„Boże, daj orgazm” Violetta Nowacka

BOŻE, DAJ ORGAZM

  • Autorka: VIOLETTA NOWACKA

  • Wydawnictwo: HARDE 
  • Liczba stron: 320
  • Data premiery: 15.05.2024r. 

Boże, daj orgazm” Violetty Nowackiej to poradnik, na który zwróciłam uwagę na Targach Książki Vivelo w trakcie odwiedzania stoiska HARDE Wydawnictwo. Książka zafrapowała mnie tytułem. Od razu na nią zwróciłam uwagę myśląc, że trzeba mieć nie lada odwagę, by w tak purytańsko- katolickim kraju połączyć w tytule słowo „Boże” i „orgazm”. Ja lubię odważne koncepty, a im jestem starsza tym coraz bardziej. Sama zresztą Autorka we wstępie pisze: 

„Ta książka nie jest pro­te­stem. Nie ma na celu pod­wa­ża­nia war­to­ści wyznaw­ców reli­gii kato­lic­kiej. Nie jest też prze­ciwko wie­rze w Boga. Kiedy ją pisa­łam, nie kie­ro­wały mną żadne pobudki ide­olo­giczne ani per­so­nalna nie­chęć do kogo­kol­wiek, kto pro­pa­go­wał kato­lic­kie dogmaty w pol­skich kościo­łach, szko­łach czy świe­cie poli­tyki na prze­strzeni ostat­nich dzie­się­cio­leci. Jako psy­cho­log, tera­peutka, coach i edu­ka­tor sek­su­alny z dwu­dzie­sto­pię­cio­let­nim sta­żem w gabi­ne­cie tera­peu­tycz­nym, jestem wolna od uprze­dzeń. Kie­ruje mną głę­boka tro­ska i sym­pa­tia do ludzi, szcze­gól­nie zaś kobiet, bo to im dedy­kuję tę książkę.” -„Boże, daj orgazm” Violetta Nowacka. 

Poradnik „Boże, daj orgazm” to próba rozprawienia się z tematem orgazmu, wstydu własnego ciała, ograniczeniami, lękami, a także poczuciem dyshonoru, który budowany i pielęgnowany był w nas przez lata. Z jednej strony przez rodziców, wychowawców, z drugiej przez wiarę katolicką. Ostatnio w miejscu pracy usłyszałam, że kościół zrobił wiele złego dla rozwoju człowieka, dla jego sfery seksualnej czy emocjonalnej wpędzając wszystkich bez wyjątku, młodych i starszych w permanentne poczucie winy. Zerkając po raz pierwszy na tytuł miałam takie skojarzenie. Patrząc na moje własne doświadczenia i moich bliskich przyjaciółek nie sposób się nie zgodzić. Ciekawie jednak Autorka rozprawia się z tym wątkiem dowodząc między innymi, że „W chrze­ści­jań­skich reli­giach podej­rzewa się ciało o głu­potę, jakby było nie­in­te­li­gent­nym two­rem prze­szka­dza­ją­cym nam w roz­woju ducho­wym i sztuce łącze­nia się par. Mówi się o nim jak o spu­ściź­nie grze­chu pier­wo­rod­nego, bala­ście, który płata nam figle, nie umie poro­zu­mie­wać się z duchem i umy­słem, a nawet jest wobec nich w opo­zy­cji.”. 

Ja po przeczytaniu poradnika poczułam chwilowy spokój. Po pierwsze poczułam się zrozumiana. Po drugie poczułam się zintegrowana z doświadczeniami innych kobiet. Po trzecie zostałam wydedukowana, że to co ni znane, co wpajane od lat jest mylne, jest bardzo krzywdzące dla mnie, dla mego ciała, dla moich pragnień. 

Od razu prostuję, to nie jest typowy poradnik, który nauczy Was jak zwiększyć swoją przyjemność. Tak naprawdę ta książka o tym ciekawym tytule, to zbiór historii wielu kobiet, na których kościół odcisnął silne piętno na ich życie intymne. Piętno, z którymi musiały borykać się przez wiele lat i przez wiele terapii. Piętno, które wywołało u nich urazy i problemy w sferze seksualnej powodujące niemożność czerpania przyjemności z własnym mężem nawet poślubiony przed ołtarzem. To ciekawy zbiór relacji, w których w wielu miejscach odnalazłam siebie, jak i obrazy innych znanych mi doniesień od mych przyjaciółek. Dla mnie publikacja okazała się niezwykle cenna, niezwykle edukująca. To książka, która staje się dla nas taką chwilą mantrą, którą chcemy powtarzać prawie każdemu i przy każdej okazji, by cieszyć się własnymi odkryciami. To także bardzo wartościowa lektura, która obnaża negatywny i destrukcyjny wpływ kościoła jakiego znamy z naszych domów, lekcji religii na tak ważną sferę życiową jaką jest nasza seksualność. Przecież nie bez powodu nam ją dano. Nie bez powodu nam ją zadano. 

Sięgnijcie po tę książkę, która obnaża powszechny światopogląd. Która rozszerza perspektywę i pozwala spojrzeć naprawdę szerzej. Nie sugerujcie się tytułem. To coś więcej. To znacznie większe i mocniejsze przeżycia.

Moja ocena: 8/10

Z opinią o książce zapoznaliście się dzięki Wydawnictwu HARDE, za co bardzo dziękuję.

„Bez przebaczenia”  Sylwia Kubik

BEZ PRZEBACZENIA

  • Autorka: SYLWIA KUBIK
  • Cykl: HARDE BABKI . TOM 2
  • Wydawnictwo: HARDE 
  • Liczba stron: 336
  • Data premiery: 24.04.2024r. 

Przy zapowiedzi „Smaki nieba” Sylwia Kubik – pisarka z Powiśla wspomniałam o najnowszej powieści tej Autorki „Bez przebaczenia” od HARDE Wydawnictwo będącą drugim tomem serii „Harde. Babki„.  Pierwszej części nie czytałam. Przeczytałam za to drugą . I już na wstępie przyznaję, że była warta mojego czasu. 

„Wbiła ostrze w nad­gar­stek. Głę­boko, mocno. Wsu­wała je w ciało coraz bar­dziej. Prze­szył ją dreszcz bólu. Co za ulga! Ode­tchnęła mocno, czu­jąc coś na kształt rado­ści. Wyjęła ocie­ka­jący krwią nóż. Żal i uczu­cie bez­na­dziei powró­ciło. Szybko wbiła go ponow­nie. Cóż za bło­gość. Jakie odprę­że­nie…” – Bez przebaczenia” Sylwia Kubik.

Książka zaczyna się od prologu, który zbił mnie z przysłowiowego pantałyku. Już czytając pierwszy rozdział zastanawiałam się, czy prolog odnosi się do Lilki Janickiej, która również dorastała w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym, jak wspomniana w prologu Mar­tynaLilki trenującej do zawodów MMA. Próbującej w ten sposób poradzić sobie z trudnymi przeżyciami z dzieciństwa, by wreszcie zaznać spokoju w dorosłym życiu. 

„Mar­ko­wała ćwi­cze­nia. Dawno temu wyzna­czyła sobie cel. Chciała go osią­gnąć. Wie­działa, że dopóki nie wyrówna rachun­ków, nie będzie mogła żyć nor­mal­nie. O ile jaka­kol­wiek nor­mal­ność w jej
przy­padku ist­niała. Tylko… Tylko żeby to zro­bić, musiała ostro wziąć się za sie­bie.”-  „Bez przebaczenia” Sylwia Kubik.

Trudny temat podjęła Sylwia Kubik w drugim tomie cyklu „Harde babki”. Naprawdę trudny. Temat zranionego dziecka, który zawsze chwyta mnie za serce. Dziecka, które jest bezbronne ze swej natury. Które potrzebuje dobrego dorosłego by wzrastać jak terminowo podlewany kwiat z naszego parapetu okiennego. Dziecka, które bez takiego dorosłego niszczeje bezpowrotnie. 

Sylwia Kubik zaskoczyła mnie również swoim wielowymiarowym talentem. Znam jej „Cykl żuławski”. Niedawno poznałam czwarty tom „Serii powiślańskiej”, a okazuje się, że Autorka bardzo dobrze sprawdza się w roli twórczyni całkiem innych rodzajów książek, całkiem innych historii. Inspirujących choć trudnych. Taki brak przywiązania do jednego stylu, jednego tematu zawsze dobrze świadczy o autorze. Przecież każdy z nas ma możliwość w różnych dziedzinach się rozwijać, kształtować na nowo. Lubię takie literackie odcinanie pępowiny i próbowanie całkiem czegoś nowego, co równie dobrze się kończy.  

Autorka skonfrontowała mnie jako jej wiernego czytelnika z olbrzymim zestawem niełatwej przeszłości młodej dziewczyny. Mi trudno było sobie je wyobrazić. Dlatego ogromny szacunek do Sylwii Kubik, że potrafiła je i to naprawdę dobrze ubrać w słowa. Fabuła podzieliła jest na dwie części. Czytelnik poznaje historię Lilki z perspektywy jej teraźniejszości, w której walczy, w której trenuje, w której próbuje się nie poznać. I z punktu widzenia tego co stało się w przyszłości, gdy Lilka była bardziej bezbronna, gdy była dzieckiem w ujęciu retrospekcyjnym. Ogromny szacunek dla Autorki, że zmierzyła się z tak trudną tematyką. 

To powieść, która uwrażliwia na tragedię młodego człowieka. Która pokazuje jego upadek z głęboką przyczyną, bodźcem, impulsem, na który nie miał żadnego wpływu. Stał się tylko kiedyś kogoś ofiarą i tego ponosi konsekwencje w dorosłym życiu. 

„Bez przebaczenia” Sylwii Kubik zmusiło mnie do myślenia o rodzicielstwie, o dorosłych ludziach krzywdzących dzieci. Zmusiło mnie do myślenia o rodzicach źle. Autorka obdziera rodzicielstwo z glorii i chwały, którą tak lubimy w naszym polskim społeczeństwie. Zmierzyć się z tym jest bardzo doświadczające. 

Czasem warto przeczytać książki z trudniejszą tematyką. Warto też przeczytać „Bez przebaczenia” Sylwii Kubik. 

Moja ocena: 8/10

Z opinią o książce zapoznaliście się dzięki Wydawnictwu HARDE, za co bardzo dziękuję.

Recenzja przedpremierowa: „Zabić Redferna” Anna Rozenberg

ZABIĆ REDFERNA

  • Autorka: ANNA ROZENBERG
  • Wydawnictwo: HARDE Wydawnictwo
  • Cykl: DAVID REDFERN (Tom 6) 
  • Liczba stron: 304
  • Data premiery: 5.06.2024r. 

Ależ mnie HARDE Wydawnictwo pozytywnie zaskoczyło😊. Po raz pierwszy, gdy otrzymałam swój egzemplarz ostatniego tomu z Davidem Redfernem autorstwa Anna Rozenberg – autorka. Po raz drugi, gdy się okazało, że korzystając z publicznego transportu mogę przeczytać ten tom przedpremierowo również na Legimi. Niespodzianka prawda? Szkoda tylko, że na fali szczęścia dotyka mnie rozstanie i z Redfernem, i Siwiaszczykiem, i to – jak się okazuje – przed ostatecznym rozstrzygnięciem. Zafrapowani? Zainteresowani? Mam nadzieję, jeśli pominęliście którąś z części tego cyklu z ciekawym wątkiem polskim to zapraszam do zapoznania się z moimi opiniami. Wszystkie dotychczasowe recenzje znajdziecie tu: „Maski pośmiertne”,  „Punkty zapalne”, „Wszyscy umarli”, „Znaki szczególne”, Dusze spopielone”) 

To świat zwariował (…) Zwariował w momencie skrzywdzenia jedenaściorga niewinnych dzieci.” – „Zabić Redferna” Anna Rozenberg.

W ośrodku leczenia uzależnień The Priory samobójczą śmiercią umiera Linda Wall osieracając dwie córki i zostawiając męża. Inspektor David Redfern nie może pogodzić się ze śmierci swej koleżanki po fachu, który próbowała wyswobodzić się ze szponów swego narkotycznego nałogu. O jego przekonaniu, że jej śmierć nie była przypadkowa dowodzą wskazówki, która zostawiła Linda tylko dla niego. Wskazówki kierujące jego uwagę w stronę Palacza, Adriana Bonesa, braci Woodów i wielu innych. A nawet w stronę dawno przepracowanych śledztw, w sprawie zaginięć i śmierci niewinnych dzieci. 

Historia utkana w fabułę powieści nie zaczęła się tak naprawdę w niedzielę rano 12 stycznia 2014r., co w podtytule Rozdziału pierwszego zawarła Autorka. Historia zaczęła się wiele lat wcześniej. Od kłamstw. Od manipulacji. Od wykorzystywania pozycji. Od zmowy. Od odwracania wzroku. I do tego wszystkiego wprowadził mnie mrożący krew w żyłach Prolog relacjonujący to, co wydarzyło się 30 października 1991 roku. 

Długo jednak nie potrafiłam się połapać co za znaczenie miały postaci opisane w Prologu. Długo, aż do Epilogu, który nastąpił łącznie po 11 rozdziałach😊. I tu muszę niestety wpleść trochę prywatny; naprawdę Pani Aniu takie zakończenie!!!??? Naprawdę???!!!

Autorka pozostała wierna strukturze całej serii. Rozdziały następujące po sobie zostały kolejno ponumerowane. Na początku każdego z nich Anna Rozenberg oznacza czas akcji. Kolejne fragmenty rozdziału rozdziela porą dnia. Mamy więc rano, południe, wieczór czy noc. Akcja dzieje się od 12 stycznia 2014r. do 23 stycznia 2014r. Wszystkie wydarzenia są relacjonowane z perspektywy narratora trzecioosobowego. Wydarzenie następuje jedno po drugim. Kolejne dni śledztwa są wręcz napchane podejrzeniami, nowymi faktami, tropami i wyjaśnieniami. Trudno się chwilami połapać. Tym bardziej, że jest to część naprawdę wielowątkowa. Autorka zawarła w niej wszystkie odpowiedzi, które powstały w poprzednich częściach. Nawiązała i do zwłok jedenaściorga dzieci, które przed śmiercią cierpiały katusze. Odniosła się i do śledztwa w sprawie Katie Rudd, i do tragedii Bonesów, i do porwania Marty Sokolińskiej, a także śmierci Bożeny i Mariusza Sokolińskich, którą rozpoczęła się cała seria oraz o stracie samego Redferna, stracie jego siostry, która zaginęła w wielu 13 lat. Oczywiście nad wszystkimi działaniami Redferna jak sęp krąży Palacz, który postanowił go skrzywdzić i prawie mu się to udaje. Bohdan Siwiaszczyk zostaje bowiem uprowadzany…. Oprócz odwołań do osób w powieści jest wiele nawiązań do zdarzeń z przeszłości Redferna, jakby Anna Rozenberg koniecznie chciała, by czytelnik nie zaznajomiony z serią nadrobił. Przeczytacie nie tylko kilkukrotnie o postrzeleniu Bonesa w katedrze, ale również przykładowo o oddaniu ukochanego pojazdu – Triumpha Muzeum Motoryzacji Broolands łącznie z zachowaniem kustosza. Wspominki mieszają się z teraźniejszą fabułą, co wymagało ode mnie sporego skupienia, by nie umknęły mi refleksyjnie wspominając ważne spostrzeżenia dotyczące toczącego się dochodzenia. 

Wiele jak zwykle polskich wątków. Począwszy od sparafrazowanych powiedzonek typu: „Polak głodny to zły, a nam potrzeba dobrego policjanta,….” po smak i zapach sera królewskiego w plastrach z Sierpca czy pasztetu z kogutkiem. Polskości dodaje osoba Wandy, przyjaciółki dziadka Redferna, byłego milicjanta, starego Siwiaszczyka. Nie mogło w tej serii zabraknąć szczeniaka Bandita i oddziedziczonego kota – sfinksa Armoura czy jak ich tam zwie Siwiaszczyk; Amorka, Bambiego. Mniej za to w tej części sierżant Summer Winter i jej współpracownika Puszki, a więcej uwielbiającego grać w golfa szkockiego patologa – Teodora Meiklejohna i komendanta Malcolma Knight. Ciężar poprowadzenia akcji, wskazania ważnych uczestników śledztwa został przesunięty w stronę bardziej doświadczonych pracowników organu śledczego niż młodszych, zapalonych i o świeżym spojrzeniu dochodzeniowców, do których się przyzwyczaiłam w porzednich tomach. 

Ostatnią częścią – zresztą jak przeczytałam w Podziękowaniach Pani Ania kończy opowieść o Redfernie. Kończy nostalgicznie pozostawiając dużo niedopowiedzeń. Możliwe, że otwarte wątki zostaną jednak pociągnięte, mimo, że Autorka napisała wspomniała o finale historii i w dedykacji i w Podziękowaniach. Dla mnie przygoda z Dawidkiem Redfernem w tych sześciu tomach była przyjemnością. Zaciekawiła mnie tak bardzo, że nie wyobrażałam sobie, by nie przeczytać kolejnej części. Mimo, że bez drobnych niedociągnięć się nie obyło, jak na stronie 166 (czytając na Legimi) błędnie użyte słowo w zdaniu; „Chodzi o to, że w toku pewniej (zamiast „pewnej”) sprawy znaleźliśmy coś, co należało do kliniki pani męża – David snuł półprawdę, starając się zabrzmieć autentycznie.”. 

Czytaliście serię o Inspektorze Davidzie Redfernie? Jeśli nie, szczerze polecam ją Waszej uwadze. Miłej lektury.

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Harde.

„Mordercza dieta” Daniel Kalla

MORDERCZA DIETA

  • Autor: DANIEL KALLA
  • Wydawnictwo: HARDE Wydawnictwo
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 22.11.2023r. 
  • Data premiery światowej: 9.05.2023r.

W części Od Autora Daniel Kalla napisał: „Jako lekarz i ojciec dwóch młodych kobiet jestem bardzo świadomy zagrożeń, jakie niosą ze sobą zaburzenia postrzegania własnego ciała oraz odżywiania. To zdradzieckie, a czasem i śmiertelne choroby. Jednak do niedawna nie zdawałem sobie sprawy, jak powszechnie występują oraz że dotyczą ludzi z właściwie wszystkich grup wiekowych i społecznych.” I właśnie ten temat tak zaabsorbował autora, że powstała książka „Mordercza dieta”, która debiutowała dzięki HARDE Wydawnictwo na polskim rynku wydawniczym w końcówce listopada br. Nie wiem naprawdę skąd oni biorą na to czas. Ci lekarze, ci prokuratorzy, ci prawnicy, że obok swych obowiązków zawodowych piszą jeszcze książki, które ktoś z sukcesem wydaje. Nie wiem. Wiem na pewno, że warto z nich brać przykład. Doba dla każdego jest taka sama, więc jeśli komuś się udaje, aż tyle, powinno też i mi. Ups, to takie mini postanowienie na Nowy Rok. 

Doktor Julie Rees toksykolożka i pracowniczka szpitalnego oddziału ratunkowego w Vancouver w ciągu miesiąca trafia na drugi przypadek zatrucia DNP – 2.4 dinitrofenom. Fitotoksycznym bojowym środkiem trującym, który był stosowany przez Amerykanów podczas wojny w Wietnamie do niszczenia pastwisk, lasów i kultur roślinnych. Środkiem silnie trującym dla ludzi i zwierząt. Środkiem wykorzystanym przez ludzi nielegalnie jako składnik suplementów odchudzających. Najpierw życie straciła Marcia Wildman, czterdziestoletnia matka, która podkradła tabletki na odchudzanie nastoletniej córce. Później Julie została wezwana do swego znajomego lekarza Gorana, który walczył o życie młodego kulturysty. W tym samym czasie detektyw Cari Garcia z Los Angeles zostaje wezwana do syna Pani senator Galloway Owena, który stracił życie z podobnymi objawami. Sprawy Garcii i doktor Rees nigdy nie zostałyby powiązane, gdyby nie śmierć młodej piosenkarki Lorraine – dla wielu po prostu Rain – Flynn, którą na Insta śledziło ponad czterdzieści pięć milionów followersów i wielu z nich widziało, że boryka się z zaburzeniami odżywiania. W trakcie swej podróży zawodowej z LA do Vancouver również Rain zaczyna tracić orientację, dostaje wysokiej gorączki, odczuwa kołatanie serca, aż w końcu umiera w swej sypialni w trakcie wytrawnego przyjęcia. W domu z ogromną ilości gości. 

I wbrew temu, co opisał Wydawca fabuła wcale nie rozpoczęła się od śmierci znanej instagramerki. Rozpoczęła się całkowicie gdzie indziej. Zaczęła się od śmierci w trakcie procedur medycznych ratujących życie pacjentów szpitala. Śmierci nieuniknionych, jeśli zaczyna spożywać się suplementy diety zawierające w swym składzie składniki środków wybuchowych czy innych przemysłowych towarów. I wiecie co? Wygooglowałam to. I to wcale nie fantazja autora. To fakt. Na świecie już masa ludzi zginęła stosując tego typu suplementy, które jak się dowiedziałam dają jakieś efekty, ale także powodują śmierć. Trochę jak kokaina i inne narkotyki. Po których też się chudnie, ale nie zawsze wychodzi się z życiem. Autor posunął się w swej powieści jeszcze dalej. Nie tylko naznaczył chęć wzbogacenia się przez stosowanie nielegalnych środków, lecz także zakwestionował praktyki stosowania różnych innych środków, celem zrzucenia wagi. Potępił wykorzystywanie leku dla cukrzyków Ozempic przez ludzi chcących schudnąć. Leku, z którym również i w Polsce diabetycy mają problem. Jest praktycznie niedostępny podobnie jak Trulicity. Nie może być inaczej, jeśli biorą go na potęgę ludzie nie mający cukrzycy, a chcący tylko z zrzucić parę kilo. Potępił wykorzystywanie leków na adhd na bazie soli amfetaminy, jak adderall i tym podobne. Podjął próbę rozliczenia się z sympatią, a raczej jego brakiem do własnego ciała, które w efekcie powodują zaburzenia odżywiania, z którymi, tak jak z uzależnieniem ludzie muszą borykać się do końca życia. 

Coś jednak zawiodło. Temat chwytliwy. Zapowiadał się na bardzo dobry miks thrillera akcji (detektyw Garcia), thrillera medycznego (doktor Rees) i kryminału (detektyw Anson Chen). Niestety już około setnej strony zaczęłam się nudzić. Krótkie rozdziały (jest ich łącznie pięćdziesiąt siedem), naprzemienne punkty widzenia, szybka akcja i mnogość postaci nie pomogło, wręcz przeciwnie przeszkodziło w bardziej pozytywnym odbiorze lektury. Autor nie do końca rozgraniczył to co dzieje się w Los Angeles i to co dzieje się w Vancouver. Mimo, że książkę czytałam jednym ciągiem, z tylko krótkimi technicznymi przerwami, myliły mi się wątki, ofiary, przesłuchiwani, świadkowie, podejrzani. To samo z głównymi bohaterkami. Ani doktor Rees, ani detektyw Garcia nie wydały mi się realne. Doktor Rees niby po przejściach, niby empatyczna, a jednak zawodziła jako rozmówczyni, w wielu miejscach. Te dialogi okazywały się takie toporne, wymuszone, bez polotu, nierówne i jakby pomysłu. Chociażby luźna rozmowa z pacjentką doktor Leanne – Tracy, która cierpi na zaburzenia odżywiania. Rees wysłuchuje cierpiącą kobietę w fazie remisji dzielącą się z nią swoimi doświadczeniami, by później – gdy rozmowa nie trwa wcale długo – nagle wybuchnąć „To brzmi fantastycznie, Tracy, ale… Do sedna, kobieto!”. Ni z gruszki ni z pietruszki.  Kompletnie nie rozumiałam w wielu miejscach skąd taka reakcja rozmówcy, skąd taki pomysł na zakończenie wątku. To samo z partnerem doktor Rees, Ansonem Chenem. Zresztą ta warstwa obyczajowa, relacji pomiędzy nimi była bardzo słaba. Generalnie zachowywali się jak nieprofesjonaliści dzieląc się wzajemnie w kuluarach własnych mieszkań informacjami objętymi tajemnicą zawodową. Strasznie to było słabe. Podobnie jak wątek z Umysłem Ponad Ciałem. Rewelacyjny pomysł z ogromnym potencjałem, niestety zaprzepaszczony. Temat potraktowany po macoszemu, wśród innych tematów równie mało lotnych. A szkoda, bo na postaciach związanych z tym miejscem i samym miejscu autor mógł zbić potencjał tej książki. Muszę jednak przyznać, że procedury medyczne odzwierciedlone w powieści przez autora – lekarza bardzo mnie przekonało. To dowód jak osobiste doświadczenie pisarza pozytywnie wpływa na rzeczywiste przedstawienie opowieści. 

Mordercza dieta” Daniela Kalli to książka z licznymi kreacjami idealnymi na część pewnej serii, w której moglibyśmy znaleźć szerszy kontekst tych wszystkich, wielu postaci. Podejmująca bardzo ważny temat z którymi borykają się nie tylko nastolatkowie we współczesnym świecie. Stanowiąca o życiu. Mi pióro autora i sposób prowadzenia historii nie do końca odpowiadał. Uważam, że wyciągnięcie niektórych wątków i niektórych postaci oraz osadzenie ich w opowieści przyniosłyby większe korzyści. No cóż, ale ja książek nie piszę, ja je tylko czytam. I zawsze musicie pamiętać, że coś co mnie nie przekonało, Wam może się bardzo podobać. Bo z gustami czytelniczymi jest jak z wszystkimi innymi. O nich, po prostu się nie dyskutuje. 

I jest nawet wątek polski. Ze zdziwieniem przeczytałam: „(…) Khanów na Bliskim Wschodzie i w Afryce jest jak Kowalskich w Polsce”.. Niezłe co? Zaimponował mi Kalla tym sformułowaniem. Po pierwsze dlatego, że wie, iż istnieje Polska, po drugie dlatego, że wie, iż istnieje nazwisko Kowalski. I czasem dla takich nawet smaczków warto przeczytać jakąś konkretną książkę. 

Moja ocena: 6/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Harde.

„Dusze spopielone” Anna Rozenberg

DUSZE SPOPIELONE

  • Autorka: ANNA ROZENBERG
  • Wydawnictwo: HARDE Wydawnictwo
  • Cykl: DAVID REDFERN (Tom 5)
  • Liczba stron: 336
  • Data premiery: 8.11.2023r. 

8 listopada br. premierę miał piąty tom serii z Davidem Redfernem. „Dusze spopielone” autorstwa Anna Rozenberg – autorka od HARDE Wydawnictwo to był mój automatyczny wybór do półkowej poczekalni książkowej. Tym bardziej, że poprzednie części podobały mi się (recenzje znajdziecie tu: „Maski pośmiertne”,  „Punkty zapalne”, „Wszyscy umarli”, „Znaki szczególne”), zresztą jak sam główny bohater. Autorka wydała również jedną publikację niezwiązaną z serią, a mianowicie „Zawsze będziesz winna” i jest koleżanką po piórze z Martą Matyszczak, której serię z Guciem, a także Burbur wręcz uwielbiam.

Inspektor David Redfern (dla dziadka Dawidek, dla kolegów z pracy Dave) rozpoczyna kolejne śledztwo, które zapoczątkowane zostało podwójnym morderstwem młodych ludzi – Samanthy i Alana – odkrytym na parkingu galerii handlowej Peacock Centre. W tle nadal wisi nad śledczym nierozwiązana zagadka niezawinionych śmierci jedenaściorga dzieci znalezionych w opuszczonych magazynach. Dodatkowo i tym razem osobiste przeżycia przeplatają się z prowadzonymi kryminalnymi wątkami. Palacz prześladujący Redferna nie daje o sobie zapomnieć. Odnaleziona Marta Sokolińska w szpitalu powoli dochodzi do siebie, a Redfern wzmaga osobiste siły, by rozruszać prywatne śledztwo w sprawie zaginięcia sprzed wielu lat jego siostry Domminique. 

Wątki plączą się z poprzednimi fabułami opisanymi we wcześniejszych częściach serii. Okazuje się, że potencjalnej trylogii (takie miałam odczucia po przeczytaniu drugiego tomu cyklu) Anna Rozenberg zrobiła rozbuchany cykl, w którym wątki wspólne, poboczne, nowe mnożą się na potęgę i jakby końca nie widać. Odbiór książki „Dusze spopielone” ratuje moja ogromna sympatia do Dawidka i do jego dziadka Bohdana Siwiaszczyka. Z perspektywy czterech poprzednich części mam nieodparte wrażenie, że od pierwszego spotkania z bohaterami minęło już sporo czasu. Okazuje się, że Bandit jest nadal szczeniakiem, więc moje pierwsze wrażenie po spotkaniu z Redfernem nie może być takie stare. 

Książka składa się z dziewięciu rozdziałów. Akcja dzieje się od 30 grudnia 2013 roku w poniedziałek do wtorku 7 stycznia 2014 roku. Do fabuły Autorka wprowadziła nas dzięki prologowi, a opowieść zamknęła klamrą w epilogu. Rozdziały podzielone są na krótsze części. Przed każdą z nich wskazana jest pora dnia, w której się dzieją jak; rano, popołudnie, wieczór, południe. To pomaga i tak skomplikowaną w czasie akcję śledztwa osadzić w konkretnych ramach. Narracja jest trzecioosobowa. Bardzo zwięzła, klarowna, co jest cechą charakterystyczną tej serii. W wielości zagadnień kryminalnych chwilami się gubiłam. Rozenberg zrobiła wszystko, by odkrycie winnego/winnych śmierci Sam i Alana w dniu ich ślubu, a także wątku siatki pedofilów, winnych porwania Marty Sokolińskiej i Domminique nie było oczywiste, nie było proste, było jak najbardziej zagmatwane. Nie wiem, czy się kiedykolwiek do tego przyznałam, ale ja Redferna, jako Jamajczyka ze Szkockimi korzeniami, a także w części Polaka nie do końca potrafię sobie wyobrazić. Wiele bym dała, by IA po jego opisie stworzyło postać bohatera. Ta mieszanka krwi, zachowania, powagi mimo dość młodego wieku, relacji z dziadkiem, jeżdżącego wyrobem produkowanym przez brytyjskie zakłady Triumph Motor Company z lat siedemdziesiąt ubiegłego wieku, granie z dziadkiem w remika (uwielbiam!) jakoś tak mi mącą jego obraz nie pozwalając do końca sobie go w wyobraźni wykreować. 

Proza Anny Rozenberg to taka podróż. Nie tylko w zakątki ludzkich myśli, chorych umysłów morderców czy toku rozumowania śledczych, a także specyfiki pracy policji z Woking – miasta w Wielkiej Brytanii położonego w zachodniej części Surrey. To także literacka podróż w opisywane zakątki miejsc, w których dzieje się akcja. W tym zakresie książki Rozenberg przypominają mi książki Matyszczak, która przed każdą nową publikacją robi rozeznanie topografii miasta, szuka ciekawych miejsc fotografując je, by osadzić opowieść w konkretnym istniejącym otoczeniu. Tu jest bardzo podobnie. Już przy pierwszej części miałam poczucie, że Anna Rozenberg oprowadza mnie po okolicy, wskazując co ciekawsze fragmenty i sugerując, jak gdzie i czym dojechać w inne miejsce. W kryminale „Dusze spopielone” jest bardzo podobnie. Przy opisie Hatchlands Park – wiejskiego domu z czerwonej cegły z otaczającymi go ogrodami w East Clandon, Surrey, miałam wrażenie, że tam jestem. Że po nim oprowadzają mnie nie Barkerowie, którzy stracili niedawno syna, ale jakiś przewodnik, który opowiada o znajdującym się w budynku fortepianie Fryderyka Chopina. Żeby nie było za dużo polskości to w tym samym miejscu znajduje się również instrument Bizeta, na którym skomponował Carmen, a także instrument Bacha. Zresztą instrumentów w jego wnętrzu jest więcej, gdyż „Dom jest domem dla Cobbe Collection; z czterdziestoma dwoma historycznymi instrumentami klawiszowymi…”. Sprawdziłam. Wiki potwierdza; cyt. za Wikipedia. Z tej części dowiecie się także między innymi skąd się wzięła nazwa firmy Duralex, która została założona w 1945 roku, produkująca wyroby ze szkła hartowanego i stołowego od ponad 80 lat w La Chapelle-Saint-Mesmin we Francji, której zestawy nałogowo gościły na polskich stołach na początku lat dziewięćdziesiątych. Wyobrażacie sobie! Ten relikt polskości Siwiaszczyk zawiózł do Wielkiej Brytanii! Rozenberg przemyca takie ciekawostki (jak pan z monoklem z logo gry monopoly czy okoliczności śmierci prezydenta RPA jako wyniki zbiorowej halucynacji), wątki historyczne. Osadza fikcję w pewnej rzeczywistości, czy aktualnej, czy przeszłej. I to w jej książkach bardzo doceniam. 

Wiedział, że Samantha, Alan, Olivia, Molly, Sergio i Will byli uwikłani w jakąś chorą grę, której reguły wyznaczała wyłącznie…” – Dusze spopielone” Anna Rozenberg

Nie wiem czy to zasługa wielowątkowości, ale tą piątą część serii o Redfernie czytało mi się naprawdę szybko. Nie odczułam rozbieżności z poprzednimi tomami. Autorce udało się dochować wierności pomysłowi i zadbać o wybrzmienie specyfiki postaci, jego otoczenia i sposobu narracji. Co do finału, to by nie spojlerować nie wspominam o nim. Zacznijcie czytać sami. Nawet nie musicie od pierwszej części, jeśli nie zapoznaliście się z Redfernem wcześniej. 

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Harde.

„30 zachodów słońca, w których można się zakochać” Mercedes Ron

30 ZACHODÓW SŁOŃCA, W KTÓRYCH MOŻNA SIĘ ZAKOCHAĆ

  • Autorka: MERCEDES RON
  • Wydawnictwo: HARDE Wydawnictwo
  • Cykl: BALI  (Tom 1)
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery: 25.10.2023r. 

25 października br. miała premierę książka „30 zachodów słońca, w których można się zakochać” autorstwa Mercedes Ron od HARDE Wydawnictwo. Jest to pierwszy tom sagi Bali. Nie znam twórczości autorki, ale książki obyczajowe bardzo lubię. Z zaciekawieniem wręcz zabrałam się do czytania.

Fabuła kręci się wokół Nikki (jej ojciec był Anglikiem), która dorastała na małej wyspie na Bali. Nikki została wychowana przez babcię i surowego wujka. Jej rodzice zginęli w katastrofie lotniczej i Alexa, który zamieszkał w tej oazie przeprowadzając się z Londynu. Alex jest lekarzem weterynarii.  Prowadzi również zajęcia z jogi i pilotuje samolot. Żyje w luksusie. Oboje obiecali sobie tylko trzydzieści dni razem. Co stanie się po tym niespełna miesiącu? 

30 zachodów słońca, w których można się zakochać” to typowy romans. Lektura stawia głównie na lekkość, nastrojowość i poetyczność. W moim odczuciu postaci potrzebują głębszego rysu psychologicznego. Sam sposób przedstawienia relacji między głównymi bohaterami moim zdaniem również wymagałoby przemodelowania. Nie umiałam za bardzo zinterpretować ich motywów, spostrzeżeń. Obserwując w taki sposób zaprezentowany związek czułam niedosyt i chwilami zniesmaczenie. Czegoś mi tu jednak brakowało.  Autorka stosuje narrację naprzemienną. Dzięki której czytelnik może podążać za akcją z punktu widzenia Nikki i Alexa. Do głosu dopuszcza również  przyjaciela Alexa – Nate’a oraz bliską przyjaciółkę Nikki – Maggie. Marginalne wątki i związki w tej części nie mają zbytnio znaczenia i w praktyce mogłoby ich nie być. Możliwe, że te treści zwiastują jednak przyszłe wątki opisane w kolejnych częściach cyklu Bali. Niewykluczone, że o Nate’cie i Maggie przeczytamy jeszcze. 

Jeśli chcecie się przede wszystkim rozerwać i na chwilę zapomnieć o własnym świecie, to lektura napisana przez Mercedes Ron  jest na to idealna.  

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Harde.

„Znaki szczególne” Anna Rozenberg

ZNAKI SZCZEGÓLNE

  • Autorka: ANNA ROZENBERG
  • Wydawnictwo: HARDE Wydawnictwo
  • Cykl: DAVID REDFERN (Tom 4)
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 17.05.2023r.

Przygodę z @Anna Rozenberg–autorka zaczęłam od pierwszej książki z cyklu z Davidem Redfernem „Maski pośmiertne” , które zachwyciły mnie wielobarwnością kulturową, społeczną i obyczajową tego kryminału. Potem nadszedł czas na kolejne dwa tomy serii, wydane pod flagą innego, niż aktualnie Wydawnictwa pt. „Punkty zapalne” oraz „Wszyscy umarli”. Dużym zaskoczeniem była wydana w dniu 12.10.2022r. książka pt. „Zawsze będziesz winna” już we współpracy z @HARDE Wydawnictwo (recenzja na klik), która odsunęła moje myśli na trochę od Dawidka, ale jak się okazało nie na bardzo długo.

Znaki szczególne” to piąty tom cyklu. Książka premierę miała 17 maja br. I tylko, i wyłączenie ze względu na chorobliwą prokrastynację, z którą ostatnio się borykam😉, z moimi spostrzeżeniami po jej przeczytaniu dzielę się dopiero teraz.

Zawieszony w obowiązkach inspektor Redfern pomagając swojej koleżance po fachu Summer Winter wikła się w śledztwo w sprawie zwłok nastolatki odkrytych na remontowanym boisku szkolnym w Ripley. Pierwotna „tylko konsultacja” pochłania całe dnie. Od środy, 18 grudnia 2013 roku  do soboty 28 grudnia 2013 tego samego roku. Jednocześnie Redfern stara się znaleźć czas na odwiedziny u Marty Sokolińskiej, którą lekarze po odnalezieniu wprowadzili w stan śpiączki farmakologicznej oraz u Lindy, policjantki na odwyku, która dziwnym zbiegiem okoliczności może mieć informacje związane z działalnością Palacza, przez którego Redfern stracił dach nad głową.

Każdy tom cyklu to jakby podróż do Woking. Do tej enklawy zachodniego świata, dżdżystego, w którym splatają się ze rdzennymi mieszkańcami emigranci m. in. z Polski, a także przyjezdni Cyganie, zwani Travellersami. Każda nowa część to jakby możliwość spojrzenia na Redferna na nowo. Wyobrażenia go sobie od początku. Z jego afro. Atłasową, ciemną skórą i językiem polskim, znanym mu i wykorzystywanym dla zaskoczenia ogółu. Tym razem też „Znaki szczególne” wprowadziły mnie na nowo do Woking. Pozwoliły na nowo polubić Bogdana Siwiaszczyka, emerytowanego milicjanta, dziadka Dawidka oraz pokochać Bambiego, a raczej Bandita 😊.

(…) A Śmiertelnie poważną sprawę Ćwirleja mi znajdziesz, Dawidek? Bardzo lubię tego Olkiewicza” – „Znaki szczególne” Anna Rozenberg.

Rozkręca się ta Anna Rozenberg, rozkręca. Oprócz wstawek związanych z rodzimymi autorami, których również czytam 😉, tak zagmatwała tę fabułę kryminalną, że obawiałam się zakończenia z nurtu tych „od czapy”. Nic jednak bardziej mylnego. Owszem, mąciwoda z tej Rozenberg niezła. Przeszłość ofiary mogłaby stanowić kanwę odrębnych, krótkich form literackich. Łatwo się pogubiłam w tym, kto kogo kocha, kto przed kim uciekał, kto z kim chciał uciec, kto kogo uwiódł. Kolejno wprowadzane wątki tylko dodatkowo zamaskowywały fabułę. Poboczny temat związany z życiem prywatnym Referna i zamachem na jego osobę wydawał się być jakby tylko zbędnym dodatkiem. Tak jak święta bożonarodzeniowe, o których Autorka wspomniała, jakby od niechcenia. Kolejno odkrywane dzień po dniu puzzle,  ułożyły się – o dziwo – w jedną całość, w której grzechy przeszłości odegrały najważniejszą rolę.

Ze względu na wielość teorii spiskowych, możliwych nasuwających się rozwiązań, mnogość czynności śledczych, przesłuchań, odwiedzin w trakcie czytania towarzyszyło mi, po raz pierwszy jeśli chodzi o ten cykl, uczucie jakby szarpania. Fabuła wydawała mi się jakby pisana oddzielnie. Autorka bombardowała mnie pomysłami możliwych rozwiązań wątku kryminalnego. Za mało w tej części było mi Dawidka Redferna, a za dużo policyjnej, żmudnej, śledczej roboty.

Jest to ciekawa seria polskiej Autorki mieszkającej od lat w Wielkiej Brytanii. Książkę czyta się, tak jak poprzednie, szybko, lekko. Anna Rozenberg nie męczy długimi opisami. Akcja dzieje się wartko. Zdarzenia następują jedne po drugim. Nie ma czasu na nudę, na zniechęcenie. Dzięki doprecyzowywaniu książkę można czytać odrębnie, bez znajomości trzech poprzednich części. Autorka wprowadza czytelnika w zdarzenia, które zadziały się wcześniej, a które odcisnęły piętno na teraźniejszej fikcyjnej rzeczywistości.

Tylko co będzie dalej? Co będzie dalej ? …

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Harde.

„Zawsze będziesz winna” Anna Rozenberg

ZAWSZE BĘDZIESZ WINNA

  • Autorka: ANNA ROZENBERG
  • Wydawnictwo: HARDE
  • Liczba stron: 300
  • Data premiery: 12.10.2022r.

@Anna Rozenberg–autorka stworzyła jedną z moich ulubionych postaci, o czym wspomniałam w zapowiedzi. Mowa oczywiście o Dawidku Redfernie, śledczym z Woking w Wielkiej Brytanii, który rozprawił się ze zbrodniami, również z polskim akcentem, już w trzech książkach cyklu😊 (recenzje książek znajdziecie tu: „Maski pośmiertne”, „Punkty zapalne” oraz „Wszyscy umarli”). Jeśli nie znacie Redferna nadróbcie lektury. Tym bardziej, że jak doniosły mi skowronki😉, Anna Rozenberg podobno od początku w głowie miała sześć części. Więc co najmniej jeszcze trzy przed czytelnikami. Ciekawa postać fikcyjna, naprawdę.

Co do premiery z 12 października br., to była ona dla mnie totalnym zaskoczeniem od momentu, gdy o niej się dowiedziałam. Po pierwsze, z powodu porzucenia Dawidka ☹, nad czym ubolewałam do momentu, gdy dowiedziałam się o planowanych kolejnych częściach. Po drugie,  z powodu porzucenia kryminału ☹, czego żałowałam tylko do momentu, gdy rozpoczęłam czytać „Zawsze będziesz winna”. Po trzecie, z powodu nowego Wydawcy. Anna Rozenberg tym razem, wydała książkę pod egidą @hardewydawnictwo wchodzącego w skład dużej grupy medialnej. Więc to nie do końca takie małe Wydawnictwo, o czym czytam w innych recenzjach. A propos wydawnictwa to film, w którym występuje Pani Ania zrobił na mnie ogromne wrażenie. Zobaczcie sami, jak można promować autora 😊 https://fb.watch/gp_DfwlQJD/ . To nie promocja książki! To wręcz trailer filmowy, a Pani Ania wygląda jak prawdziwa gwiazda srebrnego ekranu! Gratulacje. Gratulacje.

(…) na stole nie leżał człowiek. Na stole leżała bestia, która spłodziła inną bestię.” -„Zawsze będziesz winna” Anna Rozenberg.

Helen Harris jest byłą policjantką pracującą w firmie utrzymującej czystość. Podczas nocnego audytu usług sprzątających w laboratorium Eurofin w okolicy Kingspool staje się świadkiem dziwnych zdarzeń. Zostaje uwięziona w budynku. Linie telefonicznie przestają działać i słyszy jakby huk wystrzału. Po spędzonej nocy w opustoszonym biurze natrafia na zwłoki mężczyzny w zaspie śnieżnej i odśnieżającego, starszego mężczyznę Edgara, który informuje ją że; „Ten człowiek nie zasłużył na nic lepszego, prawda, pani sierżant?”. W trakcie oględzin policji ciała nie znaleziono, a ochroniarka budynku zaprzecza, by jakikolwiek Edgar kiedykolwiek istniał. Helen zaczyna wiązać wydarzenia ze stycznia 1992 roku z jej przeszłością. Zastanawiając się, czy to co wokół się niej dzieje będzie miało kiedyś szczęśliwy koniec.

Hm… po takiej książce trudno o właściwe słowa w recenzji. Chyba najbezpieczniej będzie jak pozwolę płynąć słowom samodzielnie i bez żadnej cenzury. Możliwe, że moja opinia będzie niespójna. Możliwe. Ale najpewniej będzie całkowicie szczera.

Nie jest to Dawidek Redfern, o nie! Choć Autorka nie potrafiła całkowicie porzucić kryminalny sznyt i już sam początek zaczyna się mocnym zbrodniczym uderzeniem. Zagadka nie okazała się jednak tak pasjonująca, jak wynikało z jej początków. Samo zakończenie tego wątku dość mnie zawiodło. Ciągle patrzyłam na Helen jak na byłą policjantkę radzącą sobie całkiem niedawno w ciemnych zaułach niebezpiecznego Birmingham. Jej pomysły jak rozwiązać zagadkę były trafne i uzasadniały jej policyjne  pochodzenie. A w końcówce okazała się….. Całkowicie nie załapałam, na czym Annie Rozenberg najbardziej zależało. Na karze? Na winie? Na oczyszczeniu? Na sprawiedliwości? Na „oko za oko”? Tak samo jak nie zrozumiałam wątku z pamiętnikiem ukrytym w mieszkaniu Benjamina. Skąd on się tam wziął i jak trafił w jego ręce? Choć sama rola ojca Helen w wydarzeniach związanych z Laurą i Victorem opisana została naprawdę w bardzo dobry sposób. Pierwotne zirytowanie, co z tą jego niemową, przeszło w zachwyt, że Rozenberg potrafiła w taki sposób powiązać ze sobą nicie ludzkich losów, od których nie da się uciec i które trzymają nas  w jednym tyglu w najmniej oczekiwanym momencie.

Akcja została osadzona w początkach lad dziewięćdziesiątych. Uroczo jest czytać o telefonach stacjonarnych, kasetach video, czy komputerach, które były rzadkościami. Jak myśmy wtenczas żyli😉. Nawet wspomniany został drugi tom serii z Inspektorem Rebusem Iana Rankina, wydany pierwotnie w 1991 roku, a także początki kariery jednej z moich ulubionych aktorek, Emmy Thomson. Autorka prowadzi czytelnika za rękę wskazując przed każdym rozdziałem czas, w którym dzieją się wydarzenia.  Nie sposób więc się pogubić w historii Helen i jej rodziny. Retrospekcyjna rzeczywistość dotyczy dwóch sfer życia głównej bohaterki. Jej losy śledzimy z perspektywy jej domu rodzinnego, który we wrześniu 1967 roku opuszcza, a później w latach 70-tych, 80-tych z historii, które wydarzały się jej w małżeństwie z Victorem.

I właśnie Victor. Potwór w ludzkiej skórze. Kreśląc jego postać Rozenberg sprytnie zobrazowała to, ile jest w stanie znieść kobieta, która chroni swoje dzieci. Lub bardziej, która myśli, że chroni swoje dzieci. Konsekwencje, która poniosła jej córka Laura i jej syn Theodor za życie w domu, w którym od pewnego czasu dominowała przemoc okazały się nie do odwrócenia. Tak to jest w przemocowych związkach i o tym, pisze Autorka. Nie wiadomo kiedy to się zaczyna i trudno ocenić, dlaczego się to nadal toczy. W historii o przemocy Rozenberg skupiła się na ofiarach, nie na sprawcach. W „Zawsze będziesz winna” czytelnik nie znajdzie odpowiedzi na pytania: dlaczego Benjamin i Victor byli sprawcami?  Dlaczego matka Helen była tak bezwolna? Tak pasywna, że aż stała się  współwinna.

To czysta przemoc w każdej formie: finansowym, fizycznym, psychicznym, seksualnym. Przemoc ociekająca strachem, łzami i ogromnym bólem. Tak ogromnym, że w trakcie czytania szarpały mną bardzo silne emocje. Czułam ten ból. Czułam ten strach. I sześcioletniej dziewczynki, gdy to wszystko się zaczęło i dorosłej kobiety upadlanej przez własnego męża, prawie każdego dnia. To z jednej strony hołd w stronę ofiar przemocy, a z drugiej rzetelna analiza mechanizmów, które ją tworzą. A także, bardzo zawodnego systemu prawnego.

Trudno jest czytać książkę tak osadzoną w bezprawiu od najmłodszych lat głównej bohaterki. Jeszcze trudniej pewnie ją pisać. „Zawsze będziesz winna” zasługuje bez wątpienia na uwzględnienie w Waszych planach czytelniczych. Mimo trudnego tematu, jest to thriller łączący sprawnie wątek kryminalny, w którym główna postać stara się rozprawić z własnymi, traumami. Taki thriller, nie thriller.

Udanej lektury!

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Harde.