„Kornik” Layla Martínez

KORNIK

  • Autorka: LAYLA MARTÍNEZ
  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO.BO.WIEM
  • Seria: SERIA Z ŻURAWIEM
  • Liczba stron: 128
  • Data premiery : 15.02.2024
  • Data premiery światowej: 2.11. 2021

Debiutancka książka „Kornik” autorstwa hiszpańskiej redaktorki i aktualnie pisarki wydana została przez Wydawnictwo Bo.wiem należące do  Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego  w ramach rewelacyjne „Serii z żurawiem”. I jak to przy okazji tej serii nie mogę nie pochylić się nad okładką projektu Małgorzaty Flis. Idealnie oddaje demoniczny charakter powieści, w której centralne miejsce zajmuje babka i wnuczka. A echem odbija się postać córki babki i matki wnuczki😏. 

(…) Cała ta gadka, że dziecko samo wyszło na ulicę i nikt go już potem nie widział. Nie wierzcie w nic, co powiedziała. Udaje taką, co to nie skrzywdziłaby nawet muchy, a idioci wierzą w każde jej słowo. Posłuchajcie mnie, bo wiem, co ma w środku, mówiłam już. Wiem, co ludzie mają w środku. (…) Wiem, kiedy ludzie kłamią, kiedy pragną czegoś, czego nie powinni, kiedy zazdroszczą i zawiszczą nawet własnym dzieciom i rodzeństwu. Widzę cienie, które w sobie noszą.” – Kornik” Layla Martínez. 

Co byście zrobili, gdybyście się dowiedzieli z rodzinnej historii, że Wasz dziadek czy pradziadek żył w kobiecej niedoli? Co byście pomyśleli? 

Z takim dylematem musiała się zmierzyć sama Layla Martínez, która dzięki opowieściom jej babci dotknęła historii nietuzinkowej swych przodków. Historii, która została opowiedziana w „Korniku”. Bo to nie tylko historia dwóch kobiet, choć narracja jest naprzemienna, raz pisana z perspektywy babki, raz wnuczki. To historia złożona. Historia domu, w którym zadziały się złe, niesprzyjające wydarzenia. Domu trawiącego przez nieszczęścia, przez wspomnienia, przez jestestwa, które kiedyś w nim zamieszkały, a którymi on teraz oddycha, we wspomnieniach. To opis rodziny, z jej przywarami, trudnymi relacjami. To nie historia zaginionego dziecka pilnowanego przez wnuczkę. To historia starych niewyleczonych ran. Wzajemnego niezrozumienia. 

(…) Wszyscy wiedzą, że nieszczęście się przykleja, a nikt go u siebie nie chce. Jeszcze się przylepi do ciebie i będziesz musiał kombinować, jak się go pozbyć.” – Kornik” Layla Martínez. 

Najmniej ważna w powieści jest fabuła, chociaż Martínez opowieść o jej rodzinie wplotła w bieżące wydarzenia, które dzieją się w rodzinnej wsi, gdy opiekująca się dzieckiem Jarabo, miejscowych bogaczy wnuczka zostaje oskarżona o jego uprowadzenie czy nawet morderstwo. Najważniejsza jest narracja, która jest swoistego rodzaju głównym bohaterem powieści. Bo to właśnie z tej narracji (raz babki, raz wnuczki) czytelnik dowiaduje się o losach, które wystąpiły w rodzinie. O biedzie. Ogromnej, nie do wyobrażenia. O ojcu babki, który czerpał zyski z nierządu. O tych nieszczęsnych kobietach. O wojnie domowej, które odebrała babce dzieciństwo, bezpowrotnie. O służących wyzyskiwanych przez swych pracodawców. Też o nieszczęśliwej miłości (mąż babki, mąż Emilii, czy niedoszli mężowie matki wnuczki). To narracja nadaje sens powieści. Choć podjęte w niej tematy są niezwykle trudne. Opisują różne skomplikowane wątki. Jak sieroctwo. Jak skomplikowana relacja matki z córką, babki z wnuczką. Zresztą babka mówi o niej „wnuczka”, a ona mówi o swej babci „babka” lub „stara”. W wielu miejscach z tej narracji wyziera nienawiść i to w wielu płaszczyznach. Możliwe, że dlatego mi dość trudno się czytało tę lekturę. 

Wątek duchowości, zabobonów był mi całkiem zbędny. Uważam, że niejednokrotnie skomplikował i tak trudną opowieść. Zarówno babka, jak i wnuczka wierzyły w obecność tych „trzecich” w domu, które go trawią i trawiły jak tytułowy kornik, aż cały trząsł się w fasadach. Trudno było mi się ustosunkować, czy to oznaki obłędu obu narratorek, czy oniryzm, który jakoś do mnie nie przemówił. 

Narracja sama w sobie nie jest skomplikowana, mimo trudnej i wielowątkowej treści. Łącznie powieść mieści sobie dziesięć rozdziałów. Jak już wspomniałam w kolejnych rozdziałach raz opowiada historię babka, raz ze swej perspektywy relacjonuje wnuczka. Robi to jednak w tak niecodzienny i starodawny sposób, że w momentach, gdy wspomina o telefonie komórkowym nie mogę uwierzyć, że nie żyła pięćdziesiąt lat temu. Za mała jak dla mnie różnica jest między narracją babki a wnuczki. Nie widać kompletnie różnicy wieku, która powinna być spora. Tym bardziej, że babka obrazowana jest jako staruszka mająca problemy z chodzeniem. 

Dla mnie to bardziej stadium samotności. Ogromnej samotności. Stadium niespełnionych miłości i niedokończonych żyć. Bo obie niby żyją obok siebie, a jakby były już duchami… 

Moja ocena: 6/10

Książkę wydało Wydawnictwo Bo.wiem.

Recenzja przedpremierowa: „Mrok jest miejscem” Ariadna Castellarnau

MROK JEST MIEJSCEM

  • Autorka: ARIADNA CASTELLARNAU
  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO.BO.WIEM
  • Seria: SERIA Z ŻURAWIEM
  • Liczba stron: 155
  • Data premiery :12.11.2024
  • Data premiery światowej: 12.05. 2020

O „Serii z żurawiem” wydawanej przez markę  Bo.wiem należącej do  Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego pisałam na moim blogu wielokrotnie. Parę razy już wspomniałam, że moja przygoda z tymi książkami zaczęła się od rewelacyjnych okładek autorstwa Małgorzaty Flis. Nie ukrywam, że wspomnę pewnie o tym jeszcze nie raz. Gdyż…. Sprawiłam sobie kolejne pięć sztuk tej serii. A jak już zauważyliście lubię dzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami na temat zakupionych przeze mnie książek w równym stopniu jak na temat publikacji otrzymanych w ramach prezentów😏. Mój blog nie powstał, by czerpać jakiekolwiek korzyści z jego prowadzenia. Mój blog powstał kiedyś, by propagować czytanie, by zaciekawiać Was dobrymi książkami, by dzielić się opiniami o tych, z którymi się zapoznałam. 

Jutrzejsza premiera zbioru opowiadań pt. „Mrok jest miejscem” autorstwa Ariadny Castellarnau też zasługuje na Waszą uwagę i to bynajmniej nie z powodu mrocznej okładki, a podjętych w publikacji tematów. 

Ojciec zmierzał do jeszcze gorszego miejsca, a ona wraz z nim. Wszyscy zmierzali tam wraz nim.” – „Mrok jest miejscem” [w:] Mrok jest miejscem” Ariadna Castellarnau.

I właśnie o ojcach, matkach, rodzeństwie i dzieciach jest w tych ośmiu opowiadaniach Ariadny Castellarnau. O relacjach, które są trudne, zakrzywione, patologiczne wręcz krzywdzące i pełne przemocy. Z treści wyziera egoizm dorosłych, brak troski, czasem i szaleństwo. Mnie obezwładniała niemoc dzieci, które są bohaterami każdego z opowiadań. Ich samotność. Brak możliwości zmiany lub nieudane próby. A wszystko zaczyna się od jedenastoletniej Lucii mieszkającej z rodziną na odludziu, uciekających od Szalonego Vilette, dla którego pracował jej ojciec. Lucii spotykającej zdeformowanego chłopaka z lasu. Tak samo samotnego jak ona. Wszystko zaczyna się od mądrych słów Długiego; „(…) światłość jest miejsce, a mrok jest innym miejscem. Gdzie chcesz pójść, Lucio?” 

Nie ukrywam, że po przeczytaniu niektórych historii musiałam odsapnąć. I mimo, że zbiór opowiadań trafił do mnie w ubiegłym tygodniu, jest dość krótki (ma niewiele ponad 150 stron) to dopiero teraz mogę o nim napisać. Musiałam nabrać dystansu, by świadomość opisywanych krzywd na dzieciach nie przysłoniły mi wartości literackiej tej publikacji. 

Ariadna Castellarnau zadziwiła mnie pomysłami. Jest i wspomniany deformowany chłopak z lasu ze wspomnianego tytułowego opowiadania. Jest i syn, Nil na którym rodzice zarabiają pieniądze, sprzedając go jako osobliwość, i jest jego zazdrosny o jego popularność brat w „Marina fun”. Jest i transportowana przez Igora do tytułowego „Calipso” kilkuletnia dziewczynka, której Castellarnau świadomie nie nadała imienia. Bo nie o transportowaną (sprzedaną bądź porwaną) dziewczynkę w opowiadaniu chodziło, a o postać Igora. Jest i Maur, który głoduje wychowywany przez ojca popadającego w szaleństwo, który w szkielecie każe swemu synowi dostrzegać zaginioną córkę a jego siostrę, Mirandę w „Nagłej powodzi”. Niezwykle smutna postać Maura. Najmniej wstrząsającą historię znalazłam w opowiadaniu „Najlepszym ze wszystkich naszych córek i synów” choć i tak opowieść dotyka trudnych tematów związanych z rodzicielstwem; nierównego traktowania, poczucia krzywdy, braku wsparcia ze strony członków rodziny, samotności w domu pierwotnym, z którą dorosły wyrusza w świat. Zaskoczył mnie koncept w „Dzieci bawią się w ogrodzie”. Co za rewelacyjny pomysł zbudowany na wątku o wydarzeniach bezpośrednio po pogrzebie Isoldy, córki głównej bohaterki. Kompletnie nie zrozumiałam postaci dziecka opisanej w „Wyspie w chmurach” choć opowiadanie czytałam dwukrotnie🙄. Na pograniczu fantasy są również treści opisane w ostatniej historii pt. „Człowiek wody”, gdzie postać ojca jako przewodnika również jest demoniczna, ale na swój własny sposób. 

Bardzo dobre opowiadania! Trudne to fakt, ale niezwykle cenne pod kątem narracji, wzbudzanych emocji, bardzo różnych historii. Wspólny motyw zaprezentowany został bardzo różnorodnie. To naprawdę opowieści, które mogłyby stanowić odrębne powieści. Tyle jest w nich potencjału, tyle niedopowiedzeń, tyle różnych zakończeń, które rodziły mi się w głowie. I w tym widzę największą wartość opowiadań, w tym, że zbiór jest jakby książkami w jednej książce. Warto je więc czytać odrębnie, by wybrzmiały w naszej głowie i w sercu. Choć od przeczytania niektórych minęło czasem kilka dni, narracje, z którymi zapoznałam się w tym zbiorze zostały ze mną do tej pory. Im dłużej, tym bardziej warte były przeczytania. Tak jakoś instynktownie czuję. 

Moja ocena: 8/10

Zbiór opowiadań dotarł do mnie dzięki współpracy z Wydawnictwem Uniwersytetu Jagiellońskiego właściciela marki Bo.wiem.

„Powrót do świętych lasów. Zapiski z Japonii” Lorenzo Colantoni

POWRÓT DO ŚWIĘTYCH LASÓW. ZAPISKI Z JAPONII

  • Autor: LORENZO COLANTONI
  • Wydawnictwo: BO.WIEM [WYDAWNICTWO UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO]
  • Seria: BONA VITA 
  • Liczba stron: 160 
  • Data premiery w tym wydaniu: 10.10.2024
  • Data premiery światowej: 1.06.2021

Dziennik z podróży „Powrót do świętych lasów. Zapiski z Japonii” Lorenzo Colantoniego to druga publikacja, którą podarowała mi marka Bo.wiem należąca do  Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Książkę wydano w ramach serii „Bona Vita”, która rządnym wrażeń czytelnikom otwiera oczy na świat. I to nie taki całkiem oczywisty. Książka debiutowała 10 października br. i nie ukrywam, że w stosunku do niej miałam ogromne oczekiwania, jako „że ostatnio zachwycam się literaturą japońską😁.

W Nagoro mieszka ponad trzysta pięćdziesiąt lalek i niespełna trzydzieści osób. Tsukimi Ayano urodziła się tu w 1949 roku i opuściła wioskę, kiedy jej rodzina przeprowadziła się do Osaki w latach sześćdziesiątych….” –Powrót do świętych lasów. Zapiski z Japonii” Lorenzo Colantoni. 

Hadaka Matsuri („Nagi Festiwal” albo „Festiwal Golasów”) to jeden z najdziwniejszych i na swój sposób najbardziej spektakularnych festiwali sintoistycznych, które organizuje się w całej Japonii w różnych momentach roku. (…) dziesięć tysięcy osób gromadzi się na wąskim placu przed świątynią Saidaji Kannon – in i rozbiera się prawie do naga…” –Powrót do świętych lasów. Zapiski z Japonii” Lorenzo Colantoni. 

Między innymi tego dowiedziałam się z tej publikacji👍. Ciekawych treści, nieznanych mi wątków jest jednak zdecydowanie więcej. Autor zaciekawił mnie kwestię polowania na kofuny. Doinformował mnie w temacie pochodzenia Japończyków. Okazuje się, że nie tylko są powiązani z Chinami i Koreą. Przedstawił dwie ciekawe postaci, które stanowią przeciwwagę dla znanych mi japońskich bohaterów; z pochodzenia Niemkę Alenę, która nadal jest obca dla społeczności japońskiej oraz architekta obrazu Pana Saschime Masui. Powrót do świętych lasów. Zapiski z Japonii” to zbiór wrażeń i działań podejmowanych przez autora w trakcie jego powtórnej podróży do Japonii. To osobista relacja, w której na plan pierwszy wysuwa się troska o przyrodę, jej degeneracja, migracja, kultura i duchowieństwo tego narodu. 

Nie jestem japonistką i trudno mi ocenić wartość edukacyjną publikacji. Kompletnie, ze względu na brak wiedzy, nie jestem w stanie stwierdzić czy w książce są jakieś przekłamania, nieścisłości i błędy. Będąc agnostykiem odebrałam książkę tylko jako zbiór ciekawostek. Szczególnie zasługuje na Waszą uwagę wioska lalek, która jest przywołana. Zerknijcie na zasoby internetowe, które obrazują w jakich warunkach twórczyni lalek żyje i pracuje. 

Okazuje się, że mamy z autorem wspólnego, ulubionego japońskiego pisarza, Jun’ichirō Tanizakiego. Na 46 stronie Colantoni przywołuje i „Klucz”, i „Pochwałę cienia”. Wspomina również „Yoshino”, książkę o tytule nazwy miasta, którym zachwycił się Tanizaki i osadził w nim fabułę powieści wydanej w 1931 roku, której do tej pory nie czytałam😉. 

Książka składa się z zatytułowanych rozdziałów, choć za bardzo nie ma co skupiać się na ich nazewnictwie. Nawet jeśli poszczególny rozdział wskazuje na konkretną tematykę pewne kwestie przeplatają się przez całą publikację, np. chramy, rozłam buddyzmu i shinto, a także brakiem dostępu do poszczególnych ścieżek, świątyń kobiet. W pewnym momencie miałam nieodparte wrażenie, że czytam ciągle o tym samym. Autor bez wątpienia miesza racjonalne argumenty i dane z motywami niezbyt powiązanymi z główną myślą.  Czytanie urozmaicają zamieszczone pomiędzy poszczególnymi rozdziałami mapy, na których widać, jak przebiegała podróż oraz rysunki. Do tego na końcu zamieszczono, co mi się bardzo podobało, książki, które Colantoni przeczytał przygotowując się do podróży, spis utworów muzycznych, które słuchał oraz Glosariusz i kilka ciekawostek, gdzie zawarto definicje, trudne do odczytania z kontekstu dla niewprawionego odbiorcy. 

To ciekawa publikacja orbitująca wokół duchowości, religii i japońskich lasów głównie. Jej wartością dla mnie, jak wspomniałam uprzednio, stanowią ciekawostki, których się dowiedziałam i które stanowiły podłoże do dalszych badań w zasobach internetowych. Nie ma treść jednak wyraźnej struktury. Autor kluczy, miesza wątki, przeplata, co sprawia trochę chaotyczne wrażenie. Mi to za bardzo nie przeszkadzało, bo z tego typu gatunkiem nie mam na co dzień do czynienia. A czy Wam? To musicie się sami przekonać😊. 

Moja ocena: 7/10

We współpracy z Wydawnictwem Uniwersytetu Jagiellońskiego, Bo.wiem.

 

 

 

„To nie ja” Karmele Jaio

TO NIE JA

  • Autorka: KARMELE JAIO

  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO.BO.WIEM
  • Seria: SERIA Z ŻURAWIEM
  • Liczba stron: 160
  • Data premiery :18.05.2023 

  • Data premiery światowej: 26.01.2022

Marka Bo.wiem należy do  Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ze strony https://bowiem.wuj.pl dowiedziałam się, że pod tą marką Wydawnictwo oferuje oprócz literatury pięknej, również literaturę faktu, popularnonaukową, historyczną i biografie. Oprócz mojej ukochanej „Serii z żurawiem” w jej zasobach znajduje się popularnonaukowa seria „ARCHEO”, seria „Mundus”, w której ukazują się najciekawsze zagraniczne tytuły literatury faktu, a także seria „Bona Vita”, w której Wydawca proponuje książki o „dobrym życiu” – „mądrym, świadomym i szczęśliwym”. Oprócz wymienionych w ofercie Wydawnictwa znajdują się także: „Seria Historiai”, „Seria ze Smakiem”, „Seria z Linią” i „Portrety/Oblicza”.  

Zbiór opowiadań „To nie ja” autorstwa baskijskiej pisarki Karmele Jaio to szósta publikacja z „Serii z żurawiem”, z którą się zapoznałam wiedziona fantastycznymi okładkami autorstwa Małgorzaty Flis👏👏👏. Poprzednie opinie dotyczą następujących książek: „Kwiat wiśni i czerwona fasola”, „Ona i jej kot”, „Kot, który spadł z nieba”, „A gdyby tak ze świata zniknęły koty?” oraz zaskakująca „Dziewczyna z konbini”. Jest więc co czytać. Przyznacie sami. 

(…) Życie osoby, która pisze, skrada się po jej twórczości niczym jaszczurka pośród kamieni.” – To nie ja” Karmele Jaio.

Całkiem możliwe, że czternaście historii zamkniętych w odrębnych opowiadaniach są utkane z fragmentów życia samej autorki. Możliwe i to faktycznie całkiem. Wszystkie treści przedstawione w tym zbiorze mają wspólny mianownik. Wszystkie są o kobietach w wieku ponad czterdziestu lat. Wszystkie też są o kobietach sukcesu z interesującymi zawodami, np. bibliotekarkami interesującymi się malarstwem, redaktorkami wydawniczymi, urzędniczkami w Ratuszu. Każda jest jednak inna. Niektóre są zamężne, inne wciąż są singielkami. Dla niektórych małżeństwo się prawie skończyło, dla innych jest jeszcze do odratowania. To taki kalejdoskop wrażeń i wydarzeń napisany przez kobietę, ale niekoniecznie tylko dla kobiet. 

Mnogość podjętych tematów zadziwia. Krótki zbiór zawiera krótkie opowiadania. Żadne z nich nie ma chyba więcej niż dziesięć stron. Niektóre treści zafascynowały mnie swoją świeżością i wrażliwością. Jak „Stokrotki między palcami”, „Szklarniowe truskawki” czy „Lustro”. Prawie popłakałam się czytając ostatnie opowiadanie „Ultradźwięki” niezwykle refleksyjną podróż w macierzyństwo. Niekoniecznie wywołane prawdziwymi bólami porodowymi. Rewelacyjnie autorka odzwierciedliła klimat opowieści kreśląc pasjonującą historię. Inne opowiadania nie wywołały aż takich emocji. Przebrnęłam przez nie bez głębszej refleksji. Potraktowałam je trochę jak relacje z życia konkretnej kobiety. Takie odczucia miałam w przypadku opowiadania „Reiki”. Niektóre były mi bliższe. Czytając o zachowaniu Raúla w utworze „Czarna ramoneska” miałam wrażenie, że dokładnie rozumiem, co chce przekazać czytelnikowi autorka. Zanurzając się w historię Cristiny z „Kwietniowego słońca” wiedziałam o jakich mechanizmach i potrzebach pisze autorka. Rozpoznawałam je, przypominałam sobie, że nie raz odczuwałam je tak samo. W ten sam sposób. Podobnie miałam zanurzając się w opowieść o Alazne i Ricardo, którzy po raz pierwszy spędzają wakacje bez dorastających nastoletnich córek w historii zatytułowanej „Vitoria – Ibiza – Benidorm”. Niezwykle podobał mi się sposób przedstawienia Margi, przyjaciółki ze studiów głównej bohaterki, do której małżeństwo jedzie w wakacyjne odwiedziny. Przyjaciółki, która po latach nie okazała się taka, jak została zapamiętana. I to chyba była myśl przewodnia tego uniwersum kobiet zawartego w opowiadaniach autorstwa Karmele Jaio. Ta zmiana, do której muszą przyzwyczaić się kobiety. Zmiana zewnętrzna, jak i wewnętrzna. W wielu kompozycjach pobrzmiewało echo chwil minionych, lat minionych i wrażeń, które już nigdy nie mają szansy być takie same. Choć Jaio stara się, by nie zostawić nas tylko z niesmakiem w ustach. Stara się nam pokazać, że możliwe są w przyszłości pewne zrywy podobne do tych z zamierzchłych czasów. Jakby chciała nas namówić, byśmy się przed nimi nie broniły, byśmy były na nie otwarte. Do tego mnogość przedstawionych kobiecych doświadczeń i społeczne wymagania względem płci są bardzo emocjonujące. To wszystko sprawia, że czytane opowiadania nie są nudne. Nie są szablonowe. Nie są nawet za bardzo do siebie podobne. Czytając tytuły zamieszczone na końcowym spisie treści nie miałam problemu przypomnieć sobie, o czym były konkretne fragmenty zbioru. A to zawsze dobrze świadczy o zbiorze opowiadań. 

Mimo, że publikacja jest przepiękna (podobnie jak poprzednie jest to wydanie ze skrzydełkami z przepiękną, optymistyczną okładką) nie obyło się bez błędów. Ot, zdarzają się i najlepszym. Ja z obowiązku muszę tu o nich wspomnieć. W opowiadaniu „Zapachy, które dochodzą z patia” na stronie trzydziestej trzeciej zdanie „- Nie będzie mniejnajwyżej pół godziny…” chyba raczej miało brzmieć
„-Nie będzie mnie najwyżej pół godziny…”. Na marginesie to bardzo dobre opowiadanie. O próbie wyzwolenia się z przeszłości. O tym, jak nasze wyobrażenia, nie zawsze idą w parze z rzeczywistością. O próbie bycia kimś innym, chociaż na pokaz. Na stronie siedemdziesiątej ósmej przy okazji czytania opowieści zatytułowanej „Stokrotki między palcami” o napięciu między mężatką, a jej sympatią z przeszłości, która pozytywnie wpływa na jej małżeństwo, zauważyłam, że córka brata Mikela została nazwana siostrzenicą. W zdaniu „– O, właśnie wraca – mówi Mikel, patrząc na swoją siostrzenicę, która idzie w waszym kierunku.” Przy czym córka brata w języku polskim występuje jako „bratanica” i raczej to sformułowanie powinna zastosować tłumaczka (źródło: https://sjp.pwn.pl). Siostrzenica to po prostu córka siostry (źródło: https://sjp.pwn.pl). W opowiadaniu „Kwietniowe słońce” umiejscowionym w czasie pandemii zabrakło literki „y” w wyrazie „wygląda” w zdaniu „(…) Tak naprawdę nie wiem, czy to, że wgląda na lesbijkę….”  na stronie sto dwudziestej drugiej. 

„- Nie wszystko jest kłamstwem. Jest też wielka prawda. Taka, że chociaż pępowina zostanie fizycznie odcięta, to i tak pozostanie, nigdy już nie zniknie. Zawsze trzymasz sznurek, który będzie cię prowadził do twoich dzieci.” – To nie ja” Karmele Jaio.

Ja czuję połączona się taką literacką „pępowiną” z Serią z żurawiem😁Do następnego razu więc! 

Moja ocena: 7/10

Zbiór opowiadań wydany został nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, Bo.wiem.