„Niewybaczalne” Izabela Janiszewska

NIEWYBACZALNE

  • Autorka: IZABELA JANISZEWSKA
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 410
  • Data premiery: 13.10.2021r.

Autorkę kryminału „Niewybaczalne” Wydawnictwa @Czwarta Strona, która miała premierę 13 października br., znam z serii „Wrzask”. Miałam przyjemność przeczytać wszystkie trzy tomy, tj. „Wrzask”, „Histeria” oraz „Amok”. Każda poprzednio czytana książka zachwyciła mnie kompleksowością rysu psychologicznego sprawcy, dobrym językiem oraz uderzającą w serce postaciami ofiar. Recenzując trzecią część serii „Amok” trochę pospojlerowałam 😉. Fabuła poruszyła mnie do głębi, uderzyła w moje najczulsze struny. Wszystkie uczucia, spostrzeżenia przelałam w recenzję pisząc ją będąc ciągle w ogromnych emocjach. Tym razem obiecuję Autorce, @Izabela Janiszewska, że spojlerować nie będę. Obiecuję solennie, zatrzymać wszystkie tajemnice dla siebie. A tajemnic, niedopowiedzeń, sekretów i niewiadomych w tej książce jest bez liku. A to zawsze jest gwarancja udanego kryminału.

Większość ludzi przez całe życie zamartwia się kwestiami, które naprawdę ich nie dotyczą. Snują czarne wije przyszłych spraw, jakby to miało dać złudzenie nikłej kontroli nad rzeczywistością. Tylko że gdy dostajesz obuchem w głowę, nigdy nie jesteś na to przygotowany, a los bardzo dba o to, by uderzać w najmniej oczekiwanym momencie.” –„Niewybaczalne” Izabela Janiszewska.

W 1990 roku w małym miasteczku ginie 3-letni Kuba Babicz, zaginął w domu handlowym w trakcie zakupów z mamą. Wszyscy mieszkańcy angażują się w poszukiwania, w tracie których odkryto miejsce zbrodni trzech nieletnich chłopców. W śledztwo angażuje się miejscowa policja pod wodzą komendanta Suskiego. Sprawę nadzoruje prokurator Maja Miksa. Dwadzieścia pięć lat później Zuzanna wraz ze śmiercią swego ojca odkrywa, że matka, którą uznawała za nieżywą, tak naprawdę zmarła niedawno. Jako była dziennikarka śledcza odsłania kolejne rąbki tajemnicy, które wiodą ją w przeszłość. W to, „(…) co zaczęło się dwadzieścia pięć lat temu…” i do tej pory „(…) się nie skończyło.”

Ponownie Izabela Janiszewska zbudowała powieść, gdzie ogromne dla mnie i myślę, że dla większości czytelników, mają znaczenie ofiary. Cytując ją samą oni tak naprawdę nie byli ofiarami, „(…) byli dziećmi. Kruchymi, niewinnymi i martwymi.” To zawsze dotyka mnie do głębi i zastanawia, kim musi być zwyrodnialec, który pozbawił niewinne dzieci życia. Co go do tego pchnęło i jakie żądze tym czynem musiał zaspokoić? Na te pytania trudno odpowiedzieć. Wczytując się jednak w kolejne strony powieści, obraz odsłania się sam z jego wszystkimi brakami, rysami i niedociągnięciami. Do tego duszna małomiasteczkowa społeczność, gdzie każdy każdego zna, każdy każdego chroni i każdy z każdym trzyma. To tylko osoba z zewnątrz jak Zuza Lenart ma szansę przeniknąć do miejscowego „piekiełka” i dogrzebać się prawdy, która zdaniem wielu mieszkańców, została skrzętnie ukryta. Niezwykle dotknęła mnie relacja Zuzy z jej nieobecną matką, z kim za kimś tęskni się całe życie, a okazuje się, że ta osoba mogła być obok. Przez wiele lat, w wielu wspólnych dniach, które zostały im odebrane. Bez względu na motywy, wydaje się to okrucieństwem nie do przyjęcia. Z jakich powodów można odebrać dziecku matkę? Z jakich powodów można odebrać matce dziecko?  

Bardzo podobała mi się konstrukcja książki. Wszystko zaczyna się krótkim rozdziałem zatytułowanym „Tamta noc”. Kolejno czytelnik przenosi się do roku 1990. Te retrospekcje idealnie dopełniały bieżące wydarzenia, które Janiszewska zawarła w rozdziałach zatytułowanych „Zuzanna, 2015”. W tym gatunku uwielbiam retrospekcje, które przenoszą mnie w inny czas. Czas mi znany, który pamiętam. To taka podróż w lata Żytniej, Popularnych, Klubowych, lata, w których nie było komórek, a prawie każdy jeździł Maluchem lub Polonezem. Bohaterowie  zostali wykreowani w sposób kompleksowy i wyrazisty. Szczególnie upodobałam sobie prokurator Miksę. To prawdziwa twarda i kompetentna babka, mimo swoich niedoskonałości. Polubiłam ją od razu i mam nadzieję spotkać ją jeszcze na kartach innych powieści Autorki. Nie ukrywam, że ukłonem w moją stronę, było wprowadzenie do powieści jednego z moich ulubionych bohaterów cyklu „Wrzask”. Za co Izabeli Janiszewskiej serdecznie dziękuję. Dobrze powrócić do lubianych postaci, nawet jeśli występują już  w innej „bajce”. Z główną bohaterką miałam lekki problem. Z jednej strony bardzo inteligentna, ambitna, wyedukowana i potrafiąca nawet w najsłabszych momentach wydobyć z siebie umiejętności i predyspozycje zbliżające ją do prawdy. Z drugiej taki motający się samotny elektron, któremu silne emocje, poczucie zdrady i krzywdy oraz przeszłe niepowodzenia przeszkadzają jej w poradzeniu sobie z  własnymi problemami, ułomnościami. Bez wątpienia Zuzanna jest prawdziwa. Świadoma swoich niedoskonałości, mierząca się ze swoimi demonami, nie unikająca konfrontacji. Możliwe, że jej odbiór przysłania mi tęsknota za Larysą Luboń, którą wyjątkowo polubiłam w serii „Wrzask”.

Jest to bardzo dobra książka. Na nic moje utyskiwania i tęsknota za Luboń, Zuzanna Lenart jest jej godną następczynią. Do tego akcja i małomiasteczkowe tajemnice, które w tak hermetycznym środowisku są odzwierciedleniem gnuśności, zadufania i mylnego wyobrażenia, że „swoje brudy należy prać w domu”. Izabela Janiszewska wykazała dużo wrażliwości, wyczucia kreśląc fabułę, w której znaczenie ma dom, wychowanie, relacje międzyludzkie, tęsknota rodziców za dziećmi i dzieci za rodzicami. Do tego język, idealny w swej prostocie, który pozwala biec myślom naprzód razem z każdą przeczytaną kolejną stroną. A zakończenie…. Wbiło mnie w fotel i rozwaliło moje wszystkie stworzone w głowie teorie.

Czytajcie Janiszewską!!! Żadna jej powieść Was nie zawiedzie!!!

Moja ocena: 8/10

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Czwarta Strona.

„Wchodzi koń do baru” Dawid Grosman

WCHODZI KOŃ DO BARU

  • Autor: DAWID GROSMAN
  • Wydawnictwo: ZNAK LITERANOVA
  • Liczba stron: 220
  • Data premiery w tym wydaniu: 13.10.2021r.
  • Data pierwszego wydania polskiego: 18.05.2016r.

Polska oszalała na punkcie kryminałów. To fakt. Ja również nie jestem daleka od fascynacji tym gatunkiem, wyjątkowo hołubiąc naszych rodzimych pisarzy. By zachować jednak pewien balans w gatunkach literackich i od nowa zachwycać się aktualnie mniej popularnymi gatunkami, sięgam od czasu do czasu do literatury pięknej. Jak na razie moja recenzencka przygoda z literaturą piękną kończy się wysoką oceną.

Tym razem na warsztat czytelniczy wzięłam książkę Dawida Grosmana, , która uhonorowana została Nagrodą Bookera, o przewrotnym tytule „Wchodzi koń do baru”. 13 października br. miała premierę nowa publikacja tego wybitnego izraelskiego autora pt. „Gdyby Nina wiedziała”. Przy tej okazji Wydawnictwo @Znak Literanova (imprint @wydawnictwoznakpl) wznowiło poprzednią książkę Grosmana. Nie ukrywam, że sam tytuł już mnie zaintrygował. Oczami wyobraźni widziałam tego konia wchodzącego do baru😊. Niewiele się pomyliłam, gdyż książka to współczesny stand – up, a czytelnik odgrywa rolę widza. Czy książka zaciekawia tak samo jak jej tytuł? Przeczytajcie recenzję, by się dowiedzieć😉.

Wszystko dzieje się w czasie rzeczywistego występu stand – upowego. Na scenie pięćdziesięciosiedmioletni Dowale G. Widownia bardzo urozmaicona, małżeństwa z dłuższym stażem, motocykliści, grupa młodych mężczyzn, pewnie wojskowych na przepustce i ona, karlica z przeszłości. Gościem honorowym jest kolega z przeszłości, sędzia w stanie spoczynku, zaproszony przez artystę, zaproszony po kilkudziesięciu latach, w trakcie których mężczyźni nie mieli ze sobą kontaktu. Jak to w stand-upie, występujący wywołuje salwy śmiechu, odgrzebuje stare kawały, nabija się z widzów zwracając się bezpośrednio do nich i prowadzi swoistego rodzaju grę. Grę, w trakcie której jedni czują współczucie, inni gniew, a jeszcze inni niesmak. Czy występ był udany? Jaki będzie jego finał?

Z ogromnym wyczuciem, konsekwencją i mistrzowskim piórem Grosman stworzył bohatera zranionego. W wybitny sposób skonstruował fabułę. Aktualny występ stand-upowy poprzerywał wydarzeniami z przeszłości, opowiadanymi w formie anegdoty przez Dowale G., jak i występującymi we wspomnieniach zaproszonego sędziego, kolegi z przeszłości artysty, z okresu gdy obaj mieli po czternaście lat. To sędzia jest narratorem. Jego narracja pierwszoosobowa jest bardzo intymna, dzięki niej dostrzegamy inne istotne aspekty, które ukształtowały Dowale G. To historia wielowymiarowa. Zranione uczucia, niezabliźnione rany, zmory z dzieciństwa, wstyd i gorycz, matka, która przeżyła Holokaust i ojciec, z jednej strony wspierający, z drugiej tylko wymagający. To historia Izraela z jego najbardziej traumatyczną historią w tle. Komik na scenie momentami zmienia się w tragikomika. Stand-up zamienia się w spowiedź. Spowiedź, która sieje ziarno wśród publiczności i czytelnika, a potem zbiera żniwo w postaci współczucia, nostalgii, niezgody na to, co się zdarzyło w przeszłości, na to, co nie zostało uniknięte, na ten ból i cierpienie człowieka.

Dawid Grosman na dwustuczterdziestu stronach, w fabule opartej na jednym wieczornym występie komika dokonał rozrachunku. Rozrachunku życia, które nie potoczyło się tak jak powinno. Życia, w którym niezrozumienie otoczenia, niechęć i brak zrozumienia pozostawiły liczne, niezabliźnione rany, skazy jątrzące się każdego dnia i krwawiące w najmniej oczekiwanym momencie. Ten monodram zachwyca swoją szczerością, brutalnością i niepokojem, co z tego, co już w przeszłości, wróci w teraźniejszości. Wielki szacunek dla Autora za tak skonstruowaną powieść. Powieść o życiu, w każdym jej wymiarze. Książka zawiera bardzo głęboką treść, która pozostawiła mnie w smutku i zadumie. Zadumie nad człowieczeństwem i nad tym, gdzie się tak naprawdę ono zaczyna i dlaczego czasem kończy.

Moja ocena: 9/10

Dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki.

„Balwierz” Katarzyna Bonda

BALWIERZ

  • Autorka: KATARZYNA BONDA
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Seria: HUBERT MEYER. TOM 6
  • Liczba stron: 320
  • Data premiery: 13.10.2021r.

W ubiegłą premierową środę, tj. 13 października br. miał premierę szósty tom cyklu z Hubertem Meyerem „Balwierz” pióra @Katarzyna Bonda wydany nakładem @wydawnictwo.muza.sa. Obiecałam sobie, że to będzie pierwsza książka, którą przeczytam z ostatniej środy premierowej. Udało się!!! Nowego Meyera już znam. Mam nadzieję, że ciekawi Was, jak tym razem go i jego współpracowników odebrałam😉. Zapraszam do przeczytania mojej opinii na temat najnowszej książki z serii z profilerem kryminalnym Hubertem Meyerem.

„Wraz z ostatnią kroplą, która wypłynęła z żyły dziecka, narodził się ON. Balwierz z Narwi.”- z opisu Wydawcy.

Tak, nie wprowadzę Was lepiej w fabułę książki, niż Wydawca. Pozwólcie, że jeszcze zacytuję; „Z ciała martwego Tymka upuszczono krew, w pobliżu torów snajper położył trupem księdza Donata”. Opis Wydawcy gwarantuje tajemnicę, złożoność fabuły i głębokie emocje. W śledztwo uwikłany zostaje psycholog Hubert Meyer przebywający aktualnie na Podlasiu, w Narwi będąc gościem swego przyjaciela, Domana. Śledztwo wyjątkowo trudne, sprawa bardzo skomplikowana. Mały Tymek, czy ksiądz Donat Giza nie są jedynymi ofiarami Balwierza. Giną kolejne osoby, a miejscowi śledczy nie do końca rozumieją z kim mają do czynienia i co za chorą grę prowadzi morderca. To wszystko stara się odkryć Meyer.

Trudno czytać mi o śmierci dziecka, nawet w fikcyjnej fabule. Te niezawinione śmierci uderzają w najczulszą strunę mego serca, niejednokrotnie wprawiając mnie w przygnębienie. Te ciągłe pytania; dlaczego? jak? co to za zwyrodnialec?, towarzyszyły mi w trakcie czytania. Pytania, na które nawet i w rzeczywistości nie potrafimy znaleźć odpowiedzi.  Dziecko złożone w ofierze, będące wielokrotnie ofiarą spuszczania krwi, przykryte dodatkowo myśliwskim ornatem drugiej ofiary, księdza Gizy. Okazuje się, że Tomek to nie jedyne dziecko, wokół którego toczyć się będzie opowieść. Parę miesięcy wcześniej zaginęła jedenastoletnia Mira. Z takimi uczuciami, emocjami Katarzyna Bonda zmierzyła się wyśmienicie. Wrażenia po przeczytaniu tego tomu, bardzo przypominają mi moją reakcję na czwartą część, tj. „Nikt nie musi wiedzieć”. Zawrotne tempo, akcja nie zwalniająca ani na moment, trafne wypowiedzi, Meyer w pełnej krasie, liczni, ciekawi poboczni bohaterowie, to cechy zbieżne. Po raz kolejny Autorka udowodniła, że potrafi wszechstronnie poprowadzić fabułę, w sposób, uniemożliwiający oczywiste odgadnięcie zagadki, rozstrzygnięcie, kto jest sprawcą. Bardzo dobrze sprawdziły się również w treści takie ciekawe wątki jak: kłusownictwo, zdrada i nieszczęśliwa miłość, odwieczny spór pomiędzy dobrem ze złem, hermetyczna mała społeczność, miejscowe sekrety i dawno pogrzebane sprawy, czy chociażby na trwale zakotwiczonej w sercu i umyśle nienawiści, podżeganej dodatkowo wydarzeniami z bieżącej historii. Wiele wątków nie zostało dokończonym, pozostawiły nadal pytania w mojej głowie. Być może okazały się nieistotne i tylko mnie wydają się ciekawe, godne kontynuacji.

Katarzyna Bonda jest dla mnie niekwestionowaną mistrzynią budowania napięcia w swoich książkach. Za każdym razem skupiam się maksymalnie, by jak najwięcej wyciągnąć z czytanej treści dla siebie, by nic mi nie umykało. Nie wystarczająco jednak, nie wystarczająco, jak się okazuje. Bawię się z Autorką trochę w „kotka i myszkę”. Ja gonię, a Bonda skutecznie ucieka w kolejną tajemnicę, kolejne niedopowiedzenie, kolejne mylne wyobrażenie o fikcyjnej rzeczywistości. Ta zabawa bardzo mi się podoba, mimo, że kilkukrotnie czułam się maksymalnie zaskoczona, zmęczona ciągłym „rozmienianiem na drobne”, o co tym razem chodzi. Spędzony razem czas przy „Balwierzu” uważam za wyjątkowo cenne doświadczenie. Mimo trudnych tematów, ofiary w osobie dziecka, kryminał napisany jest w bardzo przyjemnym stylu. Tempo dodatkowo sprawia, że czyta się go szybko i sprawnie. Autorka wielokrotnie poruszyła psychologiczny aspekt sprawcy nakreślając szerszy kontekst, nie tracąc ani krzty polotu, sprawności i uważności czytelnika. Bardzo spodobał mi się zabieg wprowadzenia do fabuły Domana juniora. Jeden Doman to już dużo, wyobraźcie sobie, że jest ich dwóch!!! Prokurator Rudy jak zwykle również nie potrafiła siedzieć bezczynnie w Warszawie, gdy Meyer mierzył się z Balwierzem. Sam Meyer w pełnej krasie. W „Balwierzu” był takim, jakim go najbardziej lubię; emocjonalny, momentami brutalny, maksymalnie zaangażowany, wykonujący wiele pracy w bardzo krótkim czasie, chwilami nerwowy, wybuchowy i narwany. Skleja kolejne obserwacje jak puzzle. Stara się być o jeden krok przed tytułowym Balwierzem. Stara się, choć nie zawsze mu wychodzi.

Prościej się nie da: idealnie skomponowany kryminał!!! Czytajcie!!!

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.

„Klatka dla niewinnych” Katarzyna Bonda

KLATKA DLA NIEWINNYCH

  • Autorka: KATARZYNA BONDA
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Seria: HUBERT MEYER. TOM 5
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery: 28.07.2021r.

13 października br. będzie miał premierę szósty tom cyklu z Hubertem Meyerem „Balwierz” pióra @Katarzyna Bonda. Książka już na mojej półce. Nie mogłam jednak powstrzymać się przed wróceniem do piątego tomu serii pt.  „Klatka dla niewinnych”, który miał premierę 28 lipca 2021r. Egzemplarz papierowy finalnie do mnie nie dotarł. Jednak książkę z powodzeniem mogłam przeczytać w elektronicznej wersji. Pomijając jeden tom, wiele bym straciła. Przecież Hubert i jego najbliżsi współpracownicy nie zawsze są tacy sami, nie zawsze są przewidujący. Czwarty tom serii, wydany po latach przez @wydawnictwo.muza.sa „Nikt nie musi wiedzieć” oceniłam bardzo wysoko czy i „Klatka dla niewinnych” spodobała mi się tak samo?

I tym razem Hubert wplątuje się we wszystko, co niespotykane, co nietuzinkowe. Taki jego urok. Na prośbę prokurator Weroniki Rudy Hubert przyjeżdża do Warszawy, by pomóc w śledztwie prowadzonym w sprawie rodziny Englotów. Piotr Englot kończy odsiadywać 8-letni wyrok pozbawienia wolności za zabicie własnej żony, Róży. Zadał jej czterdzieści trzy ciosy nożem. W mieszkaniu był jeszcze sześcioletni syn Jonasz, który w wyniku traumatycznych przeżyć przestał się odzywać. Organy śledcze starają się zatrzymać Englota w więzieniu, gdy w niespodziewany sposób wypada z siódmego piętra Stanisława, babcia Jonasza, której powierzono opiekę nad wnukiem. Zdaniem Meyera i Rudy te sprawy się łączą. Czy tylko te sprawy? Czy jeszcze ktoś, coś z przeszłości ma znaczenie dla rozwiązania tej zagadki?  

Ależ Katarzyna Bonda namieszała, ale pogmatwała tą historię zgodnie z zasadą Meyer w środku wszystkiego, co dziwne, co niebezpieczne, co fałszywe i ciekawe. Tylko jakby tego Meyera w tej części było mniej. Prym wiedzie niezawodna Ruda, która wysunęła się na pierwszy plan i jej przyboczny nadkomisarz. Oczywiście nie zabrakło też starego znajomego, Domana, który pojawił się w kluczowym momencie. Wprowadzony wątek Dragana całkowicie zbił mnie z pantałyku, wywiódł mnie na manowce, przez praktycznie całą książkę zastanawiałam się jaką finalnie odegra rolę w fabule. Rozstrzygnięciem czuję niedosyt.

Fabuła toczy się od 28 stycznia 2021r. do 3 lutego 2021r. Bonusem jest epilog z Dnia Zakochanych. Akcja mimo, że dzieje się w ciągu siedmiu dni rozpisana została z najdrobniejszymi szczegółami. Chwilami dziwiłam się, że w tak krótkim czasie jednego dnia, tyle się może zdarzyć. Miałam wrażenie, że poszczególne czynności, przesłuchania, spotkania, obserwacje trwają co najmniej tygodniami. To takie ekspresowe śledztwo, w którym nie zabrakło ciekawych zwrotów akcji. Wątek wokół BDSM dla mnie okazał się ciekawym uwieńczeniem intrygi. Zgodnie z zasadą „Nie wszystko złoto, co się świeci” najskrytsze pragnienia, wyuzdane fantazje, najbardziej wyrafinowane potrzeby seksualne dotykają wielu ludzi z pozoru wydających się bez skazy, bez jednej rysy. Zadziałał tu oczywiście stereotyp, łapałam się na myśleniu: ona naprawdę??? on naprawdę??? To ciekawy zabieg pisarski, który mnie wprowadził w osłupienie. Zaciekawił mnie doszczętnie wątek z Lady Herą. Typowałam, typowałam, aż wytypowałam. Wszystko zaczynało się układać jak w puzzlach, każdy wątek zaczynał składać się w jedną całość. Przeszkadzała mi jednak mnogość tych wątków pobocznych, które powodowały, że nie mogłam skupić się na głównych bohaterach, na głównym nurcie akcji. Zapewniam Was jednak, że to celowy zabieg Autorki, wyprowadzić nas na przysłowiowe manowce, byśmy jako czytelnicy do końca nie wiedzieli co jest ważne i co istotne. Nie wiem tylko do końca dlaczego ten Meyer okazał się taki ważny, przecież nie odgrywał kluczowej roli w śledztwie. Odebrałam go, jakby stał trochę z boku, za mało się angażował w śledztwo, bardziej skupiał się na relacji z Rudy. Jego działanie było powolne w odniesieniu do toczącego się z szybkością Pendolino  śledztwa. Tandem Rudy i Meyer jakby przestał istnieć. Kilkukrotnie odniosłam wrażenie, że miejsce Meyera zajął nadkomisarz Olchowik. Nie ukrywam, że z Panią Prokurator tworzył zgrany i ciekawy duet. Rudy była wszędzie, Meyer jakby w jednym miejscu nie wnosząc niczego kluczowego, a jednak dla kogoś okazał się najważniejszy. Tak ważny, że ktoś pokusił się o…… Uff, dobrze, że się zatrzymałam. Tu zaczęłabym już spojlerować.

Meyera uwielbiam, o czym wspomniałam już w poprzedniej recenzji przy okazji czwartego tomu (recenzja na klik). Ma w sobie to coś. Ten spokój, tą spostrzegawczość, tą zadrę i to nieszczęście, które czyni go jeszcze bardziej ciekawym. Sama profesja profilera zawodowego bardzo mnie ciekawi i do tej pory nie znudziła. Jego spostrzeżenia chłonę jak gąbka i wewnętrznie z nimi dyskutuję. To zawsze jest wartość tego cyklu. Plusy to: konsekwentnie wykreowane postaci, ciekawa, wielowątkowa fabuła, która doczekała się nieszablonowego rozstrzygnięcia. Tak, zakończenie mnie zaskoczyło, a ja w kryminałach cenię to bardzo.

Polecam „Klatkę dla niewinnych” i już nie mogę się doczekać wrażeń z tomu szóstego. Kolejna odsłona jeszcze przede mną.

Moja ocena: 7/10

Książka wydana nakładem Wydawnictwa Muza.

„Dwa królestwa, jedna krew” Renata Czarnecka

DWA KRÓLESTWA, JEDNA KREW

  • Autorka: RENATA CZARNECKA
  • Wydawnictwo: KSIĄŻNICA
  • Cykl: DYLOGIA ANDEGAWEŃSKA (tom 1.)
  • Liczba stron: 432
  • Data premiery: 29.09.2021r.

Sama nazwa oficjalnej strony Autorki na FB @Renata Czarnecka-piszę o kobietach już mi się spodobała. Po lekturze powieści historycznej „Dwa królestwa, jedna krew”, która premierę miała 29 września br. przyznaję, że faktycznie w treści oprócz silnych królów, przystojnych i rządnych władzy książąt z najznakomitszych rodów, jest rzecz o kobietach. O tych z koronowanymi głowami, o tych przesuniętych w cień ze względu na prawo pierwszeństwa, o tych zwykłych, służalczych, wiecznie z pochylonymi karkami. A ja o kobietach uwielbiam czytać. To moja pierwsza przygoda z Autorką, którą rozpoczęłam dzięki Wydawnictwu @Książnica i mam nadzieję, że nie ostatnia.

Historia niejedno ma imię!

To nie nudna lekcja historii. O nie! To opowieść o dwóch silnych kobietach, w których żyłach płynęła ta sama krew przodków. To historia życia i sporu pomiędzy Elżbietą Łokietkówną, królową Węgierską a Joanną Andegaweńską, królową Neapolu. To losy połączone przez ambicje i godność, która w każdym kolejnym pokoleniu winna być podnoszona. Książka jest osadzona w wieku XIV. Najpierw poznajemy Elżbietę, która poślubiła króla Węgier Karola Roberta, pierwszego króla – Andegawena. Z pozoru nieszczęście Elżbiety stało się jej siłą. Szybko rozkochała w sobie króla i pozyskała władzę wpływu na niego. Ze względu na jej ambicje ich syn Andrzej został przeznaczony Joannie, córce neapolitańskiego króla. Małżeństwo kilkulatków w dorosłym życiu nie zaznało szczęścia. Joanna chora z niemożności władania, uchylająca się od obowiązków małżeńskich, szukająca pocieszenia w miejscu jak najdalszym od ramion męża, doprowadza do silnego konfliktu politycznego, którego zarzewiem jest przedwczesna śmierć Andrzeja. Czy politycy zdołają uchronić Neapol od zemsty króla Węgier? Czy oddalą nad królestwem widmo wojny?

Historia była w szkole jedną z najbardziej ulubionych przeze mnie lekcji. Miałam szczęście do nauczycielki. Silna, zarażająca swą pasją kobieta, potrafiła przekazać w bardzo ciekawy sposób nawet najbardziej nudne fakty historyczne. Muszę napisać jednak, że najlepsza lekcja belferki nie może równać się z tą książką. Dzięki niej zrozumiałam, co znaczyła dla książęcych i królewskich rodów polityczna gra, w której brały od początku udział bardzo małe dzieci. Bonusem jest dołączone na końcu drzewo genealogiczne, które pomagało mi zagłębić się w powinowactwo pomiędzy głównymi bohaterami. Tak czasem nie dalekie, byle tylko korony pozostawały w jednych rękach.

Renata Czarnecka skroiła bohaterów na miarę XXI wieku. Wiele w nich pasji, wiele nieszczęścia, wiele błędnych decyzji i chorych ambicji. Opisała czasy kobiet z królewskiego rodu, które nie zawsze chciały się podporządkować swemu mężowi, które szukały możliwości realizacji własnych pasji, własnych ambicji jak nie wprost, to ukradkiem. Które w ten sposób chciały objawić światu swoją niezależność. Opisała zwykłych poddanych, dwórki spełniające zachcianki i kaprysy męskich potomków królewskiego rodu, służących nie potrafiących się przeciwstawić, ani spojrzeć w twarz władcom, zwykłych żołnierzy wykonujących bezwolnie rozkazy, z którymi nie sposób się było zgodzić. Wśród nich potrzeba szczęścia, potrzeba ułudy stanowienia o swoim losie, cicha i bierna agresja. Czarnecka zabiera nas w lata przepychu królewskich dworów, okres rządzenia światem zza kuluarów przez papieża Klemensa, czasów, gdy jedyną cnotą kobiety była jej bogobojność. O nie, nie chciałabym żyć w tych wiekach. Czasy, gdzie błąd i decyzja samej królowej tak naprawdę kosztowała życie wielu, tylko po to, by odsunąć od siebie odpowiedzialność. To prawdziwa gra polityczna, która toczyła się wiele wieków temu, a miałam wrażenie jakbym czytała trochę o współczesności. No cóż, pewne mechanizmy nie tracą na aktualności, zawsze dobrze się sprawdzają, gdzie władza nad innymi miesza się z własną potrzebą realizacji swoich celów. Dodatkowo spodobały mi się losy niektórych neapolitańskich książąt, przeświadczonych o swojej wyjątkowości, co okazało się zgubne. No tak, nie zawsze kobiety okazywały się ofiarami historycznych dziejów. Trochę o tym zapomniałam, na szczęście ta powieść mi o tym przypomniała. Jako niewprawny fan historii miałam tylko problem z osadzeniem konkretnych bohaterów. Losy głównych bohaterów opisane są w sposób dość szczegółowy. Te same imiona, nazwiska chwilami wymagały ode mnie dłuższego zastanowienia, gdzie jest ten klucz, gdzie jest ten łącznik. Kto z kim, kto i dlaczego, kto i jak?  

Autorce udało się  oddać ducha tamtych czasów, opisać historię w sposób barwny, ciekawy, kompletny. Dzięki emocjom wywołanym romansami, knowaniami, intrygami, gierkami politycznymi książka była dla mnie miłą odskocznią od popularnego na moich półkach gatunków. Jeśli lubicie podróże w odległą przeszłość sięgnijcie po tę pozycję. Zanurzcie się bezwolnie i bez uprzedzeń w połączone losy, do tego w bardzo dobrym stylu, Elżbiety i Joanny, którym nie dane było się prawdziwie pokochać.

Moja ocena: 7/10

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Książnica.

„Sukcesja” Joanna Dulewicz

SUKCESJA

  • Autorka: JOANNA DULEWICZ
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery: 29.09.2021r.

Tak, tak czytałam dwie poprzednie książki @JoannaDulewicz.Autorka 😊. Mam tu oczywiście na myśli „Zakłamani” i „Zastraszeni” z cyklu o Eryce Olbracht. Drugi tom serii dla mnie nie okazał się szczęśliwy. Oceniłam książkę dość nisko, co nie przeszkodziło mi sięgnąć z zaciekawieniem do najnowszej powieści Autorki „Sukcesja”. To kolejna premiera Wydawnictwa @Czwarta Strona z 29 września br., która już za mną. Liczę, że jesteście choć trochę ciekawi, o co z tą sukcesją chodzi.

Niby taka prosta fabuła. Niby.

Niespodziewany spadek, w tym rodowy dworek otrzymuje mieszkająca do tej pory zagranicą  Sara Blosh. Spadkobierczyni chcąc uczcić nowo nabyty majątek zaprasza rodzinę oraz przyjaciół z przeszłości na bardzo wykwintne przyjęcie, które wymyka się spod kontroli. Najpierw w całej kawalkadzie gości zdarzają się nieporozumienia, niesnaski, krzywe spojrzenia, docinki, utyskiwania lub całkowicie zimny dystans. Każdy każdego obserwuje, każdy przed każdym się chowa, a czasem nawet wstydzi. Zagajenie rozmową wydaje się ponad ich siły. Sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje, gdy znalezione zostają zwłoki miejscowego biznesmena Tomasza Wileckiego. O dziwo, z pozoru szanowanego obywatela, motyw by zabić miało wielu, wielu z obecnych na przyjęciu u Sary gości. Czy miejscowym policjantom uda się dojść do prawdy i odnaleźć prawdziwego zabójcę? Czy niestety będą musieli liczyć na kogoś z zewnątrz, kogoś bardziej zdeterminowanego by prawda ujrzała światło dzienne.

Okazuje się, że fabuła, bohaterowie, ich charaktery, cechy, czy osobowość potrafią całkowicie zmienić odbiór książki. Czytając „Sukcesję” bawiłam się znakomicie, żadna ze stron nie była nudna, żadna mnie nie zawiodła. Zawiłość historii dodała jej tylko uroku i potwierdziła, że Autorka potrafi pisać znakomicie. Bardzo przyjemny styl, tempo, wyraziści bohaterowie, tacy różni spowodowały, że książkę polecam z pełną odpowiedzialnością. Do tego historie i tajemnice z przeszłości, które mają nam przypominać, że żadna krzywda nie odchodzi w niepamięć, a najgorsze uczucia odradzają się w najmniej spodziewanym momencie.

Książka podzielona jest na pięć części. Autorka zabiera czytelnika w podróż w dzieje rodziny Wileckich, Mogilskich, Stroińskich, Aleksandrowiczów za pomocą bardzo przejrzystej konstrukcji. Rozdziały odnoszą się do czasu teraźniejszego, tj. 2021 i do wydarzeń z przeszłości, np. lata 2001-2002, czy rok 2004. Dodatkowo narrator trzecioosobowy relacjonuje wydarzenia z perspektywy różnych bohaterów, którymi imionami i nazwiskami nazwane są kolejne podrozdziały. Uwielbiam taką jakość. Mogę wtedy zanurzyć się w te same wydarzenia z punktu widzenia różnych osób, a osobliwości w „Sukcesji” nie zabrakło. Jak tu nie wspomnieć o biznesmenie narkomanie, o toksycznej matce, trzymającej nie tylko własnego syna, lecz wszystkich wokół „w szachu” pod płaszczykiem „dla twojego dobra”, o maltretowanej żonie, o mężczyźnie, który nigdy nie pogodził się z utraconą miłością, czy o skrzywdzonej przez los kobiecie, której los powiela własna córka. Sama postać dziedziczki rodowego pałacyku Sary Blosh jest całkowicie kompletna. Z jednej strony dystyngowana i zdystansowana, z drugiej niezwykle uczuciowa i pomocna. Taka mieszanka Alexis z Crystal, o ile ktoś z Was oglądał tasiemiec „Dynastia” nadawany u nas w latach dziewięćdziesiątych. Motyw niechcianych ciąż, czy bogobojnych mieszkanek małej miejscowość trafił w punkt, jeśli chodzi o odniesienie do małomiasteczkowej rzeczywistości. Do tego oczywiście śledztwo, które się toczy „jak żółw ociężale”, no ale cóż, nie każdy policjant potrafi po tropach dotrzeć do prawdy. Wyjątkowo spodobała mi się postać Jakuba Gorzewskiego, który mając nos prawdziwego „psa” szuka coraz głębiej i coraz aktywniej poszukuje informacji. No cóż, ale – tu trochę pospojleruję, mam nadzieję, że Autorka nie będzie mi miała za złe – pewnie już wiecie, że mam słabość do poczytnych polskich autorów kryminałów.

Książka aż roi się od ciekawych postaci, które zawsze są wartością dodaną. Dzięki konsekwencji, metodycznemu przedstawianiu rzeczywistości i zakotwiczaniu ich w czasie, nie sposób się pogubić. Wierzcie, próbowałam. A jeśli nie wierzycie, to tym bardziej sięgnijcie po najnowszą powieść Joanny Dulewicz „Sukcesja”. Zapewniam, że nie pożałujecie tej decyzji, a tylko podzielicie ze mną fascynację losami, które uzależnione zostały od przeszłości, bohaterami, którzy nie są takimi, jakimi się wydają na początku, a początek ich końca tak naprawdę sięga bardzo, ale to bardzo daleko.

To naprawdę świetnie napisana i przemyślana historia!!!

Moja ocena  9/10.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu @Czwarta Strona.

„Duch” Arnold Bennett

DUCH

  • Autor: ARNOLD BENNETT
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 261
  • Data premiery w tym wydaniu: 28.09.2021r.
  • Data 1 polskiego wydania: 01.01.1923r.
  • Data premiery światowej: 01.01.1907r.

Uwielbiam te wydania butikowe Wydawnictwa @Zysk i S-ka. Twarda oprawa, gruby papier, zszyte strony i niebanalna okładka. Ostatnio zachwycałam się wznowioną książką pt. „Portret Doriana Graya” Oscara Wilde’a. Mimo, że nie czytałam żadnej książki Arnolda Bennetta, angielskiego pisarza, musiałam sięgnąć po najnowsze wydanie „Ducha”. Zrobiłam to głównie z powodu…..tłumacza. Dotychczasowe tłumaczenia Pana Jerzego Łozińskiego uważam za arcydzieła. Tak bardzo, że zastanawiam się, ile w tym zasługi autora, a ile tłumacza😉. Mimo, że „Duch” w tym wydaniu miał premierę dosłownie trzy dni temu, tj. 28 września br., ja już jestem po lekturze. Musiałam jak najszybciej, dowiedzieć się, czy tłumaczenie Pana Jerzego Łozińskiego również uznam za wybitne. Tym bardziej, że to przekład nie byle jakiej pozycji, bo powieści wydanej po raz pierwszy ponad sto lat temu, w 1907 roku😊.

Arnold Bennett stworzył historię wielowymiarową. Wątek główny oparł na dwóch bohaterach, to przepiękna sopranistka Rosetta Rosa, która złamała do tej pory wiele serc oraz świeżo upieczony lekarz Carl Foster. Losy tych dwojga stykają się dzięki znajomości z kuzynem Fostera, Sullivanem Smithem. Dzięki niemu Carl dosięga zaszczytu poznania rozkosznej Rosy. Dzięki niemu Carl wkroczył w świat operowy, świat międzynarodowych sław. Dzięki niemu poznał wybitnego śpiewaka – Arlescę. A także dzięki niemu poznał świat pełen pogardy dla innych, poczucia wiecznej wyjątkowości, przepychu, bogactwa i wyższości. Poznał życie w świecie, gdzie nie ma miejsca na zdrową konkurencję, wyrozumiałość, wspieranie się. Jest ciągła walka i walka o wszystko, o widza, o pozycję, o pieniądze, o atencję, o miłość i o uwielbienie. Jak w tym świecie całkowicie dla niego nowym poradzi sobie dobroduszny i sympatyczny Carl. Czy wytrzyma niespodziewane spotkania z tajemniczym jegomościem i zdoła zdobyć serce Rosy?

Nie było zaskoczenia. Jerzy Łoziński jak zawsze w formie. Jego przekład wręcz doskonały. Oddał cały styl, język, grację i specyfikę angielskiego oryginału wprowadzając czytelnika w świat dawno zapomniany, świat krynolin, kosztowności, naiwności w relacji z innymi. To wielka umiejętność wprowadzić współczesnego czytelnika w rzeczywistość sprzed stu lat, w sposób, który go nie męczy, a wręcz zachwyca.

Nie będę ściemniać. Bardzo podobała mi się ta książka, mimo, że wątek tytułowego ducha kompletnie nie przypadł mi do gustu. Spodobała mi się jednak rzeczywistość opisana w bardzo skrupulatny sposób. Jakby Bennett chciał, by książka dawała pełne światło czytelnikowi, który kiedyś, właśnie może za sto lat lub dłużej będzie ją czytał. Idealne odzwierciedlił relacje, zawiść, stosunek kobiet do mężczyzn i odwrotnie. Te wszystkie victorie, fiakry, czy broughamy uniosły moje myśli daleko wstecz, w Londyn z początków XX wieku i ten Londyn idealnie wpasował się w moje oczekiwania. Z jednej strony mroczny, tajemniczy, osnuty mgłą, z drugiej pełen wigoru, atrakcji, okoliczności, rautów, wieczerzy wystawnych i spirytualistycznych seansów oraz występów artystów o światowej sławie. Sam Carl jako bohater został „skrojony” z jednej strony bardzo wnikliwie i adekwatnie do czasów, w których przyszło mu żyć na kartach tej książki, z drugiej jakby z cynicznie, drwiąco. Z jednej strony szarmancki, dobrze wychowany, wykształcony, potrafiący trzymać prawdziwe emocje na wodzy, z drugiej ciągle afirmujący się własną osobą, według niego niewystarczająco obeznaną w świecie, niezbyt męską, niezbyt odważną. Jakby ciągle myślał o sobie, że nie jest wystarczająco dobry. Autor kilka razy „pstryknął mu w nos” wkładając w jego myśli wręcz przezabawne, szczególnie w odniesieniu do opisanej sceny, dywagacje, spostrzeżenia i samooceny. Ta perspektywa Carla dodała książce uroku i czyni ją momentami zabawną. Sama narracja też mi się podobała. Jest to narracja pierwszoosobowa z perspektywy Carla. A jak już wspomniałam powyżej, jest to bohater o zróżnicowanej osobowości, dlatego jako narrator spisał się moim zdaniem przewybornie.

O motywie z tytułowym duchem już wspomniałam. Dodam, że nie urzekł mnie również sposób rozegrania relacji Rosetty z Panią Deschamps. Sama Rosetta też mnie nie przekonała. Chwilami zachowywała się jak trzpiotka, momentami jak prawdziwa światowa i wyniosła diva, a innym razem jak bardzo dojrzała, mimo swoich dwudziestu dwóch lat, kobieta potrafiąca postawić na swoim, używająca bardzo trafnych i inteligentnych argumentów. Trudno jednak pastwić się nad autorem, kiedy to on miał pomysł na głównych bohaterów i to on ten pomysł spożytkował. Nie ja. Nie czytelnik. Moja rola sprowadza się tylko, by skromnie odczytać i spróbować odpowiedzieć na pytanie; co tak naprawdę autor miał na myśli?

Ile się może zdarzyć w trakcie podróży do Paryża, czy to w pociągu, czy na statku? Ile nieszczęść może spowodować chora rywalizacja pomiędzy primadonnami? Ile smutku może przysporzyć wszystkim wokół śmierć ukochanego Rosy, Lorda Clarenceuxa? Ile pozostanie z racjonalnego, oświeconego młodego lekarza, gdy do gry wchodzi nieproszony tajemniczy mężczyzna, który nieproszony zasada w fotelu gospodarza? Ile pytań można zadać do powieści która ma niewiele ponad 260 stron? Oj wiele, gdyż wiele na tych niespełna trzystu stronach się dzieje. Dlatego warto sięgnąć po tę książkę i przeżyć przygodę w iście angielskim stylu, w iście na wskroś londyńskiej rzeczywistości. Miłej lektury!!!

Moja ocena: 8/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą bardzo dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.