„Wiosenne wody” Ernest Hemingway

WIOSENNE WODY

  • Autor: ERNEST HEMINGWAY
  • Wydawnictwo: MARGINESY
  • Liczba stron: 152
  • Data premiery w tym wydaniu: 22.02.2023r.
  • Data pierwszego wydania polskiego: 1994r.
  • Data premiery światowej: 1926r.

Po przeczytaniu nowego tłumaczenia od @wydawnictwomarginesy „Zaś słońce wschodzi” Ernesta Hemingwaya (recenzja na klik) wiedziałam, że kolejne wydania w nowym przekładzie tego autora będę musiała pochłonąć.  Po pierwsze ciekawi mnie nowoczesność języka na nowo tłumaczonej twórczości stworzonej praktycznie sto lat temu. Po drugie z szacunku do wielkich mistrzów i wielkich dzieł warto, od czasu do czasu, pochylić się nad literaturą światową, którą już chyba mało kto czyta (patrz po ilości opinii na LC😉). Mnie zaciekawiło i nowe tłumaczenie, i nowo – stare spojrzenie na wczesnego Hemingwaya.

Z opisu Wydawcy: „Północne Michigan. Dwóch pracowników fabryki pomp – weteran pierwszej wojny światowej Yogi Johnson i pisarz Scripps O’Neill – szuka idealnej kobiety, choć każdy na swój sposób. O’Neill wyrusza z rodzinnego miasta i trafia do Petoskey. W tamtejszej jadłodajni zaprzyjaźnia się z kelnerką Dianą i natychmiast prosi ją o rękę. Diana próbuje zaimponować ukochanemu, czytając książki z list „New York Timesa„ i modne czasopisma, ale uczucia O’Neilla są płoche i daje się on oczarować innej kelnerce…”

Kompletnie nie wiedziałam jak Was wprowadzić w historię napisaną przez Hemingwaya na początku jego kariery literackiej. Pozwoliłam więc sobie zacytować opis Wydawcy, który bardzo dobrze wprowadza czytelnika w opowiadaną historię. Nie jest ona jednak taka prosta i łatwa, jakby się z cytowanego opisu mogło wydawać. Tylko bowiem pozornie jest to historia o straconej miłości. Dla mnie to raczej studium o przemijaniu człowieka w wielu jego aspektach. Człowieka – żołnierza. Człowieka – pisarza. Człowieka – partnera. Człowieka – alkoholika. Człowieka – pracownika fabryki pomp. Człowieka – podróżnika. Człowieka – zdobywcy. Człowieka – rasisty. Ta nowela jest niezwykle wielowymiarowa. Wszystko Hemingway utkał w bardzo prostą, mięsistą i dosadną narrację. Nie męczyło mnie współczesne tłumaczenie, które jednak może przybliżyć młodszemu pokoleniu twórczość tego pisarza.

„- Żona mnie zostawiła – powtórzył Scripps. – Chodziliśmy pić na tory. Wychodziliśmy wieczorami i obserwowaliśmy przejeżdżające pociągi. Piszę opowiadania. Opublikowałem jedno w „The Post” i dwa w „The Dial”. Mecken próbuje mnie złowić. Ale jestem na to za mądry. Nie dla mnie politzei…” – „Wiosenne wody” Ernest Hemingway.

Dialogi są zaletą tej książki. Często składają się jakby z dwóch, lub wielu myśli pisarza. Ta dwoistość skłaniała mnie do zastanowienia. Gdzieniegdzie zwalniałam, by się zastanowić chwilkę dłużej nad treścią. Próbowałam odnaleźć drugie dno i rozmienić na przysłowiowe drobne, co autor miał na myśli. Możliwe, że sam autor pisał je pod wpływem. Ernest Hemingway z alkoholizmu był przecież wszystkim znany.

To książka swoich czasów. To publikacja z czasów rasizmu. Sformułowania murzyn i Indianie, czerwonoskórzy, czerwony brat, biały brat  są w niej na porządku dziennym. Hemingway nie oparł się stereotypom. Przedstawił i stosunek do Afroamerykanów, i stosunek do rdzennych mieszkańców Ameryki w sposób, w jaki widzieli ich wtedy prawie wszyscy. Wplótł w fabułę wiele aspektów historycznych. Bardzo podobał mi się zapis o sprzedaży Manhattanu przez wodza indiańskiego. Prawdziwa historia o znikającej matce w Paryżu wpleciona w opowieść Diany okazała się prawdziwym majstersztykiem. Niezwykle mnie zaciekawiła. I tak naprawdę dla historii starszej kelnerki Diany warto zerknąć na tę pozycję. Boleść weteranów wojennych i niemożność ułożenia sobie życia dopełnia cały wachlarz ciekawych wątków, nad którymi warto się pochylić. I ptak. Ptak Scrippsa.

Sami główni bohaterowie, Yogi Johnson i Scripps O’Neill są dramatyczni. Oczami wyobraźni widziałam ich jako mężczyzn po przejściach, z trudną przeszłością. Stawiam tezę, że i w jednym, i w drugim Hemingway zawarł wiele z własnych doświadczeń. Ze smutkiem czytałam o Dianie. I o jej historii z Paryża, i z perspektywy jej związku z mężem. Ta rodząca się świadomość przyszłej straty chwytała za serce.

To trudna i skomplikowana historia przeplatana notami do czytelnika, w których autor wiele tłumaczy. Nie może być jednak inna, gdyż jej podtytuł brzmi „Romantyczna powieść na cześć odejścia wielkiej rasy”. Gdyby okazała się banalna byłabym zawiedziona. Co do konstrukcji to składa się z czterech części o znamiennych tytułach. Zacytuję jeden; „Przemijanie wielkiej rasy oraz powstanie i zepsucie Amerykanów” 😉. Krótkie rozdziały, w ilości szesnastu, wprowadzają czytelnika w świat wyimaginowany, przynajmniej w części, przez autora. Atrakcyjność wzmacniają motta i wspomniane noty do czytelnika, w których Hemingway pisze przykładowo: „Na wypadek, gdyby miało to jakąś wartość historyczną, z radością stwierdzam, że powyższy rozdział napisałem na maszynie do pisania w dwie godziny za jednym zamachem….” lub w końcowej nocie do czytelnika „No i co, czytelniku, jak ci się podobało? Napisałem to w dziesięć dni…”

Chciałoby się odpowiedzieć; tak podobało mi się. Zdecydowanie. Mimo jakby chaotyczności, mimo jakby niespójności, mimo pozornego nieprzemyślenia. To taka książka z kluczem. Czytałam ją z zaciekawieniem, a posłowie na końcu książki wiele tłumaczy.

Zachęcam Was gorąco do sięgnięcia po tę lekturę. Klasyczną. Nietuzinkową. O odległych czasach. Lekturę z duszą.

Moja ocena: 8/10

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od Wydawnictwa Marginesy, za co bardzo dziękuję.

„Strażnik tajemnic” Kate Morton

STRAŻNIK TAJEMNIC

  • Autorka: KATE MORTON
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Seria: SERIA BUTIKOWA
  • Liczba stron:512
  • Data premiery w tym wydaniu: 12.04.2023r.
  • Data 1 polskiego wydania: 28.08.2013r.
  • Data światowej premiery: 2012r.

Zapomniany ogród” i „Milczący zamek” tej samej Autorki wydane również w ramach Serii butikowej przez @WydawnictwoAlbatros w swych recenzjach oceniłam dość wysoko. Z tych dwóch lektur wywnioskowałam, że Kate Morton potrafi tworzyć zawiłe historie, w których przeszłość splata się z teraźniejszością, a duchy przeszłości nie pozwalają o sobie zapomnieć do momentu, w którym zaczynają dominować nad realnym życiem. Tytuł kwietniowej premiery – „Strażnik tajemnic” – obiecuje wiele. Okładka… jak wszystkie tej serii, obłędna !!!! Ale jak sami najlepiej wiecie, nie należy oceniać książki po niej😉.

(…) rozumiała, że matka jako istota ludzka robiła w życiu różne rzeczy, nie była święta; nienawidziła, pragnęła i popełniała błędy, które nigdy nie znikły.” – „Strażnik tajemnic” Kate Morton

Laurel, najstarsza z pięciorga rodzeństwa, w wieku kilkunastu lat staje się świadkiem zabójstwa. Nieznany jej mężczyzna zostaje zadźgany nożem przez jej matkę. Niewyjaśnione okoliczności zdarzenia ciążą na niej. W przeddzień dziewięćdziesięciu urodzin matki, postanawia dowiedzieć się, co tak naprawdę wydarzyło się w roku 1961 i dlaczego Dorothy postanowiła wykorzystać trzymany w ręku nóż przeznaczony do krojenia tortu  urodzinowego.

Ciekawa lektura😊. Zdecydowanie na miarę poprzednich, czytanych przeze mnie i recenzowanych książek. Kate Morton stworzyła kolejną, ciekawą historię, w której losy ludzkie nabierają innego znaczenia, gdy widziane są z innej perspektywy.

Interesujący wstęp. Tak. Szesnastoletnia dziewczyna staje się przypadkowym świadkiem morderstwa. Fascynujące rozwinięcie. Tak.  Lata sześćdziesiąte, lata czterdzieste, rok dwutysięczny jedenasty. To musiało się udać. Ta fabuła konstruowana w różnych dekadach, w całkiem odmiennych okolicznościach. Te odwzorowywanie ówczesnego świata, te wspomnienia i frapujące treści. Atrakcyjne zakończenie. Tak.  Dorothy, Vivien, Jimmy, Henry stają się bohaterami ekscytującej przeszłości, która nie była tak czarno – biała, jak wydawała się przez blisko czterysta pięćdziesiąt stron.  

Książkę czyta się rewelacyjnie. Oprócz rodzimych tajemnic idealnie sprawdza się narracja. Kate Morton w osobnych rozdziałach zatytułowanych miejscem i rokiem poszczególnych epizodów przeprowadza czytelnika przez całe dziesięciolecia w tak jasny i wyraźny sposób, że nie sposób się pomylić, ani pogubić. Uwielbiam takie konstrukcje, w których retrospekcje nie zaburzają bieżących wydarzeń i nie wybijają mnie z rytmu. Wręcz przeciwnie. Tworzą swoisty specyficzny klimat, w których odczuwam inne emocje i czuję inne zapachy, odbieram inne całkiem nastroje i boję się całkiem czegoś innego.

Oprócz głównych bohaterów ukochałam motyw chlebodawczyni Dorothy zaraz po jej przyjeździe do Londynu. Stara Lady, jak z prawdziwej angielskiej socjety mogła stać się jeszcze bardziej ciekawszym wątkiem, gdyby autorce chciało się pociągnąć ten temat. Kompletnie nie zrozumiałam natomiast młodzieńczej miłości Dorothy. Wręcz przeciwnie w drugiej połowie miałam wrażenie, że ogień całkowicie wygasł i to bynajmniej nie za sprawą Jimmy’ego. Umiłowanie Dorothy do spędzania częściej czasu ze swoimi koleżankami ze stancji nie tyle, co mnie intrygowało, co raczej irytowało. Przecież to Londyn w czasie bombardowań. Przecież to czas, gdy ona i on kleili się do siebie nie znając jutra, nie mając żadnych nadziei…. Wspominając o słabszych elementach książki nie mogę nie wspomnieć o siostrach głównej bohaterki. Iris, Rose i Daphne mogły być ciekawym tłem dla Laurel. Stały się tylko dodatkiem, praktycznie nic nieznaczącym. Jakby celem Morton, było wprowadzanie kolejnych, obojętnych dla fabuły bohaterów, bez których powieść mogłaby być krótsza i bynajmniej nie mniej zajmująca. A rola Gerry’ego? Była sporym zaskoczeniem.

Za to kobieca perspektywa jest czymś, co mnie najbardziej oczarowywało. Tu nie chodzi tylko o matkę Laurel – Dorothy. Tu chodzi o wiele matek, które jak na ówczesne czasy potrafiły zachowywać się mniej konwencjonalnie. Tu chodzi też o matkę Dorothy i tu chodzi też o nieobecną matkę Vivien. Choć jej sama osoba, mogła być rozrysowana bardziej dramatycznie, co przysporzyłoby zapewne książce jeszcze więcej fanów😉. Matki w tej powieści są silne, zdeterminowane. Niesamowicie zdecydowane jak na początek ubiegłego wieku. Rozumiejące własne córki. Odnoszące się do nich z szacunkiem i potrafiące je wesprzeć w każdej sytuacji.  

Starałam się nie zaspojlerować. Dlatego nie wspomniałam ani o Katy Ellis, o której ciągle myślę, ani tak naprawdę o postaci Henry’ego Jenkinsa, który pojawił się kiedyś w rogu domu Laurel.  Mam nadzieję, że zaciekawiłam Was natomiast opowieściami o bohaterach, których w „Strażniku tajemnic” Kate Morton jest praktycznie cała plejada. I to nie tylko pierwszo, ale i drugoplanowych, na których warto zarzucić przysłowiowe oko.

Miłej lektury!!!

Moja ocena 7/10.

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

„Poszukiwany ukochany” Beth O’leary

POSZUKIWANY UKOCHANY

  • Autor: BETH O’LEARY
  • Wydawnictwo:ALBATROS
  • Seria: MAŁA CZARNA
  • Liczba stron: 384
  • Data premiery: 25.01.2023r.

Dzisiaj z rana zabrałam się wreszcie za moją stertę książek przeczytanych, które wciąż czekają na zrecenzowanie. Ta, o której dziś chciałam Wam opowiedzieć swoją premierę miała pod koniec stycznia br. „Poszukiwany ukochany” Beth O’Leary  należy do serii Mała Czarna Wydawnictwa Albatros.  Fajne kolorowe okładki kryją pod sobą zabawną, lekką treść. Przeczytałam wszystkie tytuły z serii, jedne zachwyciły mnie bardziej, inne mniej. Muszę jednak powiedzieć,  że te autorstwa Beth O’Leary zawsze mi się podobały. Najbardziej podobał mi się debiut autorki pt. „Współlokatorzy”, do gustu przypadła mi też „Zamiana”, bowiem przypomina mi świetny film „Holiday”. Kolejna powieść autorki pt. „W drogę” podobała mi się jednak zdecydowanie mniej. Dlatego z lekturą „Poszukiwanego ukochanego” trochę się wstrzymywałam. Jaki wrażenia miałam po jego lekturze? Przeczytajcie sami…

Walentynki… 

Rano… Siobhan czeka w kawiarni na spóźniającego się Josepha, zdziwiona tym, że zaproponował jej spotkanie rano, mimo, że do tej pory spotykali się tylko wieczorem w jej pokoju hotelowym. Nie udaje jej się jednak poznać przyczyny tej zmiany, gdyż mężczyzna się nie pojawia.

Wczesne popołudnie…   Miranda  cieszy się na walentynkowy lunch z Carterem, z którym spotyka się od pięciu miesięcy i ma nadzieję, że będzie to okazja do uczczenia jej nowej pracy. Niestety jej chłopak nie pojawia się…

Wieczór…  Jane czeka na przyjaciela Josepha Cartera, który zgodził się udawać na przyjęciu jej chłopaka. Nie znają się długo, jednak dziewczyna jest rozczarowana, gdy okazuje się, że najwyraźniej została wystawiona…

Całość trafnie podsumowuje opis wydawcy: „Trzy kobiet. Trzy randki. Jeden nieobecny mężczyzna.” Mnie jednak najbardziej zaintrygowała i zachęciło do lektury hasło „Poznajcie Josepha Cartera. Jeśli tylko uda Wam się go znaleźć”.

Po przeczytaniu opisu z jednej strony wydawało mi się, że wiem, czego się spodziewać. Trzy kobiety i mężczyzna, który je zwodzi, na którym nie można polegać. Pomyślałam sobie, że pewnie autorka pójdzie w motyw zemsty i nauczki. Jednak do końca coś mi nie pasowało, nie do końca wiedziałam czego się spodziewać. I muszę powiedzieć, że książka zaskoczyła mnie po całości. Okazała się czymś zupełnie innym niż się spodziewałam. Rozwikłanie zagadki okazało się sporym zaskoczeniem. Nie mogę jednak zdradzić nic więcej, by Wam nie zepsuć tej przyjemności.

Książka pisana jest w narracji trzecioosobowej, naprzemiennie z punktu widzenia trzech kobiet. Akcja rozwija się spotkaniowo, powoli autorka zdradza nam coraz więcej o bohaterach i łączącej ich relacji. Powieść czytało mi się bardzo fajnie. Szybko i przyjemnie. Uwielbiam pozycje, które tak pozytywnie mnie zaskakują, nie są oczywiste i nie idą utartym schematem.

Jeśli potrzebujecie rozrywki, lekkiej lektura, która przyniesie ze sobą cała gamę pozytywnych uczuć to zdecydowanie polecam Wam „Poszukiwanego ukochanego”. Czytajcie!:)

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję WYDAWNICTWU ALBATROS.

„To nie może się udać” Abby Jimenez

TO NIE MOŻE SIĘ UDAĆ

  • Autor: ABBY JIMENEZ
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery: 22.03.2023r.

Książki Abby Jimenez uwielbiam i od momentu przeczytania jej pierwszej powieści, każdą kolejną biorę w ciemno. Wszystkie trzy powieści z cyklu „The Friend Zone” mnie zachwyciły, wzruszyły i rozbawiły i generalnie świetnie spędziłam z nimi czas. Nic więc dziwnego, że gdy tylko usłyszałam o premierze najnowszej, niezależnej książki autorki pt. „To nie może się udać” od Wydawnictwa Muza nie mogłam się już doczekać lektury. Gdy książka do mnie dotarła, praktycznie od razu zabrałam się za lekturę. Jeśli chcecie poznać moje wrażenia, przeczytajcie tą recenzję…

Alexis Montgomery pochodzi z bogatej i wpływowej rodziny, z długa tradycją lekarską. Pracuje w rodzinnym szpitalu, ale rodzice chcieliby, żeby większą wagę przykładała do sławy i kontynuowania rodzinnej tradycji. Nieoczekiwanie ta miejska elegantka spokój i dobre samopoczucie znajduje w miejscu po którym nigdy by się nie spodziewała, że będzie od niego pasować. A wszystko za sprawą Daniela Granta, przystojnego, seksownego i wyluzowanego stolarza, młodszego od niej o 10 lat, a także za sprawą zwariowanego zakładu, pysznej kanapki z grillowanym serem i małej kózki w piżamce. To co miało być przygodą na jedną noc nieoczekiwanie zyskuje ciąg dalszy. Między bohaterami bowiem jest niewyobrażalna chemia, której trudno się oprzeć. Układ bez zobowiązań z mężczyzna, z którym tak wiele ją dzieli, wydaje się Alexis bezpieczną opcją. Jednak okazuje się, że staje on się dla niej czymś więcej, jak jednak można połączyć dwa tak różne życia? Czy to w ogóle możliwe?

Styl Abby Jimenez niezmiennie mnie zachwyca. Błyskotliwy, lekki, pełen zabawnych, lekko ironicznych dialogów. Powieść składa się z trzydziestu siedmiu, stosunkowo których rozdziałów i epilogu. Pisana w narracji pierwszoosobowej, naprzemiennie z punktu widzenia Alexis i Daniela, pozwala czytelnikowi zapoznawać się z wydarzeniami z damskiego i z męskiego punktu widzenia.  Autorka przedstawia nam wydarzenia z lekkością, poczuciem humoru i pozytywnym nastawieniem do życia. Stworzone przez nią postacie szybko zyskały moją sympatię. Daniel to praktycznie ideał, bardzo go polubiłam. Co do Alexis to trudno mi momentami było zrozumieć pewną jej motywację i sposób myślenia, ale jednak autorka dobrze ją ukazała i udało jej się mimo pozornie lekkiego tematu i stylu oddać pewną głębie psychologiczną. Książkę czytało mi się bardzo przyjemnie, ciężko było mi się od niej oderwać i wprowadziła mnie w bardzo pozytywny i dobry nastrój. Gorąco Wam polecam lekturę.

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU MUZA.

„Kobieta w deszczu” Dorota Milli

KOBIETA W DESZCZU

  • Autor: DOROTA MILLI
  • Wydawnictwo: LUNA
  • Liczba stron: 384
  • Data premiery: 18.01.2023r.

Dorota Milli tworzy literaturę obyczajową, której akcja najczęściej rozgrywa się na polskim morzem. Autorka bowiem jest kołobrzeżanką, miłośniczką spacerów brzegiem morza i nadmorskiego klimatu. Jej najnowsza powieść „Kobieta w deszczu”, która premierę miała 18 stycznia nakładem Wydawnictwa Luna ujęła mnie optymistyczną i pełną dobrej energii okładką. Akcja toczy się w Kołobrzegu, a bijąca z okładki pozytywna energia dotyczy także wnętrza powieści.

Główną bohaterką jest Aletta Różańska, psychoterapeutka która właśnie odziedziczyła gabinet po swoim mentorze Bo. Kobieta jest całkowicie oddana swojej pracy i pacjentom, bardzo zaangażowana. Jeszcze trudno jej się odnaleźć w nowej rzeczywistości, kiedy do jej gabinetu trafiają dwie kobiety Julia i Eryka. Między tymi trzema kobietami niespodziewanie nawiązuje się wyjątkowa więź i stają się one dla siebie ważne. Julia to młoda kobieta, która pozornie patrząc ma wszystko to, co potrzebne do szczęścia. Prowadzi wraz z narzeczonym pizzerię. Jednak w ostatnim czasie nie radzi sobie z emocjami, gubi się swoich uczuciach. Eryka to Kobieta po czterdziestce, która ma dwoje nastoletnich synów i męża. Kiedyś wraz z mężem realizowała kolejne biznesowe wyzwania, natomiast od jakiegoś czasu Eryka wycofała się w przestrzeń domową, doświadczyła zdrady męża i czuje się w swoim domu i w swoim życiu zupełnie nie na miejscu. Te trzy kobiety stają się dla siebie dość bliskie, wspierają się wzajemnie w życiowych problemach. Pomagają sobie podjąć istotne decyzje. Dopingują się wzajemnie i stają się motywacją do podjęcia ważnych decyzji, do nabrania odwagi, by zawalczyć o siebie i swoje szczęście.

Dużym plusem tej powieści są stworzone przez autorkę postaci kobiece. Każda z nich jest inna, na swój sposób ciekawa i intrygująca. Mimo pozornego zagubienia i życiowych trudności kryje się w nich prawdziwa siła i determinacja, która rozkwita pod wpływem kobiecej przyjaźni i wsparcia. Nie chcę zdradzać zbyt wiele z przebiegu akcji, lecz muszę zaznaczyć, że oprócz wątków typowo obyczajowych, książka zawiera też interesującą warstwę psychologiczną. Opowiada o trudnościach życia, o skomplikowanych relacjach międzyludzkich. O tym, że czasem to co pozornie wydaje się oczywiste i jednoznaczne często tak naprawdę jest dużo bardziej skomplikowane, a człowiek łatwo może się zagubić w skomplikowanej sieci własnych uczuć, emocji, oczekiwań innych, narzuconych nam przez społeczeństwo wzorców i przekonań. W książce pojawia się też wątek, można powiedzieć, delikatnie kryminalny, zagadki związane z pacjentem Alety. Pojawiają się również ciekawe postacie męskie, detektywów z biura detektywistycznego, ale nie tylko.

Akcja powieści rozwija się powoli.  Autorka zaczyna od zarysowania nam pewnego tło, ukazuje uczucia i przemyślenia głównej bohaterki. Na początku czułam się trochę tym znużona, irytowało mnie też trochę nadużywanie określenia mentor Bo. Mentor Bo to, Mentor Bo tamto… Tak jakby bohaterka nie potrafiła samodzielnie funkcjonować. Z czasem jednak, gdy akcja zaczęła się rozwijać było tego mniej i przekonał mnie fakt, że miało to służyć zarysowaniu obrazu głównej bohaterki, która mimo tego, że potrafiła doskonale pomóc swoim pacjentom, sama był samotna i trochę zagubiona we własnym życiu. W dalszej części książkę czytało mi się przyjemnie, a losy trzech kobiet bardzo mnie zaintrygowały, zwłaszcza wątek związany z Julią był mi bardzo bliski i mocno mnie poruszył. Zdecydowanie polecam wam tą mądrą, ciepłą i optymistyczną lekturę. Może stanowić początek dla wielu ważnych życiowych refleksji Zachęcam do przeczytania.

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą serdecznie dziękuję Wydawnictwu LUNA.

„Ktoś z nas będzie następny” Karen M. McManus

KTOŚ Z NAS BĘDZIE NASTĘPNY

  • Autorka: KAREN M. MCMANUS
  • SERIA: JEDNO Z NAS KŁAMIE. TOM 2
  • Wydawnictwo:ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 410
  • Data premiery: 02.11.2022r.
  • Data premiery światowej: 07.01.2020r.

Ktoś z nas będzie następny” Karen M. McManus to kontynuacja książki „Ktoś z nas kłamie” (recenzja na klik). Książki, która na początku ubiegłego roku doczekała się ekranizacji na platformie Netflix. Powieść opublikowało Wydawnictwo @Zysk i S-ka, a swoją polską premierę miała już jakiś czas temu. Ja do książki sięgnęłam chętnie. Pierwsza część zaskakująco mi się podobała. Liczyłam na kontynuację emocji i fabuły.

Opowiadana historia toczy się wokół nastolatków z liceum Bayview. Po traumatycznych przeżyciach związanych ze śmiercią Simona, młodą społecznością wstrząsa nowa zabawa esemesowa Prawda czy Wyzwanie. Bardziej odważni realizują zadania zlecone przez Nieznajomego. Mniej odważni lub mniej zaangażowani zostali zadenuncjowani. Wiele sekretów ujrzało światło dzienne niszcząc wątłe młodzieńcze relacje. Nagła śmierć Brandona, lokalnego lowelasa wstrząsa dzieciakami. Co z tym wydarzeniem ma wspólnego ojciec Knoxa, którego denerwują skróty przez niezabezpieczoną budowę syna?  Jakie znaczenie dla sprawy mają anonimy otrzymywane przez lokalnego działacza społecznego Eliego? I czy cokolwiek z wydarzeniami ma wspólnego nieżyjący już Simon Kelleher?

Podoba mi się układ książki. Został dostosowany do typowego, młodego czytelnika. Na początku książki autorka zawarła spis osób. Dzięki temu nieczytający pierwszą część bez problemu rozeznają się w bohaterach. Poznają kim jest Maeve Rojas i jej siostra Bronwyn, kim Knox Myers, a kim Phoebe Lawton. Narracja pisana jest z perspektywy pierwszoosobowej. To też pozwala młodemu czytelnikowi na większe utożsamianie się z losami bohaterów, a tym samym na bardziej pozytywny odbiór książki. Powieść podzielona jest na części, na które składają się rozdziały. Każdy rozdział ma określoną datę, a także wskazuje imię bohatera, z perspektywy którego został napisany. Narracja prowadzona jest równolegle. Czasem to samo wydarzenie pokazywane jest z perspektywy Emmy, Phoebe czy Knoxa.

Autorka skupiła się na typowych problemach nastolatków; braku akceptacji, samotności, braku zrozumienia, odwiecznej próby zdobycia akceptacji i licznych perypetiach miłosnych. Miałam wrażenie, że kwestie damsko – męskie zdominowały pomysł na fabułę. Mniej w książce jest thrillera, mniej mroczności i mniej ciekawych wątków dla mnie, więcej tematów obyczajowych i tych drżeń serca, które na szczęście już dawno za mną 😉. Fajnym wtrąceniem były relacje dziennikarskie, też wywiady, a także relacje z czatów internetowych. Dzięki temu prowadzona opowieść dostała jeszcze dodatkowego tempa i różnorodności.

Zdecydowanie książka może podobać się młodemu czytelnikowi. Dla mnie wiele młodych postaci zostało przedstawiony w sposób płaski, bez większego polotu, jednowymiarowo. Praktycznie charakterem nie byłam w stanie odróżnić dziewczęcych postaci, za wyjątkiem Maeve ze względu na jej chorobę. Podobieństwo między taką liczną grupą bohaterów spowodowało, że postaci mi się zlewały, plątały. Same wątki finalnie okazywały się mało znaczące, a finalna tajemnica potraktowana wręcz po macoszemu. Niby jest, a jednak okazała się niczym specjalnym.

Podobało mi się stwierdzenie „nomofobia”, z którym spotkałam się po raz pierwszy. To nic innego lęk przed brakiem dostępu do telefonu komórkowego na który cierpią nastolatkowie. Utożsamiłam się z zaburzeniem selektywnej utraty słuchu. Chyba na nie cierpię, szczególnie w komunikacji z moimi nastoletnimi dziećmi😊. Zrozumiałam również, że temat destrukcyjnej kultury plotkarstwa jest bardzo ważny, szczególnie wśród młodzieży. Więc nie uważam czasu spędzonego z książką za całkiem stracony😊.

Moja ocena: 6/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

„Anne z Szumiących Wierzb” Lucy Maud Montgomery

ANNE Z SZUMIĄCYCH WIERZB

  • Autorka: LUCY MAUD MONTGOMERY
  • Wydawnictwo: MARGINESY
  • Cykl: ANIA Z ZIELONEGO WZGÓRZA (tom 4)
  • Liczba stron: 368
  • Data premiery w tym wydaniu: 18.01.2023r.
  • Data 1 wydania polskiego: 1959r.
  • Data premiery światowej: 1936r.

Chronologicznie czwarta część cyklu „Ania z Zielonego Wzgórza” Lucy Maud Montgomery została po raz pierwszy opublikowana w Kanadzie w 1936r. W Polsce znamy ją pod nazwą „Ania z Szumiących Topoli”. Zapewne pierwszemu wydawcy w roku 1959 topole lepiej się kojarzyły niż wierzby😊. @wydawnictwomarginesy kontynuuje swoją misję odczarowywania Ani w formie nam znanej i lubianej. Warsztat Anny Bańkowskiej wykorzystany tym razem został do publikacji na nowo przetłumaczonej z oryginału „Anne z Szumiących Wierzb”. Książka premier miała 18 stycznia br. i dla mnie stanowiła obowiązkową, styczniową lekturę😉.

Anne Shirley świeżo upieczona magister nauk humanistycznych, dostaje posadę kierowniczki wyższej szkoły w Summerside. Jej życie prywatne nie uległo znacznej zmianie. Jest nadal zaręczona z Gilbertem Blythe’em studiującym medycynę na Uniwersytecie Redmondskim w Kingsporcie, z którym wymienia listy. W trakcie trzyletniej pracy relacjonuje w korespondencji do Ukochanego, co dzieje się na Zielonych Szczytach. Pisze o Dianie, swej wieloletniej przyjaciółce, która po ślubie ma mniej dla niej czasu. A po urodzeniu synka jej zakresem obowiązków staje się tylko dom, dziecko i mąż Diany – Alfred. Dzieli się z nim swoimi przygodami w zarządzanej przez siebie szkole, a także opisuje pokój na wieży w domu o nazwie Szumiące Wierzby, gdzie rządy sprawuje Rebecca Dew, w którym mieszka.

Bardzo dobrze przetłumaczona i wydana książka. Kolejna część, idealna dla fanki Anne z Zielonych Szczytów (ooops o mało co napisałabym: Ani z Zielonego Wzgórza😉). Mimo, że lata nastoletnie mam dawno za sobą, a fascynację historią i przygodami Ani już pamiętam tylko ze wspomnień, miło czytałam o jej perypetiach. O jej doświadczeniu z domem o nazwie Szumiące Wierzby, o jej sąsiadach i jego mieszkańcach. A także o wpływowej rodzinie Pringle’ów, których Anne próbuje do siebie zjednoczyć. Którym próbuje pokazać się z jak najlepszej strony. Kompletnie zapomniałam o bohaterce, którą Lucy Maud Montgomery musiała zapewne wprowadzić na wzór Anne, o dziewczynce o nazwisku Grayson. Wychowywaną samotnie przez babkę. Wychowywaną w braku miłości. Ten wątek okazał się nostalgiczną podróżą w pierwszą część cyklu, która najczulej zagrała na moich emocjach. Świetny okazał się ten temat kanibalizmu podjęty przez autorkę, o którym – jak również przyznaję – kompletnie zapominałam.

Bez względu na tłumaczenie, kolejną powieść autorstwa Lucy Maud Montgomery odebrałam w sposób analogiczny, jak poprzednie. Jako książkę pełną ciekawych przygód. Jako opis ówczesnego społeczeństwa i szerzących się w nim teorii, poglądów i spostrzeżeń. Jako epopeję na relacje międzyludzkie, w których szczerość i energiczna postawa głównej bohaterki jest w stanie przezwyciężyć wrogość. Jako epitafium rodziny, które pokazuje miłe oku, pozytywne ścieżki sieroctwa, którego i wtedy, i teraz jest wszędzie pełno. Jako odę do domu, w którym miejsce nie znajdą tylko domownicy o każdej porze dnia i nocy, lecz także przyjezdni. Zaproszeni przez Anne goście. Odrzuceni, negatywnie nastawieni, samotni…

Na moim blogu znajdziecie wszystkie poprzednie wydania nowego tłumaczenia od @wydawnictwomarginesy. Począwszy od Anne z Zielonych Szczytów, przez Anne z Avonlea, aż po Anne z Redmondu. Zachęcam Was do poznania tej nowej Ani. Nieprzerwanie od pierwszego tomu, w którym po latach, całkiem inaczej mogłam zapoznać się z Anne. Miłej lektury😊.

Moja ocena: 7/10

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od Wydawnictwa Marginesy, za co serdecznie dziękuję.

„Skandalistki. Kobiety, które zadziwiały i szokowały” Małgorzata Czapczyńska

SKANDALISTKI. KOBIETY, KTÓRE ZADZIWIAŁY I SZOKOWAŁY

  • Autorka: MAŁGORZATA CZAPCZYŃSKA
  • Wydawnictwo: PASCAL
  • Liczba stron: 272
  • Data premiery: 12.10.2022r.

Po „Moje wyspy” (recenzja TUTAJ) oraz „Chcesz cukierka? Idź do Gierka. Wspomnienia z dzieciństwa w złotej dekadzie gierkowskiej” napisanej razem z Marcinem Ziętkiewiczem (recenzja TUTAJ) Małgorzata Czapczyńska autorka fanpage’a @Moje wyspy znowu mnie zaskoczyła. Dzięki podarunkowi od @wydawnictwopascal zapoznałam się z najnowszą publikacją znanej, z humorem blogerki. Książka „Skandalistki. Kobiety, które zadziwiały i szokowały”, która premierę miała w pierwszej połowie października 2022 roku, już po samym tytule wydała się czyta dla mnie na miarę. Dość, że lubię czytać o kobietach, to jeszcze, przyznaję, uwielbiam czytać o skandalach.

Kim są tytułowe skandalistki? Czy to tylko znane kobiety w swej epoce? Czy zwykłe gospodynie domowe, które dziwnym trafem znalazły się w centrum wydarzeń? Z opisu Wydawcy wynika, że „Są wśród nich królowa pustyni, przed którą drżeli szejkowie, i biedna dziewczyna z krakowskiego Kazimierza, twórczyni kosmetycznego imperium. Dziennikarka, która udawała obłąkaną, by opisać koszmar szpitala psychiatrycznego, i „najbrzydsza kobieta na świecie”, zarabiająca wyglądem na utrzymanie dzieci. Najsłynniejsza morderczyni II Rzeczypospolitej i polskie pisarki, o których tajnym, burzliwym życiu miłosnym nie uczy się w szkole”. Sprawdziłam. Faktycznie to o nich😊. Niektóre z nich zapewne są Wam znane z portali społecznościowych, niektóre z najnowszych ekranizacji filmowych dostępnych na znanych platformach. Bez względu na to, czy z nimi już się spotkaliście, warto o nich poczytać z kart tej książki.

A wszystko zaczyna się od Adèle Hugo, córce Victora Hugo, by wkrótce Autorka zainteresowała czytelnika opowieścią kryminalną o Blanche Monnier uwięzionej przez brata i matkę. Z jakiego powodu? Nie zaspojleruję😉. Poznajemy również życiorys Karen Blixen (właściwie Karen Christence von Blixen-Finecke, pseud. Isak Dinesen, Pierre Andrezel, Osceola,) który częściowo posłużył za materiał do jej najbardziej znanego „Pożegnania z Afryką”. George Sand i Frida Kahlo, czy Edith Piaf nie okazały się dla mnie niespodzianką. Ich historie przeplatają się w kinematografii i polskiej, i zagranicznej od lat. Nie zbudziły mojej fascynacji. Podobnie jak historia o Marii Konopnickiem i jej związku z Pietrkiem, o którym czytałam w całkiem innej publikacji dość niedawno. Jeszcze nie zapomniałam tej atmosfery. Może dlatego ten wątek przebiegłam tylko wzrokiem, bez głębszego zastanowienia. Oprócz Nałkowskiej i Dąbrowskiej, naszych polskich pisarek, ciekawy wątek związany był z Gertrude Bell znającej doskonale kraje arabskie, czy Leni Riefenstahl kręcącej filmy dla samego Adolfa Hitlera. O Clarze Bow czy Mabel Normadn nie miałam pojęcia, a o ich wpływie na kinematografię tym bardziej. Nie będę wymieniać wszystkich kobiet, o których jest najnowsza książka Małgorzaty Czapczyńskiej. Podsumowując napisze tylko, że „Skandalistki. Kobiety, które zadziwiały i szokowały” to takie kompendium, zbiór postaci kobiet, które czasem szokowały, czasem budziły współczucie, a czasem po prostu emanowały nieszczęściem i przez to zostały zapamiętane. To historie jakich wiele. Historie nie tylko o znanych i lubianych, ale bez wątpienia historie, z którymi warto się zaznajomić.

I trochę czuję przesyt tymi historiami. Nie powiem, bardzo dobrze, przystępnie napisane opowieści o różnych kobietach, rożnych wydarzeniach i różnych życiach. Tylko jakoś tak ich za dużo. Finalnie po przeczytaniu stu stron łapałam się, że nie pamiętam, o czym czytałam. Życiorysy mi się plątały, zlewały w jedno. Czułam, że brakuje mi więcej beletrystyki, szerszego kontekstu, więcej zabawy z postaciami, a przecież Małgorzata Czapczyńska to potrafi. Potrafi mnie bawić i zaskakiwać ciekawymi zwrotami, interpretacjami i narracją skierowaną jakby wprost od mnie. Zdecydowanie bardziej wolę dwie poprzednie publikacje tej Autorki.

Tak. „Moje wyspy” i „Chcesz cukierka? Idź do Gierka. Wspomnienia z dzieciństwa w złotej dekadzie gierkowskiej” pozostają nadal moimi faworytami 😊.

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą i podzielenia się z Wami moją opinią bardzo dziękuję Wydawnictwu Pascal.

„Galatea” Madeline Miller

GALATEA

  • Autorka: MADELINE MILLER
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Liczba stron: 72
  • Data premiery: 9.11.2022r.
  • Data premiery światowej: 4.07.2013r.

W ubiegłorocznej recenzji „Pieśni o Achillesie” (recenzja na klik) Madeline Miller przyznałam, że nie czytałam jej bestsellerowej „Kirke”. Do chwili obecnej tego nie nadrobiłam😉. A już na pewno nie nadrobię w tym pełnym wyzwań okresie przedświątecznym. Pochwalę się jednak, że w ferworze przedświątecznej gorączki przeczytałam najnowszą przepiękną publikację od @WydawnictwoAlbatros debiutującą 9 listopada br. I choć opowiadanie „Galatea” ma tylko kilkadziesiąt stron to wzbudziło we mnie silne emocje.

I wtedy wiedziałam, że czas ułożyć się nieruchomo, by on znów mógł udawać, że dla niego budzę się z kamienia.” – „Galatea” Madeline Miller.

W fantazji na temat mitu o Galatei, kobiecie stworzonej przez rzeźbiarza, któremu niemiłe były prawdziwe kobiety, pełne wad i nieczystości, a z którą po cudownym ożywieniu przez Wenus stworzył prawdziwy związek, Madeline Miller idzie o krok dalej.

Jak obiecuje Wydawca w swoim opisie:

Nawet najdoskonalsze istoty nade wszystko pragną wolności.
Posąg z marmuru – kobieta – żona – matka – wolny duch – Galatea.”

Ona – kobieta. Ona – bezimienna. Ona – układająca się w sposób by zadowolić swego stwórcę, swego męża i swego ojca jednocześnie. Ona….

Bardzo mnie się podoba jak Madeline Miller podchodzi do klasycznych mitów i opowieści. Przekłada je na swój, bardzo literacki język. W swoje dzieła wplata sporo realizmu. Tak jak „Pieśni o Achillesie” w opowiadaniu „Galatea” ukazuje nam inną wersję pierwotnej historii Owidiusza. Nie ma w jej „Galatei” szczęśliwego zakończenia. Nie ma tylko męskiego punktu widzenia, w którym kobieta ma służyć mężczyźnie i stworzyć z nim szczęśliwą relację, ale tylko na jego warunkach. W innej sytuacji, związek jest nieudany. A nie każda z nas może zaakceptować odrażające warunki, nieswoje idee i niechciane warunki życia. Nie każda z nas potrafi do końca życia układać się w sposób, który podoba się naszym mężom i które jako jedyne są przez nich do zaakceptowania.

To bardzo krótka historia z zawoalowanym morałem. Z przejęciem czytałam o Galatei od Madeline Miller tak wytresowanej, że dokładnie wiedziała, czego oczekuje od niej jej stwórca. Jest to kobiecy punkt widzenia tego sławnego mitu, który w pierwotnej wersji kończy się wieczną szczęśliwością kobiety, w którą wierzą tylko ograniczeni mężczyźni. Z przejęciem, a może bardziej silną niezgodą czytałam o Galatei w roli matki. Jej tęsknota za Pafos wręcz porażała. Tak silnie, jak porażała obojętność opiekunów Galatei i jej samego męża.

To wariacja na temat tego, jak w świecie traktuje się kobiety, które pragną wolności, które się przeciwstawiły mimo wielu ograniczeń zobrazowanych tak literacko w posągu. To wariacja na temat tego, co zrobi matka, by uchronić swe dziecko, by choć trochę odzyskało należne mu życie. To nie klasyczna powieść, ani tym bardziej romans. To nawet nie jest opowiadanie historyczne. To diagnoza relacji damsko – męskiej opowiedziana w sposób bardzo metaforyczny, skłaniający do refleksji i zastanowienia się, czy naprawdę chcemy być takimi kobietami….

Moja ocena: 7/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

„Niekochane” Hanna Dikta

NIEKOCHANE

  • Autor: HANNA DIKTA
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 304
  • Data premiery: 04.10.2022r.

Jedną z najważniejszych chyba potrzeb duchowych człowieka jest potrzeba bycia kochanym. Jest to potrzeba bezwarunkowej akceptacji. Wiele naszych działań z tej potrzeby wynika, czasem próby jej zaspokojenia, najczęściej nieświadome, przybierają postać, rozpaczliwych wręcz poszukiwań, popełnionych błędów życiowych, nieudanych związków, przesuniętych granic i zgadzania się na coś, na co zgadzać się nie chciałyśmy. A to wszystko tylko po to, żeby mieć poczucie, że jesteśmy kochanie, by koniec końców zrozumieć, że nigdzie na zewnątrz nie znajdziemy miłości i akceptacji, jeżeli nie nosimy jej w sobie. To rodzina i dzieciństwo powinno nas w tą umiejętność i tarczę potrzebne do dalszego życia wyposażyć. Co jednak powinniśmy zrobić, gdy w naszym dzieciństwie tego nie było?  Gdy rodzina, która powinna stać po stronie dziecka, nie przekazała mu bezwarunkowej miłości i nie wyposażyła go na dalsze życie. Może dlatego, że sami nie potrafili kochać, że nie zostali tego nauczeni przez swoich rodziców… Wtedy musimy ten proces przechodzić sami w dorosłym życiu. Nie raz jest on okupiony łzami, bólem i cierpieniem. Pomocna na tej drodze może się okazać znajomość historii rodzinnej, znajomość schematów, które w niej funkcjonowały, wiedza, z czego wynikały pewne błędy popełnione przez naszych przodów i przez nas samych. Bowiem jak wiadomo świadomość to pierwszy krok do zrozumienia i akceptacji, a także zmiany.

Dokładnie z tym boryka się Monika. Kobieta po czterdziestce, matka nastoletniej córki, rozwódka. Przede wszystkim mierzy się ona z problemami z córką. Pola, które jeszcze niedawno była małym, maminym aniołkiem, stała się nastoletnią buntowiczką. Oddaliła się od matki bardzo, nie chcąc mieć z nią praktycznie nic wspólnego.

„Nie wiem, co zrobiłabym, gdyby nie praca. Nie potrafiłam zrozumieć, jak w takich sytuacjach radzą sobie kobiety, których jedyną rolą jest rola matki. Jak radzą sobie z krąbrnymi nastoletnimi dzieciakami kobiety, których całym światem jest dom? Jak one odczuwają porażką wychowawczą? Jak sobie to układają w głowach – te kobiety, które poświęciły dla dzieci całą młodość?”

Ten cytat bardzo mnie poruszył dotyka bowiem bardzo ważnego tematu dotyczącego macierzyństwa. Akceptacji tego, że dziecko rośnie, usamodzielnia się, oddala się od rodziców, co może być bardzo bolesne. Zwłaszcza dla matki. Nikt nas nie uczy jak sobie z tym trudnym okresem radzić, jak postępować z dzieckiem, które ma własne zdanie na każdy temat, oczywiście zupełnie różne od zdania matki. Często mimo tego, że mamy jak najlepsze chęci  popełniamy błędy, nie radzimy sobie z wrogością własnego dziecka, mamy wrażenie, że zawiodłyśmy, czujemy się winne, a z drugiej strony mamy dość całej tej sytuacji i bardzo często dziecka, które w nas te uczucia wyzwala.

„Nie wiedziałam, że to możliwe – żaliłam się przyjaciółce. – Kocham Polę, ale zupełnie jej nie lubię.”

Jakież to jest prawdziwe! I taka jest cała Monika, z jej żalem, zagubieniem, dylematami, złością i smutkiem, poczuciem wina, za rozpad swojego małżeństwa. Małżeństwa, w których chyba nigdy z jej strony nie było miłości. Wychowana przez matkę alkoholiczka nosi w sobie ogromny żal, pustkę i smutek  całe życie goniąc za ideałem miłości, którego ucieleśniła sobie w postaci Pana Idealnego –  Grzegorza  -znanego pisarza, z którym przed laty przeżyła moment prawdziwej bliskości. Jednocześnie uciekając przed prawdziwą miłości, bliskością i przywiązaniem w nic nieznaczące miłostki. Relacja z matką od dawna jest bardzo trudna, czasem nawet wydaje się, jej, że jej wcale nie ma. Jak więc wielkie jest zdziwienie Moniki, gdy po śmierci matki okazuje się, że zostawiła ona swojej córce  swój dom rodzinny. Dom, w którym jeszcze przed dziesięcioma laty mieszkała nieznana Monice babcia. Babcia, o której od dziecka słyszała od matki, że nie żyje. Kobieta nie ma jednak ochoty się nad tym wszystkim zastanawiać, analizować, ma dość swoich codziennych problemów. Postanawia potraktować spadek jako nieoczekiwany dar od losu, zastrzyk gotówki, który bardzo jej się przyda w trudnej sytuacji rodzinnej. Pragnie więc go od razu sprzedać. Na odczytaniu testamentu spotyka przyjaciela matki z młodości, prawnika, który obiecuje jej pomoc w sprzedaży domu. Stawia jednakże jeden warunek: kobieta choć raz musi tam pojechać. Wszystko w Monice wzbrania się przed tym, i jak mówi mądrze jej przyjaciółka Sylwia, być może to jest właśnie znak, że bardzo tego potrzebuje. Kiedy w końcu decyduje się na wyjazd w rodzinne strony znajduje na miejscu pamiętnik babki Antoniny. Poznaje z niego historię swojej rodziny, historię nieszczęśliwej miłości, najpierw babki, a potem matki, jak również dowiaduje się dlaczego jej matka zerwała kontakt z babcią. Co kobieta zrobi z tą wiedza, jak dalej potoczy się życie jej i jej córki?

Książkę czyta się rewelacyjnie. Mimo lekkiego i przyjemnego stylu porusza bardzo istotne tematy. Dotyka trudnych relacji rodzinnych, także tematu rodzinnych schematów i tego jak przeszłość przodków, przekazane nam przez nich wzorce i schematy wpływają na nasze życie. Autorka stworzyła postaci silnych, mądrych, a jednocześnie wątpiących i poszukujących kobiet. Główna bohaterka Monika, z jednej strony jest silna, samodzielna i dobrze radzi sobie w życiu, natomiast z drugiej strony przez wgląd na swoje trudne dzieciństwo, na brak więzi z matką czuje się zagubiona, nie potrafi zaufać i tak naprawdę realnie pokochać. Również jej przyjaciółka Sylwia to przykład dojrzałej, poszukującej, mądrej kobiety. Pozornie wszystko w jej życiu jest udane, natomiast znajduje ona w sobie odwagę do rozwoju, do pójścia swoją drogą. Również postać Poli, córki głównej bohaterki jest bardzo ciekawa. Pozornie zbuntowana,  agresywna nastolatka, tak naprawdę jest zagubionym dzieckiem, potrzebującym matczynej miłości i aprobaty. Autorka porusza temat miłości w wielu jej aspektach. Miłości niespełnionej, miłości trudnej, miłości matki do dziecka i dziecka do matki, miłości przyjacielskiej i miłości kobiety i mężczyzny. Jest to niezmiernie mądra i wartościowa książka, chyba moja ulubiona autorstwa Hanny Dikty. Gorąco Wam ją polecam!

Moja ocena: 8/10

Za możliwość zrecenzowania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Zysk i Spółka i autorce.