„Narzeczona z powstania” Magda Knedler

NARZECZONA Z POWSTANIA

  • Autorka: MAGDA KNEDLER
  • Wydawnictwo: MANDO
  • Liczba stron: 544
  • Data premiery: 7.09.2022r.

Narzeczona z powstania” @Magda Knedler debiutowała nakładem @wydawnictwomando w dniu 7 września 2022 roku. Ostatnio tej Autorki czytałam opowiadania, które znalazły się w antologiach „Teraz cię rozumiem mamo” oraz   „Taniec pszczół i inne opowiadania o czasach wojny”. Przygodę z prozą rozpoczęłam od kryminału w atmosferze Świąt Bożego Narodzenia pt. „Nie całkiem białe Boże Narodzenie” z 2017, który skojarzył mi się z klasycznym kryminałem w stylu samej Agathy Christie. Zabierając się do czytania premiery z września br. zwróciłam uwagę na zapowiedź premiery z 12 października 2022 pt. „Pani z labiryntu”. Skąd ten wysyp publikacji w tak krótkim czasie Pani Magdo? No skąd?

Większość chłopów nie nadaje się na ojców. I w ogóle nie nadają się do mnóstwa innych rzeczy, no ale jakoś są w tym życiu potrzebni i co poradzić.” -„Narzeczona z powstania” Magda Knedler.

Historia zaczyna się w czasach, gdy o mężczyznach inaczej się mówiło i inaczej się ich traktował. Zaczyna się w 1938 roku w rodzinie Marii Gołyńskiej. To historia jej rodziny. Matki Julji i ojca Józefa, na którego własna żona często mówiła Osip. To opowieść o jej siostrze Staci. O domku na Bródnie i mieszkaniu w Centrum Warszawy na Jagiellońskiej. To dzieje jej miłości do Walentego Mickiewicza. Sieroty zakochanego w kraju, oddanego żołnierza. I opowieść o służbie Marysi w oddziałach PKW. To też historia Rudolfa, chociaż trwała znacznie krócej niż Marii. Historia jego przyjaciela Faji, jego nie-żony Lotki, jego zamiłowania do alkoholu, do papierosów, do tańców i do dziewiarstwa. To trochę więc historia Leona Pyszli, który prowadził zakład dziewiarski. Historia Żydów, Polaków, Żołnierzy przez duże „Ż” i tych co ocaleli. A najpiękniejsze w tej historii jest to, że ona zdarzyła się naprawdę. Że była Marysia, była Julja, był Osip i Walek, a także Rudolf ze swoimi przybocznymi i rodziną. Wielu z nich było i żyło. I o nich jest ta historia…..

Niezwykle barwna opowieść o prawdziwym życiu !

Ogromnie się cieszę, że sięgnęłam po powieść Magdy Knedler pt. „Narzeczona z powstania”. Gdybym tego nie zrobiła, nie byłabym w stanie dać się ponieść wyjątkowo płynnej historii, która mimo, że opowiada o trudnych czasach, to robi to w sposób tak subtelny, tak delikatny, że ostatnią stronę praktycznie żegnałam z bólem. Autorce należą się wyrazy uznania i szacunku za odwagę w opowiedzeniu tej historii. Jak zresztą sama przyznała w „Od autorki” książka poprzedzona została bardzo głębokim researchem, badaniami w wielu archiwach, analizą różnych dokumentów, które znalazły się w jej rodzinie. Knedler, mimo, że do powieści podeszła bardzo intymnie, bardzo osobiście to stworzyła historię, którą z zaciekawieniem czytałam. Okazała się fabularyzowaną historią rodzinną, w której prawdziwi bohaterowie i realne historie wiodą prym.

Osobisty stosunek do opowiedzianych zdarzeń Autorka zaznaczyła wyraźnie w narracji. Dość dziwna to konstrukcja. Chyba z taką spotkałam się po raz pierwszy. Losy Marii, Rudka i innych opowiadane są z perspektywy narratora trzecioosobowego, który pełni funkcję kreatora treści. Od czasu do czasu jego w opowieść wkrada się chochlik w osobie samej Pani Magdy, który wtrąca swoje przysłowiowe trzy grosze.

Koleżanki mają na sobie spodnie, ale Marysia spódnicę. Wiem już, że to spódnica starego wzoru…”

Zostawiam cię tam, na portierni, zdyszaną, szczęśliwą, zakochaną. Mam ten list….”

„Walek wsunął jej w dłoń, delikatny złoty krzyżyk na cienkim łańcuszku. (…) Sześć lat później włożyłaś ten krzyżyk, kiedy szłaś na Wileńską, by sobie zrobić zdjęcie.”

To tak jakby narracja w narracji. Z jednej strony niezwykle osobista, relacyjna. Z drugiej oddana chronologii w stylu profesjonalnego komentatora, któremu obce są wzniosłe uczucia i silne emocje. Ta dwoistość jest czymś fantastycznym. Jest wyjątkowa i nietypowa. A do tego idealnie oddaje atmosferę powieści,

Niezwykle ukochałam sobie postać Walka Mickiewicza. Nazwisko wyjątkowe, jak wyjątkowy okazał się sam bohater. W dawnym stylu, typowy absztyfikant sprzed prawie stu lat. Sama Maria jest pełna sprzeczności. Dość pragmatyczna. Bo przecież „(…) wzruszenia są dla egzaltowanych panien, które nie mają innego pomysłu na życiu, jak tylko kochać się w kimś i wzdychać do strzelistych topoli.” Idzie przez życie, aż do 1991 roku, usuwając kłody, które spotyka na swojej drodze. Wyszarpując je rękoma, kopiąc stopami. Mimo ran, mimo siniaków i mimo skręceń. To pewiaczka, działaczka społeczna, też członkini partii komunistycznej. To matka bezdzietna i dzietna. To żona bez męża i z mężem. Losy Marii splatają się w ciekawy wątek od początku do końca. Nie nużyły mnie, nie denerwowały. Losy przed wojną, wojenne i powojenne, a także niechlubne pod komunistycznym nadzorem, Knedler odzwierciedliła bardzo wiernie. Nic, tylko chłonąć tę atmosferę.

Na uwagę zasługuje portret Julji i Józefa. Portret dwójki przypadkowo spotkanych sobie ludzi w Helsinkach. Pary, która po ogromnej stracie postanowiła stworzyć dom na nowo. Dom, najpierw dla dwóch, a później dla czterech członków rodziny. Julja, ukryta arystokratka mogłaby być postacią odrębnej powieści ze swoją pogmatwaną, trudną historią. Mimo, że jest postacią poboczną jest wartością samą w sobie. Za to kompletnie nie spodobała mi się postać Rudolfa, mimo, że sama Autorka poświęciła mu wiele uwagi i troski. W wielu miejscach tłumaczyła jego wybory, jego zachowania, umniejszając jego wady i niechlubne czyny. Ciekawy, choć nie bez defektów człowiek, który wiele w życiu przeszedł. Aż strach pomyśleć o tych wszystkich czytanych historiach, w których on i inni bohaterowie brali udział. Trudno myśleć o Faji, o Irence, o Krysi, o kobiecie, którą odwiedziło sześciu czerwonoarmistów, a która na strychu ukryła trzy kobiety całkowicie później o nich zapominając.  Historie te smucą, zastanawiają, przywołują pamięć. I dobrze. Bo o pamięć tu chodzi. O pamięć o tych wydarzeniach i o ich uczestnikach, którzy przez wiele lat żyli pośród nas.

Szkoda, że nie mam takiego talentu jak Magda Knedler. Wtedy sama mogłabym opowiedzieć trudną historię mojej rodziny. Musicie jednak wiedzieć, że mimo, iż „Narzeczona z powstania” oparta została na fragmentach biograficznych rodziny Autorki, jest to powieść uniwersalna. Jest to książka fabularyzowana, która wszechstronnie opowiada o przedwojniu, wojennej zawierusze, a także czasach następujących po niej. I o ludziach, którym przyszło żyć w ich tle. Napisana została w bardzo dobrym stylu. Wydarzenia naznaczono wyraźnie latami, w których się dzieją. Poszczególne elementy oddzielono od siebie zatytułowanymi rozdziałami. Słowa układają się w piękne zdania, bez powtórzeń, bez współczesnych, potocznych sformułowań i bez powszechnych naleciałości, które czasem mnie denerwują. Czyta się płynnie i szybko, mimo sporej objętości.

Gorąco polecam książkę Narzeczona z powstania” Magdy Knedler. To książka dla każdego. To nie tylko powieść dla fanatyków historii i czasu wojny. To nie książka dla fanów romansów, czy sag rodzinnych. To książka dla czytelnika ceniącego dobrą prozę, w której atmosfera opisywanych lat została oddana praktycznie w stu procentach. I w której bohaterowie prześcigają się w swojej wyjątkowości i barwności. Idealna lektura na jesienne dni. Udanej lektury!!!

Moja ocena: 8/10

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Mando.

„Gdy gwiazdy ciemnieją” Paula McLain

GDY GWIAZDY CIEMNIEJĄ

  • Autorka: PAULA MCLAIN
  • Wydawnictwo: MANDO
  • Liczba stron: 416
  • Data premiery: 29.06.2022r.

Gdy gwiazdy ciemnieją” autorstwa Pauli McLain to czternasta premiera czerwca, która już za mną. Ta książka debiutowała nakładem @wydawnictwomando w dniu 29 czerwca 2022 roku i jest pierwszą książką autorki do której sięgnęłam. Na marginesie zaznaczę, że mam z Wydawcą bardzo dobre doświadczenia😊. W ubiegłym roku Wydawnictwo Mando wydało książkę Mirosławy Karety „Najkrótsza noc” (recenzja na klik), która mnie niezwykle zaciekawiła i w wielu momentach rozbawiła, mimo poważnych tematów podjętych na jej stronicach.  Sięgając do „Gdy gwiazdy ciemnieją” podskórnie wspomniałam moje wcześniejsze odczucia i zaczęłam oczekiwać co najmniej takiego samego efektu WOW jak w przypadku książki Karety😉. 

Myślałam dziś o przebaczeniu (…) tylu ludziom trudno zrozumieć, czym ono jest, łączą je z winą. Wstydzą się rzeczy, na które nigdy nie mieli żadnego wpływu. Moim zdaniem wcale nie musimy harować jak wół, żeby zasłużyć na przebaczenie. Ono już jest wokół nas, jak deszcz. Musimy je tylko do siebie dopuścić.” -„Gdy gwiazdy ciemnieją” Paula McLain.

Anna Louise Hart detektyw specjalizująca się w odnajdywaniu dzieci. Pasjonująca się swoją pracą. Wraca do rodzinnego Mendocino, w którym spędziła kilka lat w rodzinie zastępczej. Wraca z przymusu, wraca odrzucona przez męża potrzebującego czasu. Oboje go potrzebują po traumatycznych przeżyciach. Anna nie zaznaje jednak spokoju. Trafia w gorący okres poszukiwania kilkunastoletniej Cameron Curtis, córki znanej gwiazdy filmowej, która dodatkowo boryka się ze zdradą męża. Anna postanawia pomóc miejscowemu stróżowi prawa, Willy’emu – jej koledze z dzieciństwa. Śledztwo przywołuje smutne wspomnienia, traumy z dzieciństwa, śmierć matki, odebranie rodzeństwa, śmierć koleżanki Jenny, relacje z rodzicami zastępczymi. Jej głowa jest pełna trudnych wspomnień, a jednocześnie ciężko pracuje. Tym ciężej im młodych zaginionych dziewcząt jest więcej. Jest i Polly, jest i Shannan….

Obłędna lektura !

Tym bardziej, im dociera do mnie świadomość, że wiele treści znajdujących się w powieści ma osobiste podłoże w przeżyciach autorki. Ogromny szacunek dla Pauli McLain za siłę do podzielenia się z doświadczeniami życia w domu dziecka, za odwagę do przyznania się bycia ofiarą molestowania seksualnego, za przedstawienie wielu rzeczywistych wątków, które naprawdę się wydarzyły. Fikcja pomieszana została z gatunkiem true crime, kiedy McLain opisała rzeczywiste wydarzenia związane z uprowadzeniem Polly Kallas z jej pokoju, z nożem przy szyi, w obecności dwóch koleżanek. To forma uprowadzenia, z którą po raz pierwszy się spotkałam. Tak intymna, we własnym domu. Wręcz druzgocąca.

Sposób na bohaterkę bardzo interesujący, nietuzinkowy. Anna o pięknych imionach i nazwisku. Żona Brandona, matka dwójki dzieci. Policjantka. Jest dla mnie bardzo dobrze rozpisaną postacią. Rozumiem jej ból po stracie. Rozumiem jej rozpacz po odrzuceniu przez męża. Rozumiem jej końcową nadzieję i chęć, by wszystko uporządkować, by przestać się ukrywać w Mendocino, by wrócić do swego prawdziwego życia.

Nigdy nie byłam w stanie zdystansować się od tych ofiar. Dzieci, którym próbuję pomóc. Sprawy, które prowadzę, przesłaniają mi wszystko inne.” -„Gdy gwiazdy ciemnieją” Paula McLain.

To fakt, jak przeczytałam w innej opinii, że autorka dotknęła bardzo czułych strun w sercach czytelników i czytelniczek. Dotknęła tematu niezawinionych śmierci, okaleczeń, molestowań seksualnych względem dzieci. To pomysł na fabułę powodujący liczne negatywne i silne emocje, przyczyniający się do czytania książki w napięciu. I mimo, że z tą tematyką spotykam się po raz któryś, lektura „Gdy gwiazdy ciemnieją” zapadła mi w pamięć ze względu na rzetelny sposób zobrazowania i śledczych, i ofiar, i rodzin ofiar. Autorka nie pokusiła się o wytłumaczenie sprawcy, o pokazanie jego ludzkiego oblicza, jakby oddawała hołd tym fikcyjnym i prawdziwym – w przypadku Polly – ofiarom. Zwracając uwagę czytelnika, że nie sprawca i jego traumy są tu ważne, że ważne są te niewinne dzieci, oddarte z życia, oddarte z niewinności. I to bardzo cenię w tej powieści. Ten rys psychologiczny ofiary. Ten rys psychologiczny Anny.

Dobrze czytało się mi się powieść również ze względu na postaci poboczne. Postać Tally, postać Willa, czy rodziny ofiar począwszy od Emily i Troya, po Lidię, Drew i pozostałych. To cała kawalkada postaci, która z jednej strony trochę zagmatwała w fabule i uczyniła ją bardzo przewlekłą, z drugiej jednak miała służyć zapewne ukazaniu ogromu czynności, którzy wykonują śledczy, by dochodzenie zakończyło się sukcesem. Nie przekonała mnie najbardziej postać Emily. Wydała mi się w tej swej minimalnej uważności na dziecko wręcz nieludzka. Pewne sprawy doszły do niej o dużo za późno, zbyt późno. Wydaje mi się, że rola w odkryciu tych kart z przeszłości Cameron powierzona Anny była lekko przesadzona. Coś na zasadzie wszyscy coś zauważali, ale nikt niczym się nie zainteresował. Widocznie ten mechanizm miał tu był przedstawiony. Nawet jeśli nie do końca mnie przekonał.

Powieść należy przeczytać ze względu na bohaterkę Annę i jej trudne doświadczenia, ze względu na ofiary, o których autorka opowiada wręcz z namaszczeniem i ze względu na osobiste przeżycia  Pauli McLain, o których czytałam z szacunkiem. To wszystko zostało ujęte w zwięzłych opisach, ciekawych dialogach, mimo pewnej rozciągłości fabuły i interesującym otoczeniu. Dzięki temu „Gdy gwiazdy ciemnieją” jest dla mnie lekturą bardzo wartościową. A wartościowe książki powinny być czytane. Efekt WOW w trakcie czytania był. Polecam więc !!!

Moja ocena: 8/10

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Mando.

„Najkrótsza noc” Mirosława Kareta

NAJKRÓTSZA NOC

  • Autor:MIROSŁAWA KARETA
  • Wydawnictwo:MANDO
  • Liczba stron:208
  • Data premiery: 16.06.2021r.

Byliście kiedyś na spływie kajakowym? A znacie takich gości jak; Jenk, Jigrzan, Maniewid, Pòrenut, Smătk czy Gerowit? Jeśli na co najmniej jedno z dwóch powyższych pytań odpowiedzieliście „nie”, to najnowsza książka od #mirosławakareta wydana przez @wydawnictwomando jest dla Was idealna.

Przyznaję, ja na spływie kajakowym nie byłam, ale byli moi znajomi. Z ich relacji wynika, że o rozwód nietrudno, o rozstanie razem pływającej zakochanej – do pewnego momentu – pary również. Dodatkowo na kajakarzy czyha nieregularne koryto rzeki lub niekonsekwentna głębokość jeziora. Ponadto komarów w bród i nie ma czystej, odosobnionej toalety. Dodatkowo narażamy się na wielogodzinne ulewy, a tym samym zamoczenie prowiantu i najpotrzebniejszych rzeczy lub oparzenia słoneczne. Co kto chce, co kto woli. Ale zabawy i radości jest bez liku !!!

Takich gości jak; Jenk, Jigrzan, Maniewid też przed przeczytaniem „Najkrótszej nocy” nie znałam. Samą autorkę kojarzę tylko z opowiadania opublikowanego w antologii Taniec pszczół i inne opowiadania o czasach wojny. Tym bardziej ucieszyłam się z możliwości przeczytania jej książki z najkrótszą, sobótkową nocą w tle.

Dla niektórych to swojak, złośliwy może, choć w gruncie rzeczy poczciwy psotnik, uosobienie wszystkich wad i zalet Kaszubów. Ale dla innych to wcielenie zła, przewrotności, potężnej szatańskiej mocy. Co kto woli.”

„Najkrótsza noc” Mirosława Kareta

Mam nadzieję, że sam cytat nasunął już Wam, co głównie mnie urzekło w tej historii. Ten kaszubski klimat, te kaszubskie wierzenia, ta kaszubska gwara, te kaszubskie zapachy i klimaty. Ten prawdziwie odwzorowany majestat krainy tysiąca jezior . Te wszystkie biesy, duchy kaszubskich lasów i ciekawe regionalne postacie. A do tego fabuła. Ciekawa, bogata w barwne postacie, prawdziwa mieszanka wybuchowa.

Zaczyna się całkiem niewinnie

Paru śmiałków, no dobrze, więcej niż paru, zdecydowało się spędzić wakacje w sposób bardziej aktywny. Na kajakarskiej trasie spotykają się więc:

·        Rodziny z dziećmi, a więc Śmiałkowie, Jędrusowie, Jagiełowie, Mędrusowie ze szwagrem Borysem,

·        Młodzież z duszpasterstwa akademickiego pod przewodnictwem Ojca Jana Kality,

·        Seniorzy z wnukami lub bez, na zorganizowanej przez firmę wspierającą staruszków wycieczce,

·        Dwie zakochane pary: Żabcia i Żuczek, Jola i Artur,

·        Dwie młode dziewczyny: Ada i Irmina.

Każdy z uczestników, czegoś innego na spływie szuka. Jedni spokoju, inni liczą na miłość i odświeżony żar namiętności pomiędzy wieloletnimi partnerami. Dziadkowie chcą pokazać alternatywną formę spędzania wolnego czasu wnukom, a zakochani liczą na chwilę prywatności. Czego szukają Ada i Irmina? Tego nie zdradzę. Tak samo nie zdradzę, kogo i czego szuka tajemniczy Wiktor pojawiający się od czasu do czasu poza zasięgiem ogniska.

Wszystkie kolory ziemi

Niczego nie brakuje. Momentami nawet fabuła jest przesycona tajemniczymi postaciami, duchami, biesami. Trudno odróżnić jednego od drugiego, a postaci się mnożą. Wszystko jednak zobrazowane w bardzo skrupulatny sposób. Ilość bohaterów głównych i pobocznych może chwilami przytłaczać. Nie zrażajcie się jednak. Czytajcie spokojnie, metodycznie. Każdy ma bowiem swoją rolę do odegrania, żaden z opisanych bohaterów nie jest przypadkowy.

Ukochałam Panią Stenię. Niezwykle pozytywnie przedstawiona postać starszej żony, babci. Wyważona, oczywiście nie bez wad i nie bez stereotypów. Bez tego byłaby kompletnie bezbarwna. Takich ciekawych, pozytywnych, czułych postaci jest wiele. Warto wspomnieć chociażby Tadeusza, ogniskowego bajarza, który snuje historie i opowiada o lokalnych wierzeniach.

Mirosława Kareta w bardzo dobry sposób przedstawiła skomplikowane relacje pomiędzy uczestnikami spływu. Jest i zazdrość, i zawód, i smutek i żal za tym co minęło. Dużo stron poświęciła zemście, temu, czy warto się mścić. Bardzo ostrożnie pisała o trudnych relacjach między młodzieżą a ich rodzicami, o zawiedzionych oczekiwaniach. Nawet z pozoru pozytywna postać Magda Mędrus, lekarka nie jest do końca jednokolorowa. Popełnia błędy, czuje złość i zdenerwowanie, traci kolejne szansy na to, by odmienić swój los, swoją relację z mężem. Wątek z Ojcem Janek Kalitą nie do końca jednak się udał. Dla mnie emocje, które wzbudził wśród młodzieży nie wybrzmiały do końca. Zabrakło mi rozgrzeszenia, o którym tak dużo w powieści.

Głębokie ukłony należą się Autorce za wplecenie, w momentami humorystyczną opowieść o trudach spływu kajakowego, kaszubskich wierzeń. To ogromna wartość tej powieści. Tych wartości często szukam w czytanych książkach. Tego regionalizmu, który można od pierwszej chwili ukochać, jeśli się jest ciekawym świata. Nie zabrakło też przesłania. Warto przebaczyć, by ruszyć do przodu. Warto upaść, by się podnieść. Nie zawsze jesteśmy tacy idealni, jak się postrzegamy czy postrzegają nas inni. Czasem w obliczu różnych okoliczności, emocji i mrocznych uczuć stajemy się po prostu….mordercami.

Kto nie lubi niepozornych książek, które okazują się przysłowiowym „strzałem w dziesiątkę” czy premierą miesiąca?

„Najkrótsza noc” jest wartością samą w sobie, napisaną ze swadą, humorem, dystansem, z barwnie zakreślonymi bohaterami. Nie wszystko zostało powiedziane wprost, nie przez niedopatrzenie, oj nie. Jest to świadomy zabieg autorski. Już kiedyś o tym pisałam przy okazji innej recenzji, że „Pewne rzeczy lepiej pozostawić między wierszami, dając pole do popisu wyobraźni i inteligencji czytelnika”. Mimo wielu wątków styl Autorki oraz błyskotliwe dialogi, a także niepowtarzalny klimat sprawiają, że z przyjemnością zanurzyłam się w świat bohaterów. Jeśli szukacie powieści, w której niebo spotyka się z ziemią, a niemożliwe staje się realne, polecam Wam tą książkę. Nie pożałujecie.

Moja ocena: 8/10

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Mando.

„Bibliotekarka z Paryża” Janet Skeslien Charles

BIBLIOTEKARKA Z PARYŻA

  • Autor:JANET SKESLIEN CHARLES
  • Wydawnictwo:MANDO, Wydawnictwo WAM
  • Liczba stron:432
  • Data premiery:16.06.2021r.

Czerwiec obfitował w premiery. Wiele dobrych książek, wielu znanych pisarzy, wiele nowych stron do przeczytania. Ja ciągle nadrabiam i czytanie, i recenzowanie. @wydawnictwomando też nie próżnowało. 16 czerwca premierę miała „Bibliotekarka z Paryża” Janet Skeslien Charles. Powieść oparta na prawdziwych wydarzeniach. Historia zainspirowana rzeczywistymi bohaterami, którzy mimo przeciwności losu, resztkami sił „nieśli kaganek oświaty” dostarczając i wypożyczając książki z Amerykańskiej Biblioteki w Paryżu.

Coś dla mnie. Coś dla każdego książkofila, dla każdego bibliofila. Coś dla fanatyków książek. Są tu tacy?

Dorastałam kochając biblioteki i księgarnie. Potrzebujemy tych miejsc bardziej niż kiedykolwiek i dziękuję oddanym, niestrudzonym księgarzom i bibliotekarzom, którzy tworzą te literackie raje.”

„Bibliotekarka z Paryża” z podziękowania autorki: Janet Skeslien Charles

Czy można lepiej zareklamować powieść pisarki, niż ten cytat? Nie wydaje mi się. Ze stosunku do książek, bibliotek i księgarń wynika ogromny szacunek  Janet Skeslien Charles dla tego trudnego zadania, jakim jest propagowanie czytania. Ten szacunek widoczny jest praktycznie na każdej stronie książki. To oddanie książkom. Oddanie misji propagowania czytania. Oddanie bibliotekom i księgarniom.

O czym?

Fabuła ma dwie perspektywy czasowe.

Jest perspektywa Odile, która została bibliotekarką w Amerykańskiej Bibliotece w Paryżu. To Odile jest narratorką tej części. To od niej i z jej perspektywy dowiadujemy się jak trudno było jej znaleźć wymarzoną pracę, jakie książki najbardziej uwielbia, w jaki sposób radziła sobie w trudami wojny. To Odile relacjonuje trudne relacje z ojcem, paryskim komisarzem policji. To od Odille dowiadujemy się o jej zawodzie miłosnym i tęsknotą za bratem, którego pochłonęła zawierucha wojenna. To nosem Odilem i jej oczami chłoniemy Paryż z czasów II wojny światowej. Czujemy jedwabne pończochy na nogach, obserwujemy paryski szyk na ulicach i smakujemy kasztany na Placu Pigalle. To serce Odile i jej pamięć pozwala nam poznać bohaterów powieści, jej sprzymierzeńców w walce z zakazami czytania i wypożyczania książek. Poznajemy dzięki niej Borisa, Pannę Reeder, Margaret, dr Fuchsa.

Jest perspektywa Lily. Lily też jest narratorką. Lily, która jest sąsiadką Odile pięćdziesiąt lat później. Pięćdziesiąt lat po wydarzeniach wojennych wokół Amerykańskiej Biblioteki w Paryżu. Lily też, mimo młodego kilkunastoletniego wieku wprowadza nas w zakamarki swej duszy, swego życia, pragnień i trosk. Czytamy o Lily mającej problemy z rówieśniczkami, Lily nie przystającej do współczesnych sobie. Czytamy o jej żałobie po przedwcześnie zmarłej matce oraz relacjach z macochą. Czytamy o jej ważnej roli w rodzinnym życiu, roli, której podołała. Wreszcie czytamy o relacji Lily z Odile, relacji dla nich dwóch oczyszczającej, wyzwalającej i ratującej od „czarnych myśli”. Czytamy o dojrzewaniu Lily w cieniu Odile i o Odile otwierającej na świat dzięki Lily. Nie byłoby jednej historii bez drugiej. Nie byłoby Odile bez Lily, a Lily bez Odile.

Fabuła okraszona została również częściami przeznaczonymi dla innych bohaterów. Osobne części dotyczą na przykład Margaret, Panny Reeder i Borisa. W tych fragmentach narracja jest jednak trzecioosobowa, jakby Janet Skeslien Charles chciała dodatkowo odznaczyć te momenty, w których to Odile i Lily są najważniejsze, ich oczy, myśli, uszy, usta, dłonie.

To nie tylko książka o książkach. To nie tylko książka o czytaniu. To nie tylko książka o niemożności czytania, gdy tego bardzo się branie, czy o kradzionych bibliotecznych, cennych zbiorach przez Nazistów. To książka o trudnych czasach, historycznych czasach. To książka o czasach wojny. To książka o utraconych marzeniach i odarciu z dziewczęcej naiwności. To książka o prawdziwych bohaterach, których można znaleźć nie w tych osobach, w których powinni drzemać. Pozytywnym bohaterem okazał się dr Fuchs, postać rzeczywista. W mgle nazistowskie ideologii zrobił dla Amerykańskiej Biblioteki w Paryżu ile mógł. Z szacunku do ówczesnej dyrektorki Panny Reeder zakłamywał rzeczywistość, by biblioteka została. To książka o samotności, nawet pośród własnej rodziny. To książka o nieodżałowanym żalu, za tymi, którzy odeszli. To książka o relacjach, nawet nieidealnych, nawet trudnych, jak relacja Odile z Lily. O relacjach, które wzbogacają nasze życie, a pielęgnowane pozwalają przetrwać najtrudniejsze momenty.

Jak?

Powieść napisana jest w bardzo dobrym stylu. Język kwiecisty, bez powtórzeń, zdania pięknie sformułowane. Tą paryską jakość i jakość wymaganą przez Pannę Reeder od swoich pracowników czuć na kartach tej książki. Wysublimowany, delikatny styl umożliwia czytanie o trudnych sprawach z lekkim uśmiechem w kąciku ust, takim francuskim léger sourire. Historia żydowskich czytelników, naukowców, profesorów, znakomitych urzędników i literatów z gwiazdami na ramieniu została przedstawiona w bardzo elegancki sposób. W sposób przystający do bohaterów, o których wspomina autorka. Gdzieniegdzie autorka obrazuje fabułę z właściwym sobie humorem. Janet Skeslien Charles doskonale przedstawiła parę dwóch przyjaciół, którzy będąc fanatykami czytania spotykają się praktycznie codziennie w bibliotece. Przyjaciół dwóch ras, których na moment poróżniła ideologia faszystowska. Te kłótnie dwóch starszych panów dodawały literackiemu językowi rumieńców.

Dla kogo?

Książka jest idealna dla każdego, nie tylko dla książkoholika. Dla czytelnika, który docenia dobrą prozę. Dla czytelnika potrafiącego docenić fakty łączone z fikcją literacką. Dla czytelnika szukającego dobrej obyczajowej książki z idealnie przedstawionymi relacjami pomiędzy bohaterami, również pobocznymi. Dla czytelnika, który lubi styl momentami pamiętnikowy przyozdobiony historycznymi faktami. Dla czytelnika, który w tych dwóch perspektywach czasowych i dwóch głównych bohaterkach Odile i Lily, chce odnaleźć echo trudnych wyborów, wyborów przystających na trudne czasy, które wcale się nie skończyły. Każda data ma bowiem swój trudny czas. Każdy z nas ma swoją małą wojnę.

Moja ocena: 8/10

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Mando.