„Kamogawa. Tropiciele smaków” Kashiwai Hisashi

KAMOGAWA. TROPICIELE SMAKÓW

  • Autor: KASHIWAI HISASHI
  • Wydawnictwo: GRUPA WYDAWNICZA RELACJA
  • Liczba stron: 176
  • Data premiery : 12.07.2023
  • Data premiery światowej: 15.11.2013

Kamogawa. Tropiciele smaków” autorstwa Kashiwai Hisashi to szósta książka wydana przez Wydawnictwo Relacja, która jest dostępna na Legimi i o której opinią dzielę się z Wami na mym blogu czytelniczym. Poprzednie to: arcyciekawa seria Toshikazu Kawaguchi „Zanim wystygnie kawa”, „Zanim wystygnie kawa. Opowieści z kawiarni” oraz „Zanim wyblakną wspomnienia”, a także powieść autorstwa Sanaki Hiiragi pt. „Fotograf utraconych wspomnień” oraz rewelacyjna „Wyspa bijących serc”, którą napisała Laura Imai Messina. Wszystkie przytoczone powyżej pozycje z pełną odpowiedzialnością Wam polecam jako przykłady głębokiej azjatyckiej/japońskiej prozy. Całkowicie nieoczywistej w zetknięciu z twórczością zachodnią👏. 

– Wodorosty arame duszone z usmażonym na rumiano tofu. Kotleciki z okary. Liście chryzantemy z białym dressingiem z tofu. Sardynki gotowane z pieprzem z żółtodrzewu…” – Kamogawa. Tropiciele smaków” Kashiwai Hisashi.

Ile bym dała, by usłyszeć opis podawanego menu jak wyżej kiedykolwiek w przyszłości w prawdziwej japońskiej restauracji, w samej Japonii.  Niestety było mi to dane dotychczas tylko w przeczytanej książce. Ale dobre i to😏.

 Akcja dzieje się w małej, bocznej uliczce Kioto, gdzie mieści się Jadłodajnia Kamogawa. Gotuje Nagare, były policjant aktualnie na emeryturze. Wdowiec, ciągle wspominający swą zmarłą żonę Kikuko prowadzący jadłodajnię ze swą prawie trzydziestoletnią córką Koishi. Nagare zajmujący się profesjonalnym odnajdywaniem pewnych smaków z przeszłości. Przyjmujący klientów i starający się dowiedzieć przy pomocy córki jak najwięcej o zapamiętanym smaku, by potem wiernie go odtworzyć. 

To książka z gatunku „cosy places” na jakie jest teraz moda w azjatyckiej prozie. Jej autor Kashiwai Hisashi wydał według portalu Lubimy czytać dwie części tego cyklu. Pierwsza to właśnie „Kamogawa. Tropiciele smaków” wydana po raz pierwszy w 2013 roku, a druga to jej kontynuacja pt. „Kamogawa. Tropiciele smaków. Drugie danie”, która polską premierę miała w czerwcu br., a światową miała rok po wydaniu pierwszego tomu. Nie jest to pisarz zajmujący się profesjonalnie pisaniem. O samym autorze dowiedziałam się, że „urodził się w 1952 roku i wychował w Kioto. Ukończył Uniwersytet Stomatologiczny w Osace. Po ukończeniu studiów wrócił do Kioto i pracował jako dentysta. Pisał dużo o swoim rodzinnym mieście i współpracował z programami telewizyjnymi  i czasopismami” (źródło: https://www.penguinrandomhouse.com/authors/2298082/hisashi-kashiwai/ ). Jego brak wprawy w pisaniu jest widoczny w publikacji „Kamogawa. Tropiciele smaków”. Mimo, że to ciepła historia o niezwykłym miejscu chwilami raziła mnie pompatycznym stylem, wymuszoną euforią czy powielanymi w każdym rozdziale schematami. Musicie bowiem wiedzieć, że pozycja składa się z pięciu odcinków. W każdym z nich Nagare próbuje z detektywistyczną wnikliwością wytropić inny smak zlecony przez klienta. Jego były policyjny partner, Kuboyama szuka smaku udon w kociołku, który robiła zmarła piętnaście lat temu jego pierwsza żona, Chieko. W rozdziale drugim pewna starsza kobieta pragnie doświadczyć jeszcze raz smaku beef stew – potrawki z wołowiny, którą jadła ponad pięćdziesiąt lat temu w trakcie jedynego spotkania z inteligentnym młodym człowiekiem, który jej się oświadczył. W trzecim rozdziale do Jadłodajni przychodzi elegancki pan, Iwakura oczekujący dostarczenia sushi z makrelą, którą jadał jako ośmiolatek w hotelu w stylu japońskim w Kioto. I tak dalej. Każdy z poszukujących szuka smaków z różnych powodów. Wielu z nich tęskni, inni chcą doświadczyć jeszcze raz tego, co dawno utracone. Inni chcą tylko sobie przypomnieć siebie sprzed lat. 

Kashiwai Hisashi prowadzi narrację w utarty sposób. Każdy rozdział rozpoczyna się od gościa, od czasu do czasu tekst schodzi na pałętającego się kota, Osmolucha. Gospodarze częstują gościa posiłkiem, a następnie Koishi odbiera od nich zamówienie na usługi detektywistyczne. Jej postać jest tak infantylna, że aż mnie razi (pamiętajcie, że to prawie trzydziestoletnia kobieta!) i jestem ogromnie zdziwiona, że to jej autor powierzył odbieranie szczegółów zamówienia od klientów. Chwilami miałam wrażenie, że Koishi ma 10 lat🤔. Następnie w drugiej części rozdziału restauratorzy znowu spotykają się z klientami, gdzie serwują wytropione danie. Oczywiście wiele jest przy tych scenach dialogu, refleksji, powracania do przeszłości. Wszystko oczywiście dzieje się w powolny, nostalgiczny sposób, właściwy dla japońskiej literatury. 

Książka zdecydowanie jako przerywnik. Kolejna z „cosy place”, które jak widać zyskało popularność w Japonii już dawno temu, a do nas zawitało z dziesięcioletnim opóźnieniem. Prawdą jest, gdy czyta się książkę opisującą magiczne, ciekawe miejsce po raz pierwszy ma to swój niespodziewany urok. Gdy czyta się książkę osadzoną w podobnym miejscu po raz któryś, to traci to czytanie swój czar.

Jeśli jednak nie mieliście do czynienia z tego typu gatunkiem to sięgnijcie do „Kamogawa. Tropiciele smaków”, w której przeczytacie o wyśmienitych potrawach i wyjątkowych detektywach poszukujących dawno utraconych smaków. 

Ja doceniam tę publikację szczególnie za jej wartość kulinarną i podróżniczą. Dzięki pragnieniom poszczególnych bohaterów i umiejętnościom detektywistycznym emerytowanego policjanta mogłam wybrać się w podróż po różnych zakątkach Japonii, poznać różne potrawy, zaznajomić się z ciekawymi ludźmi i odwiedzić przepiękne miejsca. Taka podróż bynajmniej nie przewodnikowa to ogromna wartość tej lektury👍. 

Moja ocena: 7/10

Książkę wydała Grupa Wydawnicza Relacja, a ją przeczytałam w biblioteczce Legimi

„Nokturny. Pięć opowiadań o muzyce i zmierzchu” Kazuo Ishiguro

NOKTURNY. PIĘĆ OPOWIADAŃ O MUZYCE I ZMIERZCHU

  • Autor: KAZUO ISHIGURO
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Liczba stron: 288
  • Data premiery w tym wydaniu: 9.11.2022
  • Data 1. wyd. pol.: 6.10.2010
  • Data premiery światowej: 7.05.2009 

Nie wiem skąd u Kazuo Ishiguro wiedza o Polsce, o Polakach i komunizmie🤔. Mogłabym nawet rzec, że jak na brytyjskiego pisarza japońskiego pochodzenia (Ishiguro w wieku sześciu lat z rodzicami przeniósł się do Wielkiej Brytanii) to zainteresowanie jest zadziwiające. Tym bardziej, że Polska leży daleko od Japonii i dość daleko od Wielkiej Brytanii. Prawdą jest jednak, że w dwóch na pięć opowiadaniach ujętych w zbiorze pt. „Nokturny. Pięć opowiadań o muzyce i zmierzchu” pojawia się polski aspekt. Po raz pierwszy w osobie fana nostalgicznego amerykańskiego głosu Tony’ego Gardnera z pierwszego opowiadania zatytułowanego „Uwodzicielski głos”, a po raz drugi w aspekcie spotkania biznesowego we Frankfurcie w sprawie zmian w przedstawicielstwie polskim firmy Charliego z utworu „Come rain or come shine”. 

Kazuo Ishiguro w 2017 roku otrzymał literacką nagrodę Nobla za całokształt twórczości. Dawno temu czytywałam książki z początku jego kariery; jego pierwszą powieść „Pejzaż w kolorze sepii„, wydaną w 1982r. oraz „Malarz świata ułudy” z 1986r. Obie bardzo mi się podobały, lecz obie osadzone zostały w Japonii w latach powojennych. Byłam nawet przekonana, że w wydaniu Biblioteczki Interesującej Prozy „Malarz świata ułudy” jest nadal na mojej półce. Okazało się, że przy przeprowadzce dałam książce drugie życie oddając ją w dobre ręce. Ishiguro jest szerszemu gronu bardziej znany z książki „Okruchy dnia”, które zostały zekranizowane z sukcesem z rewelacyjną rolą Sir Philipa Anthonego Hopkinsa w roli kamerdynera i Dame Emmy Thompson w roli Miss Kenton. Zarówno powieść, jak i film bardzo mi się podobał. Aż dziw, że autorem pierwowzoru jest Brytyjczyk japońskiego pochodzenia🙄. 

Patrząc jednak na publikacje innych japońskich autorów aż dziw bierze, że Kazuo Ishiguro stał się noblowskim laureatem. Przyznaję, że w jego prozie została zachowana japońska estetyka i powściągliwość, w słowie, w opisie, w scenografii, w gestach itd. Rozumiem też, że jest ewenementem. Japończyk z pochodzenia potrafiący skroić świetną postać brytyjskiego kamerdynera Stevensa z „Okruchów dnia” jednocześnie potrafiący również przekazać realność i rzeczywistość kultury japońskiej nie jest codziennością. Tylko, czy to powinno wystarczyć do literackiego Nobla🤔. 

Zbiór zawiera pięć różnych opowieści choć znajdują się punkty w nich punkty styczne. Przykładowo pierwsza z nich wspomniana na początku „Uwodzicielski głos” dzieje się na placu świętego Marka w Wenecji, ostatnia „Wiolonczeliści”również. W pierwszej poznajemy postać żony znanego muzyka Tony’ego Gardnera, Lindy Gardner, która staje się jedną z głównych bohaterów w opowiadaniu „Nokturn”. I pierwsza i ostatnia historia dzieje się w światku emigrantów z byłych krajów komunistycznych, Polski, Węgier. Wszystkie zresztą narracje osadzone się w świecie muzyków lub ich fanów. Nawet w „Come rain or come shine” Ray z Emily są wielkimi jej fanami i długo potrafią o niej opowiadać, i się nią zachwycać. 

Świetnie czytało mi się opowiadania zawarte w zbiorze „Nokturny. Pięć opowiadań o muzyce i zmierzchu”. Każda z pięciu historii miała w sobie dużo uroku. W „Uwodzicielski głos” doceniłam nostalgicznie wpleciony wątek polskiej matki samotnie wychowującej syna, Janka, któremu dane było spędzić ulotną chwilę z jej idolem. W „Nokturn” o dziwo zachwyciła mnie Linda Gardner, która została w dość negatywny sposób sportretowana w pierwszym opowiadaniu. Jej sposób zachowania, otwartości na Steve’a, z którym znalazła się w jednym hotelu na czas rekonwalescencji po operacji plastycznej, chwilami mnie rozbawiał. A był to śmiech przerywany głębokimi refleksami na temat narracji, dialogów i przedstawionych przez Ishiguro treści. W „Come rain or come shine” zwróciłam uwagę na postać Charliego rozemocjonowanego, rozdygotanego, który przy pomocy swego przyjaciela Raymonda pragnie w krótkim czasie naprawić relację ze swą żoną. Dyskusja dwójki czterdziestiosiedmiolatków dywagujących jak przedstawić Emily problem z podartymi kartkami z jej notatnika to mistrzostwo gawędziarstwa. Trochę tragedii, więcej komedii. Oczami wyobraźni widziałam mimikę twarzy jednego i drugiego rozmówcy telefonicznego oraz prawie słyszałam podniesione głosy Charliego. W „Malvern Hills” zachwyciły mnie postaci Tilo i Sonji, których główny bohater wysłał do pensjonatu Wiedźmy Fraser, jego byłej nauczycielki. Oboje byli również muzykami. Dzięki temu dowiedziałam się co nieco o szwajcarskiej tradycyjnej muzyce. „Wiolonczeliści” to wisienka na torcie. Opowieść o młodym wiolonczeliście spotykającym muzyczkę grającą na tym samym instrumencie. Ishiguro stworzył skomplikowaną postać głównego bohatera, który uległ jej urokowi wsłuchując się w ślepo w jej wszystkie uwagi. Uwagi kobiety, która przestała grać na instrumencie w wieku jedenastu lat, a która nadal przekonana była o swej wirtuozerii. 

Wszystkie opowiadania napisane zostały w pierwszej osobie. Każde z nich ma narratora, jest to mężczyzna. Czasem młodszy, czasem prawie pięćdziesięcioletni. Każda historia wzbogacona jest dźwiękami, utworami muzycznymi, nutami, setami i tonacjami. W każdej dużo jest czaru i ciekawych wątków. Każdy z bohaterów-narratorów ma wiele do zaoferowania czytelnikowi. Niektórzy mierzą się z własną przeszłością inni z niepewną przyszłością, a jeszcze inni dowiadują się o sobie wiele ciekawych informacji z perspektywy własnych przyjaciół, odbijają się w ich oczach jak w lustrze. 

To taka japońsko niejapońska literatura. Proza kosmopolityczna, brytyjsko-azjatycka. Taki miszmasz jest bardzo odświeżający dla bardziej wymagającego czytelnika. Zdecydowanie polecam!

Moja ocena: 7/10

Książkę wydało Wydawnictwo ALBATROS, a ja z tą publikacją zapoznałam się dzięki Legimi.

„Pochwała cienia” Jun’ichirō Tanizaki

POCHWAŁA CIENIA

  • Autor: JUN’ICHIRŌ TANIZAKI
  • Wydawnictwo: KARAKTER
  • Seria: SERIA JAPOŃSKA
  • Liczba stron: 80
  • Data premiery w tym wydaniu: 5.10.2016
  • Rok premiery światowej: 1933

Po książce wydanej po raz pierwszy w 1906 roku pt. „Księga herbaty” przyszła kolej na zbiór esejów debiutujący w 1933 roku😁. Jego autorem jest Jun’ichirō Tanizaki nazwany przez tłumacza w części „Śladami pędzla. Wstęp tłumacza”olbrzym nowożytnej japońskiej literatury. Niezwykle szanowany w swoim kraju…”. Obie książki wydane zostały przez Wydawnictwa Karakter

Pochwała cienia” Jun’ichirō Tanizaki to zbiór króciutkich miniaturek literackich. Tanizaki rozprawia się w nich z tradycyjną japońską architekturą, zachodnimi nowinkami technicznymi, wszechobecnym światłem dostarczanym w wyniku energii elektrycznej, rytuałem picia herbaty czy oczekiwaniami starszych względem młodszych. W zatytułowanych esejach autor wielokrotnie wraca do cienia i światła przez tradycyjny papier zatrzymujący promienie, które był stałym wyposażeniem każdego domu bez względu na jego status finansowy. Jedne eseje są bardziej lub mniej ciekawe. Niektóre motywy się powielają. Bez wątpienia jednak książeczka ta stanowi ogromną wartość edukacyjną w aspekcie Japonii, której już nie ma. 

Ciekawie jest przeczytać eseje pisane przez kogoś, kto żył w latach 1886 – 1965. Tym bardziej, że książka ta po raz pierwszy została wydane prawie sto lat temu. Dzięki zapoznaniu się z nią mogłam doświadczyć nad czym dumał jej sławny japoński powieściopisarz, eseista, scenarzysta filmów niemych, a później dźwiękowych. Tanizaki wielokrotnie w „Pochwale cienia” nawiązuje do tego, co sam przeżył, czego doświadczył, co pamięta z przeszłości. Jakby chciał udowodnić współczesnemu czytelnikowi, że faktycznie był świadkiem wielu przemian w sferze gospodarczo – społecznej, z którymi swego czasu musieli się mierzyć ówcześni Japończycy. Wspominając makijaż czy tradycyjny strój kobiecy wspomina własną matkę i własne ciotki. 

(…) w teatrze Bunraku lalki wyobrażające postaci kobiet mają jedynie głowy i dłonie. Tułów, nogi i stopy ukryte są po długimi połami kimona…(…) Według mnie jest to obraz bardzo bliski rzeczywistości, ponieważ przed laty kobieta rzeczywiście „istniała” od kołnierza w górę i od brzegów rękawów w dół…” – Uroda kobieca” [w:] „Pochwała cienia” Jun’ichirō Tanizaki.

(…) Trudno wyobrazić sobie biel doskonalszą od twarzy uśmiechniętej dziewczyny, której zęby połyskują jak czarna laka w chyboczącym cieniu lampy, za każdym razem, gdy prześwitują spomiędzy zielonych warg, mieniących się tęczowym światłem jak błędne ogniki.” – Świat cienia” [w:] „Pochwała cienia” Jun’ichirō Tanizaki.

Rozprawiając się ze współczesnym sobie światem, szybkimi zmianami technologicznymi, urbanistycznymi czy architektonicznymi stawia siebie w roli obserwatora, który dochodzi do różnych wniosków niekoniecznie przychylnych dla zmieniającego się świata. 

„(…) Wygląda na to, że w miarę jak się starzejemy, jesteśmy coraz bardzie skłonni wierzyć, że wszystko bez wyjątku było lepsze kiedyś niż teraz. Sto lat temu starsi ludzie tęsknili za czasami sprzed dwustu lat, ci, co żyli dwieście lat temu – za czasami sprzed trzystu. Nigdy więc nie było tak, byśmy byli zadowoleni z czasów, w których żyjemy.” –Zrzędzenia starego człowieka” [w:] „Pochwała cienia” Jun’ichirō Tanizaki.

Wspominając najdoskonalsze japońskie wychodki, które zostały stworzone wprost „z myślą o zapewnieniu duchowego odprężenia” zabiera czytelnika do swego domostwa, które budował, w którym mieszkał. 

(…) Jest zawsze oddalony od głównego budynku, z którym łączy go przykryty oddzielnym zadaszeniem pieszy ciąg. Stoi zwykle w zadrzewionym kącie ogrodu, dokąd dolatuje świeży zapach liści i mchu.” – Świątynie Kioto i Nary. Hymn na cześć japońskiego wychodka” [w:] „Pochwała cienia” Jun’ichirō Tanizaki.

W wielu miejscach Tanizaki idzie dalej twierdząc, że gdyby pewne wynalazki stworzone zostały przez Japończyków zostałyby wynalezione w doskonalszy sposób. Dotyczy to pióra wiecznego, papieru, a nawet armatury łazienkowej i nie tylko. 

(…) gdyby nowoczesna medycyna rozwinęła się w Japonii, stworzylibyśmy najpewniej taki sprzęt i aparaturę do leczenia chorych, które lepiej komponowałyby się z japońskim wnętrzem. Oto kolejny przykład tego, jak bardzo tracimy na skutek czerpania wzorów od innych.” – Papier, patyna, nefryt” [w:] „Pochwała cienia” Jun’ichirō Tanizaki.

„A gdybyśmy to my wynaleźli gramofon i radio, nieporównanie wierniej odtwarzałyby one nasze głosy i naszą muzykę, wydobywając ich specyficzne niuanse. W istocie nasza rodzima muzyka polega głównie na powściąganiu, kardynalną rolę odgrywa tam nastrój, toteż nagrywanie jej lub puszczanie z megafonów odbiera jej niemal cały urok. Rozmowę wolimy prowadzić zniżonym głosem, posługujemy się niedomówieniem, nade wszystko cenimy pauzę, ciszę, czyli ma.” – Rojenia pisarza” [w:] „Pochwała cienia” Jun’ichirō Tanizaki.

Niesamowicie wartościowa książka w aspekcie społecznym. Chwilami Jun’ichirō Tanizaki zanudzał mnie tym ciągłym wracaniem do tego co chińskie i japońskie, do tego co stare, a nie nowe, do tego co matowe, a nie błyszczące. Momentami już miałam dość udowadniania, że Japończycy lepiej wynaleźliby światło i klosze, które właściwiej dla nich, a i pewnie dla całego świata, przewodziłyby promienie. Takie dysputy okazały się jednak bardzo odświeżające i wartościowe edukacyjne. To jakby prowadzić rozmowę z bardzo inteligentnym człowiekiem, który ma odmienne od naszego zdanie. W sumie chętnie zagłębiałam się w architekturę dachu, bardziej rozłożystego, chroniącego przed słońcem jako przeciwwaga do zachodnich dachów. Sama zastanawiałam się, który teatr był bardziej estetyczny czy lepiej na scenie pozwalał odgrywać role kobiece. Wiele takich smaczków przeczytacie w tej książce. Nawet jest i o Einsteinie, któremu Jun’ichirō Tanizaki w pewnym momencie jako prześwietny rozmówca towarzyszył w podróży po Japonii. 

„Pochwała cienia” Jun’ichirō Tanizaki jest jakby taką walką nowym ze starym. Tylko nowe to tak naprawdę dla współczesnego czytelnika już jest stare😏. Trochę taką więc walką z cieniem, z Japonią której już nie ma, która odeszła. A o której bardzo mądrze jest czasem poczytać. 

Moja ocena: 7/10

Książkę wydało Wydawnictwo Karakter, a ja z tą publikacją zaznajomiłam się dzięki Legimi.

„Norwegian Wood” Haruki Murakami

NORWEGIAN WOOD

  • Autor: HARUKI MURAKAMI
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Liczba stron: 472
  • Data premiery w tym wydaniu: 22.05.2024
  • Data 1. wyd. pol.:  3.02.2006
  • Data premiery światowej: 4.09.1987

Wydawnictwo MUZA SA jak wspomniałam w recenzji pierwszej przeczytanej przeze mnie książki Haruki Murakamiego („Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa”) dzięki wznowieniom publikacji tego wybitnego japońskiego prozaika udostępnia jego utwory w księgarni  Legimi. Ja niestety, o czym już wiele razy wspominałam w chwili obecnej nie mogę korzystać już z dobrodziejstwa bezpiecznego polskiego czytnika marki InkBook Polska🙄. Radzę sobie jednak wykorzystując funkcje czarnego ekranu smartfona, by wzrok za bardzo nie cierpiał. Tak to już jest, gdy potrzeba zapoznania się z kolejną lekturą ulubionego autora, tym razem to „Norwegian Wood”, jest większa od możliwości finansowych, by zakupić papierową publikację lub nowy czytnik😏 poza dostępnym budżetem. 

Tytułowa „Norwegian Wood (This Bird Has Flown)” to piosenka autorstwa The Beatles nagrana 21 października 1965 roku I umieszczona w albumie pt. „Rubber Soul” z tego samego roku. Według en.wikipedia.org „została napisana głównie przez Johna Lennona, z wkładem lirycznym Paula McCartneya i przypisany do partnerstwa LennonMcCartney”. Co ciekawe „Magazyn Rolling Stone umieścił „Norwegian Wood” na 83 miejscu listy „500 najlepszych piosenek wszech czasów” w 2004 roku”. Tytuł piosenki nieprzypadkowo posłużył Murakamiemu za tytuł książki. Odwołanie do niej znajduje się w powieści co najmniej dwukrotnie. Jest ona bowiem ulubioną kompozycją do grania na gitarze dla jednej z głównych bohaterek, Naoko. A wygrywa ją wielokrotnie Reiko Ishida, nauczycielka muzyki, instrumentalistka. 

(…) odebrała sobie życie, tak jak wielu moich znajomych, którzy popełnili samobójstwo, kiedy doszli do pewnego etapu życia, zupełnie jakby nagle przyszło im to do głowy.”  –Norwegian Wood” Haruki Murakami.

To powieść o miłości i dorastaniu japońskich dwudziestolatków. Rozpoczyna się w 1968 roku a kończy dwa lata później, choć w wielu miejscach Murakami podpowiada czytelnikom, co stało się z głównymi bohaterami później. Dzięki temu można prześledzić potencjalne ich przyszłe losy. Głównym bohaterem jest Tōru Watanabe będący jednocześnie narratorem powieści. To Watanabe opowiada o swoich przeżyciach, w których uczestniczą inni, ciekawi bohaterowie. Jak również, to z pozycji życia wewnętrznego Watanabiego czytelnik jest w stanie zagłębić się w szczery i prostoduszny sposób myślenia, który prezentuje. Sam w sobie bohater jest więc wyjątkowy i niespotykany w czytanych przeze mnie publikacjach! 

Głównego bohatera poznajemy, gdy w wielu dziewiętnastu lat na pierwszym roku studiów spotyka niespodziewanie w tokijskim pociągu podmiejskim Naoko, dziewczynę jego jedynego szkolnego przyjaciela Kizuki. Kizuki, który przez swoją decyzję na zawsze pozostanie siedemnastolatkiem. Spotkanie z wieloletnią dziewczyną przyjaciela niespodziewanie przeradza się w poważniejszą relację. Naoko oddala się jednak od Watanabiego, który coraz bardziej wpada w wir studenckiego życia. Dostosowuje się do swego współlokatora Komandosa. Penetruje nocne tokijskie życie ze studentem trzeciego roku, nałogowym i patologicznym uwodzicielem, przystojniakiem Nagasawą, którego dziewczyna; Hatsumi, porzucona przez niego po studiach popełnia samobójstwo.

-Słońce zachodzi, dziewczyny wychodzą na miast, krążą po okolicy bez celu, piją alkohol. One czegoś szukają, ja im to mogę ofiarować. To naprawdę proste.”  – Norwegian Wood” Haruki Murakami.

Zaprzyjaźnia się z Midori, która uczęszcza z nim na jeden z wielu wykładów. Uwodzicielska, bezpośrednia, przepiękna dziewczyna urozmaica mu życie samotnika włócząc się z nim po tokijskich ulicach. Tōru Watanabe dzięki niej zaczyna inaczej patrzeć na swe życie, zaczyna dostrzegać inne możliwości, których nie dostrzegał owładnięty uczuciem do Naoko, która odseparowuje się od niego coraz bardziej. 

Haruki Murakami wydał po raz pierwszy „Norwegian Wood” w 1987 roku. Akcję umiejscowił pod koniec lat sześćdziesiątych. W wielu miejscach nawet z pozycji narratora wskazuje, że od momentu opisywanych wydarzeń minęło już dwadzieścia lat. Możliwe, że autor czerpał z licznych doświadczeń autobiograficznych w konstruowaniu powieści. W opisywanych latach, sam był studentem, podobnie jak narrator jest jedynakiem uwielbiającym czytanie książek i słuchanie muzyki. Do tego oddający się z pasją pływaniu. 

Już w czasach umiejscowienia akcji Tokyo stanowiło ogromną metropolię. Fabułę dominują liczne podróże młodych bohaterów, którzy korzystają z transportu publicznego. Wiele scen dzieje się na peronach, w pociągach, w metrze, w drodze do, w drodze z…. Wiele scen rozgrywa się na świeżym powietrzu, podczas spacerów. Ten sposób wykreowania miejsc akcji wzmacnia poczucie prawdziwości opisywanych zdarzeń i realności bohaterów. Język jest prosty. Książka składa się z jedenastu ponumerowanych rozdziałów, w których dwie całkowicie różne postaci kobiece prezentują inne życie, w które może wkroczyć u progu dorosłości Watanabe. Musicie wiedzieć, jak dowiedziałam się z jednego przypisu, że w Japonii wiek dwudziestu lat traktowany jest jako oficjalne wejście w dorosłość. Naoko symbolizuje dziewczynę nie z tego świata, zanurzoną w snach i fantasmagoriach, żyjącą przeszłością. Trudną przeszłością. Jedną z najbardziej wstrząsających scen była scena, w której Naoko znajduje swą starszą siostrę po udanej samobójczej próbie przez powieszenie. Do tej pory mam ciarki myśląc o niej. Midori twardo stąpająca po ziemi, pragmatyczna i energiczna obrazuje znowu zmianę, która Watanabiemu jest bardzo potrzebna. Sam Watanabe zdaje się być między nimi jakby zawieszonym mostem pomiędzy dwoma przepięknymi brzegami. Raz podąża w jedną, a raz w drugą stronę jego końca. 

Książka w formie indywidualnej interpretacji powieści Harukiego Murakamiego została zekranizowana w 2010 roku. Wśród czytelników nie zebrała pozytywnych recenzji. Ich zdaniem reżyser i scenarzysta Tran Anh Hung uprościł relacje pomiędzy ciekawie wykreowanymi bohaterami, których wzajemne relacje stworzą pewien splot tajemnic. W jednej recenzji przeczytałam, że „Obrazy Japonii, przesycone niejapońskim, jakby wietnamskim światłem atakują widza świeżością drzew, poruszanej wiatrem trawy, podmokłej doliny, nadmorskich skał. Reżyser „Schyłku lata” atmosferę filmu jak zwykle buduje za pośrednictwem wystylizowanego piękna kadrów, muzyki – skomponowanej przez Radiohead, eksplozji soczystej zieleni i zmysłowo ukazanego bólu”. Muzyka i w filmie, i w pierwowzorze odgrywa istotną rolę, tak jak literatura. W wielu miejscach czytałam o słuchanych płytach czy wygrywanych na gitarze przez Reiko Ishidę utworach muzycznych. Próbowałam zgadywać czy któryś z nich jest mi znany. Podobnie jak z lekturami, które czytał Watanabe i do których czytania zachęcał innych jak; Scott Fitzgerald z przeczytanym wielokrotnie „Wielkim Gatsbym”, Truman Capote, John Updike, Raymond Chandler. 

(…) lecz nie zauważyłem na swoim roku ani w akademiku nikogo, kto gustowałby w tego typu powieściach. Wszyscy czytali zazwyczaj japońskich autorów, jak Kazumi Takahashi, Kenzaburõ Oe czy Yukio Mishima, albo współczesncych pisarzy francuskich.” – Norwegian Wood” Haruki Murakami.

To poruszająca opowieść o mierzeniu się z krzywdą, oswajaniu traumy i uzdrawiającej sile empatii. To historia młodych Japończyków, którzy dzielą się wzajemnie refleksami na swój temat i zdarzeń ze swego życia. To jakby proza drogi, w której każdy człowiek jest kolejną autostradą podążającą w odrębnym kierunku. 

(…) Zastanawiałem się nad tym, co do tej pory utraciłem, nad straconym czasem, nad ludźmi, którzy umarli albo odeszli, nad myślami, które już nie wrócą.” –Norwegian Wood” Haruki Murakami.

„-Nie rozczulaj się nad sobą. Tylko prymitywy się nad sobą rozczulają” . – Norwegian Wood” Haruki Murakami.

Bardzo podoba mi się sposób przedstawiania rzeczywistości przez Murakamiego. Dialogi, mimo że bez zbędnych ozdobników, proste i jasne w swym przekazie są dla mnie niezwykle głębokie. Tylko Murakami potrafi tak przedstawiać sposób rozmowy między dwójką młodych, inteligentnych ludzi. W pokorze i szacunku do drugiego człowieka. 

– Przepraszam – powiedziała, (…) – Byłam po porostu zła na siebie. 
– Myślę, że cię jeszcze tak naprawdę nie rozumiem. Nie jestem zbyt bystry, potrzebuję trochę czasu, aby pojąć pewne rzeczy. Ale jeżeli tylko będę miał czas wszystko dokładnie przemyślę i wtedy nikt na świecie nie będzie cię tak dobrze rozumiał jak ja.” – Norwegian Wood” Haruki Murakami.

Tylko Murakami potrafi opisać dialog między dwójką młodych ludzi ociekający seksem w sposób metodyczny, wręcz akademicki, bez zbędnej podniety, zbędnego wulgaryzmu. 

„-(…) Lubię cię, ale chodzę z kim innym i nie mogę robić takich rzeczy. Jestem w tych sprawach dość zasadnicza. Dlatego przestań. Proszę. Lecz ty nie przestajesz.
– Przestałbym.
– Wiem. Ale to jest na niby, więc może tak być (…) I mówię: „Przestań, naprawdę przestań. Coś tak wielkiego i twardego za nic się nie zmieści.”
– Nie jest taki duży. Zwyczajny.” – Norwegian Wood” Haruki Murakami.

Zresztą Midori ze swym opętaniem do „świntuszenia” i oglądania filmów pornograficznych w kinie niezwykle mnie urzekła. Mimo wszystko, Murakami zadbał, by nie była gburowata, a miała ogromne pokłady kobiecego wdzięku.

Uwielbiam prozę w tym wydaniu. Uwielbiam dowiadywać się w ten sposób fantastycznych informacji o Japonii. Dzięki „Norwegian Wood” Haruki Murakamego dowiedziałam się między innymi, że w końcówce lat sześćdziesiątych istniały już legalne love hotele w Tokyo, w których można było uprawiać seks oraz że do kin można było iść na film pornograficzny. Dowiedziałam się też, że wielość samobójstw wśród młodych stanowiła jakby codzienność. Możliwe, że to wskutek braku możliwości dostosowania się do warunków następujących po II wojnie światowej, gdy nagle cesarz pozbawił się boskości i świat został zdominowany przez bardziej równe prawa. 

Dlatego warto czytać. Naprawdę. Czytajcie Murakamiego! 

Moja ocena: 8/10

Książki Murakamiego wydaje Wydawnictwo Muza, a ja z tą publikacją zaznajomiłam się dzięki Legimi.

„Zmierzch” Osamu Dazai

ZMIERZCH

  • Autor: OSAMU DAZAI
  • Wydawnictwo: TAJFUNY
  • Liczba stron: 152
  • Data premiery w tym wydaniu: 22.02.2019
  • Rok pierwszego wydania polskiego: 2002 
  • Rok premiery światowej: 1947

Osamu Dazai to wybitny przedstawiciel japońskiej prozy. Syn bogacza, który przy piątej próbie popełnij skutecznie samobójstwo w wieku trzydziestu dziewięciu lat. Rok przed swą samobójczą śmiercią w roku 1947 wydał swą najbardziej znaną powieść, która nawet po osiemdziesięciu latach jest czytana w Japonii. Powieść o upadku arystokracji, o jej zmierzchu, który musiał nastąpić wraz z kapitulacją cesarza japońskiego, którą zaczął pisać rok po wojnie. W Polsce publikację „Zmierzch” wznowiło Wydawnictwo Tajfuny, a ja zapoznałam się z tą krótką formą literacką dzięki abonamentowi Legimi

„-Sam tytuł nie czyni jeszcze człowieka arystokratą. Niektórzy ludzie bez tytułu, lecz obdarzeni naturalną klasą, są wspaniałymi arystokratami. Tacy jak my natomiast, niemający nic poza tytułem, są bliżsi pariasom.” – Zmierzch” Osamu Dazai.

U schyłku arystokracji japońskiej po przegranej II wojnie światowej tak twierdzi Naoji, młodszy brat, borykający się nałogiem narkotykowym, uzależniony od opium, spisujący swoje próby wyjścia z nałogu w Dzienniku kwiatu nocy.Wracający do niego w czasie walk wojennych. Powstały w wyobraźni Osamu Dazaia Naoji został wykreowany z własnych doświadczeń autora, przez lata borykającego się z nałogiem narkotycznym, śmiercionośną morfiną.

(…) Wiem, że nie ma już arystokracji ani szlachty, w każdym razie nie jest ona tym, czym była dawniej. Ale jeśli skazana jest ona na całkowity upadek, to wolałabym, żeby stało się to w możliwie elegancji sposób.” – Zmierzch” Osamu Dazai.

Tak znowu uważa Kazuko, w przypadku której nałóg narkotyczny jej brata przyczynił się do rozwodu z Yamakim. Borykająca się z żalem po zmarłym w jej łonie dziecku. Będąca oddaną córką swej matki, którą przez lata się opiekuje w górskiej wili na półwyspie Izu, „między zatokami Suruga i Sagami wyspy Honsiu, odległy ponad 100 km od Tokio.” Dochodzi do wniosku, że jej poprzednie arystokratyczne życie było pełne ułudy. Że praca może być tak samo satysfakcjonująca, jak robótki ręczne. Że w życiu trzeba liczyć na innych i dobrze żyć z sąsiadami. Że można również samemu się utrzymać, gdyż najważniejsze jest być szczęśliwym, nawet jeśli będzie się samą tylko z nieślubnym dzieckiem u boku. Wreszcie rozumie, że jedyny sposób na przyszłe życie to pójście pod prąd i przeciwstawienie się arystokratycznym ideałom, odrzucenie zasad wpajanych od maleńkości wprost wyniesionych z publikacji „Wyższa nauka dla kobiet”. 

Nie zrozumiałabym tej lektury, gdyby nie wnikliwe wprowadzenie zatytułowane „Upadek” napisane przez Karolinę Bednarz. Wprowadzenie rozpoczynające się następującymi słowami: 

„15 sierpnia 1945. Japończycy po raz pierwszy słyszą głos cesarza — w specjalnej audycji radiowej cesarz Hirohito informuje (cichym głosem i ceremonialnym językiem, którego większość obywateli nie rozumie) o kapitulacji Japonii, motywując ich przy tym do „zniesienia tego, co jest nie do zniesienia”. Nie mówi wprost o przegranej; oznajmia jedynie, że „sytuacja nie rozwinęła się po myśli Japonii, a losy świata okazały się nam nieprzychylne” – „Upadek” [w:]„Zmierzch” Osamu Dazai.

Karolina Bednarz obrazuje istniejący wówczas japoński światopogląd. Zwraca uwagę czytelnika na silną i skuteczną propagandę, której wielu wierzyło do końca, tak jak w nieprzerwaną boskość cesarza. 

„(…) Poza Japonią utknęło prawie siedem milionów Japończyków, połowa to żołnierze. Wielu z nich przez tygodnie albo miesiące nie jest świadomych tego, że wojna się skończyła, i nadal oddają swoje życie w imię cesarza.” – „Upadek” [w:]„Zmierzch” Osamu Dazai.

Bednarz przedstawia cały kontekst polityczny i społeczny odradzającej się po II wojnie światowej Japonii. Uściśla, że po upadku japońskiej arystokracji i zrównania jej w konstytucji z innymi obywatelami z jap. „Kazoku odebrano rządowe stypendia, co zmusiło wcześniej uprzywilejowane rodziny do wyprzedania majątku (ziemi, domu, ubrań, mebli); dla wielu było to jedyne źródło dochodu — do momentu, aż majątek się skończył. Ci ludzie nie mieli pojęcia, jak mają w takim świecie żyć. Jedną z tych rodzin była rodzina Kazuko i Naojiego.” – „Upadek” [w:] Zmierzch” Osamu Dazai.

Samo wprowadzenie jest warte przeczytania nawet jeśli zrezygnujecie z tych następujących po nim ośmiu rozdziałach. Fragment „Upadek” stanowi bowiem zwięzłe przedstawienie okoliczności, w których rozpoczyna się akcja powieści. Zawiera również ciekawostki historyczne, które usatysfakcjonują wybrednego czytelnika lubiącego, gdy książka go uczy. 

Co do konstrukcji to powieść podzielona jest na osiem rozdziałów, o czym wspomniałam powyżej. Główną bohaterką jest Kazuko, która zgodnie z wychowaniem powinna być najpierw posłuszna ojcu, potem mężowi, a na końcu synowi. Tak też autor zobrazował jej matkę, nazwaną przez swego syna jedyną prawdziwą arystokratką. Kontekst rodzinny Kazuko i jej przeżycia, też wewnętrzne, poznajemy z perspektywy jej osobistej narracji, pamiętnika brata czytanego w ukryciu czy listów, które pisała do pisarza Uehara zdradzającego swoją żonę z licznymi kochankami, nie przekazującymi swych wynagrodzeń za utwory na utrzymanie domu i córki, a także upijającego się na śmierć, z którym sympatyzował brat głównej bohaterki; Naoji. Każdy list do Uehara jest inny. W ostatnim Kazuko jest już bardziej dojrzała, już zrozumiała kim tak naprawdę jest Uehara i że jej moralna rewolucja jest wynikiem tylko fantazji o idyllicznej miłości. Choć i w tym wątku autor zadbał, by Kazuko zachowała się we właściwy, typowo azjatycki sposób. Prosiła adresata, zapewniała o swej miłości, o swym oddaniu, a nawet gwarantowała ogromną sympatię i oddanie żonie ukochanego. I taka na końcu Kazuko najbardziej mi się podobała. Odarta ze swych wyobrażeń. Obdarta ze swych marzeń. 

Czym więc jest tytułowy zmierzch? To koniec epoki — Japonii triumfującej, silnej, walczącej, to upadek Kraju Wschodzącego Słońca. To koniec pewnego systemu społecznego oraz śmierć arystokracji — nad czym ubolewają główni bohaterowie powieści, którzy nie potrafią odnaleźć się w nowej rzeczywistości.” – „Upadek” [w:] Zmierzch” Osamu Dazai.

Moja ocena: 7/10

Powieść wydało Wydawnictwo Tajfuny, a opinię o niej przeczytaliście dzięki abonamentowi Legimi

„Ministerstwo moralnej paniki” Amanda Lee Koe

MINISTERSTWO MORALNEJ PANIKI

  • Autorka: AMANDA LEE KOE
  • Wydawnictwo: TAJFUNY
  • Liczba stron: 216
  • Data premiery : 12.10.2020
  • Data premiery światowej: 1.10.2013

Zbiór opowiadań zatytułowany „Ministerstwo moralnej paniki” w październiku 2020 roku wydało Wydawnictwo Tajfuny. To kolejna ciekawa pozycja z gatunku literatury pięknej, prozy azjatyckiej oferowana przez tego Wydawcę. Z ciekawością sięgnęłam na oficjalną stronę Wydawnictwa, by dowiedzieć się co nieco o samej autorce. Okazało się, że Amanda Lee Koe to queerowa singapurska pisarka, której debiutancki zbiór opowiadań Ministry of Moral Panic otrzymał Singapurską Nagrodę Literacką w kategorii fikcja w języku angielskim. Zwycięstwo zagwarantowało jej udział w literackiej rezydencji na Uniwersytecie w Iowa, niedługo później otrzymała również stypendium pozwalające jej na podjęcie studiów pisarskich na Uniwersytecie Colombia. Pieniądze z wygranej Singapurskiej Nagrody Literackiej przeznaczyła na przeprowadzkę do Nowego Jorku.  (źródło: tajfuny).

Są rzeczy, które przebijają się przez połacie pamięci, rzeczy, które człowiek nosi w sobie, chociaż nie są niezbędne, rzeczy, które ciągną w dół, ale nie można się uwolnić od ich balastu, bo jedyny sposób wyrzucenia ich za burtę to samemu skoczyć do morza.” „Flamingo Valley” [w:] „Ministerstwo moralnej paniki” Amanda Lee Koe. 

Paleta czternastu opowieści emanuje strachem, lękiem i niespełnionymi miłościami. W każdym opowiadaniu Amanda Lee Koe udowadnia, że człowiek tęskni za tym, by być zrozumianym, komuś potrzebny, nawet jeśli ponosi za to ogromną cenę. Autorka porusza trudne tematy, jak przemoc domowa, wykorzystywanie pomocy domowych w roli pracownic seksualnych, gwałtu, usłużności azjatyckiej i kobiecego poddaństwa mężom, wielożeństwo Malajczyków, a także lincze na tych, których nie akceptujemy, których się boimy bądź na sobie, za to, że nie spełniamy oczekiwań społecznych. W wielu miejscach Amanda Lee Koe kreśli historie z pazurem, bez cenzury czym skłania do myślenia nad tym, dlaczego zachowujemy się w taki czy inny sposób. Skąd te nasze oczekiwania? 

Autorka nie szczędzi słów, by zaciekawić czytelnika. Ma wiele do zaoferowania, bo opowieści nie są do siebie podobne, mimo, że w dwóch opowiadaniach o tym samym tytule „Na dwa sposoby”, występuje ta sama kobieca postać; Zurotul pracownica Happy Maid Empolyment Sercices Pte Ltd, która po krótkiej pracy zagranicą wraca do swej rodzinnej wsi. Spodobały mi się zresztą te dwa różne sposoby ukazania jej postaci. W obu Zurotul przede wszystkim widzi siebie z pozycji kobiety zauważonej i kochanej. I jako dar traktowała siebie w oczach nawet swoich oprawców. Niezwykle intrygujące przeżycia pokazane z ciekawej strony. Najbardziej romantyczne okazały się historie przedstawione w „Flamingo Valley” oraz „Ballada o Arlene i Nelly”. Pierwsza dotyczy spotkania po czterdziestu latach w domu opieki kobiety Ling Ko Mui ze znanym jej w przeszłości Deddym Haikelem. Ona już wdowa, praktycznie w opiece paliatywnej. On ciągle posiada trzy żony; Khairah, Azzizah i Fathiah, choć nigdy nie zapomniał o Ling Ko Mui. 

„Tak się przedstawiał jego problem z posiadaniem trzech żon. Rotacyjny seks był niezły, ale trzy żony dogadywały się ze sobą na tyle dobrze, że często tworzyły przeciw niemu wspólny front. Czasami zachodził w głowę, jak im się udaje trzymać taką sztamę — czyżby nie budził w swoich kobietach kłótliwych zazdrosnych bestii?” – „Flamingo Valley” [w:] „Ministerstwo moralnej paniki” Amanda Lee Koe. 

Zdobyłem sławę. Ubóstwiały nas uczennice i młode kobiety: Malajki, Chinki, Hinduski. Nigdy nie przestałem wypatrywać w tłumie jej twarzy, albo jej sobie wyobrażać, ale w głębi duszy wiedziałem, że tamten miał rację — ona nigdy nie miała być moja”. – „Flamingo Valley” [w:] „Ministerstwo moralnej paniki” Amanda Lee Koe. 

Ballada o Arlene i Nelly” w bardzo subtelny sposób opowiada natomiast o tym, jak trzy razy w życiu spotkały się dwie kobiety. Pierwszy w wieku dziecięcym, drugim, gdy były nastolatkami. A trzeci, gdy już dojrzałymi, prawie pięćdziesięcioletnimi kobietami. Choć raczej musiałabym napisać, że to historia o tym „(…) jak się w końcu zeszły..” Amanda Lee Koe odtworzyła głęboką kobiecą relację, w której szybkie porywy serca miały mniejsze znaczenie niż wieloletnie oddanie, wieloletnia przyjaźń i miłość. Podobnie odebrałam historię opisaną w „Alice, to ty musisz być środkiem własnego wszechświata”. Postać tytułowej Alice w zestawieniu o wiele starszą przyjaciółką Jenny wzmocniła we mnie wiarę w prawdziwe kobiece relacje, w prawdziwą przyjaźń. Bez względu na ograniczenia, bez względu na wiek. Pięknie opowiedziane ostały te dwie historie. 

Autorce należą się pochwały za sposób przedstawienia trudnej historii zabranej Marii ze znanego jej malezyjskiego świata do Holandii w „Czternaście zapisków z Dziennika Marii Hertogh”. Marii, która by uciec od Adeline kolejno stawała się żoną; Gerarda, Toma i Bena, a tak naprawdę tęskniła za Monsoorem. Stawała się matką dziesięciorga dzieci; Fransa, Marlies, Theo, Huub, Carolien, Paula, Maryolien, Hansa, Petera i Sylviji. W tym opowiadaniu autorka zaznaczyła różnice kulturowe, z którymi zachodni świat nie potrafi się zgodzić, a który dla wychowanych w takim dziedzictwie kulturowym jest całkowicie normalny. Za nim potrafią tęsknić przez kilkadziesiąt lat, jak Maria. Kłaniam się głęboko Amandzie Lee Koe również za nowelę „Miłość to żadna wielka prawda”. Dość, że podobał mi się sposób, w jaki autorka zripostowała funkcjonujący w społeczeństwie idylliczny i gloryfikowany obraz miłości romantycznej, to jeszcze zrobiła to w bardzo umiejętny sposób w osobie głównej bohaterki. Bardzo dobrze autorka zobrazowała również charakterystyczne cechy azjatyckiego społeczeństwa. Poddanie oczekiwaniom, spełnianie żądań czy brak jakichkolwiek skarg. 

Swoje łóżko wyrzuciłam. Łatwo mieć depresję, kiedy ma się łóżko. Teraz czuję się dobrze. Na podłodze człowiek się wysypia.” – Miłość to żadna wielka prawda”[w:] „Ministerstwo moralnej paniki” Amanda Lee Koe. 

Będąc azjatycką żoną, uczysz się trzymać język za zębami. Mąż ma zawsze rację – nie warto się sprzeczać…” – Miłość to żadna wielka prawda” [w:] „Ministerstwo moralnej paniki” Amanda Lee Koe. 

Nie zrozumiałam kompletnie Marla z „Syreny”. Pojęłam mechanizm relacjonowany słowami narratora, kolegi z klasy Marla, nie pojęłam jednak z czego ten Marl był złożony. Skąd ten syreni ogon? Choć nie ukrywam, że motyw z jego ciężko chorym ojcem mnie ujął. Podobnie jak postać młodej kelnerki z „Król Caldecott Hill” zafascynowanej od dziecięctwa aktorem seriali chińskich, którego spotyka w dorosłym życiu w restauracji, w której pracuje. A potem idą do jego pokoju hotelowego i…..ona mu pokazuje swoje blizny. 

Zasadniczo o każdej opowieści mogłabym coś napisać, by Was zachęcić do przeczytania tego zbioru. Jak wspomniałam na początku, mimo że główny wątek orbituje wokół różnych typów miłości lub jej braku, w twórczości Amandy Lee Koe dominuje szerokie spectrum różnorodności; postaci, miejsc, wieku bohaterów, wykształcenia, pokazanej perspektywy, narratorów, rysów psychologicznych postaci; od złych po dobrych itd. To cały kalejdoskop przeżyć zawartym w jednym tomie opowiadań, który może wzbudzić w Was całkowicie różne emocje. I to wszystko w otoczeniu kosmopolitycznej metropolii jaką jest Singapur. Te opowiadania to jakby książki w książce. I ta rozmaitość charakteryzuję tę prozę.  

Moja ocena: 8/10

Zbiór opowiadań wydało Wydawnictwo Tajfuny, a opinię o nim przeczytaliście dzięki abonamentowi Legimi

„Księga herbaty” Kakuzo Okakura

KSIĘGA HERBATY

  • Autor: KAKUZO OKAKURA
  • Wydawnictwo: KARAKTER
  • Seria: SERIA JAPOŃSKA
  • Liczba stron: 96
  • Data premiery w tym wydaniu: 17.04.2017
  • Data 1. wyd. pol.: 1.12.2005
  • Rok 1. wyd. pol.: 1987
  • Rok premiery światowej: 1906

Na oficjalnej stronie Wydawnictwa Karakter  przeczytałam następujący tekst autopromocyjny w zakładce „O nas”: „Istniejemy od 2008 roku. Dzielimy się z czytelnikami tym, co nas interesuje i co uważamy za ważne. Chcemy zrywać z kulturowymi stereotypami i uprzedzeniami, wprowadzać w obieg polskiej kultury nowe tematy, inne wrażliwości i świeżą estetykę. Publikujemy literaturę piękną i literaturę faktu z całego świata. Wydajemy ambitną eseistykę oraz książki poświęcone projektowaniu, architekturze i sztuce. Czerpiemy z tradycji i doświadczeń europejskiej sztuki książki; nazwa zobowiązuje — słowo „karakter” w szesnastowiecznej polszczyźnie oznaczało krój pisma.” Faktycznie wchodząc na publikowane serie widać, że Wydawnictwu nie wystarczają popularne książki czy gatunki. Wchodzą głębiej publikując dawne książki, o których już wielu zapomniało. Jedną z takich książek jest bez wątpienia wydana w ramach Serii japońskiej Księga herbaty” autorstwa Kakuzo Okakura, która po raz pierwszy wydana została w 1906 roku. O Autorze przeczytałam, że „Kakuzo Okakura to absolwent Uniwersytetu Tokijskiego, założył Tokijską Szkołę Sztuk Pięknych oraz Japoński Instytut Sztuk Pięknych, był kuratorem w Bostońskim Muzeum Sztuk Pięknych. Pisał książki, wygłaszał wykłady, publikował w czasopismach amerykańskich i azjatyckich. Całe życie walczył o zachowanie i odrodzenie japońskiej tradycji artystycznej. “Księga herbaty” została napisana w 1906 r. z myślą o amerykańskich czytelnikach, obecnie należy do klasyki eseju. Herbata stała się pretekstem do snucia rozważań na temat wschodniego sposobu myślenia, filozofii, estetyki i sztuki oraz religii. Autor przedstawia swoje poglądy o światach Wschodu i Zachodu, które mogą na chwilę spotkać się przy filiżance herbaty.” Dowiedziałam się również, że był kuratorem wystawy w Muzeum Bostońskim, gdzie mieszkał, podczas gdy żona i dzieci zostały w rodzimej Japonii. Ciekawy człowiek, esteta, eseista, znawca sztuki. Mimo, że od światowej premiery minęło prawie sto dwadzieścia lat musiałam sięgnąć do jego najbardziej znanego utworu. 

(…) Herbateizm jest kultem piękna, które daje się odnaleźć w codziennej, szarej egzystencji. Wdraża nam poczucie czystości i harmonii, tajemnicę wzajemnej życzliwości i romantyzmu ładu społecznego…” – Księga herbaty” Kakuzo Okakura.

Na początku publikacji znajduje się wspaniałe wprowadzenie napisane przez Ur­szu­lę Mach-Bry­son, która wprowadza czytelnika w życiorys, twórczość i historię poznawania Zachodu przez Kakuzo Okakurę. Dzięki temu miałam możliwość poznać genezę powstania eseju o herbacie, z którego dowiedziałam się wielu ciekawostek. Sama książka składa się z siedmiu rozdziałów i licznych przepisów. W rozdziałach tych Okakura przedstawia historię herbaty oraz istniejące szkoły parzenia i podawania herbaty. 

(…) Europa poznała ten napój dopiero pod sam koniec epoki Ming…” – Księga herbaty” Kakuzo Okakura.

„Japonia, która kroczyła śladami chińskiej cywilizacji, poznała herbatę w jej wszystkich trzech wydaniach. Już w roku 729…. (…) W roku 801 mnich Saichõ przywiózł nasiona i zasadził je w Yeisan…” – Księga herbaty” Kakuzo Okakura.

Nawiązuje również do taoizmu i zenizmu twierdząc, że herbateizm jest z nim ściśle związany. Ponadto przedstawia, jak budowano tzw. pawilony herbaciane oraz dowodzi, że mistrzowie herbaty wpłynęli bezsprzecznie na rozwój sztuki japońskiej. W przedostatnim rozdziale zatytułowanym „Kwiaty” nawiązuje do wpływu sztuki układania kwiatów, która współgra ze sztuką parzenia herbaty i wywodzi się zresztą z tego samego piękna. Opisuje również najważniejszych mistrzów ceremonii parzenia i podawania herbaty. 

Zakres, który składa się kolejno na następujące rozdziały: „Filiżanka człowieczeństwa”, „Szkoły herbaty”, „Taoizm i zenizm”, „Pawilon herbaciany”, „Zrozumienie sztuki”, wspomniane „Kwiaty” i „Mistrzowie ceremonii herbacianej” jest bardzo akademicki. Kakuzo Okakura chciał światu zachodniemu przedstawić bardzo rzetelną historię o herbacie. Ze zdziwieniem odkryłam, że w jej rozpowszechnieniu ogromne znaczenie odegrały Chiny, a Zachód poznał ją dzięki podróżom Marco Polo. Okakura odnosi kult herbaty również do społecznych wydarzeń i występujących socjologicznych różnic. Wspomniał o najeźdźcach na Chiny czy Japonię, a także o tym, jakie wyobrażenie Japończycy mieli o Chińczykach oraz o ludach zachodnich. 

„Dzisiejszy Chińczyk jest eklektykiem i uprzejmie przyjmuje tradycje całego świata, igra z naturą, lecz nie zniża się do tego, by ją podbić czy też czcić. Jego herbata bywa cudowna, ale w jego czarce próżno by szukać romantyki ceremoniałów z epoki Tang i Sung”. – Księga herbaty” Kakuzo Okakura.

Duże znaczenie dla Okakury miało przedstawienie procesu parzenia i picia herbaty w aspekcie piękna. Autor „Księgi herbaty” wielokrotnie dowodził, że jest to kult piękny sam w sobie i każda czynność, która się wiąże z tym procesem, jest sama w sobie piękna. Dla czytelnika Zachodu może to być za wiele. Kompletnie nie zrozumiałam rozdziału „Taoizm i zenizm”, w którym Okakura przedstawił wierzenia buddyjskie z perspektywy piękna, mistycyzmu herbateizmu. Dla mnie było to za dużo. 

„(…) Picie herbaty stało się źródłem kultu czystości i wyrafinowania, czynnością uświęconą, w czasie której gospodarz i gość wspólnie tworzą z tego, co doczesne, najwyższe piękno.” – Księga herbaty” Kakuzo Okakura.

Podobnie w rozdziale „Zrozumienie sztuki”, w którym całkowicie nie zrozumiałam jaki bezpośredni związek Okakura widział w sztuce i w mistrzach parzenia oraz picia herbaty. Możliwe, że mistrzowie byli myślicielami, filozofami, więc mieli bardzo rozwinięty zmysł estetyczny i możliwe, że w ten sposób wpłynęli na rozwój sztuki. Z rozdziału tego jednak to nie wybrzmiało. Kakuzo Okakura skupił się na doktrynie, zresztą jak w wielu innych rozdziałach, którą próbował wtłoczyć czytelnikowi. Przekonać go do swoich racji bez konkretnego dowodu. 

„Wkład mistrzów ceremonii herbacianej do sztuki był wieloraki. (…) Doprawdy nie sposób znaleźć takiej dziedziny sztuki, w której mistrzowie herbaty nie pozostawiliby śladu swego geniuszu…”. – Księga herbaty” Kakuzo Okakura.

Księgę herbaty” Kakuzo Okakury odebrałam bardziej jako ciekawostkę niż publikację, do której chciałabym wrócić. To zbiór historii i teorii, która jest związana z rozpowszechnieniem praktyki picia herbaty, a także samego jej kultu, który dawno temu zakorzenił się w kulturze japońskiej. Trudno stwierdzić czy twierdzenia i prawdy dowodzone przez autora w tej publikacji mają jakikolwiek związek ze współczesnym piciem herbaty. Kultura japońska, którą wyjątkowo cenię jest specyficzna. Dużo w niej zamaszystych gestów, głębokich ukłonów i delikatności w obyciu. Herbata podawana w czarkach i parzona w małych imbryczkach nadal tkwi w kinie jako coś, co jest cechą charakterystyką Japończyków. Jest więc duże prawdopodobieństwo, że jakiś fragment z „Księgi herbaty” nadal istnieje w wyobraźni współczesnego społeczeństwa. 

Moja ocena: 6/10

Książkę wydało Wydawnictwo Karakter, a z recenzją zapoznaliście się dzięki abonamentowi w księgarni Legimi

„Wiatrom powierzone” Laura Imai Messina

WIATROM POWIERZONE

  • Autorka: LAURA IMAI MESSINA
  • Wydawnictwo: SONIA DRAGA
  • Liczba stron: 272
  • Data premiery : 26.05.2021
  • Data premiery światowej: 14.01. 2020

Po rewelacyjnej książce autorstwa Laury Imai Messina pt.  „Wyspa bijących serc” (recenzja na klik) nie sposób nie skusić się na jej poprzednią publikację. Książka „Wiatrom powierzone” debiutowała na polskim rynku wydawniczym w 2021, przy czym światową premierę miała rok wcześniej. To kolejna historia napisana przez tę włoską pisarkę zachwycającą się japońskimi realizmem i prostotą. Ciekawiło mnie, czy będzie tak samo udana jak wspomniana już „Wyspa bijących serc”.

„Pewnego dnia pewien mężczyzna, którego dom leżał u podnóża Kujira-yamy, Góry Wieloryba, pod miastem Õtsuchi – jednym z miejsc najbardziej dotkniętych przez tsunami z 11 marca 2011 roku – postawił w swoim ogrodzie budkę telefoniczną…” –Wiatrom powierzone” Laura Imai Messina. 

I przy okazji odwiedzania tego wyjątkowego miejsca poznała się trzydziestoletnia Yui, redaktorka radiowa z Takeshim, wdowcem, który odwiedzał budkę, by porozmawiać ze swoją zmarłą na raka żoną Akiko. Dwójka stęsknionych towarzystwa innych osób zbliża się do siebie. Ona niepogodzona ze śmiercią swej córeczki, „która zatrzymała się na trzech latkach, i z matką, która do ostatniej chwili obejmowała wnuczkę ramionami”. On spragniony za wcześnie utraconej kobiety wychowujący córkę, Hanę, która przestała mówić, gdy jej matka odeszła. Choć to nie tylko opowieść o dwójce skrzywdzonych przez los ludzi. To opowieść o wielu takich… 

(…) życie wyniszcza, z biegiem czasu prowadzi do powstania niezliczonych pęknięć. Ale to właśnie one decydują o losach każdego człowieka i sprawiają, że chce iść przed siebie i zobaczyć, co jeszcze go spotka.” –Wiatrom powierzone” Laura Imai Messina. 

I to jest myśl przewodnia powieści. Laura Imai Messina zadbała, by historia nie skończyła się na Yui i Takeshim. Przywołała wzruszające przykłady innych bohaterów. Shio odwiedzający budkę, by rozmawiać ze swym nieobecnym ojcem, który w tsunami stracił chęć do życia. Kilkunastoletniego młodzieńca, który przychodzi, by kłócić się mamą, którą zabrał nowotwór. Wspaniale autorka opowiedziała postać człowieka, który założył tę magiczną budkę i wraz z żoną wita każdego odwiedzającego, i życzliwie gości go w swym domostwie. Postać wzorowaną na prawdziwej osobowości człowieka, które miejsce po tsunami zamienił w Bell Gardia. Zresztą sama Messina we fragmencie „Istotna uwaga” pisze;

Wietrzny telefon jest dla mnie głównie metaforą pokazującą, że należy troszczyć się nie tylko o radość, ale też o ból. Żebyśmy w obliczu strat, jakie niesie ze sobą życie, potrafili otworzyć się na liczne okazje, jakie jednocześnie nam oferuje.” –Wiatrom powierzone” Laura Imai Messina.

Bardzo mi się podoba konstrukcja książki. Powieść składa się z dwóch części. W pierwszej znajduje się pięćdziesiąt dwa ponumerowane rozdziały, w drugiej tylko dwadzieścia dwa. Na samym końcu autorka zawarła epilog, słowniczek, wspomnianą „Istotną uwagę”, w której rozmawia o genezie powieści, a także przypisy. Pomiędzy opisywanymi wydarzeniami Messina wtrąca krótkie fragmenty opisujące pewne okoliczności z życia bohaterów, tego aktualnego jak i przeszłego przykładowo; o ofiarach kataklizmu w Tõhoku według stanu na dzień 10 stycznia 2019 roku, sposobach „Akiko na zemstę za późno powrót Takeshiego”, czy sposobach „Akiko na pogodzenie się z Takeshim”. Niektóre bardzo osobiste w stosunku do postaci wykreowanych w powieści i związanych z tragedią stanowiącą kanwę fabuły jak; „Co córka i matka Yui miały na sobie rankiem 11 marca 2011 roku”. Te króciutkie fragmenty stanowią pewne uzupełnienie, napisane trochę w formie różnych ciekawostek, które czyta się rewelacyjnie i które urozmaicają fabułę. 

Bell Gardia jest miejscem rzeczywistym odwiedzanym przez tysiące ludzi co roku. Historie opisane w powieści niekoniecznie. Nie zmienia to faktu, że stanowią swoistego rodzaju pomnik na cześć tych, których zabrała ogromna woda tsunami, a także na cześć innych niepozostających pośród nas. To powieść o odzyskiwaniu własnego życia po ogromnej tragedii utraty bliskich napisana z perspektywy różnych bohaterów; dorosłej kobiety, dojrzałego mężczyzny, dziecka czy nastolatka. I choć nie zachwyciła mnie stylistycznie tak jak poprzednia powieść autorki „Wyspa bijących serc” to czas spędzony z lekturą uważam za bardzo udany. Uwielbiam takie nostalgiczne historie, osadzone w azjatyckich domach, kulturze i społeczeństwie. Jak już kiedyś wspomniałam w innej recenzji relacje, które są w nich opisywane nie są do podrobienia. 

Zachęcam Was do przeczytania!!! 

Moja ocena: 7/10

Książkę wydało Wydawnictwo Sonia Draga, a ja zapoznałam się z nią dzięki abonamentowi Legimi

„Morderstwo po królewsku” S.J. Bennett

MORDERSTWO PO KRÓLEWSKU

  • Autorka: S.J. BENNETT
  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO KOBIECE
  • Cykl: JEJ KRÓLEWSKA MOŚĆ PROWADZI ŚLEDZTWO (tom 3)
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 28.08.2024

  • Data premiery światowej: 10.11.2022

Morderstwo po królewsku” to ostatni tom serii „Jej Królewska Mość prowadzi śledztwo” wydany pod koniec sierpnia br. przez Wydawnictwo Kobiece. Pomysł zagadek kryminalnych osadzonych w rodzinie królewskiej tak mnie zaintrygował, że nie wiem, kiedy, a przeczytałam z rzędu praktycznie trzy następujące po sobie tomy. Poprzednie opinie dotyczą książek: „Tajemnica morderstwa w Windsorze” oraz „Zbrodnia w Pałacu Buckingham”. Książka premierę światową miała prawie dwa lata temu, ale ja o całej serii dowiedziałam się dopiero niedawno. Nic się jednak nie stało, gdyż znalazłam czas, by w ramach prywatnych planów czytelniczych nadrobić cykl autorstwa Sophie Bennett. 

Tym razem monarchini zajmuje się z ukrycia zagadką kryminalną podczas bożonarodzeniowego pobytu w posiadłości w Sandringham. I tym razem też śmierć nie spotyka personel rodziny królewskiej a Sir Edwarda St. Cyra, którego odcięta dłoń o poranku została znaleziona na plaży w Snettisham. Zmarły był znany rodzinie królewskiej, gdyż będąc dwa lata starszy od księcia Karola często bywał gościem Windsorów. Elżbieta II wsparta niezawodną asystentką głównego sekretarza Królowej Rozie Oshodi byłej kapitan Królewskiej Artylerii Konnej, studiuje dogłębnie relacje łączące zmarłego z jego bliższą i dalszą rodziną. Sytuację komplikuje fakt, że Ned St. Cyr był znanym kobieciarzem i zamierzał stać się po raz czwarty mężem, tym razem trzydziestoletniej Astrid, młodszą od najstarszej córki Neda. 

Zdecydowanie bardziej podobała mi się ta część od drugiego tomu😏. Zastanawiając się nad tym, co zaważyło na wyższej ocenie stwierdzam, że przede wszystkim większy udział głównej bohaterki w całym śledztwie. Tym razem to Królowa – podobnie jak w pierwszym tomie – starała się znaleźć motywy, rozpytywała okolicznych mieszkańców, delikatnie nakierowywała policję na kolejne kroki, które powinni podjąć. Sam zaś komendant policji Norfolk – Nigel Bloomfield podążał jej tokiem myślenia, choć przyznaję raz szybciej raz wolniej. Od początku cyklu drażniły mnie sformułowania do rodziców używane przez Sophię Bennett tj. mamusia tatuś. Tak zwracają się do swoich rodzicieli wszyscy arystokraci, również rodzina królewska. Zastanawiało mnie to, jak w tak infantylny sposób można mówić np. o Królowej Matce. Ostatnio przeczytałam jednak, że to jest wymóg w brytyjskiej arystokracji. I to kolejna ciekawostka, która mnie zaskoczyła i z którą się z Wami dzielę. 

Przez ten czas królowa przyjmowała wizyty prezydentów i polityków. Witała ambasadorów przypinała ordery do wypiętych piersi, organizowała imprezy fundacji dobroczynnych…” – Morderstwo po królewsku” S.J. Bennett. 

I te wszystkie obowiązki na tyle nudziły monarchinię, że szukała dodatkowych intelektualnych rozrywek, choćby w postaci prywatnie prowadzonego śledztwa osadzonego w światku brytyjskiej arystokracji. Gdzie majątek dziedziczony jest przez najstarszego potomka męskiego, co powoduje, że córki pozostają bez rodzimych tytułów i rodzimych posiadłości, które przechodzą przykładowo na najstarszego kuzyna. Gdzie Królową fascynują polowania, hodowanie gołębi królewskich czy jazda konna, której Elżbieta II oddawała się bez reszty, o ile jej zdrowie na to pozwalało. Gdzie „(…) Arystokrata mógł mieć tyle dzieci, ile sobie zamarzył, zarówno w ramach małżeństw, jak i poza nim, adoptowanych lub pozostających z nim w innym stosunku, jednak wyłącznie dziecko biologiczne poczęte przez poślubioną sobie parę miało prawo dziedziczenia po nim tytułu. Takie było prawo.”  Gdzie chcąc nie chcąc Royalsi muszą ufać swym bliskim współpracownikom, jak „mierzącej ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu czarnoskórej kobiety w tweedowym stroju”. 

(…) U podstaw pierwszej zbrodni legła obsesja na punkcie genetyki. Ale już do kolejnej popchnęła miłość. Trzecia była owocem lekkomyślności.” – Morderstwo po królewsku” S.J. Bennett. 

Mam nadzieję, że ciekawi Was jak z jednej odciętej dłoni Sir Edwarda St. Cyra w trzydziestu pięciu rozdziałach powieści zamkniętych w trzech częściach Bennett stworzyła powieść z gatunku cosy crime, w której finalnie życie straciły trzy osoby. I mam nadzieję, że intryguje Was jaką rolę w rozwiązaniu zagadki miała Elżbieta II. 

Mnie ciekawi bardzo o czym jest czwarta powieść z serii, której przedsmak Wydawca zamieścił na końcu; „Śmierć w diamentach”, która rozpoczyna się w Paryżu w roku 1957, a która światową premierę miała 1 lutego 2024, a debiutować będzie na polskim rynku w listopadzie br. Czas szybko leci więc cierpliwie czekam😁. 

Moja ocena: 7/10

Książkę wydało Wydawnictwo Kobiece, a ja z nią zapoznałam się dzięki Legimi.

„Porzucenie kota. Wspomnienie o ojcu” Haruki Murakami

PORZUCENIE KOTA. WSPOMNIENIE O OJCU

  • Autor: HARUKI MURAKAMI
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Liczba stron: 80
  • Data premiery: 13.04.2022

  • Data premiery światowej: 1.06. 2019

Wiele przeczytałam i zrecenzowałam publikacji wydanych nakładem  Wydawnictwo MUZA SA. Aż dziw, że z czeluści biblioteki Legimi, do której zasobów mam dostęp dzięki miesięcznemu abonamentowi, wyciągnęłam książki Haruki Murakamiego, którymi się zafascynowałam. „Porzucenie kota. Wspomnienie o ojcu” to piąta książka tego wybitnego Japończyka, o której przeczytacie na moim blogu. Poprzednie to: „Pierwsza osoba liczby pojedynczej”, „Po zmierzchu”, „Mężczyźni bez kobiet” i „Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa”. Wszystkie są godne uwagi! 

(…) jestem zwyczajnym synem zwyczajnego człowieka. To bardzo oczywisty fakt.” – Porzucenie kota. Wspomnienie o ojcu” Haruki Murakami.

Okazuje się jednak, że zwyczajny syn swego zwyczajnego ojca potrafi podzielić się ze swymi czytelnikami jego historią. Według mnie jednak opowieścią trochę o niezwyczajnym człowieku. Ojcu, będącym synem opata świątyni buddyzmu Czystej Ziemi w Kioto mającego sześciu synów i ani jednej córki. Ojcu uczącym się na buddyjskiego mnicha, który ze względu na niedopełnienie formalności został powołany do służby wojskowej najpierw w wojnie japońsko – chińskiej, później w II Wojnie Światowej. I to wydarzenia wojenne zasadniczo zaważyły na jego późniejszym życiu. Ojcu, który po wojnie studiował literaturę na Cesarskim Uniwersytecie w Kioto i który „(…) pasjonował się pisaniem haiku i nie porzucił pisania, nawet kiedy został nauczycielem”. Ojcu, z którym autor nie utrzymywał relacji aż do schyłku jego życia w wieku dziewięćdziesięciu lat. 

(…) Nadeszły ostatnie dni jego życia, zostało już niewiele czasu, przeprowadziliśmy więc nieporadną rozmowę i jakby się pogodziliśmy. Mimo różnic w myśleniu i widzeniu świata niewątpliwie czułem, że coś mnie z nim łączy…” – Porzucenie kota. Wspomnienie o ojcu” Haruki Murakami.

Jak w „Posłowiu. Ułamku historii” Haruki Murakami przyznał przypomniana sobie historia o próbie porzucenia nad morzem pręgowanej kotki stała się początkiem snucia historii o własnym ojcu. O którym zresztą chciał już napisać wiele lat wcześniej. Przy czym autor zaznacza: „Moim celem nie było jednak napisanie tak zwanego „przesłania”. Chciałem przedstawić tę opowieść starając się nic w niej nie zmieniać jako jedna z bezimiennych opowieści z pewnego zakątka historii.” 

To bardzo osobista proza Murakamiego, w którym autor powstrzymał się od oceny zarówno swego, jak i ojca zachowania. Do końca Murakami nie napisał wprost, co w głównej mierze zawarzyło na tym, że tak dwa wykształcone literacko umysły rozminęły się w swym życiu będąc dla siebie przez wiele lat obcymi. Różnice nie wybrzmiewają z tej publikacji. Za to w bardzo refleksyjny sposób zabrał mnie Haruki Murakami w wydarzenia, które łączyły go z jego ojcem. Wspominana historia z porzuconym kotem, która znajduje się na początku, czy chociażby wspólne chodzenie do kina na amerykańskie filmy lub przytoczona historia na końcu o białym kotu, który nie potrafił zejść z sosny. 

Zawsze mieliśmy koty i zawsze żyliśmy z nimi w zgodzie. Były dla mnie wspaniałymi przyjaciółmi. Ponieważ nie miałem rodzeństwa, książki i koty stały się moimi wiernymi towarzyszami…”  – Porzucenie kota. Wspomnienie o ojcu” Haruki Murakami.

Dywagacje na temat życia jego ojca stały się niejako autobiografią samego Murakamiego. Wspominki o ojcu często bowiem łączą się z wydarzeniami z życia samego autora. I choć nie jest to powieść z gatunku literatury pięknej wniosła w moje życie refleksję o tym jak dziwne są koleje losu. Jak często coś co się nam przydarza w dzieciństwie zostaje na długo zapamiętane. Jak wspomnienia nam się zacierają a fakty mylą. Jak losy wojny negatywnie wpływają na życie żołnierzy, gdyż sztuka przetrwania narusza ustalony porządek świata, gdzie nie ma miejsca na egzekucję jeńców bagnetami, czy kanibalizm, a także bezsensowną śmierć tylko dlatego, że rządzący opowiedzieli się po złej stronie. 

Publikację cenię za liczne ciekawostki, w które obfituje. To kolejny dowód, że książki uczą😊. Ze zdziwieniem odkryłam, że świątynie buddyjskie z natury przekazywane są z ojca na syna. Parafianie umierającego opata liczą, że schedę po nim zajmie jego najstarszy syn. Tak też się stało w przypadku wujka Murakamiego, mimo tego, że miał już swoje unormowane zawodowe życie jako pracownik urzędu skarbowego. Podobała mi się też historia o dwóch japońskich skoczkach o tyczce z Olimpiady z Berlina w 1936 roku; Shuhei Nishidy i Sueo Oe, którzy zremisowali, „(…) ale nie chcieli konkurować ze sobą, więc japońska reprezentacja zdecydowała, że srebrny medal dostanie Nishida, gdyż oddał w konkursie mniej skoków. Po powrocie do kraju zawodnicy poprosili jubilera o przecięcie medali i stworzenie dwóch srebrno – brązowych”. Tak chyba potrafią zachować się tylko Azjaci. 

Książka pisana jest z perspektywy narratora pierwszoosobowego. To Murakami snuje opowieść o własnym ojcu i swoim dziedzictwie. Bardzo podobały mi się rysunki, które zdobią strony, szczególnie kota w pudełku, czy kota na stercie książek. Jak Murakami wspomniał w części „Posłowie. Ułamek historii” bardzo przypadł mu „(…) do gustu styl tajwańskiej ilustratorki Yan Gao, więc postanowiłem zdać się na nią w tej kwestii. Wyczuwam w jej rysunkach coś, co wzbudza we mnie przedziwną tęsknotę.” Zresztą same „Posłowie. Ułamek historii” jest bardzo kształcące podobnie jak przypisy, które pochodzą od tłumaczki i które wiele wyjaśniają. 

Bardzo ciekawa miniaturka literacka o innym życiu na końcu świata zaczynająca się ponad sto lat temu. Niezwykle inspirująca i bardzo osobista. Idealna do popołudniowej herbaty. 

Moja ocena: 7/10

Książki Murakamiego wydaje Wydawnictwo Muza, a ja z tą publikacją zaznajomiłam się dzięki Legimi.