„Doskonała para” Greer Hendricks, Sarah Pekkanen

DOSKONAŁA PARA

  • Autorki: GREER HENDRICKS, SARAH PEKKANEN
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 472
  • Data premiery:  13.06.2023r. 
  • Data premiery światowej: 3.03.2022r. 

Greer Hendricks i Sarah Pekkanen to para autorek, która już ma za sobą wspólne publikacje. Obie poprzednie książki zostały również wydane przez Wydawnictwo @Zysk i S-ka. „Żona między nami” wydana została w 2018 roku, zaś „Anonimowa dziewczyna” rok później. Żadnego z przytoczonych tytułów nie znam. Skąd zatem moje zainteresowanie premierą z 13 czerwca br. autorstwa obu pań? Nie ukrywam, że zainteresował mnie tytuł i okładka. „Doskonała para” – użyty przymiotnik „doskonały/a” jest intrygujący, nie uważacie? Z bardzo prostego powodu, nic nie jest doskonałe i nikt nie jest dokonały. Do tego dwa fotele podzielone stolikiem z okładki. Pierwsze skojarzenie z terapią par. A że na różnych etapach mojego życia miałam z nią styczność i moi bliscy mieli z nią styczność, książka musiała znaleźć się na mojej półce. 

(…) zjawili się w moim gabinecie eleganccy, lśniący, bogaci, dostojni, para, której można zazdrościć. Doskonała para. A jednak szybko wypłynęło na wierzch podskórne zmatowienie, którego przenigdy nie chcieliby ujawnić publicznie.” -„Doskonała para” Greer Hendricks, Sarah Pekkanen.

Takie miała pierwsze obserwacje na temat małżeństwa Bishopów Avery Chambers, kobieta która zaledwie pięć miesięcy wcześniej straciła licencję psychoterapeutki. Ona atrakcyjna kobieta sukcesu. Właścicielka ekskluzywnego butiku. On w idealnie skrojonym garniturze, za którym oglądnie się prawie każda kobieta. Co tak naprawdę zobaczyła w Bishopach Avery, że od razu zdecydowała się na ich prowadzenie, na ich terapię? Co tak naprawdę odkryła w jej trakcie? 

Coś mam ostatnio szczęście do książek autorów, których praktycznie nie znam. Każda miała coś w sobie, jakiś punkt, jakiś element fabuły, czy narracji, dzięki czemu czas z nią spędzony nie oceniłam jako stracony. Tak samo oceniam thriller „Doskonała para” Greer Hendricks i Sarah Pekkanen. Nie jest to może thriller w typowym tego słowa znaczeniu. Jest to raczej lekki thrillerek z rozbudowanym wątkiem obyczajowym. Nie zmienia to faktu, że przedstawiona przez autorki historia całkowicie mnie przekonuje. Zdawała mi się kompletna i spójna. Mimo pewnych wątpliwości co do wyrazistości bohaterów, ale o tym trochę później. 

Książka składa się z rozdziałów zatytułowanych imionami głównych bohaterek. Podzielona jest również na trzy części. Rozdział dotyczący Avery prowadzony jest w narracji pierwszoosobowej. Dzięki temu z „pierwszej ręki” poznajemy, co myśli była psychoterapeutka, na czym chce się skupić w kolejnych krokach terapii oraz jakie ma aktualne spostrzeżenia odnośnie do swoich klientów. Warstwa fabularna z jej życia prywatnego dodatkowo dodaje powieści azymutu, ukierunkowuje ją w pewnym kierunku, kierunku relacji w życiu Avery, skomplikowanych relacji. Rozdziały zatytułowane „Marissa” pisane są z perspektywy narratora trzecioosobowego. I szkoda. Mnie ukrywam, że relacja osobista z punktu widzenia żony Matthew bardziej by mnie przekonała, w wątku, na którym opiera się opowiedziana w powieści historia. 

Wracając do wyrazistości bohaterek niestety Marissa kompletnie mnie nie przekonała. Miotała się w relacji ze swoim mężem. Jej idealność była tylko lekko poprószona błędami, przy których jest skłonność do samobiczowania się, obwinia, zamartwiania, analizowania zachowania męża i interpretacji wydała mi się na wyrost. Dodatkowo irytowała mnie relacja Marissy z synem, Bennetem. Całkiem możliwe, że to z powodu jej „doskonałości”, którą chciały autorki przekonać czytelnika w zasadzie w każdej płaszczyźnie jej życia. Doskonałości tylko z jedną rysą. Wiedząc, że doskonałość nie istnieje, w żadnym aspekcie, nie mogłam polubić Marissy. 

Zdecydowanie doceniam pomysł. Podobało mi się wplecenie w wątku obyczajowym przeszłości bohaterów oraz relacji przyjacielskiej ze Skipem. Doceniam zobrazowanie relacji z ojcem i dziadkiem, która w końcówce książki całkowicie mnie zaskoczyła. Nie takiego rozwinięcia się spodziewałam. A zaskoczenie zawsze działa na korzyść czytanej opowieści. Dużym plusem jest sama Avery i jej pomysł prowadzenia terapii w dziesięciu krokach. Jej wchodzenie w butach do życia pacjentów, jej zdolność do robienia trafnych spostrzeżeń i nieszablonowe działania. Przyznaję, że ta postać została przez autorki bardzo dobrze przemyślana. I chociażby dla samej Avery warto sięgnąć po tę lekturę i zatopić się w życiu doskonałej pary. 

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą bardzo dziękuję WYDAWNICTWU Zysk i S-ka.

„Nie to miejsce, nie ten czas” Gillian McAllister

NIE TO MIEJSCE, NIE TEN CZAS

  • Autorka: GILLIAN MCALLISTER
  • Wydawnictwo:ZNAK
  • Seria: ZNAK CRIME
  • Liczba stron: 384
  • Data premiery:  26.06.2023r. 
  • Data premiery światowej: 12.05.2022r.

Pętla czasu. Tylko nie z filmu „Dzień świstaka”, a galopująca w tył, w przeszłość, w coś co już było. To motyw dobrze ocenianej powieści autorstwa Gillian McAllister pt. „Nie to miejsce, nie ten czas”. Zerkając na opinie zamieszczone w portalu Lubimy Czytać (średnia 7,9) można spodziewać się czegoś wyjątkowego. Czegoś niezwykle interesującego. Czegoś, co wydało @wydawnictwoznakpl pod koniec czerwca br. 

Jen i Kelly są szczęśliwym małżeństwem. Mieszkają na przedmieściu z nastoletnim synem Toddym, który zaczyna sprawiać im problemy. W oczekiwaniu na wieczorny powrót syna oboje stają się świadkami, jak Todd śmiertelnie rani nożem nieznanego mężczyznę przed ich domem. Wizyta na komisariacie nic nie daje. Poranne poszukiwania dobrego adwokata – kryminalnymi nie dochodzą do skutku. Gdyż Jen budzi się w dniu „– jeden”, a potem w kolejnym i kolejnym… 

Na okładkach entuzjastyczne opinie autorów, których czytam: 

Namiesza wam w głowach”. – Ruth Ware.
Powieść idealna” – Lisa Jewell.
Dawno nie widziałem tak intrygującego pomysłu na fabułę! Brawurowe pisarstwo.” – Ian Rankin. 

Ale żeby aż tak ??? 

Czytając te przytoczone powyżej ochy i achy spodziewałam się prawdziwej petardy. Nie tylko dobrego i innowacyjnego pomysłu, lecz również mistrzowskiego wykonania. Nie ukrywam więc, że oczekiwania miałam przeogromne. Książka im nie do końca sprostała. 

Co zawiodło? 

Sposób prowadzenia narracji. Na tak ciekawy wątek, jak poszukiwanie źródła zdarzenia w przyszłości na wiele lat przed jego wystąpieniem, narracja chwilami była przydługa, mało dynamiczna. Główna bohaterka powieści – Jen- wydawała się mimowolnym elektronem podążającym od jednego do drugiego zdarzenia w przeszłości. Na kolejne niespodzianki nie wykazywała praktycznie żadnego entuzjazmu, a przecież sama doszła na początku dość szybko do wniosku, że to wszystko się dzieje tylko i wyłącznie po to, by ocalić Todda, by ocalić jej jedyne dziecko. Dodatkowo postać Kelly’ego niezwykle straciła w obliczu Ryana. Kelly kompletnie nie pasował mi do roli, która mu przypadła. Za mało było mi również samego Todda, bohatera całego zamieszania. Nie wczułam się kompletnie w tę postać. Nie umiałam być jej przychylna. Jego oblicza zmieniały się bardzo szybko. Denerwowała mnie niespójność, od zamkniętego nerda po towarzyszącego matce do sklepu, spokojnego nastolatka. Rozumiem koncepcję autorki, że raczej chodziło o Jen, ale to Toddy był historią, która powinna wybrzmieć bardziej wyraziście. 

Za to historia Ryana okazała się ciekawym uzupełnieniem koncepcji Gillian McAllister. Motywy jego wyborów. Trudne rozstanie z bratem. Niespodziewana miłość i niełatwa, absorbująca do maksimum praca. Tak samo jak wątki poboczne, na które zwróciłam uwagę w fabule. Po pierwsze małżeństwo Kelly’ego i Jen, w którym nic nie zostało z tej świeżości, miłości, która połączyła parę sprzed laty. Mimo, że McAllister jednoznacznie nie ocenia i nie dyskredytuje pary, fragmenty, w których dwójka bohaterów jest na piedestale nie są wcale mile, nie są optymistyczne. A przecież patrzymy na nich w całkiem różnych okresach ich życia. Jakby uczucie Kelly’ego ze względu na poświęcenie, które musiał ponieść dość szybko wyparowało. Po drugie postać Clio. Od początku było w niej coś. Jej losy splotły się z losami głównej bohaterki na chwilę, ale jednak jej fizjologiczny opis i sposób zachowania zapadł mi w pamięci na dłużej. Jakbym miała szósty zmysł. Po trzecie relacje Jen w pracy. Gillian McAllister będąca i pracująca sama jako prawniczka bardzo dobrze odzwierciedliła specyfikę tej pracy, a także zasad współpracy pomiędzy ludźmi wykonującymi ten zawód. Czasem tak jest, że w trakcie czytania bardziej przychylnie spostrzegamy wątki poboczne, niż główne. 

Piszę tę recenzję już po premierze światowej kolejnej powieści tej autorki. Jej nowa powieść o tytule „Just Another Missing Person” debiutująca w dniu 1 sierpnia br. i wydana przez William Morrow & Company już święci triumfy. Ciekawi mnie, kiedy Wydawnictwo Znak po nią sięgnie i zaprezentuje polskiemu czytelnikowi. Ciekawi mnie również, czy jest podobna, przynajmniej w jakimkolwiek stopniu –  do „ Nie to miejsce, nie ten czas” . 

Moja ocena: 7/10

Egzemplarzem recenzenckim obdarowało mnie Wydawnictwo Znak, za co bardzo dziękuję.

„Mów mi Kolt” Michał Wagner

MÓW MI KOLT

  • Autor: MICHAŁ WAGNER
  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO DOLNOŚLĄSKIE
  • Liczba stron: 328
  • Data premiery: 26.07.2023r.

@Wydawnictwo Dolnośląskie wydaje jedne z moich ulubionych dwóch kryminalno – komediowych serii, tj. „Kryminał pod psem” i „Kryminał z pazurem”. Obie autorstwa @Marta Matyszczak. Jeśli jesteście psiarzami i/lub kociarzami to obie są dwa Was. Nie, wróć! Jeśli jesteście fanami dobrych książek z przymrużeniem oka przy których czas płynie nieubłaganie to te serie są dla Was 😊.

Wracając do debiutu Michała Wagnera „Mów mi Kolt” z 26 lipca br. to w mojej opinii jest to udany początek ciekawej serii. Nie jest to może typowo komedia kryminalna, ale publikacja z nurtu cosy crime, która stanowi dobrą rozrywkę. Bez wątpienia Teodor Kolt to postać nietuzinkowa. I to dla niej warto sięgnąć po „Mów mi Kolt”.

„(…) Nie jestem mięczakiem…” „(…) ale ja bywam egocentrycznym dupkiem….” -„Mów mi Kolt” Michał Wagner.

Pozwalający sobie na szczerą autorefleksję dziennikarz śledczy Teodor Kolt zostaje zaproszony na wywiad rzeka ze znanym milionerem z Pomorza, Albertem Mossakowskim, królem zabawek. Niestety wywiad nie przebiega zgodnie z planem. Chęć zrobienia przysługi Mossakowskiemu kończy się dla niego dramatycznie. Kolt musi dowiedzieć się, kto stoi za intrygą, w którą został wplątany. Sprawa wydaje się tym bardziej trudna do wykonania, gdyż po piętach drepce mu Huk, Komisarz Huk.

Lekka, przyjemna lektura. Idealna na wakacje. Tak określiłabym książkę o ciekawym tytule „Mów mi Kolt” Michała Wagnera. Nie ukrywam, że już po nią sięgając liczyłam na dobrą zabawę i chwilowe odprężenie w te gorące, parne wieczory. Już po opisie Wydawcy wiedziałam, że połączenie takich elementów fabuły jak „Impulsywny reporter. Tajemniczy milioner. I brutalnie przerwany wywiad. Gdańsk. Środek lata. Fale turystów wylewają się na deptaki i plaże.” musi być gwarancją dobrej rozrywki. I nie zawiodłam się.

Debiuty są zawsze trudne. Początki wymagają dalszego rozwoju umiejętności pisarskich, czasem przemodelowania użytej konstrukcji, czy zastosowanych środków stylistycznych. W przypadku Wagnera nie ukrywam, że pisarz trafił w mój gust. Narracja pierwszoosobowa z perspektywy Teosia Kolta, aroganckiego mistrza pióra była mi w smak. Co do zasady arogancji nie znoszę… w prawdziwym życiu. To, co uchodzi w literackiej fikcji, w realu nie zawsze się sprawdza. Tak i jest z Teo Koltem. Gdybym go spotkała na żywo….nie ręczę za siebie😉. Natomiast w fabule, jak ta zaproponowana przez Wagnera, postać Kolta sprawdziła się znakomicie. Taki wieczny chłopczyk, Piotruś Pan. Trochę jak postać grana przez Hugh Granta z „Cztery wesela i pogrzeb”. Uroczy, bezkompromisowy, nie wiedzący, czego chce, orbitujący pomiędzy innymi uczestnikami jego życia, bezczelny itepe itede. Matylda, czy inni redakcyjny koledzy – Witek i Adam – stanowią jego przeciwwagę. Uzupełniają go, na zasadzie dobrego kontrastu.

Muszę wspomnieć o konstrukcji. Wiem, że w recenzji konstrukcja ma najmniejsze znaczenie, ale czasem pomaga, czasem przeszkadza. W tej powieści konstrukcja została idealnie dobrana do tempa narracji, jej rodzaju, urywków fabuły, czy stylu Autora. 22 rozdziały, których każdy tytuł zaczyna się od nazwiska głównego bohatera. Jedne z moich ulubionych to: „Kolt i kosmos możliwości” i „Kolt i roztopione wnętrze”. Taka zabawa w zgadywankę. Nie zawsze pierwsze skojarzenie było trafne😊.

Powtórzę jak powyżej; „Lekka, przyjemna lektura. Idealna na wakacje. Tak określiłabym książkę o ciekawym tytule „Mów mi Kolt” Michała Wagnera”.  Udanej lektury!!! Udanej zabawy!!!

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu.

„Nie zabiłam” Klaudia Muniak

NIE ZABIŁAM

  • Autor: KLAUDIA MUNIAK
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 320
  • Data premiery: 22.02.2023r.

Informacje o książkach Klaudii Muniak widywałam niejednokrotnie, ich zdjęcia i opinie pojawiały się często na Instagramie, zachęcając do lektury, jednak sama nie miałam okazji po nie sięgnąć. Aż do momentu, gdy autorka swoje thrillery zaczęła wydawać w @Czwarta Strona Kryminału, czyli od premiery 22 lutego br. powieści pt. „Nie zabiłam”. Zainteresowała mnie opisem, a to co przeczytałam o samej autorce w jej notce biograficznej, również zachęciło mnie do sięgnięcia po jej twórczość. Klaudia Muniak to absolwentka Uniwersytetu Medycznego, która przez kilka lat zajmowała się biotechnologią, a od kilku lat pisze thrillery psychologiczne. Na portalu lubimy znalazłam informację, że „jest autorką świetnie przyjętych thrillerów psychologicznych, w których po mistrzowsku łączy kryminalne intrygi z wiedzą medyczną. Od 2022 roku pisze także powieści obyczajowe”. To wszystko przekonało mnie do sięgnięcia po „Nie zabiłam”. Nim jednak zdążyłam opublikować recenzję autorka zdążyła wydać kolejny thriller😊 pt. „Dom obok”, który premierę miał 26 lipca br. Tytuł ten również znajduje się na mojej półce i jestem go bardzo ciekawa.

Trzydziestoczteroletnia Sabina Gancarek ma za sobą trudne, traumatyczne dzieciństwo. Obecnie również nie radzi sobie najlepiej, ma problemy z życiem w społeczeństwie, zostaje zwolniona z pracy, cierpi na zaburzenie depresyjne-lękowe. Decyduje się na nowatorską terapię lekiem, który dopiero wchodzi do użycia i z tego względu pacjenci go przyjmujący pozostają pod obserwacją. Gdy w wyniku brutalnego morderstwa ginie kobieta odpowiedzialna za zwolnienie Sabiny z pracy, a policją się nią interesuje, Sabina zaczyna wątpić w siebie. Czy to możliwe, że nowe leki powodują, że nie pamięta tego co zrobiła? W końcu już raz zabiła i również wyparła to z pamięci…

Powieść czyta się świetnia, trzyma w napięciu, powoduje, że trudno się od niej oderwać. Składa się z pięćdziesięciu rozdziałów, pisanych w narracji pierwszoosobowej naprzemiennie z punktu widzenia Sabiny i komisarza Witolda Miłka. Ta zmiana punkt widzenia pozwala nam obserwować toczące się śledztwo z dwóch punktów widzenia, ale jest też dla autorki doskonałym narzędziem do mylenia tropów i podsycania zainteresowania czytelnika. Muszę przyznać, że jej się to udaje, z zapartym tchem wyczekiwałam zakończenia tej historii. Mocną stroną tej powieści są postacie, i jak na świetny thriller psychologiczny przystało, świetna ukazana jest ich psychologia. Sabina to bohaterka pogubiona, z traumą, niepewna, nieprzewidywalna. Prawie do końca trudno na sto procent stwierdzić, czy jest ofiarą, czy źródłem przemocy. Zresztą każdy z bohaterów ma swoją przeszłość i stanowi pewną zagadkę, czy to komisarz Miłek, czy lekarz Grzegorz, jak również zawodowa partnerka komisarza Magda. Klaudia Muniek stworzyła świetne postacie, wielowymiarowe, interesujące, tajemnicze.

Powieść ta porusza istotne kwestie, jak chociażby leku wobec nowinek medycznych i braku zaufania człowieka do swojej intuicji. Przede wszystkim jednak dotyka tematu przemocy domowej i tego jaki ślad pozostawia ona w człowieku. Pozostawia nas z obrazem krzywdzonego dziecka i świata tak często obojętnego na jego krzywdę.

„Słońce powoli chyli się ku horyzontowi, zachodząc za budynki, pozostawia na nich różowofioletowe poświaty. Szare, odrapane kamienice wyglądają jak posiniaczone. Jakby stanowiły nieme świadectwo tego, co się dzieje w ich wnętrzach.

Myślę o tym, że krzywda i cierpienie zbyt rzadko wydostają się poza ich mury. Zupełnie jakby surowe ściany pochłaniały rozgrywające się w domowych zaciszach dramaty niczym gąbka, chłonęły je całą swoją powierzchnią i zatrzymywały w sobie. Pilnowały, aby świat niczego nie ujrzał.”   („Nie zabiłam” Klaudia Muniak)

Ten cytat świetnie oddaje klimat postaci i częściową problematykę, którą ona porusza. Zbyt często ofiary przemocy są pozostawione same sobie, bo inni są nieczuli na ich krzywdę, nie chcę jej dostrzec, lub co gorszą wmawiają ofiarom, że same są sobie winne.

Klimat powieść momentami mocno przypominał mi gatunek domestic noir i powieści Magdy Stachuli. Kameralne otoczenie, kobieca pogubiona główna bohaterka z problemami psychicznymi i temat przemocy domowej. Te wszystkie elementy, i oczywiście talent autorki sprawiają, że od powieści trudno się oderwać, wywiera ona spore wrażenie i zapada na długo w pamięć. Jeśli jeszcze nie czytaliście „Nie zabiłam” koniecznie to zmieńcie, a ja w najbliższym czasie zabieram się do lektury najnowszej powieści autorki pt. „Dom obok”.

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA KRYMINAŁU.

„Na dwoje babka wróżyła” Renata Kosin

NA DWOJE BABKA WRÓŻYŁA

  • Autorka: RENATA KOSIN
  • Wydawnictwo: KSIĄŻNICA
  • Cykl: JEMIOŁKI (tom 1)
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 26.07.2023r

@Renata Kosin – strona autorska to Autorka wielu powieści. Patrząc na jej bibliografię wysnuwam wniosek, że lubi pisać serie. Stworzyła między innymi cykle „Siostry Jutrzenki”, „Sekret zegarmistrza” oraz dwuczęściową „Tajemnice Luizy Bein”. Napisała wiele pojedynczych powieści obyczajowych oraz znalazła się w różnych antologiach, jak na przykład w bardzo udanym zbiorze „Kemping Chałupy 9”. Ja do tej pory kontaktu z twórczością Renaty Kosin nie miałam. Pierwszy tom nowej serii „Jemiołki”zatytułowany „Na dwoje babka wróżyła” to moje pierwsze spotkanie z tą Autorką. Książka premierę miała 26 lipca br. i wydana została nakładem Wydawnictwa @Książnica.

Zaczynajmy więc… 

Każdy człowiek nosi w sobie jakąś opowieść. Jedną albo więcej, zależnie od tego, ile przeżył. Niektóre są długie, inne krótkie, wesołe lub smutne, ciekawe, ale też nudne i niegodne uwagi…” -„Na dwoje babka wróżyła” Renata Kosin.

Właśnie te historie mieszkańców Jemiołek – Górnych i Dolnych –  dawnych i aktualnych są kanwą opowieści snutych przez Renatę Kosin. To historie różnych osób. Jedne ważne, kluczowe, zaważające na życiu, inne błahe, nieistotne, będące jakby uzupełnieniem. Tłem dla każdej z nich jest Gaja. Młoda dziewczyna, którą niektórzy posądzają o nadprzyrodzone moce. Gaja, która „(…) nie była wyczekiwanym z radością dzieckiem, lecz długo skrywanym powodem do wstydu. W tym wieku nie wypadało poczynać dzieci, zwłaszcza, gdy miało się już wnuki…” Gaja z troską patrząca na Babcię Pogodę, z sympatią na Fabiana, z zaciekawieniem na Walentego. Gaja próbująca odkryć rodzinne sekrety, nie tylko własne, lecz także innych rodzin; Knutów, Milewskich, Bzurów i innych. 

Miałam ogromny problem z recenzją tej powieści. Nie dlatego, że jest wyjątkowo słaba, czy, że jej przeczytanie okazało się pomyłką. Bynajmniej. Tylko dlatego, że jest to powieść w konstrukcji za którą kompletnie nie przepadam. To pewnego rodzaju saga. Opowieść długa, chwilami za długa, sięgająca wydarzeń wielu pokoleń. Współczesność miesza się z przeszłość. Czasy wojny, pogromu Żydów, powojenne czy wojenne ucieczki do Ameryki stykają się z teraźniejszością. Pojawiają się potomkowie, potomkinie. Zapowiadani są bohaterowie ówczesnych zdarzeń, jak ciotka Valery, o której rychłym przyjeździe czytamy na końcu (oj tak, ta to może namieszać. Historie, jedne ciekawe inne mniej, wpadają jakby to jednego kotła narracyjnego. Chwilami gubiłam się w tych opowieściach, myliły mi się imiona, rodziny. Losy niektórych bohaterów wydawały mi się mało splątane ze sobą. Prędzej widziałabym je jako odrębne opowieści z kolejnych części, niż powiązane w jednej powieści wątki fabularne. 

Dużą zaletą książki jest główna bohaterka – Gaja. Nie lubię czytać o „prawie ideałach”. Gdzieś tam zawsze tli się niezgoda na taką postać wiedząc, że w rzeczywistym życiu nie mam szansy jej spotkać. Gaja spodobała mi się chyba dlatego, że sama ma bardzo trudną historię pochodzenia. Jej matka Kazimiera to postać wręcz odpychająca. Ma dziwną relację z siostrami Lucyną i Hanką. Z każdą inną. Mimo, że chwilami zachowywała się bardzo infantylnie, mimo swego wieku, jak mała dziewczynka, to jej zamiłowanie do historii, umiłowanie przyrody i wsi przekonało mnie do niej. Z zapartym tchem przewracałam kolejne strony czekając, co tym razem odkryje, co sobie przypomni i co wywnioskuje, ze strzępków rozmów. No i co zrobi z tym Radkiem…. 

Kompletnie nie przekonał mnie wątek Jemiołek Górnych i Dolnych. W wielu miejscach czytałam o niechęci, o niezabliźnionych ranach, o nieprzepracowanych nieporozumieniach pomiędzy dwiema stronami wsi, pomiędzy dwiema częściami naw w kościele, pomiędzy spacerujących po dwóch drogach oraz modlącymi się pod dwoma różnymi obrazami Madonny. W relacjach między bohaterami nie odczułam tej niechęci, tej skomplikowanej przeszłości. Możliwe, że sposób prowadzenia narracji Autorki, spokojny, wyważony zasłonił tę niechęć, lub nie do końca ona wybrzmiewa z treści. 

Jan Kochanowski w „Pieśni świętojańskiej o Sobótce” w części „Panna XII” pisał: „Wsi spokojna, wsi wesoła”. Jemiołki to taka wieś. Choć realnie chyba nie istnieje. Znalazłam tylko wieś Jemiołki – Piotrowięta, która położona jest w województwie podlaskim, w gminie Sokoły. Ciekawe, czy Autorka szukając pomysłu na umiejscowienie akcji nowej serii myślała właśnie o tym miejscu… Cokolwiek by się w tej wsi nie działo, ktokolwiek by nie przyjechał, ją nie odwiedził, gdziekolwiek, by jej mieszkańcy nie wyjechali i cokolwiek nie nabroili, a także jakkolwiek wybory sołeckie nie okazały się nierealne, tę fikcyjną wieś odebrałam bardzo realistycznie. Z jej hermetyczną, duszną społecznością. Z jej tajemnicami i ciekawymi postaciami (jak Zoe – tylko czemu ona jest z Ameryki? – doulą i potomkinią dawnych zielarek i uzdrowicielek). Z jej przyrodą bardzo wiernie opisaną i zachwycającą. Z jej nieprawdopodobieństwem, z jej fantastyką, z jej fabularnością. 

Za dużo się działo, za dużo. I pewnie jeszcze drugie tyle lub więcej będzie się działo w kolejnej części sagi. Opowieści o mieszkańcach Górnych i Dolnych Jemiołek. Wielu mieszkańcach w wielu opowieściach. Lubicie takie sagi? Jeśli tak, to seria „Jemiołki” zdecydowanie jest dla Was. Zachęcam do lektury !!! 

Moja ocena: 6/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą bardzo dziękuję Wydawnictwu Książnica

„Grzęzawisko” Przemysław Żarski

GRZĘZAWISKO

  • Autor: PRZEMYSŁAW ŻARSKI
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 336
  • Data premiery: 12.07.2023r. 

Seria z Robertem Kreftem autorstwa @Przemysław Żarski – autor bardzo mi się podobała. Przeczytałam wszystkie trzy części. Ich recenzję znajdziecie na moim blogu. Zachęcam: „Ślad”, „Blizna” oraz „Cierń”. I to właśnie przy okazji recenzji trzeciej części trylogii napisałam: „(…) To trylogia, w której każda kolejna część jest na takim samym wysokim poziomie i w odniesieniu do kunsztu pisarza, i w odniesieniu do fabuły”. Ciągle podtrzymuję moją opinię. Szczerze, warto ją przeczytać. 

Wracając do książki Żarskiego, która debiutowała 12 lipca br. pt. „Grzęzawisko” od Wydawnictwa @Czwarta Strona Kryminału to już na wstępie zaznaczam, że chwile z nią spędzone uważam za w pełni udane. 

W sobotę 15 czerwca wyszedł z domu i zaginął czternastoletni Szymon Sulima. Szymon miał na sobie… (…) Jeśli ktoś ma informacje dotyczące miejsca pobytu Szymona, prosimy o kontakt z najbliższym komisariatem policji lub pod wskazanym numerem telefonu…” – „Grzęzawisko” Przemysław Żarski.

Zaginięcie Szymona, zwanego Siwym w 1996 roku pozostało zadrą w sercu i jego kolegów, i miejscowej policji. Do sprawy wszyscy wracają w 2019 roku, gdy na terenie miejscowych mokradeł zostają odnalezione ludzkie kości. Badania wykazały, że szczątki należą do zaginionego sprzed ponad dwudziestu lat Szymona, który w okolicy odnalezienia zwłok przebywał z rówieśnikami na leśnym biwaku. Sprawą zajmuje się Podkomisarz Aleksandra Lazar wspierana przez swój zespół, a szczególnie przez Błażeja Urygę. 

Czy to kolejna para śledczych? Czy „Grzęzawisko” rozpoczyna kolejną serię kryminałów? 

Bardzo bym chciała. Nie ukrywam, że wśród ostatnio przeczytanych powieści tego gatunku „Grzęzawisko” zajmuje miejsce na podium. Zachwyciłam się tą książką na równi z serią o Antonii Scott. Przy okazji Scott, pamiętacie, że premiera trzeciego tomu zatytułowanego „Rey Blanco. Biały Król” Juana Gómeza-Jurado już jutro? 

Ola: „Ona nie miała do tego cierpliwości; pewnie dlatego, że rzadko wychodziła z pracy – myślami tkwiła w niej dwadzieścia cztery godziny na dobę. Starała się nie zaniedbywać córki, lecz miłość do Mai nie była w stanie połatać wszystkich pęknięć, które powstawały przez lata na jej kruchej psychice. Nikt nie nauczył jej budować głębokich relacji, pielęgnować ich.” – „Grzęzawisko” Przemysław Żarski.

Błażej: „Miała wrażenie, że dogadują się bez słów. Jednego powinna się od niego nauczyć, żonglować maskami. Błażej zaszył pod skórą bolesną przeszłość i robił wszystko, by szwy wytrzymały. Jej chciało się czasem wyć z bezradności.” – „Grzęzawisko” Przemysław Żarski.

Skomplikowana relacja dwójki poranionych przez przeszłość dorosłych ludzi. Relacja przełożony – podwładny. Relacja partnerska. Relacja damsko – męska. Nie oceniałam ani jego, ani jej. Wręcz przeciwnie, wbrew rozsądkowi i wbrew damskiej solidarności, całkowicie Aleksandrę Lazar zaakceptowałam. Z jej bolączkami. Z jej zranionym sercem. Z wszystkimi pytaniami, które zadaje sobie od kilkudziesięciu lat. Nawet z jej błędnymi decyzjami, które podejmuje, by przynajmniej na chwilę odsunąć od siebie tę pustkę, tę nicość, której nikt w pełni nie wypełnił. Podobny stosunek po przeczytaniu „Grzęzawiska” mam do Błażeja Urygi, choć długo Żarski trzymał mnie w niepewności, czym śledczy zasłużył sobie, by wylądować w tak prowincjonalnym zespole kryminalnym. Nie obwiniajcie mnie więc, że chciałabym Olę z Błażejem zobaczyć, posmakować w innym wątku kryminalnym, w innej publikacji. 

Zastanawiające jak ocena prozy Żarskiego dokonana przeze mnie lata temu idealnie wkomponowuje się w odczucia po ostatniej Jego książce. Zerkając na recenzję trzeciej części z Kreftem „Cierń” aż muszę przytoczyć, z jedną tylko małą modyfikacją, moje obserwacje, które idealnie pasują do uczuć po lekturze „Grzęzawiska”. „Narracja jest prowadzona w trzeciej osobie. Konstrukcja podoba mi się bardzo. Rozdziały (…)” – i tu lekka modyfikacja – nazwane są latami, w których dzieje się akcja. Czytelnik zanurza się więc w fabułę umiejscowioną w roku 1996, 1986, lub w roku 2019. „(…) Żarski uwielbia retrospekcje. Dzięki takiej konstrukcji czytelnik nie ma szans się pogubić, zatracić w kreowanych wątkach. Pisarstwo Żarskiego zasługuje na ogromne brawa. Dbałość o detale, wykreowane postaci, ciekawe wątki poboczne, udane retrospekcje, o których już wspomniałam. Przedstawiając wątek kryminalny Żarski dopracowuje każdy szczegół, nie ma żadnych niedociągnięć. Sam wszystko kwestionuje, podważa postawione tezy. Tym samym uwiarygadnia każdy wątek, każdy postęp w śledztwie.  Takie właśnie mam przekonania po przeczytaniu ostatniej książki Przemysława Żarskiego, co oznacza, że Autor utrzymał nadal bardzo wysoki poziom, choć od ostatniej mojej lektury jego twórczości minęło już ponad dwa lata. 

Historia ułożyła się w całość. Może i wątek kryminalny nie jest finezyjny, za to wykonanie mistrzowskie. Nie nudziłam się. Żaden fragment nie odebrałam jako przydługi. Po rozpoczęciu czytania nie mogłam doczekać się rozstrzygnięcia. Nie mogłam doczekać się końca historii, by wreszcie się dowiedzieć, by wreszcie zrozumieć. Warstwa obyczajowa głównych bohaterów, a nawet tych pobocznych, jak chociażby wątek emerytowanego policjanta Młynarczyka, czy zaginionego mniej więcej w tym samym czasie co Szymon, Witolda Mamrota, tylko wzbogaca fabułę i uzupełnia śledztwo. A opis zachowania Bartosza Adlera ze strony 243 jako wstrząsające świadectwo półsieroty długo zapadnie mi w pamięci. 

Jeśli lubicie polskie kryminały, w których prawda ma drugie dno, a główni bohaterowie mącą czytelnikowi w głowach, to łapcie za „Grzęzawisko” Przemysława Żarskiego. Chwytajcie i czytajcie książkę, którą pochłonęłam w jeden wieczór. Bez przerwy. Bez wytchnieniaKsiążkę, która podobała mi się bardzo, a nawet bardzo, bardzo. Miłego czytania!!! 

ps. a o zakończeniu nic nie wspominam… celowo . 

Moja ocena: 9/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

„Gwóźdź do trumny”

GWÓŹDŹ DO TRUMNY

  • Autor: MONIKA WAWRZYŃSKA
  • Wydawnictwo: LEKKIE
  • Liczba stron: 256
  • Data premiery: 08.03.2023r.

O mojej miłości do komedii kryminalnych i nie tylko pisałam niejednokrotnie. Na pierwszym miejscu twórców takiej literatury niezmiennie od wielu lat znajduje się u mnie Joanna Chmielewska, natomiast w ostatnich latach dołączyły do niej współczesne polskie pisarki, takie jak Marta Kisiel, Małgorzata Starosta, Katarzyna Gacek. Po ich książki sięgam w ciemno i zawsze dobrze się przy nich bawię. Niejednokrotnie też pisałam,  że przy całej mojej sympatii do tego gatunku uważam go za najmniej „pewny”, a do debiutów zawsze podchodzę z dużą ostrożnością. Bowiem o ile w thrillerach, kryminałach i powieściach obyczajowych liczy się najbardziej fabuła i styl autora, a tyle w komediach zasadniczą rolę odgrywa poczucie humoru, a to, jak wiadomo, każdy może mieć inne. Powieść komediowa może mieć ciekawą fabułę i być pisana świetnym stylem, ale gdy poczucie humoru autora nam nie podejdzie, nie będziemy się przy lekturze dobrze bawić. I mogą to być nazwiska i tytuły, które zachwycają szerokie rzesze, jeśli nie trafiają w nasze indywidualne poczucie humoru, nic z tego nie będzie. Z tego powodu też do lektury powieści komediowej nieznanego mi autora lub autorki zawsze podchodzę z pewnym dystansem. Z jednej strony mam nadzieję, że powieść mi się spodoba i znajdę kolejne nazwisko do swojej listy „must read”, z drugiej strony mam sporą obawę o to, czy między mną i autorem/autorką „zaiskrzy”. Tak było i w przypadku Moniki Wawrzyńskiej. 26 lipca br. premierę miała czarna komedia jej autorstwa pt. „Kopnij w kalendarz”. Okazało się, że jest to drugi tom „Trylogii funeralnej’. Marcową premierę pierwszego tomu pt. „Gwóźdź do trumny” od @wydawnicto lekkie w natłoku nowości czytelniczych jakoś przegapiłam, ale na szczęście przy okazji lipcowej premiery ten brak nadrobiłam. I muszę powiedzieć, że bardzo się z tego powodu cieszę.

Trzy przyjaciółki w średnim wieku prowadzą interesy współpracując ze sobą, gdyż duża ich część kręci się wokół biznesu funeralnego. Jagna prowadzi zakład pogrzebowy i dodatkowo wynajem ślubnych limuzyn, Magda firmę cateringową, a Marta kwiaciarnię. W zakładzie Jagny pracuje syn Marty Kocio, która od dzieciństwa fascynuje się tematyką śmierci. Natomiast syn Jagny jest prawnikiem, który niespodziewanie zapragnął mieć psa i to wcale nie z tego powodu (jak sam siebie przekonuje), żeby częściej widywać młodą panią weterynarz Kingę. Niespodziewania Jagna staje w obliczu rozwodu i zostaje bezwzględnie odarta ze złudzeń, że stanie się to z klasą. Przyjaciółki ją wspierają, co prowadzi do szeregu mniejszych i większy perypetii.

Książkę czyta się rewelacyjnie. Pomysł na fabułę wyborny. Umieszczenie części akcji w zakładzie pogrzebowym to świetny zabieg, pozwalający przytoczyć szeregi anegdot odnośnie pogrzebów i wymagań jego klientów, którzy choć już głosu nie mają, potrafią być wymagający. Postaci pierwszo i drugoplanowych jest w powieści trochę, każda z nich jest interesująca i oryginalna. Wątki i bohaterowie przeplatają się ze sobą tworząc swoistą mieszankę wybuchową. Atmosferę szaleństwa podgrzewa obecność różnych zwierzaków i scenki z gabinetu weterynarza. Przy tej książce nie sposób się nudzić. Poprawia humor, gwarantuje świetną zabawę. Polecam gorąco.

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU LEKKIE.

RECENZJA PRZEDPREMIEROWA: „Nieodwracalnie” Bartosz Szczygielski

NIEODWRACALNIE

  • Autor: BARTOSZ SZCZYGIELSKI
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 327
  • Data premiery: 23.08.2023r.

W najbliższą środę premierową, tj. 23 sierpnia br., będzie debiutowała najnowsza książka @Bartosz Szczygielski – pisarz. Z powieścią zatytułowaną „Nieodwracalnie” zapoznałam się przedpremierowo dzięki współpracy z Wydawnictwem @Czwarta Strona Kryminału, za co serdecznie dziękuję. To szósta powieść Szczygielskiego, którą przeczytałam. Zaczęło się od „Winni jesteśmy wszyscy” na początku 2021. „Nie chcesz wiedzieć” z sierpnia tego samego roku oprócz fabuły zachwyciła mnie ciekawą okładką. 2022 rok przyniósł mi „Dolinę cieni” oraz „Nim skończy się noc”. Wówczas dopiero zorientowałam się😉, że Bartosz Szczygielski robi wszystko, by publikować dwa razy w roku na początku i w połowie. To był dobry znak, bo oznaczał, że mam szansę na częste lektury tego Autora😊. „Dzień gniewu” z lutego br. podobał mi się, oprócz wątku kryminalnego, z powodu postaci Liliany, dzięki której czytelnik mógł zastanowić się – jak napisałam w recenzji – „(…) skąd bierze się zło, jaka jest jego geneza i czy człowiek jest, albo dobry, albo zły”.

Dwa wątki toczące się równolegle. Pierwszy związany jest z relacją przyjaciół z dzieciństwa; Adama Zwidowskiego i Grzegorza Olachowskiego. Ten pierwszy mieszkający w Wielkiej Brytanii ze swoją ukochaną żoną Justyną otrzymał niespodziewany list od Grzegorza.  „(…) wiadomość o samobójstwie dawnego przyjaciela zmienia wszystko. Zwłaszcza że Grzegorz wysłał ją osobiście, tuż przed swoją śmiercią”. Drugi dotyczy znalezionej w lesie Weroniki Cymanowskiej, córki lokalnego przedsiębiorcy, producenta opakowań, którą sprawą – bardziej prywatnie niż służbowo – zajmuje się policjantka Celina Litowicz. Z pozoru dwa różne wydarzenia zaczynają się łączyć. Jakoś łączyć…

Kobieta nie miała już włosów. Nie dostrzegał też śladów skóry, a jedynie czarną skorupę pokrywającą czaszkę, szyję i ramiona. Ten widok będzie mu się śnił do końca życia. Nigdy też nie zapomni tego zapachu. Smrodu spalonych włosów wymieszanego z przypalonym tłuszczem. Chciał odwrócić się i odejść, zanim pojawi się policja…” -„Nieodwracalnie” Bartosz Szczygielski.

Podoba Wam się przywołany przeze mnie cytat? Mam nadzieję, że tak, bo pierwsza scena opisana przez Szczygielskiego w powieści jest naprawdę bardzo dobra. Typowy spacer Sławka, Agaty i Jacka w pobliskim lesie nie zakończył się w sposób, w jaki kończył się zazwyczaj. Po tej scenie założyłam więc, że musi być tylko lepiej…

Z tym było różnie, przyznaję. Bardzo podobał mi się wątek Grzegorza i Adama. Nieoczekiwane „spotkanie” (cudzysłów użyty celowo) po latach nie przebiegło w sposób, w jaki dla jednego i drugiego byłby najbardziej optymalny. Teoretycznie oczywiste postaci, jak np. notariusz, sąsiadka, ciągną za sobą pytania bez odpowiedzi, które Adam odkrywa chcąc nie chcąc. Postać Celki okazała się też dużym zaskoczeniem. Młodsza aspirant pełna werwy, zaangażowania, swady i odwagi odegrała znaczącą rolę w wydarzeniach opisywanych przez Szczygielskiego. Dobrze czytało się o prowadzonym przez nią nieoficjalnym śledztwie i podejmowanych decyzjach.

Słabiej odebrałam zakończenie. Rozwikłanie zagadki nie przekonało mnie. Do pewnego momentu splątane wydarzenia fabularne układały się w pewną całość. Lokalna społeczność, prominentni mieszkańcy i zaskakujące zdarzenia wskazywały na pewnego rodzaju realizm podszyty pewną finezją. Z ciekawością oczekiwałam rozwinięcia, kolejnych wskazówek czekając na mistrzowskie rozstrzygnięcie, oczekując oblicza „mistrza zbrodni”. Możliwe, że przeoczyłam pewne sygnały, wszak rozwiązywanie zagadek kryminalnych nie jest moją mocną stroną😉. Możliwe również, że Szczygielski napisał nieprzekonywujące mnie zakończenie. Każdy z nas czytelników ma swoje preferencje, swój gust. Czasami to pomaga, a czasem przeszkadza.

Powieść, pisana w narracji trzecioosobowej, podzielona jest na rozdziały z punktu widzenia różnych bohaterów oznaczonych na początku rozdziału, tj. Adama i Celiny. Jest to ulubiony sposób prowadzenia narracji przez Szczygielskiego. Spotykam się z nim już po raz któryś.  Dynamiczny styl, z elementami obyczajowymi i psychologicznymi skłania do przemyśleń na trudne tematy; odrzucenie, zapomniana przyjaźń, wydarzenia i nieprzepracowane traumy z dzieciństwa, zawiść, zazdrość, konformizm, wątek „ludzi trzymających władzę”. To niekwestionowane atuty tej  powieści do której przeczytania szczerze Was zachęcam. Udanej lektury !!!

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą przedpremierowo dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

„Uwięziona” B.A. Paris

UWIĘZIONA

  • Autor: B.A. PARIS
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 25.01.2023r.

B.A. Paris chyba nikomu przedstawiać nie trzeba. To niekwestionowana mistrzyni brytyjskiego thrillera psychologicznego. Jej powieści cenię od dawna. Do dziś pamiętam te emocje, grozę i niedowierzanie, które towarzyszyły mi podczas lektury debiutu autorki „Za zamkniętymi drzwiami”. To powieść i kobiecie uwikłanej w związek z psychopatą. Potem czytałam równie rewelacyjny, choć zupełnie inny „Dylemat” oraz „Dublerkę” napisaną wspólnie z innymi brytyjskimi autorkami. Ostatnią przeczytaną przeze mnie powieścią autorki była „Terapeutka”, która wywarła na mnie zdecydowanie mniejsze wrażenie niż poprzednie książki autorki, choć też miło spędziłam z nią czas. Oprócz lektury twórczości B.A. Paris, miałam okazję poznać ją samą podczas tegorocznych Targów Książki w Warszawie. Zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, uśmiechnięta, sympatyczna, mimo mnóstwa książek, które musiała podpisać z każdym zamieniła kilka słów. Podczas tego spotkania byłam już po lekturze jej najnowszej powieści pt. „Uwięziona”, która premierę miała 25 stycznia bieżącego roku. Dlaczego recenzję publikuję dopiero teraz? Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, oprócz ciągle rosnących stert książek i toczącego się, mam wrażenie, coraz szybciej, życia😊 Niektórzy mówią jednak, że „lepiej późno, niż wcale” pozwólcie więc, że dzisiaj podzielę się z Wami wrażeniami z lektury, zachęcając tych nielicznych z Was, którzy jeszcze nie znają twórczości autorki do jak najszybszego nadrobienia tego braku.

Amelie od dawna musi dbać sama o siebie. Straciła ojca, gdy była nastolatką, ale zanim wpadła w trypy opieki społecznej i rodzin zastępczych udało jej się uciec i zacząć nowe życie w Londynie. Miała szczęście, gdyż poznała dobrych ludzi, którzy jej pomogli, znalazła przyjaciół, a po jakimś czasie zdobyła pracę w luksusowym magazynie. Wkrótce potem zgodziła się poślubić jego właściciela, Neda Hawthorpe’a, syna miliardera. Ich związek dla obojga był układem, ale szybko okazało się, że Ned nie był taki, jaki chciał się wydawać. Amelie znajduje się więc w niebezpieczeństwie, Zanim jednak zdąży pomyśleć co mogła by zrobić budzi się w ciemnym pokoju. Nie ma pojęcia co się stało, kto ją tam umieścił. Wkrótce okazuje się, że razem z mężem została porwana. Znajduje się więc w ogromnym niebezpieczeństwie, ale nawet wtedy nie chce wrócić do boku męża…

Powieść ma ciekawą konstrukcję. Składa się z dwóch części. Pierwsza z nich zatytułowana „Porwanie” składa się z 56 rozdziałów rozgrywających się na przemian w dwóch planach czasowych „Teraz” i „Kiedyś”. Druga część zatytułowana „Rozliczenie” liczy 27 rozdziałów. Obie części prowadzone są w narracji pierwszoosobowej. Zabieg polegający na tym, że najpierw poznajemy bohaterkę znajdującą się w bardzo trudnym położenia, która  budzi się w ciemnym z napastnikiem na sobą, a potem stopniowo poznajemy jej przeszłość, naprzemiennie z bieżącym rozwojem sytuacji, by na koniec odkryć, że nic nie było takie jak nam się wydawało, jest genialny. Autorka jest mistrzynią stopniowania napięcia i mieszanie czytelnikom tropów. Chociaż muszę przyznać, że ta powieść jest trochę słabsza, niż pierwsze autorki. Bohaterka momentami mnie irytowała, wkurzała mnie jej naiwność i lekkomyślność, pewnych rzeczy też można było się domyślić. Muszę jednaki przyznać, że dobrze przy niej spędziłam czas. Styl autorki jest lekki i wciągający, a książkę czyta się szybko, choć w pierwszej części trochę dłużył mi się motyw porwania i przetrzymywania bohaterów. Generalnie całość utrzymana na przyzwoitym poziomie, choć moje oczekiwania wobec autorki są zdecydowanie wyższe. Czekam z niecierpliwością na kolejną powieść i mam nadzieję, że będzie równie dobra jak jej pierwsze książki.

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU ALBATROS.

 

„Zarzut” Remigiusz Mróz

ZARZUT

  • Autor: REMIGIUSZ MRÓZ
  • Seria: JOANNA CHYŁKA (TOM 17)
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 488
  • Data premiery: 9.08.2023r

Przygodę z Joanną Chyłką skończyłam na 15 tomie (recenzja na klik). Jestem niekwestionowaną fanką serii, a przygodę z nią zaczęłam od „Kasacji” prawie 8 lat temu.  Od razu główna bohaterka przypadła mi do gustu. Ujęła mnie swoim górnolotnym językiem (hasło tej części to „skurwycórstwo”😊) i umiejętnością riposty w każdej porze dnia i nocy, aparycją, umiłowaniem do X5 i do steka z Hard Rock Cafe. Rozmawiając z innymi czytelnikami serii dowiedziałam się, że Chyłka, Langer, Zordon, a nawet fan białego Gandalfa potrafią się znudzić. Możliwe. Czasem nawet od najbardziej ulubionych bohaterów potrzeba wytchnienia, tak jak nawet od bardzo dobrych przyjaciół. Prawdą jest, że mi Chyłka nigdy się nie znudziła. Mi w pewnym momencie przestała podobać się treść fabularna, całkiem odrębna od tej opisanej w 17 tomie cyklu pt. „Zarzut”😉.

@RemigiuszMróz wespół z Wydawnictwem @Czwarta Strona Kryminału w książce, która debiutowała 9 sierpnia br. stworzyli intrygujący zestaw. Zestaw, w którym osoba Chyłki zyskuje. Zyskuje na nowo.

Tym razem do małżeństwa prawników (tak, tak 😊, a to ci niespodzianka!) dzwoni roztrzęsiony ksiądz Kasjusz, znajomy Chyłki, u którego w kościele znajdują się zwłoki zabitego tępym narzędziem mężczyzny. Sprawę komplikuje fakt, że nie znaleziono narzędzia zbrodni, a sam ksiądz Kasjusz zaprzecza jakoby znał napastnika przed którym, jego zdaniem, tylko się bronił. Sprawa wydaje się z góry wygrana. Obrona konieczna. Gdyby nie fakt, że prawdziwy tytułowy zarzut dotyczy pedofilstwa, który jest czasem ważniejszy od samego wyroku oraz, że przeciwniczką pary adwokatów jest Klaudia Bielska  zwana Chyłką prokuratury.

Niezwykle podobała mi się ta część, z wielu względów.

Primo. Chyłka prokuratury okazała się prawdziwie, ciekawą, dobrze skrojoną, kolejną silną postacią kobiecą. Na miarę swojej przeciwniczki. Fajnie czytało się o upodobaniach muzycznych przeciwniczki, ubiorze, zachowaniu i urodzie, w zestawieniu do Chyłki. Riposty też okazały się całkiem, całkiem, więc o podobieństwa nie było trudno.

Secundo. Fabuła. Tym razem Autor nie wprowadził czytelnika na tory tego, co zdarzyło się naprawdę. Skupił się, o czym sam napisał w zakończeniu, na samej fabule. Zostawiając wyobraźni czytelnika to, co zdarzyło się naprawdę i czy Kasjusz oraz inni powiązani ze sprawą zasłużyli na to, co w efekcie ich spotkało. Ciekawy ten zabieg. Chociaż z niecierpliwością czekałam na rozwiązanie.

Tertio. Relacje. Nie wiem czym sobie zasłużyli wierni czytelnicy Remigiusza Mroza (chociaż imię Autora nie do końca przypadło Chyłce do gustu😉) na tak rozwinięcie związku Joanny i Kordiana. Nawet ich wzajemne ścieranie się ma więcej uroku, czy mini kłótnie, niż niejedne romantyczne sceny czytane, czy raczej przebrnięte przeze mnie w innych gatunkach. Związek obojga dojrzał, chociaż sami jego członkowie nie do końca. Pewne perspektywy i rozumienie świata pozostało, a pewne pojawiło się w całkiem nowym wymiarze. Wymiarze nasciturusa.

Quarto. Wardyś – Hansen i Forst. Aż dziw bierze, że imię Dominika nie znalazło się na liście dla najlepiej brzmiących (tak macie rację, Ci którzy mnie znają wiedzą, że napisałam to tylko dlatego, że moja Psiapsi tego oczekiwała😉). Wspomnienie bohaterów innej serii zawsze jest ciekawostką, która się sprawdza. Tym bardziej, jeśli bohaterów się polubiło i zaciekawiło ich historią. Takie niby lekkie wspomnienie…a od razu zostało zapamiętane.

Quinto. Zwroty. Tego nigdy mi u Mroza nie zabrakło i nigdy w tym zakresie mnie nie zawiódł. Czytanie nawet lekkich kryminałów dla rozrywki uczy, rozwija, poszerza horyzonty. Wiecie co to „interlokutor”? Ja nie wiedziałam, kompletnie. Do tego stopnia, że musiałam zapoznać się z definicją słownikową. Więc… „Interlokutorem lub interlokutorką nazywamy więc osobę, która prowadzi z nami rozmowę, dialog.” Ha. Kompletny obłęd. A w zdaniu brzmi jeszcze lepiej. Nie mogę nie wspomnieć również o „rąbaniu na wiór jak bóbr”. Cudowne sformułowanie przywołujące uśmiech na usta. A w czytaniu o to chodzi, by czasem się i uśmiechnąć.

Sexto. Kasjusz. Idealnie skrojona postać oskarżonego. Konsekwentna z wieloma pobocznymi wątkami, które ukazały mi ją w pełnym, kompleksowym świetle. Dał się lubić. Ceniłam tę postać za rozwagę, za uczucia, za szczerość (czyżby?) oraz za otwartość na rozmowy o kościele przez duże „K”, o duchowieństwie, o wierze. Świetnie Mróz ją wymyślił i świetnie wkomponował w świat wojny pomiędzy oskarżycielami i obrońcami, wojny adwokacko – prokuratorskiej.

Bardzo udana siedemnasta część cyklu. Tak udana, że nie mogę doczekać się kolejnej.

I jeszcze ta tylna okładka, która zachęca do zabawy: „Która podoba Wam się najbardziej?”. Ja pobawiłam się w nią sama i…. nie zgadniecie😉. Uwielbiam postać męską w turkusowym garniturze. Cóż poradzę…

Moja ocena: 8/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą bardzo dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.