„Szkarłatna wdowa” Graham Masterton

SZKARŁATNA WDOWA

  • Autor: GRAHAM MASTERTON
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Seria: BEATRICE SCARLET (tom 1)
  • Liczba stron: 400
  • Data premiery w tym wydaniu: 18.05.2022r.
  • Data premiery: 28.10.2015r.

Mam jakieś takie nierówne doświadczenia z Grahamem Mastertonem, notabene autorem książek z wielu gatunków. W notce biograficznej przeczytałam, że to autor horrorów, romansów, powieści obyczajowych, thrillerów oraz jedenastu kryminałów z Katie Maguire. Jeden z horrorów oceniłam dość nisko („Dom stu szeptów”), za to dwie części kryminalnej serii z Maguire znacznie lepiej („Do ostatniej kropli krwi”, „Żebrząc o śmierć”). Nie mam do tej pory doświadczeniami z powieściami obyczajowymi i romansami. Może te okażą się bardziej trafiające w mój gust…

Wracając do kolejnej premiery od @WydawnictwoAlbatros z 18 maja br. pt. „Szkarłatna wdowa” po opisie spodziewałam się raczej książki w stylu „Szkarłatnej litery”. Filmu z Demi Moore, w której piętnowane życie w dusznej społeczności pełne było strachu, leków i niepokojów. Szkarłatność tytułowej wdowy w powieści po raz pierwszy wydanej w 2015 roku Grahama Mastertona jest niewytłumaczona.

Beatrice Bannister zaczyna interesować się pasją swego ojca – cenionego aptekarza. Dzięki jego zaangażowaniu poznaje najmroczniejsze tajniki ówczesnej farmakologii. Zna zioła, przetwory, wytwory chemiczne, które potrafią uleczyć, ale również te, które potrafią zabić. Po śmierci matki Nancy Bannister idylla rodzinnego życia zostaje zniszczona przez alkoholizm ojca. Osierocona Beatrice zamieszkuje z kuzynką Sarą, gdzie zaprzyjaźnia się z jej synem Jeremym. Szczęśliwym trafem zostaje żoną Francisa Scarleta protestanckiego duchownego, z którym wyrusza do Nowej Anglii i osiedla się w Sutton w hrabstwie New Hampshire. Życie kolonistów nie jest łatwe. Pełni strachu przed Indianami, nękani zabobonami wplątani zostają w intrygę rodem nie z tego świata. Najpierw na dziwną przypadłość zapadają krowy. Później giną świnie Scarletów. Nieszczęście dosięga też czterech niewolników, którzy zostali spaleni żywcem. Gdy Nicholas Buckley wraz z małym synem traci życie Pastor Francis Scarlet postanawia rozmówić się z przybyłym Jonathanem Shooksem, który jako jedyny twierdzi, że dla dobra wszystkich mieszkańców jest adwokatem diabła/demona wypraszającym u niego jałmużnę dla pozostawienia w spokoju.

„Nic na tym bożym świecie nie zdarza się przypadkowo, Beo. Za wszystkim stoi logika i porządek, nawet jeżeli tego nie widzisz. A nawet, gdy widzisz, nie możesz zrozumieć” -„Szkarłatna wdowa” Graham Masterton.

Kompletnie niespójna historia. Pomysł może Masterton miał niezły. Wierzenia, zabobony w dawnych czasach zbierały swoje żniwo. Daleka amerykańska ziemia i angielscy osadnicy to potencjalna podstawa ciekawej fabuły. Do tego diabelskie kopyta i dziwne zachowania miejscowej wdowy Bellknap uważanej za czarownicę przeciwko „szkiełku i oku”, logicznemu wnioskowaniu i fizycznej obserwacji. Realizacja poniżej moim oczekiwaniom. Główna bohaterka Beatrice, mimo swej wiedzy, swemu hartowi ducha, swej odwadze, swej hardości polega w starciu z mężczyzną, do którego od początku miała swoje podejrzenia. Polega w starciu z konstablem Jewkes, który bardziej niż sprawiedliwością zainteresowany jest piciem alkoholu. Polega na starciu z perfidnym wymuszeniem nie próbując nawet zwrócić się do stróżów prawa, do Generała Holyoke – sędziego pokoju. Jakby na wszystko się godziła. Jakby jej postać musiała wypełnić pewną rolę, pewne przeznaczenie. Jakby jej osobowość raz się liczyła, a raz nie.

Tak naprawdę chodziło o pieniądze. Bo jak nie wiadomo o co chodzi, to o pieniądze. Tym kompletnie autor mnie załamał. Gdzie tu mistyka!!! Gdzie tu demony, diabły, szatany!!! Gdzie tu strach i siły nadprzyrodzone!!! Znikły gdzieś w okolicy połowy książki, gdy już z prowadzonych dialogów można było się domyśleć, o co chodzi. Który złoczyńca odzywa się w taki sposób????!!! : „Zamierzam zrobić ci coś demonicznego, szkarłatna wdowo, bo myślisz, że nie zasługuję na miano demona”. Przecież gdy chodzi o krzywdę dzieje się to zwykle bez przydługiego wstępu, bez przynudzających dialogów.  

Do tego błędy językowe, które kłuły mnie w oczy. Bea zwraca się do swojego męża w dialogu Francisa tymi słowami: „Naprawdę nie widziałaś śladów kopyt?”. Francis odpowiada, a ona dodaje; „Mogły być sztuczne, Francisie….”. Bez wątpienia chodzi o dialog kobiety z mężczyzną. Do tego logiczne: „Szczególnie jeden demon. To opłata za ochronę przez szatana.” ??? Dla ochrony szatana nie znalazłam w książce żadnego uzasadnienia, żadnej kontynuacji, żadnego odniesienia. Trochę na zasadzie ochrona jest i już! A metody podtrzymywania ciepłego posiłku do tej pory nie zrozumiałam, mimo, że jakiś czas już o niej myślę😉 „Czy mam schować pański obiad od pieca, panie Shooks, żeby nie ostygł?”, raczej chyba „do pieca”. Czyż nie? A sposób w jaki Graham Masterton uporał się z pierwszą miesiączką głównej bohaterki to już prawdziwe nieporozumienie. W kilku zdaniach nazwał ją okresem, miesiączką lub „ciotką”, która przyjechała. Kuzynka Sara faktycznie wyprzedzała swoją epokę. W okresie, w którym autor osadził fabułę sformułowanie „ciotka przyjechała” nie istniało.

Niekonsekwentna fabuła. Niespójne dialogi. Nieprawdziwa i nierealna w swej dychotomii główna bohaterka. Do tego nielogiczne zwroty, sformułowania i użyte słownictwo nieprzystające na okres, w którym została osadzona fabuła. Demony niestraszne. Mieszkańcy osady bezwolni, bezmyślni, bez polotu. Nawet wielebny Francis nie przekonał mnie do siebie. Jedyna ciekawa postać to wysoki mężczyzna w brązowym płaszczu i wątek niespodziewanych kwiatów na łóżku wraz z perfumami Beatrice. Ale to za mało, by ocenić wyżej niż na cztery. Za mało.

Moja ocena: 4/10.

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Albatros.

„Dom stu szeptów” Graham Masterton

DOM STU SZEPTÓW

  • Autor: GRAHAM MASTERTON
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 15.09.2021r.

Do przeczytania kolejnej premiery @WydawnictwoAlbatros z 15 września br. przekonała mnie tak naprawdę jedna opinia. Zdaniem  Petera Jamesa „Dom stu szeptów” Grahama Mastertona to ksiązka „Przerażająca i jedyna w swoim rodzaju. Masterton to jeden z najoryginalniejszych i najbardziej przerażających powieściopisarzy naszych czasów”. Grahama Mastertona znam z serii z Katie Maguire. Zrecenzowałam dwie ostatnie części tego cyklu, tj. „Żebrząc o śmierć” oraz „Do ostatniej kropli krwi”. W jednej z nich napisałam, że „Znakiem rozpoznawczym autora są dosadne opisy ofiar, miejsc zbrodni”. Tym bardziej ciekawa byłam horroru jego autorstwa, mimo, że nie jest to bliski mi gatunek. Jak to mówią „do odważnych świat należy” i z tą myślą rozpoczęłam czytanie😉.

(…) Wszelkie spełnienie, jakiego w życiu doświadczamy, jest możliwe tylko dzięki istnieniu w czasie, nawet jeśli nieuchronnie nadchodzi również moment, gdy znów wszystko utracimy niczym fala odpływu ześlizgująca się powoli po piasku”. – „Dom stu szeptów” Graham Masterton.

O jaki dom tu chodzi i o jakie tytułowe szepty?

Dom to stara rezydencja w Dartmoore, ze skrzypiącymi schodami, ogromnymi oknami, mrocznymi witrażami, ogromnym ogrodem i ośmioma sypialniami. Dom należał do seniora rodu Russelów. Należał. Aktualnie po jego śmierci do domu zjeżdżają jego dzieci; Rob, Martin i Grace. Zastanawiają się komu przypadnie, czy ktoś będzie w nim mieszkał, czy należy go jak najszybciej sprzedać. Niestety zgodnie z testamentem zarządzanie obejmie fundusz powierniczy, a dom musi zostać w rodzinie co najmniej przez 13 lat. W czasie gdy rodzeństwo zastanawia się jak poradzić sobie ze skomplikowanym spadkiem dochodzi w domu do dziwnych zjawisk. Najpierw słyszane są tytułowe szepty, później zaginął Timmy, wnuk spadkodawcy. Wszyscy stają na baczność, wszyscy szukają do czasu, do czasu, gdy rzeczywistość zamienia się w koszmar.  

I to chyba wszystko

Jeśli chodzi o zachęcenie Was do sięgnięcia po tę pozycję. Mimo, że książka została zaliczona w poczet horrorów, grozy w niej nie było wcale. Musicie wiedzieć, że ten gatunek zwykle powoduje u mnie łomotanie serca, szczęk zębów, czy drżenie rąk. Nie tym razem. Nie tym razem. Tym razem chwilami przywoływałam uśmiech na ustach. Poziom absurdu, braku logiki i groteski doprowadzał mnie do uśmiechu, cichych prychnięć, czy wypowiedzianego w myślach komentarza typu „co za głupoty” lub „co za absurd”. Główny wątek szeptów pojawił się dość szybko,  w pierwszych czterdziestu stronach, jakby autor nie chciał marnować czasu na wprowadzenie, na budowanie napięcia, jakby chciał od razu „z grubej rury” gruchnąć tymi tytułowymi szeptami, świszczącym wiatrem i mroczną atmosferą. Według mnie zabieg kompletnie mu się nie udał. Udany motyw dotyczył księżej nory powstałej wiele lat wcześniej w związku z przebywaniem w posiadłości duchownych. Motyw Ady i jej podróży z kompanami kompletnie mnie powalił na łopatki. Raczej zakrawał na śmieszność. A, co ważne, rozstrzygnięcie. Nie podołali dwaj doświadczeni egzorcyści, a „rękawicę podjął” amator – śmiałek. Czy z sukcesem? To sami musicie sobie doczytać.

Plusem książki jest narracja i styl właściwy Autorowi. Podobał mi się, mimo wielu banałów i całkowicie niedopracowanej moim zdaniem fabuły. Czytało ją się, o dziwo, przyjemnie. Mroczne wątki, tajemnice zza grobu, własne lęki i obawy splatały się z teraźniejszością, z bohaterami występującymi tu i teraz, ani przeszłości, ani teraźniejszości nie było za dużo.

To całkowicie inne, niż dotychczas doświadczenie z prozą Grahama Mastertona. Analogicznie jak książkę, pisanie tej recenzji kończę z uśmiechem na ustach.

Moja ocena 5/10.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Albatros.

„Do ostatniej kropli krwi” Graham Masterton

DO OSTATNIEJ KROPLI KRWI

  • Autor:GRAHAM MASTERTON
  • Wydawnictwo:ALBATROS
  • Seria: KATIE MAGUIRE. TOM 11
  • Liczba stron:448
  • Data premiery:24.03.2021r.

Ponad miesiąc temu premierę miała najnowsza książka serii o Katie Maguire „Do ostatniej kropli krwi” wydana przez Wydawnictwo Albatros. Ostatnie dwa tomy serii przeczytałam jeden po drugim. Czy to dobrze? Czy nie lepiej zrobić sobie małe wakacje od tych samych bohaterów, tego samego stylu, podobnych problemów?  Mam nadzieję, że odpowiedzi na te pytania odnajdziecie w recenzji. Zapraszam.

Siedem dziewcząt z Albatrosa, Tyś jedyna” – „Beata z Albatrosa” Janusz Laskowski

 Nie ukrywam, że czytając książki wydawane przez Albatrosa kołacze mi się ten tekst piosenki. Po pierwsze skojarzenie z nazwą wydawnictwa, całkowicie oczywiste, po drugie szerokie spektrum premier, w których kobiety odgrywają znaczącą rolę. Tak jest w serii z Katie Maguire, nadkomisarz z Garda Sίochána w irlandzkim Cork. Katie zdecydowanie łączy w sobie cechy kobiece i męskie. Nie jest jednoznaczna. Z jednej strony bezkompromisowa, nawet po pogrzebie swego partnera od razu rzuca się w wir pracy. Samą wiadomość o śmierci również przyjęła spokojnie, bez histerii. Z drugiej, bardzo czuła na krzywdę innych, ocierająca w ukryciu łzy i wrażliwa na otoczenie. Autor szczególną uwagę zwraca na kobiecy wygląd Katie. Jakby chciał uwypuklić te żeńskie cechy. Oczywiście u Albatrosa kobiet jest więcej niż siedem.

Diabeł często wygląda jak anioł” – irlandzkie przysłowie.

 W najnowszej części Katie musi zmierzyć się z kolejnymi wyzwaniami w swojej policyjnej karierze. Takich w Cork wiele. Warto wspomnieć chociażby o cygańskich żebrakach, „nigeryjskich handlarzach żywym towarem w celach seksualnych, gangach złodziei sklepowych…”. Wątek kryminalny rozpoczyna się od śmierci sędziego Garretta Quinn, który ginie w płonącym samochodzie w dniu, w którym miał ogłosić wyrok w sprawie lokalnego gangstera Donala Hagerty’ego. Spalone zwłoki od razu zidentyfikowała Katie. Identyfikację przeprowadziła po obrączce claddagh, którą…. sama kiedyś ofiarowała sędziemu w trakcie ich intensywnego związku. Nie ona jedna była kochanką Garretta. W trakcie śledztwa okazuje się, że sędzia miał słabość do płci pięknej. Komu więc mogło zależeć na jego śmierci? Zdradzonej żonie, odrzuconej kochance czy lokalnemu mafiosie? Śledztwo komplikuje się, gdy brat sądzonego przez sędziego również traci życie. Z pozoru śmierć Billy’ego Hagerty’ego wydaje się rozgrywkami w wojnie gangów. Wojny O’Flynnów i Riordanów, która trwa od lat. Czy śledztwo potwierdzi tezę postanowioną na początku?

Za dużo tej chrześcijańskiej mentalności

Zdecydowanie. To przeszkadzało mi w czytaniu. Wiadomo, Irlandia religijny kraj. Odłam rzymskokatolicki jest dominujący (78,3% populacji). Jednak czy co parę stron muszę czytać chrześcijańskie bluźnierstwa typu: „Matko Boska…” – ooo tego to zatrzęsienie, „Słodki Jezu”, „Jezu…”, „Józefie święty!”? Irytowały mnie wplecione co jakiś czas religijne wstawki, jak: „Przysięgam ci to przed Bogiem, Marią, Józefem i wszystkimi aniołami!”, „.(…) Żyjesz i Bóg od początku cię kocha…”, „(…) Bóg miał powód, żeby zabrać ją z powrotem do nieba…”. I kolejne zdanie w tym samym wersie „(…) żeby Bóg pozwolił nam cieszyć się nią trochę dłużej…”.  Zabieg ten stosowany był zarówno w przypadku bohaterów złych, jak i dobrych. Bez wyjątku. Dodatkowo wszyscy wkoło się o coś modlą. Gangsterzy, śledczy, sędziowie, rodzina ofiar i nawet mordercy! Ta maniera dodatkowo mnie irytowała.

Wątek obyczajowy głównych bohaterów jest cechą charakterystyczną autora. W tej części również czytelnik dowiaduje się, co dzieje się w życiu śledczych, ofiar a nawet przestępców. Jakoś tylko pogubiłam się w życiu intymnym głównej bohaterki. Fakt, nie czytałam wszystkich książek z serii. Moim zdaniem, autor nie wprowadził na początku książki czytelnika w homoseksualne skłonności Katie. No bo jak inaczej nazwać relację Katie z Kyną?

Przyjaciółka przytuliła ją i obsypała jej twarz lekkimi całusami, a później obdarzyła ją długim, namiętnym pocałunkiem, wsuwając język w jej ustaw i jednocześnie obejmując jej prawą pierś przez sweter”.

Zawsze staram się czytać powieść w pełnym skupieniu. Tak było i tym razem. Kompletnie nie wyłapałam, że rodzi się jakaś nietypowa relacja pomiędzy kobietami. Cytowany powyżej opis pojawił się nagle. Nie został dodatkowo zinterpretowany. Jest to nietypowe. Masterton zwykle wprowadza czytelnika w wątki osobiste, w ten sposób umożliwiając czytanie książek odrębnie, niezależnie od całej serii. W tej części również mamy wiele powtórzonych wątków z poprzednich książek. Ten jednak kompletnie pojawił się bez wytłumaczenia, bez dodatkowego komentarza. Generalnie patrzę na życie intymne nadkomisarz Katie Maguire po tej części inaczej. W poprzedniej, analogicznie jak i w tej pojawia się kochanek z przeszłości. Kochanek, z którym Katie miała bardziej lub mniej zobowiązujący romans. Zastanawia mnie tylko, czy w każdej następnej części będziemy dowiadywać się o kolejnej seksualnej relacji Katie z osobą znaczącą dla toczonego śledztwa?. Mam nadzieję, że nie. To w mojej opinii zbędne, niepotrzebne. Nie wiem w ogóle dlaczego Katie obrazowana jest jak Czarna Wdowa. Kogokolwiek nie dotknie, ten traci życie. Za dużo tych strat wśród bliskich jej osób. Za dużo…

Znakiem rozpoznawczym autora są dosadne opisy ofiar, miejsc zbrodni. Tak jest i w tej części. Przygotujcie się na puste oczodoły, brązowe zęby obnażone w wilczym uśmiechu, wiszącą przekrzywioną żuchwę z wszystkimi zębami na widoku czy wyrwany tył czaszki. Opisy te nie są jednak przesadzone. Zwykła śledcza praca, zwykła śledcza rzeczywistość. Tak szczegółowa charakterystyka, moim zdaniem, dodaje tylko realności opisywanym wydarzeniom.

Bardzo dobry okazał się wątek poboczny Mordercy znad Lee. Człowieka, który wrzucał do rzeki przypadkowych przechodniów. Jak to u Mastertona, opis śmierci przez utonięcie młodej matki samotnie wychowującej kilkunastomiesięczną córeczkę, druzgocący. Tym bardziej, że osiemdziesięcioletni sąsiad mógł uratować tylko jedną z nich. Którą miał wybrać, matkę czy tonącą córeczkę?. Takich mrożących krew w żyłach opisów wiele. To nie zbrodnia jednak jest tu najważniejsza. Autor skupia naszą uwagę na ofiarach, zarówno przypadkowych jak i zamierzonych. Jakby chciał nam zwrócić uwagę, że to może spotkać każdego z nas. My też możemy być następni.

Według mnie to najsłabsza z przeczytanych przeze mnie dotychczas książek serii. Jeśli wśród Was są jednak fani przygód Katie Maguire, niech nie zrazi Was moja opinia. Pamiętajcie, zdanie o książce wyrobicie sobie tylko, gdy sami ją przeczytacie.

Moja ocena: 6/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

„Żebrząc o śmierć” Graham Masterton

ŻEBRZĄC O ŚMIERĆ

  • Autor:GRAHAM MASTERTON
  • Wydawnictwo:ALBATROS
  • Seria: KATIE MAGUIRE. TOM 10
  • Liczba stron:480
  • Data premiery:15.07.2020r.

24 marca 2021 miała premierę najnowsza, jedenasta część serii o nadkomisarz Katie Maguire zatytułowana „Do ostatniej kropli krwi”. Nie ukrywam już ją czytam i spodziewajcie się wkrótce relacji z mojej strony. Nie mogę jednak opublikować recenzji najnowszej książki serii od Wydawnictwa Albatros bez recenzji poprzedniego tomu. Niniejszym spóźniona, jednak niezapomniana recenzja dziesiątej książki cyklu zatytułowanej „Żebrząc o śmierć”.

Katie Maguire jak Chyłka

Wiecie, że jestem ogromną fanką Chyłki Remigiusza Mroza. Jest to postać literacka z tych, które do tej pory mi się nie znudziły. Sięgając po kolejny tom serii z Katie Maguire zastanawiam się, czy to już będzie ten moment. Moment przesycenia postacią literacką. Moment, w którym bohaterka zacznie mnie drażnić, doprowadzać do szału, a jej wybory powodować pobłażliwy, czasem głupkowaty uśmiech. Nie tym razem, nie tym razem. To jeszcze nie ta książka z serii.

W „Żebrząc o śmierć” Katie Maguire nadal daje radę. Tym razem Katie musi zmierzyć się z morderstwami bezdomnych. Ktoś w bardzo wyrafinowany sposób pozbywa się konkurencji na rynku bardzo dochodowych miejsc do żebrania. Zgony bezdomnych śledczy kojarzą od razu z pojawieniem się w Cork Lupula, mężczyzny z Rumunii, który przywiózł dwudziestu jeden swoich rodaków, by czerpać dochody z ich żebrania. O tym Katie dowiaduje się od małej dziewczynki. Dziewczynki szukającej matki. Śledztwu nie sprzyjają „prywatne wycieczki” aktualnego szefa nadkomisarz Maguire, Brendana O’Kane’a, z którym w akademii policyjnej Katie łączył romans. Dodatkowo działania Conora, narzeczonego Katie przysparzają jej trosk. Czy prywatne życie wpłynie negatywne na działanie śledztwa? Czy Lupul jest tym, którego szukają śledczy z Garda Sίochána?

Udana część udanego cyklu

O tym, że książka jest dobra nie świadczą tylko szczegóły prowadzonego śledztwa. Chociaż bez dwóch zdań jest to książka dla fanów Mastertona i fanów nadkomisarz Maguire. Oprócz głównego wątku kryminalnego autor wplótł wątki poboczne, których rozwiązanie wciągnęło mnie nawet bardziej niż główna fabuła. Nie mogło być inaczej, gdy czytałam o pierścionku znalezionym w mięsie mielonym (brrr) czy obserwowałam wydarzenia z perspektywy Brianny, która doprowadza do eutanazji pełniąc funkcję ratownika medycznego. Brianny, która staje przed dylematem czy ratować bezwolne życie, czy popełniać, jak twierdzi „chrześcijańskie akty miłosierdzia”. 

Dużo czasu autor poświęcił na kwestie ochrony zwierząt z nielegalnych hodowli. Hodowli, z których sprzedaje się rasowe, chore i cierpiące psy. To właśnie ten wątek był dla mnie zaskoczeniem. Zawiódł mnie całkowicie wątek Conora. Ogromna miłość i przygotowania do ślubu zostały nagle przerwane. Bez walki, bez prób, bez wzajemnych starań. Jakby ta miłość była tylko delikatnym rysunkiem na szkle. Bardzo dopracowanym, ale jakże kruchym. Nie do końca ten wątek został dopracowany.

Katie Maguire jak zwykle waleczna i bezkompromisowa. Nie ulega  żadnym naciskom. Nie pozwala sobie na bylejakość. Zaangażowana w pracę od początku do końca. A zakończenie? No cóż, stanowi preludium do kolejnej książki z serii.

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą dziękuję Wydawnictwu Albatros.