„Zmory przeszłości” Ann Cleeves

ZMORY PRZESZŁOŚCI

  • Autorka: ANN CLEEVES
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 08.02.2023r.

Chyba byłam jedną z niewielu czytelniczek, której nie zachwycił kwartet szetlandzki. „Biel nocy”, „Czerwień kości” oraz „Błękit błyskawicy” oceniłam konsekwentnie 6/10, co mi się zdarzyło chyba ten jeden, jedyny raz. Sięgając po „Zmory przeszłości” założyłam, że ze względu, iż fabuła dotyczy tej jednej książki, tym razem pisarstwo Ann Cleeves spodoba mi się bardziej. Powieść miała premierę 8 lutego br. i wydana została nakładem Wydawnictwa @Czwarta Strona. Ja z recenzją zwlekałam długo. Bardzo długo… Nie z lenistwa. Oj nie! Po prostu miałam trudności z jednoznaczną oceną😉.

Lizzie Bartholomew, zamieszkałej w Sea View w Newbiggin, zostawiam piętnaście tysięcy funtów, z czego dziesięć tysięcy funtów jako darowiznę na założenie i wyposażenie siedziby jej firmy…” – „Zmory przeszłości” Ann Cleeves.

O spadku Lizzie dowiedziała się krótko po spotkaniu w Maroku darczyńcy, Philipa Samsona. Samotnika zdobywającego góry Atlas, z którym spędziła jedną, przypadkową noc. Szok połączony z niedowierzaniem spotęgowała wola zmarłego, który dodatkowo pośmiertnie zlecił Lizzie, pracownicy socjalnej, odszukanie Tommy’ego Marinera. Początkowy sukces zamienia się w amatorskie śledztwo, który wiedzie na bezdroża przeszłości, dawno zepchniętej na margines pamięci.

Nie wiem jaki tak naprawdę cel przyświecał autorce w konstruowaniu tej książki. Kompletnie się pogubiłam w przewodniej myśli i nie mam pojęcia, co mi się w niej podobało najbardziej. Wiem natomiast, czego znieść nie mogłam. Tego braku konsekwencji! Jak już głębiej zaglądałam w duszę głównej bohaterki, Lizzie to Cleeves zaczęła uciekać w jakieś rozgałęzienia opowieści, w których historia stawała się coraz mniej prawdopodobna. I tak praktycznie przez połowę książki, a rozdziałów w sumie Ann Cleeves stworzyła aż trzydzieści siedem. Do tego tempo, całkowicie niejednorodne, nietaktowne, niespójne. Chwilami miałam wrażenie, że Cleeves siadała do książki całkowicie bez pomysłu tworząc coś na szybko, tworząc z odłamków jakiś wrażeń, myśli, byle by imiona i nazwiska bohaterów się zgadzały. Postać Kay całkowicie nierzeczywista, niespójna. Tak samo jak Ronniego. Thomas, w którego poszukiwania Lizzie się zaangażowała składa się jakby z licznych, różnych postaci. Nie odnalazłam w nim ani cech negatywnych, ani pozytywnych mimo, że sama matka wypowiadała się o nim niezbyt przychylnie. Żona Philipa! Ta to dopiero okazała się dla mnie zagadką. A słowa wypowiedziane przez policjanta; „Nikomu o tym nie mów, Lizzy. Obiecaj. I zapomnij o tym, co powiedziałem o Nell Ravendale. Lepiej się nie wychylaj. Wyjedź na jakiś czas. Nie chcę, żeby przytrafiło ci się coś złego.” gdzieś w połowie książki, okazały się płonną nadzieją na ciekawe rozwinięcie, dobrze skrojoną akcję i dreszczyk emocji. A o emocje w czytaniu chodzi ! „Zmory przeszłości” żadnych we mnie nie rozbudziły, ani pozytywnych, ani negatywnych. A potencjał główna bohaterka miała ogromny. Cierpiąca na chorobę afektywną dwubiegunową, do tego mającą stwierdzoną psychozę maniakalno – depresyjną mogła stanowić niezłe tło i idealną wręcz narratorkę pierwszoosobową ciekawej historii. A tak, stała się postacią relacjonującą historię napisaną wręcz karykaturalnie, nierealnie, jakby na siłę. Szkoda mi też wątku dwóch dziewczyn z Rumunii. Z tego też mogła urodzić się niezła opowieść.

Książka musiała jednak mieć jakieś plusy, prawda? Tak. Prawda. Spodobała mi się postać Jess i wątek związany z opieką społeczną. Nawet nieumiejętne śledztwo Lizzie zostało urozmaicone tematami związanymi z pracą brytyjskiej opieki społecznej. Te niuanse ciekawiły mnie dość mocno i stanowiły ciekawe urozmaicenie w tej nudnej lekturze.  Chłopak z Blyth też stanowił pewną zagadkę. Nawet jeśli tylko do czasu….

Moja ocena: 5/10.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

„Czerwień kości” Ann Cleeves

CZERWIEŃ KOŚCI

  • Autor:ANN CLEEVES
  • Seria: KWARTET SZETLANDZKI. TOM 3
  • Wydawnictwo:CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 461
  • Data premiery:13.02.2019r.
  • Moja ocena:6/10

 „Czerwień kości” to kolejna odsłona kwartetu szetlandzkiego napisana przez Ann Cleeves w prawdziwym angielskim stylu. Po „Bieli nocy” nie mogłam się powstrzymać, by od razu nie uzupełnić recenzji i tej książki. Od polskiej premiery „Czerwieni kości” upłynęły już 2 lata. Niemniej, jest to nadal najbardziej popularna w Polsce seria książek Ann Cleeves. Wielu z nas chce dowiedzieć się, co się jeszcze zadzieje na malowniczych wyspach szetlandzkich. Z jakim nowym problemem, śledztwem będzie musiał sobie znowu poradzić inspektor Jimmy Perez. Inspektor, który przybył z Fair Isle, najbardziej odległej z wysp, a autorka przekornie nadała mu hiszpańskie imię i nietamtejszy wygląd.

W powieści bohaterowie i policyjne śledztwo są znowu tłem, do ustalenia jakim cudem w ogóle doszło do zbrodni? Tym razem Cleeves osadziła akcję na Whalsay, szóstej co do wielkości wyspy Szetlandów. Mieszkańców wyspy jest sporo i zamieszkuje ją ponad tysiąc osób. Bohaterowie pomiędzy wyspami i kolejnymi miejscami akcji przemieszczają się promem lub łodzią. W tle słychać „owce kocące się na wzgórzu” i odlatujące kruki, a na wzgórzach dwie młode dziewczyny prowadzą wykopaliska, w trakcie których odnalezione zostają ludzkie szczątki. Tajemnicze ludzkie kości i kolejne dwa morderstwa są zagadką, której rozwiązanie dotknie trwającego od kilku pokoleń konfliktu pomiędzy dwiema rodzinami.

Jimmy Perez jak Poirot słucha. Puka od drzwi do drzwi. Zadaje pytania i oczekuje odpowiedzi. Próbuje zrozumieć co łączy kolejnych bohaterów tej opowieści. Stara się wywnioskować, jakie znaczenie dla sprawy ma romans młodej archeolożki z kierownikiem wykopalisk, czy niezabliźnione rany sprzed lat. Dedukcja Pereza jest staromodna, nie przystająca do bieżących metod śledczych. Tak jakby autorka chciała zwrócić naszą uwagę na znaczenie psychologii i uwarunkowań społecznych w wiążących nas relacjach. Po raz kolejny Cleeves pokazuje, że zbrodnie mogą być bardziej lub mniej przypadkowe. Nie każdy morderca jest zły i czasem tylko okoliczności skłaniają lub wręcz zmuszają go do złych czynów. Angielski styl, jakby z Christie.

„Czerwień kości” to książka bez wątpienia dla ludzi cierpliwych. Ja do cierpliwych niestety nie należę. Momentami fabuła była dla mnie męcząca. Za długo się rozkręcała. Dodatkowo Cleeves chwilami za długo skupiała się na charakterystyce postaci. Uroku książce nie dodaje też sceneria, w której została osadzona akcja. Szetlandy spowite mgłą. Z jednej strony mroczne i niebezpieczne, z drugiej natomiast pozwalające skryć wszystkie tajemnice.  Wielkim plusem książki jest wątek archeologiczny i zagadka z przeszłości, której rozwiązanie wcale nie było takie proste.  Spróbujcie mordercę wytypować sami, mi nie udało się praktycznie do samego końca.  

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.