„Ostra” Marek Krajewski

OSTRA

  • Autor: MAREK KRAJEWSKI
  • Wydawnictwo: ZNAK
  • Liczba stron: 368
  • Data premiery: 8.11.2023r.

8 listopada br. premierę miała nowa powieść Marek Krajewski. „Ostra” od Wydawnictwo Znak. To pierwsza wydana proza Autora rozgrywająca się współcześnie. Autora, którego postrzegam jako elokwentnego filologa klasycznego, umiłowanego w języku polskim i naprawdę wysokiej jakości słowie. Do tego cudownego aktora na scenie, jak odbieram Pana Krajewskiego ze spotkań autorskich, z piękną dykcją, którą rzadko słyszę. Rozpoczynając czytanie już miałam lekkie obawy. Mam jednak nadzieję, że do Ostrej się nie uprzedziłam. Choć nigdy nie wiadomo, jak jest się fanką Mocka i Popielskiego w wersji retrokryminału. 

Ewa Skoczek aktualnie prywatna detektywka, poprzednio pracująca w wydziale techniki operacyjnej komendy wojewódzkiej, wspiera swoją przyjaciółkę, mecenas Małgorzatę Drewnowską w prowadzonych przez nią sprawach. Tym samym obie wplątują w intrygę sędziego Muskata, próbują na swoją korzyść rozegrać kandydującego na prezydenta miasta Grzegorza Marcjańskiego, który ma swoje za uszami, a także zrozumieć powiązania pomiędzy prezesem firmy deweloperskiej Krzysztofem Barylskim, holenderskim mężem mecenas Drewnowskiej – Willem Vrijbergiem, Czesławem Zbroińskim i właścicielem składowiska złomu „Eco-odzysk” Banaszczykiem. Związki i relacje wydają się dość skomplikowane, mało oczywiste. Tym bardziej, że do wydarzeń wkracza postać Andrzeja Jaworowskiego, który ze swym czteroletnim synem Leosiem w drodze do przedszkola znalazł się niechybnie blisko pewnej parkowej ławki na Wyspie Garbarskiej, gdzie działy się rzeczy jak z biblijnej Sodomy i Gomory. 

(…) Niby nic się nie zmienia, wszystko się toczy swoim własnym rytmem. Ale to tylko pozory, bo oto, po cichu, zbliża się eksplozja. Wybuch brudnej bomby!” ­ – „Ostra” Marek Krajewski.

I ta eksplozja nastąpiła w części trzeciej powieści, która zresztą tak została zatytułowana. Wszystkie części zawierają łącznie szesnaście rozdziałów. Każdy rozdział został nazwany. Tytuły są zresztą moim zdaniem trafione. Narracja jest trzecioosobowa, liczna w dopowiedzenia, we wprowadzenia, w kontekst historyczny, rodzinny poszczególnych postaci, z czego słynie Krajewski. Przykładowo zanim poznamy Ceśka Zbroińskiego dowiemy się nieco o jego przodkach, Czesławo – Tadeuszach w kontekście i zawodu, i pochodzenia. To samo tyczy się samego Pana Jaworowskiego, świadka nie obyczajowego zachowania parkowego, w postać, którą Autor wprowadza nas przez pryzmat jego małżeństwa, doświadczenia z mieszkaniem, wykonywanego zawodu itd. Zdecydowanie myliły mnie te wstawki. Po tak obrazowo wykreowanym opisie spodziewałam się zdecydowanie większej roli bohatera w powieści. Zmyłka? Nawet postać Ewy Krajewski odważył przedstawić się w kontekście jej relacji z nauczycielem polskiego Panem Pięknym, który zmarł dwa dni po jej maturze. Kreując ją w pewnym momencie jako bardziej humanistkę niż ścisłowca, którą mi się wydawała. Widocznie zabrakło Autorowi tego kontekstu słowa w narracji, w której Ewa odgrywała istotną rolę. 

Zwróciłam uwagę na błąd w akapicie na stronie 356. Czy tak miało to brzmieć w oryginale? 

Książka ta opowiada o gangrenie i o jej bakteriach. Została ona ukończona piętnastego kwietnia dwa tysiące dwudziestego czwartego roku roku, pięć lat po przedstawionych w niej zdarzeniach.” – „Ostra” Marek Krajewski. 

Przy okazji kolejnego spotkania autorskiego muszę koniecznie Pana Marka zapytać o to podwójne użycie słowa „roku”. Czy celowe? Czy omyłkowe, jak podejrzewam?

Marek Krajewski odnalazł się również w słowie współczesnym. Choć gdzieniegdzie musiał wbić mi przysłowiowy klin takimi sformułowaniami jak: tiszert ze strony 46, triumfeminowiraty na stronie 76, czy Plusquamperfetum, z którym akurat nie miałam problemu ze względu na dołączony przypis. 

Autor wzbudził we mnie sympatię do siebie już dawno temu, przy okazji czytania przygód o Popielskim i o Mocku, a także samej „Demonomachii” którą subiektywnie oceniłam 10/10. W wielu recenzjach poprzednich książkek, do których przeczytania Was zachęcam („Pasożyt”, „Błaganie o śmierć”, „Czas zdrajców”, „Demonomachia”, „Diabeł stróż”, „Miasto szpiegów”) zwracałam uwagę na język, nieszablonowo poprowadzoną narrację, czy wyraziste postaci, od których aż się roi. W przypadku „Ostrej” dodatkowo zaimponował mi Autor dedykując książkę swojej żonie de domo Skoczek, której to właśnie rodowe nazwisko wykorzystał w kobiecej głównej postaci. Ciekawe czy za jej zgodą? O to też muszę zapytać w trakcie kolejnego spotkania autorskiego 😉. 

Wyrazistych postaci też nie brakuje w „Ostrej”. Zasadniczo tymi Ostrymi mogłyby być zdefiniowane różne kobiece postaci. Mirella ma duży w tym zakresie potencjał, tak samo jak sama mecenas Drewnowska. Męskie figury mi się myliły. Każdy w coś był wplątany, z każdym Ewę lub Gośkę łączyły jakie relacje, często zamierzchłe, z dawnych lat. Oj pogmatwał Krajewski fabułę, pogmatwał. Praktycznie było w niej wszystko; służby specjalne, powiązanie polityki z deweloperką, nielegalne biznesy, rosyjscy agenci, środowisko uniwersyteckie pełne patologii czy ciosy poniżej pasa w prowadzonych śledztwach, czy to prywatnych, czy oficjalnych. A propos śledczych, Kinder w wykreowanych postaciach męskich wysunął się na prowadzenie, jeżeli chodzi o moje preferencje. Może dlatego, że przypomniał mi trochę w obyciu (bynajmniej nie w aparycji) samego Popielskiego. Szorstkiego, bezkompromisowego, atrakcyjnego fizycznie dla pewnej grupy kobiecej, stosującego niestandardowe praktyki śledcze. Tak, o nim przeczytałabym znacznie więcej. 

Faktycznie „Ostra” to kryminalny rollercoaster (ciekawe, czy to słowo podoba się Panu Markowi Krajewskiemu?), w którym dużo jest akcji, wszystko chwilami staje do góry nogami i nie wiadomo, jak się to finalnie skończy. Zdecydowanie powieść dla fanów pogmatwanych fabuł z licznymi bohaterami, których więzi wzajemnie się oplatają jak macki ośmiornicy. Kryminał nie do powierzchownego czytania. Kryminał do zastanowienia i skrupulatnego śledzenia, bo można się trochę pogubić w kluczowych wątkach.  

Udanej lektury!!! 

Moja ocena: 7/10

Egzemplarzem recenzenckim obdarowało mnie Wydawnictwo Znak, za co bardzo dziękuję.

„Arystokratka pod ostrzałem miłości vol. 1” Evžen Boček

Źródło: zdjęcie zapożyczone z oficjalnej strony FB @Wydawnictwo Stara Szkoła

ARYSTOKRATKA POD OSTRZAŁEM MIŁOŚCI VOL. 1

  • Autor: EVŽEN BOČEK
  • Wydawnictwo: STARA SZKOŁA
  • Cykl: ARYSTOKRATKA (tom 6)
  • Liczba stron: 176
  • Data premiery: 25.09.2023r.
  • Rok premiery światowej: 2022r 

Dawno, dawno temu przeczytałam „Ostatnią arystokratkę”, która polską premierę miała w 2015 roku. Pierwszy tom cyklu o zubożałych potomkach czeskiego rodu szlacheckiego Kostka, którzy powracają z USA do Czech, by odzyskać rodowy zamek. Perypetie rodziny bardzo mi się podobały. Śmiałam się w głos. Nie wiem skąd autor Evžen Boček wytrzasnął pomysł na fabułę. Możliwe, że pomógł mu wykonywany zawód. Musicie bowiem wiedzieć, że Bočkowi znana jest funkcja kasztelana na zamku w Miloticach (Morawy Południowe). Autor debiutował w 1999 roku pod pseudonimem Jan Bittner powieścią „Dziennik kasztelana„, którą również przeczytałam. Dzięki serii ukochałam czeski humor. Spodobał mi się Boček, a kolejne części śmieszyły mnie bardziej lub mniej. Z zadowoleniem wygrzebałam na Legimi szósty tom cyklu wydany nakładem @Wydawnictwo Stara Szkoła pt. „Arystokratka pod ostrzałem miłości vol. 1”, który premierę miał we wrześniu br. Tylko skąd pomysł na opublikowanie książki w dwóch tomach? Tak cienkich tomach? 

Ciekawi Was, dlaczego odwiedzający zamek Kostka nazywani są muflonami? I co robiła Helena Karla Vondráčková na nim? I dlaczego o życie ostatniej arystokratki z rodu Marii wszyscy się obawiają, a ich obawy wzmagają się gdy zbliża się do dwudziestki (aktualnie ma dziewiętnaście)? Mam nadzieję, bo seria z różnym natężeniem jest bardzo śmieszna. Zachęcam szczególnie do przeczytania pierwszego tomu, który w wyjątkowo zabawny sposób pokazuje losy zubożałej czeskiej szlachty, która dzięki poddaniu się okupantowi za czasów Czechosłowacji, po II Wojnie Światowej została z licznymi nienaruszonymi zamkami i pałacami, do których zwiedzania też Was zachęcam. Naprawdę jest co oglądać. 

Co do fabuły szóstej części serii to oparta jest ona na rozterkach sercowych Marii, która nie potrafi się zdecydować czy poślubić biednego, dotychczas ukochanego Maksa, czy raczej nowo poznanego Marka, holenderskiego multimiliardera, porucznika holenderskiej floty królewskiej? Decyzję utrudnia sztab filmowy nagrywający w zamku reality show. Czytając opis fabuły od razu zastanowiło mnie jak na reality show zareagował Kostkowy kasztelan? 

Źródło: zdjęcie zapożyczone z oficjalnej strony FB @Wydawnictwo Stara Szkoła

Postaci serii są bardzo dobrze wykreowane. Począwszy od Marii, po jej ojca – strasznego sknerę, przez matkę żyjącą życiem brytyjskiej rodziny królewskiej, po członków pozostałej na zamku służby (kucharki pani Cichej, kasztelana Józefa i ogrodnika pana Spocka) pracujących prawie za darmo. Do tego oczywiście krnąbrna i problematyczna córka mecenasa Bendy wspierającego rodzinę – była narkomanka Deniska. O której sam Hrabia wyraził zdanie: „(…) że za internowanie tego antychrysta w dziewczęcej skórze, czyli rzekomej córki Bendy, adwokat powinien opłacić nam pobyt uzdrowiskowy przynajmniej na Bahamach. Potem ojciec wyraził jeszcze wielkie zaskoczenie faktem, że Bendowie nie pozbyli się tego piekielnego pomiotu natychmiast po jego narodzinach, choć z pewnością widzieli od razu że ma czerwone oczy i rosną mu rogi.” 

Evžen Boček, jak w każdej z części, wprowadza czytelnika w świat Marii z Kostki. III Marii z Kostki. Co się stało z poprzednimi dwoma to Wam nie napiszę, bo jest to jeden z ciekawszych wątków historycznych rodziny. Na początku części znajduje się wprowadzenie, które Maria często opowiada zwiedzającym zamek Kostka muflonom, z którego można dowiedzieć się wielu ciekawostek. Książka pisana jest w formie pamiętnika Marii. Przed wpisem Maria oznacza datę. Fabuła zaczyna się od 4.10.1997r. i kończy w dniu 18.10.1997r.  W wielu miejscach dopowiada o czym myśli o „Czwartej rano” czy „Wpół do drugiej w nocy”. I w te kilkanaście dni, które relacjonuje Maria dzieje się naprawdę na zamku Kostka wiele. Zostaje zamontowany nowy telefon, Kostka przeżywa nalot fanów psów, Leoś i Olek strasznie schudł – zdaniem uwielbiającej orzechówkę Pani Cichej – w trakcie tygodniowej nieobecności kucharki na zamku, a Hrabia mimo tygodniowej próby nie dowiedział się skąd cioteczka Nora wzięła drogocenne precjoza rodzinne, które ofiarowała Marii przed wyjazdem na dwór holenderskiej królowej Beatrycze. 

To taki literacki sitcom. Pełen gagów sytuacyjnych, nietuzinkowego, czeskiego humoru. Nie ma znaczenie rozwinięcie fabuły. W trakcie czytania nie interesowało mnie, czy Maria wybierze i czy wybierze dobrze. Rozpoczynając czytanie założyłam, by dobrze się bawić. I przyznaję w niektórych miejscach bawiłam się znakomicie. Na przykład czytając relację Pani Cichej z posiłku podanego na holenderskim dworze; „– A potem podali bażanty, takie zdechlaczki wielkości sikorki. Gdyby chociaż czymś je nafaszerowali. A tak to dwa kęsy i było po ptakach.” Lub zdanie „(…) Ciotka najwyraźniej nie jest w najlepszej formie. Na widok mojej matki spytała, dlaczego ta ordynarna baba ma na szyi nasz perłowy naszyjnik. Na moją odpowiedź, że to moja matka, która przecież tu z nami mieszka. Nora westchnęła: – Ach so. Familie.”.

Seria jest prześmiewcza, wyrazista, ciekawa. Naprawdę zabawna. Jeśli jej nie znacie koniecznie przeczytajcie „Ostatnią arystokratkę”, od której zaczęło się moje uwielbienie czeskiego humoru. 

Moja ocena: 7/10

Książkę wydało wydawnictwo Stara Szkoła. 

„Mam do pana kilka pytań” Rebecca Makkai

MAM DO PANA KILKA PYTAŃ

  • Autorka: REBECCA MAKKAI
  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO POZNAŃSKIE
  • Liczba stron: 552
  • Data premiery: 6.09.2023r.
  • Data premiery światowej: 21.01.2023r. 

To chyba totalny rekord!!! Wyobraźcie sobie, że dzisiejsza recenzja jest pięćdziesiątą napisaną i opublikowaną na mym blogu czytelniczym w grudniu!!! W stosunku do grudnia 2002– nie chwaląc się oczywiście – to zacny wynik. Listopad br. też nie był zły, gdyż łącznie światło dzienne ujrzało dwadzieścia pięć moich całkowicie subiektywnych opinii. Życzę sobie, by gorliwość w dzieleniu się z Wami moimi spostrzeżeniami w zakresie przeczytanych książek pozostała ze mną przez cały, nadchodzący 2024 rok. 

Jakiś czas nie skojarzyłam o co chodzi z okładką powieści „Mam do Pana kilka pytań” Rebecci Makkai od Wydawnictwo Poznańskie. Patrzyłam tyko na tą soczystą zieleń i kobiecą twarz. Oczekiwanie na lekturę skróciło się jednak gdy dostrzegłam, że twarz wygląda jakby się topiła, jakby była pod wodą. Dzięki temu miałam okazję wchłonąć (mimo ilości stron) drugą  wydaną w Polsce książkę autorki bestsellera „Wierzyliśmy jak nikt„, którego nie miałam okazji czytać. 

(…) To ta od basenu. Ta od alkoholu…w od włosów wokół…od gościa, który przyznał się do… Tak. Właśnie ta.” – „Mam do pana kilka pytań” Rebecca Makkai.

Thalia Keith zdążyła spotkać się z kimś za kulisami i wyjść razem z nim, zanim ktokolwiek się zorientował.” – „Mam do pana kilka pytań” Rebecca Makkai.

W roku 1995. W elitarnym liceum Granby’ego z internatem. Kilkunastoletnia Thalia Keith  po udanym występie w spektaklu szkolnym traci życie . Jej ciało odnaleziono w szkolnym basenie, a za zabójstwo został skazany Omar Evans, fizjoterapeuta. Wina Omara nie była dla wielu uczestników tamtejszych wydarzeń tak bardzo oczywista, jak dla prokuratury. Po dwudziestu latach później do Granby’ego przyjeżdża Bodie Kane, rówieśniczka, koleżanka Thalii, która odniosła sukces jako „(…) okazjonalna wykładowczyni w colleg’u, autorka uznanego podcastu, kobieta, która potrafi przygotować posiłek z produktów z targu i wysłać dzieci do szkoły stosownie ubrane…”. 

„(…) do Granby’ego miałam wrócić niezniszczalna. Piętnastoletnia Bodie mogła przewrócić się na lodzie, mogła być krucha albo rozbita(…) Za to czterdziestoletnia Bodie była ogarnięta, już od dawna panowała nad ciałem i umysłem. Tymczasem twarda, zimna ziemia boleśnie mi przypomniała, jak łatwo może powinąć się noga” – „Mam do pana kilka pytań” Rebecca Makkai.

Zacznę może od tego, co mi się nie podobało. Wyłapałam pewną wydawniczą wpadkę. W zdaniu, w rozdziale trzecim (chyba, że źle sobie zapisałam) brakuje słowa „czułam” przed rzeczownikiem „nostalgia” . Brzmi to tak: „(…) W gruncie rzeczy ogromnie go lubiłam: cieszyłam się, kiedy zabierał dzieci, nostalgię, gdy sypialiśmy ze sobie, konsternację jego randkowaniem i….” Chyba lepiej brzmiałoby, gdyby było „„(…) W gruncie rzeczy ogromnie go lubiłam: cieszyłam się, kiedy zabierał dzieci, czułam nostalgię, gdy sypialiśmy ze sobie, konsternację jego randkowaniem i….”. Oczywiście mogę się mylić. Zapewne przez wiele rąk przechodziła książka przed wydaniem. 

Pozostałych wad chyba brak, za to jest masa zalet. Formuła powieści. Proza podzielona jest na ponumerowane rozdziały, które przecięte zostały częściami poświęconymi konkretnym postaciom i ich roli w kryminalnej zagadce, podejrzeniom, rysom psychologicznym, o których Bodie nie zapomniała przez dwadzieścia lat. Począwszy od Omara, przez Thalię, Robbiego Serenho, po tytułowego Pana, Pańską żonę itd. Łącznie rozdziałów jest czterdzieści jeden. Bardzo podobały mi się dywagacje autorki, które przemyciła na temat sprawiedliwości postępowań sądowych, błędów, nieukaranych sprawców, zaniechań prokuratorskich itd. Fragmenty zaczynające się przykładowo od: „To nie ta, co dostała nożem w… Nie… Ta, co wsiadła do taksówki z….”, „To nie ten, co uniknął kary….”, To nie ten, co został skazany…” to takie mini studium tego, z czym ofiary, sprawcy, strony trzecie, rodziny, świadkowe mogą się zderzyć w trakcie postępowania przygotowawczego, przewodu procesowego. Sprawdziły się również w narracji zwroty bezpośrednio do jednego z nauczycieli, do Pana Blocha. Narratorka w swej powieści zwraca się do niego bardzo osobiście, kierując w jego stronę takie sformułowania jak: „(…) gdy tylko pana przywołała, tą obserwującą mnie osobą, którą sobie wyobrażałam, stał się właśnie pan.”, „(…) Wtedy jeszcze nie byłam na pana wściekła…”, „Byłby pan nimi zachwycony, panie Bloch. Mógłby pan ich kształtować…” A propos narracji to z obowiązku recenzenckiego muszę wspomnieć, że narracja jest pierwszoosobowa, a książka składa się z dwóch części. W części drugiej zaczyna się walka o uwolnienie Omara wobec wielu nowych wątków, które Bodie wyciągnęła z innymi na wierzch w trakcie swego powrotu do Granby’ego w celu prowadzenia krótkiego kursu.  Zresztą to Bodie jest narratorką. Ale nie jest to narracja tylko osobista, refleksyjna. Jej narracja jest momentami bardzo reporterska. Miałam odczucia jakbym czytała reportaż o tym, co się dzieje. Urozmaiceniem narracji jest autorefleksja, autokorekta samej narratorki. Bodie chwali się za pewne zachowania, gani, upomina, zdradza czytelnikowi, ile czasu poświęciła, by wypaść w ten czy inny sposób. Oceniam Bodie jak naprawdę bardzo ciekawą postać, idealnie nadającą się do swej roli. Jej historię osobistą autorka również zaprezentowała z ciekawym tłem, zresztą nie tylko jej. Interesującą autorka zaprezentowana relacje Bodie z Robesonami (Severnem i Margaret) oraz jej mężem Jerome, która jawiła mi się jako wyjątkowo dojrzała. Również uczniowie, z którymi Thalia i Bodie trzymała, nie pozostali bez dopowiedzenia. Nieakceptowalne zachowanie Doriana Cullera sportretowane w różny sposób. Konformizm Mike’a Stilesa. Początki gwiazdora Robbiego Serenho, które były inne, niż Bodie zapamiętała. Fran, Beth, Carlotta biorąca sprawę w swoje ręce, która i tak nie przeżyła. Czy chociażby powracająca historia Tima Busse i Grahama Waite, którzy rozbili się wracając po pijaku z Quebecu, do której Bodie kilkakrotnie wracała często w towarzystwie wątku innych śmierci ówczesnych uczniów. To wątki czasem poboczne, często komplementarne układające prozę w jedną całość. W jedną cudowną powieść przez nieakceptowalne zachowania naszych autorytetów, które rozumiemy dopiero po latach, bo je wypieramy w teraźniejszości, tłumaczymy, racjonalizujemy, jak w tym cytacie: „Bo znałam pana jako dobrego nauczyciela i troskliwego ojca? Bo lubił pan operę? Bo tak łatwo się pan rumienił, przez co sprawiał pan wrażenie wrażliwego? Bo wpadłam w najbardziej oczywistą pułapkę…”. 

Przez nastoletnie przyjaźnie, koleżeństwo, które nie jest jednoznaczne. Przez wpływy, których często nie rozumiemy. Przez niesprawiedliwość i wiele innych socjologicznych wątków, w tym przez romans, o którym wszyscy prawie wiedzieli, wszyscy podejrzewali, który ujawniał się wieloma małymi znakami, a o którym nikt w odpowiednim czasie nie powiedział. To bardzo głęboka powieść w zanadrzu trzymająca ciekawe wątki kryminalne, prawnicze, do której naprawdę warto zajrzeć.  

Dopiero na początku dwudziestego szóstego rozdziału pada zdanie: „Mam do pana kilka pytań. Czy wiedział Pan…” Warto było czekać. Nie wierzcie mi jednak na słowo, sprawdźcie sami. 

Moja ocena: 9/10

Dziękuję Wydawnictwu Poznańskiemu za obdarzenie mnie zaufaniem i podarowanie mi recenzenckiego egzemplarza.

„Gładko. O polskim wstydzie, obsesji młodości i intymnych operacjach plastycznych” Magdalena Kuszewska

GŁADKO. O POLSKIM WSTYDZIE, OBSESJI MŁODOŚCI I INTYMNYCH OPERACJACH PLASTYCZNYCH

  • Autorka: MAGDALENA KUSZEWSKA
  • Wydawnictwo: ZNAK HORYZONT
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 22.05.2023r.

Gładko. O polskim wstydzie, obsesji młodości i intymnych operacjach plastycznych” Magdaleny Kruszewskiej od Znak Horyzont to nietuzinkowa książka z ciekawą okładką. Taką kobiecą, ale niekoniecznie tylko dla kobiet. 

NA POCZĄTKU BYŁ WSTYD.
Za duże, za małe, za brzydkie, za stare. Niedoskonałe.” – „Gładko. O polskim wstydzie, obsesji młodości i intymnych operacjach plastycznych” Magdalena Kuszewska

Do tej pory niewiele się zmieniło. Chętniej przyznajemy się do poprawienia sobie ust, łuku kupidyna, operacji plastycznej piersi czy liftingu i wycięcia zbędnej skóry na powiekach, niż do kształtów, cech naszego sromu. Temat ginekologii estetycznej wśród moich znajomych nie został podjęty chyba ani razu. Czasem tylko wśród odważnych prekursorów słyszę go w publicznej dyskusji, telewizjach śniadaniowych, artykułach z gazet, felietonach czy właśnie książkach popularnonaukowych. Książka „Gładko. O polskim wstydzie, obsesji młodości i intymnych operacjach plastycznych” autorstwa Magdaleny Kruszewskiej to właśnie próba odczarowania tematu, skupienia się na potencjalnych rozwiązaniach i możliwościach. Skusicie się? 

Wiedzieliście o tym, że: „Każdego dnia w kilkudziesięciu klinikach w Polsce setki kobiet i mężczyzn poddają się zabiegom, które mają zmienić wygląd ich okolic intymnych. Po pierwsze – upiększyć je. Po drugie – odmłodzić. Zrewitalizować”. – „Gładko. O polskim wstydzie, obsesji młodości i intymnych operacjach plastycznych” Magdalena Kuszewska

Ja pojęcia o tym nie miałam, a już wzbogaciłam swoją wiedzę o ten fakt, który Autorka zaprezentowała w samym Wstępie. 

A wiecie co to «camel toe»? Ja nie miałam pojęcia, ale na szczęście się dowiedziałam z rozdziału pierwszego, w którym Autorka wprowadza czytelnika w temat ginekologicznej chirurgii plastycznej łącznie z jej krótką historią. W rozdziale drugim Magdalena Kuszewska rozprawia się z kultem piękna. Pyta swego rozmówcę, co jest jego źródłem, jak bardzo się rozwinął się ten kult przez lata i jak ogromną szkodę robi polskim kobietom. W rozdziale trzecim zatytułowanym w sposób bardzo przekorny „Moja żona się starzeje. Kult młodości” Kuszewska rozprawia się ze stygmatami kobiecej starości, bo przecież mężczyzna się nie starzeje albo się starzeje w sposób wręcz piękny i uroczy. To bardzo dobry rozdział, w którym Autorka zadaje pytania: Czy warto walczyć o swoją młodość ponad wszystko? Co współcześnie znaczy starzeć się? Kto jest starcem, a kto nadal i wciąż jest młody? Rozdział kolejny, czwarty wprost odnosi się do tytułu książki i prezentuje zalety chirurgii estetycznej. Samo czytanie zaczęło wzbudzać we mnie potrzeby w tym kierunku. Kolejne dwa rozdziały dotyczą wielkości penisa i szabelki, która nie jest tak ważna jak sam Wołodyjowski (cudowny ten tytuł rozdziału: „Nieważna jest szabla, ważny jest Wołodyjowski). I takie ciekawe wątki poruszane są, aż do ostatniego rozdziału, tj. rozdziału piętnastego, gdzie Autorka bez kozery omawia możliwe powikłania, o których jej zdaniem mówi się za mało. Publikację kończy epilog oraz „Prawo do seksu i do poprawiania natury. Deklaracja praw seksualnych”. Czytając końcówkę faktycznie nasunęła mi się myśl, że ja sobie tego prawa odmawiam od razu kwestionując rozwiązania współczesnej medycyny, które mogą całkowicie zmienić postrzeganie siebie i stopień odczuwania przyjemności. Zastanawiacie się też czasem nad tym? W niektórych miejscach trochę się pogubiłam w inicjatywie Autorki, kompletnie nie rozumiałam co ma wspólnego z podjętym tematem kwestie wymogów dotyczących ubioru dziewczyn w szkole. Natomiast temat naturyzmu i pozbycia się przez lokatorów bloku firanek, by sąsiedzi mogli podziwiać ich piękne, naturalne ciała z jednej strony mnie zaciekawił, a z drugiej przywołał uśmiech na usta. Jako mieszkanka bloku zastanawiam się jakby to było, gdybym u sąsiadów na parterze dziennie oglądała ich narządy intymne wystawione na światło dzienne w imię ich wolności. Książka pisana w formie rozmów z ciekawymi osobami, z którymi Kuszewska porusza całe mnóstwo zagadnień związanych z życiem seksualnym naszych rodaków. Bardzo podobała mi się rozmowa z profesorem Izdebskim, który zdroworozsądkowo podchodzi do możliwości ingerencji chirurgii estetycznej w miejsca intymne. Generalnie rozmówcy Kuszewskiej odciągają pacjentów od poddawania się bez refleksji operacjom plastycznym lub robienia tego, by poczuć się choć na chwilę lepiej, piękniej. Bardziej przekonują do robienia wszystkiego w zgodzie ze sobą i dla siebie. Tylko dla siebie, a bynajmniej nie dla innych.

„Wstyd to potężne uczucie. Determinuje wybory, kształtuje system wartości i osobowość. Wstyd to nie tylko kompleksy, poczucie niższości, wrażenie niedostatku w sferze wyglądu czy seksualności. Na to uczucie ma wpływ określony model wychowania odebranego w dzieciństwie, a także cały system zachowań, jak na przykład zawstydzanie przez byłych czy obecnych partnerów, kolegów, kochanków, a nawet klientów tej samej siłowni czy ekspertów beauty. I zawstydzanie przez media, a w tym social media…” –„Gładko. O polskim wstydzie, obsesji młodości i intymnych operacjach plastycznych” Magdalena Kuszewska

I właśnie tego wstydu powinniśmy starać się pozbywać, ale by to zrobić musimy być otwarci nie wierząc ślepo w cudowne rozwiązania, w całkowitą zmianę siebie. Bo moim zdaniem seks zaczyna się w głowie i żadne operacje oraz zabiegi estetyczne tego w moim przypadku nigdy nie zmienią. 

Moja ocena: 7/10

Dziękuję Wydawnictwu Znak Horyzont  za egzemplarz recenzencki.

„Świat ci nie wybaczy” Cyryl Sone

ŚWIAT CI NIE WYBACZY

  • Autor: CYRYL SONE
  • Wydawnictwo: ZNAK
  • Cykl: PROKURATOR KONRAD KROON (tom 2)
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery: 29.05.2023r.

Bardzo podobał mi się pierwszy tom cyklu z prokuratorem Konradem Kroonem napisany przez aktywnego prokuratora piszącego pod pseudonimem  Cyryl Sone od Wydawnictwo Znak  pt. „Krzycz, jeśli żyjesz” (recenzja na klik). Tak bardzo, że po otrzymaniu w prezencie drugiej części zatytułowanej „Świat ci nie wybaczy” szybko książkę przeczytałam, ale o recenzji zapomniałam kompletnie. Cieszę się więc niezmiernie, że w trakcie porządków przedświątecznych odkurzam moją biblioteczkę. Dzięki temu wpadła mi w ręce kolejna historia o Konradzie Kroonie, którą relacjonują z ogromnym zaangażowaniem. 

Książka podzielona jest na części. Część pierwsza nazwana została „Rzeź Pierworodnych” i br….. Faktycznie w kolejnych jej ponumerowanych rozdziałach rozgrywa się prawdziwa rzeź. A wszystko rozpoczyna się od wypadku Klaudiusza Lewandowskiego, który Kroon od razu traktuje jako zdarzenie  z  drugim dnem. „Komu mogło zależeć na śmierci uwikłanego w krajową politykę oraz lokalny biznes mężczyzny?” Sami widzicie, że połączenie polityki i lokalnego biznesu w kryminale prokuratorskim musiało skończyć się prawdziwą rzezią.

Rozdziały jak wspomniałam we wprowadzeniu do fabuły są ponumerowane, zatytułowane miesiącami, w którym dzieje się akcja. Niektóre mają podtytuły, jak np. rozdział pierwszy „Propheta”, który „(…) żył poza czasem; jego myśli, percepcja i jaźń sięgały dalej niż początek i koniec.” W kolejnych rozdziałach podtytuły brzmią między innymi „Klaudiusz”, „Maja” , „Beata”, „Zuza”, „Natasza” i sam „Konrad Kroon”. Lubię taką konstrukcję książek, w której wyraźnie oznaczone są wątki pochodzące od poszczególnych bohaterów, dzięki czemu czytam fabułę kryminalną w sposób bardzo uporządkowany. To zresztą cechuje pióro aktywnego prokuratora, który bawi się z nami w odgadywanie zagadek kryminalnych robiąc to w bardzo dobry sposób. Część piąta, ostatnia nawiązuje bezpośrednio do tytułu powieści. To właśnie w części „„Świat ci nie wybaczy” wszystko się wyjaśnia, wszystko klaruje, chociaż autor rozsiewał już naprowadzające „plotki” wcześniej. Powieść kończy epilog. Ale proszę nie zaczynajcie czytać od końca, jak to robi jedna z moich koleżanek, bo stracicie naprawdę sporo emocji. 

Jeśli nie czytaliście pierwszej części z Kroonem to nie rezygnujcie z przeczytania „Świat ci nie wybaczy”. Autor nie daje czytelnikom nieznającym dotychczas bohatera szans na żadne braki. Wyraźnie kreśli jego rys, a także jego utraconą stronę:

„Wiele lat temu Konrad przysiągł nigdy nie awansować. Nie poświęcił się pracy, nie założył rodziny ani nie stworzył normalnego związku. Świadomie zdecydował się wieść przeciętne życie, wypełnione w znacznej mierze pustką. Praca pozwalała mu zabijać czas. Kroon bronił się jednak, by nie dać się jej uwieść. By nie usłyszeć tego cichutkiego głosu z tyłu głowy, który nakazałby mu się zatracić w świecie zbrodni. Widział papiery, metry dokumentów, stosy makulatury. Widział rozwiązanie problemu, czynności do wykonania, dowody do przeprowadzenia. Nie chciał widzieć niczego ponad to.” -„Świat ci nie wybaczy” Cyryl Sone.

Książkę czyta się rewelacyjnie. Bardzo mi się podobała fabuła. Znowu zwróciłam uwagę na slang prokuratorski, policyjny, z którym nie mam w życiu do czynienia, a który autor, jako aktywny prokurator, stosuje chyba już niezauważalnie. Tak pewnie wsiąkł w prokuratorską rzeczywistość. Jest to mocny i nieoczywisty kryminał, z intrygującą fabułą i charakterystycznymi postaciami. Sam Kroon to pewny siebie facet z przeszłością i problemami, z którymi nie potrafi się uporać, nawet jego relacja z przyjaciółką w wątku obyczajowym jest skazana chyba tylko na niepowodzenie. Ogromnej tajemniczości dodawała postać Propheta, który już pojawia się w pierwszym rozdziale. Od niego Cyryl Sone zaczął mnie, jako czytelnika zaciekawiać i to dzięki niemu nadał narracji upiorności i grozy. 

Bardzo dobre męskie pióro. Koniecznie do przeczytania!!!! 

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak Koncept.

„Uwolnij się od toksycznych relacji” Stephanie Moulton Sarkis

UWOLNIJ SIĘ OD TOKSYCZNYCH RELACJI

  • Autorka: STEPHANIE MOULTON SARKIS
  • Wydawnictwo: BUKOWY LAS
  • Liczba stron: 288
  • Data premiery: 11.10.2023r.
  • Data premiery światowej.: 26.07.2022r. 

Nie wiem dlaczego polski Wydawca Wydawnictwo Bukowy Las  zrezygnował z podtytułu, który w oryginalne brzmi łącznie „Healing from Toxic Relationships: 10 Essential Steps to Recover from Gaslighting, Narcissism, and Emotional Abuse”. Jak więc wskazuje zagraniczny tytuł książka pokazuje w dziesięciu krokach jak wyzwolić się z gaslightingu, narcystycznej relacji czy przemocy psychicznej. Książka „Uwolnij się od toksycznych relacji” zawiera opis wielu przykładów, różnych mechanizmów opisanych przez Stephanie Moulton Sarkis, z którymi większość z nas spotyka się w swym życiu. I to dzięki takim lekturom, jak ta, możemy nauczyć się to rozpoznawać i sobie z tym radzić. 

Autorka w dedykacji nie zapomniała o swoich czytelnikach. Zwróciła się do nas w następujący sposób:„Do wszyst­kich, któ­rzy prze­żyli traumę. Niech na dro­dze do odzy­ska­nia zdro­wia nie opusz­cza was nadzieja!” – czym mnie ujęła. 

Samo „Wprowadzenie” już mnie chwyciło za serce. Od razu się przyznam, że nie musiałam zajść daleko, by wiedzieć, że książka będzie emocjonująca ze względu na przytoczone przykłady. Sytuacja Jane wychowywanej przez matkę alkoholiczkę, która w dorosłym życiu boi się prawie wszystkiego, którą łatwo przestraszyć, której normalna relacja wydaje się nudna, niesatysfakcjonująca. Czy Hasima, który „budzi się z lękiem’’ i szuka nowej pracy. Nawet pewna para nazwana w poradniku Ken i Sabrina przyprawiła mnie o podwyższone ciśnienie, gdy autorka zwróciła uwagę, że „(…) Ich rodzice czę­sto wsz­czy­nali gło­śne kłót­nie. Nie­świa­do­mie powie­lili wzo­rzec swo­ich rodzi­ców – ich zwią­zek jest pełen kon­flik­tów.”. Ciekawe ilu czytelników odnajdzie wśród przytoczonych przykładów znane im, może jeszcze nienazwane, mechanizmy, z którymi stykali się w swoim życiu. Ciekawe…. 

„(…) Mam rów­nież nadzieję roz­sze­rzyć roz­po­zna­wal­ność tok­sycz­nych zacho­wań poza związki roman­tyczne. Tego typu zacho­wa­nia mogą bowiem wystą­pić w przy­jaź­niach, rela­cjach w rodzi­nie i w pracy.” -„Uwolnij się od toksycznych relacji” Stephanie Moulton Sarkis. 

Tak jeden z celi określiła Autorka. Myślę, że cel ten został osiągnięty. Faktycznie w książce znajdziecie wiele definicji, opisanych i doprecyzowanych zachowań, które w świetle psychologii i psychoterapii są określane jako przemocowe i toksyczne. W rozdziale pierwszym dowiedziałam się, „Jak wygląda tok­syczny zwią­zek i jak roz­po­znać osoby tok­syczne” . W dwudziestu punktach Autorka wyszczególniła, co może świadczyć o toksycznym charakterze relacji. Za serce chwyciło mnie zdanie: „Czuję, że jestem mniej ważny/ważna niż ta osoba, lub wręcz, że nie mam prawa do życia.”, co jest mniej oczywiste niż przemoc fizyczna, ale jednak jednoznacznie wskazujące, że coś w związku nie działa jak należy. Innych podpunktów nie będę cytować, gdyż nie chcę bardziej spojlerować. 

Bardzo podobało mi się, że toksyczne związki autorka rozszerzyła poza relację partnerską. Przykłady toksycznych zachowań umiejscowiła również w pracy czy rela­cjach mię­dzy człon­kami rodziny. I jako toksyczne określiła: zmu­sza­nie cię do opieki nad star­szym lub cho­rym człon­kiem rodziny, rów­nież poprzez wpę­dza­nie cię w poczu­cie winy w aspekcie rodziny czy w odniesieniu do pracy przykładowo: przy­pi­sy­wa­nie sobie zasług za twoją pracę, tak powszechne w polskiej rzeczywistości. Do tego bardzo przystępny język. Jest to publikacja z gatunku poradnika, ale napisana w bardzo prosty i lekki sposób. Dzięki temu czytanie nawet fragmentów dotyczących takich mechanizmów jak zasysanie (hoovering) czy gasli­gh­ting nie było męczące. W wielu miejscach znajdują się pogrubienia. Rozdziały podzielone są na części oddzielone podtytułami. Autorka lubi punktację, którą ja też lubię w książkach tego typu, dzięki czemu poszczególne przykłady prezentowane są w sposób uporządkowany. Oceniam przeczytany poradnik naprawdę jako bardzo wartościowy i inspirujący. Jako poradnik, który wielu z nas może otworzyć oczy na to w jakich związkach tkwimy na wielu płaszczyznach i czy czegoś jednak nie powinniśmy zmienić. Myślę, że nie pożałujecie jeśli złapiecie „Uwolnij się od toksycznych relacji” Stephanie Moulton Sarkis do ręki. 

Bez względu jednak na to, czy skutecznie zachęciłam Was tą krótką recenzją do przeczytania tej publikacji, pamiętajcie proszę:

„Jeśli twój zwią­zek jest dobry przez 90 pro­cent czasu, ale nie­zdrowy przez 10 pro­cent, na­dal jest to tok­syczny zwią­zek. To, że ktoś cza­sem jest dla cie­bie dobry, nie unie­waż­nia jego przemo­co­wego zacho­wa­nia wzglę­dem ciebie” – „Uwolnij się od toksycznych relacji” Stephanie Moulton Sarkis. 

Bezcenne. Niezwykle wartościowe. I u schyłku końca tego roku życzę i sobie, i wszystkim z nas byśmy o tym pamiętali, w każdej chwili naszego życia. 

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU BUKOWY LAS.

„My Summer In Seoul” Rachel Van Dyken

MY SUMMER IN SEOUL

  • Autorka: RACHEL VAN DYKEN
  • Wydawnictwo: ZNAK HORYZONT
  • Liczba stron: 480
  • Data premiery: 26.07.2023r. 
  • Data premiery światowej: 13.12.2021r.

Chciałam koniecznie sprawdzić, czym jest k-pop. Dzięki lekturze „My summer in Seoul” autorstwa Rachel van Dyken od Znak Horyzont sprawdziłam i to na konkretnym przypadku, nie tylko definicyjnym. A Wy wiecie czym jest k-pop? 

Jeśli nie, to spieszę z pomocą. Według Wikipedii k-pop (od ang. Korean pop) to „gatunek muzyki popularnej, który powstał w Korei Południowej, łącząc w sobie takie elementy muzyki jak dance-pop, ballada popowa, electropop, hip-hop, rock, jazz, pop opera, współczesny rhythm and blues czy muzyka klasyczna. Gatunek ten pojawił się wraz z jedną z pierwszych grup K-popowych, Seo Taiji and Boys, która powstała w roku 1992. Ich eksperymenty z różnymi stylami muzyki „przekształciły scenę muzyczną Korei. W rezultacie włączanie zagranicznych elementów muzycznych stało się powszechną praktyką wśród artystów K-popowych” (źródło: wiki). 

Zresztą sama autorka przyczyniła się do wprowadzenia czytelnika w środowisko, w którym dzieje się akcja powieści zamieszczając na początku tzw. „Słowniczek K-popu”, w którym można znaleźć opis takich sformułowań jak: Visual (???), Trainee (???), Sasaeng (???) i wiele innych. Nawet nie wiedziałam, że na teledysk mówi się w niektórych kręgach „MV”.

I właśnie wokół tego rodzaju muzyki toczy się fabuła w książce „My summer in Seoul”, w której Grace zaczyna się w Korei opiekować znanym zespołem k-popowym w wytwórni muzycznej własnego wujka. Spotyka tam Lucasa (z opisu to: główny raper, wokalista, główny visual, środkowy tancerz, twarz grupy)  niezwykle nieprzyjemnego gwiazdora oraz Rae’a (z opisu to: lider, główny wokal, visual, twarz grupy) jego całkowite przeciwieństwo. Z którym Grace zwiąże się w przyszłości? 

Oprócz „Słowniczka K-popu”, „Słowa od autorki” na początku książki znalazła się część nazwana z „Poznajcie SWT” , dzięki której czytelnik dowiaduje się między innymi, że „SWT to skrót od Something Worth Taking, czyli coś, co warto zdobyć, a tym czymś są serca fanów, gdy grupa występuje na scenie.” Jeśli obawiacie się, że nie poradzicie sobie z tempem akcji, bohaterami silnie wykreowanymi i osadzonymi w świecie muzyki k-popowej to nic bardziej mylnego. Każdy członek grupy muzycznej jest bardzo dobrze przedstawiony. Dość, że graficznie (zresztą to nie jedyne rysunki w książce), to jeszcze biograficznie – charakterologicznie (łącznie z grupą krwi, znaku zodiaku, cechami, nazwiskiem, czy pozycję w grupie). O Grace dowiadujemy się natomiast w Prologu. Autorka nie jest dla niej przychylna. Jej określenie brzmi: „NAIWNA: wykazująca się brakiem doświadczenia, zdolności oceny sytuacji bądź wiedzy; łatwowierna. Zobacz też: Grace Lee”. Ciekawe czy mogłoby być gorzej. 

Książka raczej dla młodych dorosłych, nastolatków, niż kobiet w moim wieku. Same rysunki postaci zostały zaprezentowane chyba po to, by wśród młodych czytelników wzbudzić zachwyt, uczucie zakochania, fascynacji. Oni są tak silnie koreańscy, idealni dla fanów anime. Historia w Seulu rozpoczyna się od Sierpnia roku 2020, gdy główna bohaterka przekracza bramki lotniskowe. Autorka nie chce jednak, byśmy zaznajomili się z Grace od tego momentu. W rozdziale pierwszym opisuje więc, co zdarzyło się w jej życiu trzy miesiące wcześniej. Jak na książkę young adult przystało z romansem w tle, oczywiście zdarzyła się sercowa katastrofa. 

Konstrukcja książki jest bardzo wyraźna. O prologach, słowach od autorki, słowniczku wspomniałam. Rozdziały są kolejno ponumerowane. Oprócz tego mają tytuły, a na ich początku znajduje się imię bohatera z perspektywy którego śledzimy fabułę. Zdania są krótkie, pojedyncze. Autorka unika długich opisów. Dialogi toczą się bardzo szybko. Przekaz został ewidentnie dostosowany do młodego czytelnika, któremu najbardziej może się spodobać lektura.  Łącznie książka zawiera trzy części. Na końcu znalazłam „Podziękowania” i co mnie zaskoczyło niezmiernie, ważne numery telefonów jak: 800 702 222 – Centrum wsparcia dla osób w stanie kryzysu psychicznego czy 116 111 – Całodobowy telefon zaufania dla dzieci i młodzieży (o którym nawet było ostatnio w sejmie przy okazji expose nowego Premiera), 116 123 – Telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym. Głębokie ukłony dla Wydawcy, za załączenie do tej publikacji tak ważnych numerów linii telefonicznych. 

Mimo świetnego wydania, prostego i lekkiego języka, dobrze przedstawionej perspektywy Grace w narracji pierwszoosobowej chwilami czułam, jakbym czytała książkę, w której główne postaci to małe, rozwydrzone dzieciaki nic nie wiedzące o życiu.  Możliwe, że takie ujęcie tematu jest celowym uproszczeniem zastosowanym przez Autorkę. Jak już wspomniałam z rodzaju fabuły i publikacji zakładam, że głównymi jej odbiorcami powinni być ludzie młodzi i zapewne to była główna grupa docelowa dla Rachel Van Dyken. Generalnie oceniam „My Summer In Seoul” jako nic nie wnoszącą historię miłosną bez której mogłabym się obejść. Książka nie była w stanie mnie zadowolić w aspekcie wartościowej i ciekawej fabuły, którą oczekiwałam. 

Młodzi, czytajcie!!! Liczę, że Wam się spodoba. 

Moja ocena: 6/10

Dziękuję Wydawnictwu Znak Horyzont za obdarzenie mnie zaufaniem i podarowanie mi recenzenckiego egzemplarza.

„Ostatnia róża Szanghaju” Weina Dai Randel

OSTATNIA RÓŻA SZANGHAJU

  • Autorka: WEINA DAI RANDEL
  • Wydawnictwo: ZNAK 
  • Liczba stron: 480
  • Data premiery: 12.07.2023r. 

„Ostatnia róża Szanghaju” Weina Dai Randel od Wydawnictwo Znak to piękna powieść obyczajowa retro z romansem dwójki nieznajomych, których losy zostały złączone. Od momentu, gdy przeczytałam „Gejszę” uwielbiam historie miłosne osadzone w Japonii, pradawnych Chinach. Osadzone wśród feudalnego społeczeństwa, w którym bardzo ważne są powiązania pomiędzy przedstawicielami różnych klas. W którym nie liczy się, kto jest kim, ale kto skąd pochodzi. 

Podczas II Wojny Świątowej w roku 1940 w okupowanym przez Japończyków Szanghaju Aiyi Shao – młoda Chinka, właścicielka nocnego klubu spotyka Ernesta Reismanna, biednego żydowskiego uchodźcę, który pięknie gra na pianinie, dzięki czemu znajduje zatrudnienie w klubie Aiyi. Los nie jest jednak dla nowych znajomych łaskawy. Ich dzieje zostają rozdzielone przez historię, która również nie daje żadnej szansy na jakiekolwiek przyszłe spotkanie.

Przepiękna powieść!!! Bardzo dobrze napisana, głęboko przemyślana, długo zostanie przeze mnie zapamiętana. 

Na przekór opisowi Wydawcy powieść zaczyna się od 1980 roku w Szanghajskim pokoju hotelowym. Dzięki narracji pierwszoosobowej poznajemy bohaterkę, którą widzimy oczami wyobraźni siedzącą na wózku inwalidzkim, która o sobie myśli w następujący sposób: „Mam sześćdziesiąt lat, jestem bizneswoman, filantropką i kobietą dręczoną rozterkami. Na dzisiejsze spotkanie ubrałam się w przemyślany sposób – w czarny kaszmirowy sweter, haftowaną żółtą bluzkę, czarne spodnie i wykonany na zamówienie but. Mam ogromną nadzieję, że wyglądam elegancko i skromnie, jak na stateczną miliarderkę przystało”. Czy sześćdziesiąt lat to wiek stateczny? Od razu pomyślałam, że raczej nie. Ale versus wydarzeń opisanych w roku 1940, czyli czterdzieści lat wcześniej, faktycznie Aiyi może widzieć się w ten sposób. I to ta narracja naprzemienna, retrospekcja sięgająca do 1940, do losów Aiyi prezentowanych z jej punktu widzenia spowodowała, że odebrałam powieść w sposób bardzo osobisty, głęboko relacyjny. Czym innym jest narracja w rozdziałach zatytułowanych Ernest, która jest narracją trzecioosobową. O ile Aiyi sama o sobie opowiada, o tyle historię Ernesta poznajemy przez ocenę wszystkowiedzącego narratora występującego w trzeciej osobie. 

Wszystkie rozdziały są ponumerowane. Jest ich łącznie dziewięćdziesiąt dwa. Jak już wspomniałam powyżej przed każdym rozdziałem znajduje się informacja, czy to historia napisana z perspektywy Aiyi czy Ernesta. 

„Z ojczyzny wypędzono go dlatego, że był Żydem; teraz, gdy pokonał ocean i znalazł się na obcej ziemi, przepędzano go znowu przez to, że był uchodźcą.” – Ostatnia róża Szanghaju” Weina Dai Randel. 

Historia wojenna jest zawsze bardzo dobrym tłem romansu. Tym bardziej, że jest to romans osób, które często tylko dzięki niej miały szansę się spotkać. Możliwe, że przez to, iż wojna rodzi silne uczucia, opowieści miłosne tak trafiają w nasze serca, tak odbieramy je emocjonująco. Do tego sama Aiyi, niesamowita kobieta w wojennej zawierusze. Wyobrażacie to sobie! Właścicielka klubu nocnego. Idealnie Autorka zobrazowała ten retro, dawno miniony świat. Czytając miałam poczucie podobieństwa do „Casablanki” amerykańskiego melodramatyczny filmu w stylu noir w reżyserii Michaela Curtiza z 1942 roku, którego akcja dzieje się w czasie II wojny światowej, w kontrolowanym przez Francję Vichy marokańskim mieście Casablanca. W filmie parę kochanków brawurowo zagrali Humphrey Bogart jako Rick Blaine oraz Ingrid Bergman jako Ilsa LundSama nie wiem skąd to skojarzenie. Może ta atmosfera. Możliwe, że klub nocny, z alkoholem, gorącą atmosferą i pianistą. Może stroje, piękne ubrane i pomalowane kobiety z wąskimi brwiami. Możliwe, że ten cały blichtr, mimo toczących się działań wojennych i mimo aktywności okupantów. Nie wiem nawet czy to skojarzenie jest dobre. 

Mam tylko pewność, że powieść „Ostatnia róża Szanghaju” Weiny Dai Randel to pięknie opowiedziana historia o czasach, które już minęły i o bohaterach, których losy chwytają nas za serce. Do tego naprawdę napisana w bardzo dobry, literacki sposób. Serdeczenie polecam. 

Moja ocena: 8/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Znak, za co bardzo dziękuję.

„Obca w świecie singli” Krystyna Mirek

OBCA W ŚWIECIE SINGLI

  • Autorka: KRYSTYNA MIREK
  • Wydawnictwo: LEKKIE
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 26.07.2023r. 
  • Data pierwszego wydania: 23.05.2018r. 

Przy okazji recenzji powieści „Kolor róż” autorstwa Krystyna Mirek – strona autorska (recenzja na klik) napisałam, że „Dorobek pisarski Krystyny Mirek jest imponujący, składa się na niego już kilkadziesiąt książek. Ja sama przeczytałam ich już co najmniej kilkanaście.” Z nostalgią przyjęłam więc propozycję przeczytania po raz drugi nowe wydanie książki z 2018 pt. „Obca w świecie singli od Lekkie Wydawnictwo. Przy okazji odświeżenia szaty graficznej publikacji postanowiłam szczerze przypomnieć sobie tą historię.

Losy Karoliny i Jakuba są bardzo podobne. Karolina Mazur po rozstaniu z ojcem swej córki – Patrykiem, który „(…) był fascy­nu­ją­cym męż­czy­zną. Wiele kobiet tra­ciło dla niego głowę i nie działo się to bez powodu. Naprawdę umiał dać swo­jej dziew­czy­nie szczę­ście”, stara się skupić tylko na wychowaniu swej córki, Lenki i ratowaniu własnej restauracji. Jakub Radecki chciałby aktywnie uczestniczyć w wychowaniu własnego dziecka – Martynki, na co nie pozwala mu była partnerka – Agnieszka Michalska, stosując karę współrodzica za rozstanie. 

Powieść o dwójce nagłych singli pisana jest z perspektywy dwóch par, całkowicie różnych. Obu jednak się nie udało. Obie się jednak rozstały. Zarówno Karolinę, jak i Kubę spotykają przykre chwile, z którymi muszą sobie poradzić. Walka o dzieci, trudne rozstania, zmiana pracy to temat przewodni tej obyczajowej książki. Lekki i przyjemny język pozwala traktować pozycję jako miłe urozmaicenie codzienności, jako odskocznię od otaczających nas problemów. I tak… potwierdzam. Nie ma w tytule „Obca w świecie singli” zagmatwanych zagadek, galopującej akcji, ciekawostek i głębokich rysów psychologicznych bohaterów. Jest tylko opowieść o parze z dość przewidywalnym zakończeniem i trochę przypuszczalnym rozwinięciem fabuły. W dobrych książkach obyczajowych chodzi o inteligentnie, interesująco opowiedzianą historię. Nawet jeśli hipotetycznie może ona okazać się banalna. Dla mnie „Obca w świecie singli” Krystyny Mirek jest właśnie taka. Umiejętną opowieścią o życiu z perspektywy Kuby i Karoliny. 

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zrecenzowania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Lekkie.

„Dotknąć gwiazd” Zula Ankanon

DOTKNĄĆ GWIAZD

  • Autorka: ZULA ANKANON
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 376
  • Data premiery: 4.05.2023r

W zapowiedzi recenzenckiej napisałam, że książka „Dotknąć gwiazd„, której autorką jest Zula Ankanon – strona autorska od Zysk i S-ka Wydawnictwo dotyka tematyki akceptacji, depresji i kontaktów międzyludzkich. Dotychczas nie zetknęłam się z żadną twórczością Autorki. Poprzednia książka pt. „Zaślepieni” jeszcze przed mną. Na Facebookowej stronie czytam: „Z natury marzycielka, która w głowie tworzy alternatywną rzeczywistość.” Tak chyba moglibyśmy opisać większość pisarzy. Zgadzacie się?

Kiedy liczba serduszek na Instagramie miesza się z ponurą rzeczywistością…” – z opisu Wydawcy. 

I o tej ponurej, albo w ogóle o tej rzeczywistości, prawdziwej, a nie wykreowanej w social mediach jest fabuła powieści „Dotknąć gwiazd” Zuli Ankanon. Fałszywe życie oglądamy z perspektywy Anastazja, która jest znaną, dobrze zarabiającą influenserką. Jako przeciwwagę do fabuły Autorka wprowadza Daniela, który po dziesięciu latach wychodzi z więzienia na wolność. „Pewnej nocy na moście dochodzi do przypadkowego spotkania dwójki nieznajomych. Daniel, nie mając nic do stracenia, chce skoczyć. Anastazja ratuje niedoszłego samobójcę…”

Miło było przeczytać powieść obyczajową z małym wątkiem sensacyjnym, a nie opartą tylko na konstrukcji księżniczki, której udało się w życiu spotykającej, tzw. Bad boya. Książka jest jednak dość nierówna. Początek zapowiadał bardzo dobrą przygodę z wyrazistymi bohaterami, która mogła różnie się zakończyć, ale zakładałam, że brawurowo się rozwinie. W rzeczywistości moje pierwotne emocje opadły dość szybko, by na moment znowu się wzbudzić i… zaniknąć już do końca. Kompletnie nie spodobało mi się zakończenie, widziałabym je bardziej mroczne, bardziej traumatyczne, mniej przewidywalne. Miałam również problem z odbiorem głównych bohaterów. Coś zgrzytało między nimi, nie do końca czułam chemię, którą Autorka chciała zaprezentować czytelnikowi. Zdecydowanie na plus sama Anastazja. Bardzo dobrze Ankanon odzwierciedliła kobietę żyjącą z „lajków”, z tego, jak bardzo się nią interesują, ile serduszek znajdzie się pod jej postem. Idealnie wkomponowała ukryte przesłanie, że nie wszystko co się świeci, jest złotem oraz że fasada nigdy nie jest dobrym lepszym rozwiązaniem niż prawdziwe życie. Ot, taka subtelna analiza współczesnych czasów. Do książki przekonała mnie również dobrze przedstawiona walka o siebie oraz sarkazm głównej bohaterki. Miło czytało się takie riposty, cięte podsumowania.  

By jednak ocenić książkę zachęcam Was do samodzielnego przeczytania. To, że ja dostrzegam pewne mankamenty, nie oznacza, że książka z gruntu jest zła. Po prostu niekoniecznie została skrojona na moją miarę. Spróbujcie sami dzięki własnej lekturze wyrobić sobie o niej zdanie. Do tego Was szczerze zachęcam. 

Moja ocena: 7/10

Z lekturą zapoznałam się dzięki WYDAWNICTWU Zysk i S-ka.