„Moje piękno, moja sprawa” Florence Given

MOJE PIĘKNO, MOJA SPRAWA

  • Autorka: FLORENCE GIVEN
  • Wydawnictwo: ZNAK KONCEPT
  • Liczba stron: 256
  • Data premiery: 18.05.2022r
  • Data premiery światowej: 11.06.2020r.

Nie wiem czego spodziewałam się po książce „Moje piękno, moja sprawa” Florence Given wydanej przez Znak Koncept (@WydawnictwoZnak) w dniu 18 maja br. Wiem na pewno, że zachwyciła mnie okładka, która jest niezmiernie optymistyczna. Zachwyciło mnie wydanie. Gruby, kredowy papier. Mnóstwo ilustracji i kolorami przyozdobione kartki. Taka idealna pozycja na chmurne dni. Idealna na blue day.

Przestań skradać się po okruszki, zasługujesz na całe cholerne ciastko.” -„Moje piękno, moja sprawa” Florence Given.

Czego może nasz nauczyć dwudziestojednoletnia influencerka? Właśnie tego. Całkowicie nowatorskiego i odświeżającego spojrzenia na siebie samych. Czego jeszcze? Wiary w siebie samą/samego, poczucia własnej wartości.

Przestań marnować czas na ludzi, którzy nie zdają sobie sprawy, jakim przywilejem jest samo poznanie cię. – „Moje piękno, moja sprawa” Florence Given.

Tego, że świat jest piękny i tylko od nas zależy jak będziemy nasze życie postrzegać. Tego, że „Niektóre rzeczy nie są normalne. Zostały tylko znormalizowane. A to różnica”. Tego, że jako kobiety nie żyjemy po to „(…) by sycić męskie spojrzenia”.  I wielu innych rzeczy, o których warto przeczytać szczególnie gdy jest się młodą osobą.

Żadna pochwała nie jest warta naruszania własnych granic ani poświęcania przekonań.” – „Moje piękno, moja sprawa” Florence Given.

Tak. To pozycja dla nastolatek, dla młodych kobiet. Idealna dla tych dziewczyn, które całymi dniami ślęczą głowami w dół nad smartfonami i śledzą Instagram, Snap Chat, Facebook i wiele innych aplikacji, w których istnieje namiastka życia, często fałszywego życia. To książka dla wchodzących w dorosłość, w której jest pełno kłamliwego ideału i perfekcjonizmu. Gdzie każda kolejna celebrytka wygląda tak samo. Idealne ogromne usta, duże oczy, zgrabny biust itepe itede. Zróbcie sobie prezent. Zróbcie swoim bliskim prezent i sprezentujcie tę książkę.

To książka, którą trudno zakwalifikować do jakiegoś jednego określonego gatunku. Z jednej strony czyta się ją jak pamiętnik, w którym autorka dzieli się z czytelnikiem własną drogą, którą przeszła, by być w miejscu, w którym się znalazła. Z drugiej jako poradnik. Napisany ze swadą, z polotem, bardzo slangowym językiem. Dynamiczna narracja pozwala pochłaniać książkę w sposób ekspresowy. Słowa układają się w zdania, a zdania w całe akapity i strony w zatrważającym tempie. Gdzieniegdzie wrzucone lekkie przekleństwa dodają narracji jeszcze większej prawdziwości. Z trzeciej strony trochę czytałam ją jako fantastykę. Aż trudno mi uwierzyć, że taka osoba istnieje, bezkrytyczna wobec siebie, całkowicie krytyczna wobec innych i świata. Zapewne autorka podkolorowała swoje przesłanie, by okazać się jeszcze bardziej atrakcyjną. I to jej się udało świetnie. Muszę przyznać. Mimo, że nie jestem z grupy targetowej czytelników spędzony z książką czas nie uważam za zmarnowany. W trakcie czytania bawiłam się, uczyłam, relaksowałam, nie raz śmiałam i przecierałam oczy ze zdumienia. A dodany na końcu słowniczek świadczy o poważnym traktowaniu odbiorcy. Znajdziecie w nim tak ciekawe słowa jak: fatfobia, ageizm, hetryfying, mizoginia zinternalizowana, czy queer.

Życzę miłych chwil z lekturą😊.

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki niezmiernie dziękuję Wydawnictwu Znak Koncept.

„Keto detoks. 4-tygodniowy plan na zrzucenie zbędnych kilogramów i odzyskanie równowagi hormonalnej” Sara Gottfried

KETO DETOKS. 4-TYGODNIOWY PLAN NA ZRZUCENIE ZBĘDNYCH KILOGRAMÓW I ODZYSKANIE RÓWNOWAGI HORMONALNEJ

  • Autorka: SARA GOTTFRIED
  • Wydawnictwo: ZNAK LITERANOVA
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 18.05.2022r

Najpierw zastanawiałam się, co z w tej dacie 18 maja br. było tak interesującego, że jest datą premier tak wielu ciekawych pozycji. Nagle mnie olśniło!!!!!! W dniach od 26 do 29 maja przy Pałacu Kultury i Nauki odbyły się Targi Książki w Warszawie😊. I wszystko jasne. I Wydawcy, i autorzy mieli okazję zaprezentować – w wielu przypadkach osobiście – szerszemu gronu odbiorców swoje najnowsze dzieła. Stąd pewnie ta mnogość premier, mnogość nowości. Nie wspominam o tej dacie bez kozery. Recenzja „Keto detoks. 4-tygodniowy plan na zrzucenie zbędnych kilogramów i odzyskanie równowagi hormonalnej” Sary Gottfried jest dziesiątą premierą z tego dnia, która już za mną. I nie jest ostatnią😉. A dni uciekają i koniec maja staje się faktem.

Szukasz skutecznego sposobu na szczupłą sylwetkę?” – z opisu Wydawcy.

Co za pytanie!!!!!!!!! Oczywiście, że tak. Tak, tak, tak po tysiąckroć. Jak pewnie miliardy kobiet na całym świecie. Pokażcie mi takie, które są zadowolone ze swej figury😉. Zadając takie pytanie retoryczne Wydawca zachęca do sięgnięcia po „Keto detoks. 4-tygodniowy plan na zrzucenie zbędnych kilogramów i odzyskanie równowagi hormonalnej”. Poradnika, w którym znajdziemy receptę na skuteczne odchudzenie się bez żadnego efektu jojo i skutków ubocznych. Poradnika, który uwzględnia specyfikę gospodarki hormonalnej kobiet i dlatego przedstawione w nim przepisy oraz rozwiązania są tak skuteczne. Poradnika dla wytrwałych. Nie będę oszukiwać. Poradnika wymagającego samozaparcia i czasu, by sprostać jego wymaganiom i oczekiwaniom autorki.

Kompendium podzielone jest na kilka części. W części pierwszej, teoretycznej dowiadujemy się jak ważna jest prawidłowa dieta w gospodarce hormonalnej kobiet. W czterech rozdziałach Gottfried przedstawiła medyczne uwarunkowania dla stosowanych rozwiązań, które mogą wyłącznie wesprzeć prawidłowe funkcjonowanie organizmu, gdyż są jakby „szyte na miarę” kobiet. Co ważne, autorka zwraca uwagę na jakość produktów. Nie skupia się wyłącznie na znaczeniu węglowodanów, które w większości w naszych organizmach sieją spustoszenie. Część druga strategie, nawyki, postawy i przepisy żywieniowe, a także suplementacja i aplikacje wspierające proces odchudzania. O ile część pierwszą czytałam z zaciekawieniem jako nie – medyk, o tyle część drugą z przerażeniem. Nie dla mnie ta efektywna dieta keto dostosowana od mojej gospodarki hormonalnej! Oj nie dla mnie. Jak sobie poradzić z zakupem w naszych warunkach świeżej wody kokosowej? Co to pojedyncza miarka Reset360 Super Greens lub inna organiczna mieszanka zieleniny w proszku? Gdzie kupić olej z trójglicerydów średniołańcuchowych (MCT)? Co do diaska jest spirulina i chlorella???? I to tylko jeden przepis, na sam początek☹. Umęczyłam się próbując się wgryźć w przepisy złożone z suplementów, shake’ów, niedostępnych w polskiej rzeczywistości świeżych produktów, proszków ketogenicznych, prebiotyków itd. Już po samych nazwach przepisów wiedziałam, że propozycja kompletnie nie dla mnie. Shake ze złotym mlekiem …. Chlebek z tahini… Szakszuka….Zupa z tofu i garam masala…. Jedynie Zwykła zielona sałatka była do przebrnięcia.

Trudna pozycja. Zdecydowanie dla fanów i pasjonatów zdrowego żywienia. Zdecydowanie dla osób mających czas, lubiących poświęcać dzień na szukanie produktów, półproduktów. Osób z pokaźnym portfelem, które stać na wyszukane składowe prezentowanych przepisów i drogie suplementy, jak również rozmaite ketogeniczne i błonnikowe  proszki. Dla mnie całkowicie nieżyciowa i nietrafiona pozycja, mimo, że napisana z ogromnym zaangażowaniem i pasją. Możliwe, że dla innych okaże się wartościowa i inspirująca. Okaże się na tyle przystępna, że zmienią postrzeganie świata w kuchni i świata węglowodanów. Dla mnie trochę z tych typu „obiecanki cacanki”. Gwarantuję Ci wszystko, ale musisz mieć osobistego kucharza, osobistego zaopatrzeniowca i jeszcze mnóstwo forsy, by to wszystko, co przedstawiam w książce ogarnąć😉.

Moja ocena: 5/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova.

„Marcelinka, Cecylka i pan Genomek” Janusz Leon Wiśniewski

MARCELINKA, CECYLKA I PAN GENOMEK

  • Autor: JANUSZ LEON WIŚNIEWSKI
  • Wydawnictwo: TADAM
  • Liczba stron: 128
  • Data premiery: 26.05.2022r

W Dzień Matki @Wydawnictwo TADAM przygotowało nie lada niespodziankę i dla matek, i dla dzieci. Bo cóż może być bardziej przyjemniejszego niż wspólne czytanie? To opowiastka pt. „Marcelinka, Cecylka i pan Genomek” autorstwa samego @Janusz Leon Wiśniewski. Autora czytam z zamiłowaniem. Począwszy od jego debiutu tj. „Samotności w sieci”, przez „Moje historie prawdziwe” wydane w 2015 roku, aż po „Gate”, drugą część cyklu „Grand”.

To nie pierwsza przygoda Autora z literaturą dziecięcą. Tego samego Wydawnictwa znajdziecie pozycję o przewrotnym tytule „O siedmiu krasnoludkach, które nigdy nie spotkały królewny Śnieżki. I inne prawdziwe opowieści” wydaną w 2020 roku i z tą samą bohaterką „ Marcelinka rusza w kosmos. Bajka trochę naukowa” z 2017 roku. Pan Janusz jest również autorem wielu bajek wydanych w antologiach lub odrębnie nakładem innego Wydawnictwa pt. „ Bajkoterapia, czyli bajki pomagajki dla małych i dużych”, „Bajkoterapia, czyli dla małych i dużych o tym, jak bajki mogą pomagać” i „W poszukiwaniu Najważniejszego. Bajka trochę naukowa”. Pisarz wszechstronny. Człowiek wszechstronny, wykształcony w różnych kierunkach.

Dwie ciekawskie siostry, Marcelinka i Cecylka tym razem w krzyżowy ogień pytań biorą profesora genetyki Pana Genomka, który z zaangażowaniem tłumaczy dziewczynkom meandry genów, genotypów i genetyki. Taki mały gen…, a tyle można o nim pisać i tyle można o niego pytać😊.   Janusz Leon Wiśniewski tworzył wścibski duet, który z zaciekawieniem korzysta z wiedzy roztargnionego profesora, by zaznajomić się z tak ważnym odkryciem w ciele człowieka, jakim są jego geny.

„ – Komórki składają się z atomów różnych pierwiastków, prawda?
  – Prawda!
  – W komórkach są białka, które też są z atomów prawda? 
– Prawda!…” – „Marcelinka, Cecylka i pan Genomek” Janusz Leon Wiśniewski

Wiedzieliście? Ja pojęcia nie miałam☹. Tym bardziej zachwyciło mnie, że Janusz Leon Wiśniewski dość, że wiedział, to jeszcze potrafił sprzedać tą swoją wiedzę najmłodszym czytelnikom. Niezwykle podobały mi się postacie wykreowane przez Autora. Sam profesor Genomet to typowy naukowiec, zakręcony jak słoik od ogórków. Roztrzepany. Wyobrażałam go sobie w sposób, jaki przedstawiła go autorka rysunków Pani Ania Jamróz; z rozwianym włosem, niedożywionego, ze szpiczastym nosem i okularami. Typowy naukowiec. Taki trochę nieżyciowy, taki trochę zafiksowany w swojej dziedzinie.

Historia układa się w miłą przygodę sióstr w świat genetyki. Książkę czyta się bardzo przyjemnie. Język Autor dostosował do dzieci, a naukowe prawdy zostały przedstawione w sposób niezwykle przystępny. Idealny dla agnostyków, idealny dla nienaukowców. Samą mnie zaciekawiły informacje, które Wiśniewski przemycił w fabule. Informacje, które dawno umknęły mi z pamięci, wyleciały z głowy. Zapewniam, że ciekawskie dzieci znajdą dla siebie ujście swoim zainteresowaniom w trakcie czytania tej książki, a rysunki umilą lekturę.

Nauka przez zabawę, nauka przez czytanie. Książki uczą to fakt. Książki pozwalają odkrywać świat i rozwijać wyobraźnię. To też fakt. Ale książki, które trudne tematy przedstawiają w sposób sprytny i kreatywny są wyjątkowo wartościowe. Ta do takich należy. Zachęcam do lektury. Idealny prezent na Dzień Dziecka.

Moja ocena: 8/10

Za obdarzenie mnie zaufaniem i podarowanie mi egzemplarza recenzenckiego bardzo dziękuję Wydawnictwu TADAM.

„Wychowanie bez wychowywania. Jak podarować dziecku wolność i wsparcie” Stefanie Stahl, Julia Tomuschat

WYCHOWANIE BEZ WYCHOWYWANIA. JAK PODAROWAĆ DZIECKU WOLNOŚĆ I WSPARCIE

  • Autorka: STEFANIE STAHL, JULIA TOMUSCHAT
  • Wydawnictwo: OTWARTE
  • Liczba stron: 335
  • Data premiery: 18.05.2022r

Wychowanie bez wychowywania. Jak podarować dziecku wolność i wsparcie” Stefanie Stahl i Julii Tomuschat to kolejna pozycja od @WydawnictwoOtwarte, która pomaga zrozumieć mechanizmy istniejące w tej podstawowej komórce społecznej jaką jest rodzina oraz pomiędzy dzieckiem a rodzicem. Po „Jak nie ranić własnego dziecka?” oraz „ Rodzeństwo jako team. Jak pomóc dzieciom tworzyć zgrany zespół” Nicoli Schmidt, a także „Jaszczurka, pawian i mądra sowa. Dlaczego niegrzeczne dzieci nie istnieją” Silverton Kate to kolejny must have Wydawnictwa dla nas, rodziców, którzy z wielką krytyką odnoszą się do swoich sukcesów i porażek wychowawczych.

Emocje są częścią naszej energii życiowej, dlatego można je porównać z płynącą wodą, która – tak jak uczucia – zawsze szuka drogi ujścia. Kiedy na przykład złość jest zakazaną emocją, idąca z nią w parze agresywność często wchodzi tylnymi drzwiami.” -„Wychowanie bez wychowywania. Jak podarować dziecku wolność i wsparcie” Stefanie Stahl, Julia Tomuschat.

Z opisu Wydawcy:

„To nie jest kolejny poradnik wychowawczy perfekcyjnego rodzica. Perfekcyjni rodzice zdarzają się tak samo rzadko jak perfekcyjne dzieci. WYCHOWANIE BEZ WYCHOWANIA oznacza skupienie się na relacji. Spróbuj MNIEJ DZIAŁAĆ, ale za to BYĆ BARDZIEJ ŚWIADOMYM rodzicem. Nie wiesz jak? Autorki spokojnie i bez grożenia palcem poprowadzą cię na spotkanie z twoim wewnętrznym dzieckiem – dzięki temu być może uzmysłowisz sobie, jak wiele własnych ograniczeń przekazujesz dziecku i ile schematów wychowawczych nieświadomie powielasz….”

Tak naprawdę to perfekcyjni rodzice nie istnieją wcale. Nie ma się co oszukiwać. Gdyby istnieli, istnieliby perfekcyjni ludzie. A wystarczająco już długo żyję na tym świecie, by wiedzieć, że to nie jest prawdą. Tak czy siak, opis Wydawcy, który częściowo zacytowałam powyżej, zainspirował mnie do sięgnięcia po ten niby poradnik. I nie żałuję. Chociaż nie jest to pozycja odkrywcza, wyjątkowo nowatorska. Po chwytliwym tytule i ciekawym opisie Wydawcy nastąpiła motywująca narracja, która w sposób bardziej ludzki odnosi się do macie i tacierzyństwa. Rodzice to nie herosi, silni, nieomylni. Rodzice to zwykli ludzi, którym czasem balon z emocjami pęka szybciej niż by chcieli.

Autorki dużo skupiły się na determinantach warunkujących określony sposób zachowania w rodzinie. Zwróciły moją uwagę na cechy charakteru rodzica, które wpływają na sposób wychowania finalnie jego dziecka. Sama zadałam sobie kilkakrotnie pytanie, czy bliska jest mi postawa biernej agresji, czy jestem rodzicem dostosowanym, czy raczej autonomicznym, jak daleko mi do Dziecka Cienia i do Dziecka Słońca, co dla mnie znaczą słowa; jestem, umiem, czuję, mogę itd. Te refleksje są znaczną wartością tej książki, która skłania do zastanowienia, do zatrzymania się i zrewidowania własnych ocen.

Książka składa się z zatytułowanych rozdziałów. Jest ich łącznie dziewięć. Każdy rozdział podzielony jest na podrozdziały. W wielu czytelnik znajdzie „Wyspę refleksji”, czyli zbiór zdań, sformułowań, do analizowania których zapraszają autorki. Jest to moment na medytacje, na głębokie zastanowienie się. Jest to czas na zatrzymanie się, który – muszę przyznać – nie wykorzystałam w pełni. Goniąc własny ogon w ciągu dnia i w pracy, i w domu spieszyłam się. Już wiem, że  w niektórych momentach nawet za bardzo. Ci, co nie lubią refleksologii znajdą w poradniku miejsca, w których dowiedzą się o różnicach w wychowaniu, które wpływają na dalsze decyzje dorosłego jako rodzica. Będą eksplorować wraz z autorkami szeroką gamę uczuć, która kryje się za takim czy innym podejściem do dziecka. Będą zastanawiać się, czy rodzic bardzo lub mniej angażujący jest efektywniejszy – oczywiście w cudzysłowie 😉 – w procesie wychowawczym. I mimo, że autorki w tytule sugerują; „Wychowanie bez wychowywania. Jak podarować dziecku wolność i wsparcie” to tak naprawdę zwracają uwagę na emocje, w tym te skrywane, których uczyliśmy się unikać możliwie, że przez znaczną część naszego życia, nie tylko dorosłego i ich wpływ na naszą pozycję w rodzinie, a także relacje z własnymi dziećmi.

To raczej zbiór złotych myśli, haseł motywacyjnych z dużą dawką teorii, która ma czytelnika – rodzica skłonić do zastanowienia się, ile jeszcze może dziecku dać, by w wolności było pełno miłości, a w miłości odpowiednia dawka wolności i jak ważne w wychowaniu są emocje. Emocje rodzica i emocje dziecka. Bo jak brzmi jeden z podrozdziałów „Dbanie o siebie to też dbanie o dzieci”.

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwarte.

„Patriarchat rzeczy. Świat stworzony przez mężczyzn dla mężczyzn” Rebekka Endler

PATRIARCHAT RZECZY. ŚWIAT STWORZONY PRZEZ MĘŻCZYZN DLA MĘŻCZYZN

  • Autorka: REBEKKA ENDLER
  • Wydawnictwo: ZNAK KONCEPT
  • Liczba stron: 379
  • Data premiery: 18.05.2022r

Czy przeszkadza kobietom, że w kieszeniach damskich spodni nie mieszczą się telefony komórkowe? Czy macie coś przeciwko różowym, seledynowym, turkusowym golarkom? A czy kobiety czują się dyskryminowane tym, że w crash testach manekiny nie mają piersi? Ja na te pytania odpowiedziałam przecząco. Zapytałam o to samo moją siostrę i ona odpowiedziała w sposób podobny. Czy książka, która premierę miała 18 maja br. „Patriarchat rzeczy. Świat stworzony przez mężczyzn dla mężczyzn” Rebekki Endler jest więc potrzebna? Tak, zdecydowanie. To wydanie od Znak Koncept (@WydawnictwoZnak) nie zawiera tylko odpowiedzi na pytania związane z kolorami, pastelami, czy rozmiarami kieszeni.

W książce czytelnik odnajdzie dywagacje między innymi na temat:
 damsko – męskich konstrukcji językowych, które tak naprawdę są zawarte nie tylko w słowach, zwrotach. Komunikacja cispłciowa znajduje się już na wzorach dziecięcych śpioszków, czapeczkach, czy wózkach dziecięcych.
 właścicielstwa przestrzeni publicznej, w której w zależności od tego kim jesteśmy i jak głęboko wierzymy w nierówność płci, widzimy samych mężczyzn lub same kobiety, przy czym jedno wynika z drugiego. W szkole większość kobiet, wśród lekarzy większość mężczyzn, wśród bibliotekarzy większość kobiet itepe itede.
 targetowania produktów dla kobiet, które z natury są w mniejszym rozmiarze i w łagodniejszych barwach. Pastelowe i różowe z gruntu skierowane są do dam. O zgrozo!!!
 trudności w obcowaniu z technologią, Internetem i z czerpania przyjemności😊.

Książka składa się z dziewięciu rozdziałów, który ma swój przewodni, główny wątek. Rozdziały te są zatytułowane. Autorka podeszła do tematu w bardzo ciekawy sposób. Podczas pisania prowadziła ze sobą swoistego rodzaju dialog. Przedstawiała własne obserwacje jako fakty, spostrzeżenia jako niekwestionowaną rzeczywistość. Następnie rozbudzała dyskusję, w której kwieciście używała różnych argumentów. Chwilami sama chciała się przekonać. Momentami w bardzo prosty sposób przekonywała czytelnika. Endler pisze z własnej perspektywy. Formułuje wypowiedzi jednoosobowo. To czyni książkę bardzo osobistą.

Bardzo podobało mi się nawiązanie do przeszłości, do historii. Endler jako przeciwwagę dla stereotypów o braku umiejętności technicznych kobiet przedstawiła w rozdziale czwartym całą kolumnę kobiet wykorzystywanych w rozwoju techniki lub same ten rozwój kreujące. W aspekcie społecznym poruszyła ważne on-linowe akcje zorganizowane przez kobiety, które miały zwrócić uwagę współczesnego świata na ich problemy w akcjach na Facebooku, Twitterze, Instagramie i innych portalach. Nawiązała do patriarchalnych ulubionych seriali z lat dziewięćdziesiątych. I muszę przyznać, że ja też uwielbiałam „Mad Men”,  „Kochane kłopoty” i „Przyjaciół”, z których negatywnego wpływu zapewne nie dam rady do końca życia się wyzwolić😉. O seksistowskim, patriarchalnym dress codzie, czy imperiach modowo – kosmetycznych wspominać nie muszę. To dobrze, że współczesny świat zaczyna zmierzać w lepszym kierunku i widać różnorodność. Uwielbiam starsze modelki i starszych modelów. Tak samo jak reklamujących o różnej orientacji, kolorze skóry czy figurze😊. Możliwe, że doczekaliśmy lepszych czasów, a Rebekka Endler ciągle żyje w przeszłości…

Świat się zmienia. Ponad sto lat temu Polki, jako jedne z pierwszych uzyskały prawa wyborcze, znacznie wcześniej od Francuzek. Lot na Marsa, czy prezydentura w jednym z najbogatszych krajów była w dalekiej sferze marzeń, teraz jest na wyciągnięcie ręki. Męskie stereotypy zaczynają upadać dzięki działaniom wielu inteligentnych kobiet i mężczyzn, w cenie jest różnorodność. I dobrze poczytać o początkach, o tym co było, z czym nasze przodkinie musiały się mierzyć. Dobrze też czasem wiedzieć, że jesteśmy całkowicie w innym miejscu. I tego podejścia autorki mi zabrakło. Tych spostrzeżeń o otaczającym nas świecie, który uległa ciągłej zmianie mimo trudnych dla kobiet początków. Tych szczerych odpowiedzi, że nie o kolor powinno chodzić, a o to, czym karmimy od małego nasze dzieci i jak reagujemy na seksistowskie ich traktowanie przez innych.

Ciekawa popularnonaukowa pozycja. Dla badaczy, dla fascynatorów pozycji opiniotwórczych. Niekoniecznie dla szukających odpowiedzi. Nie do końca nie przekonała. Chociaż rysunki to udany pomysł😉.

Moja ocena: 5/10

Za możliwość zapoznania się z tą pozycją bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak Koncept.

„Wysoka wrażliwość. Poradnik dla tych, którzy czują za dużo” Joanna Kozłowska

WYSOKA WRAŻLIWOŚĆ. PORADNIK DLA TYCH, KTÓRZY CZUJĄ ZA DUŻO

  • Autorka: JOANNA KOZŁOWSKA
  • Wydawnictwo: ZNAK KONCEPT
  • Liczba stron: 272
  • Data premiery: 18.05.2022r

Cały blog @Dziewczyno działaj jest poświęcony wysokiej wrażliwości (link: https://dziewczynodzialaj.pl/ ). Blog Joanny Kozłowskiej, która w zakładce O mnie napisała „Nie chcę, żeby moja strona mówiła ci co masz zrobić, żeby zacząć żyć szczęśliwe jako WWO. Chcę, żeby moja strona mówiła JAK masz to zrobić. Teorię przekuwamy w praktykę – interesują nas tylko konkrety!”. Temu celowi przyświeca też poradnik przez nią napisany pt. „Wysoka wrażliwość. Poradnik dla tych, którzy czują za dużo”, który dzięki Znak Koncept (@WydawnictwoZnak) premierę miał również 18 maja br. Lektura już za mną. I nieśmiało napiszę, że finalnie poczułam się nieźle zaskoczona😉. Czy może być lepsza zachęta do przeczytania książki i tej recenzji?

„Wysoko wrażliwa osoba  -WWO -(z ang. highly sensitive person) – określenie stosowane w przypadku osób, które posiadają nadwrażliwy układ nerwowy, co przyczynia się do szybszego przestymulowania, przejmowania cudzych emocji, nieumiejętności funkcjonowania w stresie, czy nadmiernych analiz.” (cyt. za: dziewczynodziałaj).

Nadwrażliwy układ nerwowy z definicji nie brzmi dobrze. Ale już rada jak z wysokiej wrażliwości można uczynić swoją mocną stronę oraz jak można żyć w zgodzie ze sobą, brzmi lepiej😊. Tak samo jak obietnica możliwości stworzenia satysfakcjonujących relacji z innymi, gdzie bycie wysoce wrażliwym przestaje być przeszkodą. Czy świadomy wybór właściwego zawodu, gdzie bycie WWO nie przeszkadza. Z tymi dylematami i problemami od wielu lat stykała się Joanna Kozłowska autorka bloga @Dziewczyno działaj. I swoimi spostrzeżeniami oraz wnioskami ze swej osobistej drogi postanowiła się podzielić nie tylko ze swymi obserwującymi, lecz także czytelnikami, dla których temat jest totalną nowością. Z takimi czytelnikami jak ja.

Nie raz słyszałam wypowiedzi typu: nie bądź taka nadwrażliwa, miej dystans do siebie itd. Nie raz zastanawiałam się, czy faktycznie wszystko przyjmuję za bardzo do siebie, czy nie za bardzo się przejmuję nie mogąc spać nocami i „rozmieniam na drobne” prawie każdy gest, prawie każdą emocję z którą się spotkałam, już o słowach nie wspomnę. Trudno tak żyć. Trudno tak żyć ze sobą. Po przeczytaniu poradnika „Wysoka wrażliwość. Poradnik dla tych, którzy czują za dużo” wiem, że takich osób jak ja jest całe mnóstwo. Że odczuwanie uczuć i życie emocjami innych jest powszechne, a tylko od nas zależy co z tym uczynimy. Odkryłam wiele własnych cech na nowo, gdzie nie zawsze empatia jest dobrym sformułowaniem, a słowa dystans do siebie nabierają nowego znaczenia.

I znowu trochę o sobie, a raczej miało być o książce😊. Wracając więc do Joanny Kozłowskiej i jej poradnika napiszę na początku, że autorka zaimponowała mi odwagą. W książce czytelnik znajdzie wiele osobistych wynurzeń, indywidualnego podejścia i własnych przeżyć autorki.

Ja jestem idealnym przykładem osoby, która straciła zdrowie, stawiając cudze dobro ponad własne. Miesiącami żyłam w bardzo toksycznej atmosferze, nawet nie zauważając, że jest to sytuacja chora, mój mózg uznał to za nową normalność, a ja czułam tylko rozdrażnienie i napięcie.”

Do tej ćwiczenia, których w przewodniku całe mnóstwo. Do tego zgrabne podsumowania, na które ze względu na grafikę czytelnik od razu zwraca uwagę. Bardzo spodobała mi się sama konstrukcja. Jest napisana płynnie. Podzielona została na rozdziały, które składają się z króciutkich podrozdziałów. Wszystko zostało trafnie przez Kozłowską zatytułowane. Dodatkowy smaczek stanowią sugestywne i bardzo trafnie wybrane cytaty, które umieszczone zostały w różnych miejscach. Nad niektórymi zastanawiałam się naprawdę długo, jak:

Wybór należy tylko do ciebie, nie żyjesz, aby zadowolić innych.” – Lewis Carroll.

Mocny prawda? A dodatkowo niezwykle głęboki w swej oszczędnej treści. Do tego bezpośredni kontakt z czytelnikiem, który skrócił od razu dystans pomiędzy mną a autorką. Te sformułowania dlatego myśl, my, nasza, mamy, postaraj się, być może masz takie poczucie spowodowały, że książkę odebrałam jako inteligentną i interesującą rozmowę ze specjalistką z dziedziny psychoterapii, psychologii. Za terapeutyczną sesję, w której prowadząca zwraca mi uwagę na wiele aspektów mojego życia, które zostały zagłuszone przez codzienność, a których odkrycie na nowo może przyczynić się do poprawy jego jakości, całkiem samoczynnie, całkiem pośrednio.

Nie wiem z kim z zawodu jest Joanna Kozłowska. Wiem za to, że jej książka dla mnie okazała się bardziej wartościowa niż poradniki oparte na pracy znanych psychoterapeutów, psychologów, na ich doświadczeniu zawodowym. Bo jest to poradnik pisany na podstawie własnych przeżyć, autopsji i własnej praktyki. I ta osobistość doświadczeń wyziera praktycznie z każdej jego strony. A rady, uwagi do mnie bardziej trafiają, gdy są oparte na własnych empiriach. Nie bez kozery nasza noblistka  Wisława Szymborska w swym wierszu napisała; „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”. W życiu nie chodzi chyba o szóstkę z teorii. W życiu chyba chodzi o szóstkę z praktyki.

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak Koncept.

„Wszyscy diabli” Ian Rankin

WSZYSCY DIABLI

  • Autor: IAN RANKIN
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Cykl: INSPEKTOR REBUS (tom 21)
  • Liczba stron: 384
  • Data premiery w tym wydaniu: 27.04.2022r.
  • Data premiery: 03.11.2016r.

Aż dziw, że dzieją się takie rzeczy!!! Ian Rankin – poczytny szkocki pisarz kryminałów – wydał już 21 części serii z inspektorem Rebusem. Żeby jeszcze bardziej się pogrążyć napiszę, że pierwszy tom wydany został w 1987😊. Ja przygodę z tym ciekawym szkockim śledczym zaczynam od tej właśnie, ostatniej części, która premierę miała prawie miesiąc temu, tj. 27 kwietnia br. @WydawnictwoAlbatros nieprzerwanie wydaje książki z Rebusem od roku 2016. Nakładem innego Wydawnictwa są obecne na polskim rynku od 2003 roku. A ja ? No cóż, Johna Rebusa odkryłam dopiero teraz😉.

Trochę koncepcja jak z Holmesa i Moriarty’ego. Tym razem to Rebus i Cafferty. Tym razem to  ekspolicjant i eksprzestępca, a nie detektyw i złoczyńca. Oboje grają w pewną grę, tak jak Moriarty z Holmesem. Czasem nie wiadomo, który jest tym złym, a który dobrym. Wydaje się nawet, że jeden bez drugiego nie potrafi istnieć, nie potrafi funkcjonować. Że jeden bez drugiego jest całkowicie niekompletny. Ta zabawa w duet „dobrego” i „złego”  toczy się z morderstwem żony miejscowego bankiera, Marii Turquand w tle. Morderstwem, które wydarzyło się wiele lat wcześniej, gdy w tym samym hotelu przebywał słynny muzyk rockowy. To morderstwo nie daje Rebusowi spokoju. Mimo, że inspektor przebywa już na emeryturze ciągle pragnie dowiedzieć się, kto stał za morderstwem niewiernej żony.  Równocześnie Rebus wplątuje się w walkę między edynburskimi gangsterami, w świecie którym Rebus jako policjant odnajdywał się jak „ryba w wodzie”. Mimo sympatii i antypatii zaczyna angażować się w działania, które ujawniają policyjną korupcję, wojnę gangów i odkrywają tajemnice skandalu sprzed lat.

Nie wiem do czego porównać ten kryminał. Nie wiem, czy ta część jest lepsza, czy gorsza od wszystkich dwudziestu poprzednich. Z prostego powodu tego nie wiem. Jest to bowiem pierwsze moje spotkanie z autorem, o czym wspomniałam powyżej. Nie mam więc doświadczenia, czy Ian Rankin był w szczytowej, czy też raczej nie, formie w trakcie pisania. To co wyróżnia pisarstwo Rankina to ilość dialogów. Dzięki ich dużej ilości książkę czyta się naprawdę ekspresowo. Jest bardziej dynamiczna, bardziej intensywna, z mnóstwem akcji. Doprawdy aż trudno uwierzyć, że Ian Rankin jest tak mało popularny w naszym kraju. Tym bardziej, że jego książka jest pisana w typowo męskim stylu, w szybkim tempie i z męskiego punktu widzenia. Rebus może i nie jest w kulminacyjnej formie. Ma wiele za sobą, wiele lat pracy, wiele chwil zwątpień na emeryturze i wiele błędnych decyzji. Z tym bagażem doświadczeń jest jednak ciekawym bohaterem, dla którego ważniejsza jest moc jednego mięśnia, niż siła wszystkich mięśni w ciele. Trochę właśnie jak Holmes, gdzie siła przesłuchania i obserwacji jest ważniejsza od szybkich pościgów, mocnych i trafnych uderzeń. Ot, taki podstarzały śledczy, o którym czyta się naprawdę dobrze.

To ciekawy kryminał z intersującą fabułą z wieloma wątkami pobocznymi. Narracja prowadzona jest na wysokim poziomie. Bohaterowie, a przede wszystkim Rebus dający się lubić. Książka pisana w stylu brytyjskim. Styl nie do podrobienia przez autorów kryminałów innych narodowości. Podoba mi się styl pisania Iana Rankina. Po przeczytaniu  „Wszyscy diabli” wiem, że w wolnej chwili muszę nadrobić poprzednie części tej serii, by móc porównać, by zdobyć doświadczenie. Fakt, że nie czytałam poprzednich tomów nie ma znaczenia w odbiorze książki. Kryminał czyta się jak odrębną całość i nie wymaga znajomości poprzednich wątków fabuły. To nie saga. To prawdziwy szkocki kryminał. Udanej lektury!

Moja ocena: 7/10

Książkę podarowało mi   Wydawnictwo Albatros, za co bardzo dziękuję.

„Odzyskany los” Marzena Rogalska

ODZYSKANY LOS

  • Autorka: MARZENA ROGALSKA
  • Wydawnictwo: ZNAK
  • Seria: KARLA LINDE. TOM 4
  • Data wydania: 18.05.2022r
  • Liczba stron: 464

@MarzenaRogalska w tandemie z Karlą Linde powieścią „Odzyskany los” kończy pewną epokę. 18 maja br. nakładem @wydawnictwoznakpl wydana została czwarta część cyklu. Trzecia część serii do mnie nie trafiła, ale recenzje dwóch pierwszych przypomnicie sobie pod następującymi linkami: „Czas tajemnic” oraz „Kres czasów”. To wyjątkowa saga, w której polityka, historia, tradycje i ówczesne słownictwo ma przeogromne znaczenie. Rogalska i tym razem przygotowała się do wątku historycznego, który tym razem dotyka czasów po II wojnie światowej.

Karla Linde, emancypantka, patriotka. Po zawierusze wojennej wraca do stalinowskiej Polski. Porzuca bezpieczny Londyn i wyrusza w drogę powrotną do kraju swoich przodków. W PRL-owskiej rzeczywistości zaczyna układać swoje życie na nowo.

Seria jest prawdziwą sagą. Jeśli nie lubicie sagi rodzinne osadzone w historii to nie próbujcie czytać. Rogalska konsekwentnie kreśląc fikcyjne losy indywidualnych bohaterów rozlicza się z przeszłością. Rozlicza się z dawną Polską, dawnymi jej włodarzami. Osobiste losy splatają się więc z losami ogółu, losami innych Polaków, losami Polski. Ta konstrukcja i ten sposób prowadzenia narracji jest idealny dla fanów historii, długich opowieści, w których wątki poboczne tworzą odrębne opowieści.

Akcja dzieje się bardzo powoli, jak to w sadze. Karla jest już całkiem inna. Doświadczenia życiowe wzmocniły jej charakter, pozwoliły jej jeszcze bardziej dojrzeć. Trochę nietutejsza, trochę nie na czasie.  Jej osobowość dostojnej damy chwilami mnie nużyła, denerwowała. Wolałam Karlę w obrazie młodej trzpiotki, przeciwstawiającej się konwenansom w bardzo inteligentny i sprytny sposób. Ta ostatnia część zamyka pewną całość. Jest oczywistą kontynuacją wcześniej podjętych tematów. Rogalską cenię za język, sformułowania, które wykorzystała w powieści, a które osadzały mnie w ówczesnej rzeczywistości. Książka dobrze podsumowuje wcześniejsze wątki. Ukazuje zachwycający przeszły świat, który minął, który był trudny. Który jednak pachniał intensywnymi zapachami, smakował bardziej wykwitnie i nawet deszcz padał bardziej siarczyście. O tych czasach warto czytać. Czasach dających nadzieję, gdy wszyscy walczą o lepszą Polskę, o lepsze jutro. Z sagą jednak jest taki problem, że każda kolejna część jest mniejszym zaskoczeniem. Bohaterowie się powtarzają, historie się powtarzają, osobowości się powtarzają. Nie ma tej świeżości, tego zaskoczenia. Nie dla każdego saga jest idealnym rozwiązaniem na plany czytelnicze. Ja czułam lekkie zmęczenie.

Książka napisana z wielką czułością i zaangażowaniem. Tak też powinna być czytana😊. Miłej lektury!

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak.

„O jedno cię proszę” Laura Dave

O JEDNO CIĘ PROSZĘ

  • Autorka: LAURA DAVE
  • Wydawnictwo: MARGINESY
  • Liczba stron: 335
  • Data premiery: 18.05.2022r.
  • Data premiery światowej: 4.05.2021r.

Zacznę od okładki. Robię to niezmiernie rzadko. I nie! Nie chodzi mi o zdanie „Ponad milion sprzedanych egzemplarzy”, które zaczęłam już traktować z przymrużeniem oka😉.  Chodzi mi o domy na wodzie, barki mieszkalne, gdzie w jednym w dwóch oknach widać dwie kobiety. To to te kobiety mają w fabule największe znaczenie. Bailey i Hannah. Pasierbica i macocha, których trudną relację opisała Laura Dave w „O jedno cię proszę”, która wydana została nakładem @wydawnictwomarginesy. Książka premierę miała 18 maja br. Ja na recenzję po jej przeczytaniu zapraszam już dziś 😊.

Jeśli cię okłamują, tak jak on, to kim jesteś? Kim jest on? Osoba, za którą go uważałeś, twoja ulubiona osoba, zaczyna znikać, jest mirażem, chyba że sobie wmówisz, że te części, które nadal są dla ciebie ważne, są prawdą. Miłość była prawdą. Jego miłość jest prawdą. Bo jeśli nie, to zostaje tylko taka możliwość, że to wszystko było kłamstwem.” – „O jedno cię proszę” Laura Dave.

Owen troskliwy ojciec, kochający mąż znika bez śladu. Żonie przesyła krótką wiadomość, że ma chronić jego córkę Bailey. Swej córce oprócz motywacyjnej informacji zostawia w szafce szkolnej kilkaset tysięcy dolarów. To wszystko w dzień, gdy społecznością wstrząsa informacja, że jego szef został zatrzymany pod zarzutem malwersacji finansowych, a firma okazała się wydmuszką nic nie wartą na rynku akcyjnym. Hannah zaczyna rozważać różne opcje, które stają się naglące, gdy w dzień po zniknięciu Owena odwiedza ją szeryf federalny Grady Bradford, który żegna ją ze słowami: „Owen nie jest tym, za kogo go pani uważa.” O dziwo znający zamiłowanie Hannah do specyficznego smaku kawy. A zaraz po nich Hannah spotyka dwóch agentów federalnych FBI, którzy nic o Gradym zaangażowanym w sprawę nie wiedzą. Mimo wzajemnej niechęci i Bailey, i Hannah postanawiają na własną rękę dowiedzieć się, o co chodzi. Wyruszyć w podróż, która dla nich obu okaże się prawdziwym exodusem.

Już w pierwszych kilkudziesięciu stronach złapałam kontekst i styl powieści. Podłapałam narrację pierwszosoobową Hannah, macochy nieumiejącej trafić do nastoletniej pasierbicy. Drugiej żony ojca. Nigdy drugiej matki. Jej porażki wychowawcze odbierałam osobiście, utożsamiałam się z nimi, rozumiałam je. I serdecznie jej współczułam. Bo jakże tu nie współczuć kobiecie, która stara się z wszystkich sił, a osoba dla której to robi perfidnie tego nie docenia?

Książka składa się z trzech części i naprawdę krótkich rozdziałów, które Laura Dave zatytułowała bardzo sugestywnie, np. „Podążaj tropem pieniędzy”, „Myśl, co chcesz”, „Nie zadawaj pytań, jeśli nie chcesz znać odpowiedzi.” Autorka przed każdą częścią wzbogaciła powieść ciekawymi, nad wyraz trafnymi cytatami. To podnosi walor tej publikacji. Cytaty, które są na miejscu, zawsze się sprawdzają.

Nie jest to wybitna pozycja. To opowieść jakich wiele, w których skrywane tajemnice bardzo rzadko nie wypływają na światło dzienne. Gdzie kłamstwa wśród najbliższych potrafią zniszczyć nawet najbardziej głęboką relację. Opowieść o rodzinie, w której nie każdy był na równi szczery z innymi. Opowieść napisana w lekkim stylu, przyjemnym, typowo amerykańskim. Dzięki czemu te 335 stron czyta się wręcz błyskawicznie. Sama intryga kryminalna przewidywalna, bardzo płytka. Motyw zniknięcia Owena odgadnęłam praktycznie na początku, co zmniejszyło zainteresowanie fabułą do minimum. Cóż nie każdy jest Bondą, Mrozem, Chmielarzem, czy Majewskim😊. Mimo to czas spędzony z lekturą nie uważam za stracony. Łatwa, lekka lekturka. Idealna na dżdżyste wieczory.

Ps. A zakończenie? Dla mnie za ckliwe.

Moja ocena: 6/10

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od Wydawnictwa Marginesy, za co jestem niezmiernie wdzięczna.

„Ostatni dzień” Luanne Rice

OSTATNI DZIEŃ

  • Autorka: LUANNE RICE
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Liczba stron: 480
  • Data premiery: 18.05.2022r.

Wróciłam do żywych z recenzjami😉. Tyle przeczytanych książek za mną, ile przelanych na mój blog recenzji. Przecież po to ten blog założyłam, by dzielić się z Wami moją pasją, moim hobby i moimi spostrzeżeniami po zapoznaniu się, co tak naprawdę kryje się pod okładką. Wystarczy tylko trochę zanurzyć się w codzienności, by potem chwile na swoją pasję musieć wyrywać pazurami😊. Ale próbuję ciągle i nie ustaję. To nie mój ostatni dzień z publikacją recenzji, ale bez wątpienia „Ostatni dzień”, który przeczytałam, a który premierę miał 18 maja br. nakładem @wydawnictwo.muza.sa.

Zawsze uważał, że pierwszy kontakt z ofiarą morderstwa jest niczym spotkanie dwóch osób, które wcześniej się nie znały. To wyjątkowy moment, tak samo ważny po śmierci jak za życia, i równie, a może nawet bardziej, przełomowy.” – „Ostatni dzień” Luanne Rice.

Tak myśli Conor Reid, detektyw, który po raz drugi zaczyna prowadzić śledztwo o morderstwo w rodzinie sióstr Woodward. Wiele lat wcześniej Kate i Beth przeżyły napad rabunkowy, w którym wskutek uduszenia zmarła ich matka. Po latach Beth miała mniej szczęścia, zmarła we własnym domu w szóstym miesiącu ciąży, a jej ciało wraz z policjantami odkryła siostra Kate.

Morderstwo nie oznacza, że ginie jedna osoba: taki czyn wysysa energię i wolę życia we wszystkich, których dotyka. Stary świat legł w gruzach, trzeba go odbudować w nowych, niepewnych warunkach.” – „Ostatni dzień” Luanne Rice.

Mam mieszane uczucia, co do tej książki. Lee Child na okładce obiecał; „Liryczna opowieść i mrożący krew w żyłach thriller w jednym.”. Dla mnie to raczej słaby thrillerek, w którym miłość siostrzana pokrywa wszystkie jego niedobory. Ani za dużo krwi, ani tym bardziej mrożonej.

Książka składa się z trzech części. Autorka zamknęła fabułę w sześćdziesięciu krótkich rozdziałach. Akcja toczy się od 11 lipca, gdy zostaje odkryte ciało ciężarnej Beth, aż do 5 maja. Narracja jest w większości trzecioosobowa. Gdzieniegdzie autorka wplotła narrację pierwszoosobową z perspektywy Keth i Beth. I tylko te momenty dla mnie okazały się liryczne, osobiste. Z trudem czytałam o tęsknocie, rozpaczy i samotności.

Sam Reid jako detektyw mnie nie zachwycił. Był mieszanką wielu cech noszonych przez śledczych w czytanych przeze mnie kryminałach. Jakby autorka wzięła trochę z tego, trochę z tego… Jako śledczy wręcz mnie zawiódł. Od lipca do listopada podejrzewał męża Beth, bo przecież był on mężem niewiernym całkowicie pomijając inne możliwe scenariusze śledcze. Przeświadczenie o winie podejrzanej osoby nigdy nie posuwa śledztwo do przodu. Wystarczy tylko czytać kryminały by to wiedzieć, niekoniecznie je pisać😉. Generalnie wątek kryminalny został rozpisany płasko, bez werwy. Cały czas narracja w sprawie zbrodni była prowadzona jednokierunkowo, mimo pewnych wprowadzonych pewnie na odczepnego pobocznych wątków, wątpliwości. Aż do wielkiego bum…. Oczywiście w samej końcówce. Jakby autorka chciała nam dać do zrozumienia, że nie jest jednak przewidywalna, że jednak jest w stanie czytelnika zaskoczyć. I tylko mniejsze znaczenie ma, że kompletnie to bum z niczego nie wynika, z niczego się nie wywodzi, jest jak jedna samotna śliwka wrzucona w kompot.

Zdecydowanie słaba książka. Ni to thriller, ni to kryminał. Bardziej dramat rodzinny, gdzie po obu stronach tyle samo kłamstw, tyle samo niedopowiedzeń. Ta propozycja kompletnie mnie nie zachwyciła, nie zaciekawiła. Czytałam ją lekko znudzona. Taka niewprawna opowieść z wątkiem kryminalnymi o bardzo mglistym, niejasnym motywie.

Moja ocena: 5/10

Egzemplarzem recenzenckim obdarowało mnie Wydawnictwu Muza, za co bardzo dziękuję.