„Jutro, jutro i znów jutro” Gabrielle Zevin

JUTRO, JUTRO I ZNÓW JUTRO

  • Autorka: GABRIELLE ZEVIN
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 512
  • Data premiery: 28.03.2023r.
  • Data premiery światowej: 14.07.2022r.

(…) Kiedy ktoś ci mówi, że będą problemy, wierz mu.” – „Jutro, jutro i znów jutro” Gabrielle Zevin.

Bardzo spodobał mi się ten cytat. Idealnie oddaje rzeczywistość. Ktoś kogoś ostrzega, a ten ktoś i tak idzie jak w przysłowiowy „dym”. 😊  

Trochę o tym jest premiera z końca marca br. od Wydawnictwa @Zysk i S-ka zatytułowana „Jutro, jutro i znów jutro” autorstwa Gabrielle Zevin. To historia o młodych dorosłych zafascynowanych robieniem gier komputerowych. To opowieść o Samie Achillesie Masurze, który w okresie szpitalnej rekonwalescencji poznał młodą Sadie Mirandę Green. Dziewczynę – wolontariuszkę. To z nią uciekał w świat gier. To na jej oczach fascynował się nierealną rzeczywistością. To ją zobaczył dużo, dużo później na peronie. I to z nią stworzył swoją pierwszą grę, która stała się bestsellerem.

Jutro, jutro i znów jutro” od Gabrielle Zevin to jedna z tych książek, która okazała się dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Po pierwsze czytając opis Wydawcy założyłam, że nie do końca polubię fabułę, ze względu na duże skupienie autorki na otaczający świat twórców gier i samych grach komputerowych. Ja swą przygodę z grami zaczęłam dawno, dawno temu i skończyłam również dawno, dawno temu. Cóż może laik dowiedzieć się z takiej wirtualnej konwersacji:
40 NEXT  X
 50 PRINT „PROSZĘ, PROSZĘ , PROSZĘ, WYBACZ MI …”

O co chodzi z tymi numerami i tymi sformułowaniami „next” czy „print” było mi nie do końca wiadome. Tak samo jak definicje, standardy, cechy, fascynacja grami. Nie do końca wczułam się w ten klimat i nie do końca go rozumiałam.

Niemniej jednak społeczną warstwę powieści oceniam bardzo dobrze. Podobała mi się postać Sama. Skomplikowanego, nieśmiałego introwertyka. Z sympatią czytałam o Annie Lee, w każdym momencie jej życia. Nawet o Annie Lee, która nie wiedziała „(…) jak inaczej odejść.”. Wątek relacji matko – synowskiej bardzo dobrze został przez Gabrielle Zevin zarysowany. Nie ma w nim pompatyzmu. Nie ma przerysowania i nieprawdziwej czułości.  Jest i chłopak, potem mężczyzna i jest silna kobieta. Jakaś Anna Lee…

Ogromną zaletą powieści jest jej wielokulturowość. Tu autorce należą się dodatkowe słowa uznania. Prawdziwy tygiel społeczny. Koreańsko – żydowski chłopiec. Pół Japończyk i żydówka po bat micwie („uroczystość religijna, związana z wejściem dziewczyny w okres dorosłości, odpowiednik bar micwy u chłopców” cyt. za : https://pl.wikipedia.org/wiki/Bat_micwa). Inne podejścia, inne zwyczaje, inne perspektywy na otaczający świat głównych bohaterów.  Wszystko to miesza się w jednym świecie. Świecie trójki przyjaciół; Sama, Sadie i Marxa. Opowieść Zevin odebrałam trochę jako odę ku przyjaźni. Mimo ogromnych rozbieżności, mimo niewykorzystanych szans i straconych lat można w pewnym momencie spotkać bratnią duszę i próbować z nią kształtować swoją przyszłość.

To historia bez happy endu. Smuta, dotykająca w bardzo osobisty sposób wielu aspektów życia przeciętnego czytelnika. Książka dała mi wiele do myślenia w różnych aspektach. W wielu miejscach widziałam siebie w bohaterach na różnych etapach mojego życia. Czasem cieszyłam się, że dawno te lata minęły. Częściej jednak nostalgicznie tęskniłam za tą siłą, za tym sprawstwem i przeświadczeniem, że wszystko i wiele jeszcze przede mną. Ciekawy pomysł na powieść. Sprawdźcie sami, czy dacie radę😊. Zachęcam do lektury!

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

„Ludzie z mgły” Izabela Janiszewska

LUDZIE Z MGŁY

  • Autorka: IZABELA JANISZEWSKA
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery: 08.03.2023r.

Wydawnictwo @Czwarta Strona konsekwentnie wydaje kryminały autorki @Izabela Janiszewska. „Ludzie z mgły” debiutujące w tegoroczny Dzień Kobiet to szósta powieść autorki, która już za mną. Recenzje poprzednich znajdziecie pod linkami: tryptyk; „Wrzask”, „Histeria” oraz „Amok”, a także „Niewybaczalne” i „Apartament”.  

„Wie pan, ludziom się wydaje, że najgorsza jest bieda albo choroby, ale to bzdura – powiedział zamyślony. – Najgorszy to, proszę pana, jest strach. Jak człowieka ściśnie w tych swoich łapskach, to żyje się tak, jakby się codziennie umierało. Po tysiąc razy. Nie ma na to tabletki ani sposobu.” -„Ludzie z mgły” Izabela Janiszewska.

W małym miasteczku, Sinicach, ginie kilkunastoletnia Alicja Jarosz. Córka miejscowego lekarza. Panienka z tak zwanego dobrego domu. Wyszła do kościoła i nie wróciła. Ojciec, matka i brat zgłaszają zaginięcie na policję. Śledztwo powierzone zostało komisarzowi Krzysztofowi Lipskiemu i aspirantce Weronice Sowińskiej. Policyjna, żmudna robota zaczyna się toczyć swoim tempem. Gdyby nie szokująca informacja, że prowadzący dochodzenie był z zaginioną na krótko przed jej zaginięciem.

I trochę mi żal, że wątku zaginionej Ali Jarosz z komisarzem Krzysztofem  Lipskim autorka nie rozciągnęła bardziej. Temat ten przyprawił mnie o dreszczyk emocji😊. Na pocieszenie napiszę, że tylu wątków gmatwających fabułę już długo nie było w czytanych przeze mnie kryminałach. Autorka umiejętnie wprowadziła „człowieka z lasu” do głównej opowieści. Z jednej strony cechując go wyjątkowością, tajemniczością, z drugiej ogromnym smutkiem. Do tego przyjezdny dziennikarz śledczy, Daniel Weber. Mężczyzna po przejściach. Mężczyzna poroniony też w pewnym momencie zdominował wątek główny. Moją ulubioną personą okazała się jednak pani Wanda wynajmująca Weberowi pokój w swoim małym pensjonacie. Niezwykle interesująca osoba. Wielowymiarowa. Pokazana z wielu stron. Taka postać drugoplanowa, która przyprawia o ciarki i nawet nie wiem dlaczego.

Jednym podoba się, gdy wątek główny zdominowany jest przez wątki poboczny. Jedni nie lubią, gdy żaden z bohaterów nie wyłania się na pierwszy plan, nie kieruje wydarzeniami, nie konstruuje powieści.  Każdy ma swój ulubiony styl pisania i formułowania opowieści. Mnie zaskoczyło rozstrzygnięcie i zadziwiło rozwinięcie. Ale o to chyba chodzi w pisaniu, by czytelnika wbijać w fotel. Dodatkowo Janiszewska wybrała jeden z moich ulubionych sposobów konstruowania narracji. Książka podzielona jest na rozdziały „kiedyś” i „teraz”. I to „kiedyś” i to „teraz” jest wyraźnie oznaczone w czasoprzestrzeni. Dodatkowo autorka wprowadziła oznaczenie wskazujące na czas, który minął od zaginięcia Alicji. Sformułowania typu „(…) Dzień po zaginięciu Alicji” dodały historii dodatkowej dramaturgii. Ale to „kiedy” toczy się najdłużej, bo aż kilkanaście lat.

Książka ma również słabsze strony. Na minus kompletnie nie przekonał mnie motyw głównego kryminalnego wątku. Albo za stara jestem. Albo za mało przekonujący ten motyw. Albo nie wyłapała rysu psychologicznego sprawcy lub za słabo był zarysowany. Dodatkowo scena w rodzinie Jaroszów, krótko po zaginięciu Alicji, w której nikt ich nie podgląda, wprowadziła mnie, jako czytelnika celowo w błąd. Mam całkowitą świadomość, co Autorka chciała osiągnąć. W jak odległe manowce chciała mnie wywieźć😉. Ale zachowanie nie mające uzasadnienia przy braku osób postronnych odebrałam jako uwiarygodnienie swojego toku myślenia, bez względu na osobę czytelnika. Co sobie pomyśli? Czy wyłapie tę niespójność?

Czyta się jednak bardzo dobrze. Słowa układają się w pewną całość. Wielość bohaterów mnie nie nużyła. Wielość wątków również. Do tego matriarchat po raz kolejny poruszony przez Janiszewską w jej twórczości. Matriarchat zdyskwalifikowany, nie gloryfikowany, realny. To wątek, który bardzo mnie wzruszył. Choć przyznaję, nie od razu połapałam się co i jak. I to jest dobre w tego typu książkach, że nas zaskakują 😊. Udanej lektury.

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

„Tobie się uda” Milena Wójtowicz

TOBIE SIĘ UDA

  • Autor: MILENA WÓJTOWICZ
  • Wydawnictwo: SQN
  • Seria: PERYPETIE CELINY NOWACKIEJ. TOM 2
  • Liczba stron: 288
  • Data wznowienia: 10.05.2023r.

Milena Wójtowicz niepostrzeżenie dołączyła do grona moich ulubionych pisarek komedii kryminalnych, razem z Małgorzatą Starostą i Martą Kisiel. Po lekturze jej pierwszej komedii kryminalnej pt. „Zaplanuj sobie śmierć” już miałam dobre przeczucia, które potwierdziła tylko lektura „Z Tobą będzie inaczej” czyli pierwszego tomu cyklu Perypetie Celiny Nowackiej. Poznajemy tam trzy przyjaciółki Celinę, Iwonę i Matyldę. Zamysł autorki zakłada, że każdej zostanie poświęcony jednej tom. Po przeczytaniu pierwszego tomu, którego główną bohaterką była Celina, w maju tego roku przeszedł czas na premierę drugiego dotyczącego Iwony. Przeczytałam go ekspresowo, z prawdziwą przyjemnością i właśnie spieszę, by podzielić się z Wami swoimi wrażeniami.

Iwona Borkowska prowadzi idealne życie, ma dobrą pracę, świetnego męża, dom, przyjaciółki, urodę. Jej spokojną egzystencję zakłóca jednak zupełnie niespodziewanie śmierć sąsiada, przystojnego i wysportowanego, z którym według sąsiedzkich plotek łączył ją romans. Pech chciał, że zdarzenie to ma miejsce, gdy w domu Iwony tymczasowo przebywa ciotka jej męża imieniem Anatola. Mąż akurat wyjechał na kilka dni, Iwona więc wraz ze swoją przyjaciółką Celiną i przy sporym udziale niesfornej cioteczki ma chwilę czasu, by wyjaśnić sprawę tajemniczej śmierci sąsiada, zanim zupełnie nieprawdziwe plotki dotrą do jej męża. Zajmuje się tym również policja, w tym znany już z pierwszego tomu podkomisarz Zacharczyk i sierżant Królewiak. Czy to oryginalne grono zdoła rozwikłać zagadkę śmierci Krystiana?

Muszę powiedzieć, że podczas lektury bawiłam się świetnie, bardzo polubiłam główne bohaterki. Autorka ma zresztą spory talent do tworzenia, nieszablonowych, zabawnych i oryginalnych postaci. Celina, Jan Zbenda, Iwona, ciotka Anatola, a także podkomisarz Zacharczyk, sierżant Królewiak i całe grono sąsiadów to ciekawe indywidua, posiadające wyróżniające je cechy.  Oprócz szpaleru zabawnych postaci mocną stroną książki jest też styl autorki, zabawny, błyskotliwy, ironiczny język, a także komizm sytuacyjny i komizm postaci. Trudno się nie uśmiechnąć czytając na przykład taki fragment:

„-Nie zamierzałam, ale no serio, ona tam stała, nos zadarty, kapelusik zadarty, wszystko miała takie pod sufit, z ego włącznie! (…) -To Ziębicka (…), zołza w kapelusiki, ja wiem która! Też bym się przyznała do kochanka, kochanki, do wszystkiego bym się przyznała, żeby jej tego zadartego nosa utrzeć!”

Perypetie bohaterek są niesamowicie zabawne, najbarwniejszą postacią jest chyba ciotka Anatola, polubiłam ją bardzo. Za samo rozwiązanie zagadki autorce również należą się brawa, absurd w czystej postaci😉 I znowu muszę powiedzieć, że gdybym któregokolwiek autora miała porównać do niedoścignionej mistrzyni komedii kryminalnych Joanny Chmielewskiej, to Milena Wójtowicz byłaby chyba temu najbliższa. Stworzony przez nią absurd, sytuacyjny, słowny i zwariowane postacie bowiem często kojarzą mi się z królową polskich komedii kryminalnych. Jeżeli więc potrzebujecie pilnie książki, która oderwie Was od szarej rzeczywistości i poprawi Wam humor sięgajcie po twórczość Wójtowicz! Polecam gorąco! Ja sama z ogromną niecierpliwością będę wypatrywała trzeciego tomu cyklu, w którym będę miała przyjemność poznać bliżej Matyldę. Nie mogę się już doczekać!

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję  WYDAWNICTWU SQN.

„Daleko od Babiej góry” Irena małysa

DALEKO OD BABIEJ GÓRY

  • Autor: IRENA MAŁYSA
  • Wydawnictwo: MOVA
  • Seria: BAŚKA ZAJDA. TOM 3
  • Liczba stron: 376
  • Data wznowienia: 26.04.2023r.

Serię Ireny Małysy o policjantce Baśce Zajdzie bardzo lubię. Po przeczytaniu jej świetnego debiutu „W cieniu Babiej Góry” i nie mniej świetnej „Więcej niż jedno życie” z niecierpliwością czekałam na kontynuację. Doczekałam się 26 kwietnia, kiedy to ukazała się „Daleko od Babiej Góry” nakładem Wydawnictwa Mova, przeczytałam ekspresem i z lekkim opóźnieniem niestety spieszę podzielić się w Wami moim wrażeniami.

Baśka Zajda przyjeżdża do Mysłowic na pogrzeb ciotki. Miejsce to niesie ze sobą sporo wspomnień, gdyż jako dziecko spędzała tam każde wakacje. Gdy niespodziewanie okazuje się, że wraz z matką dziedziczy po ciotce mieszkanie postanawia spędzić tam swój trzytygodniowy urlop i zająć się remontem. Ma też nadzieję odpocząć, oderwać się od swojej rzeczywistości i zacieśnić więź ze śląską rodziną. Odnawia również kontakty z przyjaciółką z dzieciństwa Alicją. Niestety zniknięcie jej córki burzy plany na spokojny urlop. Basia angażuje się w poszukiwania i śledztwo związane ze sprawą. Ogromny niepokój wzbudza fakt, że zaginiona do złudzenia przypomina ofiarę zbrodni sprzed kilku miesięcy, której sprawcy jak dotąd nie odnaleziono. Czy kobiecie uda się pomóc w odnalezieniu dziewczyny? Jak zakończy się ta sprawa?

Powieść pisana w narracji trzecioosobowej, składa się 15 rozdziałów, podzielonych na mniejsze podrozdziały, z których każdy opisany jest miejscem i datą. Akcją bowiem rozgrywa się w dwóch planach czasowych. Pierwszy współcześnie, latem 2021 roku, a drugi w przeszłości w 1912 roku. Na początku trudno było mi się domyślić, w jaki sposób wydarzenia z przeszłości mogą wiązać się z teraźniejszymi, oprócz tego, że również rozegrały się w Mysłowicach. Przy przeczytaniu całości stwierdzam, że to bardzo interesująca historia, ciekawie powiązana ze współczesną intrygą. Zakończenie w ogóle dosyć mnie zaskoczyło, choć pewnych rzeczy trochę się domyślałam. Autorka jednak pisze w taki sposób, że oprócz intrygi kryminalnej znaczenie mają również różne inne aspekty, wątki obyczajowe i psychologiczne. Całość akcji bowiem osnuta jest wokół postaci Baśki Zajdy. Postać ta z tomu na tom, rozwija się, dojrzewa i jest coraz ciekawsza. W tym tomie skupia się na relacjach ze śląską rodziną. Dzięki temu akcja powieści mogła zostać przeniesiona w inne miejsce. Autorka zresztą dba by pod tym względem czytelnik również się nie nudził, akcja pierwszego tomu rozgrywa się pod Babią Górą, drugiego w Krakowie, trzeciego zaś w Mysłowicach. Jest to pretekst do przedstawienia czytelnikowi śląskiej kultury i śląskiej gwary. Autorka bowiem wplata w dialogi śląską gwarę, co muszę przyznać, nawet dla mnie pochodzącej ze Śląska, stanowi pewne utrudnienie, muszę sobie bowiem to w myślach przekładać😊, ale na pewno stanowi urozmaicenie i ubogacenie języka powieści. A na nudę w tej książce zdecydowanie nie można narzekać. Akcja jest bardzo ciekawa, toczy się wartko, a od książki trudno się oderwać. Mnie wciągnęła od pierwszych stron. Wątek historyczny bardzo mi się podobał, bohaterowie podobnie jak Ci współcześni zostali bardzo dobrze wykreowani, każdy z nim ma swoją rolę, jest ciekawy i bardzo dobrze zarysowany. Najbardziej oczywiście polubiłam Marylkę i Janka i im najbardziej kibicowałam. Gorąco Wam polecam tą powieść, a jeśli nie mieliście jeszcze okazji poznać serii z Baśką, także poprzednie części. Co prawda każda z nich stanowi odrębną zagadkę kryminalną i można ją czytać niezależnie, ale przeczytanie wszystkich tomów po kolei z pewnością daje pełniejszy obraz i pozwala lepiej poznać bohaterkę. Ja bardzo lubię styl autorki i z niecierpliwością będę czekać na kolejne jej powieści.

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję  WYDAWNICTWU MOVA.

„Słodkie życie” Krystyna mirek

SŁODKIE ŻYCIE

  • Autor: KRYSTYNA MIREK
  • Wydawnictwo: LEKKIE
  • Liczba stron: 360
  • Data premiery: 08.02.2023r.
  • Data pierwszego wydania: 30.08.2017r.

Krystyna Mirek to popularna autorka powieści obyczajowych. Nie tak dawno pisałam o jej powieści z tłem historycznym pt. „Kolor róż”, którą bardzo przyjemnie mi się czytało, a dziś chciałabym opowiedzieć Wam o jednej z jej powieści, która w lutym miała swoją reedycję nakładem Wydawnictwa Lekkiego. „Słodkie życie” to lekka, mądra i optymistyczna opowieść o szukaniu swojego miejsca w życiu, nabieraniu odwago do bycia sobą, o przyjaźni i miłości.

Kornela Rudzka to trzydziestoletnia fizyki nauczycielka, która nie wierzy w siebie,. Nie jest lubiana przez uczniów, ani ich rodziców. Nie akceptuje swoje wyglądu ani wagi, pełna jest kompleksów i niezadowolenia z życia. Zdominowana przez apodyktyczną matkę nie ma odwagi żyć po swojemu i dokonać życiowych zmian. Można powiedzieć, że życie przelatuje jej przez palce, a kobieta nie docenia jego uroku. Niespodziewanie niepomyślna diagnoza lekarska staje się dla bohaterki motywem do zmian. Zdaje sobie sprawę, że gdy nie zawalczy sama o siebie nigdy nic się nie zmieni. Postanawia więc stoczyć walkę ze swoimi słabościami, co oczywiście nie jest łatwe. Decyduje także, że przyszedł czas, aby w końcu się usamodzielnić i wyprowadzić od rodziców.  Czy kobieta znajdzie w sobie odwagę, by posłuchać głosu serca  i ułożyć swoje życie tak, jak zawsze marzyła?

Książkę czyta się bardzo przyjemnie i lekko, nie oszałamia jakąś zawrotnie szybką akcją, ale otula nas ciepłem, optymizmem i pozytywnymi uczuciami. Dotyka bardzo ważnych kwestii, takich jak trudne relacje na linii rodzice – dzieci, nieporozumienia w związku, a także brak akceptacji. Akcja toczy się w małym miasteczku, gdzie wszyscy wszystkich znają, a plotki rozchodzą się z prędkością światła. Kornelii tym bardziej trudno wybić się z toru życia, w który wpadła, jednak okazuje się, że gdy tylko znajdzie w sobie odwagę do zmian, zacznie się więcej uśmiechać i doceniać małe rzeczy wokół niej znajdę się pozytywne osoby, dzięki którym życie nabierze jeszcze więcej smaku. Powieść ta od doskonała recepta na trudny, pochmurny dzień, gdyż jej lektura z pewnością podniesie nas na duchu i sprawi, że jeśli tylko zechcemy, jeszcze bardziej docenimy życie.

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU LEKKIE.

„Jak wychować dziecko na fajnego człowieka?” Kaija PUURA

JAK WYCHOWAĆ DZIECKO NA FAJNEGO CZŁOWIEKA. POZNAJ FIŃSKI SEKRET NAJSZCZĘŚLIWSZYCH DZIECI NA ŚWIECIE.

  • Autor: KAIJA PUURA
  • Wydawnictwo: LUNA
  • Liczba stron: 216
  • Data premiery: 12.01.2023r.

Z poradnikami mam ogólnie taki problem, że nie za specjalnie za nimi przepadam. Często bowiem są mocno ogólne, stereotypowe i naiwne. Nie wierzę też w gotowe, uniwersalne recepty i uważam, że wiele w życiu zależy od konkretnej sytuacji. A niestety bardzo często poradniki, zwłaszcza amerykańskie serwują banał za banałem bez szczegółowych informacji i wskazówek. Niestety mimo tego przekonania zdarza mi się skusić na lekturę poradnika, gdyż w momencie, gdy czytam o interesującym mnie zagadnieniu chciałabym się jak najwięcej na ten temat dowiedzieć i często wydaje mi się, że to może być ciekawe, inspirujące i z korzyścią dla mojego życia. Tak było i przy okazji premiery poradnika fińskiej psychiatry dziecięcej Kaija Puura pt. „Jak wychować dziecko na fajnego człowieka. Poznaj fiński sekret najszczęśliwszych dzieci na świecie.” Bo któż nie chciałby, żeby jego dziecko wyrosło na fajnego, szczęśliwego człowieka? Ja bardzo chcę! Książka ta premierę miała 12 stycznia nakładem wydawnictwa Luna, a ja recenzuję Wam ją dopiero teraz, gdyż mimo, że niewielka to książeczka przeczytanie jej zajęło mi trochę czasu, a potem zastanawiałam się co o niej napisać😊  

Wypadało by zacząć od tego, co oznacza bycie fajnym człowiekiem. Myślę, że dla każdego trochę co innego, ale gdybym miała pokusić się o ogólne stwierdzenia, powiedziałabym, że to bycie człowiekiem o pewnej inteligencji emocjonalnej, wrażliwym, empatycznym, takim, który potrafi się komunikować z innymi, podejmuje wezwanie rzucane przez życie i potrafi żyć w społeczeństwie. Okazało się, że autorka widzi to podobnie i uważa, że w dużej mierze za to na jakiego człowieka wyrośnie dziecko odpowiadają rodzice (trudno się z tym nie zgodzić). Korzystając więc ze swojego doświadczenia zawodowego, jak również faktu, że jest matką piątki dzieci postanowiła się podzielić z czytelnikami wskazówkami, które mają im pomóc dobrze wychować dzieci. Na początku ogólnie pochyla się na tematem rodzicielstwa, tego w jaki sposób powinno się podchodzić do dzieci i co należy do zadań rodziców. W dalszym ciągu skupia się na codziennych wyzwaniach i na tym co możemy zrobić, żeby pomóc dziecku w życiowych sytuacjach. Autorka porusza też temat związany z radzeniem sobie z emocjami, zarówno przez rodziców, jak i przez dzieci.  A na końcu przywołuje pewne sytuacje życiowej zmiany takie jak rozpoczęcie przedszkola czy konflikt między rodzicami.

Książka napisana jest przystępnym językiem. Niestety nie mogę powiedzieć, żeby zmieniła moje zdanie na temat poradników. Przede wszystkim bardziej skupia się na wskazówkach dotyczących małych dzieci, co mnie już nie interesuje. A po drugie przywoływane w książce stwierdzenia są bardzo ogólne i dotyczą w mojej opinie rzeczy oczywistych. Z jednej strony fajnie przeczytać w jednym miejscu kila zebranych uwag na temat rodzicielstwa i wychowania, z drugiej niestety czego innego się po tej książce spodziewałam. Jak dla mnie niestety nie wniosła ona nic nowego. Na pewno plusem książki jest przyjemny, lekki styl, brak specjalistycznego, naukowego języka i krótkie, czytelne rozdziały. Jeżeli miałabym określić komu tak książka może przypaść do gustu powiedziałabym, że raczej osobom, które dopiero zaczynają swoją przygodę z rodzicielstwem. Mnie jaki matki dwójki nastolatków nie zachwyciła, nie zainspirowała i nie wniosła do mojego życia praktycznie nic nowego, ale może w Waszym przypadku będzie inaczej. O tym musicie przekonać się sami😊

Moja ocena: 5/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU LUNA.

„Nie zapomnij o mnie” Mhairi McFarlane

NIE ZAPOMNIJ O MNIE

  • Autor: MHAIRI MCFARLANE
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Seria: MUZA
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery: 08.02.2023r.

Kolejną powieścią, którą przeczytałam już jakiś czas temu, a która czekała na zrecenzowanie jest „Nie zapomnij o mnie” Mhairi McFarlane. To lekka, zabawna historia miłosna, która premierę miała 8 lutego nakładem wydawnictwa Muza. Miałam okazję przeczytać poprzednią powieść autorki pt. „Miłość na później” i była to całkiem przyjemna lektura. Skusiłam się więc i na najnowszą, czy odczucia były podobne? Przeczytajcie sami…

Georgina Horspool nie ma w życiu łatwo. Właśnie straciła pracę, a zaraz potem przyłapała swojego chłopaka na zdradzie. Do tego jej rodzina traktuje ją jak czarną owcę i nie może liczyć na ich wsparcie. Wydawać by się mogło, że jest w beznadziejnym położeniu, kiedy jednak kilka dni później dostaje pracę barmanki w nowej knajpce chce wierzyć, że wszystko jakoś się ułoży. Niespodziewanie okazuje się, że właścicielem i zarazem jej nowym szefem jest Lucas, jej pierwsza miłość. Niestety on zdaje się jej nie pamiętać i nie jest zadowolony z tego, że jego brat zatrudnił dziewczynę. Czy można zapomnieć o pierwszej miłości i jak dalej potoczą się losy Georginy? Czy odnajdzie w końcu szczęście?

Powieść określana przez wydawcę jako „gotowy scenariusz komedii romantycznej” nie do końca spełniła moje oczekiwania. W zasadzie powiedziałabym bardziej, że to powieść obyczajowa z elementami romantycznymi. Akcja koncentruje się głównie wokół postaci Georginy. Poznajemy jej historię, jej przeszłość, jej przemyślenia. One jest bowiem narratorką powieści, to z jej perspektywy śledzimy przebieg akcji. Wątek jej znajomości z Lucasem jest jakby dopełnieniem historii jej życia, nie zdominował powieści, jest jednym z kilku . W pewnym momencie czułam się nawet zawiedziona, że historia miłosna, która zgodnie z opisem miała być głównym tematem książki, traktowana jest trochę marginalnie. Mało było wzajemnej relacji bohaterów, brakowało mi tego. Za plus należy jednak uznać, że mimo lekkiej tematyki powieść dotyka też poważnych tematów, takich jak przemoc seksualna i prześladowanie w szkole. Nie mogę jednak powiedzieć, by jej lektura zapadła mi w pamięć. Szybko ją przeczytałam, ale niestety równie szybko o niej zapomniałam. Jeśli jednak szukacie lekkiej, niezobowiązującej pozycji, która oderwie Was od rzeczywistości, to z cała pewnością możecie sięgnąć po „Nie zapomnij o mnie”.

Moja ocena: 6/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję WYDAWNICTWU MUZA.

„Wiosenne wody” Ernest Hemingway

WIOSENNE WODY

  • Autor: ERNEST HEMINGWAY
  • Wydawnictwo: MARGINESY
  • Liczba stron: 152
  • Data premiery w tym wydaniu: 22.02.2023r.
  • Data pierwszego wydania polskiego: 1994r.
  • Data premiery światowej: 1926r.

Po przeczytaniu nowego tłumaczenia od @wydawnictwomarginesy „Zaś słońce wschodzi” Ernesta Hemingwaya (recenzja na klik) wiedziałam, że kolejne wydania w nowym przekładzie tego autora będę musiała pochłonąć.  Po pierwsze ciekawi mnie nowoczesność języka na nowo tłumaczonej twórczości stworzonej praktycznie sto lat temu. Po drugie z szacunku do wielkich mistrzów i wielkich dzieł warto, od czasu do czasu, pochylić się nad literaturą światową, którą już chyba mało kto czyta (patrz po ilości opinii na LC😉). Mnie zaciekawiło i nowe tłumaczenie, i nowo – stare spojrzenie na wczesnego Hemingwaya.

Z opisu Wydawcy: „Północne Michigan. Dwóch pracowników fabryki pomp – weteran pierwszej wojny światowej Yogi Johnson i pisarz Scripps O’Neill – szuka idealnej kobiety, choć każdy na swój sposób. O’Neill wyrusza z rodzinnego miasta i trafia do Petoskey. W tamtejszej jadłodajni zaprzyjaźnia się z kelnerką Dianą i natychmiast prosi ją o rękę. Diana próbuje zaimponować ukochanemu, czytając książki z list „New York Timesa„ i modne czasopisma, ale uczucia O’Neilla są płoche i daje się on oczarować innej kelnerce…”

Kompletnie nie wiedziałam jak Was wprowadzić w historię napisaną przez Hemingwaya na początku jego kariery literackiej. Pozwoliłam więc sobie zacytować opis Wydawcy, który bardzo dobrze wprowadza czytelnika w opowiadaną historię. Nie jest ona jednak taka prosta i łatwa, jakby się z cytowanego opisu mogło wydawać. Tylko bowiem pozornie jest to historia o straconej miłości. Dla mnie to raczej studium o przemijaniu człowieka w wielu jego aspektach. Człowieka – żołnierza. Człowieka – pisarza. Człowieka – partnera. Człowieka – alkoholika. Człowieka – pracownika fabryki pomp. Człowieka – podróżnika. Człowieka – zdobywcy. Człowieka – rasisty. Ta nowela jest niezwykle wielowymiarowa. Wszystko Hemingway utkał w bardzo prostą, mięsistą i dosadną narrację. Nie męczyło mnie współczesne tłumaczenie, które jednak może przybliżyć młodszemu pokoleniu twórczość tego pisarza.

„- Żona mnie zostawiła – powtórzył Scripps. – Chodziliśmy pić na tory. Wychodziliśmy wieczorami i obserwowaliśmy przejeżdżające pociągi. Piszę opowiadania. Opublikowałem jedno w „The Post” i dwa w „The Dial”. Mecken próbuje mnie złowić. Ale jestem na to za mądry. Nie dla mnie politzei…” – „Wiosenne wody” Ernest Hemingway.

Dialogi są zaletą tej książki. Często składają się jakby z dwóch, lub wielu myśli pisarza. Ta dwoistość skłaniała mnie do zastanowienia. Gdzieniegdzie zwalniałam, by się zastanowić chwilkę dłużej nad treścią. Próbowałam odnaleźć drugie dno i rozmienić na przysłowiowe drobne, co autor miał na myśli. Możliwe, że sam autor pisał je pod wpływem. Ernest Hemingway z alkoholizmu był przecież wszystkim znany.

To książka swoich czasów. To publikacja z czasów rasizmu. Sformułowania murzyn i Indianie, czerwonoskórzy, czerwony brat, biały brat  są w niej na porządku dziennym. Hemingway nie oparł się stereotypom. Przedstawił i stosunek do Afroamerykanów, i stosunek do rdzennych mieszkańców Ameryki w sposób, w jaki widzieli ich wtedy prawie wszyscy. Wplótł w fabułę wiele aspektów historycznych. Bardzo podobał mi się zapis o sprzedaży Manhattanu przez wodza indiańskiego. Prawdziwa historia o znikającej matce w Paryżu wpleciona w opowieść Diany okazała się prawdziwym majstersztykiem. Niezwykle mnie zaciekawiła. I tak naprawdę dla historii starszej kelnerki Diany warto zerknąć na tę pozycję. Boleść weteranów wojennych i niemożność ułożenia sobie życia dopełnia cały wachlarz ciekawych wątków, nad którymi warto się pochylić. I ptak. Ptak Scrippsa.

Sami główni bohaterowie, Yogi Johnson i Scripps O’Neill są dramatyczni. Oczami wyobraźni widziałam ich jako mężczyzn po przejściach, z trudną przeszłością. Stawiam tezę, że i w jednym, i w drugim Hemingway zawarł wiele z własnych doświadczeń. Ze smutkiem czytałam o Dianie. I o jej historii z Paryża, i z perspektywy jej związku z mężem. Ta rodząca się świadomość przyszłej straty chwytała za serce.

To trudna i skomplikowana historia przeplatana notami do czytelnika, w których autor wiele tłumaczy. Nie może być jednak inna, gdyż jej podtytuł brzmi „Romantyczna powieść na cześć odejścia wielkiej rasy”. Gdyby okazała się banalna byłabym zawiedziona. Co do konstrukcji to składa się z czterech części o znamiennych tytułach. Zacytuję jeden; „Przemijanie wielkiej rasy oraz powstanie i zepsucie Amerykanów” 😉. Krótkie rozdziały, w ilości szesnastu, wprowadzają czytelnika w świat wyimaginowany, przynajmniej w części, przez autora. Atrakcyjność wzmacniają motta i wspomniane noty do czytelnika, w których Hemingway pisze przykładowo: „Na wypadek, gdyby miało to jakąś wartość historyczną, z radością stwierdzam, że powyższy rozdział napisałem na maszynie do pisania w dwie godziny za jednym zamachem….” lub w końcowej nocie do czytelnika „No i co, czytelniku, jak ci się podobało? Napisałem to w dziesięć dni…”

Chciałoby się odpowiedzieć; tak podobało mi się. Zdecydowanie. Mimo jakby chaotyczności, mimo jakby niespójności, mimo pozornego nieprzemyślenia. To taka książka z kluczem. Czytałam ją z zaciekawieniem, a posłowie na końcu książki wiele tłumaczy.

Zachęcam Was gorąco do sięgnięcia po tę lekturę. Klasyczną. Nietuzinkową. O odległych czasach. Lekturę z duszą.

Moja ocena: 8/10

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od Wydawnictwa Marginesy, za co bardzo dziękuję.

„Strażnik tajemnic” Kate Morton

STRAŻNIK TAJEMNIC

  • Autorka: KATE MORTON
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Seria: SERIA BUTIKOWA
  • Liczba stron:512
  • Data premiery w tym wydaniu: 12.04.2023r.
  • Data 1 polskiego wydania: 28.08.2013r.
  • Data światowej premiery: 2012r.

Zapomniany ogród” i „Milczący zamek” tej samej Autorki wydane również w ramach Serii butikowej przez @WydawnictwoAlbatros w swych recenzjach oceniłam dość wysoko. Z tych dwóch lektur wywnioskowałam, że Kate Morton potrafi tworzyć zawiłe historie, w których przeszłość splata się z teraźniejszością, a duchy przeszłości nie pozwalają o sobie zapomnieć do momentu, w którym zaczynają dominować nad realnym życiem. Tytuł kwietniowej premiery – „Strażnik tajemnic” – obiecuje wiele. Okładka… jak wszystkie tej serii, obłędna !!!! Ale jak sami najlepiej wiecie, nie należy oceniać książki po niej😉.

(…) rozumiała, że matka jako istota ludzka robiła w życiu różne rzeczy, nie była święta; nienawidziła, pragnęła i popełniała błędy, które nigdy nie znikły.” – „Strażnik tajemnic” Kate Morton

Laurel, najstarsza z pięciorga rodzeństwa, w wieku kilkunastu lat staje się świadkiem zabójstwa. Nieznany jej mężczyzna zostaje zadźgany nożem przez jej matkę. Niewyjaśnione okoliczności zdarzenia ciążą na niej. W przeddzień dziewięćdziesięciu urodzin matki, postanawia dowiedzieć się, co tak naprawdę wydarzyło się w roku 1961 i dlaczego Dorothy postanowiła wykorzystać trzymany w ręku nóż przeznaczony do krojenia tortu  urodzinowego.

Ciekawa lektura😊. Zdecydowanie na miarę poprzednich, czytanych przeze mnie i recenzowanych książek. Kate Morton stworzyła kolejną, ciekawą historię, w której losy ludzkie nabierają innego znaczenia, gdy widziane są z innej perspektywy.

Interesujący wstęp. Tak. Szesnastoletnia dziewczyna staje się przypadkowym świadkiem morderstwa. Fascynujące rozwinięcie. Tak.  Lata sześćdziesiąte, lata czterdzieste, rok dwutysięczny jedenasty. To musiało się udać. Ta fabuła konstruowana w różnych dekadach, w całkiem odmiennych okolicznościach. Te odwzorowywanie ówczesnego świata, te wspomnienia i frapujące treści. Atrakcyjne zakończenie. Tak.  Dorothy, Vivien, Jimmy, Henry stają się bohaterami ekscytującej przeszłości, która nie była tak czarno – biała, jak wydawała się przez blisko czterysta pięćdziesiąt stron.  

Książkę czyta się rewelacyjnie. Oprócz rodzimych tajemnic idealnie sprawdza się narracja. Kate Morton w osobnych rozdziałach zatytułowanych miejscem i rokiem poszczególnych epizodów przeprowadza czytelnika przez całe dziesięciolecia w tak jasny i wyraźny sposób, że nie sposób się pomylić, ani pogubić. Uwielbiam takie konstrukcje, w których retrospekcje nie zaburzają bieżących wydarzeń i nie wybijają mnie z rytmu. Wręcz przeciwnie. Tworzą swoisty specyficzny klimat, w których odczuwam inne emocje i czuję inne zapachy, odbieram inne całkiem nastroje i boję się całkiem czegoś innego.

Oprócz głównych bohaterów ukochałam motyw chlebodawczyni Dorothy zaraz po jej przyjeździe do Londynu. Stara Lady, jak z prawdziwej angielskiej socjety mogła stać się jeszcze bardziej ciekawszym wątkiem, gdyby autorce chciało się pociągnąć ten temat. Kompletnie nie zrozumiałam natomiast młodzieńczej miłości Dorothy. Wręcz przeciwnie w drugiej połowie miałam wrażenie, że ogień całkowicie wygasł i to bynajmniej nie za sprawą Jimmy’ego. Umiłowanie Dorothy do spędzania częściej czasu ze swoimi koleżankami ze stancji nie tyle, co mnie intrygowało, co raczej irytowało. Przecież to Londyn w czasie bombardowań. Przecież to czas, gdy ona i on kleili się do siebie nie znając jutra, nie mając żadnych nadziei…. Wspominając o słabszych elementach książki nie mogę nie wspomnieć o siostrach głównej bohaterki. Iris, Rose i Daphne mogły być ciekawym tłem dla Laurel. Stały się tylko dodatkiem, praktycznie nic nieznaczącym. Jakby celem Morton, było wprowadzanie kolejnych, obojętnych dla fabuły bohaterów, bez których powieść mogłaby być krótsza i bynajmniej nie mniej zajmująca. A rola Gerry’ego? Była sporym zaskoczeniem.

Za to kobieca perspektywa jest czymś, co mnie najbardziej oczarowywało. Tu nie chodzi tylko o matkę Laurel – Dorothy. Tu chodzi o wiele matek, które jak na ówczesne czasy potrafiły zachowywać się mniej konwencjonalnie. Tu chodzi też o matkę Dorothy i tu chodzi też o nieobecną matkę Vivien. Choć jej sama osoba, mogła być rozrysowana bardziej dramatycznie, co przysporzyłoby zapewne książce jeszcze więcej fanów😉. Matki w tej powieści są silne, zdeterminowane. Niesamowicie zdecydowane jak na początek ubiegłego wieku. Rozumiejące własne córki. Odnoszące się do nich z szacunkiem i potrafiące je wesprzeć w każdej sytuacji.  

Starałam się nie zaspojlerować. Dlatego nie wspomniałam ani o Katy Ellis, o której ciągle myślę, ani tak naprawdę o postaci Henry’ego Jenkinsa, który pojawił się kiedyś w rogu domu Laurel.  Mam nadzieję, że zaciekawiłam Was natomiast opowieściami o bohaterach, których w „Strażniku tajemnic” Kate Morton jest praktycznie cała plejada. I to nie tylko pierwszo, ale i drugoplanowych, na których warto zarzucić przysłowiowe oko.

Miłej lektury!!!

Moja ocena 7/10.

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

„Zmory przeszłości” Ann Cleeves

ZMORY PRZESZŁOŚCI

  • Autorka: ANN CLEEVES
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 08.02.2023r.

Chyba byłam jedną z niewielu czytelniczek, której nie zachwycił kwartet szetlandzki. „Biel nocy”, „Czerwień kości” oraz „Błękit błyskawicy” oceniłam konsekwentnie 6/10, co mi się zdarzyło chyba ten jeden, jedyny raz. Sięgając po „Zmory przeszłości” założyłam, że ze względu, iż fabuła dotyczy tej jednej książki, tym razem pisarstwo Ann Cleeves spodoba mi się bardziej. Powieść miała premierę 8 lutego br. i wydana została nakładem Wydawnictwa @Czwarta Strona. Ja z recenzją zwlekałam długo. Bardzo długo… Nie z lenistwa. Oj nie! Po prostu miałam trudności z jednoznaczną oceną😉.

Lizzie Bartholomew, zamieszkałej w Sea View w Newbiggin, zostawiam piętnaście tysięcy funtów, z czego dziesięć tysięcy funtów jako darowiznę na założenie i wyposażenie siedziby jej firmy…” – „Zmory przeszłości” Ann Cleeves.

O spadku Lizzie dowiedziała się krótko po spotkaniu w Maroku darczyńcy, Philipa Samsona. Samotnika zdobywającego góry Atlas, z którym spędziła jedną, przypadkową noc. Szok połączony z niedowierzaniem spotęgowała wola zmarłego, który dodatkowo pośmiertnie zlecił Lizzie, pracownicy socjalnej, odszukanie Tommy’ego Marinera. Początkowy sukces zamienia się w amatorskie śledztwo, który wiedzie na bezdroża przeszłości, dawno zepchniętej na margines pamięci.

Nie wiem jaki tak naprawdę cel przyświecał autorce w konstruowaniu tej książki. Kompletnie się pogubiłam w przewodniej myśli i nie mam pojęcia, co mi się w niej podobało najbardziej. Wiem natomiast, czego znieść nie mogłam. Tego braku konsekwencji! Jak już głębiej zaglądałam w duszę głównej bohaterki, Lizzie to Cleeves zaczęła uciekać w jakieś rozgałęzienia opowieści, w których historia stawała się coraz mniej prawdopodobna. I tak praktycznie przez połowę książki, a rozdziałów w sumie Ann Cleeves stworzyła aż trzydzieści siedem. Do tego tempo, całkowicie niejednorodne, nietaktowne, niespójne. Chwilami miałam wrażenie, że Cleeves siadała do książki całkowicie bez pomysłu tworząc coś na szybko, tworząc z odłamków jakiś wrażeń, myśli, byle by imiona i nazwiska bohaterów się zgadzały. Postać Kay całkowicie nierzeczywista, niespójna. Tak samo jak Ronniego. Thomas, w którego poszukiwania Lizzie się zaangażowała składa się jakby z licznych, różnych postaci. Nie odnalazłam w nim ani cech negatywnych, ani pozytywnych mimo, że sama matka wypowiadała się o nim niezbyt przychylnie. Żona Philipa! Ta to dopiero okazała się dla mnie zagadką. A słowa wypowiedziane przez policjanta; „Nikomu o tym nie mów, Lizzy. Obiecaj. I zapomnij o tym, co powiedziałem o Nell Ravendale. Lepiej się nie wychylaj. Wyjedź na jakiś czas. Nie chcę, żeby przytrafiło ci się coś złego.” gdzieś w połowie książki, okazały się płonną nadzieją na ciekawe rozwinięcie, dobrze skrojoną akcję i dreszczyk emocji. A o emocje w czytaniu chodzi ! „Zmory przeszłości” żadnych we mnie nie rozbudziły, ani pozytywnych, ani negatywnych. A potencjał główna bohaterka miała ogromny. Cierpiąca na chorobę afektywną dwubiegunową, do tego mającą stwierdzoną psychozę maniakalno – depresyjną mogła stanowić niezłe tło i idealną wręcz narratorkę pierwszoosobową ciekawej historii. A tak, stała się postacią relacjonującą historię napisaną wręcz karykaturalnie, nierealnie, jakby na siłę. Szkoda mi też wątku dwóch dziewczyn z Rumunii. Z tego też mogła urodzić się niezła opowieść.

Książka musiała jednak mieć jakieś plusy, prawda? Tak. Prawda. Spodobała mi się postać Jess i wątek związany z opieką społeczną. Nawet nieumiejętne śledztwo Lizzie zostało urozmaicone tematami związanymi z pracą brytyjskiej opieki społecznej. Te niuanse ciekawiły mnie dość mocno i stanowiły ciekawe urozmaicenie w tej nudnej lekturze.  Chłopak z Blyth też stanowił pewną zagadkę. Nawet jeśli tylko do czasu….

Moja ocena: 5/10.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.