„Quality Time” Jurek Sawka

QUALITY TIME

  • Autor: JUREK SAWKA

  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO FILTRY
  • Liczba stron: 192
  • Data premiery: 10.11.2021r. 

Niech Was nie zmyli polskie nazwisko autora😏. Przeczytałam, czym się z Wami dzielę, że Jurek Sawka to tak naprawdę Szwed polskiego pochodzenia, który musiał w trakcie studiów wyjechać za granicę w ramach komunistycznego wypleniania żydowskich obywateli z Polski, co miało miejsce w latach sześćdziesiątych. Słysząc, że jest półŻydem. Wiedząc, że nie ma dla niego przyszłości w Polsce, będąc studentem warszawskiej Szkoły Teatralnej nie zastanawiał się długo. Opuścił nasz kraj by zacząć nowe życie w Sztokholmie bardziej przyjaznym otoczeniu. Tak oto stał się znanym szwedzkim aktorem, reżyserem, autorem sztuk i scenariuszy scenicznych, a także tłumaczem i wykładowcą technik teatralnych.  Wydawnictwo Filtry przybliża polskim czytelnikom jego postać w mocno autobiograficznej książce pt. „Quality Time”. 

(…) Milicjant naprzeciwko mnie mówi, że mam dwa wyjścia. Mogę zrzec się polskiego obywatelstwa i dostać pozwolenie na wyjazd. (…) Kładzie przede mną papier i wręcza mi długopis. Jeśli tego nie podpiszę, będą musiał odbyć karę więzienia za propagandę syjonistyczną lub czekają mnie trzy lata służby wojskowej (eufenizm kolonii karnej) we wschodniej Polsce.” –Quality Time” Jurek Sawka.

Książka złożona jest z kilku rozdziałów zatytułowanych kolejnymi dniami tygodnia, od „Piątku” do „Poniedziałku”. To czas z dziećmi – co Autor wyjaśnia na początku, który jest mu dany po rozwodzie z trzecią żoną – Penelopą, w ramach dzielonej opieki tzw. guality time’u. I to z perspektywy tego co się aktualnie dzieje, jak Sawka radzi sobie z opieką nad trójką swoich dzieci czytelnik poznaje jego losy. Od historii poczęcia jego ojca, aż do współczesności. Przez wojenne losy i pogrom Żydów. Przez wysiedlenie z Polski. Przez emigrację, jej początki i jej ustabilizowaną teraźniejszość.  

Życie wspomnieniami to umieranie po trochu.” –Quality Time” Jurek Sawka.

To nie tylko książka o Sawce. O jego rodzinie. O ojcu alkoholiku. O matce Żydówce, która umierając w szwedzkim domu opieki chorowała na Alzheimera. To też książka o Polakach. To książka o Holokauście. To opowieść o komunizmie i wszechobecnym uzależnieniu od alkoholu. To też historie o niemieckich żołnierzach żydowskiego pochodzenia, których potem Hitler kazał zagazować. I obok tych faktów, rozważań na temat historii jest to też opowieść o Szwecji. O różnicach między mentalnością polską a szwedzką. O tej skandynawskiej poprawności i specyficznym sposobie wychowywania dzieci nazwanych przez Autora dla celów tej książki Małą, Synem i Chłopcem. 

Jurek Sawka wprost opowiada o sobie. O swoich ułomnościach, o tendencjach do zdrad. O nieudanych trzech małżeństwach. O chorobie aspergerowej, o nałogach, o ułomnościach, w tym o impotencji. A także o swoich podróżach, poznawaniu świata. W wielu miejscach był i tym się podzielił z czytelnikami. Też szczerze opowiada o związku z dużą młodszą Itoshi. W niektórych miejscach Itoshi dostała nawet głos w formie listu kierowanego do Sawki. Opowiada o historii ich związku ze swej perspektywy, a także o wspólnych doświadczeniach. W podrozdziale „Koniec” Autor poświęcił sporo czasu matce, której historia jest niezwykle ciekawa począwszy od momentu, gdy z niemowlakiem na ręku uciekała przez mur w getcie. 

Bardzo podobała mi się uwaga, którą Autor poświęcił na różnice kulturowe między Polakami a Szwedami. Idealnie odzwierciedlił to w relacji międzysąsiedzkiej. Nawet kuriozalna sytuacja z powieszonym psem w windzie została przedstawiona w sposób odzwierciedlający mentalność szwedzką. Doceniam również odniesienie do współczesności. Sawka przywołuje film „Bękarty wojny” Quentina Tarantino i porównuje tą artystyczną wizję reżysera z realnością pogromu Żydów. Opowieść prowadzi w sposób, jakby rozmawiał z czytelnikiem, zapraszał go do rozmowy. Przypomina powódź, która zniszczyła południową Polskę w 1997 roku, a którą ja również pamiętam. To dowodzi, że Sawka od lat daleko od Polski śledzi wydarzenia, które u nas występują i je zapamiętuje. 

Można dezaprobować Autora za podejście. Za kwestionowanie depresji, samotności. Za karykaturalne ukazanie szwedzkich norm społecznych. Za odważne podejście do seksu, do Holokaustu. Za negowanie współczesnego sposobu spędzania wolnego czasu. Za krytykowanie idealizowania technologii, która zdaniem wielu jest nam niezbędna. 

Ja za to wszystko Autora doceniam. Uwielbiam w literaturze pięknej odważne stwierdzenia, opinie. Przepadam za prawdą, za realnością, nawet jeśli komuś jest ona nie w smak. 

Polecam książkę! Idealna do przemyśleń, do doświadczeń. 

Moja ocena: 8/10

We współpracy recenzenckiej z Wydawnictwem FILTRY.

„W pobliżu dzikiego serca” Clarice Lispector

W POBLIŻU DZIKIEGO SERCA

  • Autorka: CLARICE LISPECTOR

  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO FILTRY
  • Liczba stron: 240
  • Data premiery światowej: 10.12.1943r. 

  • Data premiery :28.06.2023r. 

W pobliżu dzikiego serca” po raz pierwszy została wydana w 1943 roku, a napisana została przez wówczas dwudziestotrzyletnią Clarice Lispector. @wydawnictwo.filtry sięgnęło po to dzieło brazylijskiej literatury i wydało ją 28 czerwca 2023 roku. Książka tak, jak i wiele innych pozycji jest objęta do końca sierpnia ponad 40% rabatem na stronie Wydawcy:  https://wydawnictwofiltry.pl/promocje/. 

„Kolejny poranek był znowu jak pierwszy dzień – poczuła Joana.” – W pobliżu dzikiego serca” Clarice Lispector. 

„To pewne, że stanę się zła – pomyślała Joana.” – W pobliżu dzikiego serca” Clarice Lispector. 

To pozycja, w której śledzimy życie Joany od jej wieku dziecięcego do wczesnej młodości. Poznajemy Joanę, której matka zmarła, gdy była w młodym wieku. Podążamy za jej życiem, gdy jest wychowywana przez ojca, do chwili jego śmierci, a później, gdy trafia pod opiekę przez surową ciotkę, która kiedyś nazwała ją „żmiją”. Zaznajamiamy się z nią, gdy zaczyna się nią interesować Otávio.  Młody, przystojny mężczyzna, z którym Joana planuje spędzić dorosłe życie. Śledzimy jej wewnętrzne przemiany, by radzić sobie z romansem męża z Lídią jego wieloletnią przyjaciółką wychowywaną, tak jak on, przez kuzynkę. Do momentu, gdy ona sama zaczyna się chronić u innego mężczyzny. Towarzyszymy jej przez najważniejsze młodzieńcze fragmenty jej życia. Przez jej dorastanie. Przez jej dojrzewanie. 

To poważna proza. Debiut dwudziestotrzyletniej Clarice Lispector, młodej dziennikarki, który osiemdziesiąt lat temu wstrząsnął brazylijskim rynkiem czytelniczym. Sama autorka miała zresztą światu dużo do zaoferowania. Wykształcona prawniczka, jak jej mąż (analogicznie jak Otávio mąż Joany) z pochodzenia Ukrainka (urodzona w Czeczelniku nad Sawranką, w Ukrainie, w obwodzie winnickim), która – jak pisze tłumacz na końcu książki – „(…) jako niemowlę trafiła wraz z uciekającą przed pogromem rodziną aż do Brazylii…” W narracji proza przeplata się z liryką. Na jednej stronie autorka relacjonuje z perspektywy trzeciej osoby zdarzenia z życia bohaterów, by naraz w tekście pojawiła się narracja pierwszoosobowa lub odwrotnie.

Żyję z nagą i chłodną kobietą, nie uciekaj, nie uciekaj, ona patrzy mi prosto w oczy, nie uciekaj, ona mi się przygląda, kłamstwo, kłamstwo, ale to prawda. Teraz leży i śpi..(…) Wyprostował się, przeczesał włosy, spoważniał. Teraz weźmie się do pracy. Jakby wszyscy mu się przyglądali i kiwali przyzwalająco głową, z aprobatą…” – W pobliżu dzikiego serca” Clarice Lispector. 

Ten naprzemienny sposób poprowadzenia narracji dotyczył Joany, Otávio i nawet Lídii, która w pewnym momencie wysunęła się na pierwszy plan. Nie przyzwyczajona jestem do takich utworów. Przyznaję. Nie kojarzę w ogóle, bym kiedykolwiek czytała prozę tak skonstruowaną. Możliwe, że dlatego taki odczuwałam utrudniony odbiór. Musiałam bardzo się skupić, by wyłapać myśli, rozważania, dywagacje, w tym psychologiczne, w tym egzystencjonalne bohaterów. Książka naszpikowana jest poezją przeplatającą się z epiką już od najmłodszych lat głównej bohaterki, gdy odkrywa, że od świata chce czegoś więcej, że nie satysfakcjonuje ją bawienie się, pozostawanie w cieniu. 

Książka składa się z dwóch części. W każdej znajduje się kilka zatytułowanych rozdziałów. Pierwsza część kończy się rozdziałem „Otávio”. Druga rozpoczyna się rozdziałem „Małżeństwo”. Jakby autorka chciała tą grubą linią zaznaczyć, że coś się skończyło i coś się zaczęło. Coś co ją ograniczało. Coś co trzymało ją w pętach. 

Spróbowała przywołać z pamięci wygląd Otávio. Ale gdy tylko czuła, że wyszedł z domu, zachodziła w niej przemiana, Joana skupiała się na sobie i było tak, jakby przeszkodził jej tylko na chwilę, powoli snuła na powrót wątek dzieciństwa, mąż szedł w zapomnienie, a ona w głębokiej samotności krążyła po pokojach. Z cichej okolicy, z oddalonych domów nie docierał żaden dźwięk. Była wolna, ale nawet sama nie wiedziała, co myśli.” – W pobliżu dzikiego serca” Clarice Lispector. 

Joana to postać nieposkromiona. Tak zresztą tłumacz zatytułował ostatnią część powieści: „Gabriel Borowski. Nieposkromiona”. Krnąbrna od maleńkości. Żądna życia, przygód, doświadczeń. Ciągle szukająca. Pragnąca wzniosłych uczuć. Świadoma swej wyjątkowości. Wyzwalająca się wszelkim ograniczeniom. Joana to postać wyjątkowa, jak na swoje czasy. Nieposkromiona młoda kobieta w latach czterdziestych zapewne musiała wywołać skandal. Nawet jeśli była tylko bohaterką literacką. Joana mówi wprost o sobie. Dzieli się przeżyciami, myślami. Nawet jeśli są niepopularne. Niewłaściwe w rozumieniu ówczesnych standardów społecznych. Ona się nie boi. Ona wręcz się pali, by podzielić się z innymi, z wszystkimi sobą. A robi to bez żadnego skrępowania. 

(…) Czuła w sobie doskonałe zwierzę, pełne sprzeczności, egoizmu i życia.” – W pobliżu dzikiego serca” Clarice Lispector. 

„(…) ja jestem zwierzęciem pokrytym pieprzem, a Lídia – futrem, bezbronny Otávio gubi się między nami. Jak umknąć przed moim blaskiem i obietnicą ucieczki…” – W pobliżu dzikiego serca” Clarice Lispector. 

„Czymże innym mogło być to odczucie, że kryję w sobie poskromioną siłę, która może lada moment gwałtownie się wyzwolić; to pragnienie posłużenia się nią z zamkniętymi oczami, w całości, z bezwiedną pewnością dzikiej bestii? Czyż nie jest tak, że tylko zło pozwala odetchnąć bez lęku, przyjąć powietrze i pogodzić się z płucami? Nawet rozkosz nie sprawiłaby mi takiej rozkoszy jak zło – pomyślała z zaskoczeniem…” – W pobliżu dzikiego serca” Clarice Lispector. 

Chwilami rozważania Joany mnie nudziły, męczyły. Poezja ubrana w prozę mąciła mi w głowie. Myśli głównej bohaterki spajały mi się w jedno. Zdarzyło mi się kilka razy przeczytać jeden fragment, by wysupłać z niego główną lub najbardziej wartościową myśl. I niestety czasem mi się to nie udawało. Nawet zaznaczyłam sobie jeden poniższy fragment. 

Odczuwana niekiedy wolność. Nie wypływała z wyraźnych rozważań, tylko z pewnego stanu, na który składały się doznania w pewnym sensie zbyt organiczne, żeby dało się je ująć w myśli. Czasami na dnie odczucia drżała idea, która dawała jej słabe pojęcie o swoim rodzaju i swojej barwie.” – W pobliżu dzikiego serca” Clarice Lispector. 

Bez wątpienia jednak jest to proza wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju. Bardzo dobrze ją zinterpretował jej tłumacz. To ciekawy i warty przeczytania dodatek do powieści, który wyjaśnia wiele. Gorąco zachęcam byście podczas czytania nie zapomnieli o tych kilku słowach Pana Gabriela Borowskiego. Mimo, że książka nie wkomponowuje się w żaden wyraźny schemat czy gatunek cieszę się, że się z nią zapoznałam. Miałam możliwość poznać osobiście Joanę, która kiedyś namieszała na brazylijskim rynku czytelniczym. Bohaterkę nieszablonową. Kobiecą postać wyjątkowo odważną i przeżywającą swoje wnętrze. 

Sprawdźcie, czy i Wam Joana przypadnie do gustu. Miłej lektury! 

Moja ocena: 7/10

Książka trafiła do mnie dzięki Wydawnictwu FILTRY.

„Zemsta należy do mnie” Marie Ndiaye

ZEMSTA NALEŻY DO MNIE

  • Autorka: MARIE NDIAYE

  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO FILTRY
  • Liczba stron: 248
  • Data premiery światowej: 7.01. 2021r.
  • Data premiery : 25.01.2023r. 

Zemsta należy do mnie” autorstwa Marie Ndiaye debiutowała na polskim rynku wydawniczym na początku ubiegłego roku dzięki nakładowi @wydawnictwo.filtry. Warto sięgnąć na stronę Wydawcy i zerknąć na książki objęte do końca sierpnia br. aż 40% rabatem https://wydawnictwofiltry.pl/promocje/. Dowiedziałam się również, o czym donoszę, że promocja ta łączy się z ogólnym rabatem na zakupy bezpośrednio u Wydawcy w wysokości 5%. 

Mecenas Susane w dniu 5 stycznia 2019r. zostaje odwiedziona przez Gilles’a Prinicpaux, którego żona Marlyne została oskarżona o zabicie trójki ich wspólnych dzieci, sześcioletniego Jasona, czteroletniego Johna i półtoraroczną Julię. Pani Susane  ma wrażenie, że zna się z mężem swej klientki. Poszukuje dowodów, że to właśnie z nim spotkała się trzydzieści dwa lata wcześniej w bogatym domu w Caudéran, który 

Głosem niedbałym i słodkim zarazem, omdlewającym i subtelnym spytał ją, co o tym sądzi: o skamielinach, muzyce i w ogóle o atmosferze panującym w domu.” – Zemsta należy do mnie” Marie Ndiaye. 

Ona miała wtedy dziesięć lat, a on czternaście. To wspomnienie zawładnęło Mecenas Susane. Zawładnęło tak bardzo, że próbowała odnaleźć ten dom. Jakby chciała jeszcze raz przeżyć tę chwilę. Tak usilnie, tak mocno, że wręcz terroryzowała matkę chcąc, by potwierdziła, że spotkanie z Gilles’em miało miejsce. W tym bogatym domu, którego teraz nie byłaby w stanie rozpoznać. 

Zemsta należy do mnie” Marie Ndiaye mimo, że odbiła się szerokim echem wśród francuskiej krytyki literackiej nie do końca nie przekonała. Autorka zadbała, by w powieści zostały pomieszane gatunki. Do publikacji wplotła trochę gatunku z kryminału prawniczego, trochę romansu, w aspekcie miłości do czternastoletniego chłopca Mecenas Susane  – nazywanej tak nawet w przywoływanych scenach z dzieciństwa – czy ogromnej miłości Gilles’a Prinicpaux do swej żony Marlyne, która odebrała mu dzieci na zawsze. W powieści jest sporo z thrillera psychologicznego w warstwie związanej z przemocą w związku, przemocą w rodzinie, która doprowadziła finalnie do tragedii, bo ofiara nie potrafiła inaczej sobie z tym problemem poradzić, a także w sferze o różnicach klasowych we Francji. W tym aspekcie autorka za pomocą postaci Sharon rozprawia się z nierównością klasową. Rozprawia się z wyzyskiem imigrantów, przyjezdnych. Rozprawia się z brakiem praw ich chroniących oraz brakiem szacunku, z którym się stykają na każdym. Sama zresztą Sharon jest postacią wielowymiarową, obok swej pracodawczyni Mecenas Susane, której nie było mi dane poznać z imienia. Z jednej strony jest ofiarą systemu, z drugiej sprawczynią sytuacji, w której się znalazła. 

Bardzo podobał się wątek małżeństwa Prinicpaux. Autorka zadbała, by przemoc, która w nim dominowała wybrzmiała na samym końcu. Z drugiej strony zadbała również o to, by czytelnik nie odczytał jej dosłownie. W relacji Marlyne zapewniła, by nie padło żadne złe słowo na temat jej męża. Tym samym udowadniając, że w długotrwale przemocowym związku ofiara nie jest w stanie skrytykować swego oprawcę, co zmusza ją nierzadko do zastosowania innych, niekonwencjonalnych rozwiązań. Sama główna bohaterka jawiła mi się jako bardzo nierówna. Aż gęsto w powieści od tej nierówności. Niby jasny, analityczny umysł, uległa co rusz oczekiwaniom społeczeństwa, konformizmowi, pragmatyzmowi i tego, jak pani Susane chciała, by wszyscy ją widzieli i sama się widziała. A chce widzieć się w roli kobiety czyniącej dobro. Tylko jest to rola niedoskonała. Mecenas Susane daleko do dobrej kobiety, wartościowego społecznika czy idealistki podążającej za swoim sercem. W publikacji tej dominują nieścisłości i niejasności, zarówno w odniesieniu do bohaterów, jak i wydarzeń. Niejednoznaczne przedstawienie różnych sytuacji zmusza czytelnika do ustawicznych pytań o to, co jest prawdą, a co efektem obiekcji i natręctw samej narratorki. To starannie zaprojektowana pułapka, w którą i ja wpadłam. Samamecenas Susane będąc wciągnięta w jej ciągłą spiralę niepewności, gdzie rzeczywistośćzlewa się jej z wyobraźnią stała mi się bliższa. Mimo swej neurotyczności. 

Niewiele wiem o Mecenas Susane. Wiem, że nie podano jej imienia. Wiem, że chce czynić tylkodobro. I wiem, że sama pani Susane, by nie nadwyrężać sformułowania mecenas, nie wie, kim jest. Warto ją jednak było poznać, taką jak została przedstawiona. A czy Wam wydaje się na tyle ciekawa, by sięgnąć do – Zemsta należy do mnie” Marie Ndiaye? Mam nadzieję, że tak. 

Udanej lektury! 

ps. a w jej trakcie napiszcie w komentarzu czy wyłapaliście o co chodzi w relacji Mecenas Susane z jej rodzicami. Przytoczony poniżej cytat obrazuje ich zagmatwany związek zdruzgotany zmęczeniem niskim statusem, zmęczeniem bycia traktowanym ciągle jako imigranci, próbujący zaleczyć wieloletnie upokorzenia karierą córki. Nie do końca ten wątek mnie przekonał. Nie zrozumiałam, o co chodzi z tym upokorzeniem, mimo, że autorka powracała do tego tematu kilkukrotnie. Jedynaczka. Córka imigrantów. Aktualnie Pani Mecenas. A jednak przeczytała w liście od ojca między innymi: 

(…) Żegnaj, córko i bądź na tyle silna, by nie próbować się do nas odzywać, zanim nie odzyskasz taktu, mądrości i dobroci, zwłaszcza mądrości, z której biorą się wszystkie zalety.” – Zemsta należy do mnie” Marie Ndiaye. 

Moja ocena: 7/10

Recenzję przeczytaliście dzięki Wydawnictwu FILTRY.

„Robak” Jakub Wiśniewski

ROBAK

  • Autor: JAKUB WIŚNIEWSKI

  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO FILTRY
  • Liczba stron: 224
  • Data premiery : 29.06.2022r.

Kolejną z książek, z gatunku literatury pięknej o którą poprosiłam @wydawnictwo.filtry jest „Robak” Jakuba Wiśniewskiego. Autor to wokalista, gitarzysta i autor piosenek postfolkowego duetu Kirszenbaum, prozaik. Z wykształcenia filolog angielski i przekładoznawca, z zawodu technical writer. Wstyd się przyznać😏, ale musiałam sprawdzić tę definicję zawodu. Kompletnie nie wiedziałam co pod sformułowaniem technical writer się kryje. Cytując notkę biograficzną „zaczynał od języka angielskiego opowiadaniem Mrs. White’s Promise, zwyciężając organizowany przez Instytut Filologii Angielskiej UJ konkurs, zwieńczony wydawnictwem Obsessions. A Short Story Anthology (Korporacja Ha!art, 2015). W języku polskim debiutował opowiadaniem Ropa Hebronu w kwartalniku „KONTENT”, a następnie publikował eseje, opowiadania i fragmenty powieści w takich miejscach jak „Wizje”, „Tlen Literacki”, „Stoner Polski”, „Popmoderna”, „Helikopter”, „Strona Czynna”, „Afront”, „Obszary Przepisane”, „Nowa Orgia Myśli” czy „Zupełnie Inny Świat”. Dwukrotny laureat pracowni „Pierwsza książka prozą” Biura Literackiego, w wyniku czego w styczniu 2022 ukazała się jego pierwsza powieść, „Myja” (Biuro Literackie, 2022). (cyt. za notka o autorze). Wywiad z Jakubem Wiśniewskim możecie przeczytać na stronie magazynu Tlen Literacki i Vogue Polska. Zachęcam! 

Książka dostępna jest z bardzo wysokim rabatem do końca sierpnia br. na stronie @wydawnictwo.filtry:  https://wydawnictwofiltry.pl/promocje/. 

„Do Onana, zgorzkniałego, ciągle młodego mężczyzny, który stroni od ludzi, przychodzi dziennikarz i namawia go na rozmowę o pewnym wydarzeniu z przeszłości. Za czynem, który znów budzi ogromne emocje, stał Robak – to z jego powodu odbywa się właśnie referendum w sprawie przywrócenia kary śmierci.” – z opisu Wydawcy. 

I na historię Robaka czytelnik patrzy przez pryzmat wydarzeń z życia Onana. Przez jego związek Kir i jego prawie zdradę na firmowej imprezie z Zerą. Przez stratę przez Kir ich wspólnego dziecka i przez stratę przez Zerę pracy. Onan opowiada dziennikarzowi czy pisarzowi historię swojej znajomości z Robakiem. Opowiada o tym, czego nie dostrzegał, czego nie widział. 

Książka pisana jest z perspektywy narratora pierwszoosobowego i to zarówno z perspektywy Onana, jak i z perspektywy Robaka. Używanie narracji pierwszoosobowej pozwala nam, czytelniom na zrozumienie wewnętrznego świata postaci. Dotyczy to w takim samym stopniu Onana, jak i Robaka. Bo „Robak” to tak naprawdę historia o dwóch młodych mężczyznach. Ten styl prowadzeni narracji daje możliwość głębokiego zanurzenia się w uczucia, motywacje oraz rozważania narratora. Szczególnie w tej książce, jest to niezwykle użyteczne, gdyż intensywne przeżycia wewnętrzne odgrywają tu kluczową rolę. Przez co historia opowiadana w „Robaku” wydaje się być bardziej autentyczna, prawdziwa i bardziej osobista. Miałam poczucie bliskości z narratorem i z Robakiem i z Onanem, ponieważ zostałam wprowadzona w najintymniejsze zakamarki ich umysłu. I mimo, że perspektywa czy sposób postrzegania świata, kobiet było mi obce czułam pewnego rodzaju zrozumienie sytuacji, zrozumienie ich losów. 

Inny. Każdy człowiek jest inny od wszystkich pozostałych…” – Robak” Jakub Wiśniewski

Autor prowadzi narrację naprzemiennie w kolejno zatytułowanych rozdziałach, gdzie oprócz tytułu znajduje się również wskazanie postaci, która w tej części relacjonuje wydarzenia. Narracja Onana tym różni się od narracji Robaka, że jest skonstruowana w formie wywiadu, który Onan udziela zainteresowanemu dziennikarzowi. W wielu miejscach znajdziecie więc takie sformułowania jak: „(…) pan pamięta sytuację z tą koleżanką z pracy…”, „Pan pozwoli, że otworzę jeszcze jedno.”, „(…) Nie wiem, czy chce się panu tego słuchać…” Przy czym Onan bardziej mówi o Robaku, niż o sobie. Dzięki temu patrzymy na Robaka z dwóch stron. Z jego perspektywy w rozdziałach z podtytułem „Robak” oraz z punktu widzenia jego kolegi w rozdziałach z podtytułem „Onan”. 

Robak dla mnie jawił się jako postać tragiczna. Jako nieszczęśliwy młody człowiek, gdzie „(…) Zim no ciągnęło się z anim jak nieprzyjemny zapach, jak jakiś niewidzialny welon.” Który musiał ciągle trwać w tym, co parafrazując „zaczął, co zainicjował lata temu jako przyssane do ekranu dziecko…”. Który twierdził, że „One zawsze chcą. Moje ukochane. One zawsze chcą i nigdy nie mówią nie. I nie chcą nic w zamian. Nigdy, przenigdy. Bezinteresowne jak siostry miłosierdzia, jak drzewa i słońce…” Który uważał, że „(…) nic nie dorównuje przyjemności miliona ciał wciskanych w jeden mały, męski mózg z prędkością trzystu megabitów na sekundę. Bo jedna para piersi nie sprosta milionowi par piersi. Bo jeden orgazm na wieczór nie sprosta pięciu orgazmom w godzinę, które jestem w stanie z siebie wycisnąć.” Który przez to wszystko nie potrafił wejść w seksualnie satysfakcjonującą relację z Rut, która czekała bardzo długo, czekała kilka miesięcy. 

To niepokojąca, wytrącająca ze strefy komfortu historia. Śmiała i jadowita krytyka toksycznej seksualności będącej produktem dzisiejszego świata, twórców pornografii. Jednocześnie Autor stawia pytania o kobiecość, o męskość, o to co je łączy i co dzieli w dzisiejszym świecie. O byciu ze sobą do końca, o byciu naprawdę, a nie tylko na warunkach, które pasują tylko jednej osobie. Jest to mroczna opowieść, w której narrator sprowadza nas do najniższych kręgów męskich żądz.

Akcja dzieje się w Krakowie. Gdzie są przywoływane Planty, a nawet „Pole” zamiast „Dwór”. Nie wiem, czy wiecie, ale śląskie dzieci wychodzą na dwór, a w Krakowie dzieciaki wychodzą na pole🤪. 

Moja ocena: 7/10

We współpracy z Wydawnictwem FILTRY.

„Hotel ZNP” Izabela Tadra

HOTEL ZNP

  • Autorka: IZABELA TADRA
  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO FILTRY
  • Liczba stron: 176
  • Data premiery : 17.04.2024r. 

Izabela Tadra, autorka debiutująca powieścią „Hotel ZNP” będąc gościnią audycji Maksa Cegielskiego „Plik tekstowy” w Programie Trzecim polskiego radia tzw. Trójce powiedziała „Bardzo mi zależało, aby stworzyć coś, o czym można dyskutować krytycznie. Nawet nie chodziło o to, żeby stworzyć coś w kontrze do innych książek czy powieści. Dla mnie to był rodzaj wolności, który mogę oddać innym i powiedzieć „ok, to jest coś, nad czym można dyskutować”. O samej Autorce z tej samej audycji wiem, że ma rodzinę: 12-letnią córkę i pracuje jako specjalistka od public relations.  

Książkę mogłam przeczytać dzięki @wydawnictwo.filtry. Wy również możecie na własne oczy przekonać się o czym ona jest i czy Tadra w gatunku literatury pięknej poradziła sobie dobrze. @wydawnictwo.filtry proponuje do końca sierpnia br. aż 40% rabatu na całą ofertę dostępną tutaj: https://wydawnictwofiltry.pl/promocje/. Warto wspomnieć, promocja ta łączy się z ogólnym rabatem u Wydawcy 5% na całą ofertę. 

(…) godność lubi zemstę zimną jak wódka…” – Hotel ZNP” Izabela Tadra. 

To pierwszoosobowa narracja o Belci, która jest główną bohaterką tej krótkiej powieści. Belcia prowadzi czytelnika przez wydarzenia ze swego życia. Jest postacią całkowicie uniwersalną. Prowadzi dialog z nieznanym Panem, do którego zwraca się wielokrotnie, z którym również spędziła upojne chwile w tytułowym warszawskim hotelu. Odtwarza rozmowy z matką, ojcem, mężem Wilhelmem czy przyjaciółką. O Belci można się wiele dowiedzieć. Tylko nie wiadomo, co jest prawdą, a co kłamstwem.

(…) W tamtych dobrych czasach byłam w stanie przeżyć dzień o jednej kanapce i napierdolić się dwoma piwami, a jak ktoś kazał czyścić kibel, to go karnie czyściłam, zamiast rozważać, czy to sprawiedliwy podział obowiązków, czy może jednak wyzysk.” – Hotel ZNP” Izabela Tadra. 

Tak postrzegałam Belcię, główną bohaterkę przez całe 176 stron. Jako pokorną córkę w opowiadanej relacji z matką. Zresztą postać matki bardzo do mnie przemówiła. Rozumiałam jej stwierdzenia, popierałam podejście do życia. Zresztą sam stosunek Belci mi do niej odpowiadał. Jak zresztą sama matka mawiała „(…) królowa bon motów, jeśli coś się kończy, to znaczy, że wcale nie było takie dobre….”. Jako do dość długiego momentu pokorną żonę Wilhelma potrafiącą sobie wmówić, że to jej nie udało się z dzieckiem, że to jej wina. Mającą podległą relację do Niańki zatrudnionej opiekunki psa. Wilhelma prowadzącego Belcię przez życie, jakby była jego dzieckiem, jakby tylko on potrafił jej pokazać właściwy kierunek. Czy chociażby jako pokorną kochankę. 

Belcia jest jednak postacią bardziej złożoną. Belcia potrafi się jednak sprzeciwić, chociażby pani cioci, która postanowiła wychować ją w pełnej kindersztubie zapominając, że jest tylko kobietą wynajmującą studiującej Belci pokój w mieszkaniu, w którym „(…) obowiązywał surowy zakaz gotowania.” Potrafiła się też przeciwstawić Wilhelmowi, wreszcie. 

O Belci tak naprawdę niewiele wiem. Wiem, że jest kobietą, mieszkanką Warszawy. Nie wiem, ile ma lat. Opowiada o imprezach w wieku studenckim, o narkotykach. Opowiada o fajkach, które pamięta, jak kosztowały 5zł.  Ja też takie pamiętam. Może więc jest w moim wieku, może trochę młodsza. Nie wiem kompletnie czym się zajmuje, chociaż w wielu miejscach wspomina o pracy. A przede wszystkim nie wiem, czy mówi prawdę, półprawdę, postprawdę. W niektóre historie mogłabym uwierzyć, jak schadzki w hotelu ZNP, jak romans męża, jak niedonoszone dziecko, jak sposób w jaki została potraktowana na izbie przyjęć w szpitalu po poronieniu, gdy siedziała na krześle z „cieknącą na podłogę nieszczęściem”, czy chociażby w postać pani ciotki, która jednak w pewnych momentach wydawała mi się zbyt przerysowana i kontrowersyjna. W niektóre opowieści nie byłam w stanie uwierzyć, jak zachowanie Beduinów na pustyni, czy opowieść o mężczyźnie, z którym Niańcia spędziła noc również w hotelu ZNP i który opowiadał o swym domu rodzinnym. Sama Autorka miała tego jednak świadomość już na etapie pisania. 

„(…) Kto by tam zresztą zdołał udźwignąć prawdę i kogo tak naprawdę interesują prawdziwe, z życia wzięte historie. Może jedynie tych, co je opowiadają.” – Hotel ZNP” Izabela Tadra. 

No właśnie kogo tak naprawdę obchodzi, czy te pikantne, ciekawe historie opowiadane przez Belcię są prawdziwe? 

Książka dyskusyjna, bez wątpienia. Podobała mi się postać Belci, choć przeszkadzał mi chaotyczny sposób narracji. W każdym z rozdziałów pojawiała się i pani ciocia, i ojciec, i pan, do którego narratorka się zwracała ze swoim opowiadaniem, i matka, i mąż przeplatane różnymi innymi historiami. Przez długie fragmenty trwał konflikt przez drzwi z łazienki. Myślę, że lepiej odebrałabym powieść, gdyby poszczególne, ciekawe, a jakże opowieści były podzielone w osobne historie. Tak miałam wrażenie chwilami, że splatają się w jeden bełkot. Nie ukrywam, że język, mimo że prosty, powszechny, został skomplikowany konstrukcją bardzo, ale to bardzo złożonych zdań. Czasem jedno zdanie ciągnęło się przez 1/3 strony. 

Zarówno koncepcja, jak i treść książki niekonwencjonalna. Taka jest literatura piękna w swym gatunku. Trudno ją zamknąć w jeden powielany schemat. Sprawdźcie sami, czy polubicie Belcie z „Hotelu ZNP” Izabeli Tadry.

Moja ocena: 6/10

We współpracy recenzenckiej z Wydawnictwem FILTRY.

„Stoner” John Williams

STONER

  • Autor: JOHN WILLIAMS
  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO FILTRY

  • Liczba stron: 352
  • Data premiery : 22.02.2023r.

  • Data 1. wyd. pol. Zatytułowane „Profesor Stoner”:  8.10.2014r. 
  • Rok premiery światowej: 1965r

@wydawnictwo.filtry na początku ubiegłego roku opublikowało nowe wydanie bardzo dobrej książki amerykańskiego pisarza, poety, redaktora i wykładowcy akademickiego Johna Williamsa pt. „Stoner”. Książka premierę światową miała w 1965 roku i przeszła bez większego echa. Sławę autorowi przyniosła opublikowana w 1972 roku książka „Augustus”, za którą zdobył amerykańską nagrodę literacką, The National Book Award. „Stoner” międzynarodowe uznanie zyskał dopiero dwadzieścia lat po śmierci pisarza, która nastąpiła 03.03.1994r. Sam autor w wywiadzie zapytany, czy literatura powinna bawić, odparł: „Absolutnie. Mój Boże, głupotą jest czytanie, które nie sprawia radości” (źródło: lubimyczytac.pl/autor). Zgadzacie się? 

Jeśli tak to między innymi tę książkę kupicie na stronie Wydawcy https://wydawnictwofiltry.pl/promocje/ w rewelacyjnej promocji do końca sierpnia br. Wydawca oferuje aż 40% rabatu, który łączy się z rabatem u Wydawcy 5% na całą ofertę. 

We wczesnej młodości Stoner wyobrażał sobie miłość jako rodzaj absolutu, którego można dosięgnąć, jeśli ma się trochę szczęścia; gdy stał się dorosły, stwierdził, że miłość jest złudą, rajem pomylonej wiary (…)Teraz w wieku męskim, powoli zaczął pojmować, że miłość to nie jest ani łaska, ani wymysł; zobaczył w miłości stopniową przemianę życia, coś, co stale się wydarza i co dzień rozwija, zasilane wolą, umysłem i serce.” – Stoner” John Williams. 

Młody rolnik William Stoner rozpoczął czteroletnie studia rolnicze na Uniwersytecie Missouryjskim. Po dwóch latach przeniósł się na anglistykę. Mieszkając u dalszej rodziny Jima i Sereny Foote’ów poświęcał ranek, trzy godziny po południu oraz weekendy na pomoc w gospodarstwie. „Do nauki przykładał się jak do pracy w gospodarstwie: gruntownie, sumiennie i ani z przykrością, ani z przyjemnością.” Mimo ogromnej ilości pracy w gospodarstwie dzięki swemu zacięciu w pierwszych dniach czerwca 1914 roku otrzymał dyplom ukończenia studiów licencjackich. Kontynuował naukę na studiach doktoranckich jednocześnie wykładając. Książka przeprowadza czytelnika przez wszystkie etapy życia Williama Stonera. Przez jego nieudane małżeństwo z Edith Bostwick Stoner pochodzącej z surowego i chronionego wychowania. Przez jego rodzicielstwo z córką Grace, która ulega wpływom swojej matki. Przez jego romans z młodą wykładowczynią uniwersytecką Katherine Driscoll. Przez jego przyjaźń z późniejszym dziekanem Gordonem Finchem i przerwaną przyjaźń z poległym w czasie pierwszej wojny światowej Davidem Mastersem, aż do momentu, gdy życie Stonera dobiega końca. 

Książka pisana jest z perspektywy głównego bohatera. Dzięki temu w wielu miejscach główny bohater rozmyśla o swoim życiu. Rozważa, gdzie mu się nie udało i zastanawia się, czy mógł być lepszym mężem i bardziej walczącym o córkę ojcem. 

(…) Gdybym był silniejszy, myślał; gdybym był mądrzejszy; gdybym umiał ją zrozumieć.” – Stoner” John Williams. 

Kontempluje, czy mógł być silniejszy i czy jego życie jest porażką. Rozważa przejawy namiętności kwestionując sposób wychowywania ówczesnych młodych panien z tak zwanych dobrych domów, dla których obcowanie płciowe było tylko przykrym obowiązkiem małżeńskim. Narracja Stonera podkreśla błogość i cierpienie nawiązując do możliwych cech miłości. Opowieść o Stonerze cechują również elementy egzystencjalne. Począwszy od najbardziej prozaicznych, jak mieszkanie, kredyt na dom, wolna, po miłość do nauki, nauczania, literatury. 

Mit o Stonerze przypieczętował jego styl prowadzenia ćwiczeń i wykładów. Niby błądził gdzieś myślami, ale wręcz biły od niego skupienie i ścisły namysł.” – Stoner” John Williams. 

Życie autora przypominało życie jego głównego bohatera w „Stonerze”. Był profesorem języka angielskiego na Uniwersytecie w Denver aż do emerytury, która nastąpiła w 1985 roku. Dał temu ewidentny przejaw w dyskusji i sporze ze swym seminarzystą Charlesem Walkerem, który zapoczątkował konflikt z późniejszym dyrektorem katedry Hollisem Lomaksem.  Podobnie jak Stoner, doświadczył rozczarowań ze strony współpracowników w świecie akademickim. Również i John Williams poświęcił się tej pracy bez reszty i mimo, że przedmowie do powieści Williams konstatuje powieść jest całkowicie fikcyjne, w mojej opinii została na pewno w części zaczerpnięta w własnych przeżyć autora. 

Książka składa się z ponumerowanych rozdziałów. W pierwszym autor wprowadza czytelnika w historię Stonera, który „(…) urodził się w 1891 roku w małym gospodarstwie rolnym pośrodku stanu Missouri”. Aspekty narracyjne i stylistyczne są na bardzo wysokim poziomie. Widać kunszt prozatorski autora.  Powieść zdecydowanie jest bardzo dobrą książką dla początkujących w świecie poważnej literatury pięknej. Mimo, że bez wątpienia należy do tego wymagającego gatunku czyta się ją bardzo dobrze. Język i styl autora płyną. Akademickie treści nie dominują narracji, są tylko jej jakby intrygującym i atrakcyjnym uzupełnieniem. Wręcz przeciwnie są bardzo umiejętnie wplecione w opowieść o życiu, w precyzyjny sposób z ogromną dozą realizmu. Sam opis polityki akademickiej opisanej w powieści czyta się jak dzieło kogoś, kto robi potajemne notatki na ponurych spotkaniach wydziału. „Stoner” dla mnie jest niezauważenie piękną i poruszającą powieścią, do tego precyzyjnie skonstruowaną. 

Jej zwieńczeniem jest bardzo precyzyjna opinia o niej na końcu publikacji w części „Skromna książka” autorstwa Macieja Stroińskiego, który przełożył „Stonera” dla  @wydawnictwo.filtry.  Z części tej dowiedziałam się jaka była historia „Stonera” od zapomnianej książki do fenomenu w roku 2000. Stroiński postawił też uzasadnioną dość tezę, że główny bohater i jego żona byli wzorowani na Cunninghanie, angliście, filologu klasycznym nieszczęśliwie ożenionym z Barbarą Gibbs. Autor odwzorował podobno esej Driscolli o tradycji donatyjskiej z eseju Cunninghama „The Donatan Tradition”. Nawet Lomax ma zapożyczony garb i utykanie od prawdziwej postaci. Bardzo rzetelnie Stroiński przedstawił również życiorys samego Johna Edwarda Williamsa, jak również perfekcyjnie zrecenzował samą treść. 

Zdecydowanie i szczerze polecam! 

Moja ocena: 9/10

Książkę wydało WYDAWNICTWO FILTRY.

„Kwiat wiśni i czerwona fasola” Durian Sukegawa

KWIAT WIŚNI I CZERWONA FASOLA

  • Autor: DURIAN SUKEGAWA

  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO, BO.WIEM
  • Liczba stron: 174
  • Data premiery : 24.10.2018r. 

  • Data premiery światowej: 02.02.2013r. 

O „Serii z Żurawiem” od Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego wspomniałam co nieco przy okazji publikacji recenzji do książki „Ona i jej kot”. Spieszę donieść, że mam już dwie książki z tej serii🙂, a seria ma ogromny potencjał. Zerknijcie sami https://wuj.pl/serie-wydawnicze/seria-z-zurawiem. Już mam wybrane interesujące mnie tytuły, do których sięgnęłabym. Bardzo podoba mi się zresztą sam zamysł serii z tymi pięknymi okładkami. Kreski rysunku do mnie wyjątkowo przemawiają, a najbardziej okładka „Dziewczyna z konbini”, „Kot, który spadł z nieba” czy „Życie zaczyna się w piątek”. Chciałabym je mieć na swojej półce. Tak naprawdę chciałabym mieć je wszystkie z serii😊. Ciekawe, czy wszystkie okładki zostały zaprojektowane przez Małgorzatę Flis. Przede mną więc sporo planów zakupowych do zrealizowania na przyszłość. 

Tokue Yoshii, siedemedziesięciosześcio letnia zatrudnia się jako pomoc w robieniu an w sklepie spożywczym Santarõ Tsujii, który serwuje klientom dorayaki. On „Nie mobilizował się, żeby najlepiej obsłużyć klientów. Witał ich beznamiętnie.”. Ona znowu uważała, że „Wszystko trzeba robić porządnie od początku do końca, inaczej zmarnujemy tylko czas, który już włożyliśmy w pracę.” Ich niespodziewana symbioza została przerwana odejściem Tokue, której nagle nie chcieli w sklepie oglądać klienci. 

Trudno mi było zwięźle wprowadzić Was w fabułę tej miniaturki literatury. Z jednej strony jest to bardzo ograniczona tekstem książka. Z drugiej natomiast wszystko co powinno być powiedziane zostało powiedziane w bardzo subtelny sposób. 

Nie jestem w stanie też Wam opisać, jak płynie tekst, jak przenosiłam się delikatnie z wątku na wątek, w którym robienie cukiernianych produktów w cieniu rosnącej pod sklepem wiśni było czynnością ogromnie majestatyczną. Zresztą obecność starszej pani, Tokue Yoshii w sklepie, którym kieruje Santarõ okazało się dla niego zbawienne. Człowiek stęskniony za kimś bliskim, człowiek, który spędził dużo czasu w zamknięciu nagle spojrzał na przygotowywane przez siebie posiłki w całkowicie inny sposób. 

Z narracji przebija smutek, niezrozumienie. Autor poruszył bardzo trudny temat trądu, który nakazywał ludziom dawno wyleczonym nadal przebywanie w zamknięciu, gdzie zaczęło się to zmieniać w wielu krajach dopiero w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Poruszył również kwestię samotności i niespełnionych marzeń, za którymi niektórzy gonili nawet w niesprzyjających warunkach. To ciepła książkach o relacjach napisana w narracji japońskiej, gdzie akcja, wydarzenia dzieją się bardzo powoli, a tekst oddaje hołd w stronę drugiego człowieka, nawet jeśli autor przekazuje jakąś niemiłą myśl.

Stwierdzam, że nikt tak nie potrafi pisać jak pisarze azjatyccy. Nikt też nie potrafi ich naśladować. To musi wynikać z głębi, z ich kultury i tradycji. 

Niezwykle wartościowa książka. Miniaturka literacka o ogromnej treści! Zachęcam do przeczytania. 

Moja ocena: 8/10

Książkę wydało Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Bo.wiem.

„Wystarczy być” Jerzy Kosiński

WYSTARCZY BYĆ

  • Autor: JERZY KOSIŃSKI

  • Wydawnictwo:  ALBATROS
  • Liczba stron: 144 
  • Data premiery w tym wydaniu:12.10.2018r.

  • Rok 1 wydania polskiego: 1990r
  • Rok premiery światowej: 1970r

Jerzy Kosiński, tak naprawdę Józef Lewinkopf wyjechał w latach pięćdziesiątych na stypendium do Stanów Zjednoczonych, gdzie pozostał. Dzięki fałszywemu świadectwu chrztu przeżył wojnę w okupowanej Polsce oraz ukończył historię i nauki polityczne na Uniwersytecie Łódzkim. Wykładał na kilku amerykańskich uczelniach: Wesleyan University, Yale i Princeton. 

Wystarczy być” wydana ostatnio przez Wydawnictwo Albatros  to książka, o której przeczytałam dawno temu i postanowiłam ją przeczytać. To subiektywna opinia Polaka, który trafił w dwudziestym wieku do Ameryki, w której życie wtedy wyglądało całkowicie odmiennie od polskiej rzeczywistości. Kosiński nie poradził sobie osobiście z amerykańskim snem. Zmarł śmiercią tragiczną w dniu 3 maja 1991 popełniając samobójstwo, zażywając śmiertelną dawkę barbituranów i nakładając na głowę plastikowy worek. W pożegnalnej notce napisał: Kładę się teraz do snu, na trochę dłużej niż zwykle. Nazwijmy to wiecznością” (Newsweek, 13 maja, 1991) (źródło: lubimyczytac.pl/autor). Ciekawiło mnie czy ja poradzę sobie z jego książką czytaną w upalnym sycylijskim słońcu na czytniku InkBook Polska.  

To krótki paszkwil o amerykańskim śnie sprzed ponad pół wieku napisany z perspektywy młodego mężczyzny zwanego Losem, który został jako niemowlę przygarnięty przez Starszego Człowieka. Jego dotychczasowe życie załamuje się. Po śmierci swego dobroczyńcy Los zostaje przez prawników zmarłego wyrzucony dosłownie na bruk. I na tym bruku potrąca go szofer wiozący żonę Benjamina Randa prezesa zarządu Pierwszej Amerykańskiej Korporacji Finansowej, zwaną E.E. Od tej chwili życie Losa nabiera rozpędu. Wskutek dziwnych zbiegów okoliczności zostaje wzięty za światłego biznesmena, który potrafi zdiagnozować przyczyny i kierunku amerykańskiego krachu finansowego. Dzięki przypadkowej znajomości z prezydentem kraju staje się gwiazdą śmietanki towarzyskiej i zapraszanym gościem do audycji telewizyjnych oraz radiowych. Los. Ogrodnik. Niepiśmienny i nieczytający. 

Od premiery światowej „Wystarczy być” minęło ponad pół wieku. Dla mnie jest to książka ponadczasowa. Czytając nie miałam świadomości czasu, który upłynął do momentu, gdy została wydana po raz pierwszy. Motywy, zachowania, reakcje bohaterów wydały mi się na miejscu i możliwe do wystąpienia. Mimo, że świat się całkowicie zmienił opowieści w stylu Nikosia Dyzmy mogą się zdarzyć.  Nawet teraz ktoś się pojawia w świadomości publicznej, którym się wszyscy zachłystują, zachwycają, a tak naprawdę nie ma nic do zaoferowania. 

To krótka książka o człowieku, o jego namiętnościach, czasem destrukcyjnych. Już od pewnego czasu mam opinię, którą wzmacniają takie kolejne udane przygody z publikacjami, że dobra książka nie musi liczyć co najmniej 300 stron, do czego chyba dążą współcześni wydawcy. Rzadko kiedy publikacje po raz pierwszy wydane w dzisiejszych czasach mają poniżej tej liczby stron. Nie wiem z czego to wynika. „Wystarczy być” to książka, która po spokojnym początku, nostalgicznym opisie pracy ogrodniczej pędzi w kierunku amerykańskiej finansjery i świata polityki. Spotkania z czołowymi politykami, w tym ambasadorem Socjalistycznego Związku Republik Radzieckich czy samym wspomnianym prezydentem, a także próby uwiedzenia przez młodego mężczyznę, czy samą panią domu dzieją się w objętości niewiele ponad stu stron. I wcale nie mam poczucia, że autor coś zaniedbał, o coś nie zadbał. Wręcz przeciwnie. Jerzy Kosiński skonstruował historyjkę o tym jak przypadkowe spotkania, zdarzenia, wypowiedziane, czy źle zrozumiane przez odbiorców lub wręcz dopowiedziane przez nich słowa kreują nieprawdziwe postaci i nieprawdziwe relacje, gdyż oparte na fałszywych przesłankach. Styl jest mocny, męski.  Czasem dosadny i pieprzny. W relacji Losa bardzo prosty, wręcz prostacki. Bardzo dobrze Kosiński ukazał dialogi z Losem. Coś na zasadzie jak gęś z prosięciem. Los o ogrodzie, przyrodzie, opiece nad kwiatami, krzewami, a rozmówcy o wszystkim innym, tylko nie o tym samym. Nie czytałam innych książek autora więc trudno mi ocenić czy ten styl jest jego cechą charakterystyczną. Przy okazji dla porównania sięgnę do innych jego publikacji. Bez wątpienia jednak „Wystarczy być” jest książką refleksyjną pobudzającą do myślenia i by najmniej nie na czasie😉. 

Moja ocena: 8/10

Książka zawitała na polskich półkach księgarskich dzięki WYDAWNICTWU ALBATROS.

„Śmierć pięknych saren” Ota Pavel

ŚMIERĆ PIĘKNYCH SAREN

  • Autor: OTA PAVEL

  • Wydawnictwo:  STARA SZKOŁA

  • Liczba stron: 256 
  • Data premiery w tym wydaniu: 10.10.2021r.

  • Rok 1 wydania polskiego: 1976r
  • Rok premiery światowej: 1971r

@Wydawnictwo Stara Szkoła wydało moją ulubioną czeską serię z czeską dziedziczką amerykańskiego pochodzenia Marią III z Kostki (recenzje dwóch ostatnich tomów znajdziecie tu: „Arystokratka pod ostrzałem miłości Vol. 1” oraz „Arystokratka pod ostrzałem miłości. Vol 2”) autorstwa prawdziwego kasztelana na czeskim zamku Pana Evžena Bočka. Patrząc na publikacje tego wydawnictwa zwróciłam uwagę na książkę Ota Pavla pt. „Śmierć pięknych saren”, która szczęśliwie dla mnie dostępna jest na Legimi, przez co ja mogłam ją przeczytać na moim urlopie na czytniku marki InkBook Polska. To kolejna opinia o książce z gatunku literatury pięknej, do której przeczytania Was szczerze zachęcam. 

Autor swe autobiograficzne fabularyzowane opowieści podzielił na cztery części. W pierwszej zawarł opowiadania, w których główną rolę odegrały historie z życia jego ojca, efektywnego przedwojennego komiwojażera firmy Elektrolux  Leona Poppera mającego na wychowaniu trzech synów, Ota, Hugona i Jerzego. Czeskiego Żyda ożenionego ze złotowłosą chrześcijanką który z zachwytu nad Irmą, żoną prezesa Elektroluxu, Franciszka Karolika zaprzyjaźnił się nawet na krótko ze znanym praskim malarzem Vratislavem Nechlebą. To fragmenty, w których poznajemy rodzinę Popperów. Zachwycamy się smakami i zapachami przedwojennej Pragi. Śledzimy wydarzenia wojenne, również z perspektywy dwóch młodych Popperów, Hugona i Jerzego, którzy zostają wezwani do obozów koncentracyjnych Terezina i Oświęcimia, i którym w ostatni wieczór Popper zaserwował ostatnią porządną ucztę z upolowanej przy pomocy Karola Proszka sarny, co autor pięknie odwzorował w tytułowym opowiadaniu pt. „Śmierć pięknych saren.” Samo życie głównego narratora poznajemy z trzech części nazwanych; „Dzieciństwo’, „Odważny młody mężczyzna” i „Powroty”. Czytelnik śledzi jego losy, jego miłości, jego przygody. Aż do momentu, w którym z bezpośredniej relacji narratora przeczytał:

Potem długo nie jeździłem tak z braćmi na ryby. Horoskop się sprawdził. Zmysły postradałem ja i spędziłem pięć lat w zakładzie dla chorych psychicznie.” – „Śmierć pięknych saren” Ota Pavel. 

O czym autor bardzo osobiście opowiedział w Epilogu. Dzięki temu dowiedziałam się, że Ota Pavel trafił do zakładu w wieku 34 lat. I to właśnie choroba przyczyniła się do powstania tego tomu opowiadań opartych na jego osobistych wspomnieniach.

(…) Ludzie często gadają na łonie natury o bzdurach i durnotach, natomiast przyroda mówiła prostym i jasnym językiem tylko o pięknie, miłości, nienawiści, pożywieniu i śmierci. Tak jakby ktoś wykreślił z niej wszystko co nieistotne.”  – „Śmierć pięknych saren” Ota Pavel.

I dużo o tej przyrodzie w opowiadaniach Pavla jest. O przyrodzie z perspektywy wędkarzy. O nocnym czuwaniu, o cierpliwym czekaniu, o wezbranych wodach. Autor oddaje hołd przyrodzie i temu, że stanowi dla nas źródło pokarmu. Zresztą ryby pojawiają się w opowieściach od początku do końca. Wędkarzem zapalonym był ojciec narratora, który ciągle czekał na złowienie tej największej, tej najważniejsze. I który, jak autor opowiedział w „Złotych węgorzach” złowił jedenaście takich i przyrządził dla swego syna po jednym na każdej kolacji, tylko po to, by odwdzięczyć się synowi za taki sam przysmak z przeszłości. Marzył też o hodowaniu karpi, co mu się nie udało, o czym czytałam w „Najdroższe w Europie Środkowej”. Marzenia te przeniósł na synów, którym udało się co nieco. I złapanie pstrągów. I wyprawa na ryby w wody Bałtyku łodzią podwodną („Na ryby łodzią podwodną”) z polską załogą, w tym z osławionym w wojnie admirałem Romanowskim. I nawet złowienie morskich ryb drapieżnych w Morzu Czarnym w trakcie urlopu z żoną Wierą w Bułgarii („Pelamidy”). Samemu narratorowi udało się zaszczepić łowienie kiełbi, okoni, jesiotrów, czy nawet płotek własnym trzem synom; Jankowi, Piotrkowi i Jurkowi. 

(…) łowienie ryb to tajemnica. Imaginacja. Misterium. Przynęta wpada pod wodę i nic więcej nie widać. Nie widać, co się tam dzieje, jaka jest tam ryba. Całkowicie nieznany świat.” – „Śmierć pięknych saren” Ota Pavel. 

Dużo w opowiadaniach jest realizmu (jest ich łącznie trzydzieści jeden). Narracja pierwszoosobowa wymaga pisania z pespektywy „ja”. Narrator jest więc rów­nież bohaterem opi­sy­wa­nych wy­da­rzeń i z wła­snych do­świad­czeń relacjonuje prze­ży­te historie. Przez cały czas byłam więc bliżej uczuć i myśli narratora. Pozwalało to na większe moje zaangażowanie emocjonalne w opowiadane historie. Choć nie ukrywam, że powtarzający się praktycznie w każdym fragmencie wątek łowienia ryb, zachowań wędkarzy, rodzajów połowów i metod w nim wykorzystywanych mnie nużyły. Wędkarzem nigdy nie byłam i nie będę. W moim otoczeniu też ich nie ma, więc trudno mi odczuwać to samo, co bohaterowie opowieści. 

Proza Ota Pavla jest filozoficzna i opowiada o wielu głębokich przeżyciach. Choć w niejednym miejscu autor pokusił się o przedstawienie opowieści w sposób bardziej stereotypowy. 

(…) Czech obcy gospodarz pozwoli ci spać w łóżku, a rodzina pod Pragą każe spać na sianie. Tak jakby w stolicy i jej okolicach diabeł zmienił serca większości ludzi w kamień.” – „Śmierć pięknych saren” Ota Pavel. 

Przykładem na to jest również opowiadanie „Długi Janek” i historia białego namiotu oraz czterech dorosłych w nim i mały pies. 

Śmierć pięknych saren” Ota Pavla to epitafium na praskie, dobre czasy. To wspomnienie wojny i czasów powojennych. To nagrobek komunistycznej Czechosłowacji z rybami w tle, z walczeniem o siebie, o rodzinę, a także z walką z chorobą psychiatryczną w tle. 

To prawdziwa literatura piękna!

Moja ocena: 8/10

Książkę wydało wydawnictwo Stara Szkoła.

„Trzech panów w łódce (nie licząc psa)” Jerome K. Jerome

TRZECH PANÓW W ŁÓDCE (NIE LICZĄC PSA)

  • Autor: JEROME K. JEROME

  • Wydawnictwo:  ZYSK I S-KA

  • Cykl: TRZECH PANÓW (tom 1)
  • Liczba stron: 254 
  • Data premiery w tym wydaniu: 22.09.2020r.

  • Rok 1 wydania polskiego: 1956r. 
  • Rok premiery światowej: 1889r. 

Jerome K. Jerome to angielski pisarz, który żył w latach 02.05.1859 – 14.06.1927. Jerome zdobył popularność wydaną w 1889 humorystyczną książką podróżniczą pt. „Trzech panów w łódce (nie licząc psa)„, której kontynuacja znajduje się w drugim tomie cyklu zatytułowanym „Trzech panów na włóczędze”. W 2020 roku  Zysk i S-ka Wydawnictwo wznowiło publikację, o której chciałabym Wam w tym poście opowiedzieć. 

Było nas czterech — Jerzy, William Samuel Harris, ja i Montmorency. Siedzieliśmy w moim pokoju, paliło się i rozmawiało o tym, jak źle jest z nami — źle, rzecz jasna, z punktu widzenia medycyny. Wszyscy czuliśmy się kiepsko i to coraz bardziej nas niepokoiło. Harris miewa takie szalone zawroty głowy, że odchodzi od zmysłów. Jerzy powiada na to, że jemu też czasem kręci się w głowie i nie wie wtedy, co się z nim dzieje. A mnie popsuła się wątroba. Nie może być co do tego żadnej wątpliwości, bo właśnie przeczytałem prospekt patentowanych pigułek na wątrobę…” – „Trzech panów w łódce (nie licząc psa)” Jerome K. Jerome. 

W trakcie wspólnego spotkania jeden z trzech angielskich gentelmanów, Jerzy stwierdził, że „Nadwerężenie mózgów wywołało ogólną depresję całego systemu nerwowego. Jeśli zmienimy otoczenie i nie będziemy musieli myśleć, szybko odzyskamy równowagę.”  Pozostali miejscy hipochondrycy zgodzili się z jego stwierdzeniem. Wspólnie zdecydowali więc o wybraniu się na rzeczną eskapadę. Musicie wiedzieć, że Montmorency był przeciw. W głosowaniu było jednak trzech do jednego. Montmorency to foksterier.

Sam narrator zresztą diagnozował u siebie choroby czytając encyklopedię zdrowia. Jak sam przyznał „(…) na żółtaczkę cierpiałem niezawodnie od dziecka. Po żółtaczce nie było już w tej encyklopedii żadnej choroby, nic zatem więcej dolegać mi nie mogło”😁. Świetnie autor odwzorował myślenie i zachowania hipochondryków. Ułożył tekst w piękną komiczną opowieść, która podczas czytania przywodziła mi na usta szczery uśmiech. I to wszystko w starym, dobrym stylu. W języku, którego nie znajdziemy we współczesnej literaturze, nawet jeśli wzorowana jest na literaturze sprzed ponad stu lat. Przeczytajcie sami jak można zgrabnie i literacko napisać o jedzeniu kolacji; „Pani Poppets wniosła tacę, przesiedliśmy się do stołu i poigraliśmy ze zrazikami w sosie cebulkowym, a potem z szarlotką.” Prawda? 

Ta komiczna historia składa się z dziewięciu rozdziałów. Na początku każdego z nich Autor zawiera krótki opis wątków, których rozdział będzie dotyczył, typu ; „Ustalenia organizacyjne – Metody pracy Harrisa – Jak starszy wiekiem domator zawiesza obraz-…..”  Książka pisana jest z perspektywy Jerome, jednego z trzech śmiałków, którzy spędzili dziesięć dni wiosłując na Tamizie. Od czasu do czasu zwiedzając przybrzeżne miasteczka. Co ciekawe po zacumowaniu autor uracza czytelników faktami historycznymi, które związane są z danym miejscem. Są to naprawdę świetne smaczki, typu okoliczności randek Henryka VIII z Anne Boleyn, czy zamiłowanie do oberży Elżbiety I. Sama opisana podróż okazała się przygodą dość spokojną, okraszaną licznymi zabawnymi historiami towarzyszy. Opowieści te często były naprawdę farsowe. Mi najbardziej podobała się historia, w której narrator opowiadał jak to jego wujek Podger wiesza obraz angażując przy tym całą rodzinę. I tu okazało się ogromne podobieństwo wujka do samego Harrisa. 

– Nie, ty przyniesiesz papier, ołówek i katalog. George będzie zapisywał, a ja zajmę się resztą.” – „Trzech panów w łódce (nie licząc psa)” Jerome K. Jerome. 

Bardzo umiejętnie była również przedstawiona scena, w której Harris w trakcie spokojnego wieczoru towarzyskiego śpiewał piosenkę kabaretową. Te gagi sytuacyjne powodowały zaśmiewanie się wręcz do łez. 

Narracja osobista, pierwszoosobowa Jerome’a pozwoliła mi poznać tego młodego człowieka relacjonującego sam pomysł, przygotowanie i wreszcie dziesięciodniową wycieczkę dla zdrowia na tafli Tamizy. Nie tylko z punktu widzenia tego co robił, jak się zachowywał, czy jak reagował w konkretnych sytuacjach, ale także w sposobie tego, jak siebie sam przedstawiał. 

(…) Nic mnie bardziej nie irytuje niż widok ludzi, którzy się obijają, gdy ja pracuję.” – Trzech panów w łódce (nie licząc psa)” Jerome K. Jerome.

„Nie mam pojęcia, skąd się to we mnie bierze, ale na widok człowieka, który śpi, gdy ja już wstałem, ogarnia mnie zgroza. Czuję się wstrząśnięty, widząc, jak ktoś marnotrawi bezcenne chwile swego życia…” – Trzech panów w łódce (nie licząc psa)” Jerome K. Jerome. 

A Montmorency no cóż, okazał się jednak mało absorbującym kompanem wycieczki. Choć gdzieniegdzie autor opisywał historie z nim związane lub zwracam uwagę na jego zachowanie. Bardzo zresztą głośne. Co dziwne, ten psiak zawsze znajdywał jakiś fanów. Dla mnie najjaśniejszą sytuacją z pozycji Montmorency’ego była jego niema rozmowa z kotem.

Można na tę powieść patrzeć z perspektywy celu nadrzędnego pisarza, który miał za zadanie napisać prześmiewczą książeczkę. W „Przedmowie do wydania pierwszego” przeczytałam jednak, że „Urok tej książki zasadza się nie tyle na jej stylu literackim czy też użyteczności informacji, jakie zawiera, ile na jej niewolniczej wierności prawdzie. Każda stronica jest sprawozdaniem z autentycznych zdarzeń. Ja owe zdarzenia tylko odpowiednio ubarwiłem…” Można zatem domniemywać, że to planowanie i sama podróż się odbyła w tym konkretnym towarzystwie. Że panowie zwiedzili te określone przybrzeżne miejscowości i nie raz, i nie dwa byli utrapieniem dla parostatków. Można domniemywać, że tylko autor podkoloryzował pewne sytuacje, by dla czytelników czytającym o nich w kolejnych dwóch stuleciach okazywały się zabawne. I nie powiem. Udało się to temu angielskiemu pisarzowi nie najgorzej osiągnąć cel. 

Dla mnie to arcydzieło komizmu relacjonujące pewną rzeczną eskapadę, która zakończyła się przed czasem. Do obowiązkowej lektury!!!

Moja ocena: 8/10

Książkę wydało Wydawnictwo Zysk i S-ka, a w formie elektronicznej możecie ją przeczytać również na czytniku marki InkBook Polska