„To nie ja” Karmele Jaio

TO NIE JA

  • Autorka: KARMELE JAIO

  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO.BO.WIEM
  • Seria: SERIA Z ŻURAWIEM
  • Liczba stron: 160
  • Data premiery :18.05.2023 

  • Data premiery światowej: 26.01.2022

Marka Bo.wiem należy do  Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ze strony https://bowiem.wuj.pl dowiedziałam się, że pod tą marką Wydawnictwo oferuje oprócz literatury pięknej, również literaturę faktu, popularnonaukową, historyczną i biografie. Oprócz mojej ukochanej „Serii z żurawiem” w jej zasobach znajduje się popularnonaukowa seria „ARCHEO”, seria „Mundus”, w której ukazują się najciekawsze zagraniczne tytuły literatury faktu, a także seria „Bona Vita”, w której Wydawca proponuje książki o „dobrym życiu” – „mądrym, świadomym i szczęśliwym”. Oprócz wymienionych w ofercie Wydawnictwa znajdują się także: „Seria Historiai”, „Seria ze Smakiem”, „Seria z Linią” i „Portrety/Oblicza”.  

Zbiór opowiadań „To nie ja” autorstwa baskijskiej pisarki Karmele Jaio to szósta publikacja z „Serii z żurawiem”, z którą się zapoznałam wiedziona fantastycznymi okładkami autorstwa Małgorzaty Flis👏👏👏. Poprzednie opinie dotyczą następujących książek: „Kwiat wiśni i czerwona fasola”, „Ona i jej kot”, „Kot, który spadł z nieba”, „A gdyby tak ze świata zniknęły koty?” oraz zaskakująca „Dziewczyna z konbini”. Jest więc co czytać. Przyznacie sami. 

(…) Życie osoby, która pisze, skrada się po jej twórczości niczym jaszczurka pośród kamieni.” – To nie ja” Karmele Jaio.

Całkiem możliwe, że czternaście historii zamkniętych w odrębnych opowiadaniach są utkane z fragmentów życia samej autorki. Możliwe i to faktycznie całkiem. Wszystkie treści przedstawione w tym zbiorze mają wspólny mianownik. Wszystkie są o kobietach w wieku ponad czterdziestu lat. Wszystkie też są o kobietach sukcesu z interesującymi zawodami, np. bibliotekarkami interesującymi się malarstwem, redaktorkami wydawniczymi, urzędniczkami w Ratuszu. Każda jest jednak inna. Niektóre są zamężne, inne wciąż są singielkami. Dla niektórych małżeństwo się prawie skończyło, dla innych jest jeszcze do odratowania. To taki kalejdoskop wrażeń i wydarzeń napisany przez kobietę, ale niekoniecznie tylko dla kobiet. 

Mnogość podjętych tematów zadziwia. Krótki zbiór zawiera krótkie opowiadania. Żadne z nich nie ma chyba więcej niż dziesięć stron. Niektóre treści zafascynowały mnie swoją świeżością i wrażliwością. Jak „Stokrotki między palcami”, „Szklarniowe truskawki” czy „Lustro”. Prawie popłakałam się czytając ostatnie opowiadanie „Ultradźwięki” niezwykle refleksyjną podróż w macierzyństwo. Niekoniecznie wywołane prawdziwymi bólami porodowymi. Rewelacyjnie autorka odzwierciedliła klimat opowieści kreśląc pasjonującą historię. Inne opowiadania nie wywołały aż takich emocji. Przebrnęłam przez nie bez głębszej refleksji. Potraktowałam je trochę jak relacje z życia konkretnej kobiety. Takie odczucia miałam w przypadku opowiadania „Reiki”. Niektóre były mi bliższe. Czytając o zachowaniu Raúla w utworze „Czarna ramoneska” miałam wrażenie, że dokładnie rozumiem, co chce przekazać czytelnikowi autorka. Zanurzając się w historię Cristiny z „Kwietniowego słońca” wiedziałam o jakich mechanizmach i potrzebach pisze autorka. Rozpoznawałam je, przypominałam sobie, że nie raz odczuwałam je tak samo. W ten sam sposób. Podobnie miałam zanurzając się w opowieść o Alazne i Ricardo, którzy po raz pierwszy spędzają wakacje bez dorastających nastoletnich córek w historii zatytułowanej „Vitoria – Ibiza – Benidorm”. Niezwykle podobał mi się sposób przedstawienia Margi, przyjaciółki ze studiów głównej bohaterki, do której małżeństwo jedzie w wakacyjne odwiedziny. Przyjaciółki, która po latach nie okazała się taka, jak została zapamiętana. I to chyba była myśl przewodnia tego uniwersum kobiet zawartego w opowiadaniach autorstwa Karmele Jaio. Ta zmiana, do której muszą przyzwyczaić się kobiety. Zmiana zewnętrzna, jak i wewnętrzna. W wielu kompozycjach pobrzmiewało echo chwil minionych, lat minionych i wrażeń, które już nigdy nie mają szansy być takie same. Choć Jaio stara się, by nie zostawić nas tylko z niesmakiem w ustach. Stara się nam pokazać, że możliwe są w przyszłości pewne zrywy podobne do tych z zamierzchłych czasów. Jakby chciała nas namówić, byśmy się przed nimi nie broniły, byśmy były na nie otwarte. Do tego mnogość przedstawionych kobiecych doświadczeń i społeczne wymagania względem płci są bardzo emocjonujące. To wszystko sprawia, że czytane opowiadania nie są nudne. Nie są szablonowe. Nie są nawet za bardzo do siebie podobne. Czytając tytuły zamieszczone na końcowym spisie treści nie miałam problemu przypomnieć sobie, o czym były konkretne fragmenty zbioru. A to zawsze dobrze świadczy o zbiorze opowiadań. 

Mimo, że publikacja jest przepiękna (podobnie jak poprzednie jest to wydanie ze skrzydełkami z przepiękną, optymistyczną okładką) nie obyło się bez błędów. Ot, zdarzają się i najlepszym. Ja z obowiązku muszę tu o nich wspomnieć. W opowiadaniu „Zapachy, które dochodzą z patia” na stronie trzydziestej trzeciej zdanie „- Nie będzie mniejnajwyżej pół godziny…” chyba raczej miało brzmieć
„-Nie będzie mnie najwyżej pół godziny…”. Na marginesie to bardzo dobre opowiadanie. O próbie wyzwolenia się z przeszłości. O tym, jak nasze wyobrażenia, nie zawsze idą w parze z rzeczywistością. O próbie bycia kimś innym, chociaż na pokaz. Na stronie siedemdziesiątej ósmej przy okazji czytania opowieści zatytułowanej „Stokrotki między palcami” o napięciu między mężatką, a jej sympatią z przeszłości, która pozytywnie wpływa na jej małżeństwo, zauważyłam, że córka brata Mikela została nazwana siostrzenicą. W zdaniu „– O, właśnie wraca – mówi Mikel, patrząc na swoją siostrzenicę, która idzie w waszym kierunku.” Przy czym córka brata w języku polskim występuje jako „bratanica” i raczej to sformułowanie powinna zastosować tłumaczka (źródło: https://sjp.pwn.pl). Siostrzenica to po prostu córka siostry (źródło: https://sjp.pwn.pl). W opowiadaniu „Kwietniowe słońce” umiejscowionym w czasie pandemii zabrakło literki „y” w wyrazie „wygląda” w zdaniu „(…) Tak naprawdę nie wiem, czy to, że wgląda na lesbijkę….”  na stronie sto dwudziestej drugiej. 

„- Nie wszystko jest kłamstwem. Jest też wielka prawda. Taka, że chociaż pępowina zostanie fizycznie odcięta, to i tak pozostanie, nigdy już nie zniknie. Zawsze trzymasz sznurek, który będzie cię prowadził do twoich dzieci.” – To nie ja” Karmele Jaio.

Ja czuję połączona się taką literacką „pępowiną” z Serią z żurawiem😁Do następnego razu więc! 

Moja ocena: 7/10

Zbiór opowiadań wydany został nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, Bo.wiem.

„Dziewczyna z konbini” Sayaka Murata

DZIEWCZYNA Z KONBINI

  • Autorka: SAYAKA MURATA

  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO
  • Seria: SERIA Z ŻURAWIEM
  • Liczba stron: 142
  • Data premiery : 15.03.2019
  • Data premiery światowej: 27.02. 2016

Uwielbiam miniaturki literackie wydawane w ramach „Serii z żurawiem” przez  Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Z innymi publikacjami z tej serii zapoznacie się tu:  https://wuj.pl/serie-wydawnicze/seria-z-zurawiem. Mają w sobie tyle uczuć, tyle smaku, że nie jestem w stanie tego wyrazić słowami. Do tego te rewelacyjne okładki Małgorzaty Flis. Okładka z publikacji „Dziewczyna z konbini” jest na razie moją ulubioną👏. Koszt każdej zakupionej przeze mnie książki z tego cyklu jest niewspółmiernie niski do radości, którą sprawiło mi zapoznanie się z nią. Podobnie jest z publikacją „Dziewczyna z konbini” Sayaki Muraty, która w 2016 roku zdobyła tytuł kobiety roku japońskiego „Vogue’a”. Zresztą autorka jeszcze po sukcesie tej książki pracowała z konbini, z którego to zaczerpnęła inspirację dla samej publikacji. Książka sprzedała się w 1.5 milionach egzemplarzy w samej Japonii i została przetłumaczona na ponad 30 języków. 

Guglując dowiedziałam się, że konbini – czasami pisany jako „conbini” – „to japońska nazwa nadana wszechobecnym sklepom wielobranżowym w kraju. Te japońskie sklepy, bardziej niż większość innych krajów na świecie, są centrum codziennego życia, szczególnie w mieście”. Akcja powieści toczy się więc w takim miejscu. Ciekawi Was, co tam się mogło wydarzyć? 

Wtedy po raz pierwszy udało mi się zostać częścią tego świata. „To moje urodziny”, pomyślałam. Tego dnia narodziłam się jako normalna część świata.” –Dziewczyna z konbini” Sayaka Murata.

Keiko Furukura pracuje dorywczo w konbini przy stacji pracy. Zaczęła pracę w wieku osiemnastu lat na pierwszym roku studiów. I pracuje tak od lat osiemnastu. Mieszka w małym dwudziestometrowym mieszkaniu i nie rozumie, dlaczego dla swego otoczenia jej praca, brak męża, brak dzieci, brak jakikolwiek związków jest czymś dziwnym. Czymś niecodziennym. Ciągle zastanawia się jak być normalną, co zrobić, by za taką inni ją uważali. 

Świat normalnych ludzi nie znosi odmienności. Obce elementy są po cichu likwidowane. Ci, którzy nie pasują zostają usunięci.” Dziewczyna z konbini” Sayaka Murata.

Główna bohaterka powieści „Dziewczyna z konbini” Sayaki Muraty to trzydziestosześcioletnia wyobcowana kobieta. Według mnie jej nienazwana choroba to autyzm. Nie pasuje do społeczeństwa. Mówi co myśli. Nie odczuwa wielu uczuć i emocji, które towarzyszą osobom z jej otoczenia; rodzicom, siostrze, współpracownikom czy koleżankom. I choć autorka wprowadza nas w świat Keiko opowiadając o jej wydarzeniach z przeszłości nie wiem, jak mogła skończyć studnia. Jej przeszłość kończy się w momencie, gdy na pierwszym roku studiów rozpoczyna pracę dorywczą w tym całodobowym sklepie wielobranżowym. A po niej następuje teraźniejszość po kolejnych osiemnastu latach. Czy tak dobrze wpasowała się w życie studenckie i tak dobrze naśladowała otoczenie, że ukończyła wyższą szkołę? Tego nie sposób mi było się dowiedzieć. 

To sarkastyczna opowieść o życiu w Japonii. O japońskim konformizmie napisana z przymrużeniem oka. Zdecydowanie zakwalifikowałabym ten utwór do tragikomedii, choć w momencie, gdy pojawia się Pan Shiraha w życiu Keiko bliżej utworowi do dramatu. Keiko tak naprawdę nie wie, jak wkomponować się w oczekiwania innych bez szkody dla siebie. I to w pewnym momencie ją niszczy. Dzień zaciera się jej z nocą, a wcześniej uznany porządek świata zaczyna się całkowicie burzyć pozostawiając ją bezbronną, nieszczęśliwą. 

Sayaka Murata stworzyła postać głównej bohaterki w sposób niekonwencjonalny, niejednorodny. Keiko nie jest nieszczęśliwa w moim rozumieniu. Ona nie wie, co traci żyjąc bez rodziny. Jej dysfunkcje uniemożliwiają jej rozpoznawanie tego, co mogłoby ją uczynić szczęśliwą. Idealnie Murata ukazała społeczeństwo obcujące z tego typu postacią. Siostrę szczęśliwą, że u Keiko ktoś nocuje. Koleżanki reagujące entuzjastycznie na taką wiadomość, jakby fakt istnienia mężczyzny sprawiał, że Keiko będzie jedną z nim. 

Dziwna książka, która wprowadziła we mnie w trakcie czytania trochę niepokoju. Inaczej wyobrażałam sobie świat konbini opisany w powieści. Inaczej wyobrażałam sobie dziewczynę, o której będzie ta historia. Sayaka Murata zdecydowanie przekroczyła te moje wyobrażenia kreśląc postać nietuzinkową, dla której konbini stało się sensem życia i która w pewnym momencie nie potrafiła inaczej już żyć. 

To powieść o zaszufladkowaniu, o japońskiej uczynności i korporacyjnych standardach. Powieść o byciu tą inną, tym innym w mocno konformistycznym świecie. To ciekawa opowieść dla żądnych dobrej literatury z dalekich zakątków świata. Możliwe, że przeze mnie niezrozumiana do końca. 

Moja ocena: 7/10

Książkę wydało Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Bo.wiem.

„Kwiat wiśni i czerwona fasola” Durian Sukegawa

KWIAT WIŚNI I CZERWONA FASOLA

  • Autor: DURIAN SUKEGAWA

  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO, BO.WIEM
  • Liczba stron: 174
  • Data premiery : 24.10.2018r. 

  • Data premiery światowej: 02.02.2013r. 

O „Serii z Żurawiem” od Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego wspomniałam co nieco przy okazji publikacji recenzji do książki „Ona i jej kot”. Spieszę donieść, że mam już dwie książki z tej serii🙂, a seria ma ogromny potencjał. Zerknijcie sami https://wuj.pl/serie-wydawnicze/seria-z-zurawiem. Już mam wybrane interesujące mnie tytuły, do których sięgnęłabym. Bardzo podoba mi się zresztą sam zamysł serii z tymi pięknymi okładkami. Kreski rysunku do mnie wyjątkowo przemawiają, a najbardziej okładka „Dziewczyna z konbini”, „Kot, który spadł z nieba” czy „Życie zaczyna się w piątek”. Chciałabym je mieć na swojej półce. Tak naprawdę chciałabym mieć je wszystkie z serii😊. Ciekawe, czy wszystkie okładki zostały zaprojektowane przez Małgorzatę Flis. Przede mną więc sporo planów zakupowych do zrealizowania na przyszłość. 

Tokue Yoshii, siedemedziesięciosześcio letnia zatrudnia się jako pomoc w robieniu an w sklepie spożywczym Santarõ Tsujii, który serwuje klientom dorayaki. On „Nie mobilizował się, żeby najlepiej obsłużyć klientów. Witał ich beznamiętnie.”. Ona znowu uważała, że „Wszystko trzeba robić porządnie od początku do końca, inaczej zmarnujemy tylko czas, który już włożyliśmy w pracę.” Ich niespodziewana symbioza została przerwana odejściem Tokue, której nagle nie chcieli w sklepie oglądać klienci. 

Trudno mi było zwięźle wprowadzić Was w fabułę tej miniaturki literatury. Z jednej strony jest to bardzo ograniczona tekstem książka. Z drugiej natomiast wszystko co powinno być powiedziane zostało powiedziane w bardzo subtelny sposób. 

Nie jestem w stanie też Wam opisać, jak płynie tekst, jak przenosiłam się delikatnie z wątku na wątek, w którym robienie cukiernianych produktów w cieniu rosnącej pod sklepem wiśni było czynnością ogromnie majestatyczną. Zresztą obecność starszej pani, Tokue Yoshii w sklepie, którym kieruje Santarõ okazało się dla niego zbawienne. Człowiek stęskniony za kimś bliskim, człowiek, który spędził dużo czasu w zamknięciu nagle spojrzał na przygotowywane przez siebie posiłki w całkowicie inny sposób. 

Z narracji przebija smutek, niezrozumienie. Autor poruszył bardzo trudny temat trądu, który nakazywał ludziom dawno wyleczonym nadal przebywanie w zamknięciu, gdzie zaczęło się to zmieniać w wielu krajach dopiero w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Poruszył również kwestię samotności i niespełnionych marzeń, za którymi niektórzy gonili nawet w niesprzyjających warunkach. To ciepła książkach o relacjach napisana w narracji japońskiej, gdzie akcja, wydarzenia dzieją się bardzo powoli, a tekst oddaje hołd w stronę drugiego człowieka, nawet jeśli autor przekazuje jakąś niemiłą myśl.

Stwierdzam, że nikt tak nie potrafi pisać jak pisarze azjatyccy. Nikt też nie potrafi ich naśladować. To musi wynikać z głębi, z ich kultury i tradycji. 

Niezwykle wartościowa książka. Miniaturka literacka o ogromnej treści! Zachęcam do przeczytania. 

Moja ocena: 8/10

Książkę wydało Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Bo.wiem.