„Za zasłoną milczenia” Żaneta Pawlik

ZA ZASŁONĄ MILCZENIA

  • Autorka: ŻANETA PAWLIK
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 376
  • Data premiery: 27.02.2024r.

Po powieściach zatytułowanych „Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze”  (recenzja na klik) i „Światło po zmierzchu” (recenzja na klik) przyszedł czas na kolejną powieść autorstwa Żaneta Pawlik – strona autorska. Książka „Za zasłoną milczenia” znalazła się na księgarskich półkach dzięki Zysk i S-ka Wydawnictwo. Debiutowała z końcem lutego br. I choć przeczytałam ją jakiś czas temu z recenzją musiałam się wstrzymać. Targały mną sprzeczne emocje. Czasem warto odłożyć coś na później i wrócić totalnie zdystansowanym. Też tak macie? 

Dorota po wyjściu z więzienia znajduje swe miejsce w małej, nadmorskiej miejscowości, w której zatrudniona zostaje w rodzinnym pensjonacie. W tym samym miejscu powolutku zadomawia się Klara. Dwudziestodziewięcioletnia kobieta, nieznająca życia, która również wyszła z zamknięcia. Czy kobiety znajdą wspólny język? Czy odnajdą się na wolności? 

Mam nadzieję, że zaciekawiła Was fabuła, w której niczego nie napisałam. Celowo. Wszystko po to byście sami postanowili zapoznać się z lekturą. 

To powieść obyczajowa zawierająca w sobie wiele wątków. Autorka toczy rozmyślania na temat niespełnionego macierzyństwa, utraconego macierzyństwa, trudnych relacji pomiędzy siostrami, matki – alkoholiczki, wczesnego sieroctwa, powołania do życia konsekrowanego, porzucenia i problemów małżeńskich, przemocy domowej, żałoby po zmarłym bracie, samotnego macierzyństwa, trudnych relacji z ojcem czy synem i wiele innych. Aż szkoda, że te wszystkie wątki Autorka postanowiła zawrzeć w jednej powieści. Prawdziwa szkoda. Przez tę wielość motywów i myśli podczas czytania miałam poczucie, że tematy są tylko muśnięte, nierozwinięte, nieprzekonywujące i niedopowiedziane. Kompletnie nie poznałam powodów dla takiego czy innego traktowania Lucynki przez Szymona czy Klary przez Szymona. Przecież Szymon powinien się cieszyć, że ktoś interesuje się jego dzieckiem…. Przecież w małym miasteczku, gdzie się wszyscy znają nikt nie pozwoliłby 5-latce pozostawać często samej bez opieki w wielkim domu…. Zabrakło mi również rysu psychologicznego. Pewne zachowania postaci odebrałam jako nierówne. Raz Klara delikatna (szczególnie względem Lucynki) i oddana drugiemu człowiekowi, melancholijna, głęboko wierząca. Z drugiej strony wręcz opryskliwa, agresywna mimo głębokiej wiary. To samo Dorota. Niezwykle czuła i kochająca względem syna, utyskująca wręcz względem Klary, mimo że trochę była od niej zależna. O Joannie nie wspomnę. Z rozumiejącej kobiety stała się wręcz na koniec prawie emocjonalnym monstrum. Nie wyłapałam jak to się stało, niestety. Sam ojciec Doroty kompletnie mnie od siebie nie przekonał. Miałam poczucie, że postać przeobraziła się jakimś dziwnym trafem ze strony na stronę z obojętnego rodzica w troskliwego opiekuna, który proponuje własnemu dziecku wspólne mieszkanie w jednopokojowym lokum. Zastanowiło mnie to. To samo Sylwia. Porzucająca, zdradzająca, by wreszcie pojawić się na końcu powieści bez dogłębnej analizy, co spowodowało jej zachowanie i jaka była przyczyna jego zmiany. 

Plusem bez wątpienia są pomysły, które Pani Żaneta wplotła w fabułę. Fantazja Autorki nie zna granic. Poruszyła w tekście, jak wspomniałam we wcześniejszej części recenzji, mnóstwo kwestii, które składają się na nasze życie. Nie są niczym nowym i mogą zdarzyć się każdemu z nas. Ciekawi mnie czy będzie kontynuacja, bo wiele zagadnień aż prosi się o uzupełnienie. Ciekawi mnie co z Ryszardem i Dorotą. Jak poradzi sobie Karol, który zaczyna w swym nastoletnim życiu popełniać błędy. Sama Weronika i jej mąż oraz relacje między nimi zasługują chyba na odrębny wątek. Tak samo jak Szymon i jego małżonka. Nietrudno mi tu fantazjować na temat przyszłych fabuł, gdyż podwalinę Pani Żaneta zaprezentowała sporą. Warto też wspomnieć o narracji. W większości jest trzecioosobowa, z wyjątkiem narracji pisanej z perspektywy Klary. Jej relacje, postrzeganie świata i zmaganie się z nim zasługiwało – zdaniem Autorki – na narrację pierwszoosobową. Sporo w niej odniesień do wiary, do służby, do uczuć i myśli. Bardzo skrupulatnie Pani Żaneta zaprezentowała przeszłość Doroty. Jej życie widzimy z perspektywy kilkuletniego dziecka, nastolatki, młodej żony i kobiety po przejściach. Dzięki temu czytelnik może się zastanowić nad tym, ile może się zdarzyć w jednym życiorysie. Czasem dzięki zewnętrznym okolicznościom, w większości jednak przez własne wybory i decyzje. 

(…) Dorota Jasek jest osobą bezkonfliktową, bez nałogów, lubianą przez sąsiadów. A przynajmniej kiedyś była.” – Za zasłoną milczenia” Żaneta Pawlik.

Książka dla fanów powieści obyczajowych z wielowymiarowymi wątkami. Mi zabrało w niej jedynie głębszego podejścia do zaprezentowanych tematów. Możliwe, że pojawią się w kolejnych częściach i pozwolą mi bliżej przyjrzeć się bohaterom, by zrozumieć, z czym tak naprawdę się mierzą, z czym walczą. 

Jeśli lubicie powieści obyczajowe przeczytajcie „Za zasłoną milczenia” Żanety Pawlik i podzielcie się ze mną swoimi przemyśleniami. Wysoce prawdopodobne jest, że będą odmienne od moich. 

Moja ocena: 6/10

Za możliwość zapoznania się z książką bardzo dziękuję WYDAWNICTWU Zysk i S-ka.

„Dotknąć gwiazd” Zula Ankanon

DOTKNĄĆ GWIAZD

  • Autorka: ZULA ANKANON
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 376
  • Data premiery: 4.05.2023r

W zapowiedzi recenzenckiej napisałam, że książka „Dotknąć gwiazd„, której autorką jest Zula Ankanon – strona autorska od Zysk i S-ka Wydawnictwo dotyka tematyki akceptacji, depresji i kontaktów międzyludzkich. Dotychczas nie zetknęłam się z żadną twórczością Autorki. Poprzednia książka pt. „Zaślepieni” jeszcze przed mną. Na Facebookowej stronie czytam: „Z natury marzycielka, która w głowie tworzy alternatywną rzeczywistość.” Tak chyba moglibyśmy opisać większość pisarzy. Zgadzacie się?

Kiedy liczba serduszek na Instagramie miesza się z ponurą rzeczywistością…” – z opisu Wydawcy. 

I o tej ponurej, albo w ogóle o tej rzeczywistości, prawdziwej, a nie wykreowanej w social mediach jest fabuła powieści „Dotknąć gwiazd” Zuli Ankanon. Fałszywe życie oglądamy z perspektywy Anastazja, która jest znaną, dobrze zarabiającą influenserką. Jako przeciwwagę do fabuły Autorka wprowadza Daniela, który po dziesięciu latach wychodzi z więzienia na wolność. „Pewnej nocy na moście dochodzi do przypadkowego spotkania dwójki nieznajomych. Daniel, nie mając nic do stracenia, chce skoczyć. Anastazja ratuje niedoszłego samobójcę…”

Miło było przeczytać powieść obyczajową z małym wątkiem sensacyjnym, a nie opartą tylko na konstrukcji księżniczki, której udało się w życiu spotykającej, tzw. Bad boya. Książka jest jednak dość nierówna. Początek zapowiadał bardzo dobrą przygodę z wyrazistymi bohaterami, która mogła różnie się zakończyć, ale zakładałam, że brawurowo się rozwinie. W rzeczywistości moje pierwotne emocje opadły dość szybko, by na moment znowu się wzbudzić i… zaniknąć już do końca. Kompletnie nie spodobało mi się zakończenie, widziałabym je bardziej mroczne, bardziej traumatyczne, mniej przewidywalne. Miałam również problem z odbiorem głównych bohaterów. Coś zgrzytało między nimi, nie do końca czułam chemię, którą Autorka chciała zaprezentować czytelnikowi. Zdecydowanie na plus sama Anastazja. Bardzo dobrze Ankanon odzwierciedliła kobietę żyjącą z „lajków”, z tego, jak bardzo się nią interesują, ile serduszek znajdzie się pod jej postem. Idealnie wkomponowała ukryte przesłanie, że nie wszystko co się świeci, jest złotem oraz że fasada nigdy nie jest dobrym lepszym rozwiązaniem niż prawdziwe życie. Ot, taka subtelna analiza współczesnych czasów. Do książki przekonała mnie również dobrze przedstawiona walka o siebie oraz sarkazm głównej bohaterki. Miło czytało się takie riposty, cięte podsumowania.  

By jednak ocenić książkę zachęcam Was do samodzielnego przeczytania. To, że ja dostrzegam pewne mankamenty, nie oznacza, że książka z gruntu jest zła. Po prostu niekoniecznie została skrojona na moją miarę. Spróbujcie sami dzięki własnej lekturze wyrobić sobie o niej zdanie. Do tego Was szczerze zachęcam. 

Moja ocena: 7/10

Z lekturą zapoznałam się dzięki WYDAWNICTWU Zysk i S-ka.

„Czulsza niż dotyk” Dominika Rosik

CZULSZA NIŻ DOTYK

  • Autorka: DOMINIKA ROSIK
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 382
  • Data premiery: 14.02.2023r. 

Czulsza niż dotyk” Dominiki Rosik od Zysk i S-ka Wydawnictwo to kolejna opowieść o miłości, o której chciałam Wam opowiedzieć. Książka premierę miała w Walentynki, ja nie ukrywam zapoznałam się z nią dość dawno temu. Została wydana przez Zysk i S-ka Wydawnictwo, które słynie z promocji polskich autorek rozwijających się w powieściach obyczajowych. 

Ze wszystkich ludzi na świecie ona była tą, która pragnęła czuć, a on tym, który nienawidził czuć” – „Czulsza niż dotyk” Dominika Rosik

Marieta i Maks. Ona – młoda rzeźbiarka realizuje zalecenie swego terapeuty, który zalecił jej spędzenie sto jeden dni w odseparowaniu, by zapomnieć o przeszłości. On – również szuka ulgi skrzętnie chowając swoje tajemnice. I jak to zwykle w tego typu fabule bywa, losy obojga bohaterów się stykają w sposób zaskakujący. Ona i On przestają dość szybko być sobie obcymi. 

Bardzo spodobała mi się okładka książki. To pierwsze na co zwróciłam uwagę, gdyż pisarstwa Dominiki Rosik nie znam. Cudne kolory, niezwykle optymistyczna oraz ze skrzydełkami. Założyłam, że tak przemyślana obwoluta jest gwarantem dobrej lektury. 

Książka podzielona jest na części. Szczegóły publikacji zachwycają, oprócz okładki. Znaczniki pomiędzy numerami rozdziałów, myśli, spostrzeżenia, motywujące zdania wprowadzające w treść rozdziałów. A także tytuły i podtytuły poszczególnych odcinków powieści typu „Pozory skrywają wielki sekret” czy na samym początku „Miejsce niespodziewanie bliskie sercu”. Układ odczytałam jako miłe uporządkowanie, usystematyzowanie, ustrukturyzowanie, które również sprawdza się w powieściach obyczajowych niekoniecznie tylko w pozycjach popularnonaukowych, czy zbiorach felietonów. 

Autorką książki jest Pani Dominika Rosik. Bynajmniej nie filolożka, a Absolwentka Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu oraz SGH w Warszawie. Jej ścisły, ekonomiczny rozum nie przeszkodził się w stworzeniu bardzo przyjemnej powieści, która dość dobrze, po debiucie w 2017 roku zatytułowanym  „Projekt Królowa”, przez czytelników. Tempo powieści jest nieprędkie. Narracja jest trochę nostalgiczna i medytacyjna. Autorka zastosowała znany literacki zabieg, który sprawdza się w powieściach obyczajowych. Postarała się zaciekawić czytelnika i tajemnicami z przeszłości głównych bohaterów i samymi, różnymi względem siebie głównymi bohaterami. 

Miła, przyjemna dla oka historia. O relacjach. O kobiecie i mężczyźnie. O rozpoczynaniu od nowa i na nowych warunkach. Przeczytacie? 

Moja ocena: 7/10

Z lekturą zapoznałam się dzięki WYDAWNICTWU Zysk i S-ka.

„Odporność umysłu. Zakaźne idee, pasożyty umysłu i poszukiwanie lepszych sposobów myślenia” Andy Norman

ODPORNOŚĆ UMYSŁU. ZAKAŹNE IDEE, PASOŻYTY UMYSŁU I POSZUKIWANIE LEPSZYCH SPOSOBÓW MYŚLENIA

  • Autor: ANDY NORMAN
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 388
  • Data premiery : 11.04.2023r.

Już jakiś czas temu pojawiła się na polskim rynku wydawniczym ciekawa książka pt. „Odporność umysłu” Andy’ego Norman’a od Zysk i S-ka Wydawnictwo . Opis wydawcy bardzo mnie zafrapował. Tak bardzo, że zapragnęłam mieć ją w swojej kolekcji bibliotecznej w dziale: psychologia, terapia, medycyna, zdrowie. Co ciekawe książka premierę światową miała w roku 2021 i musiało upłynąć sporo czasu, by trafiła do polskiego czytelnika.

Każda myśląca osoba, która żyje w tym stuleciu, z pewnością głowi się nad tym, jak to możliwe, że w epoce, która dysponuje bezprecedensowymi zasobami ułatwiającymi rozumowanie, w sferze publicznej panoszą się fake newsy, teorie spiskowe i retoryka „postprawdy”. – „Odporność umysłu. Zakaźne idee, pasożyty umysłu i poszukiwanie lepszych sposobów myślenia” Andy Norman.

Andy Norman to badacz ludzkiego umysłu. Prowadzi projekt, w którym stara się znaleźć odpowiedzi na pytania związane z odpowiedzialnym myśleniem, jego źródłem, mechanizmami, a także całym ludzkim rozumowaniem. Założył instytut Cognitive Immunology Research Collaborative, który prowadzi.

Ufff……

Książka składa się z przedmowy, wstępu autora, czterech części z dwunastoma rozdziałami oraz podsumowania. Mimo chwytliwych tytułów została napisana w bardzo naukowy sposób. Pod hasłem „Jak walczyć z potworami” nie znajdziecie praktycznych rad i recept. Raczej dywagacje autora na temat tego, co robił, jak uczył, co przekazywał słuchaczom. „Starałem się uczyć od wybitnych filozofów i korzystałem z wiedzy moich mentorów.. Generalnie próbowałem na zajęciach różnych rzeczy i zwracałem uwagę na te metody, które się sprawdzały…” lub „Można powiedzieć, że poszukiwałem odpowiedzi metodą crowdsourcingu. Zszedłem z piedestału „eksperta” i wcieliłem się w moderatora. W tej roli po prostu zachęcałem studentów do poszukiwania wspólnej płaszczyzny porozumienia. Poprosiłem ich o…..” I tak ciągle, strona po stronie. Podobnie w innych częściach, innych rozdziałach. Dużo powtórzeń. Autor skupia uwagę na sobie, nie na nowatorskich metodach odkryć, na tym, na czym my powinniśmy się skupić, na naszych umysłach i naszej odporności na wszelkie idee, które nas męczą i które nie pozwalają nam odczuwać szczęście.

W podsumowanie autor napisał; „Zasługujemy na odwagę swoich przekonań tylko wtedy, gdy mamy odwagę się z nimi rozstać”. Kompletnie nie załapałam o co autorowi chodziło, a jego zdaniem, przynajmniej tak jak napisał, miało być zwrócenie uwagi powszechnemu czytelnikowi na najważniejsze informacje i kwestie związane z siłą odporności na negatywne wpływy determinujące funkcjonowanie nasze mózgu. Wybaczcie skojarzenie, ale czytając tę publikację miałam nieodparte wrażenie, że czytam pracę magisterską opisującą w części praktycznej wyniki własnych badań i doświadczeń. Trudno było mi przejść przez język i sposób prezentacji, a także na arogancki styl autora skupiającego uwagę bardziej na sobie, niż na problemie.

Zdecydowanie książka okazała się nie dla mnie. Ale o opinię o niech zachęcam Wam wyrobić sobie samemu.

Moja ocena: 6/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

„Rewolucja w uczeniu” Gordon Dryden, Jeanette Vos

REWOLUCJA W UCZENIU

  • Autorzy: GORDON DRYDEN, JEANETTE VOS
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 630
  • Data premiery w tym wydaniu: 30.08.2022r.
  • Rok pierwszego wydania polskiego: 2000r.
  • Data premiery światowej: sierpień 1993r.

Wydawnictwo Zysk i S-ka Wydawnictwo  przybliżyło czytelnikom poradnik, który premierę polską miał w 2003 roku. To wznowiona „Rewolucja w uczeniu” Gordona Dryden oraz Jeanette Vos. W słowie wstępnym wydawcy zagranicznego do nowego wydania przeczytałam między innymi, że „(…) Od czasu ukazania się wcześniejszych wydań w 1993 i 1994 roku świat niebywale się zmienił. Znalazło to odbicie w jego uaktualnionej edycji, w której autorzy udowadniają, jak przełomowe odkrycia w elektronice i technologii multimedialnej mogą dokonać cudów w dziedzinie edukacji, szczególnie kiedy zostaną powiązane z najnowszymi wynikami badań mózgu.” Interesujące?

To, że nie spotkałam się wcześniej z tą pozycją nie oznacza, że jest to nowość na rynku wydawniczym. Ze zdziwieniem przeczytałam w notce wydawcy zagranicznego, że pierwsza publikacja odbyła się w sierpniu 1993 roku, a wydanie z 1999 roku zostało uzupełnione, skompletowane, przeglądnięte. Wydanie z roku ubiegłego przeszło kolejny lifting. Mam tylko przeczucie, że te pierwotne ze względu na upływ czasu znacznie odbiega od najnowszego.

Niesamowita konstrukcji książki. Do jej przeczytania zniechęciła mnie ilość stron, ponad 630. I faktycznie dzięki wysokiej jakości stronom, z czego słynie Wydawca Zysk i S-ka Wydawnictwo, poradnik wydaje się naprawdę grubachną książką. Nic bardziej mylnego. Nie zrażajcie się tak jak ja. Treści zostały bardzo dobrze zebrane. Na wstępie przeczytacie o tym, „Jak pobieżnie przeczytać tę książkę w ciągu piętnastu do trzydziestu minut”. Można? Można. Z bardzo prostego powodu:

Na początku każdego rozdziału są streszczenia jego zawartości.
Otwórz zatem książkę na stronie 34 i rozpocznij bardzo szybkie czytanie „stron streszczeniowych”….
(…)
Najpierw przeczytaj te rozdziały, które uznałeś za ważne, zaznaczając najistotniejsze informacje kolorowym pisakiem lub ołówkiem.
Pozostałe rozdziały przeczytaj pobieżnie dla odświeżenia swojej znajomości tematu i w nich również zaznacz to,, co najważniejsze….”
Niedowierzanie mi towarzyszyło w czytaniu tej kreatywnej instrukcji obsługi. Ale o dziwo, to się sprawdza.

Poradnik podzielony został na rozdziały. Jest ich łącznie 15. Każdy rozdział zawiera kilkanaście części. Tematyka jest bardzo różna. Autorzy zaczynają od „Przyszłości”. Potem wiodą nas przez „Tylko to, co najlepsze”, „Poznaj swój zadziwiający mózg” (ten rozdział znudził mnie najbardziej), „Przewodnik samouka” i tak dalej, aż do „Zrób to” kreatywnego rozdziału, w którym autorzy dowodzą, że efektywniej, sprawniej uczyć może się każdy z nas. Wszystkie osoby bez względu na predyspozycje, dotychczasowe doświadczenie, zdobytą wiedzę. W rozdziale tym zaciekawił mnie temat wzorców szwedzkich, nowozelandzkich. Żyjąc w rzeczywistości polskiej to naprawdę nowum, poczytać o innym podejściu, który przynosi zamierzone rezultaty. Kartkując temat zasygnalizowany jako „Model uczącej się organizacji” jako były pracownik ogromnej, wielotysięcznej korporacji nie mogłam nie uśmiechnąć się pod nosem. Wiecie takie korpo-gadki, którymi serwują managerowie od rana do późnego popołudnia.

Bardzo podoba mi się przedstawienie tematu. Dla mnie, jako dla amatora pomocne bardzo okazały się tabelki, z wytłuszczonymi informacjami znajdujące się na końcu każdego rozdziału lub nawet w jego treści. Na przykład na stronie 100 informacje o naszym wspaniałym mózgu. Wiedzieliście, że składa się z biliona komórek mózgowych? Czy ze strony 262 „Sześć podstawowych składników poczucia własnej wartości”. Autorzy dowodzą, że to bezpieczeństwo fizyczne, bezpieczeństwo emocjonalne, świadomość własnej tożsamości, poczucie przynależności, kompetencja i misja. Miałam ochotę przepisać tą sprytną tabelkę na kartę i powiesić na lodówce… a może tak jeszcze zrobię.

Bardzo dobrze napisana, kompleksowo (co nie dziwi po tylu wznowieniach i aktualizacjach) przedstawiona i prześwietnie skonstruowana książka popularnonaukowa. Taki podręcznik, trochę w paru miejscach akademicki, ale napisany bardzo sprytnie i zaprezentowany graficznie jeszcze lepiej. Zerknijcie jak tylko będziecie mieć okazję na „Rewolucję w uczeniu” Gordona Dryden i Jeanette Vos. Nauczycie i dowiecie się naprawdę sporo.

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

„Odmęty śmierci” Wojciech Wójcik

ODMĘTY ŚMIERCI

  • Autor: WOJCIECH WÓJCIK
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 560
  • Data premiery: 4.05.2023r. 

Pióro Wojciecha Wójcika bardzo spodobało się mojej siostrze. Dlatego z chęcią przystąpiłam do przeczytania powieści pt. „Kurs na śmierć” (recenzja na klik) osadzonej w Akademii Szkolenia Policji w Legionowie. Kolejna powieść Autora „Krwawe łzy” (recenzja na klik) były już mniejszym zaskoczeniem, za to spodobała mi się narracja z perspektywy Pawła i Agnieszki. W „Trzeciej szansie” (recenzja na klik) Wójcik wprowadził nową kobiecą bohaterkę. Agnieszkę Jamróz zastąpiła Karolina Nowak – dwudziestosześcioletnia rozwódka, matka kilkuletniej córki. Jej perypetie z Krzysztofem Rozmusem  kontynuowane były w powieści „Martwa woda” (recenzja na klik). „Odmęty śmierci” również od Zysk i S-ka Wydawnictwo proponują czytelnikom kolejnych bohaterów. 

Krystyna Kalinowska, zostaje zamordowana we własnym domu. Tu znajduje ją wnuczka Laura Woźniak – pracownica Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, która próbuje dowiedzieć się, komu zależało na śmierci starszej pani. Tropy śledztwa prowadzą między innymi do zakładu psychiatrycznego, w którym stykają się losy trzech osób zaplątanych w jedną intrygę. Kogo odwiedzała w tym warszawskim szpitalu zmarła Krystyna Kalinowska? I czy ten ktoś miał coś wspólnego z jej śmiercią? 

To jest właśnie specyfika twórczości Pana Wojciecha Wójcika, z którą radzę sobie coraz gorzej. Ta skłonność do łączenia kilku wątków kryminalnych, które finalnie okazują się mieć wspólny mianownik. 

Skomplikowane intrygi, wbudowane w obszerne fabuły mącą mi w głowie i uniemożliwiają jasny odbiór książki. W wielu miejscach się gubiłam. Mnogość bohaterów mnie drażniła. Do tego stopnia, że czytając na czytniku elektronicznym (trudno dźwigać w drodze do pracy taką obszerną publikację)  wielokrotnie musiałam skorzystać z bardzo przydatnej funkcji „wyszukaj”, by odbudowywać sobie w głowie główne wątki, czy role poszczególnych wprowadzanych postaci. 

Książka, podobnie jak w poprzednich publikacjach, obfituje w wiele wątków. Jest w niej co niemiara tajemnic i niemało zaskoczeń. Autor stara się jednak pomagać czytelnikowi w rozeznaniu się w akcji. Opowieść dzieli na rozdziały, w opisie których oznacza datę akcji (np. Piątek, 9 lipca 2021r.), co przy tak rozbudowanej fabule okazuje się naprawdę pomocne. Przeszkadzała mi jednak ta wielowątkowość, to multiplikowanie wątków pobocznych, ta mnogość bohaterów. Uważam Pana Wójcika za bardzo dobrego kreatora kryminalnych opowieści i wciąż marzę, by przeczytać jego książkę w ilości stron maksymalnie do 350. To byłby prawdziwy sztos!!! 

Reasumując trochę za dużo trupów w szafie, jak na jedną rodzinę. Ale przecież nigdy nie wiemy, co tak naprawdę ukrywają nasi bliscy. To motyw stary jak świat i z kinematografii, i z literatury. Robi się niezwykle interesująco, gdy na światło dzienne zaczynają wychodzić schowane głęboko dawno temu sekrety. 

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

„Sydonia. Słowo się rzekło” Elżbieta Cherezińska

SYDONIA. SŁOWO SIĘ RZEKŁO

  • Autorka: ELŻBIETA CHEREZIŃSKA
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 584
  • Data premiery: 21.02.2023r.

Najnowsza powieść Elżbieta Cherezińska pt. „Sydonia. Słowo się rzekło” od Zysk i S-ka Wydawnictwo na portalu LC ma dość wysokie opinie, tym bardziej, że jest to powieść historyczna, która trafia w wąskie grono odbiorców. Sama, jak wielokrotnie Wam się do tego przyznałam mam z tym problem. Najbardziej lubię opowieści fabularyzowane oparte na prawdziwych wydarzeniach, które są napisane lekkim językiem. Lubię wtedy zanurzyć się w to, co wydarzyło się naprawdę lata lub wieki temu. 

„Pamięci wszystkich spalonych, ściętych, powieszonych, utopionych i wygnanych. Skalanych mianem służebnicy diabła. Czarownic. Osądzonych i skazanych. Kobiet myślących samodzielnie.” – Dedykacja. „Sydonia. Słowo się rzekło” Elżbieta Cherezińska

Ależ piękną dedykację Pani Elżbieta Cherezińska zamieścila na początku!!! Taką prosto z serca.

Książka opowiada historię Sydoni von Bork, pochodzącej ze starego rodu pomorskiej szlachty, znanej też jako najsłynniejsza pomorska czarownica na przełomie VI i XVII stulecia, kiedy to Księstwo Pomorskie przeżywało ogromny rozkwit. To czas, gdy przez Europę przetaczała się fala polowań na czarownice. Fala ta dotarła również do Szczecina i dotknęła osobiście Sydonię von Bork, która przed zarzutami broniła się niemal rok. Nie wytrzymując jednak tortur w końcu się przyznała i została stracona. Po jej śmierci książęta z panującego rodu Gryfitów zaczęli umierać. Zaczęto mówić o klątwie, która dosięgała kolejnego potomka rodu. 

Książka została opublikowana w pięknej twardej oprawie. Wydanie zachwyca, jak również zachwyca jej treść, którą odebrałam jako pisaną z wielką pasją i ogromną wnikliwością. Bohaterowie zostali szczegółowo wykreowani. Zostali zaprezentowani czytelnikowi wielowymiarowo, dzięki czemu mogłam poznać ich z różnych stron, z różnego punktu widzenia. 

Pozycja okazała się dla mnie niezwykle emocjonująca. Historia w niej opisana jest bardzo smutna. Nie ma we mnie na nią zgody, może dlatego chwilami chciałam odłożyć książkę i już do niej nie wracać. Cieszę się jednak, że tego nie zrobiłam, bo nosi ona znamiona ogromnej wartości historycznej.  Sama główna bohaterka jest bardzo ciekawa i to nie dlatego, jak skończyła, ale przede wszystkim jak próbowała dochodzić swoich praw, mimo, że była kobietą. Kimś gorszym. Kimś, kto nie ma praw do roszczeń spadkowych. Kimś, kto musiał prowadzić sprawy sądowe przez dziesięciolecia, by dochodzić tego, co jej się należało. Dano jej wykształcenie i odebrano jej prawa. Jak to w tych wiekach. Niespodzianką dla mnie było drzewo genealogiczne Gryfitów z Pomorza. Dzięki temu w trakcie czytania mogłam powracać do niego i odnajdywać kolejne pokolenia i kolejnych bohaterów na jego gałęziach. Również mapa Księstwa Pomorskiego okazała się wartościowym dodatkiem. Kompletnie z historii nie pamiętałam, jak to kiedyś było… 

Powieść zaczyna się od prologu w roku 1090, gdy „(…) stos nie chciał się palić, ogień trzeba było zachęcać. Zgromadzeni niepewnie spoglądali po sobie, w spojrzeniach spod kapturów i chust czaiły się pytania, a odpowiadał im lęk.”, a potem jest tylko ciekawiej. Co ważne, mimo, że jest to powieść historyczna napisana jest w sposób bardzo przystępny. Narrację i tło historyczne wzbogacają liczne dialogi, które nadają powieści tempa i uniemożliwiają znudzenie się fabułą. To naprawdę wartościowa powieść zarówno pod względem literackim, jak i wartości historycznej.  

Sydonia von Bork to kobieta wzór; piękna, inteligentna, wyedukowana. To kobieta – przykład na to, jak można zniszczyć życie tylko dlatego, że komuś przeszkadza, jest niewygodne. To kobieta – ofiara bzdurnych wierzeń i negatywnego wpływu kościoła (celowo tutaj przez małe „k”) na społeczeństwo. 

Sydonia von Bork! Musicie ją poznać!!!

Moja ocena: 8/10

Recenzja powstała we współpracy z WYDAWNICTWEM Zysk i S-ka.

„Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze” Żaneta Pawlik

TAMARYND. MARZĄC O LEPSZYM JUTRZE

  • Autorka: ŻANETA PAWLIK
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 376
  • Data premiery: 21.03.2023r. 

W zapowiedzi premiery od Zysk i S-ka Wydawnictwo pt. „Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze” ” od Żaneta Pawlik – strona autorska napisałam, że „różowa okładka to nie zapowiedź cukierkowej zawartości bowiem autorka dotyka trudnych kwestii związanych z pogodzeniem się z przeszłością, relacjami międzyludzkimi i życiu w zgodzie z samym sobą.” I kompletnie się nie pomyliłam. 

„(…) Kwadratowa szczęka i dwudniowy zarost idealnie komponowały się z orzechowymi oczami. Zawsze wyglądał jak niegrzeczny chłopiec. Dziewczyny szalały za nim w przeciwieństwie do ich ojców.” –„Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze” Żaneta Pawlik.

Liliana Piechurska po pracy w niemieckim domu seniora wraca do kraju. Zatrudnia się jako pielęgniarka w zakładzie psychiatrycznym. Nieoczekiwanie poznaje policjanta Tomka, o kwadratowej szczęce i orzechowych oczach – jak w powyższym cytacie, który został ojcem na ostatnim roku studiów. Czy Lila rozwinie skrzydła i pogodzi się z trudną przeszłością? Jakie relacje połączą ją z Jadwigą, a jakie z Tomkiem? 

„Chwila obecna to tylko stop-klatka, pauza w szaleńczym biegu przez życie. Potrzeba było dobrej kondycji, żeby dobiec na metę bez zapaści.” – –„Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze” Żaneta Pawlik. 

W powieści jest bardzo dużo takich nostalgicznych, skłaniających do zastanowienia się sformułowań. Autorka zadbała o detale, zadbała o nastrój. Utkała niby prostą historię, a pięknymi słowami, skrupulatnie zakreślając rys psychologiczny bohaterów. To taka książka obyczajowa na styku z literaturą piękną. Naprawdę warta Waszego zainteresowania. 

Od razu zwróciłam uwagę na dedykację, która brzmi „Mojemu Mężowi. Jesteś słońcem, deszczem, niebem.  Jesteś wszystkim.” Piękna. Uczuciowa. Dosłownie w kilku słowach oddaje wszystko. To cudownie, że Autorka ma kogoś, komu może tak zadedykować swą powieść. To miłe. 

Wracając jednak do publikacji to została skonstruowana bardzo czytelnie. Kolejno ponumerowane rozdziały zawierają opis współczesnych wydarzeń oraz retrospekcje z przeszłości. Gdzieniegdzie pojawia się dopisek typu „Pięć miesięcy wcześniej”, który zwiastuje historię dotyczącą wcześniejszego czasu. Główna bohaterka to Liliana, zwana Anką. Dzięki tej konstrukcji czytelnik ma okazję poznać Ankę w pełni. Nie czułam żadnego niedosytu po przeczytaniu lektury w odniesieniu do głównej bohaterki, choć zabrakło mi Tomka, który okazał się bardzo interesującą postacią. 

„(…) Na dźwięk imienia przewróciła oczami, na szczęście jej rozmówczyni nie mogła tego zobaczyć. Nienawidziła jego brzmienia, znajomi zwracali się do niej Anka i tego oczekiwała również po nieznajomych.” – „Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze” Żaneta Pawlik

Zdziwiła mnie trochę Autorka tą niechęcią do imienia swej bohaterki. Przecież Liliana to nie Czesława, nie Stanisława i nie Krystyna. Ale to kwestia gustu, a o gustach trudno dyskutować. 

Książkę czyta się bardzo szybko. Z zaciekawieniem przemierzałam ulice znanego miasta, rondo Generała Ziętka czy okolice Spodka. Nawet Katowice – Szopienice z tanimi, obskurnymi mieszkaniami na wynajem wydały mi się ciekawe. Prawdą jest, że wyłącznie z powodu miejsca akcji znanego mi osobiście. Zdarza mi się to nie raz i nie dwa, praktycznie zawsze czytając o miejscach, które znam odbieram książkę bardzo osobiście, w pozytywny sposób. 

Tamarynd. Marząc o lepszym jutrze” Żanety Pawlik to głęboka opowieść. Układa się w piękną historię idealną na świąteczny prezent. 

Moja ocena: 8/10

Za możliwość zapoznania się z książką bardzo dziękuję WYDAWNICTWU Zysk i S-ka.

„Icebreaker” Hannah Grace

ICEBREAKER

  • Autorka: HANNAH GRACE
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 450
  • Data premiery: 25.07.2023r. 
  • Data premiery światowej: 19.01.2021r. 

Wydawnictwo Zysk i S-ka Wydawnictwo zapewne wie o mojej fascynacji hokejem, czy może bardziej powinnam napisać, hokeistami. Z tej chyba przyczyny od czasu do czasu proponuje mi publikacje obyczajowe, które toczą się w środowisku hokeistów. Ja tęskniąc za historiami opisywanymi z tej perspektywy chętnie po nie sięgam, jako przeciwwaga do thrillerów, kryminałów, czy ciężkich dramatów. Podobnie było z książką „Icebreaker” autorstwa Hannah Grace, do której – przyznaję – nie miałam wysokich wymagań. 

Fabuła kręci się wokół Anastasii Allen, łyżwiarki figurowej od dzieciństwa kręcącej piruety na lodzie oraz Nathana Hawkinsa, kapitana drużyny hokejowej. Oboje lubią lód. Oboje nie boją się twardych upadków. Oboje przyzwyczajeni są do morderczej pracy, by osiągać coraz więcej, czy to indywidualnie, czy to z drużyną. Dziwnym trafem Nathan dostaje propozycję zastąpienia partnera Anastasii, który uległ kontuzji. Losy głównych bohaterów się splatają i to w najmniej oczekiwany sposób. 

Lekka, przyjemna lektura. Obyczaj z romansem w tle. Lub jeszcze mogłabym napisać Fajna historia, fajni bohaterowie, fajny klimat. 3 x to „fajne”. I bynajmniej to nie jest sarkazm. Będąc książkoholiczką przeczytałam mnóstwo książek w różnym gatunku. Każdy ma jakieś cechy charakterystyczne. Do każdego z nich czytelnik ma zwykle odrębne, całkiem różne wymagania. Jak od obyczajowych powieści oczekuję zwykle dobrej zabawy. Lubię jak historia płynie jak nieskomplikowana, prosta rzeka, bez zbędnych zakrętów. Lubię szczęśliwe zakończenia i lubię brak większych dramatów. To takie trochę podglądanie ludzkich losów z perspektywy kart książek, z punktu widzenia narratora. I to właśnie od narratora zależy, czy spodobają nam się bohaterowie i czy spodoba nam się sama historia. 

„Icebreaker” to namiastka życia pełnego trosk, poświęceń, na które narażeni są sportowcy różnej dyscypliny. To lekko opisane studium przypadku pewnej łyżwiarki figurowej, dla której świat się zatrzymał. Bardzo dobrze autorka odzwierciedliła życie pod dyktando treningów, zawodów, figur do wykonania. Hannah Grace zaprezentowała trudny obraz kobiety poświęcającej wszystko na rzecz czegoś, czego ostateczny sukces tylko od niej nie zależy. Bo jaki wpływ Stas miała na wypadek swego dotychczasowego partnera? Żaden. Znalazłam w tym wątku analogię do życia. Do tego, na czym nam zależy i o co bardzo się staramy, i na co finalnie, wbrew temu co sobie długo wyobrażamy, nie mamy żadnego wpływu. Macie tak czasami? Ja ostatnio dość często. 

Żaden bestseller. Żadna książka, którą zapamiętam na długo. Bez wątpienia jednak czas spędzony z pozycją o znamiennym tytule „Icebreaker” nie uważam za stracony. Dobra lektura na ciemne i długie wieczory. 

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zapoznania się z książką bardzo dziękuję WYDAWNICTWU Zysk i S-ka.

„Kompleks grzecznej dziewczynki” Elle Kennedy

KOMPLEKS GRZECZNEJ DZIEWCZYNKI

  • Autorka: ELLE KENNEDY
  • Seria: AVALON BAY (tom 1)
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 392
  • Data premiery: 31.08.2023r. 
  • Data premiery światowej: 1.02.2022r. 

O mojej sekretnej słabości do książek o hokeistach już się przyznałam w zapowiedzi (ps. musielibyście słyszeć jak z mego wyznania zaśmiewała się w głos moja przyjaciółka przez duże „P”). Mam więc też słabość do Elle Kennedy, ponieważ to ona jest autorką serii „Off-Campus” (recenzje na klik: „Wyzwanie”,  „Rozgrywka”). Lubię więc też (oprócz hokeistów) i autorkę, która proponuje lekkie książki obyczajowe, idealną rozrywkę. 29 sierpnia 2023 premierę miała nowa powieść pt. „Kompleks grzecznej dziewczynki” od Zysk i S-ka Wydawnictwo. Jest to pierwszy tom serii „Avalon Bay” i zarazem moje pożegnanie z hokejowymi bohaterami w wydaniu Elle Kennedy ;). 

Fabuła toczy się wokół tytułowej grzecznej dziewczynki. Jest nią Mackenzie „Mac” Cabot „mistrzyni spełniania oczekiwań” nie tylko swojej rodziny, ale wszystkich wokół. Idealna nad wymiar. Budująca tylko takie relacje, których wokół ludzie oczekują. Jej przeprowadzka do nadmorskiego miasteczka Avalon Bay wiąże się z planami zdobycia dyplomu wyższej uczelni, które zdają się oddalać, gdy Mac poznaje Coopera Hartleya, „miejscowego chłopaka z kiepską reputacją”. Jak poradzi sobie Mac z oczekiwaniami społeczeństwa, gdy w jej życie wkradnie się ktoś, dla kogo życie elit się nie liczy. Tak samo, jak nie liczą się konwenanse i zdanie innych. 

Odbiór książki miałam bardzo podobny do poprzednich tej autorki. Lekka, zabawna, fabuła, idealna na zimne wieczory. Lubię czasem odreagować wtapiając się w życie, najlepiej fikcyjne, młodych bohaterów, którzy mają jeszcze ogromne oczekiwania od swego życia i dużo siły, by je spełniać. Tak było i tym razem. 

Elle Kennedy zastosowała sprawdzający się zabieg. Stworzyła dwóch bohaterów, którzy pochodzą z dwóch różnych światów. Cała fabuła opiera się na rozbieżnościach, które w relacjach potrafią namieszać całkiem sporo. Każdy z nas pochodzi ze swojego świata, które czasem trudno jest zestawić ze światem innego człowieka. Gdy dochodzą do tego uczucia sprawa może z jednej strony trochę uprościć, a z drugiej jeszcze bardziej skomplikować. Sama fabuła okazała się dla mnie angażująca. Z zaciekawieniem przerzucałam stronę po stronie czekając jak rozwinie się wątek Mac i czy w jej życiu będzie miejsce dla Coopera w przyszłości. Co do minusów to oczywiście są. Szczególnie zawiodło mnie zakończenie, w którym autorka zawarła tyle dram, że już chyba więcej się nie dało.  Sama kobieca bohaterka też do końca mnie nie przekonała. Mimo silnych cech ulega znacznie konformizmowi, dostosowując się do otoczenia. I dodatkowo, jeszcze te tytułowe kompleksy. Któż ich nie ma? 

„Grzeczne dziewczynki idą do piekła” – czy jakoś tak. Wolę bardziej „grzeczne dziewczynki nie istnieją”, ale zakompleksione jak najbardziej.  

Zachęcam Was do lektury tej lekkiej, przyjemnej opowieści o młodych ludziach u początków swego życia. Cudownie jest czytać o entuzjazmie. Obserwować takie typowo młode myślenie, że wszystko jest albo czarne, albo białe i zachwycać się otoczeniem, przygodami…  

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą bardzo dziękuję WYDAWNICTWU Zysk i S-ka.