„Zabójcza terapia” Hanna Greń

ZABÓJCZA TERAPIA

  • Autor: HANNA GREŃ
  • Seria: DIONIZA REMAŃSKA (TOM 6)
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery: 31.05.2023r.

Hanna Greń to jedna z moich ulubionych polskich pisarek kryminalnych, a jej seria z Dionizą Remańską zajmuje w moim sercu szczególne miejsce. Kiedy więc przy zakończeniu piątego tomu serii pt. „Śmiertelna dawka” wszystko wskazywało, na to, że być może jest to koniec przygód Diony, smutek mój był wielki. Na szczęście okazało się, że autorka chyba sama też nie potrafi rozstać się z tą szczególną bohaterką i mniej więcej półtora roku po premierze 5 tomu pojawia się kolejny. Ukazanie się „Zabójczej terapii” przyjęłam więc z ogromną radością, ekspresowo zabrałam się za jej lekturę i jak zwykle z pewnym opóźnieniem, ale z ogromną radością, dzielę się z Wami moim wrażeniami z lektury.

Trzy miesiące po tym jak tylko cudem udało się jej uniknąć śmierci Dioniza Remańska ponownie trafia do szpitala, tym razem na rehabilitację. Zdeterminowana by szybko dojść do pełni zdrowia i sprawności kobieta postanawia skupić się tylko na tym. Niestety zabójstwo pacjentki dokonane w szpitalu, w którym przebywa Dioniza powoduje, że kobieta angażuje się w tą sprawę. W ramach nieoficjalnej współpracy z policjantem prowadzącym śledztwo próbuje na miejscu szpitalu węszyć wokół tajemniczej zbrodni. Niestety z czasem, nie tylko nie udaje się ustalić niczego ważnego, ale i dochodzi do kolejnych brutalnych zbrodni. Z czasem okazuje się, że wyjaśnienia zabójstw nie należy szukać tylko w murach szpitala, ale ma ona związek z pewną historią z przeszłości…

Książka, jak każda poprzednia z cyklu z Dionizą, wciągnęła mnie od pierwszych stron. Styl autorki, język, postacie, złożona intryga… to wszystko sprawia, że trudno się od tej powieści oderwać. Sama główna bohaterka jest w tym tomie inna niż wcześniej, po ciężkich doświadczeniach dochodzi do siebie, jest przygaszona i zdołowana, stara się skupić na powrocie do pełnej sprawności. Z drugiej stronu jednak, gdy zaangażuje się w śledztwo nadal jest tą odważną, bezkompromisową kobietą.  Powieść pisana jest w narracji trzecioosobowej, składa się z prologu, 25 rozdziałów opisanych datą i epilogu. Poznajemy wydarzenia z perspektywy różnych osób, a także mamy okazję przeczytać wstawki z przeszłości, dotyczące zdarzeń, która miały wpływ na aktualne wydarzenia w szpitalu. Aktorka powoli odsłania różne kwestie, umiejętnie myląc tropy, by na koniec zaskoczyć czytelnika rozwiązaniem zagadki. Spotykamy znanych nam już bohaterów, takich jak Ratio i Ogiński, ale mamy też okazję zetknąć się wieloma nowymi bohaterami. Możecie mi wierzyć na słowo, personel i pacjenci szpitala to niezwykle ciekawe grono. Uwielbiam styl autorki, jej poczucie humoru, ironiczne i błyskotliwe wstawki, pełen dystansu odniesienia do aktualnej sytuacji społeczno-politycznej… Wszystko to sprawa, że dosłownie połykam każde słowo i z niecierpliwością przewracam stronę z stroną.

Hanna Greń jak zwykle mnie nie zawiodła i stworzyła kolejną świetną historię kryminalną z rozbudowanych tłem społeczno-obyczajowym. Polecam Wam gorąco lekturę, a tym którzy jeszcze nie czytali poprzednich części zalecam nadrobienie tego niedopatrzenia. Sama z wielką niecierpliwością będę wypatrywała kolejnego spotkania z Dioną, trzymając kciuki za to, by autorka nie zechciała się z nią za szybko pożegnać😉

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

„Ludzie z mgły” Izabela Janiszewska

LUDZIE Z MGŁY

  • Autorka: IZABELA JANISZEWSKA
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery: 08.03.2023r.

Wydawnictwo @Czwarta Strona konsekwentnie wydaje kryminały autorki @Izabela Janiszewska. „Ludzie z mgły” debiutujące w tegoroczny Dzień Kobiet to szósta powieść autorki, która już za mną. Recenzje poprzednich znajdziecie pod linkami: tryptyk; „Wrzask”, „Histeria” oraz „Amok”, a także „Niewybaczalne” i „Apartament”.  

„Wie pan, ludziom się wydaje, że najgorsza jest bieda albo choroby, ale to bzdura – powiedział zamyślony. – Najgorszy to, proszę pana, jest strach. Jak człowieka ściśnie w tych swoich łapskach, to żyje się tak, jakby się codziennie umierało. Po tysiąc razy. Nie ma na to tabletki ani sposobu.” -„Ludzie z mgły” Izabela Janiszewska.

W małym miasteczku, Sinicach, ginie kilkunastoletnia Alicja Jarosz. Córka miejscowego lekarza. Panienka z tak zwanego dobrego domu. Wyszła do kościoła i nie wróciła. Ojciec, matka i brat zgłaszają zaginięcie na policję. Śledztwo powierzone zostało komisarzowi Krzysztofowi Lipskiemu i aspirantce Weronice Sowińskiej. Policyjna, żmudna robota zaczyna się toczyć swoim tempem. Gdyby nie szokująca informacja, że prowadzący dochodzenie był z zaginioną na krótko przed jej zaginięciem.

I trochę mi żal, że wątku zaginionej Ali Jarosz z komisarzem Krzysztofem  Lipskim autorka nie rozciągnęła bardziej. Temat ten przyprawił mnie o dreszczyk emocji😊. Na pocieszenie napiszę, że tylu wątków gmatwających fabułę już długo nie było w czytanych przeze mnie kryminałach. Autorka umiejętnie wprowadziła „człowieka z lasu” do głównej opowieści. Z jednej strony cechując go wyjątkowością, tajemniczością, z drugiej ogromnym smutkiem. Do tego przyjezdny dziennikarz śledczy, Daniel Weber. Mężczyzna po przejściach. Mężczyzna poroniony też w pewnym momencie zdominował wątek główny. Moją ulubioną personą okazała się jednak pani Wanda wynajmująca Weberowi pokój w swoim małym pensjonacie. Niezwykle interesująca osoba. Wielowymiarowa. Pokazana z wielu stron. Taka postać drugoplanowa, która przyprawia o ciarki i nawet nie wiem dlaczego.

Jednym podoba się, gdy wątek główny zdominowany jest przez wątki poboczny. Jedni nie lubią, gdy żaden z bohaterów nie wyłania się na pierwszy plan, nie kieruje wydarzeniami, nie konstruuje powieści.  Każdy ma swój ulubiony styl pisania i formułowania opowieści. Mnie zaskoczyło rozstrzygnięcie i zadziwiło rozwinięcie. Ale o to chyba chodzi w pisaniu, by czytelnika wbijać w fotel. Dodatkowo Janiszewska wybrała jeden z moich ulubionych sposobów konstruowania narracji. Książka podzielona jest na rozdziały „kiedyś” i „teraz”. I to „kiedyś” i to „teraz” jest wyraźnie oznaczone w czasoprzestrzeni. Dodatkowo autorka wprowadziła oznaczenie wskazujące na czas, który minął od zaginięcia Alicji. Sformułowania typu „(…) Dzień po zaginięciu Alicji” dodały historii dodatkowej dramaturgii. Ale to „kiedy” toczy się najdłużej, bo aż kilkanaście lat.

Książka ma również słabsze strony. Na minus kompletnie nie przekonał mnie motyw głównego kryminalnego wątku. Albo za stara jestem. Albo za mało przekonujący ten motyw. Albo nie wyłapała rysu psychologicznego sprawcy lub za słabo był zarysowany. Dodatkowo scena w rodzinie Jaroszów, krótko po zaginięciu Alicji, w której nikt ich nie podgląda, wprowadziła mnie, jako czytelnika celowo w błąd. Mam całkowitą świadomość, co Autorka chciała osiągnąć. W jak odległe manowce chciała mnie wywieźć😉. Ale zachowanie nie mające uzasadnienia przy braku osób postronnych odebrałam jako uwiarygodnienie swojego toku myślenia, bez względu na osobę czytelnika. Co sobie pomyśli? Czy wyłapie tę niespójność?

Czyta się jednak bardzo dobrze. Słowa układają się w pewną całość. Wielość bohaterów mnie nie nużyła. Wielość wątków również. Do tego matriarchat po raz kolejny poruszony przez Janiszewską w jej twórczości. Matriarchat zdyskwalifikowany, nie gloryfikowany, realny. To wątek, który bardzo mnie wzruszył. Choć przyznaję, nie od razu połapałam się co i jak. I to jest dobre w tego typu książkach, że nas zaskakują 😊. Udanej lektury.

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

„Zmory przeszłości” Ann Cleeves

ZMORY PRZESZŁOŚCI

  • Autorka: ANN CLEEVES
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 08.02.2023r.

Chyba byłam jedną z niewielu czytelniczek, której nie zachwycił kwartet szetlandzki. „Biel nocy”, „Czerwień kości” oraz „Błękit błyskawicy” oceniłam konsekwentnie 6/10, co mi się zdarzyło chyba ten jeden, jedyny raz. Sięgając po „Zmory przeszłości” założyłam, że ze względu, iż fabuła dotyczy tej jednej książki, tym razem pisarstwo Ann Cleeves spodoba mi się bardziej. Powieść miała premierę 8 lutego br. i wydana została nakładem Wydawnictwa @Czwarta Strona. Ja z recenzją zwlekałam długo. Bardzo długo… Nie z lenistwa. Oj nie! Po prostu miałam trudności z jednoznaczną oceną😉.

Lizzie Bartholomew, zamieszkałej w Sea View w Newbiggin, zostawiam piętnaście tysięcy funtów, z czego dziesięć tysięcy funtów jako darowiznę na założenie i wyposażenie siedziby jej firmy…” – „Zmory przeszłości” Ann Cleeves.

O spadku Lizzie dowiedziała się krótko po spotkaniu w Maroku darczyńcy, Philipa Samsona. Samotnika zdobywającego góry Atlas, z którym spędziła jedną, przypadkową noc. Szok połączony z niedowierzaniem spotęgowała wola zmarłego, który dodatkowo pośmiertnie zlecił Lizzie, pracownicy socjalnej, odszukanie Tommy’ego Marinera. Początkowy sukces zamienia się w amatorskie śledztwo, który wiedzie na bezdroża przeszłości, dawno zepchniętej na margines pamięci.

Nie wiem jaki tak naprawdę cel przyświecał autorce w konstruowaniu tej książki. Kompletnie się pogubiłam w przewodniej myśli i nie mam pojęcia, co mi się w niej podobało najbardziej. Wiem natomiast, czego znieść nie mogłam. Tego braku konsekwencji! Jak już głębiej zaglądałam w duszę głównej bohaterki, Lizzie to Cleeves zaczęła uciekać w jakieś rozgałęzienia opowieści, w których historia stawała się coraz mniej prawdopodobna. I tak praktycznie przez połowę książki, a rozdziałów w sumie Ann Cleeves stworzyła aż trzydzieści siedem. Do tego tempo, całkowicie niejednorodne, nietaktowne, niespójne. Chwilami miałam wrażenie, że Cleeves siadała do książki całkowicie bez pomysłu tworząc coś na szybko, tworząc z odłamków jakiś wrażeń, myśli, byle by imiona i nazwiska bohaterów się zgadzały. Postać Kay całkowicie nierzeczywista, niespójna. Tak samo jak Ronniego. Thomas, w którego poszukiwania Lizzie się zaangażowała składa się jakby z licznych, różnych postaci. Nie odnalazłam w nim ani cech negatywnych, ani pozytywnych mimo, że sama matka wypowiadała się o nim niezbyt przychylnie. Żona Philipa! Ta to dopiero okazała się dla mnie zagadką. A słowa wypowiedziane przez policjanta; „Nikomu o tym nie mów, Lizzy. Obiecaj. I zapomnij o tym, co powiedziałem o Nell Ravendale. Lepiej się nie wychylaj. Wyjedź na jakiś czas. Nie chcę, żeby przytrafiło ci się coś złego.” gdzieś w połowie książki, okazały się płonną nadzieją na ciekawe rozwinięcie, dobrze skrojoną akcję i dreszczyk emocji. A o emocje w czytaniu chodzi ! „Zmory przeszłości” żadnych we mnie nie rozbudziły, ani pozytywnych, ani negatywnych. A potencjał główna bohaterka miała ogromny. Cierpiąca na chorobę afektywną dwubiegunową, do tego mającą stwierdzoną psychozę maniakalno – depresyjną mogła stanowić niezłe tło i idealną wręcz narratorkę pierwszoosobową ciekawej historii. A tak, stała się postacią relacjonującą historię napisaną wręcz karykaturalnie, nierealnie, jakby na siłę. Szkoda mi też wątku dwóch dziewczyn z Rumunii. Z tego też mogła urodzić się niezła opowieść.

Książka musiała jednak mieć jakieś plusy, prawda? Tak. Prawda. Spodobała mi się postać Jess i wątek związany z opieką społeczną. Nawet nieumiejętne śledztwo Lizzie zostało urozmaicone tematami związanymi z pracą brytyjskiej opieki społecznej. Te niuanse ciekawiły mnie dość mocno i stanowiły ciekawe urozmaicenie w tej nudnej lekturze.  Chłopak z Blyth też stanowił pewną zagadkę. Nawet jeśli tylko do czasu….

Moja ocena: 5/10.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

„Dolina straconych złudzeń” anna górna

DOLINA STRACONYCH ZŁUDZEŃ

  • Autor: ANNA GÓRNA
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Seria: PIOTR SAUER. TOM 2
  • Liczba stron: 512
  • Data premiery: 22.03.2023r.

Na początku zeszłego roku Anna Górna zadebiutowała „Krainą złotych kłamstw”. Po przeczytaniu uznałam, że to dobry debiut. Potem miałam okazję poznać autorkę na Targach Książki w Katowicach, gdzie opowiadała o kolejnym tomie. Czekałam więc na niego z niecierpliwością i się doczekałam. „Dolina straconych złudzeń” premierę miała 22 marca. Przeczytałam ją niedawno i znowu pozostaje mi oczekiwanie na kolejny tom😊 Lektura dostarczyła mi mnóstwa wrażeń i oceniam ją jeszcze lepiej niż debiut. Gratuluję autorce!

W małym, szwajcarskim, alpejskim miasteczku grasuje seryjny morderca. Zostawia ciała swoich ofiar w górach, ułożone w upiornych inscenizacjach z założonymi maskami. Na mieszkańców i turystów pada blady strach. Zarząd jednego z luksusowych hoteli zatrudnia detektywa Piotra Sauera w celu wytopienia sprawcy. Już od pierwszych dni pobytu w Niederwalden lokalna społeczność daje mu odczuć, że nie jest tu mile widziany. Wkrótce dołącza do niego Mia i razem próbują przebić się przez atmosferę nieufności i wrogości. Nie zdają sobie jednak sprawy, jak trudne będzie to śledztwo i w jaki wielkim niebezpieczeństwie wkrótce się znajdą…

Powieść składa się z prologu i pięciu części, a każda z nich składa się z w miarę krótkich podrozdziałów. Część z nich opatrzona jest datą lub miejscem i imieniem bohatera, co zdecydowanie ułatwia czytelnikowi połapanie się w sytuacji. Akcja toczy się współcześnie, w 2019 roku, a czasem przenosi się dwa lata wcześnie i pokazuje wydarzenia oczami komendantki policji Kathrin. Narracja jest trzecioosobowa. Powieść czyta się bardzo przyjemnie, szybko. Akcja od samego początku mnie wciągnęła, autorka podsuwa nam różne tropy, wszystko po to by się chwilę później z nich wycofać Muszę powiedzieć, że zakończenie bardzo mnie zaskoczyło, spowodowała, że czułam się jak na karuzeli. Świetnie i w sposób dla mnie nieprzewidywalny autorka wyjaśniła tą intrygę, chociaż oczywiście pewnych drobnych kwestii można się było domyślić już chwilkę wcześniej, o tyle całokształt mocno mnie zaskoczył. Mocną stroną tej powieści są też bohaterowie. Przede wszystkim Piotr Sauer, był policjant, który wyemigrował do Szwajcarii, pracował w firmie ubezpieczeniowej, a potem został detektywem. Ciągnie się za nim ciężar przeszłości, problemy z niedostępną emocjonalnie żoną, z którą pozostaje w separacji, nastoletnia córka… Oprócz tego jest Mia, młoda kobieta, która pełni rolę jego asystentki, już w pierwszym tomie wiedziałam, że to postać z potencjałem. Tutaj jej wątek zdecydowanie się rozwinął. Również mierzy się z przeszłością, trudną relacją z matką oraz tajemnicą śmierci ojca. Zakończenie powieści zdecydowanie zapowiada, że w kolejnym tomie ten wątek zostanie jeszcze bardziej rozwinięty.

„Dolina straconych złudzeń” to świetny kryminał, z licznymi wątkami obyczajowymi i psychologicznymi. Warsztat autorki zdecydowanie się rozwinął i czytałam tą powieść z ogromną przyjemnością. I od razu po przeczytaniu ostatniego zdania czekam z wielką niecierpliwością na ciąg dalszy😊

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

„Dzień gniewu” bartosz szczygielski

DZIEŃ GNIEWU

  • Autor: BARTOSZ SZCZYGIELSKI
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 408
  • Data premiery: 22.02.2023r.

Nigdy nie ukrywałam, że zdecydowanie łatwiej przychodzi mi czytanie, niż napisanie recenzji i często te przeczytane już książki, nawet te, na które czekałam z niecierpliwością trochę się na zrecenzowanie muszą naczekać. Tak właśnie rzecz się miała z „Dniem gniewu”. Najnowsza powieść Bartosza Szczygielskiego premierę miała 22  lutego nakładem Wydawnictwa Czwarta Strona Kryminału. Książki autora bardzo cenię. Tę przeczytałam ponad miesiąc temu, ale z premierą przychodzę do Was dopiero dzisiaj. Jak to mówią, lepiej późno niż wcale, więc zapraszam do lektury.

Dzień jak co dzień. Centrum handlowe. Tłum ludzi. Nieoczekiwanie w sam środek wjeżdża rozpędzony samochód. Wielu ludzi zostaje rannych, część traci życie. Jedna z poszkodowanych, młoda kobieta trafia do szpitala. Nie pamięta niczego. Co się wydarzyło. Jak znalazła się na miejscu tragedii? Kim jest? Z biegiem czasu zaczyna przeczuwać, że z wydarzeniami może mieć związek bliska jej osoba, a nawet ona sama. Jednak tego co udało jej się odkryć, nie spodziewała się w najgorszych koszmarach… W tym samym czasie młodszy aspirant Krystian Betel, który przypadkiem znalazł się na miejscu zbrodni zaczyna interesować się sprawą, dostrzegając w niej szansę na szybki awans dla siebie. Nawet przez chwilę jednak się nie spodziewa do jak przerażającego miejsca zaprowadzi go podjęty trop…

Pierwszą książką Bartosza Szczygielskiego, którą przeczytałam była „Winni jesteśmy wszyscy”, którą oceniłam 7/10. Potem były kolejno „Nie chcesz wiedzieć”, „Dolina cieni” i „Nim skończy się noc”, każda z oceną 8/10. Można więc śmiało powiedzieć, że książki autora bardzo lubię, każdą kolejną biorę w ciemno i czekam na nią z niecierpliwością. Nie inaczej było i w przypadku „Dnia gniewu”. Jej lektura była prawdziwą przyjemnością, czytałam ją z zapartym tchem i wypiekami na twarzy. Już od pierwszych stron autorowi udało się przykuć moją uwagę, a im dalej, tym większa jazda bez trzymanki😉 Powieść, pisana w narracji trzecioosobowej, podzielona jest na dni, relacjonowane naprzemiennie z punktu widzenia Liliany i Krystiana. Świetny, dynamiczny styl, z elementami obyczajowymi i psychologicznymi skłania do przemyśleń na istotne tematy. Autor myli tropy, raz przyśpiesza, raz zwalnia akcję, żeby uśpić czujność czytelnika, na końcu zaskakuje i uderza z grube rury. Ogromnym plusem powieść są też ciekawi bohaterowie, wielowymiarowi, skomplikowani. Dzięki postaci Liliany możemy się zastanowić skąd tam naprawdę bierze się zło, jaka jest jego geneza i czy człowiek jest, albo dobry, albo zły.

Autorowi po raz kolejny udało się mnie zaskoczyć, a poruszany tu przez niego temat sekt uważam za bardzo ważny. Ukazany został tu proces wykorzystywania osamotnienia i zagubienia drugiego człowieka, by omamić go swoimi chorymi ideami i wykorzystać do własnych celów. Ogrom manipulacji i złudzeń, które człowiek jest w stanie stworzyć dla własnych korzyści. Obraz ten zaskakuje, mogę nawet powiedzieć, że szokuje, ale jest bardzo istotny i potrzebny.

Na koniec pozostaje mi stwierdzić, że Szczygielski po raz kolejny zaserwował czytelnikom świetny thriller, w którym obnaża schematy manipulacji i mechanizmy rządzące naszym społeczeństwem. Zabiera czytelnika w zapierającą dech w piersiach przygodę, fundując istny kołowrotek emocji. Gorąco Was zachęcam do lektury.

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

„Terytorium” Agnieszka Pietrzyk

TERYTORIUM

  • Autor: AGNIESZKA PIETRZYK
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery: 25.01.2023r.

Książki Agnieszki Pietrzyk uwielbiam od dawna. Zaczęłam od „Zostań w domu”, od której dosłownie nie byłam w stanie się oderwać. Potem były „Nikt się nie dowie”, „Kto czyni zło” i „Las zaginionych”. Każda z nich bardzo mi się podobała i po każdej bardziej podziwiałam autorkę i z coraz większą niecierpliwością wyczekiwałam jej kolejnej powieści. Pamiętam spotkanie z pisarką na Warszawskich Targach Książki, gdzie opowiadała, że pracuje nad czymś nowym, innym, co będzie dotyczyło konfliktu wojska i policji. Bardzo byłam ciekawa tej nowej powieści. I tak oto 25 stycznia nakładem Czwartej Strony Kryminału ukazało się „Terytorium”. I muszę Wam zdradzić już teraz, że i tą powieść autorki oceniam bardzo pozytywnie. Trudno było mi się od niej oderwać, a opowiedziana historia zrobiła na mnie duże wrażenie.

W lesie przy granicy polsko-rosyjskiej odbywają się ćwiczenia żołnierzy Wojskowej Obrony Terytorialnej. Niestety w ich trakcie dochodzi do tragedii. Kapral Derkacz na skutek złej oceny sytuacji oddaje śmiertelny strzał do cywila. Na miejsce przyjeżdża policja. Wojskowi nie mają jednak zamiaru z nimi współpracować. Jest również świadek zdarzenia, kobieta, która towarzyszyła zamordowanemu mężczyźnie. Zarówno policja, jak i wojsko chcieliby ją mieć po swojej stronie. Kobieta jednak ma własne interesy i nie ma zamiaru poświęcać się dla którejkolwiek ze stron. Do głosu dochodzą uprzedzenia na linii wojsko-policja, pokaz sił i próby postawienia na swoim za wszelką cenę. To niestety prowadzi do kolejnej tragedii…

Akcja książki zapiera dech w piersiach. Przeraża, szokuje i pozostawia w osłupieniu. Czy to mogło by się zdarzyć naprawdę? Mam nadzieję, że nie, ale autorka tak przekonywująco ukazuje mentalność żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej, że niestety można się obawiać, że zdarzenia przedstawione w książce nie są niemożliwe. Mogę sobie wyobrazić, że powieść ta nie zostanie dobrze przyjęta w pewnych kręgach. I chociaż oczywiście jest to fikcja literacka, muszę powiedzieć, że tylko na początku akcji może się wydawać, że żołnierze są tu przedstawienia jako ta zła strona, a policja jako dobra. Później wszystko się komplikuje, nic nie jest jednoznaczne. Autorka świetnie ukazała postacie bohaterów, są wielowymiarowe, interesujące i złożone. Świetny styl i tempo akcji dopełniają działa. Powieść składa się z dziewiętnastu części, prowadzonych w narracji trzecio osobowej, ukazującej wydarzenia naprzemiennie z punktu widzenia wojska i policji. Dzięki temu możemy znaleźć się bliżej każdej ze stron. Przedstawione wydarzenia są zaskakujące, autorka myli tropy, trzyma w napięciu i generalnie funduje czytelnikowi istny rollercoaster. Jest to thriller z elementami sensacji, który zdecydowanie nie pozostawi Was obojętnymi.

Na samo koniec muszę przyznać, że autorka miała rację, jest to coś zupełnie innego. Mocna, odważna, momentami wprawiająca w osłupienie powieść, której zdecydowanie po przeczytaniu szybko nie zapomnicie, a wydarzenia, o których przeczytacie jeszcze na długo pozostaną z Wami. Gorąco polecam!

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA

.

„Zamknięte drzwi” Freida McFadeden

ZAMKNIĘTE DRZWI

  • Autor: FREIDA McFADDEN
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 344
  • Data premiery: 25.01.2023r.

„Zamknięte drzwi” to pierwsza wydana w Polsce książka Freid’y McFadden, autorki thrillerów psychologicznych, która z zawodu jest lekarką, specjalistką od urazów mózgu. Od czasu do czasu lubię sięgnąć po dobry thriller, jednak czasem czytając niektóre z nich czuję się trochę znudzona i odnoszę wrażenie, że znowu wszystko przebiega według jednego i tego samego schematu. Czy tak było w przypadku tej powieści? Przekonajcie się sami…

Opis książki bardzo mnie zaintrygował. Jej bohaterka Nora to trzydziestosześcioletnia chirurg, współwłaścicielka kliniki. Zawodowo odnosi sukcesy, a prywatnie prowadzi samotne, spokojne, uporządkowane życie pod przybranym nazwiskiem. Nie chce bowiem by ktoś się dowiedział kim jest. A jest córką seryjnego mordercy. W czasie, gdy jedenastoletnia Nora odrabiała lekcje w swoim pokoju, jej ojciec w piwnicy oddawał się swojemu hobby, którym nie okazała się, tak jak mówił, stolarka, lecz mordowanie kobiet. Łatka córki mordercy to straszne dziedzictwo. Żyje więc samotnie, nikomu nie zdradzając swojej prawdziwej tożsamości. Do czasu aż w jej życiu pojawia się znajomy z przeszłości, a pacjentka Nory zostaje zamordowana, w sposób nawiązujący do jej ojca. On nie mógł tego zrobić, gdyż ciągle odsiaduje wyrok w więzieniu, ale te dziwne zbiegi okoliczności zwracają na Norę uwagę policji i nie tylko. Czy kobieta ma coś do ukrycia?

Thriller jest rewelacyjny. Wzorcowo poprowadzona akcja została zawarta prologu, epilogu i 46 rozdziałów prowadzonych w pierwszoosobowej narracji. Autorka świetnie myli tropy, utrzymując czytelnika w napięciu i niepewności. Zakończenie bardzo mnie zaskoczyło i spowodowało, że cała ta historia pozostanie ze mną na długo. Konstrukcja bohaterów, w tym przede wszystkim głównej bohaterki jest wyśmienita. Jest to postać złożona, wielowymiarowo, niejednoznaczna. Podobnie jest z innymi bohaterami, nawet Ci, którzy odgrywają nie tak ważne role są prawdziwi, skomplikowania, trudni do prze

Bardzo lubię takie powieści, w których niczego nie można być pewnym, w którym autor podsuwa różne tropy, by za chwilę się z nich wycofać, których akcja jest tam niesamowita, że aż człowiekowi zapiera dech w piersiach, a jednocześnie zachowana zostaje prawda psychologiczna i życiowa. Ta powieść pozostanie ze mną na długo i zdecydowanie ją polecam.

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA

.

„Kraina marzeń” Nicholas Sparks

KRAINA MARZEŃ

  • Autor: NICHOLAS SPARKS
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Liczba stron: 416
  • Data premiery: 26.10.2022r.
  • Data premiery światowej: 20.09.2022r.

@WydawnictwoAlbatros wydaje książki mistrza romantycznych powieści, autora bestselera „Pamiętnik”, już od dłuższego czasu. Nicholas Sparks może liczyć na piękne wydania, tak jak czytelnicy mogą liczyć na subtelne opowieści jego autorstwa. Kiedyś nałogowo zaczytywałam się w publikacje tego autora. Lubiłam wątki obyczajowe w nich prezentowane w całkowicie męskim wydaniu, a także płynącą jak łagodna rzeka narrację. Recenzje dwóch jego poprzednich książek znajdziecie na mój blogu („Jedno życzenie”, „Powrót”). Najnowsza powieść zatytułowana „Kraina marzeń” debiutowała na polskim rynku wydawniczym w dniu 26 października br. Trzy tygodnie po premierze zapraszam do zapoznania się z moją opinią na jej temat.

Dwudziestopięcioletni Coby Mills w trakcie trzytygodniowego urlopu na Florydzie spotyka piękną Morgan Lee. Absolwentkę wokalistyki na stanowym uniwersytecie, która spędza upragnione wakacje w towarzystwie trzech przyjaciółek. Obojga do siebie ciągnie. Spędzają ze sobą coraz więcej czasu. Niespodziewana choroba cioci Angie i niedyspozycja siostry Paige ściąga Coby’ego na rodzinną farmę. Drogi młodych się rozchodzą, by spotkać się w najmniej oczekiwanym momencie.

Nie jest to literatura obyczajowa z wątkiem romantycznym na miarę „Pamiętnika”. Niemniej jednak z lekturą spędziłam mile czas. Sparks rozpisał fabułę w typowo swoim stylu. Subtelna narracja. Cienka granica między romansem, a książką obyczajową. Do tego głęboko skrywana trauma, rana nie pozwalająca rozwinąć głównym bohaterom skrzydeł. Ta recepta sprawdziła się i tym razem, mimo, że nie było w zakończeniu fajerwerków.

Narracja związana z historią Coby’ego i Morgan prowadzona jest w pierwszej osobie. To Coby jest narratorem. W rozdziale pierwszym bardzo sprawnie wprowadza czytelnika w jego przeszłość kreśląc historię jakim był dzieckiem, jaki bunt przechodził w wieku nastu lat i na jakiego młodego mężczyznę wyrósł. Ta nostalgiczna podróż stanowiła bardzo dobre preludium do całej historii opartej na osobie Coby’ego. Bez wątpienia sposób prowadzenia narracji jest mocną stroną powieści. Dzięki temu mogłam skupić się na tym, ile wie Coby, co przeżywa, jakie są jego motywacje. Pozostałe postaci zostały wykreowane znacznie słabiej. Emocje odczuwane przez nich nie przemawiały do mnie tak silnie, jak emocje i wrażenia Coby’ego. To on zawładnął moją cała uwagę. To w jego stronę zwróciłam moje myśli. Postać Morgan mnie zawiodła. Sparks starał się ją przedstawić jako utalentowaną, inteligentną, zabawną młodą osobą. Ja niestety odebrałam ją jako kolejną atrakcyjną laskę, na którą Coby zadziałał swoim magnetycznym urokiem. Znacznie bardziej ciekawa okazała się historia Beverly i jej syna Tommiego, która opowiadana była naprzemiennie w perspektywy narratora w trzeciej osobie, ze wspomnianą narracją Coby’ego.

Książka składa się z sześćdziesięciu ośmiu rozdziałów i epilogu, w którym wszystko się wyjaśnia. Rozdziały są krótkie, a sposób prowadzenia fabuły sprzyja szybkiemu czytaniu. Autor kreśli życie bohaterów z wielu nitek, które zostały rzucone raz tu, raz tam. Skłania czytelnika to zastanowienia się nad tym, co mamy, co mogliśmy stracić, jak moglibyśmy faktycznie żyć. Ta nostalgia odczuwalna jest praktycznie w każdym słowie, każdym sformułowaniu i w każdej opisanej atmosferze.

To powieść o trudnych decyzjach i szczęściu, które każdemu z nas może przejść obok przysłowiowego nosa, jeśli tylko skupimy się na tym, by zachować się właściwie.

Moja ocena: 6/10

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od  Wydawnictwo Albatros, za co serdecznie dziękuję.

„Jak kamień w wodę” Hanna Greń

JAK KAMIEŃ W WODĘ

  • Autor: HANNA GREŃ
  • Seria: POLOWANIE NA PLISZKĘ (TOM 1)
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 340
  • Data premiery: 12.10.2022r.

Książki Hanny Greń uwielbiam. Jest to jedna z moich ulubionych współczesnych autorek kryminałów. Przygodę z jej twórczością rozpoczęłam od serii z Dionizą, gdzie już po przeczytaniu pierwszego tomu wiedziałam, że każdą kolejną książkę autorki biorę w ciemno. Wiedziałam również, że chcę nadrobić lekturę wydanych wcześniej powieści. Jakiś czas temu udało mi się przeczytać pierwszy tom serii „Polowanie na Pliszkę” pt. „Jak kamień w wodę”. Zrobiła na mnie spore wrażenie. Tym większa była moja radość, gdy usłyszałam, że  Wydawnictwo Czwarta Strona Kryminału podjęło się ponownego wydania tej serii. 12 października premierę miało ponowne wydanie pierwszego tomu, a ja ochoczo odświeżyłam sobie tę powieść.
Kornelia Pliszka to młoda kobieta, która mieszka w Bielsku Białej, w odziedziczonym po babci domu. Żyje sobie spokojnie, można by powiedzieć nie wadząc nikomu. Ze względu na trudne dzieciństwo i ciężkie doświadczenia z czasów młodości jest raczej samotniczką. Niespodziewanie zaczyna otrzymywać pogróżki, a w pewnym momencie ktoś wybija szybę w jej domu.  Kornelia wie, że to czas, aby zawiadomić policję, z czym zwlekała tak długo ze względu na brak zaufania do tej instytucji.  W młodości bowiem kobieta składała już zawiadomienie na policję. Wtedy prowadzący sprawę policjant jej nie uwierzył. Do dziś pamięta te porozumiewawcze spojrzenia, kpiące uśmiechy i ironiczne uwagi. Z wielką obawą decyduje się więc na wizytę na posterunku policji. Dziwnym zbiegiem okoliczności okazuje się, że sprawę przyjmuje ten sam policjant. Tym bardziej trudno jej zaufać komuś kto zawiódł tak bardzo, kto, by chronić swojego kumpla nie dał wiary słowom pokrzywdzonej dziewczyny. Gerard Skrzyński z jednej strony chce pomóc dziewczynie, czuje niepokój, gdy myśli o jej sprawie sprzed lat, z drugiej stronu chyba nie jest gotowy, by dopuścić do siebie prawdę. Czy to możliwe, by mało wiarygodna i wątpliwa moralnie dziewczyna, którą pamięta sprzed lat zmienił się w uczciwą, silną kobietę? Mimo sprawy sprzed lat, która ich niewątpliwe dzieli policjant czuje, że powinien pomóc dziewczynie. Sprawę znacznie komplikuje fakt, że tą dwójkę zdecydowanie coś do siebie przyciąga, dobrze się czują w swoim towarzystwie. Niestety tamta sprawa, mimo najszczerszych chęci, wciąż tkwi pomiędzy nimi.  Czy będą potrafili wznieść się ponad to czy kwestia gróźb wysyłanych pod adresem kobiet zostanie rozwikłana zanim będzie za późno?
Jak kamień w wodę to świetny kryminał z mocno rozwiniętymi wątkami obyczajowymi. Czyta się go z ogromnym zainteresowaniem, lekko i przyjemnie, a jednocześnie porusza istotne społecznie i moralnie tematy. Ogromnym plusem powieści są świetne postacie, przede wszystkim główna bohaterka Jest to silna, konkretna, dosyć charakterystyczna postać kobieca. Przede wszystkim jest to bohaterka wielowymiarowa, oprócz mocnych cech charakteru, jest w niej również sporo delikatności, niepewności, obaw wynikających z doznanych w przeszłości traum. Świetną postacią jest również męska postać policjanta Gerarda. Człowieka lojalnego wobec swoich przyjaciół, uczciwego i honorowego mężczyzny. Bardzo polubiłam również postać przyjaciółki Kornelii – Joanny, babcię i  jej partnera, a także na swój sposób interesującymi postaciami są rodzice Kornelii.

Autorka w swojej powieści porusza istotne tematy między innymi te dotyczące relacji międzyludzkich. W rozmaitych odsłona Po pierwsze relacji między kobietą i mężczyzną i tego jak trudną kwestią jest zaufanie. Jest też kwestia relacji rodzinnych, relacji rodziców z dziećmi i smutny fakt, że nie wszyscy nadają się do bycia rodzicami. W naszym społeczeństwie ciągle dosyć mocno zakorzenione jest przekonanie, że pewnym obowiązkowym elementem życia jest posiadanie partnera, najlepiej żony lub męża i posiadanie dziecka. Właśnie posiadanie, dla niektórych w dosłownym rozumieniu tego słowa. Posiadam dziecko, tak jak posiadam dom, samochód i inne przedmioty. Tyle, że dziecka w przeciwieństwie do przedmiotów materialnych nie można oddać ani wymienić.

Historia przedstawiona w tej powieści jest dla mnie bardzo ciekawa, ukazuje między innymi w jak dziwny i czasem niepojęty sposób może działać ludzka psychika. Pokazuje jak bardzo do zdrowego funkcjonowania potrzebujemy zdrowych relacji rodzinnych i społecznych. Polecam Wam gorąco tą lekturę, a sama z ogromną niecierpliwością będę oczekiwała wydania przez Czwartą Stronę Kryminału drugiego tomu serii.

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

„Wieża strachu” Przemysław Borkowski

WIEŻA STRACHU

  • Autor: PRZEMYSŁAW  BORKOWSKI
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 394
  • Data premiery: 12.10.2022r.

Bardzo sobie cenię książki Przemysława Borkowskiego. Lubię cykl z prokurator Gabrielą Seredyńską, więc gdy usłyszałam, że w październiku premierę będzie miał trzeci tom bardzo się ucieszyłam. Dwa poprzednie wywarły na mnie ogromne wrażenie, nie mogła się już doczekać sięgnięcia po trzeci. Czy sprostał on pokładanym w nim nadziejom? Przeczytajcie sami.

Tym razem nasza bohaterka ma do rozwikłania zagadkę dwóch ciał znalezionych w apartamencie na 30 piętrze luksusowego wieżowca w centrum Warszawy. Makabryczne znalezisko zdaje się nie zawierać żadnych wskazówek. Patrząc na miejsce znalezienia zwłok trudno odtworzyć kolejność zdarzeń i stwierdzić co się tu wydarzyło. Prokurator z udziałem śledczych stara się wnikliwie krok po kroku odkryć, co tak naprawdę miało miejsce i muszę Wam zdradzić, że nie raz zostaną zaskoczeni.

Większości z nas chyba nie raz zdarzyło się zastanawiać nad tym, czy to co nas spotyka dzieje się naprawdę. Wokół tego pytania autor osnuł fabułę swojej najnowszej książki. Akcja toczy się wokół dwóch planów czasowych, naprzemiennie osłaniając mam wydarzenia z obydwu z nich. Jeden z nich skupia się wokół śledztwa prowadzonego przez prokurator Seredyńską.  Rozpoczyna się w momencie jej przybycia na miejsce zbrodni. Drugi przedstawia wcześniejsze wydarzenia, które w pewien sposób doprowadziły do śmierci mężczyzny i kobiety. Zdarzenia te przedstawione są z punktu widzenia Krystiana Zapały. Natomiast nie do końca wiemy jaką rolę w tych zdarzeniach on odegrał. W trakcie przedstawionej przez autora akcji zaczynamy podejrzewać, co mogło tam się wydarzyć. Gdy tylko zaczyna nam się wydawać, że to wiemy, autor myli nam trop, podsuwa nowe wskazówki żeby koniec końców okazało się, że wszystko jest tylko złudzeniem i tak naprawdę do końca nikt nie wie, co się rzeczywiście wydarzyło. W pewnym momencie podczas lektury miałam poczucie pewnego znużenia wątkiem, nazwijmy go egzystencjalnym. Tym, że drugi plan wydarzeń rozgrywał się prawie w całości wokół rozważań dotyczących tego, co jest rzeczywiste, a co nie. Porównałbym to do akcji Matrixa, bowiem założenie jest takie, że człowiek jest przeświadczony o tym, iż to jego życie, że czegoś doświadcza, że coś dzieję się naprawdę, tymczasem może się okazać, że wszystko jest tylko złudzeniem, wytworem naszego umysłu. Wszystko zmierza do pytania, czy tak naprawdę w ogóle istnieje coś takiego, jak obiektywna rzeczywistość, czy wszystko nie jest tylko naszą interpretacją, bądź bardzo rzeczywistym wytworem naszego umysłu. Tak jak powiedziałam, w pewnym momencie miałam poczucie, że tego wątku jest za dużo. Pragnęłam więcej akcji toczącej się bezpośrednio wokół śledztwa, a mniej tych wcześniejszych wydarzeń. W pewnym momencie rzeczywiście tak się stało, ten drugi wątek został zawieszony, odsunięty na boczny plan, a śledztwo ruszyło pełną parą. Natomiast po przeczytaniu całości muszę oddać honor autorowi i stwierdzić, że wszystko łączy się w spójną całość, wszystkie te rozważania, drobne zdarzenia mają swój cel i sens. Wydaje się, że autor pisząc swą powieść bardzo dokładnie wiedział, co chce nam powiedzieć. Chodziło mu  zdecydowanie o coś więcej niż tylko o przedstawienie kryminalnej intrygi. Dał czytelnikowi pretekst do rozważań dotyczących złudzeń, realności i poniekąd sensu naszego istnienia. Kwestie dotyczące wizji, możliwości naszego umysłu są niesłychanie interesujące, a rozważania na ten temat moglibyśmy toczyć w zasadzie bez końca, gdyż tak naprawdę w tym temacie wiele kwestii pozostaje tylko założeniem. Na pewno większość tych założeń można poddać w wątpliwość. Powieść ta może staje się więc zaczątkiem do rozmyślań na bardzo ważne tematy, które dotyczą każdego z nas. Po zakończeniu lektury muszę więc powiedzieć, że nie zmieniłabym w niej ani jednego zdania. Każde zdarzenie jest jak najbardziej uzasadnione i przekonywujące. Książka wciąga, intryguje, wzbudza emocje.

Bardzo podobała mi się też tytułowa metafora – wieża strachu – nawiązuje do miejsca, w którym toczy się akcja, w której dokonało się zło. Szklany wieżowiec wniesiony przez człowieka, na nienaturalnej dla człowieka wysokości, wydaje się przeczyć boskim prawom i prawom fizyki. Wydaje się być wyrazem pychy człowieka, wyrazem jego manii wielkości, roszczenia sobie pretensji do bycia wybitnym gatunkiem, lepszym od innych. Autor pośrednio zadaje pytanie czy życie w takim miejscu jest zgodne z prawami natury, czy jest dobre dla człowieka? Czy nie jest to tak, że to gdzie żyjemy, w jakich okolicznościach, w jakich warunkach wpływa na to jak toczy się nasze życie? Wpływa na to, czy do głosu  dochodzi drzemiące w nas zło, czy dobro. Bardzo ciekawy i zasługujący na refleksję jest to wątek i brawa dla autora za jego poruszanie. Jestem pod wielkim wrażeniem i serdecznie zachęcam was do lektury.

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.