„Wiosenne wody” Ernest Hemingway

WIOSENNE WODY

  • Autor: ERNEST HEMINGWAY
  • Wydawnictwo: MARGINESY
  • Liczba stron: 152
  • Data premiery w tym wydaniu: 22.02.2023r.
  • Data pierwszego wydania polskiego: 1994r.
  • Data premiery światowej: 1926r.

Po przeczytaniu nowego tłumaczenia od @wydawnictwomarginesy „Zaś słońce wschodzi” Ernesta Hemingwaya (recenzja na klik) wiedziałam, że kolejne wydania w nowym przekładzie tego autora będę musiała pochłonąć.  Po pierwsze ciekawi mnie nowoczesność języka na nowo tłumaczonej twórczości stworzonej praktycznie sto lat temu. Po drugie z szacunku do wielkich mistrzów i wielkich dzieł warto, od czasu do czasu, pochylić się nad literaturą światową, którą już chyba mało kto czyta (patrz po ilości opinii na LC😉). Mnie zaciekawiło i nowe tłumaczenie, i nowo – stare spojrzenie na wczesnego Hemingwaya.

Z opisu Wydawcy: „Północne Michigan. Dwóch pracowników fabryki pomp – weteran pierwszej wojny światowej Yogi Johnson i pisarz Scripps O’Neill – szuka idealnej kobiety, choć każdy na swój sposób. O’Neill wyrusza z rodzinnego miasta i trafia do Petoskey. W tamtejszej jadłodajni zaprzyjaźnia się z kelnerką Dianą i natychmiast prosi ją o rękę. Diana próbuje zaimponować ukochanemu, czytając książki z list „New York Timesa„ i modne czasopisma, ale uczucia O’Neilla są płoche i daje się on oczarować innej kelnerce…”

Kompletnie nie wiedziałam jak Was wprowadzić w historię napisaną przez Hemingwaya na początku jego kariery literackiej. Pozwoliłam więc sobie zacytować opis Wydawcy, który bardzo dobrze wprowadza czytelnika w opowiadaną historię. Nie jest ona jednak taka prosta i łatwa, jakby się z cytowanego opisu mogło wydawać. Tylko bowiem pozornie jest to historia o straconej miłości. Dla mnie to raczej studium o przemijaniu człowieka w wielu jego aspektach. Człowieka – żołnierza. Człowieka – pisarza. Człowieka – partnera. Człowieka – alkoholika. Człowieka – pracownika fabryki pomp. Człowieka – podróżnika. Człowieka – zdobywcy. Człowieka – rasisty. Ta nowela jest niezwykle wielowymiarowa. Wszystko Hemingway utkał w bardzo prostą, mięsistą i dosadną narrację. Nie męczyło mnie współczesne tłumaczenie, które jednak może przybliżyć młodszemu pokoleniu twórczość tego pisarza.

„- Żona mnie zostawiła – powtórzył Scripps. – Chodziliśmy pić na tory. Wychodziliśmy wieczorami i obserwowaliśmy przejeżdżające pociągi. Piszę opowiadania. Opublikowałem jedno w „The Post” i dwa w „The Dial”. Mecken próbuje mnie złowić. Ale jestem na to za mądry. Nie dla mnie politzei…” – „Wiosenne wody” Ernest Hemingway.

Dialogi są zaletą tej książki. Często składają się jakby z dwóch, lub wielu myśli pisarza. Ta dwoistość skłaniała mnie do zastanowienia. Gdzieniegdzie zwalniałam, by się zastanowić chwilkę dłużej nad treścią. Próbowałam odnaleźć drugie dno i rozmienić na przysłowiowe drobne, co autor miał na myśli. Możliwe, że sam autor pisał je pod wpływem. Ernest Hemingway z alkoholizmu był przecież wszystkim znany.

To książka swoich czasów. To publikacja z czasów rasizmu. Sformułowania murzyn i Indianie, czerwonoskórzy, czerwony brat, biały brat  są w niej na porządku dziennym. Hemingway nie oparł się stereotypom. Przedstawił i stosunek do Afroamerykanów, i stosunek do rdzennych mieszkańców Ameryki w sposób, w jaki widzieli ich wtedy prawie wszyscy. Wplótł w fabułę wiele aspektów historycznych. Bardzo podobał mi się zapis o sprzedaży Manhattanu przez wodza indiańskiego. Prawdziwa historia o znikającej matce w Paryżu wpleciona w opowieść Diany okazała się prawdziwym majstersztykiem. Niezwykle mnie zaciekawiła. I tak naprawdę dla historii starszej kelnerki Diany warto zerknąć na tę pozycję. Boleść weteranów wojennych i niemożność ułożenia sobie życia dopełnia cały wachlarz ciekawych wątków, nad którymi warto się pochylić. I ptak. Ptak Scrippsa.

Sami główni bohaterowie, Yogi Johnson i Scripps O’Neill są dramatyczni. Oczami wyobraźni widziałam ich jako mężczyzn po przejściach, z trudną przeszłością. Stawiam tezę, że i w jednym, i w drugim Hemingway zawarł wiele z własnych doświadczeń. Ze smutkiem czytałam o Dianie. I o jej historii z Paryża, i z perspektywy jej związku z mężem. Ta rodząca się świadomość przyszłej straty chwytała za serce.

To trudna i skomplikowana historia przeplatana notami do czytelnika, w których autor wiele tłumaczy. Nie może być jednak inna, gdyż jej podtytuł brzmi „Romantyczna powieść na cześć odejścia wielkiej rasy”. Gdyby okazała się banalna byłabym zawiedziona. Co do konstrukcji to składa się z czterech części o znamiennych tytułach. Zacytuję jeden; „Przemijanie wielkiej rasy oraz powstanie i zepsucie Amerykanów” 😉. Krótkie rozdziały, w ilości szesnastu, wprowadzają czytelnika w świat wyimaginowany, przynajmniej w części, przez autora. Atrakcyjność wzmacniają motta i wspomniane noty do czytelnika, w których Hemingway pisze przykładowo: „Na wypadek, gdyby miało to jakąś wartość historyczną, z radością stwierdzam, że powyższy rozdział napisałem na maszynie do pisania w dwie godziny za jednym zamachem….” lub w końcowej nocie do czytelnika „No i co, czytelniku, jak ci się podobało? Napisałem to w dziesięć dni…”

Chciałoby się odpowiedzieć; tak podobało mi się. Zdecydowanie. Mimo jakby chaotyczności, mimo jakby niespójności, mimo pozornego nieprzemyślenia. To taka książka z kluczem. Czytałam ją z zaciekawieniem, a posłowie na końcu książki wiele tłumaczy.

Zachęcam Was gorąco do sięgnięcia po tę lekturę. Klasyczną. Nietuzinkową. O odległych czasach. Lekturę z duszą.

Moja ocena: 8/10

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od Wydawnictwa Marginesy, za co bardzo dziękuję.

„Zmory przeszłości” Ann Cleeves

ZMORY PRZESZŁOŚCI

  • Autorka: ANN CLEEVES
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 08.02.2023r.

Chyba byłam jedną z niewielu czytelniczek, której nie zachwycił kwartet szetlandzki. „Biel nocy”, „Czerwień kości” oraz „Błękit błyskawicy” oceniłam konsekwentnie 6/10, co mi się zdarzyło chyba ten jeden, jedyny raz. Sięgając po „Zmory przeszłości” założyłam, że ze względu, iż fabuła dotyczy tej jednej książki, tym razem pisarstwo Ann Cleeves spodoba mi się bardziej. Powieść miała premierę 8 lutego br. i wydana została nakładem Wydawnictwa @Czwarta Strona. Ja z recenzją zwlekałam długo. Bardzo długo… Nie z lenistwa. Oj nie! Po prostu miałam trudności z jednoznaczną oceną😉.

Lizzie Bartholomew, zamieszkałej w Sea View w Newbiggin, zostawiam piętnaście tysięcy funtów, z czego dziesięć tysięcy funtów jako darowiznę na założenie i wyposażenie siedziby jej firmy…” – „Zmory przeszłości” Ann Cleeves.

O spadku Lizzie dowiedziała się krótko po spotkaniu w Maroku darczyńcy, Philipa Samsona. Samotnika zdobywającego góry Atlas, z którym spędziła jedną, przypadkową noc. Szok połączony z niedowierzaniem spotęgowała wola zmarłego, który dodatkowo pośmiertnie zlecił Lizzie, pracownicy socjalnej, odszukanie Tommy’ego Marinera. Początkowy sukces zamienia się w amatorskie śledztwo, który wiedzie na bezdroża przeszłości, dawno zepchniętej na margines pamięci.

Nie wiem jaki tak naprawdę cel przyświecał autorce w konstruowaniu tej książki. Kompletnie się pogubiłam w przewodniej myśli i nie mam pojęcia, co mi się w niej podobało najbardziej. Wiem natomiast, czego znieść nie mogłam. Tego braku konsekwencji! Jak już głębiej zaglądałam w duszę głównej bohaterki, Lizzie to Cleeves zaczęła uciekać w jakieś rozgałęzienia opowieści, w których historia stawała się coraz mniej prawdopodobna. I tak praktycznie przez połowę książki, a rozdziałów w sumie Ann Cleeves stworzyła aż trzydzieści siedem. Do tego tempo, całkowicie niejednorodne, nietaktowne, niespójne. Chwilami miałam wrażenie, że Cleeves siadała do książki całkowicie bez pomysłu tworząc coś na szybko, tworząc z odłamków jakiś wrażeń, myśli, byle by imiona i nazwiska bohaterów się zgadzały. Postać Kay całkowicie nierzeczywista, niespójna. Tak samo jak Ronniego. Thomas, w którego poszukiwania Lizzie się zaangażowała składa się jakby z licznych, różnych postaci. Nie odnalazłam w nim ani cech negatywnych, ani pozytywnych mimo, że sama matka wypowiadała się o nim niezbyt przychylnie. Żona Philipa! Ta to dopiero okazała się dla mnie zagadką. A słowa wypowiedziane przez policjanta; „Nikomu o tym nie mów, Lizzy. Obiecaj. I zapomnij o tym, co powiedziałem o Nell Ravendale. Lepiej się nie wychylaj. Wyjedź na jakiś czas. Nie chcę, żeby przytrafiło ci się coś złego.” gdzieś w połowie książki, okazały się płonną nadzieją na ciekawe rozwinięcie, dobrze skrojoną akcję i dreszczyk emocji. A o emocje w czytaniu chodzi ! „Zmory przeszłości” żadnych we mnie nie rozbudziły, ani pozytywnych, ani negatywnych. A potencjał główna bohaterka miała ogromny. Cierpiąca na chorobę afektywną dwubiegunową, do tego mającą stwierdzoną psychozę maniakalno – depresyjną mogła stanowić niezłe tło i idealną wręcz narratorkę pierwszoosobową ciekawej historii. A tak, stała się postacią relacjonującą historię napisaną wręcz karykaturalnie, nierealnie, jakby na siłę. Szkoda mi też wątku dwóch dziewczyn z Rumunii. Z tego też mogła urodzić się niezła opowieść.

Książka musiała jednak mieć jakieś plusy, prawda? Tak. Prawda. Spodobała mi się postać Jess i wątek związany z opieką społeczną. Nawet nieumiejętne śledztwo Lizzie zostało urozmaicone tematami związanymi z pracą brytyjskiej opieki społecznej. Te niuanse ciekawiły mnie dość mocno i stanowiły ciekawe urozmaicenie w tej nudnej lekturze.  Chłopak z Blyth też stanowił pewną zagadkę. Nawet jeśli tylko do czasu….

Moja ocena: 5/10.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

„Morderstwo na szlaku” Jenny Blackhurst

MORDERSTWO NA SZLAKU

  • Autorka: JENNY BLACKHURST
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 23.02.2023r.

Książka „Morderstwo na szlaku” debiutująca 23 lutego br. od  @WydawnictwoAlbatros to trzecia książka Jenny Blackhurst, którą przeczytałam i którą recenzuję na moim blogu czytelniczym. Jeśli nie znacie dorobku tej autorki to sięgnijcie do poprzednich dwóch recenzji: „Córka mordercy” oraz „Ktoś tu kłamie”. Blackhurst znana jest ze swego stylu. Zwięzłej narracji i konstrukcji. A także nie rozwlekającej się fabule, która ma mieć kryminalny początek i w miarę szybkie rozstrzygniecie.

Szlak Turystyczny West Coast w Kanadzie to malowniczy okrąg, w którym co bardziej odważni traperzy świata uwielbiają spędzać czas. Według Wikipedii to „(…) szlak turystyczny o długości 75 km ciągnący się wzdłuż wybrzeża. Został on zbudowany w celu niesienia pomocy rozbitkom. W 1970 szlak został przekształcony w The West Coast Trail” (źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Park_Narodowy_Pacific_Rim ). Zdjęcia dostępne w Internecie pokazują  wyjątkowość tego miejsca. Nie miałam świadomości, że tam tak pięknie 😉 (link: https://www.istockphoto.com/pl/obrazy/szlak-turystyczny-west-coast ).

I to właśnie na tym szlaku w lipcu 1999 roku zaginęła Seraphine Cunningham podróżująca ze swoim bratem Riciem i towarzyszącą im Angielką Maisie Goodwin. Skazany za jej śmierć Mitchell Dyke po dwudziestu latach wychodzi na wolność. Czy jego wyjście z więzienia ma związek z niepokojącymi zdarzeniami w życiu Laury, szczęśliwej żony i matki dwójki dzieci? I do kogo należą ludzkie szczątki znalezione po tylu latach w pobliżu tego kanadyjskiego szlaku?

Jenny Blackhurst nie jest mistrzynią opisów przyrody, o nie !!! Kompletnie z książki nie zobrazowałam sobie tego kanadyjskiego szlaku wycieczkowego, kompletnie. Mimo wielu opisów jego piękność poznałam dopiero ze zdjęć internetowych. Nie przekonała mnie w tym zakresie autorka nawet w najmniejszym stopniu😉.

Co do fabuły kryminalnej to też mam raczej mało pozytywne spostrzeżenia. Blackhurst skorzystała ze sprzedającego się triku opartego na zdarzeniach „kiedyś” i „teraz”. W fabułę wkomponowała element tajemnicy chcąc czytelnika zaskoczyć na samym końcu. Czytając odbiorca ma zastanawiać się kim jest Laura i czego tak naprawdę się boi? Jak to się dzieje, że jej córka Faye została prawie porwana, a jej dom spenetrowany? Dlaczego Maise tak kłamała w trakcie rozprawy Mitchella Dyke’a i kogo chciała chronić? Te wszystkie pytania dość szybko znalazły swój finał w rozstrzygnięciu, w którym jak a mój gust zadziało się za dużo. Naprawdę? Aż takie powiązania? Aż takie koligacje? Aż takie powiązania z życiem dawno minionym i teraźniejszym? Naprawdę? Aż taka kulminacja?

Nie lubię, gdy w thrillerach opartych na zbrodni i występku tyle dzieje się na końcu, a w środku narracja wlecze się jak przysłowiowe flaki w oleju. Nie lubię, gdy nagle wszyscy są we wszystko zaangażowani i jeden wplątany goni drugiego oraz kolejnego wplątanego w rozwikłanie zagadki. A wszystko dzieje się tak blisko… A wszystko dzieje się tuż obok…

Książka ma oczywiście swoje jasne strony. Na uwagę zasługuje konstrukcja. Autorka biegle umiejscowiła zdarzenia w kolejno ponumerowanych rozdziałach, których jest łącznie 71. Tytuły niektórych z nich jak „Rozprawa”, „Seraphine”, czy „Maisie” wyraźnie zaznaczają o treści i o perspektywie, z której czytelnik będzie śledził losy głównych bohaterów. Również dwie kobiece postaci, jak Sera i Maisie są ciekawym zabiegiem fabularnym. Obie całkowicie różne, choć mające wspólne doświadczenia. Obie pragnące zrozumienia, miłości i uważności. Obie szukające siebie i pragnące poczuć się wolne. I wreszcie dla obu ta wycieczka kończy się w najmniej pożądany sposób. Niestety Maisie w drugiej części książki traciła na znaczeniu. Zaś jej rola w trakcie wspomnianej rozprawy na wskroś wydała mi się fałszywa. A szkoda, bo ta postać kobieca w mojej opinii miała więcej do zaoferowania i mogła stanowić ciekawe uzupełnienie innych bohaterów, których losy umiejscowione zostały w roku 2019.

Jenny Blackhurst – na LC przeczytałam, że to „Brytyjska pisarka, młoda gwiazda brytyjskiego thrillera”. Morderstwo na szlaku” jej autorstwa z thrillerem ma mało wspólnego. Dla mnie książka jest raczej obyczajówką z kryminalnym tłem i kiepskim rozstrzygnięciem. Nie ukrywam, że czyta się ją dobrze. Lekko, przyjemnie. To dzięki zwięzłej narracji. Fani książek, w którym o dreszczyk emocji trudno, a o opisy mrożące krew w żyłach tym bardziej, znajdą w tej publikacji coś dla siebie. Bo dla tego typu czytelników jest „Morderstwo na szlaku”.

Moja ocena 6/10.

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

„Bielmo. Niezwykły przypadek Edgara Allana Poe” Louis Bayard

BIELMO. NIEZWYKŁY PRZYPADEK EDGARA ALLANA POE

  • Autor: LOUIS BAYARD
  • Wydawnictwo:ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 464
  • Data premiery: 10.01.2023r.
  • Rok premiery światowej: 2006r.

Nie wiem, co mnie tknęło, by najpierw obejrzeć film z rewelacyjną rolą Christiana Bale’a o tym samym tytule. Z drugiej strony też nie wiem skąd pomysł na obsadzenie w roli Kadeta Edgara Allana Poe Harry’ego Edwarda Mellinga znanego z roli kuzyna Harry’ego Pottera, Dudleya Dursleya (oczywiście odchudzonego o dobre kilkadziesiąt kilogramów😉). O ile Bale wypadł niezwykle przekonująco w swej roli, o tyle  Melling nie przekonał mnie w tej kreacji do siebie. Co do lektury debiutującej w styczniu br. pt.  „Bielmo. Niezwykły przypadek Edgara Allana Poe” Louisa Bayarda od Wydawnictwa @Zysk i S-ka to zabierałam się do niej niezwykle długo. Właśnie z powodu przedwczesnego obejrzenia ekranizacji. Bo po co sięgać po kryminał retro osadzony w dziewiętnastowiecznym West Point jak znam zakończenie? I to niezwykle ciekawe zakończenie….

Stoję więc tutaj. Powiedz mi teraz, córko. Własnym głosem. Powiedz mi. Powiedz mi, że będziesz na mnie czekała. Powiedz mi, że wszystko będzie dobrze. Powiedz mi.” -„Bielmo. Niezwykły przypadek Edgara Allana Poe” Louis Bayard.

Zanim przeczytacie te ostatnie zdania powieści to wcześniej czeka Was, moi Szanowni Czytelnicy, szereg stron, w których tajemnice, specyfika, samotność w amerykańskiej Akademii Wojskowej w West Point wiedzie prym.

A wszystko zaczyna się od śmierci kadeta z trzeciego roku – Leroya Frya zawieszonego na drzewie, znalezionego pod osłoną nocy. Do emerytowanego nowojorskiego detektywa zamieszkującego aktualnie Hudson Highlands Augustusa Landora, o pomoc zwraca się sam pułkownik Sylvanus Thayer, który z komendantem Hitchcockiem zarządzają Akademią. Żaden z nich nie chce, by śledztwo prowadzone było przez jednostkę mniej dyskretną niż prywatny śledczy. Żaden z nich nie chce, by światło dzienne ujrzały tajemnice trafiające do amerykańskiego Senatu i stanowiące powód dla zamknięcia Akademii. Każdy z nich liczy na szybkie zakończenie śledztwa, które się jednak komplikuje, gdy pod nosem detektywa życie traci kolejny kadet – Randolph Ballinger, a trzeci, Stoddard zostaje uznany za zaginionego.

Zawsze kiedy ogarniało go wahanie, kiedy obawiał się o swoją duszę, uświadamiał sobie, że nie zostało w nim nic, o co należałoby się obawiać. Bóg zabrał mu ją. Bóg nie ma mu już czego odebrać.” -„Bielmo. Niezwykły przypadek Edgara Allana Poe” Louis Bayard.

Tak. Detektyw Augustus Landor, zwany Gusem jest najjaśniejszym punktem powieści. Jego osobowość jest niezwykle skomplikowana, mroczna. To taki ogorzały doświadczony śledczy, który wiele widział, wiele doświadczył i wielu powiesił na szafocie. Do tego bardzo tajemniczy. Wdowiec. Porzucony przez jedyną córkę Mathilde – zdrobniale Mattie. Jego emerytura nie przebiega w sposób, w jaki by sobie życzył. Wizyty w karczmie, w której pracuje Patsy, nie dodają mu szczęśliwości w codziennym życiu. Jest niezwykłym narratorem, bo o narracji muszę w recenzji wspomnieć. Jest ona na wskroś wielowymiarowa. Fabuła utkana jest z różnych punktów widzenia. Przygodę z historią czytelnik zaczyna od części zatytułowanej „Ostatnia wola Gusa Landora”. Autor dla wyraźniejszego odróżnienia czasoprzestrzeni na początku każdego rozdziału zaznacza datę. I tak wolę czytamy datowaną na 19 kwietnia 1831 roku. Następnie Louis Bayard wprowadza nas w opisywane wydarzenia w kolejno ponumerowanych rozdziałach zatytułowanych „Opowieść Gusa Landora” na przemian ze „Sprawozdaniem Edgara A. Poego dla Augustusa Landora”. Same śledztwo rozpoczyna się od 26 października 1830 roku i trwa do kwietnia 1831 roku. Historia opisana w książce kończy się epilogiem datowanym na 19 kwietnia 1831 roku. By jeszcze bardziej zobrazować koleje losu bohaterów, w niektórych częściach książki te same wydarzenia, z tego samego dnia opisuje Poe w swym sprawozdaniu, jak i opowiada Landor w swej części. To ciekawy zabieg, który pokazuje różną, często odmienną perspektywę wydarzeń, czy wniosków z prowadzonego śledztwa.

Oczywiście Bayard nie mógł nie pokusić się sposób opowiadania przystający na dziewiętnastowieczną literaturę. Narrator zwraca się do czytającego; Szanowny Czytelniku, z dużej litery. Co wzmacnia więź między opowiadającym a czytającym. Skraca dystans i zaprasza odbiorcę do swoistego dyskursu, do czynnego dialogu, choćby i we własnej głowie.

Zostaw na razie na boku pytanie Poego, Szanowny Czytelniku. Mam dla Ciebie inne.” -„Bielmo. Niezwykły przypadek Edgara Allana Poe” Louis Bayard.

„Wiesz, jak to jest, prawda, Szanowny Czytelniku? Myślisz, że coś się ułożyło w trwałą konstelację, a tymczasem tej konstelacji nigdy nie było.” -„Bielmo. Niezwykły przypadek Edgara Allana Poe” Louis Bayard.

Sama postać pierwszoroczniaka Edgara Allana Poe wykreowana została w sposób dość przejaskrawiony. I w zachowaniu, i w narracji jawił mi się jako niespełna rozumu. Wysławiający się w sposób uduchowiony można było zgubić się w sensie zdania dość szybko.

(…) Owszem, jest młody, bez dwóch zdań. Pnącze jego geniuszu jeszcze nie zrodziło najdojrzalszych owoców, ale już dotychczasowe żniwa zaspokoją najbardziej wyrafinowane podniebienia, moi przyjaciele.” -„Bielmo. Niezwykły przypadek Edgara Allana Poe” Louis Bayard.

W mojej opinii Poe jest najmniej wartościowym bohaterem. I rodzina Marquisów z Leą i Artemusem na czele, i sam Landor odegraliby swoją rolę w opowieści równie przekonująco i interesująco bez tła, które tworzył młody poeta.

Skomplikowana historia. Tak mogłabym skwitować fabułę dodając, że z arcyciekawym zakończeniem. Bawiło mnie łączenie postaci prawdziwych, jak Poe, jak Kemble, jak Thayer i Hitchcock z fantastycznymi. Z zapartych tchem pławiłam się w opisach okolic nowojorskich i dawnego Hudson Highlands, a także samej Akademii West Point, która nadal dobrze się ma😊. Kawalkada ciekawych i złożonych postaci dodaje opowieści splendoru. Ma oczywiście powieść swoje słabe strony; jak damsko – męski wątek Lei i Edgara, braku rysu psychologicznego Artemusa i uzupełnienia jego relacji z Leą. Bądź co bądź jednak powieść zasługuje na uwagę uważnego czytelnika lubującego się w kryminałach retro z dużą dawką literatury pięknej. Właśnie to odnalazłam w powieści „Bielmo. Niezwykły przypadek Edgara Allana Poe” Louisa Bayarda.

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

„Urodzony morderca” Katarzyna Bonda

URODZONY MORDERCA

  • Autorka: KATARZYNA BONDA
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Seria: HUBERT MEYER. TOM 9
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 12.04.2023r.

Dopiero co @Katarzyna Bonda opowiadała w listopadzie ubiegłego roku na Katowickich Targach Książki o ósmym tomie cyklu z Meyerem pt. „Kobieta w walizce” (recenzja na klik), a już @wydawnictwo.muza.sa wydało kolejną część zatytułowaną „Urodzony morderca”. W międzyczasie fani Bondy poznali kolejne losy Jakuba Sobieskiego w trzeciej części pt. „Do cna” (recenzja na klik). Od jakiegoś czasu dużo Bondy w Bondzie😊. Pisze, wydaje, spotyka się. Po literackiej posusze wróciła, o czym pisałam wcześniej w pełnej krasie. Bardziej wyluzowana. Bardziej przystępna. Bardziej dosadna. „Urodzony morderca” też takim się okazał😉.

(…) Nikt nie rodzi się mordercą, ale żyjąc na krawędzi, podejmując łajdackie decyzje, stajemy się zakładnikami naszych kłamstw, matactw, a czasem te grzechy są znacznie cięższe.” – „Urodzony morderca” Katarzyna Bonda.

Rui Coelho Tavares de Souza – prężnie działający portugalski biznesmen, na którego „(…) czaiło się kilku notowanych…” w policyjnej bazie, zginął w spektakularny sposób w swoim ekskluzywnym samochodzie w lesie w podwarszawskich Łomiankach. Zaproszony do współpracy, dochodzący do siebie po zapaleniu płuc profiler – Hubert Meyer zaczyna angażować się w sprawę. Dość szybko śledczy pozyskują informację o całym zarzeczu kochanek zmarłego. Dość szybko dochodzą do miejscowego watażki, Marcina Demianiuka, z którym de Souza konkurował dodatkowo romansując z jego żoną Kasią. Dość szybko żona zmarłego – Diana Gardocka wysypuje się o swoim romansie z młodym, zaginionym żeglarzem Aruną. I dość szybko mnożą się teorie, które ewoluują po każdym rozpytaniu. A to wszystko w cieniu walki dwóch profilerów. Jednego z pasji, drugiego z mediów. Jednego doświadczonego, drugiego stawiającego kroki w zawodzie. Jednego zarabiającego krocie, a drugiego tyrającego za rządową pensję. Czy panowie zewrą szyki, by odnaleźć zabójcę de Souzy? Czy wręcz przeciwnie, ambicje zawiodą ich w kozi róg interesującego śledztwa…

Gdybym miała przywołać jakąś myśl przewodnią tego kryminału ze znanym profilerem to zacytowałabym samą Autorkę;

Zdrada to nie przyczyna kłopotów w małżeństwie, tylko jej skutek.”  -„Urodzony morderca” Katarzyna Bonda.

W fabule wątek zdrady przeplata się praktycznie od samego początku do końca wikłając kolejne kochanki w temat śledztwa. Nie ukrywam, że moją faworytką okazała się masażystka mitomanka😊. Pomysłowość w tym zakresie Autorki wzniosła się na wyżyny.

Sama kryminalna fabuła, jak to w ostatnich tomach serii, jest mocno zagmatwana. Zasadniczo z urywków motywów, tropów, zdarzeń, działań policyjnych nie wywnioskowałam sprawcy w sposób, o który chodziło Kasi Bondzie. Owszem ok. 270 strony narracja podpowiedziała czytelnikowi sprawcę morderstwa de Souzy, ale przecież książka liczyła ponad 350 stron…. Na ostatnich kartach wszystko się mogło zdarzyć. Ale proszę, nie czytajcie od końca !!!

Podobał mi się układ kryminału. Wszystko dzieje się w następujących po sobie dniach, oczywiście za wyjątkiem działań na terenie Portugalii w epilogu zatytułowanym „Lisbon story”. Książka zaczyna się prologiem o znamiennym tytule „W samo południe”. Pięć rozdziałów również Bonda zatytułowana znanymi dziełami kinematograficznymi. Począwszy od jednego z moich polskich kinowych faworytów „Spisie cudzołożnic” Jerzego Stuhra, po „Grzesznika”. Jakby tych odniesień do ciekawych filmów było mało, w samej fabule Kasia Bonda wspomina inne dzieło; „Wszystko o mojej matce” Pedro Almodóvara, którego wręcz ubóstwiam. Sama narracja jest bardzo przystępna. Wartka akcja wzmacnia zainteresowanie fabułą z każdą kolejno następującą po sobie stroną. Czytałam z zaciekawieniem. Przeczytałam w jeden wieczór, a to zawsze jest zapowiedź ciekawej lektury😉.

Sam Meyer ewoluuje. Jest jednym z moich ulubionych polskich bohaterów literackich, więc mam do niego słabość. W tej części jawi mi się na przemian jako rozwydrzony nastolatek obrażający się na szefową, współpracowników i rozpytywanych oraz jako podstarzały dziadunio, z którego łachy spadają wraz z papierosem z kącika ust. Wszystko musi być po jego myśli. Każdy krok musi mieć uzasadnienie i wynikać z jego wewnętrznego przekonania. To Meyer kreuje śledztwo bez względu na to, co robi Marciniak i jak mocno zaangażowani są pozostali członkowie zespołu. Temat śmierci Wery odstawiony na bok. Temat Domana również nie wspomniany. Jakby Bonda chciała, by Meyer ruszył do przodu. Jakby chciała, by nowe wątki i nowi współpracownicy zaprzątali jego głowę. Oczywiście odnajduję cechy wspólne do poprzednich książek z serii; niekompetencja, ludzkie rozgrywki, polityka w policji, czy chociażby korupcja. Cóż, pewne okoliczności chyba nie ulegają zmianie bez względu na ustrój, bez względu na osoby zajmujące wysokie stołki.

Jakby tego było mało z zastanawianiem czytałam o komunikacie SOS oraz śledzeniu nadajników z kluczy. Na szczęście jeżdżę starym samochodem. Na szczęście…

Ciekawe wątki. Intersujące panie i panowie😊. Ciekawy główny motyw śledczy. Po prostu, ciekawa lektura. Czytajcie!!!

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.

„Cztery ciotki i trup” Jesse Q. Sutanto

CZTERY CIOTKI I TRUP

  • Autorka: JESSE Q. SUTANTO
  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO LUNA
  • Liczba stron: 304
  • Data premiery: 22.03.2023r.
  • Data premiery światowej: 27.04.2021r.

Cztery ciotki i trup” Jesse Q. Sutanto to pierwsza książka tej autorki, którą przeczytałam. Premierę polską od @LunaWydawnictwo (imprint @Wydawnictwo Marginesy) miała 22 marca br., a światową praktycznie dwa lata wcześniej. Publikacja nie okazała się dla mnie typową komedią kryminalną. Raczej zaliczyłabym ją do gatunku cosy crime. Znacie to określenie? Jeśli nie to przybliżę, że cosy crime jest specyficznym typem literatury kryminalnej. Finalnie może nim być thriller psychologiczny, kryminał detektywistyczny/policyjny czy nawet komedia kryminalna. Jego cecha charakterystyczna to brak naturalistycznych opisów czy rozbudowanych scen przemocy.

(…) Chińsko – indonezyjscy rodzice uwielbiają tak właśnie nazywać swoje dzieci: na cześć sławnych osób, marek (mam kuzyna o imieniu Gucci…) – „Cztery ciotki i trup” Jesse Q. Sutanto

Meddy wraz z trzema ciotkami, Starszą, Drugą, Czwartą i matkę tworzy rodzinny weselny biznes. Jedna piecze ciasta i przecudowne torty. Druga jest mistrzynią w makijażu i fryzurach. Trzecia uwielbia tworzyć przepiękne kwiatowe stylizacje, a czwarta jest uzdolnioną piosenkarką zabawiającą skutecznie gości weselnych. Sama Meddy poświęciła swój talent dla roli fotografa weselnego. Uwiecznia wszystkie szczęśliwe chwile. I gdyby nie pechowa randka na którą wysłała ją własna matka, kolejne organizowane przez panie wesele ocenione zostałoby jako udane.

Co robi trup na weselu?

To był bardzo ciekawy motyw całej powieści. Nie tylko….

Idealnie autorka przedstawiła kulturową warstwę głównych bohaterów. Cztery ciotki o chińsko – indonezyjskim pochodzeniu mieszkające z rodziną w Stanach Zjednoczonych władające mandaryńskim, indonezyjskim i angielskim w różnym stopniu zaawansowania to musiało się udać. Gafy językowe były jednym z jaśniejszych punktów czytelniczych na mapie książki😊. Sama konstrukcja też mi się podobała. Podzielona na dwie części, ubrana w rozdziały, prolog i epilog. Meddy idealnie sprawdziła się w roli narratorki. Jej osobisty stosunek do współbohaterek i realne uczestnictwo w wydarzeniach  wzmacnia jej narracyjną rolę. Do tego umiejscowienie wydarzeń w czasoprzestrzeni. Podział na teraz i wcześniej, sześć lat temu wzbogaca fabułę czyniąc ją atrakcyjniejszą.

Już od pierwszych słów autorka tworzyła powieść, która ma czytelnika rozbawić. U mnie w trakcie czytania pojawiał się raz większy raz mniejszy uśmiech. Często też grymas niedowierzania. Wiecie jak to jest. To trochę jak oglądanie przerysowanej fabuły komediowej, absurd goni absurd i przypadek spychany jest przez pojawiające się nowe zdarzenie mające nas rozśmieszyć. Nie uważam jednak czas poświęcony książce za zmarnowany. Wręcz przeciwnie czytając „Cztery ciotki i trup” Jesse Q. Sutanto

spędziłam miło czas zastanawiając się nad różnicami kulturowymi, które odnajdywałam co rusz na kartach powieści.

Jeśli lubicie lekkie powieści komediowe z trupem w tle, to sięgnijcie po tę lekturę. Relaks gwarantowany!!!

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję WYDAWNICTWU LUNA.

„Cieszyn prowadzi śledztwo” Marta Matyszczak

CIESZYN PROWADZI ŚLEDZTWO

  • Autorka: MARTA MATYSZCZAK
  • Wydawnictwo: DOLNOŚLĄSKIE
  • Seria: KRYMINAŁ POD PSEM. TOM 11
  • Liczba stron: 301
  • Data premiery: 12.04.2023r.

Niestety. Pensjonat nazwany w 10 tomie serii Kryminałów pod psem Józefiną w Sopocie jeszcze nie został przeze mnie odwiedzony. Wanda ciągle czeka☹. A tak się zarzekałam pisząc recenzję poprzedniego tomu serii pt. „Sopot w trzech aktach” (recenzja na link)😉.  

Cóż, przede mną kolejna perełka warta rezerwacji; Hotel Central (w książce City) Český Těšín (dla chętnych podaję adres😊: Nádražní 16, 737 01 Český Těšín, Czechy), w którym dzieje się częściowo akcja 11 tomu cyklu zatytułowanego „Cieszyn prowadzi śledztwo” debiutującego nakładem @Wydawnictwo Dolnośląskie w dniu wczorajszym, tj. 12 kwietnia br.

@Marta Matyszczak dba o mój rozwój i odpoczynek podsyłając co rusz w fabule ukochanej przeze mnie serii pomysły na interesujące pobyty. Nie zdradzając fabuły 😊 zacytuję opinię Pana Krzysztofa z pewnego portalu rezerwacyjnego; „(…) oryginale wejście do pokoju przez łazienkę, klimatyczny wystrój hotelu…” . Nie pomyliłam się cytując. Naprawdę. Chociaż oglądając zdjęcia hotelu, ani tego cudu architektonicznego na nich nie widać, ani klimatycznego wystroju hotelu. Choć to zawsze kwestia gustu😉. Jak sama Autorka zresztą powiedziała na spotkaniu z okazji premiery książki prowadzonej przez @Marta czyta (link do całego spotkania znajdziecie tu: https://fb.watch/jU2pYNcj3o/ ) rzeczywistość czasem przerasta fikcję literacką.

Cieszyn. Dwa miasta lub może by być bardzie precyzyjnym, jedno przedzielone na pół. Polski Cieszyn i Český Těšín z granicą -już tylko w pamięci – na moście Przyjaźni. I to właśnie na „(…) środku mostu Przyjaźni, dokładnie na specjalnie zaznaczonej linii oddzielającej dwa państwa, leżał mężczyzna.” Mężczyzna, który już nie żył…

A nieco wcześniej do Cieszyna przyjechał stęskniony za Różą, Szymon Solański ze swoim ukochanym psem, Guciem. Różą pracującą w miejscowej gazecie polonijnej, której właściciel postawił „(…) na innowację! Na młodość…” zatrudniając na trudne czasy znaną chorzowską jutuberkę, by pomogła podnieść się wydawnictwu z recesji.

Czy trzem detektywom  uda się wspomóc miejscowe policje w śledztwie? Czy zdołają odpowiedzieć na pytanie; Kto zabił potomka Habsburgów? Czy jego była narzeczona, miejscowy diler, znany restaurator o silnie konserwatywnych poglądach żądający przyłączenia całego Cieszyna do Czech? Czy raczej nawiedzona fanka cieszyńskich magnolii?

Jeszcze bardziej niż w trakcie czytania poprzednich książek wkręciłam się w typologię miasta. Tak jak Autorka w trakcie researchu, zachwyciłam się Cieszyńskim Szlakiem Kwitnących Magnolii. Czytanie przerywałam wyszukiwaniem zdjęć w odmętach Internetu. O kawiarnio – księgarni „Kornel i Przyjaciele” na Sejmowej 1 nie wspomnę. Zachwyciłam się klimatem jeszcze przed rozpoczęciem lektury. Z żalem uświadamiając sobie, że w trakcie mojej ostatniej wizyty w Cieszynie tego miejsca nie odwiedziłam. Na szczęście baszta, wieża, zamek, most, spacerniaki wokół Olzy okazały się na tyle znane, że miałam wrażenie ogromnej więzi z literackimi bohaterami, którzy przemierzali te same miejsca. Zresztą rzeczywistość w tym tomie jest wyraźnie zarysowana. To już nie tylko rodzimy Chorzów, lecz także sama @Księgarnia Dopełniacz pod chorzowską estakadą z Panią Dagmarą na czele. Oj tak! Okazuje się, że z Różą mam nawet to wspólne, że popijam wyskokowe napoje w tej uroczej księgarnio – kawiarni😊.

Wracając do fabuły podoba mi się niezmiennie to usadowienie rzeczywistych miejsc w fikcyjnej fabule książek Pani Marty Matyszczak.

„Reszta ulicy nie prezentowała się lepiej. Trochę przypominała mu Dąbrowskiego w jego rodzinnym Chorzowie, gdzie większość witryn alb była zabita dechami, albo obklejona obwieszczeniami o chęci sprzedaży…” – „Cieszyn prowadzi śledztwo” Marta Matyszczak.

W „Cieszyn prowadzi śledztwo” dodatkowo zachwycił mnie dualizm. Dwie Grażyny (Pani Marto musiałam sprawdzić😉. Burmistrzynie obu Cieszynów pełniące w tym samym czasie obowiązki to Gabriele). Dwie skody fabie. Dwóch śledczych prowadzących dochodzenie. Dwie księgarnio – kawiarnie. Dwaj detektywi interesujący się śledztwem. I na szczęście jeden Gucio. Do tego świetny dodatek w postaci perspektywy miasta, które staje się kolejnym narratorem. Wszystkowiedzącym nadawcą, obserwującym, uważnym, słyszącym… Chociaż narracja Gucia nadal mnie bawi najbardziej. Nawet w jedenastym tomie. Tylko Gutek tak potrafi skonstatować; „(…) oznajmił ten lunatyk Solański.”, „(…) Może mi jeszcze wymienią olej i zamontują kołpaki? Całe życie z wariatami…”, (…) bredził ten obłąkaniec…”…. I to już od pierwszych stron.

Czytelnicy wraz z tym tomem cyklu dostają dodatkowy prezent w postaci zabaw językowych polsko – czeskiej mowy. Brzmiące tak samo słowa, o dwóch, często przeciwstawnych znaczeniach namieszały w niejednej scenie powodując nieporozumienia wśród rozmówców. Moje ulubione trzy znalazły się na 59 stronie w przypisach. Są prawdziwym majstersztykiem.

Publikacja „Cieszyn prowadzi śledztwo” Marty Matyszczak okazała się gwarancją mile spędzone czasu. Z zamkiem, starym rodem, miłością do miasta i ludzi w tle. Ludzko – śledcze perypetie zawładnęły moim czasem w całości. Książkę pochłonęłam bez odrywania się. Do tego typologia miasta odwzorowana prawie co do jednego. Ciekawe miejsca, w których Autorka umiejscowiła poszczególne wydarzenia i humor szczególnie uwypuklony w narracji psa oraz dialogach głównych bohaterów wzmacniają dodatkowo wartość tej książki. Polecam Wam serdecznie tę lekturę, przy której nie będziecie się nudzić, bo za Martą Matyszczak czasem trudno nadążyć😉.

ps. już w czerwcu 2023 będzie trzeci tom serii „Kryminał z pazurem” o dość ciekawym tytule😊. Nie mogę się doczekać. A później…. Niespodzianka, o której Pani Marta nic swoim wiernym czytelnikom na spotkaniu z okazji premiery „Cieszyn prowadzi śledztwo” powiedzieć nie chciała. Obym tej niespodzianki dożyła. Obym dożyła…

Moja ocena: 8/10
Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu.

„W domu kłamstw” Ian Rankin

W DOMU KŁAMSTW

  • Autor: IAN RANKIN
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Cykl: INSPEKTOR REBUS (tom 22)
  • Liczba stron: 480
  • Data premiery : 22.02.2023r.
  • Data premiery światowej: 18.10.2018r.

@WydawnictwoAlbatros nadrabia zaległości z Johnem Rebusem w roli głównej😊. Od 21 tomu minął prawie rok, gdy poznałam Rebusa już na emeryturze (recenzja: „Wszyscy diabli”). W międzyczasie wydawnictwo umila czas fanom Rebusa wznawiając poprzednie tomy serii (tom 5: recenzja na klik). Mnie wyjątkowo zaciekawił tytuł premiery z 22 lutego br. „W domu kłamstw” brzmi obiecująco😉.

W roku 2018, gdy Rebus odpoczywa na zasłużonej emeryturze, znalezione zwłoki zaginionego dwanaście lat wcześniej Stuarta Bluma wracają śledczych do roku 2006. Rebus zaczyna interesować się działaniami swojej byłej podopiecznej, detektyw Siobhan Clarke. Tym bardziej, że brał udział w poprzednich działaniach dochodzeniowych, w których role odgrywali dwaj policjanci wątpliwej opinii; Brian Steel i Grant Edwards. Równocześnie Rebus na prośbę Siobhan zaczyna interesować się okolicznościami skazania młodego Ellisa, który odsiaduje wyrok za zamordowanie swojej dziewczyny Kirsten.

Chodzi o coś więcej, Malcolm. Rodzina zawsze mówiła o spisku, o tym, że policja trzyma z możnymi tego świata i ucieka się do kontrolowanych przecieków, żeby opinia publiczna poznała tylko jedną stronę medalu…” – „W domu kłamstw” Ian Rankin.

I tak właśnie skonstruowana jest fabuła tej książki. Autor w sposób wręcz obrazoburczy wskazał na powiązania policji z dziennikarzami, gangsterami, handlarzami narkotyków. Również wpływowi biznesmeni nie zostali sami sobie. Rankin kluczył wokół nich, jak sęp nad ofiarą. Wszystko co złe i wpływowe zostało zobrazowane w osobach Jackiego Nessa i sir Adriana Branda. Nawet ojciec partnera ofiary wydawał się powiązany. Jako homofobiczny policjant z wydziału zabóstw Glasgow i Alex Shankley wydał się podejrzany. „W domu kłamstw” jest raczej grą detektywistyczną, zabawą z czytelnikiem. Ilość wątków chwilami miażdży. Idealnie Ian Rankin przedstawił dochodzeniową robotę śledczych i wpływy pomiędzy poszczególnymi jednostkami z wisienką na torcie związaną z pobocznym śledztwem w sprawie zabójstwa młodej dziewczyny.

A co do samego Johna Rebusa…

– Może i jestem od dawna na emeryturze, ale umysł nadal funkcjonuje.” – „W domu kłamstw” Ian Rankin.

– Nadal mam przewlekłą, obturacyjną chorobę płuc (…) To nie jest coś, z czego można się wyleczyć.” – „W domu kłamstw” Ian Rankin.

Niby stary. Niby na emeryturze. Niby chory, a jednak dający sobie radę. Ian Rankin ma słabość do Rebusa, do swego bohatera, którego stworzył. Dzięki któremu również otrzymał bądź co bądź tytuł szlachecki. Chwilami nadaje mu nadludzkie siły, nadludzkie umiejętności. Miałam wrażenie, że zaraz natknę się na jakieś zdanie, w którym stwierdzone zostanie, że Rebus czyta w myślach, ma widzenia z przeszłości, przyszłości, czy jakoś tak😉. Tylu śledczych i tylko jeden Rebus….  Momentami za dużo fantastyki, choć kryminał detektywistyczny z tej książki w sumie niezły. Dobrze się czytało. Narracja iście Rankinowska. Szkocki dryg, rezerwa i tempo. Relacja zamiast dywagacji. Opis sytuacji zamiast charakterystyka sceny. Postaci zobrazowane nie ciągiem, a raczej punktowo, w wielu miejscach. I to czytelnik miał zadanie, by utkać z tych rzuconych tu i ówdzie opisów jedną całość.

Książka zdecydowanie dla fanów męskiego pisania Iana Rankina. Książka dla fanów Johna Rebusa i Szkocji. Bo i Rebusem, i Szkocją wręcz ocieka. Udanej lektury!

Moja ocena: 7/10

Książkę podarowało mi   Wydawnictwo Albatros, za co bardzo dziękuję.

„Chcę twojego życia” Amber Garza

CHCĘ TWOJEGO ŻYCIA

  • Autorka: AMBER GARZA
  • Wydawnictwo: MARGINESY
  • Liczba stron: 328
  • Data premiery w tym wydaniu: 11.01.2023r.

Ubóstwiam @wydawnictwomarginesy 😊. Ostatnio wyjątkowo szczególnie za próbę odczarowania współczesnemu nastolatkowi/ współczesnej nastolatce postaci Ani, dotychczas znanej z Zielonego Wzgórza, a od jakiegoś czasu z Zielonych Szczytów😉. Z chęcią też sięgnęłam do thrillera autorstwa Amber Garza pod intrygującym tytułem „Chcę twojego życia”. Książka swą premierę miała w połowie stycznia. Ja przeczytałam ją jakiś czas temu i tylko przez moje zapominalstwo nie zamieściłam jeszcze recenzji.

Naprawiając swoje niedociągnięcie we wprowadzeniu do fabuły napiszę, że to ciekawa próba wytrącenia czytelnika ze strefy komfortu.

Moje panieńskie nazwisko brzmiało Smith. Na świecie jest milion innych Kelly Smith. Nawet w Kalifornii. Ale odkąd wyszłam za Rafaela, nie natknęłam się na żadną inną Kelly Medinę. Aż do tej chwili.” – „Chcę twojego życia” Amber Garza.

Niepotrafiąca pogodzić się ze śmiercią nastoletniego syna Kelly Medina spotyka w małej mieścinie, w której mieszka – Folsom, kobietę o tym samym imieniu i nazwisku. Młodą matkę. Zaintrygowała zbiegiem okoliczności zaczyna się do niej zbliżać czyniąc ją swoją nową znajomą. Duchy przeszłości nie dają jednak o sobie zapomnieć. Kelly zaczyna plątać się między rzeczywistością, a przeszłością. Łączyć pozornie istniejące fakty, co doprowadza do tragedii….

Uff. Ale się namęczyłam, by Wam niczego nie zdradzić😊. Mam nadzieję, że się udało. Wracając do recenzji zaznaczam, że książkę czyta się bardzo szybko. Autorka jest mi nie znana, więc z obawą sięgałam do tej publikacji. Jakoś mam ostatnio wyjątkowo krótki lont na nietrafione lektury. Tym razem jednak się udało. Amber Garza umiejętnie kluczy pomiędzy życiem jednej Kelly, a życiem drugiej jednocześnie dzieląc elementy układanki czytelnie, jednoznacznie. Trzy różne części książki. Łącznie trzydzieści jeden rozdziałów. Narracja poprowadzona idealnie, jak na fabułę książki. O całej historii, zdarzeniach, postaciach głównych i drugoplanowych dowiadujemy się z narracji pierwszoosobowej z perspektywy Kelly. Poznajemy przeszłość. Traumy. Odrzucenia. Brak miłości. Wszechogarniającą tęsknotę za straconym dzieckiem, która wyjątkowo mnie poruszyła, jako matkę. Ten motyw Autorka zobrazowała w sposób wyśmienity. Nie ma w osobie Kelly – matki nic z groteski, nic z przerysowania. Prawie widziałam ją oczami wyobraźni, jak cierpi, jak wyje wręcz z bólu…..

Wyjątkowo dobrze Autorka sportretowała męża narratorki, Rafaela. Postać męska, pełna sprzeczności. Taki męski antybohater. Stosunek samej Kelly do niego jest bardzo zróżnicowany. Jak zróżnicowana jest cała jej ocena sytuacji, w której się znalazła. Nic bardziej realnego. Nic bardziej rzeczywistego, jeśli chodzi o długoletnie relacje damsko – męskie. A sam koniec…. No cóż. Obłędny. Tak, to jest bardzo ciekawy punkt fabuły. Tylko proszę nie zaczynajcie czytać od końca !!!!!

Lekki, przyjemny i sprawnie napisany amerykański thriller. Bez przydługich opisów, bez rozwlekłych rysów psychologicznych, z licznymi retrospekcjami. Lubicie takie? Jeśli tak to sięgajcie do „Chcę twojego życia” Amber Garza, bo czytania nadszedł czas😊.

Moja ocena: 7/10

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od Wydawnictwa Marginesy, za co serdecznie dziękuję.

„Ktoś z nas będzie następny” Karen M. McManus

KTOŚ Z NAS BĘDZIE NASTĘPNY

  • Autorka: KAREN M. MCMANUS
  • SERIA: JEDNO Z NAS KŁAMIE. TOM 2
  • Wydawnictwo:ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 410
  • Data premiery: 02.11.2022r.
  • Data premiery światowej: 07.01.2020r.

Ktoś z nas będzie następny” Karen M. McManus to kontynuacja książki „Ktoś z nas kłamie” (recenzja na klik). Książki, która na początku ubiegłego roku doczekała się ekranizacji na platformie Netflix. Powieść opublikowało Wydawnictwo @Zysk i S-ka, a swoją polską premierę miała już jakiś czas temu. Ja do książki sięgnęłam chętnie. Pierwsza część zaskakująco mi się podobała. Liczyłam na kontynuację emocji i fabuły.

Opowiadana historia toczy się wokół nastolatków z liceum Bayview. Po traumatycznych przeżyciach związanych ze śmiercią Simona, młodą społecznością wstrząsa nowa zabawa esemesowa Prawda czy Wyzwanie. Bardziej odważni realizują zadania zlecone przez Nieznajomego. Mniej odważni lub mniej zaangażowani zostali zadenuncjowani. Wiele sekretów ujrzało światło dzienne niszcząc wątłe młodzieńcze relacje. Nagła śmierć Brandona, lokalnego lowelasa wstrząsa dzieciakami. Co z tym wydarzeniem ma wspólnego ojciec Knoxa, którego denerwują skróty przez niezabezpieczoną budowę syna?  Jakie znaczenie dla sprawy mają anonimy otrzymywane przez lokalnego działacza społecznego Eliego? I czy cokolwiek z wydarzeniami ma wspólnego nieżyjący już Simon Kelleher?

Podoba mi się układ książki. Został dostosowany do typowego, młodego czytelnika. Na początku książki autorka zawarła spis osób. Dzięki temu nieczytający pierwszą część bez problemu rozeznają się w bohaterach. Poznają kim jest Maeve Rojas i jej siostra Bronwyn, kim Knox Myers, a kim Phoebe Lawton. Narracja pisana jest z perspektywy pierwszoosobowej. To też pozwala młodemu czytelnikowi na większe utożsamianie się z losami bohaterów, a tym samym na bardziej pozytywny odbiór książki. Powieść podzielona jest na części, na które składają się rozdziały. Każdy rozdział ma określoną datę, a także wskazuje imię bohatera, z perspektywy którego został napisany. Narracja prowadzona jest równolegle. Czasem to samo wydarzenie pokazywane jest z perspektywy Emmy, Phoebe czy Knoxa.

Autorka skupiła się na typowych problemach nastolatków; braku akceptacji, samotności, braku zrozumienia, odwiecznej próby zdobycia akceptacji i licznych perypetiach miłosnych. Miałam wrażenie, że kwestie damsko – męskie zdominowały pomysł na fabułę. Mniej w książce jest thrillera, mniej mroczności i mniej ciekawych wątków dla mnie, więcej tematów obyczajowych i tych drżeń serca, które na szczęście już dawno za mną 😉. Fajnym wtrąceniem były relacje dziennikarskie, też wywiady, a także relacje z czatów internetowych. Dzięki temu prowadzona opowieść dostała jeszcze dodatkowego tempa i różnorodności.

Zdecydowanie książka może podobać się młodemu czytelnikowi. Dla mnie wiele młodych postaci zostało przedstawiony w sposób płaski, bez większego polotu, jednowymiarowo. Praktycznie charakterem nie byłam w stanie odróżnić dziewczęcych postaci, za wyjątkiem Maeve ze względu na jej chorobę. Podobieństwo między taką liczną grupą bohaterów spowodowało, że postaci mi się zlewały, plątały. Same wątki finalnie okazywały się mało znaczące, a finalna tajemnica potraktowana wręcz po macoszemu. Niby jest, a jednak okazała się niczym specjalnym.

Podobało mi się stwierdzenie „nomofobia”, z którym spotkałam się po raz pierwszy. To nic innego lęk przed brakiem dostępu do telefonu komórkowego na który cierpią nastolatkowie. Utożsamiłam się z zaburzeniem selektywnej utraty słuchu. Chyba na nie cierpię, szczególnie w komunikacji z moimi nastoletnimi dziećmi😊. Zrozumiałam również, że temat destrukcyjnej kultury plotkarstwa jest bardzo ważny, szczególnie wśród młodzieży. Więc nie uważam czasu spędzonego z książką za całkiem stracony😊.

Moja ocena: 6/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.