„Ratunku! Wymyśliłam męża” Katarzyna Kowalewska

RATUNKU! WYMYŚLIŁAM MĘŻA

  • Autorka: KATARZYNA KOWALEWSKA
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 296
  • Data premiery: 7.06.2022r.

Ratunku! Wymyśliłam męża” to kolejna książka @Katarzyna Kowalewska autorka z gatunku literatury obyczajowej. Jej poprzednia powieść „Podmiejski na koniec świata” (recenzja na klik) opowiadała o Alicji mającej problem z asertywnością, która w pewnym momencie postanowiła zawalczyć o siebie. Z opisu Wydawcy dowiedziałam się, że na kolejną obyczajową powieść drogi nie mam co liczyć, Florka do Alicji nie jest ni w ząb podobna😊. Książka premierę miała 7 czerwca br., a miałam okazję ją przeczytać dzięki @Zysk i S-ka Wydawnictwo, za co bardzo dziękuję.

To historia o Florencji i Bartku. To też historia o Felicji i Barnabie. Jedni są na wskroś praktyczni. Taka para z wieloletnim stażem, gdzie mąż śpi w starych rozwleczonych T-shirtach, a żona ma ogromne poczucie humoru i dystans do swego związku. Oboje usatysfakcjonowani z pracy, oboje lubiący swoje towarzystwo. Mimo pewnych pragnień, które pozostają niewypowiedziane. Drudzy to rozumiejący się bez słów nadziani młodzi dorośli z ukochanym dzieckiem u boku. Posiadający przepiękny dom, miłą i utalentowaną panią do wszystkiego, tylko zgrabnych i bogatych znajomych, a także umiejętności, które pozwalają utrzymać między nimi żarzący się ogień przez cały czas i symbiozę w swoim otoczeniu, czasem tylko gestem, czasem tylko słowem. Obie pary mogłyby istnieć naprawdę. Tylko, którzy byliby bardziej ciekawi?

Bardzo dobra pierwsza część powieści!

Zadziorna, z humorem, z dystansem. Postać Florki zawładnęła moim sercem od początku, gdy Autorka opowiedziała historię jej imienia i postępowanie rodziców, gdy tylko Flora osiągnęła względną dorosłość. Bartek nie jawił mi się jako gbur, despota, czy nieczuły tyran. Jawił mi się jako idealny partner dla Flo, która zna swoją wartość, która oddaje się pasji i która ma ciekawych znajomych wokół siebie. I właśnie ci znajomi są osobnym, interesującym wątkiem. Grupa składająca się z Dżastiny, Toma i Justynki idealnie wpasowuje się w grupę wsparcia dla pasjonatki pisania jaką jest Flora. Każdy z przyjaciół poznanych na kursie kreatywnego pisania ma czytelnikowi coś innego do zaoferowania. A różnorodność w prozie jest zawsze w cenie. Mi najbardziej spasowała Dżastina. Uwielbiam takie ostre, zdecydowane i nieegzaltowane laski. Lekko zawiodłam się na Justynie. Z tego mogłaby być naprawdę odjechana historia, gdyby Autorka podążyła moim tokiem myślenia. Moment, w którym przyjaciele ją śledzą stanowił obietnicę na naprawdę dobrą zabawę😉. Jestem zaciekawiona wątkiem głównej bohaterki. Ciekawe czy Autorka wykorzystała swoje doświadczenie w pisaniu, w dążeniu do niego w kreowaniu tej postaci…

Miejsce akcji również jest nieprzypadkowe. To ukochany Grodzisk Mazowiecki samej Katarzyny Kowalewskiej. Kiedyś usłyszałam, że dobrze pisze i czyta się o tym, co się zna. Ja w Grodzisku nie byłam nigdy. To jakby inny świat, niby bliski od Stolicy, a jakby całkowicie na końcu świata. Tą różnorodność Kowalewska również zobrazowała bardzo dobrze. Trochę przekornie zawierając to w dialogach pomiędzy głównymi bohaterami. Chętnie zaczytywałabym się dłużej w opisach miejsca akcji. Opisywanie sercem przez Autorkę przestrzeni, w której osadziła fabułę, po prostu musiałoby być ciekawe.

Styl Autorki jest bardzo podobny do poprzedniej jej książki, tj. „Podmiejski na koniec świata”. Powieść czyta się bardzo szybko, wręcz ekspresowo. Styl i tempo jest lekkie i przyjemne, zgodnie z prawidłami gatunku literatury obyczajowej. Wiele trafnych sformułowań, ripost i śmiesznych sytuacji nadaje książce jeszcze większego polotu. Jest przez to jeszcze bardziej odświeżająca, jeszcze bardziej lekka. Nie ukrywam, że drugą częścią trochę się zawiodłam😊. Gdy już wszystko zaczynało się układać i wyjaśniać, Autorka zaczęła przybliżać nam motywacje głównych bohaterów, a tajemnica Justyny się już rozwiązała, powieść przestała być dla mnie ciekawa. To tak jakby Kowalewska zabrała mnie na wspinaczkę górską. Najpierw wchodziłam ociężale, mozolnie, by dowiedzieć się co znajdę na samym wierchu, a potem, gdy już trafiłam to zaczęłam schodzić znudzona, bo wszystko co było najciekawszego pozostawiłam na samej górze.

Idealna książka na letni czas. Idealna lektura na słońce. Nadająca czytaniu innego znaczenia. Powodująca relaks i miłe chwile, w którym liczy się drugi człowiek, nawet jeśli jest daleki od ideału. Miłego czytania.

Moja ocena: 7/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Zysk i S-ka.

„PODMIEJSKI NA KONIEC ŚWIATA” KATARZYNA KOWALEWSKA

PODMIEJSKI NA KONIEC ŚWIATA

  • Autor:KATARZYNA KOWALEWSKA
  • Wydawnictwo:ZYSK I S-KA
  • Liczba stron:286
  • Data premiery:16.03.2021r.

Niedawno opublikowałam trzy recenzję premier z kwietnia od Wydawnictwa Zysk i S-ka; rewelacyjną Dziewczyna z fotografii, klimatyczną Trogirskie wakacje oraz skłaniającą do myślenia Pozwól że ci opowiem…bajki które nauczyły mnie jak żyć, a tu jeszcze czeka zaległa premiera z marca.

„Podmiejski na koniec świata” to kolejna książka Katarzyny Kowalewskiej @kowalewskafanpage , autorki „Pudełka z pamiątkami” (2020). O poprzedniej książce tej autorki czytałam wiele pochlebnych recenzji i opinii. Czy i tym razem na taką ocenę zasłuży?

Już przy okazji innej książki przyznałam się Wam, że lubię fabułę o zaczynaniu od nowa, w innym miejscu. Wtedy można wszystko rzucić za siebie, zostawić i nigdy do tego nie wracać. Powiecie, to trochę taka ułuda. Nie wszystko co za nami było złe. W ten sposób pozostawiamy za sobą nawet te dobre rzeczy. Tych dobrych ludzi, dobre wspomnienia, dobre miejsca pracy.  Tylko, że będąc otwartymi dobrych ludzi, dobrą pracę i miłe wspomnienia znajdziemy również w tym nowym miejscu. Miejscu do którego dążymy. Miejscu do którego chcemy dążyć.

Książka drogi

Z opisu wydawcy już wiedziałam, że podobną fabułę czytałam. Tym razem śledzimy losy Alicji. Alicji, która ma problem z asertywnością. Wiele czasu poświęca innym, problemom innych i sprawom, które wcale do niej nie należą. Każdy chce mieć Alicję obok siebie. Wiele można na jej barki wrzucić. Nawet własne obowiązki zawodowe można na nią scedować. Po feralnym wieczorze na imprezie firmowej swego chłopaka – zaskakując samą siebie – przyjmuje propozycję szefa. Tym samym zostaje wysłana do podupadającej małomiasteczkowej firmy. Nie dość, że musi zrealizować bardzo ambitne wyzwanie zawodowe, to jeszcze zacząć wszystko od nowa. Czy jej się to uda? Czy na zawsze pozostanie tą samą Alicją ze stolicy?

Pełna ciepła opowieść o zaczynaniu od nowa” – opis wydawcy

To prawda. Z tym opisem wydawcy muszę się całkowicie zgodzić. Sama Alicja jako bohaterka da się lubić. Nie ma znaczenia jej imię. Takich Alicji w większych lub mniejszych miastach jest sporo, od zatrzęsienia.  Te Alicje mają inne imiona, inne twarze. Te Alicje są raz szczupłe, raz z nadwagą. Te Alicje są samotnymi singielkami lub żyjącymi w nieformalnych związkach. Te Alicje też są mężatkami, nierzadko z dziećmi. To Alicje dla innych, dla wszystkich wokół, nie dla siebie. Zawsze cieszy mnie jak kolejna Alicja postanawia „wziąć byka za rogi”, nawet jeśli jest postacią fikcyjną. Postanawia przestać godzić się na bylejakość. Przestać pracować za innych. Postanawia wreszcie przeżyć swoje życie! Taką Alicję spotkamy w tej książce. Alicję która dojrzewa, która dostrzega, że ma wokół siebie przyjaznych ludzi. Alicję, która dowiaduje się, że nic nie dzieje się bez przyczyny, a lepsze jutro może przyjść znacznie wcześniej. Wcześniej, niż się tego spodziewała.

To historia o wszystkich Alicjach, które znamy. Historia pełna ciepła, zrozumienia innych. Historia o przyjaźni i miłości, która nie musi zawsze być najważniejsza. Też o miłości utraconej. Przede wszystkim jest to książka o miłości do samego/samej siebie. Tej miłości najważniejsze, by wreszcie zacząć żyć.  Alicje i nie tylko, czytajcie.

Moja ocena: 7/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Zysk i S-ka.