„Frania Tańska i Kolekcjoner Widmo” Maja van Straaten

FRANIA TAŃSKA I KOLEKCJONER WIDMO

  • Autorka: MAJA VAN STRAATEN
  • Cykl: FRANIA TAŃSKA (tom 2)
  • Wydawnictwo: LIRA
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 7.08.2024 

O książce „Frania Tańska i Kolekcjoner Widmo” autorstwa Maja van Straaten (Wydawnictwo LIRA) będącej drugim tomem serii (pierwszy to: „Frania Tańska i tajemnica zaginionego obrazu”) ostatnio dyskutowałam z moją przyjaciółką😊 😉, która zastanawiała się czy warto w mych postach publikować opinie o książkach przeczytanych w ramach własnych, prywatnych planów czytelniczych w większości dzięki dostępowi do Legimi. Macie opinię na ten temat? Ja stoję na stanowisku, że jeśli warto podzielić się książką z jakiś powodów (tematu, stylu, bohatera itd.) to powinno się to robić. Może komuś z Was zachce się przeczytać publikację, o której mowa, a promowanie czytelnictwa jest zawsze w cenie😏. Tym bardziej, że „Franię Tańską i Kolekcjonera Widmo” polecam Wam z pełną świadomością. Ten tom bardziej spodobał mi się niż poprzedni. 

Maja van Straaten zabiera czytelników w tym tomie na wykopaliska archeologiczne i to nie byle gdzie, tylko do……. Nie, nie do Egiptu, choć i tak myślała sama główna bohaterka powieści. Tym razem Frania Tańska wyrusza z profesorem Gąsowskim, kierownikiem wykopalisk na Kujawy, gdzie zostaje zatrudniona w roli rysowniczki dokumentującej prace w terenie. Do Frani dołączają znudzeni warszawskim życiem przyjaciele; Leontyna Nowicka, zwana Lolą i importujący wino Tokaj ze swych rodzinnych Węgier Sándor Bercsényi. Frania wsparta przez profesorskiego asystenta Huberta Trach – Turowicza zatapia się w kolejną intrygę kryminalną, w której stawką są cenne trofea archeologiczne i najprawdziwszy skarb, o którym legenda krąży w Radziejowie i jego okolicach od wieków.  

Ależ się ubawiłam przy czytaniu tej części. Naprawdę😁. Zdecydowanie celniej Autorka tym razem trafiła w moje gusta i moje poczucie humoru. Bawiły mnie sceny, przykładowo scena z uwolnieniem Balatona, którego podjęła się Tańska, jak i wizyta samej hrabiny ministrowej Eleonory Hardt na posterunku policji i świetne dialogi. Mała próbka jak niżej: 

(…) Wzruszenie wywołane odzyskaniem mojego kompana, którego byłem pewny, bezpowrotnie postradałem, rzuciło mi się na wzrok….” – Frania Tańska i Kolekcjoner Widmo” Maja van Straaten.

Do tego ciekawie wykreowani bohaterowie z różnych warstw społecznych. Wspomniana w poprzedniej recenzji przeze mnie Marynia otrzymała tym razem dwóch kompanów, jeden Chmiel, a drugi Piwko, którzy stanowili przeciwwagę dla wysoko postawionego towarzystwa stanowiącego trzon opowieści. O Toni, jedynej chemiczce w Warszawie i ciotkach rezydentkach w dworku w Ustroniu nie wspomnę😉. Wszyscy jednak warci są zapoznania w tym literackim świecie.

Co do intrygi kryminalnej to nie ukrywam, że Kolekcjonera Widmo nie byłam w stanie odkryć.  Autorka tak kluczyła, tak podrzucała tropy, że ja się niestety nie rozeznałam. Okazuje się, że nie wystarczy czytać kryminały, by nabrać biegłości w odkrywaniu prawdy. Bez wątpienia jednak Frania Tańska się rozwija. Nie jest już młodą trzpiotką, raczej dojrzewa pociągając za sobą kolejne przygody, o których mile się czyta. Dojrzewa też jej Twórczyni, sama Maja van Straaten, która dopracowała i pomysł, i styl, i bohaterów, a tworzenie nowych postaci – jak widzę – nie nastręcza jej trudności. Uwielbiam kryminały retro, nawet w gatunku „cosy crime”, a postaci kobiece w tej międzywojenne scenerii. Zdecydowanie książka dla mnie! Polecam, czytajcie. Może i Wy polubicie Franię Tańską z jej całą ekipą. 

Zwróćcie również proszę uwagę na wydanie. Wydawnictwo LIRA naprawdę postarało się, by książki z serii o Tańskiej Franciszce cieszyły oko na naszych półkach bibliotecznych. Moim zdaniem te dwa tomy idealnie sprawdzą się jako prezent dla kogoś lubiącego czytać i pragnącego w ten sposób mile spędzać swój wolny czas. 

Moja ocena: 8/10

Książkę wydało Wydawnictwo LIRA, a ja spędziłam z nią miły wieczór dzięki dostępowi do Legimi.

„Twoje lepsze życie z Katarzyną Miller. Krok po kroku” Katarzyna Miller

TWOJE LEPSZE ŻYCIE Z KATARZYNĄ MILLER. KROK PO KROKU

  • Autorka: KATARZYNA MILLER
  • Wydawnictwo: ZWIERCIADŁO
  • Liczba stron: 200
  • Data premiery: 28.08.2024

O @Katarzyna Miller pisałam już na moim blogu czytelniczym dwukrotnie. Po raz pierwszy przy okazji publikowania opinii o poradniku „Daj się  pokochać dziewczyn. Poznaj sekret udanych relacji” napisanej wespół z Joanną Olekszyk, a po raz drugi przy recenzji na temat publikacji z Dariuszem Janiszewskim „Kobiety od A do Z czyli o tym, co ważne dla kobiecej tożsamości, o emocjach, postawach i życiowych wyborach”. Poprzednie wspomniane książki wydało Wydawnictwo Zwierciadło. Podobnie jak workbook zatytułowany „Twoje lepsze życie z Katarzyną Miller. Krok po kroku”, który debiutował pod koniec sierpnia br. Mam już w użyciu swój własny planner również od Katarzyny Miller, który bardzo sobie chwalę. Używam go nagminnie. Z radością więc zapoznałam się ze wnętrzem tej pięknej publikacji z przepiękną kolorową okładką. 

Wracając do samej Autorki to oferta jej publikacji jest bardzo szeroka. Zerknijcie proszę na stronę Wydawnictwa Zwierciadło.pl na której znajdziecie takie ciekawe pozycje jak: „Odkryj siebie na nowo z Katarzyną Miller”, „Nie bój się życia”, „Seksownik, czyli mądrze i pikantnie”, „Kup kochance męża kwiaty” czy pisane z przymrużeniem oka; Instrukcja obsługi kobiety’, „Instrukcja obsługi toksycznych ludzi”, „Instrukcja obsługi faceta” i wiele innych. Niektóre pisane wyłącznie przez Katarzynę Miller, a niektóre współtworzone z inną osobowością ze świata psychologii, psychoterapii czy dziennikarstwa. Wiele z nich zasługuje na naszą uwagę i mogą stanowić przepiękny prezent dla kogoś bliskiego z okazji urodzin, imienin czy w zbliżającym się świątecznym czasie. Na pewno prezent się spodoba👍. 

Twoje lepsze życie z Katarzyną Miller. Krok po kroku” Katarzyna Miller oprócz pięknego wydania posiada interesujące wnętrze. To praktyczny workbook zawierający zarazem inspirujące porady, jak i miejsce do pracy własnej. Poradnik podzielony został na 12 kroków. Podjęte przez Panią Kasię wątki to: dorosłość, autentyczność, asertywność, miłość, życzliwość, wdzięczność, uważność, bliskość, radość, spokój ducha czułość i nicnierobienie. Mi najbardziej podobało się nicnierobienie. Wiadomo🫢. Dzięki temu fragmentowi dowiedziałam się, że nicnierobienie nie jest złe, że związane jest z uważnością na siebie samą, że potrzebne jest każdemu z nas, nie tylko by zadbać o zdrowie fizyczne, ale przede wszystkim, by dbać o nasze zdrowie psychicznie. Gonimy dzień po dniu. Staramy się nie stracić pracy, partnera, dzieci. Nie zatrzymujemy się. A powinniśmy nicnierobienia się nauczyć. Rozbrajające nicnierobienie niweluje u nas poziom stresu. Usuwa przemęczenie, z którym borykamy się każdego dnia. Dodaje nam energii i bardzo pozytywnie wpływa na naszą większą wydajność.

Zachwyciła mnie nie tylko wspomniana na początku twarda, barwna okładka, lecz także papier, urzekające grafiki, dopracowane elementy w najdrobniejszym detalu. Piękne, kolorowe i wartościowe w swej treści. W wielu momentach wzruszyłam się, jak na przykład przy czytaniu fragmentu „Zawsze stój za sobą”. Nie uczą nas tego rodzice. Nie uczą dziadkowie, a tym bardziej nie uczą nas tego w szkole. Cudownie, że jest taka Pani Kasia, która uczy nas tego sama. Dziękuję jej za to👏. 

Generalnie to nie przepadam za poradnikami📝☕🌷. Wiem, wiem śmiech na sali pewnie teraz jest, gdyż o poradnikach piszę wielokrotnie😉. Nie zmienia to faktu, że nie jest to moja ulubiona dziedzina. Uwielbiam za to całkowicie świadomie Panią Kasię. Pasuje mi jej charakter, sposób mówienia, zachowywania się, entuzjazm. Często sięgam do jej podcastów dostępnych na ogólnodostępnych platformach. Z chęcią nawet wzięłabym udział w warsztatach, szkoleniach zorganizowanych przez nią. Możliwe, że wszystko w swoim czasie i kiedyś zawitam w jej progi, by jeszcze głośniej i dosadniej usłyszeć co ma mi do powiedzenia w cztery oczy, swoimi słowami. Trzymajcie za mnie kciuki🤜🤛! 

A tymczasem sięgnijcie do „Twoje lepsze życie z Katarzyną Miller. Krok po kroku” i podążcie wytoczonymi przez Panią Kasię Miller drogowskazami. 

Moja ocena: 8/10

Za tę pozycję bardzo dziękuję WYDAWNICTWU ZWIERCIADŁO.

„Córka z Genewy” Soraya Lane

CÓRKA Z GENEWY

  • Autorka: SORAYA LANE
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Cykl: UTRACONE CÓRKI (tom 4)
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 14.08.2024
  • Data premiery światowej: 8.03.2024 

Ostatnio mojej przyjaciółce przyznałam się, że jestem okładkową sroczką😁Jest to całkowita prawda. Potwierdzam z pełną świadomością, że uwielbiam pozycje książkowe, które oprócz ciekawego wnętrza zachwycają swą oprawą. Wiele takich publikacji wydaje właśnie Wydawnictwo Albatros, dzięki któremu otrzymałam czwarty tom cyklu „Utracone córki” autorstwa Sorayi Lane zatytułowany „Córka z Genewy”. Poprzednie części to: „Córka z Grecji”, „Córka z Włoch” i „Córka z Kuby”. Zobaczcie sami jak wszystkie tomy serii ładnie się ze sobą komponują😊.

Fabuła, podobnie jak we wcześniejszych trzech tomach dzieje się w dwóch planach czasowych. „Córka z Genewy” przypomina mi więc również cykl siedmiu sióstr autorstwa zmarłej już Lucindy Riley (jeśli nie czytaliście jej książek to serdecznie Was do tego zachęcam😏). Rozpoczyna się prologiem z podtytułem: Nad Jeziorem Genewskim. Wrzesień 1951 roku. Letnia rezydencja Floriana Lengachera”. To dzięki niemu poznajemy Delphine i Floriana w sytuacji, gdy mężczyzna zamierza się jej oświadczyć. 

„– Bez ciebie jestem nikim – wymruczał w jej włosy. – Powiedz „tak”, proszę. Pozwól mi znaleźć sposób, żebyśmy mogli się pobrać.
Ja też, Florianie, bez ciebie jestem nikim, pomyślała.” – „Córka z Genewy” Soraya Lane.

Kolejno Lane przeprowadza nas od rozdziału pierwszego osadzonego w mieście „Londyn. 2022 rok” przez perypetie Georgii, która jak inne znane nam bohaterki cyklu odwiedza na żądanie kancelarię prawną Williamson, Clark & Duncan, gdzie dowiaduje się od Mii, że jej ciotka Hope Berenson „Przez wiele lat prowadziła w Londynie placówkę, Dom Hope, dla niezamężnych matek i ich dzieci. Była znana z dyskrecji, a także dobroci… mimo ciężkich czasów.” Georgia otrzymuje pudełeczko z imieniem i nazwiskiem swej babci – Cary Montano. Georgia, która;

„Przez ostatnie dziesięć lat starała się zaakceptować to, że nie ma rodziny; dowodziła samej sobie i światu, że mimo tego, co przeszła, może odnieść sukces, że potrafi przeboleć to, czego zaznała jako nastolatka. Perspektywa otwarcia tego pudełka wydawała jej się jak rozbieranie misternie skonstruowanych murów obronnych, które wznosiła wokół siebie, by się chronić. Po prostu otwórz je. Nie myśl za dużo, tylko otwórz.” – „Córka z Genewy” Soraya Lane.

Georgia, która po otwarciu pudełka osiemnaście miesięcy później dowiaduje się, że stała się posiadaczką rzadkiego kamienia różowego turmalinu z diademu uznawano za najcenniejszy klejnot w kolekcji włoskiej rodziny królewskiej, który widziany był ostatnio przed abdykacją. By odnaleźć sens przekazanej jej po latach przesyłki postanawia udać się w podróż nad Jezioro Genewskie i spotkać z przystojnym Lucą, który odziedziczył olśniewającą tiarę po swym dziadku, w której brakuje jednego kamienia. Kamienia, którego od lat szuka. 

Przy czytaniu czwartego tomu cyklu autorstwa Sorayi Lane nie było zaskoczenia. Konstrukcyjnie książka jest bardzo podobna do poprzednich części. Czytelnik obserwuje i wdraża się w historię nieszczęśliwej miłości Delphine i Floriana, a także współcześnie w rodzącą się silną relację pomiędzy Georgią i Lucą w przepięknej szwajcarskiej scenerii. Autorka zadbała, by te dwa powiązane ze sobą wątki wspólną rodzinną przeszłością nie myliły się czytelnikowi. Skrupulatnie przed każdym rozdziałem oznaczała miejsce i czas akcji dzięki czemu nie sposób się było pogubić. To powieść obyczajowa ze szczęśliwym zakończeniem, choć historia miłosna Delphine i Floriana – jak uprzednio wspomniałam – taka się ostatecznie nie okazała. Dla mnie „Córka z Genewy” okazała się przyjemną, budującą lekturą, napisaną w sympatycznym klimacie. 

To książka z tych, która może nie jest arcydziełem, ale wnosi coś ze sobą do życia czytelnika. Wnosi relaks, spokój i zatrzymanie się na chwilę w codziennym życiu, by pokontemplować, jak żyli inni, z czym się mierzyli i jakie straty ponosili. To narracja o najtrudniejszych decyzjach, które przesądzają nie tylko o naszym życiu, lecz także o życiu naszych najbliższych, również następnych pokoleń. Chwilami słodko – gorzka opowieść opisująca ulotność szczęścia, które czasami zdarza nam się odczuwać tylko przez jedną, krótką chwilę. To także powieść o własnych korzeniach, nierzadko przez nas odrzucanych, by nie obnażać, co może skrywać przeszłość. Ta książka skłania czytelnika jednak do refleksji, że prawda o rodowych więzach i chęć ich dogłębnego rozpoznania jest silniejsza niż najbardziej dotkliwe fakty z przeszłości. 

Powieść dla fanów książek obyczajowych osadzonych w pięknych sceneriach z rozbudowanymi wątkami miłosnymi. Zdecydowanie idealna lektura na samotne wieczory👍. 

Moja ocena 8/10.

We współpracy recenzenckiej z Wydawnictwem Albatros.

„Dusze niczyje” Paweł J. Sochacki

DUSZE NICZYJE

  • Autor: PAWEŁ J. SOCHACKI
  • Wydawnictwo: ZWIERCIADŁO
  • Liczba stron: 416
  • Data premiery: 28.08.2024

Wydawnictwo Zwierciadło wydało przepiękną książkę pt. „Dusze niczyje” autorstwa Paweł J. Sochacki Okładka się mieni zaś brzegi książki są barwione. Mieć takie małe dzieło sztuki w ręku to prawdziwy rarytas😉. Ta premiera z końca sierpnia br. jest powieścią historyczną, której kanwą stał się hitlerowski zamysł o eugenice polegającej na wyeliminowaniu jednostek słabych, niepełnosprawnych, nieprzystosowanych do życia w idealnie funkcjonującej Rzeszy Niemieckiej bez dziwolągów, bez przedstawicieli innej rasy, wśród pięknych, wysokich, niebieskookich przedstawicieli rasy aryjskiej. Wtedy rozpoczęła się akcja E lub Eu jak podawane jest w innych źródłach, jedno z najbardziej bandyckich i pozbawionych ludzkich odczuć niemieckich działań eksterminacyjnych skierowanych przeciwko swojej rasie i przeciwko obywatelom. niemieckim. Dziś mówi się o tych działaniach jako o akcji T4 od siedziby jej pierwszych kierowników w willi przy berlińskiej Tiergartenstrasse 4 w dzielnicy Mitte.. 

Czytelnik wprowadzony zostaje w historyczny wątek funkcjonowania ostatniego roku szpitala dla obłąkanych w Obrawalde w lecie 1944 roku, gdy do placówki zaczynają trafiać kolejne, liczne transporty z innych szpitali psychiatrycznych umiejscowionych w Rzeszy niemieckiej. W jednym z takich transportów przybywa Erna i Astrid. Młode kobiety przyzwyczajone do bardzo dobrych warunków opieki medycznej. Cierpiąca „(…) na bezsenność, nerwicę, stany lękowe, bóle głowy, a nawet depresję” Erna dość szybko odkrywa, że miejsce, w którym się znalazła nie ma nic wspólnego z placówką medyczną. Personel nie jest medyczny. Zaczyna odczuwać brak leków psychotropowych. Na szczęście do nowych warunków pomaga jej przystosować się Ruth, doświadczona pensjonariuszka, która mordując męża pozbawiła życia również swe dwie córki. „Erna doskonale zdawała sobie sprawę, że głodzenie, znęcanie się i trucie chorych nie jest żadną terapią.” Erna rozpoczyna walkę o swe życie. Walkę nierówną.  

Z części „Od autora” dowiedziałam się, że w publikacji przedstawiono postaci historyczne. Wsławiony złą sławą ósmy dyrektor w latach 1941-1944 szpitala dla obłąkanych w Obrawalde noszący nazwę 4. Posensche Provinzial-Irrenanstalt Obrawalde bei Meseritz (4 Poznański Prowincjonalny Zakład dla Obłąkanych w Obrzycach koło Międzyrzecza). Idyllicznej placówki medycznej wśród drzew na co również zwrócił uwagę Autor w swej powieści. Walter Grabowski jest jedną z głównych postaci. Podobnie jak doktor Hildegarde Wernicke i lekarz naczelny szpitala Theophil Mootz, którzy byli pomocnikami dyrektora i świadomie realizowali jego chorą politykę zakładową. Nawet grabarz Schwarzer, został wspomniany z nazwiska przez Autora. Wyjaśnienia powojenne wskazały, że w Obrawalde zabito ponad 10 tysięcy ofiar. Nie tylko Niemców. Niektórzy ponieśli karę, jak sądzona lekarka Hilde Wernicke, czy jeszcze w maju 1945 roku skazani na karę śmierci przez przez doraźny sąd  Hermann Gulke naczelny pielęgniarz i naczelna pielęgniarka Amanda Ratajczak.. „Sowieci, znaleźli mnóstwo dowodów na to, że prowadzono tam systematyczne mordowanie ludzi. Fiolki po środkach farmaceutycznych, rzeczy po zamordowanych, a przede wszystkim około tysiąca wychudzonych dzieci. W kostnicy odkryto też kilkaset niepochowanych zwłok” (cyt. za gazetalubuska).  Niestety jak podają cytowane powyżej źródła „Pochodzący ze Szczecina nazistowski zbrodniarz Walter Grabowski zniknął i uniknął kary. Sąd wydał nakaz aresztowania go w 1961 roku, anulowano go w 1991 r., opierając się na przypuszczeniach, że Grabowski nie żyje”.

Dusze niczyje” Pawła J. Sochackiego to kolejna powieść historyczna, która udowadnia, że rzeczywistość kreśli najbardziej nieprawdopodobne i krwawe historie. To publikacja, która usuwa odruchy człowieczeństwa w obliczu faszystowskiej ideologii trawiącej mózgi jak nowotwór. To okrucieństwo zostało bardzo dobrze odzwierciedlone w tej książce. Jej konstrukcja jest bardzo przejrzysta. Składa się z sześciu części zawierających łącznie sześćdziesiąt zatytułowanych rozdziałów. Opowieści pacjentów przeplatają się z ich historią z czasów przed zamknięciem w Obrawalde/ Obrzycach, w którym notabene do chwili obecnej funkcjonuje szpital psychiatryczny. Dzięki temu czytelnik jest w stanie sobie wyobrazić ich wcześniejsze życie, całkiem normalne mimo choroby psychiatrycznej. 

Przeczytałam wiele smutnych historii z ostatnich chwil życia pacjentów na kartach powieści. Choć żadna historia pacjenta mną nie wstrząsnęła w taki sposób, by została ze mną na długo, na zawsze, jak to często bywa. W historii matki szukającej synka zabrakło mi konsekwencji. Jej próby odnalezienia dziecka traktowałam jak chwilowe zrywy. Wykonując efektywnie pracę z Erną postać wydawała mi się jakby niedokończona, nieprzemyślana do końca. Nie przekonała mnie jej historia. Tak samo ze zdziwieniem obserwowałam Ernę, która dość szybko przystosowała się do warunków stworzonych przez siostrę Annę Marię. Nieleczona lekami psychotropowymi radziła sobie nad wyraz dobrze. Obawiam się, że cel Autora polegający na odzwierciedleniu wiernie prawdziwej historii w wersji fabularyzowanej tak bardzo przysłonił kreowanie postaci, że ich opowieść wydaje mi się niewykończona, niekompletna. Możliwe, że umknęły mi istotne treści stąd taka opinia. Możliwe, że do tego stanu rzeczy przyczynił się monotonny i mozolny styl narracji. Mimo, że Autor podjął bardzo ważny temat i niechlubny w historii Rzeszy to nie wzbudził we mnie zbytnich emocji.  Moim zdaniem w książce dominuje przedstawiana w podobny sposób groza ludzkiego cierpienia i bestialstwa, z którą zetknęli się niewinni cierpiący. Brakowało mi rozwinięcia perspektywy pacjentów, ich życia przed, próby walki w trakcie czy rozwoju choroby w sytuacji braku wymaganych leków. Nie będąc psychiatrą zakładam, że nieleczone choroby psychiczne narastają, gdy pacjent nie może kontynuować leczenia. Tego mi właśnie zabrakło w postaciach pacjentów wykreowanych w historii. Moim subiektywnym zdaniem konstrukcja książki i sposób przedstawienia treści pozwalał na skrócenie objętości stron minimum o jedną czwartą. Nie rozumiałam celu powielania opisów podobnych do siebie aktów okrucieństwa i przykładów fascynacji osobą dyrektora (w odniesieniu do Anny Marii) w nieskończoność. Motyw przełożonej Erny znudził mnie już w połowie. Rozwinięty rys psychiczny i socjologiczny konkretnych postaci byłby bardziej przeze mnie pożądany i dla mnie interesujący. 

Zachęcam Was jednak z pełną świadomością do przeczytania książki ze względu na jej wartość historyczną, w której obnażone zostały dawno zapomniane i niepowielane niestety fakty o ludzkiej zagładzie, która dała początek idei holokaustu. Przeczytajcie! I dajcie znać jaka jest Wasza opinia. 

Moja ocena: 5/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU ZWIERCIADŁO.

„Morderstwo po królewsku” S.J. Bennett

MORDERSTWO PO KRÓLEWSKU

  • Autorka: S.J. BENNETT
  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO KOBIECE
  • Cykl: JEJ KRÓLEWSKA MOŚĆ PROWADZI ŚLEDZTWO (tom 3)
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 28.08.2024

  • Data premiery światowej: 10.11.2022

Morderstwo po królewsku” to ostatni tom serii „Jej Królewska Mość prowadzi śledztwo” wydany pod koniec sierpnia br. przez Wydawnictwo Kobiece. Pomysł zagadek kryminalnych osadzonych w rodzinie królewskiej tak mnie zaintrygował, że nie wiem, kiedy, a przeczytałam z rzędu praktycznie trzy następujące po sobie tomy. Poprzednie opinie dotyczą książek: „Tajemnica morderstwa w Windsorze” oraz „Zbrodnia w Pałacu Buckingham”. Książka premierę światową miała prawie dwa lata temu, ale ja o całej serii dowiedziałam się dopiero niedawno. Nic się jednak nie stało, gdyż znalazłam czas, by w ramach prywatnych planów czytelniczych nadrobić cykl autorstwa Sophie Bennett. 

Tym razem monarchini zajmuje się z ukrycia zagadką kryminalną podczas bożonarodzeniowego pobytu w posiadłości w Sandringham. I tym razem też śmierć nie spotyka personel rodziny królewskiej a Sir Edwarda St. Cyra, którego odcięta dłoń o poranku została znaleziona na plaży w Snettisham. Zmarły był znany rodzinie królewskiej, gdyż będąc dwa lata starszy od księcia Karola często bywał gościem Windsorów. Elżbieta II wsparta niezawodną asystentką głównego sekretarza Królowej Rozie Oshodi byłej kapitan Królewskiej Artylerii Konnej, studiuje dogłębnie relacje łączące zmarłego z jego bliższą i dalszą rodziną. Sytuację komplikuje fakt, że Ned St. Cyr był znanym kobieciarzem i zamierzał stać się po raz czwarty mężem, tym razem trzydziestoletniej Astrid, młodszą od najstarszej córki Neda. 

Zdecydowanie bardziej podobała mi się ta część od drugiego tomu😏. Zastanawiając się nad tym, co zaważyło na wyższej ocenie stwierdzam, że przede wszystkim większy udział głównej bohaterki w całym śledztwie. Tym razem to Królowa – podobnie jak w pierwszym tomie – starała się znaleźć motywy, rozpytywała okolicznych mieszkańców, delikatnie nakierowywała policję na kolejne kroki, które powinni podjąć. Sam zaś komendant policji Norfolk – Nigel Bloomfield podążał jej tokiem myślenia, choć przyznaję raz szybciej raz wolniej. Od początku cyklu drażniły mnie sformułowania do rodziców używane przez Sophię Bennett tj. mamusia tatuś. Tak zwracają się do swoich rodzicieli wszyscy arystokraci, również rodzina królewska. Zastanawiało mnie to, jak w tak infantylny sposób można mówić np. o Królowej Matce. Ostatnio przeczytałam jednak, że to jest wymóg w brytyjskiej arystokracji. I to kolejna ciekawostka, która mnie zaskoczyła i z którą się z Wami dzielę. 

Przez ten czas królowa przyjmowała wizyty prezydentów i polityków. Witała ambasadorów przypinała ordery do wypiętych piersi, organizowała imprezy fundacji dobroczynnych…” – Morderstwo po królewsku” S.J. Bennett. 

I te wszystkie obowiązki na tyle nudziły monarchinię, że szukała dodatkowych intelektualnych rozrywek, choćby w postaci prywatnie prowadzonego śledztwa osadzonego w światku brytyjskiej arystokracji. Gdzie majątek dziedziczony jest przez najstarszego potomka męskiego, co powoduje, że córki pozostają bez rodzimych tytułów i rodzimych posiadłości, które przechodzą przykładowo na najstarszego kuzyna. Gdzie Królową fascynują polowania, hodowanie gołębi królewskich czy jazda konna, której Elżbieta II oddawała się bez reszty, o ile jej zdrowie na to pozwalało. Gdzie „(…) Arystokrata mógł mieć tyle dzieci, ile sobie zamarzył, zarówno w ramach małżeństw, jak i poza nim, adoptowanych lub pozostających z nim w innym stosunku, jednak wyłącznie dziecko biologiczne poczęte przez poślubioną sobie parę miało prawo dziedziczenia po nim tytułu. Takie było prawo.”  Gdzie chcąc nie chcąc Royalsi muszą ufać swym bliskim współpracownikom, jak „mierzącej ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu czarnoskórej kobiety w tweedowym stroju”. 

(…) U podstaw pierwszej zbrodni legła obsesja na punkcie genetyki. Ale już do kolejnej popchnęła miłość. Trzecia była owocem lekkomyślności.” – Morderstwo po królewsku” S.J. Bennett. 

Mam nadzieję, że ciekawi Was jak z jednej odciętej dłoni Sir Edwarda St. Cyra w trzydziestu pięciu rozdziałach powieści zamkniętych w trzech częściach Bennett stworzyła powieść z gatunku cosy crime, w której finalnie życie straciły trzy osoby. I mam nadzieję, że intryguje Was jaką rolę w rozwiązaniu zagadki miała Elżbieta II. 

Mnie ciekawi bardzo o czym jest czwarta powieść z serii, której przedsmak Wydawca zamieścił na końcu; „Śmierć w diamentach”, która rozpoczyna się w Paryżu w roku 1957, a która światową premierę miała 1 lutego 2024, a debiutować będzie na polskim rynku w listopadzie br. Czas szybko leci więc cierpliwie czekam😁. 

Moja ocena: 7/10

Książkę wydało Wydawnictwo Kobiece, a ja z nią zapoznałam się dzięki Legimi.

„Córki czarnego munduru” Sylwia Trojanowska

CÓRKI CZARNEGO MUNDURU

  • Autorka: SYLWIA TROJANOWSKA
  • Wydawnictwo: MARGINESY
  • Liczba stron: 304
  • Data premiery: 14.08.2024

Twórczość Sylwia Trojanowska – pisarka, jak wspomniałam w zapowiedzi jest już mi znana. Z nostalgią wspominam książki; „A gdyby tak„, „Sekrety i kłamstwa” oraz „Żona nazisty” wydawane nakładem Wydawnictwo Marginesy.  Z zainteresowaniem sięgnęłam więc do publikacji, która debiutowała 14 sierpnia 2024 pt. „Córki czarnego munduru”, która jest książką obyczajową z dość rozbudowaną warstwą historyczną. 

Lata trzydzieste XX wieku. Mło­dą In­grid From­m­ha­gen tonącą po traumatycznych przeżyciach na niemieckim szkolnym obozie ratuje starszy od niej o dwie dekady wdowiec Wil­helm Halterman, zapalony nazista.  

„– Na tym ostat­nim obo­zie… było ina­czej. Od sa­mego po­czątku.  (…) W na­szym po­koju każ­dej nocy byli chło­pacy. Cza­sami je­den z kil­koma po ko­lei, a cza­sami kilku po ko­lei z jedną. Po wszyst­kim dziew­czyny do rana le­żały z no­gami w gó­rze, „żeby dać dziecko Füh­re­rowi”, tak mó­wiły. Ja nie chcia­łam i dla­tego ostat­niej nocy zgo­to­wały mi pie­kło. Przy­wią­zały do łóżka, za­kne­blo­wały usta i zwo­łały wszyst­kich chłop­ców, któ­rzy wcze­śniej z nimi byli. I oni……(…)  – Głos In­grid się za­ła­mał.” – Córki czarnego munduru” Sylwia Trojanowska.

In­grid usłyszała, że „(…) Każde dziecko Rze­szy jest cenne i nikt nie ma prawa rzec ci złego słowa.” Wil­helm Halterman stał się jej wybawcą licząc po trochę, że Füh­re­rowi da kolejnego niemieckiego żołnierza. Już niedługo w niemieckich Pyrzycach (niem. Py­ritz) zaczyna kwitnąć rodzinne życie Państwa Haltermanów. In­grid zaczyna się do niego przyzwyczajać u boku dużo starszego Wil­helma i córek – bliźniaczek Sofii i Charlotte. Córek, na które Wilhelm nie zareagował dość entuzjastycznie. 

„– Na co mo­jemu Füh­re­rowi baby? Męż­czyzn mu trzeba.
– Ależ pa­nie Hal­ter­man! Są zdrowe, a to naj­waż­niej­sze!
– Naj­waż­niej­sze? – prych­nął Hal­ter­man. – Po­wta­rzam! Dzie­wuch nie chcia­łem! Nie zga­dza­łem się na nie!” – Córki czarnego munduru” Sylwia Trojanowska.

Wychowywana z poszanowaniem dla drugiego człowieka najpierw przez babcię Laurę, a po jej śmierci przez wujostwo, wcześnie osierocona nie potrafi pogodzić się tym, co dzieje się w Trzeciej Rzeszy. 

Bardzo podoba mi się okładka tej publikacji. Kolory idealnie pasują do podjętego tematu. Do tego czcionka; wyrazista w przepięknym stalowym kolorze. Oprócz okładki bardzo dobra jest również treść wewnątrz niej. Książka podzielona jest na zatytułowane części. Czytelnik porusza się po fabule również w retrospekcji. By czytelnik się nie pogubił Autorka oznaczyła przeszły plan czasowy jako: „wcześniej”. Dzięki temu miałam szansę poznać Ingrid na różnych etapach jej życia. W różnych momentach. Gdy dojrzewała, doświadczała też trudnych przeżyć, ale też cieszyła się. 

W opisie Wydawcy przeczytałam: „To nie jest opowieść o miłości, choć czuć ją między wierszami, lecz opowieść o zbrodniach, choć nie tak oczywistych, jak mogłoby się wydawać.” Zgadzam się z tą opinią. Sylwia Trojanowska zadbała, by pod płaszczykiem powieści obyczajowej przemycić głębokie, trudne treści oparte na historycznych przeżyciach wielu. Czytając byłam świadkiem wielu opisywanych okrucieństw. Bardzo podobał mi się pomysł pokazania kobiecej postaci o niemieckich korzeniach, niekoniecznie nazistki. Kobiety, która mimo wielu życiowych trudności odkrywa twórczość teatru, kina. Uwielbia sztukę i dostrzega oraz interpretuje emocje. Autorka wykreowała bardzo emocjonujące postaci; dobre, złe, niejednoznaczne, również pogubione w nazistowskiej Rzeszy. Wgłębiając się w ich losy niejednokrotnie odczuwałam smutek, rozdrażnienie, a czasem i niedowierzenie. To bardzo dobra powieść swego gatunku. Uczucia, niekoniecznie tylko pozytywne, są cechą charakterystycznymi obyczajowych powieści lub raczej powinnam napisać; powinny być. 

Jeśli lubicie książki obyczajowe to koniecznie przeczytajcie „Córki czarnego munduru” Sylwii Trojanowskiej, która zabierze Was w świat nazistowskich Niemiec z perspektywy Ingrid. Udanej lektury! 

Moja ocena: 8/10

We współpracy recenzenckiej z WYDAWNICTWEM MARGINESY.

„Księgarnia Napojów Księżyca” Seo Dongwon

KSIĘGARNIA NAPOJÓW KSIĘŻYCA

  • Autor:SEO DONGWON

  • Wydawnictwo: MOVA
  • Liczba stron: 272
  • Data premiery : 14.08.2024r.

  • Data premiery światowej: 23.12.2022r.

Księgarnia Napojów Księżyca” to debiut Seo Dongwon. Premierę światową książka miała pod koniec grudnia 2022 roku. W ręce polskich czytelników trafiła 14 sierpnia br. dzięki nakładowi Wydawnictwo Mova, o którym więcej napisałam na mym blogu w recenzji innej prozy koreańskiej zatytułowanej „Pralnia serc Marigold”. O samym autorze wiadomo niewiele. Na portalu Lubimy Czytać przeczytałam, że „Seo Dong-won – urodził się w Seulu w 1993, dorastał w Incheon. Ukończył studia na kierunku Inżynieria Mechaniczna, obecnie pracuje w branży IT. Swoją pierwszą powieść – Księgarnia Napojów Księżyca – opublikował dzięki crowdfundingowi”.

Księgarni Napojów Księżyca kolejni goście obsługiwani są przez Muna, niebieskogłowego młodego barmana, którego imię znaczy po koreańsku drzwi. Obsługiwani są również przez kelnerkę zwaną Księżycową Króliczką, której długo zajmuje rozeznanie się w jaki sposób klienci płacą za produkty z menu i dlaczego Mun tak różnie ich obsługuje. W Księgarni Napojów Księżyca jest sporo magii, o czym nie wiedzą kolejni odwiedzający nęceni sloganem widniejącym pod nazwą sklepu „A gdyby twoje życie było książką?”. 

Książka podzielona jest na dwie części. Część pierwsza „Początek opowieści” składa się z ośmiu zatytułowanych rozdziałów, które pomagają zapoznać się czytelnikom nie tylko z kolejnymi gośćmi lub gościniami, lecz także przez pierwsze spotkanie Muna z Księżycową Króliczką, czy przez wydarzenia, które poprzedziły założenie tej dziwnej pijalni.

Różnie klienci reagują na serwowane w pijalni trunki. Różnie też o niej i o sobie mówią. 

(…) kelnerka przeprana za królika, bar udający księgarnię, krótko mówiąc: typowy symbol obecnych czasów, wykorzystujący nostalgię do zarabiania pieniędzy.” – Księgarnia Napojów Księżyca” Seo Dongwon. 

– Jestem chodzącą porażką. Już dawno przestałem podążać za swoimi marzeniami.” – Księgarnia Napojów Księżyca” Seo Dongwon. 

„- Dobrze jest coś osiągnąć, nie wkładając w to wysiłku. A jednocześnie nic nie jest takie puste jak tego typu osiągniecie.” – Księgarnia Napojów Księżyca” Seo Dongwon. 

„Z perspektywy czasu wiele rzeczy żałuję. Chciałbym zmienić sporo swoich decyzji. Gdybym dysponował maszyną do podróży w czasie…” – Księgarnia Napojów Księżyca” Seo Dongwon. 

„- Istnieje wiele powodów, dla których kłócimy się z ukochanymi osobami. Z moich obserwacji wynika, że zwykle zarzewiem są drobnostki, rzadko faktycznie wielkie problemy.” – Księgarnia Napojów Księżyca” Seo Dongwon. 

Książka porusza w wielu miejscach tematy egzystencjalne, które dominują w świecie, w zależnościach w nim istniejących. Dotyka wielu różnych relacji i opiera się na odmiennych przeżyciach jak; miłość rodzica do dziecka, dążenie do realizacji własnych marzeń, chęć bycia zapamiętanym, osiągnięcie sukcesu, poszukiwanie szczęścia w życiu, czy miłości. 

Różne też menu otrzymują goście lub gościnie po przekroczeniu progu Księgarnia Napojów Księżyca. Jedna karta zatytułowana jest „Emocje” druga „Scenerie”. Również w samej karcie istnieją różne kategorie. Od „Tęsknoty”, przez „Pocałunek” i „Ekscytujące” po „Żale”. Nazwy drinków też nie mają sobie równych; „Swobodne spadanie”, „Berek”, „Test niespodzianka”, „Pocałunek pierwszej miłości” czy „Chłopiec, który dużo widział”, którego próbował Daeil -klient z pierwszego rozdziału. 

Do pewnego momentu powieść mi się podobała. Przypominała faktycznie „Pralnię serc Marigold” czy serię „Zanim wystygnie kawa”. Bohaterowie będący klientami pijalni mieli czegoś doświadczyć, mieli coś zrozumieć czy na nowo odkryć. Mieli szansę, by naprawić jakiś błąd. Od połowy poziom fantastyki, niecodzienności zaczął mi przeszkadzać. Znienacka autor skupił się na osobach Muna i Księżycowej Króliczki, którzy okazali się tak naprawdę Dalem i Boreum. Nagle wyjaśnia czytelnikom, całkiem niepotrzebnie, ze szczegółami skąd oboje się wzięli. Nawiązuje tu do koncepcji biblioteki życia, która pojawiła się już w światowej literaturze w książce zatytułowanej „Biblioteka o Północy” autorstwa Matt Haig, z którą również się zapoznałam. Dlatego te fragmenty nudziły mnie okropnie. Wydawały mi się jakby odgrzewanym kotletem. 

Duży szacunek na pewno należy się i Wydawcy, i chyba autorowi (choć nie wiem czy w koreańskim istnieje taki feminatyw🙄) za stosowanie sformułowania „gościnie”, „gościna” w sytuacji, gdy w pijalni zjawiała się klientela płci żeńskiej. 

Reasumując jednak to kolejna krótka książeczka z prozy azjatyckiej w gatunku Cosy Places, gdzie strudzeni życiem wędrowcy mogą odpocząć, posilić się, nie tylko strawą i napojami w kulinarnym tego słów znaczeniu. W przeciwieństwie jednak do innych, nieprzeczytanie tej nie będzie zbytnią stratą. Choć warto byście sami wyrobili sobie własne zdanie na temat premiery z 14 sierpnia br. pt. „Księgarnia Napojów Księżyca” autorstwa Seo Dongwon. 

Moja ocena: 6/10

Recenzję przeczytaliście dzięki współpracy z WYDAWNICTWEM MOVA.

„Dysharmonia” Bartosz Szczygielski

DYSHARMONIA

  • Autor: BARTOSZ SZCZYGIELSKI
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Cykl: ALICJA MORT (tom 2)
  • Liczba stron: 336
  • Data premiery: 14.08.2024r. 

Dysharmonia” debiutująca 14 sierpnia br. to ósma książka autorstwa Bartosz Szczygielski – pisarz, o której opinię publikuję na mym blogu czytelniczym i jednocześnie drugi tom serii z Alicją Mort. Pierwszy tom pt. „Asymetria” (recenzja na klik) przyjęłam entuzjastycznie licząc na kontynuację. „Dysharmonia” podobnie jak wcześniejsze publikacje Autora wydana została również nakładem Czwarta Strona Kryminału

Codzienność potrafi złamać każdego.” – Dysharmonia” Bartosz Szczygielski.

Alicja Mort żegna wraz z innymi żałobnikami swego mentora i przyjaciela, Edwarda Górskiego, który umiera po długiej chorobie. Patolog, z którym stykała się w trakcie prowadzonych wcześniej śledztw, ojciec Aleksandry Soczówki przekazuje Mort przesyłkę od Górskiego, która kieruje ją do korporacyjnych sejfów. Z przesyłki dowiaduje się, że Górski przed śmiercią pracował nad sprawą zaginięć młodych kobiet. Sprawa ta staje się bardzo osobista. Mort odwiedza młoda prokurator, która wraca do zaginięcia koleżanki z podstawówki Alicji, Weroniki Żarskiej, której odcięte dłonie znaleziono w kapsule czasu przechowywanej w Szkole Podstawowej Mort przez trzydzieści lat. Prokurator nie potrafi uwierzyć, że Mort nie pamięta zaginięcia Weroniki. Tak jak nie pamięta projektu, który razem robiły chwilę przed jej zaginięciem. 

Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie drugi tom serii o Alicji Mort. Idealnie Szczygielski poprowadził fabułę skupiając uwagę czytelnika na wątku zaginięcia małej Weroniki, jak i młodych kobiet. Do tego umiejętnie wplótł w narrację prywatną warstwę głównej bohaterki związaną z zakończeniem związku małżeńskiego z Jackiem. Wszystko to ubrał w rozdziały, prowadzone w dwóch planach czasowych. Najpierw czytelnik poznaje, co dzieje się z Mort „Obecnie”, by cofnąć się do tego co działo się „Pięć dni wcześniej”, „Cztery dni wcześniej”, „Trzy dni wcześniej”, „Dwa dni wcześniej” i wreszcie „Dzień wcześniej”. Finał thrillera znajduje kontynuację w wydarzeniach mających miejsce „Dwa dni później” i nawet w „Lutym 2023”. To właśnie z tego ostatniego rozdziału czytelnik dowiaduje się, że Mort nie odpuściła i kontynuowała wątek. 

A wątek okazał się przewrotny, bynajmniej nie taki, na który stawiałam od początku. Dotyczył handlu żywym towarem. Samo zakończenie dla mnie okazało się najbardziej wstrząsające. 

To książka, w której przeszłość z tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego ósmego roku znajduje rozstrzygnięcie w roku dwa tysiące dwudziestym trzeci. To thriller z bardzo mocną postacią kobiecą, która próbuje wszelkimi sposobami dowiedzieć się kto porywał i porywa młode kobiety. Muszę przyznać, że Alicja Mort jako prywatna detektywka przekonała mnie do siebie i chętnie przeczytałabym jeszcze o innych postępowaniach przez nią toczonych. 

Lektura Dysharmoni” Bartosza Szczygielskiego była prawdziwą przyjemnością. Książkę czytałam z zapartym tchem i wypiekami na twarzy nie mogąc doczekać się kolejnych poszlak, po których liczyłam, że odkryję sprawcę porwań. Już od pierwszych stron Autorowi udało się przykuć moją uwagę, a im dalej, tym moje zainteresowanie wzrastało😉. Na koniec pozostaje mi tylko po raz kolejny potwierdzić, że Szczygielski potrafi pisać świetne thrillery, w których obnaża mechanizmy rządzące człowiekiem i prymitywne pragnienia, które biorą czasem nad nim władanie; jak zemsta, przemoc, wykorzystanie itd.  Autor zabiera czytelnika w zapierającą dech w piersiach następną przygodę, fundując istny kalejdoskop emocji. Gorąco Was zachęcam do lektury! 

Moja ocena: 8/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

„Zaśnij, diabeł patrzy” Cyryl Sone

ZAŚNIJ, DIABEŁ PATRZY

  • Autor: CYRYL SONE
  • Wydawnictwo: ZNAK KONCEPT
  • Cykl: PRAWO DUNLI  (tom 1)
  • Liczba stron: 368
  • Data premiery: 14.08.2024r. 

Cyryl Sone zaskoczył mnie swoim pojawieniem się na polskim rynku wydawniczym. Wielu Autorów wykonywało, to częściej, różny zawód zanim się całkowicie oddało pisaniu. Nie ma jednak wśród nich, a przynajmniej polskich, aktywnie zawodowo prokuratora, to chyba jest rzadkością nawet w skali światowej🤔. A zawód wykonuje właśnie Autor, którego Wydawca; Wydawnictwo Znak dostarczył na polski rynek wydawniczy premierę z 14 sierpnia br. zatytułowaną „Zaśnij, diabeł patrzy”, która zapoczątkowała nową serię pt. „Prawo Dunli”. Cyryl Sone jest autorem czterech książek o Konradzie Kroonie, o których przeczytacie na moim blogu; „Krzycz, jeśli żyjesz”, „Świat ci nie wybaczy”, „Nigdy już nie uciekniesz” oraz „Wszystko co widziałeś”. Seria szturmem podbiła rynek czytelniczy niespełna w dwa lata od premiery pierwszego tomu. Niby coś mowa jest o kiepskiej autopromocji – jakoś nie natrafiłam na zapowiedź spotkania autorskiego ze Stonem, podobnie jak w przypadku głównego bohatera z debiutującej książki „Zaśnij, diabeł patrzy” – ale chyba Cyrylowi Sone autopromocja jest niepotrzebna, jeśli o jego książkach w różnych kręgach rozmawiają czytelnicy często, jak pada pytanie o coś ciekawego, co pojawiło się ostatnio na rynku😉. Jak sam zresztą Autor w posłowiu napisał

Dodaj okrutne zbrodnie do klimatu dusznego miasteczka, pomnóż je przez najbardziej nieodpowiedniego bohatera, jakiego da się stworzyć, i oto masz przepis na Prawo Dunli. Trzymajcie się mocno, bo Niko dopiero się rozkręca!” – Zaśnij, diabeł patrzy” Cyryl Sone.

Nikodem Rand prowadząc swe oliwkowe porsche 911 spotyka na drodze młodą Sarę Larsz, która próbuje dostać się nad jezioro Dunla. 

(…) Przez ostatnie lata jego życie przypominało film; eksperymentalne, niszowe kino, gdzie nic do siebie nie pasuje. Piękne, oddziałujące na zmysły obrazki, które nie składają się spójną całość. Zbiór przypadkowych scen.” – Zaśnij, diabeł patrzy” Cyryl Sone.

Nikodem nie ma nic do stracenia. Postanawia podrzucić Sarę w docelowe miejsce. Chęć zanurzenia się w zabawę nastolatków, z masą ilością alkoholu i narkotyków pojawia się dopiero później. Po upojnej nocy z Leą okazuje się, że Sarę odnaleziono martwą w jeziorze. Niko znajduje się w niekomfortowej sytuacji. By oddalić od siebie jakiekolwiek podejrzenia zaczyna sam interesować się morderstwem Sary. Znaczenia nabierają miejscowe porachunki gangsterskie i Diabeł, który w nocy odwiedza małych chłopców. Małego Tymka, Jasia i Pawełka. Diabeł, w którego dziecięcą opowieść nikt z dorosłych nie wierzy.

„- Wszystko ma znaczenie. Szczegóły mają znaczenie. Drobne ślady pozostawione, by ktoś je odnalazł. By rozwiązał zagadkę.” – Zaśnij, diabeł patrzy” Cyryl Sone.

Tak twierdziła Sara, którą Niko niechybnie podwiózł w noc jej śmierci. Bo „W życiu Nikodema Randa osobliwe zbiegi okoliczności przybierały formę upierdliwej reguły.” I trochę jak na Cyryla Sone’a tych zbiegów okoliczności za dużo. Nie dość, że Sara, o którą śmierć Niko zaczął się wraz ze śledczymi oskarżać. To jeszcze miejscowy prokurator, który okazał się kolegą Nikodema ze studiów, Bernard Bachucki i była wieloletnia partnerka Niko Wanda Achtelik, która na miejscu jako producentka kręci dla streamingu mini dokument o działającej w okolicy sekcie „Niebieski Świt”.  Przez co Autor wprowadza w narrację więcej niewiadomych, więcej mroku i  większego nie-spokoju. 

„(…) nie widziała diabła, który czaił się w cieniu jej radosnych myśli, czekał, aż zaśnie, utraci czujność, odsłoni pierś. Bo zawsze tam, gdzie światło, musi kryć się też mrok.” – „Zaśnij, diabeł patrzy” Cyryl Sone.

Na tytułowego diabła miałam wielu chętnych. Sone tak prowadził opowieść, by do niego pasowało wiele postaci. Pasował i Radek, i Albert, i Rysownik, i… A zresztą warto byście sami przeczytali i dowiedzieli się, kogo męczył nie-spokój do tego stopnia, że dokonał tylu złych czynów.  

Grzechy naszych krewnych dziedziczymy wraz z kolorem oczu, włosów i skóry. Są taką samą cechą kodu genetycznego jak wygląd, lęki i predyspozycje….” – „Zaśnij, diabeł patrzy” Cyryl Sone.

Książka składa się z dwudziestu jeden ponumerowanych rozdziałów i jest naprawdę bardzo ładnie wydana. Wydawca zadbał o okładkę ze skrzydełkami. O gruby papier, który wspaniale się przewraca, przez co pozycja wydaje się grubsza niż jest w rzeczywistości. Każdy rozdział rozpoczyna się niepokojącymi plamami, która mi kojarzyła się z rozrastającą się plamą nieprawości, jakimś wirusem. Rysunki te dodają pozycji jeszcze więcej mroczności. Sone zastosował w narracji zabieg pokazywania zdarzeń z perspektywy różnych bohaterów. Tych pierwszoplanowych, jak Rand, Sara czy Bernard, jak również tych z dalszych planów, jak jego młoda przyjaciółka, Lea, jej ekipa; Kaspian, Lukas, czy Wanda. Od pewnego czasu pojawia się ze swoją narracją i tajemniczy Rysownik, i sam Diabeł. I od tego momentu zaczyna się zabawa, kim jest kto. Książkę kończy epilog, a Autor parę słów skierował do czytelników w Posłowiu, o którym wspomniałam powyżej. Dzięki temu dowiedziałam, się, że gdy trzymam tom pierwszy serii, to trzeci, ostatni już został wysłany do Wydawcy😉. 

Nie wiem, ile Rand ma ze Sone’a jako pisarza. Może kiedyś będzie mi dane się osobiście Autora o to zapytać. Wiem tylko, o czym wspomniałam wcześniej, że podobno wydawca Nikodema żali się na słabą autopromocję. Niko poszukuje swego miejsca. Nudzi go Warszawa i ma tendencje do uciekania od problemów i od trudnych spraw. Nie wiem też, ile z prokuratora Kroona było z prokuratora Sone’a, a raczej prokuratora, który chowa się pod tym literackim pseudonimem. Nie wiem. Wiem tylko, że Kroon to ciekawa postać, pozbawiona zahamowań, nie dająca się stłamsić. Obie te literackie postaci stworzone przez Sone’a to atrakcyjni mężczyźni. Około czterdziestoletni. Ociekający dripem, jakby to powiedziały moje nastoletnie dzieci. Do tego mający „starą” duszę. Uwielbiający muzykę sprzed lat i wspominający dawne czasu z nostalgią. Oboje też potrafią zripostować i wrzucić w rozmowę zabawną anegdotę czy powiedzonko. I nie wiem. Naprawdę nie wiem ile z nich jest w Cyrylu Sone. 

Po przeczytaniu „Zaśnij, diabeł patrzy” Cyryla Sone widzę pewne podobieństwa do poprzedniej serii, choćby w bohaterze i konstrukcji, o czym wspomniałam powyżej. Mam tak samo po przeczytaniu tej publikacji pozytywne emocje. Dużo aprobujących emocji. Prosty, pędzący jak pendolino język. Do tego trup u Sone’a nie ścieli się gęsto, a i tak miałam poczucie, że był to ciekawy wątek kryminalny, który jednak rozwarstwił się na liczne odnogi, ale bynajmniej to nie przeszkodziło w pozytywnym odbiorze. Do tego mroczna postać tytułowego Diabła, która ciekawiła mnie od pewnego momentu, aż nie mogłam odłożyć książki.

Zdecydowanie polecam lekturę dla fanów thrillerów. Książka napisana z pomysłem, z werwą, z ciekawym bohaterem. Udanej lektury!!! 

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak Koncept.

Recenzja premierowa: „Zakończeniem jest Zakopane” Marta Matyszczak

ZAKOŃCZENIEM JEST ZAKOPANE

  • Autorka: MARTA MATYSZCZAK
  • Wydawnictwo: DOLNOŚLĄSKIE
  • Seria: KRYMINAŁ POD PSEM. TOM 12
  • Liczba stron: 304
  • Data premiery: 14.08.2024r. 

I serię „Zbrodnie na podsłuchu” i cykl „Kryminał z pazurem”(„Mamy morderstwo w Mikołajkach” „Taka tragedia w Tałtach” oraz „Krwawa kąpiel nad Krutynią”) autorstwa Marta Matyszczak czytam z zaangażowaniem. Wszystko jednak zaczęło się od serii „Kryminał pod psem”, której dwunasty (podobno ostatni !!!) tom zatytułowany „Zakończeniem jest Zakopane” ma dziś premierę (o poprzednich tomach przeczytacie tutaj: „Noc na blokowisku” , „Sopot w trzech aktach”, Cieszyn prowadzi śledztwo”). Urzekł mnie Gucio, którego pierwowzór mieszkał z Matyszczakami jakiś czas i który w realu również został adoptowany z chorzowskiego schroniska dla bezdomnych zwierząt. Wielka szkoda, że Wydawnictwo Dolnośląskie żegna dwunastym tomem wiernych fanów Gucia z tą serią.  Mam nadzieję, że Wydawca szybko zmieni zdanie i Pani Marta będzie mogła kontynuować ten udany cykl. Tym bardziej, że Różyczka Solańska de domo Kwiatkowska otrzymała od Autorki całkiem nowy, nieograniczony potencjał😏. 

W zabytkowej zakopiańskiej willi w wyniku pożaru ginie nieznany człowiek. Dla miejscowej policji na czele z komisarz Michaliną Falk to oczywisty nieszczęśliwy wypadek. Właściciel sąsiadującego z willą luksusowego hotelu Forget-Me-Not ma pewne obawy. Wujek komisarz Piotr Falk do ich rozwiania zatrudnia przebywającego w Tatrach Szymona Solańskiego. Czy uda się Solańskim wspieranym nietuzinkowym zmysłem detektywistycznym kundelka Gucia rozwikłać kolejną zagadkę?

Ten tom czytałam z ogromnym zaangażowaniem wiedząc, że to ostatnia część serii. Nie ukrywam, że serię „Kryminał pod psem” lubię najbardziej. Zaczęło się od polecajki od mej Przyjaciółki siedem lat temu, kiedy to nabyła w ramach bazarku w chorzowskim Schronisku przekazując dobrowolny datek na rzecz ich działalności pierwszy tom „Tajemnicza śmierć Marianny Biel” z dedykacją Autorki. Podoba mi się w tym cyklu i wykreowane wyraziście postaci głównych bohaterów; Róży i Szymona, i narracja Gucia, która mi się w ogóle nie znudziła. Tak jak w cyklu „Kryminał z pazurem” doceniam narrację Burbura, której nikt nie jest w stanie podrobić😁. Po siedmiu latach czytania serii trudno się z nią żegnać. Mam więc nadzieję, że to tylko na chwilkę. 

Wracając jednak do fabuły to Marta Matyszczak umiejętnie kontynuuje początkowy zamysł. W „Zakończeniu jest Zakopane” mamy wszystko, do czego nas przyzwyczaiła. I zabawne gagi sytuacyjne. I krnąbrną, odważną Różę, która dla mnie jest wyjątkowo udaną postacią kobiecą, całkowicie nieszablonową w swej prostocie, otwartości i bezkompromisowości. I oczywiście zakochanego, choć wstrzemięźliwego w okazywaniu uczuć, wreszcie jej małżonka Solańskiego. Jest wspomniany wcześniej Gucio, no i narracja Śpiącego Rycerza, który wszystko obserwuje z wysoka, chociaż nie można powiedzieć, że widzi więcej. Jest i oczywiście sporo tematów, które poruszane są w społeczności, w tym dyskusji internetowej. Pani Marta porusza temat patodeweloperki i relacji przedsiębiorców z lokalnymi politykami w tych działaniach. Obnaża lokalnych przedsiębiorców oferujących turystom menu przygotowane specjalnie dla nich z wyższymi cenami niż dla lokalnych mieszkańców. A także opisuje niewłaściwe zachowania w trakcie wspinaczki górskiej, jak przykładowo nieodpowiednie obuwie. Wiele poświęcono ochronie zwierząt, oczywiście z perspektywy koni ciągnących przepełnione wozy nad Morskie Oko. Zresztą Matyszczak zawarła w książce prawdziwych bohatrów z Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt; Konrada i Eryka, o których wspomniała na wczorajszym spotkaniu przedpremierowym w Księgarnia Dopełniacz w Chorzowie i dostępnym na  Marta czyta. Tak efektywnie wspominała, że faktycznie przeglądnęłam społeczności sprawdzając jaką dobrą robotę Panowie wykonują. To nie jedyne prawdziwe postaci w książce, oczywiście nie licząc Gucia. Pojawił się w niej również warszawski prywatny detektyw Pan Krzysztof Matyszczak, w Posłowiu przeczytałam, że zbieżność nazwisk przypadkowa. Jak Autorka wspomniała na dostępnym w sieci spotkaniu przedpremierowym, osobiście jej znany ze spotkania autorskiego w Stolicy. Możliwe, że na takim spotkaniu i ja się z nim minęłam. Autorka udowadnia, że poważne, ważne tematy można przedstawić we właściwy sposób nawet w książce z gatunku komedii kryminalnej. Rewelacja!!! 

Książka składa się z Prologu, Epilogu i dziewięciu zatytułowanych rozdziałów. Jak przeczytałam w przypisie na piętnastej stronie „Wszystkie cytaty zawarte w tytułach pochodzą z tekstów księdza Józefa Tischnera.”. Narracja Gucia i Śpiącego Rycerza jest pierwszoosobowa co pozwala wczuć się w opowieść w stylu narratora. Pozostałe fragmenty, prowadzone śledztwo, zwiedzanie okolic, poczynania Rózi relacjonowane są z poziomu narratora trzecioosobowego, gdzie narrator jest odizolowany od bohaterów. Opisuje przygodę z zewnątrz znając myśli i przekonania wszystkich postaci. Taka narracja pozwala na zrozumienie całej fabuły i relacji między bohaterami, a relacji w tym tomie, jak zresztą we wszystkich poprzednich jest sporo. Pojawia się i Potomek – Chojarska, której imię wreszcie poznałam na końcu😊. W dwunastym tomie!!! Wyobrażacie sobie. Pojawia się i Adolfik, jej umiłowany. Jest nawet Olek Szpon, od którego Róża nie potrafi się wyzwolić. No i oczywiście Buchtowa przygotowująca najlepsze śląskie kluski. Oprócz stałego kanonu postaci w książce pojawiają się miejscowi, którzy umierają lub są podejrzani o śmierć tych poprzednich. A wszystko to naprzemiennie okraszone gwarą śląską lub podhalańską, którą Róża traktuje jako seplenienie. 

Język Marty Matysaczak jest specyficzny. Autorka od początku używa kreatywnych sformułowań, łączeń słów, których zwykle nie stosujemy. Dzięki temu książka jest napisana w gatunku komedii kryminalnej od początku do końca.  Nie wiem tylko co Autorka miała na myśli w zdaniu ze strony 210. Pomożecie?

– Mnie się nie śpieszy – zapewnił go detektyw i śledził wzorkiem poczynania żony.” „Zakończeniem jest Zakopane” Marta Matyszczak.

Znając serię Pani Marty detektyw mógł i „śledzić wzrokiem” jak i „śledzić wzorkiem”. Na dwoje babka wróżyła😁. Może Pani Marta Matyszczak mi pomoże. 

To dobry tom czytany z nostalgią, bo podobno ostatni. Polecam Wam szczerze całą serię. Jest idealna na relaks, na odpoczynek, na chwile, w którym potrzebujcie by Wasz mózg się zresetował. Książki z cyklu „Kryminał pod psem”czytały się same. Zawsze byłam zaskoczona, że już koniec. 

Jeśli nie znacie serii, a uwielbiacie psy to koniecznie książki Marty Matyszczak są dla Was. Czytajcie!!!

Książka „Zakończeniem jest Zakopane” jest dostępna od dziś na księgarskich półkach. Ja swoją zakupiłam osobiście i uważam, że to były dobrze wydane pieniądze. 

Moja ocena: 8/10