„Na południe od granicy, na zachód od słońca” Haruki Murakami

NA POŁUDNIE OD GRANICY, NA ZACHÓD OD SŁOŃCA

  • Autor: HARUKI MURAKAMI
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Liczba stron: 232
  • Data premiery w tym wydaniu: 22.05.2024
  • Data 1. wyd. pol.: 3.02.2006
  • Data premiery światowej: 5.10.1992

Książka „Na południe od granicy, na zachód od słońca” autorstwa Haruki Murakamiego w tym wydaniu debiutowała 22 maja br. Według dostępnych informacji Murakami wydał ją na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. To kolejna publikacja tego wybitnego japońskiego prozaika, którego odkryłam całkiem niedawno, a którego już sporo książek zrecenzowałam na mym blogu😏: „Pierwsza osoba liczby pojedynczej”, „Po zmierzchu”, „Mężczyźni bez kobiet” i „Porzucenie kota. Wspomnienie o ojcu”. A wszystko zaczęło się od przeczytania w innej publikacji o bohaterce, która czytała pozycję „Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa”, a której tytuł niezwykle mnie zafrapował. 

Urodziłem się 4 stycznia 1951 roku. W pierwszym tygodniu pierwszego miesiąca pierwszego roku drugiej połowy dwudziestego wieku. Warto było to uczcić, więc rodzice nadali mi imię Hajime – po japońsku „Początek”.” – Na południe od granicy, na zachód od słońca” Haruki Murakami.

Tym razem autor opisuje historię niespełna czterdziestoletniego Hajime, właściciela dwóch dobrze prosperujących barów, który przez całe swe życie wspomina młodzieńczą fascynację Shimamoto. Piękną dwunastoletnią dziewczynkę, z którą dane mu się było spotkać i zaprzyjaźnić, gdy zaczęła uczyć się w jego szkole. Wspomnienie Shimamoto za nim podąża w dorosłe życie i kładzie się cieniem na jego dalsze życie, w tym relacje z kolejnymi kobietami, a także z żoną. 

(…) Miałem żonę, dzieci i pracę. I musiałem okłamać żonę, żeby tu przyjechać. Potem będę musiał wrócić na lotnisko, wsiąść na pokład samolotu, który wylatywał do Tokio o wpół do siódmej, i szybko wracać do żony, która na mnie czeka.” – Na południe od granicy, na zachód od słońca” Haruki Murakami.

Autor opowiada o Hajime z perspektywy jego życia. Po melancholijnym wstępie, w którym poznajemy głównego bohatera, a także jego fascynację Shimamoto, następuje rozwinięcie, w którym Murakami prezentuje Hajime w kolejnych fazach jego życia. W czasach licealnych, gdy źle potraktował swoją dziewczynę romansując z jej kuzynką. W okresie studiów, gdy unikał przedmiotów, których nie mógł znieść i gdy kolejne jego związki kończyły się po kilku miesiącach. I w czasach, gdy rozpoczął już dorosłe życie. Wszedł w związek małżeński i począł dwie córki. To nie tylko historia jednego bohatera. Murakami zadbał, by z powieści wybrzmiewał kontekst społeczny i polityczny. Przedstawił czytelnikowi obowiązujące wówczas standardy, jak przykładowo pożądana ilość dzieci czy cechy pokolenia powojennego i przeżycia, które często miały miejsce w różnych domach. Bardzo umiejętnie zobrazował otoczenie, życie na przedmieściach i w samym centrum. Dzięki temu opowieść stała się kompletna. Podobała mi się postać teścia Hajime. Mimo, że niejednorodna stanowiła stereotypowe odzwierciedlenie Japończyka, który osiągnął w życiu zawodowy sukces. Bardzo sprawnie Murakami w opisie jego postaci wplótł wątek zdrad małżeńskich, które w Japonii są dość powszechne i jak czytałam, świadczą o atrakcyjności mężczyzny, z czego potrafią się cieszyć ich własne żony. Kompletnie tylko nie wiem o co chodziło z akcjami, które żona Hajime kupiła za namową ojca i musiała na życzenie swego męża sprzedać w tym samym dniu. Tym bardziej, że główny bohater wszedł z teściem w całkiem inne, biznesowo wątpliwe relacje. Nie wyłapałam intencji autora w tym zakresie. Całkowicie. 

Co do Shimamoto to jej postać snuła się za głównym bohaterem przez lata. Ciągle do niej tęsknił, do idei o niej, do wspomnienia o jej pięknej twarzy. W jej postaci było coś nieuchwytnego, co wzmacniało przekaz o idyllicznej młodzieńczej miłości. Kreując Shimamoto autor zrobił wiele dobrego dla osób niepełnosprawnych. Bardzo delikatnie wplótł ten wątek w powieść, kompletnie go nie rozdmuchując, nie gloryfikując. Taka zwyczajność w tego typu tematach sprzyja przyjmowaniu ich jako coś normalnego. Tym bardziej, że to nie jedyna postać kobieca z deficytem fizycznym. Jakby Murakami chciał nam wszystkim zagrać na nosie mówiąc; patrzcie, można i być zabójczo na lata zakochanym w kalece!!! 

Zawiodło mnie trochę zakończenie. Z punktu widzenia Shimamoto zabrakło mi dopowiedzenia, jaka była jej dalsza droga. Co spowodowało, że przeszła od przeszłego życia do aktualnego w takiej kondycji psychicznej. To najpewniej celowy zabieg autora, który miał tę kobiecą postać pozostawić do końca nieodgadniętą. I jeśli tak jest. To mu się to bardzo dobrze udało. Z punktu widzenia Hajime miło było spojrzeć na niego oczami jego żony, która jak pokorna Azjatka, przyjęła go znowu pod swe skrzydła. 

Mam nadzieję, że za bardzo Was nie spojlerowałam i chętnie sięgnięcie również i po tę pozycję Haruki Murakamiego. Książka jest krótka. To fakt. Opowiada jednak o pewnym momencie z przeszłości, które zaważyło na kolejnych latach życia dorosłego mężczyzny. Opowiada o Hajime, który możliwe, że wiele ma z postaci samego autora. Jako ciekawostkę wskażę, że sam Haruki Murakami w roku 1982 sprzedał jazzowy bar, możliwe, że doświadczenia głównego bohatera w prowadzeniu takiej samej placówki, autor oparł na własnym doświadczeniu. Co jest więc faktem, a co wymysłem?

Moja ocena: 7/10

Książki Murakamiego wydaje Wydawnictwo Muza, a ja z tą publikacją zaznajomiłam się dzięki Legimi.

„To nie ja” Karmele Jaio

TO NIE JA

  • Autorka: KARMELE JAIO

  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO.BO.WIEM
  • Seria: SERIA Z ŻURAWIEM
  • Liczba stron: 160
  • Data premiery :18.05.2023 

  • Data premiery światowej: 26.01.2022

Marka Bo.wiem należy do  Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ze strony https://bowiem.wuj.pl dowiedziałam się, że pod tą marką Wydawnictwo oferuje oprócz literatury pięknej, również literaturę faktu, popularnonaukową, historyczną i biografie. Oprócz mojej ukochanej „Serii z żurawiem” w jej zasobach znajduje się popularnonaukowa seria „ARCHEO”, seria „Mundus”, w której ukazują się najciekawsze zagraniczne tytuły literatury faktu, a także seria „Bona Vita”, w której Wydawca proponuje książki o „dobrym życiu” – „mądrym, świadomym i szczęśliwym”. Oprócz wymienionych w ofercie Wydawnictwa znajdują się także: „Seria Historiai”, „Seria ze Smakiem”, „Seria z Linią” i „Portrety/Oblicza”.  

Zbiór opowiadań „To nie ja” autorstwa baskijskiej pisarki Karmele Jaio to szósta publikacja z „Serii z żurawiem”, z którą się zapoznałam wiedziona fantastycznymi okładkami autorstwa Małgorzaty Flis👏👏👏. Poprzednie opinie dotyczą następujących książek: „Kwiat wiśni i czerwona fasola”, „Ona i jej kot”, „Kot, który spadł z nieba”, „A gdyby tak ze świata zniknęły koty?” oraz zaskakująca „Dziewczyna z konbini”. Jest więc co czytać. Przyznacie sami. 

(…) Życie osoby, która pisze, skrada się po jej twórczości niczym jaszczurka pośród kamieni.” – To nie ja” Karmele Jaio.

Całkiem możliwe, że czternaście historii zamkniętych w odrębnych opowiadaniach są utkane z fragmentów życia samej autorki. Możliwe i to faktycznie całkiem. Wszystkie treści przedstawione w tym zbiorze mają wspólny mianownik. Wszystkie są o kobietach w wieku ponad czterdziestu lat. Wszystkie też są o kobietach sukcesu z interesującymi zawodami, np. bibliotekarkami interesującymi się malarstwem, redaktorkami wydawniczymi, urzędniczkami w Ratuszu. Każda jest jednak inna. Niektóre są zamężne, inne wciąż są singielkami. Dla niektórych małżeństwo się prawie skończyło, dla innych jest jeszcze do odratowania. To taki kalejdoskop wrażeń i wydarzeń napisany przez kobietę, ale niekoniecznie tylko dla kobiet. 

Mnogość podjętych tematów zadziwia. Krótki zbiór zawiera krótkie opowiadania. Żadne z nich nie ma chyba więcej niż dziesięć stron. Niektóre treści zafascynowały mnie swoją świeżością i wrażliwością. Jak „Stokrotki między palcami”, „Szklarniowe truskawki” czy „Lustro”. Prawie popłakałam się czytając ostatnie opowiadanie „Ultradźwięki” niezwykle refleksyjną podróż w macierzyństwo. Niekoniecznie wywołane prawdziwymi bólami porodowymi. Rewelacyjnie autorka odzwierciedliła klimat opowieści kreśląc pasjonującą historię. Inne opowiadania nie wywołały aż takich emocji. Przebrnęłam przez nie bez głębszej refleksji. Potraktowałam je trochę jak relacje z życia konkretnej kobiety. Takie odczucia miałam w przypadku opowiadania „Reiki”. Niektóre były mi bliższe. Czytając o zachowaniu Raúla w utworze „Czarna ramoneska” miałam wrażenie, że dokładnie rozumiem, co chce przekazać czytelnikowi autorka. Zanurzając się w historię Cristiny z „Kwietniowego słońca” wiedziałam o jakich mechanizmach i potrzebach pisze autorka. Rozpoznawałam je, przypominałam sobie, że nie raz odczuwałam je tak samo. W ten sam sposób. Podobnie miałam zanurzając się w opowieść o Alazne i Ricardo, którzy po raz pierwszy spędzają wakacje bez dorastających nastoletnich córek w historii zatytułowanej „Vitoria – Ibiza – Benidorm”. Niezwykle podobał mi się sposób przedstawienia Margi, przyjaciółki ze studiów głównej bohaterki, do której małżeństwo jedzie w wakacyjne odwiedziny. Przyjaciółki, która po latach nie okazała się taka, jak została zapamiętana. I to chyba była myśl przewodnia tego uniwersum kobiet zawartego w opowiadaniach autorstwa Karmele Jaio. Ta zmiana, do której muszą przyzwyczaić się kobiety. Zmiana zewnętrzna, jak i wewnętrzna. W wielu kompozycjach pobrzmiewało echo chwil minionych, lat minionych i wrażeń, które już nigdy nie mają szansy być takie same. Choć Jaio stara się, by nie zostawić nas tylko z niesmakiem w ustach. Stara się nam pokazać, że możliwe są w przyszłości pewne zrywy podobne do tych z zamierzchłych czasów. Jakby chciała nas namówić, byśmy się przed nimi nie broniły, byśmy były na nie otwarte. Do tego mnogość przedstawionych kobiecych doświadczeń i społeczne wymagania względem płci są bardzo emocjonujące. To wszystko sprawia, że czytane opowiadania nie są nudne. Nie są szablonowe. Nie są nawet za bardzo do siebie podobne. Czytając tytuły zamieszczone na końcowym spisie treści nie miałam problemu przypomnieć sobie, o czym były konkretne fragmenty zbioru. A to zawsze dobrze świadczy o zbiorze opowiadań. 

Mimo, że publikacja jest przepiękna (podobnie jak poprzednie jest to wydanie ze skrzydełkami z przepiękną, optymistyczną okładką) nie obyło się bez błędów. Ot, zdarzają się i najlepszym. Ja z obowiązku muszę tu o nich wspomnieć. W opowiadaniu „Zapachy, które dochodzą z patia” na stronie trzydziestej trzeciej zdanie „- Nie będzie mniejnajwyżej pół godziny…” chyba raczej miało brzmieć
„-Nie będzie mnie najwyżej pół godziny…”. Na marginesie to bardzo dobre opowiadanie. O próbie wyzwolenia się z przeszłości. O tym, jak nasze wyobrażenia, nie zawsze idą w parze z rzeczywistością. O próbie bycia kimś innym, chociaż na pokaz. Na stronie siedemdziesiątej ósmej przy okazji czytania opowieści zatytułowanej „Stokrotki między palcami” o napięciu między mężatką, a jej sympatią z przeszłości, która pozytywnie wpływa na jej małżeństwo, zauważyłam, że córka brata Mikela została nazwana siostrzenicą. W zdaniu „– O, właśnie wraca – mówi Mikel, patrząc na swoją siostrzenicę, która idzie w waszym kierunku.” Przy czym córka brata w języku polskim występuje jako „bratanica” i raczej to sformułowanie powinna zastosować tłumaczka (źródło: https://sjp.pwn.pl). Siostrzenica to po prostu córka siostry (źródło: https://sjp.pwn.pl). W opowiadaniu „Kwietniowe słońce” umiejscowionym w czasie pandemii zabrakło literki „y” w wyrazie „wygląda” w zdaniu „(…) Tak naprawdę nie wiem, czy to, że wgląda na lesbijkę….”  na stronie sto dwudziestej drugiej. 

„- Nie wszystko jest kłamstwem. Jest też wielka prawda. Taka, że chociaż pępowina zostanie fizycznie odcięta, to i tak pozostanie, nigdy już nie zniknie. Zawsze trzymasz sznurek, który będzie cię prowadził do twoich dzieci.” – To nie ja” Karmele Jaio.

Ja czuję połączona się taką literacką „pępowiną” z Serią z żurawiem😁Do następnego razu więc! 

Moja ocena: 7/10

Zbiór opowiadań wydany został nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, Bo.wiem.

„Ostatnie stadium” Nina Lykke

OSTATNIE STADIUM

  • Autorka: NINA LYKKE

  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO PAUZA
  • Liczba stron: 304
  • Data premiery światowej: 24.10.2019r. 

  • Data premiery : 2.06.2021r. 

Wydawnictwo Pauza według informacji na oficjalnej stronie FB „rozpoczęło działalność w 2017 roku. W ofercie Pauzy znajdują się powieści i opowiadania uznanych pisarzy zagranicznych z różnych stron świata oraz literatura faktu. Pauzę prowadzi właścicielka i wydawczyni Anita Musioł.”. Miło mi poznać się z tym Wydawnictwem chociażby przez pryzmat publikacji z 2 czerwca 2021 roku Niny Lykke pt. „Ostatnie stadium”. 

Wydawałoby się, że poznałam już większość wydawnictw działających na polskim rynku. A tu co rusz jakaś niespodzianka. „Ostatnie stadium” będzie pierwszą książką wydaną przez Wydawnictwo Pauza, o której przeczytacie na moim blogu czytelniczym. Mam tylko nadzieję, że nie ostatnią😁. Ja z publikacją zapoznałam się przy użyciu pożyczonego czytnika polskiej marki InkBook Polska, na którym czytałam elektroniczne wydania z księgarni Legimi. Cóż ja teraz zrobię, gdy czytnik wrócił do właścicielki? 

Człowiek ledwie wyjdzie z jednej rodziny, a już buduje drugą, do złudzenia przypominającą tę, którą opuścił. Wszyscy mają robić wszystko i wszystko dostawać, mieć przed sobą wiele możliwości wyboru i wciąż kierować się impulsami. Nie wystarczy wyjść z jednego związku i wejść w drugi, nie, bo w tym nowym związku też mają być rodowe srebra, monogramy, suknie ślubne…” – Ostatnie stadium” Nina Lykke.

Takie rozważania snuje Elin w dziewiętnastu rozdziałach, lekarka rodzinna, która wskutek romansu z Bjørnem, z którym spotkała się po trzydziestu latach, skończyła swoje wieloletnie małżeństwo z Akselem. Popijająca wieczorami wino z kuli ze złotą rybką. Osamotniona. Nie uczestnicząca w sportowych pasjach swego męża i jego częstych wyjazdach. Pozostawiona w domu z mężem po wyprowadzce dorosłych córek, Idy i Silje. Szukała uwagi, zaistnienia, jakiś widoków na przyszłość poza domem w Zaciszu. Czy znalazła? 

(…) mam już dość bycia dyrygentką, szefową kuchni, księgową i event plannerką w życiu swoim i Aksela, bycia pieprzoną lokomotywą, podczas gdy on jedzie w ostatnim wagonie jako przysypiający pasażer.” – Ostatnie stadium” Nina Lykke.

Ostatnie stadium” Niny Lykke to stadium nad rozpadem małżeństwa. Autorka umiejętnie literacko obrazuje wszystkie fazy, wszystkie stadia, w tym to ostatnie, które pcha ponad pięćdziesięcioletnią Elin teoretycznie tkwiącą w szczęśliwym małżeństwie w ramiona byłego ukochanego. Lykke obnaża brak wzajemnego zainteresowania małżonków względem siebie. Brak wspólnych pasji, spędzania wolnego czasu. Autorka pokazuje, jak życie obok prowadzi wprost do rozpadu małżeństwa. Co ją wyróżnia od innych tego typu narracji to to, że robi to w bardzo wyrafinowany sposób. Narracja prowadzona z perspektywy Elin, bo to ona jest narratorką, jest wyważona. Elin wyraża się bardzo rzeczowo, konkretnie. Tłumacząc siebie, próbując dociec przyczyn swego zachowania robi to z iście diagnostycznie. Aż dochodzi do wniosku, że… 

„(…) Jednak prawdziwym powodem kontynuacji tej znajomości było to, że jak zwykle wplątałam się w coś, czego po prostu nie umiałam zakończyć.” – Ostatnie stadium” Nina Lykke.

Podoba mi się język, którym Lykke karmi czytelnika. Doceniam jej ton, jego tempo. Uważam, że główna bohaterka jest idealną narratorką. Świadoma swoich deficytów. Obnażająca swoje wady, częściej niż zalety. Bardzo realnie autorka przedstawiła ją w roli córki matki chorej na demencję, która praktycznie wychowywana była sama, jako późne dziecko, owoc romansu z żonatym mężczyzną. Lykke świetnie pokazała mentalność norweską w stosunku rodziny ojca Elin, w tym żony i trójki dzieci, do nieślubnego dziecka, owocu jego niewierności. Dla mnie jako Polki tkwiącej w innej mentalności te konsekwentne wieloletnie wizyty okazały się dużym zaskoczeniem. Z zaciekawieniem czytałam fragmenty je opisujące. Podobnie jak sama relacja z matką Elin, skoncentrowaną na sobie ginekolożką, która urodziła własne dziecko w trakcie szpitalnego dyżuru, powierzyła je pod opiekę pielęgniarek, a wychodząc z pracy prawie o nim zapomniała. Świetny moment dający podłoże do dalszych dywagacji i rozważań na temat egocentrycznego rodzica, który powinien być ciepły i dostępny dla dziecka. Powinien… 

Dużą wartością książki jest właśnie ta norweska rzeczywistość, ta poprawność polityczna, to umiłowanie zgody społecznej i pozwalania, by obywatele otrzymywali to, co im się należy. Bardzo dobrze autorka poruszyła temat taniej siły roboczej odwołując się do osoby sprzątaczki – Polki. Elin chciała dobrze, a wyszło…. Tak samo dobrze zobrazowała relacje sąsiedzkie w dzielnicy Zacisze oraz relacje towarzyskie, które w Norwegii rządzą się swoimi prawami i są całkowicie różne od polskich. To co zbudowane szybko może runąć. Jedynie prawdziwa wydawała mi się Gro. 

Narracja bohaterki przeplatana jest opisem jej dni w pracy. I to jest też jasny punkt powieści. Narratorka pacjentów, współpracowników nazywa określeniami je identyfikującymi jak; Pani Kaktusowa, Grubas, Komik, Buntownik, Pan z hemoroidami itd. Dzięki opisom tych krótkich scenek wizyt lekarskich czytelnik poznaje poglądy dominujące w norweskim społeczeństwie często jako przeciwwagę do osobistych poglądów samej Elin. Zbędna wydawała mi się postać Tore, z którym Elin „rozmawiała”. Uważam, że bez tej postaci książka kompletnie nie straciłaby na swej wyjątkowości. 

To nie jest książka o romansie. To bardziej książka o pewnej kobiecie pokazana na tle norweskiej mentalności, norweskich norm i norweskich zachowań w społeczeństwie. Bardzo intersująca pozycja, którą czytałam z zaciekawieniem, aż do samego końca. Obraz ponad pięćdziesięcioletniej kobiety. Teoretycznie współczesnej kobiety sukcesu. To głębokie jej stadium, co czyni książkę wartą przeczytania publikacją z gatunku literatury pięknej. 

Mam nadzieję, że się skusicie. 

Moja ocena: 7/10

Ostatnie stadium” opublikowało WYDAWNICTWO PAUZA.

„Quality Time” Jurek Sawka

QUALITY TIME

  • Autor: JUREK SAWKA

  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO FILTRY
  • Liczba stron: 192
  • Data premiery: 10.11.2021r. 

Niech Was nie zmyli polskie nazwisko autora😏. Przeczytałam, czym się z Wami dzielę, że Jurek Sawka to tak naprawdę Szwed polskiego pochodzenia, który musiał w trakcie studiów wyjechać za granicę w ramach komunistycznego wypleniania żydowskich obywateli z Polski, co miało miejsce w latach sześćdziesiątych. Słysząc, że jest półŻydem. Wiedząc, że nie ma dla niego przyszłości w Polsce, będąc studentem warszawskiej Szkoły Teatralnej nie zastanawiał się długo. Opuścił nasz kraj by zacząć nowe życie w Sztokholmie bardziej przyjaznym otoczeniu. Tak oto stał się znanym szwedzkim aktorem, reżyserem, autorem sztuk i scenariuszy scenicznych, a także tłumaczem i wykładowcą technik teatralnych.  Wydawnictwo Filtry przybliża polskim czytelnikom jego postać w mocno autobiograficznej książce pt. „Quality Time”. 

(…) Milicjant naprzeciwko mnie mówi, że mam dwa wyjścia. Mogę zrzec się polskiego obywatelstwa i dostać pozwolenie na wyjazd. (…) Kładzie przede mną papier i wręcza mi długopis. Jeśli tego nie podpiszę, będą musiał odbyć karę więzienia za propagandę syjonistyczną lub czekają mnie trzy lata służby wojskowej (eufenizm kolonii karnej) we wschodniej Polsce.” –Quality Time” Jurek Sawka.

Książka złożona jest z kilku rozdziałów zatytułowanych kolejnymi dniami tygodnia, od „Piątku” do „Poniedziałku”. To czas z dziećmi – co Autor wyjaśnia na początku, który jest mu dany po rozwodzie z trzecią żoną – Penelopą, w ramach dzielonej opieki tzw. guality time’u. I to z perspektywy tego co się aktualnie dzieje, jak Sawka radzi sobie z opieką nad trójką swoich dzieci czytelnik poznaje jego losy. Od historii poczęcia jego ojca, aż do współczesności. Przez wojenne losy i pogrom Żydów. Przez wysiedlenie z Polski. Przez emigrację, jej początki i jej ustabilizowaną teraźniejszość.  

Życie wspomnieniami to umieranie po trochu.” –Quality Time” Jurek Sawka.

To nie tylko książka o Sawce. O jego rodzinie. O ojcu alkoholiku. O matce Żydówce, która umierając w szwedzkim domu opieki chorowała na Alzheimera. To też książka o Polakach. To książka o Holokauście. To opowieść o komunizmie i wszechobecnym uzależnieniu od alkoholu. To też historie o niemieckich żołnierzach żydowskiego pochodzenia, których potem Hitler kazał zagazować. I obok tych faktów, rozważań na temat historii jest to też opowieść o Szwecji. O różnicach między mentalnością polską a szwedzką. O tej skandynawskiej poprawności i specyficznym sposobie wychowywania dzieci nazwanych przez Autora dla celów tej książki Małą, Synem i Chłopcem. 

Jurek Sawka wprost opowiada o sobie. O swoich ułomnościach, o tendencjach do zdrad. O nieudanych trzech małżeństwach. O chorobie aspergerowej, o nałogach, o ułomnościach, w tym o impotencji. A także o swoich podróżach, poznawaniu świata. W wielu miejscach był i tym się podzielił z czytelnikami. Też szczerze opowiada o związku z dużą młodszą Itoshi. W niektórych miejscach Itoshi dostała nawet głos w formie listu kierowanego do Sawki. Opowiada o historii ich związku ze swej perspektywy, a także o wspólnych doświadczeniach. W podrozdziale „Koniec” Autor poświęcił sporo czasu matce, której historia jest niezwykle ciekawa począwszy od momentu, gdy z niemowlakiem na ręku uciekała przez mur w getcie. 

Bardzo podobała mi się uwaga, którą Autor poświęcił na różnice kulturowe między Polakami a Szwedami. Idealnie odzwierciedlił to w relacji międzysąsiedzkiej. Nawet kuriozalna sytuacja z powieszonym psem w windzie została przedstawiona w sposób odzwierciedlający mentalność szwedzką. Doceniam również odniesienie do współczesności. Sawka przywołuje film „Bękarty wojny” Quentina Tarantino i porównuje tą artystyczną wizję reżysera z realnością pogromu Żydów. Opowieść prowadzi w sposób, jakby rozmawiał z czytelnikiem, zapraszał go do rozmowy. Przypomina powódź, która zniszczyła południową Polskę w 1997 roku, a którą ja również pamiętam. To dowodzi, że Sawka od lat daleko od Polski śledzi wydarzenia, które u nas występują i je zapamiętuje. 

Można dezaprobować Autora za podejście. Za kwestionowanie depresji, samotności. Za karykaturalne ukazanie szwedzkich norm społecznych. Za odważne podejście do seksu, do Holokaustu. Za negowanie współczesnego sposobu spędzania wolnego czasu. Za krytykowanie idealizowania technologii, która zdaniem wielu jest nam niezbędna. 

Ja za to wszystko Autora doceniam. Uwielbiam w literaturze pięknej odważne stwierdzenia, opinie. Przepadam za prawdą, za realnością, nawet jeśli komuś jest ona nie w smak. 

Polecam książkę! Idealna do przemyśleń, do doświadczeń. 

Moja ocena: 8/10

We współpracy recenzenckiej z Wydawnictwem FILTRY.

„Zemsta należy do mnie” Marie Ndiaye

ZEMSTA NALEŻY DO MNIE

  • Autorka: MARIE NDIAYE

  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO FILTRY
  • Liczba stron: 248
  • Data premiery światowej: 7.01. 2021r.
  • Data premiery : 25.01.2023r. 

Zemsta należy do mnie” autorstwa Marie Ndiaye debiutowała na polskim rynku wydawniczym na początku ubiegłego roku dzięki nakładowi @wydawnictwo.filtry. Warto sięgnąć na stronę Wydawcy i zerknąć na książki objęte do końca sierpnia br. aż 40% rabatem https://wydawnictwofiltry.pl/promocje/. Dowiedziałam się również, o czym donoszę, że promocja ta łączy się z ogólnym rabatem na zakupy bezpośrednio u Wydawcy w wysokości 5%. 

Mecenas Susane w dniu 5 stycznia 2019r. zostaje odwiedziona przez Gilles’a Prinicpaux, którego żona Marlyne została oskarżona o zabicie trójki ich wspólnych dzieci, sześcioletniego Jasona, czteroletniego Johna i półtoraroczną Julię. Pani Susane  ma wrażenie, że zna się z mężem swej klientki. Poszukuje dowodów, że to właśnie z nim spotkała się trzydzieści dwa lata wcześniej w bogatym domu w Caudéran, który 

Głosem niedbałym i słodkim zarazem, omdlewającym i subtelnym spytał ją, co o tym sądzi: o skamielinach, muzyce i w ogóle o atmosferze panującym w domu.” – Zemsta należy do mnie” Marie Ndiaye. 

Ona miała wtedy dziesięć lat, a on czternaście. To wspomnienie zawładnęło Mecenas Susane. Zawładnęło tak bardzo, że próbowała odnaleźć ten dom. Jakby chciała jeszcze raz przeżyć tę chwilę. Tak usilnie, tak mocno, że wręcz terroryzowała matkę chcąc, by potwierdziła, że spotkanie z Gilles’em miało miejsce. W tym bogatym domu, którego teraz nie byłaby w stanie rozpoznać. 

Zemsta należy do mnie” Marie Ndiaye mimo, że odbiła się szerokim echem wśród francuskiej krytyki literackiej nie do końca nie przekonała. Autorka zadbała, by w powieści zostały pomieszane gatunki. Do publikacji wplotła trochę gatunku z kryminału prawniczego, trochę romansu, w aspekcie miłości do czternastoletniego chłopca Mecenas Susane  – nazywanej tak nawet w przywoływanych scenach z dzieciństwa – czy ogromnej miłości Gilles’a Prinicpaux do swej żony Marlyne, która odebrała mu dzieci na zawsze. W powieści jest sporo z thrillera psychologicznego w warstwie związanej z przemocą w związku, przemocą w rodzinie, która doprowadziła finalnie do tragedii, bo ofiara nie potrafiła inaczej sobie z tym problemem poradzić, a także w sferze o różnicach klasowych we Francji. W tym aspekcie autorka za pomocą postaci Sharon rozprawia się z nierównością klasową. Rozprawia się z wyzyskiem imigrantów, przyjezdnych. Rozprawia się z brakiem praw ich chroniących oraz brakiem szacunku, z którym się stykają na każdym. Sama zresztą Sharon jest postacią wielowymiarową, obok swej pracodawczyni Mecenas Susane, której nie było mi dane poznać z imienia. Z jednej strony jest ofiarą systemu, z drugiej sprawczynią sytuacji, w której się znalazła. 

Bardzo podobał się wątek małżeństwa Prinicpaux. Autorka zadbała, by przemoc, która w nim dominowała wybrzmiała na samym końcu. Z drugiej strony zadbała również o to, by czytelnik nie odczytał jej dosłownie. W relacji Marlyne zapewniła, by nie padło żadne złe słowo na temat jej męża. Tym samym udowadniając, że w długotrwale przemocowym związku ofiara nie jest w stanie skrytykować swego oprawcę, co zmusza ją nierzadko do zastosowania innych, niekonwencjonalnych rozwiązań. Sama główna bohaterka jawiła mi się jako bardzo nierówna. Aż gęsto w powieści od tej nierówności. Niby jasny, analityczny umysł, uległa co rusz oczekiwaniom społeczeństwa, konformizmowi, pragmatyzmowi i tego, jak pani Susane chciała, by wszyscy ją widzieli i sama się widziała. A chce widzieć się w roli kobiety czyniącej dobro. Tylko jest to rola niedoskonała. Mecenas Susane daleko do dobrej kobiety, wartościowego społecznika czy idealistki podążającej za swoim sercem. W publikacji tej dominują nieścisłości i niejasności, zarówno w odniesieniu do bohaterów, jak i wydarzeń. Niejednoznaczne przedstawienie różnych sytuacji zmusza czytelnika do ustawicznych pytań o to, co jest prawdą, a co efektem obiekcji i natręctw samej narratorki. To starannie zaprojektowana pułapka, w którą i ja wpadłam. Samamecenas Susane będąc wciągnięta w jej ciągłą spiralę niepewności, gdzie rzeczywistośćzlewa się jej z wyobraźnią stała mi się bliższa. Mimo swej neurotyczności. 

Niewiele wiem o Mecenas Susane. Wiem, że nie podano jej imienia. Wiem, że chce czynić tylkodobro. I wiem, że sama pani Susane, by nie nadwyrężać sformułowania mecenas, nie wie, kim jest. Warto ją jednak było poznać, taką jak została przedstawiona. A czy Wam wydaje się na tyle ciekawa, by sięgnąć do – Zemsta należy do mnie” Marie Ndiaye? Mam nadzieję, że tak. 

Udanej lektury! 

ps. a w jej trakcie napiszcie w komentarzu czy wyłapaliście o co chodzi w relacji Mecenas Susane z jej rodzicami. Przytoczony poniżej cytat obrazuje ich zagmatwany związek zdruzgotany zmęczeniem niskim statusem, zmęczeniem bycia traktowanym ciągle jako imigranci, próbujący zaleczyć wieloletnie upokorzenia karierą córki. Nie do końca ten wątek mnie przekonał. Nie zrozumiałam, o co chodzi z tym upokorzeniem, mimo, że autorka powracała do tego tematu kilkukrotnie. Jedynaczka. Córka imigrantów. Aktualnie Pani Mecenas. A jednak przeczytała w liście od ojca między innymi: 

(…) Żegnaj, córko i bądź na tyle silna, by nie próbować się do nas odzywać, zanim nie odzyskasz taktu, mądrości i dobroci, zwłaszcza mądrości, z której biorą się wszystkie zalety.” – Zemsta należy do mnie” Marie Ndiaye. 

Moja ocena: 7/10

Recenzję przeczytaliście dzięki Wydawnictwu FILTRY.

„Robak” Jakub Wiśniewski

ROBAK

  • Autor: JAKUB WIŚNIEWSKI

  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO FILTRY
  • Liczba stron: 224
  • Data premiery : 29.06.2022r.

Kolejną z książek, z gatunku literatury pięknej o którą poprosiłam @wydawnictwo.filtry jest „Robak” Jakuba Wiśniewskiego. Autor to wokalista, gitarzysta i autor piosenek postfolkowego duetu Kirszenbaum, prozaik. Z wykształcenia filolog angielski i przekładoznawca, z zawodu technical writer. Wstyd się przyznać😏, ale musiałam sprawdzić tę definicję zawodu. Kompletnie nie wiedziałam co pod sformułowaniem technical writer się kryje. Cytując notkę biograficzną „zaczynał od języka angielskiego opowiadaniem Mrs. White’s Promise, zwyciężając organizowany przez Instytut Filologii Angielskiej UJ konkurs, zwieńczony wydawnictwem Obsessions. A Short Story Anthology (Korporacja Ha!art, 2015). W języku polskim debiutował opowiadaniem Ropa Hebronu w kwartalniku „KONTENT”, a następnie publikował eseje, opowiadania i fragmenty powieści w takich miejscach jak „Wizje”, „Tlen Literacki”, „Stoner Polski”, „Popmoderna”, „Helikopter”, „Strona Czynna”, „Afront”, „Obszary Przepisane”, „Nowa Orgia Myśli” czy „Zupełnie Inny Świat”. Dwukrotny laureat pracowni „Pierwsza książka prozą” Biura Literackiego, w wyniku czego w styczniu 2022 ukazała się jego pierwsza powieść, „Myja” (Biuro Literackie, 2022). (cyt. za notka o autorze). Wywiad z Jakubem Wiśniewskim możecie przeczytać na stronie magazynu Tlen Literacki i Vogue Polska. Zachęcam! 

Książka dostępna jest z bardzo wysokim rabatem do końca sierpnia br. na stronie @wydawnictwo.filtry:  https://wydawnictwofiltry.pl/promocje/. 

„Do Onana, zgorzkniałego, ciągle młodego mężczyzny, który stroni od ludzi, przychodzi dziennikarz i namawia go na rozmowę o pewnym wydarzeniu z przeszłości. Za czynem, który znów budzi ogromne emocje, stał Robak – to z jego powodu odbywa się właśnie referendum w sprawie przywrócenia kary śmierci.” – z opisu Wydawcy. 

I na historię Robaka czytelnik patrzy przez pryzmat wydarzeń z życia Onana. Przez jego związek Kir i jego prawie zdradę na firmowej imprezie z Zerą. Przez stratę przez Kir ich wspólnego dziecka i przez stratę przez Zerę pracy. Onan opowiada dziennikarzowi czy pisarzowi historię swojej znajomości z Robakiem. Opowiada o tym, czego nie dostrzegał, czego nie widział. 

Książka pisana jest z perspektywy narratora pierwszoosobowego i to zarówno z perspektywy Onana, jak i z perspektywy Robaka. Używanie narracji pierwszoosobowej pozwala nam, czytelniom na zrozumienie wewnętrznego świata postaci. Dotyczy to w takim samym stopniu Onana, jak i Robaka. Bo „Robak” to tak naprawdę historia o dwóch młodych mężczyznach. Ten styl prowadzeni narracji daje możliwość głębokiego zanurzenia się w uczucia, motywacje oraz rozważania narratora. Szczególnie w tej książce, jest to niezwykle użyteczne, gdyż intensywne przeżycia wewnętrzne odgrywają tu kluczową rolę. Przez co historia opowiadana w „Robaku” wydaje się być bardziej autentyczna, prawdziwa i bardziej osobista. Miałam poczucie bliskości z narratorem i z Robakiem i z Onanem, ponieważ zostałam wprowadzona w najintymniejsze zakamarki ich umysłu. I mimo, że perspektywa czy sposób postrzegania świata, kobiet było mi obce czułam pewnego rodzaju zrozumienie sytuacji, zrozumienie ich losów. 

Inny. Każdy człowiek jest inny od wszystkich pozostałych…” – Robak” Jakub Wiśniewski

Autor prowadzi narrację naprzemiennie w kolejno zatytułowanych rozdziałach, gdzie oprócz tytułu znajduje się również wskazanie postaci, która w tej części relacjonuje wydarzenia. Narracja Onana tym różni się od narracji Robaka, że jest skonstruowana w formie wywiadu, który Onan udziela zainteresowanemu dziennikarzowi. W wielu miejscach znajdziecie więc takie sformułowania jak: „(…) pan pamięta sytuację z tą koleżanką z pracy…”, „Pan pozwoli, że otworzę jeszcze jedno.”, „(…) Nie wiem, czy chce się panu tego słuchać…” Przy czym Onan bardziej mówi o Robaku, niż o sobie. Dzięki temu patrzymy na Robaka z dwóch stron. Z jego perspektywy w rozdziałach z podtytułem „Robak” oraz z punktu widzenia jego kolegi w rozdziałach z podtytułem „Onan”. 

Robak dla mnie jawił się jako postać tragiczna. Jako nieszczęśliwy młody człowiek, gdzie „(…) Zim no ciągnęło się z anim jak nieprzyjemny zapach, jak jakiś niewidzialny welon.” Który musiał ciągle trwać w tym, co parafrazując „zaczął, co zainicjował lata temu jako przyssane do ekranu dziecko…”. Który twierdził, że „One zawsze chcą. Moje ukochane. One zawsze chcą i nigdy nie mówią nie. I nie chcą nic w zamian. Nigdy, przenigdy. Bezinteresowne jak siostry miłosierdzia, jak drzewa i słońce…” Który uważał, że „(…) nic nie dorównuje przyjemności miliona ciał wciskanych w jeden mały, męski mózg z prędkością trzystu megabitów na sekundę. Bo jedna para piersi nie sprosta milionowi par piersi. Bo jeden orgazm na wieczór nie sprosta pięciu orgazmom w godzinę, które jestem w stanie z siebie wycisnąć.” Który przez to wszystko nie potrafił wejść w seksualnie satysfakcjonującą relację z Rut, która czekała bardzo długo, czekała kilka miesięcy. 

To niepokojąca, wytrącająca ze strefy komfortu historia. Śmiała i jadowita krytyka toksycznej seksualności będącej produktem dzisiejszego świata, twórców pornografii. Jednocześnie Autor stawia pytania o kobiecość, o męskość, o to co je łączy i co dzieli w dzisiejszym świecie. O byciu ze sobą do końca, o byciu naprawdę, a nie tylko na warunkach, które pasują tylko jednej osobie. Jest to mroczna opowieść, w której narrator sprowadza nas do najniższych kręgów męskich żądz.

Akcja dzieje się w Krakowie. Gdzie są przywoływane Planty, a nawet „Pole” zamiast „Dwór”. Nie wiem, czy wiecie, ale śląskie dzieci wychodzą na dwór, a w Krakowie dzieciaki wychodzą na pole🤪. 

Moja ocena: 7/10

We współpracy z Wydawnictwem FILTRY.

„Hotel ZNP” Izabela Tadra

HOTEL ZNP

  • Autorka: IZABELA TADRA
  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO FILTRY
  • Liczba stron: 176
  • Data premiery : 17.04.2024r. 

Izabela Tadra, autorka debiutująca powieścią „Hotel ZNP” będąc gościnią audycji Maksa Cegielskiego „Plik tekstowy” w Programie Trzecim polskiego radia tzw. Trójce powiedziała „Bardzo mi zależało, aby stworzyć coś, o czym można dyskutować krytycznie. Nawet nie chodziło o to, żeby stworzyć coś w kontrze do innych książek czy powieści. Dla mnie to był rodzaj wolności, który mogę oddać innym i powiedzieć „ok, to jest coś, nad czym można dyskutować”. O samej Autorce z tej samej audycji wiem, że ma rodzinę: 12-letnią córkę i pracuje jako specjalistka od public relations.  

Książkę mogłam przeczytać dzięki @wydawnictwo.filtry. Wy również możecie na własne oczy przekonać się o czym ona jest i czy Tadra w gatunku literatury pięknej poradziła sobie dobrze. @wydawnictwo.filtry proponuje do końca sierpnia br. aż 40% rabatu na całą ofertę dostępną tutaj: https://wydawnictwofiltry.pl/promocje/. Warto wspomnieć, promocja ta łączy się z ogólnym rabatem u Wydawcy 5% na całą ofertę. 

(…) godność lubi zemstę zimną jak wódka…” – Hotel ZNP” Izabela Tadra. 

To pierwszoosobowa narracja o Belci, która jest główną bohaterką tej krótkiej powieści. Belcia prowadzi czytelnika przez wydarzenia ze swego życia. Jest postacią całkowicie uniwersalną. Prowadzi dialog z nieznanym Panem, do którego zwraca się wielokrotnie, z którym również spędziła upojne chwile w tytułowym warszawskim hotelu. Odtwarza rozmowy z matką, ojcem, mężem Wilhelmem czy przyjaciółką. O Belci można się wiele dowiedzieć. Tylko nie wiadomo, co jest prawdą, a co kłamstwem.

(…) W tamtych dobrych czasach byłam w stanie przeżyć dzień o jednej kanapce i napierdolić się dwoma piwami, a jak ktoś kazał czyścić kibel, to go karnie czyściłam, zamiast rozważać, czy to sprawiedliwy podział obowiązków, czy może jednak wyzysk.” – Hotel ZNP” Izabela Tadra. 

Tak postrzegałam Belcię, główną bohaterkę przez całe 176 stron. Jako pokorną córkę w opowiadanej relacji z matką. Zresztą postać matki bardzo do mnie przemówiła. Rozumiałam jej stwierdzenia, popierałam podejście do życia. Zresztą sam stosunek Belci mi do niej odpowiadał. Jak zresztą sama matka mawiała „(…) królowa bon motów, jeśli coś się kończy, to znaczy, że wcale nie było takie dobre….”. Jako do dość długiego momentu pokorną żonę Wilhelma potrafiącą sobie wmówić, że to jej nie udało się z dzieckiem, że to jej wina. Mającą podległą relację do Niańki zatrudnionej opiekunki psa. Wilhelma prowadzącego Belcię przez życie, jakby była jego dzieckiem, jakby tylko on potrafił jej pokazać właściwy kierunek. Czy chociażby jako pokorną kochankę. 

Belcia jest jednak postacią bardziej złożoną. Belcia potrafi się jednak sprzeciwić, chociażby pani cioci, która postanowiła wychować ją w pełnej kindersztubie zapominając, że jest tylko kobietą wynajmującą studiującej Belci pokój w mieszkaniu, w którym „(…) obowiązywał surowy zakaz gotowania.” Potrafiła się też przeciwstawić Wilhelmowi, wreszcie. 

O Belci tak naprawdę niewiele wiem. Wiem, że jest kobietą, mieszkanką Warszawy. Nie wiem, ile ma lat. Opowiada o imprezach w wieku studenckim, o narkotykach. Opowiada o fajkach, które pamięta, jak kosztowały 5zł.  Ja też takie pamiętam. Może więc jest w moim wieku, może trochę młodsza. Nie wiem kompletnie czym się zajmuje, chociaż w wielu miejscach wspomina o pracy. A przede wszystkim nie wiem, czy mówi prawdę, półprawdę, postprawdę. W niektóre historie mogłabym uwierzyć, jak schadzki w hotelu ZNP, jak romans męża, jak niedonoszone dziecko, jak sposób w jaki została potraktowana na izbie przyjęć w szpitalu po poronieniu, gdy siedziała na krześle z „cieknącą na podłogę nieszczęściem”, czy chociażby w postać pani ciotki, która jednak w pewnych momentach wydawała mi się zbyt przerysowana i kontrowersyjna. W niektóre opowieści nie byłam w stanie uwierzyć, jak zachowanie Beduinów na pustyni, czy opowieść o mężczyźnie, z którym Niańcia spędziła noc również w hotelu ZNP i który opowiadał o swym domu rodzinnym. Sama Autorka miała tego jednak świadomość już na etapie pisania. 

„(…) Kto by tam zresztą zdołał udźwignąć prawdę i kogo tak naprawdę interesują prawdziwe, z życia wzięte historie. Może jedynie tych, co je opowiadają.” – Hotel ZNP” Izabela Tadra. 

No właśnie kogo tak naprawdę obchodzi, czy te pikantne, ciekawe historie opowiadane przez Belcię są prawdziwe? 

Książka dyskusyjna, bez wątpienia. Podobała mi się postać Belci, choć przeszkadzał mi chaotyczny sposób narracji. W każdym z rozdziałów pojawiała się i pani ciocia, i ojciec, i pan, do którego narratorka się zwracała ze swoim opowiadaniem, i matka, i mąż przeplatane różnymi innymi historiami. Przez długie fragmenty trwał konflikt przez drzwi z łazienki. Myślę, że lepiej odebrałabym powieść, gdyby poszczególne, ciekawe, a jakże opowieści były podzielone w osobne historie. Tak miałam wrażenie chwilami, że splatają się w jeden bełkot. Nie ukrywam, że język, mimo że prosty, powszechny, został skomplikowany konstrukcją bardzo, ale to bardzo złożonych zdań. Czasem jedno zdanie ciągnęło się przez 1/3 strony. 

Zarówno koncepcja, jak i treść książki niekonwencjonalna. Taka jest literatura piękna w swym gatunku. Trudno ją zamknąć w jeden powielany schemat. Sprawdźcie sami, czy polubicie Belcie z „Hotelu ZNP” Izabeli Tadry.

Moja ocena: 6/10

We współpracy recenzenckiej z Wydawnictwem FILTRY.