„Jak bez napięć wychować pewne siebie dziecko” Michaleen Doucleff

JAK BEZ NAPIĘĆ WYCHOWAĆ PEWNE SIEBIE DZIECKO

  • Autorka: MICHALEEN DOUCLEFF
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Liczba stron: 400
  • Data premiery: 21.09.2022r.
  • Data premiery światowej: 8.03.2022r.

Michaeleen Doucleff ma doktorat z chemii na Uniwersytecie w Berkeley w Kalifornii, magisterkę winiarstwa i enologii na Uniwersytecie Kalifornijskim, a także licencjat z biologii. Czym jest enologia? Już spieszę wytłumaczyć; to nauka zajmująca się kwestiami związanymi z produkcją wina😉. Kobieta orkiestra można by rzec. Żadna tam psycholożka, psychoterapeutka i specjalistka z dziedziny psychiatrii. Doucleff to biolożka (tylko na szczeblu licencjackim), chemiczka i specjalistka od win. Nie ukrywam więc, że do książki, która  stała się bestsellerem za Oceanem pt. „Jak bez napięć wychować pewne siebie dziecko” od @wydawnictwo.muza.sa debiutującej w dniu 21 września br.  (oryginalny tytuł: „Hunt, Gather, Parent: What Ancient Cultures Can Teach Us About the Lost Art of Raising Happy, Helpful Little Humans”) podeszłam z lekkim rozbawieniem i niedowierzaniem. Po pierwsze z powodu tytułu😉. Jako matka z kilkunastoletnim stażem zestawienie w jednym zdaniu czasownika „wychować” i rzeczownika „dziecko” wyklucza sformułowanie „bez napięć”. Od wieków wiadomo, że dzieci walczą z rodzicami, a rodzice – często całkowicie nieświadomie – z dziećmi. Bez napięć obyć się więc nie sposób, choćbyśmy nie wiadomo jak się starali. Po drugie osoba autorki. Rozumiem jej doświadczenie w wychowaniu dzieci. Rozumiem jej spostrzeżenia, które stały się kanwą poradnika, a które zdobyła w trakcie podróży na trzy kontynenty ze swoją 3-letnią córką Rosy. Całkowicie rozumiem, że dzieci obcowaniu z rodzinami Majów, Inuitów i Hadzabe zrozumiała, że można efektywnie motywować dzieci do współuczestniczenia w życiu codziennym i rodzinnym, a także dzięki temu budować pewność siebie i ich samowystarczalność. Ale przecież to prawdy znane nie od dziś. To doświadczenia wszystkich matek przed nami niekoniecznie z tych odległych zakątków świata. Wystarczy zapytać nasze matki😊.

Poradnik jest zbiorem doświadczeń Autorki zaczerpniętych z innych społeczności, a także z własnego życia. To skomasowany zestaw konkretnych przykładów  z życia codziennego, z którymi stykają się najpewniej wszyscy rodzice na świecie. Zawiera również pewne ciekawostki związane z życiem wspólnot, w których Michaleen Doucleff gościła i wiedzy, którą dzięki temu zdobyła. Do tego egzotyczna kultura i obyczaje Majów, plemienia Hadza i Inuitów dodają książce wyjątkowości. O wychowaniu według tych przedstawicieli społeczeństwa jeszcze nie czytałam i to stanowi wartość dodaną poradnika. W pozostałym zakresie książkę cechują złote myśli związane z wychowywaniem dzieci. Dla mnie, całkowicie nie odkrywcze. Autorka zwraca uwagę na odpowiedzialność dzieci w gospodarowaniu domem, na ich samodzielność. Każe nam, rodzicom dawać przestrzeń dzieciom, w której sami się sprawdzą, a dzięki temu zdobędą cenne doświadczenie. Zwraca uwagę na nieskuteczność metod wychowawczych opartych na nadzorowaniu, wskazywaniu drogi i pilnowaniu, by dziecko pokonywało każdy jej fragment. Podaje, jak na tacy, przykłady z życia i sposoby radzenia sobie z nimi. Pokazuje jak radzić sobie z gniewem u dzieci, stresem i brakiem motywacji.

Długo szukałam, co takiego jest odkrywczego w książce, że stała się bestsellerem New York Times’a. nawet przesłuchałam treści zaprezentowane w podcastach jak niżej.
Dowiedz się więcej tutaj: https://lnkd.in/g3KrpZNT
Posłuchaj lub obejrzyj poniżej:
Apple Podcasts – https://lnkd.in/g9hmsCJb
Spotify – https://lnkd.in/gSeGQECk
YouTube – https://lnkd.in/gqNMg6Dm

I niestety. Nie odnalazłam odpowiedzi na zagraniczny fenomen. Dla mnie „Jak bez napięć wychować pewne siebie dziecko” to zbiór oczywistych prawd, do których wcześniej, czy później dochodzi każdy myślący i uczący się na swoich oraz innych błędach rodzic. Możliwe, że motywowanie dzieci do odpowiedzialności za wspólne gospodarstwo domowe, za robienie zakupów, za gotowanie i za sprzątanie jest czymś odkrywczych dla Ameryki. Dla nas Polaków niekoniecznie. Wszak obowiązki te od lat sześćdziesiątych zapisane zostały w art. 91 § 2 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego (Dz.U.2020.0.1359 – Ustawa z dnia 25 lutego 1964 r. – Kodeks rodzinny i opiekuńczy z późn. zm.).

„Art. 91. Obowiązki dziecka mieszkającego u rodziców
§ 2. Dziecko, które pozostaje na utrzymaniu rodziców i mieszka u nich, jest obowiązane pomagać im we wspólnym gospodarstwie.”

Stwierdzam, będąc bardziej przekorną, że nie trzeba odwiedzić Majów, Innuitów, czy inne rzadkie plemiona, by dojść do oczywistej prawdy, że tylko odpowiedzialne za wspólne życie dziecko wyrośnie na odpowiedzialnego, młodego człowieka, będącego wartością dodaną dla społeczeństwa.

Przyjemnie czytało mi się fragmenty związane z radzeniem sobie z emocjami. Chociaż będąc po lekturze „Jak rozumieć, nazywać i regulować swoje emocje” Olgi Daligi (recenzja na klik) mogłabym praktycznie te części pominąć. Walorem poradnika są urywki pokazujące życie, obyczaje i kulturę społeczności, do których Michaleen Doucleff zawitała. Tak, ta podróżnicza atmosfera i klimat uratowała lekturę. Gdyby nie osadzenie akcji i doświadczeń w tak ciekawym i atrakcyjnym dla mnie otoczeniu, czas spędzony z lekturą uważałabym za stracony😉.

Mam problem z oceną tej książki. Zdarza mi się to często, gdy czytam poradniki, którymi zachwycili się Amerykanie. Zapewne wynika to z różnic kulturowych i całkiem odmiennych doświadczeń życiowych. Pod kątem popularnonaukowym lektura nie jest dla mnie wartością dodaną. Pod kątem globtroterskim, poznawania kultury Majów, plemienia Hadza i Inuitów jest ciekawym doświadczeniem. I jeżeli lubicie takie klimaty poznawcze, to „Jak bez napięć wychować pewne siebie dziecko” Michaleen Doucleff jest zdecydowanie dla Was.

Moja ocena: 6/10

Za możliwość zapoznania się z poradnikiem bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.

„Jak rozumieć, nazywać i regulować swoje emocje” Olga Daliga

JAK ROZUMIEĆ, NAZYWAĆ I REGULOWAĆ SWOJE EMOCJE

  • Autorka: OLGA DALIGA
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Liczba stron: 256
  • Data premiery: 21.09.2022r.

Trudno jest mówić o emocjach. Musimy tego uczyć się całe życie. Zwykle mówienie o emocjach zastępujemy kłótniami, atakami na drugą osobę, zbędnymi sprzeczkami i zamykaniem się. Jakby nam trudno było się przyznać do złych emocji.

@wydawnictwo.muza.sa w dniu 21 września br. ulokowało na półkach księgarskich poradnik zatytułowany „Jak rozumieć, nazywać i regulować swoje emocje”. Jego autorką jest Olga Daliga, psycholożka i mediatorka prowadząca https://psychoinspiracje.pl/blog/ . Sama Autorka o sobie mówi, że „Jakość, którą mogę się z Tobą podzielić, jest oparta na wiedzy merytorycznej wyniesionej ze studiów, różnych kursów, wykładów i warsztatów oraz wielogodzinnej pracy praktycznej z pacjentami mierzącymi się z różnymi trudnościami.” (źródło: https://psychoinspiracje.pl/o-mnie/ z dnia 25.09.2022r.) Mam więc nadzieję, że książka spełni finalnie moje oczekiwania, co do jakości. Wszak Pani Daliga dała mi pewną obietnicę. Zawarłyśmy pewien kontrakt😉.

W skrócie: poradnik uczy nas jak radzić sobie z emocjami, których nie chcemy doświadczać. Tym bardziej, że zewsząd atakują nas komunikaty pomagające nam się afirmować, pozytywnie motywować. Same obiecujące złote myśli. A my częściej doświadczamy czegoś odwrotnego. Czujemy się przytłoczeni, zniechęceni własnym życiem, które zbytnio nie rożni się od życia innego człowieka. Dzień po dniu odczuwamy niepokój, niezadowolenie. Nie dostrzegamy drobnych osiągnięć i zamykamy się na małe sukcesy, które wzmocnią satysfakcję z wykonywanej pracy i naszego życia rodzinno – domowego. O wychowaniu dzieci nie wspomnę😉. Autorka pomaga nam zrozumieć jak funkcjonuje nasz mózg i jaki ma wpływ na kształtowanie się emocji. Wskazuje nam jak drogowskaz co wpływa na emocje dzieci i nastolatków, z którymi zwykle nie potrafimy sobie poradzić.  Duży nacisk Olga Daliga kładzie na proces rozpoznawania swoich emocji, tych prawdziwych, a nie tych powierzchownych, a także jak sobie z nimi radzić, w którą stronę je kierunkować. Pozwala nam zrozumieć nie tylko nasze emocje, ale także siebie. To wszystko wzbogacone zostało prostymi ćwiczeniami pozwalającymi zrozumieć przedstawiony materiał przez doświadczenie oraz prawdziwymi historiami realnych pacjentów.

Nawet najbardziej profesjonalnie, oddanie i kompetentnie napisany poradnik psychologiczny nie zastąpi nikomu psychoterapii indywidualnej, czy grupowej. Trudno mi jest ocenić przedstawione treści w poradniku pod kątem ich przydatności i efektywności na nasze życie. Dobrze się go czytało, to fakt. Jest krótkim przewodnikiem w emocjonalnym świecie, tylko dotykającym powierzchownie problemu zarządzania emocjami z jakim stykamy się w naszym życiu i to bez względu na nasz wiek.  

„Jak rozumieć, nazywać i regulować swoje emocje” Olgi Daligi zawiera także garstkę ciekawostek i interesujących treści z gatunku „z życia wziętych”. Świadomość, że inni borykają się z podobnymi problemami zawsze wzmacnia i dodaje sił w zmaganiu się z codziennością. Ja jednak najbardziej doceniłam treści związane z rozwojem emocjonalnym dzieci, a szczególnie tą burzą, której doświadczają w okresie nastoletnim. Jako matka dwójki nastolatków trudno mi ich rozgryźć, często od rana do wieczora. A gdzie tam noc😊. Z uważnością czytałam na co więc zwrócić uwagę w procesie komunikacji, co tak naprawdę dziecko chce powiedzieć zachowując się lub mówiąc w taki, czy inny sposób oraz jak nastolatkom pomóc w wyrażaniu siebie i swoich emocji. To trudny proces. To trudne, wręcz niemożliwe zadanie z perspektywy matki. Wszelako skazana jestem z góry na niepowodzenie.

Poradnik cechują trafne spostrzeżenia, idealnie wybrane przykłady i treści, a także skomasowana wiedza, która nie zanudza. To książka wzmacniająca nas, pozwalająca nam zrozumieć, popracować nad znanymi nam informacjami, nawet jak nie potrafiliśmy ich w tak profesjonalny sposób nazwać. Przystępnie napisany poradnik. A to jest zawsze ogromny pozytyw w tym gatunku. Miłego studiowania!

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.

Recenzja przedpremierowa!!!  „Zła miłość” Marta Guzowska

ZŁA MIŁOŚĆ

  • Autorka: MARTA GUZOWSKA
  • Cykl: TRZY CNOTY (tom 1)
  • Wydawnictwo: WIELKA LITERA
  • Liczba stron: 369
  • Data premiery: 28.09.2022r.

@Marta Guzowska jest współautorką optymistycznej, kryminalnej serii o Lucji Słotce, którą uwielbiam. Jest też twórczynią bardzo wszechstronną. Współtworzy serię dla dzieci „Detektywi z Tajemniczej 5 kontra duchy”, krótkie formy literackie, czy nawet książki podróżnicze jak „Wiedeń. Miasto najlepsze do życia.”. Na kryminały Pani Marty zwróciłam uwagę już jakiś czas temu. Słyszałam, że na uwagę zasługuje cykl „Mario Ybl”, który mam w planach nadrobić w najbliższej przyszłości😉. Sama „Zła miłość”, o której więcej przeczytacie poniżej, będąca pierwszą częścią tryptyku kryminalnego wydanego przez Wydawnictwo @WielkaLitera również jest warta Waszej uwagi. Jak wspomniałam w zapowiedzi, książka podróżowała ze mną w Beskid Śląski. I mimo pięknej pogody, wygodnych butów idealnych do wspinaczki górskiej i zapierających dech w piersiach widoków nie potrafiłam się od tej publikacji oderwać. Zapamiętajcie tę datę!!! Premiera już 28 września!!!

Bohaterką tryptyku jest Frania Kruk prywatna detektyw. Czterdziestoletnia kobieta po przejściach. Rok temu w wypadku samochodowym zginął jej mąż. Pogrążona w smutku, samotna z dzieckiem kobieta próbuje poukładać swoje życie na nowo.  Zmuszona pogarszającą się sytuacja finansową wraca z Warszawy do rodzinnego Brwinowa, do domu swego ojca. Do rodzinnego miasta, w którym zmuszona jest z powrotem sypiać w swoim dziecięcym pokoju. Oprócz roli matki musi wypełniać całą sobą rolę troskliwej córki.  Zmuszona jest zapewnić i byt starszemu, schorowanemu ojcu, i nastoletniej córce, z którą od śmierci jej ojca nie potrafi w ogóle nawiązać kontaktu. Każda pogrążona jest w swoim bólu i skupiona na swoich uczuciach. Niespodziewanie Franka dostaje bardzo intratne zlecenie. W okolicy na skutek wypadku samochodowego ginie wschodząca gwiazda telewizji, Sonia Marchlewska. Policja podejrzewa, że ktoś przyczynił się do jej śmierci. Od razu typuje małżonka ofiary. Frania zatrudniona zostaje przez zrozpaczonego męża aktorki, który okazuje się jej pierwszą, wielką miłością.  Czy Frani uda się dojść do prawdy? Czy jest możliwe, że ktoś przyczynił się do śmierci Soni? Znacznym utrudnieniem dla Detektywki staje się fakt, że dokładnie rok wcześniej w tym samym miejscu w wypadku samochodowym zginął również jej mąż, Marcin. Czy to przypadek?

Książkę czyta się bardzo szybko. Nie potrafiłam się od niej oderwać mimo bardzo aktywnego wypoczynku. Styl pisania autorki bardzo mi się podobał. Książka składa się z dokładnie 73 rozdziałów i epilogu. Narracja jest pierwszoosobowa, czego zazwyczaj nie lubią, za czym nie przepadam. Natomiast tutaj bardzo dobrze się sprawdziła. Pierwszorzędnie mi się książkę czytało😊.

W trakcie lektury poznajemy przeszłość Frani. Na jej nieszczęście z powrotem wchodzi w swoje dawne środowisko. Nie z wyboru, tylko z konieczności. Spotyka znajomych ze szkoły. Autorka bardzo dobrze przedstawiła tę sytuację od strony psychologicznej. Ogólnie mimo, że nie znajdziemy w książce głębokich analiz, to i tak czytelnik potrafi wczuć się w uczucia i przeżycia głównej bohaterki. Jest to zresztą taki typ bohaterki, który bardzo lubię. Kobieta próbująca stale być silna i niezależna. Jednocześnie jak większość z nas mająca swoje demony i myśli, które prześladują od lat, od miesięcy, przez wiele dni. Kobieta odsuwająca od siebie sprawy z przeszłości, od których ucieka, ale tak naprawdę nigdy nie jest w stanie z nimi wygrać. Kobieta, która w niektórych sytuacjach  jest silna i zdecydowana, a w innych chce, żeby ktoś za nią rozwiązał problemy. Starająca się znaleźć odpowiedzi na dręczące ją pytania, chociaż na niektóre z nich sama odpowiedzi unika. Również bohaterowie drugoplanowi są bardzo ciekawie skonstruowani. Podobała mi się postać Łukasza.  Ciekawie przedstawiony został także policjant oraz nastoletnia córka bohaterki i jej ojciec. Każda z tych postaci jest dosyć charakterystyczna i złożona.

Książkę czyta się świetnie, a jej zakończenie sprawiło, że zapragnąłem od razu sięgać po kolejny tom.  Marta Guzowska zafundowała nam wraz z Wydawnictwem zakończenie otwarte, które zapowiada kontynuację. Więc mam na co czekać, mam na co czekać…

Gorąco polecam kryminał „Zła miłość” Marty Guzowskiej z Franką Kruk w roli głównej. Powtórzę, co napisałam we wstępie mojej opinii; Zapamiętajcie tę datę!!! Premiera już 28 września!!!

Moja ocena: 8/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą serdecznie dziękuję Wydawnictwu Wielka Litera.

„Łapiąc oddech” Amy Koppelman

ŁAPIĄC ODDECH

  • Autorka: AMY KOPPELMAN
  • Wydawnictwo: REPLIKA
  • Liczba stron: 240
  • Data premiery: 20.09.2022r.
  • Data premiery światowej: 2003r.

Niezwykle się cieszę, że @Wydawnictwo Replika zdecydowało się zaprezentować polskim czytelnikom książkę, która wiele lat temu czekała aż trzy lata, by zagraniczny wydawca zdecydował się ją opublikować. Długo Amy Koppelman walczyła, by „Łapiąc oddech” ujrzało światło dzienne w 2003 roku. I mimo, że temat depresji poporodowej jest ciągle zrzucany na dalszy plan, to powieść głęboko mną wstrząsnęła ukazując realizm problemu, z którym boryka się młoda matka – piękna kobieta mającego inteligentnego, kochającego męża i mieszkanie z widokiem na Central Park. Książka po wielu latach doczekała się światowego wznowienia w 2021 roku przy okazji ekranizacji filmu pod tym samym tytułem z Amandą Seyfried, którą uwielbiam, w roli głównej i Finnem Wittrockiem. Scenariusz napisała Autorka, a co mnie zdziwiło, sama Amy Koppelman zajęła się też reżyserią. Film miał premierę w dniu 29 października 2021r. Film kręcono w Nowym Jorku i we wsi Great Neck (Nowy Jork, USA). Okres zdjęciowy trwał od września 2019 do października 2020 roku. Ekranizacja przypomniała Polsce o pierwowzorze. Dzięki czemu polska premiera książki odbyła się 20 września br.

Film jeszcze przede mną, ale nie ukrywam, że mam go w planach. Mam nadzieję, że nie wstrząśnie mną tak bardzo jak lektura.

Jeśli wyglądasz na szczęśliwą i piękną, to jesteś szczęśliwa i piękna.” -„Łapiąc oddech” Amy Koppelman.

To nieprawda. Wie o tym Julie Davis, która mieszkając na Upper West Side, mająca męża zwracającego się do niej „kwiatuszku” i pięknego małego synka Teddy’ego popełnia samobójstwo. Na szczęście próba się nie udaje. Julie zaczyna przepracowywać swoje życie na nowo. Wspierana farmakologią,  prowadzona psychoterapeutycznie przez lekarza. Stara się cieszyć z każdego dnia, wielokrotnie afirmując się z bycia matką, z bycia żoną, z bycia córką. Niespodziewana druga ciąża komplikuje proces leczenia. Dojrzewające w jej łonie dziecko uniemożliwia zażywanie antydepresantów. Niekończące się zmagania z chorobą osłabiają Julie. Czy da radę zawalczyć o wspólną przyszłość dla Ethana, dla Teddy’ego, dla nowonarodzonej Rachel?

Głęboko poruszyła mnie ta lektura!

Amy Koppelman stworzyła idealną postać, by opowiedzieć światu o niszczącej chorobie, jaką jest depresja i jej przebiegu w okresie poporodowym. Julie jako protagonistka powieści pokazuje prawdziwe oblicze kobiety zmagającej się z trudnymi, dołującymi myślami, stanami lękowymi i bezsennością. Stara się ciągle wmawiać sobie, że powinna być szczęśliwa, że nikt z jej otoczenia nie zasługuje na to, by chorowała. W ten sposób chorowała. Nawet w przeddzień nawrotu chorobu tłumaczy mężowi, że przez dziewięć miesięcy czuła się znakomicie, nic jej nie było. Tylko, że depresja to silna jednostka chorobowa, która w najmniej spodziewanym momencie wychodzi z ukrycia, by wszystko zabrać. By ostatecznie zawładnąć całym życiem, wszystkimi przyszłymi dniami. Julie o tym się też przekonała.

Julie czuje, że zaczyna się pocić i poluzowuje szalik. Ta próżna i brzydka część niej samej zwala się nocą na jej barki. Znowu tu jest, grożąc palcem. Wewnętrzny głos, pełen złych przeczuć ostrzega: Nie uda ci się, cokolwiek byś zrobiła, przegrasz.” -„Łapiąc oddech” Amy Koppelman.

Wzruszyłam się w wielu momentach czytając o normalnie, do której aspirowała Julie. Czytając o jej małych sukcesach. O spacerze z synkiem, o odwiedzinach u koleżanki na prezentacji wyrobów z Tupperware, o zakupach brzoskwiń, z których Julie przygotowywała owocowy mus dla Teddy’ego. Te małe sukcesy, które mogły zamienić się w duże zwycięstwo napawały mnie optymizmem. Szczerze dopingowałam Julie licząc, że finalnie zwycięży, że będzie po tej jasnej, bardziej kolorowej stronie tęczy z kochającym, łagodnym mężem u boku i dwójką wspaniałych, ślicznych dzieciaków.

Książka składa się z trzydziestu krótkich rozdziałów i posłowia autorstwa Adrienne Miller. Nie wiem tylko skąd „Posłowie” zaczyna się informacją, że „(…) powieść „Łapiąc oddech” została opublikowana trzydzieści lat temu…”. Nigdzie nie znalazłam potwierdzenia tej wiadomości. W samym egzemplarzu znalazłam zaś następującą wzmiankę „Copyright © 2003 by Amy Koppelman. First Published by MacAdam/Cage in 2003….” Jakbym nie liczyła, to nadal dziewiętnaście, a nie trzydzieści lat. Frapują mnie takie niezgodności. A szczególnie frapuje mnie niewiedza skąd ten dysonans.

Narracja jest trzecioosobowa, jednakże bardzo intymna. Na Julie i jej walkę z chorobą patrzymy oczami wszystkowiedzącego narratora, który nie tylko relacjonuje wydarzenia z życia Julie, lecz także zagląda do jej duszy, do jej wspomnień i do jej serca. Niestety często odgrzebując najtrudniejsze momenty z jej przeszłości, najmroczniejsze pragnienia i chwile. Szczególnie rola rodziców została dogłębnie zaprezentowana. I rola matki Julie, i rola ojca, którego nie było, a który pozostawił po sobie wiele trudnych wspomnieć i pokłady niespełnionej rodzicielskiej miłości. Narracja się więc całkowicie przeplata. W kolejno ponumerowanych rozdziałach czytelnik zaczytuje się w życiu Julie przed drugą ciążą, a po „wypadku” jak o próbie samobójczej mówi jej własny mąż, a także w okresie ciąży i zaraz po na równi z życiem Julie z obojgiem rodziców i tylko matką. Z życiem Julie przez Ethanem i już razem z nim. Z życiem Julie, która kiedyś była inna, a teraz „(…) chce być żoną dla Ethana i matką dla Teddy’ego…” i która „(…) musi pozwolić sobie na oddech.”. Z życiem Julie na modłę i podobieństwo innych kobiet z grup odniesienia. Tymi, które cieszą się z macierzyństwa. Tymi, które karmią przez sześć miesięcy, nawet jeśli nie mogą brać przepisanych im leków. Tymi, które są szczęśliwe, zawsze szczęśliwe lub by być bardziej precyzyjną, na takie tylko wyglądają. To narracja tragiczna, w wielu jej wymiarach. Nie tylko w postaci samej głównej bohaterki.

Powieść mną wstrząsnęła. Nie spodziewajcie się happy endu, który mi wydawał się możliwy. „Łapiąc oddech” stanowi niespotykany obraz chorej na depresję matki, żony i córki. Życiowo pasywnej kobiety, dla której drobne sprawy nabierały rangi ogromnego wysiłku. Kobiety, której kibicowałam i którym powinniśmy kibicować w prawdziwym życiu. Rozglądajmy się, czy nie widać takiej Julie wokół. Rozglądajmy się i reagujmy, by kiedyś nie było za późno…

Sięgnijcie po to kompendium wiedzy o życiu i walce, którą czasem trzeba stoczyć. Sięgnijcie po „Łapiąc oddech”. Szczerze Was do tego zachęcam.

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU REPLIKA.

„Narzeczona z powstania” Magda Knedler

NARZECZONA Z POWSTANIA

  • Autorka: MAGDA KNEDLER
  • Wydawnictwo: MANDO
  • Liczba stron: 544
  • Data premiery: 7.09.2022r.

Narzeczona z powstania” @Magda Knedler debiutowała nakładem @wydawnictwomando w dniu 7 września 2022 roku. Ostatnio tej Autorki czytałam opowiadania, które znalazły się w antologiach „Teraz cię rozumiem mamo” oraz   „Taniec pszczół i inne opowiadania o czasach wojny”. Przygodę z prozą rozpoczęłam od kryminału w atmosferze Świąt Bożego Narodzenia pt. „Nie całkiem białe Boże Narodzenie” z 2017, który skojarzył mi się z klasycznym kryminałem w stylu samej Agathy Christie. Zabierając się do czytania premiery z września br. zwróciłam uwagę na zapowiedź premiery z 12 października 2022 pt. „Pani z labiryntu”. Skąd ten wysyp publikacji w tak krótkim czasie Pani Magdo? No skąd?

Większość chłopów nie nadaje się na ojców. I w ogóle nie nadają się do mnóstwa innych rzeczy, no ale jakoś są w tym życiu potrzebni i co poradzić.” -„Narzeczona z powstania” Magda Knedler.

Historia zaczyna się w czasach, gdy o mężczyznach inaczej się mówiło i inaczej się ich traktował. Zaczyna się w 1938 roku w rodzinie Marii Gołyńskiej. To historia jej rodziny. Matki Julji i ojca Józefa, na którego własna żona często mówiła Osip. To opowieść o jej siostrze Staci. O domku na Bródnie i mieszkaniu w Centrum Warszawy na Jagiellońskiej. To dzieje jej miłości do Walentego Mickiewicza. Sieroty zakochanego w kraju, oddanego żołnierza. I opowieść o służbie Marysi w oddziałach PKW. To też historia Rudolfa, chociaż trwała znacznie krócej niż Marii. Historia jego przyjaciela Faji, jego nie-żony Lotki, jego zamiłowania do alkoholu, do papierosów, do tańców i do dziewiarstwa. To trochę więc historia Leona Pyszli, który prowadził zakład dziewiarski. Historia Żydów, Polaków, Żołnierzy przez duże „Ż” i tych co ocaleli. A najpiękniejsze w tej historii jest to, że ona zdarzyła się naprawdę. Że była Marysia, była Julja, był Osip i Walek, a także Rudolf ze swoimi przybocznymi i rodziną. Wielu z nich było i żyło. I o nich jest ta historia…..

Niezwykle barwna opowieść o prawdziwym życiu !

Ogromnie się cieszę, że sięgnęłam po powieść Magdy Knedler pt. „Narzeczona z powstania”. Gdybym tego nie zrobiła, nie byłabym w stanie dać się ponieść wyjątkowo płynnej historii, która mimo, że opowiada o trudnych czasach, to robi to w sposób tak subtelny, tak delikatny, że ostatnią stronę praktycznie żegnałam z bólem. Autorce należą się wyrazy uznania i szacunku za odwagę w opowiedzeniu tej historii. Jak zresztą sama przyznała w „Od autorki” książka poprzedzona została bardzo głębokim researchem, badaniami w wielu archiwach, analizą różnych dokumentów, które znalazły się w jej rodzinie. Knedler, mimo, że do powieści podeszła bardzo intymnie, bardzo osobiście to stworzyła historię, którą z zaciekawieniem czytałam. Okazała się fabularyzowaną historią rodzinną, w której prawdziwi bohaterowie i realne historie wiodą prym.

Osobisty stosunek do opowiedzianych zdarzeń Autorka zaznaczyła wyraźnie w narracji. Dość dziwna to konstrukcja. Chyba z taką spotkałam się po raz pierwszy. Losy Marii, Rudka i innych opowiadane są z perspektywy narratora trzecioosobowego, który pełni funkcję kreatora treści. Od czasu do czasu jego w opowieść wkrada się chochlik w osobie samej Pani Magdy, który wtrąca swoje przysłowiowe trzy grosze.

Koleżanki mają na sobie spodnie, ale Marysia spódnicę. Wiem już, że to spódnica starego wzoru…”

Zostawiam cię tam, na portierni, zdyszaną, szczęśliwą, zakochaną. Mam ten list….”

„Walek wsunął jej w dłoń, delikatny złoty krzyżyk na cienkim łańcuszku. (…) Sześć lat później włożyłaś ten krzyżyk, kiedy szłaś na Wileńską, by sobie zrobić zdjęcie.”

To tak jakby narracja w narracji. Z jednej strony niezwykle osobista, relacyjna. Z drugiej oddana chronologii w stylu profesjonalnego komentatora, któremu obce są wzniosłe uczucia i silne emocje. Ta dwoistość jest czymś fantastycznym. Jest wyjątkowa i nietypowa. A do tego idealnie oddaje atmosferę powieści,

Niezwykle ukochałam sobie postać Walka Mickiewicza. Nazwisko wyjątkowe, jak wyjątkowy okazał się sam bohater. W dawnym stylu, typowy absztyfikant sprzed prawie stu lat. Sama Maria jest pełna sprzeczności. Dość pragmatyczna. Bo przecież „(…) wzruszenia są dla egzaltowanych panien, które nie mają innego pomysłu na życiu, jak tylko kochać się w kimś i wzdychać do strzelistych topoli.” Idzie przez życie, aż do 1991 roku, usuwając kłody, które spotyka na swojej drodze. Wyszarpując je rękoma, kopiąc stopami. Mimo ran, mimo siniaków i mimo skręceń. To pewiaczka, działaczka społeczna, też członkini partii komunistycznej. To matka bezdzietna i dzietna. To żona bez męża i z mężem. Losy Marii splatają się w ciekawy wątek od początku do końca. Nie nużyły mnie, nie denerwowały. Losy przed wojną, wojenne i powojenne, a także niechlubne pod komunistycznym nadzorem, Knedler odzwierciedliła bardzo wiernie. Nic, tylko chłonąć tę atmosferę.

Na uwagę zasługuje portret Julji i Józefa. Portret dwójki przypadkowo spotkanych sobie ludzi w Helsinkach. Pary, która po ogromnej stracie postanowiła stworzyć dom na nowo. Dom, najpierw dla dwóch, a później dla czterech członków rodziny. Julja, ukryta arystokratka mogłaby być postacią odrębnej powieści ze swoją pogmatwaną, trudną historią. Mimo, że jest postacią poboczną jest wartością samą w sobie. Za to kompletnie nie spodobała mi się postać Rudolfa, mimo, że sama Autorka poświęciła mu wiele uwagi i troski. W wielu miejscach tłumaczyła jego wybory, jego zachowania, umniejszając jego wady i niechlubne czyny. Ciekawy, choć nie bez defektów człowiek, który wiele w życiu przeszedł. Aż strach pomyśleć o tych wszystkich czytanych historiach, w których on i inni bohaterowie brali udział. Trudno myśleć o Faji, o Irence, o Krysi, o kobiecie, którą odwiedziło sześciu czerwonoarmistów, a która na strychu ukryła trzy kobiety całkowicie później o nich zapominając.  Historie te smucą, zastanawiają, przywołują pamięć. I dobrze. Bo o pamięć tu chodzi. O pamięć o tych wydarzeniach i o ich uczestnikach, którzy przez wiele lat żyli pośród nas.

Szkoda, że nie mam takiego talentu jak Magda Knedler. Wtedy sama mogłabym opowiedzieć trudną historię mojej rodziny. Musicie jednak wiedzieć, że mimo, iż „Narzeczona z powstania” oparta została na fragmentach biograficznych rodziny Autorki, jest to powieść uniwersalna. Jest to książka fabularyzowana, która wszechstronnie opowiada o przedwojniu, wojennej zawierusze, a także czasach następujących po niej. I o ludziach, którym przyszło żyć w ich tle. Napisana została w bardzo dobrym stylu. Wydarzenia naznaczono wyraźnie latami, w których się dzieją. Poszczególne elementy oddzielono od siebie zatytułowanymi rozdziałami. Słowa układają się w piękne zdania, bez powtórzeń, bez współczesnych, potocznych sformułowań i bez powszechnych naleciałości, które czasem mnie denerwują. Czyta się płynnie i szybko, mimo sporej objętości.

Gorąco polecam książkę Narzeczona z powstania” Magdy Knedler. To książka dla każdego. To nie tylko powieść dla fanatyków historii i czasu wojny. To nie książka dla fanów romansów, czy sag rodzinnych. To książka dla czytelnika ceniącego dobrą prozę, w której atmosfera opisywanych lat została oddana praktycznie w stu procentach. I w której bohaterowie prześcigają się w swojej wyjątkowości i barwności. Idealna lektura na jesienne dni. Udanej lektury!!!

Moja ocena: 8/10

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Mando.

„Kancelaria” Gabriela Gargaś

KANCELARIA

  • Autorka: GABRIELA GARGAŚ
  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO LEKKIE
  • Liczba stron: 340
  • Data premiery: 27.07.2022r.

Kancelaria” od @Gabriela Gargaś to poprzednia, przed „Kacprem”, powieść Autorki, której recenzji nie opublikowałam w zawierusze urlopowo – wakacyjnej😊. Na półkach księgarskich pojawiła się 27 lipca br. nakładem Wydawnictwa Lekkie. Idealna lektura na lato, które niestety już minęło😉.

Co do samego Wydawcy, to jak przeczytałam; w sierpniu 2021 roku „(…) w ramach należącej do Grupy ZPR Media spółki Time SA powstała nowa marka – Wydawnictwo Lekkie, które ma specjalizować się w literaturze o charakterze rozrywkowym, kierowanej przede wszystkim do czytelniczek szukających lekkiej, beztroskiej, relaksującej lektury.” (cyt. za: https://wydawca.com.pl/2021/09/07/wydawnictwo-lekkie-nowa-marka-w-grupie-zpr-media/ z dnia 21.09.2022r.)Po przeczytaniu „Kacpra” tej samej Autorki (recenzja na klik), założyłam, że powieść zatytułowana „Kancelaria” taka właśnie będzie. Czy się pomyliłam?  Co dziwne na samej stronie marki w zakładce Nasze Marki nie ma informacji o  Wydawnictwie Lekkie, jest tylko kafelek w „Książki i fonografia” z @hardewydawnictwo publikującym całkowicie inną literaturę (zobacz: https://www.grupazpr.pl/ ). Jakby Wydawca odseparowywał się od książek z happy endem, które mają na nas, czytelników działać terapeutycznie. Jakby… Bo jaka jest prawda, trudno powiedzieć… Tym bardziej, ze sama Autorka w „Podziękowaniach” na końcu książki złożyła wyrazy wdzięczności Wydawnictwu Harde😉. A i sam post promujący książkę znalazł się na oficjalnym profilu FB @hardewydawnictwo (link dla ciekawskich tutaj). Które więc wydawnictwo wydało tę publikację, Lekkie czy Harde?

Niekiedy jedna miłość wypiera drugą. Złamane serce da się uleczyć…” – „Kancelaria” Gabriela Gargaś.

Emilia „(…) Jest prawniczką. Jej ojciec jest właścicielem kancelarii, wujek prokuratorem, ciotka policjantem w kryminalnych, a brat cioteczny w dochodzeniówce.” Ada, jedyna mężatka w towarzystwie i matka dwójki dziewczynek twierdzi; „Dopadł mnie jakiś marazm. Monotonia. I zadaję sobie pytanie: to wszystko? To wszystko, co chcę w życiu osiągnąć? To wszystko, na co mnie stać?” Bogna tymczasem to wolny ptak, raz tu, raz tam. Podróżująca, poszukująca towarzysza na zawsze, ale niestety z marnym skutkiem. Te trzy kobiety łączy długoletnia przyjaźń. Łączą niepowodzenia w relacjach z mężczyznami. A cała opowieść zaczyna się od spotkania z Robertem, po którym Emilia wyrzuca sobie; „Jak mogłam się tak cholernie pomylić.(…) Ogoliła nogi, okolice bikini, odstrzeliła się jak stróż w Boże Ciało. Włożyła beżowe szpilki od Louboutina, w których – zamiast chodzić – powinno się siedzieć albo robić wygibasy w łóżku.” 😊.

Złego dobrego początek, albo dobrego złego początek😉. Jak zwał tak zwał. Ważne jest jednak, że „Kancelaria” autorstwa Gabrieli Gargaś trochę mnie zaskoczyła. Nie w treści, nie w formie, a raczej w odczuciach, które pozostawiła po sobie. Już tłumaczę. W warstwie przyjaciółek i ich wspólnych, osobistych perypetii książka jest totalnie spójna. Od razu wczułam się w lekką atmosferę powieści, która w wątku obyczajowym bardzo dobrze wpasowała się w moje oczekiwania. Podobały mi się dialogi, sposób zwracania się do siebie Bogny, Emilki i Ady, a także wątek wzajemnego wspierania się i podejmowania różnych działań naprawczych, w zależności od potrzeb i okoliczności. Zrelaksowałam się czytając ich spostrzeżenia o mężczyznach, o dotychczasowych miłosnych zawodach i doświadczeniach, które raz napawały mnie uśmiechem z przekąsem, a raz jawnym rozbawieniem. I trochę żal, że Autorka podążyła mocno w stronę warstwy romansowej. Wprowadziła Filipa, a także Francesca Calierno, którzy zawładnęli fabułą zbyt mocno, w moim mniemaniu. O ile Filip stanowił ciekawy, atrakcyjny i egzotyczny dodatek, o tyle Francesco wydał mi się nieprawdziwy, kukiełkowy i nielogiczny w swych totalnie różnych odsłonach. Nie ukrywam, że najbardziej z męskich postaci przypadł mi do gustu Igor. I to nie w jego ostatecznym, końcowym wydaniu, lecz bardziej z pierwszej połowy książki. Szczytem wyobrażenia o nim było jego zachowanie na spotkaniu roczników, które w jego wykonaniu rozbawiło mnie do łez😉.

Kancelaria” to książka w trakcie czytania której odczuwałam raz braki i to nawet silne, a raz nadmiar rozwijanych kwestii. Zabrakło mi na przykład większej ilości akcji dziejącej się w środowisku palestry radcowskiej, sędziowskiej, prokuratorskiej i adwokackiej. Autorka wykorzystała praktycznie wszystkie te zawody nawiązując do tytułu książki, ale nie skorzystała z możliwości rozwinięcia wielu wątków, które dla mnie okazałyby się ciekawsze. To samo dotyczy Ady. Jej relacja z Adamem, wyzwania związane z rodzicielstwem i jej nowa w tym rola, zostały potraktowane trochę po macoszemu. A mogły stanowić niezłe tło obyczajowe powieści, jako kontra dla życia singli, którzy zdominowali fabułę. Wątki związane z Francesco, jego świat i sama jego postać wydawały mi się natomiast tak mało realne, że wręcz mnie mierziły. Czekałam z utęsknieniem na innych męskich bohaterów, którzy wydawali mi się bardziej spójni i bardziej prawdziwi. Taaaak, Francesca zdecydowanie było za dużo.

I znowu mam problem z niejednorodnością oceny prozy Gabrieli Gargaś😉. Z jednej strony bardzo dobra książka, lekka, przyjemna i napisana w typowo rozrywkowym stylu, z interesującymi wątkami pobocznymi. Z drugiej przynudzająca w odniesieniu do Francesca i perypetii z nim związanych, ograniczająca rolę ciekawszych postaci. Muszę wspomnieć też o okładce, którą trochę skrytykowałam przy okazji recenzji powieści „Kacper” (recenzja na klik). Okładka z „Kancelarii” podoba mi się bardzo. Tak właśnie wyobrażałam sobie Emilię Wrońską. Tak właśnie….

Jedno muszę przyznać. Czy podobała mi się bardziej, czy mniej ta powieść, nie ma to zbytnio znaczenia. Ważne jest, że „Kancelaria” to książka o kobietach i w moim odczuciu, bardziej dla kobiet. To książka, która może sprawić, że mile spędzicie chwile czytając, a poruszone w niej wątki z jednej strony Was rozbawią, a z drugiej zastanowią.

W ciemne i dżdżyste jesienne wieczory Emilio, Bogno i Ado przybywajcie!!! Miłego czytania😊.

Moja ocena: 6/10

Za możliwość zrecenzowania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Lekkie.

„Kacper” Gabriela Gargaś

KACPER

  • Autorka: GABRIELA GARGAŚ
  • Wydawnictwo:SKARPA WARSZAWSKA
  • Liczba stron: 368
  • Data premiery: 7.09.2022r.

    Dopiero co @Gabriela Gargaś wydała w lipcu br. powieść pt. „Kancelaria”, a już 7 września tego samego roku nakładem Wydawnictwa @Skarpa Warszawska na rynek wydawniczy trafił „Kacper”. Nie sugerujcie się jednak okładką. To nie książka erotyczna, ani żadne soft porno. To nawet nie romans z prawdziwego zdarzenia. Mówiąc szczerze, nic bardziej mylnego, niż okładka tej powieści😉. Kompletnie nie wiem dlaczego Wydawca i sama Gargaś zdecydowali się na nią. Wracając jednak do wspomnianej publikacji, Autorka znana jest z lekkiej i przyjemnej literatury rozrywkowej. Czy powieść „Kacper” dostarczyła mi rozrywki?

    Kobiety dużo znoszą i jeszcze więcej wybaczają, ale mają też swoją granicę wytrzymałości.” -„Kacper” Gabriela Gargaś.

    Z opisu Wydawcy;

    On – Kacper – żołnierz jednostki specjalnej stacjonującej we Francji. (…)  Życie żołnierza to jego praca i pasja. Ona – Ksenia – kobieta po przejściach. (…) Różni ich wszystko. Połączy ich miłość.”

    😊😊😊

    Ha. Ha. Ha.

    Ale mnie i Was wkręcił Wydawca opisem😊. Obłędnie nieprawdziwy opis obiecujący kompletnie inną treść, niż znajdziecie w książce. To nie lekka powiastka z motywem przewodnim opartym na spóźnionej miłości, wielkiej namiętności i drżących sercach, a także…no cóż, ciałach. To historia utraconej, wieloletniej miłości. To opowieść o partnerze, który odszedł do młodszej, zgrabniejszej, jędrniejszej i bardziej chętnej. Trochę bardzo stereotypowo, odszedł, ale nie na dobre. To też historia o córce, za którą oboje rodzice tęsknią i o której często myślą. To również historia o różnym typie bólu i życiowej udręki.

    Jakbyś tak zapytała ludzi na ulicy, jaki wór problemów dźwigają, to gdyby zdjęliby ten wór z pleców, otworzyli go i pokazali, co tam dźwigają, to zobaczyłabyś, że ich problem to też twój problem. Ale każdy jakoś musi żyć, bez względu na to, ile razy pękło mu z bólu serce.” -„Kacper” Gabriela Gargaś.

    Książka składa się z prologu i dwudziestu ośmiu, kolejno ponumerowanych rozdziałów. Gdzieniegdzie Autorka pokusiła się o narrację pierwszoosobową, szczególnie intymny jest początek powieści. W większości jednak „Kacper” to historia zbudowana na narracji trzecioosobowej, która wszystko wyjaśnia i wszystko tłumaczy. Spodobała mi się początkowa historia Kseni, która wyrusza w oczyszczającą podróż w Bieszczady. Jej perypetie z początków książki odebrałam jako bardzo realne, bardzo rzeczywiste. Jej emocje, jej zachowanie, jej niezgoda na to, co zgotował jej mąż, zostały odzwierciedlone bardzo wiernie, co zdecydowanie umilało czytanie. Choć przyznaję, wątek Olgi mnie już na samym wstępie zawiódł.

    Bardzo doceniam trafne spostrzeżenia i riposty znajdujące się w książce. Takich cytatów mogłabym w recenzji zawrzeć sporo.

    (…) ale takie jest życie. Bywa kurewskie.
     – I pełne kurew.
     – Masz rację.” -„Kacper” Gabriela Gargaś.

    – Świat jest okrutny.
       – Bardziej ludzie stworzyli sobie okrutny świat.” -„Kacper” Gabriela Gargaś.

    Autorka jest umiejętną obserwatorką życia, relacji i związków pomiędzy ludźmi. To wszystko pozwala jest celnie opisywać otaczającą nas rzeczywistość i przenosić ją barwnie w fikcyjny, opisywany w swych książkach świat.

    Książkę czytało mi się dobrze gdzieś do połowy. Niestety. Później zagmatwałam się w ilości bohaterów. Okazuje się, że wątki z pozoru tylko poboczne stały się bardzo istotne w całej narracji. Nagle powieść nie dotyczyła Kseni i Kacpra, którego jak na tytułowanego bohatera było zdecydowanie za mało. Historia stała się historią Łukasza, historią Lilki, historią Żanety, historią Kuby, historią Filipa, historią Olgi, historią nawet Hani i Leny, a także ukraińskiej matki i jej synka, a tym samym trochę historią wojny w Ukrainie. Zagłębiając się coraz dalej w opowieść miałam wrażenie, że Autorka chciała w jednej powieści zawrzeć odpowiedzi na wiele nurtujących ją pytań, na wiele nierozwiązanych kwestii. To spowodowało, że główne wątki zostały rozmazane przez wielość bohaterów i ich osobistych historii. To przyczyniło się również do tego, że cała historia finalnie okazała się dla mnie mało prawdziwa. Kompletnie do mnie nie trafiła. A finał związany z Olgą wręcz mnie zirytował. Wydawał mi się jakby rzucony od niechcenia, taki na dokładkę, niedopracowany. Niestety ogólnie oceniam „Kacpra” jako powieść niedopieszczoną, nieprzemyślaną w całości. Możliwe, że Gabriela Gargaś w trakcie pisania pozwoliła myślom płynąć bez żadnej autokorekty, bez żadnego steru i bez żadnych tam, co przyczyniło się do stworzenia wielowątkowej powieści obyczajowej, w której główna myśl rozciągnęła się na mnogość wątków tracąc ostatecznie swą świeżość i celność. Trudno powiedzieć, co zostanie zapamiętane na dłużej z tej lektury. Możliwe, że tylko i niestety tytuł.

    Moja ocena: 5/10

    Za możliwość przeczytania książki i podzielenia się moją opinią o niej bardzo dziękuję WYDAWNICTWU SKARPA WARSZAWSKA.

    „Perswazje” Jane Austen

    PERSWAZJE

    • Autorka: JANE AUSTEN
    • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
    • Liczba stron: 312
    • Data premiery: 30.08.2022r.
    • Data 1 wydania polskiego: 1962r.
    • Data premiery światowej: 1817r. (wydanie pośmiertne)

    Perswazje” po raz pierwszy ujrzały światło dzienne w 1817 roku. Jane Austen nie doczekała wydania swego ostatniego, ukończonego dzieła. Zmarła w dniu 18 lipca 1817r. w Winchesterze przeżywszy 42 lata (ur. 16 grudnia 1775r.) Pośmiertnie w tym samym roku wydano również „Opactwo Northanger” . Sama Autorka mimo, że specjalizowała się w opisywaniu życia angielskiej klasy wyższej z początku XIX wieku, urodziła się w rodzinie duchownego kościoła anglikańskiego. Sławę zdobyła za życia publikując kolejno powieści „Rozważna i romantyczna” (1811r.), „Duma i uprzedzenie” (1813r.), „Mansfield Park” (1814r.) i „Emma” (1815r.). Wszystkie jej książki swego czasu przeczytałam. Wiele z nich zobaczyłam również na ekranie. Twórcy i kinowi, i telewizyjni uwielbiają prozę Jane Austen. Najczęściej na ekran przenoszono „Dumę i uprzedzenie” , 1938, 1940, 1952, 1958, 1967 (TV), 1980, 2003, 2005; w 2004 r. zrealizowano także specyficzną, indyjską wersję oraz w 1995 (serial TV), 2012- współczesna adaptacja zatytułowana „Pamiętniki Lizzie Bennet „, w której tytułowa Lizzie opowiada o codziennych perypetiach rodzinnych, źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Jane_Austen z dnia 18.09.2022r.) Ekranizację najnowszych „Perswazji” aktualnie można zobaczyć na platformie Netflix. W rolach głównych Dakota Johnson i Cosmo Jarvis.

    Wydawnictwo @Zysk i S-ka przepiękne klasyczne wydanie „Perswazji” wprowadziło do sprzedaży 30 sierpnia 2022 roku w tłumaczeniu Katarzyny Krawczyk. Po raz pierwszy w Polsce publikacja pojawiła się w 1962 roku, dzięki Państwowemu Instytutowi Wydawniczemu, w przekładzie autorstwa Anny Przedpełskiej – Trzeciakowskiej. Z zaciekawieniem przystąpiłam do lektury tej klasycznej literatury, w której prym wiodą losy Anny Elliott.

    Baronet Sir Walter Elliot, próżny i skupiony na sobie właściciel Kellynch Hall doprowadza do jego upadku. Jest zmuszony przeprowadzić się do Bath i wynająć posiadłość admirałowi floty morskiej o nazwisku Croft. Jego córki, najstarsza Elżbieta Elliot, średnia Anne Elliot oraz najmłodsza Mary Musgrove –żona Karola Musgrove, którą poślubił, jak Anne odrzuciła jego oświadczyny, starają sobie na nowo ułożyć życie, po stracie ojcowizny. Okazuje się, że sama przeprowadzka nie jest jedynym zaskoczeniem. Państwa Croft odwiedza Kapitan Fryderyk Wentworth – brat pani Croft, z którym Anne swego czasu była zaręczona. Do małżeństwa jednak nie doszło ze względu na brak akceptacji kandydata przez jej otoczenie. Wentworth staje się jednak aktualnie smakowitym kąskiem w okolicy dla dobrze urodzonych pań. Szczególnie darzą go sympatią Luiza i Henrietta Musgrove, siostry szwagra Anne. Czy  dawne uczucia między Anne  a Fryderykiem odżyją? Czy przypadkowe spotkanie zamieni się w miłosną pogawędkę? Czy jednak Anne pisane będzie zamążpójście z bogatym i utytułowanym kuzynem?

    (…) chociaż każdy zawód jest potrzebny i na swój sposób zasługuje na szacunek, jedynie ci, którzy nie muszą się zajmować pracą, lecz prowadzą regularny tryb życia, na wsi, we własnym rytnie, żyjąc tym, co ich zajmuje i na własnej ziemi, bez męki związanej z usiłowaniem zdobycia czegoś więcej, tylko ci jak mówię, doświadczają w pełni błogosławieństwa zdrowia i dobrego wyglądu.” -„Perswazje” Jane Austen.

    Ależ Autorka lubowała się w napuszonych, rozbudowanych wypowiedziach!!! Praktycznie już zapomniałam jak może brzmieć angielska klasyka sprzed ponad dwustu lat😉. Nie zmienia to faktu, że książka zasługuje na znalezienie się w Waszych planach czytelniczych. Warto znać klasyczne powieści, które swego czasu namieszały w angielskiej society. Kompletnie nie wiem, co sobie myślały czytelniczki i czytelnicy zanurzając się w tak wyraziste charakterystyki postaci. Czy odnajdywali/ły w opisach siebie, kogoś bliskiego? Czy od samego początku kwestionowano realność opisywanych figur?

    Arystokrata Sir Walter Elliot przedstawiony został jako nieudolny i rozrzutny gospodarz, lubujący się w pięknych strojach i frywolnym ubiorze. Całkowicie skupiony na sobie. Uwielbiający przeglądać się w kilkunastu lustrach, które zdobiły jego garderobę. Najstarsza jego córka, Elżbieta została przedstawiona jako próżna, zarozumiała i egoistyczna kobieta, której nie sposób polubić. Podobnie najmłodsza i najmniej urodziwa Mary. Czytając o jej hipochondryzmie i nieumiejętności radzenia sobie z własnym dzieckiem, a także przewrażliwieniu na punkcie swego pochodzenia społecznego, wręcz współczułam i jej siostrze Anne, która starała się ją wspierać i jej mężowi. Jedynie Anna Elliott z całej rodziny da się lubić. Jako przeciwwaga do swych sióstr, jest obdarzona łagodnym charakterem, pozbawiona egoizmu i niezwykle pomocna. Do tego przepięknej urody, która tylko nieco zbladła przez ostatnie sześć lat. Nie dziw, że ona została główną bohaterką powieści.  Nie dziw, że jej Jane Austen oddała fabułę i na jej szczęściu, najbardziej autorce zależało.

    Motyw przewodni książki nie zaskakuje. Jane Austen lubowała się w tematach związanych z kobiecością we współczesnych sobie czasach. Skupiała uwagę na troskach związanych z dobrym zamążpójściem, ograniczeniami płci, a także niesprawiedliwością wynikającymi z praw dziedziczenia. Język jest bardzo rozbudowany. Charakteryzuje się, jak wspomniałam powyżej, kwiecistymi opisami. Choć z drugiej strony, autorka skupia się głównie na bohaterach, relacjach ich łączących, pochodzeniu i myśleniu o sobie, i innych. Jakby chciała zwrócić szczególną uwagę na socjologiczny aspekt fabuły. W książce brakuje wręcz barwnych opisów przyrody, scenografii, czy nawet strojów, którymi zawsze zachwycają kostiumowe ekranizacje. Czytając musiałam posiłkować się wspomnieniami z obejrzanych przez siebie filmów i seriali, by momentami wczuć się w opisywaną historię.

    Bez wątpienia „Perswazje” to książka dla fanów klasycznej literatury. Nie znajdziecie w niej wartkiej akcji, sensacyjnych zachowań, czy inspirujących sformułowań. Chwilami powieść wieje nudą opisując koleje losu pewnej arystokratycznej, zubożałej rodziny, w której nie ma męskiego dziedzica, a córki muszą liczyć na dobre zamążpójście. Lubicie takie klimaty? Jeśli tak, to zerknijcie na najnowsze wydanie „Perswazji” Jane Austen, która swego dzieła nie zdążyła wziąć do ręki.

    Moja ocena: 7/10

    Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Zysk i S-ka.

    „Długie beskidzkie noce” Izabela Skrzypiec-Dagnan

    DŁUGIE BESKIDZKIE NOCE

    • Autorka: IZABELA SKRZYPIEC-DAGNAN
    • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
    • Liczba stron: 352
    • Data premiery: 23.08.2022r.

    Autorka @ Izabela Skrzypiec-Dagnan – strona autorska debiutowała w 2019 roku powieścią „Świetnie się bawię w Twoich snach”. Ja przygodę z Panią Izą rozpoczęłam od „Kwietniowe deszcze, słońce sierpniowe” (recenzja na klik). „Długie beskidzkie noce”, które znalazły się na polskim rynku czytelniczym dzięki Wydawnictwu @Zysk i S-ka w dniu 23 sierpnia br., zachwyciły mnie opisem Wydawcy i Beskidami w tytule😊. Ja po prostu uwielbiam Beskidy. Założyłam więc, że powieść mi się spodoba. Czy słusznie?

    Bez rozpaczy życie jest płytkie. Kiedy boli, to się żyje.” -„Długie beskidzkie noce” Izabela Skrzypiec-Dagnan.

    Gdy Jaśmina i jej najlepsza przyjaciółka Kinga miały po dwadzieścia lat, tak właśnie myślały o życiu. Ból był do zniesienia. Ból je uświęcał. Po wielu latach, gdy Jaśmina została matką kilkuletnich bliźniaków – Franka i Filipa – i straciła swą miłość, swego męża Konrada Kamińskiego, stwierdziła, że; „Byłyśmy bardzo młode. Teraz ból to ból. Bez tej całej poetyckiej otoczki.” W tym bólu Jaśmina wraca do miejsca na ziemi, które kiedyś stworzyła z Konradem. Do beskidzkiej wsi. Do beskidzkiego domu. Wspierana przez rodziców. Wspierana przez Kingę i jej partnera Rafała. Zaczyna życie na nowo. Życie pełne trosk, obaw i samotnych, długich nocy. Stara się myśleć pozytywnie. Stara się walczyć. Tłumaczy sobie, że „(…) świat zewnętrzny to często odbicie i kreacja naszego wnętrza – a więc od tego, co w środku należy rozpocząć poznawanie tego, co na zewnątrz. Ze zawsze trzeba być sobą, autentycznym, a jeśli to komuś nie odpowiada, trudno”.

    Jestem wręcz zachwycona prozą Izabeli Skrzypiec-Dagnan😊.  Książka okazała się dla mnie niezwykłą, subtelną przygodą we wnętrze głównej bohaterki, Jaśminy Kamińskiej, która przeżywa swoistego rodzaju katharsis, od chwili gdy dzień po wprowadzeniu się do domu marzeń, jej mąż znika bez śladu.

    Doceniam konstrukcję powieści. Książka składa się z prologu, epilogu i zatytułowanych rozdziałów. Bieżącą rzeczywistość Autorka oznaczyła miesiącami, w których dzieje się akcja. To co spowodowało, że Jaśmina i jej dzieci znalazły się w danym miejscu, dowiadujemy się dzięki czasoprzestrzeni oznaczonej jako „Kiedyś”. I w jednej, i w drugiej perspektywie czasowej Autorka zachwyca narracją pierwszoosobową Jaśminy, która formułuje niezwykle trafne wypowiedzi, w drodze od zrozumienia tego, kim naprawdę był Konrad, do stworzenia sobie życia na nowo.

    Nigdy nie wpuścił mnie zupełnie do swojego świata. Chciałam tam zajrzeć, w głąb, ale trzymał te drzwi starannie zamknięte.” -„Długie beskidzkie noce” Izabela Skrzypiec-Dagnan.

    Nie tylko główny wątek, straty męża, Skrzypiec-Dagnan opisała w bardzo dobry sposób. Przekonał mnie również wątek przyjaźni, między Jaśminą a Kingą i aspekt rodzicielstwa, w którym niespodziewanie i nieplanowo zakotwiczyła się Jaśmina.

    Rodzicielstwo może być spełnieniem, dopełnieniem szczęśliwego życia, celem, ale na co dzień to orka. Dzieci nie dają spokoju, wyciskają z nas soki, do ostatniej kropli każdego dnia…” -„Długie beskidzkie noce” Izabela Skrzypiec-Dagnan.

    Bardzo obrazowo Autorka rozwinęła wątek miejscowych mieszkańców wobec przybyłej Jaśminy. I w osobie Marii, i w osobie Wiktorii, a przede wszystkim w osobie Alka, odnalazłam całe preludium gwiazd na panteonie socjologicznej małej miejscowości, w której musi odnaleźć się samotna matka.

    Nie ukrywam, że gdyby nie wyłapany błąd wydawniczy ocena byłaby wyższa😉. Generalnie mam z tym problem, gdy w druku, czy to papierowym czy elektronicznym, dostrzegam pewne nieścisłości. Myśląc o ilości osób, które pracowały nad publikacją nie daję zgody na takie drobne niedociągnięcia. Czytając wydanie elektroniczne na Legimi (ze względu na książkę w podróży) na stronie 72 dostrzegłam literówkę w dialogu; „Nie jestem przerażony. Poradzimy dobie.” Zamiast „Nie jestem przerażony. Poradzimy sobie”. Niby drobnostka, a jednak wyjątkowo kole mnie w oko.

    Z całą świadomością i mocą polecam Wam jednak tę publikację. „Długie beskidzkie noce” Izabeli Skrzypiec-Dagnan to wzruszająca, subtelna opowieść o Jaśminie i jej życiu, nie do końca straconym. Jest delikatna, płynna w swej narracji. To nie książka o odchodzeniu. To nawet nie książka o stracie i o porzuceniu. To książka o trwaniu mimo ogromnego bólu napisana w wyjątkowy sposób. Sposób, który nie nudzi i nie drażni.

    Idealnie skomponowana historia z beskidzkim klimatem i atmosferą w tle. Powieść z serca i o sercu, które ciągle chciało bić. Miłego czytania!!!

    Moja ocena: 8/10

    Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

    „Wśród gwiazd” Brandon Sanderson

    WŚRÓD GWIAZD

    • Autor: BRANDON SANDERSON
    • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
    • Cykl: SKYWARD (tom 2)
    • Liczba stron: 550
    • Data premiery: 17.08.2022r.
    • Data 1 wydania polskiego: 14.04.2020r.
    • Data premiery światowej: 26.11.2019r.

    17 sierpnia br. premierę miała druga część cyklu „Skyward”. Dzięki Wydawnictwu @Zysk i S-ka mogłam zanurzyć się w kontynuację powieści „Do gwiazd” z gatunku do którego sięgam niezwykle rzadko. Tak😊. „Wśród gwiazd” Brandona Sandersona to książka fantasy, science fiction w najlepszym wydaniu. Ci co czytali pierwszą część – ja do nich nie należę 😉 – twierdzą, że „Wśród gwiazd”, utrzymał na szczęście poziom części pierwszej i okazał się równie fenomenalny”.

    Spensa spełniła swoje marzenie od dzieciństwa i została pilotem. W trakcie różnych misji poznała prawdę o swoim ojcu, którego od wielu lat uważała za niezwykłego bohatera. Dzielnego żołnierza, do którego chciała się od zawsze upodobnić. Teraz nadszedł czas, że musi zmagać się z informacjami o jego tchórzostwie, o jego dezercji. Zaczyna obawiać się o swoją przyszłość. Prawda, którą odkryła po przedostaniu się za pierścień fortów broniących planetę zaczyna jej ciążyć. Pociąga ją do bitwy o ocalenie ludzkości. Skłania ją do podróży na koniec galaktyki, z której nie wiadomo,  czy powróci żywa.

    Książki tego gatunku to zwykle nie moja bajka. Piszę zwykle, bo okazuje się, że młodzieżowe science fiction może nawet mi się podobać, o ile jest dobrze napisane. Mój syn podziela moją opinię, mimo, że dzieli nas prawie pokolenie😉. Tak jak ja, zwrócił uwagę na oryginalną, wciągającą fabułę. Zachwycił się wyrazistymi bohaterami, do których również zaliczyliśmy wspólnie sztuczną inteligencję. We mnie dodatkowo książka wzbudziła emocje, do których aż dziwnie mi się jest przyznać w tym gatunku. Duży niepokój, niezgodę, zniecierpliwienie, czasem wręcz niechęć. Do tego ogromną sympatię do głównej bohaterki. Młodej, gniewnej, niejednokrotnie pyskatej. Spensa jest bardzo wyrazistą postacią. Ją się albo lubi, albo wręcz nienawidzi. Mi idealnie wpasowała się w moje gusta. Uwielbiam takie silne, zdecydowane postaci kobiece, o których nie wstydzę się czytać.  

    Pióro Sandersona jest bardzo przyjemne. Idealne dla młodszego czytelnika. Książkę czyta się bardzo szybko, akcja dzieje się warto i zdecydowanie. Nie ma w książce miejsca na długie opisy, liczne wątki poboczne, w których czytelnik może się pogubić. To powieść, w której wiele się dzieje. Tak dużo, że czytelnik nie może się nudzić. Sam wątek córki – ojca został bardzo dobrze rozpisany. I starszy, i młodszy czytelnik – oczywiście nie wiekiem, a doświadczeniem czytelniczym 😉 – odnajdzie w nim aspekt, który doceni. Książka zaciekawia również licznymi opisami obcych cywilizacji i powietrznych walk myśliwców. Nasuwa mi sagę „Gwiezdnych wojen”. Zachęcam byście sprawdzili, czy Wam również.

    Udanej lektury!!!

    Moja ocena: 7/10

    Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Zysk i S-ka.