Wydawnictwo: WYDAWNICTWO UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO.BO.WIEM
Seria: SERIA Z ŻURAWIEM
Liczba stron: 256
Data premiery :19.03.2024
Data premiery światowej: 1.05. 2019
„Sto kwiatów” to druga książka napisana przez Genki Kawamurę autora rewelacyjnej powieści „A gdyby tak ze świata zniknęły koty”, o której również przeczytacie na moim blogu czytelniczym😏. Pozycja wydana została w roku 2024 w ramach „Serii z żurawiem” markiBo.wiemnależącej doWydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. I tak jak w poprzednich książkach podobała mi się okładka zaprojektowana przez Małgorzatę Flis, z którą jako jedyną twórczynią okładek chciałabym się spotkać osobiście🤪 i uścisnąć jej dłoń za tak rewelacyjną kreskę. Uwaga, którą Wydawca poświęca okładkom dobrze o nim świadczy. W tej serii nie znajdziecie na okładce wykupionych zdjęć ogólnodostępnych, które może również użyć inne wydawnictwo. Do tego Wydawnictwo w serii dodaje skrzydełka, na których znajdziecie krótką notkę o autorze, o samej serii (tylne skrzydło), i opinie o książce (na przednim skrzydle). Kartki mają sporą gramaturę, przez co książka wydaje się bardziej pojemna niż wskazuje na to ilość stron. Czcionka jest idealnej wielkości i wyrazistości. Nawet mając istotną wadę wzroku można ją czytać bez zbytniego wysiłku.
Isumi Kasai mieszka w Tokio ze swoją ciężarną żoną Kaori. W trakcie coraz rzadszych pobytów u swej matki uzmysławia sobie postępującą u niej demencję. Yuriko coraz gorzej zaczyna sobie radzić z codziennością. Staje się i dla siebie, i dla innych zagrożeniem.
Na początku myślałam, że to powieść o demencji, o utracie pamięci. O tym, jak trudno pogodzić się bliskim z tego typu odchodzeniem najbliższych. Gdzieś w środku uzmysłowiłam sobie jednak, że to powieść o matce w jej różnych odsłonach. W jej czasach młodości, gdy przeciwstawiła się rodzicom i urodziła samotnie syna. W czasach jej samotnego młodego macierzyństwa. W czasach, gdy musiała odrzucać każdą możliwość osobistego szczęścia i w czasie, gdy silnie pragnąc miłości zostawiła syna będącego w wieku gimnazjalnym. Aż wreszcie w czasie, gdy już z tej matki niewiele zostało ze względu na trudności z pamięcią.
Książka podzielona jest na piętnaście rozdziałów składających się z krótkich części. Pisana jest z perspektywy Isumiego. Czytelnik patrzy na jego matkę jego oczami, ocenia ją jego emocjami, słyszy jego uszami. Jako przeciwwagę dla punktu widzenia syna Genki Kawamura niektórych miejscach opisał zdarzenia, w których uczestniczy tylko Yuriko tym samym przybliżając czytelnikom problem z utratą pamięci, a także osobistą relację Yuroko zapisaną w jej pamiętniku, który wpadł w ręce jej syna. I mimo, że książka nie jest obszerna to porusza bardzo wiele wątków. Autor kompleksowo zaopiekował temat związany z funkcjonowaniem osoby borykającej się z utratą pamięci, a także funkcjonowaniem, trudnym funkcjonowaniem jej bliskich.
Dla mnie to bardzo przejmująca historia napisana w pięknym stylu. Jak zwykle w trakcie czytania na pierwszy plan wysunęła mi się prostolinijność narracji, azjatyckie odwzorowanie relacji międzyludzkich opartych na szacunku i w komunikacji, i w codziennym traktowaniu czy nawet postawie ciała. Mimo, że dotyka prawd egzystencjalnych została napisana w sposób bardzo liryczny, delikatny. Tym samym Kawamura udowadnia, że mówić o trudnych, ważnych sprawach można w bardzo delikatny sposób.
Zdecydowanie książka dla fanów literatury japońskiej, azjatyckiej. Dla czytelników uwielbiających nieoczywistą literaturę piękną, która mimo, że prezentowana w skondensowanej formie potrafi poruszyć nawet najgłębiej ukryte uczuciowe struny. Miłej lektury!
Moja ocena: 8/10
Książka wydana została nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, Bo.wiem.
Wydawnictwo: WYDAWNICTWO UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO
Seria: SERIA Z ŻURAWIEM
Liczba stron: 155
Data premiery : 17.02.2021
Data premiery światowej: 30.08.2012
„A gdyby tak ze świata zniknęły koty?” autorstwa Genki Kawamury, japońskiego pisarza, scenarzysty i producenta filmowego, to czwarta książka wydana w ramach „Serii z żurawiem” przez Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, którą przeczytałam i o której piszę na moim blogu czytelniczym. Przygodę z tą serią uważam za bardzo udaną. Wszystko to w ramach odkrywania na nowo prozy azjatyckiej, w tym japońskiej oraz poznawania nowego wydawnictwa😏. Wszystkie wcześniejsze przeczytane książki bardzo mi się podobały (poprzednie recenzje to: „Kwiat wiśni i czerwona fasola”, „Ona i jej kot” oraz „Kot, który spadł z nieba”). Podobały mi się również okładki zaprojektowane przez Małgorzatę Flis idealnie pasujące do treści, które się znajdują wewnątrz. Książki z tej serii są naprawdę pięknie wydane. Ze skrzydełkami, na których znajdziecie krótką notkę o autorze, o samej serii (tylne skrzydło), jak i opinie po wydaniach międzynarodowych (na przednim skrzydle). Kartki mają sporą gramaturę, przez co książka wydaje się pozornie bardziej pojemna niż wskazuje na to realna ilość stron. A czcionka jest idealnej wielkości i wyrazistości. Nawet mając sporą wadę wzroku, jak ja, czytelnik nie męczy się podczas czytania.
„Koty to jednak nie byle co. Zwykle mają nas w nosie, ale gdy naprawdę cierpimy, trwają u naszego boku.” – „A gdyby tak ze świata zniknęły koty?” Genki Kawamura.
A gdyby zabrakło kotów na świecie? Gdyby ze świata nagle zniknęły telefony? Co by się stało, gdyby zniknęły filmy, kino? Jak ludzie żyliby, gdyby zniknęły zegary?
Na te i inne pytania musi odpowiedzieć sobie trzydziestoletni, samotny listonosz, który nagle dowiaduje się, że ma raka mózgu w czwartym stadium. Osierocony przez matkę cztery lata wcześniej. Opiekujący się jej ukochanym kotem od tego czasu, zwanym Kapustkiem. Skłócony z ojcem, który według niego w niewłaściwy sposób przeżył chorobę i śmierć swej żony. Odwiedzany przez swego doppelgängera, który proponuje mu dodatkowe dni, jeśli tylko z życia zostaną usunięte pewne rzeczy.
„(…) Jak się nad tym głębiej zastanowić każda rzecz na naszym świecie mogła równie dobrze nie istnieć i nie zrobiłoby to wielkiej różnicy. Może nawet i sami ludzie zaliczali się do tej kategorii…” – „A gdyby tak ze świata zniknęły koty?” Genki Kawamura.
Narracja głównego bohatera zmierza właśnie w tym kierunku. Myśli płyną wolno jak rzeka. Główny bohater po śmiertelnej diagnozie zastanawia się nad swoim życiem. Stara się je podsumować. Stara się nadać mu sens. Rozważa, co z w życiu miało jakąś wartość lub mogłoby mieć w przyszłości. Bez czego człowiek mógłby się obyć.
„Komórki w zaledwie dwadzieścia lat od powstania przejęły kontrolę nad ludzkością. Gadżet, którego równie dobrze mogłoby nie być, stał się niezbędny i niezastąpiony. Wynajdując telefon komórkowy, człowiek wynalazł także niepokój powodowany przez brak telefony.” – „A gdyby tak ze świata zniknęły koty?” Genki Kawamura.
Ja należę jeszcze do pokolenia pamiętającego świat bez telefonu komórkowego, co nie uchroniło mnie przed stresem, gdy smartfona zapomnę ze sobą wychodząc z domu. Znacie te uczucie?
Genki Kawamura zaprasza czytelnika do dyskusji. Co jest ważne, co zbędne w naszym współczesnym życiu. Za czym się uganiać i czego żałować. Podważa istnienie wielu oczywistych przedmiotów, które kiedyś człowiek wynalazł i bez których życie wydaje się niemożliwe, jak na przykład zegarki. Zaprasza nas do medytacji nad sensem produktów, którymi się otaczamy kwestionując ich zasadność. Jednocześnie autor zwraca uwagę na ważne sprawy. Na rodzinę. Na zwierzęta, które są dla człowieka nierzadko pocieszeniem i wytchnieniem. Na relacje, też te przeszłe, w stronę których warto się jeszcze raz zwrócić.
„Rodzina nie jest stałym tworem, który istnieje sam z siebie. Potrzeba działania, by trwała i funkcjonowała, należy o nią dbać. (…) Myśleliśmy, że relacja podtrzyma się sama, że nie musimy nic robić – i przez to, zanim nawet zdaliśmy sobie z tego sprawę, doszliśmy do punktu, z którego nie dało się wrócić.” – „A gdyby tak ze świata zniknęły koty?” Genki Kawamura.
To powieść o żałobie. W piękny sposób Kawamura ukazał tęsknotę dorosłego syna za matką, za tym, co dla niego znaczyła i z czym mu się kojarzyła. Ze wzruszeniem czytałam przykładowo scenę, w której z Kapustkiem przegląda stare zdjęcia z różnych scen wspólnego życia. To opowieść także o niezrozumieniu i utraconej relacji z ojcem, który zwykle wyobcowany, mniej jawnie okazywał uczucia, a tym samym postawił przed bohaterem most, którego on nie był w stanie pokonać. A także to nostalgiczna książka o sensie życia i pojednaniu, na które nigdy nie jest za późno.
Historia toczy się powoli, mimo, że ubrana jest w tydzień życia głównego bohatera. Nie wiem, nawet jak ma na imię. Jest znane tylko imię tytułowego kota. Bohater jest również narratorem. Opowiada czytelnikowi swoją historie w relacji pierwszoosobowej. Kreśli swój punkt widzenia, ale też obdarza nas spostrzeżeniami, które zmieniają jego tok myślenia. W pewien sposób szybko dojrzewa w przeciągu tych siedmiu dni. Każdy dzień ujęty jest w osobnym rozdziale powieści, od poniedziałku do niedzieli. Każdy rozdział zawiera również podtytuł. Ostatni „Żegnaj, świecie” kończy się słowami;
„Naparłem na pedały i ruszyłem w dół zbocza. Szybko nabierałem prędkości. Cel był coraz bliżej.” – „A gdyby tak ze świata zniknęły koty?” Genki Kawamura.
Genki Kawamura pozostawił mnie w osłupieniu po przeczytaniu ostatniego zdania. Zaszczepił w mej głowie pytania: Czy dojechał do celu? Czy zdążył? Czy spotkał się z ojcem? Co mu powiedział? Co z Kapustkiem? Itd. Jakby chciał mi pokazać, że to nie zakończenie jest ważne, a wydarzenia, która do niego doprowadziły. Ciekawe zakończenie przyznać muszę.
Ze zdziwieniem czytałam wspomnienia różnych filmów, które jako producentowi filmowemu autorowi są pewnie bardzo dobrze znane. Zaciekawił mnie również powołany w książce tytuł książki sprzed wielu lat, który na swoje czasy był nowatorskim sposobem narracji pt. „Jestem kotem” autorstwa Sōseki Natsume (1867 – 1916). Inna publikacja tego autora „Miniatury na wiosenne dni” została wydana przez Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, natomiast książkę „Jestem kotem” pisaną z perspektywy tego zwierzęcia wydaną po raz pierwszy w Japonii w roku 1906 nie znalazłam w zasobach tego wydawnictwa. Mam nadzieję, że Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego wyda tę pozycję w nowej, pięknej oprawie. Ogromnie proza tego japońskiego pisarza, zmarłego w roku 1916 mnie zafrapowała. Został uznany przez jednego z najwybitniejszych japońskich prozaików, a jego wizerunek zdobił w latach od 1984 do 2004 roku tysiąc jenowy banknot.
A propos jenów, w trakcie czytania dowiedziałam się, że planowany pogrzeb, nagrobek, urna itd. głównego bohatera wyniósłby, bo półtora miliona jenów. Według kursu z dnia 4 września 2020 roku byłaby to kwota 53 tyś zł. Ciekawe czy pogrzeb został przez autora opisany w bardzo wysokim standardzie, czy niekoniecznie. Patrząc na odzwierciedloną w walucie polskiej kwocie naszła mnie myśl, że nie stać mnie na planowanie i opłacanie swego pogrzebu i pochówku. Warto żyć wiecznie😉. Tylko że mnie żaden mój własny doppelgänger jeszcze nie odwiedził.
Zerknijcie na tę kolejną pozycję z zasobów „Serii z żurawiem”. Jest to powieść niebanalna, choć nostalgiczna. Z odpowiednią dozą magii i oniryzmu. Zwracająca naszą uwagę na życie i to, co się na nie składa. Idealna, spokojna rozrywka. Udanej lektury!
Moja ocena: 8/10
Książka wydana została nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, Bo.wiem.
Musisz być zalogowany, aby dodać komentarz.