„Skazanie” Remigiusz Mróz

SKAZANIE

  • Autor: REMIGIUSZ MRÓZ
  • Seria: JOANNA CHYŁKA (TOM 15)
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 488
  • Data premiery: 23.03.2022r.

@RemigiuszMróz wespół z Wydawnictwem @Czwarta Strona Kryminału dotrzymali słowa. Przy okazji recenzji czternastego tomu „Egzekucja” (recenzja na klik) w post scriptum napisałam „i tak się zastanawiam na koniec, czy następna Chyłka już w marcu 2022 ? Oby, oby.” I faktycznie następny tom serii ukazał się w marcu, a dokładniej 23 marca br. Ja książkę przeczytałam praktycznie na pniu😉, jak to zwykle w przypadku Asiulki Chyłki bywa. Niestety, nie udało mi się tym razem z recenzją na czas. Więc dość spóźniona, za to pisana z ogromnym entuzjazmem – takim samym jak czytana – recenzja kolejnego tomu jednej z najlepszych serii thrillera prawniczego, z jakim miałam do czynienia.

Joanna Chyłka odzyskuje prawo do wykonywania zawodu adwokata. Mierzy jak zwykle wysoko. Niestety, tym razem Temida nie okazała się sprawiedliwa i Chyła otrzymuje sprawę, której nikt nie chciał się podjąć, a jej rola związana jest z funkcją oskarżyciela subsydiarnego, który co do zasady działa samodzielnie, zastępując oskarżyciela publicznego w sytuacji, gdy ten odmawia wszczęcia postępowania lub umarza je, bez skierowania sprawy do sądu. To nie jedyna nowa rola, z którą musi zmierzyć się Chyłka. Jej determinacja pozwala na ruszenie sprawy, która do tej pory była umarzana przez każdego kolejnego prokuratora. Sprawy uznawanej za każdym razem za samobójstwo.

O tym, że Chyłka dojrzewa pisałam sporo przy okazji recenzji „Egzekucji”. Chyłka nabiera nowego kształtu. Staje się bardziej stonowana, odpowiedzialna, mimo, że w tej części, tak jak w poprzednich nie brakuje ciętych ripost i ostrego języka. Co by nie zarzucić tej serii, zdecydowanie ma w sobie coś. Coś niespotykanego dotychczas. Ja jestem jej wierną fanką, mimo, że niektóre części podobały mi się bardziej, a inne mniej.  Trudno jednak mi się od niej oderwać. Taki syndrom mają wszyscy z mego otoczenia, którzy tę serię czytają. Podobnie jak poprzednie tomy i  „Skazanie” przeczytałam jednym tchem. Fajnie obserwowało się relacje Chyłki i Zordona, które ewoluują z relacji pasożytniczej, w relację kooperacyjną. Samej Chyłce w dwóch nowych rolach – oskarżającej i narzeczonej – żony tez mam niewiele do zarzucenia. Ona jest po prostu jedyna w swoim rodzaju. Kobieca bohaterka na miarę naszych czasów.

Podobał mi się wątek matki walczącej o to, by pozorne samobójstwo córki zostało wyjaśnione w sposób, w jaki powinno być wyjaśnione w państwie prawa, czyli dogłębnie, czyli do końca. Po przeczytaniu jednak już piętnastu części tego thrillera prawniczego, a obok wielu innych, o polskim państwie prawa nie ma co jednak mówić. Te wszystkie obłudne zachowania polskiego systemu prawniczego zostały świetnie odsłonięte przez Remigiusza Mroza w serii o Chyłce. Do tego, jak często u Mroza bywa, zabawa w uchybienia proceduralne, manipulacje, szantaże, czy wpływy . I to jest dla mnie wyjątkowa wartość tego cyklu.

Język Chyłki mnie nie raził nigdy i chyba razić nie zacznie. Narracja Mroza jest jak zwykle bardzo dynamiczna. Generalne prawdy Chyłka wypowiada w taki sposób, jakby była wyrocznią. Plątanina zdarzeń, myśli, słów i kolejnych poczynań dwójki głównych bohaterów przenosiła mnie płynnie w kolejne wątki fabuły, w której czasem można się było pogubić. Dlatego Chyłka wymaga skupienia. A o to nietrudno, w tak świetnie skonstruowanej powieści.

Chyłka jest jedyna w swoim rodzaju. Mimo zmian i nowych przeżyć, które stają się jej udziałem nadal mnie pociąga. Ten, kto nie próbował Chyłki, musi podjąć tą próbę. A Ci, co już próbowali niech zmrużą oczy, bo nadchodzi coś nowego, coś innego. Skazana na prawdziwe życie, Chyłka. Joasia Chyłka😊.

Moja ocena: 8/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą bardzo dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

„Łupieżcy niebios” Brandon Mull

ŁUPIEŻCY NIEBIOS

  • Autor: BRANDON MULL
  • Wydawnictwo: WILGA
  • Cykl: PIĘĆ KRÓLESTW (tom 1)
  • Liczba stron: 464
  • Data premiery: 23.03.2022r.
  • Data pierwszego wydania polskiego: 5.11.2014r.

@WydawnictwoWilga przygotowało w marcu nie lada rarytas dla fanów serii „Pięć Królestw” wznawiając pierwszą cześć cyklu, od którego zaczęła się moja i moich Dzieci przygoda z Brandonem Mullem. Autor jest dla mnie ciągle nieodkrytą skarbnicą pomysłów i twórców z gatunku fantasy. Jest twórcą „Baśnioboru” i „Smoczej Straży”. Niedawno recenzowałam część cyklu Spirit Animals jego autorstwa (zobacz: „Spirit Animals. Opowieści upadłych bestii. Wydanie specjalne” Brandon Mull”) oraz pierwszy tom nowej serii „Wojna cukierkowa”). Z radością wróciłam do książki pt. „Łupieżcy niebios” rozpoczynającej kolekcję „Pięć Królestw”, która została wznowiona po roku 2014. Motyw podobny do „Władcy pierścieni”, gdzie funkcjonują między innymi obok siebie królestwa elfów, ludzi, czy krasnoludów. Konstrukcja podobna, a jednak ciekawa w inny sposób.

Co kryje się w nawiedzonym domu? Tego chciał się dowiedzieć Cole wraz z przyjaciółmi w Halloween. Odkryta prawda okazała się bardziej niespodziewana, niż oczekiwano. W magiczny sposób dzieci trafiają do tajemniczego Obrzeża – miejsca leżącego między jawą a snem, między wyobraźnią a realnym światem. To świat rządzony magicznymi prawami, w którym dzieje się źle, a dzieci zaczynają czuć się odpowiedzialne za udzielenie pomocy. Droga do domu się oddala. Tęsknota wzrasta, a dzieci podejmują ryzyko, by zakończyć pomyślnie swoją podróż do magicznego świata.

Koncepcja przypominała mi „Opowieści z Narnii”. Niespotykany wcześniej świat zostaje odkryty całkowicie przypadkowo. Podobieństwo dostrzegłam również w osobach bohaterów. Młodzi ludzie, który znaleźli się przypadkiem w dziwnym miejscu zaczynają odczuwać odpowiedzialność za miejsce, w którym się znajdują. Jest to książka fantastyczna. Pełno w niej wartkiej akcji, nieoczekiwanych zwrotów sytuacyjnych i fantastycznych osobliwości. Mocną stroną publikacji jest fabuła, która została przemyślana od początku do końca. Historia układa się w niesamowitą opowieść, która pochłania nawet dorosłego człowieka. Brandon Mull jest mistrzem w kreowaniu innego, nierealnego i nieziemskiego świata. Cała seria jest jego wielkim sukcesem mimo, że fabuła skupia się bardziej na bohaterach i ich wzajemnych relacjach, niż na opisywaniu ciekawego, fantastycznego świata. To jest jedyny minus tej powieści.

„Baśniobór” skradł moje serce. Rozkochałam się w magicznych słodyczach z „Wojny Cukierkowej”. Zaciekawiła mnie „Smocza straż”. A podróż po „Pięciu Królestwach” uważam za udaną. Oby takich więcej. Czytajcie!!!

Moja ocena: 8/10

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Wilga.

„Cześć, wszechświecie” Erin Entrada Kelly

CZEŚĆ, WSZECHŚWIECIE

  • Autorka: ERIN ENTRADA KELLY
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 248
  • Data premiery: 29.03.2022r.
  • Data premiery światowej: 14.03.2017r.

Literaturę młodzieżową czytałam nagminnie mając naście lat. Moją ulubioną Autorką była Joanna Chmielewska i jej książki dla młodzieży😊 oraz Małgorzata Musierowicz. Potem oczywiście zachwyciłam się Harrym Potterem oraz J.R.R. Tolkienem. Ogrom publikacji dla młodzieży współcześnie mnie szokuje. Z jednej strony specjaliści narzekają na spadek czytelników wśród młodzieży, z drugiej Wydawcy prześcigają się w kolejnych publikacjach dla tej grupy adresatów. Tak też robi Wydawnictwo @Zysk i S-ka. Co rusz prześciga się z konkurentami, by zaproponować młodemu czytelnikowi ciekawą powieść, po którą młody człowiek sięgnie z ciekawością. Mnie najpierw zachwyciła okładka powieści pt. „Cześć, wszechświecie” autorstwa Erin Entrada Kelly. Jest bardzo sugestywna, bardzo plastyczna. Później zaciekawił mnie opis. A o efekcie końcowym przeczytacie poniżej😉.

Fabuła kręci się wokół Virgila Salina, który jest nieśmiałym chłopcem żyjącym w rodzinie zafascynowanej sportem. Jego los styka się z Valencią Somerset niesłyszącą, bystrą, odważną i jednak bardzo samotną dziewczynką. Do dwójki wyrzutków dołącza Kaori Tanaka – medium z siostrą Gen. I tylko Chet Bullens nie lubi się socjalizować z resztą. Denerwuje go, gdy pozostałe dzieciaki kręcą się wokół niego. A jednak w pewnym momencie wszystkim zaczyna na sobie wzajemnie zależeć. Jak prawdziwym przyjaciołom.

To książka o przyjaźni. Jest to temat ponadczasowy, uniwersalny. O przyjaźni, podobnie jak o miłości lubimy czytać w każdej formie, w każdej konstrukcji. Tak było i tym razem. Z przyjemnością zanurzyłam się we wzruszającą i pełną humoru opowieść obyczajową, w której mimo młodych bohaterów, odnalazłam analogię do własnego życia, do własnych dorosłych relacji. W przekonujący sposób Erin Entrada Kelly opisała wszystkie barwy przyjaźni. Trudności w jej budowaniu, dbaniu o tej rodzaj partnerstwa, który zdarza się czasem jeden jedyny raz w życiu. Mimo, że młodzi bohaterowie nie są wolni od błędów, finalnie książka ma bardzo pozytywne przesłanie. Daje nadzieję. Pokazuje, że każdy błąd może być naprawiony, a krzywda zadośćuczyniona. Niezwykłą zaletą tej publikacji są dialogi. Napisane w sposób bardzo dynamiczny obfitujące w krótkie zwroty. Idealne dla młodego czytelnika, który zwykle nie lubi przydługich opisów i gnuśnych monologów. Mi najbardziej podobała się postać Virgil. Pewnie ze względu na chomika Guliwera. Sama w domu mam Axela i może dlatego z sympatią śledziłam losy Virgil.

To książka zawierająca humor i podejmująca bardzo trudne współczesne problemy znane młodemu człowiekowi, tj.: związane z przemocą szkolną, samoakceptacją, relacjami z innymi.  Szczerze polecam tą lekką książkę obyczajową, która powinna dotrzeć do młodszego czytelnika.

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

„O chłopcu, który zniknął świat” Ben Miller

O CHŁOPCU, KTÓRY ZNIKNĄŁ ŚWIAT

  • Autor: BEN MILLER
  • Wydawnictwo: WILGA
  • Liczba stron: 272
  • Data premiery: 23.03.2022r.

Obserwując współczesną młodzież nie sposób nie porównać jej z nami w ich wieku. Możliwe, że ich złość, rozgoryczenie, napięcie, lęki i samotność jest wynikiem dostępu do wszechobecnego Internetu, mediów i gier komputerowych. Tego w naszych czasach nie było, to dopiero się rozwijało i tworzyło. A dostęp do komputera Atari czy Commodore był tylko dla wybranych. Do tego metody wychowawcze. Za naszych czasów dominowała strategia, że „dzieci i ryby głosu nie mają”. Aktualnie wierzymy, że z dziećmi należy rozmawiać. Próbować zrozumieć tą złość, uleczyć. Tylko, że w większości nie rozumiemy tej złości. O tym trochę jest książka Bena Millera pt. „O chłopcu, który zniknął świat”, która premierę miała 23 marca br. dzięki nakładowi @WydawnictwoWilga.

To historia Harrisona, który nie potrafi poradzić sobie ze złością. Ma problemy z niekontrolowanymi wybuchami złości. Gdy otrzymuje magiczny czarny balonik postanawia pozbyć się swojego problemu. Zaczyna wrzucać do niego wszystko, co go irytuje, co go złości, co go niepokoi. Tylko to rozwiązanie nie sprawdza się w stu procentach. Wraz z niechcianymi rzeczami w czarnym baloniku lądują rzeczy i ludzie, których jednak Harrison lubi, których kocha, których potrzebuje.

Cel książki jest bardzo słuszny. Autor postanowił przedstawić młodemu czytelnikowi, że negatywne emocje są nieodłączną częścią życia. Nie można ich wyrzucać, starać się za wszelką cenę wyeliminować. Tylko w sposób dojrzały i odpowiedzialny możemy sobie z nimi poradzić. Ten morał Autor osiągnął dzięki zabawnemu przedstawieniu historii Harrisona. Mimo, że koncepcja publikacji jest bardzo słuszna, zagadnienia podjęte w książce nie do końca mnie przekonały. Temat  kosmosu, czarnych dziur i podróży w czasie został potraktowany jako atrakcyjny dodatek do samej fabuły. Zapewne, by zachęcić młodego czytelnika do czytania. Ja moją reakcję na książkę weryfikowałam z moją Córką, która uwielbia wszelką literaturę młodzieżową pojawiającą się na mojej półce. I mimo pięknych ilustracji czegoś nam brakowało. Niektóre wątki zostały potraktowane po macoszemu, nie do końca dogłębnie zbadane, jakby urwane w pewnym momencie.

Ogólnie uważam jednak, że jest to ciekawa historia, którą czyta się ekspresowo z bardzo pomysłowym zakończeniem. Młodszych czytelników zaciekawi temat kosmosu, czarnej dziury i złości. Bez wątpienia jest to lektura warta uwagi młodszego odbiorcy.

Moja ocena: 6/10

Książką obdarowało mnie Wydawnictwo Wilga, za co bardzo dziękuję.

„Mamo, nie krzycz” Jeaninne Mik, Sandra Teml-Jetter

MAMO, NIE KRZYCZ

  • Autorka: JEANINNE MIK, SANDRA TEML-JETTER
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Liczba stron: 224
  • Data premiery: 16.03.2022r.

To już 19 recenzja premiery z marca br. 😊 Tak, macie rację, troszkę się chwalę. Dopowiem jeszcze, że to nie koniec. To chyba swoisty rekord😉. Trzy kolejne recenzje marcowych premier mam zamiar napisać dziś i jutro. Dobrze jest rozpocząć Święta Wielkanocne bez istotnych zaległości. I taki jest mój cel. Wracając do poradnika „Mamo, nie krzycz” autorstwa Pań Jeaninne Mik i Sandra Teml-Jetter to od razu napiszę, że okazał się całkiem dobry. Książką obdarowało mnie @wydawnictwo.muza.sa. Za co bardzo dziękuję. Ten podarunek okazał się strzałem w dziesiątkę. Niby takie oczywiste prawdy, a jednak z ciekawością zanurzyłam się w praktyczne rady, których do tej pory nie stosowałam.

Jak to jest z rodzicami i dziećmi? Zadaję sobie to pytanie odkąd zostałam matką. Z jednej strony dałabym się pokroić za moje dzieci. Oddałabym im wszystko, łącznie z ostatnim kęsem chleba. Z drugiej potrafią mnie, jak nikt inny, wyprowadzić w jednej chwili z równowagi. I to tak silnie, że zaczynam zapominać o zasadach dobrego wychowania i o tym, że jednak ściany w bloku są bardzo cienkie. Z takimi dylematami borykały się także Autorki poradnika pt. „Mamo, nie krzycz”. Świadome swojej ułomności w rozwiązywaniu sytuacji konfliktowych zaserwowały czytelnikom praktyczne rady, których stosowanie może zmienić oblicze chwil pełnych napięć, wzajemnych złości i całkowitego niezrozumienia drugiego człowieka.

Nie jest to zbiór poradnikowych „bla, bla, bla”, gdzie więcej słów, niż treści. Bynajmniej. Książka zasługuje na uwagę z wielu względów. Po pierwsze w bardzo trafny sposób zwraca uwagę na negatywny wpływ krzyku na rozwój, samopoczucie, poczucie własnej wartości dziecka. Krzyk nie buduje, nie pomaga w trudnych chwilach. Jest tylko wyrazem słabości rodzica i pozwala mu uwolnić negatywne emocje. Nie ma żadnych wartości wychowawczych, a tylko wzbudza lęk i niepokój. Po drugie Autorki podzieliły się z czytelnikiem praktycznymi wskazówkami, zgodnie  z którymi powinniśmy się zachować w momentach naszej słabości, gdy już chcemy krzyknąć i trzasnąć drzwiami lub potrząsnąć tą naszą mniejszą kopią. – zamiast Warto zamiast zbyt mocno chwycić dziecko, ścisnąć poduszkę. Poduszce nic się nie stanie, a dziecku zaoszczędzimy trudnych wspomnień. Zamiast jednak wrzasnąć na dziecko, wyjdźmy na spacer do lasu i wykrzyczmy naszą złość. Dajmy upust negatywnych emocjom i zgromadzonym napięciom. Możemy też wykorzystać ścianę. Jej naprawdę jest wszystko jedno. Potrzebie wybiegnięcia z pokoju dziecka i trzaśnięcia drzwiami oprzyjmy się zrobieniem kroku w tył. Wierzcie, działa. Spróbowałam.  

Nie jest to jednak antidotum na trudy wychowawcze. Mimo, że Autorki skupiły się na praktycznych rozwiązaniach bez ciągłem pracy nad sobą i przypominaniu najważniejszych zasad, trudno będzie je na stałe wdrożyć w życie. Ja wypisałam sobie najważniejsze z nich dużymi literami. Kłują mnie w oczy w oczy. Liczę, że pomogą mi uporać się z trudnymi chwilami, gdy ….. mam ochotę mocno, ale to mocno moimi Latoroślami potrząsnąć😊.

Polecam rodzicom i nie tylko. Poradnik jest ciekawym zbiorem treści teoretyczno – praktycznych napisanym w sposób bardzo przystępny. Nie nudzi, nie mierzi. Miłej lektury!

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.

„Gaz do dechy! Odjazdowe opowieści o samochodach” Marcin Prokop

GAZ DO DECHY! ODJAZDOWE OPOWIEŚCI O SAMOCHODACH

  • Autor: MARCIN PROKOP
  • Wydawnictwo: ZNAK EMOTIKON
  • Liczba stron: 80
  • Data premiery: 09.03.2022r.

Znani i lubiani nie zawsze sprawdzają się w roli autorów książek😉. Ale nie mogłam odmówić sobie książkowej przygody z @Marcin Prokop. Dziennikarza wręcz uwielbiam w duecie z Dorotą Wellman. To duet wyśmienity. Mają w sobie tyle dystansu, tyle wzajemnego zaufania i sympatii, że można im tylko pozazdrościć. Gdy usłyszałam o premierze z 9 marca br. pt. „Gaz do dechy! Odjazdowe opowieści o samochodach” wydanej przez @znakemotikon wiedziałam, że muszę sobie z Prokopem tą ostrą jazdę zafundować. No i wyjechaliśmy!!!!

Jak myślicie:
„Czy na masce samochodu da się usmażyć jajecznicę?
Dlaczego moc silnika podajemy w koniach mechanicznych, a nie na przykład jamnikach?
Gdzie można dostać mandat za jazdę czarnym autem w niedzielę, a gdzie trzeba ustąpić pierwszeństwa … strusiom?
I w końcu – jak to się w ogóle dzieje, że samochód jeździ?!”

Z tymi pytaniami za młodu borykał się mały Marcinek Prokop (chociaż patrząc na jego aktualny wzrost na pewno mały nie był😊). To były czasy syren, małych i dużych fiatów, trabantów i wartburgów. Niewykluczone, że wtedy wszystko było możliwe. I jajecznica, i psy mechaniczne zamiast koni i białe, zamiast czarnych wołg.  To były inne czasy, inne momenty w naszej historii. A jednak z nostalgią do nich wracamy. I to właśnie ta nostalgia posunęła Marcina Prokopa do popełnienia tej krótkiej książeczki.

Historie są naprawdę odjazdowe. Napisane z humorem, przekąsem. Bardzo króciutkie. Przeniosły mnie w minione czasy, gdy sama borykałam się z pytaniami, na które czasem rodzice nie potrafili odpowiedzieć. W przystępny sposób Prokop poprowadził narrację zamykając je w krótkie opowiastki. Mimo, że dotyczą one motoryzacji – a to nie jest mój „konik” – czytałam je z uśmiechem na ustach. Książka dostarczyła mi wytchnienia i relaksu. Przypomniała mi moje dzieciństwo i ten zachwyt nad tym co nowe oraz to, że kiedyś też miałam pełną głowę różnych pytań, którymi zamęczałam bliskich. Lektura okazała się cudowną podróżą w przeszłość.

Polecam!!! Nie tylko młodym😉.

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak Emotikon.

„Lustro naszych smutków” Pierre Lemaitre

LUSTRO NASZYCH SMUTKÓW

  • Autor: PIERRE LEMAITRE
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Cykl: DZIECI KATASTROFY (tom 3)
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery: 23.03.2022r.
  • Data premiery światowej: 02.01.2020r.

Czytała powieści, a coś takiego nigdy nie wychodzi na dobre, mąci w głowie.” – „Lustro naszych smutków” Pierre Lemaitre.

Ja też powieści czytam i to nałogowo. Już mi chyba bardzo mocno pomąciły w głowie😉. By udowodnić Wam, że nie próżnuję zapraszam do przeczytania moich spostrzeżeń po lekturze książki Pierre’a Lemaitre, którego poznałam przy okazji tytułu „Kolory ognia”, drugiego tomu cyklu „Dzieci katastrofy”. W poprzedniej części bardzo podobała mi się silna postać kobieca – Madeleine. To cykl powieści naznaczonych znakiem czasu, w których Autor bardzo często zwraca się bezpośrednio do czytelnika. Historie osadzone z wojną w tle, są z jednej strony przygnębiające, z drugiej często niosą nadzieję. Tak było w przypadku premiery z 23 marca br. od @WydawnictwoAlbatros, tj. w drugim tomie serii pt. „Lustro naszych smutków”. Mi bardzo spodobała się okładka książki. Jest wyjątkowo francuska, na wskroś paryska 😊. I na tej części „(…) kończy się ta trylogia czasów międzywojnia, przygoda rozpoczęta w 2012 roku….” – „Lustro naszych smutków” Pierre Lemaitre.

Każdy naród ma w swojej historii momenty, których się wstydzi. Dla Francuzów z całą pewnością zalicza się do nich kampania z 1940 roku. Po temat sięgali najwięksi pisarze, jak Jean-Paul Sartre. Nie mógł się temu oprzeć również Lemaitre. I choć jego rozliczenie z tym okresem nie ocieka jadem – jest miejscami zabawne i ciepłe – nie traci przez to swej mocy”- z opisu Wydawcy.

Nie mogłam lepiej Was wprowadzić w fabułę powieści. Tak, francuskie wydarzenia z roku 1940 są tłem dla opisywanych w powieści historii. Śledzimy szczegóły kampanii, zachowanie przywódców, losy zwykłych, szeregowych żołnierzy, a także strategie, które zastosowała Francja, w tym informacyjną propagandę, która rozpisana została przez Autora bardzo interesująco. Nie jest to jednak powieść historyczna. Dzieje wojny splatają się z historią zwykłych obywateli. Louise Belmont całkiem nieświadomie wplątuje się w skandal obyczajowy, na którym miejscowy sędzia próbuje wzmocnić swoją pozycję w palestrze. Wdowa po doktorze Thirion jest rozliczana przesz kaprala Landrade, który wojnę wykorzystał dla celów zarobkowych. Młody Gabriel próbuje dostosować się do życia  w okopach, a Désiré wciela się w różne role, w których za każdym razem wypada wyjątkowo wiarygodnie. A w tym wszystkim Niemcy, Francuzi i francuska bohema. Francuskie jedzenie, muzyka i zapachy, które przenoszą czytelnika w inny świat i inne czasy. Jak się okazuje dla współczesnych, nie tak bardzo odległe, nie tak niewiarygodne.

Zdecydowanie bardziej podobała mi się ta część od poprzedniej. Jej główną zaletą jest ciekawa konstrukcja fabuły. Nie chodzi mi tylko o formalną szatę powieści, którą Autor podzielił na trzy części; 6 kwietnia 1940 roku, 6 i 13 czerwca 1940 roku. Każda z części składa się z ponumerowanych rozdziałów, których łącznie jest pięćdziesiąt cztery. Mam bardziej na myśli trzy równolegle toczące się historie, które w odpowiednim momencie stykają  się ze sobą i splatają w jedną całość. Jedna dotyczy Louise, druga Gabriela, lecz tylko pozornie, a trzecia Désiré Mignarda, lub Micharda, lub Mignona, lub Migaultsa, a zresztą jak kto woli.  Taka kompozycja powieści jest jej wielką zaletą. Przenosi czytelnika w różne historie i dzieje się to w sposób bardzo płynny. Akcja związana z różnymi bohaterami powoduje, że powieść się nie nudzi. Dzieje się to głównie dlatego, że każdy z nich i  Louise, i  Gabriel, a przede wszystkim  Désiré  są postaciami bardzo ciekawymi, nietuzinkowymi. Sama  Louise  to trzydziestoletnia kobieta po przejściach, której nie dane było doczekać się potomstwa. To pragnienie spowodowało, że „(…) na jej twarzy zaczynają pojawiać się niedostrzegalne tiki, ten zacięty, nerwowy, drażliwy i spięty wyraz twarzy kobiet, u których narasta frustracja, bo nie mogą mieć dzieci”. Jednocześnie miejscowa nauczycielka i kelnerka w restauracji u Pana Jules’a w „La petite Bohème”, która dziwnym zbiegiem okoliczności wplątała się w historię samobójstwa doktora Thirion. Pomysł na zakończenie życia doktora oceniam jako wyśmienity. Najbardziej podobała mi się postać Désiré. Wypadła wiarygodnie w każdej z przypisanych jej ról. Mecenas, rzecznik prasowy Ministerstwa Informacji, a raczej należałoby rzec Propagandy, pilot, ksiądz, lekarz – chirurg, czy nauczyciel. Désiré zawsze ekscytujący, intrygujący, przykuwający wzrok. Jedni mówili, że zuchwały i rzutki, inni, że troskliwy, poważny i skupiony, a jeszcze niektórzy, że skromny i nieśmiały. O nim mogłabym czytać naprawdę dłuuuuuugo. I Gabriel, który ze swym kompanem Raoulem przemierza francuskie ziemie w trakcie działań wojennych. Mimo, że niektórym wydawało się, iż ten konflikt zbrojny „(…) nie był niczym innym, jak tylko wielkimi pertrakcjami dyplomatycznymi na europejską skalę, pełnymi efektownych patriotycznych mów i gromkich zapowiedzi, gigantyczną partią szachów, w której powszechna mobilizacja stanowiła dodatkową zagrywkę pod publiczkę.” wojna wybuchła naprawdę. I to Gabriel razem z Raoulem Landrade doświadczyli jej naprawdę. Jak na Lemaitre’a przystało powieść kończy się epilogiem, w którym dowiadujemy się, co dzieje się potem. I na zakończenie tzw. „wisienka na torcie”. Jaka? Musicie przekonać się sami😉.

Powieść skomponowana jest bardzo dobrze. Nie tylko postaci pierwszoplanowe są warte uwagi. Z ciekawością śledziłam osobę Pana Jules’a, wczytywałam się w losy matki Louise – Jeanne i jej historii miłosnej, Alice i jej męża, czy majora, który w zawierusze wojennej pojawił się i na początku, i na końcu. Narracja poprowadzona została w trzeciej osobie. Jest bardzo dynamiczna, bez zbędnych ozdobników i męczących opisów. Nawet opisywanie przeszłości oraz emocji i świata wewnętrznego bohaterów mnie nie nudziło. Nie przeszkodziło mi w pozytywnym odbiorze książki nawet zwrócenie się do czytelnika bezpośrednio. Autor zastosował tę technikę na końcu książki i może dlatego, że nie było to częste, ten zabieg mnie nie zmęczył.

Czego w tej książce nie ma!!!!! Jest i wojna, i hochsztapler, i nadużycia w wojsku, i niespełniona miłość, i późne rodzicielstwo, i bohaterstwo, i tajemnica rodzinna. Są wyraziści i zachwycający bohaterowie. A przede wszystkim jest nietuzinkowa i arcyciekawa opowieść w bardzo przyjemnej narracji. Szczerze polecam. Czytajcie!!!

Moja ocena 8/10.

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

„Jedno po drugim” Ruth Ware

JEDNO PO DRUGIM

  • Autorka: RUTH WARE
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron:464
  • Data premiery: 23.03.2022r.

Miałam okazję przeczytać dwie poprzednie książki Ruth Ware wydane przez Czwartą Stronę Kryminału. „Pod kluczem” bardzo mi się podobała, „Śmierć Pani Westaway” troszkę mniej, ale oceniłam ją pozytywnie. Kiedy więc dowiedziałam się o premierze „Jedno po drugim” wiedziałam, że koniecznie muszę ją przeczytać, tym bardziej, że, i opis, i okładka są bardzo intrygujące.

Współpracownicy modnego londyńskiego start-upu technologicznego uczestniczą w służbowym wyjeździe. Pobyt w luksusowym, rustykalnym  domku narciarskim w francuskich Alpach zapowiada się jako niesamowita przyjemność. Co jednak tak naprawdę przyświeca właścicielom firmy, gdy go organizują? Okazuje się, że każdy z nich ma w tym swój interes… Sprawa się komplikuje, gdy wychodzi na jaw, że firma otrzymała poważną ofertę, na miliony dolarów, która może zupełnie zmienić przyszłość ich wszystkich, a każdy z współwłaścicieli ma do niej inny stosunek. Czy ten wyjazd to szukanie popleczników? Niespodziewanie siły natury komplikują wszystko jeszcze bardziej. Burza śnieżna i trudne warunki atmosferyczne wprowadzają atmosferę niepokoju i zagrożenia, a lawina odcina domek od świata. Gdy okazuje się, że nie wszyscy wrócili ze stoku sprawa staje się poważna. Sytuacja pogarsza się jeszcze bardziej, gdy okazuje się, że inni uczestnicy wyjazdu również są w niebezpieczeństwie….

Powieść czyta się rewelacyjnie. Autorce świetnie udało się oddać duszną, mroczna, niepokojącą atmosferę zagrożenia i niepewności. Początkowy luźny, towarzyski nastrój zmienia się wraz z rozwojem wydarzeń i odczuwamy to niemal na własnej skórze. Narracja jest pierwszoosobowa, prowadzona na zmianę przez dwie bohaterki – Liz, była pracownicę firmy oraz Erin, pracownicę firmy wynajmującej domek, odpowiedzialnej za obsługę pobytu ekipy firmowej. Poznajemy więc zdarzenia, z dwóch odmiennych punktów widzenia – osoby tkwiącej w środku wydarzeń, choć przez to, że jako jedyna nie pracuje już aktualnie w firmie, jednak trochę jest odseparowana od reszty oraz osoby zupełnie nie związanej z towarzystwem, która obserwuje wydarzenia niejako z zewnątrz. Zabieg ten spowodował, że napięcie stopniowo wzrasta, a tajemnice powoli zostaje odsłonięte, aż do kumulacji napięcia i rozwiązania całej zagadki. Akcja została tak poprowadzona, że w pewnym momencie zaczynamy się domyślać kto stoi za wszystkimi wydarzeniami. Jednak mimo to rozwój wydarzeń zaskakuje i trzyma w napięciu.

Książka bardzo mi się podobała, wprost nie mogłam się od niej oderwać. Bardzo lubię thrillery rozgrywające się zimą w górach, w atmosferze zagrożenia, gdzie do niebezpieczeństw czyhających ze strony natury, dochodząc te będące dziełem człowieka. Najnowsza powieść Ruth Ware bardzo przypominało mi atmosferę „Rozgrywki” Allie Reynolds, książki, która również bardzo mi się podobała. Jeżeli potrzebujecie emocji, które oderwą Was od rzeczywistości i dostarczą silnych wrażeń gorąco polecam Wam „Jedno po drugim”, to chyba jak do tej pory moja ulubiona książka autorki.

Moja ocena: 8/10

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Czwarta Strona.

   

„Skrawki nadziei” Maria Paszyńska

SKRAWKI NADZIEI

  • Autorka: MARIA PASZYŃSKA
  • Wydawnictwo: KSIĄŻNICA
  • Cykl: CUDA CODZIENNOŚCI (tom 2)
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 23.03.2022r.

Jak wspomniałam w recenzji pierwszego tomu cyklu „Cuda codzienności” „Autorkę @Maria Paszyńska niezwykle cenię za cykl „Wiatr ze wschodu”. Oba cykle opowiadające całkowicie o innej rzeczywistości czytałam z zaciekawieniem. Śledząc fabułę skonstruowaną bardzo przenikliwie i intrygująco, wsłuchiwałam się w losy bohaterów, za którymi podążałam od początku lektury do jej samego końca. Drugi tom cyklu pt. „Skrawki nadziei” przeczytałam jakiś czas temu. Książka premierę dzięki Wydawnictwu @Książnica miała 23 marca br. Mnie ogarnęło niestety przesilenie kwietniowo – zimowe. Jak to w przysłowiu „Kwiecień plecień, bo przeplata trochę zimy, trochę lata” i tak przeplatał, że się nabawiłam infekcji. Mam jednak nadzieję, że tą spóźnioną recenzję przeczytacie 😉.

Ciszakowie wreszcie mają swój dom w warszawskiej kamienicy na Smolnej. Mają też swoją niepodległą Polskę. Patrzą w przyszłość z nadzieją i mimo codziennych trosk szczęśliwie żyją każdego dnia. Niestety idylla nie trwa długo. Do Warszawy zbliżają się Bolszewicy. W tej wojennej zawierusze Maciej i Staszka próbują poskładać siebie i swoją rodzinę na nowo. Próbuję tworzyć nadal swój mały świat. „Czy można przywrócić do życia serce skute lodem? Czy każdy zasługuje na przebaczenie? Czy miłość zdoła uleczyć nawet najbardziej bolesne rany?” – z opisu Wydawcy.

Książka okazała się dla mnie idealna na współczesne czasy. Realność wojny nabiera na sile, gdy ze wschodniej granicy docierają do nas tak smutne i mrożące krew w żyłach wiadomości. Mimo, że dzieli mnie długa przestrzeń czasowa w pełni rozumiałam historię opisaną przez Panią Marię. Rozumiałam Ciszaków, którzy w trakcie wojennych zmagań starali się nie zapomnieć o sobie i dawać sobie wzajemnie nadzieję oraz siłę. Mimo trudnych wątków podjętych przez Autorkę w fabule ja powieść odebrałam bardzo pozytywnie. Zmieniła mój światopogląd i dała mi siłę, by myśleć optymistycznie, nawet jeśli rzeczywistość mnie trochę przytłacza 😊.

Coś w tych książkach Marii Paszyńskiej jest. Nie wiem do końca jak Autorka to robi, ale bohaterowie, często prości ludzie, są mi naprawdę bliscy. Paszyńska umiejętnie nadała postaciom bohaterski rys. w tej małej stróżówce na Smolnej w Warszawie dzieją się cudowne rzeczy. Rodzice odnoszą się do siebie z szacunkiem, w relacjach króluje miłość, ponadczasowe i silne wartości przekazywane są z pokolenia na pokolenia. To taki dom nietutejszy, niewspółczesny. Taki dom, w którym sama chciałabym zamieszkać, bo w nim tkwi siła by stawić czoła przeciwnościom losu. Ciekawił mnie bardzo wątek dorastania i dojrzewania dzieci Ciszaków, tj. Michała, Amelii, Bogny i Nawojki. Z jednych rodziców, z jednego domu, a jakże różniących się od  siebie. Każdy widzi siebie w innym miejscu, każdy pragnie czegoś innego i do czegoś innego dąży. Nie oddalają się jednak ani od siebie, ani od swoich rodziców. Nie oddalają się od domu. Oczywiście najbardziej podobała mi się osoba Nawojki. Paszyńska stworzyła wolnego ducha i wyemancypowaną kobietę, której echo wybrzmiewało już w pierwszej części.  Tak silne kobiety zawsze mnie zachwycają. A silne kobiety, których życie zostało osadzone sto lat temu, tym bardziej.

Podoba mi się konstrukcja fabuły. Autorka podzieliła powieść na części uwypuklając tym samym jej rys historyczny. Czytelnik ma więc do dyspozycji dosłownie kilka rozdziałów w takich częściach jak: „Wiosna 1920”, „Wiosna 1921”, „Wiosna 1937” i wreszcie  „Wiosna 1938”. Czytelnik nie obyty z historiografią poradzi sobie dzięki temu z aspektem historycznym bez problemu, co często stanowi kłopot w powieściach tego rodzaju.

Polecam Wam „Skrawki nadziei”. Polecam barwną i emocjonującą książkę z historią w tle. Powieść, w której nie brak nostalgii i kontemplacji nad tym, co już minęło, co już nigdy nie wróci. Jednocześnie powieść daje nadzieję, że nawet trudne losy można przezwyciężyć i zawalczyć o lepsze jutro.

Moja ocena: 8/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą bardzo dziękuję Wydawnictwu Książnica.

„Las zaginionych” Agnieszka Pietrzyk

LAS ZAGINIONYCH

  • Autor:AGNIESZKA PIETRZYK
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron:359
  • Data premiery:09.03.2021r.

Powieści Agnieszki Pietrzyk bardzo lubię, na najnowszą czekałam z wielką niecierpliwością. Niestety jak na złość, książka szła do mnie bardzo długo i ostatecznie dotarła prawie trzy tygodnie po premierze. Ważne jednak, że dotarła, przeczytałam ją z zapartym tchem, bardzo mi się podobała i teraz zapraszam Was do lektury recenzji.

Trzy nastolatki wybierają się konno do Parku Krajobrazowego Wysoczyzny Elbląskiej . Z przejażdżki wracają tylko dwie z nich, trzecia odłączyła się od nich w lesie i nie dotarła z powrotem. Do stadniny wrócił tylko jej koń. Nastolatki są przerażone i przygnębione, nie mają pojęcia co stało się z ich koleżanką. Niedługo po tym wydarzeniu z przejażdżki w tych lasach nie wraca kolejna amazonka. Tym razem to dorosła kobieta, który przyjechała w te okolice wraz z mężem i dziećmi, w odwiedziny do znajomych. Tymi znajomymi są rodzice dziewczyn, które wróciły z przejażdżki, podczas której zaginęła ich koleżanka. Czy to tylko nagły zbieg okoliczności? Czy te dwie sprawy są ze sobą połączone? Czy to możliwe, że ktoś poluje na amazonki? Śledczy szukają w okolicznych lasach tropu i starają się odpowiedzieć na pytanie co tak naprawdę się wydarzyło.

Powieść ma niesamowity klimat, pełen tajemnic, napięcia, różnorodnych emocji. Pojawia się w niej wątek z przeszłości, a ostatecznie nic nie jest takie jakie mogło by się wydawać. Rozstrzygnięcie całej intrygi jest w mojej opinii niezwykle oryginalne, zostałam zaskoczona i jestem pod ogromnym wrażeniem. Autorka świetnie oddała psychologię postaci, świetnie wykreowała bohaterów. To nie tylko opowieść o zagadce kryminalnej, ale przede wszystkim refleksja na temat tego jak bardzo niedomówienia, brak szczerości i zakładanie, że wiemy co ktoś czuje może mieć niszczący wpływ na nasze życie. To również opowieść o sile traumy, o tym jak silny wpływ może mieć ona na nasze życie, a także o tym, że nie należy sądzić po pozorach i , że ludzie mogą w sobie skrywać bardzo ponure tajemnice.

Gorąco Wam polecam tę powieść, gwarantuję, że się nie zawiedziecie i mam nadzieję, że podobnie jak w moim przypadku, ta opowieść na dobre zapadnie Wam w pamięć. Dla mnie autorka jest mistrzynią budowania tajemnic, niespodziewanych zwrotów akcji i złożonych, intrygujących wątków psychologicznych. To zdecydowanie jedna z najlepszych książek, które w tym roku przeczytałam, a było ich już trochę;)

Moja ocena: 9/10

Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.