„Zapomniane niedziele” Valérie Perrin

ZAPOMNIANE NIEDZIELE

  • Autorka: VALERIE PERRIN
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Liczba stron: 384
  • Data premiery : 15.02.2024r. 
  • Data premiery światowej: 4.05.2015r. 

Cudowne lata” (recenzja na klik) powieść autorstwa Valérie Perrin bardzo mi się podobała. Ucieszyłam się więc, gdyWydawnictwo Albatros obdarowało mnie premierą z 15 lutego br. pt. „Zapomniane niedziele”.  Zwróćcie uwagę na wydanie. Piękna, intensywna okładka. Wyraźna czcionka. Takie wydanie musi mieścić w sobie coś cudownego. Czyż nie? 

„Nazywam się Justine Neige. Mam dwadzieścia jeden lat. Od trzech pracuję jako opiekunka w domu spokojnej starości Pod Hortensjami(…) Mam dwie pasje: muzykę i ludzi w starszym wieku. I prawie co trzecią sobotę tańczę w klubie Raj, trzydzieści kilometrów od Hortensji. (…) Bardzo lubię mojego brata Jules’a (tak naprawdę to kuzyn) i dziadków, rodziców mojego zmarłego ojca. Jules jest jedyną młodą osobą, z którą miałam do czynienia w dzieciństwie w domu rodzinnym. Dzielę swoje życie na trzy części: w ciągu dnia opiekuję się starymi ludźmi, w nocy poprawiam ich opowieści, które naprędce zapisałam, a w soboty wybieram się na tańce, jakoś uzupełnić zapasy beztroski utraconej w 1996 roku z powodu ludzi w średnim wieku, czyli rodziców, moich i Jules’a, którzy wpadli na straszny pomysł, by w niedzielny poranek zginąć razem w wypadku samochodowym.” – „Zapomniane niedziele” Valérie Perrin.

I to historia Justine Neige napisana w bardzo delikatny, nostalgiczny sposób. Kolejna, piękna wydana pozycja od Albatrosa, która zachwyca nie tylko wydaniem, lecz przede wszystkim treścią. Valérie Perrin przedstawiła czytelnikowi główną bohaterkę w bardzo bezpośredni sposób. To ona jest narratorką. Dzięki czemu poznajemy nie tylko to, co ją ukształtowało, lecz także to, o czym myśli, co przeżywa i nad czym się zastanawia. Książka podzielona jest na ponumerowany rozdziały. Naprzemiennie czytelnik śledzi życie Justine i jej perypetie oraz zanurza się w historię Hélène i Luciena, która zaczęła się w 1924 roku. Tak naprawdę to parę nawzajem przenikających się opowieści, która pozostawiły mnie w stanie silnych emocji wybrzmiewających jeszcze po zamknięciu tylnej obwoluty. O dziwo, można to osiągnąć bez zbędnych kwiecistych epitetów i tęczowych metafor. Zwyczajne słowa, proste zdania. Styl Valérie Perrin cechuje się właśnie prostotą, która jest wystarczająca, by osiągnąć pozytywny odźwięk. Autorka po raz kolejny udowodniła, że prostota w pisaniu ma ogromną moc.

Bardzo podobał mi się pomysł na połączenie historii dwudziestojednolatki z prawie stuletnią pensjonariuszką domu opieki. To złączenie losów mogło tylko przysporzyć tylko dodatkowych korzyści. Przyznaję, że sama główna bohaterka jest pełna sprzeczności, nierówna. W dialogach bardzo ostra, temperamentna, ripostująca momentami. W opisach bardzo refleksyjna, mająca głębokie życie wewnętrzne, delikatna w swej naturze, o której dzięki jej bezpośredniej relacji możemy się sporo dowiedzieć. Tak samo jak o relacjach. Tak samo jak o życiu w różnych jego odcieniach. Tak samo jak o trudnej historii. 

Jeśli lubicie literaturę piękną to sięgnijcie koniecznie po „Zapomniane niedziele” Valérie Perrin, które przeniosą Was w interesujący świat pełnego napięć, tajemnic oraz zdesperowanych ludzi ciągle szukających siebie.

Moja ocena 8/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

„Wielki krąg” Maggie Shipstead

WIELKI KRĄG

  • Autorka: MAGGIE SHIPSTEAD 
  • Wydawnictwo: ZNAK
  • Liczba stron: 768
  • Data premiery: 22.03.2023r. 
  • Data premiery światowej: 4.05.2021r.

Maggie Shipstead laureatka nagrody Bookera napisała przepiękną powieść zainspirowaną życiem Jean Batten, lotniczki z Nowej Zelandii. Podobno wpadła na pomysł książki zatytułowanej „Wielki krąg” po tym, jak zobaczyła jej posąg na lotnisku w Auckland. Powieść została wydana w twardej oprawie przez Wydawnictwo Znak. Ze względu na ilość stron do jej czytania potrzebowałam trochę czasu. Jak się dowiedziałam Shipstead potrzebowała też sporo lat, by książka ujrzała światło dzienne w 2021 roku. Jej napisanie zajęło autorce siedem lat, począwszy od 2014 roku. Co ciekawe, w tym okresie prowadziła badania nad wczesnym lotnictwem, zwłaszcza lotniczkami i podróżowaniu do wielu miejsc opisanych w książce. Dzięki temu w powieści znajdują się liczne odwołania do historycznych faktów. Dwukrotnie odwiedziła również Antarktydę, a Arktykę aż pięć razy.  Spędziła również dwa miesiące mieszkając w Missoula w stanie Montana chcąc wykreować realność w swym dziele oraz odwzorować podróż przez dolinę z 1927 przez Travel Air 6000 (źródło: Wikipedia). Zapoznałam się z tymi wszystkimi faktami szukając informacji na temat okoliczności powstania książki, która jest cudownie napisanym przykładem literatury pięknej.

(…) Tak naprawdę uporanie się raz na zawsze z uciążliwą przeszłością jest niemożliwe. I dlatego ciągle do tego dążymy.” -„Wielki krąg” Maggie Shipstead. 

Powieść składa się z dwóch równoległych narracji o dwóch fikcyjnych kobietach Marian i Hadley. 

Historia Marian Graves rozpoczyna się od 1909 roku, gdy Shipstead wprowadza czytelnika w trudną opowieść o jej matce. Jej wczesnych latach, w których była ulubienicą ojca serwującego jej przyjemności i sierotą pozostawioną przez matkę, która popełniła samobójstwo.  Annabel spotyka Addisona Gravesa kapitana statku. Wkrótce zostaje jego żoną i rodzi bliźnięta: Marian i Jamiego, którzy zostają ocaleni przez swego ojca z katastrofy statku Josephinie Eterna w styczniu 1914. Z katastrofy, za którą Addison poniósł konsekwencje w wyniku osadzenia w więzieniu za nieetyczne zachowanie. W tym czasie bliźniętami opiekował się ich wujek Wallace w surowych warunkach Missouli w stanie Montana. Historia Marian chronologicznie toczy się do 1950 roku. 

Druga opowieść jest o aktorce XXI wieku, Hadley Baxter, która zostaje obsadzona w roli Marian do filmu o jej ostatnim locie. Hadley to sierota wychowywana przez wujka, której rodzice zginęli w katastrofie lotniczej. Jej historia pokazana jest z perspektywy osiągnięć w branży filmowej i porażek, niepowodzenia w życiu prywatnym, a także samotności po śmierci rodziców, z którą pomaga uporać się jej, uczenie się o życiu Marian, odkrywanie jej sekretów, przeglądanie pamiątek. 

Narracja Hadley jest opowiedziana w pierwszej osobie, podczas gdy sekcje Marian są opowiedziane w trzeciej osobie. Książka podzielona jest na rozdziały, dotyczące Marian mają również tytuły. W przypadku współczesnej osi czasu autorka oznaczyła je kolejnymi numerami, jakby dniami zdjęciowymi ( od „Jeden” do „Dwudziestu dwóch”). Obie narracje osadzone są w podtytułach w konkretnym czasie i miejscu, np. Los Angeles. Grudzień 2014, „Josephina Eterna” Glasgow, Szkocja, Kwiecień 1909. Losy obu kobiet się ze sobą splatają, przeplatają w nieregularnych odstępach czasu. Trudno było mi momentami wpaść w konkretny styl, przypomnieć sobie wcześniejsze motywy. Wątki ułożone są w dużej mierze w porządku chronologicznym. Na wstępie dwa krótkie fragmenty pełnią rolę wprowadzenia do kontekstu obu narracji. Pierwszym z nich jest ostatni wpis w dzienniku pokładowym Marian Graves tuż przed ostatnim etapem jej lotu dookoła świata w 1950 roku. Dziennika wplecionego w fabułę w taki realistyczny sposób, że kilkakrotnie musiałam sprawdzać, że Marian Graves  faktycznie jest tylko fikcyjną postacią. Ten dziennik dodaje silnego realizmu. Druga przedmowa pochodzi z grudnia 2014 roku i opowiada ostatni dzień zdjęciowy filmu o locie Marian Graves dookoła świata. O jej niezrealizowanym marzeniu. 

Powieść wzbudziła we mnie silne emocje, różne emocje. Od złości (historia małej Annabel), przez niezrozumienie (zachowania, motywy młodej Hadley, która mnie w wielu miejscach denerwowała), irytację (zachowanie Lloyda, który de facto pozbawił bliźniaków ojca), uprzedzenie (szczególnie do wujka bliźniaków, który zachował się jak należy, ale nie dał im prawdziwego domu), po gniew (wykorzystanie Marian przez jej męża) i tęsknotę (dzięki wspaniałej kreacji relacji Marian z Calebem, jej bratem Jamiem). Dość, że autorka świetnie opisała losy dwóch głównych bohaterek to jeszcze wplotła do fabuły inne ciekawe postaci, których jest naprawdę mnóstwo. Postaci niebanalnych, często ukazanych w szerszym kontekście, dzięki czemu możemy co nieco dowiedzieć się o ich motywacji, czy zgrabnych ciekawostek (jak historia o Tym, Który Dołączył do Duchów i Tych, Które Dołączyły do Duchów). Z zachwytem czytałam również wstawki o historycznych postaciach. Shipstead nawiązuje do historii o drużynie Jackie Cochran, która zrekrutowała „(…) pilotki do ATA, Air Transport Auxiliary – Pomocniczej Służby Rozprowadzania Samolotów – w Wielkiej Brytanii przy przebazowywaniu samolotów bojowych.”, o której zresztą czytałam w innej książce. W wielu miejscach przeczytacie między innymi takie informacje jak: 

W 1934 roku samoloty mogą latać dalej, szybciej, przy gorszej pogodzie. Uruchamiane są nowe trasy.” -„Wielki krąg” Maggie Shipstead.

„(…) Sir Charles Kingsford Smith przeprawia się przez Pacyfik z zachodu na wschód…) -„Wielki krąg” Maggie Shipstead.

To niezwykle wzbogaciło lekturę. Powieść jest takimi historycznymi faktami wręcz napompowana. To wyraz ogromnego zaangażowania autorki w to, by pokazać fikcyjną historię w sposób jak najbliższy rzeczywistym wydarzeniom. Ukochałam wczesną Marian. To niezwykła kobieca postać, która wyrosła na nietuzinkową dorosłą. Smuciłam się trochę i wzdychałam do Caleba czytając o nim, kim był dla Marian, jak radził sobie z matką.  Zresztą przyznaję, że o ile przeplatanie narracji historią Hadley urozmaica powieść, o tyle bliższe były mi losy opowiedziane z perspektywy Marian. 

Długo mogłabym pisać, bo to naprawdę bardzo piękna literatura. Znajdziecie w niej i ciekawie opowiedzianą historię, i wyraziste postaci. Niech nie zniechęca Was ilość stron. Ja niestety poddałam się temu błędnemu wrażeniu. Jednak jak zaczęłam czytać pochłonęłam historię w dwa wieczory i nie żałuję żadnej minuty spędzonej z powieścią. 

Moja ocena: 8/10

Za możliwość zapoznania się z publikacją bardzo dziękuję WYDAWNICTWU ZNAK

„Arystokratka pod ostrzałem miłości vol. 1” Evžen Boček

Źródło: zdjęcie zapożyczone z oficjalnej strony FB @Wydawnictwo Stara Szkoła

ARYSTOKRATKA POD OSTRZAŁEM MIŁOŚCI VOL. 1

  • Autor: EVŽEN BOČEK
  • Wydawnictwo: STARA SZKOŁA
  • Cykl: ARYSTOKRATKA (tom 6)
  • Liczba stron: 176
  • Data premiery: 25.09.2023r.
  • Rok premiery światowej: 2022r 

Dawno, dawno temu przeczytałam „Ostatnią arystokratkę”, która polską premierę miała w 2015 roku. Pierwszy tom cyklu o zubożałych potomkach czeskiego rodu szlacheckiego Kostka, którzy powracają z USA do Czech, by odzyskać rodowy zamek. Perypetie rodziny bardzo mi się podobały. Śmiałam się w głos. Nie wiem skąd autor Evžen Boček wytrzasnął pomysł na fabułę. Możliwe, że pomógł mu wykonywany zawód. Musicie bowiem wiedzieć, że Bočkowi znana jest funkcja kasztelana na zamku w Miloticach (Morawy Południowe). Autor debiutował w 1999 roku pod pseudonimem Jan Bittner powieścią „Dziennik kasztelana„, którą również przeczytałam. Dzięki serii ukochałam czeski humor. Spodobał mi się Boček, a kolejne części śmieszyły mnie bardziej lub mniej. Z zadowoleniem wygrzebałam na Legimi szósty tom cyklu wydany nakładem @Wydawnictwo Stara Szkoła pt. „Arystokratka pod ostrzałem miłości vol. 1”, który premierę miał we wrześniu br. Tylko skąd pomysł na opublikowanie książki w dwóch tomach? Tak cienkich tomach? 

Ciekawi Was, dlaczego odwiedzający zamek Kostka nazywani są muflonami? I co robiła Helena Karla Vondráčková na nim? I dlaczego o życie ostatniej arystokratki z rodu Marii wszyscy się obawiają, a ich obawy wzmagają się gdy zbliża się do dwudziestki (aktualnie ma dziewiętnaście)? Mam nadzieję, bo seria z różnym natężeniem jest bardzo śmieszna. Zachęcam szczególnie do przeczytania pierwszego tomu, który w wyjątkowo zabawny sposób pokazuje losy zubożałej czeskiej szlachty, która dzięki poddaniu się okupantowi za czasów Czechosłowacji, po II Wojnie Światowej została z licznymi nienaruszonymi zamkami i pałacami, do których zwiedzania też Was zachęcam. Naprawdę jest co oglądać. 

Co do fabuły szóstej części serii to oparta jest ona na rozterkach sercowych Marii, która nie potrafi się zdecydować czy poślubić biednego, dotychczas ukochanego Maksa, czy raczej nowo poznanego Marka, holenderskiego multimiliardera, porucznika holenderskiej floty królewskiej? Decyzję utrudnia sztab filmowy nagrywający w zamku reality show. Czytając opis fabuły od razu zastanowiło mnie jak na reality show zareagował Kostkowy kasztelan? 

Źródło: zdjęcie zapożyczone z oficjalnej strony FB @Wydawnictwo Stara Szkoła

Postaci serii są bardzo dobrze wykreowane. Począwszy od Marii, po jej ojca – strasznego sknerę, przez matkę żyjącą życiem brytyjskiej rodziny królewskiej, po członków pozostałej na zamku służby (kucharki pani Cichej, kasztelana Józefa i ogrodnika pana Spocka) pracujących prawie za darmo. Do tego oczywiście krnąbrna i problematyczna córka mecenasa Bendy wspierającego rodzinę – była narkomanka Deniska. O której sam Hrabia wyraził zdanie: „(…) że za internowanie tego antychrysta w dziewczęcej skórze, czyli rzekomej córki Bendy, adwokat powinien opłacić nam pobyt uzdrowiskowy przynajmniej na Bahamach. Potem ojciec wyraził jeszcze wielkie zaskoczenie faktem, że Bendowie nie pozbyli się tego piekielnego pomiotu natychmiast po jego narodzinach, choć z pewnością widzieli od razu że ma czerwone oczy i rosną mu rogi.” 

Evžen Boček, jak w każdej z części, wprowadza czytelnika w świat Marii z Kostki. III Marii z Kostki. Co się stało z poprzednimi dwoma to Wam nie napiszę, bo jest to jeden z ciekawszych wątków historycznych rodziny. Na początku części znajduje się wprowadzenie, które Maria często opowiada zwiedzającym zamek Kostka muflonom, z którego można dowiedzieć się wielu ciekawostek. Książka pisana jest w formie pamiętnika Marii. Przed wpisem Maria oznacza datę. Fabuła zaczyna się od 4.10.1997r. i kończy w dniu 18.10.1997r.  W wielu miejscach dopowiada o czym myśli o „Czwartej rano” czy „Wpół do drugiej w nocy”. I w te kilkanaście dni, które relacjonuje Maria dzieje się naprawdę na zamku Kostka wiele. Zostaje zamontowany nowy telefon, Kostka przeżywa nalot fanów psów, Leoś i Olek strasznie schudł – zdaniem uwielbiającej orzechówkę Pani Cichej – w trakcie tygodniowej nieobecności kucharki na zamku, a Hrabia mimo tygodniowej próby nie dowiedział się skąd cioteczka Nora wzięła drogocenne precjoza rodzinne, które ofiarowała Marii przed wyjazdem na dwór holenderskiej królowej Beatrycze. 

To taki literacki sitcom. Pełen gagów sytuacyjnych, nietuzinkowego, czeskiego humoru. Nie ma znaczenie rozwinięcie fabuły. W trakcie czytania nie interesowało mnie, czy Maria wybierze i czy wybierze dobrze. Rozpoczynając czytanie założyłam, by dobrze się bawić. I przyznaję w niektórych miejscach bawiłam się znakomicie. Na przykład czytając relację Pani Cichej z posiłku podanego na holenderskim dworze; „– A potem podali bażanty, takie zdechlaczki wielkości sikorki. Gdyby chociaż czymś je nafaszerowali. A tak to dwa kęsy i było po ptakach.” Lub zdanie „(…) Ciotka najwyraźniej nie jest w najlepszej formie. Na widok mojej matki spytała, dlaczego ta ordynarna baba ma na szyi nasz perłowy naszyjnik. Na moją odpowiedź, że to moja matka, która przecież tu z nami mieszka. Nora westchnęła: – Ach so. Familie.”.

Seria jest prześmiewcza, wyrazista, ciekawa. Naprawdę zabawna. Jeśli jej nie znacie koniecznie przeczytajcie „Ostatnią arystokratkę”, od której zaczęło się moje uwielbienie czeskiego humoru. 

Moja ocena: 7/10

Książkę wydało wydawnictwo Stara Szkoła. 

„Mam do pana kilka pytań” Rebecca Makkai

MAM DO PANA KILKA PYTAŃ

  • Autorka: REBECCA MAKKAI
  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO POZNAŃSKIE
  • Liczba stron: 552
  • Data premiery: 6.09.2023r.
  • Data premiery światowej: 21.01.2023r. 

To chyba totalny rekord!!! Wyobraźcie sobie, że dzisiejsza recenzja jest pięćdziesiątą napisaną i opublikowaną na mym blogu czytelniczym w grudniu!!! W stosunku do grudnia 2002– nie chwaląc się oczywiście – to zacny wynik. Listopad br. też nie był zły, gdyż łącznie światło dzienne ujrzało dwadzieścia pięć moich całkowicie subiektywnych opinii. Życzę sobie, by gorliwość w dzieleniu się z Wami moimi spostrzeżeniami w zakresie przeczytanych książek pozostała ze mną przez cały, nadchodzący 2024 rok. 

Jakiś czas nie skojarzyłam o co chodzi z okładką powieści „Mam do Pana kilka pytań” Rebecci Makkai od Wydawnictwo Poznańskie. Patrzyłam tyko na tą soczystą zieleń i kobiecą twarz. Oczekiwanie na lekturę skróciło się jednak gdy dostrzegłam, że twarz wygląda jakby się topiła, jakby była pod wodą. Dzięki temu miałam okazję wchłonąć (mimo ilości stron) drugą  wydaną w Polsce książkę autorki bestsellera „Wierzyliśmy jak nikt„, którego nie miałam okazji czytać. 

(…) To ta od basenu. Ta od alkoholu…w od włosów wokół…od gościa, który przyznał się do… Tak. Właśnie ta.” – „Mam do pana kilka pytań” Rebecca Makkai.

Thalia Keith zdążyła spotkać się z kimś za kulisami i wyjść razem z nim, zanim ktokolwiek się zorientował.” – „Mam do pana kilka pytań” Rebecca Makkai.

W roku 1995. W elitarnym liceum Granby’ego z internatem. Kilkunastoletnia Thalia Keith  po udanym występie w spektaklu szkolnym traci życie . Jej ciało odnaleziono w szkolnym basenie, a za zabójstwo został skazany Omar Evans, fizjoterapeuta. Wina Omara nie była dla wielu uczestników tamtejszych wydarzeń tak bardzo oczywista, jak dla prokuratury. Po dwudziestu latach później do Granby’ego przyjeżdża Bodie Kane, rówieśniczka, koleżanka Thalii, która odniosła sukces jako „(…) okazjonalna wykładowczyni w colleg’u, autorka uznanego podcastu, kobieta, która potrafi przygotować posiłek z produktów z targu i wysłać dzieci do szkoły stosownie ubrane…”. 

„(…) do Granby’ego miałam wrócić niezniszczalna. Piętnastoletnia Bodie mogła przewrócić się na lodzie, mogła być krucha albo rozbita(…) Za to czterdziestoletnia Bodie była ogarnięta, już od dawna panowała nad ciałem i umysłem. Tymczasem twarda, zimna ziemia boleśnie mi przypomniała, jak łatwo może powinąć się noga” – „Mam do pana kilka pytań” Rebecca Makkai.

Zacznę może od tego, co mi się nie podobało. Wyłapałam pewną wydawniczą wpadkę. W zdaniu, w rozdziale trzecim (chyba, że źle sobie zapisałam) brakuje słowa „czułam” przed rzeczownikiem „nostalgia” . Brzmi to tak: „(…) W gruncie rzeczy ogromnie go lubiłam: cieszyłam się, kiedy zabierał dzieci, nostalgię, gdy sypialiśmy ze sobie, konsternację jego randkowaniem i….” Chyba lepiej brzmiałoby, gdyby było „„(…) W gruncie rzeczy ogromnie go lubiłam: cieszyłam się, kiedy zabierał dzieci, czułam nostalgię, gdy sypialiśmy ze sobie, konsternację jego randkowaniem i….”. Oczywiście mogę się mylić. Zapewne przez wiele rąk przechodziła książka przed wydaniem. 

Pozostałych wad chyba brak, za to jest masa zalet. Formuła powieści. Proza podzielona jest na ponumerowane rozdziały, które przecięte zostały częściami poświęconymi konkretnym postaciom i ich roli w kryminalnej zagadce, podejrzeniom, rysom psychologicznym, o których Bodie nie zapomniała przez dwadzieścia lat. Począwszy od Omara, przez Thalię, Robbiego Serenho, po tytułowego Pana, Pańską żonę itd. Łącznie rozdziałów jest czterdzieści jeden. Bardzo podobały mi się dywagacje autorki, które przemyciła na temat sprawiedliwości postępowań sądowych, błędów, nieukaranych sprawców, zaniechań prokuratorskich itd. Fragmenty zaczynające się przykładowo od: „To nie ta, co dostała nożem w… Nie… Ta, co wsiadła do taksówki z….”, „To nie ten, co uniknął kary….”, To nie ten, co został skazany…” to takie mini studium tego, z czym ofiary, sprawcy, strony trzecie, rodziny, świadkowe mogą się zderzyć w trakcie postępowania przygotowawczego, przewodu procesowego. Sprawdziły się również w narracji zwroty bezpośrednio do jednego z nauczycieli, do Pana Blocha. Narratorka w swej powieści zwraca się do niego bardzo osobiście, kierując w jego stronę takie sformułowania jak: „(…) gdy tylko pana przywołała, tą obserwującą mnie osobą, którą sobie wyobrażałam, stał się właśnie pan.”, „(…) Wtedy jeszcze nie byłam na pana wściekła…”, „Byłby pan nimi zachwycony, panie Bloch. Mógłby pan ich kształtować…” A propos narracji to z obowiązku recenzenckiego muszę wspomnieć, że narracja jest pierwszoosobowa, a książka składa się z dwóch części. W części drugiej zaczyna się walka o uwolnienie Omara wobec wielu nowych wątków, które Bodie wyciągnęła z innymi na wierzch w trakcie swego powrotu do Granby’ego w celu prowadzenia krótkiego kursu.  Zresztą to Bodie jest narratorką. Ale nie jest to narracja tylko osobista, refleksyjna. Jej narracja jest momentami bardzo reporterska. Miałam odczucia jakbym czytała reportaż o tym, co się dzieje. Urozmaiceniem narracji jest autorefleksja, autokorekta samej narratorki. Bodie chwali się za pewne zachowania, gani, upomina, zdradza czytelnikowi, ile czasu poświęciła, by wypaść w ten czy inny sposób. Oceniam Bodie jak naprawdę bardzo ciekawą postać, idealnie nadającą się do swej roli. Jej historię osobistą autorka również zaprezentowała z ciekawym tłem, zresztą nie tylko jej. Interesującą autorka zaprezentowana relacje Bodie z Robesonami (Severnem i Margaret) oraz jej mężem Jerome, która jawiła mi się jako wyjątkowo dojrzała. Również uczniowie, z którymi Thalia i Bodie trzymała, nie pozostali bez dopowiedzenia. Nieakceptowalne zachowanie Doriana Cullera sportretowane w różny sposób. Konformizm Mike’a Stilesa. Początki gwiazdora Robbiego Serenho, które były inne, niż Bodie zapamiętała. Fran, Beth, Carlotta biorąca sprawę w swoje ręce, która i tak nie przeżyła. Czy chociażby powracająca historia Tima Busse i Grahama Waite, którzy rozbili się wracając po pijaku z Quebecu, do której Bodie kilkakrotnie wracała często w towarzystwie wątku innych śmierci ówczesnych uczniów. To wątki czasem poboczne, często komplementarne układające prozę w jedną całość. W jedną cudowną powieść przez nieakceptowalne zachowania naszych autorytetów, które rozumiemy dopiero po latach, bo je wypieramy w teraźniejszości, tłumaczymy, racjonalizujemy, jak w tym cytacie: „Bo znałam pana jako dobrego nauczyciela i troskliwego ojca? Bo lubił pan operę? Bo tak łatwo się pan rumienił, przez co sprawiał pan wrażenie wrażliwego? Bo wpadłam w najbardziej oczywistą pułapkę…”. 

Przez nastoletnie przyjaźnie, koleżeństwo, które nie jest jednoznaczne. Przez wpływy, których często nie rozumiemy. Przez niesprawiedliwość i wiele innych socjologicznych wątków, w tym przez romans, o którym wszyscy prawie wiedzieli, wszyscy podejrzewali, który ujawniał się wieloma małymi znakami, a o którym nikt w odpowiednim czasie nie powiedział. To bardzo głęboka powieść w zanadrzu trzymająca ciekawe wątki kryminalne, prawnicze, do której naprawdę warto zajrzeć.  

Dopiero na początku dwudziestego szóstego rozdziału pada zdanie: „Mam do pana kilka pytań. Czy wiedział Pan…” Warto było czekać. Nie wierzcie mi jednak na słowo, sprawdźcie sami. 

Moja ocena: 9/10

Dziękuję Wydawnictwu Poznańskiemu za obdarzenie mnie zaufaniem i podarowanie mi recenzenckiego egzemplarza.

„Ucieczka” Stanisław Krzemiński

UCIECZKA

  • Autor: STANISŁAW KRZEMIŃSKI
  • Wydawnictwo:  MARGINESY 
  • Cykl: OD WSCHODU DO ZACHODU (TOM 1)
  • Liczba stron: 376
  • Data premiery: 29.03.2023r. 

Ucieczka” Stanisława Krzemińskiego od Wydawnictwo Marginesy jest pierwszym tomem serii zatytułowanej „Od wschodu do zachodu„. To cykl, który wskazuje drogę do emancypacji kobiet w Polsce począwszy od 1857 roku. Jest to saga o kobietach z jednej rodziny. A w tle przemiany historyczne i zmiany dotyczące praw kobiet. 

Jest taka cnota, która in­nym cno­tom cenę na­daje, a bez któ­rej ko­bieta prze­sta­łaby pra­wie być ko­bietą: cnota, którą każdy de­li­katny męż­czy­zna pra­gnie wi­dzieć w swo­jej sio­strze, w swo­jej żo­nie i w swo­jej córce; cnota, która wznie­ca­jąc mi­łość, uchyla nie­bez­pie­czeń­stwo, po­nie­waż na­ka­zuje usza­no­wa­nie; tą cnotą jest przy­zwo­itość.” – „Ucieczka” Stanisław Krzemiński.

Z opisu Wydawcy: „Szesnastoletnia Emilia Rossnowska kończy najlepszą pensję w Płocku i na balu debiutantek przyciąga uwagę carskiego oficera, hrabiego Gołubojewowa. Żeby nie dopuścić do uwiedzenia córki, zapobiegliwy ojciec wysyła ją do Paryża na nauki w renomowanym Instytucie Panien Polskich, który księżna Anna Czartoryska założyła w słynnym Hôtel Lambert. Do stolicy Francji Emilia wyrusza pod opieką przyjaciółki domu – niezależnej i wyzwolonej aktorki i śpiewaczki Luizy Boretti. Ich droga wiedzie przez Bydgoszcz, Berlin, Hamburg, Londyn i Hawr…”

Rzadko dziwi mnie konstrukcja książki, częściej treść. W przypadku „Ucieczki” sprawa wygląda zgoła inaczej. Zadziwiło mnie wzbogacenie książki o ilustracje sprzed prawie dwustu lat, które bardzo urozmaiciły lekturę. Przyjemnie było zarzucić przysłowiowe oko na ryciny, rysunki umieszczane przed każdym z rozdziałów. 

Cała historia rozpoczyna się od Balu, który miał miejsce w maju 1857 roku. Autor bardzo dba o szczegóły historyczne. Oznacza wprost czasoprzestrzeń, w której dzieje się fikcja literacka. Bardzo sprawnie Krzemiński połączył postaci historyczne z fantazją fabularną. Nie ukrywam, że typowo historycznych książek nie znoszę (o czym pisałam przy okazji recenzji „Śląskiego Kopciuszka” Gabrieli Anny Kańtor recenzja na klik), ale fabułę z historią w tle wręcz ubóstwiam, tym bardziej, gdy jest napisana prostym, lekkim językiem. Cała zresztą historia w powieści „Ucieczka” została bardzo dobrze odzwierciedlona, począwszy od sposobu mówienia, przez dawno zapomniane zawody (np. gorseciarki), obyczaje czy wyposażenie i wszelki inny asortyment. Pod tym kątem powieść ma wysoką wartość dydaktyczną. 

Przewodnim motywem powieści są kobiety. Nie jako tło, nie jako atrakcyjny dodatek, ale jako ważne bohaterki, które są pełnokrwistymi postaciami, odważnymi i samodzielnie myślącymi istotami. Powieść nie jest jednak wolna od stereotypów. Ot chociażby pierwsze spotkanie Emilii z Hra­bią Nikołajem Mi­chaj­ło­wiczem Go­łu­bo­jewem. Autor pokusił się o podsumowanie ich tańca w następujący sposób: „Emi­lia miała wra­że­nie, że jej ciało słu­cha tylko jego. Prze­stra­szyło ją to na­głe od­kry­cie, ale jed­no­cze­śnie chciała, by ten walc ni­gdy się nie skoń­czył.”„(…) Wi­ro­wali w walcu, wta­pia­jąc się w jego me­lo­dię. Kiedy tan­cerz pu­ścił Emi­lię, po­czuła się swo­bodna, ale nie wolna..”, czy „Emi­lia o mało nie wy­buch­nęła pła­czem. Uko­chany papa ni­gdy jesz­cze nie ode­zwał się do niej tak lo­do­wa­tym to­nem”.   Krzemiński oddał w tym sformułowaniu całą dziewczęcość tej małolaty nieznającej świata i nie mającej do tej pory, najwidoczniej, zbytniego kontaktu z płcią przeciwną. Takie ujęcie tematu wprost jak z „Trędowatej”. Wy też macie takie skojarzenia ?.

Historii jednak nie oszukamy. Emancypacja trwała latami. Krzemiński postarał się, by opowieść przez niego snuta była realnie osadzona w czasach, w której się dzieje. Chcą nie chcą i czy nam się to podoba, czy nie czytając tę pozycję musimy zgodzić się z takimi ujęciami problemu jak:

„(…) hra­bia po­wi­nien udać się gdzieś na obiad, ale jesz­cze nie czuł głodu. Wciąż upa­jał się ostat­nim wal­cem. „Nos mnie nie za­wiódł – my­ślał z za­do­wo­le­niem. – To dziew­czątko ukła­dało się jak rękawiczka”.” „Ucieczka” Stanisław Krzemiński. 

Ciekawym literackim zabiegiem było wprowadzenie do fabuły notatek, artykułów z gazet, cytowanych wypowiedzi. Nie wiem, czy notatki dziennikarza z „Gońca Płoc­kiego” były prawdziwe, ale nadały narracji wyjątkowości. Próbowałam znaleźć redaktora Cza­plickiego, by sprawdzić, czy jest postacią fantastyczną, czy historyczną. Niestety bez rezultatu. 

Powieść dla fanów literatury pięknej i dla fanów powieści historycznych. W żmudnej sadze rodzinnej autor zobrazował z czym borykały się kobiety na przestrzeni lat, jak były postrzegane, jak zresztą same się zachowywały pełniąc różne role wśród najbliższych i realizując innych oczekiwania. To powieść dla smakoszy literatury pięknej zawierającej treści historyczne.  

Moja ocena: 7/10

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od Wydawnictwa Marginesy, za co bardzo dziękuję.

„Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze” Żaneta Pawlik

TAMARYND. MARZĄC O LEPSZYM JUTRZE

  • Autorka: ŻANETA PAWLIK
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 376
  • Data premiery: 21.03.2023r. 

W zapowiedzi premiery od Zysk i S-ka Wydawnictwo pt. „Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze” ” od Żaneta Pawlik – strona autorska napisałam, że „różowa okładka to nie zapowiedź cukierkowej zawartości bowiem autorka dotyka trudnych kwestii związanych z pogodzeniem się z przeszłością, relacjami międzyludzkimi i życiu w zgodzie z samym sobą.” I kompletnie się nie pomyliłam. 

„(…) Kwadratowa szczęka i dwudniowy zarost idealnie komponowały się z orzechowymi oczami. Zawsze wyglądał jak niegrzeczny chłopiec. Dziewczyny szalały za nim w przeciwieństwie do ich ojców.” –„Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze” Żaneta Pawlik.

Liliana Piechurska po pracy w niemieckim domu seniora wraca do kraju. Zatrudnia się jako pielęgniarka w zakładzie psychiatrycznym. Nieoczekiwanie poznaje policjanta Tomka, o kwadratowej szczęce i orzechowych oczach – jak w powyższym cytacie, który został ojcem na ostatnim roku studiów. Czy Lila rozwinie skrzydła i pogodzi się z trudną przeszłością? Jakie relacje połączą ją z Jadwigą, a jakie z Tomkiem? 

„Chwila obecna to tylko stop-klatka, pauza w szaleńczym biegu przez życie. Potrzeba było dobrej kondycji, żeby dobiec na metę bez zapaści.” – –„Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze” Żaneta Pawlik. 

W powieści jest bardzo dużo takich nostalgicznych, skłaniających do zastanowienia się sformułowań. Autorka zadbała o detale, zadbała o nastrój. Utkała niby prostą historię, a pięknymi słowami, skrupulatnie zakreślając rys psychologiczny bohaterów. To taka książka obyczajowa na styku z literaturą piękną. Naprawdę warta Waszego zainteresowania. 

Od razu zwróciłam uwagę na dedykację, która brzmi „Mojemu Mężowi. Jesteś słońcem, deszczem, niebem.  Jesteś wszystkim.” Piękna. Uczuciowa. Dosłownie w kilku słowach oddaje wszystko. To cudownie, że Autorka ma kogoś, komu może tak zadedykować swą powieść. To miłe. 

Wracając jednak do publikacji to została skonstruowana bardzo czytelnie. Kolejno ponumerowane rozdziały zawierają opis współczesnych wydarzeń oraz retrospekcje z przeszłości. Gdzieniegdzie pojawia się dopisek typu „Pięć miesięcy wcześniej”, który zwiastuje historię dotyczącą wcześniejszego czasu. Główna bohaterka to Liliana, zwana Anką. Dzięki tej konstrukcji czytelnik ma okazję poznać Ankę w pełni. Nie czułam żadnego niedosytu po przeczytaniu lektury w odniesieniu do głównej bohaterki, choć zabrakło mi Tomka, który okazał się bardzo interesującą postacią. 

„(…) Na dźwięk imienia przewróciła oczami, na szczęście jej rozmówczyni nie mogła tego zobaczyć. Nienawidziła jego brzmienia, znajomi zwracali się do niej Anka i tego oczekiwała również po nieznajomych.” – „Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze” Żaneta Pawlik

Zdziwiła mnie trochę Autorka tą niechęcią do imienia swej bohaterki. Przecież Liliana to nie Czesława, nie Stanisława i nie Krystyna. Ale to kwestia gustu, a o gustach trudno dyskutować. 

Książkę czyta się bardzo szybko. Z zaciekawieniem przemierzałam ulice znanego miasta, rondo Generała Ziętka czy okolice Spodka. Nawet Katowice – Szopienice z tanimi, obskurnymi mieszkaniami na wynajem wydały mi się ciekawe. Prawdą jest, że wyłącznie z powodu miejsca akcji znanego mi osobiście. Zdarza mi się to nie raz i nie dwa, praktycznie zawsze czytając o miejscach, które znam odbieram książkę bardzo osobiście, w pozytywny sposób. 

Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze” Żanety Pawlik to głęboka opowieść. Układa się w piękną historię idealną na świąteczny prezent. 

Moja ocena: 8/10

Za możliwość zapoznania się z książką bardzo dziękuję WYDAWNICTWU Zysk i S-ka.

„Wymarzony dom Anne” Lucy Maud Montgomery

WYMARZONY DOM ANNE

  • Autorka: LUCY MAUD MONTGOMERY
  • Wydawnictwo: MARGINESY
  • Cykl: ANIA Z ZIELONEGO WZGÓRZA (tom 5)
  • Liczba stron: 328
  • Data premiery w tym wydaniu: 7.06.2023r, 
  • Rok 1 wydania polskiego: 1959r
  • Rok premiery światowej: 1917r.

Kolejny, bo już piąty tom cyklu „Ani z Zielonego Wzgórza” w nowym tłumaczeniu od @wydawnictwomarginesy za mną. Nie ukrywam, że zabierałam się do niego dość długo. Chyba dlatego, że już trochę euforii nad nowym tłumaczeniem wyeksponowałam (recenzje poprzednich tomów znajdziecie tu: „Anne z zielonych szczytów”, „ Anne z Avonlea” „Anne z Redmondu”, „Anne z szumiących wierzb”) . Do tej całkiem nowej serii podchodzę trochę jak do serialu na platformie Netflix „Ania nie Anna”. Oglądaliście? Jeśli nie to zobaczcie koniecznie. Taka trochę wariacja na temat młodej kobiety, rudej sieroty, ukochanej przez wiele pokoleń. Niestety, jak się jest czytelniczym dinozaurem i przez lata czytało się tylko jedno tłumaczenie, trudno się wyzbyć swych przyzwyczajeń.

Anne po mężu Blythe zamieszkuje z Gilbertem nad zatokę Four Winds. Została panią doktorową i uwiła urocze gniazdko. Poznaje nowych przyjaciół. Latarnika, kapitana Jim, znającego historię całej okolicy intersującego się romantyczną historią Blythe’ów, a także Leslie Moore – młodą sąsiadkę, która opiekuje się ciężko chorym mężem. Czy życie nad zatokę Four Winds będzie dla Blythe’ów usłane różami? 

Dziwne ile się zapomina jeśli się nie sięga do książek przeczytanych dawno temu, nawet uważanych za najlepsze. Tak było w przypadku „Wymarzonego domu Anne”. Kompletnie zapomniałam o trudnych doświadczeniach Blythe’ów związanych z rodzicielstwem oraz o Leslie Moore, którą znałam z innych tłumaczeń jako Ewę Moore. Całkowicie zapomniałam jak nazwane zostały dzieci Anne. Oj, oj…. Warto więc odświeżyć sobie wiedzę z cyklu wszech czasów, który został napisany przez Lucy Maud Montgomery ponad sto lat temu. Po przeczytaniu już tęsknię za Anne, która przeprowadza się w końcówce do Złotego Brzegu. Ciekawe jaki tytuł w Wydawnictwie Marginesy będzie nosił szósty tom cyklu? 

O poszczególnych książkach serii napisałam już całkiem sporo. I w piątym tomie autorka postarała się, by perypetie Anne, już mniej dynamiczne i ciekawe niż za młodu, były ciekawego dla młodego czytelnika. Poznajemy więc Anne w roli młodej mężatki, a później matki. Poznajemy ją jako kobietę szukającą relacji z innym człowiekiem, ciekawym latarnikiem mającym swoją historię oraz młodą Leslie. Poznajemy wreszcie jako opiekunkę ogniska domowego i dojrzewającego człowieka, który zaczyna doświadczać nowych przeżyć, na które nie był przygotowany. Cel serii był jasny. Lucy Maud Montgomery chciała przedstawić młodemu czytelnikowi bohaterkę, która mimo przeciwności losu potrafiła odnaleźć szczęście. Chęć koloryzowania rzeczywistości, uciekanie w wyobraźnię było lekarstwem dla Anne i pięknie zostało zaprezentowane w pierwszych częściach cyklu. Trudno oczekiwać tego samego od młodej dorosłej, która zaznała już rodzinnego życia, zaznała już szczęścia u boku ukochanego. 

Pisząc tę recenzję przypomniałam sobie, że kiedyś nie cierpiałam Anne w dorosłym wydaniu. Uważałam, że jej literacka matka skrzywdziła bohaterkę ubierając ją w dorosłą postać. Anne z tomu „Wymarzony dom Ani” wydawała mi się dużo mniej ciekawsza, a jej losy strasznie nudne. Minęło wiele lat i ja zmieniłam swoje podejście. Odbiór po „Wymarzony dom Anne” mam teraz całkiem inny. W zachowaniu Anne, jej troskach, przeżyciach, smutkach odnalazłam wiele analogii do mojego własnego życia, do roli matki, żony, którą pełniłam. Do roli młodej kobiety, która – jej zdaniem –  nie jest w stanie sprostać wymaganiom ani bliskich, ani swoim. To trochę jak u Anne u progu dorosłego życia. To trochę właśnie, jak w prawdziwym dorosłym życiu. 

Reasumując, piąty tom cyklu o Ann Shirley zyskał na przeczytaniu po około 20-letniej przerwie. Zrozumiałam wiele kwestii, która starała się pokazać autorka, a których nie rozumiałam czytając ten tom w młodym wieku. Dlatego warto sięgać po klasyczne powieści w nowym wydaniu i w nowym tłumaczeniu. Zachęcam Was do tego. Możliwe, że odnajdziecie w treściach całkiem sporo nowego. 

Moja ocena: 7/10

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od Wydawnictwa Marginesy, za co serdecznie dziękuję.

„Cudowne lata” Valerie Perrin

CUDOWNE LATA

  • Autorka: VALERIE PERRIN
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Liczba stron: 576
  • Data premiery : 22.02.2023r.
  • Data premiery światowej: 30.03.2022r.

Nie czytałam książki „Życie Violette” Valerie Perrin, którą się zachwycają i krytycy, i zwykli czytelnicy. Sięgnęłam za to, ze znacznym opóźnieniem, do prezentu od @WydawnictwoAlbatros, do kolejnej książki tej samej autorki zatytułowanej „Cudowne lata”. Nie ukrywam, że pociągnął mnie sam tytuł. Przypomniał mi serial, o amerykańskich przedmieściach z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, który oglądałam nagminnie w młodocianym wieku. Serial, który trochę został obdarty ze złudzeń i pozytywnych emocji, w chwili, gdy przeciwko aktorowi grającemu głównego bohatera postawiono liczne zarzuty molestowania seksualnego. Cóż, czasem tak się zdarza, że wspomnienie dzieciństwa tracą na pozytywnej sile. Tak, jak w tej książce. Tak, jak w tej książce…

Ninę wychowywał stary człowiek. Étienne był synem starego człowieka. Adrien był synem nieobecnego ojca i matki hipiski, która sama sobie skręcała papierosy….” -„Cudowne lata” Valerie Perrin.

Ta trójka w wieku dziesięciu lat spotkała się na placu szkolnym, przed ostatnią klasą szkoły podstawowej. I to ta trójka weszła „w dzieciństwo jak papużki nierozłączki” dzieląc wszystkie swoje smutki, swoje wzajemne szczęścia, trudy dorastania, pierwsze i ostatnie miłości, a także tragedie, jak śmierci najbliższych. Do momentu, gdy wszystko się zmienia. Gdy Étienne przestaje rozmawiać ze swoim dotychczas najlepszym przyjacielem. Gdy Nina zatraca się w nieudanym związku małżeńskim z Emmanuelem. Gdy sam Adrien zaczyna częściej rozmawiać z Virginie i po kryjomu utrzymuje związek z siostrą Étienne’a Louise. Do czasu…

Ależ to jest cudowna powieść!!! Głęboka, nieprzejednana, zaciekawiająca od praktycznie drugiego rozdziału. Od momentu, gdy przeczytałam:

Jestem wysoka, raczej zgrabna. Mam grzywkę, półdługie, ciemnokasztanowe włosy. Kilka siwych niteczek kamufluję brązowym tuszem do rzęs. Mam na imię Virginie. Jestem w tym samym wieku co oni. Dziś z tamtej trójki tylko Adrien jeszcze ze mną rozmawia. Nina mną gardzi. Étienne. To ja nie chcę z nim gadać.” -„Cudowne lata” Valerie Perrin.

Już wiedziałam, że książka ma to drugie dno, które spowoduje, że przeczytam ją w dość krótkim czasie od deski do deski nie mogąc uronić ani słowa. Tak się dokładnie stało. Pochłonęła mnie historia tej trójki dziesięciolatków, która od 1987 do 2017 roku, a właściwie do 2018 stała się lustrzanym odbiciem wszystkiego, co może się zdarzyć dobrego, niezrozumiałego, tragicznego i niespodziewanego w życiu każdego człowieka.

Bardzo podobała mi się konstrukcja. Dziewięćdziesiąt dwa rozdziały, kolejno ponumerowane, z określeniem czasu na początku każdego z nich. Autorka odzwierciedliła na przestrzeni dziesięcioleci niektóre prawdziwe wydarzenia. Wspomniała o pogrzebie Diany Spencer, o śmierci Matki Teresy z Kalkuty i nawet o mistrzostwach świata z 2018 roku, w których Francja zdobyła mistrzostwo.  Valerie Perrin poprowadziła narrację dwojakim stylu. Retrospekcje przedstawiła z perspektywy narratora trzecioosobowego, wszystko wiedzącego, który zagląda w tajniki życia głównych bohaterów. Natomiast wydarzenia z lat 2017/2018 relacjonowała z punktu widzenia Virginie, samotnej kobiety, szukającej przestrzeni dla siebie w dwudziestym pierwszym wieku, trzydzieści jeden lat po zapoznaniu się z dziećmi na placu szkolnym.

Perrin oddała dziecięctwu, co mu się należy. Okresowi nastoletniemu wszystkie bunty, nieporozumienia, błędy, które zaważyły na dalszym życiu Niny, Adriena i Étienne’a. Te ukradkowe spojrzenia. Autorka pozornie wywiodła mnie na pola kryminału wplątując w fabułę tajemnicze zniknięcie młodej dziewczyny sprzed kilkudziesięciu lat –  Clotilde Marais. Odnalezionej we wraku samochodu na dnie jeziora. Długo mnie ten wątek ciekawił, aż zrozumiałam, ale dopiero około 400-tnej strony, że on nie ma znaczenia. Znaczenie ma to co działo się w życiu i w głowach głównych bohaterów. Znaczenie ma to, w jaki sposób autorka ich zobrazowała, co dzięki ich historii chciała przekazać czytelnikom. A przekazała sporo. Bardzo dużo.

Zanurzyłam się w „Cudownych latach” jak w głębokiej, ciepłej wodzie. Czytając przeżyłam interesującą podróż, w trakcie której spotkałam wielu ciekawych bohaterów, poznałam matki, ojców, nastolatków chcących za wiele od życia. Przyglądnęłam się procesowi odnajdywania szczęścia i zrozumiałam na nowo, że pewne sprawy nie należy odkładać na później, bo tego później, może po prosu nie być.

Gorącą zachęcam Was do lektury tej powieści. Zanurzcie się w historię trójki dzieci na przestrzeni kilkudziesięciu lat.

Moja ocena 8/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

„Pożegnanie z bronią” Ernest Hemingway

Ernest Hemingway

POŻEGNANIE Z BRONIĄ

  • Autor: ERNEST HEMINGWAY
  • Wydawnictwo: MARGINESY
  • Liczba stron: 376
  • Data premiery w tym wydaniu: 12.04.2023r.
  • Data pierwszego wydania polskiego: 1931r.
  • Data premiery światowej: 1929r.

Nikt już chyba nie czyta literatury pięknej ☹. Zachwycając się nowymi tłumaczeniami i wydaniami od @wydawnictwomarginesy klasycznej literatury szukam wśród czytających znajomych pasjonatów tego gatunku. Za wyjątkiem wujka z numerem Pesel zaczynającym się na cyfrę „4” nikogo nie znalazłam😉. A szkoda. Odkrywanie ponownie w nowym przekładzie, bardziej uwspółcześnionym, przykładowo, Ernest Hemingwaya to nie lada gratka. Podobne odczucia miałam po przeczytaniu „Zaś słońce wschodzi” oraz „Wiosenne wody”. Sięgając więc po całkowity klasyk „Pożegnanie z bronią” debiutujące w tym wydaniu w kwietniu br. liczyłam ponownie na ucztę intelektualną. Wiele można zarzucić Hemingwayowi, ale przyznać trzeba, że wytrawny pisarzem był….

Opis Wydawcy

„Amerykański porucznik Frederic Henry służy w korpusie ambulansów armii włoskiej podczas pierwszej wojny światowej. Stacjonując w północnych Włoszech, spotyka piękną angielską pielęgniarkę Catherine Barkley i zakochuje się w niej. Namiętny romans tych dwojga zostaje jednak przyćmiony przez okropności wojny. Frederic rusza na front z niewielkim oddziałem, który traci podczas ofensywy, on sam zaś musi zdecydować, czy zostać dezerterem czy zginąć. Czy w tak ponurych czasach może liczyć na łut szczęścia?”

W tych paru zdaniach Wydawca wprowadza czytelnika w meandry historii pisanej prawie sto lat temu i opartej na własnych doświadczeniach autora. Wśród spokojnej służby na tyłach armii, wypełnionej alkoholem i kobietami szukałam okropieństw pierwszej wojny światowej. Frederick Henry, zwany przez wielu Tenente jako amerykański ochotnik służy czerpiąc z wojennej zawieruchy wszystko, co się da. Jego spotkanie z angielską wolontariuszką Czerwonego Krzyża Catherine Barkley rodzi głębokie uczucie, niestety bez happy endu.

Bardzo dobrze Hemingway oddał szczegóły życia w okopach. Idealnie sportretował uczucia, które rodzą się w głowie porucznika tracącego powierzonych mu ludzi i sprzęt, tracącego na froncie swoich kompanów przyjaciół. Tematy podjęte w tej wielkiej prozie okazały się dla mnie bardzo przejmujące. Trudno czytało mi się o niewoli, o śmierci, o niespełnionej miłości i poszukiwaniach zakończonych sukcesem, ale tylko jakby na moment, na chwilę. Jakby Hemingway chciał zostawić w swojej spuściźnie przesłanie na potomnych o fałszywej niezłomności, ulotnym szczęściu i niespełnionych miłościach. W tych charakterystycznych dla Autora monologach głównego bohatera oraz opisach przyrody można się zatracić. To literatura przez duże „L”, w której nie brakuje wzniosłych uczuć, skomplikowanych sformułowań, rozbudowanych zdań i szarpiących nerwy historii. Wojna i miłość, tak jak tytuł filmu, w którym w postać pierwowzoru  Catherine – Agnes von Kurowsky wcieliła Sandra Bullock, a w samego pisarza Chris O’Donnell, to tło „Pożegnania z bronią”. Tło, które fascynowało wielu kinowych twórców. Warto wspomnieć, że pierwszy film na kanwie tej powieści powstał już w roku 1932, tj. dwa lata po premierze książkowej. Najbardziej znany, który z Rocka Hudsona zrobił amerykańskiego gwiazdora filmowego, miał premierę w dniu 14 grudnia 1957 roku. Jest to jednak temat tak wdzięczny, tak chwytliwy, że jeszcze pewnie nie raz kinematografia spróbuje zaczarować nas, widzów kolejną ekranizacją.

Trudno jest czytać literaturę piękną o tematyce wojennej, gdy na Wschodzie wojna dzieje się tu i teraz. Trudno jest czytać prawie stuletnią literaturę, gdy półki księgarń zalewane są współczesnymi powieściami w interesujących mnie gatunkach. Całkiem trudno. Warto jednak czasem zanurzyć się w przeszłość. Warto zachwycić się opowieściami nieśpiesznymi. Zdaniami wijącym się jak przepiękne węże, w których nawet trudnych opisach od razu zauważalne jest piękno ówczesnej prozy. I do takiej odskoczni Was zachęcam. Udanej lektury!!!

Moja ocena: 7/10

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od Wydawnictwa Marginesy, za co bardzo dziękuję.

„Jutro, jutro i znów jutro” Gabrielle Zevin

JUTRO, JUTRO I ZNÓW JUTRO

  • Autorka: GABRIELLE ZEVIN
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 512
  • Data premiery: 28.03.2023r.
  • Data premiery światowej: 14.07.2022r.

(…) Kiedy ktoś ci mówi, że będą problemy, wierz mu.” – „Jutro, jutro i znów jutro” Gabrielle Zevin.

Bardzo spodobał mi się ten cytat. Idealnie oddaje rzeczywistość. Ktoś kogoś ostrzega, a ten ktoś i tak idzie jak w przysłowiowy „dym”. 😊  

Trochę o tym jest premiera z końca marca br. od Wydawnictwa @Zysk i S-ka zatytułowana „Jutro, jutro i znów jutro” autorstwa Gabrielle Zevin. To historia o młodych dorosłych zafascynowanych robieniem gier komputerowych. To opowieść o Samie Achillesie Masurze, który w okresie szpitalnej rekonwalescencji poznał młodą Sadie Mirandę Green. Dziewczynę – wolontariuszkę. To z nią uciekał w świat gier. To na jej oczach fascynował się nierealną rzeczywistością. To ją zobaczył dużo, dużo później na peronie. I to z nią stworzył swoją pierwszą grę, która stała się bestsellerem.

Jutro, jutro i znów jutro” od Gabrielle Zevin to jedna z tych książek, która okazała się dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Po pierwsze czytając opis Wydawcy założyłam, że nie do końca polubię fabułę, ze względu na duże skupienie autorki na otaczający świat twórców gier i samych grach komputerowych. Ja swą przygodę z grami zaczęłam dawno, dawno temu i skończyłam również dawno, dawno temu. Cóż może laik dowiedzieć się z takiej wirtualnej konwersacji:
40 NEXT  X
 50 PRINT „PROSZĘ, PROSZĘ , PROSZĘ, WYBACZ MI …”

O co chodzi z tymi numerami i tymi sformułowaniami „next” czy „print” było mi nie do końca wiadome. Tak samo jak definicje, standardy, cechy, fascynacja grami. Nie do końca wczułam się w ten klimat i nie do końca go rozumiałam.

Niemniej jednak społeczną warstwę powieści oceniam bardzo dobrze. Podobała mi się postać Sama. Skomplikowanego, nieśmiałego introwertyka. Z sympatią czytałam o Annie Lee, w każdym momencie jej życia. Nawet o Annie Lee, która nie wiedziała „(…) jak inaczej odejść.”. Wątek relacji matko – synowskiej bardzo dobrze został przez Gabrielle Zevin zarysowany. Nie ma w nim pompatyzmu. Nie ma przerysowania i nieprawdziwej czułości.  Jest i chłopak, potem mężczyzna i jest silna kobieta. Jakaś Anna Lee…

Ogromną zaletą powieści jest jej wielokulturowość. Tu autorce należą się dodatkowe słowa uznania. Prawdziwy tygiel społeczny. Koreańsko – żydowski chłopiec. Pół Japończyk i żydówka po bat micwie („uroczystość religijna, związana z wejściem dziewczyny w okres dorosłości, odpowiednik bar micwy u chłopców” cyt. za : https://pl.wikipedia.org/wiki/Bat_micwa). Inne podejścia, inne zwyczaje, inne perspektywy na otaczający świat głównych bohaterów.  Wszystko to miesza się w jednym świecie. Świecie trójki przyjaciół; Sama, Sadie i Marxa. Opowieść Zevin odebrałam trochę jako odę ku przyjaźni. Mimo ogromnych rozbieżności, mimo niewykorzystanych szans i straconych lat można w pewnym momencie spotkać bratnią duszę i próbować z nią kształtować swoją przyszłość.

To historia bez happy endu. Smuta, dotykająca w bardzo osobisty sposób wielu aspektów życia przeciętnego czytelnika. Książka dała mi wiele do myślenia w różnych aspektach. W wielu miejscach widziałam siebie w bohaterach na różnych etapach mojego życia. Czasem cieszyłam się, że dawno te lata minęły. Częściej jednak nostalgicznie tęskniłam za tą siłą, za tym sprawstwem i przeświadczeniem, że wszystko i wiele jeszcze przede mną. Ciekawy pomysł na powieść. Sprawdźcie sami, czy dacie radę😊. Zachęcam do lektury!

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.