„A jeszcze wczoraj było jutro” Arkadiusz Borowik

A JESZCZE WCZORAJ BYŁO JUTRO

  • Autor: ARKADIUSZ BOROWIK
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 540
  • Data premiery: 25.01.2022r.

Spodobał mi się tytuł książki @Arkadiusz Borowik – profil autorski, która premierę miała 25 stycznia br. „A jeszcze wczoraj było jutro” to obietnica rozważań na temat ulotności życia, naszych marzeń i pragnień. Sami przyznajcie. Przecież dopiero planowaliśmy, co zrobimy jutrzejszego dnia, zakładaliśmy się, byliśmy wręcz pewni, że nasze jutro będzie wyglądać inaczej. Składaliśmy obietnice, zaklinaliśmy nasze jestestwo. I to jutro nadeszło. Nie jak chmura gradowa, ale jak cichy przeciwnik. Jak nieuleczalny rak, który trawi nasze życie doprowadzając go do końca. W pewien dzień, w pewnej chwili. Dzięki współpracy z Wydawnictwem @Zysk i S-ka mogłam zapoznać się z czymś więcej niż tytułem😊. Mogłam zajrzeć do środka i zanurzyć się w historię Andrzeja Stroby.

(…) byłem ciekawy, jak to jest obcować z cierpieniem. Moim zdaniem trzeba się na to uodpornić. Każdy człowiek powinien się uodpornić na cudzy ból, żeby nie zwariować.”– „A jeszcze wczoraj było jutro” Arkadiusz Borowik.

Co czuje pięćdziesięciolatek który dowiaduje się, że za najdalej za kilka miesięcy umrze? Czy walczy? Czy się poddaje? Czy robi bilans życia i stara się naprawić wszystkie wyrządzone komuś innemu krzywdy? Czy stara się spędzić ten czas najlepiej jak tylko potrafi? Czy stara się być wreszcie dla siebie najważniejszy? Przed takim dylematem stoi Andrzej Stroba. Dotychczas lubiany i ceniony przez kolegów nauczyciel geografii, uwielbiający swoją córkę Karolinę oraz kochający swą żonę Anitę . Jak obiecuje Wydawca w swym opisie: „A jeszcze wczoraj było jutro” to opowieść o człowieku, który stojąc w obliczu nieuchronnego, zadaje sobie pytanie o wartość swojego życia. Sytuacje trudne przenikają się z momentami lekkimi, a humor przeplata się ze wzruszeniem”.

Nęcił mnie ten tytuł autorstwa Arkadiusza Borowika, oj nęcił. To dobrze. Gdyby nie on, pewnie ominęłaby mnie bardzo dobra proza wkomponowująca się w gatunek literatury pięknej. Borowik jest autorem kilku publikacji. Nie znałam do tej pory żadnego z jego dzieł – słowo użyte nieprzypadkowo😊. Muszę nadrobić jego bibliografię. Ciekawi mnie „Błazen w stroju klauna”. Czytał ktoś? Coś od Borowika?

Głównego bohatera Stroby nie da się nie lubić. Ciekawy, miły, potrafiący zachować się w każdej wymagającej sytuacji. Nie jakiś tam nudny pięćdziesięciolatek. Do tego niezwykle przenikliwy umysł umiejący poradzić sobie w każdej sytuacji, co też czasem go zaskakuje. Andrzej przechodzi metamorfozę, staje się kimś innym. Postanawia pobyć sam ze sobą i uporządkować swoje sprawy. To powoduje, że rozlicza się ze swoim synem Patrykiem i pierwszą żoną Justyną. To zbliża go na powrót do przyjaciela z dzieciństwa Suchego. To staje się przyczyną do wyprowadzki z domu i zamieszkania w hotelu robotniczym. I to pcha go w ramiona Izydora. Tak Izydor jest dla mnie ogromną zagadką, nawet po przeczytaniu książki. To postać, o której będzie mi bardzo trudno zapomnieć.

Borowik opublikował prozę najwyższej klasy. Jest po prostu w wielu dziedzinach wyśmienita. Wyjątkowa jest postać głównego bohatera, począwszy od jego fizycznych cech osobowości, jak i charakteru. Bardzo dobrze zostały wykreowane postaci drugoplanowe. Nawet Dżery Miszczyk nie jest przypadkowy, nawet kolega  – nauczyciel Ryś. Relacje zostały skomponowane tak dobrze, że nie poczułam w nich żadnego zgrzytu. Jakby każde słowo Autora było przemyślane, każdy dialog, każdy ruch i każda decyzja. Widać, że Borowik przystąpił do książki z należytą pieczołowitością, by stworzyć prozę od początku do samego końca na najwyższym poziomie. Nawet relacja z ojcem głównego bohatera jest nieprzypadkowa. Stanowi bardzo dobry przykład relacji ojcowsko – synowskiej z lekkim przekąsem. Ojciec mimo swej ułomności, niezwykły obserwator ludzkiego życia. Ojciec mówiący, że „(…) im bardziej będziesz szczęśliwy, tym później będziesz bardziej nieszczęśliwy.”. Ojciec niepotrafiący pogodzić się ze śmiercią swej żony.

Książka składa się z trzech części. Każda część zawiera w sobie rozdziały. Ostatnia część zatytułowana „Bilans” jest jakby podsumowaniem, pożegnaniem w mistrzowskim stylu. Mimo, że narracja jest trzecioosobowa jest bardzo osobista, indywidualna, jakby to Stroba był narratorem. Nowoczesny język zachował dużo klasycznego uroku. Zdania układają się w przepiękne wersy, a słowa w idealnie brzmiące i w głowie, i na głos zdania.

Arkadiusz Borowik tą publikacją udowodnił swój kunszt literacki i umiejętność pięknego pisania. Dzięki temu miałam przyjemność przeczytać niezwykłą prozę od pierwszej do ostatniej strony na najwyższym poziomie. I do tego samego Was zachęcam!!!

Moja ocena: 10/10

Za możliwość przeczytania książki, a tym samym podzielenia się z Wami moją opinią bardzo dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

„The World of Lore: Straszne miejsca” Aaron Mahnke

THE WORLD OF LORE: STRASZNE MIEJSCA

  • Autor: AARON MAHNKE
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 373
  • Data premiery: 18.01.2022r.

Miejsca, w których mieszkamy z czasem w przedziwny sposób upodabniają się do nas. Jakby ludzie przekazywali swoją prawdziwą naturę – namiętności, idee i skrywane w sercu tajemnice – przestrzeni, którą nazywają domem”. – The World of Lore: Straszne miejsca” Aaron Mahnke.

Czyż może być lepszy wstęp do recenzji niż cytat zanotowany z pierwszej strony książki? Nie wydaje mi się 😉. Wydawnictwo @Zysk i S-ka przygotowało nie lada gratkę na fanów domów strachów. To premiera z 18 stycznia br. Aarona Mahnke pt. „The World of Lore: Straszne miejsca”. Spodziewałam się listy miejsc grozy, domostw owianych złą tajemnicą, w których działy się nieziemskie zbrodnie. Spodziewałam się rysów psychologicznych sprawców i mrożących krew w żyłach motywów. A odnalazłam…. By się dowiedzieć, co odnalazłam zapraszam do lektury niniejszej recenzji.

(…) Ludzie to nie patyki niesione przez prąd rzeki życia; najczęściej przyczyną cierpienia jednego człowieka jest drugi człowiek.” -„The World of Lore: Straszne miejsca” Aaron Mahnke.

Gospodarz popularnego podcastu „Lore” zabiera czytelnika w podróż po Stanach Zjednoczonych. Podróż bynajmniej nie krajoznawczą. Raczej historyczno – makabryczną. W swych opowiadaniach przedstawia Nowy Jork, Savannah, Boston i inne miejsca z innej strony, tej bardziej cierpiącej, mrocznej, dziwnej i grobowej. Dzięki niemu odkrywamy Amerykę. Dosłownie. Z jej wszystkimi cieniami i bardzo trudną historią. Z jej kolonialnymi decyzjami, wojnami i szkodliwym niewolnictwie. To podróż jakiej jeszcze nie znaliśmy.

To faktycznie odcinki podcastu zamknięte w jednej książce. Na początku każdego rozdziału Autor wprowadza nas w tematykę kreśląc krótki wstęp. Możliwe, że odbiór byłby lepszy, ciekawszy w oryginalnym wydaniu. Możliwe, że widok, tembr głosu, scenografia, wykorzystane motywy dźwiękowe i historyczne zdjęcia w tle wykorzystane przez Aarona Mahnke zwiększyłyby efekt końcowy, zbudowałyby napięcie, którego podczas czytania zabrakło. Książkę odebrałam jako ciekawą podróż w nieznany amerykański świat. Świat, gdzie straszą duchy, psy nagrobne szczekają na cmentarzach, a małe pochowane dziewczynki śpiewają. Świat voodoo, którego swego czasu miało wielkie powodzenie na tamtych terenach. Świat niespełnionych kochanków uciekających przed nieakceptującym związek ojcem oraz rodzimym Amerykanów, którzy orszakiem pokazują się na pasie pędzącej autostrady z zapalonymi pochodniami. Nie po wszystkich opowieściach przedstawionych w książce pozostał historyczny ślad. Niektóre, jak Autor wielokrotnie tłumaczy są tylko folklorystycznym przekazem. Możliwe, że jedynym i nieprawdziwym.

Większą wartość niż blade kobiety, wiszące na drzewie ofiary skazania przez powieszenie, przechadzające się po starych hotelach, rezydencjach duchy, czy dziwne dźwięki ma aspekt historyczny książki. Dzięki zgrabnemu wprowadzeniu w bardzo przystępny sposób dowiedziałam się licznych ciekawostek o zawiłej historii kraju złożonej z potomków kolonistów różnych nacji i nieprawnie zagrabionych z Afryki niewolników. I dlatego głównie warto przeczytać tę książkę.

Moja ocena: 6/10

Za mój egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

„Kłamstwa, wszędzie kłamstwa” Adele Parks

KŁAMSTWA, WSZĘDZIE KŁAMSTWA

  • Autorka: ADELE PARKS
  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO KOBIECE
  • Liczba stron: 488
  • Data premiery: 26.01.2022r.
  • Data premiery światowej: 4.08.2020r.

Adele Parks ma na swoim koncie już 20 międzynarodowych bestsellerów. „Kłamstwa, wszędzie kłamstwa” jest jednak moją pierwszą książką tej Autorki. Zaciekawił mnie tytuł i opis Wydawcy @Wydawnictwo Kobiece. Nie powiem studium pary, w której życie wkrada się plątanina kłamstw to zawsze ciekawy temat😉.

(…) życie czasami przypomina taki program. W tym konkretnym w szczególnej cenie były umiejętności i dobra organizacja. Liczyły się szare komórki, siła i wytrzymałość. Uczestnicy przystępowali do zabawy uśmiechnięci, z wielką determinacją i hartem ducha, a kończyli jak głupcy: przemoczeni, zmęczeni, podłamani. Tak, życie było Błazenadą, tyle że na człowieka nie spadały ciastka z budyniem, a niepłodność, depresja, szaleństwo, zdrada i śmierć. Nikt nie mógł się czuć bezpiecznie, nikt nie był odporny na przeciwności losu. Można było sobie myśleć, że wszystko jest w porządku, że wszystko idzie zgodnie z planem: studia, praca, seks, małżeństwo, tak to się toczyło, aż tu nagle kubeł lodowatej wody strącał człowieka z nasmarowanego tłuszczem słupa.” – „Kłamstwa, wszędzie kłamstwa” Adele Parks.

Daisy i Simon wiodą z pozoru udane życie. Ona stara się ze wszystkich sił zachować ich rodzinę spójną. Opiekuje się mężem, domem i córką Millie, która pojawiła się po długich latach oczekiwania. Do tego jest oddaną nauczycielką w szkole podstawowej. On nie do końca radzi sobie ze swymi demonami. Stara się jednak zachowywać pozory dla dwóch najważniejszych kobiet w jego życiu. Dla Daisy i dla Millie. Niestety tylko do czasu mu się to udaje. Tylko do czasu, gdy ….

Wszystko zaczyna się od wizyty u specjalisty, który ma pomóc parze zajść w drugą ciążę. Nagle Simon zaczyna postrzegać żonę jako hipokrytkę, jako kłamczuchę. Zmienia się z dnia na dzień nie potrafiąc poradzić sobie z rosnącym problemem alkoholizmu.

Fabuła zawarta została w 59 rozdziały, każdy oznaczony datą. Akcja dzieje się od 9 czerwca 2016 do 13 lipca 2019 roku. Narracja jest dwurodzajowa. Daisy relacjonuje wydarzenia sama w narracji osobowej. Simona opisuje wszystkowiedzący narrator trzecioosobowy. Zabrakło mi trochę narracji Simona w konstrukcji tej książki. Uważam, że równie dobrze sprawdziłby się, gdyby sam relacjonował wydarzenia, opisywał myśli i uczucia, z którymi musi się mierzyć. Autorka nie pozwala nam się pogubić w fabule. Umiejętnie osadza nas w czasie. A dzieci wpleceniu w tytuł rozdziału imion głównych bohaterów wiemy z perspektywy kogo, będziemy obserwować te same zdarzenia. Język jest bardzo przyjemny. Lekkość pisania Autorki determinuje lekkość czytania. Nawet o trudach codziennego życia czytałam z przyjemnością. Autorka nie zanudzała mnie zbędnymi opisami, charakterystykami. Spięła losy dwójki bohaterów w sposób metodyczny pozwalając mi dostrzec ich drugie dno.

Tak naprawdę to bardzo zaskoczyła mnie ta fabuła. Po pojawieniu się przyjaciela ze studiów Daisy, Darylla Lainbridge’a raczej spodziewałam się innego rozwinięcia splotu zdarzeń. Ale o to właśnie chodzi, by dobre książki czytane z przyjemnością nas zaskakiwały. Adele Parks bardzo dobrze odzwierciedliła typową angielską mentalność. Gesty, zachowania, sposób spędzania wolnego czasu, czy nawet plany na wakacje, krótkie wycieczki odebrałam jako typowo angielskie. Nie do końca mogłam pogodzić się z zachowaniem Daisy, która od początku starała się uciekać przed tym co nieuniknione i chronić to co dawno już nie istnieje. Brakowało mi w niej postawy walczącej, broniącej, niegodzącej się na to, co zgotował jej los. Taka Brytyjka, która przede wszystkim dba o pozory, nawet jeśli mogą doprowadzić ją do upadku. Zaletą książki jest także przedstawienie obrazu grona najbliższych przyjaciół obojga bohaterów. Czasem ploteczki, czasem wspólne i jednostkowe upadki, często skrywane bardziej lub mniej urazy. Finalnie bardzo szybko okazuje się na kogo można liczyć, z kim nigdy nie warto się rozstawać.

Udany czas spędzony z książką. Jeśli macie chęć zagłębić się w zawiłe losy kobiety i mężczyzny osadzone w grupie odniesienia, która dużo ma do zaoferowania to ta lektura jest dla Was. Sięgnijcie do niej i posłuchajcie, co wydarzyło się Daisy i Simonowi.

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

„Chcesz cukierka? Idź do Gierka. Wspomnienia z dzieciństwa w złotej dekadzie gierkowskiej” Małgorzata Czapczyńska, Marcin Ziętkiewicz

CHCESZ CUKIERKA? IDŹ DO GIERKA. WSPOMNIENIA Z DZIECIŃSTWA W ZŁOTEJ DEKADZIE GIERKOWSKIEJ

  • Autorzy: MAŁGORZATA CZAPCZYŃSKA, MARCIN ZIĘTKIEWICZ
  • Wydawnictwo: PASCAL
  • Liczba stron: 272
  • Data premiery: 26.01.2022r.

14 grudnia 2021r. opublikowałam recenzję „Moje wyspy. Kobiecość w stylu vintage ironicznie i na serio” autorstwa Małgorzaty Czapczyńskiej autorki fanpage’a @Moje wyspy. Od razu jej fanpage zaczęłam śledzić😊. Ubawiłam się po pachy. Słysząc, że Małgorzata Czapczyńska jest współautorką wraz z @ Marcin Ziętkiewicz pozycji, która premierę miała 26 stycznia br. nie wahałam się ani chwili. W książce wydanej nakładem Wydawnictwa PASCAL szukałam humoru, nostalgicznych wspomnieć i …a jakże, kolejnej dobrej zabawy. Pozwólcie, że podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami po przeczytaniu „Chcesz cukierka? Idź do Gierka. Wspomnienia z dzieciństwa w złotej dekadzie gierkowskiej”.

Jeżeli prawdą jest, że mniej znaczy więcej, to mamy dużo dzięki temu, że kiedyś mieliśmy niewiele.” – od Autorów Chcesz cukierka? Idź do Gierka. Wspomnienia z dzieciństwa w złotej dekadzie gierkowskiej” Małgorzata Czapczyńska, Marcin Ziętkiewicz.

Pamiętacie „Chcesz cukierka idź do Gierka. Gierek ma to ci da”? Ja za dziecka nie za bardzo orientowałam się w sensie tego zdania. Gdy dorosłam i minął okres komuny połapałam się w mig, o co autorowi tej wypowiedzi chodziło.

Tak jak połapali się Autorzy książki „Chcesz cukierka? Idź do Gierka. Wspomnienia z dzieciństwa w złotej dekadzie gierkowskiej”. To nostalgiczna podróż w czasy naszego dzieciństwa. Nawet jeśli dorastaliście tak jak ja w latach dziewięćdziesiątych, echo tamtych czasów zapewne Was objęło, analogicznie jak mnie. Książka podzielona jest na dwie części. Relacje przedstawione zostały oczami Małgorzaty i oczami Marcina. Książka składa się z krótkich rozdziałów. Każdy rozdział został zatytułowany. Już po tytułach możecie się domyśleć o czym one są; „Żółte granulki glukozy”, „Jeden dzień z kalendarza obowiązkowych czynów społecznych”, czy „Kieszenie pełne kapsli”, co jak sama Czapczyńska zauważyła, było raczej domeną chłopaków.

Lubuję się w takim przedstawieniu świata. Zarówno tego, który znam, jak i tego, który już odszedł. Wiele przedstawionych w książce treści mogłabym odnieść do swego dzieciństwa. Zabawy w podchody, gra w gumę i klasy, czy dwa ognie. Do tego czas spędzany na dworze i oczekiwanie na jedyny program dla dzieci, którą była dobranocka. Świat dorosłych również nie jest mi obcy. W wielu postaciach odnajdywałam moje babcie, moje ciocie, wychowane w innych czasach. I ta umiejętność, której nie mają już nasze dzieci. Robienie z niczego coś. Z patyków pistolety, ze starych opakowań po czekoladach, cukierkach kolekcje, którymi moglibyśmy się wzajemnie chwalić. Nawet opis polskiej wsi i dojenia mleka z początku książki okazał się mi bliższy, niżbym się spodziewała. Przywołał moją przyjaciółkę, która co rusz wspomina zapach mleka prosto od krowy, stajni, oporządzania zwierząt domowych, czy karmienia świń.

Styl Małgorzaty Czapczyńskiej i Marcina Ziętkiewicza jest bardzo lekki. Rozdziały oparte na ich doświadczeniach sklejają się w eseje, krótkie reportaże. Wielokrotnie opowieść okraczone jest ciekawą anegdotą. Książkę czyta się naprawdę szybko. Publikacja umiliła mi czas, przeniosła mnie w czasy inne, o których prawie już zapomniałam. Czytałam z zaciekawieniem, reagowałam uśmiechem i westchnieniami. Narracja pierwszoosobowa Autorów skraca dystans z czytelnikiem, a zdjęcia często z prywatnego archiwum nadają książce prawdziwości.

Pamiętacie granatowe mundurki szkolne z tarczami z nieprzepuszczającego powietrze materiału? Jeśli już Wam się ten obraz zatarł, a zapach ulotnił, sięgnijcie koniecznie po tę książkę. Przypomnijcie sobie jak nasze życie było z kosmosu, tak jak kosmiczne były zabawy na trzepaku😊.

Moja ocena: 9/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą i podzielenia się z Wami moją opinią bardzo dziękuję Wydawnictwu Pascal.

„Nikt” Maciej Kaźmierczak

NIKT

  • Autor: MACIEJ KAŹMIERCZAK
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 2.02.2022r.

Jak się przyznałam w zapowiedzi nie znam w ogóle książek @Maciej Kaźmierczak. Z chęcią więc zabrałam się do czytania premiery z 2 lutego br. pt. „Nikt” wydanej nakładem @wydawnictwo.muza.sa. Książka mnie pozytywnie zaskoczyła😊. A zakończenie wbiło w fotel.

Lubię głupie sprawy. One są najciekawsze..(…) Mówię poważnie. Wydaje mi się, że takie sprawy najwięcej o nas mówią. O naszych decyzjach. Więc i o naszym charakterze. A to ważne, gdy człowiek chce poznać drugiego człowieka.” – „Nikt” Maciej Kaźmierczak.

Policja pracuje nad pozornym samobójstwem Moniki Maj. Odkrywa, że rok wcześniej w tym samym mieszkaniu znaleziono ciało zmarłej przez powieszenie samobójczyni Karoliny Grys. Dwie samobójcze śmierci w tym samym mieszkaniu wydają się nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności. Starsza aspirant Edyta Gawron pod wodzą podkomisarz Kamili Szolc próbują dotrzeć do prawdy. Szukają związku pomiędzy śmiercią Grys a śmiercią jej przyjaciółki. Szukają, ale czy znajdą? Tym bardziej, że kolejno odkrywane są kolejne zniknięcia, okaleczenia i ciała młodych dziewczyn. Wszystkie prowadzą do Szarego. Tylko kim on jest i gdzie go znaleźć?

Na okładce przeczytałam słowa Marcela Mossa „Mroczny. Emocjonujący. Fantastyczny kryminał z szokującym zakończeniem!”. Popieram. Faktycznie mroczny i emocjonujący. Do tego napisany w bardzo dobrym stylu. Wiele się dzieje. Autor zaoszczędził czytelnikowi zbędnych, długich opisów przyrody, scenografii. Skupił się na najważniejszym. Na akcji, przestępstwie i rysach psychologicznych. I tu duże zaskoczenie. Związki panujące w rodzinie Karoliny i Michała oraz ich matki Marty Grys nie do pozazdroszczenia. Jednak, gdy wszyscy przyjmują zmowę milczenia trudno dociec prawdy.

Narracja jest trzecioosobowa. Narrator jest wszystkowiedzący. Relacjonuje, opiniuje, przedstawia i uzasadnia motywy. Karty nie są odkryte od samego początku, co wzmaga napięcie i chęć dowiedzenia się jaki jest koniec. Fabuła ujęta została w 74 rozdziały. Autor oznaczył datę, dzięki której wiemy, że akcja rozpoczyna się od 12 lipca. Do tego w epilogu zamknął klamrą wszystkie główne wątki. Bardzo spodobały mi się damskie postaci. Edyta Gawron jak młoda gniewna stara się własnym sumptem dowiedzieć, czym zawiniły sobie młode dziewczyny, które spotyka takie okrucieństwo. Podkomisarz Szolca zmaga się z prymatem zarządzającej a chęcią wkroczenia i bardziej aktywnego włączenia się w śledztwo. Męscy uczestnicy grupy śledczej są jakby tłem dla decyzji, akcji przeprowadzanych przez te dwie, silne kobiety. Autor dużo pracy włożył, by i Edyta, i Szolc miały wystarczający bagaż, jak i temperament do zagoszczenia na dłużej w naszych sercach. Obie nie są miałkie, nie są nijakie. Obie pokazują pazur, każda na swój sposób, mimo czasem błędnych decyzji.

Mam nadzieję, że Autor wie jak potoczą się dalej losy niepokornej śledczej i jej przełożonej. Mam nadzieję, że Autor już wie z jakimi trudnymi sprawami przyjdzie się im mierzyć w kolejnych książkach. Bo czytać o Edycie Gawron i podkomisarz Szolc to prawdziwa przyjemność. Bardzo dobry kryminalny thriller, który zabiera nas w świat, w którym tak naprawdę nigdy nie chcielibyśmy się znaleźć. Miłej lektury!

ps. tylko kompletnie nie wiem, co z opisem Wydawcy☹. Skąd się wzięła nagle w opisie Karolina Gryz? Jeśli tu nie o Gryz, ani o zgryz chodzi, Jak już, to wszystko zaczęło się od Karoliny Grys😉.  

Moja ocena: 8/10

Książką obdarowało mnie Wydawnictwo Muza, za co bardzo dziękuję.

Recenzja przedpremierowa: „Dwudziestka” Tomasz Żak

DWUDZIESTKA

  • Autor: TOMASZ ŻAK
  • Wydawnictwo: W.A.B
  • Liczba stron: 412
  • Data premiery: 9.02.2022r.

Na tę książkę czekałam bardzo długo😉. Praktycznie od chwili gdy przeczytałam ostatnią stronę debiutanckiej „Trzydziestki” (recenzja na klik). Zachwyciło mnie jej tempo, styl i język. @Tomasz Żak swoją drugą powieścią pt. „Dwudziestka”  udowodnił, że udany debiut nie był przypadkowy😊. Premiera książki dosłownie za tydzień 9 lutego br. Ja dzięki uprzejmości @wydawnictwo.wab odebrałam egzemplarz przedpremierowo. Czytałam dziś całe popołudnie. Czy warto było? A jakże!!! Oczywiście, że warto!!!

Wiesz, co mówią o strachu? Że moment, w którym boisz się skoczyć, jest momentem, w którym dokładnie to musisz zrobić.” – „Dwudziestka” Tomasz Żak.

W „Dwudziestce” po raz kolejny spotykamy się z Iwoną z domu Steg byłą inspektor policji wojewódzkiej oraz Kubą Jabłońskim dziennikarzem, którego kryminał oparty na wydarzeniach opisanych w „Trzydziestce” stał się bestsellerem. Tym razem jednak para wiedzie spokojne życie. Ona i On u swego boku, a do tego Fajruza, która umila im obojgu życie. Jednocześnie były Król – burmistrz małego miasteczka otrzymał tekę ministerialną z list partii Nowa Polska Siła. Andrzej Pałecki rzucił się w wir pracy, w której liczą się mniej umiejętności i wiedza, a więcej koneksje, znajomości i zdolność mnożenia pieniędzy. Tymczasem dwudziestoletni student fotografii – Dominik Wierzbicki mający zdolną i ambitną siostrę – malarkę Sandrę w prezencie urodzinowym zwiedza Tajlandię. Niespodziewane spotkanie z rodakiem w barze staje się przyczynkiem do niespodziewanych wydarzeń w których stawka jest większa niż własne życie.

Duże zaskoczenie

Nie spodziewałam się, że historia Pałeckich będzie miała swoją kontynuację. Liczyłam na dalsze losy zadziornej Pani inspektor i jej kolejne śledcze przygody. Fabułą zaskoczył mnie Autor, nie powiem. Zachłysnęłam się opisaną w „Trzydziestce” gangsterką, lokalną polityką i korupcją notabli policyjnych. Wydarzenia zamknęły mi się klamrą. Okazało się, że jednak pozornie.

Żak jest totalnie konsekwentny. Bohaterowie wielowymiarowi, pokazani z różnych stron, ze swoimi słabościami, zaletami i mocnymi stronami. Toczą walkę bardziej z samymi sobą, niż z innymi. Ten sposób zaprezentowania postaci jest ogromnym walorem tej pozycji. Nawet wszechwiedzącego i wpływowego gangstera Banana nie sposób nie lubić. Tomasz Żak wytłuścił jego ludzki rys, który urzeka. Tak samo jak dywagacje na temat wiary, roli matki w życiu człowieka, związków hetero czy homoseksualnych. Przykład? Proszę: „(…) W sumie wolę wierzyć w minidemony niż w jakiegoś starego dziada, co siedzi w chmurach i jego miłosierdzie polega na dręczeniu wszystkich swoich podwładnych. A jak ci podwładni coś odjebią, to se klękną przed typem we firanie powiedzą, co zrobili, i cyk, umorzone! Katolicy to największe skurwysyny; jakich znam”. Habilitacja z polskiego rapu Tomaszowi Żakowi bardzo się przydała😊. Co rusz, któryś z bohaterów komentował, popierał lub nie rodzimych raperów. Gdzieniegdzie Autor opiniotwórczo oceniał, jeśli nawet srogo, to zawsze z właściwą sobie klasą. Te wstawki były ciekawostkami, od których roi się w tej książce. Sama polityka osiąga najwyższe szczeble. Żak nie poprzestał na lokalnych grach politycznych. Rozwinął wątek aż do poziomu rozgrywek sejmowych. Tak samo gnuśnie, tak samo mrocznie i niebezpiecznie. Nawet niektórzy bohaterowie pierwszoplanowi są ci sami, jak mechanizmy, które nimi rządzą. Motyw Iwony i Kuby niezwykle ciekawy. Sam Dominik Wierzbicki wzbudził moją sympatię. Pojawił się jakby znikąd i do nikąd zmierzał. Okazał się jednak kluczowy w finalnej rozgrywce. Żak poruszył moje wewnętrzne struny rozpisując się o relacji Dominika z jego siostrą.

Nikt nie jest idealny. Żadne życie nie jest przesądzone, gdy wokół tylu graczy pociągających za sznurki. A my jesteśmy jak na scenie, jak bezwolne marionetki, które ktoś może ustawić w pozycji, która nie do końca nam pasuje. I o tym jest „Dwudziestka”. Koniecznie przeczytajcie!!!

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU W.A.B.

„Arsène Lupin kontra Herlock Sholmès” Maurice Leblanc

ARSÈNE LUPIN KONTRA HERLOCK SHOLMÈS

  • Autor: MAURICE LEBLANC
  • Wydawnictwo: ZYSKI I S-KA
  • Seria: ARSENE LUPIN. TOM 2
  • Liczba stron: 296
  • Data premiery: 11.01.2022r.
  • Data pierwszego polskiego wydania: 01.01.1927r.

Uwielbiam Sherlocka Holmesa w wykonaniu Benedicta Cumberbatcha, a Watsona w roli Martina Freemana. Serial oglądałam już kilkakrotnie. Słysząc o pojedynku z Arsènem Lupinem nie potrafiłam odmówić sobie lektury, mimo, że autor opowiadań o najsłynniejszym detektywie sir Arthur Conan Doyle zgody na użyczenie bohatera do powieści Maurice’a Leblanca nie wyraził. Mamy więc oryginalnego złodzieja gentelmana Arsène’a Lupin i nieco zmienionego Herlocka Sholmèsa posiadającego niewiarygodne umiejętności dedukcyjno-poznawcze jak postać grana przez Cumberbatcha. Książka „Arsène Lupin kontra Herlock Sholmès” Wydawnictwa @Zysk i S-ka premierę miała 11.01.2022r. Wydana została przepięknie. A środek….cóż piękna literacka klasyka😊.

(…) A jaki rozgłos wywołało wkroczenie słynnego angielskiego detektywa, Herlocka Sholmèsa! Cóż za poruszenie po każdym zwrocie akcji punktujących pojedynek tych dwu wielkich artystów!…” – „Arsène Lupin kontra Herlock Sholmès” Maurice Leblanc.

„Arsène Lupin kontra Herlock Sholmès” to drugi zbiór opowiadań Maurice’a Leblanca z Lupinem w roli głównej” – z opisu Wydawcy. W pierwszym tomie zatytułowanym „Arsene Lupin. Dżentelmen włamywacz” (recenzja na klik) Herlock Sholmes pojawia się na chwilę, jak wisienka na torcie. W epizodach opisanych w drugim diariuszu słynny, angielski detektyw odgrywa kluczową rolę. W zetknięciu z fantazyjnymi metodami Lupina tropi go, śledzi, dedukuje motywy i sposoby złodziejskich intryg. Do tego próbuje złamać siatkę pomocników Lupina przy wsparciu miejscowej, francuskiej policji z inspektorem Ganimardem na czele. A wszystko zaczyna się od kradzieży z pozoru niewiele wartego sekretarzyka zakupionego przez Pana Gerbois’a w prezencie dla swej córki, który zniknął wraz z cenną zawartością, z losem o numerze 514 serii 23.

Nie zdradzę, który z wybitnych umysłów klasycznej literatury wygrał w tym starciu gigantów. Napiszę tylko, że jeden drugiego starał się w każdym calu przechytrzyć. I chwilami i jeden, i drugi wygrywał tę walkę. By nie zniechęcić Was do recenzowanej książki skupię się na jej licznych walorach. Po pierwsze narracja. Narratorem jest kronikarz, przyjaciel i powiernik Lupina. Zwraca się do czytelnika bezpośrednio wkręcając go w swoistą grę.  

Za każdym razem, gdy zamierzam opowiedzieć którąś z niezliczonych przygód jakie składają się na życie Arsène’a Lupina, odczuwam prawdziwą rozterkę, bo wciąż mi się zdaje, że nawet najbanalniejsza z nich jest już doskonale znana wszystkim…” – „Arsène Lupin kontra Herlock Sholmès” Maurice Leblanc.

A o Herlocku narrator wspomina: „(…) można się zastanawiać czy on sam nie jest jakąś mityczną postacią, bohaterem żywcem wyjętym z mózgu jakiegoś wielkiego powieściopisarza, takiego jak na przykład Conan Doyle” – „Arsène Lupin kontra Herlock Sholmès” Maurice Leblanc.

Herlock oczywiście też ma swojego „przyjaciela i konfidenta”, który nazywa się Wilson. Wilson jest zawsze przy jego boku wspierając go i asystując w trakcie śledztw. Po drugie znikanie. Jest to cecha Lupina przy każdym występku. Znika bez śladu sprawca kradzieży mahoniowego biurka, znika morderca starego barona i znika również cenny diament, którego odnalezienia podejmuje się Sholmès. Te znikanie jest esencją pojedynku pomiędzy dwoma bohaterami. Po trzecie wegetarianizm. I tu niespodzianka. Lupin jest wegetarianinem „z powodów higienicznych”. To było dla mnie odkrycie, że już ponad sto lat temu doceniano cenny wpływ na organizm człowieka w dawkowaniu tłuszczów zwierzęcych. Przy czym ten wegetarianizm jest czasem łamany, gdy jak sam mówi Lupin „nie chce się wyróżniać w towarzystwie”. Po czwarte osobowość sprawcy. Mówiąc jego słowami „(…) wszystko polega na niebezpieczeństwie! Na nieustannym poczuciu zagrożenia! Trzeba nim oddychać jak powietrzem, zauważać go wokół siebie, jak węszy, ryczy, śledzi bezustannie, zbliża się… A pośród tej burzy pozostać spokojnym, nie drgnąć! Bo inaczej jesteś zgubiony”. To poczucie niebezpieczeństwa dla Lupina jest jak narkotyk, on go potrzebuje, by żyć, by przeżyć.

Metody zbrodni nie są tak fantazyjne jak w serialu z Benedictem Cumberbatchem. Fantazja autora nie sięgała na wiek po czasach, w których żył. Bez wątpienia jednak pozycja jest warta uwagi. Jest to klasyka  w pełnym tego słowa znaczeniu. Użyte zwroty, metody postępowania, opisana logika to wszystko zwarło się w jedną komplementarną całość. Każdy wątek został pociągnięty z właściwą sobie uwagą. Który z gentelmanów okazał się przegrany? Nie napiszę. Przeczytajcie proszę sami.

Moja ocena: 7/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Zysk i S-ka.