„Sąsiad” Lisa Gardner

SĄSIAD

  • Autorka: LISA GARDNER
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Seria: Detektyw D.D. Warren. TOM 3
  • Liczba stron: 464
  • Data premiery w tym wydaniu: 26.01.2022r.
  • Data 1 polskiego wydania: 13.07.2011r.

Przygodę z Detektyw D.D. Warren rozpoczęłam od 10 tomu pt. „Powiem tylko raz”. Dzięki publikacji początków serii przez @WydawnictwoAlbatros sięgnęłam do pierwszych przygód Pani Detektyw w książkach „Samotna” i „W ukryciu”. „Sąsiad”  to trzeci tom cyklu, którego Autorką jest Lisa Gardner. D.D. Warren zmienia się z biegiem kolejnych publikacji i przed rozpoczęciem czytania byłam bardzo ciekawa jak wypadła w trzeciej części.

W pewien wieczór ginie w niewyjaśnionych okolicznościach dwudziestoparoletnia nauczycielka wiedzy o społeczeństwie Sandra Jones. Drzwi wejściowe nie noszą śladów włamania, a w pokoju obok zostaje jej ponad czteroletnia córka Ree. Mąż Sandry dziennikarz Jason Jones zgłasza zaginięcie żony, jednocześnie odmawiając odpowiedzi na wiele pytań, które rodzą się w głowie detektyw sierżant D. D. Warren oraz innych śledczych pracujących w zespole. Z pozoru dobre małżeństwo nie wydaje się takie, gdy do sprawy wtrąca się ojciec Sandry, z którym nie widziała się przez pięć lat, sędzia Maxwell Black.

I tym razem Lisa Gardner zbudowała fabułę wokół najgorszych możliwych przestępstw, które zawsze mnie wzruszają. Potencjalne morderstwo domowe – przecież zwykle odpowiedzialny za zniknięcie jest mąż ofiary – zamieniło się w strefę domysłów i wielu podejrzanych, jak to w tej serii bywa. Ciekawym wątkiem było osadzenie na tej samej ulicy przestępcy seksualnego względem dzieci Aidana Brewstera, o którym Jones dowiedział się dopiero po zaginięci żony. Świat Brewstera podglądamy z jego perspektywy w relacji pierwszoosobowej, chociaż wątek śledztwa jest relacjonowany w trzeciej osobie. To nie jedyny taki zabieg narratorski. Również w niektórych rozdziałach dochodzimy do świata zewnętrznego i wewnętrznego samej zaginionej Sandry Jones, która swoimi słowami opisuje co się z nią działo i dlaczego podjęta taką czy inną decyzję. Ta urozmaicona narracja jest zaletą tej publikacji. Intryga została również „rozmieniona na drobne” przez włączenie w sprawę trzynastoletniego ucznia Sandry, Ethana Hastingsa, a także jego wujka Wayne’a Reynoldsa. Oboje mieli Sandrze pomóc, oboje mieli ją wesprzeć, a finalnie…..

Tak śledztwo zostało przeprowadzone z należytą pieczołowitością. Nie ma w książce żadnych luk fabularnych, żadnych niedopowiedzeń. Wszystko układa się w jedną całość w zakończeniu, wszystko ma swój początek i swój koniec. Język jest tożsamy z całą serią. Detektyw sierżant jak zwykle zmotywowana uwielbiająca swoją pracę. Na końcu, niestety nie jest zadowolona, gdyż kogoś bardzo chciała przymknąć.

Lisa Gardner to mistrzyni opisywania krzywd popełnionych na niewinnych, na dzieciach i kobietach. Ta umiejętność jest widoczna w każdej książce cyklu, którą przeczytałam. Nie jest łatwo mi jako kobiecie i matce się z tym mierzyć. Gardner nie przejmuje się skutkami, raczej traktuje pisarstwo jako misję, by pokazać światu z jakimi zwyrodnialcami przychodzi nam obcować  w domu, w szkole, w pracy i w sąsiedztwie. Umiejętnie również opisuje psychologiczne aspekty tych traumatycznych doświadczeń, nawet jeśli działy się wiele lat wcześniej. Obrazuje skutki, często dalekosiężne, z którymi dorośli ludzie nawet po dwudziestu latach nie potrafią sobie poradzić.

To wielowątkowy kryminalny thriller. To wielowątkowe śledztwo. Okoliczności zewnętrzne oraz wątki poboczne tylko urozmaiciły mi lekturę. Jeśli lubicie silne kobiety stające po tej dobrej stronie i o każdej porze dnia gotowe na złapanie złoczyńcy – pokroju D. D. Warren – to sięgnijcie po tę książkę. Udana lektura gwarantowana!

Moja ocena 7/10.

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Albatros.

„Poziom śmierci” Lee Child

POZIOM ŚMIERCI

  • Autor: LEE CHILD
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Seria: JACK REACHER. TOM 1
  • Liczba stron: 464
  • Data premiery: 26.01.2022r.
  • Data 1 wydania polskiego: 01.01.2003r.
  • Data premiery światowej: 1.03.1997r.

Nie lubię się powtarzać, ale nawiążę do treści, które zamieściłam w zapowiedzi tej książki. Przeczytałam kilkanaście części o Jacku Reacherze. I tylko te ostatnie pisane razem z bratem Autora, Andrew Childem nie do końca mi odpowiadają. Trochę za mało Childa w Childzie i za mało Reachera w Reacherze, do którego jestem przyzwyczajona. Recenzję tomu 25 pt. „Strażnik” znajdziecie tutaj: klik.

@WydawnictwoAlbatros przy okazji premiery filmowej pierwszego tomu wypuściło na polski rynek czytelniczy „Poziom śmierci”, pierwszy tom serii. Premierę światową ta seria miała w 1997 kiedy jeszcze moja biblioteczka nie uginała się pod ogromem książek. Ja tę część czytałam po jej pierwszym polskim wydaniu, które odbyło się w 2003 roku. W Reacherze, szczególnie z początków cyklu, najlepsze jest to, że to Reacher, Jack Reacher.

Najciekawsze w Lee Childzie nie jest to, że sprzedał mnóstwo książek, ale to, że pisze tak dobrze”. – Philip Pullman we Wstępie do „Poziom śmierci” Lee Child.

Coś w tym jest. Dobre pisarstwo i idealnie skrojony bohater to recepta na udaną pozycję książkową. Tak jest i tym razem. Sam Jack Reacher to emerytowany major amerykańskiej Żandarmerii Wojskowej. Nie posiadający stałego miejsca pobytu, ani żadnych osób na utrzymaniu 195 cm kolos. Silny, wysportowany, z ciemno blond czupryną oraz niebieskimi oczami. Ciąg wydarzeń jest ten sam, jaki Autor kontynuuje w całej serii. Reacher podróżując samotnie po amerykańskich miasteczkach wikła się w miejscowy konflikt, czy z niewiadomych przyczyn staje się podejrzanym o morderstwo lub inne przestępstwo. Tak jest i tym razem. W leniwym miasteczku Margrave w stanie Georgii, zostaje popełniona zbrodnia. Wysoki, obcy, wysportowany były żandarm wojskowy staje się głównym podejrzanym. Musi udowodnić swoją niewinność. Choć tym razem macki afery kryminalnej sięgają bardzo wysoko. Aż do samej góry, aż do Waszyngtonu….

Cóż mam napisać…. Mam słabość do Reachera, szczególnie z początków serii. I niezmiernie się cieszę, że w nowym serialu Toma Cruise’a zastąpi aktor fizycznie przypominający głównego bohatera. Z jednej strony Reacher jest brutalny, zawsze przygotowany i przewidujący cios oraz ruch przeciwnika. Z drugiej, jest bardzo wrażliwy na krzywdę, niemoc i przemoc względem słabszych. W trakcie swojej podroży staje się samozwańczym obrońcą uciśnionych. Fabuła jest taką bajeczną fantazją Autora na temat dobra i zła w świecie, w którym przyszło mu żyć. Jest jednak rozpisana w  bardzo dobrym stylu. Wielokrotnie Autor zachwycił mnie szczegółowymi opisami ciosów, urazów i złamań. Bardzo dobrze przygotowany tekst pod względem biologiczno-fizycznym. Z perspektywy Reachera dowiedziałam się, jak należy ścisnąć „(…) kostki i palce, a nie mięsistą część dłoni”, by parafrazując Autora „(…) Uchwyt przeciwnika został zneutralizowany”. Child niczym nauczyciel wprowadza nas w niuanse, o których musi pamiętać główny bohater. Tłumaczy czytelnikowi cierpliwie jak Reacher unika poważnych kontuzji. Reacher wie, a tym samym wiemy, że Child wiedział pierwszy, że „(…) Na czaszce właściwie nie ma ciała, jedynie skóra, a pod nią twarda kość. Czoło trudno zranić, praktycznie nie da się go złamać. (…) To dlatego staram się unikać uderzeń dłońmi. Dłonie są kruche, pełne maleńkich kości i ścięgien…”.

Child pisał tę część w latach świetności. Bardzo płynnie przechodzi z jednego wątku do drugiego wplatając co jakiś czas obserwację lub opis otoczenia oczami Reachera, które stanowi pewną odskocznię i jest tłem do ciekawej anegdotki. Pozwala to czytelnikowi lepiej zrozumieć główną postać i razem z nim przemierzać przestworza amerykańskiej ziemi. Zakończenie też nie było niespodzianką😊. Jak zwykle u Childa. Jak już w okolicy 300 stron rozeznaję się, jaki będzie finał, Autor wywraca moją koncepcję do góry nogami. Zaskakując mnie raz po raz. Nie wiem jak On to robi. Jak robi to Child, że te książki z serii są tak spójne od początku do końca. I mają swój urok. Są wprost idealne dla fanów zagadek kryminalnych napisanych językiem bardzo dobrego thrillera.

Po przeczytaniu pierwszej części serii o Jacku Reacherze nie czujcie niedosytu. Po prostu łapcie po kolejną część. Jeszcze tylko dwadzieścia cztery tomy przed Wami i mnóstwo bardzo dobrej zabawy oczami, słowami i czynami Jacka Reachera!!!

Moja ocena 9/10.

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

„Koszmarny Karolek i cuchnąca bomba” Francesca Simon

KOSZMARNY KAROLEK I CUCHNĄCA BOMBA

  • Autorka: FRANCESCA SIMON
  • Cykl: KOSZMARNY KAROLEK (tom 9)
  • Wydawnictwo: ZNAK EMOTIKON
  • Liczba stron: 160
  • Data premiery: 26.01.2022r.
  • Data 1 wydania polskiego: 01.01.2004r.

Koszmarny Karolek jest naprawdę niegrzecznym dzieckiem! Oczywiście po przymiotniku koszmarny moglibyśmy pewnie wrzucił imiona innych, znanych nam dzieci. Oby nie własnych😉. To nie czarujący łobuz Mikołajek i jego ekipa. To dziecko na wskroś złośliwe, niesubordynowane, obcesowe i nieuprzejme. Mimo wielu przykrych konsekwencji zawsze rozpoczyna tak samo. Po swojemu. Jak w najnowszej publikacji tej serii. Wydawnictwo @Znak Emotikon wznowiło dziewiąty tom serii. 26 stycznia br. premierę miała książka pt. „Koszmarny Karolek i cuchnąca bomba” autorstwa Francesci Simon.

Tym razem Karolek postanawia skonstruować cuchnącą bombę i urozmaicić nią – a jakże!- relacje z dziewczynkami. Oczywiście szybko ponosi konsekwencje własnych czynów i błędnych decyzji. Autorefleksja przychodzi jednak za późno. Karolek jest przecież bardzo niewrażliwy i nie sposób o lubić.

Książka ma niewiele stron. Jej przesłaniem jest przedstawienie obrazu bardzo niegrzecznego chłopca, który ma być przestrogą dla innych dzieci. Autorka bardzo dobrze zobrazowała problemy występujące w relacjach pomiędzy rówieśnikami jak: brak empatii, nieumiejętność współpracy i egoizm. Pozycja przesiąknięta jest negatywnymi cechami dzieci. W wielu z nich odnalazłam samą siebie. Finał, jak to w tej serii, jest zawsze taki sam. Efekt decyzji Karolka ma zawsze komiczny rezultat, niezgodny z jego pobudkami. Zaletą książki są ciekawe ilustracje. I mimo, że morał udowadnia, że złe zachowanie w rezultacie przynosi tylko same nieprzyjemne konsekwencje, nie jest to jedna z moich ulubionych pozycji książkowych dla dzieci. Jest raczej przestrogą, studium Koszmarnego Karolka, bez względu jak faktycznie miały ów Karolek na imię.

A w kwietniu nowa seria tej Autorki „Mali wredni Wikingowie”. Tej serii nie mogę się doczekać.  

Moja ocena: 6/10

Recenzja powstała we współpracy Wydawnictwa Znak Emotikon.

„Zaklęty Las” Enid Blyton

ZAKLĘTY LAS

  • Autorka: ENID BLYTON
  • Wydawnictwo: ZNAK EMOTIKON
  • Cykl: ZAKLĘTY LAS (tom 1)
  • Liczba stron: 224
  • Data premiery: 24.01.2022r.

24 stycznia br. odbyła się premiera z Wydawnictwa @Znak Emotikon książki Enid Blyton pt. „Zaklęty Las”. Ta niedługa książeczka dedykowana jest dla dzieci i młodzieży. W Polsce Autorka nie jest dobrze znana. Warto jednak wiedzieć, że jest jedną z 50 najpopularniejszych pisarek i pisarzy na świecie. Od Wydawcy dowiedziałam się również, że według UNESCO jest też najczęściej tłumaczoną autorką literatury dla dzieci. Dotychczas sprzedano ponad 500 milionów egzemplarzy jej książek, a w Wielkiej Brytanii co minutę kupowany jest przynajmniej jeden tom😊.

Z opisu Wydawcy wynika, że to „klasyka literatury, za którą Charlie mógłby oddać nawet fabrykę czekolady! Dzieci z Bullerbyn od razu zaczęłyby sprawdzać wszystkie drzewa w okolicy (i nie tylko). A Narnia przeniosłaby swoją siedzibę. Tak, do drzewa. Frannie, Beth i Joe, trójka rodzeństwa, mieszkają niedaleko najniezwyklejszego lasu na świecie – Zaklętego Lasu. Drzewa szumią tam magiczne zaklęcia, na muchomorach ucztują elfy, ale najbardziej niesamowite jest w nim… Niebosiężne Drzewo”. Frannie, Beth i Joe dotrzymują obietnicy. Pragną ponownie wspiąć się na Niebosiężne Drzewo, by dowiedzieć się jaką tym razem krainę odwiedzą z jej osobliwymi mieszkańcami.

Choć lata młodzieńcze mam za sobą, lubię przeczytać od czasu do czasu literaturę dedykowaną tej grupie odbiorców. Moja strategia się sprawdza, tym bardziej, że mam w domu dwie nastoletnie, czytelnicze dusze. Co rusz podrzucam więc moim Dzieciom ciekawą według mnie pozycję, a oni – o dziwo ! – czytają. Okazuje się więc, że w dzisiejszym świecie dzieci też czytają książki. Co jest po prostu wspaniałe.

Wracając do recenzowanego tomu jest to książka z bardzo pozytywnym przesłaniem. Stanowi o sile miłości pomiędzy rodzeństwem, przywiązaniu. Napisana jest idealnym dla młodzieży stylem i językiem. Ja się nie nudziłam, liczę więc, że dzieciaki też nie wynudzą. To zapowiedź bardzo dobrej, przygodowej kolejnej serii z magią w tle. Do tego akcja, która jest bardzo szybka. Autorka wrzuciła w fabułę parę ciekawostek, co umila czytanie. Oczywiście w książce tego gatunku nie może zabraknąć morału. Został opisany w przystępny sposób. Od razu nasuwały mi się spostrzeżenia w tym zakresie i to jak trafnie Autorka przedstawiła zagadnienia, które powinny trafić do naszego serca.

Jako niekwestionowana fanka serii o Harrym Potterze zapraszam do lektury starszych i młodszych czytelników. Znajdziecie w tej książce dużo zabawnych, celnych przemyśleń i ciekawych zdarzeń. Miłego czytania!

Moja ocena: 9/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak emotikon.

„Makowa spódnica. Kamień w wodę” Zofia Mąkosa

MAKOWA SPÓDNICA. KAMIEŃ W WODĘ

  • Autorka: ZOFIA MĄKOSA
  • Wydawnictwo: KSIĄŻNICA
  • Liczba stron: 416
  • Data premiery: 26.01.2022r.

@Zofia Mąkosa to Autorka cyklu „Wendyjska Winnica” również Wydawnictwa @Książnica. Cała seria bardzo mi się podobała. Recenzję tomu „Wendyjska Winnica. Winne miasto” znajdziecie tu: klik. Trochę zatęskniłam za stylem Autorki będącej emerytowaną nauczycielką historii i wiedzy o społeczeństwie. Zatęskniłam.

Śledząc zapowiedzi książkowe Wydawnictwa @Książnica dowiedziałam się o nowej książce tej Pisarki, którą postanowiłam niezwłocznie przeczytać. To „Makowa spódnica. Kamień w wodę” mająca premierę 26 stycznia br. I by zachęcić Was do przeczytania tej recenzji napiszę na wstępie, że powieść osadzona w czasach historycznych jest bardzo udaną zapowiedzią kolejnej dobrej serii autorstwa Zofii Mąkosy.

(….) gorszy od wszystkich upiorów jest żywy człowiek.” „Makowa spódnica. Kamień w wodę” Zofia Mąkosa.

Akcja toczy się od 1647 do 1658 roku. W Karge, wsi na pograniczu z Brandenburgią i Śląskiem rządzi Baltazar von Lest będący kuzynek właściciela ziemskiego Unruga marzącego o wybudowaniu w tym miejscu nowoczesnego miasta Unruhstadt. To na obrzeżach tej wsi mieszka Wiga. Miejscowa garbata znachorka i zielarka doświadczona przez los. Wigę poznajemy w chwili, gdy szuka swojej jedynaczki Dorotki, która zaginęła parę dni temu. Nikt nie wie, gdzie jest. Nikt inny jej nie szuka, a miejscowi plotkują, że odeszła z własnej woli, by pojawić się z kolejnym dzieckiem. Tak jak kiedyś pojawiła się z Rozalką, która mając trzy latka pozostała nagle sama z babką. Dziewczynką, która „(…) stała się dla niej nieoczekiwanym ciężarem, a przeczucie, że ma jakiś związek ze zniknięciem swej matki, sprawia, że stała się niewrażliwa na jej łzy”.

Wspaniałe historyczne publikacje nie muszą liczyć 700 stron!!! I taki był mój pierwszy wniosek po przeczytaniu książki. W powieści takiej jak ta, mającej 416 stron jest wystarczająco miejsca, by przedstawić czytelnikom przenikliwy, ciekawy, fascynujący świat minionych wieków. I do tego zrobić to w sposób pociągający dla czytelnika😊. O zaletach „Makowej spódnicy. Kamień w wodę” mogłabym pisać sporo. Po pierwsze walory historyczne. Autorka z szacunkiem podeszła do podjętego tematu. Potraktowała pisanie na serio. Przedstawiła w sposób bardzo realny ówczesny czas. Czas kurnych chat i czas radości z komina. Czas bosych stóp i głodu. Czas zarazy oraz pańszczyźnianych chłopów. Czas udręk, zatarć oraz bojaźni przed tym, co nieznane, nawet jeśli nie jest niebezpieczne. Ta realność wyziera z każdej strony. To bardzo dobry miszmasz współczesnego języka oraz dawnych pojęć, nazw miejscowości, nazwisk. Same zachowania, myślenie bohaterów, troski i problemy zostały odwzorowane z nauczycielską starannością. Nie ma w tym fałszu, ani obłudy. Nie ma kłamstwa. Po drugie główne bohaterki. Mimo, że czasy w których przyszło im żyć nie są dla nich łaskawe radzą sobie jak umieją. Sama Wiga, wiejska myślicielka z trudnymi doświadczeniami – och ile bym dała, by się dowiedzieć o co chodzi z jej ojcem – pomaga wszystkim, nawet tym, którzy jej pomocy nie potrafią docenić. Sama idzie przez świat dźwigając na swym garbie małą wnuczkę, którą nagle musi się zaopiekować. Do tego Marta, kucharka dworska, nieczytelna, niepiśmienna mądra kobieta, która wiele przeszła. I wreszcie Dorotka, której jakby nie ma, bo zaginęła. Jednak książka jest przesiąknięta jej nieobecnością, jej młodością, jej uśmiechem, radością i nadzieją na lepsze życie, gdy nagle pojawił się szlachcic, który do niej przyszedł. Sama Rozalka jest przesiąknięta mądrością babciną. Najpierw młode dziecię radzące sobie w każdej sytuacji, potem młoda ułożona dziewczyna starająca się ze wszystkich sił nie zmarnować szansy i marząca o makowej spódnicy. Po trzecie relacje pomiędzy kobietami i mężczyznami. Mąkosa umiejętnie zobrazowała więzi panujące w tym małym, hermetycznym społeczeństwie. Kobiety bez prawa nie tylko do głosu, kobiety bez prawa do życia, do szczęścia, do tego, by nie być wykorzystywane, by nie być bite. Mężczyźni bez honoru, lękający się tego, co nowe, co nieznane, niepotrafiący poradzić sobie ze swoimi słabościami oraz katujący dzieci i żony. Sąsiedzi bliscy lub dalsi nie mieszający się, uznający, że prawda jest zawsze po stronie jego, czy to pisanego z małej, czy dużej litery. Do tego mieszczański pastor luterański, którego na szczęście😉 zabrała zaraza. Ile tacy ludzie potrafią w małej wsi namieszać, ile szkody uczynić i krzywd, to najlepiej wie Autorka. Po czwarte polityka. Tak, chociaż jej osobiście nie lubię w bieżącym wydaniu, jest ona tutaj czwartym atutem tej publikacji. Wojna, król i królowa, ród Wazów, czy chociażby królowa Ludwika Maria Gonzagi i cesarz niemiecki. Polityka nie jest tu głównym wątkiem, jest jakby tłem toczących się losów i następujących po sobie wydarzeń. Autorka sprytnie wplotła bieżące nastroje polityczne, sytuację polityczną kraju, relacje z sąsiadami w wypowiedzi, we wspomnienia, czy rozmowy pomiędzy poszczególnymi bohaterami. Tym samym polityczny aspekt książki nie nuży, jest jej tylko bardzo dobrym uzupełnieniem. Po piątek Baltazar von Lest. Tak jemu poświęcam osobny punkt. Umiłowałam tego bohatera od chwili, gdy postanowił się zaopiekować sierotą znalezioną na środku drogi grzęznącego w błocie. Sierotą, która nie potrafiła się poruszać i iść dalej. Sierotą klękającą na piętach, z pochyloną głową. Sierotą, która się poddała. To dzięki niemu Jakub znalazł swoje miejsce. Dzięki niemu nauczył się pisać i czytać. Von Lest aktualnie zarządzający wsią miał iście nowatorskie podejście. W wielu miejscach utyskuje na bezmyślność mężczyzn sugerując, że kobiety powinny mieć prawo decydowania o ważnych sprawach. Na każdej płaszczyźnie okazuje szacunek innym, kobietom, chłopom, dzieciom, bez wyjątku. Do tego jego smutna historia, która złapała mnie za serce. Historia nie zakończona happy endem. Mam nadzieję, że spotkam się z nimi wszystkimi w kolejnym tomie. Szczerze mówiąc nie mogę się doczekać. Tak jak przebieram już nogami czekając na rozstrzygnięcie, czy ten „(…) ponury człowiek, który nie wiadomo po co pojawił się jesienią w Karge…” ma coś wspólnego ze zniknięciem Wigowej Dorotki.

Nie mogę nie wspomnieć o stylu. W historycznych powieściach często napotykam pompatyczny, trudny, rozwlekły styl. Styl, który mnie męczy. Nawet jeśli fabuła jest ciekawa nie potrafię przebrnąć przez język. W przypadku tej Autorki styl jest bardzo lekkostrawny, użyte, nowe, trudne zwroty nie nużą, nie maltretują. Wręcz przeciwnie stanowią miłe urozmaicenie, wzbogacenie słownikowe. Nie wiem jak to się Zofii Mąkosie udało, że połączyła w tak przyjemny sposób trudne losy, wartość historyczną oraz ówczesną mowę.  To prawdziwy majstersztyk.

Uwielbiam świat stworzony z niezwykłą pieczołowitością, świat urealniony. Taki świat znalazłam w najnowszej powieści Zofii Mąkosy „Makowa spódnica. Kamień w wodę”. Dziękuję Wydawnictwu Książnica i samej Autorce za możliwość odbycia tej podróży. Podróży do wsi Karge i jej okolic, gdzie – parafrazując – największymi upiorami są żywi ludzie. Szczerze polecam Wam tą niezwykłą historyczną powieść. Miłej lektury!!!

Ps. a jednym zdaniem; długo nie czytałam tak dobrze napisanej historycznej powieści!!!!!

Moja ocena: 9/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą bardzo dziękuję Wydawnictwu Książnica.

„A jeszcze wczoraj było jutro” Arkadiusz Borowik

A JESZCZE WCZORAJ BYŁO JUTRO

  • Autor: ARKADIUSZ BOROWIK
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 540
  • Data premiery: 25.01.2022r.

Spodobał mi się tytuł książki @Arkadiusz Borowik – profil autorski, która premierę miała 25 stycznia br. „A jeszcze wczoraj było jutro” to obietnica rozważań na temat ulotności życia, naszych marzeń i pragnień. Sami przyznajcie. Przecież dopiero planowaliśmy, co zrobimy jutrzejszego dnia, zakładaliśmy się, byliśmy wręcz pewni, że nasze jutro będzie wyglądać inaczej. Składaliśmy obietnice, zaklinaliśmy nasze jestestwo. I to jutro nadeszło. Nie jak chmura gradowa, ale jak cichy przeciwnik. Jak nieuleczalny rak, który trawi nasze życie doprowadzając go do końca. W pewien dzień, w pewnej chwili. Dzięki współpracy z Wydawnictwem @Zysk i S-ka mogłam zapoznać się z czymś więcej niż tytułem😊. Mogłam zajrzeć do środka i zanurzyć się w historię Andrzeja Stroby.

(…) byłem ciekawy, jak to jest obcować z cierpieniem. Moim zdaniem trzeba się na to uodpornić. Każdy człowiek powinien się uodpornić na cudzy ból, żeby nie zwariować.”– „A jeszcze wczoraj było jutro” Arkadiusz Borowik.

Co czuje pięćdziesięciolatek który dowiaduje się, że za najdalej za kilka miesięcy umrze? Czy walczy? Czy się poddaje? Czy robi bilans życia i stara się naprawić wszystkie wyrządzone komuś innemu krzywdy? Czy stara się spędzić ten czas najlepiej jak tylko potrafi? Czy stara się być wreszcie dla siebie najważniejszy? Przed takim dylematem stoi Andrzej Stroba. Dotychczas lubiany i ceniony przez kolegów nauczyciel geografii, uwielbiający swoją córkę Karolinę oraz kochający swą żonę Anitę . Jak obiecuje Wydawca w swym opisie: „A jeszcze wczoraj było jutro” to opowieść o człowieku, który stojąc w obliczu nieuchronnego, zadaje sobie pytanie o wartość swojego życia. Sytuacje trudne przenikają się z momentami lekkimi, a humor przeplata się ze wzruszeniem”.

Nęcił mnie ten tytuł autorstwa Arkadiusza Borowika, oj nęcił. To dobrze. Gdyby nie on, pewnie ominęłaby mnie bardzo dobra proza wkomponowująca się w gatunek literatury pięknej. Borowik jest autorem kilku publikacji. Nie znałam do tej pory żadnego z jego dzieł – słowo użyte nieprzypadkowo😊. Muszę nadrobić jego bibliografię. Ciekawi mnie „Błazen w stroju klauna”. Czytał ktoś? Coś od Borowika?

Głównego bohatera Stroby nie da się nie lubić. Ciekawy, miły, potrafiący zachować się w każdej wymagającej sytuacji. Nie jakiś tam nudny pięćdziesięciolatek. Do tego niezwykle przenikliwy umysł umiejący poradzić sobie w każdej sytuacji, co też czasem go zaskakuje. Andrzej przechodzi metamorfozę, staje się kimś innym. Postanawia pobyć sam ze sobą i uporządkować swoje sprawy. To powoduje, że rozlicza się ze swoim synem Patrykiem i pierwszą żoną Justyną. To zbliża go na powrót do przyjaciela z dzieciństwa Suchego. To staje się przyczyną do wyprowadzki z domu i zamieszkania w hotelu robotniczym. I to pcha go w ramiona Izydora. Tak Izydor jest dla mnie ogromną zagadką, nawet po przeczytaniu książki. To postać, o której będzie mi bardzo trudno zapomnieć.

Borowik opublikował prozę najwyższej klasy. Jest po prostu w wielu dziedzinach wyśmienita. Wyjątkowa jest postać głównego bohatera, począwszy od jego fizycznych cech osobowości, jak i charakteru. Bardzo dobrze zostały wykreowane postaci drugoplanowe. Nawet Dżery Miszczyk nie jest przypadkowy, nawet kolega  – nauczyciel Ryś. Relacje zostały skomponowane tak dobrze, że nie poczułam w nich żadnego zgrzytu. Jakby każde słowo Autora było przemyślane, każdy dialog, każdy ruch i każda decyzja. Widać, że Borowik przystąpił do książki z należytą pieczołowitością, by stworzyć prozę od początku do samego końca na najwyższym poziomie. Nawet relacja z ojcem głównego bohatera jest nieprzypadkowa. Stanowi bardzo dobry przykład relacji ojcowsko – synowskiej z lekkim przekąsem. Ojciec mimo swej ułomności, niezwykły obserwator ludzkiego życia. Ojciec mówiący, że „(…) im bardziej będziesz szczęśliwy, tym później będziesz bardziej nieszczęśliwy.”. Ojciec niepotrafiący pogodzić się ze śmiercią swej żony.

Książka składa się z trzech części. Każda część zawiera w sobie rozdziały. Ostatnia część zatytułowana „Bilans” jest jakby podsumowaniem, pożegnaniem w mistrzowskim stylu. Mimo, że narracja jest trzecioosobowa jest bardzo osobista, indywidualna, jakby to Stroba był narratorem. Nowoczesny język zachował dużo klasycznego uroku. Zdania układają się w przepiękne wersy, a słowa w idealnie brzmiące i w głowie, i na głos zdania.

Arkadiusz Borowik tą publikacją udowodnił swój kunszt literacki i umiejętność pięknego pisania. Dzięki temu miałam przyjemność przeczytać niezwykłą prozę od pierwszej do ostatniej strony na najwyższym poziomie. I do tego samego Was zachęcam!!!

Moja ocena: 10/10

Za możliwość przeczytania książki, a tym samym podzielenia się z Wami moją opinią bardzo dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

„The World of Lore: Straszne miejsca” Aaron Mahnke

THE WORLD OF LORE: STRASZNE MIEJSCA

  • Autor: AARON MAHNKE
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 373
  • Data premiery: 18.01.2022r.

Miejsca, w których mieszkamy z czasem w przedziwny sposób upodabniają się do nas. Jakby ludzie przekazywali swoją prawdziwą naturę – namiętności, idee i skrywane w sercu tajemnice – przestrzeni, którą nazywają domem”. – The World of Lore: Straszne miejsca” Aaron Mahnke.

Czyż może być lepszy wstęp do recenzji niż cytat zanotowany z pierwszej strony książki? Nie wydaje mi się 😉. Wydawnictwo @Zysk i S-ka przygotowało nie lada gratkę na fanów domów strachów. To premiera z 18 stycznia br. Aarona Mahnke pt. „The World of Lore: Straszne miejsca”. Spodziewałam się listy miejsc grozy, domostw owianych złą tajemnicą, w których działy się nieziemskie zbrodnie. Spodziewałam się rysów psychologicznych sprawców i mrożących krew w żyłach motywów. A odnalazłam…. By się dowiedzieć, co odnalazłam zapraszam do lektury niniejszej recenzji.

(…) Ludzie to nie patyki niesione przez prąd rzeki życia; najczęściej przyczyną cierpienia jednego człowieka jest drugi człowiek.” -„The World of Lore: Straszne miejsca” Aaron Mahnke.

Gospodarz popularnego podcastu „Lore” zabiera czytelnika w podróż po Stanach Zjednoczonych. Podróż bynajmniej nie krajoznawczą. Raczej historyczno – makabryczną. W swych opowiadaniach przedstawia Nowy Jork, Savannah, Boston i inne miejsca z innej strony, tej bardziej cierpiącej, mrocznej, dziwnej i grobowej. Dzięki niemu odkrywamy Amerykę. Dosłownie. Z jej wszystkimi cieniami i bardzo trudną historią. Z jej kolonialnymi decyzjami, wojnami i szkodliwym niewolnictwie. To podróż jakiej jeszcze nie znaliśmy.

To faktycznie odcinki podcastu zamknięte w jednej książce. Na początku każdego rozdziału Autor wprowadza nas w tematykę kreśląc krótki wstęp. Możliwe, że odbiór byłby lepszy, ciekawszy w oryginalnym wydaniu. Możliwe, że widok, tembr głosu, scenografia, wykorzystane motywy dźwiękowe i historyczne zdjęcia w tle wykorzystane przez Aarona Mahnke zwiększyłyby efekt końcowy, zbudowałyby napięcie, którego podczas czytania zabrakło. Książkę odebrałam jako ciekawą podróż w nieznany amerykański świat. Świat, gdzie straszą duchy, psy nagrobne szczekają na cmentarzach, a małe pochowane dziewczynki śpiewają. Świat voodoo, którego swego czasu miało wielkie powodzenie na tamtych terenach. Świat niespełnionych kochanków uciekających przed nieakceptującym związek ojcem oraz rodzimym Amerykanów, którzy orszakiem pokazują się na pasie pędzącej autostrady z zapalonymi pochodniami. Nie po wszystkich opowieściach przedstawionych w książce pozostał historyczny ślad. Niektóre, jak Autor wielokrotnie tłumaczy są tylko folklorystycznym przekazem. Możliwe, że jedynym i nieprawdziwym.

Większą wartość niż blade kobiety, wiszące na drzewie ofiary skazania przez powieszenie, przechadzające się po starych hotelach, rezydencjach duchy, czy dziwne dźwięki ma aspekt historyczny książki. Dzięki zgrabnemu wprowadzeniu w bardzo przystępny sposób dowiedziałam się licznych ciekawostek o zawiłej historii kraju złożonej z potomków kolonistów różnych nacji i nieprawnie zagrabionych z Afryki niewolników. I dlatego głównie warto przeczytać tę książkę.

Moja ocena: 6/10

Za mój egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

„Kłamstwa, wszędzie kłamstwa” Adele Parks

KŁAMSTWA, WSZĘDZIE KŁAMSTWA

  • Autorka: ADELE PARKS
  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO KOBIECE
  • Liczba stron: 488
  • Data premiery: 26.01.2022r.
  • Data premiery światowej: 4.08.2020r.

Adele Parks ma na swoim koncie już 20 międzynarodowych bestsellerów. „Kłamstwa, wszędzie kłamstwa” jest jednak moją pierwszą książką tej Autorki. Zaciekawił mnie tytuł i opis Wydawcy @Wydawnictwo Kobiece. Nie powiem studium pary, w której życie wkrada się plątanina kłamstw to zawsze ciekawy temat😉.

(…) życie czasami przypomina taki program. W tym konkretnym w szczególnej cenie były umiejętności i dobra organizacja. Liczyły się szare komórki, siła i wytrzymałość. Uczestnicy przystępowali do zabawy uśmiechnięci, z wielką determinacją i hartem ducha, a kończyli jak głupcy: przemoczeni, zmęczeni, podłamani. Tak, życie było Błazenadą, tyle że na człowieka nie spadały ciastka z budyniem, a niepłodność, depresja, szaleństwo, zdrada i śmierć. Nikt nie mógł się czuć bezpiecznie, nikt nie był odporny na przeciwności losu. Można było sobie myśleć, że wszystko jest w porządku, że wszystko idzie zgodnie z planem: studia, praca, seks, małżeństwo, tak to się toczyło, aż tu nagle kubeł lodowatej wody strącał człowieka z nasmarowanego tłuszczem słupa.” – „Kłamstwa, wszędzie kłamstwa” Adele Parks.

Daisy i Simon wiodą z pozoru udane życie. Ona stara się ze wszystkich sił zachować ich rodzinę spójną. Opiekuje się mężem, domem i córką Millie, która pojawiła się po długich latach oczekiwania. Do tego jest oddaną nauczycielką w szkole podstawowej. On nie do końca radzi sobie ze swymi demonami. Stara się jednak zachowywać pozory dla dwóch najważniejszych kobiet w jego życiu. Dla Daisy i dla Millie. Niestety tylko do czasu mu się to udaje. Tylko do czasu, gdy ….

Wszystko zaczyna się od wizyty u specjalisty, który ma pomóc parze zajść w drugą ciążę. Nagle Simon zaczyna postrzegać żonę jako hipokrytkę, jako kłamczuchę. Zmienia się z dnia na dzień nie potrafiąc poradzić sobie z rosnącym problemem alkoholizmu.

Fabuła zawarta została w 59 rozdziały, każdy oznaczony datą. Akcja dzieje się od 9 czerwca 2016 do 13 lipca 2019 roku. Narracja jest dwurodzajowa. Daisy relacjonuje wydarzenia sama w narracji osobowej. Simona opisuje wszystkowiedzący narrator trzecioosobowy. Zabrakło mi trochę narracji Simona w konstrukcji tej książki. Uważam, że równie dobrze sprawdziłby się, gdyby sam relacjonował wydarzenia, opisywał myśli i uczucia, z którymi musi się mierzyć. Autorka nie pozwala nam się pogubić w fabule. Umiejętnie osadza nas w czasie. A dzieci wpleceniu w tytuł rozdziału imion głównych bohaterów wiemy z perspektywy kogo, będziemy obserwować te same zdarzenia. Język jest bardzo przyjemny. Lekkość pisania Autorki determinuje lekkość czytania. Nawet o trudach codziennego życia czytałam z przyjemnością. Autorka nie zanudzała mnie zbędnymi opisami, charakterystykami. Spięła losy dwójki bohaterów w sposób metodyczny pozwalając mi dostrzec ich drugie dno.

Tak naprawdę to bardzo zaskoczyła mnie ta fabuła. Po pojawieniu się przyjaciela ze studiów Daisy, Darylla Lainbridge’a raczej spodziewałam się innego rozwinięcia splotu zdarzeń. Ale o to właśnie chodzi, by dobre książki czytane z przyjemnością nas zaskakiwały. Adele Parks bardzo dobrze odzwierciedliła typową angielską mentalność. Gesty, zachowania, sposób spędzania wolnego czasu, czy nawet plany na wakacje, krótkie wycieczki odebrałam jako typowo angielskie. Nie do końca mogłam pogodzić się z zachowaniem Daisy, która od początku starała się uciekać przed tym co nieuniknione i chronić to co dawno już nie istnieje. Brakowało mi w niej postawy walczącej, broniącej, niegodzącej się na to, co zgotował jej los. Taka Brytyjka, która przede wszystkim dba o pozory, nawet jeśli mogą doprowadzić ją do upadku. Zaletą książki jest także przedstawienie obrazu grona najbliższych przyjaciół obojga bohaterów. Czasem ploteczki, czasem wspólne i jednostkowe upadki, często skrywane bardziej lub mniej urazy. Finalnie bardzo szybko okazuje się na kogo można liczyć, z kim nigdy nie warto się rozstawać.

Udany czas spędzony z książką. Jeśli macie chęć zagłębić się w zawiłe losy kobiety i mężczyzny osadzone w grupie odniesienia, która dużo ma do zaoferowania to ta lektura jest dla Was. Sięgnijcie do niej i posłuchajcie, co wydarzyło się Daisy i Simonowi.

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

„Chcesz cukierka? Idź do Gierka. Wspomnienia z dzieciństwa w złotej dekadzie gierkowskiej” Małgorzata Czapczyńska, Marcin Ziętkiewicz

CHCESZ CUKIERKA? IDŹ DO GIERKA. WSPOMNIENIA Z DZIECIŃSTWA W ZŁOTEJ DEKADZIE GIERKOWSKIEJ

  • Autorzy: MAŁGORZATA CZAPCZYŃSKA, MARCIN ZIĘTKIEWICZ
  • Wydawnictwo: PASCAL
  • Liczba stron: 272
  • Data premiery: 26.01.2022r.

14 grudnia 2021r. opublikowałam recenzję „Moje wyspy. Kobiecość w stylu vintage ironicznie i na serio” autorstwa Małgorzaty Czapczyńskiej autorki fanpage’a @Moje wyspy. Od razu jej fanpage zaczęłam śledzić😊. Ubawiłam się po pachy. Słysząc, że Małgorzata Czapczyńska jest współautorką wraz z @ Marcin Ziętkiewicz pozycji, która premierę miała 26 stycznia br. nie wahałam się ani chwili. W książce wydanej nakładem Wydawnictwa PASCAL szukałam humoru, nostalgicznych wspomnieć i …a jakże, kolejnej dobrej zabawy. Pozwólcie, że podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami po przeczytaniu „Chcesz cukierka? Idź do Gierka. Wspomnienia z dzieciństwa w złotej dekadzie gierkowskiej”.

Jeżeli prawdą jest, że mniej znaczy więcej, to mamy dużo dzięki temu, że kiedyś mieliśmy niewiele.” – od Autorów Chcesz cukierka? Idź do Gierka. Wspomnienia z dzieciństwa w złotej dekadzie gierkowskiej” Małgorzata Czapczyńska, Marcin Ziętkiewicz.

Pamiętacie „Chcesz cukierka idź do Gierka. Gierek ma to ci da”? Ja za dziecka nie za bardzo orientowałam się w sensie tego zdania. Gdy dorosłam i minął okres komuny połapałam się w mig, o co autorowi tej wypowiedzi chodziło.

Tak jak połapali się Autorzy książki „Chcesz cukierka? Idź do Gierka. Wspomnienia z dzieciństwa w złotej dekadzie gierkowskiej”. To nostalgiczna podróż w czasy naszego dzieciństwa. Nawet jeśli dorastaliście tak jak ja w latach dziewięćdziesiątych, echo tamtych czasów zapewne Was objęło, analogicznie jak mnie. Książka podzielona jest na dwie części. Relacje przedstawione zostały oczami Małgorzaty i oczami Marcina. Książka składa się z krótkich rozdziałów. Każdy rozdział został zatytułowany. Już po tytułach możecie się domyśleć o czym one są; „Żółte granulki glukozy”, „Jeden dzień z kalendarza obowiązkowych czynów społecznych”, czy „Kieszenie pełne kapsli”, co jak sama Czapczyńska zauważyła, było raczej domeną chłopaków.

Lubuję się w takim przedstawieniu świata. Zarówno tego, który znam, jak i tego, który już odszedł. Wiele przedstawionych w książce treści mogłabym odnieść do swego dzieciństwa. Zabawy w podchody, gra w gumę i klasy, czy dwa ognie. Do tego czas spędzany na dworze i oczekiwanie na jedyny program dla dzieci, którą była dobranocka. Świat dorosłych również nie jest mi obcy. W wielu postaciach odnajdywałam moje babcie, moje ciocie, wychowane w innych czasach. I ta umiejętność, której nie mają już nasze dzieci. Robienie z niczego coś. Z patyków pistolety, ze starych opakowań po czekoladach, cukierkach kolekcje, którymi moglibyśmy się wzajemnie chwalić. Nawet opis polskiej wsi i dojenia mleka z początku książki okazał się mi bliższy, niżbym się spodziewała. Przywołał moją przyjaciółkę, która co rusz wspomina zapach mleka prosto od krowy, stajni, oporządzania zwierząt domowych, czy karmienia świń.

Styl Małgorzaty Czapczyńskiej i Marcina Ziętkiewicza jest bardzo lekki. Rozdziały oparte na ich doświadczeniach sklejają się w eseje, krótkie reportaże. Wielokrotnie opowieść okraczone jest ciekawą anegdotą. Książkę czyta się naprawdę szybko. Publikacja umiliła mi czas, przeniosła mnie w czasy inne, o których prawie już zapomniałam. Czytałam z zaciekawieniem, reagowałam uśmiechem i westchnieniami. Narracja pierwszoosobowa Autorów skraca dystans z czytelnikiem, a zdjęcia często z prywatnego archiwum nadają książce prawdziwości.

Pamiętacie granatowe mundurki szkolne z tarczami z nieprzepuszczającego powietrze materiału? Jeśli już Wam się ten obraz zatarł, a zapach ulotnił, sięgnijcie koniecznie po tę książkę. Przypomnijcie sobie jak nasze życie było z kosmosu, tak jak kosmiczne były zabawy na trzepaku😊.

Moja ocena: 9/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą i podzielenia się z Wami moją opinią bardzo dziękuję Wydawnictwu Pascal.

„Nikt” Maciej Kaźmierczak

NIKT

  • Autor: MACIEJ KAŹMIERCZAK
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 2.02.2022r.

Jak się przyznałam w zapowiedzi nie znam w ogóle książek @Maciej Kaźmierczak. Z chęcią więc zabrałam się do czytania premiery z 2 lutego br. pt. „Nikt” wydanej nakładem @wydawnictwo.muza.sa. Książka mnie pozytywnie zaskoczyła😊. A zakończenie wbiło w fotel.

Lubię głupie sprawy. One są najciekawsze..(…) Mówię poważnie. Wydaje mi się, że takie sprawy najwięcej o nas mówią. O naszych decyzjach. Więc i o naszym charakterze. A to ważne, gdy człowiek chce poznać drugiego człowieka.” – „Nikt” Maciej Kaźmierczak.

Policja pracuje nad pozornym samobójstwem Moniki Maj. Odkrywa, że rok wcześniej w tym samym mieszkaniu znaleziono ciało zmarłej przez powieszenie samobójczyni Karoliny Grys. Dwie samobójcze śmierci w tym samym mieszkaniu wydają się nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności. Starsza aspirant Edyta Gawron pod wodzą podkomisarz Kamili Szolc próbują dotrzeć do prawdy. Szukają związku pomiędzy śmiercią Grys a śmiercią jej przyjaciółki. Szukają, ale czy znajdą? Tym bardziej, że kolejno odkrywane są kolejne zniknięcia, okaleczenia i ciała młodych dziewczyn. Wszystkie prowadzą do Szarego. Tylko kim on jest i gdzie go znaleźć?

Na okładce przeczytałam słowa Marcela Mossa „Mroczny. Emocjonujący. Fantastyczny kryminał z szokującym zakończeniem!”. Popieram. Faktycznie mroczny i emocjonujący. Do tego napisany w bardzo dobrym stylu. Wiele się dzieje. Autor zaoszczędził czytelnikowi zbędnych, długich opisów przyrody, scenografii. Skupił się na najważniejszym. Na akcji, przestępstwie i rysach psychologicznych. I tu duże zaskoczenie. Związki panujące w rodzinie Karoliny i Michała oraz ich matki Marty Grys nie do pozazdroszczenia. Jednak, gdy wszyscy przyjmują zmowę milczenia trudno dociec prawdy.

Narracja jest trzecioosobowa. Narrator jest wszystkowiedzący. Relacjonuje, opiniuje, przedstawia i uzasadnia motywy. Karty nie są odkryte od samego początku, co wzmaga napięcie i chęć dowiedzenia się jaki jest koniec. Fabuła ujęta została w 74 rozdziały. Autor oznaczył datę, dzięki której wiemy, że akcja rozpoczyna się od 12 lipca. Do tego w epilogu zamknął klamrą wszystkie główne wątki. Bardzo spodobały mi się damskie postaci. Edyta Gawron jak młoda gniewna stara się własnym sumptem dowiedzieć, czym zawiniły sobie młode dziewczyny, które spotyka takie okrucieństwo. Podkomisarz Szolca zmaga się z prymatem zarządzającej a chęcią wkroczenia i bardziej aktywnego włączenia się w śledztwo. Męscy uczestnicy grupy śledczej są jakby tłem dla decyzji, akcji przeprowadzanych przez te dwie, silne kobiety. Autor dużo pracy włożył, by i Edyta, i Szolc miały wystarczający bagaż, jak i temperament do zagoszczenia na dłużej w naszych sercach. Obie nie są miałkie, nie są nijakie. Obie pokazują pazur, każda na swój sposób, mimo czasem błędnych decyzji.

Mam nadzieję, że Autor wie jak potoczą się dalej losy niepokornej śledczej i jej przełożonej. Mam nadzieję, że Autor już wie z jakimi trudnymi sprawami przyjdzie się im mierzyć w kolejnych książkach. Bo czytać o Edycie Gawron i podkomisarz Szolc to prawdziwa przyjemność. Bardzo dobry kryminalny thriller, który zabiera nas w świat, w którym tak naprawdę nigdy nie chcielibyśmy się znaleźć. Miłej lektury!

ps. tylko kompletnie nie wiem, co z opisem Wydawcy☹. Skąd się wzięła nagle w opisie Karolina Gryz? Jeśli tu nie o Gryz, ani o zgryz chodzi, Jak już, to wszystko zaczęło się od Karoliny Grys😉.  

Moja ocena: 8/10

Książką obdarowało mnie Wydawnictwo Muza, za co bardzo dziękuję.