„Boże, daj orgazm” Violetta Nowacka

BOŻE, DAJ ORGAZM

  • Autorka: VIOLETTA NOWACKA

  • Wydawnictwo: HARDE 
  • Liczba stron: 320
  • Data premiery: 15.05.2024r. 

Boże, daj orgazm” Violetty Nowackiej to poradnik, na który zwróciłam uwagę na Targach Książki Vivelo w trakcie odwiedzania stoiska HARDE Wydawnictwo. Książka zafrapowała mnie tytułem. Od razu na nią zwróciłam uwagę myśląc, że trzeba mieć nie lada odwagę, by w tak purytańsko- katolickim kraju połączyć w tytule słowo „Boże” i „orgazm”. Ja lubię odważne koncepty, a im jestem starsza tym coraz bardziej. Sama zresztą Autorka we wstępie pisze: 

„Ta książka nie jest pro­te­stem. Nie ma na celu pod­wa­ża­nia war­to­ści wyznaw­ców reli­gii kato­lic­kiej. Nie jest też prze­ciwko wie­rze w Boga. Kiedy ją pisa­łam, nie kie­ro­wały mną żadne pobudki ide­olo­giczne ani per­so­nalna nie­chęć do kogo­kol­wiek, kto pro­pa­go­wał kato­lic­kie dogmaty w pol­skich kościo­łach, szko­łach czy świe­cie poli­tyki na prze­strzeni ostat­nich dzie­się­cio­leci. Jako psy­cho­log, tera­peutka, coach i edu­ka­tor sek­su­alny z dwu­dzie­sto­pię­cio­let­nim sta­żem w gabi­ne­cie tera­peu­tycz­nym, jestem wolna od uprze­dzeń. Kie­ruje mną głę­boka tro­ska i sym­pa­tia do ludzi, szcze­gól­nie zaś kobiet, bo to im dedy­kuję tę książkę.” -„Boże, daj orgazm” Violetta Nowacka. 

Poradnik „Boże, daj orgazm” to próba rozprawienia się z tematem orgazmu, wstydu własnego ciała, ograniczeniami, lękami, a także poczuciem dyshonoru, który budowany i pielęgnowany był w nas przez lata. Z jednej strony przez rodziców, wychowawców, z drugiej przez wiarę katolicką. Ostatnio w miejscu pracy usłyszałam, że kościół zrobił wiele złego dla rozwoju człowieka, dla jego sfery seksualnej czy emocjonalnej wpędzając wszystkich bez wyjątku, młodych i starszych w permanentne poczucie winy. Zerkając po raz pierwszy na tytuł miałam takie skojarzenie. Patrząc na moje własne doświadczenia i moich bliskich przyjaciółek nie sposób się nie zgodzić. Ciekawie jednak Autorka rozprawia się z tym wątkiem dowodząc między innymi, że „W chrze­ści­jań­skich reli­giach podej­rzewa się ciało o głu­potę, jakby było nie­in­te­li­gent­nym two­rem prze­szka­dza­ją­cym nam w roz­woju ducho­wym i sztuce łącze­nia się par. Mówi się o nim jak o spu­ściź­nie grze­chu pier­wo­rod­nego, bala­ście, który płata nam figle, nie umie poro­zu­mie­wać się z duchem i umy­słem, a nawet jest wobec nich w opo­zy­cji.”. 

Ja po przeczytaniu poradnika poczułam chwilowy spokój. Po pierwsze poczułam się zrozumiana. Po drugie poczułam się zintegrowana z doświadczeniami innych kobiet. Po trzecie zostałam wydedukowana, że to co ni znane, co wpajane od lat jest mylne, jest bardzo krzywdzące dla mnie, dla mego ciała, dla moich pragnień. 

Od razu prostuję, to nie jest typowy poradnik, który nauczy Was jak zwiększyć swoją przyjemność. Tak naprawdę ta książka o tym ciekawym tytule, to zbiór historii wielu kobiet, na których kościół odcisnął silne piętno na ich życie intymne. Piętno, z którymi musiały borykać się przez wiele lat i przez wiele terapii. Piętno, które wywołało u nich urazy i problemy w sferze seksualnej powodujące niemożność czerpania przyjemności z własnym mężem nawet poślubiony przed ołtarzem. To ciekawy zbiór relacji, w których w wielu miejscach odnalazłam siebie, jak i obrazy innych znanych mi doniesień od mych przyjaciółek. Dla mnie publikacja okazała się niezwykle cenna, niezwykle edukująca. To książka, która staje się dla nas taką chwilą mantrą, którą chcemy powtarzać prawie każdemu i przy każdej okazji, by cieszyć się własnymi odkryciami. To także bardzo wartościowa lektura, która obnaża negatywny i destrukcyjny wpływ kościoła jakiego znamy z naszych domów, lekcji religii na tak ważną sferę życiową jaką jest nasza seksualność. Przecież nie bez powodu nam ją dano. Nie bez powodu nam ją zadano. 

Sięgnijcie po tę książkę, która obnaża powszechny światopogląd. Która rozszerza perspektywę i pozwala spojrzeć naprawdę szerzej. Nie sugerujcie się tytułem. To coś więcej. To znacznie większe i mocniejsze przeżycia.

Moja ocena: 8/10

Z opinią o książce zapoznaliście się dzięki Wydawnictwu HARDE, za co bardzo dziękuję.

„Za szczytem” Sebastian Sadlej 

ZA SZCZYTEM

  • Autor:  SEBASTIAN SADLEJ 

  • Wydawnictwo: SINE QUA NON (SQN)
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery : 8.05.2024r. 

Bardzo podobała mi się akcja promocyjna książki od Wydawnictwo SQN. Wydawca najpierw wydał książkę bez tytułu z białą okładką i napisem „Kto to napisał?”. Książkę przeczytałam licząc, że jako książkoholik bez problemu wytypuję autora. Niestety mój typ okazał się całkowicie błędny.  Po otrzymaniu drugiego egzemplarza, w którym wskazano autora  Sebastiana Sadleja i tytuł „Za szczytem” już wiedziałam, że nie miałam szans. Do tej pory niestety nie przeczytałam debiutu Autora pt. „To nie moja wina„. Premiera z 8 maja br. była więc moją pierwszą książką Autora do której sięgnęłam. 

Pomiędzy jego nogami Roman dostrzegł to, co przyprawiło Kazika o taki stan. Wywrócony taboret i dwie bose stopy wiszące nad podłogą.” – „Za szczytem” Sebastian Sadlej. 

W górskiej chatce pojawiają się w jednym momencie starsza kobieta, bezdomny, biznesmen oraz okoliczny zakapior. Spotkanie przypadkowe różnych osób kończy się dla wszystkich w taki sam sposób. Śmiercią. Ze śmiercią matki nie może pogodzić się polska himalaistka Alicja Kandora, która przybywa do rodzinnego Międzygórza, by poznać okoliczności tego strasznego zdarzenia. W dochodzeniu pomaga jej dawny kolega Albert oraz nowo poznany GOPR-owiec Figiel. Do śledztwa wtrąca się również dwóch charakterystycznych miejscowych, którzy tajemnice mieszkańców Międzygórza znają. 

Książkę rozpoczyna prolog z poniedziałku 16 grudnia. Fabuła spięta została klamrą kolejnych części, w których skład wchodzą rozdziały. Części zostały zatytułowane: „Zaraza”, „Wojna”, „Głód”, „Śmierć”. Natomiast rozdziały zawierają podtytuły złożone z dnia tygodnia i daty. Rozpoczynają się od piątku 13 grudnia, a kończą w czwartek, 19 grudnia. Wątki powieści przeplatają się w poszczególnych częściach. Dni się mieszają. W tej samej dacie, dzień przed, dzień po dzieją się różne wydarzania, które w efekcie doprowadzając czytelnika do odkrycia, kto i dlaczego zabrał życie kilku osób. Akcja powieści toczy się dwutorowo. Mnie osobiście bardziej intrygowało to, co działo się, gdy Jadwiga i jej towarzysze żyli, niż to co działo się po ich śmierci. 

Na plus na pewno warstwa psychologiczna powieści, która skupia się na relacjach dzieci i rodziców. Autor umiejętnie rozprawił się z wątkiem spełniania marzeń i pragnień rodziców kosztem swoich własnych żądz i kierunków, w których dziecko tak naprawdę chce podążać. Dało mi to do myślenia jako matce dwójki nastolatków. W warstwie kryminalnej i samego zakończenia nie do końca przekonała mnie fabuła. Sposób rozwiązania intrygi jest według mnie co nieco przekombinowany. 

Za szczytem” to zdecydowanie lektura dla osób, którzy lubią ekstremalne górskie, warunki, gdzie człowiek wydaje się być jedynie pozbawionym znaczenia detalem. To ksiązka dla miłośników gór i tematyki górskiej, taterników, goprowców, himalaistów. To książka dla tych, których ciekawi co dzieje się za mgłą położoną na górskim szczycie.  

Moja ocena: 7/10

Moją opinię o książce przeczytaliście dzięki współpracy z Wydawnictwem Sine Qua Non.

Cyryl Sone „Wszystko co widziałeś”

WSZYSTKO CO WIDZIAŁEŚ

  • Autor: CYRYL SONE
  • Wydawnictwo: ZNAK KONCEPT
  • Cykl: PROKURATOR KONRAD KROON (tom 4)
  • Liczba stron: 496
  • Data premiery: 15.05.2024r. 

Podobno to czwarty i ostatni tom serii o prokuratorze Konradzie Kroonie. Nie mogę sobie tego wyobrazić, gdyż autor premiery z 15 maja br. pt. „Wszystko co widziałeś” ukrywający się pod pseudonimem Cyryl Sone – aktywny prokurator szturmem podpił rodzimy, mocno już nasycony rynek polskich autorów kryminałów, thrillerów.  Dzięki  Wydawnictwo Znak mam na swej półce bibliotecznej wszystkie części. począwszy od rewelacyjnej „Krzycz jeśli żyjesz” z 2022, przez „Świat ci nie wybaczy”, kończąc na trzecim tomie wydanym w październiku 2023 pt.  „Nigdy już nie uciekniesz”. Rozpoczynając przygodę z czwartą częścią ciekawość, czy znowu Autor zachwyci mnie stylem, szybkim tempem, bezkompromisowością mieszała się już z tęsknotą za prokuratorem, za postacią Konrad Kroona….. I pozostaje mi nic innego, jak tylko zastanawiać się, jaką prozą Cyryl Sone zaskoczy mnie następnym razem. Moja ciekawość jest w pełni uzasadniona, gdyż w sam Autor w posłowiu napisał: „Za zakrętem już czeka napisana kolejna powieść, pierwszy tom zupełnie nowego cyklu: bardziej kryminalnego, bardziej bezczelnego; z lepszymi dialogami i z szybszym tempem…”Naprawdę? Da się pisać jeszcze lepsze dialogi i zachować szybsze tempo? 

(…) chcieć to móc jedynie wtedy, kiedy mamy za co, po co i z kim.” – Cyryl Sone „Wszystko co widziałeś”. 

Nauczycielka geografii w lokalnym liceum odkrywa wczesnym rankiem w bramie oddzielającej oba skrzydła gmachu szkolnego ciała trzech uczniów pierwszej klasy; Norberta Brylczyka, Sary Kostrzewskiej oraz Tomasza Jonki, którzy „(..) byli tylko dziećmi. Zagubionymi, wrażliwymi, przeżywającymi najbardziej newralgiczny rozdział swoich nienapisanych biografii. U progu dorosłości, na skraju dzieciństwa.” Prokurator Konrad Kroon próbuje rozwikłać zagadkę, co lub tak naprawdę kto stoi za śmiercią trójki młodych ludzi, którzy dopiero co rozpoczęli swoją przygodę w klasie licealnej. Szybko okazuje się, że młodzi nie są jedynymi ofiarami. Kolejno życie traci pasażer linii tramwajowej, alkoholik borykający się z problemem bezdomności, później młody imigrant turecki, a następnie młody homoseksualista cieszący się życiem. Są ofiary i jest polowanie. Cały sztab łącznie z Flarą i Kieltrowskim próbują rozwikłać zagadkę Wilka z Wybrzeża. „(…) Bo jest takie zło, które nigdy nie gaśnie. I raz zaprószone tli się aż po kres czasu.” 

Książka jest klamrą łączącą poszczególne tomy serii, stanowi też hołd dla mojego miasta, pokolenia i moich literackich mistrzów…” – „Posłowie” Cyryl Sone „Wszystko co widziałeś”

I tak właśnie jest. Tak właśnie odczytuję ostatni tom serii o przystojnym prokuraturze, z ciekawym nazwiskiem, jeżdżącym czarnym audi TT, chrakteryzującym się ciętą ripostą i wisielczym chwilami humorem. Do tego potrafiącym sobie zjednywać sprzymierzeńców mimo trudnego i bezkominowego charakteru. Uwielbiam te wstawki, w których Sone przedstawia nam Kroona takiego, jakiego chciałby byśmy go widzieli. Obcesowego. Humorzastego. Potrafiącego się odgryźć każdemu. 

„- Próbuję być uprzejmy.
  – Jakoś nigdy to panu dobrze nie wychodziło – stwierdził biegły. 
 – Nie można być mistrzem w każdej dziedzinie…”

„- Mieliśmy przyjemność. Z akt sprawy. I z sekcji zwłok. Zajrzałem do jego wnętrza.” 

„W prokuraturze najważniejsza jest hierarchia. Nawet jeśli twój przełożony to… 
– Debil. Jesteś skończonym debilem, Krzysiek.
-Tylko sobie nie pozwalaj! -Kieltrowski poderwał się na równe nogi. – Nie zapominaj, kto tu jest szefem!
– Choćbym chciał zapomnieć, cały czas mi przypominasz. Jakbyś od tego miał większego.” 

Cyryl Sone to mistrz mocnego początku, maestro ciekawego pędzącego jak Pendolino rozwinięcia oraz lider ciekawych zakończeń. To czwarta książka tego Autora, w której podobały mi się wszystkie fazy fabuły, aż do samego końca.  Fabuła była interesująca, pochłaniająca. Cyryl Sone jest dla mnie idealnym autorem do czytania. Jak na razie żadna jego publikacja mnie nie zawiodła. Każdą czytałam z zapartym tchem, bez okładania. 

Podobają mi się – tu się powtórzę z poprzednich opinii – wstawki z codzienności życia prokuratora, w którym Sone ma ośmioletnie doświadczenie. Doceniam, że w fikcji fabularnej Autor wplata zdarzenia, elementy życia zawodowego, które mogłyby lub się wręcz zdarzyły, jak na przykład dywagacje na temat tzw. „obiegu”, który jest doświadczeniem aplikantów prokuratorskich lub też nie, jeśli aplikanci są po szkole krakowskiej. Widać, że Sone czerpie z tego, jak wygląda praca w firmie, jaka jest jej kultura, jakie zwyczaje.  

Mimo tej całej buty autorskiej i sposobu przedstawienia osoby prokuratora Kroona jako atrakcyjnego, dyletanta, pędzącego stale na do przodu jak torpeda, nie zastanawiającego się głębiej nad sobą i osobami, którym na nim zależy temat podjęty książce okazał się dla mnie trudny, bardzo głęboki. Zaczął się bowiem od śmierci przez powieszenie trzech piętnastolatków. Do pewnego momentu była to główna myśl toczącego się śledztwa i warstwy obyczajowej pojawiającej się obok niego. To nastoletnie życie. Życie nastolatków, niezrozumiałych przez swoich kolegów czy koleżanki, odepchniętych przez rówieśników, nietraktowanych poważnie przez dorosłych, uznawanych przez otoczenie za nerdów szukających wspólnego świata z innymi. Nastolatków jak motyle, którym jak dotkniesz skrzydła to umierają. Uderzyło mnie to bardzo trafne sformułowanie, które Autor zawarł w książce, a ja je tu wykorzystałam. Idealna percepcja tego, jak w dzisiejszym świecie funkcjonuje młodzież. 

Fabuła zaczyna się od czerwca by po jakimś czasie cofnąć aż do września do dnia, w którym trójka świeżo upieczonych absolwentów szkoły podstawowej rozpoczęła swoją edukację licealną. Książka podzielona jest na sześć części. Każda część została zatytułowana i składa się  z kolejno ponumerowanych rozdziałów (jest ich łącznie dwadzieścia dziewięć). Rozdziały Sone podzielił na krótsze części pisane z perspektywy różnych bohaterów. Jest to cecha charakterystyka tego cyklu, że czytelnik podąża śladami śledztwa, tropów, kolejnych mistyfikacji z perspektywy ofiary, samego Kroona, Flary, czy innych bohaterów, czasem pojawiających się praktycznie tylko w jednej scenie. W części szóstej Autor cofa akcję do nawet do okresu dwa lata wcześniejpółtora roku wcześniej, rok wcześniej itd. Jakby chciał przybliżyć czytelnikowi ewolucję zła. Ale czy naprawdę się da? Na ostatnich stronach znajduje się również Epilog, w którym Autor stara się obnażyć inną stronę Kroona. I jak tu ma być nie żal, że nie spotkam się już z nim w moim czytelniczym świecie nigdy więcej, kiedy tyle kwestii pozostaje wciąż nierozwiązanych, niedopowiedzianych? 

W liście dołączonym do publikacji adresowanym do „Droga Partnerko w Zbrodni!” i podpisanym przez Prokuratora Konrada Kroona autor pisze „Sam nie dam rady tego udźwignąć. Być może to Ty będziesz musiała zakończyć te sprawcę. Morderca musi w końcu popełnić jakiś błąd. Wiem, że Ty go dostrzeżesz…” 

Niestety. Musiałabym odpisać. 

Drogi Kondziu! 
Niestety zawiodłam Cię. Bardzo się starałam odkryć, kto stoi za tym powtarzanym zaklęciem merseburskim. Musiałeś sobie jednak poradzić sam. Nie dałam rady wysupłać z opowieści tych wszystkich tropów.” 

UDANEJ LEKTURY!!!! CZYTAJCIE KROONA!!!!

ps. „Zaklęcia Merseburskie (niem. Merseburger Zaubersprüche) – dwa średniowieczne zaklęcia, czary lub inkantacje, zapisane w języku staro-wysoko-niemieckim w dialekcie frankońskim. Stanowią one jedyne zachowane w tym języku świadectwa niemieckiej kultury pogańskiej. Zostały one odkryte w roku 1841 przez Georga Waitza, który znalazł je w teologicznym manuskrypcie z Fuldy, spisanym w IX lub X wieku. Manuskrypt ten (Cod. 136 f. 85a) znajdował się w bibliotece kapituły katedralnej w Merseburgu. Od nazwy tej miejscowości pochodzi nazwa. Pierwsze dotyczy wyzwolenia z więzów i zachowania przed wrogiem. Jest w nim mowa o idisach. Drugie zostało użyte do wyleczenia skręconej nogi konia Baldra („kość do kości, krew do krwi, członek do członka, jakby były sklejone”).” (źródło: wikipedia). 

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak Koncept.

Daphne du Maurier „Niespokojny duch” 

NIESPOKOJNY DUCH

  • Autorka: DAPHNE DU MAURIER
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Seria: SERIA BUTIKOWA
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery w tym wydaniu: 15.05.2024r. 
  • Rok pierwszego wydania polskiego: 05.05.1994r.

  • Rok premiery światowej: 1931r.

Niespokojny duch” od @WydawnictwoAlbatros to siódma publikacja du Maurier, którą przeczytałam i to wszystkie w mojej ukochanej serii butikowej. Opinie na temat poprzednich publikacji znajdziecie tu: „Ptaki i inne opowiadania” „Rebeka”, „Moja kuzynka Rachela”, „Oberża na pustkowiu” „Kozioł ofiarny” oraz  Generał i panna

Ci wszyscy ludzie kochający się nawzajem i zarazem niezdolni do całkowitego zrozumienia, do miłości doskonałej. Odchodzili, umierali, kłócili się albo tracili się nawzajem. Gdzieś coś poszło nie tak i nosili w sobie samotność…” – Daphne du Maurier „Niespokojny duch” . 

Tak wielokrotnie myślała Jennifer Coombe na początku XX wieku. Prawnuczka Janet Coombe z Plyn, urodzonej w kwietniu 1811r., zmarłej we wrześniu 1863r i Thomasa Coombe, urodzonego w grudniu 1805r., a zmarłego 1882r. Córka „Christophera Coomba (syna Josepha i Susan Collins Coombe’ów”, który z „odwagą oddał życie nocą 5 kwietnia 1912 roku, w wieku 46 lat i swej matki, Berthy, która kilkanaście lat po śmierci męża poślubiła wytwornego dżentelmana Pana Hortona. Jennifer z domu Coombe po mężu Stevens, której losy opisała Daphne du Maurier na przestrzeni jej całego życia, aż do roku 1930 roku. A wcześniej opisała losy Janet Thomasa Coombe’ów od początku, aż do końca. Aż po dzieci i wnuki. Losy właścicieli Domu z Bluszczem w przepięknej Kornwalii i okolicznej stoczni, która dawała pracę wielu mieszkańcom. Losy kilku rodzin, kochających się i skłóconych, wspierających się i na zmianę niszczących się wzajemnie. Losy kilkudziesięciu członków rodziny, którzy się odzyskiwali i na zmianę tracili. 

A wszystko zaczęło się od literackiego, fikcyjnego portretu Janet. 

Jakby miała dwa oblicza: jedno należące do zadowolonej żony i matki, która z zaciekawieniem wysłuchiwała planów męża i jego bezustannych deklaracji dotyczących rozwoju firmy; śmiała się z paplaniny synka; z autentyczną przyjemnością odwiedzała rodziców i sąsiadki, okazując nieudawaną radość z uroczych chwil codziennego życia. I drugie – nieskrępowane, triumfujące – które spowite mgłą i ukryte przed światem, stawało na palcach na szczycie wzgórza i wyciągało się ku słońcu, by skąpać się w jego zniewalającym blasku.” – Daphne du Maurier „Niespokojny duch”. 

Janet, która żałowała, że nie urodziła się mężczyzną. Dla której „(…) płeć wydawała się niczym żelazne pęta, krępujące jak opięta wokół kostek ciasna halka.” To na przestrzeni tego jak Janet dojrzewała, jak wypełniała różne role, funkcje w rodzinie i w społeczeństwie mogłam poznać tło sagi rodzinnej, którą opowiedziała du Maurier, od roku 1830, gdy młoda Janet zmienia swój stan cywilny i zostaje żoną Thomasa. 

Powieść składa się z czterech części. Każda z części zawiera kilkanaście rozdziałów (12, 13). Napisana jest bardzo poetyckim językiem. I fabuła, i przedstawione w niej treści i styl, a także tempo jest właściwe dla okresu, w którym du Maurier ją pisała. Choć muszę przyznać, że zaskoczyła mnie tempem. Na końcu książki przeczytałam, że autorka tworzyła ją od października 1929 do stycznia 1930. To naprawdę krótko dla ówczesnych czasów, gdy pisarzowi nie pomagali liczni redaktorzy, a i sama technika pisania była znacznie mniej efektywna niż aktualnie. Najwidoczniej historia układała się w umyśle i sercu autorki na długo przed tym, zanim została przelana na papier, że wystarczyło raptem cztery miesiące by kilkusetstronicowa saga powstała. 

Autorka wiernie oddała specyfikę czasów, w których fabuła została umiejscowiona. We współczesnych Jennifer czasach pobrzmiewa echo feminizmu. Sama Jenny nie potrafi się pogodzić, jak traktuje ją matka i babka. Jak jej nic nie wolno. 

Nic mi nie wiadomo o żadnej swobodzie – odparła. – Jedyna różnica polega na tym, że mogę jeździć sama metrem i autobusami, a matka nie mogła. Pod pozostałymi względami wiodę bardzo podobne życie.” – Daphne du Maurier „Niespokojny duch”. 

Przyznam, że feministyczny rys osobowościowy Jennifer nie do końca mnie przekonywał. Miałam poczucie czytając, że kompletnie nie pasuje do światopoglądów, historii, opowieści, zwad, przeszłości opisywanych przez Daphne du Maurier. Został – w mojej opinii – jakby wkomponowany na siłę, jakby oczekiwania współczesnych sobie czytelniczek właśnie takie były. Sama warstwa społeczno – obyczajowa była dla mnie dość ciężka. Za dużo konfliktów, za dużo bohaterów, za dużo zdrad i komplikowanych – jakby na siłę – historii. Trudno było mi się skupić momentami na myśli przewodniej. Czytając miałam wrażenie, że autorka bardzo pragnie pokazać szerszy kontekst rodzinny, który był tak różny od siebie w poszczególnych fragmentach, że śmiało posłużyłby za kanwę do innych, ciekawszych, krótszych historii. 

Dla mnie najsłabsza chyba dotychczas przeczytana proza Daphne du Maurier. Na usprawiedliwienie z recenzenckiej odpowiedzialności muszę napisać, że to debiut literacki autorki. I zapewne w jej mniemaniu historia czterech pokoleń utkała w niewiele ponad czterysta stron powieści wydawała jej się całkiem dobrym pomysłem. 

Książka zdecydowanie dla fanów przydługich sag rodzinnych. 

Moja ocena: 6/10

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od  Wydawnictwo Albatros, za co bardzo dziękuję.

„Atlas. Historia Pa Salta”  Lucinda Riley, Harry Whittaker

ATLAS. HISTORIA PA SALTA

  • Autorzy: LUCINDA RILEY, HARRY WHITTAKER
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Cykl: SIEDEM SIÓSTR (tom 8)
  • Liczba stron: 672
  • Data premiery: 17.05.2023r. 
  • Data premiery światowej: 11.05.2023r.

Wielokrotnie już w wielu recenzjach przyznawałam, że Seria „Siedmiu sióstr” Lucindy Riley jest jedną z moich ulubionych serii. Klimatyczne opowieści w przepięknych okładkach od Wydawnictwo Albatros to prawdziwe perełki w mojej biblioteczce. „Atlas. Historia Pa Salta” to zamknięcie serii, ósmy tom cyklu. Po śmierci autorki istniała obawa, że seria nie zostanie zamknięta, jednak syn autorki Harry Whittaker pomógł w jej dokończeniu. Tym samym fani Lucindy Riley i fani całej serii otrzymali niemały prezent. Mogli zanurzyć się w historię, w której łączą się wszystkie wcześniejsze wątki i poprzedni bohaterowie. 

To dwie historie scalające się w jedną. Pierwsza dotyczy odnalezienia w Paryżu w roku 1928 dziesięcioletniego chłopca – Atlasa, któremu rodzina słynnego rzeźbiarza, Landowskiego daje schronienie. Atlas nie mówi. Atlas za namową swych nowych opiekunów pisze pamiętnik przenosząc na papier swoją własną historię. Druga toczy się w roku 2008 w okolicach Morza Egejskiego, gdzie siedem sióstr spotyka się na pokładzie rodzinnego statku, by rok od zagadkowej śmierci Pa Salta, adopcyjnego ojca sześciu sióstr D’Aplièse uczcić jego pamięć. Okazuje się, że nestor rodu posiadał pewne tajemnice, które przekazał ostatniej siostrze, siódmej Merry. Jego jedynej biologicznej potomkini To dzięki niej rodzeństwo jest w stanie dotrzeć do prawdziwej historii ich rodziny. 

Lucinda Riley musiała chyba żyć wykreowaną przez siebie sagą o siedmiu siostrach. To niesamowite, jak potrafiła przez tyle lat zawładnąć umysłami czytelników i powodować drżenie, przy każdorazowym braniu kolejnej części do ręki. Ten fenomen serii mnie zastanawia od jakiegoś czasu, mimo, że ja również się jemu całkowicie poddałam. Zresztą z Przedmowy dowiedziałam się, że – parafrazując; Ta historia była w głowie Lucindy od ośmiu lat. Autorka naprawdę nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie przeleje ją na papier. Zdaniem jej syna wypowiadającego się na początku książki „(…) Pa Salt pojawia się w każdym z tomów. Mama przez lata rejestrowała ruchy tej postaci i stworzyła spójny przewodnik po tym, co się z nim działo, gdzie i kiedy. W ten sposób wkład Lucindy w tę książkę jest większy, niż sama byłaby skłonna przyznać” Dokończenie więc historii i opisanie jej z jego perspektywy wydawało się więc i Lucindzie, i jej synowi oczywiste. 

Wracając jednak do zwieńczenia opowieści o siostrach to zacznę od konstrukcji książki, która jest bardzo ustrukturyzowana. W Dramatis personae czytelnik zapoznaje się z postaciami, które znane są z poprzednich tomów. Część ta pozwala uporządkować swoją wiedzę w tym temacie lub wręcz ją zdobyć, jeśli „Atlas. Historia Pa Salta” będzie pierwszą książką czytaną przez Was. W Prologu autorzy wprowadzają czytelnika w nastrój opowieści, który jest bardzo emocjonujący. To dziwny początek, dla mnie niespodziewany. Przyznaję, że nie wiem skąd pomysł, by osadzić go w Tobolsku, Syberia 1925 roku. Prolog powinien zachęcać do dalszego poświęcania czasu lekturze i w tym przypadku tak właśnie się dzieje. Następnie w pięciu pierwszych rozdziałach w Pamiętniku Atlasa. 1928-1929 zapoznajemy się z jego historią, by przejść do wydarzeń z życia Merry. W drodze z Dublina do Nicei. Czerwiec 2008. I tak naprzemiennie. Łącznie rozdziałów jest ponad sześćdziesiąt. Ze względu na retrospekcje czytelnik otrzymuje pomoc w postaci oznaczenia czasu i miejsca akcji na samym początku rozdziału. Dzięki temu można dość łatwo połapać się w chronologii zdarzeń. Narracja kreowana jest z poziomu pamiętnika obejmującego kolejne lata, aż do 1993 i przecinana jest tym, co odkrył, czego dowiedział się i co przeżył Tytan w latach 2007-2008. Resume znajduje się w Epilogu, który zamyka cały cykl. Części wykreowane na pamiętnik Atlasa pisane są z jego perspektywy. W tej narracji pierwszoosobowej jest wiele przeżyć, emocji i doświadczeń, które pokazane są z punktu widzenia chłopca, młodego czy już dojrzałego mężczyzny. Razem z Atlasem odwiedzamy Paryż w czasach międzywojennych, Niemcy pod dojściu Hitlera do władzy, stacjonujemy w wojennej Skandynawii, w Londynie, Hiszpanii i wielu innych miejscach. Niektóre z nich budziły moje skojarzenia, bo część lokalizacji znam z poprzednich części, co zakładam nie jest przypadkowe.

Seria jest dopieszczona w najdrobniejszych szczegółach. Harry Whittaker utrzymał poziom całej serii. Mimo, że Lucinda Riley pozostawiła niewiele z ogólnego rysu fabuły w tej ostatniej części znajdziecie również piękne opisy miejsc, sporą dawkę rysu psychologicznego głównego bohatera, ciekawe opisane postaci z jego najbliższego otoczenia. Historia spaja całą sagę, stanowi jej udane zwieńczenie. Jest magiczna i warta poznania, również ze względu na okoliczności jej powstawania. Serdecznie polecam, szczególnie tym, którzy wolą mocniejsze książki, w których sporo się dzieje. 

Moja ocena 9/10.

Książka trafiła do mnie dzięki Wydawnictwu Albatros.

„Miejsca cieniste” Jacek Kalinowski

MIEJSCA CIENISTE

  • Autor: JACEK KALINOWSKI
  • Wydawnictwo: ZNAK 
  • Seria: ZNAK CRIME
  • Liczba stron: 432
  • Data premiery: 31.05.2023r. 

Miejsca cieniste” autorstwa Jacek Kalinowski – Ohmydad to debiut wydany nakładem Znak Crime. Wielokrotnie już wspominałam, że z debiutami to jest różnie. Ostatnimi jednak czasy wiele autorskich premier zaskoczyło mnie swym poziomem. I muszę Wam już na początku zdradzić, że zaskoczyła mnie i ta książka. 

„(…) Jeśli jeszcze nie straciła przytomności na tej podłodze, to prawdopodobnie właśnie zrozumiała, że jest już dla niej za późno.” -„Miejsca cieniste” Jacek Kalinowski

Takim zdaniem kończy się prolog. W ten sposób Autor rozpoczyna snuć opowieść, jak sam przyznaje Wydawca w opisie, „(…) o tym, jak ludzkie losy – dawnych przyjaciół, niedoszłych kochanków, sąsiadów, bliskiej rodziny i przypadkowo poznanych osób – splatają się bezpowrotnie. A także o tym, że strata przychodzi niekiedy w najmniej spodziewanym momencie, stopniowo sącząc swój jad i nieodwracalnie zatruwając życie.” O tym, czym dla rodziców jest zaginięcie dziesięcioletniej Igi oraz jaki wpływ na życie małżonków Anny i Witka będzie miało przyjęcie pod ich dach Krzysztofa, dawnego przyjaciela, który właśnie opuścił mury więzienne. A zło czai się obok. Tak blisko, że czuć jego smród. 

Książka podzielona jest na ponumerowane rozdziały. Mocny wstęp, o czym wspomniałam we wprowadzeniu do fabuły zapewnia nam prolog. Rozdziały pisane są z punktu widzenia różnych bohaterów, co Autor zaznacza w tytułach nadając im imiona bohaterów. Narracja Anny jest pierwszoosobowa. Bardzo dobrze Autor oddał jej rozterki, złość na męża i obawy związane z pojawieniem się Krzyśka w ich wspólnym domu. W tej kobiecej narracji nie ma fałszu, wszystko pasuje, jakby Kalinowski miał ją przemyślaną, rozrysowaną w każdym szczególe. W przypadku Łukasza Autor prowadzi opowieść z perspektywy nadawcy trzecioosobowego, który tak samo dobrze zna i Łukasza, i jego żonę Paulę, i dokładnie wiem, czym dla nich jest zaginięcie ich córeczki Igi. Obie pary się ze sobą znają. Niektórzy z tych dwóch par czuli pociąg do siebie, niektórzy byli i nadal są bardzo czujni we wzajemnych relacjach. Bez wątpienia jednak „(…) Zaufanie zostało nieodwracalnie nadszarpnięte.” Łącznie rozdziałów jest dwadzieściadziewięć. Autor wprowadził w narrację również postać Oktawii, ale to z perspektywy Łukasza czytelnik dowie się w ostatnim rozdziale zatytułowanym Cztery miesiące później co stało się dalej. Jaki był ciąg dalszy… 

Na stronie Wydawcy przeczytałam, że Autor jest zwycięzcą konkursu EMPiK Go Short, uczestnik warsztatów pisarskich w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu oraz laureatem licznych konkursów literackich. Pierwszą umowę wydawniczą na trzy książki podpisał… nie mając napisanej ani jednej! (cyt. za: znak). Szczerze? Zastanawiające, ale możliwe. Tym bardziej, że faktycznie jego debiut okazał się zgrabnym thrillerem kryminalnym poruszającym wiele różnych kwestii w warstwie obyczajowej. Po skomplikowanym początku, zagmatwanych relacjach pomiędzy dwoma małżeństwami, zaginięciem Igi i współpracy Krzysztofa z Gruzinami wydawało mi się, że nic mnie nie zaskoczy, że element zaskoczenia już minął. Okazało się jednak, że książkę z zaciekawieniem czytałam do samego końca. Częściowo to efekt interesującej fabuły, a częściowo sposobu jej opisania. Powieść czyta się bowiem bardzo szybko. Dialogi są krótkie. Autor stroni od długich opisów dając szansę wczucia się czytelnikowi w opowieść poprzez samą akcję i następujące po sobie zdarzenia. Zakończenie kompletnie nieprzewidywalne. Takie z efektem „Wow”. Zakładam więc, że kolejna powieść tego Autora może być wyłącznie jeszcze lepsza.

Sprawdźcie sami, czy Jackowi Kalinowskiemu debiut się udał. Zachęcam do lektury. 

Moja ocena: 7/10

Egzemplarz recenzencki podarowało mi Wydawnictwo Znak, za co bardzo dziękuję.

„Gładko. O polskim wstydzie, obsesji młodości i intymnych operacjach plastycznych” Magdalena Kuszewska

GŁADKO. O POLSKIM WSTYDZIE, OBSESJI MŁODOŚCI I INTYMNYCH OPERACJACH PLASTYCZNYCH

  • Autorka: MAGDALENA KUSZEWSKA
  • Wydawnictwo: ZNAK HORYZONT
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 22.05.2023r.

Gładko. O polskim wstydzie, obsesji młodości i intymnych operacjach plastycznych” Magdaleny Kruszewskiej od Znak Horyzont to nietuzinkowa książka z ciekawą okładką. Taką kobiecą, ale niekoniecznie tylko dla kobiet. 

NA POCZĄTKU BYŁ WSTYD.
Za duże, za małe, za brzydkie, za stare. Niedoskonałe.” – „Gładko. O polskim wstydzie, obsesji młodości i intymnych operacjach plastycznych” Magdalena Kuszewska

Do tej pory niewiele się zmieniło. Chętniej przyznajemy się do poprawienia sobie ust, łuku kupidyna, operacji plastycznej piersi czy liftingu i wycięcia zbędnej skóry na powiekach, niż do kształtów, cech naszego sromu. Temat ginekologii estetycznej wśród moich znajomych nie został podjęty chyba ani razu. Czasem tylko wśród odważnych prekursorów słyszę go w publicznej dyskusji, telewizjach śniadaniowych, artykułach z gazet, felietonach czy właśnie książkach popularnonaukowych. Książka „Gładko. O polskim wstydzie, obsesji młodości i intymnych operacjach plastycznych” autorstwa Magdaleny Kruszewskiej to właśnie próba odczarowania tematu, skupienia się na potencjalnych rozwiązaniach i możliwościach. Skusicie się? 

Wiedzieliście o tym, że: „Każdego dnia w kilkudziesięciu klinikach w Polsce setki kobiet i mężczyzn poddają się zabiegom, które mają zmienić wygląd ich okolic intymnych. Po pierwsze – upiększyć je. Po drugie – odmłodzić. Zrewitalizować”. – „Gładko. O polskim wstydzie, obsesji młodości i intymnych operacjach plastycznych” Magdalena Kuszewska

Ja pojęcia o tym nie miałam, a już wzbogaciłam swoją wiedzę o ten fakt, który Autorka zaprezentowała w samym Wstępie. 

A wiecie co to «camel toe»? Ja nie miałam pojęcia, ale na szczęście się dowiedziałam z rozdziału pierwszego, w którym Autorka wprowadza czytelnika w temat ginekologicznej chirurgii plastycznej łącznie z jej krótką historią. W rozdziale drugim Magdalena Kuszewska rozprawia się z kultem piękna. Pyta swego rozmówcę, co jest jego źródłem, jak bardzo się rozwinął się ten kult przez lata i jak ogromną szkodę robi polskim kobietom. W rozdziale trzecim zatytułowanym w sposób bardzo przekorny „Moja żona się starzeje. Kult młodości” Kuszewska rozprawia się ze stygmatami kobiecej starości, bo przecież mężczyzna się nie starzeje albo się starzeje w sposób wręcz piękny i uroczy. To bardzo dobry rozdział, w którym Autorka zadaje pytania: Czy warto walczyć o swoją młodość ponad wszystko? Co współcześnie znaczy starzeć się? Kto jest starcem, a kto nadal i wciąż jest młody? Rozdział kolejny, czwarty wprost odnosi się do tytułu książki i prezentuje zalety chirurgii estetycznej. Samo czytanie zaczęło wzbudzać we mnie potrzeby w tym kierunku. Kolejne dwa rozdziały dotyczą wielkości penisa i szabelki, która nie jest tak ważna jak sam Wołodyjowski (cudowny ten tytuł rozdziału: „Nieważna jest szabla, ważny jest Wołodyjowski). I takie ciekawe wątki poruszane są, aż do ostatniego rozdziału, tj. rozdziału piętnastego, gdzie Autorka bez kozery omawia możliwe powikłania, o których jej zdaniem mówi się za mało. Publikację kończy epilog oraz „Prawo do seksu i do poprawiania natury. Deklaracja praw seksualnych”. Czytając końcówkę faktycznie nasunęła mi się myśl, że ja sobie tego prawa odmawiam od razu kwestionując rozwiązania współczesnej medycyny, które mogą całkowicie zmienić postrzeganie siebie i stopień odczuwania przyjemności. Zastanawiacie się też czasem nad tym? W niektórych miejscach trochę się pogubiłam w inicjatywie Autorki, kompletnie nie rozumiałam co ma wspólnego z podjętym tematem kwestie wymogów dotyczących ubioru dziewczyn w szkole. Natomiast temat naturyzmu i pozbycia się przez lokatorów bloku firanek, by sąsiedzi mogli podziwiać ich piękne, naturalne ciała z jednej strony mnie zaciekawił, a z drugiej przywołał uśmiech na usta. Jako mieszkanka bloku zastanawiam się jakby to było, gdybym u sąsiadów na parterze dziennie oglądała ich narządy intymne wystawione na światło dzienne w imię ich wolności. Książka pisana w formie rozmów z ciekawymi osobami, z którymi Kuszewska porusza całe mnóstwo zagadnień związanych z życiem seksualnym naszych rodaków. Bardzo podobała mi się rozmowa z profesorem Izdebskim, który zdroworozsądkowo podchodzi do możliwości ingerencji chirurgii estetycznej w miejsca intymne. Generalnie rozmówcy Kuszewskiej odciągają pacjentów od poddawania się bez refleksji operacjom plastycznym lub robienia tego, by poczuć się choć na chwilę lepiej, piękniej. Bardziej przekonują do robienia wszystkiego w zgodzie ze sobą i dla siebie. Tylko dla siebie, a bynajmniej nie dla innych.

„Wstyd to potężne uczucie. Determinuje wybory, kształtuje system wartości i osobowość. Wstyd to nie tylko kompleksy, poczucie niższości, wrażenie niedostatku w sferze wyglądu czy seksualności. Na to uczucie ma wpływ określony model wychowania odebranego w dzieciństwie, a także cały system zachowań, jak na przykład zawstydzanie przez byłych czy obecnych partnerów, kolegów, kochanków, a nawet klientów tej samej siłowni czy ekspertów beauty. I zawstydzanie przez media, a w tym social media…” –„Gładko. O polskim wstydzie, obsesji młodości i intymnych operacjach plastycznych” Magdalena Kuszewska

I właśnie tego wstydu powinniśmy starać się pozbywać, ale by to zrobić musimy być otwarci nie wierząc ślepo w cudowne rozwiązania, w całkowitą zmianę siebie. Bo moim zdaniem seks zaczyna się w głowie i żadne operacje oraz zabiegi estetyczne tego w moim przypadku nigdy nie zmienią. 

Moja ocena: 7/10

Dziękuję Wydawnictwu Znak Horyzont  za egzemplarz recenzencki.

„Świat ci nie wybaczy” Cyryl Sone

ŚWIAT CI NIE WYBACZY

  • Autor: CYRYL SONE
  • Wydawnictwo: ZNAK
  • Cykl: PROKURATOR KONRAD KROON (tom 2)
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery: 29.05.2023r.

Bardzo podobał mi się pierwszy tom cyklu z prokuratorem Konradem Kroonem napisany przez aktywnego prokuratora piszącego pod pseudonimem  Cyryl Sone od Wydawnictwo Znak  pt. „Krzycz, jeśli żyjesz” (recenzja na klik). Tak bardzo, że po otrzymaniu w prezencie drugiej części zatytułowanej „Świat ci nie wybaczy” szybko książkę przeczytałam, ale o recenzji zapomniałam kompletnie. Cieszę się więc niezmiernie, że w trakcie porządków przedświątecznych odkurzam moją biblioteczkę. Dzięki temu wpadła mi w ręce kolejna historia o Konradzie Kroonie, którą relacjonują z ogromnym zaangażowaniem. 

Książka podzielona jest na części. Część pierwsza nazwana została „Rzeź Pierworodnych” i br….. Faktycznie w kolejnych jej ponumerowanych rozdziałach rozgrywa się prawdziwa rzeź. A wszystko rozpoczyna się od wypadku Klaudiusza Lewandowskiego, który Kroon od razu traktuje jako zdarzenie  z  drugim dnem. „Komu mogło zależeć na śmierci uwikłanego w krajową politykę oraz lokalny biznes mężczyzny?” Sami widzicie, że połączenie polityki i lokalnego biznesu w kryminale prokuratorskim musiało skończyć się prawdziwą rzezią.

Rozdziały jak wspomniałam we wprowadzeniu do fabuły są ponumerowane, zatytułowane miesiącami, w którym dzieje się akcja. Niektóre mają podtytuły, jak np. rozdział pierwszy „Propheta”, który „(…) żył poza czasem; jego myśli, percepcja i jaźń sięgały dalej niż początek i koniec.” W kolejnych rozdziałach podtytuły brzmią między innymi „Klaudiusz”, „Maja” , „Beata”, „Zuza”, „Natasza” i sam „Konrad Kroon”. Lubię taką konstrukcję książek, w której wyraźnie oznaczone są wątki pochodzące od poszczególnych bohaterów, dzięki czemu czytam fabułę kryminalną w sposób bardzo uporządkowany. To zresztą cechuje pióro aktywnego prokuratora, który bawi się z nami w odgadywanie zagadek kryminalnych robiąc to w bardzo dobry sposób. Część piąta, ostatnia nawiązuje bezpośrednio do tytułu powieści. To właśnie w części „„Świat ci nie wybaczy” wszystko się wyjaśnia, wszystko klaruje, chociaż autor rozsiewał już naprowadzające „plotki” wcześniej. Powieść kończy epilog. Ale proszę nie zaczynajcie czytać od końca, jak to robi jedna z moich koleżanek, bo stracicie naprawdę sporo emocji. 

Jeśli nie czytaliście pierwszej części z Kroonem to nie rezygnujcie z przeczytania „Świat ci nie wybaczy”. Autor nie daje czytelnikom nieznającym dotychczas bohatera szans na żadne braki. Wyraźnie kreśli jego rys, a także jego utraconą stronę:

„Wiele lat temu Konrad przysiągł nigdy nie awansować. Nie poświęcił się pracy, nie założył rodziny ani nie stworzył normalnego związku. Świadomie zdecydował się wieść przeciętne życie, wypełnione w znacznej mierze pustką. Praca pozwalała mu zabijać czas. Kroon bronił się jednak, by nie dać się jej uwieść. By nie usłyszeć tego cichutkiego głosu z tyłu głowy, który nakazałby mu się zatracić w świecie zbrodni. Widział papiery, metry dokumentów, stosy makulatury. Widział rozwiązanie problemu, czynności do wykonania, dowody do przeprowadzenia. Nie chciał widzieć niczego ponad to.” -„Świat ci nie wybaczy” Cyryl Sone.

Książkę czyta się rewelacyjnie. Bardzo mi się podobała fabuła. Znowu zwróciłam uwagę na slang prokuratorski, policyjny, z którym nie mam w życiu do czynienia, a który autor, jako aktywny prokurator, stosuje chyba już niezauważalnie. Tak pewnie wsiąkł w prokuratorską rzeczywistość. Jest to mocny i nieoczywisty kryminał, z intrygującą fabułą i charakterystycznymi postaciami. Sam Kroon to pewny siebie facet z przeszłością i problemami, z którymi nie potrafi się uporać, nawet jego relacja z przyjaciółką w wątku obyczajowym jest skazana chyba tylko na niepowodzenie. Ogromnej tajemniczości dodawała postać Propheta, który już pojawia się w pierwszym rozdziale. Od niego Cyryl Sone zaczął mnie, jako czytelnika zaciekawiać i to dzięki niemu nadał narracji upiorności i grozy. 

Bardzo dobre męskie pióro. Koniecznie do przeczytania!!!! 

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak Koncept.

„Dotknąć gwiazd” Zula Ankanon

DOTKNĄĆ GWIAZD

  • Autorka: ZULA ANKANON
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 376
  • Data premiery: 4.05.2023r

W zapowiedzi recenzenckiej napisałam, że książka „Dotknąć gwiazd„, której autorką jest Zula Ankanon – strona autorska od Zysk i S-ka Wydawnictwo dotyka tematyki akceptacji, depresji i kontaktów międzyludzkich. Dotychczas nie zetknęłam się z żadną twórczością Autorki. Poprzednia książka pt. „Zaślepieni” jeszcze przed mną. Na Facebookowej stronie czytam: „Z natury marzycielka, która w głowie tworzy alternatywną rzeczywistość.” Tak chyba moglibyśmy opisać większość pisarzy. Zgadzacie się?

Kiedy liczba serduszek na Instagramie miesza się z ponurą rzeczywistością…” – z opisu Wydawcy. 

I o tej ponurej, albo w ogóle o tej rzeczywistości, prawdziwej, a nie wykreowanej w social mediach jest fabuła powieści „Dotknąć gwiazd” Zuli Ankanon. Fałszywe życie oglądamy z perspektywy Anastazja, która jest znaną, dobrze zarabiającą influenserką. Jako przeciwwagę do fabuły Autorka wprowadza Daniela, który po dziesięciu latach wychodzi z więzienia na wolność. „Pewnej nocy na moście dochodzi do przypadkowego spotkania dwójki nieznajomych. Daniel, nie mając nic do stracenia, chce skoczyć. Anastazja ratuje niedoszłego samobójcę…”

Miło było przeczytać powieść obyczajową z małym wątkiem sensacyjnym, a nie opartą tylko na konstrukcji księżniczki, której udało się w życiu spotykającej, tzw. Bad boya. Książka jest jednak dość nierówna. Początek zapowiadał bardzo dobrą przygodę z wyrazistymi bohaterami, która mogła różnie się zakończyć, ale zakładałam, że brawurowo się rozwinie. W rzeczywistości moje pierwotne emocje opadły dość szybko, by na moment znowu się wzbudzić i… zaniknąć już do końca. Kompletnie nie spodobało mi się zakończenie, widziałabym je bardziej mroczne, bardziej traumatyczne, mniej przewidywalne. Miałam również problem z odbiorem głównych bohaterów. Coś zgrzytało między nimi, nie do końca czułam chemię, którą Autorka chciała zaprezentować czytelnikowi. Zdecydowanie na plus sama Anastazja. Bardzo dobrze Ankanon odzwierciedliła kobietę żyjącą z „lajków”, z tego, jak bardzo się nią interesują, ile serduszek znajdzie się pod jej postem. Idealnie wkomponowała ukryte przesłanie, że nie wszystko co się świeci, jest złotem oraz że fasada nigdy nie jest dobrym lepszym rozwiązaniem niż prawdziwe życie. Ot, taka subtelna analiza współczesnych czasów. Do książki przekonała mnie również dobrze przedstawiona walka o siebie oraz sarkazm głównej bohaterki. Miło czytało się takie riposty, cięte podsumowania.  

By jednak ocenić książkę zachęcam Was do samodzielnego przeczytania. To, że ja dostrzegam pewne mankamenty, nie oznacza, że książka z gruntu jest zła. Po prostu niekoniecznie została skrojona na moją miarę. Spróbujcie sami dzięki własnej lekturze wyrobić sobie o niej zdanie. Do tego Was szczerze zachęcam. 

Moja ocena: 7/10

Z lekturą zapoznałam się dzięki WYDAWNICTWU Zysk i S-ka.

„Żuchwa Kaina” Edward Powys Mathers

ŻUCHWA KAINA

  • Autor: EDWARD POWYS MATHERS
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron:216
  • Data premiery: 17.05.2023r. 
  • Rok premiery światowej: 1934r.

Czytając o tym, że zaskakujący jest fakt, iż rozwiązanie „Żuchwy Kaina” – książkowej kryminalnej zagadki z 1934 roku, wciąż pozostaje tajemnicą nie mogłam pozostać obojętna na propozycję od Czwarta Strona Kryminału, by zapoznać się z publikacja autora: Edwarda Powys Mathersa. Przeczytałam również informację, że zagadka ta rozwikłana została przez zaledwie kilka osób.  Osttnim z nich był John Finnemore, który stwierdził, że od zagadki sformułowanej przez  Torquemada aż mu „krwawiły oczy”. I już wiedziałam, że ja nie mam szans na odgadnięcie tej łamigłówki… 

„W 1934 roku miłośnik zagadek Edward Powys Mathers (znany jako Torquemada) wydał zbiór „The Torquemada Puzzle Book”. Trafiła do niego „Żuchwa Kaina”, powieść-łamigłówka złożona ze stu stron wydrukowanych w całkowicie przypadkowym porządku. Tylko dzięki logice i uważnemu, inteligentnemu czytaniu będziesz w stanie posortować strony w poprawnej kolejności, ujawniając tożsamość zabójców”. – z opisu Wydawcy. 

Czytaliście, lub raczej powinnam zapytać, zapoznawaliście się z książką, w której nie strony nie są uszeregowane? A czytaliście kiedyś książkę, w której dość, że strony nie są usystematyzowane w kolejności, to jeszcze zdania nie są wydrukowane w poprawnej kolejności? Jeśli nie to właśnie macie okazję przeżyć to doświadczenie dzięki publikacji od Czwartej Strony zatytułowanej „„Żuchwa Kaina”, a której autorem jest Edward Powys Mathers (ur. 28 sierpnia 1892 – zm. 3 lutego 1939). Mathers to angielski tłumacz i poeta będący jedocześnie pionierem komponowania zaawansowanych kryptograficznych krzyżówek (źródło: Wikipedia). Zasłynął na świecie jako właśnie autor zbioru zagadek puzzlowych zatytułowanych „The Torquemada Puzzle Book”, które w składzie miały właśnie tytułową „Żuchwę Kaina”. Zagadka została re-edytowana w 2019 przez zagranicznego wydawcę. Publikacja miała 100 stron. Obu edycjom, po opublikowaniu, towarzyszył konkurs oferujący nagrodę pieniężną pierwszemu czytelnikowi, który rozwiązał zagadkę. Pierwsza nagroda wyniosła 15 funtów i miała zostać przekazana „pierwszemu czytelnikowi, który mógł poprawnie uporządkować strony i przedstawić relację z 6 osób zamordowanych w Kain’s Jawbone i pełnych nazwisk ich morderców” Dwie osoby, pan S. Sydney-Turner i pan W. S. Kennedy, rozwiązali zagadkę w 1935 roku i wygrali finalnie po 25 funtów. Wydawcy edycji 2019 przeprowadzili konkurs po raz drugi, mówiąc: „Nagroda w wysokości 1000 funtów (w przybliżeniu, tyle było warte 15 funtów w 1934 roku) zostanie przyznana pierwszemu czytelnikowi, który poda nazwiska morderców i zamordowanych, prawidłową kolejność stron i krótkie wyjaśnienie, w jaki sposób uzyskano rozwiązanie. Konkurs będzie prowadzony przez rok od daty publikacji.” W listopadzie 2020 roku ogłoszono, że komik i kompilator krzyżówek John Finnemore poprawnie rozwiązał zagadkę. Zajęcie się tym tematem zajęło mu sześć miesięcy podczas lockdownu COVID-19 (źródło: Wikipedia)Pierwsze wydanie książki było w twardej oprawie. Drugie stanowiło pudełkowy zestaw kartek, które powinny być przez czytelnika samodzielnie poukładane, by rozwiązać zagadkę.  Tekst zawiera sporą liczbę cytatów, odniesień, kalamburów i innych gier słownych. Strony mogą być ułożone w ogromną ilość możliwych kombinacji, ale jest tylko jedna poprawna kolejność. Co ważne, rozwiązanie układanki nigdy nie zostało upublicznione.

Niełatwe to zadanie przebrnąć przez publikację. Próbowałam, z marnymcz skutkiem, niestety. Jest to jednak unikatowy sposób na zabawę, z którym spotkałam się po raz pierwszy. Idealny dla zatwardziałych fanów zagadek i łamigłówek, w których liczy się zdolność szybkiego kojarzenia, analitycznego myślenia i szybkiego zapamiętywania. Publikacja idealna dla odważnych!!! 

Moja ocena: 6/10

Za możliwość zapoznania się z publikacją bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.