
CZAS ZDRAJCÓW
- Autor: MAREK KRAJEWSKI
- Wydawnictwo: ZNAK
- Seria: EDWARD POPIELSKI. TOM 11
- Liczba stron: 379
- Data premiery: 18.05.2022r.
Edwarda „Łyssego” Popielskiego poznałam przy okazji dziesiątego tomu cyklu pt. „Miasto szpiegów”. @krajewskimarek po rewelacyjnej „Demonomachii” nakładem @wydawnictwoznakpl wydał „Czas zdrajców”, który premierę miał 18 maja br. o dalszych losach Popielskiego w świecie szpiegowskim II Rzeczypospolitej.
„Cóż to za ród, te niewiasty – mruknął do siebie. – Omal ducha nie wyzionęła, była katowana, ale pamiętała, by ukochanemu list miłosny napisać. Twarda sztuka i w dodatku poliglotka. Przydałaby się nam taka w Dwójce.” – „Czas zdrajców” Marek Krajewski.
Do takiej wyjątkowej niewiasty Aurelii Teichert de domo Oskiada Inglisjan vel Inglisowicz wysłał Popielskiego Kapitan Jan Henryk Żychoń, „szef Referatu Zachód Dwójki, odpowiedzialny za działania wywiadowcze przeciwko Niemcom…”. Mimo, że do kolejnej akcji wywiadowczej Popielski podszedł z obawą argumentując; „Czy ja wyglądam na żigolaka? Jestem stary, łysy i zmęczony. Przejechałem prawie tysiąc kilometrów, aby się dowiedzieć od pana, że mam być ogierem?” zaangażował się w nią w pełni, nawet za bardzo. Na jego nieszczęście stracił do niej głowę, co spowodowało liczne implikacje w efektach jego pracy. Oskarżony o podwójne szpiegostwo musi udowodnić swoją niewinność angażując to samego Piłsudskiego, któremu kiedyś uratował życie i który to ma do niego słabość.
„Misterna gra wywiadów nie jest tutaj pojedynkiem dżentelmenów, lecz wyniszczającą walką prowadzoną przez renegatów, podwójnych agentów i manipulatorów depczących ludzie uczucia.” – z opisu Wydawcy.

Postać Łyssego całkowicie mnie przekonuje. Patrząc na zdjęcie jego twórcy po wewnętrznych stronach okładki Marka Krajewskiego i widząc ten inteligentny wzrok, brodę, eleganckie nakrycie głowy i elegancki ubiór trochę tak sobie go wyobrażam. Do tego obaj noszą tą samą fryzuję😊, co bynajmniej nie odejmuje im uroku. W postać Popielskiego Krajewski bez wątpienia wplótł własne doświadczenia. Obaj są z wykształcenia filologami. Przez co śledząc postać Popielskiego zachodzę w głowę, czy Krajewskiego odebrałabym w ten sposób. Nic, muszę się wreszcie przekonać i trafić na spotkanie autorskie z Autorem kryminałów i książek szpiegowskich retro, które wyjątkowo wpasowują się w moją duszę.
Wracając do powieści, to jak zwykle Autor stanął na wysokości zadania. Skutki akcji stanowiącej główną fabułę poznajemy najpierw w roku 1939, o czym Krajewski wspomina w prologu. W epilogu zaś zamyka ten wątek osadzając wydarzenia w roku 1940. Powieść składa się z dwóch części i łącznie czternastu zatytułowanych rozdziałów, których akcja osadzona zostaje w roku 1935, w którym Popielski rozpoczyna swoją kolejną tajną misję. Narracja jest trzecioosobowa, a język wręcz doskonały, przewyższający ponad wszelką wątpliwość jakością współczesną literaturę rozrywkową. To klasyka w pełnym tego słowa znaczeniu. Opowieść płynie swoim tempem. Autor wtrąca ówczesne sformułowania we właściwym sobie stylu. Słowa, które już dawno wyszły z użytku jak „passusy”, „cwikiery”, „bridż” wzbogacają słownictwo, które i tak jest zachwycające, pieszczące moje ucho i napawające mnie euforią, że jest mi dane czytać tak wyśmienite pisarstwo. To jest bez wątpienia cecha, która wyróżnia Marka Krajewskiego w gronie polskich współczesnych pisarzy.
Fabuła jest skomplikowana w stopniu, w jakim skomplikowany jest świat wywiadowczy i kontrwywiadowczy. Mnogość jednostek wywiadowczych polskich i obcych może nużyć, może przeszkadzać w odbiorze. Trzeba skupienia by nie pogubić się we włodarzach Dwójki, czyli II Oddziału Sztabu Głównego Wojska Polskiego, szefów Sicherheitsdienst czyli SD, czy Urzędu Abwehry, a także Gestapo i różnych, złożonych w nazwie wydziałów wspomnianych jednostek. Tak samo panteon postaci, w których polskie, niemieckobrzmiące i generalnie obcobrzmiące nazwiska przyczyniają się do plątaniny charakterów. Nazwiska brzmiące tak samo; Laskier, Lambert, Lewcio, Lepecki. Paulescu, Paterakowa, Ormonde, von Matthes-Pőllnitz, czy Heydrich, von Hardenburg mogą przyprawić o zawrót głowy. Mogą, ale nie muszą dzięki zamieszczonej na końcu Dramatis Personae do której sama wracałam kilkakrotnie, gdy tylko na moment odłożyłam czytanie.
Bez wątpienia trzeba być fanem książek retro, które przenoszą nas w rzeczywistość dawno minioną, prawie sprzed stu lat. Trzeba być fanem książek osadzonych w złożonym świecie wywiadów i kontrwywiadów, gdzie mnóstwo zdrajców, gdzie nie ma prawdziwych braci i sióstr, a także gdzie szpiegowanie na rzecz różnych ustrojów jest na porządku dziennym. I wreszcie trzeba być fanem klasycznego języka, którego w swym pięknie nie jestem w stanie porównać do języka żadnego innego, współczesnego pisarza w polskiej literaturze. A o pomysłowości Autora to mogłabym napisać odrębną opinię. Ona praktycznie nie zna granic i w głównym wątku, i w wątkach pobocznych, które tworzą odrębne, ciekawe historie skupiające na chwilę uwagę czytelnika na czymś innym. A scena erotyczna ze stron 48-49 wprost wymiata. Jest ponadczasowa. Ale nie tylko dla takich opisów warto sięgać po książki Krajewskiego😉.
Moja ocena: 8/10
Egzemplarzem recenzenckim obdarowało mnie Wydawnictwo Znak, za co bardzo dziękuję.

Jeszcze zastanowię się nad lekturą tej książki.
PolubieniePolubienie