„Niełatwo mnie zabić. Opowieść o Joannie Chmielewskiej” Katarzyna Droga

NIEŁATWO MNIE ZABIĆ. OPOWIEŚĆ O JOANNIE CHMIELEWSKIEJ

  • Autorka: KATARZYNA DROGA
  • Wydawnictwo: ZNAK JEDNYMSŁOWEM
  • Liczba stron: 320
  • Data premiery: 27.09.2023r. 

Wydawnictwo Znak JednymSłowem wydało 27 września 2023, w przeddzień 10-tej rocznicy jej śmierci, ciekawą książkę zatytułowaną „Niełatwo mnie zabić. Opowieść o Joannie Chmielewskiej” od Katarzyna Droga. Nie mogło zabraknąć tej pozycji na mojej półce. Jako jej niekwestionowana fanka przeczytałam jej wszystkie książki, a bibliografię ta nasza rodzima autorka komedii kryminalnych, która skutecznie rozpropagowała kobiecą prozę kryminalną, ma bogatą. 

Znacie Irenę Kuhn, z domu Becker? Ja długo nie znałam. A znacie Joannę Chmielewską? Ja tak i to od bardzo dawna. Od momentu, gdy przeczytałam jej pierwszą książkę, a było to w późnej podstawówce, czyli już…… 

(…) Kolega Lesio dostarczał pomysłów, które skrzętnie notowała. Spóźniał się nadal nagminnie i z wzajemnością nienawidził personalnej. Był człowiekiem cichym, ale obdarzonym wyobraźnią, nikt nie wymyśliłby takich przyczyn spóźnienia. (…) Na oko typowy inteligent, wysoki, szczupły w okularach, w duszy artysta…” – „Niełatwo mnie zabić. Opowieść o Joannie Chmielewskiej” Katarzyna Droga

I nie było „Lesia”, gdyby nie wspomniany Lesio, który faktycznie został finalnie artystą porzucając pracę w biurze projektowym. I nie byłoby „Najstarszej prawnuczki”, gdyby nie Karolina, najstarsza wnuczka i jednocześnie najstarsza prawnuczka w rodzinie Chmielewskiej. Nie byłoby wielu wątków romansowych i męskich postaci w powieściach Chmielewskiej, gdyby nie Staszek, Wojtek, Marek dla których Chmielewska traciła głowę. I nie byłoby bohaterki – przyjaciółki, która wyszła z Duńczyka, gdyby nie Alicja Hansen koleżanka z młodych lat, z którą Chmielewska przyjaźniła się, mimo odległości, do jej śmierci, a może raczej swojej…. 

(…) Bo nic nie wygra z przyjaźnią i z miłością. Nawet ta przeklęta bariera, która oddziela od bliskich i kochanych. (…) Joanna Chmielewska przekroczyła ją 7 października 2013 roku. Oficjalnie spoczęła n Powązkach. Jednak możliwe, a nawet prawdopodobne, że dołączyła do Alicji w Szwajcarii lub przebywa w jakimś innym kurorcie. Nie ma z nią kontaktu, bo brakuje tam zasięgu. Trzeba będzie kiedyś po prostu tam pojechać”. – „Niełatwo mnie zabić. Opowieść o Joannie Chmielewskiej” Katarzyna Droga. 

To nie biografia. To nie dokument o życiu, jednej z najbardziej poczytnych w historii polskich pisarek. To fabularyzowana historia o Irce Kuhn – architektce, która po wielu perturbacjach dzięki naczelnemu „Przekroju” stała się pisarką. Nie oczekujcie chronologii zbytniej. Nie oczekujcie rzetelnego przedstawiania faktów. Nie oczekujcie nawet oceniania decyzji, poczynań autorki. Nastawcie na luźną prezentację Chmielewskiej przez pryzmat jej dokonań i przez pryzmat wydarzeń, o których sama chętnie opowiadała. 

Przyznaję, że o wielu zdarzeniach z jej życia wiedziałam wcześniej. Z wywiadów, z notatek biograficznych, artykułów z gazet. O wielu dowiedziałam się z książki „Niełatwo mnie zabić. Opowieść o Joannie Chmielewskiej” Katarzyna Drogi, która w przystępny sposób opowiedziała o tym, jakie życie miała Chmielewska. A miała bardzo barwne, jak na ówczesne czasy. Sama o sobie myślała w kategorii:

Tylko do mnie mogą dzwonić tajemniczy ludzie z kryptonimem „Szkorbut” – Niełatwo mnie zabić. Opowieść o Joannie Chmielewskiej” Katarzyna Droga.

Przeżyła wiele miłości. Przeżyła zdradę. Dziecko urodziła na pierwszym roku studiów. Dziecko, które nie przeszkodziło jej w zdobyciu dyplomu. Była kobietą silną, nietuzinkową, jak jej bohaterki. I takie właśnie miałam skojarzenie czytając „Niełatwo mnie zabić. Opowieść o Joannie Chmielewskiej”. Skojarzenie z jej bohaterkami. Kobietami o ciętym języku, ogromnej inteligencji i umiejętnościami oceny sytuacji. Do tego niezwykle brawurowych. Wiele z życia Chmielewska przeniosła do swoich powieści. Wielu bohaterkom nadała swoje własne cechy, swoje przeżycia i sposób postrzegania świata. 

To udany literacki obraz Chmielewskiej. Przyjemnie się go czytało. Jak powieść. Rozdziały zatytułowane jak jej książki układały chronologię zdarzeń od czasów młodości, po wiek średni. Co się jednak stało z Chmielewską później, tego już Katarzyna Droga nie zdradziła. Zostawiła Chmielewską taką, jaką ją znamy. Zdolną palaczkę. Zagorzałą przeciwniczkę ustroju, w którym żyła i który obnażała w swych książkach.  Uzależnioną od hazardu. Uwielbiającą wyścigi konne na Służewcu. Podróżniczkę, która była w wielu miejscach, gdy paszporty były praktycznie nie do zdobycia. Fankę polskiego bursztynu piszącą książki. Do końca. 

Moja ocena: 7/10

Egzemplarzem recenzenckim obdarowało mnie Wydawnictwo Znak, za co bardzo dziękuję.

„Białe święta, zimny trup” Iwona Banach

BIAŁE ŚWIĘTA, ZIMNY TRUP

  • Autorka: IWONA BANACH
  • Wydawnictwo: DRAGON
  • Cykl: SERIA Z TRUPEM (tom 5)
  • Liczba stron: 320
  • Data premiery: 11.10.2023r. 

Białe święta, zimny trup” Iwona Banach strona autorska od Wydawnictwo Dragon to piąta książka z „Serii z trupem”. Czytając opis Wydawcy miałam chętkę na ciekawą intrygę kryminalną z humorem w tle. Ale takim humorem, od którego zaśmieję się nie raz .

Ludzie tu wyznawali zasadę pewnej wiejskiej oddzielności, toteż rzepkę każdy sobie skrobał całkowicie samodzielnie i tylko w swoim domowym zaciszu” -„Białe święta, zimny trup” Iwona Banach.

(…) Słodzinek to był raj. Prawdziwy wiejski raj, bez wścibskich sąsiadów, pijaczków od płotem, plotkujących bab, a nawet bez błota i prywatnych szrotów dookoła zabudowań.” -„Białe święta, zimny trup” Iwona Banach.

I ten raj okazał się takim trochę fake rajem. W całkiem innej scenerii w Słodzinku i to w zimowej atmosferze przyszło Pawłowi i Simonie borykać się z problemami związanymi ze słabo działającą agencją. Zajęcie nad wyraz ciekawe, nawet jeśli nie przynosi dochodów może być realizowane z ogromnym zaangażowaniem. Tym bardziej, że w ręce Pawła, dziennikarza – bądź co bądź „nie śledczego” – wpada zdjęcie sprzed dwudziestu lat. I to właśnie Paweł postanawia odnaleźć nieznaną dziewczynę. Jej tożsamość pozostaje praktycznie do końca nieodgadniona, gdyż w Słodzinku zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Najpierw życie traci Nina, mieszczanka niedawno zamieszkała we wsi. Napadnięta też zostaje niczemu winna Karolina. I to wszystko w chatce w lesie. W chatce, która skrywa wiele tajemnic. Chatce Babensteina….. 

Komedia kryminalna rodzi się swoimi prawami. Jakie one są, do końca nie wiem. Czytając wielu autorów tego gatunku nie widzę za bardzo zależności. Lubię i starsze bohaterki w stylu naszych ciotek, babć, lekko zdziczałe, zniewieściałe i niedołężne jak bohaterki Alka Rogozińskiego. Uwielbiam matki – polki i szaleńczo w swych licealnych sympatiach zakochane Różyczki, jak bohaterowie Marty Matyszczak. Ostatnio zaczytuję się w publikacjach Marty Kisiel, której „Dywan z wkładką” rozbawił mnie do łez. Mogłabym tak długo, bo rodzimych autorów tego gatunku ostatnio u nas zatrzęsienie. 

W „Białe święta, zimny trup” niby wszystko jest. I różne od siebie jak północ – południe bliźniaczki; Emilia i Amelia. I przyjaciele z benefitem Simona z Pawłem, który okazał się fanem kobiecych dróg rodnych. I Magda – świeża matka świadoma swoich nowo nabytych z tej roli cech – i jej nie – mąż, miejscowy policjant Mikołaj. Do tego okoliczny wilkołak, wibrator w pysku Luny, wiejskie wierzenia, kukła za oknem, przyszła i niedoszła teściowa, zielarka itepe itede. Do tego ksiądz i Tosiek Proboszcz, chwilami nie wiedziałam, który jest który. A może to jedna i ta sama osoba….

Tylko chyba humor nie ten, poczucie smaku również. Nie zaśmiałam się ani razu, a to w komediach kryminalnych lubię najbardziej. W książce dla mnie było za dużo przekleństw. Przyznaję, że od czasu do czasu jakieś – najlepiej nie przystające do współczesnych sformułowań – przekleństwo ma swój urok, szczególnie, gdy zostaje rzucone w odpowiednim momencie lub – jak to w powieściach tego gatunku – najmniej odpowiednim dla czytelnika. W Białe święta, zimny trup” raziły mnie jednak te „kurwy”, „debile szmatławe”, „zdziry”, „ryje”, „wywłoki”. Nie rozumiałam chwilami skąd, po co, dlaczego do siostry, do męża, w tak najmniej oczekiwanym momencie, jakby dla zasady, dla podgrzania atmosfery. 

Cała intryga kryminalna nie była dla mnie zaskoczeniem. Wątki plątały się jeden z drugim. Już od połowy spodziewałam się, że sprawca wyłoni się „jak Filip z konopi”. Mikołaj jak na wiejskiego policjanta przystało gubił tropy. Jego rodzina się żywo i gromadnie angażowała w działania śledcze, które urozmaicali miejscowi policyjni śledczy. Chociaż śledczy to chyba za poważne i mocne słowo w tym kontekście. Wiejska brać nabrała dość szybko wody w przysłowiowe usta, tylko to zmartwychwstanie na końcu, jakby tak od niechcenia. Niczego się więc przy końcu nie dowiedziałam…. 

Ta książka to….

Coś na kształt stugębnej plotki, tylko bardziej w kierunku wielopaszczękiej mordy?” -„Białe święta, zimny trup” Iwona Banach.

🙂

Moja ocena  6/10.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Dragon. 

„Idealna” Magda Stachula

IDEALNA

  • Autorka: MAGDA STACHULA 
  • Wydawnictwo: Luna
  • Cykl: Idealna (tom 1)
  • Liczba stron: 392
  • Data premiery: 14.06.2023r. 
  • Data 1 wydania polskiego:  17.08.2016r. 

Jest idealna. Za każdym razem bezlitośnie obnaża wszystkie twoje niedoskonałości.” – Magda Stachula „Idealna” . 

14 czerwca 2023r. Wydawnictwo Luna umieściło na polskich półkach księgarskich nowe wydanie debiutu Magda Stachula – pisarka pt. „Idealna”. Wydana w 2016 roku , niedostępna od ponad dwóch lat na rynku powieść zyskała nową odsłonę. Thriller ten wydano już w Czechach i we Włoszech, zapoczątkował on gatunek domestic noir, w którym autorka jest prekursorką w Polsce. Ja przeczytałam tą powieść ponad 5 lat temu i zrobiła na mnie spore wrażenie. I powiem Wam, że odbiór po latach odbiega od pierwotnego. 

Opis wydawcy:

Anita większość czasu spędza w domu. Poświęca się dziwnej pasji – podglądaniu ludzi przez kamery miejskiego monitoringu. To pozwala jej się oderwać od codzienności, a także zapomnieć o problemach – braku dziecka, o które bezskutecznie stara się od dwóch lat, i rozpadającym się związku. Pewnego dnia znajduje w swojej szafie sukienkę, która nie należy do niej. Później szminkę, której nie kupiła. A potem robi się jeszcze mroczniej… Osoba, która za tym stoi nie może być przypadkowa. Kim jest i dlaczego próbuje ją zniszczyć?

Musiałam przytoczyć opis Wydawcy, który zapowiada….całkiem inną historię. Lubię takie wydawnicze wkrętki, bo potem zwykle czeka mnie niespodzianka. A ja niespodzianki, ale tylko takie, właśnie lubię. 

Wracając do powieści przeczytanej ponownie po wielu latach, to – nie będę ukrywać – odebrałam ją trochę inaczej niż po raz pierwszy. Zwróciłam uwagę na inne aspekty, na inny rozwój wypadków. Lubicie oglądać po raz drugi ten sam film? Ja niekoniecznie. I z książkami mam podobny problem. Przypominając sobie w trakcie czytania, jakie jest zakończenie, boję się przewracać kartki, by się nie zniechęcić. 

W przypadku „Idealnej” o zniechęceniu mowy nie było w trakcie czytania, ale nie potrafiłam się zabrać do jej przeczytania. Historia Anity i Adama zapamiętana od innej strony, bardziej obyczajowej wydawała mi się jednak mało ciekawa. Po początkowych perturbacjach książka pochłonęła mnie jednak od razu. Przeczytałam ją w jeden wieczór. Bo to trochę inne spojrzenie na kryzys małżeński, a ja ostatnio w tej tematyce czuję się jak przysłowiowa „ryba w wodzie”. 

Tak, przechodzimy kryzys, nie da się ukryć, od jakiegoś czasu nam się nie układa. Nie nazywamy rzeczy po imieniu, tolerujemy się, ale z każdym dniem oddalamy się od siebie. Każdą najmniejszą komórką ciała czuję, że mój mąż przestaje mnie kochać….” – Magda Stachula „Idealna” . 

Moja żona zniszczyła naszą miłość. Miłość, która miała być wieczna. Taka, jaka zdarza się raz na milion przypadków, ta prawdziwa, wyśniona, wymarzona, po prostu idealna…” – Magda Stachula „Idealna” . 

Myśleliście tak o swoich mężach, żonach, partnerach, partnerkach? Ile razy? Kilka, kilkadziesiąt, kilkaset, kilka tysięcy? „Idealna” wspaniale pokazuje mechanizm, w który wpadają bardzo często pary. Nieporozumienia. Brak komunikacji. Trudności codzienne ograniczają zdolność do efektywnego porozumienia się, do spojrzenia na drugą osobą w szerszym kontekście, do dostrzeżenia, z czym partner się aktualnie boryka. I trochę o tym jest ta historia.

I o Marice, Eryku, Marcie, Tobiaszu, Marcie, Robercie, Zo. O przepięknym czeskim mieście i wspaniałym pomyśle na tramwajowe przejażdżki. 

Ogromnym zaskoczeniem dla mnie był ponownie motyw zemsty. Zatwardziałości. Patrzenia na świat przez pryzmat własnego nosa. Wiele lat po doznanej krzywdzie. „Idealna” Magdy Stachuli to takie studium przypadku nienawiści ukierunkowaniem w niewłaściwą osobę. Nie sprawcę trudności. Nie przyczyny złości, smutku i żalu. Tylko tak naprawdę osoby obok, osoby z boku. W tej powieści, tak jak często w życiu, osoba, która staje się ofiarą nic o przyczynie, źródle zemsty nie wie, nawet się jej nie domyśla. 

Mocno kobieca książka z silnym rysem obyczajowym. Studium kobiecej zemsty ze sztuką i jej fałszerstwem w tle. 

Lubicie książki Magdy Stachuli? Czytając „Idealną” je polubicie. 

Moja ocena  7/10.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję @Wydawnictwo Luna. 

„Pozostała rodzina” Lisa Jewell

POZOSTAŁA RODZINA

  • Autorka: LISA JEWELL
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Cykl: IDEALNA RODZINA (tom 2)
  • Liczba stron: 424
  • Data premiery: 26.07.2023r
  • Data premiery światowej: 9.08.2022r. 

Książkę „Idealna rodzina” (recenzja na klik) wydaną przez Wydawnictwo @Czwarta Strona tak bardzo zapamiętałam, że praktycznie przy każdej okazji wspominam, iż oceniłam ją 10 /10. Stworzenie tak patologicznego świata w tak wysublimowany i delikatny sposób zasługiwało na wysoką ocenę. Z chęcią więc zaplanowałam przeczytanie premiery z 26 lipca br. pod tytułem „Pozostała rodzina”, która – jak czytamy w Podziękowaniu od autorki – jest sequelem oczekiwanym i wręcz pożądanym przez wiernych czytelników. 

Lisa Jewell wydała po „Idealnej rodzinie” jeszcze dwie książki na polskim rynku wydawniczym. Obie przeczytałam. Żadna z nich jednak nie poruszyła w mym sercu tylu strun, co wspomniana uprzednio publikacja. Linki do moich opinii na ich temat znajdziecie tu: „Niewidzialna dziewczyna” oraz „Noc w której zniknęła”. 

Tylko że wszyscy robiliśmy złe rzeczy w tamtym domu, nikt nie wyszedł stamtąd nieskazitelny. Nauczyłem się traktować nasze grzechy jako strategie przetrwania.” -„Pozostała rodzina” Lisa Jewell.

Dwadzieścia pięć lat po wydarzeniach, które dotknęły rodzinę Lambów, Thomsenów i ich przyjaciół w domu przy Cheyne Walk 16, Lucy z dwójką małoletnich dzieci zamieszkuje w mieszkaniu swego brata Henry’ego. Henry’ego, któremu powiodło się w życiu. Spadek po rodzicach, Henrym Seniorze i Martinie to tylko dodatek do jego dochodów, wypracowanych przez siebie, wypracowanych przez lata, by zapomnieć o wydarzeniach sprzed kilkudziesięciu lat, które zawarzyły na tym, kim Henry się stał w dorosłym życiu. Lucy nie poszczęściło się tak dobrze. Po wielu latach życia na ulicy, przemocowym małżeństwie, w wieku czterdziestu lat nie ma nic. Dopiero co odzyskuje Libby. Dopiero co zaczyna szukać dla siebie miejsca, własnego kąta, w którym jej dzieci wreszcie mogłyby się poczuć jak u siebie. Czy jej się uda? 

Pozostała rodzina” to nie „Idealna rodzina”. Nie zmienia to faktu, że sequel czyta się całkiem nieźle. Sama ponad dwa lata temu zastanawiałam się, co stało się później z bohaterami pierwszej części. Czy Lucy ułoży sobie życie? Czy Henry zacznie czuć się szczęśliwym? Czy Phin się odnajdzie i czy kiedykolwiek złączy się ze swoją matką i siostrą? Na niektóre z tych pytań odpowiedzi udzieliła Lisa Jewell w tej części. 

Narracja prowadzona jest wielotorowo. Jewell przedstawia trzy równoległe rzeczywistości. Pierwszą, która dzieje się w roku 2019 i dotyczy śmierci nieznanej kobiety wyłowionej z Tamizy. Wydarzenia związane z niespodziewanym zgonem relacjonowane są z punktu widzenia śledztwa prowadzonego przez inspektora Samuela Owusu i posterunkowego Donala Muira. O dziwo, jest to relacja pierwszoosobowa. Piszę o dziwo, bo w moim subiektywnym odczuciu inni bohaterowie bardziej zasłużyli na tak osobistą, indywidualną perspektywę narracji. Drugi fikcyjny świat dotyczy Rachel i jej życia. Jej świata jako kobiety, jako córki, jako prowadzącej własną działalność gospodarczą i jako żony. I właśnie zastanawiałam się dość długo, co robi Rachel w tej powieści. W przeciwieństwie do Samuela, o życiu Rachel dowiadujemy się z perspektywy narratora trzecioosobowego. Relacjonującego wydarzenia z jej życia w sposób chronologiczny, uporządkowany, od 2018 do 2019. Trzecie opisane w powieści życie dotyczy Henry’ego. Przedstawiony zostaje czytelnikowi na nowo w czerwcu 2019 roku. Przedstawiony w sposób osobisty, dzięki narracji pierwszoosobowej. I już na dziewiętnastej stronie powieści Jewell nawiązuje do wydarzeń z „Idealnej rodziny” z punktu widzenia Henry’ego, z jego perspektywy. W te trzy prezentowane opowieści wtłoczona zostaje również historia Lucy i Libby. Historia dwóch kobiet, która rozpoczęła się dawno temu i trwa do tej pory. Dziwna to konstrukcja poruszająca wiele aspektów z życia Lambów, Thomsenów. Jakby Jewell szukała odpowiedzi i wytłumaczenia dla pewnych zdarzeń opisanych w „Idealnej rodzinie”. 

Kobiety kobietom, a mężczyźni mężczyznom zgotowali ten los. Idealnie Jewell nawiązała do tego, co zawdzięcza Lucy Birdie . Sprytnie nawiązała do tego, kim stał się Henry dzięki Phineasowi. Dodatkowo co zrobiła Rachel z Michaelem. Nie wiem tylko skąd pomysł na tak rozbudowaną narrację Samuela i na tak rozbudowaną opowieść związaną z poszukiwaniem Phina, kiedy on finalnie nie okazał się żadną znaczącą postacią. A szkoda, bo Phineas jako samiec Alfa miał jednak wiele do zaoferowania tej historii. 

Ja książek jednak nie piszę. Ja książki czytam. Potrafię docenić dobrze wykonaną pracę, nawet jeśli historia ostatecznie nie ułożyła się w sposób, w którym ja bym ją widziała. 

Pozostała rodzina” to kontynuacja „Idealnej rodziny”, która jest idealna dla tych, którzy – podobnie jak ja – zastanawiali się, co się stało z bohaterami po opuszczeniu domu Cheyne Walk 16. 

Moja ocena: 7/10

Za możliwość recenzji książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

„Doskonała para” Greer Hendricks, Sarah Pekkanen

DOSKONAŁA PARA

  • Autorki: GREER HENDRICKS, SARAH PEKKANEN
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 472
  • Data premiery:  13.06.2023r. 
  • Data premiery światowej: 3.03.2022r. 

Greer Hendricks i Sarah Pekkanen to para autorek, która już ma za sobą wspólne publikacje. Obie poprzednie książki zostały również wydane przez Wydawnictwo @Zysk i S-ka. „Żona między nami” wydana została w 2018 roku, zaś „Anonimowa dziewczyna” rok później. Żadnego z przytoczonych tytułów nie znam. Skąd zatem moje zainteresowanie premierą z 13 czerwca br. autorstwa obu pań? Nie ukrywam, że zainteresował mnie tytuł i okładka. „Doskonała para” – użyty przymiotnik „doskonały/a” jest intrygujący, nie uważacie? Z bardzo prostego powodu, nic nie jest doskonałe i nikt nie jest dokonały. Do tego dwa fotele podzielone stolikiem z okładki. Pierwsze skojarzenie z terapią par. A że na różnych etapach mojego życia miałam z nią styczność i moi bliscy mieli z nią styczność, książka musiała znaleźć się na mojej półce. 

(…) zjawili się w moim gabinecie eleganccy, lśniący, bogaci, dostojni, para, której można zazdrościć. Doskonała para. A jednak szybko wypłynęło na wierzch podskórne zmatowienie, którego przenigdy nie chcieliby ujawnić publicznie.” -„Doskonała para” Greer Hendricks, Sarah Pekkanen.

Takie miała pierwsze obserwacje na temat małżeństwa Bishopów Avery Chambers, kobieta która zaledwie pięć miesięcy wcześniej straciła licencję psychoterapeutki. Ona atrakcyjna kobieta sukcesu. Właścicielka ekskluzywnego butiku. On w idealnie skrojonym garniturze, za którym oglądnie się prawie każda kobieta. Co tak naprawdę zobaczyła w Bishopach Avery, że od razu zdecydowała się na ich prowadzenie, na ich terapię? Co tak naprawdę odkryła w jej trakcie? 

Coś mam ostatnio szczęście do książek autorów, których praktycznie nie znam. Każda miała coś w sobie, jakiś punkt, jakiś element fabuły, czy narracji, dzięki czemu czas z nią spędzony nie oceniłam jako stracony. Tak samo oceniam thriller „Doskonała para” Greer Hendricks i Sarah Pekkanen. Nie jest to może thriller w typowym tego słowa znaczeniu. Jest to raczej lekki thrillerek z rozbudowanym wątkiem obyczajowym. Nie zmienia to faktu, że przedstawiona przez autorki historia całkowicie mnie przekonuje. Zdawała mi się kompletna i spójna. Mimo pewnych wątpliwości co do wyrazistości bohaterów, ale o tym trochę później. 

Książka składa się z rozdziałów zatytułowanych imionami głównych bohaterek. Podzielona jest również na trzy części. Rozdział dotyczący Avery prowadzony jest w narracji pierwszoosobowej. Dzięki temu z „pierwszej ręki” poznajemy, co myśli była psychoterapeutka, na czym chce się skupić w kolejnych krokach terapii oraz jakie ma aktualne spostrzeżenia odnośnie do swoich klientów. Warstwa fabularna z jej życia prywatnego dodatkowo dodaje powieści azymutu, ukierunkowuje ją w pewnym kierunku, kierunku relacji w życiu Avery, skomplikowanych relacji. Rozdziały zatytułowane „Marissa” pisane są z perspektywy narratora trzecioosobowego. I szkoda. Mnie ukrywam, że relacja osobista z punktu widzenia żony Matthew bardziej by mnie przekonała, w wątku, na którym opiera się opowiedziana w powieści historia. 

Wracając do wyrazistości bohaterek niestety Marissa kompletnie mnie nie przekonała. Miotała się w relacji ze swoim mężem. Jej idealność była tylko lekko poprószona błędami, przy których jest skłonność do samobiczowania się, obwinia, zamartwiania, analizowania zachowania męża i interpretacji wydała mi się na wyrost. Dodatkowo irytowała mnie relacja Marissy z synem, Bennetem. Całkiem możliwe, że to z powodu jej „doskonałości”, którą chciały autorki przekonać czytelnika w zasadzie w każdej płaszczyźnie jej życia. Doskonałości tylko z jedną rysą. Wiedząc, że doskonałość nie istnieje, w żadnym aspekcie, nie mogłam polubić Marissy. 

Zdecydowanie doceniam pomysł. Podobało mi się wplecenie w wątku obyczajowym przeszłości bohaterów oraz relacji przyjacielskiej ze Skipem. Doceniam zobrazowanie relacji z ojcem i dziadkiem, która w końcówce książki całkowicie mnie zaskoczyła. Nie takiego rozwinięcia się spodziewałam. A zaskoczenie zawsze działa na korzyść czytanej opowieści. Dużym plusem jest sama Avery i jej pomysł prowadzenia terapii w dziesięciu krokach. Jej wchodzenie w butach do życia pacjentów, jej zdolność do robienia trafnych spostrzeżeń i nieszablonowe działania. Przyznaję, że ta postać została przez autorki bardzo dobrze przemyślana. I chociażby dla samej Avery warto sięgnąć po tę lekturę i zatopić się w życiu doskonałej pary. 

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą bardzo dziękuję WYDAWNICTWU Zysk i S-ka.

„Nie to miejsce, nie ten czas” Gillian McAllister

NIE TO MIEJSCE, NIE TEN CZAS

  • Autorka: GILLIAN MCALLISTER
  • Wydawnictwo:ZNAK
  • Seria: ZNAK CRIME
  • Liczba stron: 384
  • Data premiery:  26.06.2023r. 
  • Data premiery światowej: 12.05.2022r.

Pętla czasu. Tylko nie z filmu „Dzień świstaka”, a galopująca w tył, w przeszłość, w coś co już było. To motyw dobrze ocenianej powieści autorstwa Gillian McAllister pt. „Nie to miejsce, nie ten czas”. Zerkając na opinie zamieszczone w portalu Lubimy Czytać (średnia 7,9) można spodziewać się czegoś wyjątkowego. Czegoś niezwykle interesującego. Czegoś, co wydało @wydawnictwoznakpl pod koniec czerwca br. 

Jen i Kelly są szczęśliwym małżeństwem. Mieszkają na przedmieściu z nastoletnim synem Toddym, który zaczyna sprawiać im problemy. W oczekiwaniu na wieczorny powrót syna oboje stają się świadkami, jak Todd śmiertelnie rani nożem nieznanego mężczyznę przed ich domem. Wizyta na komisariacie nic nie daje. Poranne poszukiwania dobrego adwokata – kryminalnymi nie dochodzą do skutku. Gdyż Jen budzi się w dniu „– jeden”, a potem w kolejnym i kolejnym… 

Na okładkach entuzjastyczne opinie autorów, których czytam: 

Namiesza wam w głowach”. – Ruth Ware.
Powieść idealna” – Lisa Jewell.
Dawno nie widziałem tak intrygującego pomysłu na fabułę! Brawurowe pisarstwo.” – Ian Rankin. 

Ale żeby aż tak ??? 

Czytając te przytoczone powyżej ochy i achy spodziewałam się prawdziwej petardy. Nie tylko dobrego i innowacyjnego pomysłu, lecz również mistrzowskiego wykonania. Nie ukrywam więc, że oczekiwania miałam przeogromne. Książka im nie do końca sprostała. 

Co zawiodło? 

Sposób prowadzenia narracji. Na tak ciekawy wątek, jak poszukiwanie źródła zdarzenia w przyszłości na wiele lat przed jego wystąpieniem, narracja chwilami była przydługa, mało dynamiczna. Główna bohaterka powieści – Jen- wydawała się mimowolnym elektronem podążającym od jednego do drugiego zdarzenia w przeszłości. Na kolejne niespodzianki nie wykazywała praktycznie żadnego entuzjazmu, a przecież sama doszła na początku dość szybko do wniosku, że to wszystko się dzieje tylko i wyłącznie po to, by ocalić Todda, by ocalić jej jedyne dziecko. Dodatkowo postać Kelly’ego niezwykle straciła w obliczu Ryana. Kelly kompletnie nie pasował mi do roli, która mu przypadła. Za mało było mi również samego Todda, bohatera całego zamieszania. Nie wczułam się kompletnie w tę postać. Nie umiałam być jej przychylna. Jego oblicza zmieniały się bardzo szybko. Denerwowała mnie niespójność, od zamkniętego nerda po towarzyszącego matce do sklepu, spokojnego nastolatka. Rozumiem koncepcję autorki, że raczej chodziło o Jen, ale to Toddy był historią, która powinna wybrzmieć bardziej wyraziście. 

Za to historia Ryana okazała się ciekawym uzupełnieniem koncepcji Gillian McAllister. Motywy jego wyborów. Trudne rozstanie z bratem. Niespodziewana miłość i niełatwa, absorbująca do maksimum praca. Tak samo jak wątki poboczne, na które zwróciłam uwagę w fabule. Po pierwsze małżeństwo Kelly’ego i Jen, w którym nic nie zostało z tej świeżości, miłości, która połączyła parę sprzed laty. Mimo, że McAllister jednoznacznie nie ocenia i nie dyskredytuje pary, fragmenty, w których dwójka bohaterów jest na piedestale nie są wcale mile, nie są optymistyczne. A przecież patrzymy na nich w całkiem różnych okresach ich życia. Jakby uczucie Kelly’ego ze względu na poświęcenie, które musiał ponieść dość szybko wyparowało. Po drugie postać Clio. Od początku było w niej coś. Jej losy splotły się z losami głównej bohaterki na chwilę, ale jednak jej fizjologiczny opis i sposób zachowania zapadł mi w pamięci na dłużej. Jakbym miała szósty zmysł. Po trzecie relacje Jen w pracy. Gillian McAllister będąca i pracująca sama jako prawniczka bardzo dobrze odzwierciedliła specyfikę tej pracy, a także zasad współpracy pomiędzy ludźmi wykonującymi ten zawód. Czasem tak jest, że w trakcie czytania bardziej przychylnie spostrzegamy wątki poboczne, niż główne. 

Piszę tę recenzję już po premierze światowej kolejnej powieści tej autorki. Jej nowa powieść o tytule „Just Another Missing Person” debiutująca w dniu 1 sierpnia br. i wydana przez William Morrow & Company już święci triumfy. Ciekawi mnie, kiedy Wydawnictwo Znak po nią sięgnie i zaprezentuje polskiemu czytelnikowi. Ciekawi mnie również, czy jest podobna, przynajmniej w jakimkolwiek stopniu –  do „ Nie to miejsce, nie ten czas” . 

Moja ocena: 7/10

Egzemplarzem recenzenckim obdarowało mnie Wydawnictwo Znak, za co bardzo dziękuję.

„Mów mi Kolt” Michał Wagner

MÓW MI KOLT

  • Autor: MICHAŁ WAGNER
  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO DOLNOŚLĄSKIE
  • Liczba stron: 328
  • Data premiery: 26.07.2023r.

@Wydawnictwo Dolnośląskie wydaje jedne z moich ulubionych dwóch kryminalno – komediowych serii, tj. „Kryminał pod psem” i „Kryminał z pazurem”. Obie autorstwa @Marta Matyszczak. Jeśli jesteście psiarzami i/lub kociarzami to obie są dwa Was. Nie, wróć! Jeśli jesteście fanami dobrych książek z przymrużeniem oka przy których czas płynie nieubłaganie to te serie są dla Was 😊.

Wracając do debiutu Michała Wagnera „Mów mi Kolt” z 26 lipca br. to w mojej opinii jest to udany początek ciekawej serii. Nie jest to może typowo komedia kryminalna, ale publikacja z nurtu cosy crime, która stanowi dobrą rozrywkę. Bez wątpienia Teodor Kolt to postać nietuzinkowa. I to dla niej warto sięgnąć po „Mów mi Kolt”.

„(…) Nie jestem mięczakiem…” „(…) ale ja bywam egocentrycznym dupkiem….” -„Mów mi Kolt” Michał Wagner.

Pozwalający sobie na szczerą autorefleksję dziennikarz śledczy Teodor Kolt zostaje zaproszony na wywiad rzeka ze znanym milionerem z Pomorza, Albertem Mossakowskim, królem zabawek. Niestety wywiad nie przebiega zgodnie z planem. Chęć zrobienia przysługi Mossakowskiemu kończy się dla niego dramatycznie. Kolt musi dowiedzieć się, kto stoi za intrygą, w którą został wplątany. Sprawa wydaje się tym bardziej trudna do wykonania, gdyż po piętach drepce mu Huk, Komisarz Huk.

Lekka, przyjemna lektura. Idealna na wakacje. Tak określiłabym książkę o ciekawym tytule „Mów mi Kolt” Michała Wagnera. Nie ukrywam, że już po nią sięgając liczyłam na dobrą zabawę i chwilowe odprężenie w te gorące, parne wieczory. Już po opisie Wydawcy wiedziałam, że połączenie takich elementów fabuły jak „Impulsywny reporter. Tajemniczy milioner. I brutalnie przerwany wywiad. Gdańsk. Środek lata. Fale turystów wylewają się na deptaki i plaże.” musi być gwarancją dobrej rozrywki. I nie zawiodłam się.

Debiuty są zawsze trudne. Początki wymagają dalszego rozwoju umiejętności pisarskich, czasem przemodelowania użytej konstrukcji, czy zastosowanych środków stylistycznych. W przypadku Wagnera nie ukrywam, że pisarz trafił w mój gust. Narracja pierwszoosobowa z perspektywy Teosia Kolta, aroganckiego mistrza pióra była mi w smak. Co do zasady arogancji nie znoszę… w prawdziwym życiu. To, co uchodzi w literackiej fikcji, w realu nie zawsze się sprawdza. Tak i jest z Teo Koltem. Gdybym go spotkała na żywo….nie ręczę za siebie😉. Natomiast w fabule, jak ta zaproponowana przez Wagnera, postać Kolta sprawdziła się znakomicie. Taki wieczny chłopczyk, Piotruś Pan. Trochę jak postać grana przez Hugh Granta z „Cztery wesela i pogrzeb”. Uroczy, bezkompromisowy, nie wiedzący, czego chce, orbitujący pomiędzy innymi uczestnikami jego życia, bezczelny itepe itede. Matylda, czy inni redakcyjny koledzy – Witek i Adam – stanowią jego przeciwwagę. Uzupełniają go, na zasadzie dobrego kontrastu.

Muszę wspomnieć o konstrukcji. Wiem, że w recenzji konstrukcja ma najmniejsze znaczenie, ale czasem pomaga, czasem przeszkadza. W tej powieści konstrukcja została idealnie dobrana do tempa narracji, jej rodzaju, urywków fabuły, czy stylu Autora. 22 rozdziały, których każdy tytuł zaczyna się od nazwiska głównego bohatera. Jedne z moich ulubionych to: „Kolt i kosmos możliwości” i „Kolt i roztopione wnętrze”. Taka zabawa w zgadywankę. Nie zawsze pierwsze skojarzenie było trafne😊.

Powtórzę jak powyżej; „Lekka, przyjemna lektura. Idealna na wakacje. Tak określiłabym książkę o ciekawym tytule „Mów mi Kolt” Michała Wagnera”.  Udanej lektury!!! Udanej zabawy!!!

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu.

„Na dwoje babka wróżyła” Renata Kosin

NA DWOJE BABKA WRÓŻYŁA

  • Autorka: RENATA KOSIN
  • Wydawnictwo: KSIĄŻNICA
  • Cykl: JEMIOŁKI (tom 1)
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 26.07.2023r

@Renata Kosin – strona autorska to Autorka wielu powieści. Patrząc na jej bibliografię wysnuwam wniosek, że lubi pisać serie. Stworzyła między innymi cykle „Siostry Jutrzenki”, „Sekret zegarmistrza” oraz dwuczęściową „Tajemnice Luizy Bein”. Napisała wiele pojedynczych powieści obyczajowych oraz znalazła się w różnych antologiach, jak na przykład w bardzo udanym zbiorze „Kemping Chałupy 9”. Ja do tej pory kontaktu z twórczością Renaty Kosin nie miałam. Pierwszy tom nowej serii „Jemiołki”zatytułowany „Na dwoje babka wróżyła” to moje pierwsze spotkanie z tą Autorką. Książka premierę miała 26 lipca br. i wydana została nakładem Wydawnictwa @Książnica.

Zaczynajmy więc… 

Każdy człowiek nosi w sobie jakąś opowieść. Jedną albo więcej, zależnie od tego, ile przeżył. Niektóre są długie, inne krótkie, wesołe lub smutne, ciekawe, ale też nudne i niegodne uwagi…” -„Na dwoje babka wróżyła” Renata Kosin.

Właśnie te historie mieszkańców Jemiołek – Górnych i Dolnych –  dawnych i aktualnych są kanwą opowieści snutych przez Renatę Kosin. To historie różnych osób. Jedne ważne, kluczowe, zaważające na życiu, inne błahe, nieistotne, będące jakby uzupełnieniem. Tłem dla każdej z nich jest Gaja. Młoda dziewczyna, którą niektórzy posądzają o nadprzyrodzone moce. Gaja, która „(…) nie była wyczekiwanym z radością dzieckiem, lecz długo skrywanym powodem do wstydu. W tym wieku nie wypadało poczynać dzieci, zwłaszcza, gdy miało się już wnuki…” Gaja z troską patrząca na Babcię Pogodę, z sympatią na Fabiana, z zaciekawieniem na Walentego. Gaja próbująca odkryć rodzinne sekrety, nie tylko własne, lecz także innych rodzin; Knutów, Milewskich, Bzurów i innych. 

Miałam ogromny problem z recenzją tej powieści. Nie dlatego, że jest wyjątkowo słaba, czy, że jej przeczytanie okazało się pomyłką. Bynajmniej. Tylko dlatego, że jest to powieść w konstrukcji za którą kompletnie nie przepadam. To pewnego rodzaju saga. Opowieść długa, chwilami za długa, sięgająca wydarzeń wielu pokoleń. Współczesność miesza się z przeszłość. Czasy wojny, pogromu Żydów, powojenne czy wojenne ucieczki do Ameryki stykają się z teraźniejszością. Pojawiają się potomkowie, potomkinie. Zapowiadani są bohaterowie ówczesnych zdarzeń, jak ciotka Valery, o której rychłym przyjeździe czytamy na końcu (oj tak, ta to może namieszać. Historie, jedne ciekawe inne mniej, wpadają jakby to jednego kotła narracyjnego. Chwilami gubiłam się w tych opowieściach, myliły mi się imiona, rodziny. Losy niektórych bohaterów wydawały mi się mało splątane ze sobą. Prędzej widziałabym je jako odrębne opowieści z kolejnych części, niż powiązane w jednej powieści wątki fabularne. 

Dużą zaletą książki jest główna bohaterka – Gaja. Nie lubię czytać o „prawie ideałach”. Gdzieś tam zawsze tli się niezgoda na taką postać wiedząc, że w rzeczywistym życiu nie mam szansy jej spotkać. Gaja spodobała mi się chyba dlatego, że sama ma bardzo trudną historię pochodzenia. Jej matka Kazimiera to postać wręcz odpychająca. Ma dziwną relację z siostrami Lucyną i Hanką. Z każdą inną. Mimo, że chwilami zachowywała się bardzo infantylnie, mimo swego wieku, jak mała dziewczynka, to jej zamiłowanie do historii, umiłowanie przyrody i wsi przekonało mnie do niej. Z zapartym tchem przewracałam kolejne strony czekając, co tym razem odkryje, co sobie przypomni i co wywnioskuje, ze strzępków rozmów. No i co zrobi z tym Radkiem…. 

Kompletnie nie przekonał mnie wątek Jemiołek Górnych i Dolnych. W wielu miejscach czytałam o niechęci, o niezabliźnionych ranach, o nieprzepracowanych nieporozumieniach pomiędzy dwiema stronami wsi, pomiędzy dwiema częściami naw w kościele, pomiędzy spacerujących po dwóch drogach oraz modlącymi się pod dwoma różnymi obrazami Madonny. W relacjach między bohaterami nie odczułam tej niechęci, tej skomplikowanej przeszłości. Możliwe, że sposób prowadzenia narracji Autorki, spokojny, wyważony zasłonił tę niechęć, lub nie do końca ona wybrzmiewa z treści. 

Jan Kochanowski w „Pieśni świętojańskiej o Sobótce” w części „Panna XII” pisał: „Wsi spokojna, wsi wesoła”. Jemiołki to taka wieś. Choć realnie chyba nie istnieje. Znalazłam tylko wieś Jemiołki – Piotrowięta, która położona jest w województwie podlaskim, w gminie Sokoły. Ciekawe, czy Autorka szukając pomysłu na umiejscowienie akcji nowej serii myślała właśnie o tym miejscu… Cokolwiek by się w tej wsi nie działo, ktokolwiek by nie przyjechał, ją nie odwiedził, gdziekolwiek, by jej mieszkańcy nie wyjechali i cokolwiek nie nabroili, a także jakkolwiek wybory sołeckie nie okazały się nierealne, tę fikcyjną wieś odebrałam bardzo realistycznie. Z jej hermetyczną, duszną społecznością. Z jej tajemnicami i ciekawymi postaciami (jak Zoe – tylko czemu ona jest z Ameryki? – doulą i potomkinią dawnych zielarek i uzdrowicielek). Z jej przyrodą bardzo wiernie opisaną i zachwycającą. Z jej nieprawdopodobieństwem, z jej fantastyką, z jej fabularnością. 

Za dużo się działo, za dużo. I pewnie jeszcze drugie tyle lub więcej będzie się działo w kolejnej części sagi. Opowieści o mieszkańcach Górnych i Dolnych Jemiołek. Wielu mieszkańcach w wielu opowieściach. Lubicie takie sagi? Jeśli tak, to seria „Jemiołki” zdecydowanie jest dla Was. Zachęcam do lektury !!! 

Moja ocena: 6/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą bardzo dziękuję Wydawnictwu Książnica

„Grzęzawisko” Przemysław Żarski

GRZĘZAWISKO

  • Autor: PRZEMYSŁAW ŻARSKI
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 336
  • Data premiery: 12.07.2023r. 

Seria z Robertem Kreftem autorstwa @Przemysław Żarski – autor bardzo mi się podobała. Przeczytałam wszystkie trzy części. Ich recenzję znajdziecie na moim blogu. Zachęcam: „Ślad”, „Blizna” oraz „Cierń”. I to właśnie przy okazji recenzji trzeciej części trylogii napisałam: „(…) To trylogia, w której każda kolejna część jest na takim samym wysokim poziomie i w odniesieniu do kunsztu pisarza, i w odniesieniu do fabuły”. Ciągle podtrzymuję moją opinię. Szczerze, warto ją przeczytać. 

Wracając do książki Żarskiego, która debiutowała 12 lipca br. pt. „Grzęzawisko” od Wydawnictwa @Czwarta Strona Kryminału to już na wstępie zaznaczam, że chwile z nią spędzone uważam za w pełni udane. 

W sobotę 15 czerwca wyszedł z domu i zaginął czternastoletni Szymon Sulima. Szymon miał na sobie… (…) Jeśli ktoś ma informacje dotyczące miejsca pobytu Szymona, prosimy o kontakt z najbliższym komisariatem policji lub pod wskazanym numerem telefonu…” – „Grzęzawisko” Przemysław Żarski.

Zaginięcie Szymona, zwanego Siwym w 1996 roku pozostało zadrą w sercu i jego kolegów, i miejscowej policji. Do sprawy wszyscy wracają w 2019 roku, gdy na terenie miejscowych mokradeł zostają odnalezione ludzkie kości. Badania wykazały, że szczątki należą do zaginionego sprzed ponad dwudziestu lat Szymona, który w okolicy odnalezienia zwłok przebywał z rówieśnikami na leśnym biwaku. Sprawą zajmuje się Podkomisarz Aleksandra Lazar wspierana przez swój zespół, a szczególnie przez Błażeja Urygę. 

Czy to kolejna para śledczych? Czy „Grzęzawisko” rozpoczyna kolejną serię kryminałów? 

Bardzo bym chciała. Nie ukrywam, że wśród ostatnio przeczytanych powieści tego gatunku „Grzęzawisko” zajmuje miejsce na podium. Zachwyciłam się tą książką na równi z serią o Antonii Scott. Przy okazji Scott, pamiętacie, że premiera trzeciego tomu zatytułowanego „Rey Blanco. Biały Król” Juana Gómeza-Jurado już jutro? 

Ola: „Ona nie miała do tego cierpliwości; pewnie dlatego, że rzadko wychodziła z pracy – myślami tkwiła w niej dwadzieścia cztery godziny na dobę. Starała się nie zaniedbywać córki, lecz miłość do Mai nie była w stanie połatać wszystkich pęknięć, które powstawały przez lata na jej kruchej psychice. Nikt nie nauczył jej budować głębokich relacji, pielęgnować ich.” – „Grzęzawisko” Przemysław Żarski.

Błażej: „Miała wrażenie, że dogadują się bez słów. Jednego powinna się od niego nauczyć, żonglować maskami. Błażej zaszył pod skórą bolesną przeszłość i robił wszystko, by szwy wytrzymały. Jej chciało się czasem wyć z bezradności.” – „Grzęzawisko” Przemysław Żarski.

Skomplikowana relacja dwójki poranionych przez przeszłość dorosłych ludzi. Relacja przełożony – podwładny. Relacja partnerska. Relacja damsko – męska. Nie oceniałam ani jego, ani jej. Wręcz przeciwnie, wbrew rozsądkowi i wbrew damskiej solidarności, całkowicie Aleksandrę Lazar zaakceptowałam. Z jej bolączkami. Z jej zranionym sercem. Z wszystkimi pytaniami, które zadaje sobie od kilkudziesięciu lat. Nawet z jej błędnymi decyzjami, które podejmuje, by przynajmniej na chwilę odsunąć od siebie tę pustkę, tę nicość, której nikt w pełni nie wypełnił. Podobny stosunek po przeczytaniu „Grzęzawiska” mam do Błażeja Urygi, choć długo Żarski trzymał mnie w niepewności, czym śledczy zasłużył sobie, by wylądować w tak prowincjonalnym zespole kryminalnym. Nie obwiniajcie mnie więc, że chciałabym Olę z Błażejem zobaczyć, posmakować w innym wątku kryminalnym, w innej publikacji. 

Zastanawiające jak ocena prozy Żarskiego dokonana przeze mnie lata temu idealnie wkomponowuje się w odczucia po ostatniej Jego książce. Zerkając na recenzję trzeciej części z Kreftem „Cierń” aż muszę przytoczyć, z jedną tylko małą modyfikacją, moje obserwacje, które idealnie pasują do uczuć po lekturze „Grzęzawiska”. „Narracja jest prowadzona w trzeciej osobie. Konstrukcja podoba mi się bardzo. Rozdziały (…)” – i tu lekka modyfikacja – nazwane są latami, w których dzieje się akcja. Czytelnik zanurza się więc w fabułę umiejscowioną w roku 1996, 1986, lub w roku 2019. „(…) Żarski uwielbia retrospekcje. Dzięki takiej konstrukcji czytelnik nie ma szans się pogubić, zatracić w kreowanych wątkach. Pisarstwo Żarskiego zasługuje na ogromne brawa. Dbałość o detale, wykreowane postaci, ciekawe wątki poboczne, udane retrospekcje, o których już wspomniałam. Przedstawiając wątek kryminalny Żarski dopracowuje każdy szczegół, nie ma żadnych niedociągnięć. Sam wszystko kwestionuje, podważa postawione tezy. Tym samym uwiarygadnia każdy wątek, każdy postęp w śledztwie.  Takie właśnie mam przekonania po przeczytaniu ostatniej książki Przemysława Żarskiego, co oznacza, że Autor utrzymał nadal bardzo wysoki poziom, choć od ostatniej mojej lektury jego twórczości minęło już ponad dwa lata. 

Historia ułożyła się w całość. Może i wątek kryminalny nie jest finezyjny, za to wykonanie mistrzowskie. Nie nudziłam się. Żaden fragment nie odebrałam jako przydługi. Po rozpoczęciu czytania nie mogłam doczekać się rozstrzygnięcia. Nie mogłam doczekać się końca historii, by wreszcie się dowiedzieć, by wreszcie zrozumieć. Warstwa obyczajowa głównych bohaterów, a nawet tych pobocznych, jak chociażby wątek emerytowanego policjanta Młynarczyka, czy zaginionego mniej więcej w tym samym czasie co Szymon, Witolda Mamrota, tylko wzbogaca fabułę i uzupełnia śledztwo. A opis zachowania Bartosza Adlera ze strony 243 jako wstrząsające świadectwo półsieroty długo zapadnie mi w pamięci. 

Jeśli lubicie polskie kryminały, w których prawda ma drugie dno, a główni bohaterowie mącą czytelnikowi w głowach, to łapcie za „Grzęzawisko” Przemysława Żarskiego. Chwytajcie i czytajcie książkę, którą pochłonęłam w jeden wieczór. Bez przerwy. Bez wytchnieniaKsiążkę, która podobała mi się bardzo, a nawet bardzo, bardzo. Miłego czytania!!! 

ps. a o zakończeniu nic nie wspominam… celowo . 

Moja ocena: 9/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

RECENZJA PRZEDPREMIEROWA: „Nieodwracalnie” Bartosz Szczygielski

NIEODWRACALNIE

  • Autor: BARTOSZ SZCZYGIELSKI
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 327
  • Data premiery: 23.08.2023r.

W najbliższą środę premierową, tj. 23 sierpnia br., będzie debiutowała najnowsza książka @Bartosz Szczygielski – pisarz. Z powieścią zatytułowaną „Nieodwracalnie” zapoznałam się przedpremierowo dzięki współpracy z Wydawnictwem @Czwarta Strona Kryminału, za co serdecznie dziękuję. To szósta powieść Szczygielskiego, którą przeczytałam. Zaczęło się od „Winni jesteśmy wszyscy” na początku 2021. „Nie chcesz wiedzieć” z sierpnia tego samego roku oprócz fabuły zachwyciła mnie ciekawą okładką. 2022 rok przyniósł mi „Dolinę cieni” oraz „Nim skończy się noc”. Wówczas dopiero zorientowałam się😉, że Bartosz Szczygielski robi wszystko, by publikować dwa razy w roku na początku i w połowie. To był dobry znak, bo oznaczał, że mam szansę na częste lektury tego Autora😊. „Dzień gniewu” z lutego br. podobał mi się, oprócz wątku kryminalnego, z powodu postaci Liliany, dzięki której czytelnik mógł zastanowić się – jak napisałam w recenzji – „(…) skąd bierze się zło, jaka jest jego geneza i czy człowiek jest, albo dobry, albo zły”.

Dwa wątki toczące się równolegle. Pierwszy związany jest z relacją przyjaciół z dzieciństwa; Adama Zwidowskiego i Grzegorza Olachowskiego. Ten pierwszy mieszkający w Wielkiej Brytanii ze swoją ukochaną żoną Justyną otrzymał niespodziewany list od Grzegorza.  „(…) wiadomość o samobójstwie dawnego przyjaciela zmienia wszystko. Zwłaszcza że Grzegorz wysłał ją osobiście, tuż przed swoją śmiercią”. Drugi dotyczy znalezionej w lesie Weroniki Cymanowskiej, córki lokalnego przedsiębiorcy, producenta opakowań, którą sprawą – bardziej prywatnie niż służbowo – zajmuje się policjantka Celina Litowicz. Z pozoru dwa różne wydarzenia zaczynają się łączyć. Jakoś łączyć…

Kobieta nie miała już włosów. Nie dostrzegał też śladów skóry, a jedynie czarną skorupę pokrywającą czaszkę, szyję i ramiona. Ten widok będzie mu się śnił do końca życia. Nigdy też nie zapomni tego zapachu. Smrodu spalonych włosów wymieszanego z przypalonym tłuszczem. Chciał odwrócić się i odejść, zanim pojawi się policja…” -„Nieodwracalnie” Bartosz Szczygielski.

Podoba Wam się przywołany przeze mnie cytat? Mam nadzieję, że tak, bo pierwsza scena opisana przez Szczygielskiego w powieści jest naprawdę bardzo dobra. Typowy spacer Sławka, Agaty i Jacka w pobliskim lesie nie zakończył się w sposób, w jaki kończył się zazwyczaj. Po tej scenie założyłam więc, że musi być tylko lepiej…

Z tym było różnie, przyznaję. Bardzo podobał mi się wątek Grzegorza i Adama. Nieoczekiwane „spotkanie” (cudzysłów użyty celowo) po latach nie przebiegło w sposób, w jaki dla jednego i drugiego byłby najbardziej optymalny. Teoretycznie oczywiste postaci, jak np. notariusz, sąsiadka, ciągną za sobą pytania bez odpowiedzi, które Adam odkrywa chcąc nie chcąc. Postać Celki okazała się też dużym zaskoczeniem. Młodsza aspirant pełna werwy, zaangażowania, swady i odwagi odegrała znaczącą rolę w wydarzeniach opisywanych przez Szczygielskiego. Dobrze czytało się o prowadzonym przez nią nieoficjalnym śledztwie i podejmowanych decyzjach.

Słabiej odebrałam zakończenie. Rozwikłanie zagadki nie przekonało mnie. Do pewnego momentu splątane wydarzenia fabularne układały się w pewną całość. Lokalna społeczność, prominentni mieszkańcy i zaskakujące zdarzenia wskazywały na pewnego rodzaju realizm podszyty pewną finezją. Z ciekawością oczekiwałam rozwinięcia, kolejnych wskazówek czekając na mistrzowskie rozstrzygnięcie, oczekując oblicza „mistrza zbrodni”. Możliwe, że przeoczyłam pewne sygnały, wszak rozwiązywanie zagadek kryminalnych nie jest moją mocną stroną😉. Możliwe również, że Szczygielski napisał nieprzekonywujące mnie zakończenie. Każdy z nas czytelników ma swoje preferencje, swój gust. Czasami to pomaga, a czasem przeszkadza.

Powieść, pisana w narracji trzecioosobowej, podzielona jest na rozdziały z punktu widzenia różnych bohaterów oznaczonych na początku rozdziału, tj. Adama i Celiny. Jest to ulubiony sposób prowadzenia narracji przez Szczygielskiego. Spotykam się z nim już po raz któryś.  Dynamiczny styl, z elementami obyczajowymi i psychologicznymi skłania do przemyśleń na trudne tematy; odrzucenie, zapomniana przyjaźń, wydarzenia i nieprzepracowane traumy z dzieciństwa, zawiść, zazdrość, konformizm, wątek „ludzi trzymających władzę”. To niekwestionowane atuty tej  powieści do której przeczytania szczerze Was zachęcam. Udanej lektury !!!

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą przedpremierowo dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.