„Jeśli jutra nie będzie” Maria Paszyńska

JEŚLI JUTRA NIE BĘDZIE

  • Autorka: MARIA PASZYŃSKA
  • Wydawnictwo: KSIĄŻNICA
  • Liczba stron: 368
  • Data premiery: 26.04.2023r. 

Przygodę z twórczością autorki Maria Paszyńska zaczęłam w 2019 roku od sagi „Owoc granatu” wydawanej przez Wydawnictwo Książnica. Saga była dla mnie rewelacyjna. Barwna, piękna emocji, trudnych tematów, mądra, po prostu pełna życia i wszystkich jego odcieni. Następnie przeczytałam sagę „Wiatr ze wschodu” (recenzje znajdziecie tu: „Czas białych nocy”, „Za zasłoną chmur”). Zapoznałam się również z dwoma tomami cyklu „Cuda codzienności”. Jeśli nie czytaliście tych książek to zerknijcie proszę na moje opinie. Bardzo mi się podobały powieści zatytułowane „Cuda codzienności” oraz „Skrawki nadziei”. Z zaciekawieniem przyjęłam więc propozycję zapoznania się z książką pt. „Jeśli jutra nie będzie”. I tylko dzięki przymierzaniu się do porządków tegorocznych świąt, wracam do Was z recenzją, o której w natłoku codziennych spraw całkowicie zapomniałam. 

„Chcia­łem po­ka­zać, że w gro­zie getta można było być czło­wie­kiem z nor­mal­nymi uczu­ciami […]. Mit getta trzeba zmie­nić. W mi­cie getta trzeba po­ka­zać po­szcze­gól­nych lu­dzi, trzeba po­ka­zać to, co ro­bili, jak żyli. Bo żyli nie tylko nę­dzą i gło­dem”.– Ma­rek Edel­man

To jedno z trzech mott, którymi zaczyna się historia zapoczątkowana w roku 1940. Trudno się zmierzyć po raz kolejny z tą trudną historią. Trudno pamiętać i trudno zapomnieć. 

„(…) Gdyby nie wojna, gdyby nie sza­tań­ski plan utwo­rze­nia za­mknię­tej dziel­nicy ży­dow­skiej, Ma­rek Gold­man naj­praw­do­po­dob­niej ni­gdy nie po­znałby Anny Za­tor­skiej.”- „Jeśli jutra nie będzie” Maria Paszyńska. 

Gdyby nie wojna, nie byłoby getta, nie byłoby głodu, nie byłoby tylu niezawinionych śmierci i nieprawdopodobnych historii, które spędzają wielu czytelnikom sen z powiek. Bo taką historią jest właśnie ta opowiedziana przez Marię Paszyńską w „Jeśli jutra nie będzie”. Historią o dobrowolnym przenoszeniu się do zamkniętej dzielnicy, by być ze swoimi najbliższymi. Historią o tworzeniu „archiwum życia” w getcie przez profesorską parę, która w getcie dogorywa swoich ostatnich dni. Historią o Marku Goldmanie i Franku Kajzerze, przyjaciołom z dzieciństwa, podejmującym nierówną walkę z Niemcami, szmuglującymi za mur żywnością, by ktokolwiek ma szansę przeżyć. Historią Noemi, która może jako jedyna wciąż wierzy, że ludzie mogą być dobrzy i że kiedyś nadejdą lepsze dni. Dni wyzwolenia. Dni odkupienia. 

Oj ma Pani Maria Paszyńska zdolność do kreślenia głębokich powieści z historią w tle, które wywołują silne emocje. Oj ma… Bez wątpienia „Jeśli jutra nie będzie” jest kolejną z tego typu książek. Powieścią obyczajowo – historyczną, która skłania do refleksji nad minionymi czasami i nad losami konkretnych ludzi, którzy żyli, którzy przeżyli i którzy niestety życie stracili. Autorka w sposób bardzo delikatny prowadzi czytelnika przez zawiłe losy bohaterów. Te trudne czasy traktuje bardzo z szacunkiem starając się pokazać ich jaśniejszą stronę, lepszą stronę. Kwestionuje obozową literaturę wskazując, że były też chwile dobre, chwile uniesienia i silnych uczuć. Chwile takiego mini szczęścia. 

Na książki fabularyzowane z prawdziwą wojenną czy obozową historią w tle trzeba mieć siłę i trzeba mieć nastrój. Mój musi być wyjątkowo dobry, by móc czytać o trudnych czasach, nawet jeśli opisane są w bardzo dobry, przystępny sposób. Emocje, które wywołuje lektura typu właśnie „Jeśli jutra nie będzie” pozostają bowiem ze mną potem na długo. Jest to tego typu literatura. Literatura relacyjna, skłaniająca do myślenia, wymuszająca odczuwanie. 

„Jeśli jutra nie będzie” Marii Paszyńskiej to książka z głębokimi treściami napisana w przystępny sposób. To książka z ciekawą historią. Lubicie takie? Jeśli tak to nie zastanawiajcie się ani chwili, po prostu czytajcie!!! Bo na dobrą książkę zawsze warto znaleźć czas, nawet w czasie przedświątecznej krzątaniny. 

ps. i ta subtelna, delikatna okładka…. Prawda, że obiecuje wiele? 

Moja ocena: 8/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą bardzo dziękuję Wydawnictwu Książnica.

„Tajemnica domu Turnerów” Kate Morton

TAJEMNICA DOMU TURNERÓW

  • Autorka: KATE MORTON
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Seria: SERIA BUTIKOWA
  • Liczba stron: 544
  • Data premiery: 25.10.2023r. 
  • Data światowej premiery: 4.04.2023r. 

Jestem fanką serii butikowej od Wydawnictwo Albatros. Muszę pogratulować pomysłodawcy i wyboru autorów, i zachwycających wydań. Począwszy od okładki, projektu, kolorów po wysoko jakościowe kartki, które uroczo szeleszczą w trakcie czytania. Jestem też fanką Kate Morton. Przeczytałam już jej cztery powieści, które oceniłam na bardzo zadowalającym poziomie. Kolejno: „Milczący zamek” 8/10, „Zapomniany ogród” 7/10, „Strażnik tajemnic” 7/10 oraz „Dom w Riverton” z oceną 8/10. Jeśli nie czytaliście dotychczasowej twórczości autorki to serdecznie Was do tego zachęcam. Na półki księgarskie w dniu 25 października br. ułożona została nowo wydana powieść Kate Morton pt. „Tajemnica domu Turnerów”. Powieść, która już po samym tytule obiecuje sagę rodzinną z sekretami w tle, czyli coś, w czym Morton jest bardzo, ale to bardzo dobra. 

We wprowadzeniu do fabuły mogłabym tylko zacytować następujący opis Wydawcy: 

„TRZY POKOLENIA KOBIET.
RODZINNA TRAGEDIA. I NIEDOPOWIEDZENIA, KTÓRE WYWOŁUJĄ LAWINĘ KŁAMSTW”.

Ale tak naprawdę dla fabuły znaczenie ma to, co wydarzyło się w domu Turnerów w Adelaide Hills, Australii Południowej, w Wigilię 1959 roku. 

„Dopiero po chwili uderzył go bezruch tego obrazu. Był wręcz nienaturalny”.– – „Tajemnica domu Turnerów” Kate Morton.

Takie uczucia obezwładniły Percy’ego, gdy kłusując na swym koniu Blaze dostrzegł pod drzewem śpiącą Panią Turner i jej dzieci, leżących na kocu. Jakby zastygłych. Maleństwa otoczone własną matką. Tylko, że w tym obrazie nic nie było idylliczne. To nie popołudniowa drzemka, z obwiązanymi ręcznikami biodrami, jakby po kąpieli. To nie odpoczynek po harcach, pływaniu, czy uprawianiu innego sportu i wysiłku fizycznego. To nie obraz, który ktokolwiek chciałby zapamiętać. Odkrycie, które wstrząsnęło Percym po tym jak zorientował się, że coś jest nie tak, towarzyszyło mu już do końca życia. Ta makabreska. Ta tragedia. 

„To niedorzeczne, że czuła się samotna. Mieszkała w tym domu od czternastu lat, otoczona dużą rodziną – Bóg jeden wiedział, że nawet gdyby chciała, nie uciekłaby od dzieci. A jednak bywały chwile, gdy przerażała ją samotność i dręczyło poczucie, że straciła coś, czego nie potrafi nazwać, niemożliwe więc, by to odzyskała”. – „Tajemnica domu Turnerów” Kate Morton.

Książka składa się z prologu oraz dziewięciu części podzielonych na kolejno ponumerowane rozdziały. Łącznie rozdziałów jest trzydzieści dziewięć. Wątek kryminalny opisany został z punktu widzenia Jess, dziennikarki z Londynu, która sześćdziesiąt lat później od wydarzeń, z którymi musiał zmierzyć się Percy wyrusza do rodzinnej Australii. W trakcie podróży odkrywa dawno pogrzebany przez czas dramat rodzinny, który zdarzył się w pewien wigilijny, upalny wieczór. Dzięki swojemu uporowi próbuje dojść do prawdy, by dowiedzieć się, co tak naprawdę się wydarzyło i co tak naprawdę spotkało Panią Turner z jej dziećmi. 

Już sam początek był dla mnie bardzo emocjonujący. Czytając opis leżących pod drzewem matki z dziećmi czułam ciarki na plecach. Brrr…. Jakbym widziała ich oczami mej wyobraźni. Bardzo wyraźnie. Prawie czułam duszność tego australijskiego powietrza i realny strach towarzyszący odkryciu wraz z niedowierzaniem, że stało się to, co jest widoczne gołym okiem. Te emocje często mi towarzyszą przy czytaniu książek Kate Morton. Już to chyba jest wpisane w jej twórczość. Tak samo jak mrok, ludzkie dzieje, sekrety oraz prowadzenie narracji z kilku różnych perspektyw i częste retrospekcje. 

Tylko czy przewidywalność zawsze jest dobra?  

Moja ocena 7/10.

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

„Sydonia. Słowo się rzekło” Elżbieta Cherezińska

SYDONIA. SŁOWO SIĘ RZEKŁO

  • Autorka: ELŻBIETA CHEREZIŃSKA
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 584
  • Data premiery: 21.02.2023r.

Najnowsza powieść Elżbieta Cherezińska pt. „Sydonia. Słowo się rzekło” od Zysk i S-ka Wydawnictwo na portalu LC ma dość wysokie opinie, tym bardziej, że jest to powieść historyczna, która trafia w wąskie grono odbiorców. Sama, jak wielokrotnie Wam się do tego przyznałam mam z tym problem. Najbardziej lubię opowieści fabularyzowane oparte na prawdziwych wydarzeniach, które są napisane lekkim językiem. Lubię wtedy zanurzyć się w to, co wydarzyło się naprawdę lata lub wieki temu. 

„Pamięci wszystkich spalonych, ściętych, powieszonych, utopionych i wygnanych. Skalanych mianem służebnicy diabła. Czarownic. Osądzonych i skazanych. Kobiet myślących samodzielnie.” – Dedykacja. „Sydonia. Słowo się rzekło” Elżbieta Cherezińska

Ależ piękną dedykację Pani Elżbieta Cherezińska zamieścila na początku!!! Taką prosto z serca.

Książka opowiada historię Sydoni von Bork, pochodzącej ze starego rodu pomorskiej szlachty, znanej też jako najsłynniejsza pomorska czarownica na przełomie VI i XVII stulecia, kiedy to Księstwo Pomorskie przeżywało ogromny rozkwit. To czas, gdy przez Europę przetaczała się fala polowań na czarownice. Fala ta dotarła również do Szczecina i dotknęła osobiście Sydonię von Bork, która przed zarzutami broniła się niemal rok. Nie wytrzymując jednak tortur w końcu się przyznała i została stracona. Po jej śmierci książęta z panującego rodu Gryfitów zaczęli umierać. Zaczęto mówić o klątwie, która dosięgała kolejnego potomka rodu. 

Książka została opublikowana w pięknej twardej oprawie. Wydanie zachwyca, jak również zachwyca jej treść, którą odebrałam jako pisaną z wielką pasją i ogromną wnikliwością. Bohaterowie zostali szczegółowo wykreowani. Zostali zaprezentowani czytelnikowi wielowymiarowo, dzięki czemu mogłam poznać ich z różnych stron, z różnego punktu widzenia. 

Pozycja okazała się dla mnie niezwykle emocjonująca. Historia w niej opisana jest bardzo smutna. Nie ma we mnie na nią zgody, może dlatego chwilami chciałam odłożyć książkę i już do niej nie wracać. Cieszę się jednak, że tego nie zrobiłam, bo nosi ona znamiona ogromnej wartości historycznej.  Sama główna bohaterka jest bardzo ciekawa i to nie dlatego, jak skończyła, ale przede wszystkim jak próbowała dochodzić swoich praw, mimo, że była kobietą. Kimś gorszym. Kimś, kto nie ma praw do roszczeń spadkowych. Kimś, kto musiał prowadzić sprawy sądowe przez dziesięciolecia, by dochodzić tego, co jej się należało. Dano jej wykształcenie i odebrano jej prawa. Jak to w tych wiekach. Niespodzianką dla mnie było drzewo genealogiczne Gryfitów z Pomorza. Dzięki temu w trakcie czytania mogłam powracać do niego i odnajdywać kolejne pokolenia i kolejnych bohaterów na jego gałęziach. Również mapa Księstwa Pomorskiego okazała się wartościowym dodatkiem. Kompletnie z historii nie pamiętałam, jak to kiedyś było… 

Powieść zaczyna się od prologu w roku 1090, gdy „(…) stos nie chciał się palić, ogień trzeba było zachęcać. Zgromadzeni niepewnie spoglądali po sobie, w spojrzeniach spod kapturów i chust czaiły się pytania, a odpowiadał im lęk.”, a potem jest tylko ciekawiej. Co ważne, mimo, że jest to powieść historyczna napisana jest w sposób bardzo przystępny. Narrację i tło historyczne wzbogacają liczne dialogi, które nadają powieści tempa i uniemożliwiają znudzenie się fabułą. To naprawdę wartościowa powieść zarówno pod względem literackim, jak i wartości historycznej.  

Sydonia von Bork to kobieta wzór; piękna, inteligentna, wyedukowana. To kobieta – przykład na to, jak można zniszczyć życie tylko dlatego, że komuś przeszkadza, jest niewygodne. To kobieta – ofiara bzdurnych wierzeń i negatywnego wpływu kościoła (celowo tutaj przez małe „k”) na społeczeństwo. 

Sydonia von Bork! Musicie ją poznać!!!

Moja ocena: 8/10

Recenzja powstała we współpracy z WYDAWNICTWEM Zysk i S-ka.

„Ucieczka” Stanisław Krzemiński

UCIECZKA

  • Autor: STANISŁAW KRZEMIŃSKI
  • Wydawnictwo:  MARGINESY 
  • Cykl: OD WSCHODU DO ZACHODU (TOM 1)
  • Liczba stron: 376
  • Data premiery: 29.03.2023r. 

Ucieczka” Stanisława Krzemińskiego od Wydawnictwo Marginesy jest pierwszym tomem serii zatytułowanej „Od wschodu do zachodu„. To cykl, który wskazuje drogę do emancypacji kobiet w Polsce począwszy od 1857 roku. Jest to saga o kobietach z jednej rodziny. A w tle przemiany historyczne i zmiany dotyczące praw kobiet. 

Jest taka cnota, która in­nym cno­tom cenę na­daje, a bez któ­rej ko­bieta prze­sta­łaby pra­wie być ko­bietą: cnota, którą każdy de­li­katny męż­czy­zna pra­gnie wi­dzieć w swo­jej sio­strze, w swo­jej żo­nie i w swo­jej córce; cnota, która wznie­ca­jąc mi­łość, uchyla nie­bez­pie­czeń­stwo, po­nie­waż na­ka­zuje usza­no­wa­nie; tą cnotą jest przy­zwo­itość.” – „Ucieczka” Stanisław Krzemiński.

Z opisu Wydawcy: „Szesnastoletnia Emilia Rossnowska kończy najlepszą pensję w Płocku i na balu debiutantek przyciąga uwagę carskiego oficera, hrabiego Gołubojewowa. Żeby nie dopuścić do uwiedzenia córki, zapobiegliwy ojciec wysyła ją do Paryża na nauki w renomowanym Instytucie Panien Polskich, który księżna Anna Czartoryska założyła w słynnym Hôtel Lambert. Do stolicy Francji Emilia wyrusza pod opieką przyjaciółki domu – niezależnej i wyzwolonej aktorki i śpiewaczki Luizy Boretti. Ich droga wiedzie przez Bydgoszcz, Berlin, Hamburg, Londyn i Hawr…”

Rzadko dziwi mnie konstrukcja książki, częściej treść. W przypadku „Ucieczki” sprawa wygląda zgoła inaczej. Zadziwiło mnie wzbogacenie książki o ilustracje sprzed prawie dwustu lat, które bardzo urozmaiciły lekturę. Przyjemnie było zarzucić przysłowiowe oko na ryciny, rysunki umieszczane przed każdym z rozdziałów. 

Cała historia rozpoczyna się od Balu, który miał miejsce w maju 1857 roku. Autor bardzo dba o szczegóły historyczne. Oznacza wprost czasoprzestrzeń, w której dzieje się fikcja literacka. Bardzo sprawnie Krzemiński połączył postaci historyczne z fantazją fabularną. Nie ukrywam, że typowo historycznych książek nie znoszę (o czym pisałam przy okazji recenzji „Śląskiego Kopciuszka” Gabrieli Anny Kańtor recenzja na klik), ale fabułę z historią w tle wręcz ubóstwiam, tym bardziej, gdy jest napisana prostym, lekkim językiem. Cała zresztą historia w powieści „Ucieczka” została bardzo dobrze odzwierciedlona, począwszy od sposobu mówienia, przez dawno zapomniane zawody (np. gorseciarki), obyczaje czy wyposażenie i wszelki inny asortyment. Pod tym kątem powieść ma wysoką wartość dydaktyczną. 

Przewodnim motywem powieści są kobiety. Nie jako tło, nie jako atrakcyjny dodatek, ale jako ważne bohaterki, które są pełnokrwistymi postaciami, odważnymi i samodzielnie myślącymi istotami. Powieść nie jest jednak wolna od stereotypów. Ot chociażby pierwsze spotkanie Emilii z Hra­bią Nikołajem Mi­chaj­ło­wiczem Go­łu­bo­jewem. Autor pokusił się o podsumowanie ich tańca w następujący sposób: „Emi­lia miała wra­że­nie, że jej ciało słu­cha tylko jego. Prze­stra­szyło ją to na­głe od­kry­cie, ale jed­no­cze­śnie chciała, by ten walc ni­gdy się nie skoń­czył.”„(…) Wi­ro­wali w walcu, wta­pia­jąc się w jego me­lo­dię. Kiedy tan­cerz pu­ścił Emi­lię, po­czuła się swo­bodna, ale nie wolna..”, czy „Emi­lia o mało nie wy­buch­nęła pła­czem. Uko­chany papa ni­gdy jesz­cze nie ode­zwał się do niej tak lo­do­wa­tym to­nem”.   Krzemiński oddał w tym sformułowaniu całą dziewczęcość tej małolaty nieznającej świata i nie mającej do tej pory, najwidoczniej, zbytniego kontaktu z płcią przeciwną. Takie ujęcie tematu wprost jak z „Trędowatej”. Wy też macie takie skojarzenia ?.

Historii jednak nie oszukamy. Emancypacja trwała latami. Krzemiński postarał się, by opowieść przez niego snuta była realnie osadzona w czasach, w której się dzieje. Chcą nie chcą i czy nam się to podoba, czy nie czytając tę pozycję musimy zgodzić się z takimi ujęciami problemu jak:

„(…) hra­bia po­wi­nien udać się gdzieś na obiad, ale jesz­cze nie czuł głodu. Wciąż upa­jał się ostat­nim wal­cem. „Nos mnie nie za­wiódł – my­ślał z za­do­wo­le­niem. – To dziew­czątko ukła­dało się jak rękawiczka”.” „Ucieczka” Stanisław Krzemiński. 

Ciekawym literackim zabiegiem było wprowadzenie do fabuły notatek, artykułów z gazet, cytowanych wypowiedzi. Nie wiem, czy notatki dziennikarza z „Gońca Płoc­kiego” były prawdziwe, ale nadały narracji wyjątkowości. Próbowałam znaleźć redaktora Cza­plickiego, by sprawdzić, czy jest postacią fantastyczną, czy historyczną. Niestety bez rezultatu. 

Powieść dla fanów literatury pięknej i dla fanów powieści historycznych. W żmudnej sadze rodzinnej autor zobrazował z czym borykały się kobiety na przestrzeni lat, jak były postrzegane, jak zresztą same się zachowywały pełniąc różne role wśród najbliższych i realizując innych oczekiwania. To powieść dla smakoszy literatury pięknej zawierającej treści historyczne.  

Moja ocena: 7/10

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od Wydawnictwa Marginesy, za co bardzo dziękuję.

„Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze” Żaneta Pawlik

TAMARYND. MARZĄC O LEPSZYM JUTRZE

  • Autorka: ŻANETA PAWLIK
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 376
  • Data premiery: 21.03.2023r. 

W zapowiedzi premiery od Zysk i S-ka Wydawnictwo pt. „Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze” ” od Żaneta Pawlik – strona autorska napisałam, że „różowa okładka to nie zapowiedź cukierkowej zawartości bowiem autorka dotyka trudnych kwestii związanych z pogodzeniem się z przeszłością, relacjami międzyludzkimi i życiu w zgodzie z samym sobą.” I kompletnie się nie pomyliłam. 

„(…) Kwadratowa szczęka i dwudniowy zarost idealnie komponowały się z orzechowymi oczami. Zawsze wyglądał jak niegrzeczny chłopiec. Dziewczyny szalały za nim w przeciwieństwie do ich ojców.” –„Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze” Żaneta Pawlik.

Liliana Piechurska po pracy w niemieckim domu seniora wraca do kraju. Zatrudnia się jako pielęgniarka w zakładzie psychiatrycznym. Nieoczekiwanie poznaje policjanta Tomka, o kwadratowej szczęce i orzechowych oczach – jak w powyższym cytacie, który został ojcem na ostatnim roku studiów. Czy Lila rozwinie skrzydła i pogodzi się z trudną przeszłością? Jakie relacje połączą ją z Jadwigą, a jakie z Tomkiem? 

„Chwila obecna to tylko stop-klatka, pauza w szaleńczym biegu przez życie. Potrzeba było dobrej kondycji, żeby dobiec na metę bez zapaści.” – –„Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze” Żaneta Pawlik. 

W powieści jest bardzo dużo takich nostalgicznych, skłaniających do zastanowienia się sformułowań. Autorka zadbała o detale, zadbała o nastrój. Utkała niby prostą historię, a pięknymi słowami, skrupulatnie zakreślając rys psychologiczny bohaterów. To taka książka obyczajowa na styku z literaturą piękną. Naprawdę warta Waszego zainteresowania. 

Od razu zwróciłam uwagę na dedykację, która brzmi „Mojemu Mężowi. Jesteś słońcem, deszczem, niebem.  Jesteś wszystkim.” Piękna. Uczuciowa. Dosłownie w kilku słowach oddaje wszystko. To cudownie, że Autorka ma kogoś, komu może tak zadedykować swą powieść. To miłe. 

Wracając jednak do publikacji to została skonstruowana bardzo czytelnie. Kolejno ponumerowane rozdziały zawierają opis współczesnych wydarzeń oraz retrospekcje z przeszłości. Gdzieniegdzie pojawia się dopisek typu „Pięć miesięcy wcześniej”, który zwiastuje historię dotyczącą wcześniejszego czasu. Główna bohaterka to Liliana, zwana Anką. Dzięki tej konstrukcji czytelnik ma okazję poznać Ankę w pełni. Nie czułam żadnego niedosytu po przeczytaniu lektury w odniesieniu do głównej bohaterki, choć zabrakło mi Tomka, który okazał się bardzo interesującą postacią. 

„(…) Na dźwięk imienia przewróciła oczami, na szczęście jej rozmówczyni nie mogła tego zobaczyć. Nienawidziła jego brzmienia, znajomi zwracali się do niej Anka i tego oczekiwała również po nieznajomych.” – „Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze” Żaneta Pawlik

Zdziwiła mnie trochę Autorka tą niechęcią do imienia swej bohaterki. Przecież Liliana to nie Czesława, nie Stanisława i nie Krystyna. Ale to kwestia gustu, a o gustach trudno dyskutować. 

Książkę czyta się bardzo szybko. Z zaciekawieniem przemierzałam ulice znanego miasta, rondo Generała Ziętka czy okolice Spodka. Nawet Katowice – Szopienice z tanimi, obskurnymi mieszkaniami na wynajem wydały mi się ciekawe. Prawdą jest, że wyłącznie z powodu miejsca akcji znanego mi osobiście. Zdarza mi się to nie raz i nie dwa, praktycznie zawsze czytając o miejscach, które znam odbieram książkę bardzo osobiście, w pozytywny sposób. 

Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze” Żanety Pawlik to głęboka opowieść. Układa się w piękną historię idealną na świąteczny prezent. 

Moja ocena: 8/10

Za możliwość zapoznania się z książką bardzo dziękuję WYDAWNICTWU Zysk i S-ka.

„Jeszcze jeden rok” Sylwia Markiewicz

JESZCZE JEDEN ROK

  • Autorka: SYLWIA MARKIEWICZ
  • Wydawnictwo: PASCAL
  • Liczba stron: 384
  • Data premiery: 22.03.2023r. 

Sylwia Markiewicz – autorka napisała powieść „Jeszcze jeden rok” traktującą o kobietach. Pozycję tę wydało wydawnictwo @pascal. To historia o Beacie i Mikołaju.  To powieść o zmianie swojego życia i o niezamykaniu się na możliwości, które przynosi nam bardziej lub mniej spodziewanie los. To powieść obyczajowa, w której ważni są główni bohaterowie. Bo to na nich zbudowany jest filar fabuły. 

Za­po­mnia­ła, że mia­ła się dziś ubrać ina­czej, bar­dziej ko­lo­ro­wo. Może wte­dy unik­nęła­by py­tań o to, kie­dy so­bie ko­goś znaj­dzie, oraz do­cin­ków, że w wie­ku trzy­dzie­stu ośmiu lat zbyt wiel­kie­go wy­bo­ru już nie ma i że po­wo­dem jej sa­mot­no­ści jest pew­nie nad­mier­na wy­bred­no­ść.” –  „Jeszcze jeden rok” Sylwia Markiewicz. 

Tak myśli o sobie Beata. Kobieta, które spędziła tylko parę lat ze swoim mężem, Tomkiem, z którym przysięgali sobie miłość i wierność do końca ich dni. Tak myśli o sobie Beata…. 

„Sio­stra jest wzo­ro­wą mamą, pa­nią domu i do­sko­na­łą żoną, jak o so­bie mówi. Dwój­ka dzie­ci w wie­ku dzie­si­ęciu i sied­miu lat. Miesz­ka­ją u ro­dzi­ców Ant­ka. Ma­tyl­da zaj­mu­je się do­mem, An­tek utrzy­mu­je ro­dzi­nę, pra­cu­je jako kie­row­ca w fir­mie trans­por­to­wej. Często wy­je­żdża w tra­sę na dwa, trzy dni. An­tek to ci­chy i spo­koj­ny mężczy­zna, zga­dza się z ka­żdym zda­niem żony, a na­wet jak się nie zga­dza, to tego nie oka­zu­je. Musi taki być, bo gdy­by miał inny tem­pe­ra­ment, Ma­tyl­da nie mo­gła­by tak nim za­rządzać, a wte­dy ich ma­łże­ństwo za­pew­ne prze­cho­dzi­ło­by głębo­ki kry­zys.” –  „Jeszcze jeden rok” Sylwia Markiewicz. 

Tak przykładowo myślą o sobie inni, w tym przypadku siostra Beaty, Matylka. Czy tylko Beata myśli o sobie krytycznie? 

Książka napisana została w trzeciej osobie. Narratorem jest wszystkowiedzący relacjonujący życie Beaty, Mikołaja i innych bohaterów opowieści obserwator. Patrzymy jego oczami na życie, zachowania, emocje bohaterów. Patrzymy oczami narratora. 

Ta powieść obyczajowa jest bardzo sentymentalna. Wiedzie czytelnika przez życie Beaty, przez to, co jej się udało i to, z czym sobie nie poradziła. Trochę brakowało mi narracji pierwszoosobowej. Myślę, że gdybym czytała o Beacie z jej perspektywy, byłaby mi bliższa. Czytelnik dowiaduje się o życiu głównej bohaterki w trakcie małżeństwa. Poznaje jej losy rodzinne. Narracja jest bardzo czytelna, prosta. Wręcz bym napisała, że taka żołnierska. Nawet emocje napisane są bez zbędnych ozdobników, jakby Autorka chciała, byśmy je właściwie, bez błędów odczytali. 

Jeszcze jeden rok” Sylwii Markiewicz podzielona jest na zatytułowane rozdziały, ponumerowane rozdziały. Łącznie jest ich dwadzieścia osiem.  Nie ma prologu, ale jest za to epilog no i…. „Torcik sernikowy Beaty” . Koniecznie do tej części zaglądnijcie. 

Lekki obyczaj traktujący o porażkach życiowych, które czegoś nas uczą. Traktujący także o szansach na lepsze jutro. Idealny na wieczorne, zimowe wieczory. 

Moja ocena: 7/10

Za możliwość poznania losów Beaty i Mikołaja bardzo dziękuję WYDAWNICTWU PASCAL.

„Pony” R. J. Palacio

PONY

  • Autorka:  R. J. PALACIO
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Liczba stron: 304
  • Data premiery : 23.02.2023r. 
  • Data premiery światowej: 28.09.2021r. 

Kompletnie nie wiem, co mnie tknie, że pokuszę się o książkę z gatunku literatury młodzieżowej. Przedstawicielem młodzieży nie jestem już parę lat….no dobrze, kilkadziesiąt lat. Tematyka też nie zawsze mi pasuje. A się potrafię skusić jakby nigdy nic. Tak było właśnie z książką autorstwa R.J. Palacio, autorki bestsellerowego „Cudownego chłopaka„. „Pony” od Wydawnictwo Albatros to połączenie westernu z powieścią grozy. Lubicie? 

Dwunastoletniego Silasa budzi w nocy niespodziewane pojawienie się trzech jeźdźców, którzy zabierają ze sobą jego ojca. Przerażony chłopiec jest zdany na siebie i towarzystwo Mittenwalda, który jest… zjawą. Ale kiedy pod drzwiami pojawia się konik, Silas wie, co musi zrobić. Wyrusza w niebezpieczną podróż, by stawić czoło lękom, odnaleźć ojca, połączyć przeszłość z przyszłością i znaleźć swoje miejsce w świecie” – opis Wydawcy.

Co za książka!!! Pełna niespodzianek. Ale od początku. 

Zachwyciły mnie zdjęcia, które znalazły się w publikacji. Są to stare fotografie z nieznanymi postaciami z prywatnych zbiorów autorki. I tym sposobem dowiedziałam się, że R. J. Palacio interesuje się fotografią. Spodobała mi się również okładka z grafiką koni. Jest to naprawdę piękne wydanie, idealne na prezent świąteczny dla młodego czytelnika. 

Oniemiałam czytając fabułę. Mimo fantastyki, mimo bohaterów z pogranicza oniryzmu pochłonęła mnie historia młodego chłopaka, który wyrusza konno w poszukiwaniu uprowadzonego ojca. Opowieść drogi liczna była w silne emocje, które mi towarzyszyły podczas pisania. Wręcz czułam tęsknotę, lęk, strach. Silne uczucia towarzyszyły mi praktycznie do samego końca, mimo, że nie jest to gatunek mi bliski i bynajmniej nie przeznaczony dla czytelnika w moim wieku.  To wszystko chyba dzięki narracji pierwszoosobowej, wydarzeniom relacjonowanym i uczuciom z perspektywy głównego, młodego bohatera. Ta osobista relacja wzmogła zapewne odbiór publikacji, który oceniam jako pełen emocji. Język jest prosty, jasny, idealny dla młodego czytelnika.  Książka spodobała mi się i jestem pewna, że spodoba się młodemu czytelnikowi, który jest pełen empatii i zaciekawienia względem otaczającego go świata, również świata emocji. 

Autorka ma dar do wywoływania w czytelniku silnych emocji i refleksji. Mi też takie się kołatały w sercu w wielu obszarach, w wielu wymiarach. Ciekawa książka w pięknym wydaniu, do przeczytania której serdecznie zachęcam. 

Moja ocena: 7/10

Książkę podarowało mi   Wydawnictwo Albatros, za co bardzo dziękuję.

„Śląski Kopciuszek” Gabriela Anna Kańtor

ŚLĄSKI KOPCIUSZEK

  • Autorka: GABRIELA ANNA KAŃTOR  
  • Wydawnictwo:  WYDAWNICTWO MG
  • Liczba stron: 176
  • Data premiery: 01.07.2020r. 

Uwielbiam takie niespodzianki!!!  Moja przyjaciółka trafiła na spotkanie autorskie Pani @Gabriela Kańtor, która z entuzjazmem opowiadała o swoich publikacjach. Historie, które w nich przedstawia są naprawdę fascynujące (chociażby „Bachantka na panterze”, która mnie zaciekawiła i tylko chyba przez jakieś zaćmienie umysłu przyjaciółka jej też mi nie sprezentowała). Spotkanie podobno było bardzo udane. Prowadziła je niezwykle urocza Pani Ewa – nauczycielka z miejscowej Szkoły Muzycznej, a Pani Gabriela zachwycała swoją wiedzą, erudycją, umiejętnością zaciekawiania potencjalnego czytelnika. Ogromnie się ucieszyłam, gdy otrzymałam w prezencie mój własny egzemplarz „Śląskiego Kopciuszka”. I to nie byle jaki, tylko z dedykacją!!! Jest to pierwsza część dwutomowego cyklu o Joannie Gryzik, która prawie dwieście lat temu znalazła się w domu śląskiego przedsiębiorcy Carla Godulli posiadającego w dniu śmierci 19 kopalń galmanu, 40 kopalń węgla kamiennego, 3 huty cynku, 28 kuksów (czyli udziałów) w hucie „Karol”, do tego był władcą takich ziem jak: Orzegów, Szombierki, Bujaków, Bobrek, Paniowy (ps. od którego nawet jedna dzielnica Rudy Śląskiej wzięła swą nazwę) i która została jego spadkobierczynią. Książkę wydało @Wydawnictwo MG – warszawskie wydawnictwo, które wydaje przepiękną prozę (jak zdążyłam się zaznajomić) i klasyczną literaturę. „Śląski Kopciuszek” premierę miał w połowie 2020, a już 30.09.2020r. światło dzienne ujrzał drugi tom dylogii, który niestety na spotkaniu autorskim nie był dostępny. A szkoda, bo książki są naprawdę przepiękne wydane. Twarda oprawa, przepiękna okładka. Do tego gruby papier, który przepięknie szeleści i pachnie. Nic, tylko czytać !!! 

(…) jego już nie ma i nigdy nie będzie! Nie wstanie z grobu, nie ożyje, zostawił nas w kompletnym ubóstwie, bez jednego złamanego talara i bez jakiegokolwiek sensu. Po prostu wziął i umarł !…” – „Śląski Kopciuszek” Gabriela Anna Kańtor. 

Antonina Gryzik po śmierci męża zostaje sama z dwoma córkami. Młodsza zostaje przygarnięta przez nowego męża Antoniny, starsza zostaje oddana pod opiekę przyjaciółki Pani Gryzikowej, Emilii, która jest gospodynią w zamku rudzkiego przemysłowca, Carla Godulli. Długo nie da się ukryć dziecka chowanego w czeluści zamku. Joanka zaprzyjaźnia się z dwoma ogromnymi psami Godulli.- Troyem i Grafem, czym zaskarbia sobie jego przychylność do tego stopnia, że po dwóch latach, jako jego wychowanka staje się główną spadkobierczynią Carla. Co doprowadziło do takich kolei losów? Co spowodowało, że osierocona przez ojca, oddana do wychowania w obcym domu przez matkę Joanka stała się w przyszłości przedsiębiorczą spadkobierczynią, właścicielką ziemską i prawdziwą śląską panią. 

Co za cudowna publikacja. Praktycznie w każdym calu. Przemyślana. Zaplanowana. Odzwierciedlająca prawdziwe koleje losu bohaterów historycznych. Moja opinia jest całkowicie subiektywna. Już kiedyś pisałam na mym blogu czytelniczym, że wyjątkowo lubię historię ukrytą w beletrystyce. A jeszcze bardziej lubię czytać o kimś, o czymś, co znam, co widziałam, co gdzieś, kiedyś przeczytałam. A jako Ślązaczka z pochodzenia o Carlu Godulli słyszeć przecież musiałam. To on zdobył swoją ciężką pracą majątek, który dzięki swemu nieziemskiemu zmysłowi przedsiębiorczemu pomnożył do 2 mln talarów pruskich. 

Pani Gabriela Anna Kańtor ma moc zaciekawiania historią. Ma niezwykłą umiejętność w przystępny sposób opowiadania ciekawostek, historycznych faktów i przybliżania prawdziwych postaci, które w jakiś sposób odcisnęły piętno na naszej lokalnej historii. Wyjątkowo podobało mi się w książce ujęcie historii z perspektywy konkretnego człowieka i śląskiej historii, o której często zapominamy i której nie kultywujemy. Tak przy okazji, ciekawe ilu „prawdziwych” Ślązaków, „prawdziwych” lokalnych patriotów, mieszkańców Rudy Śląskiej przeczytało książkę o Carlu Godulli – „geniuszu wyprzedzającym swoją epokę” – jak go nazwała sama Autorka, wielkim śląskim budowniczym, dzięki któremu po raz pierwszy pojawiały się szkoły powszechne, familoki dla jego pracowników, czy opieka medyczna przy jego fabrykach czy książkę o księżnej Daisy? Dzięki Pani Kańtor dowiedziałam się wielu ciekawych faktów historycznych. Dowiedziałam się o oszpeceniu Carla Godulli i przyczyny, dlaczego nie miał swoich dzieci. Dowiedziałam się, że nazywano go „Diobłem z Rudy” i wyśmiewano się z niego. Zapoznałam się z hrabią Ballestremem, który umożliwił Godulli rozwój jego zmysłu finansowego i przedsiębiorczego. Dowiedziałam się o rodzinie hrabiego Hansa Urlicha von Schaffgotsch, za którego w listopadzie w 1858 roku w bytomskim kościele mariackim brała ślub Joanna, co zapewne jest fabułą drugiego tomu „Pani na Kopicach”.  Poznałam samą Joankę, o której źródła historyczne wspominają. Poznałam ją jako bohaterkę literacką, postać, wokół której działy się pewne zdarzenia. Pozytywnie zaskoczyła mnie wzmianka na kilku stronach o Goethe, jego pobycie we Wrocławiu i nieodwzajemnionej miłości do pięknej baronówny Henrietty Eleonory von Lűtwittz. A także feralnego wpisu przez niego dokonanego do księgi pamiątkowej w zwiedzanej przez niego tarnogórskiej kopalni. Przykładów dla owoców historii opisanej w „Śląskim Kopciuszku” mogłabym namnożyć jeszcze więcej, ale mam nadzieję, że i te przytoczone zachęcą Was do przeczytania nie tylko cyklu o Joance i Carlu Godulli, ale także innych książek Autorki. 

Oprócz wartości historycznych bardzo podobały mi się opiniotwórcze wstawki. Bo jak przejść obojętnie obok opinii trochę zabawnych, zapisanych ze swadą, z ogromną znajomością bytu ludzkiego. 

Chłop nijak ci baby nie ogarnie, nawet swojej własnej. Choćby ją przeżył i pięćdziesiąt lat.” – „Śląski Kopciuszek” Gabriela Anna Kańtor.

Jest wiedzą powszechną, potwierdzoną empirycznie od wieków, że jeżeli artyści rodzaju męskiego w sposób widoczny dla otoczenia wpadają w czarną otchłań, tracą dobry humor oraz stają się zmierzłymi i uszczypliwymi – to może chodzić jedynie o dwie rzeczy. O brak pieniędzy albo o brak kobiety. Albo o połączenie obu tych powodów.” – „Śląski Kopciuszek” Gabriela Anna Kańtor.

Powieść czyta się bardzo szybko. Styl Pani Gabrieli Anny Kańtor jest bardzo sprawny, prosty, rzeczowy. Książka nie nudzi, za to pobudza skutecznie wyobraźnię pozwalając przenieść się w zamierzchłe czasy, gdy Górny Śląsk rozwijał się pod zaborem pruskim w zastraszającym, ekspresowym tempie. To nie tylko książka dla Ślązaków. To książka dla każdego fana dobrego pióra, które ma drugie dno i opowiada nie tylko o człowieku, ale także o jego własnej historii w ujęciu mikro i makro historycznym. 

Serdecznie polecam!!! Miłej lektury. 

Moja ocena: 8/10

Książka wydana została przez Wydawnictwo MG.

„Zapisane w sercu” Agata Sawicka

Wydawnictwo: Dragon

ZAPISANE W SERCU

  • Autorka: AGATA SAWICKA
  • Wydawnictwo: DRAGON
  • Liczba stron: 320
  • Data premiery: 12.07.2023r. 

Moja przyjaciółka nie cierpi książek obyczajowych. Kiedyś zaczytywała się w tych historiach, a teraz przerzuciła się na komedie kryminalne, thrillery, dramaty, kryminały, w tym oczywiście retro. Z tego co obserwuję od czasu do czasu sięga po obyczaj z wojną w tle. Dlatego powieść obyczajowa z wątkiem historycznym pt. „Zapisane w sercu” Agata Sawicka autorka od Wydawnictwo Dragon wydaje się być dla niej ideałem. Ciekawe czy ją przeczytała? A Wy? Mieliście w ręku książkę w tak pięknej okładce? 

To historia wnuczki poszukującej odpowiedzi na pytania z opowieści jej dziadka. To historia trzech dziewcząt, Heleny, Wiry i Chajki, których młodość została przerwana przez wojnę. To historia Polki, Ukrainki i Żydówki, które przez zawirowania wojenne się rozdzieliły, a ich więź została rozerwana. 

To mogę Wam napisać; ta sielska okładka to podpucha. Kompletnie nie wiem, dlaczego Wydawca tak bardzo chciał nas, czytelników zmylić proponując tak nostalgiczną obwolutę. W rzeczywistości historia opowiedziana słowami Agaty Sawickiej jest dużo boleśniejsza i bardziej smutna, niż mogłoby się wydawać. 

Wracając jednak do moich odczuć po przeczytaniu „Zapisane w sercu” to traktuję tę obyczaj jako bardzo dobrą próbę rozliczenia przerwanych więzi bliskich pochodzących z różnych środowisk. Dotychczas sąsiadów i przyjaciół mieszkających dom, w dom, pracujących i chodzących do szkoły ramię, w ramię. Od pewnego momentu wrogów na przysłowiową śmierć i życie. Tak naprawdę wiele opowieści opisanych w książkach tego typu wymyśliło same życie. Wiele z nich pochodzi tak naprawdę z pamiętników, opowieści przodków, relacji przekazywanych z ust do ust. Tak mogłoby być i tym razem… 

Styl Sawickiej jest bardzo przystępny. Czytanie mi się nie dłużyło i nie znudziło. Obrazy nakreślone w narracji przemawiały do mej wyobraźni. Zaprzyjaźniłam się z bohaterkami, nie tylko z tymi żyjącymi sprzed kilkudziesięciu lat, lecz również z tą współczesną – Elą, która ponad wszystko chciała odkryć historię trzech przyjaciółek. Motyw wojny, przyjaźni, rozerwanych więzi sprawdza się w powieściach obyczajowych. Stanowi ekscytujące uzupełnienie zwykłych, powszechnych, ludzkich losów. Wzbudza emocje, cały wachlarz emocji od tych pozytywnych, po negatywne. Podczas czytania powieści „Zapisane w sercu” dużo rozmyślałam. Wspominałam dawno minione przyjaźnie. Zastanawiałam się, jak rozwinęłyby się, gdyby przyszło mi żyć w bardziej nieprzyjaznych, niespokojnych czasach. Czasem jest tak, że w dobie ucisku ludzie mają większą skłonność do walki o siebie, która zmniejsza się wraz z przybyciem pokoju. I to okazało się wartością w trakcie czytania. Ta zdolność do zastanowienia się, do rozważenia, do oceny własnego życia i osobistych wyborów. 

Lubię książki, które zmuszają mnie do myślenia, do przywoływania z odmętów pamięci zdarzeń z przeszłości. Taką książką jest właśnie „Zapisane w sercu” Agaty Sawickiej. 

Moja ocena  8/10.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Dragon.

„Ogród numer czterdzieści” Katarzyna Kostołowska

OGRÓD NUMER CZTERDZIEŚCI

  • Autorka: KATARZYNA KOSTOŁOWSKA
  • Cykl: ROD „MORELE” (tom 3)
  • Wydawnictwo:KSIĄŻNICA
  • Liczba stron: 303
  • Data premiery:  28.06.2023r. 

Rodzinne Ogródki Działkowe „Morele” czyli ROD „Morele” poznałam w 2021 przy okazji książki „Księga urodzaju” (recenzja na klik). I pamiętam, że przy lekturze bardzo dobrze się bawiłam wtapiając się w historię mieszczuchów uprawiających ogródki. Drugi tom „Tam, gdzie kwitnie miłość” (recenzja na klik) okazał się już dla mnie mniejszym zaskoczeniem. Tematykę ogródków dość, że poznałam z perspektywy Autorki (Katarzyna Kostołowska) to jeszcze z perspektywy własnego taty, o którym pisałam przy okazji recenzji drugiego tomu, a który niestety zamiłowania do opiekowania się szeroko rozumianą ziemią nie przekazał mi w genach. Dlatego chętnie sięgnęłam do trzeciej części serii pt.  „Ogród numer czterdzieści” wydanej nakładem Wydawnictwo Książnica, która swym tytułem nawiązuje do innej serii Autorki, tj. cyklu „Czterdzieści”.

W ROD „Morele” trwają wiosenne przygotowania. Dzierżawcy ogródków działkowych dwoją się i troją, by przygotować swoje posesje na przyjście cieplejszych dni. Wywożą. Sprzątają. Zasadzają. Witaj się wzajemnie i witają całkiem nowych najemców, jak na przykład Klaudiusza Janowskiego prywatnego przedsiębiorcę. Janina Skórka, prezeska zarządu ROD, nadal dzierży stery i nie pozwala na żadną samowolkę. Wszystko musi być z nią uzgodnione. Wszystko musi być przez nią zaakceptowane. Czy Jankowski podda się jej dyktaturze? 

To faktycznie jest taki hermetyczny klimat. Tacy prezesi czy prezeski rodzinnych ogródków działkowych jak Janina Skórka istnieją naprawdę. Wystarczy tylko popytać kogoś, kto od lat uprawia ogródek. Tak zawsze traktowałam tę serię jako delikatny paszkwil na ten wspólny, zamknięty świat, który toczy się jakby obok od prawdziwego, a na którym obowiązują całkowicie inne zasady. Terminy wywozów odpadów, sposób segregacji (do pustego wrzuca tylko zarząd, a inni niech się martwią zapełnionymi koszami). Witanie się i żegnanie (pamiętajcie, nawet jak nikogo nie widać trzeba krzyczeć głośno, bo a nuż ktoś usłyszy). Głośność muzyki i jej rodzaj (tu trzeba być wrażliwym na sąsiadów, którym dość trudno dogodzić). No i czas grillowania (nie za często i nie za późno. Niektórzy naprawdę już po grillu chcą odpocząć w blasku gwiazd). 

Lubię tę serię, która wyjątkowo dobrze się udała Autorce. Świat pokazany z perspektywy życia przyrody, zmian w niej zachodzących oraz specyfiki ogródków działkowych jakoś do mnie przemówił. Lekka, ciepła opowieść idealna do poduszki. Napisana trochę ze swadą, z trochę przejaskrawionymi bohaterami (ale tylko trochę ! Jak pisałam powyżej). Jak to u Katarzyny Kostołowskiej bywa nawet lekka powieść ma swe drugie dno, a błaha opowiastka, nigdy taka błaha do końca nie jest.  Tym razem Autorka grozi paluszkiem tym, którzy poddają się bezwiednie opiniom innym, przejmują się spostrzeżeniami wysuniętymi na kanwie bardzo pobieżnych obserwacji. Zwraca uwagę czytelnikom byśmy nie poddawali się uprzedzeniom, antypatiom w stosunku do innych, do nowych w naszym otoczeniu, do tak zwanych obcych. Delikatnie Kostołowska przeprowadza nas przez świat relacji ludzi w średnim wieku, gdzie trudniej jest zasłużyć na sympatię, a łatwiej na niechęć. Udowadnia, że warto jest być otwartym i dostrzegać możliwości z relacji z innymi ludźmi, wokół które finalnie mogą przynieść nam wiele dobrego. 

Zachęcam Was gorąco do tej lektury, jeśli lubicie dobre książki obyczajowe. A jeśli nie lubicie dobrych obyczajówek to i tak Was zachęcam. Wierzę, że znajdziecie w ROD „Morele” coś dla Was. 

Moja ocena: 7/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Znak.