„W snach to ja trzymam nóż” Ashley Winstead

W SNACH TO JA TRZYMAM NÓŻ

  • Autorka: ASHLEY WINSTEAD
  • Wydawnictwo: ZNAK 
  • Seria: ZNAK CRIME
  • Liczba stron: 384
  • Data premiery: 8.02.2023r. 
  • Data premiery światowej: 3.08.2021r.

Thriller od Znak Crime pt. „W snach to ja trzymam nóż” Ashley Winstead to intryga osnuta wokół spotkania przyjaciół po latach i kary ze zbrodnię z przeszłości. Niesamowicie interesujący pomysł na fabułę. 

Z opisu Wydawcy: 
„(…) kto jest kim?
Mint, Caro, Frankie, Coop, Heather, Jack i Jessica.
Przeżyli razem najlepsze i najgorsze chwile w życiu.
Jedno z nich jest potworem skrytym pod piękną maską. A drugie zaplanowało zemstę.” Niezły ten opis Wydawcy, prawda? A wszystko zaczyna się w trakcie zjazdu absolwenckiego Uniwersytetu Duquette rocznik 2009 odbywającego się w dniach 5–7 października, w czasie którego śmierć Heather odżywa na nowo. 

Powieść podzielona jest na ponumerowane rozdziały. Autorka prowadzi narrację z perspektywy kiedyś teraz. To kiedyś jest oznaczone miesiącem i rokiem studiów. To kiedyś zaczyna się w rozdziale trzecim zatytułowanym jako: Sierpień, pierwszy rok. Niektóre rozdziały mają podtytuły stanowiące imiona bohaterek, jak Courtney, Caro, Mint. Łącznie rozdziałów jest czterdzieści pięć. Gdzieniegdzie autorka przełamuje strukturę wprowadzając dalszą retrospekcję, przykładowo rozdział czterdziesty czwarty opisuje Lato przed szkołą średnią, a ostatni rok studiów przeplata się z narracją pisaną z perspektywy wcześniejszych lat. 

 Zresztą sam rozdział pierwszy rozpoczyna się naprawdę wzniośle słowami: 
„Twoje ciało ma świadomość. Zupełnie jakby miało antenę, która odbiera drżenia powietrza, albo różdżkę zdolną wyśledzić rzeczy pochowane tak głęboko, że nie umiesz ich jeszcze wyrazić słowami.” – „W snach to ja trzymam nóż” Ashley Winstead.

Narracja jest prowadzona pierwszoosobowo z perspektywy trzydziestodwuletniej Jessici Miller z rozdziałów teraz, która skończyła studia dziesięć lat wcześniej oraz dziesięć lat młodszej Jessici Miller, która rozpoczęła studia na Uniwersytecie Duquette poznając praktycznie na samym początku innych mieszkańców Domu Wschodniego; Caroline Rodriguez zwaną „Caro”, Heather Shelby, Brandona Coopera zwanego „Coopem” oraz Jacka Carrolla i Marka Mintera prawie dla wszystkich „Minta”. Ich losy dość szybko się splotły we wspólnych imprezach, wspólnym spędzaniu wolnego czasu, aż do ogromnej tragedii, w której Heather straciła życie w sposób niewyjaśniony przez kolejne dziesięć lat. 

W snach to ja trzymam nóż” Ashley Winstead to dobry thriller kryminalny, napisany w bardzo przystępny sposób z punktu widzenia kobiecej bohaterki w dwóch wersjach, po trzydziestce i po dwudziestce. Zdecydowanie jednak dla początkujących czytelników w gatunku thrillera kryminalnego. Myślę, że gdybym czytała tę książkę kilkaset thrillerów/kryminałów wcześniej jeszcze bardziej by mi się podobała. Zakończenie historii jest dość zaskakujące. Przy czym autorka konsekwentnie stara się doprowadzić wszystko do końca tak, by czytelnik czuł się usatysfakcjonowany, że wszystko, co należało zostało dopowiedziane.  Bardzo dobrze został rozpisany wątek romantyczny. W książce pisanej w tym gatunku nie był wymuszony, był wręcz dobrze skonstruowanym wypełnieniem kryminalnej fabuły. 

Lekka, przyjemna, dobrze napisana książka z wątkiem kryminalnym i tajemnicą sprzed dziesięciu lat, która wychodzi na światło dzienne całkiem niespodziewanie. Idealna książka dla fanów klimatu amerykańskich uczelni i życia studenckiego. 

Moja ocena: 8/10

Egzemplarz recenzencki podarowało mi Wydawnictwo Znak, za co bardzo dziękuję. 

„Mordercza dieta” Daniel Kalla

MORDERCZA DIETA

  • Autor: DANIEL KALLA
  • Wydawnictwo: HARDE Wydawnictwo
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 22.11.2023r. 
  • Data premiery światowej: 9.05.2023r.

W części Od Autora Daniel Kalla napisał: „Jako lekarz i ojciec dwóch młodych kobiet jestem bardzo świadomy zagrożeń, jakie niosą ze sobą zaburzenia postrzegania własnego ciała oraz odżywiania. To zdradzieckie, a czasem i śmiertelne choroby. Jednak do niedawna nie zdawałem sobie sprawy, jak powszechnie występują oraz że dotyczą ludzi z właściwie wszystkich grup wiekowych i społecznych.” I właśnie ten temat tak zaabsorbował autora, że powstała książka „Mordercza dieta”, która debiutowała dzięki HARDE Wydawnictwo na polskim rynku wydawniczym w końcówce listopada br. Nie wiem naprawdę skąd oni biorą na to czas. Ci lekarze, ci prokuratorzy, ci prawnicy, że obok swych obowiązków zawodowych piszą jeszcze książki, które ktoś z sukcesem wydaje. Nie wiem. Wiem na pewno, że warto z nich brać przykład. Doba dla każdego jest taka sama, więc jeśli komuś się udaje, aż tyle, powinno też i mi. Ups, to takie mini postanowienie na Nowy Rok. 

Doktor Julie Rees toksykolożka i pracowniczka szpitalnego oddziału ratunkowego w Vancouver w ciągu miesiąca trafia na drugi przypadek zatrucia DNP – 2.4 dinitrofenom. Fitotoksycznym bojowym środkiem trującym, który był stosowany przez Amerykanów podczas wojny w Wietnamie do niszczenia pastwisk, lasów i kultur roślinnych. Środkiem silnie trującym dla ludzi i zwierząt. Środkiem wykorzystanym przez ludzi nielegalnie jako składnik suplementów odchudzających. Najpierw życie straciła Marcia Wildman, czterdziestoletnia matka, która podkradła tabletki na odchudzanie nastoletniej córce. Później Julie została wezwana do swego znajomego lekarza Gorana, który walczył o życie młodego kulturysty. W tym samym czasie detektyw Cari Garcia z Los Angeles zostaje wezwana do syna Pani senator Galloway Owena, który stracił życie z podobnymi objawami. Sprawy Garcii i doktor Rees nigdy nie zostałyby powiązane, gdyby nie śmierć młodej piosenkarki Lorraine – dla wielu po prostu Rain – Flynn, którą na Insta śledziło ponad czterdzieści pięć milionów followersów i wielu z nich widziało, że boryka się z zaburzeniami odżywiania. W trakcie swej podróży zawodowej z LA do Vancouver również Rain zaczyna tracić orientację, dostaje wysokiej gorączki, odczuwa kołatanie serca, aż w końcu umiera w swej sypialni w trakcie wytrawnego przyjęcia. W domu z ogromną ilości gości. 

I wbrew temu, co opisał Wydawca fabuła wcale nie rozpoczęła się od śmierci znanej instagramerki. Rozpoczęła się całkowicie gdzie indziej. Zaczęła się od śmierci w trakcie procedur medycznych ratujących życie pacjentów szpitala. Śmierci nieuniknionych, jeśli zaczyna spożywać się suplementy diety zawierające w swym składzie składniki środków wybuchowych czy innych przemysłowych towarów. I wiecie co? Wygooglowałam to. I to wcale nie fantazja autora. To fakt. Na świecie już masa ludzi zginęła stosując tego typu suplementy, które jak się dowiedziałam dają jakieś efekty, ale także powodują śmierć. Trochę jak kokaina i inne narkotyki. Po których też się chudnie, ale nie zawsze wychodzi się z życiem. Autor posunął się w swej powieści jeszcze dalej. Nie tylko naznaczył chęć wzbogacenia się przez stosowanie nielegalnych środków, lecz także zakwestionował praktyki stosowania różnych innych środków, celem zrzucenia wagi. Potępił wykorzystywanie leku dla cukrzyków Ozempic przez ludzi chcących schudnąć. Leku, z którym również i w Polsce diabetycy mają problem. Jest praktycznie niedostępny podobnie jak Trulicity. Nie może być inaczej, jeśli biorą go na potęgę ludzie nie mający cukrzycy, a chcący tylko z zrzucić parę kilo. Potępił wykorzystywanie leków na adhd na bazie soli amfetaminy, jak adderall i tym podobne. Podjął próbę rozliczenia się z sympatią, a raczej jego brakiem do własnego ciała, które w efekcie powodują zaburzenia odżywiania, z którymi, tak jak z uzależnieniem ludzie muszą borykać się do końca życia. 

Coś jednak zawiodło. Temat chwytliwy. Zapowiadał się na bardzo dobry miks thrillera akcji (detektyw Garcia), thrillera medycznego (doktor Rees) i kryminału (detektyw Anson Chen). Niestety już około setnej strony zaczęłam się nudzić. Krótkie rozdziały (jest ich łącznie pięćdziesiąt siedem), naprzemienne punkty widzenia, szybka akcja i mnogość postaci nie pomogło, wręcz przeciwnie przeszkodziło w bardziej pozytywnym odbiorze lektury. Autor nie do końca rozgraniczył to co dzieje się w Los Angeles i to co dzieje się w Vancouver. Mimo, że książkę czytałam jednym ciągiem, z tylko krótkimi technicznymi przerwami, myliły mi się wątki, ofiary, przesłuchiwani, świadkowie, podejrzani. To samo z głównymi bohaterkami. Ani doktor Rees, ani detektyw Garcia nie wydały mi się realne. Doktor Rees niby po przejściach, niby empatyczna, a jednak zawodziła jako rozmówczyni, w wielu miejscach. Te dialogi okazywały się takie toporne, wymuszone, bez polotu, nierówne i jakby pomysłu. Chociażby luźna rozmowa z pacjentką doktor Leanne – Tracy, która cierpi na zaburzenia odżywiania. Rees wysłuchuje cierpiącą kobietę w fazie remisji dzielącą się z nią swoimi doświadczeniami, by później – gdy rozmowa nie trwa wcale długo – nagle wybuchnąć „To brzmi fantastycznie, Tracy, ale… Do sedna, kobieto!”. Ni z gruszki ni z pietruszki.  Kompletnie nie rozumiałam w wielu miejscach skąd taka reakcja rozmówcy, skąd taki pomysł na zakończenie wątku. To samo z partnerem doktor Rees, Ansonem Chenem. Zresztą ta warstwa obyczajowa, relacji pomiędzy nimi była bardzo słaba. Generalnie zachowywali się jak nieprofesjonaliści dzieląc się wzajemnie w kuluarach własnych mieszkań informacjami objętymi tajemnicą zawodową. Strasznie to było słabe. Podobnie jak wątek z Umysłem Ponad Ciałem. Rewelacyjny pomysł z ogromnym potencjałem, niestety zaprzepaszczony. Temat potraktowany po macoszemu, wśród innych tematów równie mało lotnych. A szkoda, bo na postaciach związanych z tym miejscem i samym miejscu autor mógł zbić potencjał tej książki. Muszę jednak przyznać, że procedury medyczne odzwierciedlone w powieści przez autora – lekarza bardzo mnie przekonało. To dowód jak osobiste doświadczenie pisarza pozytywnie wpływa na rzeczywiste przedstawienie opowieści. 

Mordercza dieta” Daniela Kalli to książka z licznymi kreacjami idealnymi na część pewnej serii, w której moglibyśmy znaleźć szerszy kontekst tych wszystkich, wielu postaci. Podejmująca bardzo ważny temat z którymi borykają się nie tylko nastolatkowie we współczesnym świecie. Stanowiąca o życiu. Mi pióro autora i sposób prowadzenia historii nie do końca odpowiadał. Uważam, że wyciągnięcie niektórych wątków i niektórych postaci oraz osadzenie ich w opowieści przyniosłyby większe korzyści. No cóż, ale ja książek nie piszę, ja je tylko czytam. I zawsze musicie pamiętać, że coś co mnie nie przekonało, Wam może się bardzo podobać. Bo z gustami czytelniczymi jest jak z wszystkimi innymi. O nich, po prostu się nie dyskutuje. 

I jest nawet wątek polski. Ze zdziwieniem przeczytałam: „(…) Khanów na Bliskim Wschodzie i w Afryce jest jak Kowalskich w Polsce”.. Niezłe co? Zaimponował mi Kalla tym sformułowaniem. Po pierwsze dlatego, że wie, iż istnieje Polska, po drugie dlatego, że wie, iż istnieje nazwisko Kowalski. I czasem dla takich nawet smaczków warto przeczytać jakąś konkretną książkę. 

Moja ocena: 6/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Harde.

„Nigdy już nie uciekniesz” Cyryl Sone

NIGDY JUŻ NIE UCIEKNIESZ

  • Autor: CYRYL SONE
  • Wydawnictwo: ZNAK KONCEPT
  • Cykl: PROKURATOR KONRAD KROON (tom 3)
  • Liczba stron: 424
  • Data premiery: 16.10.2023r. 

Nigdy już nie uciekniesz” Cyryl Sone od Wydawnictwo Znak to trzeci tom serii z prokuratorem Konradem Kroonem. Poprzednie to „Krzycz, jeśli żyjesz” (recenzja na klik), z którą Autor wbił się z przytupem na literackie salony. Druga część to „Świat ci nie wybaczy” (recenzja na klik), która ze względu na bycie tą „drugą” straciła trochę ze swej świeżości. Fakt faktem, jak napisałam w recenzji, że Autor zachował poziom z tomu pierwszego i książkę czytałam jednym tchem. Podobnie było z premierą z połowy października br. „Nigdy już nie uciekniesz” to książka praktycznie nieodkładalna. Ja poświęciłam jej drugi dzień świąt. 

 „W tajemniczym konspekcie życia planowano jej kilkadziesiąt rozdziałów; ku wielkiej rozpaczy autora wyrwano trzy czwarte kart, nieprzeczytane strony spłonęły w ogień. Cudowna opowieść skończona, zanim na dobre zawiązała się akcja.” – „Nigdy już nie uciekniesz” Cyryl Sone. 

W 2010 roku dogorywający swych dni prokurator Feliks Hejmo wystawił list gończy za Nikodemem Ruckim, który zgwałcił dwie młode kobiety. Sprawa została zawieszona, ze względu na brak możliwości ujęcia podejrzanego. Tę sprawę otrzymał do prowadzenia po prawie czternastu latach Prokurator Konrad Kroon. Sprawę, którą kojarzył z roku 2010 i w której również odegrał małą rolę. Był to bowiem rok, w którym poznał swoją Zuzę robiącą zdjęcia w Domu Steffensa pretendującego do „(…) miana świątyni sztuki, w której panowała niczym nieograniczona wolność. Kręcili się tam aktorzy, malarze i muzycy. Artystyczna bohema. Miłość podawano sobie z rąk do rąk niczym opłatek; duch rewolucji moralnej lat sześćdziesiątych unosił się w powietrzu wymieszany z zapachem ginu, szampana i drogich damskich perfum.” Rok, w którym starał się ochronić Judytę, córkę byłego nauczyciela Antoniego Słomskiego, zafascynowaną psychodelicznym liderem zespołu UTERO, Alexem.  Rok, w którym straciła życie Lila, projekt Alexa i młoda kobieta, która przed sobą miała świetlaną przyszłość. Rok, w którym Monika naga uciekała przez las i trafiła na policyjny radiowóz, który…… Rok, w którym działy się straszne rzeczy, z których powstawały „(…) Makabryczne opowieści, które najlepiej było zapomnieć. Których w żadnym wypadku nie wolno było nikomu zdradzić. Zło czaiło się za rogiem. I cały czas pilnowało, by prawda nie wyszła na jaw.” I wreszcie rok, który Kroon postanowił pomścić kilkanaście lat później. 

„Niektórych zbrodni nigdy nie udaje się wyjaśnić. Są też takie, w których dopiero po wielu latach prawda puka w wieko trumny, wygrzebuje się z ziemi i w końcu, zupełnie nieproszona, wychodzi chyłkiem na powierzchnię.” – „Nigdy już nie uciekniesz” Cyryl Sone. 

Cyryl Sone – aktywny prokurator, to dla mnie kompletna zagadka. Nie wiem, czy Kroon ma coś z niego. Wiem tylko tyle, że Wydawnictwo Znak Koncept zdobyło naprawdę bardzo utalentowanego pisarza, przy którym nie sposób się nudzić. Uwielbiam tę prokuratorską narrację. Uwielbiam te wszystkie artykuły. Z estymą w epilogu przeczytałam o artykule 151 kodeksu karnego, który zapowiada kolejną część, czwartą znajdującą się w planach wydawniczych na wiosnę 2024 (ps. nie mogę się doczekać na „Wszystko, co widziałeś”). Sone idealnie wpasował się w mój gust wplatając do fabuły prokuratorskie smaczki. Opisując mimochodem różnice między umorzeniem, a zawieszeniem postępowania i jakie nosi to implikacje w świecie prokuratorskim, co może zrobić następca w jednym i w drugim przypadku. Jak ukręca się przysłowiowy łeb takim sprawom i o co chodzi z tym cztery osiem. Ta prawdziwa specyfika pracy prokuratorskiej przemycana w książkach Sone’a to ogromna ich wartość dodana. Oprócz oczywiście takich zalet jak; męska, zwięzła narracja, szybkie tempo, świetnie rozrysowani bohaterowie, sama postać Kroona, ciekawa wielowątkowa fabuła, idealnie zaprezentowane bestialstwo sprawców, ciekawe postaci kobiece (takie figury jak Flara, Zuza, Lucy, Judyta, Patrycja Radke, czy same ofiary, z którymi bardzo prosto się jest utożsamić). 

Książka ma bardzo ciekawą konstrukcję. Podzielona jest na sześć części, które składają się z kilkunastu ponumerowanych rozdziałów. Każdy rozdział dodatkowo zawiera tytuł, w którym zawarty jest miesiąc akcji, a także rok, w którym się dzieje opisywana fabuła. Narracja prowadzona jest bowiem z perspektywy roku bieżącego oraz roku 2010, a nawet w przypadku Lilki roku 2011. Każdy rozdział posiada również podrozdziały pisane z perspektywy bohaterów, którzy stanowią trzon opowieści zawartych w tych częściach. Osobno Stone relacjonuje historię z pespektywy Kroona, osobno z perspektywy Anity, Alexa, Lili, Patryka, Judyty, Fliksa Hejmo, Nikoli, Zuzy i wielu innych. Ta struktura nie pozwoliła mi się pogubić w opisywanych przez Autora wątkach, bo musicie wiedzieć, że to prokuratorskie śledztwo pełno jest niespodzianek. Kroon do rozwiązania dochodzi pomału, klucząc pomiędzy licznymi tropami, przesłuchując mnóstwo świadków, a do tego borykając się z własnymi osobistymi problemami. I ta warstwa obyczajowa też została bardzo dobrze rozpisana w „Nigdy już nie uciekniesz„. Osadzenie ofiar, młodych kobiet szukających dużych pieniędzy w Domu Steffensa w ich środowisku rodzinnym, czasem pełnego tram, nieakceptowalnych czy wręcz karalnych czynów wzmacniało przekaz. Współczucie mieszało mi się chwilami z niedowierzaniem, a niechęć do oprawców była wzmagana poczuciem, że te osoby straciły już swoje jestestwo wiele lat wcześniej, w wyniku innych bezecnych ludzi. Sam Kroon rozliczający się z Zuzą to też wątek na którym warto zawiesić oko. Do tego jego relacja z Radke i zawodowe zaufanie do Justyny Flarkowskiej. Ciekawe, czy prokuratorzy mają swych ulubionych śledczych, z którymi wolą pracować. Chciałabym o to zapytać kiedyś na spotkaniu autorskim samego Sone’a. 

Reasumując; powielam moją opinię z poprzedniej recenzji drugiego tomu „Bardzo dobre męskie pióro. Koniecznie do przeczytania!!!!”

ps. i pamiętajcie, nie musicie czytać wszystkich tomów serii. Książki można z tak samą wielką satysfakcją czytać jako odrębne lektury. 

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak Koncept.

„Domki z kart” Anna Ziobro

DOMKI Z KART

  • Autorka: ANNA ZIOBRO
  • Cykl: SERIA NADMORSKA (tom 3)
  • Wydawnictwo: DRAGON
  • Liczba stron: 320
  • Data premiery: 6.09.2023r. 

Domki z kart” Anna Ziobro – autorka od Wydawnictwo Dragon to trzeci tom Serii Nadmorskiej. Ja przeczytałam drugi tom zatytułowany „Nie pozwól mi odejść” (recenzja na klik), w którym poznałam się z losami Leny i Marcina z powieści „Moje życie przed Tobą”. W recenzji napisałam zresztą, że znajomość pierwszego tomu nie jest konieczna, by zanurzyć się w opowieść wykreowaną przez Autorkę. To samo twierdzę tutaj. Nawet jeśli nie czytaliście poprzednich tomów cyklu niech nic Was nie zatrzymuje przed sięgnięciem po książkę „Domki z kart”.

Gdańsk. Lena i Marcin planują ślub. Lena nadal cierpi na amnezję, a Marcin walczy ze śmiertelną chorobą. 17-letnia Ada, młoda matka fascynuje Leszka, który ma nadzieję na pogłębienie relacji mimo swoich osobistych wyzwań, mimo konieczności utrzymywania trzech młodszych sióstr, matki i schorowanego ojca.

Trudno przewidzieć, czy to koniec, czy jeszcze spotkamy się z bohaterami tej serii, która okazała się dla mnie wielowątkową historią kilku ciekawych osób. Każdy z bohaterów, nawet tych pobocznych został wykreowany w sposób bardzo realny. Anna Ziobro nie okłamuje swoich czytelników kreśląc superbohaterów, postaci nieomylnych i interesujących samych w sobie. Ziobro opisuje ludzi, którzy czasem są słabi, którzy podejmują złe decyzje, którzy stosują mechanizmy ucieczkowe nie potrafiąc skonfrontować się z rzeczywistością. Chwilami miałam wrażenie, że to fikcyjne postaci na miarę naszych czasów, gdzie trudno jest podjąć jakąś aktywność, gdzie niedoskonałości życia codziennego zasłaniają nam szansę na rozwiązanie choćby najmniejszych problemów, by odczuć chwilową satysfakcję z tak zwanych małych sukcesów, czy wręcz sukcesików. Jakby Autorka chciała przemycić nam czytelnikom wiadomość ukrytą w fabule, że mimo, iż życie sypie nam się jak domki z kart to my tylko mamy siłę i możliwości, by je pozbierać na nowo, by te karty uporządkować i te domki wznieść na nowo. 

To ciepła opowieść, którą czyta się szybko. Literatura obyczajowa na miarę tego gatunku. Historia o życiu, o życiowych problemach i realnie zaprezentowanych bohaterach fikcyjnych. Harmonijny wizerunek wykreowanych postaci uwięzionych w ramy tego, co wolno, czego nie wypada.  Było przyjemnie. Było wzruszająco. Było czytane z estymą i oddaniem. 

Udanej lektury!!! 

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU DRAGON.

„Kilometr zerowy. Droga do szczęścia” Maud Ankaoua

KILOMETR ZEROWY. DROGA DO SZCZĘŚCIA

  • Autorka: MAUD ANKAOUA
  • Wydawnictwo: ZNAK KONCEPT
  • Liczba stron: 304
  • Data premiery: 23.08.2023r. 
  • Data premiery światowej: 21.09.2017r.

Kilometr zerowy. Droga do szczęścia” Maud Ankaoua to powieść drogi, podróży w odległe zakamarki świata. Podróż po coś. Podróż, by coś odnaleźć i uratować komuś życie. To podróż w meandry ludzkiego życia, w którym ogromną rolę odgrywa uczucie do przyjaciółki oraz sama postać Maëlle, przebojowej i niezwykle efektywnej dyrektorki finansowej w start-upowej firmie. 

Maëlle pracuje jako dyrektora w start-upie. Zakres jej obowiązków zawodowych z dyrektorki finansowej bardzo się rozszerzył. Jak sama o sobie mówi poprzez narrację pierwszoosobową stała się „(…) dyrektorką do spraw prawnych, dyrektorką do spraw zasobów ludzkich, dyrektorką oddziałów regionalnych. Uczyłam się wszystkiego, czego tylko mogłam i padałam z nóg.” Przyjaźni się z Romane trzydziestoczteroletnią Libanką, która nagle prosi ją o pilne spotkanie. „Życie jej nie oszczędzało, ale każda trudność czyniła ją silniejszą – dzięki nim stawała się twardsza, niczym skóra w miejscu zagojonej rany.” Przez wiele lat były nierozłączne, nie było między nimi tematów tabu, poza jej dzieciństwem w owładniętym wojną Bejrucie, o którym nadmieniła tylko jeden raz. Samo nagłe spotkanie nie udziela Maëlle odpowiedzi na wiele pytań. Wręcz przeciwnie mnoży nowe, których odpowiedzi musi szukać daleko od jej miejsca zamieszkania, by pomóc przyjaciółce, by uratować jej życie. Po plątaninie myśli postanawia się poddać prośbie przyjaciółki i wylatuje do Katmandu  z między­lądowaniem w Ad­-Dausze. Wylatuje, by spotkać się z Jasonem. 

„Wystarczyły dwie godziny, by mój świat wywrócił się do góry nogami. Słowa Romane wciąż kołatały się w mojej głowie. Co miała na myśli, mówiąc, że to sprawa życia i śmierci? To prawda, że przez te wszystkie lata nigdy mnie o nic nie poprosiła. A ja zawsze mogłam liczyć na jej obecność i niezachwianą przyjaźń, zarówno w dobrych, jak i w złych czasach. Ale jak mam rzucić wszystko i pojechać do Nepalu? Nawet nie wiem, gdzie dokładnie leży ten kraj, poza tym że w Himalajach.” -„Kilometr zerowy. Droga do szczęścia” Maud Ankaoua. 

Struktura książki składa się z zatytułowanych rozdziałów. Na początku każdego z nich autorka zamieściła cytat, który nawiązuje luźno do podjętych w kolejnych częściach treści. Narracja jest pierwszoosobowa z perspektywy głównej bohaterki. Sam pomysł do Nepalu w poszukiwaniu zagubionego manuskryptu pomagającego uratować życie Romane wydawał mi się sporo naciągany. Chociaż podróż w odmęty Tybetu miała swoje zalety. Dzięki tej publikacji mogłam poznać zabytkowe buddyjskie budowle np. w Bodnath, która jest jedną z naj­większych na świecie. Opowieść kończy się w dwudziestym trzecim rozdziale zatytułowanym „Nowy początek” choć autorka musi trochę dopowiedzieć czytelnikowi, co też czyni w „Epilogu”. 

Wydawca w swym opisie napisał: „To lektura idealna na wielbicielek Jedz, módl się, kochaj, Alchemika i Dzikiej drogi!”. Czytałam dwie z nich. Nie porównałabym tej powieści do poprzednio powołanych w opisie Wydawcy, ale faktycznie muszę wspomnieć, że „Kilometr zerowy. Droga do szczęścia” ma coś w sobie. Może to nieprawdopodobieństwo. Może tą fikcję, w której idealnie odnalazła się przebojowa dyrektor finansowa. Może tą literacką podróż, bogatą w krajobrazy, smaki i tybetańskie zapachy. Nie wiem.  Jedno jest pewne, że książka z taką tematyką i ubrana w takie odzienie scenograficzne jednocześnie licząca niewiele ponad trzysta stron nie mogła mi się znudzić. 

Z opisu na stronie Znak przeczytałam, że Maud Ankaoua debiutowała powieścią „Kilometr zerowy. Droga do szczęścia” . Jest francuską autorką, coachem i mówczynią specjalizującą się w literaturze motywacyjnej, rozwoju osobistym i duchowym. Takie tematy jak magia życia, celebrowanie go, transformacja osobista i odnajdywanie sensu w życiu są jej bliskie. Wynikają z jej specjalizacji i dotychczasowej aktywności. Nie dziw, że tematyka ta została podjęta w jej debiutanckiej powieści. 

Kilometr zerowy. Droga do szczęścia” to wytchnienie. To nowe spojrzenie na to, z czym borykamy się na co dzień. To spojrzenie w głąb czytelnika i uświadomienie mu, że w życiu ważne i istotne są tylko chwile, i ich celebrowanie, i ich zatrzymywanie i zapamiętywanie. Tego chciała mnie nauczyć Maud Ankaoua poprzez swój debiut. Może jej się uda i w Waszym przypadku? Sięgnijcie po tę książkę i podzielcie się proszę własnymi spostrzeżeniami. Jestem ciekawa Waszego odbioru. 

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak Koncept.

„Kiedy kwitną oliwki” Monika Michalik

KIEDY KWITNĄ OLIWKI

  • Autorka: MONIKA MICHALIK
  • Wydawnictwo: VIDEOGRAF 
  • Liczba stron:336
  • Data premiery:9.11.2023r. 

9 listopada br. premierę miała najnowsza powieść Monika Michalik – pisarka pt. „Kiedy kwitną oliwki” od Wydawnictwa Videograf SA. Czytałam już parę książek Pani Moniki. Na mym blogu czytelniczym polecałam Wam już „Bądź moim marzeniem” (recenzja na klik), „Nie zapomnę o Tobie” (recenzja na klik) oraz „Odnajdę Cię” (recenzja na klik).

Akcja toczy się wiosną, kiedy na Zakynthosie kwitną drzewa oliwkowe a nocą na plażę wychodzą żółwie caretta, by złożyć jaja. Z zainteresowaniem przeczytałam, że co do zasady samice składają jaja na tej samej plaży, na której się urodziły. Zawsze. To niezwykła wartość przyrodnicza tej powieści, tym bardziej, że motyw ze składaniem jaj został naprawdę w powieści bardzo dobrze wyeksponowany.  Główną bohaterką jest Aurelia – młoda piosenkarka. Po przegranej miłości szuka na wyspie wytchnienia, odpoczynku. Pragnie zapomnieć o niespełnionej miłości. Wynajmuje pokój w położonym na uboczu pensjonacie, który prowadzi samotny wdowiec z córką – Jorgos. 

To książka o poszukiwaniu sensu życia, o odkrywaniu siebie na nowo. Ta fabuła sprawdza się w powieściach obyczajowych. Nie będę Wam wmawiać, że jest ona czymś niezwykłym. Nie. Wręcz przeciwnie, pozwolę sobie nawet napisać, że fabuła tego typu nie jest odkrywcza. Sama wielokrotnie w moich opiniach na temat przeczytanych książek wspominałam o opowieściach opartych na odnajdywaniu sensu życia po straconej miłości, rodzinie, dzieciach, małżonkach, pracy itepe itede. Nie zmienia to faktu, że nawet tak sprawdzone schematy i stereotypowe początki mogą rozwinąć się w ciekawą narrację, która jest przesiąknięta greckimi zapachami, daniami i pejzażami 🇬🇷🥗 🍷. Byliście kiedyś na greckiej wyspie? Byliście na Zakynthosie? Dla mnie to przyszłość. Możliwe, że w okresie kwitnięcia będzie to dla mnie kiedyś zielona oaza, w której z chęcią i z podobną do tej książką Autorki się zanurzę. 

Wracając do publikacji to jest to ciepła, spokojna, uduchowiona powieść obyczajowa. Wyjątkowo spodobała mi się Wyspa Żółwi i cała koncepcja związana z jej opisem. Pani Monika nawiązała do ich ochrony. A ja nawet przed rozpoczęciem czytania nie wiedziałam, że na tej greckiej wyspie wylęgają się żółwie . To kolejny dowód na to, że podróże, nawet te literackie kształcą. Jak pewnie z wprowadzenia do fabuły się domyślacie, historia opiera się na perypetiach młodej gwiazdki estrady Aurelii z milczącym Jorgosem. To prawda. Okazało się jednak w trakcie czytania, że i inne postaci drugoplanowe mają znaczenie. Szczególną rolę autorka oddała matce Jorgosa, greczynce z pochodzenia i preferencji. Postać Grety chwilami jawiła mi się jako swoistego rodzaju sumienie narodu, przemawiały przez nią i matczyne serce, i kobiece doświadczenie.

Jeśli macie ochotę opuścić chłodną choć nie ośnieżoną Polskę i przenieść się na chwilę w znacznie cieplejsze miejsce, to zapraszam Was na Zakynthos, na którym poznacie Jorgosa i Aurelię, którym los postanowił sprzyjać. Przynajmniej od jakiegoś czasu. Przynajmniej częściowo. 

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Videograf.

„Ostatni dzwonek” Beth O’Leary

OSTATNI DZWONEK

  • Autorka: BETH O’LEARY
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Seria: MAŁA CZARNA
  • Liczba stron: 416
  • Data premiery: 8.11.2023r. 
  • Data premiery światowej: 26.09.2023r. 

W zapowiedzi książki napisałam, że lubię przeczytać od czasu do czasu lekkie powieści obyczajowe z elementami romantyczno-komediowymi . Wydawnictwo Albatros takich pozycji wydało już sporo. 8 listopada br. ich nakładem ukazała się powieść „Ostatni dzwonek” Beth O’Leary autorki takich powieści jak „Współlokatorzy” (recenzja na klik), „Zamiana„, „Poszukiwany ukochany”  (recenzja na klik) czy  „W drogę” (recenzja na klik). O’Leary  tym razem zabiera nas do starego, zaniedbanego hotelu, gdzie dwóch nielubiących się pracowników musi ze sobą współpracować.

Izzy i Lucas to recepcjoniści w podupadającym hotelu Forest Manor. W trakcie przygotowania do remontu przed Bożym Narodzeniem odnajdują pudełko z obrączkami ślubnymi i pierścionkami zaręczynowymi, oznaczonymi datami ich znalezienia. Wkręcają się w historię nieznajomych, którzy pozostawili w hotelu takie skarby. Ciekawi są historii ich miłości. Myszkują w hotelu, aż w końcu decydują się, by wyruszyć w drogę w poszukiwaniu historii miłosnej, którą pragną odkryć. 

To dość prosta fabuła. On go nie cierpi, on jej nie znosi. Autorka zastosowała znany motyw i w kinematografii, i w literaturze. Ukazywanie jak cienka jest granica pomiędzy niechęcią a gorącym uczuciem dość dobrze się sprawdza w utworach prezentowanych odbiorcom od stuleci. Autorka nie poskąpiła czytelnikom najbardziej stereotypowego początku historii niechęci Izzy do Lucasa. Ze zdziwieniem przyjęłam tą oczywistość, że przystojnym Lucas, boleśnie zranił jej uczucia. I to w tym fakcie należy upatrywać antypatii Izzy  do Lucasa. 

Początek historii rozpoczyna się w grudniu 2021. Tak też zatytułowany jest pierwszy rozdział. I to bardzo ciekawy początek. Kartka świąteczna Izzy do Lucasa i jego odpowiedź była zapowiedzią ciekawej powiastki, może niewymagającej, ale sympatycznej. W kolejnych częściach autorka snuje opowieść w Listopadzie 2022. Prowadzi narrację z perspektywy Izzy i Lucasa, tak też tytułuje kolejne rozdziały. Na początku drugiego rozdziału zatytułowanego „Izzy” autorka z humorem wprowadziła czytelnika w to, co dzieje się pomiędzy głównymi bohaterami. 

„Jeżeli Lucas coś robi, muszę robić to samo, tylko lepiej.
Przez ostatni rok zwykle było to bardzo dobre dla mojej kariery i właśnie dlatego w tym momencie siłuję się z gałęzią jodły, co najmniej dwa razy wyższą i cztery razy szerszą ode mnie.” -„Ostatni dzwonek” Beth O’Leary. 

Jak pewnie zauważyliście w powyższym cytacie narracja prowadzona z perspektywy rozdziału poświęconego odrębnemu punktowi widzenia dwójki głównych postaci jest pierwszoosobowa. Ta naprzemienna narracja pierwszoosobowa jest cechą charakterystyczną pisarki. Zastosowała ją w powieści „Współlokatorzy”. Tak samo snuta jest opowieść z perspektywy Lucasa. Również z jego bezpośredniej relacji poznajemy, co nim motywuje, jak postrzega Izzy i jak wewnętrznie radzi sobie z jej niechęcią. Zresztą autorka lubi powielać schematy. Motyw dwójki bohaterów, którzy kiedyś byli sobie bliscy pojawił się już w przeczytanej przeze mnie książki „W drogę”.  Ostatnia część też należy do Izzy. Zadziornie Beth O’Leary poprowadziła historię przez Grudzień 2023, który jest przedostatnim rozdziałem. 

Opowiedziana historia jest pozytywna i lekka. Celem autorki było wprowadzenie czytelników w miły przedświąteczny nastrój. Nie bez powodu zresztą w tym czasie została osadzona fabuła książki😉. Udały się również niektóre fragmenty O’Leary, wstawki, riposty, krótkie podsumowania. Niektóre odebrałam jako bardzo dowcipne. Czegoś mi jednak w tej pozycji brakowało. Czytałam ją dość szybko. Rozdziały były krótkie i mimo, że jest ich aż trzydzieści osiem. Taka przyjemna i lekka lektura z wyświechtanymi, stereotypowymi motywami, z którą dosyć przyjemnie można spędzić czas.

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję WYDAWNICTWU ALBATROS.

„Inne tonacje ciszy” Remigiusz Mróz

INNE TONACJE CISZY

  • Autor: REMIGIUSZ MRÓZ
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 480
  • Data premiery: 6.12.2023r. 

Ponad dwa tygodnie temu premierę miała najnowsza książka Remigiusz Mróz pt. „Inne tonacje ciszy” od Czwarta Strona Kryminału. Jak sam Autor napisał w Posłowiu czując przebodźcowanie kryminałami i mimowolnie płynąc myślami w trakcie pisania w kierunku bardziej interesujących go ostatnio wątkach obyczajowych sięgnął do książki, którą napisał w 2014 w trakcie swego pobytu w Barcelonie. Przy redakcji przeniósł „(…) akcję całkowicie do Hatford i zmieniając w tej książce właściwie wszystko. Aspen, Grayson i Cass nie polecieli do Barcelony, by szukać Pepecali. Ostał się tylko jeden wiersz Joana Brossy…..Pojawił się Ryan. W wypadku zginęła tylko matka Aspen……I tak dalej.” Finalnie z tej pierwotnej zmienionej wersji stworzona została dość zgrabna opowieść, która będzie miała swoją kontynuację w drugiej części zatytułowanej „Kadry niedogaszonych wspomnień.”

Aspen Wakefield budzi się na szpitalnym łóżku, obok którego siedzi nieznany jest młody mężczyzna. Jak się okazuje Grayson Joyce towarzyszy jej od dwóch tygodni, w trakcie jej śpiączki po wypadku samochodowym, w którym zginęła jej matka – June. Aspen niczego nie pamięta. Jak się szybko okazuje cierpi na amnezję epizodyczną „(…) w obrębie pamięci deklaratywnej, a konkretnie jednego z jej dwóch podsystemów.” Pamięta hiszpański, którym się dość dobrze posługuje. Kojarzy teksty liryczne, autorów oraz muzykę, która porusza jej wewnętrzne struny. Nie ma pojęcia, co miała robić z matką u swego dziadka zwanego Prodziekanem. Nie czuje nic do swego niby chłopaka Carlosa i kompletnie nic nie wie o morderstwie, które miało miejsce w jej rodzinnym mieście, praktycznie chwilę przed przyjazdem do Hatford. Ścierając się z Graysonem zaczyna odkrywać siebie na nowo. I jak się okazuje już od jakiegoś czasu bierze udział w rozwiązywaniu zagadki sprzed lat. 

Remigiusz Mróz to autor ciągle mnie zaskakujący. Jego serię z Chyłką, Forstem przeczytałam całą. Nowe powieści z Iną Kobryn też są niczego sobie. Podobała mi się seria Parabellum oraz książki „Osiedle RZNiW”, „Wybaczam ci”, „W cieniu prawa”. Wiele moich spostrzeżeń na temat wyników pracy Mroza znajdziecie na moim blogu czytelniczym. Wydawało mi się, że Mróz nie może mnie już zbytnio zaskoczyć. Kompletnie się myliłam. Bardzo spodobała mi się historia opisana w powieści „Inne tonacje ciszy”, w której oprócz ciekawie opisanej relacji Graysona i Aspen znalazłam ciekawą muzykę (playlisty najdziecie na Spotify Autora), poezję, zagadki i poszukiwany skarb. 

Jak zwykle Autor zabawił mnie ciekawymi zwrotami i interesującymi wstawkami. Typu; „Wyglądał jak problem tylko czekający na to, by się zdarzyć.” 

Subtelnie opisał rodzące się uczucie pomiędzy Graysonem i Aspen. Takiego Mroza chyba poznałam po raz pierwszy. Kluczył w dialogach, nie dopowiadał, nie wyjaśniał, przerywał dyskusje i rozpytywanie pomiędzy bohaterami. To mnie bardzo irytowało w relacji Wakefield i Joyce. Jakimś cudem on potrzebował jej, był od niej zależny, a kompletnie nie potrafił być wobec niej szczery, wyjaśnić, uzasadnić, motywować. Aż dziw, że Aspen w to poszła. W tym zakresie wydała mi się trochę odrealniona. Chociaż, ja już młodość mam za sobą. Może gdyby mnie to spotkało, też chętnie podążyłabym po śladach kasety Pepecali zatytułowanej Cuando Murió el Silencio z przystojniakiem u boku. W ogóle pomysł kasety magnetofonowej mnie frapował. Już zapomniałam, że takie miałam. A tu jest i o przewijaniu, i o przekładaniu na drugą stronę, i o słuchaniu we wnętrzu czerwonego Porsche zwanego Hermioną. Porsche z odtarzaczem kaset magnetofonowych…. Ogromnym plusem są wskazówki. To taka zabawa trochę w podchody. Bardzo sprytnie Mróz pociągnął temat kasety w zestawieniu z twórczością Joana Brossy – hiszpańskiego prozaika, dramaturga, grafika i rzeźbiarza, który był najbardziej reprezentatywnym katalońskim poetą awangardowym XX wieku. Połączył tekst utworu muzycznego z tekstem literackim. Chociaż momentami miałam wrażenie, że historia toczy się sama, bez moderatora, bez jej twórcy, bez pisarza.  Jak to zwykle bywa u Mroza więcej pytań niż odpowiedzi. Pogubieni młodzi bohaterowie zdominowali fabułę i wątek sensacyjny, który miał wiele jasnych momentów. 

Narracja jest pisana w szybkim tempie. Bohaterowie wpadają na siebie, dzwonią, przychodzą do siebie, spotykają się konsultują w ekspresowym tempie. Mróz rozpracował optymalny poziom opisów do dialogów i samej akcji. W tej powieści również zachował odpowiednie proporcje. Mimo, że narratorką pierwszoosobową jest Aspen nie jest to ckliwa opowiastka. Wręcz przeciwnie Aspen ma wiele cech męskich. Momentami przypominała mi Chyłkę nawet w swoim zamiłowaniu do muzyki. Widocznie Autor lubi taki typ kobiecych postaci, które potrafią i dominować, i się poddać. Do tego są nieziemsko inteligentne i kreatywne, a także potrafią skutecznie ripostować. Dzięki temu te kilkaset stron czyta się bardzo szybko. 

Przedmowie Mróz napisał: „Oto historia Aspen i Joyce’a. Niech bronią się sami.” Muszę stwierdzić, że historia obroniła się w sposób wystarczający, by ją polecić. Poznajcie Mroza w innej odsłonie. Warto. 

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą bardzo dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

„Na uwięzi” Katarzyna Bonda

NA UWIĘZI

  • Autorka: KATARZYNA BONDA
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Seria: JAKUB SOBIESKI. TOM 4
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 8.11.2023r. 

Na uwięzi” to czwarty tom serii o Jakubie Sobieskim autorstwa Katarzyna Bonda od Wydawnictwo MUZA SA. Bardzo lubię tę serię. W tym tomie Autorka porusza bardzo trudny temat. Już od jakiegoś czasu zachęcam Was do zaczytywania się w Bondę, szczególnie w publikacjach z ostatnich lat. Poprzednie tomy cyklu zostały przeze mnie przeczytane. No dobrze, jak również inne książki Pani Kasi 😊. Trzy poprzednie części o Sobieskim to: „O włos” (recenzja na klik), „Ze złości” (recenzja na klik) oraz „Do cna” (recenzja na  klik).

Jakub Sobieski otrzymuje zlecenie od ciężarnej Poli. Ma odszukać jej piętnastoletnią córkę Stefanię Chrobak zwaną Nene Yashiro, której matka twierdzi, że była ofiarą przemocy psychicznej i fizycznej w szkole, a także obiektem molestowania. Wkrótce Kuba odkrywa, że jej szkolna rywalka Mugi nie ma ze zniknięciem nic wspólnego, a jej przyjaciel Kamil nie jest tym, kim się wydawał matce zaginionej. Do tego wszystkiego w śledztwie nie pomaga osobista sytuacja Sobieskiego. Nieporozumienia z byłą żoną Iwoną, w których Nocna Furia nie pozwala spotkać mu się z synem, a także nieokreślona relacja z Adą. 

***

Ciekawa. Zagmatwana. Wielowątkowa. Nieoczywista. Skomplikowana. To chyba najlepiej opisujące fabułę przymiotniki. Wszystko dzieje się z prędkością światła. Wątki wpuszczające czytelnika w maliny mnożą się na potęgę, akcja jest złożona, praktycznie wszystko dzieje się już, na teraz, od razu. 

Spis treści składa się z siedmiu rozdziałów, które zostały zatytułowane dniami z datami i dniem tygodnia oraz znanymi tytułami. Cztery pierwsze dotyczą czterech następujących po sobie dni. W treści znajdują się również podtytuły z oznaczeniem bardziej szczegółowego miejsca akcji np. „Ochota, ulica Uniwersytecka, mieszkanie Kokoszy”. Mój ulubiony tytuł rozdziału to „Mężczyzna, który nienawidzi kobiet” pochodzący z lubianej przeze mnie trylogii MillenniumStiega Larssona. Ostatnie trzy rozdziały dotyczą tego co działo się Trzy dni później, Dzień ósmy Dzień jedenasty. 

Bardzo żałuję, że nie rozwinięto wątku zaginionej Stefy w fabule. Trochę mnie Pani Kasia zmyliła takim ujęciem tematu zakładałam z opisu wydawcy i pierwszych recenzji, że jej rola jednak będzie bardziej istotna. Nie do końca też zrozumiałam kwestię odnalezienia Belli, Amelli i Magdaleny. Okazało się, że problem kobiet nie był najistotniejszy w tym kryminale. Zagadka składała się bowiem z wielu uwarunkowań pobocznych, które rozpajęczały śledztwo prowadzone i przez Sobieskiego, i przez funkcjonariuszkę policji Osę. 

To taki kryminał, w którym każdy w coś jest wplątany, a w śledztwie nawet śledczy i prywatny detektyw nie są w stanie nikomu wierzyć, nawet zleceniodawcom. Każdy kogoś kryje, każdy przed czymś lub kimś ucieka, a ofiary nie są nimi do końca. To cecha charakterystyczna ostatnich publikacji Autorki. Nic się nie ciągnie, nie rozwleka. Nie ma zbędnych opisów, długich charakterystyk. W niektórych miejscach mi tego brakowało, tym bardziej, że ta część ma w sobie wiele do zaoferowania, jeśli chodzi o sprawców, których jest cały wachlarz. Rys psychologiczny tych postaci byłby bezcenny. Książkę czyta się ekspresowo. Nie ukrywam, że dla mnie głównym zadaniem w trakcie czytania było dowiedzenie się kto z kim, kto jeszcze jest umoczony i co robi Ziutek Chrobak na pustym poligonie. Szukałam odpowiedzi też na wiele innych pytań, które kotłowały mi się w głowie nagminnie. Chciałam dostrzec motywację, źródło, historię, początek. Nie zawsze się to udało. 

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.

„Wyznaczanie granic. Jak je stawiać, żeby czuć się wolnym” Melissa Urban

WYZNACZANIE GRANIC. JAK JE STAWIAĆ, ŻEBY CZUĆ SIĘ WOLNYM

  • Autorka: MELISSA URBAN
  • Wydawnictwo: Luna
  • Liczba stron: 400
  • Data premiery: 26.04.2023r. 
  • Data premiery światowej: 28.10.2022r.  

Wyznaczanie granic. Jak je stawiać, by czuć się wolnym” Melissy Urban od Wydawnictwo Luna to kolejny poradnik, do przeczytania którego się zmotywowałam. We wprowadzeniu autora pisze „W pew­nych krę­gach je­stem znana jako „dziew­czyna od gra­nic”. Mó­wiąc szcze­rze, je­stem znana z wielu rze­czy. Peł­nię funk­cję dy­rek­torki ge­ne­ral­nej, je­stem żoną i matką. Au­torką be­st­sel­le­rów, za­pa­loną tu­rystką i za­go­rzałą czy­tel­niczką. Je­śli cho­dzi o gra­nice, wielu współ­mał­żon­ków mo­ich czy­tel­ni­ków zna mnie tylko jako „tę dziew­czynę z In­sta­grama, która zaj­muje się gra­ni­cami”. Ja do czynienia z autorką nie miałam, póki nie sięgnęłam po jej publikację, bo ze stawianiem granic długo miałam problem, który przysporzył mi wielu nieprzyjemności. Choć… będąc szczera. Stawianie granic też często jest bardzo nieprzyjemne. Szczególnie, gdy stawia się je osobom niedojrzałym, zakompleksionym, odbierającym stawiane granice jako osobisty atak. A takich osób w naszym otoczeniu, czy to bliskim, czy dalszym jest całkiem sporo. 

To praktyczny poradnik zawierający przykłady stawiania granic. Bo może to wyglądać tak:

„• W biz­ne­sie: „Dzię­kuję, że o mnie pa­mię­tasz. Ten pro­jekt za bar­dzo mi nie pa­suje, więc dam so­bie z nim spo­kój”.
• W kon­tak­tach z ro­dzi­cami: „Wiem, że sta­ra­cie się po­móc, ale to ja okre­ślam za­sady dla mo­jego syna. Dam wam znać, je­śli będę po­trze­bo­wała wa­szego wspar­cia”.
• W przy­jaźni: „Hej, mu­szę ci prze­rwać – nie opo­wia­daj, pro­szę, o tym, co wy­pra­wia mój były. Naprawdę nie chcę o tym sły­szeć”.
• W re­la­cji z mę­żem: „Chcia­ła­bym mieć tro­chę czasu dla sie­bie i dla­tego idę po­czy­tać do dru­giego pokoju”.” – „Wyznaczanie granic. Jak je stawiać, żeby czuć się wolnym” Melissa Urban

Tytułowe granice to „(…) jako wy­raźne ob­ostrze­nia, czyli wa­runki, na ja­kich po­zwa­lamy lu­dziom wcho­dzić z nami w in­te­rak­cje i ja­kie za­pew­niają bez­pie­czeń­stwo i zdro­wie nam sa­mym i na­szym re­la­cjom.” –  „Wyznaczanie granic. Jak je stawiać, żeby czuć się wolnym” Melissa Urban.

Dlatego warto przeczytać ten poradnik, zapoznać się z nim. By po pierwsze wiedzieć, jak stawiać warunki w relacjach z innymi. A po drugie nauczyć się tego, że to nic złego. Z tym drugim ja miałam największy problem. 

Niestety. Nikt nie nauczył mnie stawiania granic. Nie zrobili tego moi rodzice. Nie zrobili inni w mojej rodzinie. Nie zrobili tego rówieśnicy i członkowie różnych grup odniesienia. Nie mogłam w tym zakresie liczyć ani na pedagogów, ani na nauczycieli, ani na wychowawców, ani na wykładowców uniwersyteckich. Chyba nikt z nich nie uważał, że jest to umiejętność, z którą dziecko, a później młody człowiek powinien rozpocząć swe własne dorosłe życie. Dzięki takim lekturom, pisanym przez praktyków wiem, jakie mam deficyty lub miałam w życiu i jak z nimi powinnam sobie radzić. 

Bardzo mi się podobało, że część teoretyczna zawarta została tylko w pierwszych dwóch rozdziałach. Autorka dość szybko i intensywnie poradziła sobie ze wprowadzeniem do zagadnienia opisywanego z praktycznego punktu widzenia w tym poradniku. Część druga to już tylko praktyczne przykłady i metody stawienia granic. Część ta ma aż osiem rozdziałów. W części ostatniej, trzeciej autorka w dwóch rozdziałach wskazuje czytelnikom ko­rzy­ści wynikające z gra­nic, z tego, z czym pomogą nam sobie poradzić, jakich zachowań uniknąć i jakich strat psychicznych czy emocjonalnych. 

Stawianie granic pomaga nie tylko w relacjach partnerskich. Wiem już teraz, że stawianie granic pomaga również w otoczeniu zawodowym i w zależnościach pomiędzy członkami rodzin oraz różnych grup społecznych. Po lekturze książki wiem również, że stawianie granic nawet najbliższym (rodzicom, rodzeństwu) nie jest niczym złym, jest wręcz koniecznym i pożądanym zachowaniem osoby dorosłej, w tym dorosłej emocjonalnie, która przede wszystkim musi zadbać o siebie, o swój stan umysłu i swe zdrowie psychiczne. Nie przeciwko komuś, lecz na rzecz siebie i swym domownikom. Jest to obowiązek każdego z nas, byśmy potrafili mierzyć się z przeciwnościami spotykanymi na każdym kroku w naszej codzienności. 

Życzę Wam byście się tego nauczyli. Życzę Wam byście przeczytali tę książkę i wynieśli z niej tyle co ja. Tę wiedzę i tę pewność, że granice są czymś dobrym i nie powinniśmy się ich wstydzić, ani tym bardziej z nich wycofywać. 

Jeśli nie wiecie, czym jest stawianie granic, albo boicie się tego robić to ta książka jest idealnie dla Was skrojona. Zachęcam do lektury!!! 

Moja ocena:  8/10.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję @Wydawnictwo Luna.