„My Summer In Seoul” Rachel Van Dyken

MY SUMMER IN SEOUL

  • Autorka: RACHEL VAN DYKEN
  • Wydawnictwo: ZNAK HORYZONT
  • Liczba stron: 480
  • Data premiery: 26.07.2023r. 
  • Data premiery światowej: 13.12.2021r.

Chciałam koniecznie sprawdzić, czym jest k-pop. Dzięki lekturze „My summer in Seoul” autorstwa Rachel van Dyken od Znak Horyzont sprawdziłam i to na konkretnym przypadku, nie tylko definicyjnym. A Wy wiecie czym jest k-pop? 

Jeśli nie, to spieszę z pomocą. Według Wikipedii k-pop (od ang. Korean pop) to „gatunek muzyki popularnej, który powstał w Korei Południowej, łącząc w sobie takie elementy muzyki jak dance-pop, ballada popowa, electropop, hip-hop, rock, jazz, pop opera, współczesny rhythm and blues czy muzyka klasyczna. Gatunek ten pojawił się wraz z jedną z pierwszych grup K-popowych, Seo Taiji and Boys, która powstała w roku 1992. Ich eksperymenty z różnymi stylami muzyki „przekształciły scenę muzyczną Korei. W rezultacie włączanie zagranicznych elementów muzycznych stało się powszechną praktyką wśród artystów K-popowych” (źródło: wiki). 

Zresztą sama autorka przyczyniła się do wprowadzenia czytelnika w środowisko, w którym dzieje się akcja powieści zamieszczając na początku tzw. „Słowniczek K-popu”, w którym można znaleźć opis takich sformułowań jak: Visual (???), Trainee (???), Sasaeng (???) i wiele innych. Nawet nie wiedziałam, że na teledysk mówi się w niektórych kręgach „MV”.

I właśnie wokół tego rodzaju muzyki toczy się fabuła w książce „My summer in Seoul”, w której Grace zaczyna się w Korei opiekować znanym zespołem k-popowym w wytwórni muzycznej własnego wujka. Spotyka tam Lucasa (z opisu to: główny raper, wokalista, główny visual, środkowy tancerz, twarz grupy)  niezwykle nieprzyjemnego gwiazdora oraz Rae’a (z opisu to: lider, główny wokal, visual, twarz grupy) jego całkowite przeciwieństwo. Z którym Grace zwiąże się w przyszłości? 

Oprócz „Słowniczka K-popu”, „Słowa od autorki” na początku książki znalazła się część nazwana z „Poznajcie SWT” , dzięki której czytelnik dowiaduje się między innymi, że „SWT to skrót od Something Worth Taking, czyli coś, co warto zdobyć, a tym czymś są serca fanów, gdy grupa występuje na scenie.” Jeśli obawiacie się, że nie poradzicie sobie z tempem akcji, bohaterami silnie wykreowanymi i osadzonymi w świecie muzyki k-popowej to nic bardziej mylnego. Każdy członek grupy muzycznej jest bardzo dobrze przedstawiony. Dość, że graficznie (zresztą to nie jedyne rysunki w książce), to jeszcze biograficznie – charakterologicznie (łącznie z grupą krwi, znaku zodiaku, cechami, nazwiskiem, czy pozycję w grupie). O Grace dowiadujemy się natomiast w Prologu. Autorka nie jest dla niej przychylna. Jej określenie brzmi: „NAIWNA: wykazująca się brakiem doświadczenia, zdolności oceny sytuacji bądź wiedzy; łatwowierna. Zobacz też: Grace Lee”. Ciekawe czy mogłoby być gorzej. 

Książka raczej dla młodych dorosłych, nastolatków, niż kobiet w moim wieku. Same rysunki postaci zostały zaprezentowane chyba po to, by wśród młodych czytelników wzbudzić zachwyt, uczucie zakochania, fascynacji. Oni są tak silnie koreańscy, idealni dla fanów anime. Historia w Seulu rozpoczyna się od Sierpnia roku 2020, gdy główna bohaterka przekracza bramki lotniskowe. Autorka nie chce jednak, byśmy zaznajomili się z Grace od tego momentu. W rozdziale pierwszym opisuje więc, co zdarzyło się w jej życiu trzy miesiące wcześniej. Jak na książkę young adult przystało z romansem w tle, oczywiście zdarzyła się sercowa katastrofa. 

Konstrukcja książki jest bardzo wyraźna. O prologach, słowach od autorki, słowniczku wspomniałam. Rozdziały są kolejno ponumerowane. Oprócz tego mają tytuły, a na ich początku znajduje się imię bohatera z perspektywy którego śledzimy fabułę. Zdania są krótkie, pojedyncze. Autorka unika długich opisów. Dialogi toczą się bardzo szybko. Przekaz został ewidentnie dostosowany do młodego czytelnika, któremu najbardziej może się spodobać lektura.  Łącznie książka zawiera trzy części. Na końcu znalazłam „Podziękowania” i co mnie zaskoczyło niezmiernie, ważne numery telefonów jak: 800 702 222 – Centrum wsparcia dla osób w stanie kryzysu psychicznego czy 116 111 – Całodobowy telefon zaufania dla dzieci i młodzieży (o którym nawet było ostatnio w sejmie przy okazji expose nowego Premiera), 116 123 – Telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym. Głębokie ukłony dla Wydawcy, za załączenie do tej publikacji tak ważnych numerów linii telefonicznych. 

Mimo świetnego wydania, prostego i lekkiego języka, dobrze przedstawionej perspektywy Grace w narracji pierwszoosobowej chwilami czułam, jakbym czytała książkę, w której główne postaci to małe, rozwydrzone dzieciaki nic nie wiedzące o życiu.  Możliwe, że takie ujęcie tematu jest celowym uproszczeniem zastosowanym przez Autorkę. Jak już wspomniałam z rodzaju fabuły i publikacji zakładam, że głównymi jej odbiorcami powinni być ludzie młodzi i zapewne to była główna grupa docelowa dla Rachel Van Dyken. Generalnie oceniam „My Summer In Seoul” jako nic nie wnoszącą historię miłosną bez której mogłabym się obejść. Książka nie była w stanie mnie zadowolić w aspekcie wartościowej i ciekawej fabuły, którą oczekiwałam. 

Młodzi, czytajcie!!! Liczę, że Wam się spodoba. 

Moja ocena: 6/10

Dziękuję Wydawnictwu Znak Horyzont za obdarzenie mnie zaufaniem i podarowanie mi recenzenckiego egzemplarza.

„Mora” Piotr Bojarski

MORA

  • Autor: PIOTR BOJARSKI
  • Wydawnictwo: ZNAK HORYZONT
  • Liczba stron: 353
  • Data premiery: 10.08.2022r.

Cykl z komisarzem Zbigniewem Kaczmarkiem w wydaniu innego Wydawnictwa doczekał się już kilku tomów („Kryptonim POSEN”, „Mecz”, „Rache znaczy zemsta”, „Pętla”, „Arcymistrz”, „Cwaniaki”, „Szmery” i „Na całego”). „Mora” Wydawnictwa @znakhoryzont, która premierę miała 10 sierpnia br. to kolejna część tomu serii retro autorstwa @Piotr Bojarski – Autor. Lubię kryminały retro i aż dziw, że twórczości tego Autora nie znam ☹. Nic straconego. Książki mają to do siebie, że w każdej chwili można po nie sięgnąć i nadrobić zaległości. A Wy, lubicie kryminały retro?

(…) po poznańsku. Mora to zjawa. Albo zmora.” – „Mora” Piotr Bojarski.

„Komisarz Kaczmarek powraca, by stanąć oko w oko z przeszłością” – z opisu Wydawcy.

Sam Autor o Kaczmarku mówi tak: „(…) ten nieco choleryczny bohater serii moich kryminałów retro to oczywiście postać literacka. Z uwagi na popularność jego nazwiska w Poznaniu możemy jednak śmiało przyjąć, że niejeden Kaczmarek służył również w szeregach przedwojennej polskiej policji. Choć planowałem powołać go do życia tylko raz (w powieści „Kryptonim POSEN”), jest już ze mną od jedenastu lat. Przewinął się w sumie przez dziewięć powieści i – kto wie? – może ta również nie będzie ostatnia z jego udziałem…” – „Od Autora” [w:] „Mora” Piotr Bojarski.

Do tego Kaczmarek jest „zmagającym się z nadwagą jegomością pod czterdziestkę, o imponujących, choć staromodnych bakach….”. I dobrze, że Autor daje nadzieję na kontynuację jego śledztw, które osadzone w międzywojniu są ciekawą rozrywką.

Tym razem w Poznaniu ginie były kompan z Powstania Wielkopolskiego, sierżant Jędrzej Dymecki, z którym zaciągnęli się do Polskiej Organizacji Wojskowej Zaboru Pruskiego – tajnej organizacji niepodległościowej. Samotnik, niespełna czterdziestoletni, który był „(…) zajadłym krytykiem rządu i marszałka!”. W jego szufladzie śledczy odnajdują srebrną broszkę w kształcie węża. Śledztwo nabiera rozpędu, gdy sprawa zaczyna mieć znaczenie głęboko osobiste, jak czytamy w powieści. Zbrodnia powiela się. Tym razem jednak życie traci Wojciech Kopa, również znany osobiście Kaczmarkowi. Również samotnik, również żołnierz powstańczy i również właściciel srebrnej broszki z wężem. Z technikiem kryminalnym o nazwisku Anioła, z inspektorem Kayserem i przysłaną z Warszawy aspirantką Barbarą Przysługą, a także innymi śledczymi, Kaczmarek stara się odkryć i motyw, i sprawcę. W zagmatwanej rzeczywistości rodzącego się antysemityzmu, walk bokserskich i interesującej przyczynie śmierci  poszukuje odpowiedzi na rodzące się pytania, które są coraz to nowsze w zmieniających się czasach.

Wiele wątków podjętych w książce bardzo mi się spodobało. Ciekawy wątek policji kobiecej z lat trzydziestych ubiegłego wieku Bojarski wyłuskał z jednej z postaci historycznej, Pani Stanisławy Filipiny Demetraki-Paleolog (źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Stanis%C5%82awa_Paleolog ), która wpadła na pomysł, by przy Komendzie Głównej stworzyć kobiecy oddział składający się wpierw z około dwudziestu kobiet. W „Morze” Autor sprytnie wplótł w fabułę postać aspirantki Barbary Przysługi, która śledztwo prowadzone przez komisarza Kaczmarka urozmaica i uzupełnia. Bojarski świetnie oddał kindersztubę ówczesnych czasów w relacjach damsko – męskich. Odzwierciedlił szacunek do kobiet i w zachowaniu, i w języku. Sam Kaczmarek przesłuchujący z początków stron sąsiadkę Dymeckiego, tęgą kobietę w skąpej spódnicy odsłaniającej pulchne uda, traktuje ją z wielką estymą. Miło czytało się fragmenty, w których widać upływ czasów, a które zaliczam do udanie minionych. To samo dotyczy relacji Kaczmarka ze swoją żoną. Idealnie opisane oddanie i wzajemne zrozumienie, mimo wielu trudnych chwil wspólnego pożycia, które Kaczmarek musi kraść dla swej policyjnej roboty. Do tego wyrazista okładka publikacji i aksamitne strony książki zachęcają do zanurzenia się w lekturze😊. Sama konstrukcja też została przez Autora przemyślana. Powieść składa się z czternastu zatytułowanych rozdziałów, do tego prolog i epilog, no i wspomniane na wstępie słowo Od autora. Każdy rozdział zaczyna się historycznym cytatem z prasy codziennej z lat, w których toczy się akcja. Możemy więc przeczytać przedruki z „Kuriera Poznańskiego”, czy z „Dziennika Poznańskiego”. W czas i miejsce akcji Autor wprowadza czytelnika odpowiednią notą przed każdą częścią, nierzadko podając nawet godzinę. Nie sposób więc pogubić się w fikcyjnej czasoprzestrzeni.

Przed napisaniem recenzji uczestniczyłam w spotkaniu online z Autorem zorganizowanym przez Martę Matyszczak w jej Kawiarence Kryminalnej. Oprócz wielu literackich ciekawostek związanych z serią dowiedziałam się, że Piotr Bojarski jest fanem Marka Krajewskiego, który powołał do życia Mocka i nadal ….. czynnie pracuje. Aktualnie w Centrum Szyfrów Enigma w Poznaniu. Tym bardziej cieszę się, że doceniłam jego najnowszą książkę „Mora”, którą pisał obok swojej działalności zawodowej. Spotkanie urozmaiciły zdjęcia historyczne i postaci, o których czytamy w „Morze” (widzieć autentycznego Sama Sandiego z córką Gabrysią bezcenne😊. Asy niemieckiego pięściarstwa, którzy byli wówczas potęgą i sam Szapsel Rotholc żydowski bokser walczący z białym orłem wyszytym na stroju bokserskim i wygrywający dla Polski.  Natomiast zdjęcie historyczne z Hali Targów Poznańskich przed meczem bokserskim pomiędzy Niemcami a zawodnikami Polskimi z 1934r. zaraz po podpisaniu Paktu o nieagresji wręcz przyprawiło mnie o dreszcze. Zdjęcie złowieszcze. Zawodnicy niemieccy wraz z trenerem w trakcie hymnu niemieckiego podnoszą rękę na znak Heil Hitler! – pozdrowienia hitlerowskiego. Jak sam Bojarski stwierdził w trakcie spotkania; gotowy materiał dla Autora, który moim zdaniem sprawnie został wykorzystane w fabule jego najnowszej książki.

„Wspaniały obraz opisywanych czasów” – jak stwierdziła Pani Marta Matyszczak we wspomnianym przeze mnie zorganizowanym spotkaniu z Autorem – w mojej opinii we wszystkich jej aspektach. Opisany Poznań sprzed prawie stu lat, sytuacja polityczna, rodzący się antysemityzm, którego wyjątkowo literacką kreaturą jest adwokat Michał Howorka, a także ciekawostki ze świata sportowego pięściarstwa i diagnoza socjologiczna z czarnym człowiekiem walczącym w Wojsku Polskim w tle. Do tego napisany idealnym językiem ze wtrąceniami niemieckimi i z gwary poznańskiej. Językiem niekiedy archaicznym. Moje ulubione sformułowania to: policaje, stary pierdziel, pierduśnica, obijmordy😊 . Czasem ze swadą opisującym bohaterów; „Posterunkowy uśmiechnął się pobłażliwie. Lubił te nieliczne chwile w swoim zawodzie, kiedy ktoś okazywał się znacznie mniej rozgarnięty niż on. Mógł wtedy pokazać, że nie wypadł sroce spod ogona.” 😉.

Szczerze polecam Wam „Morę” autorstwa Piotra Bojarskiego. Ja z książką spędziłam mile chwile zaczytując się w historię nietuzinkową, która nie ma nic wspólnego z bylejakością, z naciąganiem. To świetnie napisany klasyczny kryminał retro. Zasługujecie na niego. UDANEJ LEKTURY!!!

Moja ocena: 8/10

Dziękuję Wydawnictwu Znak Horyzont  za obdarzenie mnie zaufaniem i podarowanie mi recenzenckiego egzemplarza.

„Zniknięcie Pani Christie” Marie Benedict

ZNIKNIĘCIE PANI CHRISTIE

  • Autorka: MARIE BENEDICT
  • Wydawnictwo: ZNAK HORYZONT
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 23.02.2022r.

To nie wyłącznie fantazja literacka Marie Benedict. To fakt, odnotowany w biografii najsławniejszej autorki kryminałów wszechczasów Agathy Christie. Z wielu źródeł dowiadujemy się, że 1926 rok był jednym z najtrudniejszych w życiu Agathy Christie. „Zmarła jej matka, brat uzależnił się od narkotyków, wydawcy nie spodobała się powieść „Zabójstwo Rogera Ackroyda”, a jej mąż Archibald Christie, zakochał się w innej kobiecie (Nancy Neele) i zażądał rozwodu. W grudniu 1926 pisarka zaginęła na 11 dni, co wywołało poruszenie w prasie (m. in.: The New York Times, Daily Herald). Do tej pory przyczyny tego zdarzenia pozostają niejednoznaczne. Przebywała wówczas w Hydropathic Hotel w uzdrowiskowym Harrogate (płn. Anglia). Zameldowała się tam pod nazwiskiem kochanki męża” (cyt. za: Wikipedia). To właśnie ta historia stała się kanwą dla literackiej opowieści wydanej pod tytułem „Zniknięcie Pani Christie” przez Wydawnictwa @znakhoryzont. I mimo, że od premiery upłynęło już sporo czasu, ze względu na rekonwalescencję, której byłam poddana przez trzy tygodnie, ja na recenzję zapraszam Was dopiero teraz. Na recenzję książki, której byłam bardzo ciekawa, jako niekwestionowana fanka kryminałów😊.

Zamarł. Choć był przyzwyczajony do mojej ekspresji, nie nawykł do tonu innego niż bierność, którą u mnie pielęgnował. Ale nic z siebie nie wydobył. Żadnych wyrazów współczucia. Przeprosin. Zapewnień o miłości. Nie zaoferował uścisku.” – „Zniknięcie Pani Christie” Marie Benedict.

Jej mąż Archibald Christie spędza weekend u swych przyjaciół Jamesów w Hurtmore Cottage, ze swoją kochanką Nancy u boku. Ona miała gościć w Beverly w Yorkshire. Jej mąż został ściągnięty przez policję z Hurtmore Cottage do domu w dniu 4 grudnia 1926 roku, w pierwszy dzień po jej zniknięciu. Ona pozostawiła mu list, w którym wszystko wyjaśniła. List zatajony, o którym nie miał dowiedzieć się zastępca szefa policji Surrey, Kenward, ani inspektor Goddard z policji Berkshire.

Jestem pisarką z misją. Najbardziej na świecie lubię odnajdywać ważne, skomplikowane, zapomniane kobiety z przeszłości i prezentować je we współczesnym świetle, gdzie w końcu możemy dostrzec ogrom ich wkładu i zrozumieć teraźniejszość” – tak o sobie pisze sama Marie Benedict w Posłowiu. I te wypełnienie misji się jej udało w „Zniknięciu pani Christie”. Benedict przyozdobiła prawdziwe wydarzenie z życia Królowej Kryminałów w fabularyzowaną historię. Historię o porzuconej kobiecie, zdradzonej przez tego, dla którego zerwała kiedyś zaręczyny. Historię o zadufanym w sobie mężczyźnie, który z łatwością poskromił tą, dla której meandry rozbudowanych i wielowymiarowych kryminalnych szarad nie są tajemnicą. Kobietę niegdyś entuzjastyczną, uważną i ciekawą świata, która w pewnym momencie zaczęła czuć tylko smutek i zniechęcenie, zaczęła mnożyć własną samotność.

Bardzo podoba mi się konstrukcja tej publikacji. Jest i początek i koniec. Są też dwie części. Pierwsza część podzielona jest na „przedtem” i „teraz”. Autorka w retrospekcji zawartej w rozdziałach o tytule „Rękopis” zabiera nam w historię związku Archiego i Agathy Christie, począwszy od 12 października 1912 roku, aż do 3 grudnia 1926 roku. Ta część powieści pisana jest w narracji pierwszoosobowej, z perspektywy samej Christie. Nie wiem, czy sama Christie chciałaby być pokazana w taki sposób światu. Jako kobieta porzucona poniżająca się w trakcie walki o miłość i uwagę męża, znosząca jego niewybredne sugestie i ociekające jadem uwagi. Na pewno chciałaby być pokazana jako kobieta z krwi i kości. Mająca swoje słabe strony i kompleksy, które raczej powinniśmy dla porządku nazwać lękami. Poznajemy ją także nie tylko w roli żony, matki, lecz także w roli córki, siostry i młodego podlotka, który zakochał się w przystojnym pułkowniku o niebieskich oczach na balu w Chudleigh. Całe poszukiwania i śledztwo objęte zostało rozdziałami zatytułowanymi kolejnymi dniami po zniknięciu oraz datami. Narrator trzecioosobowy opowiada o działaniach policji, bliskich Christie, a przede wszystkim jej męża od rozdziału „Pierwszy dzień po zniknięciu. Sobota 4 grudnia 1926 roku…”, aż do „Dziesiątego dnia po zniknięciu. Poniedziałek 13 grudnia 1926 roku..”. Druga część stanowi podsumowanie wszystkich wcześniej opisanych wydarzeń, ich wytłumaczenie i daje nadzieję, na lepszy początek po końcu, który stał się nieuchronny.

Język powieści jest bardzo przyjemny. Książkę czyta się lekko, jak rasową zagadkę kryminalną. Trochę psuła mi zabawę świadomość, że Christie nic się nie stało, że jej zniknięcie było świadome. Że to tak naprawdę był jej przytyk w nos samego Archiego, który postanowił kontynuować szczęśliwe życie poza ich małżeństwem. Jako wielka fanka Poirota i Panny Marple ten fakt z życia Christie był mi znany. Jednak przygodę z powieścią Marie Benedict traktuję jako podglądanie przez dziurkę od klucza. Przy czym fakt zniknięcia jest samą dziurką, a to co za nią, to książka zatytułowana „Zniknięcie pani Christie”. Wszystkie tajemnice, zawoalowane informacje i ukrywane wydarzenia z życia znanych i lubianych.

Moja ocena: 7/10

Dziękuję Wydawnictwu Znak Horyzont  za obdarzenie mnie zaufaniem i podarowanie mi recenzenckiego egzemplarza.

„Lunchbox na każdy dzień. Fit Bento” Malwina Bareła

LUNCHBOX NA KAŻDY DZIEŃ. FIT BENTO

  • Autorka: MALWINA BAREŁA
  • Wydawnictwo: ZNAK HORYZONT
  • Liczba stron: 336
  • Data premiery: 29.09.2021r.

Malwina Bareła @Filozofia Smaku to autorka kilku książek, w których przedstawia prosty i łatwy sposób na zdrowe lunchboxy. Na „Lunchbox na każdy dzień. Fit Bento” od @znakhoryzont czekałam dość długo, mimo, że jej premiera była pod koniec września. Zanim zapoznałam się z propozycjami Malwiny Bareły prześledziłam jej blog kulinarny😊. Gorąco zachęcam do odwiedzenia strony Autorki Filozofia smaku, gdzie Autorka wyjaśnia czym jest filozofia bento, którą kieruje się w życiu. Według Wikipedii to nic innego jak (…) rodzaj posiłku kuchni japońskiej, mający postać pojedynczej porcji na wynos, kupowanej w punktach gastronomicznych lub przygotowywanej w domu” (cyt. za: Wikipedia). Według Malwiny najważniejsze znaczenie w bento ma jego zbilansowanie. Ech, chciałabym móc powiedzieć tak jak Autorka: „Bentowanie weszło mi w krew już na dobre i nie wyobrażam sobie bez niego życia” (link). A wracając do blogu to dodatkowo zachwyciła mnie w nim zakładka Zero waste prezentująca najprostsze rozwiązania do nie marnowania jedzenia, czy zdrowego przechowywania.

Książka zawiera 130 przepisów na zbilansowane posiłki do lunchboxa, który możemy zabrać ze sobą do pracy, do szkoły, w podróż, czy nawet na przedświąteczne buszowanie po sklepach. Autorka pokusiła się zawrzeć w publikacji zamienniki dla wegetarian, czym mnie ujęła. Ponadto w książce znajdujemy pragmatyczne podejście do pieniądza oraz ekologiczny, szeroki wydźwięk. Autorka stawia na filozofię zero waste i zachęca nas do oszczędzania naszych własnych pieniędzy. Całość nie jest skomplikowana i mimo obco brzmiącej nazwy tej filozofii smaku, jest ona naprawdę kuchnią przyjemną, nie zajmującą zbyt dużo czasu, a przede wszystkim zdrową.

Z tym byciem u mnie fit jest różnie. Ogólnie, raz lepiej raz gorzej. Poszukując motywacji postanowiłam zapoznać się z propozycją Malwiny Bareły. Zapoznawałam się z przepisami cyklicznie, w zależności od możliwości i nastroju. Stąd recenzja napisana ponad dwa miesiące po premierze. Filozofia bento nie od razu przypadła mi do gustu, więc metodą małych kroczków, co rusz próbowałam kolejnych propozycji. I wreszcie się udało!!! Zapewniam, że w książce jest i smak, i czas na przygotowanie posiłków. Do tego bardzo dobre rady, które możemy wdrożyć od razu w życie, a które, nie wymagają od nas dużego wysiłku.

Książka jest spójna i kompleksowa w każdym calu. Od przepisów, po składniki, przez rady, aż do samej formy literackiej i sposobu wydania. Z przyjemnością przemierzałam tajniki filozofii bento szukając swojej drogi. Odkrywając to, co do tej pory nieznane. Potrzebujecie urozmaicenia i prostych rad? Jeśli tak, to książka jest zdecydowanie dla Was.

Moja ocena: 8/10

Dziękuję Wydawnictwu Znak Horyzont  za obdarzenie mnie zaufaniem i podarowanie mi recenzenckiego egzemplarza.

„Pierogi z kimchi. Koreańskie smaki dla każdego” Wioleta Błazucka

PIEROGI Z KIMCHI. KOREAŃSKIE SMAKI DLA KAŻDEGO

  • Autorka: WIOLETA BŁAZUCKA
  • Wydawnictwo: ZNAK HORYZONT
  • Liczba stron: 320
  • Data premiery: 27.10.2021r.

Książki kucharskie bardzo lubię. Od czasu do czasu sięgam do nich, by urozmaicić moją kuchnię. Jedynie mam problem z recenzjami😉. Bo jak tu zrecenzować książkę kucharską? Przecież wygodniej mi pisać, który przepis mi zasmakował najbardziej lub który mnie wprost zachwycił i zadziwił. Jedną z tych, które chcę Wam dziś zaprezentować to „Pierogi z kimchi. Koreańskie smaki dla każdego”  Wiolety Błazuckiej wydana nakładem Wydawnictwa @znakhoryzont. Kuchnię koreańską wprost ubóstwiam, szczególnie, gdy nie muszę przygotować z niej potraw sama😊.

Wiola i jej synek Sonu zabierają Czytelnika w podróż do odległej Korei, w której Autorka gotuje wyśmienite tradycyjne dania koreańskie. Książka to zbiór przepisów z kanału na YouTubie „Pierogi z Kimchi”. Kanał ma rzeszę swoich zwolenników, więc tym bardziej, książka powinna znaleźć się w każdym domu, gdzie nie tylko króluje schabowy, ziemniaki i kapusta, lecz jest przestrzeń do odkrywania nowych, orientalnych smaków. Książka obejmuje wiele wcieleń koreańskiego gotowania. Dla mniej zaawansowanych Polaków są dania przygotowywane ze składników dostępnych w każdym polskim sklepie. Dla ludzi lubiących poszukiwania Autorka proponuje potrawy, które wymagają co najmniej dwóch „nietypowych” składników. O poziomie mistrza kuchni koreańskiej nie wspomnę. To naprawdę dla najbardziej zatwardziałych fanów i odkrywców w jednej osobie.

Podoba mi się szata graficzna książki, jest bardzo optymistyczna. Równie spodobała mi się sama Autorka, Polka mieszkająca w Korei. Bardzo cenię sobie ludzi pozytywnie zakręconych, którzy potrafią zmienić swój świat w okamgnieniu, by próbować szczęścia, które gdzieś na nich czeka na horyzoncie. Do szefa kuchni mi daleko. Nie ukrywam, że próbowałam więc dań, których przygotowanie jest jak najprostsze. Poza poziom potraw zrobionych ze składników dostępnych w każdym polskim sklepie, nie wyszłam. I tak podróż w koreańską kuchnię uważam za udaną. Nawet trudno brzmiące potrawy można przygotować w dość prosty sposób. Wystarczy tylko trochę samozaparcia, chęci i czasu, a nasze talerze owinie wyjątkowy zapach, a kubki smakowe zakosztują nowych, orientalnych dobroci.

Książka jest kompleksowa, a zarazem bardzo prosta w odbiorze. Ja kuchni koreańskiej mówię TAK, a Wy?  

Moja ocena: 8/10

Dziękuję Wydawnictwu Znak Horyzont  za możliwość zapoznania się i podzielenia się z Wami tą książką.