 kopalń galmanu, 40 kopalń węgla kamiennego, 3 huty cynku, 28 kuksów (czyli udziałów) w hucie „Karol”, do tego był władcą takich ziem jak: Orzegów, Szombierki, Bujaków, Bobrek, Paniowy (ps. od którego nawet jedna dzielnica Rudy Śląskiej wzięła swą nazwę) i która została jego spadkobierczynią. Książkę wydało @Wydawnictwo MG – warszawskie wydawnictwo, które wydaje przepiękną prozę (jak zdążyłam się zaznajomić) i klasyczną literaturę. „Śląski Kopciuszek” premierę miał w połowie 2020, a już 30.09.2020r. światło dzienne ujrzał drugi tom dylogii, który niestety na spotkaniu autorskim nie był dostępny. A szkoda, bo książki są naprawdę przepiękne wydane. Twarda oprawa, przepiękna okładka. Do tego gruby papier, który przepięknie szeleści i pachnie. Nic, tylko czytać !!! 

(…) jego już nie ma i nigdy nie będzie! Nie wstanie z grobu, nie ożyje, zostawił nas w kompletnym ubóstwie, bez jednego złamanego talara i bez jakiegokolwiek sensu. Po prostu wziął i umarł !…” – „Śląski Kopciuszek” Gabriela Anna Kańtor. 

Antonina Gryzik po śmierci męża zostaje sama z dwoma córkami. Młodsza zostaje przygarnięta przez nowego męża Antoniny, starsza zostaje oddana pod opiekę przyjaciółki Pani Gryzikowej, Emilii, która jest gospodynią w zamku rudzkiego przemysłowca, Carla Godulli. Długo nie da się ukryć dziecka chowanego w czeluści zamku. Joanka zaprzyjaźnia się z dwoma ogromnymi psami Godulli.- Troyem i Grafem, czym zaskarbia sobie jego przychylność do tego stopnia, że po dwóch latach, jako jego wychowanka staje się główną spadkobierczynią Carla. Co doprowadziło do takich kolei losów? Co spowodowało, że osierocona przez ojca, oddana do wychowania w obcym domu przez matkę Joanka stała się w przyszłości przedsiębiorczą spadkobierczynią, właścicielką ziemską i prawdziwą śląską panią. 

Co za cudowna publikacja. Praktycznie w każdym calu. Przemyślana. Zaplanowana. Odzwierciedlająca prawdziwe koleje losu bohaterów historycznych. Moja opinia jest całkowicie subiektywna. Już kiedyś pisałam na mym blogu czytelniczym, że wyjątkowo lubię historię ukrytą w beletrystyce. A jeszcze bardziej lubię czytać o kimś, o czymś, co znam, co widziałam, co gdzieś, kiedyś przeczytałam. A jako Ślązaczka z pochodzenia o Carlu Godulli słyszeć przecież musiałam. To on zdobył swoją ciężką pracą majątek, który dzięki swemu nieziemskiemu zmysłowi przedsiębiorczemu pomnożył do 2 mln talarów pruskich. 

Pani Gabriela Anna Kańtor ma moc zaciekawiania historią. Ma niezwykłą umiejętność w przystępny sposób opowiadania ciekawostek, historycznych faktów i przybliżania prawdziwych postaci, które w jakiś sposób odcisnęły piętno na naszej lokalnej historii. Wyjątkowo podobało mi się w książce ujęcie historii z perspektywy konkretnego człowieka i śląskiej historii, o której często zapominamy i której nie kultywujemy. Tak przy okazji, ciekawe ilu „prawdziwych” Ślązaków, „prawdziwych” lokalnych patriotów, mieszkańców Rudy Śląskiej przeczytało książkę o Carlu Godulli – „geniuszu wyprzedzającym swoją epokę” – jak go nazwała sama Autorka, wielkim śląskim budowniczym, dzięki któremu po raz pierwszy pojawiały się szkoły powszechne, familoki dla jego pracowników, czy opieka medyczna przy jego fabrykach czy książkę o księżnej Daisy? Dzięki Pani Kańtor dowiedziałam się wielu ciekawych faktów historycznych. Dowiedziałam się o oszpeceniu Carla Godulli i przyczyny, dlaczego nie miał swoich dzieci. Dowiedziałam się, że nazywano go „Diobłem z Rudy” i wyśmiewano się z niego. Zapoznałam się z hrabią Ballestremem, który umożliwił Godulli rozwój jego zmysłu finansowego i przedsiębiorczego. Dowiedziałam się o rodzinie hrabiego Hansa Urlicha von Schaffgotsch, za którego w listopadzie w 1858 roku w bytomskim kościele mariackim brała ślub Joanna, co zapewne jest fabułą drugiego tomu „Pani na Kopicach”.  Poznałam samą Joankę, o której źródła historyczne wspominają. Poznałam ją jako bohaterkę literacką, postać, wokół której działy się pewne zdarzenia. Pozytywnie zaskoczyła mnie wzmianka na kilku stronach o Goethe, jego pobycie we Wrocławiu i nieodwzajemnionej miłości do pięknej baronówny Henrietty Eleonory von Lűtwittz. A także feralnego wpisu przez niego dokonanego do księgi pamiątkowej w zwiedzanej przez niego tarnogórskiej kopalni. Przykładów dla owoców historii opisanej w „Śląskim Kopciuszku” mogłabym namnożyć jeszcze więcej, ale mam nadzieję, że i te przytoczone zachęcą Was do przeczytania nie tylko cyklu o Joance i Carlu Godulli, ale także innych książek Autorki. 

Oprócz wartości historycznych bardzo podobały mi się opiniotwórcze wstawki. Bo jak przejść obojętnie obok opinii trochę zabawnych, zapisanych ze swadą, z ogromną znajomością bytu ludzkiego. 

Chłop nijak ci baby nie ogarnie, nawet swojej własnej. Choćby ją przeżył i pięćdziesiąt lat.” – „Śląski Kopciuszek” Gabriela Anna Kańtor.

Jest wiedzą powszechną, potwierdzoną empirycznie od wieków, że jeżeli artyści rodzaju męskiego w sposób widoczny dla otoczenia wpadają w czarną otchłań, tracą dobry humor oraz stają się zmierzłymi i uszczypliwymi – to może chodzić jedynie o dwie rzeczy. O brak pieniędzy albo o brak kobiety. Albo o połączenie obu tych powodów.” – „Śląski Kopciuszek” Gabriela Anna Kańtor.

Powieść czyta się bardzo szybko. Styl Pani Gabrieli Anny Kańtor jest bardzo sprawny, prosty, rzeczowy. Książka nie nudzi, za to pobudza skutecznie wyobraźnię pozwalając przenieść się w zamierzchłe czasy, gdy Górny Śląsk rozwijał się pod zaborem pruskim w zastraszającym, ekspresowym tempie. To nie tylko książka dla Ślązaków. To książka dla każdego fana dobrego pióra, które ma drugie dno i opowiada nie tylko o człowieku, ale także o jego własnej historii w ujęciu mikro i makro historycznym. 

Serdecznie polecam!!! Miłej lektury. 

Moja ocena: 8/10

Książka wydana została przez Wydawnictwo MG.

„Daj się pokochać dziewczyno. Poznaj sekret udanych relacji” Joanna Olekszyk, Katarzyna Miller 

DAJ SIĘ POKOCHAĆ DZIEWCZYNO. POZNAJ SEKRET UDANYCH RELACJI

  • Autorki: JOANNA OLEKSZYK, KATARZYNA MILLER 
  • Wydawnictwo: ZWIERCIADŁO
  • Liczba stron: 256
  • Data premiery: 8.11.2023r. 

8 listopada br. premierę miała książka „Daj się pokochać dziewczyno. Poznaj sekret udanych relacji” @Katarzyna Miller, @joannaolekszyk od @Zwierciadło. W 2019 roku tego samego Wydawnictwa premierę miał poradnik „Daj się pokochać dziewczyno”, w której obie Autorki w zabawnej rozmowie rozmawiały o relacjach, uczuciach, związkach. Duet psychoterapeutki/psycholożki z dziennikarką w rozmowie ciekawie przedstawił tematy stosunków międzyludzkich. Zastanawiało mnie więc czym różni się tegoroczna publikacja. Was to też ciekawi? Katarzyna Miller jako Autorka, współpracowniczka stała „Zwierciadła” jest mi znana. W tym roku posiadam już dwie publikacje jej autorstwa. Bardzo dobry kalendarz z duszą pt. „Lepszy rok 2024 z Katarzyną Miller” oraz marcowa premiera „Kobiety od A do Z, czyli o tym, co ważne dla kobiecej tożsamości, o emocjach, postawach i życiowych wyborach” napisana razem z Dariuszem Janiszewskim – taki kobiecy alfabet. Przyznaję się bez przysłowiowego bicia, obie te publikacje mi się bardzo, ale to bardzo podobały. 

Format książki jest podobny do poprzedniej edycji. Obie Panie rozmawiają. Dialog toczy się wokół różnych tematów związanych z relacjami. Nuda. Zdrada. Pretensje. Podział obowiązków. Miłość. Toksyczne relacje. Kryzys. Rozstania. Rady i przestrogi. Itd… 

Czytając miałam wrażenie, że uczestniczę w spotkaniu dwóch przyjaciółek, ale nie tylko w roli obserwatora, lecz również w roli uczestnika. Katarzyna Miller nie daje oczywistych odpowiedzi, przepisów na udany związek. W wielu miejscach tylko zagaja, a atmosferę podgrzewają cięte riposty i sprytnie sformułowania pytania/doprecyzowania autorstwa Joanny Olekszyk. To sprawia, że w wielu miejscach się zastanawiałam. W swojej głowie kwestionowałam retorykę, prowadziłam dyskusję, przywoływałam przykłady z mojego własnego życia, analizowałam przykłady podane przez Autorki. 

Książka jest napisana bardzo lekko, chwilami zabawnie. Podoba mi się ten styl, ten styl dyskusji, rozmowy. Jest on bardzo przystępny i nawet o trudnych tematach czyta się przyjemnie. Podobał mi się rozdział „Rady i przestrogi”, w którym Autorki nawiązały do znanych filmów i książek o miłości. Sama będąc czytelnikiem i widzem mam odczucia, że niektóre mogłyby nas wiele nauczyć, inne stanowią rzetelne ostrzeżenie, w co nigdy nie iść, jakie symptomy odczytywać, na co zwracać uwagę i jakie zachowania partnera od razu kwestionować. W rozdziale tym wspomniano między innymi i Marylin Monroe, dziecko w kobiecym, apetycznym ciele, które ze względu na swoje ograniczenia i dysfunkcje nie potrafiło znaleźć nigdy miłości oraz mistrzynię książek obyczajowych sprzed wieków, samą Jane Austen, w których tematy damsko – męskie były obnażane w bardzo wysublimowany sposób. 

Szczerze zachęcam Was do przeczytania „Daj się pokochać dziewczyno. Poznaj sekret udanych relacji” Joanny  Olekszyk i  Katarzyny Miller. Szczerze zachęcam Was do dołączenia się do rozmowy. O emocjach, relacjach, przeżyciach własnych i innych warto rozmawiać. Często rozmowy te stanowią wartość terapeutyczną. A to w dzisiejszych, pogmatwanych czasach jest bardzo wartościowe. Idealny, wartościowy prezent pod choinkę. Nie zwlekajcie!!! 

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU ZWIERCIADŁO.

„Morderstwo w księgarni” Merryn Allingham

MORDERSTWO W KSIĘGARNI

  • Autorka: MERRYN ALLINGHAM
  • Wydawnictwo: MANDO
  • Cykl: FLORA STEELE (tom 1)
  • Liczba stron: 320
  • Data premiery: 14.06.2023r. 
  • Data premiery światowej: 26.01.2021r. 

8 listopada br. premierę miał drugi tom serii o  Florze Steele pt.  „Morderstwo w zimowy dzień” Merryn Allingham od Wydawnictwo MANDO. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa otrzymałam w prezencie pierwszą książkę o tej bohaterce zatytułowaną „Morderstwo w księgarni”. Czytając pierwsze recenzje o klasycznym kryminale w stylu Agathy Christie do zapoznawania się z lekturą zabrałam się z ogromną ochotą. 

Abbeymead, mała angielska miejscowość, w hrabstwie Sussex, w której mieszka dwudziestopięcioletnia Flora Steele prowadząca miejscową, klimatyczną księgarnię. Życie Flory wydaje się monotonne. Przeżywająca stratę ciotki Violet, która ją wychowywała otwiera i zamyka księgarnię. Dostarcza książki, realizuje zamówienia. Wszystko do czasu…. Do czasu, gdy w swoim sklepiku z książkami znajduje zwłoki młodego Australijczyka, Kevina Andersona, który znał spadkobiercę miejscowego właściciela ziemskiego, Lorda Templetona. W znalezieniu nie było nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zmarły znalazł się w miejscu najmniej oczekiwanym na wieczny odpoczynek. Jego ciało „odpoczywało” w księgarni Flory. 

(…) Na drewnianej podłodze leżały zwłoki mężczyzny, młodego, jak można było się domyślić po gładkiej twarzy. Jego głowa przewróciła rząd książek na jednej z dolnych półek, a zamszowe botki na drugim końcu potrąciły inny. Uwagę Flory przykuły włosy rozpostarte na pokrytym lakierem deskach niczym słoneczna łuna.” -„Morderstwo w księgarni” Merryn Allingham. 

Bardzo chciałam poznać Florę i jej Betty. Po pierwsze zachwyciła mnie okładka nawiązująca do klasycznych, angielskich witryn sklepowych. Po drugie tytuł, z księgarnią w jego brzmieniu. Po trzecie obietnica zanurzenia się w lata pięćdziesiąte ubiegłego wieku, które uwielbiam i w kinematografii, i w literaturze. Moda niezwykle kobieca. Wąska talia, szerokie spódnice, upięte sukienki. Pierwsze dobrze spinające biust biustonosze. Makijaże w wyraźnymi ustami i buty na obcasie. Do tego początki rewolucji obyczajowej. Idealny czas na historię z kobietą w roli głównej. 

Po przeczytaniu nasunęła mi się myśl, że książka jest niczego sobie próbą wykreowania atmosfery klasycznego kryminału. Fabuła zamknięta w trzydziestu rozdziałach opiera się na bohaterach, na ich dedukcji, na nieudolności policji do wnioskowania, na rozpytywaniu. Coś jak Poirot, Panna Marple i wiele innych klasycznych detektywistycznych bohaterów. Nie za bardzo w książce napięcia, są za to sympatyczni bohaterowie. Nawet ci, którzy mieli być mniej lubiani zostali jakoś tak opisani w sposób pozytywny, że nie byłam w stanie pałać do nich niechęcią. Męski akcent w roli pisarza Jacka Carringtona trochę mnie zawiódł. Jack wydał mi się zbyt mało męski, taki bez polotu, bez koloru. Sama Flora też została odrysowana dość nierówno. Z jednej strony zadziorna, odważna, amatorka – detektywka, z drugiej pogubiona młoda panna, wspominająca, wzdychająca, gubiąca się w swojej codzienności. Coś w stylu „chciałabym a boję się”. Rozwinięcie zagadki kryminalnej…. to dla mnie największy zawód. Kompletnie nie przekonał mnie motyw z Panem Elliotem, z Malleus Maleficarum i jego rolą, na którą wpadła Flora praktycznie od razu, gdy się nad nim zastanowiła, kiedy wcześniej bohaterowie kluczyli po omacku nie wpadając na żaden sensowy trop. 

Kryminał bez rzezi, hektolitrów krwi i głębokich ran. Lekka, przyjemna lektura z historią powojenną w tle, a nawet wątkami sięgającymi czasów Henryka VIII. Coś dla fanów prostej, nieskomplikowanej, przewidywalnej fabuły kryminalnej. Coś dla fanów klasycznych kryminałów.  

Moja ocena: 6/10

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Mando.

„Wyspa zaginionych dziewcząt” Alex Marwood

WYSPA ZAGINIONYCH DZIEWCZĄT

  • Autorka: ALEX MARWOOD
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery: 17.05.2023r

Alex Marwood to pseudonim brytyjskiej dziennikarki i pisarki Sereny Mackesy, która jest autorką takich powieści jak: „Dziewczyny, które zabiły Chloe”, uhonorowanej prestiżową Nagrodą Edgara, „Zabójcy z sąsiedztwa”, wyróżnionej Macavity Award, „Najmroczniejszego sekretu” i „Zatrutego ogrodu”. Jej thriller pt. „Wyspa zaginionych dziewcząt” od Wydawnictwo Albatros  zbiera różne opinie. Jednych zachwyca fabuła. Inni zwracają uwagę na słabe wykonanie. Skarżą się na nieistotne wątki i opisy, które zajmują za dużo miejsca. Ja spieszę do Was z moją osobistą opinią, którą mam po przeczytaniu tej publikacji. I do tego Was zachęcam. Warto samemu wyrobić sobie zdanie, a nie sugerować się opiniami innych. Przecież odczucia po przeczytaniu książki są w pełni subiektywne. A same preferencje to tylko kwestia gustu. 

Na La Kastellanie, wyspie będącej rajem multimilionera Matthew Meade’a i jego córki Tatiany dzieją się różne rzeczy. Miejsce luksusowych zabaw międzynarodowej śmietanki towarzyskiej, rozpieszczonych dziedziców i innych sukcesorów, nowobogackich czy arystokratów.  Rajską sielankę zakłócają incydenty związane z młodymi dziewczynami, które od czasu do czasu giną. Nikt nie wie, kto za tym stoi. Nikt nie potrafi temu zaradzić i się temu przeciwstawić. 

Zawiodłam się na tej książce. Thrillery uwielbiam natomiast ten nie do końca przypadł mi do gustu. Motyw wydawał mi się niezwykle ciekawy. Rajska wyspa, zaginione młode dziewczyny, do tego blichtr i bogactwo współczesnego świata. Nie mogło być źle….. i faktycznie nie było. Może nie jest to książka wysokich lotów na miarę naszych polskich rodzimych autorów thrillerów, które trzymają mnie praktycznie do początku w napięciu, ale docenić muszę pomysł. Podobało mi się również osadzenie akcji w dwóch perspektywach czasowych. Autorka prowadzi narrację osadzoną w połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku z punktu widzenia dwunastoletniej Mercedes  jak i w 2016 roku, gdy na wyspę przyjeżdża Robin w poszukiwaniu swojej zaginionej córki. I w tym aspekcie miałam dużo zabawy zastanawiając się co łączy te dwie osie czasowe, gdzie będzie punkt zbieżny? 

Trochę opornie mi się czytało. Chwilami miałam zawahanie, chciałam odłożyć książkę, a że nie należy to do moich cech szczególnych wracałam jednak do czytania. Niektóre opisy są przydługie. Nie wiem, dlaczego w paru miejscach autorka tak bardzo rozwinęła swoją opowieść, co było w opozycji do mocnych scen zaserwowanych czytelnikom w drugiej połowie lektury. Do tego ta fantastyka granicząca z maksymalnym prawdopodobieństwem. Tak, to jest główna wada tej publikacji. Wymyślenie całej fikcyjnej wyspy przez autorkę z jej własnym językiem, historią i zwyczajami nie do końca się udało Dramaty bohaterów nie wydały mi się prawdopodobne, a średniowieczna atmosfera wykreowana w związku z postacią tajemniczego diuka i okrutnymi obrzędami niezamężnych kobiet wręcz chwilami mnie bawiła. Jedyny aspekt całkowicie do mnie przemawiający związany był z wydarzeniami, którymi bohaterami są zdegenerowanymi milionerzy. Ten motyw został w powieści odzwierciedlony dość realnie. 

Nie do końca lubię science fiction i może dlatego rozwinięcie fabuły w pełni do mnie nie przemówiło. Jest to thriller całkowicie przeciętny. Można go przeczytać i chyba nie do końca uznać, że czas był zmarnowany. Można też się bez niego obyć. Tylko, czy naprawdę nie ciekawi Was, co się tak naprawdę stało z zaginionymi dziewczętami z wyspy? 

Moja ocena: 6/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU ALBATROS.

„Zapisane w sercu” Agata Sawicka

Wydawnictwo: Dragon

ZAPISANE W SERCU

  • Autorka: AGATA SAWICKA
  • Wydawnictwo: DRAGON
  • Liczba stron: 320
  • Data premiery: 12.07.2023r. 

Moja przyjaciółka nie cierpi książek obyczajowych. Kiedyś zaczytywała się w tych historiach, a teraz przerzuciła się na komedie kryminalne, thrillery, dramaty, kryminały, w tym oczywiście retro. Z tego co obserwuję od czasu do czasu sięga po obyczaj z wojną w tle. Dlatego powieść obyczajowa z wątkiem historycznym pt. „Zapisane w sercu” Agata Sawicka autorka od Wydawnictwo Dragon wydaje się być dla niej ideałem. Ciekawe czy ją przeczytała? A Wy? Mieliście w ręku książkę w tak pięknej okładce? 

To historia wnuczki poszukującej odpowiedzi na pytania z opowieści jej dziadka. To historia trzech dziewcząt, Heleny, Wiry i Chajki, których młodość została przerwana przez wojnę. To historia Polki, Ukrainki i Żydówki, które przez zawirowania wojenne się rozdzieliły, a ich więź została rozerwana. 

To mogę Wam napisać; ta sielska okładka to podpucha. Kompletnie nie wiem, dlaczego Wydawca tak bardzo chciał nas, czytelników zmylić proponując tak nostalgiczną obwolutę. W rzeczywistości historia opowiedziana słowami Agaty Sawickiej jest dużo boleśniejsza i bardziej smutna, niż mogłoby się wydawać. 

Wracając jednak do moich odczuć po przeczytaniu „Zapisane w sercu” to traktuję tę obyczaj jako bardzo dobrą próbę rozliczenia przerwanych więzi bliskich pochodzących z różnych środowisk. Dotychczas sąsiadów i przyjaciół mieszkających dom, w dom, pracujących i chodzących do szkoły ramię, w ramię. Od pewnego momentu wrogów na przysłowiową śmierć i życie. Tak naprawdę wiele opowieści opisanych w książkach tego typu wymyśliło same życie. Wiele z nich pochodzi tak naprawdę z pamiętników, opowieści przodków, relacji przekazywanych z ust do ust. Tak mogłoby być i tym razem… 

Styl Sawickiej jest bardzo przystępny. Czytanie mi się nie dłużyło i nie znudziło. Obrazy nakreślone w narracji przemawiały do mej wyobraźni. Zaprzyjaźniłam się z bohaterkami, nie tylko z tymi żyjącymi sprzed kilkudziesięciu lat, lecz również z tą współczesną – Elą, która ponad wszystko chciała odkryć historię trzech przyjaciółek. Motyw wojny, przyjaźni, rozerwanych więzi sprawdza się w powieściach obyczajowych. Stanowi ekscytujące uzupełnienie zwykłych, powszechnych, ludzkich losów. Wzbudza emocje, cały wachlarz emocji od tych pozytywnych, po negatywne. Podczas czytania powieści „Zapisane w sercu” dużo rozmyślałam. Wspominałam dawno minione przyjaźnie. Zastanawiałam się, jak rozwinęłyby się, gdyby przyszło mi żyć w bardziej nieprzyjaznych, niespokojnych czasach. Czasem jest tak, że w dobie ucisku ludzie mają większą skłonność do walki o siebie, która zmniejsza się wraz z przybyciem pokoju. I to okazało się wartością w trakcie czytania. Ta zdolność do zastanowienia się, do rozważenia, do oceny własnego życia i osobistych wyborów. 

Lubię książki, które zmuszają mnie do myślenia, do przywoływania z odmętów pamięci zdarzeń z przeszłości. Taką książką jest właśnie „Zapisane w sercu” Agaty Sawickiej. 

Moja ocena  8/10.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Dragon.

„Bractwo” John Grisham

BRACTWO

  • Autor: JOHN GRISHAM
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery: 26.07.2023r.
  • Rok premiery światowej: 2000r

26 lipca br. nakładem Wydawnictwo Albatros ukazało się nowe wydanie „Bractwa” Johna Grishama, powieści która pierwszy raz w Polsce opublikowana została w 2000 roku. Przeczytałam już wiele książek tego autora. Lata temu należał do jednych z moich ulubionych amerykańskich powieściopisarzy. Opinie o jego poprzednich publikacjach zajdziecie pod linkami: „Czas łaski” – klasyczny thriller prawniczy oraz  „Wichry Camino” i „Wyspa Camino” – różne od poprzednich, ale bardzo udane publikacje. Z zaciekawieniem zabrałam się więc do czytania „Bractwa„.

Tytułowe Bractwo to więzienne trio w Trumble na Florydzie. Finn Yaber z Kalifornii, Joe Roy Spicer z Missisipi i Hatlee Beech z Teksasu na wolności byli sędziami. W więzieniu federalnym świadczą usługi prawnicze współosadzonym, a także rozstrzygają wszelkie spory. Podążając za ogromną chęcią zysku szukają sposobu na prawdziwe bogactwo. Odkrywają nielegalne przedsięwzięcia CIA, któremu zależy na zdobyciu prezydentury przez popieranego kandydata – Aarona Lake’a. Niestety kandydujący w wyborach protegowany ma jednak pewne tajemnice… 

John Grisham jest mistrzem tkania inteligentnych, sensacyjnych fabuł, w którym ogromną rolę odgrywają prawnicy, służby publiczne i politycy. Ta mieszanka wybuchowa mogłaby się sprawdzić w każdym gatunku, tym bardziej sprawdza się w thrillerze.  W którejś recenzji przed zapoznaniem się z „Bractwem” przeczytałam, że korupcja, łapczywość, zachłanność i pranie pieniędzy nigdy nie tracą na aktualności. Popieram tę opinię. Te motywy stanowiły idealne tło fabuły zaproponowanej przez Grishama. Nie ważne, że publikacja swą premierę miała dwadzieścia trzy lata temu. Ważne jest, że tematy te są tak samo żywe i ważne też dzisiaj. 

Książka okazała się dla mnie ciekawą rozrywką, choć początek lekko mi się dłużył. Władza, polityka, rządy więzienne pokazane zostały w bardzo sprawny sposób. Do tego te pociągające wątki pełne sensacji i arcyciekawych zbiegów okoliczności wzmocniły odbiór. Już długo nie przeczytałam Grishama w tak interesującym wydaniu. I to nieważne, że akcja dzieje się w latach, które już dawno odeszły w zapomnienie. Dyskietki komputerowe. Telefony stacjonarne. Płyty i odtwarzacze CD. Ktoś z Was to pamięta? 

Moja ocena: 7/10

Książka powstała we współpracy z   Wydawnictwo Albatros.

„Klub” Ellery Lloyd

KLUB

  • Autorzy: ELLERY LLOYD
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 380
  • Data premiery: 25.10.2023r. 
  • Data premiery światowej: 1.03.2022r.

25 października 2023r premierę miał kolejny thriller od Czwarta Strona Kryminału. Wydawnictwo dla mnie zawsze jest gwarantem dobrej książki. Często wrzucam na półkę ich publikacje bez większego zastanowienia. Podobnie było z książką pt. „Klub” Ellery Lloyd. Nie znając autorów, bo pod pseudonimem Ellery Lloyd kryje się duet pisarski, a znając Wydawnictwo nastawiłam się naprawdę na bardzo interesującą lekturę. Choć temat ekskluzywnego klubu nie jest mi obcy. Pamiętam;  „Podziemny krąg” z 1999 roku z Bradem Pittem w roli głównej oraz „Grę” z 1997 roku z Michaelem Douglasem, gdzie grany przez aktora bohater – Nicholas Van Orton –  w  dniu swoich 48 urodzin zostaje zaproszony do tajemniczej gry, która odmienia jego monotonne życie. Podobny motyw pojawił się w filmie z ubiegłego roku „Menu”, w którym młoda para wybiera się na odległą wyspę, do ekskluzywnej restauracji do której zaproszenia otrzymuje bardzo bardzo wąskie grono. 

KAŻDY DAŁBY SIĘ ZABIĆ, BY DOŁĄCZYĆ… do kolektywu klubów dla celebrytów rozsianych po całym świecie, w których bogaci i sławni mogą ostro imprezować, a następnie odpoczywać w pięciogwiazdkowych apartamentach, z dala od wścibskich oczu fanów i mediów” – z opisu Wydawcy. A to wszystko dzięki i pod okiem Neda Grooma, jej aktualnego dyrektora, który jest w stanie zapewnić wymagającym gościom każdą, żądaną przez nich rozrywkę.

The Home Club nie okazał się jednak tak interesujący, jak wynika z opisu książki. Pomysł miał opierać się na fabularnej krytyce rozrzutności, celebryckiego życia i hołdowania własnym, nawet najbardziej prymitywnym pragnieniom. Z zabiegu narracyjnego wyniknęła opowieść z punktu widzenia organizowania dużego wydarzenia integracyjnego, w którym udział chciałby wziąć prawie każdy. I ten zabieg okazał się niezwykle udany. Autorzy bardzo dobrze sportretowali tło powieści z punktu widzenia całej załogi, a także nawet z punktu widzenia dziennikarzy, którzy relacjonują w prasie zdarzenia w trakcie i po imprezie, snują różnorodne teorie spiskowe, a nawet dopowiadają pourywane wątki. I to tyle z silnych stron książki. Słabością powieści jest pomysł, który gdzieś się ulotnił w trakcie pisania. Możliwe, że duet pisarski się ścierał próbując przeforsować różne podejścia i różne koncepcje. Finalnie wyszło słabo. Trup ścieli się gęsto. Ofiary pojawiają się jedne po drugich. Zaskoczona byłam koncepcją bohaterów. Tak naprawdę perspektywa czterech osób gwarantowała różnorodność.  Nie utożsamiłam się ani z Adamem – bratem właściciela, ani z Annie odpowiedzialną za kontakty z celebrytami. Chwilami ciekawiła mnie Nikki osobista asystentka Neda, lecz bliżej mi było do Jess, nowo zatrudnionej zarządzającej ekipą sprzątającą. Teoretycznie wszyscy mają swoje tajemnice i powody do zemsty, i powinni mnie bardziej ciekawić, niż się stało. Po przeczytaniu książki odczułam pewien niedosyt. Odebrałam bohaterów słabo, mało wyraźnie. Zabrakło mi wątku przewodniego. Zdarzenia mieszały się, rozgałęziały jak macki ośmiornicy. Przeczytałam i tyle. 

Ciekawy koncept.  Wykonanie musicie ocenić sami. 

Moja ocena: 6/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

„Pisarka” Magda Stachula

PISARKA

  • Autorka: MAGDA STACHULA 
  • Wydawnictwo: Luna
  • Liczba stron: 336
  • Data premiery: 14.06.2023r.  

Dopiero co uporałam się z recenzją „Idealnej” (recenzja na klik) autorstwa Magda Stachula – pisarka a już przypomniałam sobie, że jeszcze nie podzieliłam się z Wami moją opinią na temat premiery z czerwca br. pt. „Pisarka„, również  od Wydawnictwo Luna. Jak wspomniałam w zapowiedzi tej lektury, „Autorka jest specjalistką od domestic noir, więc nastawiam się na pełną emocji, trzymająca w napięciu lekturę”. Powieści w tym gatunku są bliskie thrillerom psychologicznym i traktują często o przemocy domowej (fizycznej, ale i psychicznej). Czy i tym razem? 

Z opisu Wydawcy: „Laura Ruta to bestsellerowa autorka thrillerów. Właśnie świętuje premierę najnowszej powieści, która zbiera entuzjastyczne recenzje. Dzień po spotkaniu z czytelnikami pisarka dostaje tajemniczą przesyłkę, której zawartość przypomina jej groźbę sprzed lat. Kto jest nadawcą? Jak zdobył adres Laury? I wreszcie skąd wie, kiedy skończy się jej życie. Czy właśnie oznajmił, że planuje ją zabić?” 

Nie mogłam darować sobie zacytowania opisu Wydawcy, który mnie bardzo zafascynował. Mam nadzieję, że przytoczenie Wam go tutaj, również wzbudzi w Was ciekawość i sięgniecie po tę, i inne książki autorstwa Magda Stachula – pisarka. W mojej opinii Autorkę czyta się bardzo dobrze i jeszcze żadna jej książka mnie nie zawiodła. 

Spodobał mi się opis fabuły „Pisarki„. Znikająca bestsellerowa autorka thrillerów, która otrzymała krótko po spotkaniu z czytelnikami tajemniczą przesyłkę to musiał być udany przepis na ciekawą książkę. Takie też były moje spostrzeżenia po zapoznaniu się z lekturą. Ciekawy początek i ciekawe, a może raczej powinnam napisać zaskakujące zakończenie. Styl Stachuli jest intensywny. Jak to podsumowała moja przyjaciółka „jak to Stachula, dobrze się czyta”, a to chyba najlepsza rekomendacja. 

Opisy i dialogi są dobrze skomponowane, tworzą idealną komplementarną całość. Główna bohaterka to postać złożona, wielowątkowa. Kobieta o wielu twarzach, wielu rysach na charakterze i to, dlatego rozstrzygnięcie zagadki jej zaginięcia tak mnie pochłonęło. Postaci drugoplanowe dodają głębi całej historii, są istotnym uzupełnieniem intrygi. To świadczy o sprawności pisarskiej Stachuli, która dokładnie wie, czym zainteresować czytelnika. 

Bardzo chciałam się dowiedzieć, co się stało z Laurą Rutą. Tak bardzo, że praktycznie nie odłożyłam powieści, póki nie poznałam zakończenia. Nic Wam na jego temat nie napiszę, bo bardzo chcę, byście sami zapoznali się z jej historią. Zapewniam Was, że nie pożałujecie. 

Moja ocena:  7/10.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję @Wydawnictwo Luna.

„Pieśń na mroczne czasy” Ian Rankin

PIEŚŃ NA MROCZNE CZASY

  • Autor: IAN RANKIN
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Cykl: INSPEKTOR REBUS (tom 23)
  • Liczba stron: 416
  • Data premiery : 26.07.2023r
  • Data premiery światowej: 1.10.2020r. 

26 lipca br. debiutował kolejny, 23 już tom z serii z Inspektorem Rebusem Ian’a Rankin’a pt. „Pieśń na mroczne czasy„. Wydawnictwo Albatros. Książka premierę światową miała pod koniec 2020 i jak sam autor napisał w posłowiu pisana była w okresie lockdownu. Ciekawa jestem kiedy na polskim rynku ukaże się 24 część serii, która światową premierę miała 18.10.2022r. Oczekiwać jej będę z utęsknieniem. Wracając do cyklu, tak jak wspomniałam w zapowiedzi, przeczytałam tomy od 21 do 23 oraz po wznowieniu od 3 do 5. Trochę tak czytam o Rebusie w czynnej służbie i trochę będącego już na emeryturze. I jeden, i drugi mi się podoba. I jeden, i drugi prowadzi swoje śledztwa. I jeden, i drugi jest ciekawym bohaterem klastycznego, detektywistycznego kryminału. 

Rebus pomyślał ponownie o książkach, których nigdy nie przeczyta, ale bez których – jak mu się zdawało – nie mógł żyć, o płytach, których nie chciał się pozbyć, choć wysłuchał ich raz albo dwa w ciągu dekady, o pudłach z aktami spraw, które wydawały się z nim zrośnięte niczym dodatkowa kończyna. Dlaczego miałby je wyrzucać…” – „Pieśń na mroczne czasy” Ian Rankin.

I właśnie borykającego się z takimi dylematami poznajemy Rebusa w 23 części cyklu. Rebusa, który przez COPD, przewlekłą obturacyjną chorobę płuc musi przenieś się ze swoim wiernym psem Brillem do mieszkania na parterze, z mini ogródkiem na tyłach budynku. Rebusa, który będąc na emeryturze musi zmierzyć się chyba z jednym z największych wyzwań, a mianowicie śmiercią Keitha Granta, partnera jego córki Samanthy i ojca jego wnuczki, Carrie. Rebusa, który współpracując nawet na odległość z Siobhan Clarke dostrzega pewne zbieżne punkty prowadzonego przez siebie śledztwa z postępowaniem w sprawie morderstwa bogatego Saudyjczyka.

Kolejny tom serii w stylu Ian’a Rankin’a. Męska perspektywa. Krótkie, zwięzłe dialogi. Szybka akcja. Śledztwo toczone w stylu klasycznego dochodzenia detektywistycznego. Upierdliwy Rebus rozpytujący wszystkich i o wszystko, którego sława dotarła nawet do małego miasteczka, w którym zamieszkała jego córka z partnerem. 

Ogromnym dla mnie zaskoczeniem w fabule było połączenie dwóch równolegle toczonych śledztw, tego prywatnego Rebusa oraz dochodzenia Siobhan Clarke prowadzonego razem z Malcolmem Foxem. Ze zdziwieniem przyglądałam się rozwinięciu, w którym losy lorda Meiklejohn i jego córki lady Isabelli skrzyżowały się z życiem zaginionego, a następnie zamordowanego Keitha Granta, parntera córki Rebusa. Ciekawy wątek, który w zakończeniu mógł się rozwinąć w inny sposób. Rankin postawił chyba jednak na prawdopodobieństwo. Wątek historyczny z niemieckimi obozami jenieckimi na terenie Szkocji też mnie zaciekawił. Jeńcy, oprawcy, który się zasymilowali, którzy pozostali w miejscu, w które rzucił ich wojenny los. Którzy musieli zmienić nazwisko. 

Kolejny przeczytany przeze mnie tom serii nie był sensacją, mimo wielu ciekawych pobocznych wątków. Fabuła rozwijała się jak to w serii. Powolne wypytywanie, czasem tych samych świadków. Sprawdzanie poszlak, na które śledczy wpadali później, niż wydawać by się mogło czytelnikowi. Przesłuchania ze skutecznymi unikami pokazującymi słabość policji. No i oczywiście to przenikanie się świata kryminalnych ze światem przestępczym. Narkotyki, ludzie z pierwszych stron gazet, prymitywne uciechy i rozrywki. I zazdrość, która zawsze się sprawdza w powieści kryminalnej. 

Zachęcam do czytania Ian’a Rankin’a – szkockiego, powściągliwego pisarza powieści kryminalnych, który stworzył Inspektora Johna Rebusa, lekko już podstarzałego, ale ciągle skutecznego śledczego. 

ps. tylko czy ja gdzieś wcześniej przeczytałam, że Rebus jest fanem książek z Reacherem autorstwa Lee Childa?

Moja ocena: 7/10

Książkę podarowało mi   Wydawnictwo Albatros, za co bardzo dziękuję.

„Ofiara twoim przeznaczeniem” Ryszard Ćwirlej

OFIARA TWOIM PRZEZNACZENIEM

  • Autor: RYSZARD ĆWIRLEJ
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Seria: ANTONI FISCHER. TOM 8
  • Liczba stron: 360
  • Data premiery: 6.09.2023r. 

7 września br. premierę miał najnowszy (ósmy już) tom serii o Antonim Fischerze autorstwa Ryszard Ćwirlej pisarz pt. „Ofiara twoim przeznaczeniem” od Czwarta Strona Kryminału. O poprzednim tomie z cyklu pisałam tu: „Śmierci ulotny woal”. W recenzji napisałam między innymi: „W warstwie patriotycznej idealnie przedstawił rozterki typu; kto Polak, kto Niemiec. Odniósł się do niemieckiego pochodzenia, niemieckich imion i nazwisk, które nie determinują niemieckości, lecz czasem polskość i odwrotnie. (…) Socjologiczny obszar świetnie został rozrysowany w ujęciu polsko – niemieckich nazw. Raz Ćwirlej umiejscawia akcję w Poznaniu, raz w Posen. Innym razem szajka lokalnych złodziejaszków jedzie na akcję do Szczecina, a raz do Stettina. A sam Fischer to raz Antoni, a raz Anton”. Mam nadzieję, że jesteście ciekawi, jak tym razem odebrałam historię opisaną przez Pana Ćwirleja?

W Poznaniu w roku 1931 odnaleziono skradziony w czasie działań wojsk niemieckich na terenie Belgii obraz z podobizną Matki Boskiej. Już w momencie kradzieży przez niemiecką armię wiadomo było, że obraz jest cenny. Jego autorstwo przypisane zostało wczesnemu Bruegelowi. Podopieczni Fischera z Dyrekcji Policji w Poznaniu, Oskierko z Olkiewiczem szukają świątyni, z której obraz zabrali szabrownicy. W między czasie w mieście kwitnie przemyt. Najpierw życie traci Marian Grzelak, drobny złodziejaszek. Następnie Tolek Grubiński wraz ze swoją szajką zostaje złapany na gorącym uczynku, gdy plądruje dość owocnie mieszkanie. Sam komisarz Antoni Fischer z misją przebywa w Bydgoszczy, gdzie zostaje zaskoczony obecnością swego przełożonego z czasów Wielkiej Wojny, majora Richarda Böhma, występującego w roli szefa niemieckiej delegacji handlowej. 

Zanim o fabule to muszę zadać Wam pytanie, czy zwiedzaliście Międzyrzecki Rejon Umocniony (w skrócie MRU)? To kompleks misternie wniesionych przez Niemcy umocnień po przegranej I Wojnie Światowej. Do dziś zachowały się tunele (30 km tras), które można zwiedzać. Zaczynając czytać „Ofiara twoim przeznaczeniem” Ryszarda Ćwirleja od razu pomyślałam o tych ciekawych fortyfikacjach. Jak czytamy na oficjalnej stronie (źródło: https://bunkry.pl/historia/#) „Plan ufortyfikowania obszaru zakładał wybudowanie ponad 100 obiektów bojowych, w większości połączonych ze sobą systemem podziemnych korytarzy spiętych głównym korytarzem w jedną całość. Uzbrojenie schronów stanowić miały karabiny maszynowe, miotacze ognia, granatniki automatyczne oraz armaty w bateriach artyleryjskich i działka przeciwpancerne w kazamatach pancernych”. I to o ten historyczny wątek również zahaczył Ryszard Ćwirlej kończąc ósmą opowieść o Antonim Fischerze. 

Skojarzenia z MRU pojawiły się przy kwestii działań niemieckiego wojska związanego z rozbudowywaniem infrastruktury obronnej wzdłuż granicy. To odkrycie wywiadowcze zainteresowało delegaturę i samego Żychonia, szefa sławetnej „Dwójki”. Już w czasie, gdy dzieje się akcja, polskie służby wywiadowcze wiedziały, że Niemcy szykują całą linię obronną. W tym zakresie Ćwirlej przeszedł samego siebie pokazując słabości ówczesnej polityki, możliwości do nadużyć, czy wręcz jawnej polityki związanej w zagrabianiem państwowego, w tym przypadku wojskowego mienia. Historyczna wartość tej powieści jest więc oczywista i zachęca do dalszych badań nad tematem. 

Nie wiem jak głęboko Ryszard Ćwirlej sięgnął do prawdziwej historii. Wiem natomiast, że „Ofiara twoim przeznaczeniem” to kolejny kryminał retro z politycznym wątkiem w tle. Tak jak w poprzedniej części, niemieckość, miesza się z polskością. Nie wiadomo, kto Polak, kto Niemiec. Sam Fischer raz jest Antonim, raz Anthonem. Bydgoszcz – Bydgoszczą, lub Bromberg. Przykładów można by mnożyć w nieskończoność. Sami śledczy, z wyjątkiem oczywiście tych wybitnych, zostali przedstawieni z przymrużeniem oka. 

(…) do policji trafiają ludzie pełni zapału, ale z możliwościami intelektualnym dalekimi od zadowalającego poziomu ćwierćinteligenta. Pracujemy z takim, a nie innym materiałem ludzkim i nie ma co narzekać. Może kiedyś dojdziemy do sytuacji, w której matura będzie cenzusem uprawniającym do pracy w policji, a na razie cieszymy się, jeśli nas posterunkowy na jakimś zadupiu ma zaliczone trzy klasy powszedniaka, czyli umie pisać i czytać…” – „Ofiara twoim przeznaczeniem” Ryszard Ćwirlej. 

Przodownicy kryminalni również o swojej pracy nie mają wysublimowanego zdania. Dla nich wszystko jest proste. Metody przesłuchiwania oklepane, ale jakże skuteczne. Bratanie się z drobnymi przestępcami zawsze opłacalne. A uliczki, jak to uliczki ciemne. Byle by tylko korzystać z usług zarejestrowanych dziewczynek do towarzystwa. 

Większość spraw kryminalnych ma proste wytłumaczenie. Trzeba tylko wiedzieć, kogo pytać (…) To tylko w powieściach wszystko jest niepotrzebnie rozkładane na czynniki pierwsze, podczas gdy prawda leży na wyciągnięcie ręki. – Wskazał na leżącego u jego stóp człowieka. – Gdy się odpowiednio uderzy, to nożyce odzywają się natychmiast.” – „Ofiara twoim przeznaczeniem” Ryszard Ćwirlej. 

Bardzo lubię kryminały retro. Lubię ten ciemny blichtr, ten smród, brud i te dorożki ciągnione przez konie brudzące swymi odchodami ulice. A jeszcze bardziej lubię bohaterów w stylu Fischera, który jako „(…) wojskowy potrafił analizować sytuację wojenną na poziomie taktycznym, ale również umiał ocenić ją z poziomu strategicznego. A strategia była dla powstańców bezwzględna.” – „Ofiara twoim przeznaczeniem” Ryszard Ćwirlej.

Do tego bardzo lubię uczyć się historii z beletrystyki, w której ścierają się losy ludzi z różnych perspektyw. Byłej wojny, przyszłej wojny. Byłego języka ojczystego, aktualnego, czy nawet przyszłego. Dlatego całkowicie „Ofiara twoim przeznaczeniem” Ryszarda Ćwirleja spełniła moje oczekiwania. Może tylko za dużo było gmatwania i komplikowania w tych wojskowych, kryminalnych bohaterach. Momentami myliły mi się nazwiska, myliły mi się postaci. Mimo tego, że Autor zadbał, by na początku każdego rozdziału znalazło się oznaczenie miejsca i czasu, nawet Ćwirlej podaje godzinę i porę dnia.

A propos bohaterów, głęboki ukłon dla Autora, który dotrzymał słowa w aukcji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i nadał imię oraz nazwisko dwóm bohaterom w podziękowaniu za ich udział w licytacji. A Panom Piotrowi Pikule i Marcinowi Rybackiemu za zaangażowanie w tą szczytną inicjatywę i udział w zabawie. Ciekawe, co by zrobił Autor z moim nazwiskiem? Może się przekonam. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy znowu zagra!!! Trzymam kciuki, by zagrał z nią również Ryszard Ćwirlej. 

Moja ocena: 8/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą bardzo dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.