„Szklane skrzydła motyla” Katrine Engberg

SZKLANE SKRZYDŁA MOTYLA

  • Autor:KATRINE ENGBERG
  • Seria: JEPPE KORNER. TOM 3
  • Wydawnictwo:ZYSK I S-KA
  • Liczba stron:340
  • Data premiery:13.10.2020r.
  • Moja ocena:7/10

„(…) emocje to skomplikowana materia. Zemsta jest nieuchronnie związana z wyrzutami sumienia, wina idzie w parze z poczuciem krzywdy, gdy człowiek zostaje zmuszony do takiego działania, które powoduje w nim poczucie winy. To obosieczny miecz. Ten, kto nim wojuje, staje się i ofiarą, i katem.”

                                                                       Katrine Engberg „Szklane skrzydła motyla”

Książkę „Szklane skrzydła motyla” przeczytałam w ramach akcji „Dania: Mały kraj – wielka literatura„. O wyzwaniu Book-Trotter stojącą za akcją promowania duńskiej literatury już Wam wspomniałam, teraz czas na kolejną recenzję.

Już sam opis wydawcy mnie zaintrygował. Pozwólcie, że go zacytuję: „Pasjonujący thriller o misternej zemście, w którym prawdziwy sprawca, niczym tytułowy motyl szklanoskrzydły, do samego niemal końca pozostaje „niewidoczny” dla tropiących go detektywów…”. Wiem, wiem zaraz odezwą się głosy, że rolą wydawcy jest formułować intrygujące i ciekawe opisy. To prawda. Wierzcie mi jednak, nierzadko te opisy są jak najbardziej trafne i stuprocentowo oddają rzeczywistość opisaną w książce. Tak było i tym razem.

Opis fabuły

Pewnego poranka w fontannie Caritas (caritas po łacinie znaczy miłość, pragnienie dobra), na głównym deptaku Kopenhagi odkryte zostaje ciało nagiej kobiety. Śledczy diagnozują śmierć przez wykrwawienie. Bardzo okrutny, długi i bolesny sposób pozbawienia kogoś życia. Nie ma wątpliwości, że kobieta jest ofiarą wyrafinowanego morderstwa. Lekarz medycyny sądowej odkrywa, że samo narzędzie zbrodni jest interesujące. Nie skalpel, nie nóż, lecz skaryfikator, narzędzie chirurgiczne używane w dawnej medycynie do terapeutycznego upuszczania krwi. W kolejnych dwóch dniach również odkrywane są ciała ofiar. Sposób morderstwa jest identyczny. A ofiary zostały również porzucone w wodzie. Śledczy odkrywają, że wszystkie trzy ofiary: Bettina, Nicola oraz Rita pracowały w ośrodku terapeutycznym Dom Motyl dla niepełnoletnich pacjentów z zaburzeniami psychiatrycznymi. Ośrodku, który został zamknięty 2 lata wcześniej po nagłej samobójczej śmierci pacjentki. Samobójstwie przez podcięcie żył….w wannie. Zaczyna się pościg za mordercą. Pościg, w którym każdy związany z Domem Motyl wydaje się podejrzany. Pościg, w którym zostają odkryte mroczne tajemnice ośrodka, niekompetencja personelu medycznego, zbyt duże dawki leków, defraudacja środków przez właścicieli.

Jak przeczytacie w Wikipedii, Greta oto (potocznie – motyl szklanoskrzydły) znany jest „ze swoich unikalnych przezroczystych skrzydeł, które pozwalają na kamuflaż bez rozległej pigmentacji. (…) Podczas gdy jego skrzydła wydają się delikatne, motyl jest w stanie unieść do 40 razy większą od swojej masę” (źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Greta_oto ). Jak sama autorka wskazuje w książce motyl jest „(…) delikatny, ulotny, prawie przezroczysty. Ale tylko z pozoru. Jego larwy magazynują w swoich ciałach truciznę nocnego jaśminu. Dla wrogów są śmiertelnie niebezpieczne. Niepozorny motyl jest najbardziej niebezpieczny”. Wiedząc jakie są cechy charakterystyczne motyla szklanoskrzydłego, rozumiem wybór tytułu. Jest jak najbardziej trafny, mimo tego, że został wymyślony przez syna Engberg. Morderca jest jak cień, niezauważalny. Wielu bohaterów z nim rozmawia, pojawia się w kilku wątkach, a jednak nikt nie dostrzega jego roli, najważniejszej roli. Zarówno morderca, jak i inni bohaterowie (psychiatra, pielęgniarka, pacjenci ośrodka psychiatrycznego, śledczy kopenhaskiej policji, rodzice samobójczyni) muszą dźwigać ciężar, ciężar swego życia, swoich czynów. Ciężar zapewne 40 razy cięższy, niż chcieliby lub byliby w stanie udźwignąć.

Opinia

Styl skandynawski zawsze lubiłam. Jest zwięzły, kluczowy. Akcja toczy się wartko, a fabuła cały czas trzyma w napięciu. Czytając nie mogłam odpocząć, nie mogłam odetchnąć, momentami nie nadążałam. Dialogi są krótkie i dosadne. Może w języku duńskim nie ma eufemizmów?

Autorka walczy w powieści ze stereotypami.

Lekarz psychiatra nie zawsze ceni życie i zdrowie pacjentów. Dla niego bardziej liczą się osobiste korzyści z nielegalnych badań klinicznych, nowych leków, na żywych organizmach, małoletnich pacjentach psychiatrycznych.

Pielęgniarka nie zawsze niesie pomoc i wsparcie, czasem niesie śmierć cierpiąc na zaburzenie psychiczne nazwane przeniesionym zespołem Münchausena. Jednocześnie jest katem podając leki na zatrzymanie akcji serca i bohaterem ratując finalnie ofiarę przed śmiercią. Do czasu…

Matka nie zawsze cieszy się z macierzyństwa, szczególnie jak jest zaangażowaną w pracę policjantką. Macierzyństwo zostało obrane z wszelkich złudzeń. Pozostało samo zmęczenie, niechęć do płaczącego dziecka, niewyspanie. Dla mnie znamienne jest to, że dwumiesięczna córeczka Anette i Svenda do tej pory nie ma nadanego imienia. Wyobrażacie to sobie w rzeczywistości polskiej? Dwumiesięczne dziecko bez imienia? Ja nie. Jest to kulminacja tego, jak trudno poradzić sobie Anette z późnym, nieplanowanym macierzyństwem.

Pacjent psychiatryczny nie zawsze jest zły, nieprzystosowany do życia, nieciekawy, zaburzony, niestabilny. Marie, jako była pacjentka Domu Motyla, każdego dnia walczy ze swoimi demonami, samodzielnie, na własnych zasadach i każdego dnia wygrywa, wygrywa codzienność bez pasów bezpieczeństwa, bez zbyt dużej dawki leków. Wygrywa świadome życie.  

Postacie Anette i Jeppe jako śledczych kopenhaskiej policji można polubić. Anette odważna, dynamiczna, ciekawska, zaangażowana. Jeppe trochę bardziej nudny, bardziej zmęczony, może przez ten wieczny deszcz? Oboje robią wszystko by znaleźć sprawcę tych makabrycznych zbrodni. Są partnerami z jednej strony całkowicie różnymi, z drugiej całkowicie się uzupełniającymi. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że książka zachęciła mnie do przeczytania wcześniejszych książek serii. Z niecierpliwością czekam również co będzie z Jeppem i Anette w kolejnych częściach.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję WYDAWNICTWU ZYSK I S-KA oraz organizatorom akcji „Dania: Mały kraj – wielka literatura”.

„Błękit błyskawicy” Ann Cleeves

BŁĘKIT BŁYSKAWICY

  • Autor:ANN CLEEVES
  • Seria: KWARTET SZETLANDZKI. TOM 4
  • Wydawnictwo:CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 423
  • Data premiery:19.06.2019r.
  • Moja ocena:6/10


„Błękit błyskawicy” to czwarty tom serii szetlandzkiej. Ann Cleeves osadziła akcję powieści na wyspie Fair Isle, rodzinnej wyspie Jimmiego Pereza. Rzut okiem na Wikipedię i dowiadujemy się, że Fair Isle to najbardziej odosobniona wyspa w archipelagu Szetlandów należąca do Wielkiej Brytanii. Powierzchnia wyspy to tylko 7,8 km2. Populacja wyspy w 2014 roku wynosiła 55 osób.(źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Fair_Isle ).

Parę słów o fabule. Jimmy ze swoją dziewczyną Fran odwiedzają rodziców Pereza. Mary i James Perez by uczcić zaręczyny syna organizują w latarni morskiej małe przyjęcie, na które zapraszają mieszkańców wyspy oraz kilku turystów. Przyjęcie kończy się kłótnią pomiędzy Angelą – znaną przyrodniczką i kierowniczką miejscowego ośrodka turystycznego –  i jej pasierbicą Poppy. Wkrótce zostaje odnalezione ciało Angeli. Morderca postarał się również o teatralną oprawę swej zbrodni. We włosy Angeli wplótł ptasie pióra. Na kogo chciał zwrócić uwagę? Na Angelę – znaną ornitolożkę i jej rodzinę? Na innych ornitologów przebywających na wyspie? Perez rozpoczyna śledztwo. Kolejno odkrywa niesnaski, nieporozumienia, zawiść, zdradę i niepewność. Śledztwo toczy się powoli. Momentami za wolno. Tak wolno, że popełniono kolejne morderstwo. Ginie Jane, kucharka w ośrodku turystycznym. Kobieta cicha, spokojna, zaangażowana w swoją pracę, ciesząca się z każdej chwili spędzonej na wyspie. Kto chciał jej śmierci? Komu zagrażała niepozorna Jane?

Cleeves w powieści odzwierciedliła specyfikę wyspy. Jej dzikość, hermetyczność, uzależnienie od warunków pogody, niesamowitą florę i faunę. Wszyscy o wszystkich i wszystko wiedzą. Nawet przyjezdni coroczni goście, wracający na Fair Isle wiedzą wystarczająco dużo o jej mieszkańcach. Jak można cokolwiek ukryć przed kilkudziesięcioma mieszkańcami wyspy na niecałych 8km2 powierzchni?. Opisując wątek kryminalny autorka nie zapomniała o kapryśnej pogodzie wysp. Akcja rozgrywa się w trakcie niebezpiecznych sztormów, gdzie momentami wyspa jest całkowicie odcięta od reszty świata. Wiatr, opady deszczu nie sprzyjają śledztwu. Perez jest momentami przemęczony i zziębnięty do granic możliwości. Mieszkańcy uczestniczący w śledztwie zniechęceni. W trakcie ulew każdy wygląda tak samo. Nie sposób odróżnić mężczyznę od kobiety w płaszczu przeciwdeszczowym i kapturze. I na to właśnie liczył morderca…

Książki z kwartetu szetlandzkiego („Czerń kruka”, „Biel nocy”, „Czerwień kości” i „Błękit błyskawicy”) można czytać odrębnie. Autorka sprytnie w bieżące wątki wplata wcześniejszą historię bohaterów nawiązując do przeszłości. Kolejno dowiadujemy się:
• skąd wziął się Perez? Policjant o śródziemnomorskiej urodzie na wyspach szetlandzkich.
• z czego żyją mieszkańcy wysp? Hodowla owiec, przemysł tkacki itd.
• skąd biorą się rzadkie okazy ptaków na wyspach? Większość rzadkich okazów dociera na wyspy wraz z wiatrami wschodnimi, zniesione z ich tradycyjnych szlaków migracyjnych przez Skandynawię, Rosję czy Syberię.

Czytając „Błękit błyskawicy” nie można nie porównać stylu Clevees do stylu innej angielskiej damy, Agathy Christie. Styl jest bardzo podobny. W śledztwie mniejszą rolę odgrywa technika kryminalistyczna. Najważniejsze znaczenie ma dedukcja śledczego i długie, skrupulatne przesłuchania. Sama autorka wplotła w treść powieści wątek odnoszący się do pewnej historii opisanej w książce przez królową angielskiego kryminału. Jakby sama chciała utwierdzić czytelnika w przekonaniu, że porównanie jest jak najbardziej słuszne. Jedna z bohaterek w dzieciństwie „czytała taką powieść Agathy Christie: grupa ludzi na wyspie, którzy giną jedno po drugim”.

Jeśli zależy Wam na przeczytaniu książki z niesamowitą przyrodą w tle i śledztwem na miarę Poirota to właśnie ta książka jest dla Was.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

„Czerwień kości” Ann Cleeves

CZERWIEŃ KOŚCI

  • Autor:ANN CLEEVES
  • Seria: KWARTET SZETLANDZKI. TOM 3
  • Wydawnictwo:CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 461
  • Data premiery:13.02.2019r.
  • Moja ocena:6/10

 „Czerwień kości” to kolejna odsłona kwartetu szetlandzkiego napisana przez Ann Cleeves w prawdziwym angielskim stylu. Po „Bieli nocy” nie mogłam się powstrzymać, by od razu nie uzupełnić recenzji i tej książki. Od polskiej premiery „Czerwieni kości” upłynęły już 2 lata. Niemniej, jest to nadal najbardziej popularna w Polsce seria książek Ann Cleeves. Wielu z nas chce dowiedzieć się, co się jeszcze zadzieje na malowniczych wyspach szetlandzkich. Z jakim nowym problemem, śledztwem będzie musiał sobie znowu poradzić inspektor Jimmy Perez. Inspektor, który przybył z Fair Isle, najbardziej odległej z wysp, a autorka przekornie nadała mu hiszpańskie imię i nietamtejszy wygląd.

W powieści bohaterowie i policyjne śledztwo są znowu tłem, do ustalenia jakim cudem w ogóle doszło do zbrodni? Tym razem Cleeves osadziła akcję na Whalsay, szóstej co do wielkości wyspy Szetlandów. Mieszkańców wyspy jest sporo i zamieszkuje ją ponad tysiąc osób. Bohaterowie pomiędzy wyspami i kolejnymi miejscami akcji przemieszczają się promem lub łodzią. W tle słychać „owce kocące się na wzgórzu” i odlatujące kruki, a na wzgórzach dwie młode dziewczyny prowadzą wykopaliska, w trakcie których odnalezione zostają ludzkie szczątki. Tajemnicze ludzkie kości i kolejne dwa morderstwa są zagadką, której rozwiązanie dotknie trwającego od kilku pokoleń konfliktu pomiędzy dwiema rodzinami.

Jimmy Perez jak Poirot słucha. Puka od drzwi do drzwi. Zadaje pytania i oczekuje odpowiedzi. Próbuje zrozumieć co łączy kolejnych bohaterów tej opowieści. Stara się wywnioskować, jakie znaczenie dla sprawy ma romans młodej archeolożki z kierownikiem wykopalisk, czy niezabliźnione rany sprzed lat. Dedukcja Pereza jest staromodna, nie przystająca do bieżących metod śledczych. Tak jakby autorka chciała zwrócić naszą uwagę na znaczenie psychologii i uwarunkowań społecznych w wiążących nas relacjach. Po raz kolejny Cleeves pokazuje, że zbrodnie mogą być bardziej lub mniej przypadkowe. Nie każdy morderca jest zły i czasem tylko okoliczności skłaniają lub wręcz zmuszają go do złych czynów. Angielski styl, jakby z Christie.

„Czerwień kości” to książka bez wątpienia dla ludzi cierpliwych. Ja do cierpliwych niestety nie należę. Momentami fabuła była dla mnie męcząca. Za długo się rozkręcała. Dodatkowo Cleeves chwilami za długo skupiała się na charakterystyce postaci. Uroku książce nie dodaje też sceneria, w której została osadzona akcja. Szetlandy spowite mgłą. Z jednej strony mroczne i niebezpieczne, z drugiej natomiast pozwalające skryć wszystkie tajemnice.  Wielkim plusem książki jest wątek archeologiczny i zagadka z przeszłości, której rozwiązanie wcale nie było takie proste.  Spróbujcie mordercę wytypować sami, mi nie udało się praktycznie do samego końca.  

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

„Awers” antologia opowiadań kryminalnych

AWERS

  • Autor:ADRIAN BEDNAREK, RYSZARD ĆWIRLEJ, HANNA GREŃ I INNI
  • Wydawnictwo:CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 431
  • Data premiery:14.10.2020r.
  • Moja ocena: 7/10

 „Kłamstwem można zajść bardzo daleko, trzeba tylko pamiętać, że nie da się już wrócić.”

                                                Izabela Janiszewska – „Cała prawda o kłamstwie”

„Awers” to antologia opowiadań 12 czołowych polskich pisarzy kryminałów. Wiem, wiem już pisałam, że opowiadania nie są moją ulubioną formą literacką… ale cóż poradzę, jeśli w jednej książce publikuje tylu wspaniałych autorów, w których książki zaczytuję się po nocach. W publikacji znajdziemy autorów znanych z poprzedniej części antologii – „Rewersu”: Martę Guzowską, Ryszarda Ćwirleja i Roberta Małeckiego oraz debiutujących Martę Matyszczak twórczynię serii Kryminału pod psem, Izabelę Janiszewską („Wrzask”, „Histeria”), Małgorzatę Rogalę, której serię z Agatą Górską‍ i Sławkiem Tomczykiem‍ przeczytałam całą i wielu innych.

Otwarcie antologii jest mocne. Czytając „Nieznajomą” autorstwa Adriana Bednarka zastanawiałam się co będzie dalej. Dalej….a dalej było raz lepiej, raz gorzej. Jak w życiu.  Przyznaję, każdy autor ma inny styl. Każdy autor lepiej lub gorzej radzi sobie z tą formą. Opowieści różnią się więc klimatem, umiejscowieniem, tempem narracji, bohaterami, a co najważniejsze wątkami kryminalnymi. Miłym zaskoczeniem były przygody znanych już bohaterów. Nie spodziewałam się Agaty i Tomka w odsłonie z „Usługi” Rogali, ani aspirantki sztabowej Skalskiej z Grossem do pary w „Cierniach” Małeckiego.  Czytałam o ich przygodach z przyjemnością. Jednym z najlepszych tekstów „Awersu” jest historia utkana przez Martę Matyszczak. „Telefon z zaświatów” to proza całkowicie na poważnie. Jej dotychczasowego znanego mi stylu z serii Kryminału pod psem w tym opowiadaniu nie znajdziemy. Mimo, że autorka i właścicielka Gucia, a teraz Gacka, potrafi splatać ze sobą inteligentny humor ze zbrodnią w scenerii Śląska, w „Telefonie z zaświatów” udowadnia, że skrywane tajemnice nigdy nie śpią i mogą wyjść na światło dzienne w najmniej oczekiwanym momencie.

Przemysław Żarski mnie zaskoczył. W „Desperacji” opisał historię ojca, któremu ktoś na stacji benzynowej ukradł samochód, w którym spało jego ośmiomiesięczne dziecko…Dziecko, zostawione tylko na chwilkę. Opowiadanie trochę jak przestroga, trochę jak pokręcona historia, jak to u Żarskiego. Opowiadanie dotyka tematu przeznaczenia i moralności, poczucia sprawiedliwości oraz działania zgodnie z własnym sumieniem. Żarski, podobnie jak w cyklu o Robercie Krefcie, skłania nas do refleksji, że trudno zabliźniają się niektóre rany, a wiele z nich pozostawia głębokie blizny na całe życie.

 „Niebiański dom” Ryszarda Ćwirleja to historia z dreszczykiem oparta na sprawie związanej z ekskluzywnym domem seniora położonym w okolicy Kazimierza Dolnego.  Domem, w którym – jak się okazuje – seniorzy nie mogą czuć się bezpieczni, w którym seniorzy nie zaznają spokojnej starości….a raczej spokojnej śmierci. Ćwirlej nawet w tak krótkiej formie powraca do kwestii pozorności. Nie wszystko jest takie, jakie nam się wydaje, a prawda często jest całkowicie inna. Autor przypomina nam, że nie „wszystko złoto co się świeci”.  

Z jednej strony nie jestem miłośniczką krótkich form, dlatego czytałam książkę długo, robiąc przerwy pomiędzy opowiadaniami. Z drugiej jestem zagorzałą fanką kryminałów. Fanką wielu autorów, którzy pokusili się o opisanie wątków kryminalnych w krótszej wersji, niż 300-stronicowa książka. Jeśli jesteś fanem kryminałów, na pewno znajdziesz w antologii coś dla siebie. Ja znalazłam

Za możliwość przeczytania książki dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

„Zastraszeni” Joanny Dulewicz

ZASTRASZENI

  • Autor:JOANNA DULEWICZ
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Seria: ERYKA OLBRACHT. TOM 2
  • Liczba stron: 504
  • Data premiery: 29.07.2020r.
  • Moja ocena: 5/10

Często bywa tak, że kiedy usilnie staramy się dostrzec światełko w tunelu, przed naszymi oczyma rozpościera się jedynie ciemność. Kiedy jednak z ową ciemnością zaczynamy się oswajać, życie świeci nam latarką po oczach”.

                                                                                   Joanna Dulewicz „Zastraszeni”

Od premiery kolejnej odsłony serii o Eryce Olbracht, Patryku Wrońskim minęło już parę miesięcy. Najpierw dosyć długo zabierałam się za czytanie, potem jeszcze dłużej za napisanie recenzji. Czym jednak byłoby moje czytanie, bez możliwości podzielenia się z Wami moimi spostrzeżeniami? Pozwólcie więc, że i tą recenzję popełnię.

Zacznę jednak nietypowo. Od samej autorki. Czytając jej prozę zastanawiałam się kim jest, jaki jest jej bagaż doświadczeń, w czym jest specjalistką. Co jej w duszy gra? Okazało się, że to kobieta orkiestra. „Absolwentka filologii angielskiej i zarządzania. Lektorka i tłumaczka. Koordynatorka międzynarodowych projektów europejskich. Doktorantka literaturoznawstwa…” (źródło: https://lubimyczytac.pl/autor/190774/joanna-dulewicz).  Nasuwa mi się więc, że multiinstrumentalistą można być, a jakże. Czasem jednak lepiej wychodzi nam granie na puzonie, niż gitarze basowej. Na flecie, niż na klawesynie.

„Zastraszeni” jest kontynuacją powieści kryminalnej „Zakłamani”. Książkę można jednak czytać odrębnie. Autorka sprawnie w bieżącą historię wplata wydarzenia sprzed lat, ukrywając ją we wspomnieniach, odniesieniach, argumentacji do konkretnej postawy czy doświadczeniach bohaterów. Temat poruszony w książce przez autorkę jest bardzo ważny. W „Zastraszonych” Dulewicz podniosła kwestię handlu ludźmi, zmuszania ich do wytężonej, katorżniczej pracy, wykorzystywania, czy w ostateczności morderstwa. Jak twierdzi, macki gangsterskiej ośmiornicy sięgają bardzo szeroko. Wszystko zaczyna się w latach osiemdziesiątych, gdy ginie Jakub, brat kieleckiej komendantki Leny Chmiel. 30 lat później Patryk Wroński ma poprowadzić śledztwo w sprawie odnajdywanych w okolicy Skarlecin częściach niezidentyfikowanego ciała.  Zakochany bez wzajemności w Eryce Olbracht długo, bardzo długo, za dłuuuuuuuuuuugo nie dostrzega, że pod okiem i za zgodą miejscowej policji oraz miejscowych notabli, od lat funkcjonuje siatka przemytników ludzi zwykle zza wschodniej granicy.

 Kryminał długo się rozkręca. Przez pierwsze 200 stron autorka rozwija wątek Eryki Olbracht, która w rozwiązaniu zagadki nie odgrywa finalnie znaczącej roli. Jest tylko widzem, biernym uczestnikiem, nadal ofiarą własnego męża, Marcina zamieszanego w proceder. Eryka realizując przeznaczony dla niej scenariusz jawi mi się jako aktorka na scenie. Długo nie mogłam przyzwyczaić się do jej roli. Historia nabiera tempa dopiero w połowie. Śmiem twierdzić, że większą przyjemność sprawiłoby mi czytanie książki zawartej w 300 stronach. Poboczne wątki okazują się bowiem mało istotne, a są czasem rozbudowywane do – miałam wrażenie ☹ – nieskończoności. Rola matki Eryki, Julii okazuje się tak naprawdę nieistotna. A szkoda, można by utkać na tej historii niezłą fabułę. Sformułowania „jeśli idzie”, „idzie o” również nie pomagają w odbiorze dzieła. Maniera ta zanika w ostatnich 200 stronach prozy. Jakby redakcja wzięła się ostro do pracy. Niestety forma i treść publikacji do mnie nie przemawia. Czuję się po prostu zmęczona. Tak się zwykle dzieje, gdy powieść nie trafi w moje gusta.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

„Histeria” Izabela Janiszewska

HISTERIA

  • Autor: IZABELA JANISZEWSKA
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Seria: WRZASK. TOM 2
  • Liczba stron: 393
  • Data premiery: 30.09.2020r.
  • Moja ocena: 8/10

Histeria nie oznacza, że straciłeś kontrolę, tylko że usiłowałeś kontrolować wszystko zbyt długo

Izabela Janiszewska „Histeria”

„Histeria” jest kontynuacją debiutu literackiego Izabeli Janiszewskiej – „Wrzasku”. Główny wątek książki boleśnie mnie poruszył. Czy można bez zaangażowania emocjonalnego czytać o rodzicach krzywdzących własne, niewinne dzieci? Autorka dotyka pomijanego w mediach i licznych publikacjach problemu przemocy psychicznej wobec dzieci. Jak sama pisze w posłowiu, problem ten powracał do niej po tym, jak wiele lat wcześniej była świadkiem, z czym musiał się mierzyć 5-letni chłopiec wyrzucony przez własną matkę z domu. Duży plus dla autorki, że wątek opiera się na obrazie przemocowej matki, tak często gloryfikowanej. To dobrze, że Izabela Janiszewska nie pokusiła się uprościć historii i w roli sprawcy, osadzić mężczyznę.

Wątek przemocy psychicznej rozwijany jej z różnych perspektyw. Widzimy mechanizm manipulacji dziećmi i objawy przemocy psychicznej z perspektywy dziecka. Ono się wstydzi. Ono wie, że nie może o tym nikomu powiedzieć. Ono obarcza się winą, za to co się dzieje, boi się konsekwencji, o których mówi matka. Ono nie chce być przyczyną rozwodu rodziców, więc w cichości leczy kolejne psychiczne raty, nadal ją kochając, kochając własnego kata. Z perspektywy dorosłego, który w przeszłości był w taki sposób krzywdzony przez własną matkę. Dorosłego, który nie może poradzić sobie z traumą z dzieciństwa. Dorosłego, który dopiero po latach dostrzegł, że to jak traktowała go matka było przemocą, było niewłaściwe. Z perspektywy matki, która krzywdzi własne dzieci. Nie wie dlaczego i czuje się winna. Matki, którą życiowa bezradność, bezsilność, samotność, brak miłości posuwa do takich czynów, wpijania do krwi paznokci, szarpania, obwiniania, straszenia, karania nieadekwatnie do czynu. Matki, która staje się, stała się katem. Z perspektywy męża, który niczego nie dostrzega, który tłumaczy. Męża, którego zwykle nie ma w domu, nie angażującego się. Męża, który okazuje się być ślepym. Wreszcie z perspektywy innych dorosłych wokół. Jedni niczego nie dostrzegają, inni podejrzewają, a jeszcze inni osobiście się angażują, jak ochroniarz z dyskontu, który widząc krzywdzone kilkuletnie dziecko reaguje. Ochroniarz, który postąpił tak, jak każdy z nas powinien w takiej sytuacji.

Teraz parę słów o fabule. W Warszawie grasuje stalker w masce. Mężczyzna reaguje na niewłaściwe zachowania dorosłych względem własnych dzieci. Zauważa krzywdy i próbuje wpłynąć na sposób postępowania rodziców wobec dzieci. Tym wątkiem zajmuje się Larysa Luboń, która otrzymała szansę pisania do poczytnego tygodnika. Próbuje do dziennikarskiego śledztwa zaprosić swojego byłego przełożonego, Pawła Wiśniewskiego, aktualnie warszawskiego kloszarda borykającego się z alkoholizmem. Wątek poboczny dotyczy brata Larysy i skorumpowanych, złych policjantów. Bartek Luboń z beztroskiego imprezowicza z pierwszych stron książki, przeistacza się w śledzącego wątek bezkarnych policjantów odpowiedzialnego, młodego człowieka. W międzyczasie arogancki komisarz Bruno Wilczyński tropi mordercę kobiet, które jak się okazuje stosowały przemoc wobec własnych dzieci. Pomaga mu w śledztwie psycholog policyjna Justyna Dembska tworząc profil sprawcy. Kogoś, kto każe wyrodne matki, jednocześnie próbując karać siebie. Za co? Tego dowiecie się, mam nadzieję, z kart książki…

Dobrze sięga się do pozycji, w której pojawiają się znani bohaterowie. Postać Larysy jest uszyta na miarę, na miarę kobiety XXI wieku. Samodzielnej, odpowiedzialnej, silnej, odważnej, nieznoszącej bierności, dążącej do celu. Larysa, która musi zmierzyć się z jednej strony z traumą młodości, z drugiej z zemstą wpływowego biznesmena nie odpuszcza. Załatwia sprawy po swojemu. Jej osobliwemu urokowi nie potrafi się oprzeć komisarz Wilczyński. Bruno da się lubić nawet nie za swoją męskość i bezkompromisowość, ale bardziej za swoje specyficzne poczucie humoru i mistrzostwo w ripoście. Nawet przesłuchiwanie świadków prowadzi nieszablonowo.

Muszę przyznać że Larysa i Bruno to ciekawa para. Niestandardowa. Mam nadzieję, że spotkam się z nimi jeszcze nie raz. Tylko proszę, Laryso nie zmieniaj się !!!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

„Rytuał łowcy” Przemysław Borkowski

RYTUAŁ ŁOWCY

  • Autor:PRZEMYSŁAW BORKOWSKI
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 528
  • Data premiery: 16.09.2020r.
  • Moja ocena: 7/10

Gdy obedrze się nas z tych wszystkich iluzji, które umożliwiają nam w miarę spokojną egzystencję…iluzji sensu życia, iluzji religii, iluzji racjonalnego rozumu panującego nad chaosem losu…zostaje tylko ono: przerażone, zdychające zwierzę”.

                                                                       Przemysław Borkowski „Rytuał łowcy”

Przemysław Borkowski po raz kolejny udowodnił, że jest człowiekiem renesansu (jakież było moje zdziwienie, gdy dowiedziałam się kiedyś, że to członek Kabaretu Moralnego Niepokoju). Po serii książek z Zygmuntem Rozłuckim („Zakładnik”, „Niedobry pasterz” i „Widowisko”) sięgnęłam po „Rytuał łowcy” znów zaciekawiona. Po raz kolejny w trakcie czytania książki tego autora kołatała mi się myśl: jakim cudem, jeden człowiek, może wykonywać tak różną twórczość!!! Może i to z sukcesem. Zdolność do obserwacji ludzkich zachowań, ich analiza i opisywanie, przydaje się i w kabarecie, i w trakcie pisania kolejnych stron książki.

Młoda prokurator Gabriela Seredyńska przy wsparciu doświadczonego policjanta, komisarza Aleksanderskiego rozpoczyna śledztwo na okoliczność zabójstwa biznesmena Różańskiego. Z pozoru sprawa morderstwa w afekcie (zdradzony mąż kochanki, zdradzona żona) staje się podwaliną do śledztwa z morderstwami seryjnymi w tle. Postępowanie zatacza coraz szersze kręgi. Do grona ofiar dołącza atrakcyjna projektantka mody- Oliwia, wybrana przez myśliwego celowo. Jej przyjaciółka, Stenia, będąca ofiarą przypadkową. Sprzedawczyni ze sklepu na Nowym Świecie i właścicielka domu  w którym mieszkała. Komisarz CBŚ – Halicki, a nawet przypadkowy przechodzień z Grójca, z pierwszych stron książki. Instynkt łowcy i tak nie został zaspokojony. Pojawiają się coraz to nowsze pragnienia. Dwóch z nich nie uda się jednak myśliwemu zaspokoić.

Książka głęboko zapadła mi w pamięć. Porównywanie ludzi, często spotykanych przypadkowo, do zwierzyny łownej, a mordercę do łowczego, przeraża. Autor sięgnął do najgłębszych zakątków duszy ludzkiej, odkrywając to co w niej najgorsze. Niespełnione pragnienia, kompleksy, niezaleczone rany, bezsilność, ból i cierpienie. To wszystko, co później kształtuje nasze spojrzenie na świat, na innych. To wszystko, co pozwala nam zachowywać normy społeczne lub je łamać. To wszystko, co umożliwia nam zabicie instynktu myśliwego lub mu się poddanie. Autor skłania nas do myślenia, czy jesteśmy bardziej łowczym, czy ofiarą. Kim moglibyśmy się stać?  Na to pytanie, też znajdujemy odpowiedź w „Rytuale łowcy”. Po prostu, w różnych okolicznościach bylibyśmy myśliwym, w innych zwierzyną łowną. Czasem długo i szczęśliwie będzie żyła zwierzyna, czasem wszystkie swoje ofiary przeżyje myśliwy. I tylko żal, że śledczy uświadamiają sobie, jak blisko byli rozwiązania zagadki wcześniej. Przecież go mieli, przecież go słuchali, a jednak nie słyszeli do końca…

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

„Blizna” Przemysław Żarski

BLIZNA

  • Autor:PRZEMYSŁAW ŻARSKI
  • Seria: ROBERT KREFT (TOM 2)
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 464
  • Data premiery: 02.09.2020r.
  • Moja ocena: 8/10

Miejsce kobiety jest w domu, przy dzieciach i w roli paprotki przy mężu

                                                           Przemysław Żarski „Blizna”

Nie mogłam nie zacząć recenzji od tego cytatu . Trochę przewrotnego, bardzo dyskusyjnego i na pewno niespodziewanego. Cytat jest tym bardziej zadziwiający, że w nowej części serii o komisarzu Robercie Krefcie kobiety odgrywają znaczące role. Mamy Igę – partnerkę Krefta, Olgę – komendantkę, borykającą się z przemocą psychiczną w małżeństwie, na szczęście tylko do czasu i Martę – policjantkę uczestniczącą w najnowszym śledztwie Krefta.  Skąd więc ten cytat ? Cytat jest nieprzypadkowy. W książce nic nie jest przypadkowe. W drugiej części po „Śladzie”, Roberta Krefta poznajemy bliżej. Dowiadujemy się trochę o jego przeszłości, o tym, co go ukształtowało. Poznajemy jego dawne rany i dotykamy jego blizn. W książce autor skorzystał z retrospekcji. Dzięki temu, przyglądamy się Kreftowi z roku 1995, na przemian temu z roku 2018.

Fabuła jest interesująca. Zaczyna się opisem historii małżeństwa z dwójką dzieci wracającego do domu po zabawie sylwestrowej spędzonej z bliskimi. W środku nocy, małżeństwo spotyka na swej drodze przestraszoną, młodą dziewczynę. Dziewczyna jest wyziębiona, osłabiona, bosa, zdezorientowana. Kilka metrów dalej odkrywają samochód na poboczu z nieprzytomnym kierowcą. Kierowcą był kolega Krefta, policjant Błażej Uryga. Okazało się, że dziewczyna ocknęła się w samochodzie. Nie wie jak się tam znalazła, nie wie tego nawet właściciel samochodu.  Niestety, to nie jedyny problem Błażeja. W należącym do niego budynku gospodarczym w wiejskiej miejscowości śledczy odnajdują zwłoki innej kobiety.

 

Policjanci, z Robertem Kreftem na czele próbują rozwikłać tą zagadkę, nie wierząc w winę kolegi. Śledztwo prowadzi w różne rejony Śląska i Zagłębia. Odwiedzamy słynny lokal w centrum Katowic, w którym odbywają się zamknięte imprezy dla mężczyzn z półświatka i tych na świeczniku, wpływowych, w tym ludzi prawa (nieprzypadkowa jest tu postać prokuratora Smugi!). Świat dilerów, przestępców, wątpliwych biznesmenów i „porządnych” obywateli – tylko z pozoru –się przeplata. Wspólne zabawy, wrażenia, doświadczenia, łączą. Gentelmen agreement obowiązuje, nawet wtedy, gdy giną niewinne kobiety. Niestety zabawa mordercy z Kreftem zatacza szersze kręgi. Zostają zamordowani koledzy z dzieciństwa komisarza. A to już kieruje naszą uwagę na wydarzenia sprzed lat. Czy Kreft da radę długo udawać, że sprawa go nie dotyczy? Czy da radę zmylić swoich kolegów?

Na kolejną część serii z Robertem Kreftem czekałam z niecierpliwością. Lubię pióro Przemysława Żarskiego. Akcja toczy się wartko, jedno zdarzenie, goni drugie. Historie są prawdopodobne, a bohaterowie książki możliwi do spotkania w realnym życiu. Pełno wokół nas, tych którym się nie udało. Tych, którzy swoje niepowodzenia, kompleksy, zaburzenia „leczą” krzywdząc innych.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

„W cieniu Babiej Góry” Irena Małysa

W CIENIU BABIEJ GÓRY

  • Autor:IRENA MAŁYSA
  • Wydawnictwo:MOVA
  • Liczba stron:372
  • Data premiery: 27.01.2021r.
  • Moja ocena:8/10

Ostatnio mam sporo szczęście do debiutów, kiedy sięgam po jakimś kierując się intuicją, przeważnie okazuje się, że było warto. W przypadku „W cieniu Babiej Góry” było tak, że po przeczytaniu opisu coś mi powiedziało, że ja po prostu muszę ją przeczytać. Irena Małysa to mieszkająca w malowniczej miejscowości pod Białą Górą debiutująca pisarka. W powieści wykorzystała prawdziwe zdarzenie, jakim była katastrofa samolotu mająca miejsce na stoku Policy w okolicach Babiej Góry 2 kwietnia 1969 roku. Tej katastrofy nikt nie przeżył, a przyczyny do dziś nie zostały wyjaśnione. Powieść, choć fikcyjna, nawiązuje do jednej z hipotetycznych przyczyn tragedii.

Bohaterką powieści jest Baśka Zajda, młoda policjantka, która właśnie wróciła z Krakowa do rodzinnej Zawoi. Okoliczności jej powrotu są dosyć traumatyczne, Baśka próbuje więc w rodzinnej miejscowości poukładać swoje życie na nowo. Jej dawna przyjaciółka Iza, córka posła, ma wkrótce wyjść za mąż za syna miejscowego biznesmena. Wraz z Baśką i innymi koleżankami organizują wyprawę na Babią Górę, by zabawić się przed ślubem w babskim gronie. Gdy nad ranem Baśka znajduje ciało Izy sprawy bardzo się komplikują. Jednym z podejrzanych jest Artur, dawna miłość policjantki, a jednocześnie był chłopak Izy. Czy Basi uda się rozwiązać zagadkę zanim ucierpi ktoś jeszcze?

Akcja przedstawiona w książce jest bardzo ciekawa, autorce udało się wykreować świetny klimat, nawet obecna momentami gwara góralska mi nie przeszkadzała, Bohaterowie są bardzo dobrze przedstawieni, styl lekki i wciągający. Powieść czyta się bardzo szybko i trudno ją odłożyć. Zwroty akcji, tajemnice, niedopowiedzenia sprawiają, że powieść czyta się praktycznie jednym tchem, przerzucając kartkę za kartką, by tylko dowiedzieć się, co będzie dalej. Narracja jest trzecioosobowa, prowadzona z punktu widzenia różnych bohaterów, na dwóch planach czasowych – w 1969 roku i współcześnie w 2019r. Naprzemienność krótkich podrozdziałów sprawia, zwiększa napięcie i ciekawość czytelnika. Sprawa, że cały czas zastanawiamy się co te dwa plany czasowe mają ze sobą wspólnego. Zakończenie było dosyć zaskakujące, trochę wbrew podsyłanym nam wcześniej przez autorkę tropom. Klimat tajemnicy, mroku i zagadkowości tylko dodaje powieści uroku.

Jeżeli szukacie lekkiego, a jednocześnie nietuzinkowego kryminału to gorąco polecam wam lekturę „W cieniu Babiej Góry”, a sama mam nadzieję, że to dopiero początek serii z Basią, co zresztą sugeruje sama autorka w posłowiu.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU MOVA.

„Chłopiec z lasu” Harlan Coben

CHŁOPIEC Z LASU

  • Autor:HARLAN COBEN
  • Wydawnictwo:ALBATROS
  • Liczba stron:416
  • Data premiery:12.11.2020r.
  • Moja ocena:7/10

„Człowiek może być dobry albo zły, nie w tym problem. Problemem jest to, że rzadko przewiduje konsekwencje swoich czynów”.

                                            Harlan Coben „Chłopiec z lasu”

Z twórczością Harlana Cobena spotykałam się już wielokrotnie. Jego powieść to zawsze świetnie spędzony czas. Również i tym razem spotkanie nie było nudne.

Powieść rozpoczyna się przywołaniem historii dziecka znalezionego w lesie. Nikt nie wie jak długo tam było, nikt nie wie do kogo należy, nikt go nie szukał. Chłopca nazwano Wilde. Tytułowy chłopiec z lasu nie jest jednak głównym bohaterem książki, która rozpoczyna się od zaginięcia nastolatki, Naomi Pine. Dziewczyny, która była szkolną ofiarą, zamęczaną przez innych, wyśmiewaną. Zaginięcia, którym bardzo się przejął Matthew, chrześniak Wilde. Zaginięcia, którego tak naprawdę nie było… Mimo to, w odnalezienie Naomi zaangażowali się i Wilde, i matka jego najlepszego nieżyjącego przyjaciela – Hester, ojca Matthew. Hester Crimstein, znana prawniczka, nie cofająca się przed niczym, co prowadzi do wygranej. Hester, którą znamy z innych wielu książek Cobena, nigdy jednak nie poznaliśmy jej w tak znaczącej roli. Prawniczka, która ma świadomość, że „system jest zawodny, ale nie narusza się jego zasad”. Mimo, że jest siedemdziesięcioletnią babcią Matthew, prowadzi własny program w telewizji i ciągle udowadnia, że siedemdziesiątka to nie czas na opiekowanie się wnukami, a czas na cieszenie się wolnością. Wolnością, której tyle nam pozostało, ile jej sobie wydrzemy z codzienności.

Gdyby opowieść miała się zakończyć historią Naomi, byłabym zawiedziona. Coben poszedł jednak o krok dalej, o kilka kroków dalej. Wplótł w historię o maltretowanej przez rówieśników oraz adopcyjnego ojca, dziewczynie, wątek morderstwa z przeszłości, której jedni z głównych bohaterów zamieszkują rezydencję Maynard Manor. Zwrócił naszą uwagę – jako czytelników – w stronę zbrodni z pozoru doskonałej, układu prawie idealnego. Układu, który w świecie prawdziwej polityki, walki o władzę tak naprawdę nie istnieje. Układu, który w trosce o dobro własnego dziecka, pęknie jak kruche szkło. Układu, który nikogo nie uratował, a tylko niewinnych skazał na dożywocie. W książce mamy i nastolatków borykających się z problemami akceptacji wśród rówieśników, i niewydolnych rodziców adopcyjnych, i happy end (matka biologiczna odnajduje dziecko), i brudne gry polityczne, i walkę o sprawiedliwość. Sprawiedliwość, której celem jest pokazanie prawdy, a więc prawdziwych wydarzeń sprzed trzydziestu lat, zanim Dash Maynard z żoną Delią zamieszkał w rezydencji. Czy odkryta i opublikowana prawda wyzwoliła? Czy kiedykolwiek kogokolwiek prawda wyzwoliła? W tym przypadku odpowiedź też jest niejednoznaczna. My wiemy co się wydarzyło. Wielu z uczestników historii opisanej przez Cobena, nie do końca. Każdy poznał swoją prawdę, część prawdy, a w rzeczywistości nieprawdę. Brzmi jak thriller polityczny? Poniekąd to jest thriller polityczny. I Wilde, i Hester zrobili co do nich należało. Może nawet więcej…., a jednak winni nie zostali ukarani, a niewinni nie zostali uwolnieni. „Taki świat i taka sytuacja”, jak śpiewa Maria Peszek.

Jestem pewna, że Coben nie powiedział ostatniego słowa o Wildzie. Tą książką, moim zdaniem, Coben rozpoczął nową serię, by wypełnić pustkę po Myronie Bolitarze. I on, i Hester przypomnieni nam zostaną przez autora niejednokrotnie. Dlaczego? Dlatego, że są to postaci niejednoznaczne, wielowymiarowe, złożone. Postaci, na których bardzo łatwo Cobenowi będzie oprzeć nowe wątki powieści, kolejnych kryminalnych przygód. To dobrze. Polubiłam ich na tyle wystarczająco, że przy kolejnej publikacji z nimi w roli głównej nie zawaham się ani chwili, by otworzyć obwolutę.  

Za możliwość przeczytania książki dziękuję WYDAWNICTWU ALBATROS.