„Mała Syberia” Antti Tuomainen

MAŁA SYBERIA

  • Autor: ANTTI TUOMAINEN
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Data premiery:  28.09.2022r.
  • Liczba stron: 312

@WydawnictwoAlbatros 28 września br. wypuściło na polski rynek czytelniczy kilka ciekawych propozycji. Jedną z nich jest „Mała Syberia” Antti Tuomainena. Krótka książeczka, w której tajemnice, małego fińskiego miasteczka zaczynają buzować jak w wielkim kotle. Nie miałam przyjemności wcześniej z literaturą Tuomainena. Ale po pierwszych recenzjach miałam nadzieję, że autor mnie nie zawiedzie. I dzięki jego książce przeniosę się w odległe rejony, od których skok konia jak to pisał Sobieski do swej Marysieńki w miłosnych listach😉, do Rosji.

Wschodnia Finlandia, tylko dwadzieścia kilometrów od granicy Rosji, miasteczko z tysiąca dwustoma mieszkańcami. Śnieg, zimno. Światła zaświeca się już o godzinie piętnastej. W trakcie bałwochwalczej jazdy na ośnieżonych drogach byłego kierowcy rajdowego na samochód spada meteoryt. Zostaje umieszczony w miejscowym muzeum, w którym mieszkańcy pełnią straże do momentu wywiezienia na badania naukowe. Po informacji o jego milionowej wartości w trakcie dyżuru miejscowego pastora Joeala Huhta dochodzi do próby kradzieży. Jako były wojskowy Huht przejmuje wszystkie kolejne straże. Stara się na własną rękę dowiedzieć komu zależy na kradzieży tak wartościowego okazu. Wszyscy znajomi zdają się być podejrzani. I miejscowy właściciel podupadającej siłowni. I sklepikarz mający własną rzeźnię oferujący ekologiczne produkty, a także atrakcyjna barmanka lokalnego baru i sam były kierowca rajdowy, którzy marzy o własnym torze i parku maszyn, by znowu wrócić do gry. To nie jedyna zagadka, którą musi rozwikłać pastor. Sen z oczu ściąga mu również wiadomość o niespodziewanej ciąży żony. Musi dowiedzieć się, jak to się stało? Jakim cudem zostanie ojcem?

Niesamowity klimat powieści urzekł mnie od pierwszych stron. Typowo skandynawska wnikliwość, iście brawurowa narracja, która pochłonęła mnie tak, że książkę przeczytałam w jeden wieczór. To powieść utkana z różnych nieistotnych wydarzeń, które składają się w jedną, spójną całość. Sama konstrukcja jest ciekawa. Składa się z trzech części, w której znajduje się kilkanaście ponumerowanych rozdziałów. Prolog i zakończenie nazwane Dziesięć miesięcy później autor ubrał w narrację trzecioosobową. Trzon fabuły relacjonowany jest z subiektywnego punktu widzenia samego pastora. W jego narracji jest dużo intelektualnych dywagacji z samym sobą, długich rozmyślań i wiele pytań. Niezwykle podoba mi się stosunek pastora do miejscowej ludności, w której żyje z żoną Kristą od dwóch lat. Autor świetnie pokazał wnętrze duchowe pastora. To chyba pierwsza osoba duchowna w literaturze, którą poznałam i która ma wątpliwości. Która ma świadomość, że nie ma monopolu na wiedzę, na odpowiedzi na wszystkie zadane pytania. Z rozbawieniem czytałam o jego spotkaniach z człowiekiem, który przepowiada koniec świata i ma katastroficzne wizje. Przy okazji zaśmiewając się, gdy opowiada o tym, jacy porządni mieszkańcy mieszkają w miasteczku. Porządni…. Tego nie da się opisać. To sami musicie przeczytać.

I te nazwiska. Te fińskie nazwiska. Turunmaa. Jokinen. Himanka. Rӓystӓinen i wielu innych. Mimo wielu różnic, sam nastrój powieści przypomniał mi ten z serialu „Przystanek Alaska” z lat dziewięćdziesiątych. Trochę senne miasteczko na końcu świata, w którym jednak dużo się dzieje. W którym wiele jest tajemnic i jednak wielu złych ludzi. Pastor Huht świetnie sprawdził się w roli detektywa amatora. Mimo swoich słabości, mimo ograniczeń. Poskładał wiele spojrzeń, wiele gestów, wiele półsłówek w jedną całość i….. Nie, nie zaspojleruję więcej. Zakończenie jest równie udane, jak cała powieść. Wspomnę jeszcze o klamrze, która otwiera i zamyka historię. Fajny początek związany z mistrzowską jazdą byłego kierowcy rajdowego i równie medalowe zakończenie, w którym półroczny chłopczyk symuluje przy pomocy ojca szybką jazdę rajdową.

Spójna historia, spójna narracja i spójny początek wespół z końcem. Do tego spójny bohater, którego predyspozycje i umiejętności autor wytłumaczył w każdym calu. Powieść bez luk, do tego napisana w bardzo dobrym stylu. Szczerze polecam Wam tę książeczkę. Nie zawiedziecie się. 😊

Moja ocena: 8/10

Recenzja powstała dzięki  Wydawnictwu Albatros, za co bardzo dziękuję.

„Bądź niezniszczalna. Jak przejść przez każdy kryzys” Agata Komorowska

BĄDŹ NIEZNISZCZALNA. JAK PRZEJŚĆ PRZEZ KAŻDY KRYZYS

  • Autorka: AGATA KOMOROWSKA
  • Wydawnictwo: LUNA
  • Liczba stron: 224
  • Data premiery: 7.09.2022r.

@AgaTaKomorowska wykorzystuje swoje kompetencje w obszarze asystenta zdrowienia publikując książki pomagające nam żyć. Sama walczyła z depresją, by osiągnąć symbiozę i szczęście we własnym życiu. Jak wynika z notki biograficznej „(…) odważnie pisze o rzeczach, których sama doświadczyła: samotnym macierzyństwie, niepełnosprawności dziecka, rodzicielstwie adopcyjnym i zastępczym, rozwodzie załamaniu i depresji.” [cyt. za https://lubimyczytac.pl/autor/147259/agata-komorowska z dnia 12.10.2022r.) Dzięki publikacji @WydawnictwoLuna z dnia 7 września br. w poradniku „Bądź niezniszczalna. Jak przejść przez każdy kryzys” możemy dotknąć próbki umiejętności Autorki w tym obszarze i zdrowieć według jej recepty😊.

Wydawca w opisie obiecał, iż Autorka „(…) tłumaczy, że uczucia i emocje, takie jak lęk, złość, zagubienie, bezradność są zupełnie normalne, naturalne, a nawet… potrzebne w procesie przechodzenia przez kryzys. Na konkretnych przykładach pokazuje, jak sobie z nimi poradzić. Demonstruje mechanizmy, posługuje się praktycznymi narzędziami i proponuje ćwiczenia, dzięki którym możemy stać się niezniszczalni.” To poradnik oparty na prawdziwych doświadczeniach Agaty Komorowskiej napisany z wielką estymą i zaangażowaniem. Jego cechą charakterystyczną jest szczerość i oddanie tematowi, przed którym Autorka w ogóle się nie broni.  Przewodnik dla wszystkich w kryzysie, dla wszystkich po kryzysie, a także dla wszystkich przed kryzysem. Co oznacza, że jest to przewodnik dla wszystkich.

Krótka książeczka o wielkiej wartości. Bynajmniej nie dydaktycznej, a bardziej poglądowej. Tak określiłabym w dwóch zdaniach publikację Komorowskiej. Nie spodziewajcie się w poradniku niczego odkrywczego. Nie spodziewajcie się złotego środka, świętego Grala,  czy cudownej recepty, jak radzić sobie z kryzysem, ze spadkiem nastroju, z poczuciem lęku, bezsennością, czy depresją. To wszystko jesteście w stanie pokonać tylko dzięki wsparciu specjalistów, psychiatrów i psychoterapeutów, którzy potrafią nas realnie uleczyć. Żadna książka, żaden napisany nawet z wielkim zaangażowaniem poradnik nie zastąpi pracy nad samym sobą i ćwiczeń pod okiem profesjonalistów, którzy biorą pełną odpowiedzialność za swoją pracę. Biorą odpowiedzialność za nas i nasze życie. Za nasze samopoczucie, nasze sny i nasz komfort życia. Niemniej jednak poradnik, o dość chwytliwym tytule „Bądź niezniszczalna. Jak przejść przez każdy kryzys”, jest warty uwagi.  Szczególnie pod kątem poznania drogi, którą Autorka musiała przejść, by poradzić sobie z wyzwaniami codziennego życia. Książkę potraktowałam jako drogowskaz, optymistyczną wskazówkę, która udowadnia, że można inaczej, że można przezwyciężyć tę wyniszczającą chorobę, jaką jest depresja i można zacząć patrzeć na świat w bardziej kolorowych okularach. Dostrzegać jego mankamenty, ale także jego zalety. Cieszyć się z każdego dnia, każdej chwili, w której potrafimy być szczęśliwi i w której uśmiech gości na naszych ustach. Czasem nawet bardzo delikatny, lub kompletnie z przekąsem, ale jednak.

Do poradników podchodzę dość sceptycznie. Jeszcze nigdy mnie niczego nie nauczyły. Stanowiły raczej ciekawostkę i przyczynek do zainteresowania się dogłębnie jakimś tematem. Poza, całkowicie obok. Traktuje je, muszę przyznać, w wielu przypadkach z przymrużeniem oka. Jak wspomniałam powyżej, nie wierzę w cudowne uzdrowienia w wyniku prześledzenia treści zawartych w poradniku, ani w poradzenie sobie z problemami psychologicznym w wyniku zastosowania ćwiczeń opisanych w książkach, które praktycznie powielają się prawie co do jednego w publikacjach z tego gatunku. Wierzę jednak w szerszą perspektywę, którą lektury tego typu mogą nam dać. Dzięki którym możemy dostrzec pewne niepokojące objawy, które dotychczas wypieramy z własnej świadomości. Czasem trudno jest zobaczyć siebie. A jeszcze trudniej jest się przyznać, że potrzebujemy pomocy. I to przez to warto przeczytać „Bądź niezniszczalna. Jak przejść przez każdy kryzys” Agaty Komorowskiej.

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zrecenzowania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Luna.

„Marzenie panny Benson” Rachel Joyce

MARZENIE PANNY BENSON

  • Autorka: RACHEL JOYCE
  • Wydawnictwo: ZNAK 
  • Liczba stron: 400
  • Data premiery: 13.07.2022r.
  • Data premiery światowej: 20.07.2020r.

Marzenie panny Benson” Rachel Joyce pojawiło się na światowym rynku wydawniczym w 2020 roku. U nas nakładem @WydawnictwoZnak książka debiutowała 13 lipca br. Jest to ciekawa powieść w gatunku literatury pięknej opowiadająca niebanalną historię. Naprawdę niebanalną😉.

(…) Miała uczucie, że zawsze patrzyła na życie przez szklaną ścianę, gdy tymczasem w tym szkle pełno było pęcherzyków i pęknięć, więc nigdy nie mogła dokładnie zobaczyć, co jest po drugiej stronie, a nawet kiedy jej się tu oddało, było za późno. (…) Margery zdała sobie sprawę, że coś w środku sprawia jej ból i że jest to świadomość, iż nigdy nie będzie taką kobietą. Zawsze będzie poza nawiasem.” -„Marzenie panny Benson” Rachel Joyce.

Tak 46-letnia Margery Benson myśli o sobie. Bezdzietna stara panna. Nauczycielka robótek ręcznych w nielubianej szkole. Córka pasjonata przyrody. Sama zafascynowana entomologią i opętana myśleniem o złotym chrząszczu, który podobno istnieje, a którego nikt jeszcze nie znalazł. Po samobójczej śmierci ojca, śmierci na wojnie braci, a także odejściu matki, wychowywana przez dwie ciotki. Sfrustrowana i samotna. Po jednym z wielu incydentów w szkole porzuca znienawidzone zajęcie i organizuje wymarzoną wyprawę do Nowej Kaledonii. W poszukiwaniu chrząszcza. W poszukiwaniu szczęścia. W poszukiwaniu siebie.

Marzenie panny Benson” to pierwsza powieść Rachel Joyce, którą przeczytałam. Nie żałuję ani jednej minuty spędzonej z książką. Powieść okazała się o wiele ciekawsza, niż wynikało z opisu Wydawcy i niektórych recenzji, na które rzuciłam okiem😉. Fascynująca jest nie tylko historia złotego chrząszcza, który jest pragnieniem Margery, lecz sama bohaterka. Kobieta o wyjątkowej aparycji. Wysoka, wręcz potężna. Nieatrakcyjna w każdym wymiarze. Do tego pełna sprzeczności, kompleksów. Zamknięta na świat i możliwości, które daje. Jej przeciwwagą jest Enid. Bardziej przyjaciółka, niż asystentka w wyprawie badawczej. Enid, która „(…) wtargnęła w jej życie tylko po to, żeby je zakłócić, a teraz, gdy odeszła, wydawało się ono nie tylko mniejsze i puste, ale także nikczemne.” Sama koncepcja podróży w latach pięćdziesiątych przez ocean dwóch kobiet jest bardzo ciekawa. Autorka przedstawiła w swej powieści najciekawsze z możliwych momentów. Zachwyt nad otaczającą przyrodą. Te wszystkie tam bananowce, czerwone papugi, „(…) paprocie wielkie jak węże, i kaktusy wielkości ludzi…” Ścieranie się obu kobiet pochodzących z dwóch różnych światów, posiadających całkiem odmienne poglądy i wyznających kompletnie różne normy etyczne. Historia Enid i Margery z niejednej chwili wzruszała, w innej irytowała, a w jeszcze innej mocno mnie ciekawiła. Zastanawiałam się, co będzie dalej, czy będzie happy end, czy niekoniecznie. Do tego obraz obciążonego trudnymi wydarzeniami Mundica pragnącego ponad wszystko towarzyszyć Pannie Benson w wyprawie.

Sama  Nowa Kaledonia była mi całkowicie obca. Dzięki książce doczytałam, że jest to „francuskie terytorium zamorskie o statusie wspólnoty szczególnego rodzaju (sui generis) w zachodniej części Oceanu Spokojnego, w Melanezji, około 1400 km na wschód od Australii i 1500 km na północny zachód od Nowej Zelandii.” [ cyt. za https://pl.wikipedia.org/wiki/Nowa_Kaledonia z dnia 12.10.2022r.]. Rzeczywistość opisana w powieści jest tak po prawdzie brytyjsko – francuska. Pani Pope, Dolly i inne mieszkanki zadziwiają snobizmem, przeświadczeniem o własnej wyjątkowości i nieomylności. Z drugiej jednak strony tworzące dość ścisłą społeczność żon, na które zwróciłam uwagę w trakcie czytania. Stanowią ważny wątek poboczny historii.

Książka ma idealną, jak dla mnie, konstrukcję. W wątek chrząszcza autorka wprowadza nas w pierwszym rozdziale, który umiejscowiony został w 1914 roku, gdy Margery ma dziesięć lat. W czterech kolejnych częściach ukazuje zdarzenia przed rozpoczęciem przygody w 1950 roku, w jej trakcie pod koniec listopada 1950 i w lutym 1951, a także już po. Nie, nie zdradzę Wam, czy chrząszcz się znalazł. To musicie doczytać sami. Zaznaczę już na koniec, że narracja jest bardzo płynna, ciekawa. Autorka nie zanudza przyrodniczymi niuansami. Nie ma w powieści żadnych nieciekawych popularnonaukowych treści. Wszystkie wiadomości zostały podane we właściwych proporcjach. Język jest całkowicie zróżnicowany, dostosowany do postaci. Czasem agresywny i obrazoburczy. Czasem delikatny i na wskroś literacki.

Książka zasługuje na uwzględnienie w Waszych planach czytelniczych. Zanurzcie się w historię dwóch kobiet, które różni wszystko, a połączyło jedno, wspólne pragnienie. Miłej lektury!

Moja ocena: 8/10

Dziękuję Wydawnictwu Znak za podarowanie mi egzemplarza recenzenckiego.

„Ciało. Instrukcja dla użytkownika. Edycja ilustrowana” Bill Bryson

CIAŁO. INSTRUKCJA DLA UŻYTKOWNIKA. EDYCJA ILUSTROWANA

  • Autor: BILL BRYSON
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 560
  • Data premiery: 27.09.2022r.
  • Data 1 wydania polskiego: 26.11.2019r.

Książka „Ciało. Instrukcja dla użytkownika. Edycja ilustrowana” swoją premierę miała w listopadzie 2019 roku. Spotkała się z licznymi pozytywnymi recenzjami i dobrym odbiorem. W reedycji wzbogaconej o ilustracje prezentuje się naprawdę pięknie. W tej szacie graficznej nakładem Wydawnictwa @Zysk i S-ka publikacja debiutowała 16 sierpnia br. Sam jej autor zasługuje na chwilę uwagi. Amerykański pisarz William McGuire „Bill” Bryson publikuje w różnych gatunkach. Jego książki wydawane są w nurcie literatury pięknej, biografii, autobiografii. Autor pisze też pamiętniki, reportaże i fascynuje go literatura podróżnicza. Ponadto jest specem od publicystyki literackiej, eseju w dziedzinie astronomii, astrofizyki i historii. Co dziwne, Bryson od 2003 mieszka w angielskim hrabstwie Norfolk. 13 grudnia 2006 roku został odznaczony Orderem Imperium Brytyjskiego IV klasy (OBE) za dorobek literacki [źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Bill_Bryson z dnia 10.10.2022r.).

To nie poradnik. Ani nie instrukcja. To typowa książka popularnonaukowa, która przybliża czytelnikom interesujące fakty związane z ciałem człowieka. Autor zachwyca znajomością tematu przytaczając liczne fakty medyczne, rozwój medycyny z jej również ciemnymi stronami i etycznie wątpliwymi eksperymentami, a także liczne anegdoty i fakty, o których rzadko myślimy korzystając z naszego ciała.

Książka jednak dla wytrwałych. W wielu miejscach opisy zanudzały mnie. Autor skupił się na medycznych sformułowaniach i szczegółach, które nie każdy czytelnik jest w stanie znieść. Szczególnie procedury medyczne praktykowane prawie sto lat temu wymagają dużej odwagi i determinacji. W tym zakresie autor nie pozostawił czytelnikowi żadnej możliwości wyobrażenia i dopowiedzenia sobie. Dość dosadny język, szczegółowe opisy dla osoby, między innymi dla mnie, która w zakresie medycyny nie jest utalentowana, chwilami były zbyt męczące. Chociaż styl, konwencja i lekkość pisania Brysona ratuje tę księgę. Autor chwilami potrafi zaciekawić czytelnika. Jego zaletą jest bez wątpienia umiejętność przekazywania informacji, w tym tych trudnych zwykłemu człowiekowi.

Ciało. Instrukcja dla użytkownika. Edycja ilustrowana” napisana jest i z humorem, i z powagą. Zawiera sporo  interesujących ciekawostek i wiele medycznych faktów. Każdy znajdzie w tej publikacji coś dla siebie.

Moja ocena: 7/10

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Zysk i S-ka.

„Pokonaj swoje lęki i odzyskaj spokój” Ellen Vora

POKONAJ SWOJE LĘKI I ODZYSKAJ SPOKÓJ

  • Autorka: ELLEN VORA
  • Wydawnictwo: FILIA
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 28.09.2022r.

@Wydawnictwo FILIA w dniu 28 września br. ulokowało na półkach księgarskich poradnik Ellen Vory  zatytułowany „Pokonaj swoje lęki i odzyskaj spokój”. Tytuł w dzisiejszych czasach niezwykle chwytliwy. Sytuacja za wschodnią granicą, niepokojące doniesienia związane z polityką zagraniczną i krajową, czy rosnąca inflacja, a nawet hiperinflacja w zaprzyjaźnionych z nami krajach turystycznych, nie sprzyja poczuciu bezpieczeństwa. Wręcz przeciwnie, uniemożliwia nawet codzienny relaks i odpoczynek. Gdy głowa pełna niepokojów trudno po prostu o spokój. Proste? Proste.

Nie tak do końca, o czym przekonałam się w trakcie lektury poradnika „Pokonaj swoje lęki i odzyskaj spokój”. Autorka dowodzi, że różne są przyczyny lęku. Nawet niekorzystne samopoczucie fizyczne wpływa negatywnie na odczuwanie pozytywnych emocji, a tym samym generuje sporą niedyspozycję psychiczną. Oprócz genezy permanentnego strachu, a także stresu Dr Ellen Vora uczy nas jak powinniśmy sterować swoim życiem, by zmniejszyć negatywne napięcia. Co powinniśmy robić, by zacząć odpoczywać i zacząć przeciwdziałać nerwicy lękowej oraz wszystkim odmianom lęku.

Treść zawarta w poradniku nie jest odkrywcza, nie jest niczym nowym. Metodami przeciwdziałania na które zwróciła Autorka uwagę czytelnika, bombardowani jesteśmy zewsząd. Czy to w innych, wcześniej przeczytanych poradnikach, czy w postach motywacyjnych w rzeczywistości społeczności wirtualnej czy w popularnonaukowych reportażach, wywiadach, esejach. Znacie to? Ćwiczenia świadomości, medytacje, asertywność, przebywanie na świeżym powietrzu, w tym ergoterapia, czy po prostu odpoczynek fizyczny i zaglądanie w głąb siebie? A jakże!  Ja również. Problemem jest tylko motywacja, by znaleźć na to czas, by wdrożyć je w życie. I może dlatego warto pisać, publikować i czytać tego typu poradniki. Nawet jeśli ich treść nie jest niczym dla nas nowym, zawsze może odświeżyć naszą dotychczasową wiedzę i zainspirować do zmiany sposobu naszego życia.

Na co zwróciłam uwagę to diagnoza stanów lęków. Z tym aspektem Autorka rozprawiła się bardzo dobrze. Jednoznacznie stwierdziła, że połową sukcesu jest samoświadomość stanu, w którym się znajdujemy. Że często nasza złość ukierunkowana na osoby z najbliższego naszego otoczenia, jest tylko wyrazem nieradzenia sobie przez nas w życiu i uzewnętrznionymi, głęboko skrywanymi, stanami lękowymi, które wybuchają w tej formie, w jakiej pozwolimy im ujrzeć światło dzienne. Łatwiej się zezłościć, prościej krzyknąć i przenieść odpowiedzialność na drugiego człowieka, niż przyznać, że się boimy. Przecież nam nie wolno. Przecież od małego rodzice nas zaprogramowali, by walczyć, by przeciwstawiać się i nie poddawać. A czasem i by ustępować dla dobra ogółu, dla dobra kogoś innego, lub często dla dobra tak zwanego świętego spokoju. Gorąco więc polecam lekturę tym, którzy mają trudności z „rozmowami z samymi sobą”. Możliwe, że lektura otworzy im szeroko oczy na to, co dzieje się i wokół nich, i w nich samych. Niewykluczone, że to zmotywuje ich do zmiany poglądów i rozpoczęcia pracy nad sobą, by poprawić swój własny, a także pośrednio najbliższych, komfort życia.

Oczywiście ze względu na lekarskie wykształcenie i wieloletnią praktykę, Ellen Vora nie pozbyła się w niektórych miejscach autorytarnego, specjalistycznego tonu i specyficznej, dla jej fachu, narracji. Zawsze z tym mam problem. Bardziej podobają mi się poradniki pisanie w mniej w popularnonaukowy sposób, a bardziej jako tak zwane opowieści z życia wzięte, dzięki którym możemy się jeszcze wiele nauczyć. Mam jednak świadomość, że to moja osobista preferencja, której nie hołdują inni czytelnicy.

Odpuść sobie!
Dostrój się i dopasuj.
Odpocznij.
Zobacz jaki/jaka jesteś ważny/a.
I znowu odpocznij.
Odpręż się.
Rusz się.
Nie siedź przed telewizorem.
Odpocznij po raz trzeci.
Nie pal i nie pij.

😊 To oczywiście tak w skrócie. Po bardziej kompleksową treść napisaną przez doświadczonego lekarza, zachęcam Was do sięgnięcia po „Pokonaj swoje lęki i odzyskaj spokój” Ellen Vory. Książkę znajdziecie  praktycznie w każdej księgarni.

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zapoznania się z poradnikiem bardzo dziękuję WYDAWNICTWU FILIA.

„Ogrody na popiołach” Sabina Waszut

PODRÓŻ ZA HORYZONT

  • Autorka: SABINA WASZUT
  • Wydawnictwo: KSIĄŻNICA
  • Liczba stron: 302
  • Data premiery: 7.09.2022r.

W pierwszym słowach przepraszam Autorkę @Sabina Waszut-strona autorska. Szczerze przyznaję, że nie zamierzałam przeczytać jej najnowszej powieści historycznej zatytułowanej „Ogrody na popiołach”.  Pomyślałam; świętochłowiczanką nie jestem, ani z wyboru, ani z pochodzenia mimo mego śląskiego wywodzenia się😊, czytałam wiele książek historycznych z tematyką obozową, a i nastrój nie ten, by podejmować kolejną trudną lekturę. Niestety ogrom zainteresowania publikacją wydaną nakładem  @Wydawnictwo Książnica, która debiutowała w dniu 7 września br., przerósł moje wyobrażenia o lekturze. Przeczytałam lub obejrzałam mnóstwo recenzji, wywiadów, relacji ze spotkań. Jeden wątek powtarzający się związany jest z niewiedzą. Związany jest z ukrywaniem prawdy. Związany jest ze strachem, by nie wspominać o komunistycznych zbrodniach, które działy się praktycznie obok nas. Na naszych ulicach, obok naszego domu. Zaciekawiło mnie to. Zainteresował mnie obóz, który był wcześniej filią hitlerowskiego Auschwitz, by później przez kilka miesięcy stać się miejscem katorżniczego wyzysku i zemsty na Ślązakach za hitlerowskie zbrodnie. Ślązakach, którzy często nie wiedzieli, za co zostali osadzeni. By osądzić „(…) ile w Ślązaku jest Polaka, a ile Niemca.” Tak mnie zaciekawiła tematyka, że w końcu książkę kupiłam i przeczytałam. I nie żałuję, ani pierwszego, ani tym bardziej drugiego.

A wszystko zaczęło się, jak sama Autorka wspomina w „Posłowiu” wiele lat wcześniej, gdy na spotkaniu autorskim w Świętochłowicach pewien starszy pan zaczął opowiadać o komendancie obozu, Salomonie Morelu (na marginesie jedna z jego córek jest czynną aktorką i piosenkarką). Z obawy, że powiedział za dużo, w pewnym momencie przerwał. Na co uspokajająco zareagowała jego żona zachęcając go do kontynuacji i stwierdzając, że „(…) teraz już może o tym mówić.” Tyle lat po 1945 roku!!! Tyle lat po obozie!!! Tyle lat po tym, gdy Morel został przeniesiony na inne, intratne stanowiska w komunistycznej ubecji! Tyle lat….

Obóz na zgodzie w Świętochłowicach stał się symbolem Tragedii Górnośląskiej, o której, zdaniem wielu, wciąż lepiej jest milczeć, niż mówić zbyt głośno. Strach, który został wówczas zasiany, nadal panuje i być może nigdy nie uda się go wyciszyć.” – słowa Autorki we Wprowadzeniu [w:] „Ogrody na popiołach” Sabina Waszut.

Ten paraliżujący strach dał się we znaki w roku 1966 Karolowi Plochowi, niewidzącemu sprzedawcy w katowickim kiosku. Gdy usłyszał znienawidzony głos i równy, silny krok, a także poczuł zapach wody kolońskiej Salomona Morela, komendanta obozu pracy w Świętochłowicach – Zgodzie. Ten paraliżujący strach poczuł Karol Ploch również i w 1996 roku, gdy wraz ze swoim synem Piotrem odwiedził tereny byłego obozu i dane mu było przejść jeszcze raz przez jego główną bramę, pięćdziesiąt jeden lat później, pięćdziesiąt jeden lat po. A o strachu, który położył się cieniem na całe późniejsze życie Karola Plocha w trakcie kilkumiesięcznego pobytu w obozie nie sposób tu opowiedzieć, nie sposób Was do niego zbliżyć. To trzeba przeczytać słowami Sabiny Waszut. Trzeba prześledzić, by zrozumieć, co znaczy Tragedia Górnośląska i co dla osadzonych w obozie, znaczyło się tam znaleźć.

Ogrody na popiołach” Sabiny Waszut pozostawiły mnie w silnych emocjach, które towarzyszyły mi przez dwa wieczory, w trakcie zanurzania się w lekturę. Te emocje nadal czuję, nadal je przeżywam. To dobrze. Oznacza to, że ta powieść historyczna długo, a może nigdy, nie zostanie przeze mnie zapomniana. Tak jak historia, której dotyczy, nie powinna być zapomniana przez nikogo, a tym bardziej przez żadnego ze Ślązaków.

Kto nie przeżył wojny, ten nigdy nie pojmie, jakie prawa nią kierują, kto nie przeżył wojny tutaj, na Śląsku, ten nie zrozumie, że nic nie jest czarno – białe.” – „Ogrody na popiołach” Sabina Waszut.

Sam tytuł nie jest przypadkowy. Ówczesny obóz „Zgoda – Świętochłowice” to aktualnie miejsce pracowniczych ogródków działkowych. Z jego terenu została brama. Oryginalna. Strasząca. Przypominająca. Zaraz za nią zieleń, a w okresie jesiennym opadające złociste liście. Miejsce odpoczynku i relaksu. Miejsce zjazdów i miejsce wieczornych spotkań przy grillu. Praktycznie na miejscu śmierci wielu niewinnych ludzi. Miejscu katowania wielu niesprawiedliwie osadzonych. Choć Autorka patrzy na to całkiem inaczej.

Pani Sabina Waszut wydarzenia przedstawiła w sposób bardzo sugestywny, z niezwykłą, wrodzoną sobie subtelnością. Mimo bardzo trudnych wydarzeń, które zostały opisane w książce, jej fabułę śledziłam bardzo płynnie. Kolejne zdania napływały jedne po drugich, historie przeplatały się. Te poboczne, dodane jakby od niechcenia, doprecyzowujące rzeczywistość historyczną, w której została osadzona akcja okazały się dla mnie wyjątkową wartością. Historia Margot i jej rodziny z fryzjerskimi tradycjami, charakterystyka infrastruktury, wspominane ulice zmieniające nazwy i pomniki, które dość w krótkim czasie zaczęły odzwierciedlać całkiem co innego, to jakby delikatne koraliki rozrzucone tu i ówdzie dla ozdoby, dla dopełnienia. Dzięki temu czytelnik został żywo osadzony w ówczesnych czasach. Dzięki temu czytelnik może poznać panujące nastroje, opinie, które dominowały. I dzięki temu mogłam dowiedzieć się na przykład, że mieszkańcy Śląska twierdzili, iż czerwonoarmiści nie są w stanie zdobyć Śląska i przejść choćby metr katowickimi ulicami.

Bardzo dobrze Autorka odzwierciedliła realność polsko – niemieckiego Śląska. Tę dychotomię, której nie rozumieli sami Ślązacy. Gdzie Nowak czuł się Niemcem, a Ślązak, którego nazwisko poprzedzone było „von” uważał się za Polaka. Rozstrzygnięcia polityczne po plebiscycie nie były oczywiste dla samych zainteresowanych. Nie rozumieli dlaczego Zabrze, Bytom i Miechowicie zostały po stronie Niemieckiej, a inne tereny włączono do Polski. Ślązak żył ze Ślązakiem jak Niemiec z Polakiem i odwrotnie. Takim właśnie mieszanym małżeństwem byli Plochowie, Karol i jego żona Margot. Warto zwrócić uwagę na stronę dwudziestą trzecią powieści, w której Pani Waszut idealnie opisuje złożoność światopoglądową, patriotyczną i polityczną tego terenu. Jak sama Margot uważała, posiadająca kategorię II na volksliście, „Winni są tylko ci, którzy wciskają im karabiny w dłonie…”.

Nic dobrego nie uczyniła żyjącym tu od pokoleń ludziom ta wielka polityka, która nagle, przypomniawszy sobie o Helmucie, Jendrysku czy Berciku, pozwoliła im zdecydować, kim czują się bardziej albo raczej: gdzie chętniej będą mieszkać. A potem, już bez pytania, i tak podzieliła śląską ziemię po swojemu, przecinając na pół miasta, wsie a nawet zagrody, stodoły oraz haźle.” – „Ogrody na popiołach” Sabina Waszut.

Czytając o Jendrysku nie mogłam się nie uśmiechnąć pod nosem. Czyżby to ukłon w stronę bohatera serii kryminałów retro autorstwa Moniki Kassner? 😉.

Wracając jednak do recenzji w wielu miejscach złapałam się na zachwycie nad historyczną wartością powieści. Wiele kwestii musiałam sama zgłębić w dostępnych, internetowych źródłach.

volkslist zasługuje na wspomnienie. Decyzje, które później kładły się na losach Ślązaków zmuszające ich do podjęcia trudnego procesu rehabilitacji. Jak wynika z zacytowanych wprost w książce historycznych dokumentów wielu z nich znalazła się tam przypadkiem, bez własnej zgody. Jak młodzi chłopcy wychowywani w polskich domach i mówiący po polsku, automatycznie wpisywani do Hitlerjugend, czy muzycy z orkiestry zakładowej, których nikt się nie pytał, czy chcą być wpisani do NSDAP. Czy chociażby nauczyciele z niemieckich szkół, jak Jan Janosch, prawdziwy zbrodniarz nazistowski = nauczyciel Karola, niezwykle tragiczna postać. Warto również wspomnieć o historycznych postaciach. O samym komendancie Salomonie Morelu. Żydzie z pochodzenia, któremu Polacy wydali rodzinę i przez których to, oprócz jednego brata, rodzinę stracił. Osobie uważanej przez swe otoczenie za miłego, kulturalnego człowieka. Będącego jednocześnie sadystą, despotą, psychopatą w warunkach obozowych. Fakt historyczny, gdzie Morel wiezie złapanego po ucieczce Erica, mrozi mi nawet teraz krew w żyłach. Morel, który „Ciągle pytał, dlaczego uciekłem, bo przecież tu jest wspaniale (…) Wspaniale! Cudownie!”. Morel, który doprowadził do wybuchu tyfusu pozwalający by „(…) tym samym wozem, którym wywożono ciała, przywożono do obozu chleb.” Czy sam wspomniany Eric van Calsteren Holender z pochodzenia, który całkowicie niesłusznie, jak wielu zresztą, znalazł się w obozie. A także Wanda Lagler obywatelka Stanów Zjednoczonych, niezwykle bogata kobieta, gdzie cały sztab prawników występował o jej zwolnienie, którego niestety nie dożyła. A także sami więźniowie pełniący w obozie ważne funkcje, o których nie będę już spojlerować.

Sabina Waszut stworzyła powieść o miejscu, o którym zapomniała na kilkadziesiąt lat historia. O losach skrzywdzonych, potraktowanych jak Nazistów Ślązakach, którzy odpowiedzieli za grzechy innych, którzy zemstę musieli przyjąć na siebie. Jedni żyli naprawdę. Innych stworzyła Autorka jako zlepek osobowości, życiorysu innych bohaterów, wzbogacając opowieść o ich bezpośrednią relację. Nie jest to książka dokumentalna, ani popularnonaukowa. Jest to powieść historyczna, która o obozie pracy w Świętochłowicach – Zgodzie nauczyła mnie – Ślązaczkę z pochodzenia znacznie więcej, niż jakakolwiek rozmowa, jakakolwiek dotychczasowa publikacja na ten temat. Nauczyła mnie ją rozumieć. Nie tylko w sferze racjonalnej, lecz przede wszystkim, co ważniejsze zresztą, w sferze emocjonalnej, w bardzo głębokiej płaszczyźnie.

Bardzo wartościowa lektura. Napisana z ogromnym zaangażowaniem i historyczną pieczołowitością. Skomponowana w płynną opowieść, której roli dydaktycznej nie jestem w stanie ocenić. KONIECZNIE PRZECZYTAJCIE !!!!

Moja ocena: 9/10

Książka ukazała się nakładem WYDAWNICTWA KSIĄŻNICA.

„Sundial” Catriona Ward

SUNDIAL

Autorka: CATRIONA WARD
Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
Data premiery: 24.08.2022r.
Liczba stron: 400

No i będą ochy, i achy😊. Nie mogło być inaczej. I to bynajmniej nie chodzi o przepiękną oprawę w twardej okładce najnowszej powieści Catriony Ward „Sundial”, która premierę miała 24 sierpnia br.  . Ani o peany na cześć Wydawnictwa @Czwarta Strona Kryminału, któremu przy okazji serdecznie dziękuję za egzemplarz recenzencki. Tym bardziej ochy i achy nie są spowodowane pamięcią po zeszłorocznej rewelacyjnej książki  „Ostatni dom na zapomnianej ulicy” (recenzja na klik). To ochy i achy prawdziwe, z głębi serca. Powstałe w sposób naturalny po przeczytaniu „Sundial”.

Dorosłe życie to bagno, w którym człowiek tkwi po uszy, gobelin wzajemnych pretensji tkany tak ciasno, że nie sposób bo rozplątać.” -„Sundial” Catriona Ward.

Rob i Jack, bliźniaczki wychowały się z Falconem i Mią na farmie pośrodku pustyni o nazwie Sundial. Określenie pochodzi od zegara słonecznego wybudowanego na terenie posiadłości. Jak sama Rob o sobie mówi; „Wychowywałam się na pustyni i zamiast chodzić do szkoły, miałam lekcje z ojcem(…). Hodowaliśmy własne warzywa, mieliśmy jaja od kur i mleko od krowy”. Oprócz tego na farmie przeprowadzano badania nad strachem, wrodzoną agresją u zwierząt. W pracy na farmie pomagał mieszkańcom Paweł, Polak z pochodzenia o trudnej przeszłości. Po latach Rob wychowuje z Irvingiem dwie córki, dwunastoletnią Callie i dziewięcioletnią Anne. O zdradzie męża Rob dowiaduje się przez ospę, którą zaraża się młodsza córka. Nie jest to jednak odkrycie, z którym Rob nie potrafiłaby sobie poradzić. To inne, niepokojące odkrycie zmusza Rob do odbycia podróży ze starszą córką w przeszłość. Do wyjazdu do Sundial.

Zarwałam noc. Przyznaję się. Książkę skończyłam czytać wczoraj o godzinie drugiej w nocy. Nie miałam tego w planach, o nie. Postanowiłam przeczytać pierwsze sto stron, po których całkowicie przepadłam. Nie sposób się od niej oderwać, a to zawsze najlepsza opinia, co do powieści, mimo, że thriller jest pełen niepokoju, strachu. Czytając czułam napięcie, niezrozumienie, obsesję na punkcie przymiotnika „blady” w każdej odmianie i zwierząt, które z natury uwielbiam. Nagle psy zaczęłam spostrzegać jako wrogów, jako zwierzęta z natury łowne, zwierzęta niebezpieczne. Sam pomysł na farmę szczeniąt Jacqueline i Roberta Graingerów przerósł moje najśmielsze wyobrażenia. To samo dotyczy relacji matka – córka, relacji Rob z Callie. Tak trudnej, tak pełnej przeciwności zafundowanych przez Irvinga, tak pełnej wzajemnych pretensji i niezrozumienia. Postać Rob jest niezwykle dojrzała, choć przyczyna jest zgoła inna, od powszechnie spotykanej. I za to Catrionie Ward należą się słowa ogromnego uznania. Za opisanie historii pełnej emocji, trudnych pytań, ale i ciekawych odpowiedzi. Za stworzenie postaci, z którymi do tej pory nie spotkałam się w literaturze. Nie tylko o skomplikowanej duszy i charakterze, ale o nieszablonowej przeszłości.

Autorka idealnie skonstruowała opowieść. Doskonale oczywiście dla opisanych w niej wątków. Zdarzenia czytelnik śledzi z różnych perspektyw. Z perspektywy Rob i Callie w narracji pierwszoosobowej. Obie bohaterki wiernie oddają, co się z nimi dzieje, jaka jest ich motywacja i o czym myślą. Do tego Ward idealnie odniosła się w wielu miejscach do tych samych zdarzeń, ale z dwóch optyk, raz ze strony Rob, raz z punktu widzenia Callie. Każda inaczej interpretuje rzeczywistość, każda inaczej rozpoznaje przyczyny zachowań drugiej. I to świetnie oddaje karuzelę zdarzeń, w której znalazły się obie bohaterki. By ukazać kontekst późniejszych wydarzeń Ward wzbogaciła narrację o rozdziały zatytułowane „Tamta Rob” i „Tamta Jack”. To dzięki zajrzeniu w przeszłość czytelnik może dowiedzieć się, co się tak naprawdę działo w głowie jednej i drugiej siostry. Gdzie zaczął się początek tych zdarzeń. Do tego jeszcze narracja oparta na Arrowood. Rob jako z wykształcenia nauczycielka pisze historię, która komentowana i opisywana jest przez szkolną miłośniczkę sportu. „Ma wiele tajemnic. (…) W każdej części serii ma miejsce jakiś skandal. Jej bohaterki przeżywają wiele życiowych trudności.”. Ta wielowymiarowość tłumaczenia wydarzeń jest ogromną zaletą tej książki. Jest wartością nie do ocenienia.

Pasjonująca powieść zasługująca na szybką ekranizację, w której prym wiodą trudne relacje międzyludzkie. A zakończenie? Pozostawiło mnie z poczuciem niedosytu, ledwo co stłumiłam w sobie chęć rzucenia tej pięknej publikacji o ścianę. Zarwałam noc, a tu taka niespodzianka😉.

A jeśli Wam napiszę, że tak przedstawionej relacji dwóch sióstr długo nie widziałam i w taki sposób ujętej relacji matki z córką? Dodam do tego jeszcze, że trudna relacja Rob z mężem Irvingiem również nie jest standardowa. Jest wręcz odświeżająca i niespotykana dotychczas. Sam Irving to postać na którą warto zwrócić uwagę. A Falcon i Mia w relacji do Rob i Jack to prawdziwy majstersztyk! A żeby Wam było mało, zwrócę także uwagę na samą Annie, która jest największą zagadką. Bohaterką w tle mającą największe finalnie znaczenie. Zaciekawieni? I o to chodziło. Uff zrobiłam wszystko, byście sięgnęli po tę pozycję, bo naprawdę warto. Jej lektura nie pozostawi Was obojętnymi.

Moja ocena: 9/10

Za możliwość zrecenzowania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

„Przezroczyste” Edyta Świętek

PRZEZROCZYSTE

  • Autorka: EDYTA ŚWIĘTEK
  • Wydawnictwo: PASCAL
  • Liczba stron: 384
  • Data premiery: 24.08.2022r.

@Edyta Świętek to Autorka czterdziestu książek z gatunku literatury obyczajowej. O swoich i nie tylko książkach dzieli się spostrzeżeniami na stronie @Edyta Świętek – strona poświęcona książkom. Ja od czasu do czasu uwielbiam sięgnąć po powieść obyczajową jako przeciwwagę do thrillerów, kryminałów i sensacji, które wręcz ubóstwiam. Sporą ofertę książek tego typu ma @wydawnictwoPascal, które również w dniu 24 sierpnia br. wydało najnowszą powieść Edyty Świętej pt. „Przezroczyste”.

„(…) miłość to iluzja, a małżeństwo jest pokutą dla kobiety.” -„Przezroczyste” Edyta Świętek.

Sylwia Stokłosa w klasie maturalnej zachodzi w nieplanowaną ciążę z Karolem Widłakiem, z czego jej i jego rodzice nie są tak samo zadowoleni. Kilkanaście lat później jest jego żoną pracującą w sklepie z odzieżą wychowującą dwie córki, osiemnastoletnią Patrycję i o rok młodszą Kamilę. Karol osiągnął zawodowy sukces. Sylwia niekoniecznie. Jej wykształcenie pozostało na poziomie zdanej matury. Córki przeżywają swoje wzloty i upadki, a Sylwia próbuje podsumować swoje życie.

To typowa powieść obyczajowa składająca się z dwóch części i interesującego prologu, który kładzie się później cieniem na całej fabule. Rozdziały zostały ponumerowane i zatytułowane. Tytuł odnosi się wprost do treści, które znajdujemy w danej części. Narracja jest trzecioosobowa. Zabrakło w niej silniejszego rysu psychologicznego, kontekstu psychologicznego wielu postaci. Postać męża, Karola jest od początku do końca zła, egoistyczna. Jego motywacja i osobowość nieskomplikowana, oczywista.

„Mąż zawsze stawiał na swoim, a ona po prostu musiała rezygnować z własnych marzeń. Ba! Na jakimś etapie odkryła z przygnębieniem, że właściwie zrezygnowała z samej siebie, ponieważ zawsze była stroną ustępującą i dbającą o to, by inni mogli czuć się szczęśliwi.” -„Przezroczyste” Edyta Świętek.

Trudno wiedzieć, co miała na myśli Edyta Świętek kreśląc taką, a nie inną opowieść. Nie znam motywacji do napisania „Przezroczyste”. Dla mnie ta powieść jest trochę próbą stworzenia niezobowiązującej ody do kobiecości, do macierzyństwa, niestety z jej wszystkimi mankamentami, wadami i ograniczeniami. Denerwowała mnie postać Sylwii. Z jednej strony widziałam w niej ofiarę, z drugiej sprawczynię własnego losu. Sam dialog ze strony 36, w którym mąż oskarża ją o dwie nieplanowane ciąże ogromnie mnie wzburzył. Mimo, że wielokrotnie powtarzał się motyw wspólnej odpowiedzialności za powołanie do życia za wcześnie dzieci, Sylwia nie potrafiła w ten sposób zripostować własnego męża i to po osiemnastu latach wspólnego życia. Tym bardziej, że Karol nie stosuje przemocy, bądź co bądź…. Aż tu nagle totalne zmiana Sylwii. Nierzeczywista, nieprawdziwa. Kobieta wiele lat tkwiąca w takim związku potrzebuje najpierw zapewne oświecenia, później długiej, naprawdę długiej drogi do zebrania w sobie siły, by zmienić swoją postawę, aż wreszcie odwagę, by wdrożyć zmianę w życie. U Sylwii przemiana nadchodzi automatycznie, od razu, szybko. Za szybko.

A do tego drażniące mnie literówki. Na stronie 35 zamiast „ona” użyto „on” („Karolu! On powinna zająć się nauką…” Na stronie 101 zamiast „będę” jest „będą” („Kurczę! Ale czad! Będą ciotką!”).

Zdecydowanie „Przezroczyste” nie okazały się lekturą dla mnie. Mogłabym jej w ogóle nie czytać. Zaoszczędziłabym sobie, mimo naprawdę świetnego pomysłu na fabułę, kilku godzin z irytującą mnie główną bohaterką, której postać została za mało zobrazowana w aspekcie emocjonalnym i psychologicznym w odniesieniu do ogromnej zmiany, która w niej później nastąpiła. Ale w sumie takie jest życie😊. Nie każdy spotkany człowiek nas zachwyca. Nie każdy nadaje naszemu życiu sens. Szczerze, im więcej mam lat, tym częściej ktoś mnie irytuje. Możliwe, że fikcyjne postaci powinny robić to samo w moim czytelniczym życiu.   

Moja ocena: 5/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą i podzielenia się z Wami moją opinią bardzo dziękuję Wydawnictwu PASCAL .

„Nie ufaj mu” Remigiusz Mróz

NIE UFAJ MU

Autor: REMIGIUSZ MRÓZ
Cykl: INA KOBRYN (tom 2)
Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
Data premiery: 27.07.2022r.
Liczba stron: 400

Ogromnym zaskoczeniem była dla mnie kontynuacja thrillera z Iną Kobryn. O pierwszym tomie zatytułowanym „Wybaczam ci” przeczytacie w recenzji na klik. Książka okazała się dla mnie dużym zaskoczeniem, a sama bohaterka jako przeciwwaga do Asiulki Chyłki niezwykle interesująca. A jednak

@RemigiuszMróz stworzył powieść „Nie ufaj mu”, która nakładem Wydawnictwa @Czwarta Strona Kryminału księgarskie półki zaanektowała 27 lipca br. Dla mnie premiery wakacyjne nigdy nie są szczęśliwe. Nawet jeśli dotyczą jednego z moich ulubionych polskich autorów😉. Wyjazdy, przyjazdy, odwiedziny, pakowania i rozpakowywania odciągają mnie od mojej ulubionej rozrywki, jaką jest czytanie. Tak niestety zdarzyło się i tym razem. Do „Nie ufaj mu” sięgnęłam całkiem niedawno, a opinię na jej temat znajdziecie poniżej.

Bo jeśli winą zmotywujesz się do czegokolwiek, to tak naprawdę manipulujesz samą sobą.” -„Nie ufaj mu” Remigiusz Mróz.

Po roku od wsadzenia szefa wietnamskiej siatki przestępczej Vŏ Văn Băo oraz własnego męża, Rafała do więzienia, świat Iny Kobryn ponownie trzęsie się w posadach. Staje się niedoszłą ofiarą gwałciciela. Z opresji ratuje ją przystojny mężczyzna przedstawiający się jako Alan Bohucki, zwany Boguhen wracający z pobliskiego klubu z paczką przyjaciół. Jednocześnie siostra Iny, Julia przygotowuje się do ślubu z Gracjanem Pabstem, przyjacielem obu sióstr z dzieciństwa. Plany zaczynają się komplikować, gdy do skrzynki ktoś wrzuca wiadomość na papierze ze ślubnych zaproszeń o treści „Nie ufaj mu”. Wszystkie wątki zaczynają się układać w jedną całość. I to całość, która żadna z sióstr nie chciałaby poznać.

Kobiety są jednak głupie i naiwne 😊

Wokół tej, niczym oczywiście niepotwierdzonej w realu tezy, Remigiusz Mróz zbudował fabułę drugiego tomu cyklu z Iną Kobryn. Kobietą totalnie pokręconą, jakby bez kręgosłupa moralnego i intelektualnego, która mimo naprawdę inteligentnych i ciętych ripost, a także trafnych cząstkowych wniosków, finalnie okazuje się tą głupią i naiwną. Autor umiejętnie doprowadził mnie, jako jego wierną czytelniczkę, do poczucia nierealności postaci. Do świadomości, że oto przecież silna, mądra, sprytna, co zostało udowodnione w pierwszej części zatytułowanej „Wybaczam mu”, bohaterka staje się w sposób wręcz oczywisty, ofiarą. I o tą oczywistość mi chodzi. Mimo wielu zwrotów akcji, jak to u Mroza bywa, wielu inteligentnych dialogów i przeciągania liny raz w jedną, raz w drugą stronę, od co najmniej połowy połapałam się, o co w tym wszystkim może chodzić. I niestety się nie pomyliłam. Nie było więc takiego zaskoczenia do jakiego przyzwyczaił mnie Autor.

Niezwykle denerwował mnie wątek siostry Iny i samego Pabsta. Te niewypowiedziane słowa, te ukryte znaczenia i te stracone wpływy, tylko z powodu jednej osoby, całkowicie obcej i od razu podejrzanej. Nie wiem jak musiałabym być spragniona miłości i czułości, by nie dostrzec świecącej i bzyczącej w mej głowie czerwonej lampki jako reakcji na drogie samochody Porsche, czy Audi, a także wyjątkowo ekskluzywne apartamenty. Nie wiem jak musiałabym być spragniona uważności drugiego człowieka, by nie słyszeć absurdu brzmiącego w tłumaczeniu skąd te artefakty pochodzą i jakie jest ich pochodzenie. Nie wiem. Tym bardziej, że byłabym kobietą, jak pamiętam z pierwszej części, umiejętnie oszukiwaną przez swego męża, która nagle przejrzała na oczy i zwycięsko wyszła z tej rozgrywki. Mróz przyzwyczaił mnie do silnych kobiet, do inteligentnych kobiet, które nie dają sobą sterować. A już na pewno nie popełnią dwa razy z rzędu tych samych błędów.

Nie jest to więc thriller z prawdziwego zdarzenia. To raczej powieść obyczajowa z wątkiem sensacyjnym. Bohaterowie biegają, ścierają się, odkrywają, szukają, udowadniają sobie wzajemnie. W sensie alokacji mam wrażenie, że biegają to tu to tam. I do tego ten wiecznie rozładowany telefon Iny, ależ mnie tym doprowadzała do szewskiej pasji😊. Oczywiście jest i kłamstwo, i jest gangsterka. Teraz tylko trochę w innej odsłonie. Powieść ratuje jednak bardzo płynna, energiczna narracja. Postaci z innych publikacji Autora (tak, tak pojawiła się adwokatka z kancelarii Żelazny & McVay z serii o Chyłce). Do tego inteligentne dialogi ścinające z nóg, jak to tylko Remigiusz Mróz potrafi.

(…) – Bo ewidentnie mam przed sobą namacalny dowód na to, że rozum jest jedynym nieskończonym surowcem na świecie.
(…)  Skoro nawet taki imbecyl jak ty nie narzeka na jego brak, to naprawdę musi być go w nadmiarze – dokończyłem.” -„Nie ufaj mu” Remigiusz Mróz.

 Czytając takie sformułowania chyba bałabym się rozpocząć rozmowę z Autorem na żywo, w trakcie jakiegoś spotkania autorskiego😉. Aż strach czym po powierzchownym obcięciu mej osoby, by mnie przywitał😊.

Motyw niewyjaśnionej Roguckiej i samego Pabsta daje szansę na kontynuację, o czym bez żadnych zobowiązań wspomina Autor w Posłowiu. Do kontynuacji ponownie sięgnę z ogromną uważnością. Wszak proza Mroza ze względu na jej wszechwładną pomysłowość oraz unikalny, na chwilę obecną totalnie nie do podrobienia, styl i tempo narracji, obroni się sama.

Tylko co z tym nazwiskiem głównej bohaterki? Myśl ciążyła mi przez część lektury. Przecież jeśli Ina nie miała ślubu cywilnego z Rafałem, o czym wspomina wielokrotnie, to dlaczego nosili to samo nazwisko Kobryn? Rafał Kobryn przykładowo ze strony 346 i Ina Kobryn, bez ślubu cywilnego, tylko po ślubie kościelnym, ale nie konkordatowym. W realiach polskiego USC wymagałoby to nie lada zachodu. Wszak zmienić nazwisko na całkowicie obce nie jest tak łatwo😉.

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą bardzo dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

„Na tropie Vermeera” Agnieszka Ptak

NA TROPIE VERMEERA

  • Autorka: AGNIESZKA PTAK
  • Wydawnictwo: ZNAK HORYZONT
  • Liczba stron: 347
  • Data premiery: 13.07.2022r.

Jan Vermeer „a właściwie Johannes Vermeer (ur. przed 31 października 1632 w Delft, zm. przed 15 grudnia 1675 tamże) – malarz holenderski” (cyt. za: https://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Vermeer z dnia 2.10.2022r.) Jego najbardziej znane dzieło, wręcz arcydzieło to „Dziewczyna z perłą”. O tym samym tytule można zobaczyć film z 2003 roku z Colinem Firthem i Scarlett Johansson w rolach głównych. Film jest niezwykłą opowieścią o fascynacji malarza swoją służącą. Obrazem delikatnym, melancholijnym i niezwykle nasyconym ukrytym erotyzmem. Jeśli nie oglądaliście filmu do gorąco Was do tego zachęcam.

Wracając jednak do premiery z 13 lipca br. od @WydawnictwoZnak Horyzont „Na tropie Vermeera” autorstwa Agnieszki Ptak – oficjalny profil na FB to @Z lotu Ptaka, (dla ciekawskich: czynnej Pani prokurator😊) przyznaję, że to właśnie obraz i ekranizacja kinowa o powstaniu „Dziewczyny z perłą” skłoniły mnie do sięgnięcia po tę lekturę😉. Jeśli do tego dołożymy motyw nazistowski z czasów II Wojny Światowej oraz kunszt fałszerski, który zapewnia opis Wydawcy, lektura musi być udana.

(…) faktycznie był najlepszy, że to nie zwykły szalbierz zainteresowany wyłącznie pieniędzmi, że był równy tym, których podrabiał.” -„Na tropie Vermeera” Agnieszka Ptak.

W roku 1941 Jacobowi Wolfowi słynnemu fałszerzowi  żydowskiego pochodzenia zostaje powierzone zadanie nie do odrzucenia. Oficer SS, Friedrich Hartman nakazuje mu skopiować arcydzieło Vermeera o nazwie „Alegoria malarstwa”. Obawiający się o swe i swych najbliższych życie kopista realizuje zamówienie. Wkrótce potem traci życie. Do tematu fałszerstwa wraca francuski dziennikarz w 1997 roku, Allard, który stara się odtworzyć historię i opowiedzieć czytelnikom poczytnego francuskiego periodyku historię kopii. Jednocześnie profesor Sorbony, Maxime Oisean uzyskuje zlecenie odnalezienia oryginału dzieła Jana Vermeera. Wraz ze swoją doktorantką Anaïs Coubert i pomagającą im Chloé Savigny nie tylko przemierza nieprzychylne karty historii, lecz także kilometry. Od Francji do Genewy i odwrotnie. A w międzyczasie Niemcy, które zawieruchę wojenną zostawiły dawno w tyle, a nadal są pełne tajemnic, nadal są pełne ukrytych prawd.

???

O co w tym wszystkim chodzi, zadawałam sobie kilkakrotnie pytanie w trakcie lektury powieści. Choć dla Autorki temat zagadek historycznych nie jest obcy (jest autorką książki pt. „Zagadka” z 2021), forma przekazu zafundowana powszechnemu czytelnikowi nie do końca mi przypadła do gustu. Temat na fabułę jest chyba jedynym walorem powieści. Z zainteresowaniem czytałam o hitlerowskich Niemcach, o samym Hitlerze i jego najbliższych współpracownikach, a także o wątku związanym z kradzieżą dzieł sztuki w okupowanych krajach. Nie zrozumiałam jednak kompletnie narracji. Według mnie chaotycznej, utrudniającej wyłapywanie istotnych wątków, niesprzyjającej chronologii. Autorka zaprasza czytelnika do dyskusji, do dialogu. W jej prozie czytelnik występuje przez duże „C”, jako ważny wielki nieobecny w „Na tropie Vermeera”, a sama o sobie mówi „Autor”.

 „Teraz nastąpi oczekiwany zwrot akcji. Autor zmartwi jednak Czytelnika. Teraz nic się jeszcze nie wyjaśni.” -„Na tropie Vermeera” Agnieszka Ptak.

Co rusz Autorka obiecuje ciekawe zakończenie i zbliżanie się do finału.

Do tej pory był kłus, teraz fabuła rusza z kopyta. Będzie galop, pora wprawić konia w ruch trzytaktowy…” -„Na tropie Vermeera” Agnieszka Ptak.

Od czasu do czasu okrasza fabułę komentarzem jak w greckim dramacie.

(Komentarz: Szykuje się wycieczka nad Jezioro Genewskie. Ale pikniku nie będzie. Wiklinowy kosz zostaje w domu). -„Na tropie Vermeera” Agnieszka Ptak.

A jakby tego było mało, do konstrukcji Agnieszka Ptak dorzuca jeszcze dywagacje na temat bohaterów i eseje lub opowiadania autorstwa i Anaïs, i Chloé. O zakończeniu, a raczej alternatywnych zakończeniach nie wspomnę, czy liście fikcyjnych lub realnych właścicieli światowych dzieł sztuki. To wszystko w czterech częściach, z podtytułami rozwijającymi pewne paradoksy. Sama intryga kryminalno – fałszerska rozpoczyna się w Prologu, w którym Autorka romansuje z czytelnikiem przez duże „C” twierdząc, że „(…) wszystko dopiero przed Tobą.”

Doceniam wiedzę i oddanie Autorki pasji związanej z dziełami sztuki. Rozumiem jej fascynację  powieściami Umberto Eco i  Dana Browna, w której szyfry, tajemnice, zagadki z przeszłości odgrywają główną rolę. Nie rozumiem tylko wybranej przez Agnieszkę Ptak formy powieści. Jakby chciała utrzeć nosa czytelnikowi; Sprawdź, czy wytrzymasz. Sprawdź, czy dasz radę😊.  

Nie ukrywam „Na tropie Vermeera” Agnieszki Ptak jest prozą dla wytrwałych fanów skomplikowanych intryg osadzonych w historii. Jest książką dla uwielbiających II wojnę światową, zbrodnie nazistowskich Niemiec oraz historie odkrywające, co tak naprawdę stało się z licznymi dziełami sztuki w latach czterdziestych ubiegłego wieku. Powieść jest fantazją, zabawą, próbą łączenia różnych gatunków i stylów. To nie historyczny kryminał w tego słowa znaczeniu. Nie. Zdecydowanie to. To zawiły monogram jednej aktorki, którą jest sama Agnieszka Ptak.

Moja ocena: 6/10

Dziękuję Wydawnictwu Znak za podarowanie mi egzemplarza recenzenckiego.