„Gwiazdka z duchami. Antologia opowiadań grozy” Margaret Oliphant, J.H. Riddell, Ellen Wood, Roman Zmorski i inni

GWIAZDKA Z DUCHAMI. ANTOLOGIA OPOWIADAŃ GROZY

  • Autorzy: MARGARET OLIPHANT, J.H. RIDDELL, ELLEN WOOD, ROMAN ZMORSKI I INNI
  • Wydawnictwo: Zysk i S-ka
  • Liczba stron: 621
  • Data premiery: 23.11.2021r.

Podobną antologię czytałam w ostatnie, letnie wakacje. Wydana również przez Wydawnictwo @Zysk i S-ka była to „Wakacje wśród duchów. Antologia opowiadań o duchach”. Wśród twórców wielu znanych, wybitnych autorów m.in. Charles Dickens, Oscar Wilde , William Butler Yeats i inni. Dowiadując się o kolejnym wydaniu w tej samej myśli pt. „Gwiazdka z duchami. Antologia opowiadań grozy”, która premierę miała 23 listopada br. wiedziałam, że muszę po raz drugi zanurzyć się w te historie z nie tego świata😊. I tak w me ręce wpadła wspaniała publikacja, w twardej oprawie, z obwolutą oraz wyśmienitymi przekładami. Wśród translatorów mój ulubiony Jerzy Łoziński. Wybór opowiadań i opracowanie redakcyjne nie kto inny jak Tadeusz Zysk. Zapowiadała się więc dobra zabawa na wysokim poziomie.

Ze wszystkich rzeczy, których wymaga się od książki, najważniejszą jest, żeby nadawała się do czytania.” – Anthony Trollope.

Twórcy tej maksymy zdobiącej pierwszą stronę antologii niestety nie ma wśród autorów tego zbioru. Szkoda, bo Trollope w „Najsłynniejszych opowiadaniach wigilijnych” (recenzja na: klik) tegoż samego Wydawnictwa był wręcz niesamowity. Za to Tadeusz Zysk zaprosił mnie do przeczytania historii wymyślonych przez Mrs Henry Wood, Margaret Oliphant i J.H. Riddell – najpopularniejszych reprezentantek literatury angielskiej. Do tego dołożył ciekawą opowieść napisaną przez Zygmunta Krasińskiego oraz trzy utwory autorstwa Romana Zmorskiego. Jak przeczytałam w opisie Wydawcy: „(…) poety, tłumacza i folklorysty”.

Zacznę od Pań. Zafrapowała mnie „Opowieść wigilijna” Margaret Oliphant. To klasyczna, napisana w staroangielskim stylu historia, w której napięcie rośnie, a wyobrażenia przerastają rzeczywistość. O rodzie Witcherleyów i samym Witcherley Arms czytałam z rozbawieniem na twarzy. Nie mylcie rozbawienia z poczuciem groteski. Historia ma w sobie to coś, tą nadprzyrodzoną moc i charakter nawiedzonego domostwa, ale jest napisana w tak brawurowym stylu, że chwilami rozterki bohaterów wprawiały mnie w dobry nastrój. Do tego narracja pierwszoosobowa. Człowieka, który ze wszystkich sił starał się uratować pana na włościach. Na pewno to też zasługa translacji Pana Łozińskiego. Mimo, że tłumaczenie unowocześniło oryginał to styl został zachowany. I to jest dowód na translację na najwyższym poziomie. Bardzo spodobała mi się także historia opisana przez J.H. Riddell w „Świątecznej partyjce”. To perypetie spadkobiercy Martingale, który z siostrą zaczyna zamieszkiwać kolejną angielską rezydencję. Narracja pierwszoosobowa również i w tym przypadku się sprawdziła. Dzięki niej poznajemy rozterki, myśli i frustracje młodego Johna Lestera. Autorka w wielu miejscach zaprasza czytelnika do zabawy zwracając się bezpośrednio do niego. Jak w poniższym przykładzie:

Wy, drodzy czytelnicy, z pewnością jesteście wolni od zabobonnych wyobrażeń. Kpicie sobie z istnienia duchów i powtarzacie, że z chęcią znaleźlibyście jakiś nawiedzony dom, aby spędzić w nim noc, co oczywiście godne jest pochwały i docenienia. Poczekajcie jednak, aż znajdziecie się w odpychającej, opuszczonej, starej, pełnej nieprzyjemnych dźwięków wiejskiej rezydencji…” – „Świąteczna partyjka” J.H. Riddell.

Z tłumaczeniem tego opowiadania również wyśmienicie poradził sobie Pan Jerzy Łoziński. Mimo literatury w iście angielskim stylu, autorowi udało się uniknąć zbyt górnolotnych i pompatycznych sformułowań. Tekst sam sobie płynął pozwalając zanurzyć mi się w opowieść, w której pewien dom i pewna partyjka karciana odegrała główną rolę. Za to kompletnie nie mogłam znieść opowieści Mrs Henry Wood, a właściwie Hellen Wood. Przez żadną z trzech nie potrafiłam przebrnąć. W „Ginie Montani” poraził mnie infantylny styl. Te sformułowania nie potrafiły mi się ułożyć w głowie, wszędzie te ochy, achy. Prośby o brak potępienia, o wybaczenie, o zrozumienie itede, itepe. Szkoda, bo historia mogła być faktycznie mrożącą krew w żyłach. Pozostałe dwie opowieści tej autorki również trąciły naiwnością, prostodusznością i łatwowiernością do kwadratu, a może nawet do sześcianu. Czytałam kiedyś jedną powieść Hellen Wood „Błędnik” (recenzja na klik), która mimo wielu zalet, miała właśnie tę jedną wadę.

Za to Roman Zmorski w trzech utworach, w tym jednym pisanym wierszem oraz Zygmunt Krasiński to same ambrozje, smaczne, soczyste i unikatowe. Oczywiście możemy polemizować o realności przedstawionych historii, zastosowanego stylu, czy chociażby objętości. Ja zwróciłam uwagę na naszych krajanów pod kątem swojskości, urzekającego folkloru, odniesień do wielu wierzeń i obyczajów, które dominowały w dawnej Polsce. Mimo, że opowieści nie były zbyt zawiłe i skomplikowane czytając je poczułam pewną świeżość, jakby powiew wiatru dmący z polskich, zielonych łąk.

Moja ocena: 8/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Zysk i S-ka.