„Zarzut” Remigiusz Mróz

ZARZUT

  • Autor: REMIGIUSZ MRÓZ
  • Seria: JOANNA CHYŁKA (TOM 17)
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 488
  • Data premiery: 9.08.2023r

Przygodę z Joanną Chyłką skończyłam na 15 tomie (recenzja na klik). Jestem niekwestionowaną fanką serii, a przygodę z nią zaczęłam od „Kasacji” prawie 8 lat temu.  Od razu główna bohaterka przypadła mi do gustu. Ujęła mnie swoim górnolotnym językiem (hasło tej części to „skurwycórstwo”😊) i umiejętnością riposty w każdej porze dnia i nocy, aparycją, umiłowaniem do X5 i do steka z Hard Rock Cafe. Rozmawiając z innymi czytelnikami serii dowiedziałam się, że Chyłka, Langer, Zordon, a nawet fan białego Gandalfa potrafią się znudzić. Możliwe. Czasem nawet od najbardziej ulubionych bohaterów potrzeba wytchnienia, tak jak nawet od bardzo dobrych przyjaciół. Prawdą jest, że mi Chyłka nigdy się nie znudziła. Mi w pewnym momencie przestała podobać się treść fabularna, całkiem odrębna od tej opisanej w 17 tomie cyklu pt. „Zarzut”😉.

@RemigiuszMróz wespół z Wydawnictwem @Czwarta Strona Kryminału w książce, która debiutowała 9 sierpnia br. stworzyli intrygujący zestaw. Zestaw, w którym osoba Chyłki zyskuje. Zyskuje na nowo.

Tym razem do małżeństwa prawników (tak, tak 😊, a to ci niespodzianka!) dzwoni roztrzęsiony ksiądz Kasjusz, znajomy Chyłki, u którego w kościele znajdują się zwłoki zabitego tępym narzędziem mężczyzny. Sprawę komplikuje fakt, że nie znaleziono narzędzia zbrodni, a sam ksiądz Kasjusz zaprzecza jakoby znał napastnika przed którym, jego zdaniem, tylko się bronił. Sprawa wydaje się z góry wygrana. Obrona konieczna. Gdyby nie fakt, że prawdziwy tytułowy zarzut dotyczy pedofilstwa, który jest czasem ważniejszy od samego wyroku oraz, że przeciwniczką pary adwokatów jest Klaudia Bielska  zwana Chyłką prokuratury.

Niezwykle podobała mi się ta część, z wielu względów.

Primo. Chyłka prokuratury okazała się prawdziwie, ciekawą, dobrze skrojoną, kolejną silną postacią kobiecą. Na miarę swojej przeciwniczki. Fajnie czytało się o upodobaniach muzycznych przeciwniczki, ubiorze, zachowaniu i urodzie, w zestawieniu do Chyłki. Riposty też okazały się całkiem, całkiem, więc o podobieństwa nie było trudno.

Secundo. Fabuła. Tym razem Autor nie wprowadził czytelnika na tory tego, co zdarzyło się naprawdę. Skupił się, o czym sam napisał w zakończeniu, na samej fabule. Zostawiając wyobraźni czytelnika to, co zdarzyło się naprawdę i czy Kasjusz oraz inni powiązani ze sprawą zasłużyli na to, co w efekcie ich spotkało. Ciekawy ten zabieg. Chociaż z niecierpliwością czekałam na rozwiązanie.

Tertio. Relacje. Nie wiem czym sobie zasłużyli wierni czytelnicy Remigiusza Mroza (chociaż imię Autora nie do końca przypadło Chyłce do gustu😉) na tak rozwinięcie związku Joanny i Kordiana. Nawet ich wzajemne ścieranie się ma więcej uroku, czy mini kłótnie, niż niejedne romantyczne sceny czytane, czy raczej przebrnięte przeze mnie w innych gatunkach. Związek obojga dojrzał, chociaż sami jego członkowie nie do końca. Pewne perspektywy i rozumienie świata pozostało, a pewne pojawiło się w całkiem nowym wymiarze. Wymiarze nasciturusa.

Quarto. Wardyś – Hansen i Forst. Aż dziw bierze, że imię Dominika nie znalazło się na liście dla najlepiej brzmiących (tak macie rację, Ci którzy mnie znają wiedzą, że napisałam to tylko dlatego, że moja Psiapsi tego oczekiwała😉). Wspomnienie bohaterów innej serii zawsze jest ciekawostką, która się sprawdza. Tym bardziej, jeśli bohaterów się polubiło i zaciekawiło ich historią. Takie niby lekkie wspomnienie…a od razu zostało zapamiętane.

Quinto. Zwroty. Tego nigdy mi u Mroza nie zabrakło i nigdy w tym zakresie mnie nie zawiódł. Czytanie nawet lekkich kryminałów dla rozrywki uczy, rozwija, poszerza horyzonty. Wiecie co to „interlokutor”? Ja nie wiedziałam, kompletnie. Do tego stopnia, że musiałam zapoznać się z definicją słownikową. Więc… „Interlokutorem lub interlokutorką nazywamy więc osobę, która prowadzi z nami rozmowę, dialog.” Ha. Kompletny obłęd. A w zdaniu brzmi jeszcze lepiej. Nie mogę nie wspomnieć również o „rąbaniu na wiór jak bóbr”. Cudowne sformułowanie przywołujące uśmiech na usta. A w czytaniu o to chodzi, by czasem się i uśmiechnąć.

Sexto. Kasjusz. Idealnie skrojona postać oskarżonego. Konsekwentna z wieloma pobocznymi wątkami, które ukazały mi ją w pełnym, kompleksowym świetle. Dał się lubić. Ceniłam tę postać za rozwagę, za uczucia, za szczerość (czyżby?) oraz za otwartość na rozmowy o kościele przez duże „K”, o duchowieństwie, o wierze. Świetnie Mróz ją wymyślił i świetnie wkomponował w świat wojny pomiędzy oskarżycielami i obrońcami, wojny adwokacko – prokuratorskiej.

Bardzo udana siedemnasta część cyklu. Tak udana, że nie mogę doczekać się kolejnej.

I jeszcze ta tylna okładka, która zachęca do zabawy: „Która podoba Wam się najbardziej?”. Ja pobawiłam się w nią sama i…. nie zgadniecie😉. Uwielbiam postać męską w turkusowym garniturze. Cóż poradzę…

Moja ocena: 8/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą bardzo dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

recenzja przedpremierowa: „Rey Blanco. Biały Król” Juan Gómez-Jurado

REY BLANCO. BIAŁY KRÓL

  • Autor: JUAN GÓMEZ-JURADO
  • Wydawnictwo: SQN
  • Seria: ANTONIA SCOTT. TOM 3
  • Liczba stron: 528
  • Data premiery : 23.08.2023r.
  • Data premiery światowej: 5.11.2020r.

Reina Roja. Czerwona królowa”, „Loba negra. Czarna wilczyca” oraz „Rey Blanco. Biały Król”, która premierę w nakładzie @WydawnictwoSQN będzie miała 23 sierpnia br.,  Juana Gómeza-Jurado to trylogia układająca się w pewną całość. Seria przypomina mi trochę serię „Millenium” wcześnie zmarłego Stiega Larssona, którą swego czasu pochłonęłam jednym tchem. Juan Gómez-Jurado w historii o Antonii Scott i jej Giermku podobał mi się na równi z Larssonem. Kobieca, silna bohaterka. Wartościowy, męski bohater drugoplanowy pozwalający się lubić. To nic innego jak przepis na wartościową rozrywkę.

(…) Królowa, która zabija giermka, giermek, który zabija królową. Wszystko w ciągu paru godzin…” – Rey Blanco. Biały Król” Juan Gómez-Jurado.

Przed tą zagadką staje hiszpańska Czerwona Królowa wspierana przez inspektora madryckiej policji Jona Gutiérreza. Mentor przekazujący Antonii nieciekawe informacje, nie ma wątpliwości, ktoś lub jakaś większa organizacja wydała wyrok na wszystkie najważniejsze kobiety uczestniczące w projekcie. Tym sposobem ginie Holenderka. Życie traci również angielska i niemiecka kobieta posiadająca wyjątkowe moce. Kobieta, która oddała życie, by ratować innych. W pogoni o życie swoje, Jona i innych potencjalnych ofiar Antonia Scott rozpoczyna wyścig z czasem. Rozpoczyna wyścig z Panem White’em.

Rewelacyjne zakończenie udanego cyklu! W ten sposób z pełną szczerością mogę podsumować książkę  Rey Blanco. Biały Król” Juana Gómeza-Jurado. Książkę, czytaną na Legimi. Książkę, której nie mogłam się doczekać w papierowej wersji. To wielka niespodzianka, że @WydawnictwoSQN udostępniło e-book dla szczęśliwych posiadaczy elektronicznych czytników. Dzięki temu już LC zaroiło się praktycznie od samych pozytywnych ocen (jest ich na dziś 71 😊, ze średnią 8,3) na ponad tydzień od księgarskiej premiery.

Dużym zaskoczeniem dla mnie było nawiązanie autora do wcześniejszych części. Ze zdziwieniem rozpoczęłam czytanie od historii, w której udział wzięła Carla Ortiz, bohaterka porwania z pierwszej części; „Reina Roja. Czerwona królowa”. Sprytnie Gómez-Jurado nawiązał do babci Scott, do syna Antonii, do jej męża – Marcosa i do jej ojca, dyplomaty Scotta. Tym samym nastąpiło pewne zamknięcie, pewne podsumowanie zdarzeń, które były kanwą całkiem innych, poprzednich dwóch, historii. I tylko to pytanie w zakończeniu, które postawił Autor czytelnikom, czy będzie kontynuacja, czy jeszcze usłyszymy o Scott i Gutiérrezie.

Konstrukcja powieści jest konsekwentna z dwoma wcześniejszymi tomami trylogii. Książka „Rey Blanco. Biały Król” składa się z czterech części. Pierwsza nazwana Antonią, kolejna Jonem. Trzecia związana jest z kobietą nazwaną Sandrą, z braku lepszego imienia, a czwarta rozwiązuje zagadkę White’a. Wszystkie części składają się z zatytułowanych rozdziałów, z bardzo krótkimi rozdziałami. Autor nawiązuje do samej Antonii, do jej bolączek, do jej życia, do jej zwyczajów, do jej myślenia o małpach i o samobójstwie, do jej ukrytych talentów praktycznie w każdej części. Idealnie wkomponował liczne sformułowania obcojęzyczne od japońskiego, po mandaryński, czy nawet bułgarski. W wielu miejscach na początku rozdziałów tłumaczy, które sformułowanie, co oznacza wprowadzając czytelnika w umiejętności głównej bohaterki. To naprawdę ciekawe rozwinięcie tematu, interesujący sposób prowadzenia narracji, który nie znudził mi się od pierwszej, do trzeciej części. No, i konsekwentnie, Autor używa feminatywów, które mnie nie męczą, nie drażnią. Tak naprawdę Juan Gómez-Jurado odwala kawał dobrej, przysłowiowej roboty, przyzwyczajając czytelników do takich sformułowań jak doktorka, komisarka, inspektorka itd. Sformułowań, które już dawno powinny być w powszechnym użyciu.

To nieprawda, że pojedynek na spojrzenia przegrywa ten, kto pierwszy odwróci wzrok. Przegrywa ten, kto wobec nieuchronności swojej porażki odwraca wzrok, by nie pozwolić, żeby przeciwnik ujrzał ją w jego oczach.” – Rey Blanco. Biały Król” Juan Gómez-Jurado.

White jest piekielnie inteligentny. Ale ona też. I podczas gdy on sądzi, że ją kontroluje, ona prowadzi własną grę. Kiedy on sądzi, że potrząsa jej przed oczami czerwoną szmatą, nie zdaje sobie sprawy, że jednocześnie ujawnia coś na temat samego siebie.” – Rey Blanco. Biały Król” Juan Gómez-Jurado.

Mam nadzieję, że jesteście ciekawi kto wygra pojedynek Scott – White i pojedynek ich giermków, Sandry z Gutiérrezim. Mam cichą nadzieję, że zapragnęliście zaczytać się w historii opisanej w iście filmowym stylu. W prawdziwie sensacyjnym wydaniu nie pozwalającym na nudę, nie pozwalającym na znużenie.

Zapamiętajcie tę datę – 23 sierpnia 2023 – datę premiery „Rey Blanco. Biały Król” Juana Gómeza-Jurado.

ps. i ten pomysł z bombą. Pomysł, z którym spotykam się po raz pierwszy. Wręcz relelacyjny!!!

Moja ocena: 9/10

Książkę wydało Wydawnictwo Sine Qua Non.

„Pasożyt” Marek Krajewski

PASOŻYT

  • Autor: MAREK KRAJEWSKI
  • Wydawnictwo:ZNAK
  • Seria: EDWARD POPIELSKI. TOM 12
  • Liczba stron: 350
  • Data premiery: 11.05.2023r.

Praktycznie rok po premierze 11 części cyklu pt. „Czas zdrajców” @krajewskimarek powraca do swoich wiernych czytelników z historią o Edwardzie „Łyssym” Popielskim. „Pasożyt” w nakładzie @wydawnictwoznakpl premierę miał 11 maja br.

Edward dobiegał pięćdziesiąt. Był wysoki i masywny. O ile jego proporcjonalnej sylwetce niczego nie dało się zarzucić o tyle o twarzy nie można było tego powiedzieć. Nos miał zbyt duży, a cera oblicza była blada, a nawet ziemista – jak u człowieka, który zbyt dużo pali, a większość czasu spędza z dala od słońca. Skórę na policzkach pocięły pozostałości po trądziku i blizna po nożu pewnego bandyty. Po bokach gładko wygolonej nieco zbyt długiej głowy odstawały duże uszy, szpiczaste jak u gargulca. W tym obliczu było coś władczego.” -„Pasożyt” Marek Krajewski.

Znany lwowski policjant,  Edward Popielski zostaje zwerbowany przez pułkownika Emanuela Krąpińskiego na misję w Warszawie, gdyż „W sprawie „Pasożyta” zginął o jeden człowiek za dużo…”. „Łyssy” ma znaleźć podwójnego agenta, który jest odpowiedzialny za śmierć „Hadriana”, Mikołaja Awdziejewczia, pseudo „Masza”, czy „Żelaznego”. Agentów za śmierć których częściowo obwinia się małżonków Mantelmacherów i Barskich.

Edward chciał iść w ich ślady i nadal służyć Polsce swoim doświadczeniem, nabytym w czasie wykonywania różnych wywiadowczych i kontrwywiadowczych misji…” -„Pasożyt” Marek Krajewski.

Tak naprawdę Misja niewykonalna, o której Marek Krajewski wspomina w rozdziale II powieści nie okazała się wcale taka trudna. W stosunku do innych opisanych chociażby w tomach cyklu „Czas zdrajców” i „Miasto szpiegów” (recenzja na klik) jawiła mi się jako dość mało finezyjna, jak na tak obdarzonego fantazją Autora. Inwigilacja Mantelmacherów i Barskich w mojej opinii było zadaniem dla Popielskiego poniżej jego możliwości. Chociaż, obdarzony coraz słabszymi siłami witalnymi w tym zadaniu miał pewne trudności…

Nie zdradzając zbytnio fabuły tej szpiegowskiej intrygi zwrócę uwagę na język. Słowo, to nadal najważniejsza i najwspanialsza cecha pisarska Marka Krajewskiego. Uwielbiam szyk jego zdań. Zanurzam się, jak w ciepłą otchłań w jego opowieści, nawet ta część bardziej pikantniejsza zostaje opowiedziana z dużym smakiem i delikatnością nie pozostawiając po sobie wstrętu, ani awersji. Krajewski kreśląc główną fabułę zabawia czytelnika anegdotami, nic nie znaczącymi to fakt, ale urozmaicającymi czytanie. Dzięki nim z ciekawością czytałam o Grigoriju Timofiejewiczu Kaprowie i jego umiłowaniu do uprawiania gruzińskiej herbaty w górach Kaukazu (ciekawie czy Niskiego, czy Wysokiego😉), a także o praniu białych koszul w mleku. A i historia oraz zamiłowanie do drogich gadżetów Żorżyka sprawiła, że opowieść odebrałam jeszcze lżej, niż zwykle kryminały retro. Wtrącenia, hm… Jednych męczą, innym gmatwają fabułę. Dla mnie okazały się w trakcie tej lektury ciekawym przerywnikiem.

Akcja dzieje się w 1936 roku. Popielski ma 16-letnią córkę, której matka aktorka Stefania Gorgowicz zmarła przy porodzie. Małgorzata, alias Margarita, alias Rita wychowywana jest przy wsparciu jego kuzynki Leokadii. Rola i Leokadii, i Rity w agencyjnych walkach i starciach odwróconych agentów – ależ mi się to sformułowanie spodobało 😊 – miała ogromne znaczenie. Trochę więc Twórca Popielskiego zagmatwał w moim wyobrażeniu o stworzonej przez siebie postaci. Jego moralność i sprawy prywatne nie są tak oczywiste, jakby się mogły wydawać.

Książka składa się z prologu, dwunastu rozdziałów oraz epilogu. Na końcu powieści Autor, na wzór klasycznych treści, zaznacza Czytelnikowi czas i datę zakończenia aktu pisania. Podoba mi się to zwrócenie uwagi czytelnikom, że kiedyś ten czas się rozpoczyna i kiedyś się kończy. Książka powstaje, jako akt, jako czynność z oznaczonym czasem. Wspomnę dodatkowo, że Krajewski jest Autor, którego bardzo chętnie czytam nawet w Posłowiu. Tak było i tym razem.

Pasożyt” Marka Krajewskiego jest częścią pewnej całości. To dwunasty tom serii. Autor pozwala jednak na zapoznanie się z historią Popielskiego i jego osobą każdemu czytelnikowi. Jeśli więc nie czytaliście jeszcze serii, a lubicie kryminały retro, klasyczne śledcze opowieści osadzone w przedwojennej Polsce, Rumunii, Rosji, czy Ukrainie to przeczytajcie premierę z 11 maja br.

Dajcie przedstawić sobie Popielskiego.

Primo. Chorującego na padaczkę światłoczułą.

Secundo. Biegłego w znajomości „języka niemieckiego w mowie i w piśmie, bardzo dobra rosyjskiego, słaba: tureckiego i perskiego….”

Tertio…..

Moja ocena: 7/10

Egzemplarzem recenzenckim obdarowało mnie Wydawnictwo Znak, za co bardzo dziękuję.

„Tajemne rysunki” Jason Rekulak

TAJEMNE RYSUNKI

  • Autor: JASON REKULAK
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 432
  • Data premiery : 23.05.2023r.
  • Premiera światowa: 10.05.2022r.

Z oficjalnej strony autora (http://www.jasonrekulak.com ) dowiedziałam się, że „Tajemne rysunki” są laureatem 2022 Goodreads Choice Award i jest to druga, jak na razie ostatnia jego książka. Sam Jason Rekulak – przez wiele lat pracował jako wydawca Quirk Books, niezależnej prasy z siedzibą w Filadelfii, w której mieszka. Jego stan cywilny to: żona i dzieci, w nieznanej ilości. Notka o autorze wspomina również o licznych domowych zwierzętach. Jego debiutancka powieść „Niemożliwa forteca” premierę miała 5 lutego 2018 roku. Książka została dobrze przyjęta. Ktoś z Was czytał?

Tajemne rysunki” otrzymałam od Wydawnictwa @Zysk i S-ka, za co bardzo dziękuję. Pozycja miała premierę światową w maju ubiegłego roku. My na polskich, księgarskich półkach poznaliśmy się z tą lekturą w dniu 23 maja br. Mnie od razu zaciekawiła okładka. Jest piękna. Niezwykle artystyczna i przykuwająca wzrok. To chyba przez tą zieleń butelkową. Jeden z moich ulubionych kolorów J.

Świeżo po odwyku  21-letnia Mallory Quinn zaczyna pracować jako niania pięcioletniego Teddy’ego. Wszystko wydaje się układać wyśmienicie. Dziecko zdaje się nie sprawiać problemów. Mieszka na urokliwym przedmieściu w New Jersey. Czuje się bezpieczna. Czuje, że osiągnęła upragnioną stabilność. Gdy odkrywa, że jej podopieczny w ulubionym szkicowniku zaczyna rysować niepokojące wizje zaczyna przyglądać się temu bezpiecznemu światu, który ją otacza. Zaczyna dostrzegać jego rysy. I zaczyna szukać. Gdzie jest początek niepokojących wizji chłopca, czy na tym, czy na innym, równoległym świecie, którego istnienie zawsze kwestionowała.

Podczas czytania książki „Tajemne rysunki” Jasona Rekulaka borykałam się z całą gamą emocji. Od znużenia, po zdenerwowanie sposobem narracji, po niedowierzenie w związku z rozwijającą się fabułą, aż do ulgi, że już dowiedziałam się, jaki jest koniec tej opowieści. Trudno więc mi jednoznacznie zrecenzować tę pozycję, by nie skrzywdzić ani jej, ani autora. Bez wątpienia jednak nie był to thriller, którego oczekiwałam. Zabrakło mi strachu, zabrakło napięcia. Pomysł jednak okazał się ciekawy. Dodatkowo spodobały mi się rysunki zamieszczone w książce, od niewinnych, skrajnie dziecinnych, po niepokojące obrazy, których normalnie nie chcielibyśmy na żywo oglądać. Tak jakby autor chciał zaznaczyć dzięki nim, że Teddy dojrzewa. Teddy zaczyna inaczej, bardziej konkretnie komunikować się z otoczeniem. Teddy chce, by ich tajemnica została odkryta.

Sama postać Mallory kompletnie mnie nie przekonała. W wielu miejscach jej zachowanie było nad wyraz naiwne. Nie wiem skąd u niej brak zastanowienia, refleksja po czasie, jeśli książka miała nosić znamiona thrillera. Za to autor idealnie skonstruował postać rodziców Teddy’ego – Teda i Caroline Maxwell. Idealna para. On specjalista IT. Ona praktykująca psychiatra. Ich stosunek do dziecka, miłość, oddanie i sposób tłumaczenia jego zachowań zasługują na uznanie.

I chyba tylko tyle…. Fabułę ratuje tajemnica Annie Barret, która straciła życie kilkadziesiąt lat temu. Sekret, w który praktycznie uwierzyłam. W przeciwieństwie do ostatnich chyba 80 stron powieści, które mimo ciekawego skupienia uwagi na dziecku, kompletnie mi się nie podobały. Jakby autor zatracił pomysł. Jakby nie wiedział jak wybrnąć z sytuacji. Jakby „Tajemne rysunki” okazały się ponad jego siły.

Gdybym miała określić powieść jednym zdaniem, napisałabym; ciekawy wątek dziecka i bezgranicznej miłości jego rodziców z interesującymi rysunkami przeplatającymi fabułę.

Ktoś chętny, by sprawdzić co tak naprawdę się pod tym zdaniem kryje? Jeśli tak, to szukajcie pięknej, w moim ulubionym zielono -butelkowym kolorze okładki w księgarniach😊.

Moja ocena: 6/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą bardzo dziękuję WYDAWNICTWU Zysk i S-ka.

„Poszukiwacze światła” Femi Kayode

POSZUKIWACZE ŚWIATŁA

  • Autor: FEMI KAYODE
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Seria: PHILIP TAIWO (tom 1)
  • Liczba stron: 392
  • Data premiery : 17.01.2023r.
  • Premiera światowa: 2.03.2021r.

Na stronie amerykańskiego Wydawczy przeczytałam, że „Femi Kayode kształcił się jako psycholog kliniczny w Nigerii, zanim rozpoczął karierę w reklamie. Stworzył i napisał kilka programów telewizyjnych emitowanych w czasie największej oglądalności, a niedawno ukończył z wyróżnieniem program UEA Creative Writing. Mieszka w Windhoek w Namibii z żoną i dwoma synami.” (źródło: https://www.hachettebookgroup.com). Doczytałam również, że książka  „Poszukiwacze światła” jest jego debiutem, bardzo entuzjastycznie ocenionym w wielu kręgach.

Na polski rynek księgarski publikację Femi Kayode’a wprowadziło Wydawnictwo @Zysk i S-ka. Książka premierę miała w styczniu br. i jest pierwszym tomem cyklu o nigeryjskim psychologu, dr Philipie Taiwo. Pozycja trafiła do mnie z opóźnieniem dlatego też recenzję publikuję po kilku miesiącach od jej debiutu. Co ciekawe, tom drugi wydany przez Mulholland Books pod oryginalnym tytułem „Gaslight” premierę światową będzie miał 23 listopada br. Myślę, że i tym razem Wydawnictwo Zysk i S-ka pokusi się o wydanie kolejnego tomu serii😉.

Trzej studenci w nigeryjskim miasteczku Okriki w wyniku publicznego linczu tracą życie. Dwóch z nich zginęło w wyniku rozległych oparzeń, jeden – syn znanego polityka – stracił życie wskutek uderzenia tępym narzędziem. Psycholog śledczy powracający z emigracji do ojczyzny dr Philip Taiwo zostaje poproszony o zajęcie się sprawą. Sprawą, która według ojca zmarłego Kevina nie jest prawidłowo traktowana przez policję.

Mocna historia! Nabiera jeszcze dodatkowej mocy, gdy sobie czytelnik uświadomi, że do jej napisania skłoniła autora prawdziwa historia publicznego mordu na Ugonnie Obuzorze, Toku Lioydzie, Chiadiki Biringi i Tekeny Elkanaha, na ofiarach samozwańczych stróżów prawa. Bo to jest clue i główna zagadka tej historii. Co tak naprawdę, z psychologicznego punktu widzenia skłoniło tłum do zamordowania trzech młodych chłopców, rzekomych złodziei.

„- I to nie jest rozwiązywanie sprawy? Przecież nie zdołasz zrozumieć dlaczego coś się zdarzyło, nie wiedząc co się zdarzyło.” – „Poszukiwacze światła” Femi Kayode.

Książka pisana jest z perspektywy głównego bohatera. To dr Philip Taiwo jest jej narratorem. To z jego bezpośredniej relacji dowiadujemy się, co się dzieje. Na jakie ślady natrafił wraz ze swoim asystentem, Chiką. Jakie ma podejrzenia. Podobał mi się ten sposób narracji. Możliwe, że dlatego, iż dopiero co poznałam głównego bohatera. Miło było więc czytać o jego perypetiach z żoną – atrakcyjną profesor uniwersytecką – , dopiero co poznaną w samolocie Salome, czy ojcowskich problemach z bliźniakami Taiem i Kayem oraz trzynastoletnią córką Larą z jego własnego punktu widzenia. Powieść podzielona jest na akty, jest ich łącznie cztery. Każdy akt składa się z zatytułowanych rozdziałów. Do tego Femi Kayode wprowadził pierwszoosobową narrację John Paula, który stanowi jakby dziennik, jego pamiętnik. Doświadczamy jego trosk, problemów, emocji w chorobie i po stracie matki, trudnego dzieciństwa. Ten tajemniczy John Paul wkrada się w fabułę siejąc zamęt i pozostawiając po każdym fragmencie pytania typu; kim on jest, co zrobił, co robi, jakie znaczenie ma dla opowiadanej historii?

– Wszystko ma sens, jeśli się wie dlaczego ludzie robią to, co robią.
 – Psychobełkot – warknęła…” – „Poszukiwacze światła” Femi Kayode.

I ta książka o tym jest. Sam bohater dr Philip Taiwo – psycholog „mający doświadczenie w badaniu motywów zbrodni i sposobu ich popełnienia” nie jest może postacią fascynującą, chwytającą za serce, czy nawet interesującą. Został przedstawiony trochę naiwnie, trochę ponuro, jak typowo amerykański naukowiec, który jeszcze nie odnalazł się po ośmiu miesiącach od powrotu w swoim rodzinnym kraju. Kraju, w którym homoseksualizm wciąż uznawany jest za przestępstwo. Tak to prawdzie naukowiec, który raczej się nigdy w tym kraju nie odnajdzie. Jego badanie, czy raczej śledztwo jest jednak urozmaicone licznymi domysłami. To takie szukanie trochę igły w stogu siana. Z ogromnej ilości materiałów Taiwo musi ze swym asystentem dojść do prawdy, co tak naprawdę stało się z trzema z Okriki. Jaka tak naprawdę za tym publicznym linczem kryje się historia? I dlaczego tłum zareagował w taki, a nie inny sposób?

Nigeria. Kraj, w którym chyba nie chciałabym żyć, nawet nie będąc osobą z kręgu LGBTQ. Choć Femi Kayode przemycił jej specyficzność, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Uchwycił jego czar. Jego nieskalanie zachodnim życiem. Jego etniczność.

Widzę ludzi siedzących przed domami. Przed parterowymi budynkami gromadzą się mężczyźni, którzy piją i grają w gry planszowe, ich twarze oświetlają lampy naftowe. W ciemności bawią się i biegają roześmiane dzieci. Z oddali słychać śpiew. Także klaskanie. Kościół. Właściwie kilka kościołów.” – „Poszukiwacze światła” Femi Kayode.

Dodatkowo hausański akcent Abubakara, mimo trudnego tematu i społecznie głębokiej fabuły,  wprowadził mnie w dobry nastrój. Bo jak tu nie czytać z uśmiechem na ustach takich słów jak: „fsycholog”, „fotrzebują”, „fotlafi” , czy moje ulubione „sflawa” i „lafolty”. Zgadliście co to „lafolty”?

Chociażby dla samego czytania całych akapitów w odzwierciedlonym hausańskim akcencie warto sięgnąć po książkę „Poszukiwacze światła” Femi Kayode. Żartowałam😊. Warto sięgnąć z innego powodu.

To naprawdę ciekawa powieść pisana w słusznym celu. Celu, zwrócenia uwagi na psychologię tłumu. Nie bez wad. A jakże. Książki tak jak ludzie, jednym podobają się bardziej drugim mniej. W trakcie czytania „Poszukiwaczy światła” nie było ani nudno, ani płochliwie. A to już wystarczająca zachęta, by zapoznać się z debiutem Femi Kayode’a. Miłej lektury !!!

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU Zysk i S-ka.

„P.S. Dzięki za zbrodnie” Elly Griffiths

P.S. DZIĘKI ZA ZBRODNIE

  • Autorka: ELLY GRIFFITHS
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Seria: KAUR HARBINDER (tom 2)
  • Liczba stron: 384
  • Data premiery : 28.06.2023r.
  • Premiera światowa: 28.06.2023r.

P.S. Dzięki za zbrodnie” to kontynuacja cyklu z Harbinder Kaur, której pierwsza część „Puste jest piekło” również od @WydawnictwoAlbatros debiutowała na polskim rynku wydawniczym w marcu br. Autorka zasłynęła zbiorem opowieści, którego bohaterką jest doktor archeologii Ruth Galloway. Cykl ten chyba nie został dobrze przyjęty przez polskich czytelników, bo odnalazłam tylko dwie części w polskim wydaniu i to innego, niż Albatros Wydawnictwa. Do premiery z 28 czerwca br. zabrałam się więc z pewną dozą nieśmiałości. Rozpoczynanie przygody z nowym autorem jest zawsze jedną, wielką niewiadomą. Znajdzie swój swego czy też nie? Spodoba się czy niekoniecznie?

Lubicie pytania, na które sami musicie znaleźć odpowiedź?

Peggy Smith, a właściwie Margaret Smith ginie siedząc w fotelu przy oknie wykuszowym w nadmorskim Preview Court. Jej śmiercią interesuje się ukraińska opiekunka Natalka Kolisnyk oraz dwaj sąsiedzi mieszkający w tym samym apartamencie; Benedict i Edwin. Gdy z mieszkania zmarłej znika jeden z ostatnich egzemplarzy klasycznej detektywistycznej powieści, a śmierć tracą dwaj znani autorzy kryminałów „Najlepsza sikhijska detektyw lesbijska w West Sussex” nie może udawać, że śmierć Peggy nastąpiła z przyczyn naturalnych. Tym bardziej, że denatce zadedykowano wiele kryminalnych powieści, a ona sama mianowała się konsultantką do spraw zabójstw.

Ależ się zawiodłam na tej powieści ! Niezmiernie.

Najjaśniejszą częścią powieści jest jej początek. Intryga uknuta by pozbawić życia pewną staruszkę prowadzącą dziennik dochodzeniowy, której zadedykowano wiele kryminalnych powieści wydał mi się niezwykle ciekawy. Taka niby Panna Marple, którą uwielbiam, bardziej od Poirot w powieściach Agathy Christie. Taka niepozorna postać, która jest w stanie odkryć każde przestępstwo i zdemaskować wszelkiego złoczyńcę. Niestety Peggy była tylko tłem. I to okazało się wielką stratą.

Sama detektyw sierżant Harbinder Kaur też mnie zawiodła. Poprawność polityczna wkradająca się nie tylko w twórczość platformy Netflix, lecz także jak obserwuję we współczesne powieściopisarstwo, z ciekawej homoseksualnej postaci zrobiła z Kaur kobietę bez polotu, bez charakteru, bez temperamentu. Jak na swój zawód niezwykle wyciszoną i zdominowaną przez rodzinny dom. Promyczkiem nadziei jest Edwin również gej i Benedict o ciekawej przeszłości. Kompletnie nie załapałam stereotypowych bohaterek typu Natalka – Ukrainka, czy Maria – Polka. Wątki kosmopolityczne zostały potraktowane po macoszemu, jakby autorka – naprawdę nazywająca się Domenica de Rosa – na siłę chciała wtrącić temat imigrantów. Choć nie ukrywam przewidywania de Rosy, co do roli Rosjan na Ukrainie na półtora roku przed inwazją rosyjską okazały się dla mnie znacznym zaskoczeniem.

Książka składa się z trzydziestu dziewięciu kolejno ponumerowanych rozdziałów. Na początku każdego z nich znajduje się nic nie mówiący czytelnikowi – tak chyba na utarcie nosa – podtytuł np. „Harbinder: Panda Pop”, czy  „Benedict: uważne cappuccino”. Narracja jest trzecioosobowa. Bardzo płaska, sztampowa, bez polotu i jakby pisana bez emocji. Kolejno przytaczane fakty, zdarzenia kojarzyły mi się bardziej z pracą reportażową, niż beletrystyką. Akcja toczy się powoli. Pewne zwroty akcji okraszone są często przypadkami, skojarzeniami. Detektywi amatorzy w osobie Natalki, Edwina czy Benny’ego kompletnie mnie nie przekonali. O dziwo najbardziej atrakcyjną postacią wydał mi się Edwin, były pracownik BBC.

Nie nazwałabym Elly Griffiths mistrzynią brytyjskiego kryminału, mimo, że kryminał w stylu cosy crime jest jednym z moich ostatnio ulubionych gatunków. Książka „P.S. Dzięki za zbrodnie” oprócz świetnego pomysłu na fabułę, a przynajmniej na jej początek oraz postać denatki i Edwina nie zachwyciła mnie. Daleko jej do klasycznej powieści detektywistycznej w stylu Agathy Christie, czy Dorothy L. Sayers.

Pozostaje tylko pytanie;

Czy inteligentne osoby nie czytają kryminałów? … „ – „P.S. Dzięki za zbrodnie” Elly Griffiths

Pytanie powracające w powieści. Pytanie bez jednoznacznej odpowiedzi.

Jak byście Wy na nie odpowiedzieli?

Moja ocena 5/10.

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

„Loba Negra. Czarna Wilczyca” Juan Gómez-Jurado

LOBA NEGRA. CZARNA WILCZYCA

  • Autor: JUAN GÓMEZ-JURADO
  • Wydawnictwo: SQN
  • Seria: ANTONIA SCOTT. TOM 2
  • Liczba stron: 528
  • Data premiery : 28.06.2023r.
  • Data premiery światowej: 24.10.2019r.

Nie ma to jak przeczytać drugi tom cyklu i już niecierpliwić się oczekiwaniem na trzecią część trylogii, która premierę będzie miała pod koniec bieżącego miesiąca. Tym bardziej, że czeka mnie nie lada gratka. Wreszcie się dowiem, gdzie był początek tego świetnego pomysłu na wykreowanie Antonii Scott. Sam Juan Gómez-Jurado w Nocie od autora na końcu „Loba Negra. Czarna Wilczyca” napisał: „Historia o Antonii Scott dojrzewa od dziesięciu lat i obiecuję, że kiedy nadejdzie właściwy moment, opowiem ci, Czytelniku, jak to się wszystko zaczęło…” Czekam więc na zakończenie trylogii, którą @WydawnictwoSQN wypuści 23 sierpnia br. pt. „Rey Blanco. Biały Król”. Dzięki temu tajemniczy, przewijający się od pierwszej części White zostanie odsłonięty…

Czy można stworzyć nad wyraz inteligentne dziecko? Czy można własnego potomka potraktować jako projekt naukowy i chełpić się jego wynikami? Stworzyć kogoś tak niesamowitego jak Antonia Scott? Można. Historia zna takie przypadki. Jeden z nich przytoczył Juan Gómez-Jurado pod koniec pierwszej książki z cyklu zatytułowanej „Reina Roja. Czerwona Królowa” (recenzja na klik). Uwielbiam poznawać autora przez pryzmat jego twórczości, bardziej niż przez pryzmat jego życia osobistego😊. Z ogromną więc chęcią i niezwłocznie po przeczytaniu pierwszej części cyklu sięgnęłam do kontynuacji historii o Antonii i Jonie.

Detektywka (och te feminatywy😉) Antonia Scott i inspektor Jon Gutiérrez zostają wezwani do ciała kobiety odnalezionej w nurtach madryckiej rzeki po tygodniu od śmierci.  Scott liczy, że to Sandra Fajardo, z którą nie wyrównała rachunków po sprawie Carli Ortiz. Praktycznie w tym samym czasie traci życie Jurij Woronin, uważany za skarbnika Asłana Orłowa, znanego przedstawiciela rosyjskiej mafii w Hiszpani. Jego ciężarna żona zaatakowana zostaje przed witryną sklepową. Mentor nie pozostawia parze śledczych wyboru. Nakazuje przyłączyć się do poszukiwania Loli i rozwikłania sprawy działalności ruskiej mafii na hiszpańskiej ziemi.

Po rozpoczęciu czytania przyszła mi na myśl pewna konkluzja, którą chciałabym się z Wami podzielić. Kompletnie w pierwszej części trylogii nie zwracałam uwagi na fizjonomię głównych bohaterów. Jakby kryminalny aspekt pochłonął mnie kompletnie, całkowicie, bez możliwości skupienia uwagi na czymś innym. Z niejakim więc zdziwieniem przeczytałam, że Mentor to „(…) brunet ze sporymi zakolami, cienkimi przyciętymi wąsami i oczami jak u lalki, które wyglądają, jakby były namalowane, a nie prawdziwe.” Nieźle, co? Natomiast Jon to ogromny facet, nazwany „Grubym” przez niejednego, z „kręconymi rudawymi włosami”. Scott to drobna brunetka z półdługimi włosami, która zdaniem Jona „(…) nie jest zbyt rozsądną osobą. Argumenty spływają po niej jak woda po kaczce.” „(…) Jest trudna, ma paskudne nawyki. Milczy, kiedy nie powinna, mówi, nie w porę i zwykle po to, żeby popełnić gafę.”  Dzięki tej różnorodności i fizjologicznej, i intelektualnej, i charakterologicznej, Mentor, Giermek i Czerwona Króla to ciekawe trio, które potrafi doprowadzić do końca praktycznie każdą sprawę.

Juan Gómez-Jurado konsekwentnie kontynuuje cykl. „Loba Negra. Czarna Wilczyca” to udany, drugi tom trylogii. I gdyby nie znużenie spowodowane wieczną ucieczką Loli trochę na zasadzie „gonić króliczka” to powieść oceniłabym znacznie wyżej, niż 8/10. Ten aspekt odebrałam bardzo negatywnie. Ani ruska mafia, ani policja, ani wytrawna zabójczyni, ani nawet detektywka i inspektor nie byli na tyle dobrzy, by Lolę złapać w swoje sidła. Naprawdę? … Do tego Czarna Wilczyca lub jak kto woli Czernaja Wołczyca. Trochę dla mnie było jej za mało. Bardziej okazała się dopełnieniem Antonii, niż samodzielną bohaterką, wokół której i dzięki której powinny dziać się arcyciekawe zdarzenia.

Konstrukcja została zachowana. I tym razem mamy do czynienia z częściami, jest ich cztery, na które składa się kilkanaście rozdziałów. Tytuły poszczególnych fragmentów są bardzo krótkie, często jest to tylko jedno zdanie. Do tego podrozdziały, w których Gómez-Jurado skupia uwagę czytelnika na konkretnym bohaterze, jak Lola, jak Czarna Wilczyca itd. Narracja bardzo ciekawa, wartka, bez zbędnych, przydługich opisów. Doprecyzowania wrzucane to tu to tam dodają narracji uroku. Z zaciekawieniem czytałam o tłuszczowosku, który „(…) powstaje wtedy, gdy ciało leży w wodzie. Mikroorganizmy zamieniają tłuszcz podskórny w mydło.” Miło było zapoznać się z historią i początkami działalności Asłana oraz dowiedzieć się, skąd wzięła się Czarna Wilczyca, niejako przeciwniczka Antonii. Ciekawiło mnie skąd pojawił się w domu Jurija i Loli Kot, a historię Gruzina, Antatolija Olega Pastuszenko oceniam jako niezwykle wartościową, jako dopełnienie, jako ciekawostkę. To właśnie dzięki temu zabiegowi tak szybko czytałam tą kryminalną fabułę. Przeplatanie mało ciekawych wątków tymi niezwykle  cennymi doprecyzowaniami, do-opowieściami nie pozwoliło mi się znudzić narracją.

Im dłużej człowiek jest sam, tym samotniejszy się staje. Samotność rośnie wokół niego niczym pleśń. Jest tarczą, która blokuje to, co mogłoby go zniszczyć, a czego tak bardzo pragnie. Samotność się kumuluje, rozpowszechnia i sama się napędza. Kiedy pleśń już się osadzi, niezwykle trudno się jej pozbyć.” – Loba Negra. Czarna Wilczyca” Juan Gómez-Jurado.

Celowo przywołałam powyższy cytat. Zapisałam go sobie, by nie zapomnieć Wam napisać o warstwie socjologicznej, która w tej części wyjątkowo wybrzmiała w przypadku Antonii Scott. Jorge, Marcos i jej ojciec. To trzej mężczyźni wokół której toczy się jej życie, czy tego chce, czy nie. A w tym wszystkim, ona, samotniczka nie potrafiąca sobie poradzić z relacjami. Często trudnymi relacjami ze względu na osobowość Scott i wykonywany przez nią zawód.

Resztę pozostawiam Wam. Nie chcę Wam zaspojlerować książki „Loba Negra. Czarna Wilczyca” Juana Gómez-Jurado, która okazała się – przynajmniej dla mnie, a jak wiecie upodobania nie powinny być przedmiotem dyskusji 😉 – interesującą i ważną składową całej trylogii. Książki po którą sięgnęłam praktycznie od razu po przeczytaniu pierwszego tomu cyklu o Antonii Scott, a to naprawdę, ze względu na zaległości na mojej półce, powinno być już dla Was wystarczającą zachętą.

Moja ocena: 8/10

Książkę wydało Wydawnictwo Sine Qua Non.

„Reina Roja. Czerwona królowa” Juan Gómez-Jurado

REINA ROJA. CZERWONA KRÓLOWA

  • Autor: JUAN GÓMEZ-JURADO
  • Wydawnictwo: SQN
  • Seria: ANTONIA SCOTT. TOM 1
  • Liczba stron: 543
  • Data premiery : 26.04.2023r.
  • Data premiery światowej: 8.11.2018r.

Nie wiem kim jest Juan Gómez-Jurado. Nie przeczytałam jego żadnej książki. Nie wiem też skąd u autora pomysł na tak nietuzinkową bohaterkę jaką jest Antonia Scott. Wiem tylko, że po przeczytaniu polskiej premiery z kwietnia br. od @WydawnictwoSQN „Reina Roja. Czerwona królowa” koniecznie muszę przeczytać pozostałe dwie części. „Loba Negra. Czarna Wilczyca” z 26 czerwca br. oraz trzecią część, która premierę będzie dopiero miała pod koniec sierpnia br. „Rey Blanco. Biały Król”.

Żeby znaleźć jakiekolwiek rozwiązanie, trzeba wiedzieć, jakie jest twoje położenie względem problemu.” -„Reina Roja. Czerwona królowa” Juan Gómez-Jurado.

Zawieszony w obowiązkach, bez prawa do wynagrodzenia Inspektor Jon Gutiérrez otrzymuje propozycję nie do odrzucenia. Mężczyzna każący nazywać się Mentorem zmusza go do odwiedzin tajemniczej Antonii Scott, córki brytyjskiego dyplomaty, żony mężczyzny w śpiączce i matki mieszkającej samotnie w prawie pustym mieszkaniu. Jedyne zadanie Inspektora to przekonać Antonię do podróży samochodem. Dwóm poprzednikom się nie udało. Czy Jon da radę skłonić Antonię do porzucenia aktualnego życia, by przyjrzeć się sprawie młodego mężczyzny zabitego w bogatym madryckim domu prezeski jednego z największych światowych banków?

Co sprawia, że warto przeczytać książkę „Reina Roja. Czerwona królowa” ?

Bohaterka. Coś pomiędzy Chyłką, a Nikitą. Ta kobieta, „(…) nie jest policjantką, ani kryminolożką nigdy nie miała w ręku broni ani nie nosiła odznaki, a jednak uratowała dziesiątki osób.” Postać nieszablonowa, nietypowa. W swej fikcyjnej konstrukcji niezwykle skomplikowana. Mimo silnego charakteru niezwykle uczuciowa, co nadaje jej dodatkowy wymiar, nie znany w tego typu postaciach. Zaciekawiła mnie od samego początku. Z emocjami czytałam o jej szkoleniu, o jej dojrzewaniu, o jej stawaniu się tym, kim ostatecznie jest. Do tego ciekawy wątek jej dziecka i jej ojca. Jakby autorowi było nie dość komplikacji, nie dość różnorodności.

Konstrukcja. Juan Gómez-Jurado idealnie skonstruował powieść do jej treści. Szarpane, różne perspektywy ułożone zostały w trzy części. Każda z nich składa się z kilkunastu zatytułowanych rozdziałów. Od czasu do czasu podtytuły przekierowują uwagę czytelnika na inną postać. Na Parrę, na Carlę, na Sandrę itd. Finalnie fabuła układa się w jedną, większą całość. Choć ewidentnie czułam, że autorowi chodziło o zagmatwanie istotnych wątków, o wprowadzenie czytelnika w błąd.

Narracja. Urozmaicona, co zawsze sprawdza się w tego typu powieściach. Carla opowiada co jej się wydarzyło ze swej, często pierwszoosobowej perspektywy, tak jak Antonia. Wstawki zawarte w cudzysłowie typu „myśli” „czuje” dodają realizmu narracji skoncentrowanej na konkretne postaci. O działaniach śledczych Jona dowiadujemy się z relacji trzecioosobowej.  I tak dalej. Narracja naprzemienna, z różnych perspektyw podoba mi się w historiach, które składają się z całkowicie różnych zdarzeń, w których ogromne znaczenie ma przeszłość, ma retrospekcyjne podejście. Tak jak w tym przypadku, gdzie narracja została dostosowana idealnie do kompleksowego pomysłu fabularnego.

Jon. Jest obok Antonii kolejną ciekawą postacią powieści. Już na samym początku wzbudził moją sympatię, a to zawsze zwiększa satysfakcję z przeczytanej książki. Jakże nie lubić mężczyzny przyzwyczajonego do „(…) rzeczy z poprzedniego wieku (mieszka ze swoją matką), ciemnych miejsc (jest gejem) i obcokrajowców o niepewnych dochodach i o niepewnej sytuacji (jest inspektorem policji)”. Do tego wyjątkowo dobrze się ubiera, wszak oszczędza na kosztach utrzymania. Ani stereotypowy gej, ani stereotypowy, flejtuchowaty policjant. Idealnie skrojona postać, jak idealnie skrojone ma garnitury. Jon okazał się świetnym uzupełnieniem kobiecej postaci.

Feminatywy. Tak od razu zwróciłam na nie uwagę. Podchodzę do nich zawsze z szacunkiem na swoim blogu też staram się używać właściwych sformułowań „autorka” zamiast „autor”, nawet w nagłówku. Nie zawsze się to udaje, przyznaję i z góry za to przeoczenie przepraszam. Ani doktorka, czytając o lekarce sądowej Aguado, ani prezeska czytając o spadkobierczyni Truebów nie brzmią dla mnie obco, nie brzmią kuriozalnie. Wręcz przeciwnie, to na nas kobietach powinna ciążyć odpowiedzialność, by zadbać o feminatywy w rodzimym języku. Tym bardziej doceniam Juana Gómez-Jurado, który będąc mężczyzną, zadbał o nie w swej powieści.

Fabuła. Ciekawa, choć bez niespodzianek. Gdyby nie pewne znudzenie tematem to nie ukrywam moja subiektywna ocena byłaby wyższa. Właściwie to postaci i retrospekcyjna rzeczywistość jest największą zaletą książki. Najciekawszymi fragmentami fabuły są według mnie doprecyzowania. Dzięki nim przykładowo dowiedziałam się o powstaniu banku w Santanderze, który rozwinął się na skalę światową. Te wtrącenia były dla mnie ogromnym zaskoczeniem, zakładając, że faktycznie pewien bank w miejscowości Santander powstał J, a historia nie jest tylko wytworem fantazji autora.

Giermek i Czerwona Króla. Przez innych nazywani: „(…) ten pedał i ta idiotka z Interpolu” to ciekawe połączenie w thrillerze kryminalnym. To gwarancja udanej rozrywki i wciągającej historii napisanej w bardzo dobrym, niepowłóczystym stylu.  Świetny pomysł na książkę i równie dobra realizacja. Chwytajcie więc za pierwszy tom trylogii i nie zapomnijcie o kontynuacji. U mnie już drugi tom na elektronicznej półce J Milej lektury!!!

Moja ocena: 8/10

Moją opinię o książce przeczytaliście dzięki współpracy z Wydawnictwem Sine Qua Non.

„Krok za tobą” Lisa Gardner

KROK ZA TOBĄ

  • Autorka: LISA GARDNER
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Seria: Quincy & Rainie (tom 7)
  • Liczba stron: 416
  • Data premiery w tym wydaniu: 12.04.2023r.
  • Data 1 polskiego wydania: 18.04.2018r.
  • Premiera światowa: 3.10.2017r.

Książka „Krok za tobą” Lisa Gardner to siódma część cyklu Quincy & Rainie. Premierę w tym wydaniu na polskim rynku miała 12 kwietnia br. I od razu przyznaję, że gdzieś mi się zagubił cały ten cykl. Z przeglądu mojego bloga wynika, że przeczytałam tylko „Zaginioną”, lutową premieręz tego cyklu (recenzja na klik ) w wydaniu @WydawnictwoAlbatros. Tom szósty „Pożegnaj się’, jak i cztery pierwsze (w kolejności: „Mąż doskonały”, „Trzecia ofiara”, „Następny wypadek” oraz „Godzina zbrodni”). Z oficjalnej strony autorki dowiedziałam się, że  „Krok za tobą” okazał się na amerykańskim rynku bestsellerem nr 1 New York Times w twardej okładce. Był również w 2017 roku finalistą, Best Mystery and Suspense, Romantic Times Magazine 😉. Dla mnie te nagrody i wyróżnienia są dość dużym zaskoczeniem. Widocznie mam totalnie różny gust czytelniczy od amerykańskich odbiorców.

Osiem lat temu starszy brat Sharlah May Nash pobił na śmierć swojego pijanego ojca kijem bejsbolowym, aby uratować im życie. Teraz, trzynastoletnia Sharlah wreszcie ruszyła dalej. Sharlah, która ma zostać adoptowana przez emerytowanego profilera FBI Pierce’a Quincy’ego i jego partnerkę Rainie Conner, najbardziej kocha jedną rzecz w swojej nowej rodzinie: wszyscy są ekspertami od potworów” – cyt. za : https://www.lisagardner.com/books/fbi-profiler/right-behind-you/  .

(…) to co się przydarzyło tobie, całej twojej rodzinie, było czymś strasznym. A czasem, gdy trzyma się coś tak strasznego w środku, to narasta i robi się jeszcze gorsz niż na początku.” – Krok za tobą” Lisa Gardner.

Z takim obciążeniem żyje brat Sharlah, Telly Ray Nash. I gdy wydaje się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, by Telly mógł po osiągnięciu pełnoletności rozpocząć dorosłe życie z jak najmniejszymi traumami, świat znowu mu legnie w gruzach. Najpierw oskarżony zostaje o podwójne morderstwo na lokalnej stacji benzynowej. Następnie o zamordowanie z zimną krwią swoich zastępczych rodziców, Sandry i Franka Duvall. Dla dobra Sharlah Quincy i Rainie angażują się w śledztwo prowadzone przez szeryf Shelly Atkins.

Miałem kiedyś rodzinę. Ojca. Matkę. Siostrę…” .” – Krok za tobą” Lisa Gardner.

Ten cytat z prologu wybrzmiewał mi w uszach bardzo długo podczas czytania. Był niejako potwierdzeniem zamiłowania Gardner do trudnych, psychologicznych historii, w których trauma dziecka odgrywa znaczącą rolę. Tym razem również, autorka skupiła się na wydarzeniach z przeszłości, które kładą się cieniem na bieżące zdarzenia. Połączyła motyw zmarnowanego dzieciństwa, nieodpowiedzialnego rodzicielstwa, krzywdy dziecka i rozdzielonego rodzeństwa, z historią z rodu włoskiej mafii. Przez skupianie uwagi czytelnika na dziecku/dzieciach/młodzieży wszystkie części serii, czy to o emerytowanym profilerze FBI, czy o detektyw D. D. Warren, czy o Kimberly Quincy wydają mi się podobne. Fabułę zapominam praktycznie po przeczytaniu książki, czasem jeszcze przed napisaniem recenzji, a to źle świadczy o treści, z którą w trakcie czytania się zapoznawałam.

Plusem tej publikacji jest narracja. Gardner rozdzieliła śledztwo od młodych bohaterów pozwalając i Sharlah, i Telly’emu relacjonować wydarzenia, dzielić się własnymi uczuciami i myślami z perspektywy pierwszoosobowej. Prowadzone działania śledcze, tropy, spostrzeżenia Quincy’ego i Rainie poznajemy dzięki narracji trzecioosobowej. Podobał mi się również motyw z adoptowanym przez parę psem Luką, emerytem policyjnym. Dzięki tej treści dowiedziałam się, że „(…) Policyjne psy powinny być w swoim kojcu, jeśli nie pracują. Bo gdy się je z niego wypuszcza, wiedzą, że to czas pracy. Psy lubią swoje kojce…” I jeśli chodzi o plusy, to chyba wszystkie ☹.

Kompletnie nie spodobał mi się motyw z młodymi bohaterami. Nie przekonał mnie ani Telly, w swojej samozwańczej walce, ani nastoletnia Sharlah, która ze słabego łabędzia staje się nagle godnym wytrawnego, z wieloletnim doświadczeniem mordercy. Ogromnie naiwna fabuła, infantylna. Gardner ze względu na swoje zamiłowanie do wprowadzania czytelnika w poprzednie wydarzenia serii przesadza z powtórzeniami. Ciągle czytałam o tym co się działo wcześniej. Z jakimi śledztwami sławna para miała do czynienia. Jaki jest ich backgroud i jakie doświadczenie. Rozumiem potrzebę do wprowadzania czytelnika, by części można było czytać odrębnie, ale tylu wielu niepotrzebnych powtórzeń już długo nie czytałam.

Książka jedna z najsłabszych. Napisana owszem w stylu Lisy Gardner i zdecydowanie dla fanów jej pióra. Krótka kryminalna fabuła z licznymi wątkami wprowadzającymi czytelnika w błąd.

Moja ocena 6/10.

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

„Dom w Riverton” Kate Morton

DOM W RIVERTON

  • Autorka: KATE MORTON
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Seria: SERIA BUTIKOWA
  • Liczba stron: 528
  • Data premiery: 12.07.2023r.
  • Rok 1 polskiego wydania: 2009r.
  • Rok światowej premiery: 2006r.

Nie mogłam odnaleźć w sieci informacji, czyim nakładem oraz tak naprawdę kiedy wydano po raz pierwszy na polskim rynku „Dom w Riverton” Kate Morton. Znalazłam tylko jakąś publikację z 2009r, ale nie gwarantuję, że była rzeczywiście pierwszą. Zauważyłam również, że książkę tę publikowały przed @WydawnictwoAlbatros dwa inne, duże polskie wydawnictwa😊.

Seria butikowa ma jednak swój niepowtarzalny urok. Premiera z 12 lipca br. to czwarta książka Kate Morton, z którą zapoznałam się w tym wydaniu. Od razu donoszę, że podobała mi się na równi z „Milczącym zamkiem” (recenzja na klik), zdecydowanie bardziej od powieści „Strażnik tajemnic” oraz „Zapomniany ogród”.

Wschodząca gwiazda angielskiej sceny poetyckiej odbiera sobie życie nad ciemnym jeziorem w wieczór wielkiego przyjęcia. Jedynymi świadkami są dwie piękne siostry, które już nigdy nie zamienią ze sobą słowa…” – „Dom w Riverton” Kate Morton.

Mowa o Robbim Hunterze, a siostry to Hannah i Emmeline Hartford. I to ich historię chcę przedstawić zainteresowanym widzom Ursula Ryan, młoda reżyserka. Dlatego prosi o pomoc ponad dziewięćdziesięcioletnią Grace Bradley, byłą służącą domu w Riverton i byłą osobistą pokojówkę Hannah Hartford. Czy uda się Ursuli dowiedzieć prawdy o prawdziwych wydarzeniach z lata 1924 roku?

Downton Abbey”  to jeden z moich ulubionych seriali kostiumowych. Uwielbiam niuanse zobrazowane przez twórców na granicy służby oraz jaśnie państwa, których – pozwolę sobie na to sformułowanie – byli praktycznie ich własnością. Wtedy. Te, sto lat temu😉. Uwielbiałam również czytać książki zubożałego angielskiego arystokraty Juliana Fellowesa, również aktora, scenarzysty i reżysera filmowego, a także polityka zasiadającego w Izbie Lordów. To właśnie on był twórcą scenariusza do „Downton Abbey”, w którym wykorzystał motywy ze swoich powieści jak np.  z cyklu  „Belgravia” (tom 1-11) osadzonego w najbardziej arystokratycznej dzielnicy Londynu, czy „Snoby”, „Czas przeszły niedoskonały”. Te relacje z pierwszej ręki jak radzili sobie angielscy arystokraci kiedyś i jak radzą sobie teraz miały dla mnie swój urok. Możliwe, że Kate Morton też podobał się i serial, i książki Fellowesa. W „Domu w Riverton” odnalazłam bowiem ten sam sznyt i ten sam czar. Możliwe, że dlatego książkę czytałam praktycznie jednym tchem.

Kate Morton od jakiegoś czasu w swoich powieściach stosuje tą samą sprawdzoną konstrukcję. Fabułę dzieli na części. Każda z nich składa się z zatytułowanych rozdziałów. Chronologię zdarzeń ewidentnie oznacza czasem i miejscem akcji. Dodatkowo, by czytelnik nie miał jakichkolwiek szans na pomyłkę, w tej książce podzieliła zdarzenia jeszcze rodzajem narracji. Historię Grace na przestrzeni lat, od podlotka, do wiernej towarzyszki Hannah poznajemy dzięki jej relacji pierwszoosobowej. Natomiast pozostałe wydarzenia opowiadane są z perspektywy narratora trzecioosobowego.

Autorka wiernie odzwierciedliła specyfikę ówczesnych czasów i społeczną warstwę, w której umieściła fabułę.

Nie licząc małżeństwa, śmierć stanowi jedną okazją w życiu kobiety, kiedy jej imię powinno się pojawić w gazecie. – Zwróciła oczy ku niebu. – I niech Bóg ma ją w swojej opiece, jeśli prasa, zmiesza z błotem jej pogrzeb, bo nie dostanie już drugiej szansy.”

Lub

Wiesz jaką odgrywasz w tym wszystkim rolę. Ludzie nam ufają, ponieważ reprezentujemy elitę dwóch najważniejszych rzeczywistości. Nowoczesny biznes i staromodną pewność tkwiącą w twoim rodzinnym dziedzictwie.”

Jakbym słyszała Maggie Smith odgrywającą rolę Violet Crawley. To przeświadczenie o własnej wyjątkowości. Ta wiara we własne siły i sprawczość w zderzeniu z rzeczywistością służby, z ich uniżeniem i bezgraniczną wiarą w poczucie szczególnego szczęścia łączącego się ze służbą w starym, bogatym, arystokratycznym, angielskim domu. Czasem przyznaję, Grace wydawała mi się zbyt naiwna, zbyt oddana. Jako kobieta XXI nie mogłam pogodzić się z jej wyborami, które zaprowadziły ją na skraj nieszczęścia i niedoli życiowej, które wiązały się z jej stratami. To były najtrudniejsze momenty tej książki. Chwile, które rodziły mój wewnętrzny, duchowy sprzeciw.

Poza emocjami, o których wspomniałam powyżej, styl angielskiego gotyku został przez Kate Morton oddany bardzo wiernie. Również i w tej powieści czytelnik zachwyci się scenografią, manierami. Również i w tym przypadku zaciekawi go tajemnica. Chociaż, pewne wydarzenia już prawie od początku były do przewidzenia😊. Ogromny plus za historię Grace i jego pochodzenia, chociaż tak infantylnie przedstawionej historii dziecka bez jednego z rodziców już długo nie czytałam😊. Tu też nie mogłam uwierzyć w tą tajemnicę trzymaną bardzo długo przez wszystkich, dla których była oczywistością. Dla mnie jako czytelnika również.

Historia osadzona w cudownych czasach. Opowieść o miłości, zdradzie, trudnych wyborach, braku zrozumienia, zachwianych więziach oraz nieprzepracowanych relacjach. Historia o Anglii sprzed wieku. Miłej lektury!!!

Moja ocena 8/10.

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.