„Czynnik królika” Antti Tuomainen

CZYNNIK KRÓLIKA

  • Autor: ANTTI TUOMAINEN
  • Cykl: CZYNNIK KRÓLIKA (TOM 1)
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Data premiery:  12.04.2023r.
  • Data premiery światowej: 17.11.2021r.
  • Liczba stron: 384

Podobała mi się poprzednia książka finlandzkiego literata Antti Tuomainena pt. „Mała Syberia” (recenzja na klik). Tak bardzo, że oceniłam ją 8/10. Z chęcią więc zabrałam się do czytania pierwszej części trylogii pt. „Czynnik królika”, która ujrzała światło dzienne na polskich księgarskich półkach dzięki wydaniu przez @WydawnictwoAlbatros w kwietniu br. Książka doczeka się wkrótce ekranizacji przygotowywaną przez spółkę  Amazon Studios, w której rolę główną Steve Carrell. Aktor znany głównie z ról komediowych, urodzony 16 sierpnia 1962 roku. Zagrał w takich filmach jak: „40-letni prawiczek” (2005), „Evan Wszechmogący” (2011), „Dorwać Smarta” (2008), amerykańskiej wersji francuskiej komedii „Kolacja dla palantów” (2010). Ciekawe jak Steve Carrell poradzi sobie w roli Henriego… Wracając jednak do powieści „Czynnik królika” to aż dziw bierze, że w naszym ojczystym języku mogliśmy się z nią zapoznać dopiero w 2023 roku. Według informacji dostępnych w sieci seria doczekała się już  w dniu 27 października 2022 roku drugiego tomu zatytułowanego „Paradoks łosia”, a na 12 października 2023 roku planowane jest wydanie ostatniej części trylogii pt. „Teoria bobra”. Wszystkie tytuły serii pochodzą ze świata matematyki. Tak jak sam bohater. Tak jak Henri Koskinen.

Ilekroć napotykam problem w zaawansowanych fazach skomplikowanych obliczeń, wracam do rzeczy najważniejszych, czyli pierwotnego problemu. Nie ma sensu próbować rozwiązać pojedynczy problem, jeżeli jego sedno pozostaje nierozwiązane i nie ulega wątpliwości, że kryje ono klucz do całego problemu.” -„Czynnik królika” Antti Tuomainen.

Nagle zostający bez pracy matematyk ubezpieczeniowy Henri Koskinen nagle staje się jedynym spadkobiercą swego brata. Spadek pozostawia jednak wiele do życzenia. Długi. Wizyty Jaszczura. I park przygód zwany Fun-Landią z tytułowym królikiem, Ślizgaczem, Lokomotywą z Komodo, Zamkiem Harców, Żółwiochodami, Tunelem Duchów, Truskawkowym Labiryntem, Sekretnym Wodospadem, kawiarenką Kręcone Ciacho i wieloma innymi atrakcjami. W spadku Henri otrzymał również byłych pracowników brata. Jednych bardziej, drugich mniej lojalnych. Pierwsza myśl związana ze sprzedażą tak wątpliwego przybytku została odegnana już po początkowych problemach. Czy na długo?

„Matematyka aktuarialna to dyscyplina łącząca matematykę i analizę statystyczną w celu oceny prawdopodobieństwa – albo ryzyka – każdej ewentualności, żeby określić wysokość składki ubezpieczeniowej korzystnej pod względem finansowym z punktu widzenia ubezpieczyciela.” -„Czynnik królika” Antti Tuomainen.

Wiedzieliście? Ja tej definicji nie znałam, choć wiedzę o matematyce wykorzystywanej w modelach firm ubezpieczeniowych wiedziałam. Jednak aktuariusz matematyczny, jako funkcja którą do niedawna pełnił Henri Koskinen u swego pracodawcy to ciekawa nazwa.

Antti Tuomainen matematykiem nie jest. Zanim zajął się na poważnie pisaniem pracował jako copywriter w agencjach reklamowych. Od początku zastanawiałam się skąd tytuł książki, a następnie całej serii. Przecież czynnik to nic innego jak liczby, które przez siebie mnożymy. W skrócie: czynnik x czynnik = iloczyn.  To głównie dzięki temu tytułowi tak zafrapowała mnie ta powieść. Gdzie królikowi do czynnika. Czy było więcej, niż jeden królik? Czy składał się z wielu części, czynników? Itepe, itede…

Rzeczywistość fikcyjna opisana w książce okazała się jednak całkowicie inna. Antti Tuomainen po raz kolejny zadziwił mnie swoistym poczuciem humoru. Od 20 strony zabawił mnie korpo gadką żywcem wyjętą ze szkoleń HR, po której pracownik kompletnie nie ma pojęcia, czy szef ma o nim dobre, czy złe zdanie. Kierownik jego działu, Tuomo Perttilä perorujący z przekonaniem: „Ludzie twierdzą, że odkryli swoje prawdziwe ja – (…). – Mówią, że osiągnęli nowy poziom świadomości, nie tylko jako matematycy i analitycy, ale też jako istoty ludzkie. Tylko dlatego, że celowo znieśliśmy granice. Wszystkie granice, wewnętrzne i zewnętrzne. Wspięliśmy się na wyższy poziom”  I ta myślowa riposta Henriego: „Jeszcze rok temu tak nie mówił. Rok temu miał normalny głos, ale po ukończeniu tych wszystkich kursów jego ton brzmiał jak coś między czytaniem bajek na dobranoc a negocjacjami z porywaczem przetrzymującym zakładników” 😊. By potem zaraz przenieść mnie w świat tytułowego królika, w którym istotną rolę odgrywa finalnie jego ucho.

To książka jednak trochę też na poważnie. Oprócz absurdów związanych na przykład z zamrażarkami, traktowaniem pracowników przez Henriego, sytuacją z Laurą, czy chociażby niewydarzonymi gangsterami jest to powieść, w które ogromne znaczenie mają ludzie. Henriemu w przygodzie od niechęci do umiłowania prowadzenia parku przygód towarzyszą pracownicy, którzy dla miejsca swojej pracy byliby w stanie zrobić naprawdę wiele. Rozwinięcie i zakończenie fabuły nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem. Rozwiązanie pewnych spraw nasuwało mi się praktycznie od razu. Na plus powieści to postać Henriego, chociaż powinien być bardziej wyrazisty w świetle przygód, które jego twórca dla niego wymyślił, a także narracja pierwszoosobowa pisana z jego perspektywy. Dzięki temu mogłam, jako czytelnik zanurzyć się w jego myślenie, gdzie logika miesza się z silnymi emocjami, a rachunek prawdopodobieństwa przestaje być tak prosty do wyliczenia.

Moja ocena: 6/10

Recenzja powstała dzięki  Wydawnictwu Albatros, za co bardzo dziękuję.

„Mała Syberia” Antti Tuomainen

MAŁA SYBERIA

  • Autor: ANTTI TUOMAINEN
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Data premiery:  28.09.2022r.
  • Liczba stron: 312

@WydawnictwoAlbatros 28 września br. wypuściło na polski rynek czytelniczy kilka ciekawych propozycji. Jedną z nich jest „Mała Syberia” Antti Tuomainena. Krótka książeczka, w której tajemnice, małego fińskiego miasteczka zaczynają buzować jak w wielkim kotle. Nie miałam przyjemności wcześniej z literaturą Tuomainena. Ale po pierwszych recenzjach miałam nadzieję, że autor mnie nie zawiedzie. I dzięki jego książce przeniosę się w odległe rejony, od których skok konia jak to pisał Sobieski do swej Marysieńki w miłosnych listach😉, do Rosji.

Wschodnia Finlandia, tylko dwadzieścia kilometrów od granicy Rosji, miasteczko z tysiąca dwustoma mieszkańcami. Śnieg, zimno. Światła zaświeca się już o godzinie piętnastej. W trakcie bałwochwalczej jazdy na ośnieżonych drogach byłego kierowcy rajdowego na samochód spada meteoryt. Zostaje umieszczony w miejscowym muzeum, w którym mieszkańcy pełnią straże do momentu wywiezienia na badania naukowe. Po informacji o jego milionowej wartości w trakcie dyżuru miejscowego pastora Joeala Huhta dochodzi do próby kradzieży. Jako były wojskowy Huht przejmuje wszystkie kolejne straże. Stara się na własną rękę dowiedzieć komu zależy na kradzieży tak wartościowego okazu. Wszyscy znajomi zdają się być podejrzani. I miejscowy właściciel podupadającej siłowni. I sklepikarz mający własną rzeźnię oferujący ekologiczne produkty, a także atrakcyjna barmanka lokalnego baru i sam były kierowca rajdowy, którzy marzy o własnym torze i parku maszyn, by znowu wrócić do gry. To nie jedyna zagadka, którą musi rozwikłać pastor. Sen z oczu ściąga mu również wiadomość o niespodziewanej ciąży żony. Musi dowiedzieć się, jak to się stało? Jakim cudem zostanie ojcem?

Niesamowity klimat powieści urzekł mnie od pierwszych stron. Typowo skandynawska wnikliwość, iście brawurowa narracja, która pochłonęła mnie tak, że książkę przeczytałam w jeden wieczór. To powieść utkana z różnych nieistotnych wydarzeń, które składają się w jedną, spójną całość. Sama konstrukcja jest ciekawa. Składa się z trzech części, w której znajduje się kilkanaście ponumerowanych rozdziałów. Prolog i zakończenie nazwane Dziesięć miesięcy później autor ubrał w narrację trzecioosobową. Trzon fabuły relacjonowany jest z subiektywnego punktu widzenia samego pastora. W jego narracji jest dużo intelektualnych dywagacji z samym sobą, długich rozmyślań i wiele pytań. Niezwykle podoba mi się stosunek pastora do miejscowej ludności, w której żyje z żoną Kristą od dwóch lat. Autor świetnie pokazał wnętrze duchowe pastora. To chyba pierwsza osoba duchowna w literaturze, którą poznałam i która ma wątpliwości. Która ma świadomość, że nie ma monopolu na wiedzę, na odpowiedzi na wszystkie zadane pytania. Z rozbawieniem czytałam o jego spotkaniach z człowiekiem, który przepowiada koniec świata i ma katastroficzne wizje. Przy okazji zaśmiewając się, gdy opowiada o tym, jacy porządni mieszkańcy mieszkają w miasteczku. Porządni…. Tego nie da się opisać. To sami musicie przeczytać.

I te nazwiska. Te fińskie nazwiska. Turunmaa. Jokinen. Himanka. Rӓystӓinen i wielu innych. Mimo wielu różnic, sam nastrój powieści przypomniał mi ten z serialu „Przystanek Alaska” z lat dziewięćdziesiątych. Trochę senne miasteczko na końcu świata, w którym jednak dużo się dzieje. W którym wiele jest tajemnic i jednak wielu złych ludzi. Pastor Huht świetnie sprawdził się w roli detektywa amatora. Mimo swoich słabości, mimo ograniczeń. Poskładał wiele spojrzeń, wiele gestów, wiele półsłówek w jedną całość i….. Nie, nie zaspojleruję więcej. Zakończenie jest równie udane, jak cała powieść. Wspomnę jeszcze o klamrze, która otwiera i zamyka historię. Fajny początek związany z mistrzowską jazdą byłego kierowcy rajdowego i równie medalowe zakończenie, w którym półroczny chłopczyk symuluje przy pomocy ojca szybką jazdę rajdową.

Spójna historia, spójna narracja i spójny początek wespół z końcem. Do tego spójny bohater, którego predyspozycje i umiejętności autor wytłumaczył w każdym calu. Powieść bez luk, do tego napisana w bardzo dobrym stylu. Szczerze polecam Wam tę książeczkę. Nie zawiedziecie się. 😊

Moja ocena: 8/10

Recenzja powstała dzięki  Wydawnictwu Albatros, za co bardzo dziękuję.