„Czarny portret” Julia Łapińska

CZARNY PORTRET

  • Autor:JULIA ŁAPIŃSKA
  • Cykl: KUBA KRALL (tom 3)
  • Wydawnictwo:AGORA
  • Liczba stron: 424
  • Data premiery:5.06.2024r. 

Ponad dwa lata temu miał miejsce udany debiut Julia Łapińska – autorka pt. „Czerwone jezioro”. Debiut, w którym czytelnicy poznali Kubę Kralla – najlepszego polskiego współczesnego fotoreportera, autora szokujących zdjęć wojennych ostatnich lat, mężczyznę sukcesu, mężczyznę na szczycie. Ale tylko pozornym. Autorka rozciągnęła będąc na fali motyw Kralla w kolejnych częściach i tak powstała seria. W ubiegłym roku miał premierę drugi tom cyklu pt. „Dzikie psy”, którego niestety do chwili obecnej nie przeczytałam. 5 czerwca br. również nakładem Wydawnictwo AGORAukazał się trzeci tom serii pt. „Czarny portret„, w którym postać Kralla zaczyna blednąć przy wyrazistej postaci podkomisarz Ingi Rojczyk.

W trakcie turnusu dla seniorów w hotelu w Kołobrzegu „Fala” umiera na górnym tarasie w wyniku podania trucizny osiemdziesięcioośmioletni uczestnik Zygmunt Gretkowski, znany konserwator zabytków. Śmierci Gretkowskiego przygląda się Kuba Krall, który dzięki znajomości z odpowiedzialnym organizatorem wycieczki – Łuszkinowem dostał zlecenie polegające na przygotowaniu fotorelacji. Dochodzenie nadzoruje prokurator Jagoda Hajzer, której Krall nie przypadł od razu do gustu. Zaginięcie trzeciej żony Gretkowskiego, Klary młodszej od niego o dwadzieścia pięć lat rzuca nowe światło na śmierć uczestnika turnusu. Czy motywy śmierci odkryje oddelegowana do sprawy podkomisarz Rojczyk? 

(…) Kwestia doświadczenia. Częstych wyjazdów na wojny. Od dawna emocje związane z czyjąś śmiercią odbiera jakby zza szyby. Zamrożone. Obserwując gdzieś z oddali, ale nie potrafi ich poczuć”. – „Czarny portret” Julia Łapińska.

Krall w moich oczach stracił trochę ze swego początkowego kolorytu. Nadal boryka się ze swoimi wojennymi traumami, nadal pije nie potrafiąc zerwać z nałogiem, nadal jest jednak dobrym obserwatorem potrafiącym dodać dwa do dwóch i wyciągnąć ciekawe wnioski z niepozornych, niezwiązanych ze sobą wydarzeń. Przyznaję jednak, że w tej części bardziej ciekawiła mnie postać samej Rojczyk. W ogóle motyw jej śledztwa, w którym mieszał wyjątkowo sprawnie okoliczny dziennikarz Michał Kreft, któremu zamordowany powiedział „Są takie osoby, których nie spodziewasz się już nigdy w życiu zobaczyć, a jednak cały czas   przeczuwasz, że znów staną na twojej drodze. Trochę się nawet tego obawiasz”, mógłby być tak samo ciekawie poprowadzony i bez Kralla. Ale to tylko oczywiście moje osobiste dywagacje. 

Sama książka jest bardzo głęboka. To nie typowy rodzimy kryminał z ciekawym wątkiem. Czytelnik zapoznaje się równolegle z dwoma planami zdarzeń. Ten bieżący dzieje się w Kołobrzegu i jego okolicach w 2015 roku, w którym to kuracjusze – seniorzy przyjeżdżają na turnus wymyślony i sfinansowany przez anonimowego darczyńcę za pośrednictwem polsko-niemieckiej fundacji Arche, za który odpowiedzialny jest jako organizator i opiekun Daniel Łuszkinow.  Sam zresztą koordynator wycieczki nie wie, kim jest anonimowy darczyńca turnusu. To dodatkowo wzbudzało moją wyobraźnię. Fabuła rozpoczyna się od wydarzenia w Luisenbadzie w 1944 roku, która słynęła z nazistowskiej organizacji Lebensborn działającym na zlecenie Głównego Urzędowi do Spraw Rasowych i Osiedleńczych SS w latach 1938 -1945 na terenie aktualnego Połczynu-Zdroju.  Zresztą na oficjalnej stronie miasta (link) można przeczytać o tej ponurej karcie historii Połczyna-Zdroju, którym był hitlerowski ośrodek Lebensborn działający w dzisiejszym sanatorium „Borkowo” (dawnym „Luisenbad”). Ta warstwa czasowa przeplata się z prowadzonym bieżącym śledztwem. To nie jedyny wątek historyczny poruszony w powieści. Wątek śledztwa nad śmiercią Gretkowskiego miesza się z historyczna działalnością Maxa von Mansteina, który w czasie wojny próbował – jak twierdził – uchronić sztukę zdegenerowaną znajdującą się w Polsce od zapomnienia, od hitlerowskiego zniszczenia, a także z tematem postępowania radzieckich żołnierzy i polskich szabrowników na Ziemiach Odzyskanych po wojnie. Trzy wątki historyczne w jednej książce. Trzy warstwy opisujące dość szczegółowo niuanse społeczne, polityczne powodują, że powieść to nie typowy kryminał. W książce „Czarny portret” okazuje się, że wątek morderstwa najmniej mnie ciekawił. Bardziej ciekawiło mnie, co stało się z Elisabeth, kim był wisielec w czasie wojny, którego odkrył Zygmunt i czy kiedykolwiek spotkał polską germanizowaną w ośrodku dziewczynkę, która to odkrycie widziała i o czym tak naprawdę chciał napisać Zygmunt Gretkowski w swoich wspomnieniach. 

Książka pisana jest w trzeciej osobie. Łapińska zadbała, by lata odzwierciedlone u schyłku wojny były odpowiednio zobrazowane. Zadbała o język i styl. Zadbała o wplątanie niemieckich zwrotów i niemieckiego sposobu myślenia hitlerowskich fanatyków. Zresztą nadała książce reportażowy charakter sama przyznają w Posłowiu, że oparła ją na swoich reporterskich odkryciach. Okazuje się, że i pomysł sfinansowania przez anonimowego darczyńcę turnusu dla seniorów okazał się zapożyczony z życia. Trudno będąc autorką opuścić taki ciekawy koncept. Fabuła zamknięta jest w siedemdziesięciu pięciu ponumerowanych kolejno rozdziałach i jak już wspomniałam wcześniej mogłabym się w „Czarnym portrecie” obejść bez Kralla. Mnie zdecydowanie bardziej od jego udziału w śledztwie spodobała się historyczna warstwa. To po raz kolejny dowód, że życie pisze iście fantazyjne scenariusze. 

Polecam zdecydowanie dla fanów wojennej i powojennej historii napisanej w sposób sfabularyzowany. Nie zawiedziecie się😊. 

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą serdecznie dziękuję Wydawnictwu Agora.

„Efekt morza” Katarzyna Bonda

EFEKT MORZA

  • Autorka: KATARZYNA BONDA
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Seria: HUBERT MEYER. TOM 10
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 5.06.2024r. 

Ależ się Katarzyna Bonda rozkręciła po powrocie w serii o profilerze śledczym Hubercie Meyerze😊.  5 czerwca br. premierę miała dziesiąta część cyklu pt. „Efekt morza” oczywiście od Wydawnictwo MUZA SA. Ja miałam okazję zrecenzować od czwartej części kolejno: „Nikt nie musi wiedzieć”, „Klatka dla niewinnych”, „Balwierz”, „Zimna sprawa”, „Kobieta w walizce” oraz „Urodzony morderca”. O trzech pierwszych częściach nie wspominam, bo to od nich zaczęła się moja fascynacja Autorką, która trwa do dziś. Dla niewtajemniczonych przypominam tytuły: „Sprawa Niny Frank”, „Tylko martwi nie kłamią” i „Florystka”. 

Trzynaście lat wcześniej w Łebie zaginęła dziewiętnastoletnia Marta Berg wracając do domu po nocy w mocnym klubie. Śledztwo nadzorowała młoda prokurator Ilona Adamska. Ustalenia nie przyczyniły się do odkrycia tajemnicy jej zniknięcia. Nawet zeznania młodego śmieciarza, który widział Martę z mężczyzną z ręcznikiem na szyi siedzącą na ławce nad ranem, Tomka Krajewskiego nie spowodowały przełomu w śledztwie. Po latach w tej samej okolicy znalezione zostaje torturowane ciało Tomka. Zginął topiąc się w gorącej smole. Sprawą zajmuje się Meyer, który przebywał w okolicy na wykładzie w Gdańsku. Temat jest rozwojowy. Na ten samej posesji, na której znaleziono ciało Krajewskiego, odkryto zmumifikowane zwłoki kobiety. Czy to dawno zaginiona Marta, czy inna kobieta, której też nikt przez lata nie odnalazł? 

Kojarzycie zaginięcie 19-letniej Iwony Wieczorek w Trójmieście w 2010 roku. Aż trudno uwierzyć, że ta tajemnica nie została odkryta przez czternaście lat. Swego czasu historią Iwony żyła cała Polska. Ona też zaginęła w letniej nocy, gdy wracała z klubu w Sopocie. Podobieństwo nie jest przypadkowe do fabuły „Efektu morza”. Sama Autorka przyznaje w Posłowiu, że ta prawdziwa historia jest „(…) punktem wyjścia dla historii opowiedzianej w tej książce, rodzajem trampoliny na poziom wyobraźni, a także pewną trawestacją danych, które wszyscy dobrze znamy jako jedną ze słynniejszych zimnych spraw kryminalnych.”. Ja przyznaję, że udaną trampoliną, jak trampoliny praktycznie we wszystkich książkach Pani Kasi, które ostatnio czytam. 

Historia się gmatwa od początku do końca. Autorka nie daje czytelnikom odpocząć podrzucając ciągle to nowe tropy. W tym wszystkim Meyer, który kluczy, rozpytuje, podgląda, samodzielnie przeszukuje. O dziwo nawet dzieli się swoimi przemyśleniami. Z zadziwieniem przeczytałam opisaną relację Meyera z Marianką, której profiler był skłonny zdradzić meandry śledztwa przywołując więc nazwiska podejrzanych. Trudno się mu dziwić. Marianka sama w sobie, jako pielęgniarka w średnim wieku, okoliczna mieszkanka, znająca wszystkich, dorabiająca sobie jako opiekunka do dzieci wie prawie wszystko, a do tego ma zmysł obserwacji i kojarzenia faktów. Jej wyjątkowa charyzma, która też mnie urzekła pewnie wpłynęła na Meyera w sposób wyzwalający. Stąd ta niespotykana u śledczego więź ze świadkiem. 

Akcja dzieje się na obczyźnie (sprawa wyjazdowa). Pojawiają się więc nowe postaci, jak chociażby atrakcyjna prokurator Adamska, czterdziestoparoletni komendant policji o mało aktualnie popularnym imieniu Albert, zwany Bońkiem, były bokser, aktualnie policjant Sobieraj. Choć i w tej części Bonda nie zapomniała o Kaczmarku, wspomnieć o zmarłej tragicznie Weronice Rudy czy Mario Boziłow najsławniejszym anatomopatologu, który też będąc na wykładzie Meyera znalazł się w centrum wydarzeń wykonując przy okazji swoją pracę. Sam zresztą Meyer wraca w rozmowie z przesłuchiwanym do swojej sprawy Niny Frank znanej serialowej aktorki, która zaginęła w domku nad Bugiem (opisanej w pierwszej części cyklu). Ależ mnie Pani Kasia Bonda uraczyła prezentem wspominając pierwszy tom serii w fabule. 

Autorka z zagadką rozprawia się w szesnastu dniach. Fabuła nakreślona została od 13 listopada 2023 (poniedziałek) do 28 listopada 2023 (wtorek). Datą i dniem tygodnia oznaczone są wprost rozdziały zatytułowane kolejnymi dniami. W Prologu czytelnik zapoznaje się z zaginięciem Marty Berg w relacji Krajewskiego, w Epilogu Meyer wyjaśnia wszystkie motywacje, cienie kryminalnej zagadki. 

W powieści znajdziecie praktycznie wszystko, co mogłoby zaburzyć ogląd Huberta (nie mówcie o nim Bercik😉!) na sprawę. Jest i zmowa milczenia wśród znajomych Marty, z którymi bawiła się w klubie. Od początku frapowało mnie co wiedzą: Robert Jastrzębski, Julita Bauman, Misiek Kulpa. Jest dawna sprawa zaginięcia okolicznego gangstera Pirata, który jak się okazuje Martę znał całkiem blisko. Są zawiedzione miłości chociażby samej Marty do swego kuzyna z pierwszej linii czy Henryka Jastrzębskiego. Bonda rozprawia się też z ludzką naturą, karkołomną, zwierzęcą wplatając w literacką fikcję kwestię dwóch potencjalnych gwałtów. Jakby mimochodem, jakby przy okazji, co ukierunkowało moje myśli na chwilę w innym kierunku. Do tego jeszcze ciekawa rodzina o barwnej historii będąca byłym właścicielem posesji, na której znaleziono ciało Krajewskiego i zmumifikowanej kobiety sprzed lat. Rodzina, która odnalazła się również we współczesnej historii Łeby wpływając na jej aktualny kształt. Tych wątków, ślepych uliczek mogłabym mnożyć. Autorka napracowała się bardzo, by wywieźć czytelnika w przysłowiowe pole, a tak naprawdę zakończenie…. 

Cóż. Trudno mi krytykować zakończenie przy takim potencjale, o którym wspominam powyżej. Zakończenie nie musi być jednak spektakularne, by było trafne. W najnowszej książce Katarzyny Bondy o Hubercie Meyerze bardziej od zakończenia doceniam treść, samo rozwinięcie. Dlatego zachęcam Was do przeczytania kolejnej części o najbardziej znanym polskim fikcyjnym profilerze śledczym. 

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.

„Boże, daj orgazm” Violetta Nowacka

BOŻE, DAJ ORGAZM

  • Autorka: VIOLETTA NOWACKA

  • Wydawnictwo: HARDE 
  • Liczba stron: 320
  • Data premiery: 15.05.2024r. 

Boże, daj orgazm” Violetty Nowackiej to poradnik, na który zwróciłam uwagę na Targach Książki Vivelo w trakcie odwiedzania stoiska HARDE Wydawnictwo. Książka zafrapowała mnie tytułem. Od razu na nią zwróciłam uwagę myśląc, że trzeba mieć nie lada odwagę, by w tak purytańsko- katolickim kraju połączyć w tytule słowo „Boże” i „orgazm”. Ja lubię odważne koncepty, a im jestem starsza tym coraz bardziej. Sama zresztą Autorka we wstępie pisze: 

„Ta książka nie jest pro­te­stem. Nie ma na celu pod­wa­ża­nia war­to­ści wyznaw­ców reli­gii kato­lic­kiej. Nie jest też prze­ciwko wie­rze w Boga. Kiedy ją pisa­łam, nie kie­ro­wały mną żadne pobudki ide­olo­giczne ani per­so­nalna nie­chęć do kogo­kol­wiek, kto pro­pa­go­wał kato­lic­kie dogmaty w pol­skich kościo­łach, szko­łach czy świe­cie poli­tyki na prze­strzeni ostat­nich dzie­się­cio­leci. Jako psy­cho­log, tera­peutka, coach i edu­ka­tor sek­su­alny z dwu­dzie­sto­pię­cio­let­nim sta­żem w gabi­ne­cie tera­peu­tycz­nym, jestem wolna od uprze­dzeń. Kie­ruje mną głę­boka tro­ska i sym­pa­tia do ludzi, szcze­gól­nie zaś kobiet, bo to im dedy­kuję tę książkę.” -„Boże, daj orgazm” Violetta Nowacka. 

Poradnik „Boże, daj orgazm” to próba rozprawienia się z tematem orgazmu, wstydu własnego ciała, ograniczeniami, lękami, a także poczuciem dyshonoru, który budowany i pielęgnowany był w nas przez lata. Z jednej strony przez rodziców, wychowawców, z drugiej przez wiarę katolicką. Ostatnio w miejscu pracy usłyszałam, że kościół zrobił wiele złego dla rozwoju człowieka, dla jego sfery seksualnej czy emocjonalnej wpędzając wszystkich bez wyjątku, młodych i starszych w permanentne poczucie winy. Zerkając po raz pierwszy na tytuł miałam takie skojarzenie. Patrząc na moje własne doświadczenia i moich bliskich przyjaciółek nie sposób się nie zgodzić. Ciekawie jednak Autorka rozprawia się z tym wątkiem dowodząc między innymi, że „W chrze­ści­jań­skich reli­giach podej­rzewa się ciało o głu­potę, jakby było nie­in­te­li­gent­nym two­rem prze­szka­dza­ją­cym nam w roz­woju ducho­wym i sztuce łącze­nia się par. Mówi się o nim jak o spu­ściź­nie grze­chu pier­wo­rod­nego, bala­ście, który płata nam figle, nie umie poro­zu­mie­wać się z duchem i umy­słem, a nawet jest wobec nich w opo­zy­cji.”. 

Ja po przeczytaniu poradnika poczułam chwilowy spokój. Po pierwsze poczułam się zrozumiana. Po drugie poczułam się zintegrowana z doświadczeniami innych kobiet. Po trzecie zostałam wydedukowana, że to co ni znane, co wpajane od lat jest mylne, jest bardzo krzywdzące dla mnie, dla mego ciała, dla moich pragnień. 

Od razu prostuję, to nie jest typowy poradnik, który nauczy Was jak zwiększyć swoją przyjemność. Tak naprawdę ta książka o tym ciekawym tytule, to zbiór historii wielu kobiet, na których kościół odcisnął silne piętno na ich życie intymne. Piętno, z którymi musiały borykać się przez wiele lat i przez wiele terapii. Piętno, które wywołało u nich urazy i problemy w sferze seksualnej powodujące niemożność czerpania przyjemności z własnym mężem nawet poślubiony przed ołtarzem. To ciekawy zbiór relacji, w których w wielu miejscach odnalazłam siebie, jak i obrazy innych znanych mi doniesień od mych przyjaciółek. Dla mnie publikacja okazała się niezwykle cenna, niezwykle edukująca. To książka, która staje się dla nas taką chwilą mantrą, którą chcemy powtarzać prawie każdemu i przy każdej okazji, by cieszyć się własnymi odkryciami. To także bardzo wartościowa lektura, która obnaża negatywny i destrukcyjny wpływ kościoła jakiego znamy z naszych domów, lekcji religii na tak ważną sferę życiową jaką jest nasza seksualność. Przecież nie bez powodu nam ją dano. Nie bez powodu nam ją zadano. 

Sięgnijcie po tę książkę, która obnaża powszechny światopogląd. Która rozszerza perspektywę i pozwala spojrzeć naprawdę szerzej. Nie sugerujcie się tytułem. To coś więcej. To znacznie większe i mocniejsze przeżycia.

Moja ocena: 8/10

Z opinią o książce zapoznaliście się dzięki Wydawnictwu HARDE, za co bardzo dziękuję.

„Za szczytem” Sebastian Sadlej 

ZA SZCZYTEM

  • Autor:  SEBASTIAN SADLEJ 

  • Wydawnictwo: SINE QUA NON (SQN)
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery : 8.05.2024r. 

Bardzo podobała mi się akcja promocyjna książki od Wydawnictwo SQN. Wydawca najpierw wydał książkę bez tytułu z białą okładką i napisem „Kto to napisał?”. Książkę przeczytałam licząc, że jako książkoholik bez problemu wytypuję autora. Niestety mój typ okazał się całkowicie błędny.  Po otrzymaniu drugiego egzemplarza, w którym wskazano autora  Sebastiana Sadleja i tytuł „Za szczytem” już wiedziałam, że nie miałam szans. Do tej pory niestety nie przeczytałam debiutu Autora pt. „To nie moja wina„. Premiera z 8 maja br. była więc moją pierwszą książką Autora do której sięgnęłam. 

Pomiędzy jego nogami Roman dostrzegł to, co przyprawiło Kazika o taki stan. Wywrócony taboret i dwie bose stopy wiszące nad podłogą.” – „Za szczytem” Sebastian Sadlej. 

W górskiej chatce pojawiają się w jednym momencie starsza kobieta, bezdomny, biznesmen oraz okoliczny zakapior. Spotkanie przypadkowe różnych osób kończy się dla wszystkich w taki sam sposób. Śmiercią. Ze śmiercią matki nie może pogodzić się polska himalaistka Alicja Kandora, która przybywa do rodzinnego Międzygórza, by poznać okoliczności tego strasznego zdarzenia. W dochodzeniu pomaga jej dawny kolega Albert oraz nowo poznany GOPR-owiec Figiel. Do śledztwa wtrąca się również dwóch charakterystycznych miejscowych, którzy tajemnice mieszkańców Międzygórza znają. 

Książkę rozpoczyna prolog z poniedziałku 16 grudnia. Fabuła spięta została klamrą kolejnych części, w których skład wchodzą rozdziały. Części zostały zatytułowane: „Zaraza”, „Wojna”, „Głód”, „Śmierć”. Natomiast rozdziały zawierają podtytuły złożone z dnia tygodnia i daty. Rozpoczynają się od piątku 13 grudnia, a kończą w czwartek, 19 grudnia. Wątki powieści przeplatają się w poszczególnych częściach. Dni się mieszają. W tej samej dacie, dzień przed, dzień po dzieją się różne wydarzania, które w efekcie doprowadzając czytelnika do odkrycia, kto i dlaczego zabrał życie kilku osób. Akcja powieści toczy się dwutorowo. Mnie osobiście bardziej intrygowało to, co działo się, gdy Jadwiga i jej towarzysze żyli, niż to co działo się po ich śmierci. 

Na plus na pewno warstwa psychologiczna powieści, która skupia się na relacjach dzieci i rodziców. Autor umiejętnie rozprawił się z wątkiem spełniania marzeń i pragnień rodziców kosztem swoich własnych żądz i kierunków, w których dziecko tak naprawdę chce podążać. Dało mi to do myślenia jako matce dwójki nastolatków. W warstwie kryminalnej i samego zakończenia nie do końca przekonała mnie fabuła. Sposób rozwiązania intrygi jest według mnie co nieco przekombinowany. 

Za szczytem” to zdecydowanie lektura dla osób, którzy lubią ekstremalne górskie, warunki, gdzie człowiek wydaje się być jedynie pozbawionym znaczenia detalem. To ksiązka dla miłośników gór i tematyki górskiej, taterników, goprowców, himalaistów. To książka dla tych, których ciekawi co dzieje się za mgłą położoną na górskim szczycie.  

Moja ocena: 7/10

Moją opinię o książce przeczytaliście dzięki współpracy z Wydawnictwem Sine Qua Non.

„Adwokat diabła” Steve Cavanagh

ADWOKAT DIABŁA

  • Autor:STEVE CAVANAGH
  • Seria: EDDIE FLYNN (TOM 6)
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Liczba stron: 512
  • Data premiery: 10.04.2024r. 

  • Data premiery światowej:  5.08.2021r. 

Adwokat diabła” autorstwa Steve’a Cavanagh’a od Wydawnictwo Albatros to kolejny tom serii z prawnikiem Eddiem Flynnem. Jest to też czwarta książka Autora, której recenzję przeczytacie na moim blogu (poprzednie to: „Wkręceni”, „Trzynaście” „Pół na pół” – czwarty i piąty tom cyklu o Flynnie). 

W zakładzie karnym Holmana, w hrabstwie Escambia w Alabamie Randal Korn prokurator okręgowy czeka na egzekucję dwudziestopięcioletniego Dariusa Robinsona, który cztery lata temu został uznany za winnego zabójstwa i skazany na śmierć tak jak przed nim sto czterdzieści dziewięć osób. To nie jedyny oskarżony przez Korna, który oczekuje na karę śmierci. Zaraz za nim do celi śmierci trafia Andy Dubois, któremu grozi ta sama kara za zabicie młodej Skylar Edwards, która nigdy nie trafiła do domu. Która „Już nigdy więcej nie pocałowała Gary’ego, nie usłyszała jego oświadczyn, nie oddała mu ręki ani serca.” Która wsiadła do samochodu nieznajomego, by szybciej być w miejscu docelowym prosząc o podwózkę. 

„Skazańcowi pozwolono wypowiedzieć ostatnie słowa.
– Jestem niewinny i wszyscy o tym wiedzą.
Korn wiedział. I nic go to nie obchodziło. Nie został prokuratorem w stanie, gdzie wykonywano karę śmierci, by zawracać sobie głowę kwestiami winy i niewinności. Podobał mu się system. Sprawiedliwość była tylko przykrywką dla jego prawdziwej natury.” – „Adwokat diabła” Steve Cavanagh.

Zachwycił mnie bardzo realny obraz prokuratora, który czerpie przyjemność z patrzenia w oczy śmierci. Który „Ani na moment nie oderwał oczu od człowieka na krześle. Nawet gdy skóra skazańca zaczęła dymić. Nawet gdy pod wpływem prądu pękła mu lewa kość goleniowa. Nawet gdy z ust trysnęła krwawa piana. Przez cały czas miał wrażenie, że to przez jego żyły płynie prąd. Pulsujący żywioł. Jako prokurator okręgowy dzierżył w swoich długich, zakrzywionych jak szpony dłoniach władzę nad życiem i śmiercią. Uwielbiał ją. Zabił tego człowieka, jakby wpakował mu kulkę w głowę, i ta myśl go upajała. ” Z jednej strony w tym opisie Cavanagh’a  jest coś bardzo niepokojącego, z drugiej niezwykle intrygującego. Czytając te barwne opisy zastanawiałam się, w ilu ludziach piastujących władzę w systemie prawnym jest faktycznie tego pragnienia śmierci. Czy to tylko fantazja czy możliwe rzeczywiste realia, z którymi może stykać się amerykański system prawny. To mnie długo frapowało w potyczce między Kornem a Flynnem. I na tym głównie opiera się fabuła powieści. 

Steve Cavanagh potrafi pisać thrillery prawnicze, które wciągają. „Adwokat diabła” wciągnął mnie równie mocno jak poprzednie. Podobało mi się ujęcie tematu Korna lubującego się w skazywaniu ludzi na śmierć. Podobała mi się – analogicznie jak poprzednio – postać adwokata Eddiego Flynna i sama koncepcja powieści. To kolejny arcyciekawy thriller prawniczy tego autora wprowadzający czytelnika w interesujące meandry nowojorskiej palestry. Książka dla każdego, kto lubi trzymające w napięciu praźródła zachowań konkretnych bohaterów, których dalsze poznanie nie daje oczywistego rozwiązania 😉. Udanej lektury!!!

Moja ocena 7/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

„Eksponat” Katarzyna Puzyńska

EKSPONAT

  • Autorka: KATARZYNA PUZYŃSKA
  • Wydawnictwo: PRÓSZYŃSKI I S-KA
  • Cykl: KLEMENTYNA KOPP (tom 1)
  • Liczba stron: 528
  • Data premiery: 18.06.2024r. 

Wreszcie intrygująca komisarz Klementyna Kopp znana czytelnikom z serii „Lipowo” doczekała się swojej własnej serii. Rozumiem koncept Katarzyna Puzyńska, która pragnie wykorzystać potencjał tej bohaterki. Dla mnie od początku Kopp była na wskroś ciekawą postacią i jedną z najjaśniejszych gwiazd serii, której przeczytałam jak na razie dziewięć tomów. „Eksponat” wydany przez Prószyński i S-ka premierę miał w drugiej powołowie czerwca. Czytaliście? 

Opowieść zaczyna się od wydarzeń na „Tydzień przed wyścigiem. Last Stop, Floryda Sebastian Wood”, które przedstawione są w Prologu z perspektywy właśnie Sebastiana, snajpera doskonałego, który nie bez powodu pojawia się w miasteczku Last Stop. 

A jeśli tego było mało, tajemnicę poliszynela stanowił fakt, że mieszkała tu jedna z najbliżej ze sobą spokrewnionych rodzin w Ameryce – innymi słowy, wszyscy ze wszystkimi sypiali w kazirodczych związkach. Podobno przybierali różne nazwiska, żeby to sprytnie ukryć przed urzędami. Sebastian był człowiekiem rodzinnym – o czym świadczył chociażby jego tatuaż z imieniem babki – ale to już przesada. Niektórzy jednak fascynowali się takimi tematami i podobno przyjeżdżali tu tylko po to, żeby kręcić vlogi o wsobnej rodzince.

No i do tego wszystkiego była jeszcze Wyspa Zaginionych. Sebastian właśnie tam się wybierał. Dobrze mu za to zapłacono. Znów poprawił worek na ramieniu.” – „Eksponat” Katarzyna Puzyńska. 

Klementyna Kopp również pojawia się na Florydzie. Całkiem w innym celu. Emerytowana komisarz, wytatuowana, ubolewająca po utraconej kochance Teresie wyznająca zasadę, że nie ma „(…) w zwyczaju się żalić. Ani sobie samej, ani tym bardziej nikomu innemu. Trzeba iść do przodu. Zwłaszcza jeśli jest się w jej wieku.” Napotykająca na swej drodze przeszkodę, którą ze względu na swoje milicyjne doświadczenie musiała się zająć. 

„Kopp widziała jednak wystarczająco dużo trupów, żeby wiedzieć, co mają przed sobą. Ocean wypluł na plażę martwego mężczyznę.” – „Eksponat” Katarzyna Puzyńska.

Katarzyna Puzyńska zabrała fanów serii „Lipowo” w daleką podróż. Wspomniana we wprowadzeniu Last Stop, Wyspa Zaginionych to nie jedyne dalekie miejsca, w których dzieje się akcja jej najnowszej powieści. W rozdziałach ponumerowanych kolejno czytelnik znajduje inne miejsce i czas akcji. Poznaje również innych bohaterów, którzy nie znajdują się w opowieści przypadkowo, jak chociażby Oliver Anderson początkujący pisarz. Dzięki temu czytając miałam możliwość zanurzyć się w historie umiejscowione  w dalekiej Montanie na północy Stanów, na hałaśliwych ulicach Nowego Jorku, w klimatycznym Bostonie, czy niebezpiecznych rejonach Orlando. Bardzo podobała mi się koncepcja nocnego ultramaratoru organizowanego przez bogacza Ernesta Millera na swej prywatnej wyspie. Zaproszenie najwybitniejszych zawodników i ich trenerów było dla mnie obietnicą niebanalnej historii kryminalnej, opartej na mrocznych sekretach, które w thrillerach Puzyńskiej zawsze się sprawdzały. Historia nabiera rozpędu, gdy już na starcie zauważony zostaje brak jednego zawodnika, a w trakcie biegu jest coraz gorzej. Na trasie roi się od zagrożeń.

W pierwszym tomie nowej serii czytelnik znajdzie bez liku trupów, nielojalności, niespodziewanych zwrotów akcji. Książka podejmuje temat zemsty, przeszłego życia, które kładzie się cieniem na bieżące wydarzenia. I do tego barwna postać, komisarz Kopp, zbuntowana śledcza, która nie przebiera w środkach i nie daje się wpuścić w maliny. Niesamowicie sprawny pies gończy i efektywna śledcza z interesującą przeszłością i ciekawą osobowością. A do tego tytułowy eksponat. Co nim jest? Jeśli jesteście zaciekawieni sięgnijcie po najnowszą powieść Puzyńskiej  i sami oceńcie czy cykl oparty na Klementynie przypadł Wam do gustu. 

Moja ocena: 7/10

Egzemplarzem recenzenckim obdarowało mnie Wydawnictwo Prószyński i S-ka, za co bardzo dziękuję.

„Ci, którzy zostali” Hanna Greń

CI, KTÓRZY ZOSTALI

  • Autorka: HANNA GREŃ
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 400 
  • Data premiery:24.04.2024r. 

W zapowiedzi napisałam „Ci, którzy obserwują od dłuższego czasu mój profil powinni wiedzieć, że książki Hanna Greń – strona autorska bardzo sobie cenię. Najbardziej lubię serię z Dionizą, ale również pozostałe uważam za bardzo wartościowe.” Bardzo też sobie cenię osobiste spotkania z Autorką przy okazji różnych targów książki czy spotkań autorskich. Nie dziw więc, że premierę z 24 kwietnia br. pt.  „Ci, którzy zostali” od Czwarta Strona Kryminału jak najszybciej chciałam wziąć w swoje ręce, by zanurzyć się w całkiem nową historię. 

Ten, kto wyrządza krzywdę, musi liczyć się z zemstąZaginięcie dziewczynki. Tragiczny wypadek motocyklistów. Śmierć młodej kobiety. Gangsterskie porachunki. Każde z tych wydarzeń wymaga zdecydowanej interwencji policji z Bielska-Białej.” – z opisu Wydawcy.

Policja w Bielska-Białej ma co robić. Najpierw trzynastoletnia Felicja Radecka zostaje uznana za zaginioną. Jej zaginięcie zgłasza w dniu 7 kwietnia 2023 r. Bielskiej policji załamana matka – Jadwiga. Sprawę przyjmuje nadkomisarz Oskar Superson. Wszystkie działania zostały podjęte natychmiast. Zawiadomiono Centrum Poszukiwań Osób Zaginionych z komendy wojewódzkiej, a Superson zaczął rozpytywanie wszystkich, co mogliby cokolwiek wiedzieć na okoliczność zaginięcia Felicji. Nadkomisarz nie potrafi sprawie Felicji oddać się bez reszty. Bielsko – Białą nawiedzają kolejne koniecznie interwencje policji. Wszystko zaczyna się gmatwać i komplikować. Począwszy od zaginięcia, przez wypadek motocyklistów, śmierć młodej kobiety i gangsterskie porachunki. Superson próbuje się dowiedzieć czy te wydarzenia coś lub ktoś łączy. Czy mu się uda i jakim kosztem? 

„Ale teraz, w dziennym świetle, rzeczywistość wygrała z wyobraźnią. Stworzone w myślach obrazy zniknęły, a zaplanowane w nocy posunięcia nie wydawały się już tak doskonałe. Przeciwnie, uznała je za kompletnie bezsensowne. Jak mogła marzyć o wydostaniu się stąd? Przecież jedyne wyjście zostało zamurowane, a ona nie miała takiej supermocy jak jedna z bohaterek X-menów, która potrafiła przechodzić przez ściany. (…) 

Umrę tutaj – pomyślała, opadając z powrotem na poduszkę. Przepraszam, mamo…” – „Ci, którzy zostali” Hanna Greń.

Hanna Greń zadbała o wyraźną konstrukcję książki. Fabuła zamknięta została w ponumerowane, zatytułowane rozdziały. Na początku każdego z nich Autorka określiła miejsce, lub też nie i czas akcji. Przykładowo: „W bliżej nieokreślonym miejscu, 6 kwietnia 2023”. Ze względu na liczne wątki kryminalne (zaginięcie, wypadek, gangsterzy itd.) ta konstrukcja jest jak najbardziej potrzebna, by nie pogubić się w ilości sprawców, zdarzeń i podejrzanych. W ogóle ta wielowątkowość bardzo mnie zaskoczyła w tej pozycji. Zwykle przyzwyczajona jestem, że Pani Greń ogranicza się do małej ilości kryminalnych wątków, tym samym powodując, że akcja dzieje się powoli, a czytelnik ma możliwość na rozpoznanie się w warstwie społecznej powieści, która zawsze była cechą charakterystyczną tej Autorki. W tym nowym podejściu trochę się pogubiłam, chwilami wręcz się przemęczyłam. Zaginiona nastolatka, gangi, seks i narkotyki w kryminale na czterystu stronach to trochę dla mnie za dużo. Mimo pomocy ze strony Autorki w konstrukcję książki wielość postaci spowodowało, że trudno było mi je zapamiętać. Nawet zaraz po przeczytaniu w pamięci nikt nie wysunął mi się na przód. I postaci, i wątki mi się zlewały. Sama fabuła jest bardzo pogmatwana. Próbowałam za nią nadążyć skupiając się wyjątkowo silnie. Nie zmienia to faktu, że czas spędzony z książką nie uważam za stracony. Ot historia wymagająca trochę większego skupienia i nadążania za myślą jej Twórczyni. 

Książka zdecydowanie dla fanów Hanny Greń. Do których ja bez wątpienia należę 

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

„Krew z krwi” Katarzyna Gacek

KREW Z KRWI

  • Autorka: KATARZYNA GACEK
  • Seria: AGENCJA DETEKTYWISTYCZNA CZAJKA (TOM 3)
  • Wydawnictwo: ZNAK
  • Liczba stron:416
  • Data premiery: 3.06.2024r. 

Agencja Detektywistyczna Czajka powraca w trzecim tomie serii autorstwa Katarzyna Gacek – autorka  pt. „Krew z krwi” od Wydawnictwo Znak. Cieszą mnie takie powroty szczególnie jeśli dotyczą moich ulubionych serii. Jedną z nich jest właśnie seria Pani Gacek 😉, która rozpoczęła się od książki „Pies ogrodnika”. Drugi tom cyklu również był bardzo udany, książkę „Gra pozorów” oceniłam 8/10. Ciekawi Was jak odebrałam najnowszą publikację, która debiutowała początkiem czerwca? Jeśli tak to zachęcam do zapoznania się z moją opinią. 

Nowa sprawa, która trafia do Gai i Klary pracujących w Agencji Detektywistycznej Czajka dotyczy właściciela apteki z Milanówku, który ginie w wypadku na Mazurach. Wypadku tylko zdaniem policji. Dziewczyny podejrzewają, że utonięcie pod wpływem alkoholu niekoniecznie jest takie oczywiste, gdy do nich zwraca się jedyna córka zmarłego – Iza Zakrzewska – podejrzewająca, że ma rodzeństwo. Wszystko przez znicz na grobie zmarłego ojca z napisem „Kochanemu Tacie”.  By odkryć tajemnicę Gaja Suchodolska musi zwrócić się do komisarza Lewina, komendanta policji w Milanówku, który nie jest jej obojętny. Co z tego wyjdzie? 

Czytelnik już od początku wie, że utonięcie to nie przypadek. Dowiaduje się tego w prologu. Nie psuje to jednak w ogóle zabawy z książką. W serii nie chodzi o odkrycie czy śmierć jest przypadkowa czy też nie, chodzi o dochodzenie do prawdy i to w luźny, humorystyczny chwilami sposób. Historia opiera się na działaniach Gai i Klary. Do tego dochodzą perypetie Matyldy pracującej w Departamencie Komunikacji Społecznej, która odkrywa w sobie nowe pokłady umiejętności i predyspozycji, do robienia całkiem czegoś innego. 

Katarzyna Gacek poprowadziła narrację w formie trzecioosobowej. Książka składa się z ponumerowanych rozdziałów. Oczywiście na początku znajduje się wspomniany już przeze mnie Prolog, a na końcu Autorka zamieściła Epilog. Akcja dzieje się wartko. Dialogi nie są przydługie. Styl i język nie są skomplikowane przez co książkę czyta się przyjemnie. Nie ukrywam, że zapoznając się z kolejnymi perypetiami Agencji Detektywistycznej Czajka kminie, czy Autorka jako uprzednio pracująca również w agencji detektywistycznej przeniosła do literackiej fikcji swoje doświadczenia, sprawy, w których brała udział itd. Wydaje się to całkiem logiczne. Przecież zrobiony kurs detektywistyczny i pracę w agencji nie można ot tak odłożyć na półkę podczas pisania książki o tym rodzaju działalności. Zgodzicie się ze mną? 

Jeżeli szukacie powieści, z którą świetnie spędzicie czas w trakcie urlopu i nie tylko oraz która Was zaciekawi i rozbawi, zdecydowanie polecam Wam „Krew z krwi” Katarzyny Gacek.  Udanej lektury! 

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU Znak.

„Noc kłamstw” Izabela Janiszewska

NOC KŁAMSTW

  • Autorka: IZABELA JANISZEWSKA
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 380
  • Data premiery: 19.06.2024r. 

Z Autorką  Izabela Janiszewska mam swoją historię. Dość bogatą, gdyż zaczęła się od trylogii; „Wrzask”, „Histeria”, „Amok”, potem było „Niewybaczalne”, „Apartament”, a także „Ludzie z mgły”. W grudniu 2023 na mym blogu znajdziecie recenzję książki „W szponach”, którą w pełni subiektywnie oceniłam 9/10. Janiszewska pisze naprawdę dobre książki i nawet jeśli w niektórych nie do końca przekonało mnie poprowadzenie fabuły, to całokształt jej publikacji uważam za bardzo udany. Nie ukrywam, że premierę z 19 czerwca br. od Czwarta Strona Kryminału też zaliczam do wartych przeczytania. Czytaliście już najnowszą książkę Autorki pt. „Noc kłamstw” ? 

„(…) zwinne dłonie chwyciły ją za kark i wepchnęły jej głowę pod wodę. Wymachiwała rękoma, próbując odeprzeć atak, ale trafiała w próżnię. Jej rude włosy wiły się pod powierzchnią niczym węże. Panika zalewała umysł.” – Noc kłamstw” Izabela Janiszewska.

To właśnie w tamtą noc, od opisu której rozpoczyna się powieść to się zdarzyło. Właśnie w tamtą noc. W noc kłamstw. 

A przed tą nocą wszystko wydawało się w porządku w małżeństwie Anny i Mikołaja Tochmanów. Piękny dom, trójka synów a nawet zawody (ona pisarka, piszę „książki dla dzieci o przygodach dzielnej dziewczynki o imieniu Amelia”, on prowadzący kawiarnię). Nawet opiekunka ich dzieci – Nina- jest piękna. Do momentu, w którym ginie. Na idealnym obrazie rodziny pojawiają się rysy, które komisarz Leon Mruk musi przeanalizować i ocenić pod kątem prawdziwości. Co bowiem jest prawdą, a co fałszem nie jest takie oczywiste. Janiszewska porusza stary jak świat problem, odkąd ludzie zaczęli tworzyć małe grupy, nazwane później rodzinami, pod fasadą idealnego domu zwykle kryje się mrok. 

Książka pisana jest z perspektywy różnych bohaterów. Po mocnym początku, gdzie doświadczamy aktu przemocy nieznanej nam kobiety, następuje wprowadzenie czytelnika w historię Anny i Mikołaja. Przed każdym rozdziałem Janiszewska oznacza miejsce i czas akcji, a także postać, w oparciu o którą toczy opowieść, np. „ANNA. Wcześniej. 30 WRZEŚNIA, SZEŚĆ DNI PRZED ZABÓJSTWEM”. I to właśnie w tym pierwszym rozdziale historia zaczyna już się gmatwać. Anna zostaje bowiem okradziona, a najdziwniejsze jest to, na co komu ich zdjęcia. Janiszewska nie odpuściła nawet perspektywy Komisarza Mruka, już po zbrodni, co jest raczej rzadkością w kryminałach pisanych w tej konstrukcji. Zwykle autorzy skupiają się na bohaterach historii, a nie na śledczych, którzy mają odnaleźć przyczyny tego życiowego thrillera. Dzięki temu dwie równolegle prowadzone linie czasowe przed i po zbrodni, z czasem się łączą ze sobą tworząc unikatowy klimat książki.  Sam Mruk zresztą wspierany w śledztwie przez aspiranta Huberta Witka słowami i fantazją Autorki prowadzi porywająco śledztwo. Kluczy między licznymi tropami, motywami i potencjalnymi zamysłami zabójcy. Janiszewska w jego postaci i innych policjantów bardzo dobrze zaprezentowała tryb pracy śledczych oraz ich psychologiczne metody, które ostatecznie doprowadzając do odkrycia prawdy. 

W tematach rodziny, kłamliwych wizji bajkowego życia i małżeństwa, intryg, starych przyjaźni Janiszewska czuje się jak przysłowiowa ryba w wodzie. I w tej książce na światło dzienne wysnuwa się mocna intryga, wielowymiarowe relacje i całe mnóstwo sekretów. Przez to w fabule mieszają się wątki, które powodują ciągłe napięcie czytelnika, który – mam nadzieję tak jak ja – za wszelką cenę chce się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. 

Reasumując dużo się dzieje, szczególnie na ostatnich stronach książki pt. „Noc kłamstw” Izabeli Janiszewskiej. Jeśli lubicie takie kryminały to ta książka jest właśnie dla Was.  Czytajcie!

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

„Zła krew” Maciej Rożen 

ZŁA KREW

  • Autor: MACIEJ ROŻEN 

  • Wydawnictwo: ZNAK 
  • Seria: ZNAK CRIME
  • Liczba stron: 384
  • Data premiery: 13.03.2024r. 

 „Zła krew” autorstwa Maciej Rożen Autor od Znak Crime Wydawnictwo Znak to debiut kryminalny autora. Z opinii czytanych tu i ówdzie wnioskuję, że debiut ten okazał się udany i mimo, że Autor znany był do tej pory głównie młodym czytelnikom chociażby z serii „Strażnicy Wrót” o przygodach młodej czarownicy Jagi, to warto zanurzyć się w powieść, w której podkomisarz Ada Heldisz odgrywa główną rolę. Przynajmniej będziecie mogli się przekonać, czy i Waszym zdaniem „Zła krew” to obiecujący początek nowej serii kryminalnej autora znanego z całkiem innej twórczości. 

Ada Heldisz przypadkiem staje się świadkiem egzekucji na swym koledze z firmy Marku Brzozowskim. Wstrząsające obrazy jego śmierci, jego żony Beaty i jego małej córeczki Natalii prześladują ją nieprzerwanie od sześciu miesięcy. Możliwe, że będzie ją prześladować do końca jej życia. 

Dźwigała swoje „to” odkąd na jej oczach skorumpowani policjanci, w których sprawie prowadziła ciche śledztwo, zamordowali jej kolegę oraz jego rodzinę. Przez te kilka lat w mundurze Ada widziała w zasadzie wszystko: ofiary wypadków, samobójców, nieumyślne spowodowanie śmierci, zbrodnie w afekcie, a nawet skrupulatnie zaplanowane morderstwa. Wydawałoby się, że ma skórę wystarczająco grubą, by stawić czoło własnemu „to”. Gówno prawda”. – „Zła krew” Maciej Rożen.

(…) jej własne „to” złamało ją. Przetrąciło kręgosłup i wybiło kły…” – „Zła krew” Maciej Rożen.

By oddalić się od grupy stołecznych policjantów i odpocząć po trudnym doświadczeniu przeniesiona zostaje do Topic, małego miasteczka, w którym do tej pory nie za wiele się działo. Jednak ani sprawa dziewiętnastoletniej Julii Grabowskiej, córki miejscowego biznesmena, nieformalnego włodarza miasta, ani później wyglądająca przypadkowo piekarza Ryszarda Babika nie są w stanie odciągnąć Ady od tego, co zobaczyła i czego od zobaczyć już nie zdoła. Szukając prawdy o dwóch śmierciach następujących jedna po drugiej w Topicach spotyka się ze swoim cieniem. Przyjeżdża warszawski nadkomisarz zwany Stołecznym, by pomóc jej w śledztwie. Czy tylko… 

(…) Kobieta wyciągnęła z niej telefon komórkowy z antenką, odebrała i przyłożyła go do ucha. (…) Fascynujące urządzenie, stwierdziła Heldisz. Cały świat może się z tobą skontaktować w każdym momencie. A przynajmniej ta jego części, która ma pieniądze.” – „Zła krew” Maciej Rożen.

Pamiętacie takie telefony komórkowe z antenką? Jeśli nie pamiętacie, to znaczy, że jesteście za młodzi. Nic straconego wygooglujcie sobie. Warte są spojrzenia. Ja pamiętam. Pamiętam również to uczucie, że nie będąc ową bogatą, na takie telefony z antenką nie było mnie stać i z zazdrością patrzyłam, jak ludzie rozmawiają z różnych miejsc nie uwiązani do kabla telefonicznego. „Zła krew” Macieja Rożena jest pełna takich retro smaczków. Akcja dzieje się bowiem od 11 sierpnia 1997 roku do 9 lutego 1998 roku. W powieści natknąć się możecie również na telefony stacjonarne. Na dzwonienie z budki telefonicznej, o dziwo! Na wątek z kasetami VHS wypożyczanymi z wypożyczalni. Oj tak pamiętam. Czy na muzykę z płyt CD, które ktoś może z nas jeszcze w domach ma, ale praktycznie nie odtwarza. Bo po co. Przecież jest spotify. Są też polonezy, cinquecento, od czasu do czasu jakiś początkowy golf, czy volvo. Nie wiem dlaczego Maciej Rożen umiejscowił tę intrygę kryminalną w minionych czasach, ponad dwadzieścia siedem lat temu. Może tak jak ja pamięta te czasy lub raczej chciałby pamiętać. Muszę go o to zapytać przy okazji jakiegoś spotkania autorskiego. 

Wracając jednak do omawianej publikacji to bardzo przyjemnie mnie wkręciła w wątek kryminalny. Podobała mi się konstrukcja. Kryminał podzielony jest na części, które składają się z ponumerowanych rozdziałów, na początku których znajduje się data z oznaczeniem dnia tygodnia. Dzięki temu jako czytelnik nie sposób było się pogubić i zatracić w kolejności zdarzeń. Ostatnio coraz częściej lubię powieści, w których zachowana jest konstrukcja pozwalająca uporządkować sobie chronologię zdarzeń bez żadnego wysiłku. W prologu i epilogu Autor umiejscawia zdarzenia w konkretnym mieście. Tego wymaga sytuacja. Zaczyna się bowiem od mocnego początku, w którym kontekst miejsca nie jest bez znaczenia. 

Ludzie, który nie stykają się na co dzień ze śmiercią, chcieliby, żeby miała jakiś głębszy sens. Tymczasem śmierć zazwyczaj jest banalna. Motywami okazują się najprostsze, najbardziej przyziemne instynkty: żądza, nienawiść, chęć zemsty. Prawdziwe wyzwanie polega na tym, by w gąszczu codziennych zdarzeń, z których składa się życie ofiary, wysnuć końcówkę nici wiodącą we właściwym kierunku.” – „Zła krew” Maciej Rożen.

Powieść czyta się lekko. Nie nuży ani akcja, ani sposób jej opisania, ani dialogi. Zresztą te ostatnie chwilami płyną wręcz wartko. Mam swoich faworytów. W szczególności w ustach Ady, jej uszczypliwościach z Rzeźnikiem czy prokuratorem Żabińskim. Lubię cięte riposty w policyjnych dialogach. Ta lekkość w czytaniu zderza się z podjęciem trudnych tematów. Na wątek kryminalny nałożona została warstwa socjologiczna, w której aż roi się od gnuśnej społeczności, kumoterstwa, nepotyzmu, bezradności w szeregach policyjnych, czy przemocy domowej, w tym również przemocy długotrwałej i silnie okaleczającej emocjonalnie wobec własnego dziecka. Rożen bardzo się starał oddać wiernie społeczność małej miejscowości. Znalazło się w książce nawet miejsce dla lokalnych rozrabiaków (trzech braci, nie mylić z trzema świnkami 😉), podupadający zakład produkcyjny, który całe rodziny utrzymuje oraz plotek, którymi wszyscy żyją nawet miejscowi policjanci. I tylko żal mi Zygmunta Słonecznego, zwanego Stołecznym. Don Kichota warszawskiej policji, jak o nim napisał Rożen. Jej przełożonego i jej mentora, który się pojawił i zgasł jak najjaśniejsza gwiazda na niebie bohaterów „Złej krew”. 

Nie wiem skąd u mnie ten poetyzm… Najwidoczniej emocjonalnie bardzo pozytywnie odebrałam postać nadkomisarza i dlatego już tęsknię za nim. Tęsknię też za Adą… No może raczej – przyznaję – za wątkiem Brzozowskiego, który mam nadzieję Autor rozwinie w kolejnej odsłonie przygód Ady. Przecież nie mogłaby ta historia się tak skończyć! 

I tylko chciałoby się Adzie rzec, wprost za Stołecznym; „- Nie szukaj różnic ani podobieństw. Skup się na szczegółach.” – „Zła krew” Maciej Rożen.

Polecam. Przeczytajcie. 

Moja ocena: 8/10

Z opinią o książce zapoznaliście się dzięki Wydawnictwu Znak.