Recenzja przedpremierowa: „W księżycowym lesie” Michiko Aoyama

W KSIĘŻYCOWYM LESIE

  • Autorka:MICHIKO AOYAMA
  • Wydawnictwo: GRUPA WYDAWNICZA RELACJA
  • Seria: JAPOŃSKA RELACJA
  • Liczba stron: 224 
  • Data premiery: 15.01.2025
  • Data premiery światowej: 7.11.2022

W najbliższą premierową środę, tj. 15 stycznia br. będzie debiutowała na naszych księgarskich półkach książka „W księżycowym lesie” autorstwa Michiko Aoyama, którą otrzymałam od Wydawnictwa Relacja, za co serdecznie dziękuję. Sięgnęłam do niej praktycznie od razu. Michiko Aoyama jest bowiem autorką rewelacyjnej pozycji, którą czytałam na e-booku pt. „Wszystko, czego szukasz, znajdziesz w bibliotece” oceniając ją 9/10😊. Byłam ciekawa czy ta najnowsza premiera zachwyci mnie w równym stopniu🤔.

To opowieść o resecie, nowym początku, o cierpieniu, o niespełnionych marzeniach, o zmianach w życiu napisana z poziomu pięciu różnych głównych bohaterów. Każdy z nich opisany jest w odrębnym, zatytułowanym rozdziale, a ich pierwszym punktem stycznym jest podcast, którego wszyscy słuchają. Codziennie o siódmej rano przez dziesięć minut publikowana jest audycja Taketori Okiny o męskim, łagodnym głosie, który opowiada o Księżycu, o jego fazach, o jego wpływie na życie człowieka, o jego znaczeniu w tworzeniu życia na Ziemi, czy o jego historii i zmianach w jego położeniu. Te ciekawostki zachwycają i Reiko, czterdziestojednoletnią samotną kobietę, która zrezygnowała po dwudziestu latach z pracy jako pielęgniarka, a czy i jaką znajdzie nową pracę czytelnik dowiaduje się w ostatnim rozdziale 😏, i trzydziestoletniego Hondę kuriera, któremu nie udało się zyskać uznania jako komik, a także pozostałych bohaterów powieści; pięćdziesięciosześcioletniego ojca jedynaczki, mechanika motocykli, który nagle dowiaduje się, że zostanie niespodziewanie dziadkiem, a jego córka się wyprowadza, nastoletnią właścicielkę Vespy, która rozpoczęła pracę jako dostarczyciel w Uber Eats i młodą Minę – projektantkę biżuterii wykonywanej ręcznie. 

– Kiedy człowiek cierpi, przestaje dostrzegać siebie prawda? Myślę, że mówiąc: „ja tu jestem!” przekazuję wiadomość, „ty tu jesteś!”. To, że istnieję ja, ktoś, kto o tobie myśli, jest dowodem na twoje istnienie, czyż nie?” – W księżycowym lesie” Michiko Aoyama.

Tak uważa Pani Higuchi, sąsiadka Reiki z pierwszego rozdziału. Bo opowieść opisana w książce Aoyamy rozpoczyna się właśnie od cierpienia i przechodzi w opisywanie różnych, innych emocji, które zwykle towarzyszą człowiekowi na różnych etapach jego życia. Temat powieści jest bardzo uniwersalny. Czytelnik z podjętymi wątkami jest w stanie się utożsamiać. Któż z nas nie cierpiał w samotności? Któż z nas nie zawiódł osób ze swego otoczenia? Któż z nas nie odczytał emocji, komunikatów bliskich? Przykładów można by mnożyć. Dodatkowo cała treść nie skupia się na przedstawieniu odrębnych historii poszczególnych bohaterów. Nie wiem, czy to standardowy zabieg u autorki (gdyż podobna sytuacja miała miejsce w „Wszystko, czego szukasz, znajdziesz w bibliotece”), ale historie przeplatają się wzajemnie, bohaterowie i pierwszo, i drugoplanowi pojawiają się w innych momentach powieści. Splątane losy, przeplatające się życia innych uzupełniają narrację, nadają jej wyjątkowego charakteru i wartości. Szczególnie w aspekcie Jina i Ririki, których historia wzruszyła mnie w samej końcówce, bo jak to? 

– Syn wybrał ojca. Nie mogło być inaczej….”  – W księżycowym lesie” Michiko Aoyama.

Styl, narracja, tempo powieści jest charakterystyczne dla współczesnej prozy japońskiej. Koncentruje się na psychice bohaterów, ich emocjach, lękach, tęsknotach i wewnętrznych konfliktach. Narracja jest introspekcyjna, a postacie bywają złożone i wielowymiarowe. Cechuje ją minimalizmem stylistyczny. Zdania są zazwyczaj krótkie, a narracja klarowna i precyzyjna. Pisanie jest oszczędne, a autorka unika nadmiaru ozdobników, koncentrując się na esencji opisywanej sytuacji. Styl może (dla osób niewprawionych w literaturę azjatycką) wydawać się chłodny, wręcz surowy, lecz w mojej opinii to sprzyja tworzeniu atmosfery melancholii. Japońska proza umożliwia, by niepozorne opisy kryły głębsze, subtelne znaczenia, czego nie dostrzegam w zachodniej i polskiej literaturze. Jak już wspomniałam opowieść jest przedstawiona z punktu widzenia kilku osób, co pozwala na wielopłaszczyznowe ukazanie wydarzeń. Zamiast jednej, obiektywnej prawdy, narracja jest subiektywna, z każdą postacią widzącą świat inaczej. Takie podejście pozwala na głębsze zrozumienie indywidualnych przeżyć i zjawisk. Często między słowami czy zdaniami pojawiają się puste przestrzenie, które zmuszają czytelnika do refleksji. Symbolika odgrywa ogromną rolę – przedmioty, miejsca czy codzienne gesty niosą w sobie głębokie znaczenia. Takie podejście sprzyja tworzeniu wielowarstwowej literatury, gdzie sensy są niejednoznaczne i wymagają od czytelnika większej wrażliwości na detale. Nie każdy więc jest fanem literatury japońskiej🙄.  Przedstawiona w powieści historia nie goni za szybką akcją, ale skupia się na budowaniu nastroju i rozwoju wewnętrznych przeżyć bohaterów. I to jest ogromna zaleta tej pozycji, i tego nie dają mi inne książki. 

W księżycowym lesie”, mimo wielu dobrych stron nie wzbudziła we mnie takiego entuzjazmu jak pierwsza przeczytana książka Michiko Aoyamy pt. „Wszystko, czego szukasz, znajdziesz w bibliotece” mimo, że uważam ją za wartościową. Pewnie dlatego, że konstrukcja jest bardzo podobna i ponownie zastosowany ten sam zabieg w mej pamięci odwołuje mnie wprost to poprzedniej przeczytanej publikacji od Aoyamy.  Po przeczytaniu mam wrażenie, że pozytywnymi emocjami darzę tylko „Wszystko, czego szukasz, znajdziesz w bibliotece”, choć jak wynika z niniejszej opinii wiele aspektów zauważyłam, zapamiętałam, więc oczywiście być tak nie może. Bez wątpienia jednak książka jest warta przeczytania. 

To kolejna, bardzo dobra miniaturka literacka wydana w ramach rewelacyjnej serii Wydawcy, Japońska Relacja. To ciągle dla mnie nieodkryty ląd🤨 powodujący wieczne niedowierzanie. Jak można w tak krótkich wydaniach zawrzeć tyle treści, że po przeczytaniu człowiek czuje ogromną satysfakcję, zastanowienie i świadomość, że inni to mają bogate wewnętrzne życie. Dla mnie takie książki po prostu są magiczne. W nich chodzi o to, że MNIEJ ZNACZY WIĘCEJ. Która inna literatura to potrafi Waszym zdaniem? 

Moja ocena: 7/10

We współpracy z Grupą Wydawniczą Relacja. 

„Glennkill. Sprawiedliwość owiec” Leonie Swann

GLENNKILL. SPRAWIEDLIWOŚĆ OWIEC

  • Autorka: LEONIE SWANN
  • Wydawnictwo: GRUPA WYDAWNICZA RELACJA
  • Cykl: SPRAWIEDLIWOŚĆ OWIEC (tom 1)
  • Liczba stron: 384 
  • Data premiery:13.11.2024
  • Data 1. wyd. pol.:  1.07. 2006
  • Data premiery światowej: 1.08.2005

Glennkill. Sprawiedliwość owiec” Leonie Swann dostałam lata temu od mojej przyjaciółki na urodziny. Tak spodobała mi się ta publikacja, że wypożyczałam ją różnym czytającym nagminnie, do momentu, gdy któryś z nich mi ni jej nie oddał🙄. Wiedząc o wznowieniu poprosiłam Wydawnictwo Relacja o sprezentowanie mi jednej sztuki😁. Dość dobrze pamiętam, że książka ogromnie mi się podobała i w sposobie ujęcia tematu, i w sposobie narracji. Grupa Wydawnicza Relacja sprawiła mi ogromną radość obdarowując mnie niespodzianie wznowionym nakładem tej pozycji, która po raz pierwszy na polskim rynku znalazła się 1 lipca 2006 roku. Czytaliście już tę premierę z 13 listopada br.? Jeśli nie, to szczerze do tego zachęcam. 

Stado tytułowych owiec znajduje swego pasterza, Georga Glenna „przy ścieżce ze szpadlem w brzuchu”, do tego ze śladem kopyta owczego na piersi. Ustaliwszy, że Georgowi należy się sprawiedliwość zaczynają poszukiwać sprawcy zbrodni poczynionej na swym dobrodzieju, który obiecał im podróż do Europy. A one „(…) też chciałyby zwiedzić Europę, bo wyobrażały sobie, że jest to olbrzymia łąka pełna jabłonek.”  Tym samym odkrywają liczne animozje, stare blizny czy przestępstwa, które trawią mieszkańców Glennkill. „(…) Ta wieś jest jak przegniłe jabłko. (…) Psuje się od środka. Tak jak jabłko”. Czy uda im się wytypować mordercę? 

Choć do wznowienia książki przyczynił się zapewne pomysł jej ekranizacji (według Lubimy Czytać: „film w gwiazdorskiej obsadzie, w którym wystąpią między innymi Hugh Jackman, Emma Thompson i Nicholas Brown. Reżyserii podejmie się twórca „Minionków” Kyle Balda, a za scenariusz odpowiada Craig Mazin („The Last of Us”) to miło było sięgnąć po tę pozycję po latach. Okazało się, że mimo, iż powieść nie czytałam z takim ogromnym entuzjazmem jak lata temu czas poświęcony książce uważam, za dobrze wykorzystany. 

Tym bardziej, że owce mają sporo do zaoferowania w zakresie swych zwyczajów, preferencji kulinarnych, lęków, postrzegania świata i sposobu myślenia. Owcza narracja nie do podrobienia😁.

(…) W końcu uzgodnili, że dobry pasterz to taki, który nigdy nie przycina jagnięciu ogonka, nie ma pasterskiego psa, daje owcom dużego dobrego jedzenia (…) i nosi wyłącznie ubrania z produktów własnego stada, jak choćby jednoczęściowe kabotki z przędzy, w których wyglądałby naprawdę ładnie, bo prawie jak owca. Naturalnie wiedziały, że istoty tak doskonałej nie ma na całym świecie….” – Glennkill. Sprawiedliwość owiec” Leonie Swann. 

Czy chociażby: 

(…) Ludzie nie mają duszy. Nie ma duszy, nie ma i ducha. To proste. (…) 
– Każde jagnię wie, że dusza mieszka w zmyśle węchu. A ludzie nie mają dobrych nosów…” –Glennkill. Sprawiedliwość owiec” Leonie Swann.

Mam swoje ulubione fragmenty. Niezwykle rozśmieszyła mnie scena z konfesjonałem (strona 259). Otello w konfesjonale bezcenny😁. Generalnie pomysł widzianych w różnym niespotykanym miejscu owiec, a w szczególności czarnego barana okazał się bardzo dobry. Faktycznie w ciemności mógł on uchodzić za całkiem kogoś innego, kogo mogłyby się bać mające coś na sumieniu dusze😉. Wśród postaci ludzkich nie ma swego ulubieńca. Leonie Swann zadbała, by nikt nie wysunął się na pierwszy plan. Stwierdzam więc, że głównego bohatera na dwóch nogach nie ma. Czy rzeźnik Ham, czy pasterz Gabriel, czy młoda Rebeka, czy inspektor Holmes, czy świętoszka Beth, czy sam „Bóg” i inni pojawiają się w książce wyłącznie jako dodatki, jako ciekawostki, które stają się dla owiec przedmiotem badań, podsłuchów, obserwacji itd. Zresztą wśród owiec też nie ma jednego głównego bohatera. Na początku myślałam, że będzie nią Panna Maple, osobowościowo wzorowana na mej ulubienicy z serii Agathy Christie – Pannie Marple. Obie posiadające wnikliwe spojrzenie, obie zasłuchane w swe myśli, intuicję, obie kontemplujące własne obserwacje. Później miałam wrażenie, że czarny baran Otello odegra ważną rolę. Trzecim z kolei typem był Melmoth Wędrowiec, który również nie okazał się dominującym charakterem. I tak mogłabym moje omyłki jeszcze więcej mnożyć. Leonie Swann poszła całkowicie w innym kierunku. Skupiła się na zbiorowym głównym bohaterze, którym jest stado owiec. Zresztą bardzo miło zaprezentowała jego członków na samym początku w części „Dramatis oves w kolejności pojawiania się”. Ja już przy czytaniu tego fragmentu zaczęłam przypominać sobie co nieco😏.

Książka składa się z dwudziestu czterech zatytułowanych rozdziałów. Narracja jest trzecioosobowa. Język prosty, zwięzły. Fabuła oparta na poszukiwaniu sprawcy śmierci Georga i na perypetiach owczo – ludzkich, owczo-owczy i ludzko-ludzkich. Bardzo brakowało mi rozwiniętego motywu Zimowego jagnięcia, który idealnie wpasowałby się w trend powieści. Ze zdziwieniem czytałam o tragicznej historii Otella, której autorka poświęciła trochę miejsca. Kompletnie zapomniałam o tym wątku zapamiętując tylko emocje, które towarzyszyły mi przy czytaniu po raz pierwszy tj.; rozbawienie, niedowierzenie, zachwyt, uczucie skrajnej nowości i niepodrobienia. Warto więc sięgać do pozycji czytanych lata temu. Okazuje się, że przyjemność z czytania nadal jest, a wiele wątków widzianych jest z całkiem innej strony. 

Dziękuję Wydawnictwo Relacja za relaks spędzony z książką. Apetyt rośnie. Nie mogę się doczekać, by przypomnieć sobie, co działo się potem w drugiej części zatytułowanej „Triumf owiec”. 

Moja ocena: 8/10

We współpracy z Grupą Wydawniczą Relacja. 

„Agnes Sharp i morderstwo w Sunset Hall” Leonie Swann

AGNES SHARP I MORDERSTWO W SUNSET HALL

  • Autorka: LEONIE SWANN
  • Wydawnictwo: GRUPA WYDAWNICZA RELACJA
  • Cykl: ŚLEDZTWA AGNES SHARP (tom 1)
  • Liczba stron: 432 
  • Data premiery:13.11.2024
  • Data premiery światowej: 25.05.2020

13 listopada br. premierę miała książka „Agnes Sharp i morderstwo w Sunset Hall” autorstwa Leonie Swann wydana nakładem Wydawnictwo Relacja. To pierwszy tom serii o emerytowanej śledczej, która założyła w swym rodzimym domu wspólnotę mieszkaniową, do której zaprasza innych pensjonariuszy; żółwicę Hettie, psa Brexita, Marszałka, Edwinę, Winston najświeższy narybek Charlie czy Bernadette. 

(…) szczupła, przywiędła dama w czerni, trochę przypominająca suszoną rybę, ale też prawie elegancka, w ładnej bluzce, z dziwaczną fryzurą i zaskakująco czerwonymi, trochę nieregularnymi ustami. Jej oczy spoglądały czujnie, a nawet całkiem energicznie spod opadających powiek…” –Agnes Sharp i morderstwo w Sunset Hall” Leonie Swann. 

A wszystko zaczęło się od śmierci strzałem z broni palnej jednej z mieszkanek Sunset Hall, Lillith. Miejscowi policjanci zaczynają zastanawiać się czy brawurowi domownicy nie mają z jej śmiercią czegoś wspólnego. Choć to dochodzenie rozpoczynają z opóźnieniem. Okazuje się, że przed Lillith zmarła sąsiadka Sunset Hall, jedna z bliźniaczek, Mildred Puck, którą ktoś zabił na własnej werandzie. Zarówno Agnes mająca doświadczenie śledcze, jak i Edwina pracująca kiedyś w służbach specjalnych ochoczo uczestniczą w dochodzeniu. Z ukrycia. Po kryjomu. Próbując przy swych problemach z pamięcią dojść do jakichkolwiek wniosków. 

Siedemdziesiąt osiem lat tyle ma tytułowa Agnes Sharp, choć chwilami wydawać by się mogło, że zdecydowanie więcej😏. Autorka w jej postać, podobnie jak w postaci innych bohaterów wplotła wiele zabawnych historii. Powracający wątek dotyczył trzecich zębów, które często pojawiały się w najmniej oczekiwanych miejscach. Moim ulubionym była skorupa Hettie. Bardzo podobał mi się aspekt utraty koncentracji, pamięci wśród domowników, które idealnie się sprawdziły w opowieści o prowadzonym śledztwie.  Na uwagę zasługuje opis zdarzeń ze strony 394, który związany jest z Edwiną tropiącą z psem Brexitem porywacza z Hettie pod pachą, która „wędrowała po lesie w kierunku Sunset Hall, dziwnie niezadowolona z siebie i ze świata. Czegoś chciała. Czegoś ważnego. (…) Ale co jej pozostało, jeśli po prostu nie potrafiła sobie przypomnieć tej cholernej misji?…” Bardzo umiejętnie autorka wykorzystała temat zaburzeń z pamięcią wśród pensjonariuszy w trakcie prowadzonego śledztwa. Dzięki temu okoliczności pewnych zdarzeń nie podążały w naturalnym kierunku. 

Książka podzielona jest na zatytułowane rozdziały. Jest ich łącznie dwadzieścia pięć. Na samym końcu znajduje się Epilog, w którym Swann opisała sposób na zimowanie żółwi, o którym dotychczas nie słyszałam. W „Uwagach od autorki” obnażyła kwestię posiadania żółwia, który jako zwierzę domowe nie powinno być wyłącznie zachcianką, zresztą jak inne zwierzęta. Doceniam ją dodatkowo za ten apel. Narracja jest trzecioosobowa, w wielu miejscach pisana z perspektywy różnych bohaterów. Rozdziały są krótkie i trochę przeszkadzało mi, że fragmenty, w których akcja dzieje się wokół jednej postaci nie są oddzielone od siebie. Łapałam się, że przeskakując z wydarzeń, w których główną rolę odgrywa Agnes do czynności śledczych wykonywanych przez Edwinę czy Marszałka trochę się gubiłam w wątku głównym. Tym bardziej, że autorka stosowała narrację naprzemienną. Jedną dłuższą historię z udziałem konkretnej persony przeplatała kilkukrotnie innymi wydarzeniami. Trudno było mi utrzymać pamięć bohatera, nastrój danego fragmentu czy opis scenografii. Uproszczenie prowadzonej narracji może wyszłoby tej publikacji na dobre. 

3 września br. miała światową premierę druga część cyklu. Tytuł w języku oryginalnym brzmi „Agnes Sharp and the Trip of a Lifetime”. Ciekawa jestem, kiedy Grupa Wydawnicza Relacja da radę wydać ją u nas lokalnie. Co do wydania to „Agnes Sharp i morderstwo w Sunset Hall” ma bardzo ciekawą okładkę. Długo się jej przypatrywałam. Odzwierciedla wiele aspektów opowieści. I wartkich seniorów, i żółwicę, i nawet psa Brexita, o którym sporo było w powieści. Musicie pamiętać, że w momencie, gdy pisana była ta historia Brexit był już postanowiony, ale jeszcze nie ziścił się (Wielka Brytania formalnie przestała być członkiem Unii Europejskiej w 2021 roku). Kryminał ma okładkę ze skrzydełkami i niepokojąco cienką gramaturę stron. Jak jedwab. Do kartkowania podchodziłam z ogromną ostrożnością. Niszczenia książek nie cierpię chyba najbardziej na świecie🙄. 

Historie. Zawsze chodzi o historie. Całe życie składa się z historii…” –Agnes Sharp i morderstwo w Sunset Hall” Leonie Swann.

Fabuła trochę się skomplikowała, mimo, że to przyjemny kryminał (gatunek: „cosy crome” lub jak gdzieś przeczytałam „cosy mistery”). Finalnie okazało się, że zmarłych w całej powieści było znacznie więcej. Pojawił się wątek Olive, wujka Normana, Theresa z domu spokojnej starości Lipowego Zakątka, Titusa Coldwella i Alice, bliźniaczki Agnes. Coś tych sióstr bliźniaczych sporo jak na tak małą społeczność…. Choć najbardziej niepokojącym i zaskakującym okazał się kryminalny wątek związany ze zmarłą w swym ukochanym ogrodzie Lillith, jednej ze współlokatorek tego tętniącego życiem domu. 

Mam nadzieję, że zaciekawiłam Was wystarczająco, byście chcieli dowiedzieć się w jakich okolicznościach i dlaczego zmarła Lillith, która uwielbiała swój ogród. 

Moja ocena: 7/10

We współpracy z Grupą Wydawniczą Relacja. 

„Wszystko, czego szukasz, znajdziesz w bibliotece” Michiko Aoyama

WSZYSTKO, CZEGO SZUKASZ, ZNAJDZIESZ W BIBLIOTECE

  • Autorka:MICHIKO AOYAMA
  • Wydawnictwo: GRUPA WYDAWNICZA RELACJA
  • Liczba stron: 288 
  • Data premiery: 15.05.2024
  • Data premiery światowej: 9.11.2020

Ostatnio o Wydawnictwo Relacja wspominałam przy okazji przedpremierowej recenzji czwartej części serii ☕️ „Zanim wystygnie kawa”☕️ autorstwa Toshikazu Kawaguchi pt. „Zanim się pożegnamy”. Jeszcze raz całą serię szczerze Wam polecam😊👍. Z dotychczas przeczytanych przeze mnie książek tej Grupy Wydawniczej (wszystkie opinie o nich przeczytacie na mym blogu) wynika, że wydawane publikacje mają głębię, nie są komercyjne i jak nic, idealnie wpasowują się w mój wyszukany gust🤪 – amatorki prozy azjatyckiej, a w szczególności prozy japońskiej. Tym bardziej chętniej sięgnęłam po premierę z maja br. „Wszystko, czego szukasz, znajdziesz w bibliotece” Michiko Aoyama. I od razu stwierdzam, że się nie zawiodłam. Książka jest warta Waszej uwagi! 

To kolejna wartościowa książka z gatunku „comfort places”. Tym razem miejscem akcji jest biblioteka ulokowana w ośrodku o nazwie Community House znajdującym się na terenie lokalnej podstawówki. W jej centrum jest punkt konsultacyjny, w którym każdy z odwiedzających może spotkać Panią Komachi szyjącą filcowe mini ozdoby obdarowując nimi gości biblioteki, którzy często ją odwiedzają nie wiedząc po co. Tak jak dwudziestojednoletnia Tomoka sprzedająca ubrania damskie w dużym sklepie o nazwie Eden, która po spotkaniu z Panią Komachi postanawia zmienić swoje życie i rozpocząć dodatkowe kursy pozwalające zmienić jej miejsce pracy. Czy Ryõ – trzydziestopięcioletni księgowy w firmie meblarskiej marzący o sklepie z antykami. Nawet Natsumi, czterdziestoletnia matka, która przeżywa cofnięcie kariery zawodowej po decyzji o dziecku męcząca się w archiwum wydawnictwa, zamiast realizująca się w dotychczasowej pracy redaktorki. I wielu innych klientów biblioteki dla których odwiedziny w tym magicznym miejscu dają nadzieję na nowe, lepsze, bardziej świadome i uważne na siebie życie. 

Bardzo dobrym literacko pomysłem było zamieszczenie w książce spisu „Autentyczne książki wspominane w powieści”. Mimo, że głównymi bohaterami nie są te publikacje, to odgrywają one ogromne znaczenie. Po pierwsze nierzadko trafiają do czytających jakby przez przypadek. I to oni zaczynają odkrywać ich drugie dno, które okazuje się dla nich najbardziej właściwe. Jakby Pani Komachi miała szósty zmysł i potrafiła pozornie nie zwracając zbytniej uwagi odgadnąć, co kto potrzebuje. Po drugie ich treść analizowana/wspominana w danej części często prowadzi do pewnych wniosków, które dla mnie w wielu miejscach okazywały się uniwersalne. Wystarczy choćby przeczytać wybrane przeze mnie cytaty. 

W gruncie rzeczy brak troski o jedzenie czy o własne otoczenie oznaczał brak szacunku do samej siebie.” – Wszystko, czego szukasz, znajdziesz w bibliotece”  Michiko Aoyama. 

(…) Nic się nie skończy, bo marzenie wciąż pozostaje żywe. Nawet jeśli się nie spełni. Tak też można żyć. Marzenie o czymś, co się nie spełni, nie jest czymś złym. Pozwala nam cieszyć się każdym dniem.” – Wszystko, czego szukasz, znajdziesz w bibliotece”  Michiko Aoyama. 

(…) Wiesz, zmiana nadejdzie tak czy siak, nawet jeśli bardzo chcemy, żeby wszystko pozostało takie samo. I odwrotnie – są rzeczy, które trwają, choć bardzo chcielibyśmy, by się zmieniły.” – Wszystko, czego szukasz, znajdziesz w bibliotece” Michiko Aoyama.

To powieść złożona jakby z oddzielnych historii. Jest ich łącznie pięć. Każda z nich ma element wspólny, jest nim biblioteka, postać Pani Komachi i praktykantki, młodej Nozomi Morinaga. Narracja skupia się jednak na innym bohaterze, którego czytelnik poznaje z jego narracji pierwszoosobowej. Relacja ta jest bardzo dobrze napisana. Bez względu czy Michiko Aoyama pisze z punktu widzenia młodej dziewczyny, dojrzałej matki borykającej się z trudami macierzyństwa, czy mężczyzny, który właśnie odszedł na emeryturę w wieku sześćdziesięciu pięciu lat. 

Ogromnym dla mnie pozytywnym zaskoczeniem było przeplatanie się bohaterów pomiędzy poszczególnymi historiami. I tak postać Pana Ebigawy z drugiej opowieści – właściciela antykwariatu pojawia się w ostatniej historii. Podobnie jest z Panią Gonną nauczycielką pracy przy komputerze z rozdziału pierwszego, która okazuje się żoną głównego bohatera – Masao z rozdziału piątego. To bardzo pozytywna powieść. Narracja prostolinijna typowa dla azjatyckiej literatury, w której zwykle dostrzegam ogromną radość z życia, często trudnego i umiłowanie każdego dnia, czasu, który pozostał człowiekowi. Książka delikatna z pięknymi postaciami. Napisana ze smakiem z nostalgią, z książkami w tle. Dla mnie czas z książką był idealny i chętnie bym tę przygodę powtórzyła! 

Zdecydowanie do przeczytania! 

Moja ocena: 9/10

Książkę wydała Grupa Wydawnicza Relacja, a ja ją znalazłam w zasobach Legimi

„Kamogawa. Tropiciele smaków” Kashiwai Hisashi

KAMOGAWA. TROPICIELE SMAKÓW

  • Autor: KASHIWAI HISASHI
  • Wydawnictwo: GRUPA WYDAWNICZA RELACJA
  • Liczba stron: 176
  • Data premiery : 12.07.2023
  • Data premiery światowej: 15.11.2013

Kamogawa. Tropiciele smaków” autorstwa Kashiwai Hisashi to szósta książka wydana przez Wydawnictwo Relacja, która jest dostępna na Legimi i o której opinią dzielę się z Wami na mym blogu czytelniczym. Poprzednie to: arcyciekawa seria Toshikazu Kawaguchi „Zanim wystygnie kawa”, „Zanim wystygnie kawa. Opowieści z kawiarni” oraz „Zanim wyblakną wspomnienia”, a także powieść autorstwa Sanaki Hiiragi pt. „Fotograf utraconych wspomnień” oraz rewelacyjna „Wyspa bijących serc”, którą napisała Laura Imai Messina. Wszystkie przytoczone powyżej pozycje z pełną odpowiedzialnością Wam polecam jako przykłady głębokiej azjatyckiej/japońskiej prozy. Całkowicie nieoczywistej w zetknięciu z twórczością zachodnią👏. 

– Wodorosty arame duszone z usmażonym na rumiano tofu. Kotleciki z okary. Liście chryzantemy z białym dressingiem z tofu. Sardynki gotowane z pieprzem z żółtodrzewu…” – Kamogawa. Tropiciele smaków” Kashiwai Hisashi.

Ile bym dała, by usłyszeć opis podawanego menu jak wyżej kiedykolwiek w przyszłości w prawdziwej japońskiej restauracji, w samej Japonii.  Niestety było mi to dane dotychczas tylko w przeczytanej książce. Ale dobre i to😏.

 Akcja dzieje się w małej, bocznej uliczce Kioto, gdzie mieści się Jadłodajnia Kamogawa. Gotuje Nagare, były policjant aktualnie na emeryturze. Wdowiec, ciągle wspominający swą zmarłą żonę Kikuko prowadzący jadłodajnię ze swą prawie trzydziestoletnią córką Koishi. Nagare zajmujący się profesjonalnym odnajdywaniem pewnych smaków z przeszłości. Przyjmujący klientów i starający się dowiedzieć przy pomocy córki jak najwięcej o zapamiętanym smaku, by potem wiernie go odtworzyć. 

To książka z gatunku „cosy places” na jakie jest teraz moda w azjatyckiej prozie. Jej autor Kashiwai Hisashi wydał według portalu Lubimy czytać dwie części tego cyklu. Pierwsza to właśnie „Kamogawa. Tropiciele smaków” wydana po raz pierwszy w 2013 roku, a druga to jej kontynuacja pt. „Kamogawa. Tropiciele smaków. Drugie danie”, która polską premierę miała w czerwcu br., a światową miała rok po wydaniu pierwszego tomu. Nie jest to pisarz zajmujący się profesjonalnie pisaniem. O samym autorze dowiedziałam się, że „urodził się w 1952 roku i wychował w Kioto. Ukończył Uniwersytet Stomatologiczny w Osace. Po ukończeniu studiów wrócił do Kioto i pracował jako dentysta. Pisał dużo o swoim rodzinnym mieście i współpracował z programami telewizyjnymi  i czasopismami” (źródło: https://www.penguinrandomhouse.com/authors/2298082/hisashi-kashiwai/ ). Jego brak wprawy w pisaniu jest widoczny w publikacji „Kamogawa. Tropiciele smaków”. Mimo, że to ciepła historia o niezwykłym miejscu chwilami raziła mnie pompatycznym stylem, wymuszoną euforią czy powielanymi w każdym rozdziale schematami. Musicie bowiem wiedzieć, że pozycja składa się z pięciu odcinków. W każdym z nich Nagare próbuje z detektywistyczną wnikliwością wytropić inny smak zlecony przez klienta. Jego były policyjny partner, Kuboyama szuka smaku udon w kociołku, który robiła zmarła piętnaście lat temu jego pierwsza żona, Chieko. W rozdziale drugim pewna starsza kobieta pragnie doświadczyć jeszcze raz smaku beef stew – potrawki z wołowiny, którą jadła ponad pięćdziesiąt lat temu w trakcie jedynego spotkania z inteligentnym młodym człowiekiem, który jej się oświadczył. W trzecim rozdziale do Jadłodajni przychodzi elegancki pan, Iwakura oczekujący dostarczenia sushi z makrelą, którą jadał jako ośmiolatek w hotelu w stylu japońskim w Kioto. I tak dalej. Każdy z poszukujących szuka smaków z różnych powodów. Wielu z nich tęskni, inni chcą doświadczyć jeszcze raz tego, co dawno utracone. Inni chcą tylko sobie przypomnieć siebie sprzed lat. 

Kashiwai Hisashi prowadzi narrację w utarty sposób. Każdy rozdział rozpoczyna się od gościa, od czasu do czasu tekst schodzi na pałętającego się kota, Osmolucha. Gospodarze częstują gościa posiłkiem, a następnie Koishi odbiera od nich zamówienie na usługi detektywistyczne. Jej postać jest tak infantylna, że aż mnie razi (pamiętajcie, że to prawie trzydziestoletnia kobieta!) i jestem ogromnie zdziwiona, że to jej autor powierzył odbieranie szczegółów zamówienia od klientów. Chwilami miałam wrażenie, że Koishi ma 10 lat🤔. Następnie w drugiej części rozdziału restauratorzy znowu spotykają się z klientami, gdzie serwują wytropione danie. Oczywiście wiele jest przy tych scenach dialogu, refleksji, powracania do przeszłości. Wszystko oczywiście dzieje się w powolny, nostalgiczny sposób, właściwy dla japońskiej literatury. 

Książka zdecydowanie jako przerywnik. Kolejna z „cosy place”, które jak widać zyskało popularność w Japonii już dawno temu, a do nas zawitało z dziesięcioletnim opóźnieniem. Prawdą jest, gdy czyta się książkę opisującą magiczne, ciekawe miejsce po raz pierwszy ma to swój niespodziewany urok. Gdy czyta się książkę osadzoną w podobnym miejscu po raz któryś, to traci to czytanie swój czar.

Jeśli jednak nie mieliście do czynienia z tego typu gatunkiem to sięgnijcie do „Kamogawa. Tropiciele smaków”, w której przeczytacie o wyśmienitych potrawach i wyjątkowych detektywach poszukujących dawno utraconych smaków. 

Ja doceniam tę publikację szczególnie za jej wartość kulinarną i podróżniczą. Dzięki pragnieniom poszczególnych bohaterów i umiejętnościom detektywistycznym emerytowanego policjanta mogłam wybrać się w podróż po różnych zakątkach Japonii, poznać różne potrawy, zaznajomić się z ciekawymi ludźmi i odwiedzić przepiękne miejsca. Taka podróż bynajmniej nie przewodnikowa to ogromna wartość tej lektury👍. 

Moja ocena: 7/10

Książkę wydała Grupa Wydawnicza Relacja, a ją przeczytałam w biblioteczce Legimi

„Wyspa bijących serc” Laura Imai Messina

WYSPA BIJĄCYCH SERC

  • Autorka: LAURA IMAI MESSINA
  • Wydawnictwo: GRUPA WYDAWNICZA RELACJA
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery : 15.02.2024 

  • Data premiery światowej: 1.11. 2022

Wydawnictwo Relacja wydało ostatnio bardzo interesujące pozycje, do których sięgnęłam sama w ramach moich prywatnych planów czytelniczych. Wspomnę o twórczości Toshikazu Kawaguchi („Zanim wystygnie kawa”, „Zanim wystygnie kawa. Opowieści z kawiarni”, „Zanim wyblakną wspomnienia”) oraz o powieści autorstwa Sanaki Hiiragi pt. „Fotograf utraconych wspomnień”. Wszystkie te cztery publikacje bardzo mi się podobały👍. Gdy przeczytałam na portalu LC recenzję do książki „Wyspa bijących serc” Laury Imai Messiny postanowiłam również z nią się zapoznać w księgarni  Legimi. Interesowało mnie czy absolwentka wydziału literatury na Uniwersytecie Rzymskim „La Sapienza”, Włoszka z pochodzenia, która w wieku dwudziestu trzech lat przeprowadziła się do Tokio, będzie w stanie oddać tę specyfikę w relacjach międzyludzkich, która kształtuje świat azjatycki. I z tej ciekawości właśnie pojawił się pomysł zapoznania się z lutową premierą wydawnictwa pt. „Wyspa bijących serc”. 

– Koniec ma gdzieś to, jak wszystko się zaczęło (…) Jedyne, co może coś zmienić, to wiara: jeśli wierzysz w szczęście na tyle, by wyobrazić sobie, że jest prawdziwe, to ono prędzej czy później cię odnajdzie.” – Wyspa bijących serc” Laura Imai Messina. 

Czterdziestoletni Shūichi odkrywa, że jego matka przez lata dbała o to, by żadne złe i trudne wspomnienie z dzieciństwa nie zakorzeniło się na stałe w pamięci jej syna. Mimo licznych blizn wywoływanych przez dziecięce tragedie, jego matka stale im zaprzeczała. Skończony wypadkiem zjazd na rowerze, czy zgubiony ulubiony miś, a nawet śmierć domowego kota, którego ciało widział Shūichi, było kładzione na karb jego wybujałej wyobraźni. Sytuacja się komplikuje, gdy Shūichi dostrzega w domu tajemniczego chłopca, który pojawia się znikąd i przemieszcza się po domu jego zmarłej matki. Zaczyna się zastanawiać nad tym, co jest prawdziwe, a co nie. Skąd się biorą wspomnienia i dlaczego jego matce zależało, by wyeliminować z jego pamięci te bolesne. 

Znacie taką jednostkę chorobową jak zespół złamanego serca? Ten stan u siebie diagnozuje główny bohater, Shūichi, który stracił syna w wyniku wypadku na basenie, wskutek czego rozstał się z żoną. Shūichi próbuje nadal żyć. I o tej jego podróży z otępienia, ze stanu, w którym zapominał i chciał zapomnieć jest ta wspaniała książka👍. 

Bardzo obawiałam się publikacji autorstwa Laury Imai Messina. Nie ukrywam, że zadziałało u mnie stereotypowe myślenie. Założyłam, że Włoszka z urodzenia i pochodzenia, nawet jeśli zamieszkała w Tokio, nie będzie w stanie oddać tej specyfiki świata azjatyckiego, z jego uległością, niespiesznością, szacunkiem do tego, co go otacza. Nic bardziej mylnego. Messina z myślą przewodnią powieści poradziła sobie wyśmienicie. Jej obcojęzyczność przyczyniła się nawet do tego, że publikacja wzbogacona została o treści, których nie spotkałam do tej pory w przeczytanych azjatyckich prozach. Urzekł mnie wątek ideogramów, które pod płaszczykiem uczenia Kenty autorka przemyca w treści. Dowiedziałam się między innymi, że niektóre japońskie znaki składają się jakby z innych. To przyczynia się do szukania ukrytych treści. 

– Jeśli zapiszesz słowo „tombiki”, zobaczysz, że składa się z kanji oznaczających „przyjaciela” i „ciągnąć”(…) Czyli to trochę tak, jakby zmarły w tym dniu mógł pociągnąć za sobą do grobu swoich przyjaciół.” – Wyspa bijących serc” Laura Imai Messina. 

Ze względu na tytuł książki przewodnim wątkiem jest kwestia bijących serc. Dowiedziałam się między innymi jak często średnio bije serce osób starszych i dzieci. 

Serce pięciolatka bije z prędkością od siedemdziesięciu pięciu do stu piętnastu uderzeń na minutę. U osób starszych spowalnia do sześćdziesięciu. Jeśli żyjemy wystarczająco długo, nasze serce przemierza trasę ciągnącą się na trzy miliardy uderzeń.” – Wyspa bijących serc” Laura Imai Messina. 

Sama tytułowa Wyspa bijących serc jako miejsce pojawia się dopiero po dwusetnej stronie. W poprzedniej części powieści wybrzmiewa tylko echo jej istnienia. 

Laura Imai Messina zadbała również o to, by czytelnik zdobył wiedzę jak w innych językach brzmi serce. To ciekawy element książki wzbogacający moją wiedzę i rozumienie różnic językowych dla polskiego „puk, puk” lub jak twierdzi autorka „bum, bum”. Którą polską formę bardziej lubicie? 

(…) po niderlandzku boenk boenk, boem boem, klop klop, a po duńsku dunk dunk, bank bank. W Estonii jego dźwięk to tuks tusk, we Włoszech tu tump. Francuzi mówią boum boum, Niemcy ba – dumm, bumm bumm, poch poch. Dla Greków serce robi duk-duk, w Korei dugeun dugeun i kung kung. Po hebrajsku bum – búm, w Tajlandii toop toop. (…) za to po polsku bum bum, bu -bum, a po portugalsku tun-tun. Niektóre są do siebie bardzo podobne, ale wymowa w każdym przypadku jest nieco inna.” – Wyspa bijących serc” Laura Imai Messina. 

Książka składa się z trzech części. Poszczególne fragmenty osadzone są kolejno w porach roku; lato, jesień, zima. W ostatniej części autorka wreszcie zabiera czytelnika na Wyspę bijących serc, w których jest Pokój serca, Pokój odsłuchu i Pokój nagrań. I w tym Pokoju odsłuchu właśnie odnalazł przeogromny skarb Shūichi, jedno szczególne bijące serce, a raczej jego dźwięk. Zresztą sam pomysł na bibliotekę serc zachwycił mnie niewiarygodnie. Tak głęboko chciałam w to miejsce uwierzyć, że przeczesałam Internet w poszukiwaniu potwierdzenia, że to specjalne miejsce istnieje. Ze zdziwieniem odkryłam, że Archiwum bijących serc to nie wytwór fantazji autorki. To miejsce jest i jest godne odwiedzenia. Mieści się na wyspie na japońskim Morzu Wewnętrznym zwanej Neoshima. Z oficjalnej strony dowiedziałam się (źródło: https://benesse-artsite.jp), że Les Archives du Cœur”, autorstwa Christiana Boltańskiego, na stałe mieści nagrania bicia serc ludzi na całym świecie. Christian Boltanski rejestruje te uderzenia serca od 2008 roku. Nagrania mogą być słuchane przez odwiedzających. Tutaj można również nagrać własne bicie serca. Wyobrażacie sobie być tam choć raz w życiu! Cudownie byłoby usłyszeć bicie serca bliskiej osoby w chwili, gdy już jej nie ma wśród nas. Cudownie…. 

Wracając do publikacji to konstrukcja bardzo przypadła mi do gustu. Zatytułowane części również podane w ideogramach z cytatami na samym początku odnoszącymi się do przedstawionych w danych fragmentach treści. Dodatkowo przed każdym rozdziałem znajduje się krótki opis stanowiący przedsmak tego o czym będzie w poszczególnym fragmencie, np. „O zaufaniu, które według Kenty było tylko słowem.” Przeplatające się równolegle trzy historie wzmagały moją ciekawość. Perypetie Shūichi i jego nieoczekiwaną znajomość z Kentą, a także z Sayaką obserwujemy na przemian z historią przyjaźni dwóch chłopców; ośmioletniego i sześcioletniego obchodzących urodziny w tym samym dniu, tj. siedemnastego czerwca oraz podróży starszej kobiety do Teshimy, w której znajduje się biblioteka bijących serc. Długo czekałam, by odkryć, jaki związek mają ze sobą tak przedstawione historie. Rozstrzygnięcie mnie nie zawiodło. Czułam się wyjątkowo czytając finał opowieści razem z Epilogiem.

To wartościowa powieść opisana w bardzo delikatny sposób z wielką atencją. Autorka zadbała, by wszystko wątki spięły się ze sobą. Zadbała o to, by czytelnik poznając życie głównego bohatera rozumiał jego uczucia, jego tęsknotę, żal, gorycz, brak gotowości do pchania życia do przodu. Jego transformacja została pokazana bez pośpiechu. Wszystko działo się w odpowiednim tempie. Zlepki wydarzeń, które wpłynęły na wychodzenie z kokonu przez Shūichiego bardzo mnie przekonały. Gorycz została zamieniona w nadzieję. I to jest ogromna wartość tej powieści. 

Szczerze polecam!!! 

Moja ocena: 9/10

Książkę wydała Grupa Wydawnicza Relacja, a ja z tą książką zapoznałam się dzięki Legimi

„Fotograf utraconych wspomnień” Sanaka Hiiragi

FOTOGRAF UTRACONYCH WSPOMNIEŃ

  • Autorka: SANAKA HIIRAGI

  • Wydawnictwo: GRUPA WYDAWNICZA RELACJA
  • Liczba stron: 176
  • Data premiery : 26.10.2023r. 
  • Data premiery światowej: 6.02.2019r. 

Bardzo lubię czytać japońskich pisarzy. Przeczytałam wiele książek autorstwa Kazuo Ishiguro urodzonego w Wielkiej Brytanii Japończyka. Niektóre z nich znajdują się na mej bibliotecznej półce. Cenię sobie więc Wydawnictwo Relacja, które nie ustaje po sukcesie książek serii od Toshikazu Kawaguchi („Zanim wystygnie kawa”, „Zanim wystygnie kawa. Opowieści z kawiarni”, „Zanim wyblakną wspomnienia”) w publikacjach japońskich autorów. Dzięki temu możemy zapoznać się z całkowicie inną perspektywą literatury pięknej. Możemy zaczytywać się w relacje międzyludzkie oparte na prawdziwym szacunku mimo czasem ogromnej różnorodności, a także całkowicie inne spojrzenie na otaczający nas świat. 

Z chęcią więc sięgnęłam do krótkiej książki autorstwa Sanaki Hiiragi pt. „Fotograf utraconych wspomnień”, która debiutowała na polskim rynku w ubiegłym roku. Jeśli podobała Wam się seria „Zanim wystygnie kawa” to i z tą publikacją warto byście się zapoznali. 

To zbiór trzech opowiadań, których początek jest zawsze taki sami. Do zakładu fotograficznego Pana Hirasaki przychodzi żwawym krokiem kurier Yama, który przynosi przesyłkę. To niezwykła paczka, w której znajduje się historia kolejnego klienta Pana Hirasaki, a także zbiór zdjęć z jego życia. Pan Hirasaki nie jest zwykłym fotografem. Jak sam o sobie mówi; 

Jestem tylko przewodnikiem. Staram się ograniczyć do minimum szok, jakiego ludzie tu doznają, bo często zdarza się, że słyszą nagle: „Pan lub pani już nie żyje.” Zaczynają płakać, popadają w przygnębienie, a nawet przerażenie.” -„Fotograf utraconych wspomnień” Sanaka Hiiragi.

By uspokoić specjalnych klientów wszystko w studiu fotograficznym wydaje się doczesne. Aparaty fotograficzne, klisze, wyposażenie, a nawet proces wywoływania zdjęć. Musicie wiedzieć, że jeśli klient chce wybrać spośród wszystkich zdjęć takie, które już jest bardzo zniszczone, może z Panem Hirasaki je odtworzyć. Ale tylko jedno i tylko jeden raz. Wszystko po to, by ułożony ze zdjęć kalejdoskop pokazywał wybrane przez niego momenty z życia. Jedno zdjęcie na jeden rok życia. 

To bardzo piękna niespieszna opowieść o życiu, o różnych formach śmierci, o pojmowaniu szczęścia inaczej. Narracja jest niespieszna, lecz bardzo nasycona głębokimi emocjami i umiłowaniem życia, a także drugiego człowieka. Każda z historii jest inna. Wszystkie dotyczą jednak człowieczeństwa w bardzo piękny, wyjątkowy sposób. To literatura piękna w pełnym tego słowa znaczeniu. Krótka książeczka, z którą refleksyjnie spędziłam 1,5 godziny mego życia. 

Nie wolno kłamać. Sprawne mechanizmy nie kłamią.”- Fotograf utraconych wspomnień” Sanaka Hiiragi.

Tak twierdził Szczur z historii „Szczur i fotografia bohatera”, który był mistrzem naprawiania zepsutych produktów. Nie dał rady naprawić jednak czterdziestosiedmioletniego członka Yakuzy Pana Shoheia Waniguchiego, który zginął dźgnięty kataną i dlatego paczka przyniesiona z jego zdjęciami przez Yumę była oznaczona czerwoną naklejką. Waniguchiego twierdzącego, że „(…) Jak się zrobi dobry uczynek, to i niebo się rozpogadza, i papieros smakuje wybornie.”. To była niesamowita opowieść o czynieniu dobra pośród zbrodni. O tym, że nawet Szczur potrafi znaleźć swoje miejsce w życiu wykonując to co kocha, to co potrafi najlepiej. Specyficzna historia, która moim zdaniem wybrzmiała wybornie i mogę ją zaliczyć do ulubionych z wszystkich trzech. 

Pozostałe dwie opowiastki wcale nie są gorsze. Z nostalgią czytałam o Hatsue Yagi, ponad dziewięćdziesięcioletniej kobiecie, która sporo zdjęć musiała wybrać do swego ostatecznego życiowego kalejdoskopu, by przypomnieć sobie ważne, przyjemne i czasem trudne doświadczenia życiowe. Przeglądając z nią zdjęcia przyglądałam się jej życiu, które było poświęceniem na rzecz dzieci wychowanych w autobusie. To historia zawarta w opowiadaniu „Staruszka i fotografia autobusu”. Za to w „Mitsuru i ostatnia fotografia” możemy prześledzić najszczęśliwszy dzień z życia dziecka, małej Mitsuru Yamada i to dzień, który spędziła z Panem Hirasaki. Sam zresztą bohater ma wiele do zaoferowania, nie tylko jego goście. To człowiek ciągle szukający swojej historii i swej przeszłości. Czekający, aż ktoś go rozpozna. A dlaczego, to klucz odnajdziecie w ostatniej opowieści publikacji „Fotograf utraconych wspomnień” Sanaki Hiiragi.

Szczerze zachęcam Was do zapoznania się z tą książką zawierającą bardzo kontemplacyjne opowieści napisane w zwyczajny, oczywisty sposób. Nie wiem jak zrobiła to autorka, by tak głębokie przemyślenia zawrzeć w tak prostych słowach, w tak prostych zdaniach. Nie wiem. Wiem natomiast, że literatura piękna nie musi być długa i skomplikowana. Literatura piękna może być piękna w swej prostocie. 

Miłej lektury! 

Moja ocena: 8/10

Książkę wydała Grupa Wydawnicza Relacja.

„Zanim wystygnie kawa” Toshikazu Kawaguchi

ZANIM WYSTYGNIE KAWA

  • Autor: TOSHIKAZU KAWAGUCHI
  • Seria: ZANIM WYSTYGNIE KAWA (tom 1)

  • Wydawnictwo: GRUPA WYDAWNICZA RELACJA

  • Liczba stron: 219
  • Data premiery w tym wydaniu: 13.07.2022r. 
  • Data 1. wydania polskiego: 19.09.2019r. 

  • Data premiery światowej: 6.12.2015r. 

Zanim wystygnie kawa” Toshikazu Kawaguchi to książka, która pojawiła się na Legimi w katalogu Nowości. Tak się stało dlatego, że Legimi powitało na początku lipca br. Wydawnictwo Relacja w abonamencie. Dzięki temu i ja mogłam skorzystać zaczytując się w pozycji, która mimo, że wydana w Polsce po raz pierwszy w 2019 roku frapowała mnie tak mocno, że zapragnęłam ją przeczytać😁 i bynajmniej nie w ramach współpracy z Wydawcą, ale całkowicie z własnej nieprzymuszonej woli. Ta krótka książeczka nie bez powodu stała się książką roku 2022 na portalu Lubimy czytać. Pozwólcie podzielić się z Wami na jej temat moją opinią. 

– gdybyś mógł cofnąć się w czasie, z kim chciałbyś się spotkać?” – ☕️„Zanim wystygnie kawa” Toshikazu Kawaguchi.

Nie bez powodu autor zadaje to pytanie czytelnikowi na samym początku. Książka jest zbiorem czterech opowiadań z morałem, które opieraj się na koncepcji funkcjonowania w bocznej uliczce w Tokio klimatycznej kawiarni, która od ponad stu lat podaje starannie parzoną według swojego przepisu kawę. Kawę, której nie sposób znaleźć w innym miejscu. Kawę, która umożliwia czterem klientom podróży w czasie w czasie której wszystko może się zdarzyć. Wszystko to pod pewnymi warunkami. Jednym z nich jest powrót, który musi nastąpić zanim kawa wystygnie. 

Dobre książki nie muszą mieć pięknego wydania. Nie muszą być zdobione fantazyjną obwolutą czy zdobionymi kartkami. Nie muszą być nawet długie. Dobre książki po prostu takie są. Pozostawiają po sobie coś, o czym będziemy pamiętać długo. Dobrą, a raczej bardzo dobrą książką jest „Zanim wystygnie kawa” Toshikazu Kawaguchi, która tak naprawdę zapoczątkowała pewną serię. W zapowiedziach Wydawcy przeczytałam, że czwarty tom cyklu pt. „Zanim się pożegnamy” premierę będzie mieć 23 października br. To cieszy, gdy kontynuowane są wartościowe pozycje. 

W kawiarni nie ma klimatyzacji. Lokal został otwarty w tysiąc osiemset siedemdziesiątym czwartym rok, zatem ponad sto czterdzieści lat temu. W tamtych czasach ludzie wciąż używali lampek oliwnych. (…) jej wnętrze praktycznie się nie zmieniło od samego początku.” – Zanim wystygnie kawa” Toshikazu Kawaguchi.

„(…) Oświetlenie zapewniało teraz jedynie sześć przysłoniętych abażurami lamp wiszących oraz jeden kinkiet przy wejściu. Wnętrze kawiarni stale miało barwę sepii. Bez zegarka nie dało się tu odróżnić dnia od nocy. W kawiarni wisiały trzy duże, zabytkowe zegary ścienne. Jednak wskazówki każdego z nich pokazywały inną godzinę….” –Zanim wystygnie kawa” Toshikazu Kawaguchi. 

W takiej kawiarni o nazwie Funiculi Funicula dzieje się akcja czterech krótkich historii. W każdej z nich, ktoś inny chce usiąść na tym krześle, by przenieść się w czasie. I to nie tylko klienci, którzy znają miejską legendę o tych podróżach, ale również personel. 

W opowieści zatytułowanej „Kochankowie” poznajemy młodą atrakcyjną Fumiko, która potrzebowała przenieść się w czasie, by powiedzieć ukochanemu Goro Katada tego, czego nie zdołała w realnym życiu. W tej narracji zachwyciła mnie postać kobiety w białej sukience czytającej książkę. To dodatkowo interesujący wątek książki. A także samo opisanie relacji pary. Autor wprowadził czytelnika w szerszy kontekst. Mi najbardziej podobało się opowiadanie „Mąż i żona”. Kawaguchi z uczuciem i niezwykłą estymą odwzorował problem Alzheimera w małżeństwie Fusagi. Sama postać Pana Fusagi od początku mnie frapowała. Była dramatyczna w tym swoim oczekiwaniu, aż to miejsce się zwolni, by mógł przysiąść i dać coś swojej żonie z przeszłości, czego nie zrobił wcześniej. Żonie, o której nie pamiętał. Wzruszyłam się ogromnie. Zapłakałam. Podobnie jak w historii „Siostry” i „Matka i dziecko”. W tych nowelach podjęto znowu inny rodzaj relacji, siostrzanej i matczynej. Obie głęboko wstrząsające, silnie emocjonujące. Refleksje Hirai o swym zachowaniu w stosunku do młodszej siostry skłoniły mnie do myślenia o rodzeństwie. O tym jak często patrzymy na własne „ja” nie potrafią dostrzec w naszym rodzeństwie przyjaciela zakładając, że chce tylko nam utrudnić życie, uzmysłowić, ile mamy deficytów i wyszarpać przestrzeń dla siebie. Jakbyśmy w stosunku do rodzeństwa nie mogli wzbudzić w sobie wzajemnego szacunku opartym na zrozumieniu naszej różnorodności, nawet skrajnej, tak jak potrafimy w stosunku do przyjaciół. I na sam koniec pragnienie Kei, współwłaścicieli kawiarni, chorej na serce, która z miłości do nienarodzonego dziecka decyduje się mimo zagrożeń je urodzić. Jej spotkani z Miki wstrząsnęło mną do głębi. Matka. To matka.  

Klimat książki jest bardzo przyjemny. Uwielbiam takie małe kawiarenki w podziemiach, na uboczu. Ta jest wyjątkowa, gdyż przepełniona magią, tajemnicami i charakterystycznymi bohaterami. Dowiedziałam się, że powstała adaptacja książki pt. „Café Funiculi Funicula” („Kohi ga Samenai Uchi ni”) w 2018r. Ciekawe jak twórcy odwzorowali urok tego miejsca i specyfikę postaci.

To literatura piękna, choć język jest zwięzły, mało kwiecisty, jak to w azjatyckich powieściach. Zdecydowanie polecam dla głębszej refleksji, dla chwili przemyślenia o relacjach, o bliskich wokół nas na różnych płaszczyznach. 

Moja ocena: 9/10

Książkę wydała Grupa Wydawnicza Relacja.