„Wielki krąg” Maggie Shipstead

WIELKI KRĄG

  • Autorka: MAGGIE SHIPSTEAD 
  • Wydawnictwo: ZNAK
  • Liczba stron: 768
  • Data premiery: 22.03.2023r. 
  • Data premiery światowej: 4.05.2021r.

Maggie Shipstead laureatka nagrody Bookera napisała przepiękną powieść zainspirowaną życiem Jean Batten, lotniczki z Nowej Zelandii. Podobno wpadła na pomysł książki zatytułowanej „Wielki krąg” po tym, jak zobaczyła jej posąg na lotnisku w Auckland. Powieść została wydana w twardej oprawie przez Wydawnictwo Znak. Ze względu na ilość stron do jej czytania potrzebowałam trochę czasu. Jak się dowiedziałam Shipstead potrzebowała też sporo lat, by książka ujrzała światło dzienne w 2021 roku. Jej napisanie zajęło autorce siedem lat, począwszy od 2014 roku. Co ciekawe, w tym okresie prowadziła badania nad wczesnym lotnictwem, zwłaszcza lotniczkami i podróżowaniu do wielu miejsc opisanych w książce. Dzięki temu w powieści znajdują się liczne odwołania do historycznych faktów. Dwukrotnie odwiedziła również Antarktydę, a Arktykę aż pięć razy.  Spędziła również dwa miesiące mieszkając w Missoula w stanie Montana chcąc wykreować realność w swym dziele oraz odwzorować podróż przez dolinę z 1927 przez Travel Air 6000 (źródło: Wikipedia). Zapoznałam się z tymi wszystkimi faktami szukając informacji na temat okoliczności powstania książki, która jest cudownie napisanym przykładem literatury pięknej.

(…) Tak naprawdę uporanie się raz na zawsze z uciążliwą przeszłością jest niemożliwe. I dlatego ciągle do tego dążymy.” -„Wielki krąg” Maggie Shipstead. 

Powieść składa się z dwóch równoległych narracji o dwóch fikcyjnych kobietach Marian i Hadley. 

Historia Marian Graves rozpoczyna się od 1909 roku, gdy Shipstead wprowadza czytelnika w trudną opowieść o jej matce. Jej wczesnych latach, w których była ulubienicą ojca serwującego jej przyjemności i sierotą pozostawioną przez matkę, która popełniła samobójstwo.  Annabel spotyka Addisona Gravesa kapitana statku. Wkrótce zostaje jego żoną i rodzi bliźnięta: Marian i Jamiego, którzy zostają ocaleni przez swego ojca z katastrofy statku Josephinie Eterna w styczniu 1914. Z katastrofy, za którą Addison poniósł konsekwencje w wyniku osadzenia w więzieniu za nieetyczne zachowanie. W tym czasie bliźniętami opiekował się ich wujek Wallace w surowych warunkach Missouli w stanie Montana. Historia Marian chronologicznie toczy się do 1950 roku. 

Druga opowieść jest o aktorce XXI wieku, Hadley Baxter, która zostaje obsadzona w roli Marian do filmu o jej ostatnim locie. Hadley to sierota wychowywana przez wujka, której rodzice zginęli w katastrofie lotniczej. Jej historia pokazana jest z perspektywy osiągnięć w branży filmowej i porażek, niepowodzenia w życiu prywatnym, a także samotności po śmierci rodziców, z którą pomaga uporać się jej, uczenie się o życiu Marian, odkrywanie jej sekretów, przeglądanie pamiątek. 

Narracja Hadley jest opowiedziana w pierwszej osobie, podczas gdy sekcje Marian są opowiedziane w trzeciej osobie. Książka podzielona jest na rozdziały, dotyczące Marian mają również tytuły. W przypadku współczesnej osi czasu autorka oznaczyła je kolejnymi numerami, jakby dniami zdjęciowymi ( od „Jeden” do „Dwudziestu dwóch”). Obie narracje osadzone są w podtytułach w konkretnym czasie i miejscu, np. Los Angeles. Grudzień 2014, „Josephina Eterna” Glasgow, Szkocja, Kwiecień 1909. Losy obu kobiet się ze sobą splatają, przeplatają w nieregularnych odstępach czasu. Trudno było mi momentami wpaść w konkretny styl, przypomnieć sobie wcześniejsze motywy. Wątki ułożone są w dużej mierze w porządku chronologicznym. Na wstępie dwa krótkie fragmenty pełnią rolę wprowadzenia do kontekstu obu narracji. Pierwszym z nich jest ostatni wpis w dzienniku pokładowym Marian Graves tuż przed ostatnim etapem jej lotu dookoła świata w 1950 roku. Dziennika wplecionego w fabułę w taki realistyczny sposób, że kilkakrotnie musiałam sprawdzać, że Marian Graves  faktycznie jest tylko fikcyjną postacią. Ten dziennik dodaje silnego realizmu. Druga przedmowa pochodzi z grudnia 2014 roku i opowiada ostatni dzień zdjęciowy filmu o locie Marian Graves dookoła świata. O jej niezrealizowanym marzeniu. 

Powieść wzbudziła we mnie silne emocje, różne emocje. Od złości (historia małej Annabel), przez niezrozumienie (zachowania, motywy młodej Hadley, która mnie w wielu miejscach denerwowała), irytację (zachowanie Lloyda, który de facto pozbawił bliźniaków ojca), uprzedzenie (szczególnie do wujka bliźniaków, który zachował się jak należy, ale nie dał im prawdziwego domu), po gniew (wykorzystanie Marian przez jej męża) i tęsknotę (dzięki wspaniałej kreacji relacji Marian z Calebem, jej bratem Jamiem). Dość, że autorka świetnie opisała losy dwóch głównych bohaterek to jeszcze wplotła do fabuły inne ciekawe postaci, których jest naprawdę mnóstwo. Postaci niebanalnych, często ukazanych w szerszym kontekście, dzięki czemu możemy co nieco dowiedzieć się o ich motywacji, czy zgrabnych ciekawostek (jak historia o Tym, Który Dołączył do Duchów i Tych, Które Dołączyły do Duchów). Z zachwytem czytałam również wstawki o historycznych postaciach. Shipstead nawiązuje do historii o drużynie Jackie Cochran, która zrekrutowała „(…) pilotki do ATA, Air Transport Auxiliary – Pomocniczej Służby Rozprowadzania Samolotów – w Wielkiej Brytanii przy przebazowywaniu samolotów bojowych.”, o której zresztą czytałam w innej książce. W wielu miejscach przeczytacie między innymi takie informacje jak: 

W 1934 roku samoloty mogą latać dalej, szybciej, przy gorszej pogodzie. Uruchamiane są nowe trasy.” -„Wielki krąg” Maggie Shipstead.

„(…) Sir Charles Kingsford Smith przeprawia się przez Pacyfik z zachodu na wschód…) -„Wielki krąg” Maggie Shipstead.

To niezwykle wzbogaciło lekturę. Powieść jest takimi historycznymi faktami wręcz napompowana. To wyraz ogromnego zaangażowania autorki w to, by pokazać fikcyjną historię w sposób jak najbliższy rzeczywistym wydarzeniom. Ukochałam wczesną Marian. To niezwykła kobieca postać, która wyrosła na nietuzinkową dorosłą. Smuciłam się trochę i wzdychałam do Caleba czytając o nim, kim był dla Marian, jak radził sobie z matką.  Zresztą przyznaję, że o ile przeplatanie narracji historią Hadley urozmaica powieść, o tyle bliższe były mi losy opowiedziane z perspektywy Marian. 

Długo mogłabym pisać, bo to naprawdę bardzo piękna literatura. Znajdziecie w niej i ciekawie opowiedzianą historię, i wyraziste postaci. Niech nie zniechęca Was ilość stron. Ja niestety poddałam się temu błędnemu wrażeniu. Jednak jak zaczęłam czytać pochłonęłam historię w dwa wieczory i nie żałuję żadnej minuty spędzonej z powieścią. 

Moja ocena: 8/10

Za możliwość zapoznania się z publikacją bardzo dziękuję WYDAWNICTWU ZNAK

„Mam do pana kilka pytań” Rebecca Makkai

MAM DO PANA KILKA PYTAŃ

  • Autorka: REBECCA MAKKAI
  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO POZNAŃSKIE
  • Liczba stron: 552
  • Data premiery: 6.09.2023r.
  • Data premiery światowej: 21.01.2023r. 

To chyba totalny rekord!!! Wyobraźcie sobie, że dzisiejsza recenzja jest pięćdziesiątą napisaną i opublikowaną na mym blogu czytelniczym w grudniu!!! W stosunku do grudnia 2002– nie chwaląc się oczywiście – to zacny wynik. Listopad br. też nie był zły, gdyż łącznie światło dzienne ujrzało dwadzieścia pięć moich całkowicie subiektywnych opinii. Życzę sobie, by gorliwość w dzieleniu się z Wami moimi spostrzeżeniami w zakresie przeczytanych książek pozostała ze mną przez cały, nadchodzący 2024 rok. 

Jakiś czas nie skojarzyłam o co chodzi z okładką powieści „Mam do Pana kilka pytań” Rebecci Makkai od Wydawnictwo Poznańskie. Patrzyłam tyko na tą soczystą zieleń i kobiecą twarz. Oczekiwanie na lekturę skróciło się jednak gdy dostrzegłam, że twarz wygląda jakby się topiła, jakby była pod wodą. Dzięki temu miałam okazję wchłonąć (mimo ilości stron) drugą  wydaną w Polsce książkę autorki bestsellera „Wierzyliśmy jak nikt„, którego nie miałam okazji czytać. 

(…) To ta od basenu. Ta od alkoholu…w od włosów wokół…od gościa, który przyznał się do… Tak. Właśnie ta.” – „Mam do pana kilka pytań” Rebecca Makkai.

Thalia Keith zdążyła spotkać się z kimś za kulisami i wyjść razem z nim, zanim ktokolwiek się zorientował.” – „Mam do pana kilka pytań” Rebecca Makkai.

W roku 1995. W elitarnym liceum Granby’ego z internatem. Kilkunastoletnia Thalia Keith  po udanym występie w spektaklu szkolnym traci życie . Jej ciało odnaleziono w szkolnym basenie, a za zabójstwo został skazany Omar Evans, fizjoterapeuta. Wina Omara nie była dla wielu uczestników tamtejszych wydarzeń tak bardzo oczywista, jak dla prokuratury. Po dwudziestu latach później do Granby’ego przyjeżdża Bodie Kane, rówieśniczka, koleżanka Thalii, która odniosła sukces jako „(…) okazjonalna wykładowczyni w colleg’u, autorka uznanego podcastu, kobieta, która potrafi przygotować posiłek z produktów z targu i wysłać dzieci do szkoły stosownie ubrane…”. 

„(…) do Granby’ego miałam wrócić niezniszczalna. Piętnastoletnia Bodie mogła przewrócić się na lodzie, mogła być krucha albo rozbita(…) Za to czterdziestoletnia Bodie była ogarnięta, już od dawna panowała nad ciałem i umysłem. Tymczasem twarda, zimna ziemia boleśnie mi przypomniała, jak łatwo może powinąć się noga” – „Mam do pana kilka pytań” Rebecca Makkai.

Zacznę może od tego, co mi się nie podobało. Wyłapałam pewną wydawniczą wpadkę. W zdaniu, w rozdziale trzecim (chyba, że źle sobie zapisałam) brakuje słowa „czułam” przed rzeczownikiem „nostalgia” . Brzmi to tak: „(…) W gruncie rzeczy ogromnie go lubiłam: cieszyłam się, kiedy zabierał dzieci, nostalgię, gdy sypialiśmy ze sobie, konsternację jego randkowaniem i….” Chyba lepiej brzmiałoby, gdyby było „„(…) W gruncie rzeczy ogromnie go lubiłam: cieszyłam się, kiedy zabierał dzieci, czułam nostalgię, gdy sypialiśmy ze sobie, konsternację jego randkowaniem i….”. Oczywiście mogę się mylić. Zapewne przez wiele rąk przechodziła książka przed wydaniem. 

Pozostałych wad chyba brak, za to jest masa zalet. Formuła powieści. Proza podzielona jest na ponumerowane rozdziały, które przecięte zostały częściami poświęconymi konkretnym postaciom i ich roli w kryminalnej zagadce, podejrzeniom, rysom psychologicznym, o których Bodie nie zapomniała przez dwadzieścia lat. Począwszy od Omara, przez Thalię, Robbiego Serenho, po tytułowego Pana, Pańską żonę itd. Łącznie rozdziałów jest czterdzieści jeden. Bardzo podobały mi się dywagacje autorki, które przemyciła na temat sprawiedliwości postępowań sądowych, błędów, nieukaranych sprawców, zaniechań prokuratorskich itd. Fragmenty zaczynające się przykładowo od: „To nie ta, co dostała nożem w… Nie… Ta, co wsiadła do taksówki z….”, „To nie ten, co uniknął kary….”, To nie ten, co został skazany…” to takie mini studium tego, z czym ofiary, sprawcy, strony trzecie, rodziny, świadkowe mogą się zderzyć w trakcie postępowania przygotowawczego, przewodu procesowego. Sprawdziły się również w narracji zwroty bezpośrednio do jednego z nauczycieli, do Pana Blocha. Narratorka w swej powieści zwraca się do niego bardzo osobiście, kierując w jego stronę takie sformułowania jak: „(…) gdy tylko pana przywołała, tą obserwującą mnie osobą, którą sobie wyobrażałam, stał się właśnie pan.”, „(…) Wtedy jeszcze nie byłam na pana wściekła…”, „Byłby pan nimi zachwycony, panie Bloch. Mógłby pan ich kształtować…” A propos narracji to z obowiązku recenzenckiego muszę wspomnieć, że narracja jest pierwszoosobowa, a książka składa się z dwóch części. W części drugiej zaczyna się walka o uwolnienie Omara wobec wielu nowych wątków, które Bodie wyciągnęła z innymi na wierzch w trakcie swego powrotu do Granby’ego w celu prowadzenia krótkiego kursu.  Zresztą to Bodie jest narratorką. Ale nie jest to narracja tylko osobista, refleksyjna. Jej narracja jest momentami bardzo reporterska. Miałam odczucia jakbym czytała reportaż o tym, co się dzieje. Urozmaiceniem narracji jest autorefleksja, autokorekta samej narratorki. Bodie chwali się za pewne zachowania, gani, upomina, zdradza czytelnikowi, ile czasu poświęciła, by wypaść w ten czy inny sposób. Oceniam Bodie jak naprawdę bardzo ciekawą postać, idealnie nadającą się do swej roli. Jej historię osobistą autorka również zaprezentowała z ciekawym tłem, zresztą nie tylko jej. Interesującą autorka zaprezentowana relacje Bodie z Robesonami (Severnem i Margaret) oraz jej mężem Jerome, która jawiła mi się jako wyjątkowo dojrzała. Również uczniowie, z którymi Thalia i Bodie trzymała, nie pozostali bez dopowiedzenia. Nieakceptowalne zachowanie Doriana Cullera sportretowane w różny sposób. Konformizm Mike’a Stilesa. Początki gwiazdora Robbiego Serenho, które były inne, niż Bodie zapamiętała. Fran, Beth, Carlotta biorąca sprawę w swoje ręce, która i tak nie przeżyła. Czy chociażby powracająca historia Tima Busse i Grahama Waite, którzy rozbili się wracając po pijaku z Quebecu, do której Bodie kilkakrotnie wracała często w towarzystwie wątku innych śmierci ówczesnych uczniów. To wątki czasem poboczne, często komplementarne układające prozę w jedną całość. W jedną cudowną powieść przez nieakceptowalne zachowania naszych autorytetów, które rozumiemy dopiero po latach, bo je wypieramy w teraźniejszości, tłumaczymy, racjonalizujemy, jak w tym cytacie: „Bo znałam pana jako dobrego nauczyciela i troskliwego ojca? Bo lubił pan operę? Bo tak łatwo się pan rumienił, przez co sprawiał pan wrażenie wrażliwego? Bo wpadłam w najbardziej oczywistą pułapkę…”. 

Przez nastoletnie przyjaźnie, koleżeństwo, które nie jest jednoznaczne. Przez wpływy, których często nie rozumiemy. Przez niesprawiedliwość i wiele innych socjologicznych wątków, w tym przez romans, o którym wszyscy prawie wiedzieli, wszyscy podejrzewali, który ujawniał się wieloma małymi znakami, a o którym nikt w odpowiednim czasie nie powiedział. To bardzo głęboka powieść w zanadrzu trzymająca ciekawe wątki kryminalne, prawnicze, do której naprawdę warto zajrzeć.  

Dopiero na początku dwudziestego szóstego rozdziału pada zdanie: „Mam do pana kilka pytań. Czy wiedział Pan…” Warto było czekać. Nie wierzcie mi jednak na słowo, sprawdźcie sami. 

Moja ocena: 9/10

Dziękuję Wydawnictwu Poznańskiemu za obdarzenie mnie zaufaniem i podarowanie mi recenzenckiego egzemplarza.

„My Summer In Seoul” Rachel Van Dyken

MY SUMMER IN SEOUL

  • Autorka: RACHEL VAN DYKEN
  • Wydawnictwo: ZNAK HORYZONT
  • Liczba stron: 480
  • Data premiery: 26.07.2023r. 
  • Data premiery światowej: 13.12.2021r.

Chciałam koniecznie sprawdzić, czym jest k-pop. Dzięki lekturze „My summer in Seoul” autorstwa Rachel van Dyken od Znak Horyzont sprawdziłam i to na konkretnym przypadku, nie tylko definicyjnym. A Wy wiecie czym jest k-pop? 

Jeśli nie, to spieszę z pomocą. Według Wikipedii k-pop (od ang. Korean pop) to „gatunek muzyki popularnej, który powstał w Korei Południowej, łącząc w sobie takie elementy muzyki jak dance-pop, ballada popowa, electropop, hip-hop, rock, jazz, pop opera, współczesny rhythm and blues czy muzyka klasyczna. Gatunek ten pojawił się wraz z jedną z pierwszych grup K-popowych, Seo Taiji and Boys, która powstała w roku 1992. Ich eksperymenty z różnymi stylami muzyki „przekształciły scenę muzyczną Korei. W rezultacie włączanie zagranicznych elementów muzycznych stało się powszechną praktyką wśród artystów K-popowych” (źródło: wiki). 

Zresztą sama autorka przyczyniła się do wprowadzenia czytelnika w środowisko, w którym dzieje się akcja powieści zamieszczając na początku tzw. „Słowniczek K-popu”, w którym można znaleźć opis takich sformułowań jak: Visual (???), Trainee (???), Sasaeng (???) i wiele innych. Nawet nie wiedziałam, że na teledysk mówi się w niektórych kręgach „MV”.

I właśnie wokół tego rodzaju muzyki toczy się fabuła w książce „My summer in Seoul”, w której Grace zaczyna się w Korei opiekować znanym zespołem k-popowym w wytwórni muzycznej własnego wujka. Spotyka tam Lucasa (z opisu to: główny raper, wokalista, główny visual, środkowy tancerz, twarz grupy)  niezwykle nieprzyjemnego gwiazdora oraz Rae’a (z opisu to: lider, główny wokal, visual, twarz grupy) jego całkowite przeciwieństwo. Z którym Grace zwiąże się w przyszłości? 

Oprócz „Słowniczka K-popu”, „Słowa od autorki” na początku książki znalazła się część nazwana z „Poznajcie SWT” , dzięki której czytelnik dowiaduje się między innymi, że „SWT to skrót od Something Worth Taking, czyli coś, co warto zdobyć, a tym czymś są serca fanów, gdy grupa występuje na scenie.” Jeśli obawiacie się, że nie poradzicie sobie z tempem akcji, bohaterami silnie wykreowanymi i osadzonymi w świecie muzyki k-popowej to nic bardziej mylnego. Każdy członek grupy muzycznej jest bardzo dobrze przedstawiony. Dość, że graficznie (zresztą to nie jedyne rysunki w książce), to jeszcze biograficznie – charakterologicznie (łącznie z grupą krwi, znaku zodiaku, cechami, nazwiskiem, czy pozycję w grupie). O Grace dowiadujemy się natomiast w Prologu. Autorka nie jest dla niej przychylna. Jej określenie brzmi: „NAIWNA: wykazująca się brakiem doświadczenia, zdolności oceny sytuacji bądź wiedzy; łatwowierna. Zobacz też: Grace Lee”. Ciekawe czy mogłoby być gorzej. 

Książka raczej dla młodych dorosłych, nastolatków, niż kobiet w moim wieku. Same rysunki postaci zostały zaprezentowane chyba po to, by wśród młodych czytelników wzbudzić zachwyt, uczucie zakochania, fascynacji. Oni są tak silnie koreańscy, idealni dla fanów anime. Historia w Seulu rozpoczyna się od Sierpnia roku 2020, gdy główna bohaterka przekracza bramki lotniskowe. Autorka nie chce jednak, byśmy zaznajomili się z Grace od tego momentu. W rozdziale pierwszym opisuje więc, co zdarzyło się w jej życiu trzy miesiące wcześniej. Jak na książkę young adult przystało z romansem w tle, oczywiście zdarzyła się sercowa katastrofa. 

Konstrukcja książki jest bardzo wyraźna. O prologach, słowach od autorki, słowniczku wspomniałam. Rozdziały są kolejno ponumerowane. Oprócz tego mają tytuły, a na ich początku znajduje się imię bohatera z perspektywy którego śledzimy fabułę. Zdania są krótkie, pojedyncze. Autorka unika długich opisów. Dialogi toczą się bardzo szybko. Przekaz został ewidentnie dostosowany do młodego czytelnika, któremu najbardziej może się spodobać lektura.  Łącznie książka zawiera trzy części. Na końcu znalazłam „Podziękowania” i co mnie zaskoczyło niezmiernie, ważne numery telefonów jak: 800 702 222 – Centrum wsparcia dla osób w stanie kryzysu psychicznego czy 116 111 – Całodobowy telefon zaufania dla dzieci i młodzieży (o którym nawet było ostatnio w sejmie przy okazji expose nowego Premiera), 116 123 – Telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym. Głębokie ukłony dla Wydawcy, za załączenie do tej publikacji tak ważnych numerów linii telefonicznych. 

Mimo świetnego wydania, prostego i lekkiego języka, dobrze przedstawionej perspektywy Grace w narracji pierwszoosobowej chwilami czułam, jakbym czytała książkę, w której główne postaci to małe, rozwydrzone dzieciaki nic nie wiedzące o życiu.  Możliwe, że takie ujęcie tematu jest celowym uproszczeniem zastosowanym przez Autorkę. Jak już wspomniałam z rodzaju fabuły i publikacji zakładam, że głównymi jej odbiorcami powinni być ludzie młodzi i zapewne to była główna grupa docelowa dla Rachel Van Dyken. Generalnie oceniam „My Summer In Seoul” jako nic nie wnoszącą historię miłosną bez której mogłabym się obejść. Książka nie była w stanie mnie zadowolić w aspekcie wartościowej i ciekawej fabuły, którą oczekiwałam. 

Młodzi, czytajcie!!! Liczę, że Wam się spodoba. 

Moja ocena: 6/10

Dziękuję Wydawnictwu Znak Horyzont za obdarzenie mnie zaufaniem i podarowanie mi recenzenckiego egzemplarza.

„Ostatnia róża Szanghaju” Weina Dai Randel

OSTATNIA RÓŻA SZANGHAJU

  • Autorka: WEINA DAI RANDEL
  • Wydawnictwo: ZNAK 
  • Liczba stron: 480
  • Data premiery: 12.07.2023r. 

„Ostatnia róża Szanghaju” Weina Dai Randel od Wydawnictwo Znak to piękna powieść obyczajowa retro z romansem dwójki nieznajomych, których losy zostały złączone. Od momentu, gdy przeczytałam „Gejszę” uwielbiam historie miłosne osadzone w Japonii, pradawnych Chinach. Osadzone wśród feudalnego społeczeństwa, w którym bardzo ważne są powiązania pomiędzy przedstawicielami różnych klas. W którym nie liczy się, kto jest kim, ale kto skąd pochodzi. 

Podczas II Wojny Świątowej w roku 1940 w okupowanym przez Japończyków Szanghaju Aiyi Shao – młoda Chinka, właścicielka nocnego klubu spotyka Ernesta Reismanna, biednego żydowskiego uchodźcę, który pięknie gra na pianinie, dzięki czemu znajduje zatrudnienie w klubie Aiyi. Los nie jest jednak dla nowych znajomych łaskawy. Ich dzieje zostają rozdzielone przez historię, która również nie daje żadnej szansy na jakiekolwiek przyszłe spotkanie.

Przepiękna powieść!!! Bardzo dobrze napisana, głęboko przemyślana, długo zostanie przeze mnie zapamiętana. 

Na przekór opisowi Wydawcy powieść zaczyna się od 1980 roku w Szanghajskim pokoju hotelowym. Dzięki narracji pierwszoosobowej poznajemy bohaterkę, którą widzimy oczami wyobraźni siedzącą na wózku inwalidzkim, która o sobie myśli w następujący sposób: „Mam sześćdziesiąt lat, jestem bizneswoman, filantropką i kobietą dręczoną rozterkami. Na dzisiejsze spotkanie ubrałam się w przemyślany sposób – w czarny kaszmirowy sweter, haftowaną żółtą bluzkę, czarne spodnie i wykonany na zamówienie but. Mam ogromną nadzieję, że wyglądam elegancko i skromnie, jak na stateczną miliarderkę przystało”. Czy sześćdziesiąt lat to wiek stateczny? Od razu pomyślałam, że raczej nie. Ale versus wydarzeń opisanych w roku 1940, czyli czterdzieści lat wcześniej, faktycznie Aiyi może widzieć się w ten sposób. I to ta narracja naprzemienna, retrospekcja sięgająca do 1940, do losów Aiyi prezentowanych z jej punktu widzenia spowodowała, że odebrałam powieść w sposób bardzo osobisty, głęboko relacyjny. Czym innym jest narracja w rozdziałach zatytułowanych Ernest, która jest narracją trzecioosobową. O ile Aiyi sama o sobie opowiada, o tyle historię Ernesta poznajemy przez ocenę wszystkowiedzącego narratora występującego w trzeciej osobie. 

Wszystkie rozdziały są ponumerowane. Jest ich łącznie dziewięćdziesiąt dwa. Jak już wspomniałam powyżej przed każdym rozdziałem znajduje się informacja, czy to historia napisana z perspektywy Aiyi czy Ernesta. 

„Z ojczyzny wypędzono go dlatego, że był Żydem; teraz, gdy pokonał ocean i znalazł się na obcej ziemi, przepędzano go znowu przez to, że był uchodźcą.” – Ostatnia róża Szanghaju” Weina Dai Randel. 

Historia wojenna jest zawsze bardzo dobrym tłem romansu. Tym bardziej, że jest to romans osób, które często tylko dzięki niej miały szansę się spotkać. Możliwe, że przez to, iż wojna rodzi silne uczucia, opowieści miłosne tak trafiają w nasze serca, tak odbieramy je emocjonująco. Do tego sama Aiyi, niesamowita kobieta w wojennej zawierusze. Wyobrażacie to sobie! Właścicielka klubu nocnego. Idealnie Autorka zobrazowała ten retro, dawno miniony świat. Czytając miałam poczucie podobieństwa do „Casablanki” amerykańskiego melodramatyczny filmu w stylu noir w reżyserii Michaela Curtiza z 1942 roku, którego akcja dzieje się w czasie II wojny światowej, w kontrolowanym przez Francję Vichy marokańskim mieście Casablanca. W filmie parę kochanków brawurowo zagrali Humphrey Bogart jako Rick Blaine oraz Ingrid Bergman jako Ilsa LundSama nie wiem skąd to skojarzenie. Może ta atmosfera. Możliwe, że klub nocny, z alkoholem, gorącą atmosferą i pianistą. Może stroje, piękne ubrane i pomalowane kobiety z wąskimi brwiami. Możliwe, że ten cały blichtr, mimo toczących się działań wojennych i mimo aktywności okupantów. Nie wiem nawet czy to skojarzenie jest dobre. 

Mam tylko pewność, że powieść „Ostatnia róża Szanghaju” Weiny Dai Randel to pięknie opowiedziana historia o czasach, które już minęły i o bohaterach, których losy chwytają nas za serce. Do tego naprawdę napisana w bardzo dobry, literacki sposób. Serdeczenie polecam. 

Moja ocena: 8/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Znak, za co bardzo dziękuję.

„Obca w świecie singli” Krystyna Mirek

OBCA W ŚWIECIE SINGLI

  • Autorka: KRYSTYNA MIREK
  • Wydawnictwo: LEKKIE
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 26.07.2023r. 
  • Data pierwszego wydania: 23.05.2018r. 

Przy okazji recenzji powieści „Kolor róż” autorstwa Krystyna Mirek – strona autorska (recenzja na klik) napisałam, że „Dorobek pisarski Krystyny Mirek jest imponujący, składa się na niego już kilkadziesiąt książek. Ja sama przeczytałam ich już co najmniej kilkanaście.” Z nostalgią przyjęłam więc propozycję przeczytania po raz drugi nowe wydanie książki z 2018 pt. „Obca w świecie singli od Lekkie Wydawnictwo. Przy okazji odświeżenia szaty graficznej publikacji postanowiłam szczerze przypomnieć sobie tą historię.

Losy Karoliny i Jakuba są bardzo podobne. Karolina Mazur po rozstaniu z ojcem swej córki – Patrykiem, który „(…) był fascy­nu­ją­cym męż­czy­zną. Wiele kobiet tra­ciło dla niego głowę i nie działo się to bez powodu. Naprawdę umiał dać swo­jej dziew­czy­nie szczę­ście”, stara się skupić tylko na wychowaniu swej córki, Lenki i ratowaniu własnej restauracji. Jakub Radecki chciałby aktywnie uczestniczyć w wychowaniu własnego dziecka – Martynki, na co nie pozwala mu była partnerka – Agnieszka Michalska, stosując karę współrodzica za rozstanie. 

Powieść o dwójce nagłych singli pisana jest z perspektywy dwóch par, całkowicie różnych. Obu jednak się nie udało. Obie się jednak rozstały. Zarówno Karolinę, jak i Kubę spotykają przykre chwile, z którymi muszą sobie poradzić. Walka o dzieci, trudne rozstania, zmiana pracy to temat przewodni tej obyczajowej książki. Lekki i przyjemny język pozwala traktować pozycję jako miłe urozmaicenie codzienności, jako odskocznię od otaczających nas problemów. I tak… potwierdzam. Nie ma w tytule „Obca w świecie singli” zagmatwanych zagadek, galopującej akcji, ciekawostek i głębokich rysów psychologicznych bohaterów. Jest tylko opowieść o parze z dość przewidywalnym zakończeniem i trochę przypuszczalnym rozwinięciem fabuły. W dobrych książkach obyczajowych chodzi o inteligentnie, interesująco opowiedzianą historię. Nawet jeśli hipotetycznie może ona okazać się banalna. Dla mnie „Obca w świecie singli” Krystyny Mirek jest właśnie taka. Umiejętną opowieścią o życiu z perspektywy Kuby i Karoliny. 

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zrecenzowania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Lekkie.

„Dotknąć gwiazd” Zula Ankanon

DOTKNĄĆ GWIAZD

  • Autorka: ZULA ANKANON
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 376
  • Data premiery: 4.05.2023r

W zapowiedzi recenzenckiej napisałam, że książka „Dotknąć gwiazd„, której autorką jest Zula Ankanon – strona autorska od Zysk i S-ka Wydawnictwo dotyka tematyki akceptacji, depresji i kontaktów międzyludzkich. Dotychczas nie zetknęłam się z żadną twórczością Autorki. Poprzednia książka pt. „Zaślepieni” jeszcze przed mną. Na Facebookowej stronie czytam: „Z natury marzycielka, która w głowie tworzy alternatywną rzeczywistość.” Tak chyba moglibyśmy opisać większość pisarzy. Zgadzacie się?

Kiedy liczba serduszek na Instagramie miesza się z ponurą rzeczywistością…” – z opisu Wydawcy. 

I o tej ponurej, albo w ogóle o tej rzeczywistości, prawdziwej, a nie wykreowanej w social mediach jest fabuła powieści „Dotknąć gwiazd” Zuli Ankanon. Fałszywe życie oglądamy z perspektywy Anastazja, która jest znaną, dobrze zarabiającą influenserką. Jako przeciwwagę do fabuły Autorka wprowadza Daniela, który po dziesięciu latach wychodzi z więzienia na wolność. „Pewnej nocy na moście dochodzi do przypadkowego spotkania dwójki nieznajomych. Daniel, nie mając nic do stracenia, chce skoczyć. Anastazja ratuje niedoszłego samobójcę…”

Miło było przeczytać powieść obyczajową z małym wątkiem sensacyjnym, a nie opartą tylko na konstrukcji księżniczki, której udało się w życiu spotykającej, tzw. Bad boya. Książka jest jednak dość nierówna. Początek zapowiadał bardzo dobrą przygodę z wyrazistymi bohaterami, która mogła różnie się zakończyć, ale zakładałam, że brawurowo się rozwinie. W rzeczywistości moje pierwotne emocje opadły dość szybko, by na moment znowu się wzbudzić i… zaniknąć już do końca. Kompletnie nie spodobało mi się zakończenie, widziałabym je bardziej mroczne, bardziej traumatyczne, mniej przewidywalne. Miałam również problem z odbiorem głównych bohaterów. Coś zgrzytało między nimi, nie do końca czułam chemię, którą Autorka chciała zaprezentować czytelnikowi. Zdecydowanie na plus sama Anastazja. Bardzo dobrze Ankanon odzwierciedliła kobietę żyjącą z „lajków”, z tego, jak bardzo się nią interesują, ile serduszek znajdzie się pod jej postem. Idealnie wkomponowała ukryte przesłanie, że nie wszystko co się świeci, jest złotem oraz że fasada nigdy nie jest dobrym lepszym rozwiązaniem niż prawdziwe życie. Ot, taka subtelna analiza współczesnych czasów. Do książki przekonała mnie również dobrze przedstawiona walka o siebie oraz sarkazm głównej bohaterki. Miło czytało się takie riposty, cięte podsumowania.  

By jednak ocenić książkę zachęcam Was do samodzielnego przeczytania. To, że ja dostrzegam pewne mankamenty, nie oznacza, że książka z gruntu jest zła. Po prostu niekoniecznie została skrojona na moją miarę. Spróbujcie sami dzięki własnej lekturze wyrobić sobie o niej zdanie. Do tego Was szczerze zachęcam. 

Moja ocena: 7/10

Z lekturą zapoznałam się dzięki WYDAWNICTWU Zysk i S-ka.

„Czulsza niż dotyk” Dominika Rosik

CZULSZA NIŻ DOTYK

  • Autorka: DOMINIKA ROSIK
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 382
  • Data premiery: 14.02.2023r. 

Czulsza niż dotyk” Dominiki Rosik od Zysk i S-ka Wydawnictwo to kolejna opowieść o miłości, o której chciałam Wam opowiedzieć. Książka premierę miała w Walentynki, ja nie ukrywam zapoznałam się z nią dość dawno temu. Została wydana przez Zysk i S-ka Wydawnictwo, które słynie z promocji polskich autorek rozwijających się w powieściach obyczajowych. 

Ze wszystkich ludzi na świecie ona była tą, która pragnęła czuć, a on tym, który nienawidził czuć” – „Czulsza niż dotyk” Dominika Rosik

Marieta i Maks. Ona – młoda rzeźbiarka realizuje zalecenie swego terapeuty, który zalecił jej spędzenie sto jeden dni w odseparowaniu, by zapomnieć o przeszłości. On – również szuka ulgi skrzętnie chowając swoje tajemnice. I jak to zwykle w tego typu fabule bywa, losy obojga bohaterów się stykają w sposób zaskakujący. Ona i On przestają dość szybko być sobie obcymi. 

Bardzo spodobała mi się okładka książki. To pierwsze na co zwróciłam uwagę, gdyż pisarstwa Dominiki Rosik nie znam. Cudne kolory, niezwykle optymistyczna oraz ze skrzydełkami. Założyłam, że tak przemyślana obwoluta jest gwarantem dobrej lektury. 

Książka podzielona jest na części. Szczegóły publikacji zachwycają, oprócz okładki. Znaczniki pomiędzy numerami rozdziałów, myśli, spostrzeżenia, motywujące zdania wprowadzające w treść rozdziałów. A także tytuły i podtytuły poszczególnych odcinków powieści typu „Pozory skrywają wielki sekret” czy na samym początku „Miejsce niespodziewanie bliskie sercu”. Układ odczytałam jako miłe uporządkowanie, usystematyzowanie, ustrukturyzowanie, które również sprawdza się w powieściach obyczajowych niekoniecznie tylko w pozycjach popularnonaukowych, czy zbiorach felietonów. 

Autorką książki jest Pani Dominika Rosik. Bynajmniej nie filolożka, a Absolwentka Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu oraz SGH w Warszawie. Jej ścisły, ekonomiczny rozum nie przeszkodził się w stworzeniu bardzo przyjemnej powieści, która dość dobrze, po debiucie w 2017 roku zatytułowanym  „Projekt Królowa”, przez czytelników. Tempo powieści jest nieprędkie. Narracja jest trochę nostalgiczna i medytacyjna. Autorka zastosowała znany literacki zabieg, który sprawdza się w powieściach obyczajowych. Postarała się zaciekawić czytelnika i tajemnicami z przeszłości głównych bohaterów i samymi, różnymi względem siebie głównymi bohaterami. 

Miła, przyjemna dla oka historia. O relacjach. O kobiecie i mężczyźnie. O rozpoczynaniu od nowa i na nowych warunkach. Przeczytacie? 

Moja ocena: 7/10

Z lekturą zapoznałam się dzięki WYDAWNICTWU Zysk i S-ka.

„Światło po zmierzchu” Żaneta Pawlik

ŚWIATŁO PO ZMIERZCHU

  • Autorka: ŻANETA PAWLIK
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 4.07.2023r. 

Nie wiem jak to się stało, że po premierze powieści zatytułowanej „Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze”  (recenzja na klik) z marca br.  Żaneta Pawlik – strona autorska  tak szybko zaprezentowała polskim czytelnikom, fanom literatury obyczajowej książkę pt. „Światło po zmierzchu”, którą również wydało Zysk i S-ka Wydawnictwo. Nie wiem. Wiem natomiast, że najnowsza książka Autorki to trzecia publikacja, którą przeczytałam. Zachęcam Was do zapoznania się z moimi spostrzeżeniami po lekturze. Jako amatorka recenzji, książkoholiczka – nie mylcie z krytyczką, mam nadzieję, że nikogo nie urażę. 

Julia była kiedyś pogodną dziewczyną, niemającą wielu oczekiwań względem życia. W tej chwili ma 47 lat. Jest celebrytką z pierwszych stron gazet, w pełnym tego słowa znaczeniu.  Każdy ją rozpoznaje. Ma pieniądze na wszystko. Nie wydaje się jednak szczęśliwa. Nie wydaje się w pełni spełniona. Bez rodziny. Bez stałego związku. Bez wsparcia ze strony najbliższych.  Jak gwiazda, która z czasem zaczyna płowieć, przestaje błyszczeć. I taka Julia poznaje Kosmę mieszkającego w chacie fotografa przyrody. Chwytającego chwilę. Próbującego zainteresować innych tym, co nas otacza, tym co odziedziczyliśmy po naszych przodkach i tym, co zostawimy naszym dzieciom. Mężczyzna preferujący towarzystwo drzew i zwierząt bardziej niż ludzi styka się z krnąbrną Julią mającą wszystko. Ale tylko pozornie…. 

„Dwoje ludzi na dnie rozpaczy, samotnych i opuszczonych. Razem, ale osobno” – „Światło po zmierzchu” Żaneta Pawlik

Światło po zmierzchu” to melancholijna, kontemplacyjna powieść o problemach każdego z nas. Wielu czytelników, w tym ja, mogłoby się z tą opowieścią utożsamiać. Może nie każda z nas czuje się Julią, ale wielu z nas może poczuć się Kosmą, dla którego życie w tym całym pędzie zaczyna uwierać.  Książka skłoniła mnie do refleksji na temat straconego czasu. Przez nasze samopoczucie, lęki, zniechęcenie, skupianie się na niepowodzeniach marnujemy nasz potencjał, nie podejmujemy działań, by cieszyć się osiąganiem małych sukcesów, które przywołują uśmiechy na nasze usta. Każdy lubi przecież osiągać sukcesy. Te małe, wiele w naszym życiu mogą zmienić. I teraz trochę prywaty. Dla mnie mini sukcesem, które daje mi dużą satysfakcję jest właśnie publikacja spostrzeżeń na temat przeczytanych książek. Cieszy mnie, że mogę się podzielić moimi opiniami.

Refleksyjna podróż w polskie lasy, na polskie polany. Podróż w kierunku życia nieszczęśliwej celebrytki, pogubionej w życiu. Żaneta Pawlik z uczuciem opowiedziała w swojej powieści historię dwójki bohaterów, tak różnych, ale szukających i tęskniących praktycznie za tym samym.

Nie ma znaczenie w tej książce zakończenie. Ono dla mnie okazało się najmniej ważne. Istotne było same czytanie. Samo wgłębianie się w opowiedzianą dobrym stylem historię. Dzięki temu spędziłam bardzo mile czas podczas czytania. Do czego Was również serdecznie zachęcam. Miłej lektury!!!

ps. i ta okładka. Niezwykła w swej prostocie. 

Moja ocena: 8/10

Za możliwość zapoznania się z książką bardzo dziękuję WYDAWNICTWU Zysk i S-ka.

„Kochankowie z deszczu” Małgorzata Czapczyńska

KOCHANKOWIE Z DESZCZU

  • Autorka: MAŁGORZATA CZAPCZYŃSKA
  • Wydawnictwo: PASCAL
  • Liczba stron: 336
  • Data premiery: 31.05.2023r. 

Znacie książki i blogowe publikacje autorstwa Małgorzata Czapczyńska – pisarz. Ja moją przygodę z Panią Małgosią rozpoczęłam od „Moje wyspy. Kobiecość w stylu vintage, ironicznie i na serio”  (recenzja na klik).  Bardzo mi się podobało ujęcie kobiecości, opinie w tym zakresie i próbę pokazania czytelnikom spostrzeżeń Autorki. Następne było „Chcesz cukierka? Idź do Gierka. Wspomnienia z dzieciństwa w złotej dekadzie gierkowskiej” wespół z Marcinem Ziętkiewiczem (recenzja na klik). Oceniłam tę publikację na 9/10, co świadczy naprawdę o bardzo dobrym odbiorze. Trzecią czytaną przeze mnie książką był tytuł „Skandalistki. Kobiety, które zadziwiały i szokowały” (recenzja na klik). Oczywiste więc było, że przeczytanie książki „Kochankowie z deszczu” również od Wydawnictwo Pascal w moim przypadku to tylko kwestia czasu. 

Bo miłość albo jest, albo jej nie ma.” – „Kochankowie z deszczu” Małgorzata Czapczyńska

Opowiedziana w powieści historia dotyczy Hanki, która tkwi w nieszczęśliwym małżeństwie. Hanki spotykającej w Kołobrzegu Miłosza, który również chce zakończyć niesatysfakcjonującą relację z żoną – Edytą. Edytą, która jednak nie chce poddać się bez walki. 

Całkowicie inna niż dotychczas publikacja autorstwa Małgorzata Czapczyńska – pisarz. Nie felietony, nie dyskusje, nie krótkie treści. To obyczaj, to romans. 

Książka składa się z dwóch części. Pierwsza dzieje się w Kołobrzegu, a druga we Wrocławiu. Na początku lektury znajdziecie również słowo „Od autorki”, a na jej końcu „Kilka słów na koniec”. Jest przyjemnie zreferowaną historią dojrzałej pary, która uświadamia sobie (ale oczywiście każdy z osobna), że tkwią w czymś złym, w czymś co dawno powinni zakończyć. Tylko dlatego, że trawi ich lęk, obawy przed przyszłością, nieumiejętność podjęcia decyzji i wykrzyczenia partnerowi, a także wszystkim wokół „dość” lub „stop”, „nigdy więcej”.  W książkach obyczajowych z romansem w tle teoretycznie już nic nie powinno mnie zaskoczyć. Wiele powieści tego typu już przeczytałam. W wiele się wkręciłam, zachłysnęłam historią. Ta jednak różni się od tych ostatnio przeczytanych niespodziewanymi zwrotami akcji i zajmująco odrysowaną narracją. Pióro Czapczyńskiej jest bardzo lekkie, co wynika zapewne z doświadczenia w prowadzeniu popularnego bloga Moje wyspy. Przez co przez książkę dosłownie się płynie, przesuwa bez żadnego wysiłku, bez zniechęcenia. W paru  miejscach się uśmiałam, w kilku momentach szczerze wzruszyłam. 

Jeśli lubicie książki obyczajowe polskich autorów, to szczerze zachęcam Was do przeczytania powieści zatytułowanej „Kochankowie z deszczu” autorstwa Małgorzaty Czapczyńskiej. Spędzicie z lekturą miłe chwile!!! 

Moja ocena: 8/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą i podzielenia się z Wami moją opinią bardzo dziękuję Wydawnictwu Pascal.

„30 zachodów słońca, w których można się zakochać” Mercedes Ron

30 ZACHODÓW SŁOŃCA, W KTÓRYCH MOŻNA SIĘ ZAKOCHAĆ

  • Autorka: MERCEDES RON
  • Wydawnictwo: HARDE Wydawnictwo
  • Cykl: BALI  (Tom 1)
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery: 25.10.2023r. 

25 października br. miała premierę książka „30 zachodów słońca, w których można się zakochać” autorstwa Mercedes Ron od HARDE Wydawnictwo. Jest to pierwszy tom sagi Bali. Nie znam twórczości autorki, ale książki obyczajowe bardzo lubię. Z zaciekawieniem wręcz zabrałam się do czytania.

Fabuła kręci się wokół Nikki (jej ojciec był Anglikiem), która dorastała na małej wyspie na Bali. Nikki została wychowana przez babcię i surowego wujka. Jej rodzice zginęli w katastrofie lotniczej i Alexa, który zamieszkał w tej oazie przeprowadzając się z Londynu. Alex jest lekarzem weterynarii.  Prowadzi również zajęcia z jogi i pilotuje samolot. Żyje w luksusie. Oboje obiecali sobie tylko trzydzieści dni razem. Co stanie się po tym niespełna miesiącu? 

30 zachodów słońca, w których można się zakochać” to typowy romans. Lektura stawia głównie na lekkość, nastrojowość i poetyczność. W moim odczuciu postaci potrzebują głębszego rysu psychologicznego. Sam sposób przedstawienia relacji między głównymi bohaterami moim zdaniem również wymagałoby przemodelowania. Nie umiałam za bardzo zinterpretować ich motywów, spostrzeżeń. Obserwując w taki sposób zaprezentowany związek czułam niedosyt i chwilami zniesmaczenie. Czegoś mi tu jednak brakowało.  Autorka stosuje narrację naprzemienną. Dzięki której czytelnik może podążać za akcją z punktu widzenia Nikki i Alexa. Do głosu dopuszcza również  przyjaciela Alexa – Nate’a oraz bliską przyjaciółkę Nikki – Maggie. Marginalne wątki i związki w tej części nie mają zbytnio znaczenia i w praktyce mogłoby ich nie być. Możliwe, że te treści zwiastują jednak przyszłe wątki opisane w kolejnych częściach cyklu Bali. Niewykluczone, że o Nate’cie i Maggie przeczytamy jeszcze. 

Jeśli chcecie się przede wszystkim rozerwać i na chwilę zapomnieć o własnym świecie, to lektura napisana przez Mercedes Ron  jest na to idealna.  

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Harde.