„Nic tu nie jest prawdą” Lisa Jewell

NIC TU NIE JEST PRAWDĄ

  • Autorka: LISA JEWELL
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 350
  • Data premiery: 3.07.2024r. 
  • Data premiery światowej: 8.08.2023r. 

Książki Lisy Jewell traktuję z ogromną estymą. To wszystko przez książkę, którą przeczytałam w 2021 pt. „Idealna rodzina”, którą naprawdę z olbrzymim namaszczeniem oceniłam 10/10. Ten thriller psychologiczny był dla mnie tak wstrząsający, że główne wątki fabuły pamiętam do dziś, a to przy tylu czytanych książkach naprawdę rzadkość 😉. Kolejne książki Autorki nie przyjęłam już z takim entuzjazmem. Powieść pt. „Niewidzialna dziewczyna” oceniona przeze mnie została 6/10. Natomiast „Noc, w której zniknęła” i „Pozostała rodzina” będąca kontynuacją „Idealnej rodziny” 7/10. Na początku lipca polską premierę miała kolejna pozycja autorki pt. „Nic tu nie jest prawdą” również od Wydawnictwo Czwarta Strona Kryminału. Do czytania tej książki zabrałam się dość żwawo, ciekawiło mnie bardzo czy kunszt literacki autorki jest nadal na wysokim poziomie. 

Świętując ze swym mężem Walterem swoje czterdzieste piąte urodziny w pubie Josie Fair poznaje podcastarkę Alix Summers podejmującą w swej twórczości temat kobiet uwikłanych w przemocowe związki, która jest jej urodzinową bliźniaczką. Okazuje się, że obie panie urodziły się nie dość, że tego samego dnia i roku to jeszcze w tym samym szpitalu. Będąc ciekawą, co jeszcze łączy obie kobiety Josie doprowadza do kolejnego spotkania, w trakcie którego składa Alix nietypową propozycję współpracy. Pragnie, by Alix opowiedziała jej historię. Historię uwikłania w nieszczęśliwy związek z mężczyzną, który w chwili rozpoczęcia relacji miał czterdzieści dwa lata, podczas gdy Josie tylko piętnaście. Alix chętnie się godzi licząc, że nowy rodzaj podcastu zwróci uwagę jej słuchaczy nie na wątek uwolnienia się od trudnej, toksycznej relacji, a na kwestię tkwienia w niej i bieżącego dojrzewania do jej zerwania. Sprawy wymykają się jednak spod kontroli. Josie staje się coraz bardziej zaciekawiona życiem Alix, coraz bardziej zaborcza. Alix zaczyna coraz bardziej przyglądać się nowej znajomej, gdy zaczynają ginąć jej rzeczy z najbliższego otoczenia. Czego tak naprawdę chce jej urodzinowa bliźniaczka

Po przeczytaniu pięciu książek Lisy Jewell z całą mocą stwierdzam, że autorka lubuje się w historiach z trudnymi relacjami rodzinnymi, w których kobiety odgrywają główną rolę będąc często jednocześnie sprawcami.  I tym razem główną bohaterką jest skomplikowana kobieca postać. Postać wielowarstwowa. To postać, w której wyłania się obraz toksycznej matki, zaborczej żony, zazdrosnej koleżanki, ale jednocześnie kobiety, która jest dla otoczenia przyjazna, uwielbiającej swego psa Freda i troszczącego się o niego, a także oddanej pracownicy. Jewell specjalizuje się w kreowaniu tak niejednorodnych postaci, których poznanie następuje w wyniku dalszego zaznajamiania się z fabułą znacznie później. Na początku wszystko wygląda często inaczej. 

Powieść rozpoczyna się od ciekawego Prologu, w którym autorka przedstawia dziwną historię mężczyzny podwożonego przez kobietę z psem w samochodzie. Długo zajęło mi poznanie, kto był podwożony przez kogo. Bo o to właśnie chodzi w thrillerach psychologicznych, by opowieść nie ułożyła się od początku w żadną całość. Bardzo podobały mi się wstawki z podcastów Alix produkcji Netflixa. Autorka kreśliła wypowiedzi, wywiady w sposób bardzo umiejętny. Podcasty te stanowiły ciekawe wtrącenia w kreśloną fabułę, które dopowiadały i usprawiedliwiały zachowanie głównej bohaterki i teraz, i w przeszłości. Mistrzowsko Jewell rozrysowała wątek sióstr Roxy i Erin Fair. Jak to często potrafi pod warstwą całkowicie innych kobiet kryły się postaci o odmiennych cechach i historii, niż mogłoby się wydawać.  To takie niepokojące aspekty powieści. Niepokojące było dla mnie od samego początku, o czym tak naprawdę będzie opowiadać w podcaście Josie. O czym mogłaby opowiedzieć żyjąca praktycznie tylko w swym pokoju, anorektyczna starsza córka – Erin jedząca tylko papki dla niemowląt oraz o czym mogłabym opowiedzieć dużo młodsza Roxy, która wyprowadziła się z domu w wielu szesnastu lat. Niepokojący dla mnie okazał się Walter, mąż Josie, który był bierny i pasywny od samego początku. Jakby dużo ukrywał, jakby miał dużo sobie do zarzucenia. Jakby opinie Josie o nim były jak najbardziej prawdziwe. 

To thriller o półprawdach, prawdach, których nikt nie dostrzega i prawdach z różnych punktów widzenia. To thriller o tym, że nic nie jest czarno białe, a umiejętny kreator nawet z dobrej matki czy córki zrobi potwora. To thriller, w którym do końca nie wiadomo, kto mówi prawdę, a kto kłamie i dlaczego. Motywy nie wysuwają się na światło dzienne, nie pozwalają rozpoznać głębsze dno opowieści. Do tego to thriller, w którym dwie główne bohaterki przeplatają swoje losy z bardzo tragicznym skutkiem. Skutkiem dwóch śmierci. By dowiedzieć się jednak kto i w jakich okoliczność zmarł musicie sami zanurzyć się w opowieść toczącą się od 8 czerwca 2019 roku, aż do marca 2022. 

Udanej lektury więc ! 

Moja ocena: 7/10

Za możliwość recenzji książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

„Zanim wystygnie kawa” Toshikazu Kawaguchi

ZANIM WYSTYGNIE KAWA

  • Autor: TOSHIKAZU KAWAGUCHI
  • Seria: ZANIM WYSTYGNIE KAWA (tom 1)

  • Wydawnictwo: GRUPA WYDAWNICZA RELACJA

  • Liczba stron: 219
  • Data premiery w tym wydaniu: 13.07.2022r. 
  • Data 1. wydania polskiego: 19.09.2019r. 

  • Data premiery światowej: 6.12.2015r. 

Zanim wystygnie kawa” Toshikazu Kawaguchi to książka, która pojawiła się na Legimi w katalogu Nowości. Tak się stało dlatego, że Legimi powitało na początku lipca br. Wydawnictwo Relacja w abonamencie. Dzięki temu i ja mogłam skorzystać zaczytując się w pozycji, która mimo, że wydana w Polsce po raz pierwszy w 2019 roku frapowała mnie tak mocno, że zapragnęłam ją przeczytać😁 i bynajmniej nie w ramach współpracy z Wydawcą, ale całkowicie z własnej nieprzymuszonej woli. Ta krótka książeczka nie bez powodu stała się książką roku 2022 na portalu Lubimy czytać. Pozwólcie podzielić się z Wami na jej temat moją opinią. 

– gdybyś mógł cofnąć się w czasie, z kim chciałbyś się spotkać?” – ☕️„Zanim wystygnie kawa” Toshikazu Kawaguchi.

Nie bez powodu autor zadaje to pytanie czytelnikowi na samym początku. Książka jest zbiorem czterech opowiadań z morałem, które opieraj się na koncepcji funkcjonowania w bocznej uliczce w Tokio klimatycznej kawiarni, która od ponad stu lat podaje starannie parzoną według swojego przepisu kawę. Kawę, której nie sposób znaleźć w innym miejscu. Kawę, która umożliwia czterem klientom podróży w czasie w czasie której wszystko może się zdarzyć. Wszystko to pod pewnymi warunkami. Jednym z nich jest powrót, który musi nastąpić zanim kawa wystygnie. 

Dobre książki nie muszą mieć pięknego wydania. Nie muszą być zdobione fantazyjną obwolutą czy zdobionymi kartkami. Nie muszą być nawet długie. Dobre książki po prostu takie są. Pozostawiają po sobie coś, o czym będziemy pamiętać długo. Dobrą, a raczej bardzo dobrą książką jest „Zanim wystygnie kawa” Toshikazu Kawaguchi, która tak naprawdę zapoczątkowała pewną serię. W zapowiedziach Wydawcy przeczytałam, że czwarty tom cyklu pt. „Zanim się pożegnamy” premierę będzie mieć 23 października br. To cieszy, gdy kontynuowane są wartościowe pozycje. 

W kawiarni nie ma klimatyzacji. Lokal został otwarty w tysiąc osiemset siedemdziesiątym czwartym rok, zatem ponad sto czterdzieści lat temu. W tamtych czasach ludzie wciąż używali lampek oliwnych. (…) jej wnętrze praktycznie się nie zmieniło od samego początku.” – Zanim wystygnie kawa” Toshikazu Kawaguchi.

„(…) Oświetlenie zapewniało teraz jedynie sześć przysłoniętych abażurami lamp wiszących oraz jeden kinkiet przy wejściu. Wnętrze kawiarni stale miało barwę sepii. Bez zegarka nie dało się tu odróżnić dnia od nocy. W kawiarni wisiały trzy duże, zabytkowe zegary ścienne. Jednak wskazówki każdego z nich pokazywały inną godzinę….” –Zanim wystygnie kawa” Toshikazu Kawaguchi. 

W takiej kawiarni o nazwie Funiculi Funicula dzieje się akcja czterech krótkich historii. W każdej z nich, ktoś inny chce usiąść na tym krześle, by przenieść się w czasie. I to nie tylko klienci, którzy znają miejską legendę o tych podróżach, ale również personel. 

W opowieści zatytułowanej „Kochankowie” poznajemy młodą atrakcyjną Fumiko, która potrzebowała przenieść się w czasie, by powiedzieć ukochanemu Goro Katada tego, czego nie zdołała w realnym życiu. W tej narracji zachwyciła mnie postać kobiety w białej sukience czytającej książkę. To dodatkowo interesujący wątek książki. A także samo opisanie relacji pary. Autor wprowadził czytelnika w szerszy kontekst. Mi najbardziej podobało się opowiadanie „Mąż i żona”. Kawaguchi z uczuciem i niezwykłą estymą odwzorował problem Alzheimera w małżeństwie Fusagi. Sama postać Pana Fusagi od początku mnie frapowała. Była dramatyczna w tym swoim oczekiwaniu, aż to miejsce się zwolni, by mógł przysiąść i dać coś swojej żonie z przeszłości, czego nie zrobił wcześniej. Żonie, o której nie pamiętał. Wzruszyłam się ogromnie. Zapłakałam. Podobnie jak w historii „Siostry” i „Matka i dziecko”. W tych nowelach podjęto znowu inny rodzaj relacji, siostrzanej i matczynej. Obie głęboko wstrząsające, silnie emocjonujące. Refleksje Hirai o swym zachowaniu w stosunku do młodszej siostry skłoniły mnie do myślenia o rodzeństwie. O tym jak często patrzymy na własne „ja” nie potrafią dostrzec w naszym rodzeństwie przyjaciela zakładając, że chce tylko nam utrudnić życie, uzmysłowić, ile mamy deficytów i wyszarpać przestrzeń dla siebie. Jakbyśmy w stosunku do rodzeństwa nie mogli wzbudzić w sobie wzajemnego szacunku opartym na zrozumieniu naszej różnorodności, nawet skrajnej, tak jak potrafimy w stosunku do przyjaciół. I na sam koniec pragnienie Kei, współwłaścicieli kawiarni, chorej na serce, która z miłości do nienarodzonego dziecka decyduje się mimo zagrożeń je urodzić. Jej spotkani z Miki wstrząsnęło mną do głębi. Matka. To matka.  

Klimat książki jest bardzo przyjemny. Uwielbiam takie małe kawiarenki w podziemiach, na uboczu. Ta jest wyjątkowa, gdyż przepełniona magią, tajemnicami i charakterystycznymi bohaterami. Dowiedziałam się, że powstała adaptacja książki pt. „Café Funiculi Funicula” („Kohi ga Samenai Uchi ni”) w 2018r. Ciekawe jak twórcy odwzorowali urok tego miejsca i specyfikę postaci.

To literatura piękna, choć język jest zwięzły, mało kwiecisty, jak to w azjatyckich powieściach. Zdecydowanie polecam dla głębszej refleksji, dla chwili przemyślenia o relacjach, o bliskich wokół nas na różnych płaszczyznach. 

Moja ocena: 9/10

Książkę wydała Grupa Wydawnicza Relacja. 

„Kości niezgody” Lisa Regan

KOŚCI NIEZGODY

  • Autorka: LISA REGAN
  • Seria: JOSIE QUINN. TOM 5
  • Wydawnictwo: DOLNOŚLĄSKIE
  • Liczba stron: 304
  • Data premiery: 15.02.2024r. 
  • Data premiery światowej: 5.04.2019r. 

Przy okazji wrzucania na półkę Legimi książki „Cichy Płacz” autorstwa Lisa Regan, Author będącej szóstym tomem cyklu o detektywce Josie Quinn, która premierę miała 17 lipca br. zwróciłam uwagę, że nie opublikowałam recenzji poprzedniego tomu debiutującego w lutym br. Serię wydaje z sukcesem Wydawnictwo Dolnośląskie. Już w zapowiedzi tomu zatytułowanego „Kości niezgody” przyznałam, że to jedna z moich ulubionych serii. Opinie o poprzednich tomach przeczytacie pod następującymi linkami: „Znikające dziewczyny”, „Grób matki” oraz „Ostatnie wyznanie”. 

Detektywka Josie Quinn miała nadzieję na spędzenie miłego południa ze swym partnerem Noahem Fraley i jego matką Collete, która „słynęła jako doskonała gospodyni. Wszystko, co przygotowywała, wyglądało przepysznie, a smakowało jeszcze lepiej. Przy domu miała bujny, kolorowy, idealnie wypielęgnowany ogród, a do tego wszystkiego znajdowała czas na szycie pięknych kołder.” Choć ostatnio zdrowie Collete szwankowało. Zarówno Noah jak i jego dwójka starszego rodzeństwa, siostra Laura oraz brat Theo obserwowali u matki początki otępienia zaburzającego funkcje poznawcze. Po przyjeździe na miejsce znajdują Collete nieżywą w jej wypielęgnowanym ogrodzie. Z pozoru wypadek przy ogrodowych pracach okazuje się morderstwem. Morderstwem dokonanym w dużym emocjach. Kto bowiem dba o to, by ofiara udławiła się grudkami ziemi? 

Josie wraz ze swoimi współpracownikami rozpoczyna śledztwo odkrywające prawdę bynajmniej nie sprzed kilku, a sprzed kilkudziesięciu lat. 

Książkę, podobnie jak poprzednie tomy cechują; zwięzły styl, lotne dialogi, szczególnie w wykonaniu Josie prowadzącej śledztwo i rozpytującej, ciekawa akcja, sensacyjne zdarzenia z przeszłości, a także szybkie tempo prowadzonego dochodzenia.  Dzięki temu w śledztwie pojawiają się wątki sprzed wielu lat. Dodatkowo odkrywane są powiązania innych osób, jak Beth i Masona Prattów, Drew Pratta, Wolickiego czy Earla Butlera. Przez co początkowa niezwykle obiecująca teoria o powiązaniu śmierci matki Noaha z aferą sędziego Sandersa za łapówki osadzającego nastolatków na długie okresy w domu poprawczym prowadzonym przez instytucję Wood Creek Associates okazała się tylko zasłoną dymną. Lektura tej powieści nie jest nużąca. Nie jest też spektakularna, bo zasadniczo Regan utrzymuje dotychczasowy poziom, do którego mnie przyzwyczaiła. Nawet konstrukcja nie zaskakuje. Powieść składa się bowiem z prologu i 62 krótkich rozdziałów, pisanych w narracji trzecioosobowej.

To kryminał detektywistyczny pisany w typowo amerykańskim stylu. Autorka dba więc o wielość wątków i tropów. Myli czytelnika podrzucając co rusz jakieś artefakty: chociażby z początku pendrive, grot strzały z jaspisu czy klamra od paska ozdobiona wytłoczoną datą „1973”. Nie ma w tej powieści miejsca na psychologiczną, dogłębną analizę zachowania sprawcy, na jego rys osobowościowy. To zawsze wada powieści amerykańskich pisanych w stylu lekkich kryminałów stanowiących wyłącznie rozrywkę, a książkę zapamiętywaną na lata. Mimo, że się podobają trudno mi przypomnieć sobie szczegóły fabuły. Choć ta seria ma coś w sobie. Wyjątkowo podoba mi się powielany przez tłumacza feminatyw. Josie Quinn przedstawia się jako detektywka i też tak prowadzona jest cała narracja. Do tego przywiązanie Lisy Regan, która bardzo dba, by czytelnik nieznający poprzednich części rozeznał się ogólnie w życiu Josie i spojrzał na nią w szerszym kontekście. I w tej części powiela się w fabule przypomnienie o tym, że główna bohaterka w „nagłych i brutalnych okolicznościach cztery lata wcześniej straciła męża i ukochanego szefa.” Choć nie do końca, moim zdaniem, wspomnienie tego trudnego przeżycia miało znaczenie w prowadzeniu postaci Josie. 

Z ogromną niecierpliwością czekam więc na moment rozpoczęcia czytania szóstego tomu cyklu wspomnianego na wstępie pt. „Cichy Płacz”, która w opisie Wydawcy obiecuje niezwykle emocjonującą i uczuciową fabułę. Kryminalny wątek dotyczyć będzie bowiem kilkuletniego dziecka.  Liczę, że również Wy niecierpliwie będziecie czekać na moją recenzję o kolejnej części😉. Pisanie recenzji dla siebie na blogu nie ma bowiem najmniejszego celu. 

Moja ocena: 8/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą serdecznie dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu. 

„Demony Babiej Góry” Irena Małysa

DEMONY BABIEJ GÓRY

  • Autor: IRENA MAŁYSA
  • Wydawnictwo: MOVA
  • Seria: BAŚKA ZAJDA. TOM 4
  • Liczba stron: 376
  • Data wznowienia: 29.05.2024r. 

29 maja br. premierę miał czwarty tom serii o Baśce Zajdzie pt. „Demony Babiej Góry” od Wydawnictwo Mova autorstwa Irena Małysa strona autorska. To kolejna książka tej Autorki, którą przeczytałam. Poprzednie to: „W cieniu Babiej Góry”, „Więcej niż jedno życie” oraz „Daleko od Babiej Góry”. Serię oceniam generalnie jako bardzo udaną. Podoba mi się postać podkomisarz Barbary Zajdy z komendy powiatowej w Suchej Beskidzkiej. Podoba mi się jej dziadek Uciecha i jej góralskie pochodzenie, a także życie z Tomaszem w patchworkowej rodzinie. Mam nadzieję, że Was natomiast ciekawi czy podobała mi się czwarta część😉. 

Fabuła oparta jest na dwóch planach czasowych. Współczesność opiera się na wyjeździe Baśki Zajdy ze swoją matką do nadmorskiej miejscowości – Marucice w sierpniu 2022. Celina korzysta z uroków sanatoryjnych. Baśka pragnie dotrzymać jej popołudniami towarzystwa i sama odpocząć w Domkach „Mewa”. Ośrodek prowadzi Iwona i Stefan Tulejowie. Baśce od razu przypada go gustu ich syn, dziewiętnastoletni albinos Zachary. Chłopak pomaga jej zrozumieć okolicznych mieszkańców, którzy kompletnie nie przejmują się zaginięciem Darii Kuleszy prowadzącej razem ze swym partnerem Goranem Sabo „Morski Glamping”, w którym pierwotnie Zajda zarezerwowała noclegi. To właśnie w okolicznościach odbierania zaliczki Zajda dowiedziała się o zaginięciu partnerki Gorana. Przeszłość dotyczy wydarzeń z życia Jadźki Stanach, która ze swym synem Andrzejem w dniu 9 kwietnia 1969 roku ucieka ze Skawicy od męża do Państwowego Gospodarstwa Rolnego w Marucicach za pracą, za nowym życiem. Śledzenie wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat doprowadza do finału, w którym nie tylko łączą się losy współczesnych bohaterów Marucic, ale także losy bohaterów z innych części powieści. Okazuje się, że Baśka poznała syna Jadźki, w „ten okropny dzień w jego zakładzie w Skawicy. Kiedy halny szalał pod Babią Górą.” 

(…) To zawsze będzie wracać. Nie można całkiem odrzucić przeszłości. Można z nią pracować, oswoić jak dzikie zwierzę, ale nie sposób o niej w pełni zapomnieć.” -„Demony Babiej Góry” Irena Małysa.

Ta książka jest właśnie o tej przeszłości. O przeszłości Baśki, która rok wcześniej o mało co nie straciła życia. To wydarzenie pozostawiło w jej ciele i duszy głębokie blizny. Jest także o przeszłości samej Jadźki, która z synem próbowała ułożyć sobie życie w komunistycznych PGR. Której relacja z Mietkiem zwieńczona została 15-letnim związkiem. Zaś konflikt z brygadzistką Anną Kobylską kosztował ją i stratę syna, i stratę wnuczki na lata. Narracja jest trzecioosobowa, prowadzona z punktu widzenia różnych bohaterów, jak wspomniałam już na dwóch planach czasowych – w 1969 roku i współcześnie w 2022r. Naprzemienność niedługich podrozdziałów powoduje, że napięcie i ciekawość czytelnika wzrasta. Tak naprawdę wiele się dzieje i w jednej, i w drugiej warstwie czasowej. Czasem trudno nadążyć i nad wątkami pobocznymi, i nad bohaterami wydarzeń, którzy mnożą się z biegiem akcji. Taki sposób poprowadzenia historii przez Autorkę sprawia, że cały czas myślałam, jak te dwa plany czasowe się ze sobą połączą. I nie ukrywam, że zakończenie było dość zaskakujące. W perspektywie współczesności uderzył mnie motyw morderstw związanych z lokalnym kołem myśliwskim. Morderstw na bezbronnych zwierzętach, a także na tych, co lokalnym ważniakom przeszkadzają w realizowaniu swojej morderczej pasji. W warstwie przeszłości uderzył mnie wątek wnuczki i syna, którzy się mieli ku sobie. Ciągle się zastanawiam, czy się dowiedzieli o powiązaniach rodzinnych, czy też nie. Wstyd się przyznać, ale myślę, czy to gdzieś mi nie uciekło czytając późno wieczór🤨. Do tego tajemniczy dom z dużą ilością bydła. Mroczny klimat tajemnicy i zagadkowości, a także pojawiająca się znikająca kobieca postać. No i sama Emma Maślak, która dołożyła tylko dodatkowych emocji. 

Dobrze Małysa powiązała postać Baśki z lokalną aspirant Moniką Ferszt. Choć ze względu na mnogość wątków zaskoczona była takich sposobem opowiadania tak skomplikowanej historii. Według mnie poruszonych w powieści wątków starczyłoby na co najmniej dwie odrębne powieści.

Nie jest to również kryminał w gatunku, do którego jestem przyzwyczajona. Dla mnie to bardziej powieść obyczajowa z wątkami kryminalnymi. Wielowarstwowa powieść obyczajowa poruszająca wiele kwestii; zazdrości, zawiści, ucieczki od swego życia, o rozpoczynaniu na nowo, o zabobonach, o wierzeniach, o wiejskich znachorkach, o kazirodztwie, o powierzchownych relacjach, o walce o swoje, o hermetycznej społeczności, która nie lubi obcych, o chronieniu własnego dziecka, ale tylko według własnego uznania, o romansach, a nawet o gangsterach i osobach trzymających lokalnie władze. Możliwe, że ta wielowątkowość spowodowała u mnie poczucie, że niektóre kwestie nie zostały dopowiedziane, niektórzy bohaterowie i relacje nie zostały do końca rozpisane, że pozostał potencjał, za którym było mi tęskno. Przykładowo brakowało mi rozwinięcia w relacji Jadźki i Mietka. Sama zresztą młoda Jadźka była dla mnie bohaterką nieodgadnioną. Jej aparycja, która składała się na samą biedę jakimś cudem zachwyciła PGR-owskiego zootechnika, a i o jej charakterze nie mogłam nic dobrego powiedzieć. Bardzo nierówny. Z jednej strony martwiąca się matka chcąca dla syna jak najlepiej, z drugiej kobieta wulgarna, zabobonna, zacofana. Jakoś całkowicie ten wątek romansowy mnie nie przekonał.  Zabrakło mi również dopowiedzenia historii Andrzeja, który chwilami był bardzo emocjonujący. Co się z nim stało i jak potoczyło się jego życie.

Jest to książka, do której warto sięgnąć chociażby po to, by wyrobić sobie własne zdanie. Zdecydowanie dla fanów skomplikowanych historii z szeroką rozbudowaną warstwą społeczną. Dla ciekawych tego, jak się kiedyś żyło. Dla fanów serii i nie tylko. Każdy tom cyklu możecie czytać odrębnie, gdyż każda książka opowiada inną fabułę. 

Miłej lektury! 

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję  WYDAWNICTWU MOVA.

„Pod dachem z mordercą” Klaudia Muniak

POD DACHEM Z MORDERCĄ

  • Autor: KLAUDIA MUNIAK
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 336
  • Data premiery: 27.05.2024r. 

W zapowiedzi przyznałam się, że przeczytałam tylko dwa ostatnie thrillery autorstwa Klaudia Muniak – strona autorska. Recenzje obu ich znajdziecie na moim blogu: „Nie zabiłam” oraz „Dom obok”. Obie subiektywnie oceniłam 8/10. To bardzo wysoko, bo jak wiecie wyjątkowo wzbraniam się przed wysokimi ocenami😉. 27 maja br. premierę miał kolejny thriller Autorki pt. „Pod dachem z mordercą” również wydany nakładem  Czwarta Strona Kryminału. Tytuł mnie zafrapował. Obiecał mi ciekawą zagadkę. Kolor okładki zachwycił. Wielokrotnie przyznawałam Wam się, że zielony to mój ulubiony kolor.

Nie jestem jedną z tych żon ślepo zapatrzonych w męża, naiwnie przekonanych o nieskazitelności drugiej połówki. Maurycy miał wady, popełniał błędy, nie wykluczam, że nawet zrobił coś, do czego nigdy by mi się nie przyznał, ale nie niszczył życia. Maurycy to życie ratował. Zawsze.” – Pod dachem z mordercą” Klaudia Muniak.

Tak myśli o sobie Olga Soboń nawet chwilę po tym jak do jej domu wkracza Komisarz Łukasz Jankowski, z Komendy Wojewódzkiej Policji wraz z policjantami operacyjnymi szukając jej męża Maurycego, chirurga w krakowskim szpitalu Epione. Maurycego, którego nie ma w domu. Maurycego, którego Olga nie potrafi namierzyć. Maurycego, który ostatecznie zaginął…. Pięć lat później Olga nadal jest wytykana palcami jako żona mordercy przez sąsiadów, przez okolicznych przedsiębiorców, przez prawie całą Polskę, gdy do mediów trafia informacja, że ginie kolejna osoba w tych samych okolicznościach, Weronika P., trzydziestoczterolatka, mieszkanka Krakowa. Kobieta, która wybierała się do Poradni Otolaryngologicznej szpitala, w którym pracował Maurycy Soboń, z której ginęli też inni pacjenci. Tylko jeden został odnaleziony. Niepełnosprawny jakby z wtórnym porażeniem mózgowym. Nikt nie wie kto, kiedy i gdzie uczynił go inwalidą. Olga zaczyna interesować się tym zaginięciem. Wraz ze swoją przyjaciółką poszukuje sprawcy licząc, że znajdzie i swego męża. Pomaga jej w tym jej brat Arek również lekarz. 

To książka wielowymiarowa dotykająca wiele wątków nie związanych z samym śledztwem. To raczej taki thriller psychologiczny w którym ogromne znaczenie odgrywają emocje, relacje i traumy, również z dzieciństwa. Wątek domu dziecka, przemocowej pierwotnej rodziny, odnalezionego biologicznego rodzeństwa po latach mroził mi krew w żyłach. Na przód wyłaniała się bowiem krzywda dziecka, a z tego rodzaju krzywdą nawet w literackiej fikcji radzę sobie jako matka w realu najgorzej. 

Tłumienie uczuć mam opanowane do perfekcji. W dzieciństwie była to umiejętność, która nieraz uratowała mi skórę. Nie wolno mi było płakać ani marudzić…. Takie czasy, powie ktoś, tak było i tyle, nie ma co przesadzać. Tyle, że trauma z dzieciństwa nie znika z biegiem lat ani nie rozpływa się w magiczny sposób, gdy stajemy się dorośli. Ona przeradza się w coś znacznie gorszego.” – Pod dachem z mordercą” Klaudia Muniak.

Książka pisana jest z pierwszej osobie z perspektywy Olgi. Dzięki temu przeżycia, wstrząsy z przeszłości, których główna bohaterka doświadcza są przedstawione w sposób bardziej bezpośredni, bardziej realistyczny. Podoba mi się ten sposób narracji w tej fabule. Olga jawiła mi się dzięki temu jako osoba z krwi i kości. Historia rozpisana została w trzydziestu ośmiu ponumerowanych rozdziałach, na końcu Autorka zawarła Epilog, który trochę daje nadzieję na kontynuację, przedstawia sprawę w innym świetle. Ciekawe, czy Klaudia Muniak miała to właśnie na myśli, czy raczej to moja nadinterpretacja nadgorliwej czytelniczki. 

Od osiemdziesiątej strony powieści miałam swój typ sprawcy. Okazał się całkowicie chybiony. Dobrze Klaudia Muniak kluczyła podrzucając mi fałszywe tropy. Samo zakończenie okazało się bardzo interesujące. Podobało mi się również płynne nawiązanie w fabule do przeszłości. Bardzo sprawnie Autorka zobrazowała związek z Maurycym z perspektywy Olgi oraz jej skomplikowaną przyjaźń z Kaśką i śmierć Fabiana, która nigdy. Nie została rozliczona. Równolegle narracja manewruje między zaginięciem Maurycego i zaginięciem pacjentów ze szpitala, w którym pracował oraz sekretami z przeszłości Olgi. Miałam szczerą nadzieję, że spektakularne powiązanie tych dwóch wątków. Dlatego zakończenie, mimo że nieoczekiwane lekko mnie zawiodło. 

Dobry kryminał z ciekawą kobiecą postacią Olgi Soboń. Do tego wyważona postać komisarza Jankowskiego przypominającego mi porucznika Sławomira Borewicza z serialu wyprodukowanego przez Telewizję Polską i emitowanego od 25 listopada 1976 do 25 maja 1989. Inteligentnego, spokojnego śledczego podążającego tropem sprawcy, który prowadzi śledztwo z rozwagą i szacunkiem do jej uczestników. Taki jakby niegdysiejszy śledczy. Naprawdę bardzo dobrze rozpisany. Przeczytajcie i dajcie znać jak Wam się podobało. 

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA KRYMINAŁU.

„Czarny portret” Julia Łapińska

CZARNY PORTRET

  • Autor:JULIA ŁAPIŃSKA
  • Cykl: KUBA KRALL (tom 3)
  • Wydawnictwo:AGORA
  • Liczba stron: 424
  • Data premiery:5.06.2024r. 

Ponad dwa lata temu miał miejsce udany debiut Julia Łapińska – autorka pt. „Czerwone jezioro”. Debiut, w którym czytelnicy poznali Kubę Kralla – najlepszego polskiego współczesnego fotoreportera, autora szokujących zdjęć wojennych ostatnich lat, mężczyznę sukcesu, mężczyznę na szczycie. Ale tylko pozornym. Autorka rozciągnęła będąc na fali motyw Kralla w kolejnych częściach i tak powstała seria. W ubiegłym roku miał premierę drugi tom cyklu pt. „Dzikie psy”, którego niestety do chwili obecnej nie przeczytałam. 5 czerwca br. również nakładem Wydawnictwo AGORAukazał się trzeci tom serii pt. „Czarny portret„, w którym postać Kralla zaczyna blednąć przy wyrazistej postaci podkomisarz Ingi Rojczyk.

W trakcie turnusu dla seniorów w hotelu w Kołobrzegu „Fala” umiera na górnym tarasie w wyniku podania trucizny osiemdziesięcioośmioletni uczestnik Zygmunt Gretkowski, znany konserwator zabytków. Śmierci Gretkowskiego przygląda się Kuba Krall, który dzięki znajomości z odpowiedzialnym organizatorem wycieczki – Łuszkinowem dostał zlecenie polegające na przygotowaniu fotorelacji. Dochodzenie nadzoruje prokurator Jagoda Hajzer, której Krall nie przypadł od razu do gustu. Zaginięcie trzeciej żony Gretkowskiego, Klary młodszej od niego o dwadzieścia pięć lat rzuca nowe światło na śmierć uczestnika turnusu. Czy motywy śmierci odkryje oddelegowana do sprawy podkomisarz Rojczyk? 

(…) Kwestia doświadczenia. Częstych wyjazdów na wojny. Od dawna emocje związane z czyjąś śmiercią odbiera jakby zza szyby. Zamrożone. Obserwując gdzieś z oddali, ale nie potrafi ich poczuć”. – „Czarny portret” Julia Łapińska.

Krall w moich oczach stracił trochę ze swego początkowego kolorytu. Nadal boryka się ze swoimi wojennymi traumami, nadal pije nie potrafiąc zerwać z nałogiem, nadal jest jednak dobrym obserwatorem potrafiącym dodać dwa do dwóch i wyciągnąć ciekawe wnioski z niepozornych, niezwiązanych ze sobą wydarzeń. Przyznaję jednak, że w tej części bardziej ciekawiła mnie postać samej Rojczyk. W ogóle motyw jej śledztwa, w którym mieszał wyjątkowo sprawnie okoliczny dziennikarz Michał Kreft, któremu zamordowany powiedział „Są takie osoby, których nie spodziewasz się już nigdy w życiu zobaczyć, a jednak cały czas   przeczuwasz, że znów staną na twojej drodze. Trochę się nawet tego obawiasz”, mógłby być tak samo ciekawie poprowadzony i bez Kralla. Ale to tylko oczywiście moje osobiste dywagacje. 

Sama książka jest bardzo głęboka. To nie typowy rodzimy kryminał z ciekawym wątkiem. Czytelnik zapoznaje się równolegle z dwoma planami zdarzeń. Ten bieżący dzieje się w Kołobrzegu i jego okolicach w 2015 roku, w którym to kuracjusze – seniorzy przyjeżdżają na turnus wymyślony i sfinansowany przez anonimowego darczyńcę za pośrednictwem polsko-niemieckiej fundacji Arche, za który odpowiedzialny jest jako organizator i opiekun Daniel Łuszkinow.  Sam zresztą koordynator wycieczki nie wie, kim jest anonimowy darczyńca turnusu. To dodatkowo wzbudzało moją wyobraźnię. Fabuła rozpoczyna się od wydarzenia w Luisenbadzie w 1944 roku, która słynęła z nazistowskiej organizacji Lebensborn działającym na zlecenie Głównego Urzędowi do Spraw Rasowych i Osiedleńczych SS w latach 1938 -1945 na terenie aktualnego Połczynu-Zdroju.  Zresztą na oficjalnej stronie miasta (link) można przeczytać o tej ponurej karcie historii Połczyna-Zdroju, którym był hitlerowski ośrodek Lebensborn działający w dzisiejszym sanatorium „Borkowo” (dawnym „Luisenbad”). Ta warstwa czasowa przeplata się z prowadzonym bieżącym śledztwem. To nie jedyny wątek historyczny poruszony w powieści. Wątek śledztwa nad śmiercią Gretkowskiego miesza się z historyczna działalnością Maxa von Mansteina, który w czasie wojny próbował – jak twierdził – uchronić sztukę zdegenerowaną znajdującą się w Polsce od zapomnienia, od hitlerowskiego zniszczenia, a także z tematem postępowania radzieckich żołnierzy i polskich szabrowników na Ziemiach Odzyskanych po wojnie. Trzy wątki historyczne w jednej książce. Trzy warstwy opisujące dość szczegółowo niuanse społeczne, polityczne powodują, że powieść to nie typowy kryminał. W książce „Czarny portret” okazuje się, że wątek morderstwa najmniej mnie ciekawił. Bardziej ciekawiło mnie, co stało się z Elisabeth, kim był wisielec w czasie wojny, którego odkrył Zygmunt i czy kiedykolwiek spotkał polską germanizowaną w ośrodku dziewczynkę, która to odkrycie widziała i o czym tak naprawdę chciał napisać Zygmunt Gretkowski w swoich wspomnieniach. 

Książka pisana jest w trzeciej osobie. Łapińska zadbała, by lata odzwierciedlone u schyłku wojny były odpowiednio zobrazowane. Zadbała o język i styl. Zadbała o wplątanie niemieckich zwrotów i niemieckiego sposobu myślenia hitlerowskich fanatyków. Zresztą nadała książce reportażowy charakter sama przyznają w Posłowiu, że oparła ją na swoich reporterskich odkryciach. Okazuje się, że i pomysł sfinansowania przez anonimowego darczyńcę turnusu dla seniorów okazał się zapożyczony z życia. Trudno będąc autorką opuścić taki ciekawy koncept. Fabuła zamknięta jest w siedemdziesięciu pięciu ponumerowanych kolejno rozdziałach i jak już wspomniałam wcześniej mogłabym się w „Czarnym portrecie” obejść bez Kralla. Mnie zdecydowanie bardziej od jego udziału w śledztwie spodobała się historyczna warstwa. To po raz kolejny dowód, że życie pisze iście fantazyjne scenariusze. 

Polecam zdecydowanie dla fanów wojennej i powojennej historii napisanej w sposób sfabularyzowany. Nie zawiedziecie się😊. 

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą serdecznie dziękuję Wydawnictwu Agora.

„Efekt morza” Katarzyna Bonda

EFEKT MORZA

  • Autorka: KATARZYNA BONDA
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Seria: HUBERT MEYER. TOM 10
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 5.06.2024r. 

Ależ się Katarzyna Bonda rozkręciła po powrocie w serii o profilerze śledczym Hubercie Meyerze😊.  5 czerwca br. premierę miała dziesiąta część cyklu pt. „Efekt morza” oczywiście od Wydawnictwo MUZA SA. Ja miałam okazję zrecenzować od czwartej części kolejno: „Nikt nie musi wiedzieć”, „Klatka dla niewinnych”, „Balwierz”, „Zimna sprawa”, „Kobieta w walizce” oraz „Urodzony morderca”. O trzech pierwszych częściach nie wspominam, bo to od nich zaczęła się moja fascynacja Autorką, która trwa do dziś. Dla niewtajemniczonych przypominam tytuły: „Sprawa Niny Frank”, „Tylko martwi nie kłamią” i „Florystka”. 

Trzynaście lat wcześniej w Łebie zaginęła dziewiętnastoletnia Marta Berg wracając do domu po nocy w mocnym klubie. Śledztwo nadzorowała młoda prokurator Ilona Adamska. Ustalenia nie przyczyniły się do odkrycia tajemnicy jej zniknięcia. Nawet zeznania młodego śmieciarza, który widział Martę z mężczyzną z ręcznikiem na szyi siedzącą na ławce nad ranem, Tomka Krajewskiego nie spowodowały przełomu w śledztwie. Po latach w tej samej okolicy znalezione zostaje torturowane ciało Tomka. Zginął topiąc się w gorącej smole. Sprawą zajmuje się Meyer, który przebywał w okolicy na wykładzie w Gdańsku. Temat jest rozwojowy. Na ten samej posesji, na której znaleziono ciało Krajewskiego, odkryto zmumifikowane zwłoki kobiety. Czy to dawno zaginiona Marta, czy inna kobieta, której też nikt przez lata nie odnalazł? 

Kojarzycie zaginięcie 19-letniej Iwony Wieczorek w Trójmieście w 2010 roku. Aż trudno uwierzyć, że ta tajemnica nie została odkryta przez czternaście lat. Swego czasu historią Iwony żyła cała Polska. Ona też zaginęła w letniej nocy, gdy wracała z klubu w Sopocie. Podobieństwo nie jest przypadkowe do fabuły „Efektu morza”. Sama Autorka przyznaje w Posłowiu, że ta prawdziwa historia jest „(…) punktem wyjścia dla historii opowiedzianej w tej książce, rodzajem trampoliny na poziom wyobraźni, a także pewną trawestacją danych, które wszyscy dobrze znamy jako jedną ze słynniejszych zimnych spraw kryminalnych.”. Ja przyznaję, że udaną trampoliną, jak trampoliny praktycznie we wszystkich książkach Pani Kasi, które ostatnio czytam. 

Historia się gmatwa od początku do końca. Autorka nie daje czytelnikom odpocząć podrzucając ciągle to nowe tropy. W tym wszystkim Meyer, który kluczy, rozpytuje, podgląda, samodzielnie przeszukuje. O dziwo nawet dzieli się swoimi przemyśleniami. Z zadziwieniem przeczytałam opisaną relację Meyera z Marianką, której profiler był skłonny zdradzić meandry śledztwa przywołując więc nazwiska podejrzanych. Trudno się mu dziwić. Marianka sama w sobie, jako pielęgniarka w średnim wieku, okoliczna mieszkanka, znająca wszystkich, dorabiająca sobie jako opiekunka do dzieci wie prawie wszystko, a do tego ma zmysł obserwacji i kojarzenia faktów. Jej wyjątkowa charyzma, która też mnie urzekła pewnie wpłynęła na Meyera w sposób wyzwalający. Stąd ta niespotykana u śledczego więź ze świadkiem. 

Akcja dzieje się na obczyźnie (sprawa wyjazdowa). Pojawiają się więc nowe postaci, jak chociażby atrakcyjna prokurator Adamska, czterdziestoparoletni komendant policji o mało aktualnie popularnym imieniu Albert, zwany Bońkiem, były bokser, aktualnie policjant Sobieraj. Choć i w tej części Bonda nie zapomniała o Kaczmarku, wspomnieć o zmarłej tragicznie Weronice Rudy czy Mario Boziłow najsławniejszym anatomopatologu, który też będąc na wykładzie Meyera znalazł się w centrum wydarzeń wykonując przy okazji swoją pracę. Sam zresztą Meyer wraca w rozmowie z przesłuchiwanym do swojej sprawy Niny Frank znanej serialowej aktorki, która zaginęła w domku nad Bugiem (opisanej w pierwszej części cyklu). Ależ mnie Pani Kasia Bonda uraczyła prezentem wspominając pierwszy tom serii w fabule. 

Autorka z zagadką rozprawia się w szesnastu dniach. Fabuła nakreślona została od 13 listopada 2023 (poniedziałek) do 28 listopada 2023 (wtorek). Datą i dniem tygodnia oznaczone są wprost rozdziały zatytułowane kolejnymi dniami. W Prologu czytelnik zapoznaje się z zaginięciem Marty Berg w relacji Krajewskiego, w Epilogu Meyer wyjaśnia wszystkie motywacje, cienie kryminalnej zagadki. 

W powieści znajdziecie praktycznie wszystko, co mogłoby zaburzyć ogląd Huberta (nie mówcie o nim Bercik😉!) na sprawę. Jest i zmowa milczenia wśród znajomych Marty, z którymi bawiła się w klubie. Od początku frapowało mnie co wiedzą: Robert Jastrzębski, Julita Bauman, Misiek Kulpa. Jest dawna sprawa zaginięcia okolicznego gangstera Pirata, który jak się okazuje Martę znał całkiem blisko. Są zawiedzione miłości chociażby samej Marty do swego kuzyna z pierwszej linii czy Henryka Jastrzębskiego. Bonda rozprawia się też z ludzką naturą, karkołomną, zwierzęcą wplatając w literacką fikcję kwestię dwóch potencjalnych gwałtów. Jakby mimochodem, jakby przy okazji, co ukierunkowało moje myśli na chwilę w innym kierunku. Do tego jeszcze ciekawa rodzina o barwnej historii będąca byłym właścicielem posesji, na której znaleziono ciało Krajewskiego i zmumifikowanej kobiety sprzed lat. Rodzina, która odnalazła się również we współczesnej historii Łeby wpływając na jej aktualny kształt. Tych wątków, ślepych uliczek mogłabym mnożyć. Autorka napracowała się bardzo, by wywieźć czytelnika w przysłowiowe pole, a tak naprawdę zakończenie…. 

Cóż. Trudno mi krytykować zakończenie przy takim potencjale, o którym wspominam powyżej. Zakończenie nie musi być jednak spektakularne, by było trafne. W najnowszej książce Katarzyny Bondy o Hubercie Meyerze bardziej od zakończenia doceniam treść, samo rozwinięcie. Dlatego zachęcam Was do przeczytania kolejnej części o najbardziej znanym polskim fikcyjnym profilerze śledczym. 

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.

„Boże, daj orgazm” Violetta Nowacka

BOŻE, DAJ ORGAZM

  • Autorka: VIOLETTA NOWACKA

  • Wydawnictwo: HARDE 
  • Liczba stron: 320
  • Data premiery: 15.05.2024r. 

Boże, daj orgazm” Violetty Nowackiej to poradnik, na który zwróciłam uwagę na Targach Książki Vivelo w trakcie odwiedzania stoiska HARDE Wydawnictwo. Książka zafrapowała mnie tytułem. Od razu na nią zwróciłam uwagę myśląc, że trzeba mieć nie lada odwagę, by w tak purytańsko- katolickim kraju połączyć w tytule słowo „Boże” i „orgazm”. Ja lubię odważne koncepty, a im jestem starsza tym coraz bardziej. Sama zresztą Autorka we wstępie pisze: 

„Ta książka nie jest pro­te­stem. Nie ma na celu pod­wa­ża­nia war­to­ści wyznaw­ców reli­gii kato­lic­kiej. Nie jest też prze­ciwko wie­rze w Boga. Kiedy ją pisa­łam, nie kie­ro­wały mną żadne pobudki ide­olo­giczne ani per­so­nalna nie­chęć do kogo­kol­wiek, kto pro­pa­go­wał kato­lic­kie dogmaty w pol­skich kościo­łach, szko­łach czy świe­cie poli­tyki na prze­strzeni ostat­nich dzie­się­cio­leci. Jako psy­cho­log, tera­peutka, coach i edu­ka­tor sek­su­alny z dwu­dzie­sto­pię­cio­let­nim sta­żem w gabi­ne­cie tera­peu­tycz­nym, jestem wolna od uprze­dzeń. Kie­ruje mną głę­boka tro­ska i sym­pa­tia do ludzi, szcze­gól­nie zaś kobiet, bo to im dedy­kuję tę książkę.” -„Boże, daj orgazm” Violetta Nowacka. 

Poradnik „Boże, daj orgazm” to próba rozprawienia się z tematem orgazmu, wstydu własnego ciała, ograniczeniami, lękami, a także poczuciem dyshonoru, który budowany i pielęgnowany był w nas przez lata. Z jednej strony przez rodziców, wychowawców, z drugiej przez wiarę katolicką. Ostatnio w miejscu pracy usłyszałam, że kościół zrobił wiele złego dla rozwoju człowieka, dla jego sfery seksualnej czy emocjonalnej wpędzając wszystkich bez wyjątku, młodych i starszych w permanentne poczucie winy. Zerkając po raz pierwszy na tytuł miałam takie skojarzenie. Patrząc na moje własne doświadczenia i moich bliskich przyjaciółek nie sposób się nie zgodzić. Ciekawie jednak Autorka rozprawia się z tym wątkiem dowodząc między innymi, że „W chrze­ści­jań­skich reli­giach podej­rzewa się ciało o głu­potę, jakby było nie­in­te­li­gent­nym two­rem prze­szka­dza­ją­cym nam w roz­woju ducho­wym i sztuce łącze­nia się par. Mówi się o nim jak o spu­ściź­nie grze­chu pier­wo­rod­nego, bala­ście, który płata nam figle, nie umie poro­zu­mie­wać się z duchem i umy­słem, a nawet jest wobec nich w opo­zy­cji.”. 

Ja po przeczytaniu poradnika poczułam chwilowy spokój. Po pierwsze poczułam się zrozumiana. Po drugie poczułam się zintegrowana z doświadczeniami innych kobiet. Po trzecie zostałam wydedukowana, że to co ni znane, co wpajane od lat jest mylne, jest bardzo krzywdzące dla mnie, dla mego ciała, dla moich pragnień. 

Od razu prostuję, to nie jest typowy poradnik, który nauczy Was jak zwiększyć swoją przyjemność. Tak naprawdę ta książka o tym ciekawym tytule, to zbiór historii wielu kobiet, na których kościół odcisnął silne piętno na ich życie intymne. Piętno, z którymi musiały borykać się przez wiele lat i przez wiele terapii. Piętno, które wywołało u nich urazy i problemy w sferze seksualnej powodujące niemożność czerpania przyjemności z własnym mężem nawet poślubiony przed ołtarzem. To ciekawy zbiór relacji, w których w wielu miejscach odnalazłam siebie, jak i obrazy innych znanych mi doniesień od mych przyjaciółek. Dla mnie publikacja okazała się niezwykle cenna, niezwykle edukująca. To książka, która staje się dla nas taką chwilą mantrą, którą chcemy powtarzać prawie każdemu i przy każdej okazji, by cieszyć się własnymi odkryciami. To także bardzo wartościowa lektura, która obnaża negatywny i destrukcyjny wpływ kościoła jakiego znamy z naszych domów, lekcji religii na tak ważną sferę życiową jaką jest nasza seksualność. Przecież nie bez powodu nam ją dano. Nie bez powodu nam ją zadano. 

Sięgnijcie po tę książkę, która obnaża powszechny światopogląd. Która rozszerza perspektywę i pozwala spojrzeć naprawdę szerzej. Nie sugerujcie się tytułem. To coś więcej. To znacznie większe i mocniejsze przeżycia.

Moja ocena: 8/10

Z opinią o książce zapoznaliście się dzięki Wydawnictwu HARDE, za co bardzo dziękuję.

„Za szczytem” Sebastian Sadlej 

ZA SZCZYTEM

  • Autor:  SEBASTIAN SADLEJ 

  • Wydawnictwo: SINE QUA NON (SQN)
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery : 8.05.2024r. 

Bardzo podobała mi się akcja promocyjna książki od Wydawnictwo SQN. Wydawca najpierw wydał książkę bez tytułu z białą okładką i napisem „Kto to napisał?”. Książkę przeczytałam licząc, że jako książkoholik bez problemu wytypuję autora. Niestety mój typ okazał się całkowicie błędny.  Po otrzymaniu drugiego egzemplarza, w którym wskazano autora  Sebastiana Sadleja i tytuł „Za szczytem” już wiedziałam, że nie miałam szans. Do tej pory niestety nie przeczytałam debiutu Autora pt. „To nie moja wina„. Premiera z 8 maja br. była więc moją pierwszą książką Autora do której sięgnęłam. 

Pomiędzy jego nogami Roman dostrzegł to, co przyprawiło Kazika o taki stan. Wywrócony taboret i dwie bose stopy wiszące nad podłogą.” – „Za szczytem” Sebastian Sadlej. 

W górskiej chatce pojawiają się w jednym momencie starsza kobieta, bezdomny, biznesmen oraz okoliczny zakapior. Spotkanie przypadkowe różnych osób kończy się dla wszystkich w taki sam sposób. Śmiercią. Ze śmiercią matki nie może pogodzić się polska himalaistka Alicja Kandora, która przybywa do rodzinnego Międzygórza, by poznać okoliczności tego strasznego zdarzenia. W dochodzeniu pomaga jej dawny kolega Albert oraz nowo poznany GOPR-owiec Figiel. Do śledztwa wtrąca się również dwóch charakterystycznych miejscowych, którzy tajemnice mieszkańców Międzygórza znają. 

Książkę rozpoczyna prolog z poniedziałku 16 grudnia. Fabuła spięta została klamrą kolejnych części, w których skład wchodzą rozdziały. Części zostały zatytułowane: „Zaraza”, „Wojna”, „Głód”, „Śmierć”. Natomiast rozdziały zawierają podtytuły złożone z dnia tygodnia i daty. Rozpoczynają się od piątku 13 grudnia, a kończą w czwartek, 19 grudnia. Wątki powieści przeplatają się w poszczególnych częściach. Dni się mieszają. W tej samej dacie, dzień przed, dzień po dzieją się różne wydarzania, które w efekcie doprowadzając czytelnika do odkrycia, kto i dlaczego zabrał życie kilku osób. Akcja powieści toczy się dwutorowo. Mnie osobiście bardziej intrygowało to, co działo się, gdy Jadwiga i jej towarzysze żyli, niż to co działo się po ich śmierci. 

Na plus na pewno warstwa psychologiczna powieści, która skupia się na relacjach dzieci i rodziców. Autor umiejętnie rozprawił się z wątkiem spełniania marzeń i pragnień rodziców kosztem swoich własnych żądz i kierunków, w których dziecko tak naprawdę chce podążać. Dało mi to do myślenia jako matce dwójki nastolatków. W warstwie kryminalnej i samego zakończenia nie do końca przekonała mnie fabuła. Sposób rozwiązania intrygi jest według mnie co nieco przekombinowany. 

Za szczytem” to zdecydowanie lektura dla osób, którzy lubią ekstremalne górskie, warunki, gdzie człowiek wydaje się być jedynie pozbawionym znaczenia detalem. To ksiązka dla miłośników gór i tematyki górskiej, taterników, goprowców, himalaistów. To książka dla tych, których ciekawi co dzieje się za mgłą położoną na górskim szczycie.  

Moja ocena: 7/10

Moją opinię o książce przeczytaliście dzięki współpracy z Wydawnictwem Sine Qua Non.

„Adwokat diabła” Steve Cavanagh

ADWOKAT DIABŁA

  • Autor:STEVE CAVANAGH
  • Seria: EDDIE FLYNN (TOM 6)
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Liczba stron: 512
  • Data premiery: 10.04.2024r. 

  • Data premiery światowej:  5.08.2021r. 

Adwokat diabła” autorstwa Steve’a Cavanagh’a od Wydawnictwo Albatros to kolejny tom serii z prawnikiem Eddiem Flynnem. Jest to też czwarta książka Autora, której recenzję przeczytacie na moim blogu (poprzednie to: „Wkręceni”, „Trzynaście” „Pół na pół” – czwarty i piąty tom cyklu o Flynnie). 

W zakładzie karnym Holmana, w hrabstwie Escambia w Alabamie Randal Korn prokurator okręgowy czeka na egzekucję dwudziestopięcioletniego Dariusa Robinsona, który cztery lata temu został uznany za winnego zabójstwa i skazany na śmierć tak jak przed nim sto czterdzieści dziewięć osób. To nie jedyny oskarżony przez Korna, który oczekuje na karę śmierci. Zaraz za nim do celi śmierci trafia Andy Dubois, któremu grozi ta sama kara za zabicie młodej Skylar Edwards, która nigdy nie trafiła do domu. Która „Już nigdy więcej nie pocałowała Gary’ego, nie usłyszała jego oświadczyn, nie oddała mu ręki ani serca.” Która wsiadła do samochodu nieznajomego, by szybciej być w miejscu docelowym prosząc o podwózkę. 

„Skazańcowi pozwolono wypowiedzieć ostatnie słowa.
– Jestem niewinny i wszyscy o tym wiedzą.
Korn wiedział. I nic go to nie obchodziło. Nie został prokuratorem w stanie, gdzie wykonywano karę śmierci, by zawracać sobie głowę kwestiami winy i niewinności. Podobał mu się system. Sprawiedliwość była tylko przykrywką dla jego prawdziwej natury.” – „Adwokat diabła” Steve Cavanagh.

Zachwycił mnie bardzo realny obraz prokuratora, który czerpie przyjemność z patrzenia w oczy śmierci. Który „Ani na moment nie oderwał oczu od człowieka na krześle. Nawet gdy skóra skazańca zaczęła dymić. Nawet gdy pod wpływem prądu pękła mu lewa kość goleniowa. Nawet gdy z ust trysnęła krwawa piana. Przez cały czas miał wrażenie, że to przez jego żyły płynie prąd. Pulsujący żywioł. Jako prokurator okręgowy dzierżył w swoich długich, zakrzywionych jak szpony dłoniach władzę nad życiem i śmiercią. Uwielbiał ją. Zabił tego człowieka, jakby wpakował mu kulkę w głowę, i ta myśl go upajała. ” Z jednej strony w tym opisie Cavanagh’a  jest coś bardzo niepokojącego, z drugiej niezwykle intrygującego. Czytając te barwne opisy zastanawiałam się, w ilu ludziach piastujących władzę w systemie prawnym jest faktycznie tego pragnienia śmierci. Czy to tylko fantazja czy możliwe rzeczywiste realia, z którymi może stykać się amerykański system prawny. To mnie długo frapowało w potyczce między Kornem a Flynnem. I na tym głównie opiera się fabuła powieści. 

Steve Cavanagh potrafi pisać thrillery prawnicze, które wciągają. „Adwokat diabła” wciągnął mnie równie mocno jak poprzednie. Podobało mi się ujęcie tematu Korna lubującego się w skazywaniu ludzi na śmierć. Podobała mi się – analogicznie jak poprzednio – postać adwokata Eddiego Flynna i sama koncepcja powieści. To kolejny arcyciekawy thriller prawniczy tego autora wprowadzający czytelnika w interesujące meandry nowojorskiej palestry. Książka dla każdego, kto lubi trzymające w napięciu praźródła zachowań konkretnych bohaterów, których dalsze poznanie nie daje oczywistego rozwiązania 😉. Udanej lektury!!!

Moja ocena 7/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.