„Ogrody na popiołach” Sabina Waszut

PODRÓŻ ZA HORYZONT

  • Autorka: SABINA WASZUT
  • Wydawnictwo: KSIĄŻNICA
  • Liczba stron: 302
  • Data premiery: 7.09.2022r.

W pierwszym słowach przepraszam Autorkę @Sabina Waszut-strona autorska. Szczerze przyznaję, że nie zamierzałam przeczytać jej najnowszej powieści historycznej zatytułowanej „Ogrody na popiołach”.  Pomyślałam; świętochłowiczanką nie jestem, ani z wyboru, ani z pochodzenia mimo mego śląskiego wywodzenia się😊, czytałam wiele książek historycznych z tematyką obozową, a i nastrój nie ten, by podejmować kolejną trudną lekturę. Niestety ogrom zainteresowania publikacją wydaną nakładem  @Wydawnictwo Książnica, która debiutowała w dniu 7 września br., przerósł moje wyobrażenia o lekturze. Przeczytałam lub obejrzałam mnóstwo recenzji, wywiadów, relacji ze spotkań. Jeden wątek powtarzający się związany jest z niewiedzą. Związany jest z ukrywaniem prawdy. Związany jest ze strachem, by nie wspominać o komunistycznych zbrodniach, które działy się praktycznie obok nas. Na naszych ulicach, obok naszego domu. Zaciekawiło mnie to. Zainteresował mnie obóz, który był wcześniej filią hitlerowskiego Auschwitz, by później przez kilka miesięcy stać się miejscem katorżniczego wyzysku i zemsty na Ślązakach za hitlerowskie zbrodnie. Ślązakach, którzy często nie wiedzieli, za co zostali osadzeni. By osądzić „(…) ile w Ślązaku jest Polaka, a ile Niemca.” Tak mnie zaciekawiła tematyka, że w końcu książkę kupiłam i przeczytałam. I nie żałuję, ani pierwszego, ani tym bardziej drugiego.

A wszystko zaczęło się, jak sama Autorka wspomina w „Posłowiu” wiele lat wcześniej, gdy na spotkaniu autorskim w Świętochłowicach pewien starszy pan zaczął opowiadać o komendancie obozu, Salomonie Morelu (na marginesie jedna z jego córek jest czynną aktorką i piosenkarką). Z obawy, że powiedział za dużo, w pewnym momencie przerwał. Na co uspokajająco zareagowała jego żona zachęcając go do kontynuacji i stwierdzając, że „(…) teraz już może o tym mówić.” Tyle lat po 1945 roku!!! Tyle lat po obozie!!! Tyle lat po tym, gdy Morel został przeniesiony na inne, intratne stanowiska w komunistycznej ubecji! Tyle lat….

Obóz na zgodzie w Świętochłowicach stał się symbolem Tragedii Górnośląskiej, o której, zdaniem wielu, wciąż lepiej jest milczeć, niż mówić zbyt głośno. Strach, który został wówczas zasiany, nadal panuje i być może nigdy nie uda się go wyciszyć.” – słowa Autorki we Wprowadzeniu [w:] „Ogrody na popiołach” Sabina Waszut.

Ten paraliżujący strach dał się we znaki w roku 1966 Karolowi Plochowi, niewidzącemu sprzedawcy w katowickim kiosku. Gdy usłyszał znienawidzony głos i równy, silny krok, a także poczuł zapach wody kolońskiej Salomona Morela, komendanta obozu pracy w Świętochłowicach – Zgodzie. Ten paraliżujący strach poczuł Karol Ploch również i w 1996 roku, gdy wraz ze swoim synem Piotrem odwiedził tereny byłego obozu i dane mu było przejść jeszcze raz przez jego główną bramę, pięćdziesiąt jeden lat później, pięćdziesiąt jeden lat po. A o strachu, który położył się cieniem na całe późniejsze życie Karola Plocha w trakcie kilkumiesięcznego pobytu w obozie nie sposób tu opowiedzieć, nie sposób Was do niego zbliżyć. To trzeba przeczytać słowami Sabiny Waszut. Trzeba prześledzić, by zrozumieć, co znaczy Tragedia Górnośląska i co dla osadzonych w obozie, znaczyło się tam znaleźć.

Ogrody na popiołach” Sabiny Waszut pozostawiły mnie w silnych emocjach, które towarzyszyły mi przez dwa wieczory, w trakcie zanurzania się w lekturę. Te emocje nadal czuję, nadal je przeżywam. To dobrze. Oznacza to, że ta powieść historyczna długo, a może nigdy, nie zostanie przeze mnie zapomniana. Tak jak historia, której dotyczy, nie powinna być zapomniana przez nikogo, a tym bardziej przez żadnego ze Ślązaków.

Kto nie przeżył wojny, ten nigdy nie pojmie, jakie prawa nią kierują, kto nie przeżył wojny tutaj, na Śląsku, ten nie zrozumie, że nic nie jest czarno – białe.” – „Ogrody na popiołach” Sabina Waszut.

Sam tytuł nie jest przypadkowy. Ówczesny obóz „Zgoda – Świętochłowice” to aktualnie miejsce pracowniczych ogródków działkowych. Z jego terenu została brama. Oryginalna. Strasząca. Przypominająca. Zaraz za nią zieleń, a w okresie jesiennym opadające złociste liście. Miejsce odpoczynku i relaksu. Miejsce zjazdów i miejsce wieczornych spotkań przy grillu. Praktycznie na miejscu śmierci wielu niewinnych ludzi. Miejscu katowania wielu niesprawiedliwie osadzonych. Choć Autorka patrzy na to całkiem inaczej.

Pani Sabina Waszut wydarzenia przedstawiła w sposób bardzo sugestywny, z niezwykłą, wrodzoną sobie subtelnością. Mimo bardzo trudnych wydarzeń, które zostały opisane w książce, jej fabułę śledziłam bardzo płynnie. Kolejne zdania napływały jedne po drugich, historie przeplatały się. Te poboczne, dodane jakby od niechcenia, doprecyzowujące rzeczywistość historyczną, w której została osadzona akcja okazały się dla mnie wyjątkową wartością. Historia Margot i jej rodziny z fryzjerskimi tradycjami, charakterystyka infrastruktury, wspominane ulice zmieniające nazwy i pomniki, które dość w krótkim czasie zaczęły odzwierciedlać całkiem co innego, to jakby delikatne koraliki rozrzucone tu i ówdzie dla ozdoby, dla dopełnienia. Dzięki temu czytelnik został żywo osadzony w ówczesnych czasach. Dzięki temu czytelnik może poznać panujące nastroje, opinie, które dominowały. I dzięki temu mogłam dowiedzieć się na przykład, że mieszkańcy Śląska twierdzili, iż czerwonoarmiści nie są w stanie zdobyć Śląska i przejść choćby metr katowickimi ulicami.

Bardzo dobrze Autorka odzwierciedliła realność polsko – niemieckiego Śląska. Tę dychotomię, której nie rozumieli sami Ślązacy. Gdzie Nowak czuł się Niemcem, a Ślązak, którego nazwisko poprzedzone było „von” uważał się za Polaka. Rozstrzygnięcia polityczne po plebiscycie nie były oczywiste dla samych zainteresowanych. Nie rozumieli dlaczego Zabrze, Bytom i Miechowicie zostały po stronie Niemieckiej, a inne tereny włączono do Polski. Ślązak żył ze Ślązakiem jak Niemiec z Polakiem i odwrotnie. Takim właśnie mieszanym małżeństwem byli Plochowie, Karol i jego żona Margot. Warto zwrócić uwagę na stronę dwudziestą trzecią powieści, w której Pani Waszut idealnie opisuje złożoność światopoglądową, patriotyczną i polityczną tego terenu. Jak sama Margot uważała, posiadająca kategorię II na volksliście, „Winni są tylko ci, którzy wciskają im karabiny w dłonie…”.

Nic dobrego nie uczyniła żyjącym tu od pokoleń ludziom ta wielka polityka, która nagle, przypomniawszy sobie o Helmucie, Jendrysku czy Berciku, pozwoliła im zdecydować, kim czują się bardziej albo raczej: gdzie chętniej będą mieszkać. A potem, już bez pytania, i tak podzieliła śląską ziemię po swojemu, przecinając na pół miasta, wsie a nawet zagrody, stodoły oraz haźle.” – „Ogrody na popiołach” Sabina Waszut.

Czytając o Jendrysku nie mogłam się nie uśmiechnąć pod nosem. Czyżby to ukłon w stronę bohatera serii kryminałów retro autorstwa Moniki Kassner? 😉.

Wracając jednak do recenzji w wielu miejscach złapałam się na zachwycie nad historyczną wartością powieści. Wiele kwestii musiałam sama zgłębić w dostępnych, internetowych źródłach.

volkslist zasługuje na wspomnienie. Decyzje, które później kładły się na losach Ślązaków zmuszające ich do podjęcia trudnego procesu rehabilitacji. Jak wynika z zacytowanych wprost w książce historycznych dokumentów wielu z nich znalazła się tam przypadkiem, bez własnej zgody. Jak młodzi chłopcy wychowywani w polskich domach i mówiący po polsku, automatycznie wpisywani do Hitlerjugend, czy muzycy z orkiestry zakładowej, których nikt się nie pytał, czy chcą być wpisani do NSDAP. Czy chociażby nauczyciele z niemieckich szkół, jak Jan Janosch, prawdziwy zbrodniarz nazistowski = nauczyciel Karola, niezwykle tragiczna postać. Warto również wspomnieć o historycznych postaciach. O samym komendancie Salomonie Morelu. Żydzie z pochodzenia, któremu Polacy wydali rodzinę i przez których to, oprócz jednego brata, rodzinę stracił. Osobie uważanej przez swe otoczenie za miłego, kulturalnego człowieka. Będącego jednocześnie sadystą, despotą, psychopatą w warunkach obozowych. Fakt historyczny, gdzie Morel wiezie złapanego po ucieczce Erica, mrozi mi nawet teraz krew w żyłach. Morel, który „Ciągle pytał, dlaczego uciekłem, bo przecież tu jest wspaniale (…) Wspaniale! Cudownie!”. Morel, który doprowadził do wybuchu tyfusu pozwalający by „(…) tym samym wozem, którym wywożono ciała, przywożono do obozu chleb.” Czy sam wspomniany Eric van Calsteren Holender z pochodzenia, który całkowicie niesłusznie, jak wielu zresztą, znalazł się w obozie. A także Wanda Lagler obywatelka Stanów Zjednoczonych, niezwykle bogata kobieta, gdzie cały sztab prawników występował o jej zwolnienie, którego niestety nie dożyła. A także sami więźniowie pełniący w obozie ważne funkcje, o których nie będę już spojlerować.

Sabina Waszut stworzyła powieść o miejscu, o którym zapomniała na kilkadziesiąt lat historia. O losach skrzywdzonych, potraktowanych jak Nazistów Ślązakach, którzy odpowiedzieli za grzechy innych, którzy zemstę musieli przyjąć na siebie. Jedni żyli naprawdę. Innych stworzyła Autorka jako zlepek osobowości, życiorysu innych bohaterów, wzbogacając opowieść o ich bezpośrednią relację. Nie jest to książka dokumentalna, ani popularnonaukowa. Jest to powieść historyczna, która o obozie pracy w Świętochłowicach – Zgodzie nauczyła mnie – Ślązaczkę z pochodzenia znacznie więcej, niż jakakolwiek rozmowa, jakakolwiek dotychczasowa publikacja na ten temat. Nauczyła mnie ją rozumieć. Nie tylko w sferze racjonalnej, lecz przede wszystkim, co ważniejsze zresztą, w sferze emocjonalnej, w bardzo głębokiej płaszczyźnie.

Bardzo wartościowa lektura. Napisana z ogromnym zaangażowaniem i historyczną pieczołowitością. Skomponowana w płynną opowieść, której roli dydaktycznej nie jestem w stanie ocenić. KONIECZNIE PRZECZYTAJCIE !!!!

Moja ocena: 9/10

Książka ukazała się nakładem WYDAWNICTWA KSIĄŻNICA.

„Cztery muzy” Sophie Haydock

CZTERY MUZY

  • Autorka: SOPHIE HAYDOCK
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Seria: SERIA BUTIKOWA
  • Liczba stron: 480
  • Data premiery: 18.05.2022r.
  • Data premiery światowej: 17.03.2022r.

„Cztery muzy” Sophie Haydock to 22 premiera z 18 maja br., której recenzję publikuję na moim blogu. Uwierzycie??? To był wyjątkowy premierowy dzień obfitujący w wiele pozycji, których przeczytanie zajęło mi trochę czasu😉.

Oglądaliście film „Egon Schiele: Śmierć i dziewczyna” z 2016 roku? Ja malarza, którego krótkie życie zostało sfilmowane w tej ekranizacji, znam tylko z jego ekstrawaganckich, nawet jak na dzisiejsze czasy, dzieł. Czytając pozycję autorstwa Sophie Haydock pt. „Cztery muzy” wydaną nakładem @WydawnictwoAlbatros z dnia 18 maja br. wnioskuję, że tytułowy bohater został dość wiernie odzwierciedlony. Aktor grający Egona jest bowiem bardzo przystojny. Urody mu odmówić nie można😊. Taki też jest Egon Schiele w recenzowanej książce i taki też wydaje się na być na niewielu dostępnych w sieci zdjęciach.

Okrucieństwem tego życia jest to, że poddajemy się losowi, a potem musimy z tym żyć, dzień po dniu. Kształtują nas wybory, do których odmawia się nam prawa. A potem, zanim się obejrzymy, życie czyni nas kimś bardzo dalekim od naszych wyobrażeń. Pozostaje z nas drobny skrawek tego, czym byłyśmy dawniej, coś, czego nawet nie rozpoznajemy.”- „Cztery muzy” Sophie Haydock.

Przerywana kreska, wyraziste postaci, grymasy, gesty, twarze jakby trochę zniekształcone. Do tego przeświadczenie o własnej wyjątkowości,  o ogromnym talencie i sile mecenasa, a także wpływie mentora Gustava Klimta – austriackiego malarza. O takim malarstwie i takim malarzu w osobie Egona Schiele jest ta powieść, wydana w przepięknej oprawie. Główne role odgrywają w niej cztery kobiety. Nie sam malarz, nie Egon, lecz jego żona Edith Harms, potem Schiele, jego szwagierka Adele i jego siostra Gertrude, a także Walburga Neuzil zwana Wally, jego modelka i wieloletnia kochanka. Każda chciała go mieć dla siebie. Dla każdej był, przynajmniej w pewnym momencie życia, całym światem. Jego krótki, bo tylko dwudziestoośmioletni żywot, splótł ich losy w pewnym okresie czasu, od 1912 do 1918 roku. I mimo, że powieść jest całkowicie fikcyjna, o czym wspomina autorka w zakończeniu, to czytając miałam odczucie biografii. Tego co wydarzyło się ponad sto lat temu w Wiedniu, w Krumau, w Neulengbach, gdzie odkryte uda modelek, ich łona i piersi, a także zmrużone oczy uważane były za silną pornografię. Pornografię zasługującą tylko na więzienie.

Powieść podzielona jest na cztery części, które zatytułowane zostały imionami ważnych kobiet w życiu Egona Schiele, tj.; Adele, Edith, Gertrude i Wally. Każda cześć składa się z kolejno ponumerowanych rozdziałów. Średnio jest ich około dwadzieścia. Autorka by zachować chronologię zdarzeń na początku każdego rozdziału wstawiła datę lub przedział czasowy, w którym dzieje się akcja. Czasoprzestrzeń nakłada się na siebie. Dzięki temu czytelnik może prześledzić to samo wydarzenie z perspektywy różnych osób, z ich punktu widzenia. Narracja jest trzecioosobowa. Dzięki jednak możliwości śledzenia losów każdej z osobna głównej bohaterki, w dedykowanej jej części powieści, proza ta wydaje się być bardzo intymna, bardzo osobista. Autorka nie traktuje po macoszemu innych ważnych, w życiu głównych bohaterów postaci. Dużo czasu poświęca małżonkom Harmsów, Pappie i Mutti. Nie szczędzi również uwagi rodzicom Egona Schiele, o których wspomina kilkakrotnie. Nawet przyjaciele, czy służba znalazły w powieści swoje miejsce. Do tego niezwykle urokliwy, dawno odeszły Wiedeń przed, w trakcie i u schyłku I Wojny Światowej. Świat bohemy, artystycznej cyganerii. Świat niechcianych ciąż, mordowanych nienarodzonych u akuszerek dzieci, a także hektolitrów alkoholi, papierosów, czy przetrawionych, raz lepiej lub gorzej narkotyków.

Największe wrażenie zrobiła na mnie historia Adele. Kobiety odtrąconej, o niezwykle bujnej wyobraźni i słabych nerwach.

Nic go nie może zagłuszyć – bólu, który trawi Adele. Od momentu ogłoszenia zaręczyn przeszywa ją i dręczy jej myśli bez sekundy przerwy. Jej duszę wciąż przepala czysty płonący szok tamtej chwili.” – „Cztery muzy” Sophie Haydock.

Jej osobie autorka poświęciła wiele uwagi kreśląc postać skomplikowaną, zaburzoną, której fantazja uniemożliwiła osiągnąć szczęście. Jej los, jak jedyny znalazł dopełnienie, w tym co się działo do 1968. Do dnia jej śmierci. I tak naprawdę jej bezimienny grób stał się inspiracją do opowiedzenia tej historii. Historii ze sławnym malarzem w tle.

Największy problem miałam z postacią Edith i samym Egonem. Może dlatego, że Edith została opisana jako ostatnia w powieści, w moim odczuciu została potraktowana trochę „po łebkach”. Jakby analiza jej postaci była jak najmniej interesująca dla czytelnika. Dla mnie, niewielkie odniesienia do wspólnego życia Edith z Egonem mogłyby stać się odrębną opowieścią. Edith jako matka dziecka Egona. Edith jako młoda żona nieprzygotowana do nocy poślubnej. Edith jako amatorska modelka, która odkryta została przez męża. Edith jako porzucona siostra. Edith jako cicha konkurentka. Edith jako potulna córka, i tak dalej, i tak dalej. Przykładów postaci, w której chciałabym zobaczyć Edith mogłabym mnożyć i mnożyć. Rozbudowania jej wątku mi zabrakło.

Sam Egon przedstawiony został wielowymiarowo. Z jednej strony to dobrze, bo historia oparta jest na stosunku do niego czterech różnych kobiet, z którymi łączyły go inne, czasem bardzo odmienne relacje. Z drugiej niekoniecznie. Tak skonstruowana narracja spowodowała, że po przeczytaniu zastanawiam się, który obraz jest najbliższy prawdy. Która strona jego osoby jest tą najczulszą.

Potrafisz tylko brać, niczego nie dając w zamian. Kiedy się nasycisz, porzucasz każdą z nas jak pustą tubkę farby.” – „Cztery muzy” Sophie Haydock.

Karierowicz o nienagannych manierach? Zadufany kłamca? Kochający mąż czy ubolewający nad stratą kochanek? Zdradzający? Unikający służby Ojczyźnie Austriak? Nie wiem. Naprawdę, nie wiem. Najprawdziwsze chyba będzie sformułowanie; trochę taki, trochę taki. W zależności w jakiej postaci chciała go widzieć i wykreować w swej fantazji autorka. O ile, co do kreacji postaci mogę mieć lekkie zastrzeżenia, to motyw z Eve kompletnie mnie nie przekonał. Historia utkana na nic nieznaczącym, przypadkowym spotkaniu jawi mi się jako wyjątkowo na dokładkę dopisana historia, nic nie znacząca literacka fikcja, która pewnie zdaniem autorki miała zamknąć powieść w pewną całość, zamknąć ją klamrą. Według mnie zabieg kompletnie się nie udał.

Prozatorska fantazja oparta na prawdziwych postaciach, gdzieniegdzie na prawdziwych wydarzeniach. Fikcja ze sztuką i wielkimi dziełami w tle. Historia skonstruowana w oparciu o krótkie życie Egona i Edith. O nieszczęśliwe życie Adele i niespełnione życie Gertrude. Do tego napisana z historyczną żarliwością, która jak nic, zasługuje na uwzględnienie w planach czytelniczych fanów książek tego gatunku.

Moja ocena 6/10.

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

„Światłość i mrok” Małgorzata Niezabitowska

ŚWIATŁOŚĆ I MROK

  • Autorka: MAŁGORZATA NIEZABITOWSKA
  • Wydawnictwo: ZNAK
  • Liczba stron: 557
  • Data premiery: 18.05.2022r.

@Malgorzata Niezabitowska to dla mnie nadal 😉 głównie rzeczniczka prasowa rządu Tadeusza Mazowieckiego (1989–1991). Mimo, że  w tym okresie miałam kilkanaście lat przewija mi się obraz z „Dziennika telewizyjnego”, gdzie Pani Małgosia z wdziękiem i właściwym sobie profesjonalizmem wypowiada różne, ważne dla Polski w tej nowej rzeczywistości kwestie. Tym bardziej, że obrazy te powielane były wielokrotnie już w całkiem Nowej Polsce. Widząc nazwisko Niezabitowska w zapowiedziach @wydawnictwoznakpl od razu skusiłam się na premierę z 18 maja br. pt. „Światłość i mrok” wydaną w przepięknej oprawie. Mimo, że opis Wydawcy wskazywał na literaturę piękną z silnym rysem historycznym, w którym miłość pomiędzy podziałami odgrywa istotną rolę. I mimo tego, że nie jest to jednak gatunek, który jest zwykle dla mnie bardzo dobrą rozrywką. Cóż. Kocham kryminały i thrillery😊.

Chana i Jan. On przyjaciel pana młodego, ona siostra panny młodej na żydowskim weselu. Wśród hucznej zabawy, rodziny dalszej i bliższej, grona przyjaciół i znajomych odegrają zakazany taniec, chasydki z gojem. Dzieli ich wszystko; religia, wychowanie, tradycje, obrzędy, wierzenia i społeczeństwo, które nie zezwala na mieszane małżeństwa. Z jednej i z drugiej strony nie mogą oczekiwać zrozumienia. Nie mogą oczekiwać zgody na ich miłość. A jednak próbują. Jednak walczą z przeciwnościami, by połączyć swoje losy.  

„Małgorzata Niezabitowska z niespotykaną dbałością odtwarza klimat lat trzydziestych i z pasją kreśli obraz niełatwych relacji między Żydami, Polakami i Ukraińcami” – z opisu Wydawcy.

Nie mogłabym inaczej opisać przeczytaną książkę autorstwa Pani Małgosi. „Światłość i mrok”  to historia miłosna, w której przeszłość i trudne doświadczenia pomiędzy narodami styka się z żarem namiętności dwojga niewinnych ludzi. Kończy się dramatycznie, słowami; „(…) Niemcy zaatakowały nasz kraj”. Jakby to co działo się od 7 maja do 31 sierpnia 1939 roku nie było wystarczająco dramatyczne.

Fabuła rozpisana została w dwunastu zatytułowanych rozdziałach. Autorka poprowadziła narrację z perspektywy wielu bohaterów, których imionami nazwała poszczególne części powieści. I tak czytelnik może śledzić opowieść z punktu widzenia Chany i Jana, których narracja jest pierwszoosobowa. Ich relacja jest mi bliska. Dotyka najczulszych strun mega serca. Młodości, niespełnionej miłości, zakazanych czynów, ukrytych spojrzeń i cichych westchnień. Nie tylko  Chana i Jan są narratorami „Światłości i mroku” . Także Chaim brat panny młodej – Sary, kryminalista żyjący na „kocią łapę z Gienią”. Odszczepieniec, dla najbliższej rodziny umarły w chwili wyroku. Również Anna matka Jana, która z przerażeniem reaguje na zainteresowanie syna Chaną Zingelbojm sama przed sobą przyznając;

(…) Widywałam w miasteczku chasydzkie kobiety w perukach albo chustkach, ubrane w przedpotopowe szaty, szwargoczące gardłowo  w niezrozumiałym języku, a kaleczące ten, w którego kraju żyły. I w jednej z nich mój syn, mój najdroższy chłopiec, godny księżniczki, zakochał się…” „Światłość i mrok” Małgorzata Niezabitowska.

Czytając kwestie jej przeznaczone nie raz nie dwa myślałam, ile matek może tak powiedzieć o swoim synu, ile może być wstrząśniętych wyborem syna, ile może twierdzić, że te, które stały się wybrankami nie są ich warte. A także Aleksandra, siostra Jana, córka Anny, wyemancypowana, odważna, szukająca rozrywki.

Miasto nie ułatwia stania się kobietą pannie z dobrego domu, którą, musiałam przyznać, byłam niezależnie od tego, jak wykpiwałam to anachroniczne pojęcie. Nie narzekałam na niedostatek chętnych, o , było ich mnóstwo, podobnie jak okazji, zwłaszcza gdy nie szukałam „dozgonnej miłości”, a jedynie erotycznej przygody.” – „Światłość i mrok” Małgorzata Niezabitowska.

Jej postać odebrałam bardzo dobrze. Jest bowiem ciekawym osobliwym urozmaiceniem. Jej fascynacja ukraińskim Dimą w opozycji do polsko – ukraińskiego dystansu stanowiła interesujące tło historyczne do opowiedzianej historii miłosnej. Oraz Tadeusz, brat Jana, któremu sprawy polsko – ukraińskie, polsko – żydowskie i żydowsko- ukraińskie były bliskie ze względu na pełnioną funkcję. Tadeusz – Polak uwikłany w labirynt relacyjny pomiędzy trzema narodami, których połączy trudna, wspólna historia.  

Autorka przygotowała się bardzo dobrze do podjętej w książce tematyki. Żydowskie obrzędy, tradycje zostały odzwierciedlone bardzo wiernie. W języku (np. mamele, bunia, mateczka, sokołyk, tate itd. ), w zachowaniu poszczególnych postaci, nawet gestach oraz sposobie bycia (np. peruki noszone przez żydowskie kobiety). Ta wierność historii pozwala poznać czytelnikowi ortodoksyjne tradycje, z którymi zazwyczaj nie ma do czynienia w realnym świecie. Nie chodzi tylko o peruki na zgolonych przez żydowskie kobiety głowach. Chodzi o bicie, chodzi o przeklinanie dzieci, które nie dają zamknąć się w obowiązujących konwenansach, chodzi o takie sformułowania jak: „(…) A to mądrala! Śmiesz mnie pouczać, miast się kajać. Dobrze radziłam Pinkusowi, by odprawił po tobie siedmiodniową żałobę.” Chodzi też o hebrajski język, który perfekcyjnie został wpleciony w całą powieść. I mimo uproszczonej transkrypcji stanowił wraz ze wtrąceniami z ukraińskiego ważne uzupełnienie opowiedzianej historii.

Chan i Jan, Aleksandra, Tadeusz, Chaim i Anna. Każdy inny, każdy z innymi nadziejami, obawami i lękami. Ich losy splecione zostały w przedwojennej Polsce z Lwowem w tle. I mimo, że Autorka pisała powieść przed aktualną sytuacją na Ukrainie przedstawione w niej problemy, ukierunkowane politycznie zainteresowania wybrzmiały mi dziś inaczej, bardziej wyraziście. Huk sytuacji geopolitycznej wybrzmiewa nadal, mimo, że książkę przeczytałam kilka dni temu.

To nie tylko historia zakazanej miłości. To historia bohaterów żyjących w latach trzydziestych ubiegłego wieku na wołyńskiej ziemi. Bohaterów zewsząd o rożnych poglądach, religii, wierzeniach i skrajnie różnych obyczajowości, a połączonych tylko jedną ziemią, na której przyszło im żyć. Udanej lektury!!!

Moja ocena: 7/10

Egzemplarzem recenzenckim obdarowało mnie Wydawnictwo Znak, za co bardzo dziękuję.

„W sercu wroga” Magdalena Wala

W SERCU WROGA

  • Autorka: MAGDALENA WALA
  • Cykl: MIĘDZY JEZIORAMI (tom 1)
  • Wydawnictwo: KSIĄŻNICA
  • Liczba stron: 304
  • Data premiery: 18.05.2022r.

Nowa seria od @MagdalenaWalaAutor. Nowa opowieść, nowa cześć z wojną w tle. Jak sama Autorka pisze w posłowiu kolejna, szesnasta książka jej autorstwa nie miała dotykać tematu wojny, nie miała być historyczna. Cóż zrobić, gdy historia sama znajduje drogę do autora? @WydawnictwoKsiaznica
18 maja br wydało „W sercu wroga”. Historię Amalii i Piotra.

Tu prawie nikt nie używa mazurskiego. Nawet w domach starych mazurskich rodzin słychać głównie niemiecki, żeby dzieci nie miały problemów w szkole”. –„W sercu wroga” Magdalena Wala.

Ona – z krwi i kości Mazurka z niemieckich Prusów z dziada pradziada. On – wysłany na roboty przymusowe do niemieckich rolników Polak. Ona – matka czekająca na męża, niemieckiego żołnierza, który wyruszył na wojnę. On – wdowiec, którego żona zginęła w nalocie. Ona – wiejska dziewczyna. On – miastowy intelektualista. Oboje spotkali się na okupowanej ziemi. Oboje spragnieni towarzystwa zapoczątkowali wspólną historię. Historię na kontynuację której już czekam😉.

Nie wiem dlaczego Magdalena Wala chciała porzucić na chwilę historyczną nutę w tej powieści, kiedy jej zamiłowanie przeszłością idealnie wpasowuje się w wyimaginowaną fabułę. To nie pierwsza książka tej Autorki, w której doceniam walor historyczny. I tym razem Wala odwzorowała z uważnością dziwne czasy z końca wojny, w których przyszło żyć Polakom, Niemcom, Mazurom. Okupantom z okupowanymi. Panom z niewolnikami pracy, gdzie gwałty, batożenie i wyzysk, aż do śmierci były na porządku dziennym. Wiele w powieści jest smutnych historii. Jak historia Marcina. Jak historia Ani. Wiele smutku, wyzysku i trwogi. A jedyna nadzieja w tym, że u schyłku wojny Niemcy już przegrywają.

Akcja toczy się od marca 1944 do stycznia 1945 roku. Narracja jest prowadzona w formie trzecioosobowej. Historia opowiedziana jest z perspektywy Amalii. Ona jest przeciwwagą dla innych Niemców. Ona jest przeciwwagą dla swego teścia i innych gospodarzy niemieckich, a przede wszystkim wachmistrza Mohla. Jest bardziej liberalna, wyrozumiała. Zawieszona pomiędzy polskimi Mazurami, a niemieckimi Prusami.  Historię czyta się płynnie, lekko. Historia zdominowała fabułę. W tle powieści zostało opisanych wiele ciekawych wątków pobocznych. Brakowało mi jednak pewnego rysu psychologicznego. Zastanowienia się, większej refleksji po stronie niemieckich i polskich bohaterów. Brakowało mi tych myśli, heroicznych i tchórzliwych. Zabrakło mi głębszego wytłumaczenia zobojętnienia, braku reakcji. Po prostu lubię wiedzieć, co myśleli, tak w głębi  duszy. Co czuli, ci pobratymcy Hitlera, co czuli jego rodacy, gdy na ich oczach umierali niewinni ludzie, gdy umierały ofiary ich bestialstwa.

To kolejna, bardzo dobra lekcja historii. Fabularyzowana forma wzmacnia odbiór, pozwala wczuć się w rolę kolejnych bohaterów, pozwala choć trochę zrozumieć, lub przynajmniej spróbować zrozumieć. I tego zrozumienia nam wszystkim życzę.

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU KSIĄŻNICA.

„Dzieje Polski opowiedziane dla młodzieży” Feliks Koneczny

DZIEJE POLSKI OPOWIEDZIANE DLA MŁODZIEŻY

  • Autor: FELIKS KONECZNY
  • Wydawnictwo: : ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery w tym wydaniu: 09.11.2021r.
  • Data 1 wydania polskiego: 01.01.1999r.

Wydawca @Zysk i S-ka zachęcając do lektury napisał: „Historia Polski Konecznego, opowiedziana przystępnym dla młodych ludzi językiem, zabiera nas w niezwykle interesującą podróż po meandrach polskich dziejów. Ta opowieść jest wciąż żywa i stanowi źródło różnorodnej wiedzy”. Musiałam odbyć tą podróż. Podróż, w którą wyruszyłam po raz drugi wiele, wiele lat po zakończeniu edukacji w liceum, gdzie ostatnio miałam do czynienia  z przedmiotem historia. Musiałam przeczytać premierę z 9 listopada br., by zachęcić moje własne dzieci do zapoznanie się z historycznymi losami Polski trochę w inny, mniej edukacyjny, a bardziej powszechny sposób.

To historia na nowo przeze mnie odkryta. Gdzieś w połowie zaczęłam się jednak gubić. Odłożyłam ją na chwilę realizując inne plany czytelnicze, by wrócić do niej po przerwie. Bohaterowie i antybohaterowie zaczęli mi się mieszać. Same wątki historyczne związane z księstwem Polsko – Litewskim, Poniatowskim, Kościuszko, Chmielnickim, czy Batorym okazały się jednak dla mnie nie do przebrnięcia ciągiem. Sam język jest raczej bardziej naukowy, niż powszechny. Nie wiem, czy młody czytelnik poradzi sobie z tyloma odnośnikami, uwagami, ripostami ujętymi w rozbudowanych zdaniach. To o czym pisze bardzo dobrze obrazuje poniższy cytat, zapraszam.

„Gdybyśmy przynajmniej przez jedno pokolenie utrzymali w swych rękach szkoły ludowe i administrację wiejską, byłoby się przerobiło lud wiejski na nowych obywateli polskich, naród byłby się wzmocnił ogromnie…” -„Dzieje Polski opowiedziane dla młodzieży” Feliks Koneczny.

Nie odnalazłam w książce świeżości, nietuzinkowego podejścia do historii naszego kraju. Wieki przedstawiane kolejno, bez chociażby rozbudowanej myśli polskiej, która była przyczynkiem działalności powstańczej okazały się jednak dla mnie mało atrakcyjne. Styl całkowicie nieodpowiadający młodemu czytelnikowi. Niektóre wątki potraktowane pobieżnie i pokrętnie, bez dogłębniejszej analizy, bez szerszego kontekstu w aspekcie wielu innych, naukowych źródeł. Koneczny pisał ze znawstwem, jakby wykładał historię co najmniej doktorantom. Użył wiele trudnych słów, sformułował w wielu miejscach myśli w sposób skomplikowany, nie dając czytelnikowi żadnego pola do popisu, jakby bez fantazji. I tej „ułańskiej” fantazji i zabrakło w tej książce – jak w tytule – „dla młodzieży”.

Moja ocena: 5/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Zysk i S-ka.

„Dwa królestwa, jedna krew” Renata Czarnecka

DWA KRÓLESTWA, JEDNA KREW

  • Autorka: RENATA CZARNECKA
  • Wydawnictwo: KSIĄŻNICA
  • Cykl: DYLOGIA ANDEGAWEŃSKA (tom 1.)
  • Liczba stron: 432
  • Data premiery: 29.09.2021r.

Sama nazwa oficjalnej strony Autorki na FB @Renata Czarnecka-piszę o kobietach już mi się spodobała. Po lekturze powieści historycznej „Dwa królestwa, jedna krew”, która premierę miała 29 września br. przyznaję, że faktycznie w treści oprócz silnych królów, przystojnych i rządnych władzy książąt z najznakomitszych rodów, jest rzecz o kobietach. O tych z koronowanymi głowami, o tych przesuniętych w cień ze względu na prawo pierwszeństwa, o tych zwykłych, służalczych, wiecznie z pochylonymi karkami. A ja o kobietach uwielbiam czytać. To moja pierwsza przygoda z Autorką, którą rozpoczęłam dzięki Wydawnictwu @Książnica i mam nadzieję, że nie ostatnia.

Historia niejedno ma imię!

To nie nudna lekcja historii. O nie! To opowieść o dwóch silnych kobietach, w których żyłach płynęła ta sama krew przodków. To historia życia i sporu pomiędzy Elżbietą Łokietkówną, królową Węgierską a Joanną Andegaweńską, królową Neapolu. To losy połączone przez ambicje i godność, która w każdym kolejnym pokoleniu winna być podnoszona. Książka jest osadzona w wieku XIV. Najpierw poznajemy Elżbietę, która poślubiła króla Węgier Karola Roberta, pierwszego króla – Andegawena. Z pozoru nieszczęście Elżbiety stało się jej siłą. Szybko rozkochała w sobie króla i pozyskała władzę wpływu na niego. Ze względu na jej ambicje ich syn Andrzej został przeznaczony Joannie, córce neapolitańskiego króla. Małżeństwo kilkulatków w dorosłym życiu nie zaznało szczęścia. Joanna chora z niemożności władania, uchylająca się od obowiązków małżeńskich, szukająca pocieszenia w miejscu jak najdalszym od ramion męża, doprowadza do silnego konfliktu politycznego, którego zarzewiem jest przedwczesna śmierć Andrzeja. Czy politycy zdołają uchronić Neapol od zemsty króla Węgier? Czy oddalą nad królestwem widmo wojny?

Historia była w szkole jedną z najbardziej ulubionych przeze mnie lekcji. Miałam szczęście do nauczycielki. Silna, zarażająca swą pasją kobieta, potrafiła przekazać w bardzo ciekawy sposób nawet najbardziej nudne fakty historyczne. Muszę napisać jednak, że najlepsza lekcja belferki nie może równać się z tą książką. Dzięki niej zrozumiałam, co znaczyła dla książęcych i królewskich rodów polityczna gra, w której brały od początku udział bardzo małe dzieci. Bonusem jest dołączone na końcu drzewo genealogiczne, które pomagało mi zagłębić się w powinowactwo pomiędzy głównymi bohaterami. Tak czasem nie dalekie, byle tylko korony pozostawały w jednych rękach.

Renata Czarnecka skroiła bohaterów na miarę XXI wieku. Wiele w nich pasji, wiele nieszczęścia, wiele błędnych decyzji i chorych ambicji. Opisała czasy kobiet z królewskiego rodu, które nie zawsze chciały się podporządkować swemu mężowi, które szukały możliwości realizacji własnych pasji, własnych ambicji jak nie wprost, to ukradkiem. Które w ten sposób chciały objawić światu swoją niezależność. Opisała zwykłych poddanych, dwórki spełniające zachcianki i kaprysy męskich potomków królewskiego rodu, służących nie potrafiących się przeciwstawić, ani spojrzeć w twarz władcom, zwykłych żołnierzy wykonujących bezwolnie rozkazy, z którymi nie sposób się było zgodzić. Wśród nich potrzeba szczęścia, potrzeba ułudy stanowienia o swoim losie, cicha i bierna agresja. Czarnecka zabiera nas w lata przepychu królewskich dworów, okres rządzenia światem zza kuluarów przez papieża Klemensa, czasów, gdy jedyną cnotą kobiety była jej bogobojność. O nie, nie chciałabym żyć w tych wiekach. Czasy, gdzie błąd i decyzja samej królowej tak naprawdę kosztowała życie wielu, tylko po to, by odsunąć od siebie odpowiedzialność. To prawdziwa gra polityczna, która toczyła się wiele wieków temu, a miałam wrażenie jakbym czytała trochę o współczesności. No cóż, pewne mechanizmy nie tracą na aktualności, zawsze dobrze się sprawdzają, gdzie władza nad innymi miesza się z własną potrzebą realizacji swoich celów. Dodatkowo spodobały mi się losy niektórych neapolitańskich książąt, przeświadczonych o swojej wyjątkowości, co okazało się zgubne. No tak, nie zawsze kobiety okazywały się ofiarami historycznych dziejów. Trochę o tym zapomniałam, na szczęście ta powieść mi o tym przypomniała. Jako niewprawny fan historii miałam tylko problem z osadzeniem konkretnych bohaterów. Losy głównych bohaterów opisane są w sposób dość szczegółowy. Te same imiona, nazwiska chwilami wymagały ode mnie dłuższego zastanowienia, gdzie jest ten klucz, gdzie jest ten łącznik. Kto z kim, kto i dlaczego, kto i jak?  

Autorce udało się  oddać ducha tamtych czasów, opisać historię w sposób barwny, ciekawy, kompletny. Dzięki emocjom wywołanym romansami, knowaniami, intrygami, gierkami politycznymi książka była dla mnie miłą odskocznią od popularnego na moich półkach gatunków. Jeśli lubicie podróże w odległą przeszłość sięgnijcie po tę pozycję. Zanurzcie się bezwolnie i bez uprzedzeń w połączone losy, do tego w bardzo dobrym stylu, Elżbiety i Joanny, którym nie dane było się prawdziwie pokochać.

Moja ocena: 7/10

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Książnica.

„Prędkość ucieczki” Remigiusz Mróz

MrozRemigiusz PredkoscUcieczki2

 

PRĘDKOŚĆ UCIECZKI

  • Autor: REMIGIUSZ MRÓZ
  • Seria: PARABELLUM (TOM 1)
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 373
  • Data premiery: 17.07.2019r.
  • Moja ocena: 7/10

 

„Parabellum” było jedyną serią Mroza, którą jeszcze nie przeczytałam. Od dawna figurowała na mojej liście książek „do przeczytania”, ale wiadomo jak jest, w natłoku nowości nie znalazłam jeszcze dla niej czasu. Dlatego ponowne wydanie serii w nowej szacie graficznej przez Czwartą Stronę okazało się dla mnie idealną okazją by się z tą serią zaznajomić. Składa się ona z 3 tomów i opowiada historię braci Zaniewskich podczas II wojny światowej. Czytaj dalej