„Nie zapomnij o mnie” Mhairi McFarlane

NIE ZAPOMNIJ O MNIE

  • Autor: MHAIRI MCFARLANE
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Seria: MUZA
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery: 08.02.2023r.

Kolejną powieścią, którą przeczytałam już jakiś czas temu, a która czekała na zrecenzowanie jest „Nie zapomnij o mnie” Mhairi McFarlane. To lekka, zabawna historia miłosna, która premierę miała 8 lutego nakładem wydawnictwa Muza. Miałam okazję przeczytać poprzednią powieść autorki pt. „Miłość na później” i była to całkiem przyjemna lektura. Skusiłam się więc i na najnowszą, czy odczucia były podobne? Przeczytajcie sami…

Georgina Horspool nie ma w życiu łatwo. Właśnie straciła pracę, a zaraz potem przyłapała swojego chłopaka na zdradzie. Do tego jej rodzina traktuje ją jak czarną owcę i nie może liczyć na ich wsparcie. Wydawać by się mogło, że jest w beznadziejnym położeniu, kiedy jednak kilka dni później dostaje pracę barmanki w nowej knajpce chce wierzyć, że wszystko jakoś się ułoży. Niespodziewanie okazuje się, że właścicielem i zarazem jej nowym szefem jest Lucas, jej pierwsza miłość. Niestety on zdaje się jej nie pamiętać i nie jest zadowolony z tego, że jego brat zatrudnił dziewczynę. Czy można zapomnieć o pierwszej miłości i jak dalej potoczą się losy Georginy? Czy odnajdzie w końcu szczęście?

Powieść określana przez wydawcę jako „gotowy scenariusz komedii romantycznej” nie do końca spełniła moje oczekiwania. W zasadzie powiedziałabym bardziej, że to powieść obyczajowa z elementami romantycznymi. Akcja koncentruje się głównie wokół postaci Georginy. Poznajemy jej historię, jej przeszłość, jej przemyślenia. One jest bowiem narratorką powieści, to z jej perspektywy śledzimy przebieg akcji. Wątek jej znajomości z Lucasem jest jakby dopełnieniem historii jej życia, nie zdominował powieści, jest jednym z kilku . W pewnym momencie czułam się nawet zawiedziona, że historia miłosna, która zgodnie z opisem miała być głównym tematem książki, traktowana jest trochę marginalnie. Mało było wzajemnej relacji bohaterów, brakowało mi tego. Za plus należy jednak uznać, że mimo lekkiej tematyki powieść dotyka też poważnych tematów, takich jak przemoc seksualna i prześladowanie w szkole. Nie mogę jednak powiedzieć, by jej lektura zapadła mi w pamięć. Szybko ją przeczytałam, ale niestety równie szybko o niej zapomniałam. Jeśli jednak szukacie lekkiej, niezobowiązującej pozycji, która oderwie Was od rzeczywistości, to z cała pewnością możecie sięgnąć po „Nie zapomnij o mnie”.

Moja ocena: 6/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję WYDAWNICTWU MUZA.

„Urodzony morderca” Katarzyna Bonda

URODZONY MORDERCA

  • Autorka: KATARZYNA BONDA
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Seria: HUBERT MEYER. TOM 9
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 12.04.2023r.

Dopiero co @Katarzyna Bonda opowiadała w listopadzie ubiegłego roku na Katowickich Targach Książki o ósmym tomie cyklu z Meyerem pt. „Kobieta w walizce” (recenzja na klik), a już @wydawnictwo.muza.sa wydało kolejną część zatytułowaną „Urodzony morderca”. W międzyczasie fani Bondy poznali kolejne losy Jakuba Sobieskiego w trzeciej części pt. „Do cna” (recenzja na klik). Od jakiegoś czasu dużo Bondy w Bondzie😊. Pisze, wydaje, spotyka się. Po literackiej posusze wróciła, o czym pisałam wcześniej w pełnej krasie. Bardziej wyluzowana. Bardziej przystępna. Bardziej dosadna. „Urodzony morderca” też takim się okazał😉.

(…) Nikt nie rodzi się mordercą, ale żyjąc na krawędzi, podejmując łajdackie decyzje, stajemy się zakładnikami naszych kłamstw, matactw, a czasem te grzechy są znacznie cięższe.” – „Urodzony morderca” Katarzyna Bonda.

Rui Coelho Tavares de Souza – prężnie działający portugalski biznesmen, na którego „(…) czaiło się kilku notowanych…” w policyjnej bazie, zginął w spektakularny sposób w swoim ekskluzywnym samochodzie w lesie w podwarszawskich Łomiankach. Zaproszony do współpracy, dochodzący do siebie po zapaleniu płuc profiler – Hubert Meyer zaczyna angażować się w sprawę. Dość szybko śledczy pozyskują informację o całym zarzeczu kochanek zmarłego. Dość szybko dochodzą do miejscowego watażki, Marcina Demianiuka, z którym de Souza konkurował dodatkowo romansując z jego żoną Kasią. Dość szybko żona zmarłego – Diana Gardocka wysypuje się o swoim romansie z młodym, zaginionym żeglarzem Aruną. I dość szybko mnożą się teorie, które ewoluują po każdym rozpytaniu. A to wszystko w cieniu walki dwóch profilerów. Jednego z pasji, drugiego z mediów. Jednego doświadczonego, drugiego stawiającego kroki w zawodzie. Jednego zarabiającego krocie, a drugiego tyrającego za rządową pensję. Czy panowie zewrą szyki, by odnaleźć zabójcę de Souzy? Czy wręcz przeciwnie, ambicje zawiodą ich w kozi róg interesującego śledztwa…

Gdybym miała przywołać jakąś myśl przewodnią tego kryminału ze znanym profilerem to zacytowałabym samą Autorkę;

Zdrada to nie przyczyna kłopotów w małżeństwie, tylko jej skutek.”  -„Urodzony morderca” Katarzyna Bonda.

W fabule wątek zdrady przeplata się praktycznie od samego początku do końca wikłając kolejne kochanki w temat śledztwa. Nie ukrywam, że moją faworytką okazała się masażystka mitomanka😊. Pomysłowość w tym zakresie Autorki wzniosła się na wyżyny.

Sama kryminalna fabuła, jak to w ostatnich tomach serii, jest mocno zagmatwana. Zasadniczo z urywków motywów, tropów, zdarzeń, działań policyjnych nie wywnioskowałam sprawcy w sposób, o który chodziło Kasi Bondzie. Owszem ok. 270 strony narracja podpowiedziała czytelnikowi sprawcę morderstwa de Souzy, ale przecież książka liczyła ponad 350 stron…. Na ostatnich kartach wszystko się mogło zdarzyć. Ale proszę, nie czytajcie od końca !!!

Podobał mi się układ kryminału. Wszystko dzieje się w następujących po sobie dniach, oczywiście za wyjątkiem działań na terenie Portugalii w epilogu zatytułowanym „Lisbon story”. Książka zaczyna się prologiem o znamiennym tytule „W samo południe”. Pięć rozdziałów również Bonda zatytułowana znanymi dziełami kinematograficznymi. Począwszy od jednego z moich polskich kinowych faworytów „Spisie cudzołożnic” Jerzego Stuhra, po „Grzesznika”. Jakby tych odniesień do ciekawych filmów było mało, w samej fabule Kasia Bonda wspomina inne dzieło; „Wszystko o mojej matce” Pedro Almodóvara, którego wręcz ubóstwiam. Sama narracja jest bardzo przystępna. Wartka akcja wzmacnia zainteresowanie fabułą z każdą kolejno następującą po sobie stroną. Czytałam z zaciekawieniem. Przeczytałam w jeden wieczór, a to zawsze jest zapowiedź ciekawej lektury😉.

Sam Meyer ewoluuje. Jest jednym z moich ulubionych polskich bohaterów literackich, więc mam do niego słabość. W tej części jawi mi się na przemian jako rozwydrzony nastolatek obrażający się na szefową, współpracowników i rozpytywanych oraz jako podstarzały dziadunio, z którego łachy spadają wraz z papierosem z kącika ust. Wszystko musi być po jego myśli. Każdy krok musi mieć uzasadnienie i wynikać z jego wewnętrznego przekonania. To Meyer kreuje śledztwo bez względu na to, co robi Marciniak i jak mocno zaangażowani są pozostali członkowie zespołu. Temat śmierci Wery odstawiony na bok. Temat Domana również nie wspomniany. Jakby Bonda chciała, by Meyer ruszył do przodu. Jakby chciała, by nowe wątki i nowi współpracownicy zaprzątali jego głowę. Oczywiście odnajduję cechy wspólne do poprzednich książek z serii; niekompetencja, ludzkie rozgrywki, polityka w policji, czy chociażby korupcja. Cóż, pewne okoliczności chyba nie ulegają zmianie bez względu na ustrój, bez względu na osoby zajmujące wysokie stołki.

Jakby tego było mało z zastanawianiem czytałam o komunikacie SOS oraz śledzeniu nadajników z kluczy. Na szczęście jeżdżę starym samochodem. Na szczęście…

Ciekawe wątki. Intersujące panie i panowie😊. Ciekawy główny motyw śledczy. Po prostu, ciekawa lektura. Czytajcie!!!

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.

„To nie może się udać” Abby Jimenez

TO NIE MOŻE SIĘ UDAĆ

  • Autor: ABBY JIMENEZ
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery: 22.03.2023r.

Książki Abby Jimenez uwielbiam i od momentu przeczytania jej pierwszej powieści, każdą kolejną biorę w ciemno. Wszystkie trzy powieści z cyklu „The Friend Zone” mnie zachwyciły, wzruszyły i rozbawiły i generalnie świetnie spędziłam z nimi czas. Nic więc dziwnego, że gdy tylko usłyszałam o premierze najnowszej, niezależnej książki autorki pt. „To nie może się udać” od Wydawnictwa Muza nie mogłam się już doczekać lektury. Gdy książka do mnie dotarła, praktycznie od razu zabrałam się za lekturę. Jeśli chcecie poznać moje wrażenia, przeczytajcie tą recenzję…

Alexis Montgomery pochodzi z bogatej i wpływowej rodziny, z długa tradycją lekarską. Pracuje w rodzinnym szpitalu, ale rodzice chcieliby, żeby większą wagę przykładała do sławy i kontynuowania rodzinnej tradycji. Nieoczekiwanie ta miejska elegantka spokój i dobre samopoczucie znajduje w miejscu po którym nigdy by się nie spodziewała, że będzie od niego pasować. A wszystko za sprawą Daniela Granta, przystojnego, seksownego i wyluzowanego stolarza, młodszego od niej o 10 lat, a także za sprawą zwariowanego zakładu, pysznej kanapki z grillowanym serem i małej kózki w piżamce. To co miało być przygodą na jedną noc nieoczekiwanie zyskuje ciąg dalszy. Między bohaterami bowiem jest niewyobrażalna chemia, której trudno się oprzeć. Układ bez zobowiązań z mężczyzna, z którym tak wiele ją dzieli, wydaje się Alexis bezpieczną opcją. Jednak okazuje się, że staje on się dla niej czymś więcej, jak jednak można połączyć dwa tak różne życia? Czy to w ogóle możliwe?

Styl Abby Jimenez niezmiennie mnie zachwyca. Błyskotliwy, lekki, pełen zabawnych, lekko ironicznych dialogów. Powieść składa się z trzydziestu siedmiu, stosunkowo których rozdziałów i epilogu. Pisana w narracji pierwszoosobowej, naprzemiennie z punktu widzenia Alexis i Daniela, pozwala czytelnikowi zapoznawać się z wydarzeniami z damskiego i z męskiego punktu widzenia.  Autorka przedstawia nam wydarzenia z lekkością, poczuciem humoru i pozytywnym nastawieniem do życia. Stworzone przez nią postacie szybko zyskały moją sympatię. Daniel to praktycznie ideał, bardzo go polubiłam. Co do Alexis to trudno mi momentami było zrozumieć pewną jej motywację i sposób myślenia, ale jednak autorka dobrze ją ukazała i udało jej się mimo pozornie lekkiego tematu i stylu oddać pewną głębie psychologiczną. Książkę czytało mi się bardzo przyjemnie, ciężko było mi się od niej oderwać i wprowadziła mnie w bardzo pozytywny i dobry nastrój. Gorąco Wam polecam lekturę.

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU MUZA.

„Do cna” Katarzyna Bonda

DO CNA

  • Autorka: KATARZYNA BONDA
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Seria: JAKUB SOBIESKI. TOM 3
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 11.01.2023r.

W ubiegłotygodniową premierową środę na polskim rynku czytelniczym pojawiła się kolejna część serii stworzonej przez @Katarzyna Bonda z Jakubem Sobieskim. Tytuł debiutujący w dniu 11 stycznia br. „Do cna” jest trzecim tomem cyklu wydawanego nakładem @wydawnictwo.muza.sa. Dwie poprzednie części to: „O włos” (recenzja na klik) oraz „Ze złości” (recenzja na klik). Zwięzłe tytuły = zwięzłe fabuły. Czy i tym razem będzie tak samo?

Przemyślałem sprawę. Tak, jestem twoim ciałem. Zjedz mnie.” -„Do cna” Katarzyna Bonda.

Zaciekawiłam Was cytatem? O to mi chodziło. A wierzcie dalej jest jeszcze bardziej ciekawiej.

Wszystko zaczyna się od rautu w którym uczestniczył Jakub Sobieski, detektyw wraz z kapitanem Tadeuszem Orzechowskim z agencji Sobieski Reks z Warszawy. Wśród zaproszonych sama śmietanka towarzyska. Brylująca wśród gości księżna Grażyna Światopełk – Stadnicka wynajmuje agencję do odnalezienia jej syna Antona. Sobieski wraz z Oziem wyrusza więc do Guzowa, w którym znajduje się pałac rodowy zleceniodawczyni. W tym samym czasie w okolicznym Żyrardowie znalezione zostają kości ludzkie. „Kości, uprzednio ugotowane i przyprawione, jeszcze pachną rosołem.”

I tym razem Pani Kasia Bonda swą fantazją wbiła mnie w fotel. Ponownie skomplikowana historia, w której – jak to od jakiegoś czasu bywa – ofiary mieszają się ze sprawcami, sprawcy okazują się ofiarami, a zleceniodawcy Sobieskiego mataczą, gmatwają i skrywają swoje tajemnice.

Akcja dzieje się od 3 lipca do 11 lipca w Warszawie, Żyrardowie i Guzowie. Choć zarówno warstwa czasowa jak i geograficzna nie została wyraźnie zaznaczona. Autorka skupiła się w swej najnowszej książce na wątku kryminalnym, który osadziła w interesującym środowisku bogaczy, zubożałych i też nie arystokratów. Zresztą już w pierwszych zdaniach Bonda wprowadziła czytelnika w środowisko, o którym zamierzała pisać. Na uwagę zasługują tytuły siedmiu rozdziałów. Po przeczytaniu opisu Wydawcy wręcz przyprawiające mnie o dreszcz. Takie sformułowania jak „Żeberka w miodzie”, czy „Móżdżek w burakach”, a przede wszystkim „Niewiniątko pieczone w przaśnym chlebie” nabrały całkiem innego wymiaru.

Sam Sobieski, jak zwykle wysoki, wytatuowany i umięśniony. Borykający się z Iwoną, niespodziewanym ojcostwem i uczuciem do Ady. Jego uwaga została skupiona na środowisku gejów, rodowych tajemnic, psychopatycznych pragnień i niezaspokojonych kanibalicznych żądz. Bonda z konceptu wyszła całkiem obronną ręką. Stworzyła kryminał, w którym mniejsze znaczenie miała praca śledczych, od osobowości, z którymi Sobieski z Oziem musieli się stykać.

Autorka zapunktowała wieloma aspektami. Po pierwsze wprowadziła motyw Meyera. Z przymrużeniem oka przedstawiając go jako niegroźnego świra😊. Po drugie cudne nazwiska, o których wspomniałam w poprzedniej recenzji oraz imiona. Zafascynowałam się Eustachym, Noemi, Hugonem i Sereną😊. Arcyciekawa okazała się sama Grażyna. Nie taka typowa Grażyna😉. Po trzecie nawiązaniem do sytuacji geopolitycznej w Europie. Ze zdziwieniem przeczytałam „(…) On sam oglądał go podczas szkolenia przed wyjazdem na misję, by przygotować się do udziału w działaniach wojennych w Ukrainie”. Kompletne zaskoczenie. Trochę jakby „ni w pięść, ni w oko” a jednak stanowiące ukłon w stronę bieżącej sytuacji przygranicznej. Będąc jednak dość spostrzegawcza wspomnę, że w jednym zdaniu patrol, chyba się pomylił Autorce z partolem. Sami sprawdźcie jak to brzmi i osądźcie: „Partole, interwencje, zabezpieczanie terenu, papierkowa robota. Do tego służę w tej komendzie.” Według mnie miało być „patrole” jak nic😊. Cytując bohaterkę wypowiadającą te słowa muszę wspomnieć o Osie, która jak dla mnie okazała się postacią najbardziej mnie zawodzącą. Z butnej strażniczki prawa przemieniła się gdzieś po drodze w karierowiczkę. Nie mogę jednak winić Pani Kasi. W życiu przecież ciągle się tak dzieje.

Udana kontynuacja cyklu z Kubusiem Sobieskim. Zasługuje na uwagę wszystkich fanów Kasi Bondy oraz kryminałów. Pisanych dla rozrywki, trochę z przymrużeniem oka. Czasem nie do końca poważnie. Szczerze polecam!!!

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.

„Jestem dość” Magdalena Mikołajczyk

JESTEM DOŚĆ

  • Autorka: MAGDALENA MIKOŁAJCZYK
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Liczba stron: 288
  • Data premiery: 23.11.2022r.

@matko jedyna 😊, tak to Ona. We własnej osobie Magda Mikołajczyk kobieta, blogerka, copywriterka, matka, podzieliła się z nami swoimi spostrzeżeniami napisanymi w formie krótkich, zatytułowanych felietonów. Zbiór „rozmów ze sobą”, przemyśleń, czasem krótkiej spowiedzi – bez katolickiego  wydźwięku proszę😉 – znajdziecie w „Jestem dość”. Krótkiej książeczce, która premierę miała 23 listopada roku ubiegłego. Ja dzięki niej wkroczyłam w rok 2023 w całkowicie rozchwianym nastroju. Trochę ze śmiechem przez łzy. Częściej ze spoconymi oczętami. A jeszcze częściej ze zdziwieniem i zachwytem, że można tak szczerze i z wdziękiem opowiadać o sobie. O prawdziwej JA.

Jestem dość” to krótka historia życia Magdy Mikołajczyk, we wszystkich jej odsłonach. W krótkich relacyjnie napisanych opowiastkach zatytułowanych między innymi „pęknięcia” „rodzeństwo” czy „marysia znaczy maria”, czytelnik przemierza zakamarki duszy i życia Magdy Mikołajczyk. Odkrywa jej nowe piękno. Odkrywa jej traumy, trudne doświadczenia, zanurza się w jej jestestwie i bardzo głęboko odczuwa jej emocje. To podróż, w przestworza życia jednej osoby. Kobiety, która na swym blogu wydaje się zawsze uśmiechnięta i szczęśliwa. A która o tym swoim szczęściu i szczęśliwości pisze w całkiem odmienny, od innych sposób. To nie poradnik. Nie! I dzięki temu wzięłam do ręki tę książkę😉.

Z jednej strony zbiór historii napisanych w ciekawy, z humorem, kobiecy sposób. Z drugiej strony historia osoby cierpiącej na depresję chyba od dzieciństwa. Historia dziecka matki alkoholiczki. Kobiety, która mierzyła się razem z córką z chorobą nowotworową. Z jednej strony osobista narracja skłaniała mnie od refleksji w stylu; o! inne też tak mają, o! ona jest taka podobna do mnie, o! jakbym o sobie czytała. Z drugiej strony odczuwałam głębokie współczucie w stosunku do bohaterki książki czytając o jej bardzo trudnych doświadczeniach. Czy to czytamy o depresji, chorobie, smutku, rozpaczy, porzuceniu, alkoholizmie, czy nawet nepotyzmie przy zleceniach  to jednak wynurza się taki komunikat:

jesteś dość, naprawdę, madziulku, ty i każda madziulka na świecie.” – „Jestem dość” Magdalena Mikołajczyk.

(…) bo jesteś sobą, taka, jaka jesteś, jesteś w sam raz, jesteś wystarczająca, świat potrzebuje cię właśnie takiej, (…) z nikim nie musisz rywalizować, z nikim nie musisz się ścigać, z nikim porównywać (…) nie musisz spełniać niczyich oczekiwań. jesteś dość.” – „Jestem dość” Magdalena Mikołajczyk.

Parę razy się popłakałam. Tak szczerze. Tak z serca i bez hamulców. Wiele razy pomyślałam z zachwytem; O!!!! Gdyby kiedykolwiek do mnie tak zwróciła się moja matka. Gdyby kiedykolwiek mnie taką widziała. Pewnie wtedy byłoby mi lżej, tak jak lżej byłoby Madziulce, o której czytałam.

Magdalena Mikołajczyk swoją książką zafundowała mi niezły kołowrotek emocji, który dodatkowo zostały wzmożony zwykłą chorobą. Nie mam do Autorki jednak o to żalu😊. Czuję raczej wdzięczność. Za szczerość. Za otwartość. Za głośne mówienie o depresji. Za świadectwo, że można sobie poradzić ze swoimi traumami i warto sięgać po pomoc do specjalistów z różnych dziedzin.

I za to, że nie można się poddawać i trzeba wiedzieć, że jest się dość.
I ja też jestem dość.
A może przede wszystkim; JA JESTEM DOŚĆ!!!   

Pani Magdo, dziękuję z całego serca !!!!!

Ps. chociaż ten styl z brakiem dużych liter gmatwał mi w głowie nie raz, nie dwa 😊….

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.

„Zło pójdzie za tobą” Mark Edwards

ZŁO PÓJDZIE ZA TOBĄ

  • Autor: MARK EDWARDS
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Liczba stron: 480
  • Data premiery: 16.11.2022r.
  • Data premiery światowej: 30.06.2015r.

Zło pójdzie za tobą” Marka Edwardsa przeraziło mnie swoją niespokojną okładką. Ta postać w środku lasu…brrrrrrr…. Możliwe, że dlatego książkę byłam w stanie przeczytać sporo po premierze, która dzięki nakładowi @wydawnictwo.muza.sa miała miejsce w dniu 16 listopada br. Opis owszem był frapujący, intrygujący. Ale cóż z tego jak zabrakło mocy i odwagi, by sięgnąć do samego środka i poznać to zło. Zmierzyć się z nim na słowa, na interpunkcję, na porównania.

Drogi Czytelniku, jeśli jednak kiedyś wsiądziesz do przedziału pociągu w obcym kraju, pamiętaj: pod żadnym pozorem nie zasypiaj. A jeżeli napotkasz dziwny dom w mrocznym lesie, proszę, posłuchaj mojej rady.
Uciekaj.
Jeszcze raz wielkie dzięki za lekturę.
Pozdrawiam
Mark Edwards”

W taki sposób w Liście od Autora pożegnał mnie Mark Edwards na samym końcu powieści. Ja wykorzystując ten cytat wprowadzam Was w fabułę. Bo to miała być naprawdę ostatnia, przed realizacją decyzji o potomstwie podróż po Europie Daniela Sullivana i Laury Mckenzie. Miała się rozpocząć i skończyć jak wiele innych. Przypadkowi podróżni w trakcie zwiedzania Rumunii, Ion i Alina okazali się nie całkiem przypadkowi. A dziwne zachowanie pograniczników rumuńskich, nie całkiem znowu takie dziwne. Spokojna podróż pociągiem zamieniła się walką o przetrwanie i podróż powrotną do Londynu. Tylko, że sama podroż nie wystarczyła….

Książka składa się z siedmiu części i łącznie z sześćdziesięciu czterech rozdziałów. Do fabuły czytelnika wprowadza prolog, a zdarzenia pewną klamrą zamykane są dzięki końcowemu epilogowi. Długość części jest różnoraka. Autor nie zachował tu jednolitości. Skupił się tylko na treści, na podejmowanym wątku. Dla ułatwienia umieścił na wstępie rozdziału i miejsce akcji, i czas. Dzięki temu retrospekcje, czy wydarzenia przyszłe określone zostały miesiącem i rokiem. Nadążanie za akcją nie jest więc trudnością.

Zdarzenia dzieją się w obrębie kilku miesięcy. Kończą w Londynie w styczniu 2014 roku. Zaczynają w trakcie wakacji roku poprzedniego. W roli narratora występuje Daniel, który relacjonuje wydarzenia ze swej perspektywy. Narracja dotyka również zdarzeń, które miały miejsce dużo wcześniej. Dzięki temu czytelnik rozumie, że główne jądro zła toczyło głowy oprawców dużo wcześniej, a sama historia, w której główne role odegrali Daniel i Laura była tylko przypadkową trudnością.

To. Co Się Wydarzyło nie będzie wiecznie towarzyszyć nam, niczym szczerzący kły demon czający się w pokoju za ścianą. Znałem pary, które nigdy nie pozbierały się po zdradzie jednego z partnerów. Mimo, że strona która zawiniła, bardzo się starała, strona pokrzywdzona nie potrafiła zapomnieć. Wiedział, że nie możemy dopuścić do sytuacji, gdy podzielimy ich los.” -„Zło pójdzie za tobą” Mark Edwards.

To takie stadium wpływu Tego. Co Się Wydarzyło  – podążając za Autorem – na życie głównych bohaterów. Ta warstwa thrillera „Zło pójdzie za tobą” jest bardzo wyraźna. To dzięki temu ujęciu czytelnik zostaje umiejętnie wplątany w życie Daniela i Laury po, przed i w trakcie Tego. Co Się Wydarzyło. Dzięki temu czytelnik rozumie mechanizmy, też te związane z zespołem stresu pourazowego i mechanizmami, które pojawiają się w życiu człowieka nim dotkniętym. Druga warstwa to obraz zła w przepięknej, ale jednak niebezpiecznej scenerii Rumunii. Ciekawiło mnie jak Rumuni zareagowali na sposób przedstawienia ich ojczyzny i rodaków  w powieści 😉. Wątek związany z policjantami, pozornymi stróżami prawa, gangsterami jeszcze sprzed poprzedniej władzy trochę przypominał mi atmosferę westernu. Zewsząd bombardowały mnie ukryte komunikaty typu: nikomu nie możesz ufać!!! Uciekaj!!! Sama koncepcja, nie taka znowu futurystyczna, hodowli niemowląt i wzajemnych tajemnic pomiędzy bohaterami a ich bliskimi spowodowała u mnie  dreszcz emocji. Wywołała  napięcie, niepewność i tajemniczość. A to są główne cechy książki pisanej w tym gatunku😊.

Lubicie podróże? Lubicie poznawać inną kulturę? Lubicie ciekawe historie?

Jeśli odpowiedzieliście przynajmniej na jedno z trzech pytań TAK to „Zło pójdzie za tobą” Marka Edwardsa jest książką dla Was. Czytajcie śmiało😊.

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.

Recenzja premierowa!!! „Kobieta w walizce” Katarzyna Bonda

KOBIETA W WALIZCE

  • Autorka: KATARZYNA BONDA
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Seria: HUBERT MEYER. TOM 8
  • Liczba stron: 350
  • Data premiery: 09.11.2022r.

Międzynarodowe Targi Książki w Katowicach już za mną. W dniu 5 listopada br. miałam okazję spotkać jedną z moich ulubionych autorek kryminałów, od której zaczęła się moda na polskim rynku czytelniczym na psychologów kryminalnych i poważne kryminały pisane kobiecym piórem. Mowa oczywiście o @Katarzyna Bonda, która na głównej scenie rozmawiała o ósmej części cyklu z Hubertem Meyerem zatytułowanej „Kobieta w walizce”, a także o swoich doświadczeniach z pisarstwem. Pani Kasia, jak zwykle piękna, charyzmatyczna i rozgadana😊. Aż trudno uwierzyć, że gwiazda polskiego kryminału, która przyczyniła się do spadku zainteresowania publikacjami skandynawskimi😉, nadal tak silnie jaśnieje. Tym bardziej, że pierwszy tom serii opublikowany został – UWAGA !!! – w 2007r. I ja wtenczas, te piętnaście lat temu, Panią Kasię zaczęłam czytać dzięki „Sprawie Niny Frank” . I czytam ją nadal😊. Chciałoby się rzec, Bonda jak wino, z wiekiem jeszcze lepsza.

@wydawnictwo.muza.sa przygotowało gratkę dla fanów Kasi Bondy. Najnowszą książkę można było w trakcie targów kupić w bardzo dobrej cenie na stoisku Wydawnictwa. „Kobieta w walizce” dostępna była dla każdego zainteresowanego przedpremierowo😊. Uwielbiam takie czytelnicze prezenty. Cudnie jest mieć pachnące wydanie przed 9 listopada br., tj. dniu w którym przypada oficjalna premiera kolejnej części serii.

Kto z Was chciałby znaleźć leżącą na uboczu walizkę, w której znalazło się to, co zostało z ciała możliwie, że od roku poszukiwanej Klaudii Janus? Ja nie. A takim mocnym akcentem zaczyna się powieść, poprowadzona trochę inaczej, niż poprzednie części. Tym razem, Hubert Meyer czekający na rozprawę w katowickim areszcie śledczym, nie może samodzielnie rozwikłać zagadki zaginięcia i morderstwa niewinnej kobiety. Zadanie powierzone zostało aspirantowi sztabowemu Grzegorzowi Kaczmarkowi, który próbuje wytypować sprawcę wśród wielu podejrzanych. Przygląda się z uważnością ojcu zaginionej, jego synowi, trzem córkom, żonie  – byłej i obecnej, a także ze szczególną uwagą mężowi Klaudii i tajemniczemu biznesmenowi oraz narzeczonej brata zaginionej. Kaczmarek stara się włączyć w śledztwo WERĘ, system śladów behawioralnych opartych na Weryfikacji Eliminacji Rozkładzie i Analizie.

Ale hasło do WERY zna tylko Hubert, który przed aresztowaniem nie zdążył go nikomu przekazać. Czy Grzegorzowi uda się je zdobyć mimo przeszkód?” – z opisu Wydawcy.

Stała czyściutka, pionowo na kółkach, jakby ktoś pieczołowicie ulokował ją przy metalowej barierce, żeby nie stoczyła się nikomu pod koła. A mogłaby stworzyć zagrożenie, bo była ogromnych rozmiarów.” „Kobieta w walizce” Katarzyna Bonda.

I to od takiej walizki zaczęła się cała historia kryminalna😊.

Oj, pobawiła się Katarzyna Bonda postaciami, historyjkami, zdarzeniami i nawet nazwiskami bohaterów. To cały panteon ciekawostek.

Wszystko w tym układzie rodzinnym wydawało mu się podejrzane: siostra zabawiająca się pod nieobecność zaginionej z jej mężem; werbalnie agresywny ojciec i niema, bierna jak kukiełka matka, w której oczach Grzegorz widział czyste przerażenie. Do tego przyrodni brat z łatką czarnej owcy.”” „Kobieta w walizce” Katarzyna Bonda.

Ojciec, nestor rodu stary Błachut. To wspaniała literacka postać zakłamanego człowieka, który swoimi kłamstwami próbuje zarazić wszystkich wokół i omamić Kaczmarka. Posiadacz czterech, zdominowanych przez niego córek i dwóch żon. Byłą Elżbietę, do której docierają również śledczy oraz znacznie młodszą Matyldę. Historia o pierwszej żonie okazała się naprawdę ciekawym smaczkiem. Zaś Matylda dla mnie była odrażającą postacią, której pasywność zasługiwała tylko na potępienie. Jedyny syn Krzysztof, zwany Kiniem przyrodni brat zaginionej Kingi,  to postać brawurowo rozpisana, pełna sprzeczności. Cudowny kochanek, kochający wujek dwóch siostrzeńców, bliźniaków. Z drugiej strony zakapior z wyglądu i zachowania. Człowiek po przejściach, nie stroniący od alkoholu i od narkotyków. Mąż Mieci i zięć Błachuta, Grzegorz Bucior został przedstawiony  jako bezwolna, męska „dzida”, proszę wybaczyć sformułowanie, ale bardziej odpowiedniego nie znalazłam. Tak, bez kręgosłupa moralnego, że aż niemożliwe, iż istnieje w fantazyjnym, literackim świecie. O Szczypiorze od Kinia nie wspomnę. Bohaterka jakich mało, wystarczyłaby sama na osobną historię. Uwielbiam takie zagmatwane role.

Pobawiła się pani Kasia imionami i nazwiskami bohaterów, o czym wspomniałam na początku. Zapewne zrobiła to metodą, o której opowiadała na swoim spotkaniu z czytelnikami w trakcie katowickich Targów Książki😊, w których angażuje swoje media społecznościowe.  Rodzeństwo Błachutów to Krzysztof, Bożena alias Marionilla, Honorata alias Emanuela, Mieczysława alias Misia Kocia😉, no i zaginiona Klaudia, jedyna z  miarę współczesnym imieniem. Jakby już to miało ją odseparowywać, świadomie lub nie, od pozostałego rodzeństwa. Z sympatią czytałam o Bestii alias Bestce Wysokiej i jej perypetiach z prokuratorem nadzorującym sprawę. Moim ulubionym zestawieniem danych identyfikacyjnych okazała się jednak Wanda Krycia. Występująca w powieści w bardzo ograniczonym zakresie. Zaginiona żona, jednego z bohaterów. Idealne nazwisko pasujące do tej zagmatwanej opowieści i do jej postaci. Ciekawe, który z Czytelników Bondy je nosi😉.

Kryminał składa się z sześciu rozdziałów. Każda część została zatytułowana. Uroczym dodatkiem jest epilog, w którym wiele zostały wyjaśnione, a także wstawki pisane z perspektywy człowieka, który w odnalezieniu kobiety w walizce odegrał znaczącą rolę. Bonda zaplata warkocz intrygi kryminalnej w sposób bardzo rozbudowany. Gmatwa, utrudnia. Wszystko dzieje się szybko. Przesłuchania pełne kłamstw i nieprawd komplikują sprawę. Meyer pojawia się najpierw tylko w roli aktora monodramu rozgrywającego się w katowickim areszcie, by wreszcie pomóc Kaczmarkowi, w sposób, który tylko potrafi. Sam Grzesiu Kaczmarek okazał się bardzo dobrze rozpisaną postacią. Taki, ulepszony Meyer, chociaż on sam pewnie się do tego nigdy nie przyzna. Samozwańcza akcja, w której wziął udział Doktor Boziłow wprowadziła mnie w dobry humor. By intryga kryminalna nie była jeszcze za prosta, to Bonda wprowadziła ciekawostkę z przeszłości. Tym samym całkowicie ją skomplikowała, a warkocz podejrzeń i poszlak musiałam zacząć zaplatać na nowo. Co bowiem do bieżących zdarzeń ma zaginiona Skandynawianka sprzed kilku lat, po której został tylko  koszyk piknikowy, sukienka i czarny kapelusz z wielkim rondem? Czy to tylko kolejna rozgrywka między Leszczem, byłym komendantem policji, a byłym radnym, starym Błachutem? Kiedyś dwóch mężczyzn trzymających władzę w małym miasteczku, a teraz sąsiedzi bez wzajemnej sympatii.

Moja subiektywna ocena książki byłaby znacznie wyższa, bo czytając ją bawiłam się naprawdę dobrze, gdyby nie niewielkie nieścisłości, które wyłapałam bez żadnego wysiłku. Obłędna wada, jak na czytelnika. Prawda? Na stronie 243 przeczytałam o wyrzuceniu przez Kaczmarka swoich timberlandów, cytuję do „komendanckiego kosza” (przy okazji, Autorce wyjątkowo dobrze udał się prześmiewczy, komediowy motyw z butami kupionymi przez Leszcza w chińskim sklepie😊). Po to, by na stronie 266 przeczytać znowu, że Meyer „(…) sięgnął pod stół po reklamówkę. Były w niej timberlandy Kaczmarka.”  A fabułę rozpisaną na stronach 305-308 czytałam trzykrotnie obawiając się problemów z przetworzeniem przeczytanych słów. W scenie w kawiarni Buciorów udział bierze Misia Kocia, Grzegorz Bucior, no i Kaczmarek.  Skąd nagle w dyskusji z Buciorem i Misią Kocią znalazła się u końca tego fragmentu Bożena!!! Dodatkowo sprawdziłam w publikacji dostępnej na księgarskiej półce, sytuacja jest taka sama. Bożena alias Marionilla pojawiła się znikąd.

Kasia Bonda kluczy, udaje, nabiera czytelnika, w najnowszej części z psychologiem śledczym Hubertem Meyerem. Chwilami, aż się zaśmiałam. Czytając o nowym wątku, o nowo odkrytym kłamstwie  motywowałam się do wytężonej umysłowej pracy bawiąc się przy tym jednocześnie bardzo dobrze.Kobieta w walizce” Katarzyny Bondy nie nudzi, nie nuży. Wręcz przeciwnie fabuła pędzi jak Pendolino. Lubię takie książki, w którym dużo się dzieje, a jeszcze bohaterowie są warci, by poświęcić im trochę naszego czego. Serdecznie zachęcam do przeczytania tej powieści. To, że nie znacie poprzednich książek cyklu nie zmniejszy radości i atrakcyjności z lektury. Nie wierzcie na słowo. Sami sprawdźcie😊.

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą przedpremierowo bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.

„Porzuceni” Maciej Kaźmierczak

PORZUCENI

  • Autor: MACIEJ KAŹMIERCZAK
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 5.10.2022r.

Może w przypadku poprzedniej książki debiutującej 2 lutego 2022 roku od @Maciej Kaźmierczak pt. „Nikt” (recenzja na klik) zadziałał tzw. efekt aureoli.  Może. Możliwe też, że po prostu poprzednia powieść bardziej zachwyciła mnie postaciami podkomisarz Kamili Szolc i starszej aspirant Edyty Gawron, której w tym tomie jakby mniej. Możliwe. A może po prostu sama fabuła, tak różna od poprzedniej i bardziej skomplikowana, odebrana została przeze mnie mniej entuzjastycznie niż wspominany powyżej „Nikt”. Będąc nałogowym molem książkowym przekonałam się już nie raz i nie dwa, że publikacje tego samego autora mogą podobać się raz mniej, a raz bardziej. Nie zmienia to faktu, że do przeczytania thrillera sensacyjnego „Porzuceni”, który premierę miał 5 października br. od @wydawnictwo.muza.sa Was zachęcam. I fanów psów, i fanów każdego innego zwierzęcia😉.

Tomasz Lipiński spacerując ze swoim wyżłem weimarskim wraz z przypadkowo spotkaną Malwiną Król z jej suczką Fibi, dokonują makabrycznego odkrycia w pobliskim parku. Częściowo wykopane zostaje truchło innego psa. Interesując się znaleziskiem przypatrujący się pracy śledczych mieszkańcy dowiadują się o odkryciu ciała kilkuletniego chłopca, a także innych zwierząt. W tym samym czasie z pobliskiego domu dziecka, w którym pracuje Malwina ginie dziewięcioletni Marcin goniący Gandalfa, psa przygarniętego przez wychowawców sierocińca. Podkomisarz Kamila Szolc od razu wiąże te dwie sprawy. Do śledztwa zostaje włączony też gdański komisarz, który z podobną sprawą miał związek trzy lata wcześniej. To wtedy na bałtyckiej plaży zaginął kilkuletni chłopiec, a jego ciało znaleziono niewiele później.

Już po rozpoczęciu czytania zastanawiałam się, czy Autor pokusił się o nawiązanie do fabuły opartej na zwyrodnialcu Michale „Szarym” Grysie z kryminału „Nikt”. I nie zawiodłam się😊. Z czego się niezmiernie cieszę. Wszak intryga była tak ciekawa, że jeszcze długo po zapoznaniu się z nią pozostała ze mną. Nawet teraz pamiętam emocje, które we mnie wzbudziła.

Emocji nie zabrakło również przy czytaniu książki „Porzuceni”, choć przyznaję, że po pierwszym zdenerwowaniu i frustracji związanej ze zbrodnią najpierw dokonanej na niewinnych zwierzętach, a zaraz potem na tak samo niewinnych kilkuletnich dzieciach, poziom skomplikowania i zagmatwania wątków przerósł moje oczekiwania. A to wszystko przez szeroki aspekt psychologiczno – obyczajowy, który dotknął Kaźmierczak i to praktycznie w każdym aspekcie. W aspekcie damsko – męskim. Z punktu widzenia relacji między siostrami, które sięgają aż dwutysięcznego piętnastego roku, czyli praktycznie siedem lat przed okresem, w którym dzieje się opisana w książce akcja. W sposobach traktowania zależności w hierarchii policyjnej, czy nawet pomiędzy niespodziewanie spotkanych obcych osób. Wpleciony wątek romansowy dodatkowo skomplikował mój odbiór. W tym aspekcie wręcz coś we mnie krzyczało wewnątrz; naprawdę!!! Maciej Kaźmierczak namieszał nawet bardziej, niż w poprzedniej publikacji zatytułowanej „Nikt”. Tak, zdecydowanie bardziej. Trudne obrazy ludzkiej egzystencji zostały opisane w sposób, jakby były zbudowane na najbardziej prymitywnych odczuciach, zwierzęcych odruchach. Nie rozumiem jednak roli sąsiadki, która jak twierdził Tomasz w rozmowie z nim potwierdziła zgoła co innego, niż w rozmowie ze śledczymi. Nie zrozumiały dla mnie był jej wątek w tej całej historii, choć rola okazała się znacząca dla rozwikłania zagadki. Zabrakło mi i argumentów przemawiających za przyjaźnią, oddaniem, i argumentów uzasadniających strach, szantaż i tym podobne. Tak samo wątek dziecka Agnieszki. Jak przy takiej aktywności bądź co bądź nie połapała się co tak naprawdę się wydarzyło. Zaspojlerowałam? Nie, nie sądzę. Wbiłam raczej klina o co w tej intrydze związanej z dziećmi chodzi😉. Na obronę napiszę, że koncepcja cienia bardzo przypadła mi do gustu. Tak bardzo, że przy zakończeniu wręcz wołającym o kontynuację, chętnie o nim jeszcze przeczytam.

Konstrukcja książki również zasługuje na wspomnienie. Osiemdziesiąt dwa rozdziały, w których rozpisano parę następujących po sobie dni, aż do wydarzeń z 19 października 2022r. Wisienką na torcie jest wizyta w pewnym miejscu, która zdarzyła się rok później. Śledczy działali szybko i sprawnie. Tak samo jak bohaterowie, których w powieści jest bez liku. Narracja pędziła jak samochód rajdowy, w typowo kaźmierczakowskim stylu. Żadne tam fiu bziu. Żadne ozdobniki i opisy przyrody. Tylko akcja. Tylko sensacja.

Tym, co lubią biegać długie dystanse, niekoniecznie po mieście😉, szczerze P*O*L*E*C*A*M.

Moja ocena: 7/10

Książką obdarowało mnie Wydawnictwo Muza, za co bardzo dziękuję.

„Jak bez napięć wychować pewne siebie dziecko” Michaleen Doucleff

JAK BEZ NAPIĘĆ WYCHOWAĆ PEWNE SIEBIE DZIECKO

  • Autorka: MICHALEEN DOUCLEFF
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Liczba stron: 400
  • Data premiery: 21.09.2022r.
  • Data premiery światowej: 8.03.2022r.

Michaeleen Doucleff ma doktorat z chemii na Uniwersytecie w Berkeley w Kalifornii, magisterkę winiarstwa i enologii na Uniwersytecie Kalifornijskim, a także licencjat z biologii. Czym jest enologia? Już spieszę wytłumaczyć; to nauka zajmująca się kwestiami związanymi z produkcją wina😉. Kobieta orkiestra można by rzec. Żadna tam psycholożka, psychoterapeutka i specjalistka z dziedziny psychiatrii. Doucleff to biolożka (tylko na szczeblu licencjackim), chemiczka i specjalistka od win. Nie ukrywam więc, że do książki, która  stała się bestsellerem za Oceanem pt. „Jak bez napięć wychować pewne siebie dziecko” od @wydawnictwo.muza.sa debiutującej w dniu 21 września br.  (oryginalny tytuł: „Hunt, Gather, Parent: What Ancient Cultures Can Teach Us About the Lost Art of Raising Happy, Helpful Little Humans”) podeszłam z lekkim rozbawieniem i niedowierzaniem. Po pierwsze z powodu tytułu😉. Jako matka z kilkunastoletnim stażem zestawienie w jednym zdaniu czasownika „wychować” i rzeczownika „dziecko” wyklucza sformułowanie „bez napięć”. Od wieków wiadomo, że dzieci walczą z rodzicami, a rodzice – często całkowicie nieświadomie – z dziećmi. Bez napięć obyć się więc nie sposób, choćbyśmy nie wiadomo jak się starali. Po drugie osoba autorki. Rozumiem jej doświadczenie w wychowaniu dzieci. Rozumiem jej spostrzeżenia, które stały się kanwą poradnika, a które zdobyła w trakcie podróży na trzy kontynenty ze swoją 3-letnią córką Rosy. Całkowicie rozumiem, że dzieci obcowaniu z rodzinami Majów, Inuitów i Hadzabe zrozumiała, że można efektywnie motywować dzieci do współuczestniczenia w życiu codziennym i rodzinnym, a także dzięki temu budować pewność siebie i ich samowystarczalność. Ale przecież to prawdy znane nie od dziś. To doświadczenia wszystkich matek przed nami niekoniecznie z tych odległych zakątków świata. Wystarczy zapytać nasze matki😊.

Poradnik jest zbiorem doświadczeń Autorki zaczerpniętych z innych społeczności, a także z własnego życia. To skomasowany zestaw konkretnych przykładów  z życia codziennego, z którymi stykają się najpewniej wszyscy rodzice na świecie. Zawiera również pewne ciekawostki związane z życiem wspólnot, w których Michaleen Doucleff gościła i wiedzy, którą dzięki temu zdobyła. Do tego egzotyczna kultura i obyczaje Majów, plemienia Hadza i Inuitów dodają książce wyjątkowości. O wychowaniu według tych przedstawicieli społeczeństwa jeszcze nie czytałam i to stanowi wartość dodaną poradnika. W pozostałym zakresie książkę cechują złote myśli związane z wychowywaniem dzieci. Dla mnie, całkowicie nie odkrywcze. Autorka zwraca uwagę na odpowiedzialność dzieci w gospodarowaniu domem, na ich samodzielność. Każe nam, rodzicom dawać przestrzeń dzieciom, w której sami się sprawdzą, a dzięki temu zdobędą cenne doświadczenie. Zwraca uwagę na nieskuteczność metod wychowawczych opartych na nadzorowaniu, wskazywaniu drogi i pilnowaniu, by dziecko pokonywało każdy jej fragment. Podaje, jak na tacy, przykłady z życia i sposoby radzenia sobie z nimi. Pokazuje jak radzić sobie z gniewem u dzieci, stresem i brakiem motywacji.

Długo szukałam, co takiego jest odkrywczego w książce, że stała się bestsellerem New York Times’a. nawet przesłuchałam treści zaprezentowane w podcastach jak niżej.
Dowiedz się więcej tutaj: https://lnkd.in/g3KrpZNT
Posłuchaj lub obejrzyj poniżej:
Apple Podcasts – https://lnkd.in/g9hmsCJb
Spotify – https://lnkd.in/gSeGQECk
YouTube – https://lnkd.in/gqNMg6Dm

I niestety. Nie odnalazłam odpowiedzi na zagraniczny fenomen. Dla mnie „Jak bez napięć wychować pewne siebie dziecko” to zbiór oczywistych prawd, do których wcześniej, czy później dochodzi każdy myślący i uczący się na swoich oraz innych błędach rodzic. Możliwe, że motywowanie dzieci do odpowiedzialności za wspólne gospodarstwo domowe, za robienie zakupów, za gotowanie i za sprzątanie jest czymś odkrywczych dla Ameryki. Dla nas Polaków niekoniecznie. Wszak obowiązki te od lat sześćdziesiątych zapisane zostały w art. 91 § 2 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego (Dz.U.2020.0.1359 – Ustawa z dnia 25 lutego 1964 r. – Kodeks rodzinny i opiekuńczy z późn. zm.).

„Art. 91. Obowiązki dziecka mieszkającego u rodziców
§ 2. Dziecko, które pozostaje na utrzymaniu rodziców i mieszka u nich, jest obowiązane pomagać im we wspólnym gospodarstwie.”

Stwierdzam, będąc bardziej przekorną, że nie trzeba odwiedzić Majów, Innuitów, czy inne rzadkie plemiona, by dojść do oczywistej prawdy, że tylko odpowiedzialne za wspólne życie dziecko wyrośnie na odpowiedzialnego, młodego człowieka, będącego wartością dodaną dla społeczeństwa.

Przyjemnie czytało mi się fragmenty związane z radzeniem sobie z emocjami. Chociaż będąc po lekturze „Jak rozumieć, nazywać i regulować swoje emocje” Olgi Daligi (recenzja na klik) mogłabym praktycznie te części pominąć. Walorem poradnika są urywki pokazujące życie, obyczaje i kulturę społeczności, do których Michaleen Doucleff zawitała. Tak, ta podróżnicza atmosfera i klimat uratowała lekturę. Gdyby nie osadzenie akcji i doświadczeń w tak ciekawym i atrakcyjnym dla mnie otoczeniu, czas spędzony z lekturą uważałabym za stracony😉.

Mam problem z oceną tej książki. Zdarza mi się to często, gdy czytam poradniki, którymi zachwycili się Amerykanie. Zapewne wynika to z różnic kulturowych i całkiem odmiennych doświadczeń życiowych. Pod kątem popularnonaukowym lektura nie jest dla mnie wartością dodaną. Pod kątem globtroterskim, poznawania kultury Majów, plemienia Hadza i Inuitów jest ciekawym doświadczeniem. I jeżeli lubicie takie klimaty poznawcze, to „Jak bez napięć wychować pewne siebie dziecko” Michaleen Doucleff jest zdecydowanie dla Was.

Moja ocena: 6/10

Za możliwość zapoznania się z poradnikiem bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.

„Jak rozumieć, nazywać i regulować swoje emocje” Olga Daliga

JAK ROZUMIEĆ, NAZYWAĆ I REGULOWAĆ SWOJE EMOCJE

  • Autorka: OLGA DALIGA
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Liczba stron: 256
  • Data premiery: 21.09.2022r.

Trudno jest mówić o emocjach. Musimy tego uczyć się całe życie. Zwykle mówienie o emocjach zastępujemy kłótniami, atakami na drugą osobę, zbędnymi sprzeczkami i zamykaniem się. Jakby nam trudno było się przyznać do złych emocji.

@wydawnictwo.muza.sa w dniu 21 września br. ulokowało na półkach księgarskich poradnik zatytułowany „Jak rozumieć, nazywać i regulować swoje emocje”. Jego autorką jest Olga Daliga, psycholożka i mediatorka prowadząca https://psychoinspiracje.pl/blog/ . Sama Autorka o sobie mówi, że „Jakość, którą mogę się z Tobą podzielić, jest oparta na wiedzy merytorycznej wyniesionej ze studiów, różnych kursów, wykładów i warsztatów oraz wielogodzinnej pracy praktycznej z pacjentami mierzącymi się z różnymi trudnościami.” (źródło: https://psychoinspiracje.pl/o-mnie/ z dnia 25.09.2022r.) Mam więc nadzieję, że książka spełni finalnie moje oczekiwania, co do jakości. Wszak Pani Daliga dała mi pewną obietnicę. Zawarłyśmy pewien kontrakt😉.

W skrócie: poradnik uczy nas jak radzić sobie z emocjami, których nie chcemy doświadczać. Tym bardziej, że zewsząd atakują nas komunikaty pomagające nam się afirmować, pozytywnie motywować. Same obiecujące złote myśli. A my częściej doświadczamy czegoś odwrotnego. Czujemy się przytłoczeni, zniechęceni własnym życiem, które zbytnio nie rożni się od życia innego człowieka. Dzień po dniu odczuwamy niepokój, niezadowolenie. Nie dostrzegamy drobnych osiągnięć i zamykamy się na małe sukcesy, które wzmocnią satysfakcję z wykonywanej pracy i naszego życia rodzinno – domowego. O wychowaniu dzieci nie wspomnę😉. Autorka pomaga nam zrozumieć jak funkcjonuje nasz mózg i jaki ma wpływ na kształtowanie się emocji. Wskazuje nam jak drogowskaz co wpływa na emocje dzieci i nastolatków, z którymi zwykle nie potrafimy sobie poradzić.  Duży nacisk Olga Daliga kładzie na proces rozpoznawania swoich emocji, tych prawdziwych, a nie tych powierzchownych, a także jak sobie z nimi radzić, w którą stronę je kierunkować. Pozwala nam zrozumieć nie tylko nasze emocje, ale także siebie. To wszystko wzbogacone zostało prostymi ćwiczeniami pozwalającymi zrozumieć przedstawiony materiał przez doświadczenie oraz prawdziwymi historiami realnych pacjentów.

Nawet najbardziej profesjonalnie, oddanie i kompetentnie napisany poradnik psychologiczny nie zastąpi nikomu psychoterapii indywidualnej, czy grupowej. Trudno mi jest ocenić przedstawione treści w poradniku pod kątem ich przydatności i efektywności na nasze życie. Dobrze się go czytało, to fakt. Jest krótkim przewodnikiem w emocjonalnym świecie, tylko dotykającym powierzchownie problemu zarządzania emocjami z jakim stykamy się w naszym życiu i to bez względu na nasz wiek.  

„Jak rozumieć, nazywać i regulować swoje emocje” Olgi Daligi zawiera także garstkę ciekawostek i interesujących treści z gatunku „z życia wziętych”. Świadomość, że inni borykają się z podobnymi problemami zawsze wzmacnia i dodaje sił w zmaganiu się z codziennością. Ja jednak najbardziej doceniłam treści związane z rozwojem emocjonalnym dzieci, a szczególnie tą burzą, której doświadczają w okresie nastoletnim. Jako matka dwójki nastolatków trudno mi ich rozgryźć, często od rana do wieczora. A gdzie tam noc😊. Z uważnością czytałam na co więc zwrócić uwagę w procesie komunikacji, co tak naprawdę dziecko chce powiedzieć zachowując się lub mówiąc w taki, czy inny sposób oraz jak nastolatkom pomóc w wyrażaniu siebie i swoich emocji. To trudny proces. To trudne, wręcz niemożliwe zadanie z perspektywy matki. Wszelako skazana jestem z góry na niepowodzenie.

Poradnik cechują trafne spostrzeżenia, idealnie wybrane przykłady i treści, a także skomasowana wiedza, która nie zanudza. To książka wzmacniająca nas, pozwalająca nam zrozumieć, popracować nad znanymi nam informacjami, nawet jak nie potrafiliśmy ich w tak profesjonalny sposób nazwać. Przystępnie napisany poradnik. A to jest zawsze ogromny pozytyw w tym gatunku. Miłego studiowania!

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.