„Strażnik tajemnic” Kate Morton

STRAŻNIK TAJEMNIC

  • Autorka: KATE MORTON
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Seria: SERIA BUTIKOWA
  • Liczba stron:512
  • Data premiery w tym wydaniu: 12.04.2023r.
  • Data 1 polskiego wydania: 28.08.2013r.
  • Data światowej premiery: 2012r.

Zapomniany ogród” i „Milczący zamek” tej samej Autorki wydane również w ramach Serii butikowej przez @WydawnictwoAlbatros w swych recenzjach oceniłam dość wysoko. Z tych dwóch lektur wywnioskowałam, że Kate Morton potrafi tworzyć zawiłe historie, w których przeszłość splata się z teraźniejszością, a duchy przeszłości nie pozwalają o sobie zapomnieć do momentu, w którym zaczynają dominować nad realnym życiem. Tytuł kwietniowej premiery – „Strażnik tajemnic” – obiecuje wiele. Okładka… jak wszystkie tej serii, obłędna !!!! Ale jak sami najlepiej wiecie, nie należy oceniać książki po niej😉.

(…) rozumiała, że matka jako istota ludzka robiła w życiu różne rzeczy, nie była święta; nienawidziła, pragnęła i popełniała błędy, które nigdy nie znikły.” – „Strażnik tajemnic” Kate Morton

Laurel, najstarsza z pięciorga rodzeństwa, w wieku kilkunastu lat staje się świadkiem zabójstwa. Nieznany jej mężczyzna zostaje zadźgany nożem przez jej matkę. Niewyjaśnione okoliczności zdarzenia ciążą na niej. W przeddzień dziewięćdziesięciu urodzin matki, postanawia dowiedzieć się, co tak naprawdę wydarzyło się w roku 1961 i dlaczego Dorothy postanowiła wykorzystać trzymany w ręku nóż przeznaczony do krojenia tortu  urodzinowego.

Ciekawa lektura😊. Zdecydowanie na miarę poprzednich, czytanych przeze mnie i recenzowanych książek. Kate Morton stworzyła kolejną, ciekawą historię, w której losy ludzkie nabierają innego znaczenia, gdy widziane są z innej perspektywy.

Interesujący wstęp. Tak. Szesnastoletnia dziewczyna staje się przypadkowym świadkiem morderstwa. Fascynujące rozwinięcie. Tak.  Lata sześćdziesiąte, lata czterdzieste, rok dwutysięczny jedenasty. To musiało się udać. Ta fabuła konstruowana w różnych dekadach, w całkiem odmiennych okolicznościach. Te odwzorowywanie ówczesnego świata, te wspomnienia i frapujące treści. Atrakcyjne zakończenie. Tak.  Dorothy, Vivien, Jimmy, Henry stają się bohaterami ekscytującej przeszłości, która nie była tak czarno – biała, jak wydawała się przez blisko czterysta pięćdziesiąt stron.  

Książkę czyta się rewelacyjnie. Oprócz rodzimych tajemnic idealnie sprawdza się narracja. Kate Morton w osobnych rozdziałach zatytułowanych miejscem i rokiem poszczególnych epizodów przeprowadza czytelnika przez całe dziesięciolecia w tak jasny i wyraźny sposób, że nie sposób się pomylić, ani pogubić. Uwielbiam takie konstrukcje, w których retrospekcje nie zaburzają bieżących wydarzeń i nie wybijają mnie z rytmu. Wręcz przeciwnie. Tworzą swoisty specyficzny klimat, w których odczuwam inne emocje i czuję inne zapachy, odbieram inne całkiem nastroje i boję się całkiem czegoś innego.

Oprócz głównych bohaterów ukochałam motyw chlebodawczyni Dorothy zaraz po jej przyjeździe do Londynu. Stara Lady, jak z prawdziwej angielskiej socjety mogła stać się jeszcze bardziej ciekawszym wątkiem, gdyby autorce chciało się pociągnąć ten temat. Kompletnie nie zrozumiałam natomiast młodzieńczej miłości Dorothy. Wręcz przeciwnie w drugiej połowie miałam wrażenie, że ogień całkowicie wygasł i to bynajmniej nie za sprawą Jimmy’ego. Umiłowanie Dorothy do spędzania częściej czasu ze swoimi koleżankami ze stancji nie tyle, co mnie intrygowało, co raczej irytowało. Przecież to Londyn w czasie bombardowań. Przecież to czas, gdy ona i on kleili się do siebie nie znając jutra, nie mając żadnych nadziei…. Wspominając o słabszych elementach książki nie mogę nie wspomnieć o siostrach głównej bohaterki. Iris, Rose i Daphne mogły być ciekawym tłem dla Laurel. Stały się tylko dodatkiem, praktycznie nic nieznaczącym. Jakby celem Morton, było wprowadzanie kolejnych, obojętnych dla fabuły bohaterów, bez których powieść mogłaby być krótsza i bynajmniej nie mniej zajmująca. A rola Gerry’ego? Była sporym zaskoczeniem.

Za to kobieca perspektywa jest czymś, co mnie najbardziej oczarowywało. Tu nie chodzi tylko o matkę Laurel – Dorothy. Tu chodzi o wiele matek, które jak na ówczesne czasy potrafiły zachowywać się mniej konwencjonalnie. Tu chodzi też o matkę Dorothy i tu chodzi też o nieobecną matkę Vivien. Choć jej sama osoba, mogła być rozrysowana bardziej dramatycznie, co przysporzyłoby zapewne książce jeszcze więcej fanów😉. Matki w tej powieści są silne, zdeterminowane. Niesamowicie zdecydowane jak na początek ubiegłego wieku. Rozumiejące własne córki. Odnoszące się do nich z szacunkiem i potrafiące je wesprzeć w każdej sytuacji.  

Starałam się nie zaspojlerować. Dlatego nie wspomniałam ani o Katy Ellis, o której ciągle myślę, ani tak naprawdę o postaci Henry’ego Jenkinsa, który pojawił się kiedyś w rogu domu Laurel.  Mam nadzieję, że zaciekawiłam Was natomiast opowieściami o bohaterach, których w „Strażniku tajemnic” Kate Morton jest praktycznie cała plejada. I to nie tylko pierwszo, ale i drugoplanowych, na których warto zarzucić przysłowiowe oko.

Miłej lektury!!!

Moja ocena 7/10.

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

„Milczący zamek” Kate Morton

MILCZĄCY ZAMEK

  • Autor: KATE MORTON
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Liczba stron:560
  • Data premiery:14.07.2021r.
  • Data 1 polskiego wydania: 10.08.2011r.
  • Data światowej premiery: 01.01.2010r.

Czytaliście „Trzynastą opowieść” Diane Setterfield lutową premierę również od @WydawnictwoAlbatros ? Ja czytałam i muszę powtórzyć, że książka jest warta naszego czasu (moja recenzja na klik). Nie bez powodu dzisiejszy wpis zaczynam od wspomnień. Właśnie skończyłam książkę Kate Morton pt. „Milczący zamek”, która premierę w wydaniu butikowym nakładem @WydawnictwoAlbatros miała 14 lipca br. Jest to bez wątpienia pozycja dla zachwyconych „Trzynastą opowieścią” czytelników. Mamy tu wiele elementów wspólnych. Jest i stare domostwo, w tym przypadku tytułowy zamek. Są i trzy siostry, które łączy szczególna, bliska więź. Jest i oczywiście rodzinna tajemnica, która niszczy życie praktycznie wszystkich domowników, która ciągle wyzwala demony. Jest także motyw związany z książkami, są pisarze, redaktorzy, dziennikarze. Zaciekawieni? To poczekajcie, jak przeczytacie całą recenzję.

 Nie mogę się zgodzić z opisem Wydawcy. Nie jest to w mojej opinii „wspaniały romans”, choć owszem elementy miłosne zostały wplecione w fabułę. Są one jednak wątkiem pobocznym. Trudno znaleźć bohatera, który nikogo nie kochał lub przynajmniej nie był zauroczony, prawda? To bardziej opowieść gotycka, saga pewnej nietuzinkowej rodziny, historia pewnych nietypowych rodzinnych relacji. A wszystko zaczyna się, gdy po pięćdziesięciu latach zostaje dostarczony dawno zaginiony list. List, który otrzymuje Meredith i który wywołał wspomnienia wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat, gdy Meredith jako mała ewakuantka z Londynu w czasach wojny została rezydentką w zamku Mildehurst i była goszczona przez siostry Blythe. Córki słynnego, angielskiego pisarza Raymonda Blythe’a, twórcę opowieści o Człowieku z Błota. Córka Meredith, Edith „Edie” Burchill, redaktorka w małym rodzinnym wydawnictwie zafascynowana nowymi szczegółami życia jej matki postanawia odwiedzić zamek oraz dotrzeć do spadkobierczyń słynnego Raymonda Blythe’a. Dowiedzieć się, jaka była prawdziwa geneza Człowieka z Błota i czy którakolwiek z sióstr –  bliźniaczki Percy i Saffy oraz Juniper – odziedziczyła po ojcu literacki talent.  W ten sposób Edie rozpoczyna swoją podróż. Podróż w przeszłość, tą całkiem odległą, gdy na zamku następowały różne wydarzenia. Wydarzenia, które związały życie sióstr na zawsze.

Książka składa się z pięciu części, które ułożone zostały z zatytułowanych rozdziałów. Autorka prowadzi fabułę w dwóch perspektywach czasowych. Teraźniejszość toczy się w latach dziewięćdziesiątych. Nie dziw więc, że w trakcie pracy badawczej Edie nie korzysta ze smartfona, laptopa itd. Robi po staroświecku po prostu notatki. Przeszłość to rok 1941, od czerwca do końca października. Historia relacji Juniper z Thomasem Cavillem, mężczyzną na którego Juniper czeka nawet pięćdziesiąt lat później. Narracja jest pierwszoosobowa, to Edie jest narratorką i muszę stwierdzić, że ten sposób narracji idealnie sprawdza się w powieści. Wspaniale czyta się książkę opowiedzianą ustami, myślami, dedukcją inteligentnej, młodej kobiety kochającej książki. Dla książkofila to prawdziwa uczta. Uwielbiam czytać w książkach o książkach!

Kobiety w środku nie miały szans” – „Milczący zamek” Kate Morton.

Naprawdę nie miały żadnych szans. Nie miały szans na miłość, mimo, że każda z sióstr kogoś kochała i za kimś do końca życia tęskniła. Nie miały szans na samodzielność, chociaż dwie podjęły próby porzucenia zamku i jego mrocznych tajemnic. Nie miały szans na radosne życie, gdyż obarczone chorobą najmłodszej siostry musiały trzymać się razem i chronić tą, która miewała wizyty nieproszonych „gości” i cierpiała na chwilowe zaniki pamięci. Nie miały szans na porzucenie zamku i wyzwolenie się z jego murów, murów, które z roku na rok coraz bardziej zapadały w ruinę tracąc swoją dawną świetność. Nie miały szans zmazać grzechów własnych przodków i zapomnieć o demonach, które chowają się w „naczyniach krwionośnych” zamku. I o tych straconych szansach jest ta książka. O wszystkich niespełnionych marzeniach, oczekiwaniach i pragnieniach. O wzajemnym uzależnieniu i jednocześnie ogromnej siostrzanej więzi. Więzi, aż po grób. Chwilami ciężko było mi przebrnąć przez długie opisy scenografii, przyrody, opisów ówczesnego Londynu, czy samego zamku Mildehurst, a także odwołań do poprzednich wydarzeń, dni, spotkań, dialogów. Miałam wrażenie jakby Autorka przy okazji każdego nowego rozdziału kreśliła historię na nowo, wprowadzała czytelnika w wątek. Nie czytałam innych książek Kate Morton – Australijskiej pisarki, która zdobyła międzynarodową sławę książkami „Dom w Riverton” oraz „Zapomniany ogród”.  Możliwe, że to co uznałam za mankament książki jest po prostu cechą charakterystyczną pisarza. Możliwe, ze to co uznałam za wadę okaże się ogromną zaletą dla innego czytelnika. Możliwe!

Książka została napisana pięknym, literackim językiem. Brak powtórzeń, brak nieścisłości. Opisaną historię czyta się w napięciu, ciągle czekałam na zakończenie, na ostateczne odkrycie tajemnic krążących po zamkowych, ciemnych, dusznych korytarzach. Na odkrycie, kto kryje się za zamazanymi twarzami demonów, które nie pozwalają siostrom zasnąć. W zakończeniu Autorka zamknęła nawias. Nawias pewnej historii, która rozpoczęła się i zakończyła w murach zamku Mildehurst, jakby chciała zwrócić nam uwagę na konieczność wracania do korzeni, do tego co nas ukształtowało i przed czym tak naprawdę nigdy się nie uchronimy.

Niech nie wystraszy Was ilość stron. Książkę czyta się naprawdę szybko, gdyż historia w niej opisana wciąga jak ruchome piaski, a wyjątkowo sprawnie rozrysowani bohaterowie, aż wołają by ich dotknąć. Każde kolejne otwarcie książki było dla mnie jak niesamowite spotkanie z niebanalnymi osobami, brytyjskimi znajomymi, którzy tylko czekali, by mi opowiedzieć trochę o sobie, o ich życiu. A na takie spotkania warto się wybierać. Czytajcie!!!

Moja ocena: 8/10

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Albatros.