Od książki Layne Fargo pt. „Profesorka”, kompletnie nie wiedziałam czego się spodziewać, gdyż nie poznałam jeszcze twórczości tej autorki. Publikacja od Czwarta Strona Kryminału to intrygujący thriller rozgrywający się w środowisku akademickim Uniwersytetu Goram. Niby lata akademickie mam już dawno za sobą😏, ale dobry thriller zawsze warto przeczytać👍.
To opowieść o dwóch kobietach, z dwóch różnych warstw społecznych, z dwóch różnych domów i o różnych doświadczeniach. Każda z nich ma w sobie mrok, który w niejednym momencie zaczyna wychodzić na światło dzienne. Szczególnie Scarlett Clark utalentowana profesorka języka angielskiego, której hobby to zabijanie. Jednak nie przypadkowe. Jej ofiary podlegają szczegółowej selekcji, w której skupia się na typach „bad boyów”. Zemsta nie jest również obca Carly Schiller, która wyswobadzając się od toksycznego ojca szuka sposobów na ukaranie napastnika jej przyjaciółki Allison Hadley.
Trochę zdziwiły mnie motywy podjęte w książce. Z jednej strony ogromny plus dla autorki za osadzenie w rolach mścicielek, morderczyń kobiet i to niebanalnych kobiet. Nie pochodzących z nizin społecznych, z widocznymi deficytami społecznymi czy zaburzeniami, lecz kobiet sukcesu, z potencjałem, atrakcyjnych dla innych. Od kobiecych bohaterek aż się roi w tej pozycji. Wystarczy też wspomnieć o doktor Minie Pierce do której zbliża się Scarlett, by mieć wpływ na toczące się śledztwo, w którym chce odegrać kluczową rolę. Z drugiej mnogość podjętych wątków z perspektywy kobiet trochę zaburza mroczność, wspieranie praw kobiet, które dla autorki są pewnie ważne, a także krzywdy na kobietach. Jest takie powiedzenie, które tu idealnie się sprawdzi; „co za dużo, to niezdrowo”.
Narracja jest prowadzona naprzemiennie z perspektywy Scarlett i Carly, które osobiście przedstawiają swoją perspektywę na podejmowane przez siebie czyny i wydarzenia, w których uczestniczą. Książka może nie jest jakaś wybitna, ale ciekawa. Tym bardziej, że pisana jest z punktu widzenia morderczyni. Ostatecznie jednak autorka zastosowała różne narracje i wiele planów czasowych, które motywują do rozważań na temat istoty ludzkiej, jej motywów, jej pragnień i sadystycznych ciągotek. Trochę jakby Layne Fargo chciała rozliczyć różne czyny kładące się często gęstym cieniem na dalsze życie ofiar, których dotykały. Zdecydowanie lekki, przyjemnie napisany, prostym i zwięzłym językiem thriller amerykański.
Moja ocena: 7/10
Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.
Alice Feeney napisała powieść, którą czytałam w 2021 roku pt. „Zabójcza przyjaźń”. Książka bardzo mi się wtedy podobała. Otrzymując egzemplarz jej najnowszej powieści pt. „Papier, kamień, nożyce” od Czwarta Strona Kryminałuliczyłam na kolejną udaną przygodę z prozą tej autorki. I nie zawiodłam się 😁. Książka, która będzie debiutować dopiero w najbliższą środę premierową jest warta Waszej uwagi.
„(…) Czas potrafi zmieniać związki, podobnie jak morze zmienia kształt linii brzegowej.” – „Papier, kamień, nożyce” Alice Feeney.
On – Adam: pisarz, autor wielu scenariuszy pisanych na podstawie poczytnych horrorów i kryminałów autorstwa Henrego Wintera odludka wśród pisarzy.
Ona – Amelia: pracująca w schronisku dla psów na Battersa, uwielbiająca bardziej towarzystwo zwierząt od książek.
Oni – państwo Wright: przeżywający kryzys w małżeństwie. Zdaniem Amelii będący „(…) niezłymi w grę pozorów” i twierdzącej, że „ludzie zwykle widzą to, co chcą widzieć. Ale za zamkniętymi drzewami pan i pani Wright od dawna się nie dogadują.”
Gdy Amelia wygrywa w firmowej loterii weekend w Szkockiej posiadłości w Blackwater małżonkowie wybierają się na romantyczny weekend, zgodnie z zaleceniem ich terapeutki. Niestety sprawy przybierają dziwny obrót. Na terenie ośrodka gubi się ich pies, labrador Bob, a niektóre pomieszczenia zdają się odwzorowywać ich miejsce zamieszkania. Sytuacja wydaje się dziwna, choć Wright’owie wzbraniają się przed powrotem, bo przecież;
„Gdyby wszystkie historie kończyły się happy endem, nikt nie miałby powodów, żeby zaczynać od nowa. A w życiu chodzi o wybory, o składanie się na powrót w całość, gdy się rozsypiemy. Bo przecież każdemu zdarza się rozsypać. Nawet tym, którzy udają, że nie….” – „Papier, kamień, nożyce” Alice Feeney.
„Prozopagnozja (z gr. πρόσωπον prósōpon = „twarz” + ἀγνωσία agnōsía = „niewiedza”) – to zaburzenie percepcji wzrokowej, polegające na upośledzeniu zdolności rozpoznawania twarzy znajomych lub widzianych już osób, a w niektórych przypadkach także ich wyrazu emocjonalnego, przy niezaburzonej percepcji wzrokowej innych obiektów.” (źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Prozopagnozja ). Nie bez powodu przytaczam w recenzji ten trudny termin. Okazuje się, że jeden z głównych bohaterów powieści – Adam właśnie cierpi na to zaburzenie, które w niektórych sytuacjach okazuje się zbawieniem, a w innych przekleństwem. Alice Feeney wykorzystała jednak w sposób przemyślany i bardzo umiejętny tę niedyspozycję Pana Wrighta. Sytuacje, w których wspomina o jego deficycie zostały napisane lekko, bez naukowych dywagacji i idealnie do kontekstu. To pierwsza z głównych zalet tej powieści.
Tych zalet jest jednak znacznie więcej. Bardzo podoba mi się konstrukcja powieści. Książka składa się z zatytułowanych rozdziałów. Narracja pisana jest naprzemiennie w pierwszej osobie z perspektywy Adama i Amelii. Tę relacyjność autorka ujęła we fragmenty zatytułowane ich imionami. Do tego gdzieniegdzie pojawiają się listy pisane przez małżonkę Adama w kolejne rocznice ich ślubu. Listy niewysłane. Listy ukazujące wzloty i upadki pary. Uwielbiałam te fragmenty wyjątkowo. Każdy z nich w tytule i w prezencie rocznicowym nawiązywał do nazwy kolejnej rocznicy (np. papierowej) i każdy rozpoczynał się słowem roku, trudnym, rzadkim z powołaną definicją, jak dla miłośników słów przystało. Ciekawym wątkiem okazała się wprowadzona postać do powieści; Robin, która również została sportretowana – tym razem jednak w narracji trzecioosobowej – w rozdziałach zatytułowanych jej imieniem. Podobnie jak Samuel Smith, o którym Feeney wspomina w ostatnim rozdziale zatytułowanych „Sam”. Te postaci okazują się kluczowe.
Sama intryga zachwyciła mnie formą, treścią, językiem i rozwiązaniem. Wszystko od początku do końca było przemyślane, napisane z atencją i rozmysłem. Miałam wrażenie przy czytaniu, że żadne zdanie nie jest przypadkowe, co rzadko odczuwam w stosunku do brytyjskich czy amerykańskich autorów thrillerów. Doceniam pomysł i wykonanie. Podobał mi się wątek z ojcem Robin, z rodzicami Amelii, matką Adama i z jego wiecznie niezekranizowanym scenariuszem. Wgłębiając się w relacje małżonków dominowało we mnie przeświadczenie, że zobrazowano ją w bardzo ujmujący i realistyczny sposób. Trudno było negować patrzenie na związek przez Adama i z punktu widzenia Amelii. Rozumiałam ich w 100%. Postać żony odzwierciedlona w niewysłanych listach rocznicowych do męża również miała dla mnie ogromne pokłady prawdziwości. Jak to w wieloletnich związkach z reala, wszystko co działo się pomiędzy parą będącą głównymi bohaterami wydawało się być prawdziwe i zobaczone w szerszym kontekście całkowicie uzasadnione.
Zdecydowanie pozycja zasługująca na Waszą uwagę!!! Nie przegapcie tej interesującej szaro-czerwonej okładki. Nie przegapcie tego tytułu!!! Specjalnie dla Was powtórzę go jeszcze raz: „Papier, kamień, nożyce” autorstwa Alice Feeney.
Moja ocena: 9/10
Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.
Kolejna powieść wydana w serii Znak Crime pt. „Dobra żona” autorstwa Darby Kane to thriller o tajemnicach, kłamstwie i pozorach. Już na początku wiemy kto. W połowie dowiadujemy się jak. Albo nam się tylko wydaje, że wiemy…. Niczego nie czytałam wcześniej autorstwa tej byłej prawniczki procesowej aktualnie mieszkającej w Kalifornii. A szkoda, bo „Dobra żona” jest naprawdę bardzo dobrą powieścią.
„Oddała mu tak wiele władzy. Nie miała pojęcia, kiedy to się stało i dlaczego pozwoliła, aby jej życie tak się skurczyło.” – „Dobra żona” Darby Kane.
Pewnego dnia Aaron Payne, idealny mąż i uwielbiany nauczyciel, znika bez śladu. Jak się wkrótce okazuje, nie jest to pierwszy taki przypadek – na przestrzeni ostatnich lat w okolicy doszło do serii nigdy niewyjaśnionych zaginięć młodych kobiet. Czy Aaron powielił losy Karen, Yary i Julie? Wszyscy okoliczni mieszkańcy się martwią. Martwi się też starsza śledcza Ginna Davis – gniewna czarna kobieta, która dość szybko pojawia się w domu małżeństwa. Tylko Lila Ridgefield, jego żona, jest dziwnie spokojna. Co tam naprawdę działo się w małżeństwie Payne – Ridgefield za zamkniętymi drzwiami? Wydział śledczy biura szeryfa hrabstwa Tompkins próbuje zaleźć odpowiedź na to pytanie.
„Bariera, którą w sobie zbudowała, gródź, która pozwalała jej przeć do przodu i ignorować wszystko, co ignorować musiała, nagle się zawaliła. Gniew, odraza, rozczarowanie i poczucie winy – emocje wirowały i mieszały się, przelewając się przez nią i wypełniając każdą komórkę.” – „Dobra żona” Darby Kane.
„Według niego wszystko, nawet ona, było jego własnością.” – „Dobra żona” Darby Kane.
Bardzo sprytnie Darby Kane po prowadziła narrację, która opiera się w fabule na tym, co wydarzyło się sześć tygodni wcześniej. Na kłótni małżonków. Na pewnym odkryciu Lili, która mimo sprytnej manipulacji jej męża, odkryła jego drugie oblicze. Nie wiadomo tylko czy dała po sobie w pełni to poznać.
„Wciąż ten gaslighting. Nagle zobaczyła to nader wyraźnie. Formułował zdania i rewidował historię tak, by myślała, że to jej brakuje zdrowego rozsądku. Przekręcał i zmieniał fakty tak długo, aż zaczynała wątpić we własny umysł i zmysły. Spychał ją w miejsce, w którym wątpiła we wszystko oprócz niego.” – „Dobra żona” Darby Kane. A ten gaslighting w przypisie tłumaczki to: * Forma manipulacji i przemocy psychicznej, w której osoba lub grupa osób za pomocą zaprzeczeń, kłamstw, wprowadzania w błąd i dezinformacji świadomie buduje w ofierze wątpliwości co do własnej pamięci i percepcji, często wywołując dysonans poznawczy i niskie poczucie własnej wartości.
Autorka zadbała, by czytelnik w trakcie czytania pomyślał o różnych formach przemocy względem kobiet. O różnych jej odcieniach. O różnych mechanizmach, które sprawiają, że kobieta jednak ma nadzieję, że kobieta zaczyna wątpić w realną ocenę swojej sytuacji.
W początkowych rozdziałach poznajemy Lilę, która nie jest w szczęśliwa w małżeństwie, mimo sprawiania takiego wrażenia u wszystkich wokół. Nawet koledzy z pracy Aarona zwracają śledczym uwagę na to, jak się żoną chełpił, chwalił, cieszył. Niepokój o Lilę, o jej stan ducha, psychikę, emocje i doświadczenia zostaje przedstawiony czytelnikowi już w Początku. Fabuła jest prezentowana w punktu widzenia tego co stało się w różnych okresach jej życia, przykładowo: Sześć tygodni później. Koniec września, Obecnie. Thriller pisany jest w narracji trzecioosobowej. Fabuła zawarta została w łącznie sześćdziesiąt dwa rozdziały.
„Nerwica lękowa, z którą Lila zmagała się od dziesięcioleci, znów wystawiła swój paskudny łeb. Jej opanowanie było powierzchowne i czuła nadchodzące załamanie. Znów zacznie się ta spirala dośrodkowa. Potrzeba ucieczki od ludzi. Potrzeba wypowiadania się na własnych warunkach.” – „Dobra żona” Darby Kane.
Myślałam, po początkowych stronach, że nic mnie w powieści nie zaskoczy. Myliłam się. To taka odwrócona zagadka kryminalna. Na samym początku czytelnik już wie, dlaczego, wie nawet kto. Tylko nadal nie wie jak i jakim cudem Aaron się zgubił. I co zaskakujące, okazuje się, że to nie clue tej zagadki, z którą raz sobie radziłam lepiej raz gorzej. Do akcji wkraczają inni podejrzani; Brent, Jared, Ray. Smaczku dodają tajemnicze liściki, które zaczyna otrzymywać Lila. I tu już nie byłam w stanie wytrzymać. Musiałam skończyć czytać, by dowiedzieć się co i jak. Powieść okazała się emocjonującą pokręconą historią z ciekawym zakończeniem i ciekawą przeszłością głównych bohaterów. Rozwinęła się w kierunku, w którym się nie spodziewałam. A takie zaskoczenia są zawsze mile widziane w thrillerach.
„Dobra żona” Darby Kane to amerykański thriller, który bardzo dobrze oceniam. Już długo, nie czytałam amerykańskiej prozy, która byłaby skonstruowana w taki sposób, by czytelnik się nie znudził. Dodatkowym dużym plusem są dialogi Lili, jej prawnika ze śledczymi. Widać tu ewidentnie doświadczenie autorki w dyskusjach na sali rozpraw, czy przesłuchaniach wstępnych, dzięki temu były zawód głównej bohaterki – chyba po raz pierwszy – został w fabule właściwie udowodniony.
Przeczytajcie koniecznie!!!
Moja ocena: 8/10
Za możliwość zapoznania się z publikacją bardzo dziękuję WYDAWNICTWU ZNAK
Przy okazji recenzji książki Daphne du Maurier pt. „Moja kuzynka Rachela” pisałam, że „Serię butikową od @WydawnictwoAlbatros wprost ubóstwiam. Przeczytałam wszystkie jej wydania. Woluminy zdobią aktualnie moją skromną biblioteczkę”. Do kolekcji butikowej dołączyła ostatnio kolejna pozycja, którą przywitałam z ogromną radością. To wznowiona „Oberża na pustkowiu” tej samej autorki, która premierę miała 13 kwietnia br. Mam nadzieję, że ciekawi Was, czy oprócz przepięknego wydania, w tym prześlicznej okładki, wnętrze również mnie zachwyciło.
„Nie przejmowała się samotnością i nie poświęcała jej myśli. Człowiek pracy nie zważa na samotność, wieczorem, po skończonej robocie, kładzie się po prostu spać.” –„Oberża na pustkowiu” Daphne du Maurier.
„Mężczyźni są złymi towarzyszami, kiedy najdzie ich niedobry humor, a ja, Bóg to wie, jestem z nich wszystkich najgorszy.” – „Oberża na pustkowiu” Daphne du Maurier.
„Znów odczuła, że bycie kobietą jest upokarzające, gdyż upadek sił i ducha otoczenie traktuje u kobiety jak rzecz naturalną i sam przez się zrozumiałą.” – „Oberża na pustkowiu” Daphne du Maurier.
Kompletnie nie wiem skąd Daphne du Maurier brała te swoje mądrości, z którymi czasem łatwo się zgodzić😉. Czy to specyfika jej czasów, czy czasów w których osadzała akcję swych powieści. Tym razem zabrała nas do dziewiętnastowiecznej dusznej, wietrznej i mglistej Kornwalii otoczonej wrzosowiskami i bagnami. Gdzie „(…) nawet dzieci rodzą się tu pewnie wynaturzone niczym sczerniałe krzaki żarnowca, przyginane do ziemi wiatrem, który nigdy nie ustaje, lecz dmie, jak mu się podoba…”. A także gdzie miejscowi „(…) Umysły też mają pewnie spaczone, myśli niedobre, skoro muszą wciąż przebywać wśród moczarów i skał, wśród twardego wrzosu i kruszejących głazów”. Do tego miejsca po śmierci matki przybywa dwudziestotrzyletnia Mary Yellan. Do miejsca, w którym pragnęła przywitać dawno niewidzianą ukochaną siostrę matki, ciocię Patience, a zastała wynędzniałą, obdartą staruszkę bojącą się wzroku własnego męża Jossa Merlyna, który przy każdej sposobności zwracał uwagę na to, kto w oberży i w całym domostwie rządzi, komu należy usługiwać i kto może, jako jedyny wydawać polecenia. Tytułowa oberża Jamajka to nie miła knajpka na trakcie komunikacyjnym z Bodmin do Launceston, gdzie odpoczywają przejezdni. To mroczna posiadłość, w której dominuje kiepskie jedzenie, alkohol, pajęczyny, zamykane na klucz drzwi, strach i lęki, a także nocne uderzenia o trakt na dziedzińcu. Do takiego miejsca zawitała niewinna Mary Yellan, której życie nie było już takie same.
Mój ulubiony cytat to: „Owszem, jestem dziwolągiem, anachronizmem. Nie należę do obecnej epoki. Urodziłem się od razu z żalem do niej i z żalem do całej ludzkości. W dziewiętnastowiecznym wieku bardzo trudno jest o spokój. Cisza znikła, nawet z gór. Myślałem, że znajdę spokój w Kościele, ale dogmaty mi obmierzły, a w ogóle cały fundament wspiera się na bajkach. (…) i przekonałem się, że Kościół zbudowano na nienawiści, zawiści i chciwości, czyli na wszystkich stworzonych przez człowieka atrybutach cywilizacji, gdy tymczasem pradawne pogańskie barbarzyństwo było czymś nagim i czystym.”” – „Oberża na pustkowiu” Daphne du Maurier. Wymagał on od du Maurier ogromnej odwagi, szczególnie w okresie w którym tworzyła. Dyskusja, której cytat stanowi tylko niewielki fragment była jedną z jaśniejszych stron powieści.
Dla mnie książka straciła na tajemniczości w okolicy 150 stronie. Nie powiem z początku napięcie narastało. Osierocona Mary Yellan wychowywana bardzo długo tylko przez matkę spełniając jej ostatnią wolę przeprowadziła się do jej ukochanej, jedynej siostry. Niestety ciotka Patience nie była już osobą zapamiętaną sprzed lat przez Mary, ani tym bardziej przez jej matkę. Wszystkiemu winny był wuj, który okazał, jakby powiedział to bieszczadzki przewodnik, zakapiorem prowadzącym szemrane interesy. Wuj, który zniszczył szczęście i radość z życia Patience, a samą Mary każdego dnia przyprawiał o dreszcze niepokoju. I dochodzenie do prawdy, o co chodzi z działalnością wuja dla mnie było najciekawszą częścią książki. Później tylko się coraz bardziej irytowałam. Z jednej strony bezwolnością Patience, z drugiej brakiem reakcji Mary na wszystko to, czego była świadkiem i czego doświadczyła. Jej troska o ciocię była tylko pozorna. Nawet ja wiedziałam, że nie wystarczy od czasu do czasu stanąć sprytnie w jej obronie, by uchronić ją przed wszystkimi niegodziwościami ze strony męża i jego kompanów. Przecież jak sama Mary twierdziła widziała, „(…) tu same złe rzeczy…”, widziała „(…) tylko cierpienie, okrucieństwo i ból. Kiedy wuj przybył do Jamajki, rzucił widocznie swój cień na wszystko, co dobre, i dobre rzeczy umarły.”.
Nie powiem, Daphne du Maurier zaciekawiła mnie dwoma bohaterami, Francisem Davey oraz Jemem Merlynem. Obaj okazali się kimś innym, niż z początku się wydawało. Obaj odkryli w kulminacyjnym momencie fabuły swoje oblicze. I obaj zostali zapamiętani przeze mnie, czego nie mogę powiedzieć o postaciach kobiecych, z Mary włącznie.
Powieść została, jak wiele innych publikacji Daphne du Maurier, zekranizowana przez Alfreda Hitchcocka w 1939 roku. Zdjęcia dostępne na Filmwebie wydają się obiecujące (źródło: link). Zaraz po napisaniu recenzji zajmę się odszukaniem pierwszej ekranizacji tej powieści autorstwa prawdziwego mistrza thrillerów. W kolejnej wersji ekranizacji, tym razem telewizyjnej Mary zagrała – Jane Seymour, niezapomniana dr Quinn. Ta ekranizacja nie spotkała się z przychylnym przyjęciem. Jako ciekawostkę napiszę Wam, że na platformie Vod jest dostępna wariacja na temat tej historii z 2014 roku. Tym razem plakat wyjątkowo zachęca do obejrzenia. Widocznie filmowcy odnajdują ogromny potencjał tej historii, który można opowiedzieć przepięknymi obrazami.
Jest to najsłabsza książka autorstwa Daphne du Maurier, którą przeczytałam. Daleko jej do „Rebeki”, a z „Moją kuzynką Rachelą” łączy ją tylko piękne, butikowe wydanie.
Musisz być zalogowany, aby dodać komentarz.