„Z dala od świateł” Tana French

Z DALA OD ŚWIATEŁ

Autorka: Tana French

Wydawnictwo: Albatros

Data premiery: 2021-06-30

Liczba stron: 480

Zacznę nietypowo, zacznę od zachwytów 😊. Jak ja uwielbiam te premiery, do których sięgam z pewną dozą niepewności i już po paru pierwszych stronach wiem, że nie będę się nudzić! Naprawdę uwielbiam. Tym bardziej, że nadążyć za kolejnymi premierami książkowymi, to nie lada wyzwanie. A propos, wie ktoś, czy wydawnictwa mają sezon ogórkowy? Może w okresie letnim uda mi się nadgonić wszystkie książki, które jeszcze czekają na mojej półce😉. Uwielbiam również @WydawnictwoAlbatros, które nie pozwala mi odetchnąć wydając co rusz to nowe książki, których nie przeczytać to po prostu byłby grzech. I to ciężki. Z wielkim zapałem zaczęłam więc czytać najnowszą powieść Tany French, amerykańskiej pisarki irlandzkiego pochodzenia, której „Z dala od świateł” premierę miało 30 czerwca br. Pisarki niezwykłej, bo jak pisze Wydawca, jej książki chwali sam Stephen King. Czytaliście którąś z jej dotychczas wydanych tytułów? Na polskim rynku ukazało się już osiem jej książek. Jest z czego wybierać.

Zdecydowanie mamy tu do czynienia z niespieszną historią. Napiszę więcej, z nietypowym wątkiem kryminalnym, który został rozpisany na dwie główne role. Jedną z nich odgrywa emerytowany, amerykański detektyw Cal Hooper, który spełniając swoje marzenie przeniósł się by błogo żyć na  sielskiej, rolniczej irlandzkiej wsi. Drugą rolę przypisano miejscowemu dzieciakowi, który wymógł na Calu obietnicę odnalezienia jego dziewiętnastoletniego brata, który zaginął bez wieści. Wyszedł z domu i już nie wrócił. Czy odnalazł szczęście poza dotychczasowym miejscem zamieszkania? Czy chciał się wyrwać z biednego domu, w którym samotna matka nie radzi sobie z utrzymaniem i wychowaniem dzieci? Tego musi dowiedzieć się Cal.

Nie wiem skąd tyle entuzjastycznych recenzji, które skwapliwie zacytował Wydawca. Możliwe, że poprzednie powieści Tany French bardziej trzymają w napięciu, jak na gatunki – kryminał, sensacja, thriller – przystało. Przyznaję, książkę czyta się bardzo przyjemnie. Niezwykle spodobał mi się opis irlandzkiej przyrody i irlandzkiego życia. Owce, zieleń traw, wysokie pastwiska, samotne wzgórza, ptaki czy inne okazy przyrody wzbogaciły główną fabułę książki. Chłonęłam wszystkimi zmysłami irlandzką atmosferę praktycznie z każdej strony, a irlandzkie bary widziałam jakby na własne oczy. Ciekawość Irlandią, którą rozbudziła na kartach tej książki autorka nie jest jednak wystarczająca, by ocenić ją bardzo wysoko. Sam Cal według mnie został rozrysowany w sposób niekonsekwentny. Przecież jest on amerykańskim policjantem z dwudziestopięcioletnim stażem. Policjantem, który miał do czynienia i z poważnymi gangami narkotykowymi i zaginięciami, jak również innymi kryminalnymi zagadkami, z którymi – jak sam siebie postrzega – radził sobie znakomicie. Do śledztwa w sprawie nastolatka zabiera się powoli, bez entuzjazmu. Rozumiem, nie miał motywacji, wręcz chciał, by zostawiono go w spokoju. Jednak, jeśli zdecydował się nieść pomoc powinien to zrobić raczej bez zbędnej zwłoki, z zaangażowaniem. Zastanowiło mnie również, jak były policjant mógłby nie zareagować na niewłaściwe zachowanie matki względem dziecka. Przecież tak doświadczony glina nie przeszedłby obojętnie wobec krzywdy dziecka, nawet jeśli wyrządzona została z wyższych pobudek.

Ogromnym plusem książki jest zobrazowanie zamkniętej, irlandzkiej społeczności.  Społeczności małej, w której prym wiedzie starszyzna. Młodzi pouciekali, a ci co zostali nie mają dużych perspektyw. W opisanej wspólnocie odzwierciedlono miejscowego gangstera, starych tetryków „trzymających władzę”, samotne kobiety – porzucone, rozwiedzione, wdowy, miejscowego księdza, fajtłapowatego policjanta, stereotypowego właściciela sklepu i wielu innych miejscowych, którzy nie chcą lub nie mogą mówić. Z wielu, nawet dowcipnych dialogów wyziera ksenofobia, strach przed obcymi, przed tym co odkryją. Po przeczytaniu pierwszej powieści autorki wydaje mi się, że relacje są jej „konikiem”. Niektóre z opisanych w książce są prawdziwym majstersztykiem. Na uwagę zasługuje relacja Cala z najbliższym sąsiadem Martem, który okazuje się miejscową encyklopedią oraz relacja Cala z Leną, wdową, z którą wszyscy chcą go zeswatać. Obie relacje okazały się skomplikowane, zgodnie z zasadą „krok naprzód, dwa kroki w tył” lub odwrotnie. Dużo w nich podejrzliwości, ukrytego sarkazmu, niedopowiedzeń. Chwilami wydają się nieoficjalną walką klas, walką Ameryki z Irlandią, walką tego co nowego, z tym co tradycyjne.

Trudno outsiderowi zrozumieć i zaakceptować normy obowiązujące w małej społeczności. Trudno być emerytem, gdy pewne pytania pozostają bez odpowiedzi, a wszyscy wydają się jakby trwali w zmowie milczenia, nawet matka zaginionego nastolatka zdaje się nie przejmować jego zniknięciem. Przekonuje się o tym Amerykanin na irlandzkiej wsi. Przekonałam się o tym i ja. Jeśli chcecie się sami o tym przekonać, koniecznie przeczytajcie tą pozycję i podzielcie się swoimi spostrzeżeniami. Im więcej opinii, tym lepiej.

Moja ocena: 6/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

Jedna uwaga do wpisu “„Z dala od świateł” Tana French

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s