„Kobiety od A do Z czyli o tym, co ważne dla kobiecej tożsamości, o emocjach, postawach i życiowych wyborach” Katarzyna Miller, Dariusz Janiszewski

KOBIETY OD A DO Z CZYLI O TYM, CO WAŻNE DLA KOBIECEJ TOŻSAMOŚCI, O EMOCJACH, POSTAWACH I ŻYCIOWYCH WYBORACH

  • Autorzy: KATARZYNA MILLER, DARIUSZ  JANISZEWSKI
  • Wydawnictwo: ZWIERCIADŁO
  • Liczba stron: 256
  • Data premiery: 8.03.2023r.

Pisząc i publikując recenzję „Daj się pokochać dziewczyno. Poznaj sekret udanych relacji” Joanny Olekszyk i Katarzyny Miller (recenzja na klik) uświadomiłam sobie, że nie podzieliłam się z Wami moimi spostrzeżeniami na temat publikacji „Kobiety od A do Z czyli o tym, co ważne dla kobiecej tożsamości, o emocjach, postawach i życiowych wyborach”, która również premierę miała w tegoroczny Dzień Kobiet. Książka autorstwa Katarzyny Miller i Dariusza Janiszewskiego ujrzała światło dzienne dzięki wydawnictwu Zwierciadło i w lekki oraz przystępny sposób porusza sprawy istotne dla współczesnych kobiet.

Katarzyna Miller, znana i lubiana psychoterapeutka rozmawia z Dariuszem Janiszewskim. W trakcie rozmowy korzystają z alfabetycznych drogowskazów. Jak w tytule podejmują tematy od „A do Z” od Autonomii do Zmian. 

To zbiór felietonów w kolejności alfabetycznej prezentujących różne tematy związane z kobiecością. Autorka zwraca uwagę na rolę kobiet, na ich siłę. Zachęca do działania, do czynnego udziału w społeczeństwie, w życiu zawodowym wespół z życiem rodzinnym. Wskazuje, że wiele oczekiwań, które mamy względem siebie wynika ze sposobu wychowania, z powielanych stereotypów. Wskazuje nam, ze możemy wyzwolić się z tego myślenia, wyjść poza te schematy i wpojone nam często w dzieciństwie ramy. 

Bardzo dobra część związana jest seksualnością. Katarzyna Miller zwraca uwagę na trzy wartości: szczerość, szacunek i edukacja, które powinny łączyć się ze strefą seksualną kobiet. Zachęca nas do tego, byśmy były otwarte, szanowały siebie i nie zamykały się na własne potrzeby oraz oczekiwania. W częściach takich jak: „Romans”, „Kochanka” oraz „Uwodzenie” w sposób wręcz feministyczny uczy nas zrozumienia, że potrzeby mężczyzn nie powinny być naszym priorytetem. Zawoalowanie, bardzo profesjonalnie sygnalizuje nam, że priorytetem w relacji z drugim człowiekiem dla nas, powinniśmy być my same. Tylko w ten sposób nasze życie seksualne może być udane. 

Ciekawe podejście do tematu. Alfabet nie przeszkodził wręcz pomógł podjąć ważne tematy. Oczywiście nie jest to zbiór uniwersalnych zasad ani treści. Każda z nas, każdy z nas ma swój własny sposób na życie. Każdy z czytelników ma swoje własne priorytety. Nie każdy wybierze karierę, nie każdy wybierze poświęcenie się dzieciom. Ważne, byśmy w tym co robili znaleźli spokój i rozumieli mechanizmy, którymi się kierujemy, by u schyłku naszego życia nie stwierdzić, że żyliśmy dla kogoś, dla świata, a nie dla siebie. 

Przyjemna lektura. Zachęcam do zapoznania się!!! 

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU ZWIERCIADŁO.

„Jestem dość” Magdalena Mikołajczyk

JESTEM DOŚĆ

  • Autorka: MAGDALENA MIKOŁAJCZYK
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Liczba stron: 288
  • Data premiery: 23.11.2022r.

@matko jedyna 😊, tak to Ona. We własnej osobie Magda Mikołajczyk kobieta, blogerka, copywriterka, matka, podzieliła się z nami swoimi spostrzeżeniami napisanymi w formie krótkich, zatytułowanych felietonów. Zbiór „rozmów ze sobą”, przemyśleń, czasem krótkiej spowiedzi – bez katolickiego  wydźwięku proszę😉 – znajdziecie w „Jestem dość”. Krótkiej książeczce, która premierę miała 23 listopada roku ubiegłego. Ja dzięki niej wkroczyłam w rok 2023 w całkowicie rozchwianym nastroju. Trochę ze śmiechem przez łzy. Częściej ze spoconymi oczętami. A jeszcze częściej ze zdziwieniem i zachwytem, że można tak szczerze i z wdziękiem opowiadać o sobie. O prawdziwej JA.

Jestem dość” to krótka historia życia Magdy Mikołajczyk, we wszystkich jej odsłonach. W krótkich relacyjnie napisanych opowiastkach zatytułowanych między innymi „pęknięcia” „rodzeństwo” czy „marysia znaczy maria”, czytelnik przemierza zakamarki duszy i życia Magdy Mikołajczyk. Odkrywa jej nowe piękno. Odkrywa jej traumy, trudne doświadczenia, zanurza się w jej jestestwie i bardzo głęboko odczuwa jej emocje. To podróż, w przestworza życia jednej osoby. Kobiety, która na swym blogu wydaje się zawsze uśmiechnięta i szczęśliwa. A która o tym swoim szczęściu i szczęśliwości pisze w całkiem odmienny, od innych sposób. To nie poradnik. Nie! I dzięki temu wzięłam do ręki tę książkę😉.

Z jednej strony zbiór historii napisanych w ciekawy, z humorem, kobiecy sposób. Z drugiej strony historia osoby cierpiącej na depresję chyba od dzieciństwa. Historia dziecka matki alkoholiczki. Kobiety, która mierzyła się razem z córką z chorobą nowotworową. Z jednej strony osobista narracja skłaniała mnie od refleksji w stylu; o! inne też tak mają, o! ona jest taka podobna do mnie, o! jakbym o sobie czytała. Z drugiej strony odczuwałam głębokie współczucie w stosunku do bohaterki książki czytając o jej bardzo trudnych doświadczeniach. Czy to czytamy o depresji, chorobie, smutku, rozpaczy, porzuceniu, alkoholizmie, czy nawet nepotyzmie przy zleceniach  to jednak wynurza się taki komunikat:

jesteś dość, naprawdę, madziulku, ty i każda madziulka na świecie.” – „Jestem dość” Magdalena Mikołajczyk.

(…) bo jesteś sobą, taka, jaka jesteś, jesteś w sam raz, jesteś wystarczająca, świat potrzebuje cię właśnie takiej, (…) z nikim nie musisz rywalizować, z nikim nie musisz się ścigać, z nikim porównywać (…) nie musisz spełniać niczyich oczekiwań. jesteś dość.” – „Jestem dość” Magdalena Mikołajczyk.

Parę razy się popłakałam. Tak szczerze. Tak z serca i bez hamulców. Wiele razy pomyślałam z zachwytem; O!!!! Gdyby kiedykolwiek do mnie tak zwróciła się moja matka. Gdyby kiedykolwiek mnie taką widziała. Pewnie wtedy byłoby mi lżej, tak jak lżej byłoby Madziulce, o której czytałam.

Magdalena Mikołajczyk swoją książką zafundowała mi niezły kołowrotek emocji, który dodatkowo zostały wzmożony zwykłą chorobą. Nie mam do Autorki jednak o to żalu😊. Czuję raczej wdzięczność. Za szczerość. Za otwartość. Za głośne mówienie o depresji. Za świadectwo, że można sobie poradzić ze swoimi traumami i warto sięgać po pomoc do specjalistów z różnych dziedzin.

I za to, że nie można się poddawać i trzeba wiedzieć, że jest się dość.
I ja też jestem dość.
A może przede wszystkim; JA JESTEM DOŚĆ!!!   

Pani Magdo, dziękuję z całego serca !!!!!

Ps. chociaż ten styl z brakiem dużych liter gmatwał mi w głowie nie raz, nie dwa 😊….

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.

„Ćwiartka Szymborskiej, czyli lektury nadobowiązkowe. Wybór Jacek Dehnel” Jacek Dehnel, Wisława Szymborska

ĆWIARTKA SZYMBORSKIEJ, CZYLI LEKTURY NADOBOWIĄZKOWE. WYBÓR JACEK DEHNEL

  • Autorzy: JACEK DEHNEL, WISŁAWA SZYMBORSKA
  • Wydawnictwo: ZNAK
  • Liczba stron: 501
  • Data premiery: 13.10.2021r.

Felietony wręcz ubóstwiam 😊. Stuhr, a właściwie obaj, Nosowska, Czubaszek, Mann mają w moim sercu swoje miejsce. Wiele z felietonów mnie bawiło, wiele smuciło, o wielu mogłabym napisać, że mogłyby wyjść spod mego pióra, gdybym tylko miała trochę talentu w tej dziedzinie😉. Ale felietonistki w osobie Wisławy Szymborskiej nie znałam. Dzięki Wydawnictwu @wydawnictwoznakpl i wyborze felietonów o książkach Jacka Dehnela mogłam zanurzyć się w nową odsłonę naszej słynnej Noblistki. Mimo, że pierwsze wydania „Lektur nadobowiązkowych” sięgają lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, wstyd się przyznać, ja z nimi zetknęłam się dopiero przy okazji premiery z 13 października br. pt. „Ćwiartka Szymborskiej, czyli lektury nadobowiązkowe. Wybór Jacek Dehnel”. Zetknęłam….i przepadłam. Przeczytałam od „deski do deski” wszystkie sto pięćdziesiąt artykułów i nie żałuję, ani jednej chwili spędzonej z tą książką.

Faktycznie, Szymborska czytała wszystko. Czytała ze wrodzonej sobie ciekawości świata, jak i z potrzeby serca i czystego zainteresowania tytułem. Żadna z pozycji, o której pisała Szymborska i którą Jacek Dehnel zawarł w  publikacji, nie przeszła przez moje ręce. Do tej pory nie ciekawiły mnie tematy podjęte w takich tomach jak: „Warszawski balet romantyczny (1802-1866)”, „Polak statystyczny”, „Słownik języka łowieckiego”, „Zioła lecznicze. Historia, zbiór i stosowanie”, „Terrarium” 😉, „Historyczny rozwój odzieży”, czy chociażby „Głosy zwierząt. Wprowadzenie do bioakustyki”. Na szczęście ciekawiły Wisławę Szymborską. Dzięki pierwotnej wnikliwości potrafiła każdą czytaną książkę zamienić w ciekawy felieton, inteligentną opowieść liczną w anegdoty, odniesienia do otaczającego ją świata, czy w interesujące spostrzeżenia i refleksje. To że poetką wielką była, to już wiemy. Była też wybitną felietonistką, która nawet z „Gimnastyki dla kobiet w ciąży i połogu”, czy „Warzyw mało znanych” potrafiła napisać krótką historię, w której tyle kokieterii, co trafnych obserwacji. A takie felietony czyta się najlepiej.

Kompletnie nie wiedziałam czego się spodziewać. Felietony Szymborskiej całkowicie mnie zaskoczyły i to w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Sam Jacek Dehnel wprowadził mnie już w dobry nastrój analizując znaczenie felietonów, styl pisania poetki, czy podjęte tematy. Zawarte w antologii rozważania zaprezentowane zostały chronologicznie, począwszy od daty najstarszych wydawnictw z roku 1967, aż do książki wydanej w 2001 roku. Treści w nich zawarte dotyczą innych czasów, innej historii. Niektóre przeszły przez cenzora, inne wydano w burzliwych latach dziewięćdziesiątych, a jeszcze inne, gdy Krakowski Rynek pełen koloru, śmiechu, ludzi zachwycał wszystkich odwiedzających, w czasach nowego tysiąclecia. Szymborska pełna polotu potrafiła zaciekawić mnie refleksją nawet o tapetowaniu, czy o urządzaniu terrarium, lub co gorsza aquaterrarium. Dzięki niej poznałam wiele ciekawych faktów. Ot chociażby, że w holenderskim miasteczku Oudewater była miejska waga, na której ważono kobiety oskarżone o czary, które podobno miały być lżejsze niż wskazywały na to ich postury. Na szczęście rządzący gminą zawsze wydawali certyfikat, że kobiety ważą wystarczająco. Uff. Przynajmniej gdzieś w Holandii polowanie na czarownice nie było priorytetem.  Z zaskoczeniem przeczytałam, że tak naprawdę było siedem Kleopatr, a ta którą my znamy, jest właśnie tą siódmą, ostatnią. O decyzjach matrymonialnych nie wspomnę, za to głębokie ukłony w stronę Autorki felietonów za prześmiewczy sposób omówienia tego tematu.  Naprawdę warto było przeczytać. Takich wartych do przeczytania opinii jest w książce mnóstwo. Niech nie zrazi Was ilość stron. Felietony są krótkie, maksymalnie na dwie strony. Dodatkowo każdy zaczyna się od nowej strony, więc wolnego miejsca jest sporo. Ja z rozkoszą poświęciłam na tę pozycję dwa wieczory.

Oprócz licznych ciekawostek dowiedziałam się też sporo o samej Szymborskiej. Tak jak i ona, dobrze, że nie okazałam się jedyną, kompletnie nie rozumiem, o co w operach chodzi i kto do kogo śpiewa, a tym bardziej dlaczego śpiewak sześćdziesięcioletni nazywany jest „pięknym młodzieńcem”. Wrrr. Poznałam Szymborską trochę od kuchni. O dziwo nie spodobał jej się gabinet figur woskowych, w przeciwieństwie do egipskich mumii. Refleksyjnie odebrałam jej opowieść o wielu nieodbytych spotkaniach z Wielkim Poetą, Czesławem Miłoszem. Czasem był tak blisko, prawie na wyciągnięcie ręki, a jednak na to spotkanie musiała czekać latami. Zaskoczył mnie felieton o „sobie samej”. Mistrzowsko Szymborska odegrała autorkę publikacji, o której pisała oraz siebie samą, jako tą, która dzieliła się swoimi spostrzeżeniami co do treści zawartych w „Lekturach nadobowiązkowych”.

Długo mogłabym się zachwycać nad jakością i wartością tego zbioru. Osobiste rozważania Szymborska ujęła nad wyraz inteligentnie, z licznymi spostrzeżeniami, dygresjami, uwagami. O jej kunszcie świadczy to, że nawet nieprzychylna opinia napisana jest ze swadą, dalekosiężnością i niezwykłym polotem. Pewne spostrzeżenia okazały się ponadczasowe, mimo upływającego czasu. Do tego piękny literacki język, niezwykłe zwroty i dawno zapomniany styl. Styl, który otwiera nam oczy i poszerza nasze horyzonty. Ciekawi jesteście, co Szymborska miała na półkach? Mam nadzieję, że tak. Udanej lektury!!!

Moja ocena: 9/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Znak.