„AWANTURNICE. KOBIETY, KTÓRE PROWOKOWAŁY I SZŁY POD PRĄD” MAŁGORZATA CZAPCZYŃSKA

AWANTURNICE. KOBIETY, KTÓRE PROWOKOWAŁY I SZŁY POD PRĄD

Autorka: MAŁGORZATA CZAPCZYŃSKA
Wydawnictwo: PASCAL
Liczba stron: 256
Data premiery: 9.10.2024

Z Małgorzatą Czapczyńską Moje wyspy – strona autorska Gosi Czapczyńskiej autorką bloga „Moje wyspy” zetknęłam się po raz pierwszy, gdy trafiła do mnie pozycja „Moje wyspy. Kobiecość w stylu vintage, ironicznie i na serio” również wydana przez Wydawnictwo PASCAL. Zbiór wpisów, esejów i felietonów obfitował w liczne gagi sytuacyjne i żartobliwe sformułowania. Lektura okazała się miłą dla oka rozrywką👏. Polecam Wam również premierę z początku roku 2022; „Chcesz cukierka? Idź do Gierka. Wspomnienia z dzieciństwa w złotej dekadzie gierkowskiej” napisaną wespół z Marcinem Ziętkiewiczem oraz nowsze publikacje Autorki jak: „Skandalistki. Kobiety, które zadziwiały i szokowały” oraz „Kochankowie z deszczu”, która w przeciwieństwie do wcześniejszych jest powieścią😉. 

Kobiecość w bardziej wampirzym wymiarze😊 . Takie persony serwuje nam Małgorzata Czapczyńska w swej najnowszej publikacji. To fantazyjny zbiór ciekawych kobiecych postaci od tych najbardziej znanych do mniej znanych. Od rodzimych ciekawych postaci po międzynarodowe gwiazdy. Do tego reportaże wzbogacone są porterami, zdjęciami historycznymi. To ciekawe opowieści o interesujących kobietach, które zwojowały świat swój lub wokół siebie. 

Bardzo spodobały mi się publikacje zdjęć dołączone w książce. Szczególnie ostatnie zdjęcie Elizy Orzeszkowej ze strony 65 oraz zdjęcie z jej pogrzebu w Grodnie w 1910 roku. O Agathie Christie z młodych lat nie wspomnę👍. Nie miałam pojęcia, że była tak atrakcyjną młodą kobietą. Doceniłam również ciekawostki, z którymi się zaznajomiłam.  Nie wiedziałam, że Bette Davis była prawnuczką czarownicy z Salem😁. Wiedziałam natomiast z serialu HBO „Konflikt” pierwszego sezonu, że Davis była w konflikcie z Joan Crawford.  Co do przedstawionych postaci to nie ukrywam, że ja zaczytywałam się w autorkach, choćby w historii wspomnianej powyżej Orzeszkowej czy Agathy Christie. Królowej tajemnic i kryminałów. Wiele kobiecych postaci nie znałam wcześniej, jak Victorii Woodhull, która była pierwszą kobietą w historii kandydującą na prezydenta. Urzekła mnie też osoba Gertrude Käsebier, która fotografowała Indian czy Mary H. Kingsley, która w wiktoriańskich czasach odwiedzała i badała Czarny Kontynent. 

Wiele historii może być obrazoburczych, wiele obnażających, wiele już jest znanych szerszemu gronu. Wiele przedstawionych opowieści może być dla Was nowatorskich. Wiele z nich dotyczą na pewno ciekawych kobiet. Co ważne kobiet walczących, przeciwstawiających się stereotypom, nieustraszonych w swoich wierzeniach i twierdzeniach, na swój sposób kontrowersyjnych jak Kalina Jędrusik czy Josephine Baker. I choć w wielu miejscach książka opowiada o kobietach kochankach, żonach, matkach może stanowić świetną przeciwwagę do celebrytek instagramerowych, które są najbardziej znane współczesnemu audytorium. Przeciwwagę do tego, co tylko aktualnie widać w zestawieniu z tym, co trzeba poznać, by faktycznie wyrobić sobie zdanie.

Zachęcam Was do zapoznania się z lekturą o nietuzinkowych kobietach. Kobietach z naszej przeszłości, w ważnej dla nas przeszłości. 

Moja ocena: 8/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą i podzielenia się z Wami moją opinią bardzo dziękuję Wydawnictwu Pascal.

„Powrót do świętych lasów. Zapiski z Japonii” Lorenzo Colantoni

POWRÓT DO ŚWIĘTYCH LASÓW. ZAPISKI Z JAPONII

  • Autor: LORENZO COLANTONI
  • Wydawnictwo: BO.WIEM [WYDAWNICTWO UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO]
  • Seria: BONA VITA 
  • Liczba stron: 160 
  • Data premiery w tym wydaniu: 10.10.2024
  • Data premiery światowej: 1.06.2021

Dziennik z podróży „Powrót do świętych lasów. Zapiski z Japonii” Lorenzo Colantoniego to druga publikacja, którą podarowała mi marka Bo.wiem należąca do  Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Książkę wydano w ramach serii „Bona Vita”, która rządnym wrażeń czytelnikom otwiera oczy na świat. I to nie taki całkiem oczywisty. Książka debiutowała 10 października br. i nie ukrywam, że w stosunku do niej miałam ogromne oczekiwania, jako „że ostatnio zachwycam się literaturą japońską😁.

W Nagoro mieszka ponad trzysta pięćdziesiąt lalek i niespełna trzydzieści osób. Tsukimi Ayano urodziła się tu w 1949 roku i opuściła wioskę, kiedy jej rodzina przeprowadziła się do Osaki w latach sześćdziesiątych….” –Powrót do świętych lasów. Zapiski z Japonii” Lorenzo Colantoni. 

Hadaka Matsuri („Nagi Festiwal” albo „Festiwal Golasów”) to jeden z najdziwniejszych i na swój sposób najbardziej spektakularnych festiwali sintoistycznych, które organizuje się w całej Japonii w różnych momentach roku. (…) dziesięć tysięcy osób gromadzi się na wąskim placu przed świątynią Saidaji Kannon – in i rozbiera się prawie do naga…” –Powrót do świętych lasów. Zapiski z Japonii” Lorenzo Colantoni. 

Między innymi tego dowiedziałam się z tej publikacji👍. Ciekawych treści, nieznanych mi wątków jest jednak zdecydowanie więcej. Autor zaciekawił mnie kwestię polowania na kofuny. Doinformował mnie w temacie pochodzenia Japończyków. Okazuje się, że nie tylko są powiązani z Chinami i Koreą. Przedstawił dwie ciekawe postaci, które stanowią przeciwwagę dla znanych mi japońskich bohaterów; z pochodzenia Niemkę Alenę, która nadal jest obca dla społeczności japońskiej oraz architekta obrazu Pana Saschime Masui. Powrót do świętych lasów. Zapiski z Japonii” to zbiór wrażeń i działań podejmowanych przez autora w trakcie jego powtórnej podróży do Japonii. To osobista relacja, w której na plan pierwszy wysuwa się troska o przyrodę, jej degeneracja, migracja, kultura i duchowieństwo tego narodu. 

Nie jestem japonistką i trudno mi ocenić wartość edukacyjną publikacji. Kompletnie, ze względu na brak wiedzy, nie jestem w stanie stwierdzić czy w książce są jakieś przekłamania, nieścisłości i błędy. Będąc agnostykiem odebrałam książkę tylko jako zbiór ciekawostek. Szczególnie zasługuje na Waszą uwagę wioska lalek, która jest przywołana. Zerknijcie na zasoby internetowe, które obrazują w jakich warunkach twórczyni lalek żyje i pracuje. 

Okazuje się, że mamy z autorem wspólnego, ulubionego japońskiego pisarza, Jun’ichirō Tanizakiego. Na 46 stronie Colantoni przywołuje i „Klucz”, i „Pochwałę cienia”. Wspomina również „Yoshino”, książkę o tytule nazwy miasta, którym zachwycił się Tanizaki i osadził w nim fabułę powieści wydanej w 1931 roku, której do tej pory nie czytałam😉. 

Książka składa się z zatytułowanych rozdziałów, choć za bardzo nie ma co skupiać się na ich nazewnictwie. Nawet jeśli poszczególny rozdział wskazuje na konkretną tematykę pewne kwestie przeplatają się przez całą publikację, np. chramy, rozłam buddyzmu i shinto, a także brakiem dostępu do poszczególnych ścieżek, świątyń kobiet. W pewnym momencie miałam nieodparte wrażenie, że czytam ciągle o tym samym. Autor bez wątpienia miesza racjonalne argumenty i dane z motywami niezbyt powiązanymi z główną myślą.  Czytanie urozmaicają zamieszczone pomiędzy poszczególnymi rozdziałami mapy, na których widać, jak przebiegała podróż oraz rysunki. Do tego na końcu zamieszczono, co mi się bardzo podobało, książki, które Colantoni przeczytał przygotowując się do podróży, spis utworów muzycznych, które słuchał oraz Glosariusz i kilka ciekawostek, gdzie zawarto definicje, trudne do odczytania z kontekstu dla niewprawionego odbiorcy. 

To ciekawa publikacja orbitująca wokół duchowości, religii i japońskich lasów głównie. Jej wartością dla mnie, jak wspomniałam uprzednio, stanowią ciekawostki, których się dowiedziałam i które stanowiły podłoże do dalszych badań w zasobach internetowych. Nie ma treść jednak wyraźnej struktury. Autor kluczy, miesza wątki, przeplata, co sprawia trochę chaotyczne wrażenie. Mi to za bardzo nie przeszkadzało, bo z tego typu gatunkiem nie mam na co dzień do czynienia. A czy Wam? To musicie się sami przekonać😊. 

Moja ocena: 7/10

We współpracy z Wydawnictwem Uniwersytetu Jagiellońskiego, Bo.wiem.

 

 

 

PODHALE. WSZYSTKO NA SPRZEDAŻ

PODHALE. WSZYSTKO NA SPRZEDAŻ

  • Autor: ALEKSANDER GURGUL

  • Wydawnictwo: CZARNE
  • Liczba stron: 224
  • Data premiery: 20.07.2022

O książce „Podhale. Wszystko na sprzedaż” Aleksandra Gurgula wydanej przez Wydawnictwo Czarne w roku 2022 przeczytałam w ostatnim tomie serii „Kryminału pod psem” pt. „Zakończeniem jest Zakopane” autorstwa  Marta Matyszczak. Reportaż odsłaniający patologię dystrybucji dobrodziejstwa Podhala jego klientom, a w szczególności Zakopanego Autorka przywołuje w Posłowiu i na spotkaniach autorskich promujących książkę. Z chęcią więc pożyczyłam tom od mej sąsiadki i zabrałam się do szukania u źródła przykładów tego, co i w jaki sposób można sprzedać, o ile znajdzie się kupiec. 

Książka składa się z sześciu części, które dotykają różnych tematów. Każda część zawiera kilka zatytułowanych rozdziałów. Najbardziej dramatyczny jest ostatni rozdział o tytule „Wartość rzeźna”, która stanowi o morderczej pracy koni w ciągnieniu tramwajów konnych na Morskie Oko. Choć nie ukrywam, że mocny początek również mną wstrząsnął. W rozdziale „Brama dla kardynała” Gurgul opowiada historię bezsensownej śmierci niespełna sześćdziesięcioletniej Jadwigi, która straciła życie wraz z siedmioletnim wnukiem Frankiem, gdy w 2018 roku zawaliła się wskutek silnego wiatru brama wjazdowa na teren kompleksu Bania w Bukowinie TatrzańskiejBrama postawiona w wyniku samowolki budowlanej. Brama, za którą nikt nie wziął odpowiedzialności i nikt nie pamiętał, kto zlecił i kiedy jej wykonanie. Brama, której wywrotkę nie zarejestrowała żadna z licznych kamer okalających ośrodek. Brama śmierci…. 

Autor zbierając materiały do niniejszej publikacji zajął się pewnymi interesującymi go tematami. W pierwszej części pt. „Pobłogosławiona samowola” przenalizował przypadki samowoli budowlanej, która niejednokrotnie kogoś kosztowała życie, jak brama wjazdowa do kurortu Bania czy dach z samowolnie powstałego budynku mieszczącego szkółkę, serwis narciarski, który kosztował życie matki i dwóch nastoletnich córek. Zadziwiła mnie mocno historia kapliczki na Gubałówkę, którą zainteresował się sam Profesor Kochanowski gromadzący przykłady ówczesnych samowoli budowlanych. Kapliczki, o której każdy wie, a żadna władza podhalańska się nią skutecznie nie zajęła. Możliwe, że kiedyś i ta kapliczka przypieczętuje życie niewinnych osób i podobnie jak w pierwszym rozdziale „Brama dla kardynała” nikt za nią nie weźmie odpowiedzialności. Autor zbierał dowody i katalogował fakty bardzo pieczołowicie, nawet pozwolił sobie w wielu miejscach na przytoczenie sytuacji, z którymi musiał się mierzyć, co dodatkowo wzmocniło – przynajmniej w moim przypadku, jego osobisty przekaz. 

– Chyba się facet wnerwił, za wolno jadę.
– Nikt normalny nie jedzie tak powoli, żeby czytać wszystkie reklamy. 
Na liczniku pięćdziesiąt pięć kilometrów na godzinę. Nikt nie wie dokładnie, ile billboardów stoi przy zakopiance, bo ich inwentaryzacji się nie wymaga…” – Podhale. Wszystko na sprzedaż” Aleksander Gurgul.

Temat nieegzekwowania prawa budowlanego czy kumoterstwo w tym zakresie, również silny nepotyzm Gurdul odkrywa w części „Zakopiańska patodeweloperka” gdzie przytacza przykłady pożarów zabytkowych pustostanów, które prawie nigdy nie zostały uznane za podpalenia, a prawie zawsze były na rękę aktualnym właścicielom, tj. deweloperom zamierzającym postawić kolejne aparthotele, czy pensjonaty. Przywołuje kolejnych włodarzy miast podhalańskich oraz nazwiska biznesmenów siedzących w tej branży. Warto sobie poczytać o ich poczynaniach. To osoby bez kręgosłupa moralnego potrafiące przykładowo pozwać właścicieli parceli na których swego czasu Gazownia pociągnęła instalację i żądać usunięcia rur we własnym zakresie. Choć przyznaję, że Aleksander Gurgul nie ocenia, nie stygmatyzuje swoich bohaterów. Stara się obiektywnie przedstawić racje po obu stronach. Chociaż po sposobie i treści formułowanych pytań w wielu miejscach można się domyślić jaki stosunek ma reportażysta do niektórych sytuacji. Długo już nie byłam w Zakopanem. Praktycznie zapomniałam jak trudno się tam dostać jedyną drogą, która w szczytach jest nieprzejezdna. O niej i o billboardach po obu jej stronach poczytałam w „Billboardzianka”. 

Aleksander Gurgul zajmuje się również góralską, podhalańską mentalnością. Kwestionuje wszechobecną przemoc, podaje egzemplifikacje jej stosowania, przytacza przykłady radzenia sobie z nią. Naznaczona katolicką wiarą rośnie w siłę, by wybuchać od czasu do czasu. „Zaklepać na górce” jest o przemocy. Na uwagę czytelnika zasługuje rewelacyjny rozdział „Ziobroland” i „Radny boi się Gendera” ukazujący z jednej strony brak kompetencji u lokalnych polityków, choć nie tylko, z drugiej silne zakłamanie czy niekompetencję. Aż dziw, że ludzie sami wybierają takich działaczy sceny politycznej na rządzących. 

Przyzwolenie na przemoc góralskie rody dziedziczą z pokolenia na pokolenie. W ruch idą pięści i niebezpieczne przedmioty, domowego użytku: nóż, kij, młotek, tuczek do mięsa, chochelka, nawet siekiera czy łańcuchy (do krępowania).” – Podhale. Wszystko na sprzedaż” Aleksander Gurgul.

Ostatnie dwa rozdziały dotyczą kwestii silnie społecznie naglących. W części „Czarny śnieg” Gurgul zajmuje się niskimi wskaźnikami w pomiarach powietrza i brakiem zasadności pobierania taksy klimatycznej, w „Wartość rzeźna” zwraca uwagę czytelnika na jego negatywny wpływ na zwierzęta. Rozlicza miejscowych działaczy z braku efektywnych działań. Kwestionuje wydawane opinie przez miejscowych weterynarzy na przykład w sprawach koni, które padły przy wykonywaniu pracy w transporcie na Morskie Oko czy sposób traktowania psów. 

Książka „Podhale. Wszystko na sprzedaż” Aleksandra Gurgula jest bardzo dobrze napisanym reportażem obrazowo ukazującym ważne kwestie, które są związane z funkcjonowaniem zimowej stolicy Polski. W wielu miejscach Autor zachwycił mnie historią, do której się odnosił. Opowieść o tym jak miejscowi górale stali się właścicielami części Tatr Zachodnich (strony 155-156) zaciekawiła mnie niezmiernie. Czytałam z zapartym tchem. Podobnie jak historia o miejscowym, który zrobił pośmiertne zdjęcia dwóm młodym kobietom rażonym prądem ze strony 194 i sprzedał me jednej z matek, „(…) gdy ta przyjechała po zwłoki córki. Żeby nie było – historię opowiedzieli mi (autorowi) bliski jednej z ofiar.” Górale z Podhala zaczynają mi się jawić jako istoty, dla których najważniejszy jest dochodów, zysk i te dudki, o których głośno się mówi w telewizji, gdy zima nie dopisuje. Coraz mniej pasjonatów. Coraz mniej bohemy. Za to wszędzie chińszczyzna i menu dla przyjezdnych z cenami znacznie wyższymi niż menu dla miejscowych w góralskich knajpach. Co jest więc prawdziwe, a co fałszywe? Trudno stwierdzić, jeśli wszystko jest na sprzedaż, a lokalni politycy nie dbają o egzekwowanie prawa. 

„Konie z Morskiego Oka same nie staną w swej obronie!” – apelują obrońcy praw zwierząt. Najlepszy sposób, aby im pomóc? „Nie jedź wozami! Spacer do Morskiego Oka zajmuje 2 godz. i 20 minut. Trasa jest szeroka i gładka, więc można się na nią wybrać w góry nawet z dzieckiem w wózku” – pisze w raporcie Anna Plaszczyk z Fundacji Viva!” – Podhale. Wszystko na sprzedaż” Aleksander Gurgul.

I niech to przesłanie pozostanie z Wami, jak ze mną, na długo. Udanej lektury! Sięgnijcie do tego wyśmienitego reportażu o zimowej krainie jakiej nie znacie. 

Moja ocena: 8/10

Książkę wydało Wydawnictwo Czarne.

„Skandalistki. Kobiety, które zadziwiały i szokowały” Małgorzata Czapczyńska

SKANDALISTKI. KOBIETY, KTÓRE ZADZIWIAŁY I SZOKOWAŁY

  • Autorka: MAŁGORZATA CZAPCZYŃSKA
  • Wydawnictwo: PASCAL
  • Liczba stron: 272
  • Data premiery: 12.10.2022r.

Po „Moje wyspy” (recenzja TUTAJ) oraz „Chcesz cukierka? Idź do Gierka. Wspomnienia z dzieciństwa w złotej dekadzie gierkowskiej” napisanej razem z Marcinem Ziętkiewiczem (recenzja TUTAJ) Małgorzata Czapczyńska autorka fanpage’a @Moje wyspy znowu mnie zaskoczyła. Dzięki podarunkowi od @wydawnictwopascal zapoznałam się z najnowszą publikacją znanej, z humorem blogerki. Książka „Skandalistki. Kobiety, które zadziwiały i szokowały”, która premierę miała w pierwszej połowie października 2022 roku, już po samym tytule wydała się czyta dla mnie na miarę. Dość, że lubię czytać o kobietach, to jeszcze, przyznaję, uwielbiam czytać o skandalach.

Kim są tytułowe skandalistki? Czy to tylko znane kobiety w swej epoce? Czy zwykłe gospodynie domowe, które dziwnym trafem znalazły się w centrum wydarzeń? Z opisu Wydawcy wynika, że „Są wśród nich królowa pustyni, przed którą drżeli szejkowie, i biedna dziewczyna z krakowskiego Kazimierza, twórczyni kosmetycznego imperium. Dziennikarka, która udawała obłąkaną, by opisać koszmar szpitala psychiatrycznego, i „najbrzydsza kobieta na świecie”, zarabiająca wyglądem na utrzymanie dzieci. Najsłynniejsza morderczyni II Rzeczypospolitej i polskie pisarki, o których tajnym, burzliwym życiu miłosnym nie uczy się w szkole”. Sprawdziłam. Faktycznie to o nich😊. Niektóre z nich zapewne są Wam znane z portali społecznościowych, niektóre z najnowszych ekranizacji filmowych dostępnych na znanych platformach. Bez względu na to, czy z nimi już się spotkaliście, warto o nich poczytać z kart tej książki.

A wszystko zaczyna się od Adèle Hugo, córce Victora Hugo, by wkrótce Autorka zainteresowała czytelnika opowieścią kryminalną o Blanche Monnier uwięzionej przez brata i matkę. Z jakiego powodu? Nie zaspojleruję😉. Poznajemy również życiorys Karen Blixen (właściwie Karen Christence von Blixen-Finecke, pseud. Isak Dinesen, Pierre Andrezel, Osceola,) który częściowo posłużył za materiał do jej najbardziej znanego „Pożegnania z Afryką”. George Sand i Frida Kahlo, czy Edith Piaf nie okazały się dla mnie niespodzianką. Ich historie przeplatają się w kinematografii i polskiej, i zagranicznej od lat. Nie zbudziły mojej fascynacji. Podobnie jak historia o Marii Konopnickiem i jej związku z Pietrkiem, o którym czytałam w całkiem innej publikacji dość niedawno. Jeszcze nie zapomniałam tej atmosfery. Może dlatego ten wątek przebiegłam tylko wzrokiem, bez głębszego zastanowienia. Oprócz Nałkowskiej i Dąbrowskiej, naszych polskich pisarek, ciekawy wątek związany był z Gertrude Bell znającej doskonale kraje arabskie, czy Leni Riefenstahl kręcącej filmy dla samego Adolfa Hitlera. O Clarze Bow czy Mabel Normadn nie miałam pojęcia, a o ich wpływie na kinematografię tym bardziej. Nie będę wymieniać wszystkich kobiet, o których jest najnowsza książka Małgorzaty Czapczyńskiej. Podsumowując napisze tylko, że „Skandalistki. Kobiety, które zadziwiały i szokowały” to takie kompendium, zbiór postaci kobiet, które czasem szokowały, czasem budziły współczucie, a czasem po prostu emanowały nieszczęściem i przez to zostały zapamiętane. To historie jakich wiele. Historie nie tylko o znanych i lubianych, ale bez wątpienia historie, z którymi warto się zaznajomić.

I trochę czuję przesyt tymi historiami. Nie powiem, bardzo dobrze, przystępnie napisane opowieści o różnych kobietach, rożnych wydarzeniach i różnych życiach. Tylko jakoś tak ich za dużo. Finalnie po przeczytaniu stu stron łapałam się, że nie pamiętam, o czym czytałam. Życiorysy mi się plątały, zlewały w jedno. Czułam, że brakuje mi więcej beletrystyki, szerszego kontekstu, więcej zabawy z postaciami, a przecież Małgorzata Czapczyńska to potrafi. Potrafi mnie bawić i zaskakiwać ciekawymi zwrotami, interpretacjami i narracją skierowaną jakby wprost od mnie. Zdecydowanie bardziej wolę dwie poprzednie publikacje tej Autorki.

Tak. „Moje wyspy” i „Chcesz cukierka? Idź do Gierka. Wspomnienia z dzieciństwa w złotej dekadzie gierkowskiej” pozostają nadal moimi faworytami 😊.

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą i podzielenia się z Wami moją opinią bardzo dziękuję Wydawnictwu Pascal.

„Jestem dość” Magdalena Mikołajczyk

JESTEM DOŚĆ

  • Autorka: MAGDALENA MIKOŁAJCZYK
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Liczba stron: 288
  • Data premiery: 23.11.2022r.

@matko jedyna 😊, tak to Ona. We własnej osobie Magda Mikołajczyk kobieta, blogerka, copywriterka, matka, podzieliła się z nami swoimi spostrzeżeniami napisanymi w formie krótkich, zatytułowanych felietonów. Zbiór „rozmów ze sobą”, przemyśleń, czasem krótkiej spowiedzi – bez katolickiego  wydźwięku proszę😉 – znajdziecie w „Jestem dość”. Krótkiej książeczce, która premierę miała 23 listopada roku ubiegłego. Ja dzięki niej wkroczyłam w rok 2023 w całkowicie rozchwianym nastroju. Trochę ze śmiechem przez łzy. Częściej ze spoconymi oczętami. A jeszcze częściej ze zdziwieniem i zachwytem, że można tak szczerze i z wdziękiem opowiadać o sobie. O prawdziwej JA.

Jestem dość” to krótka historia życia Magdy Mikołajczyk, we wszystkich jej odsłonach. W krótkich relacyjnie napisanych opowiastkach zatytułowanych między innymi „pęknięcia” „rodzeństwo” czy „marysia znaczy maria”, czytelnik przemierza zakamarki duszy i życia Magdy Mikołajczyk. Odkrywa jej nowe piękno. Odkrywa jej traumy, trudne doświadczenia, zanurza się w jej jestestwie i bardzo głęboko odczuwa jej emocje. To podróż, w przestworza życia jednej osoby. Kobiety, która na swym blogu wydaje się zawsze uśmiechnięta i szczęśliwa. A która o tym swoim szczęściu i szczęśliwości pisze w całkiem odmienny, od innych sposób. To nie poradnik. Nie! I dzięki temu wzięłam do ręki tę książkę😉.

Z jednej strony zbiór historii napisanych w ciekawy, z humorem, kobiecy sposób. Z drugiej strony historia osoby cierpiącej na depresję chyba od dzieciństwa. Historia dziecka matki alkoholiczki. Kobiety, która mierzyła się razem z córką z chorobą nowotworową. Z jednej strony osobista narracja skłaniała mnie od refleksji w stylu; o! inne też tak mają, o! ona jest taka podobna do mnie, o! jakbym o sobie czytała. Z drugiej strony odczuwałam głębokie współczucie w stosunku do bohaterki książki czytając o jej bardzo trudnych doświadczeniach. Czy to czytamy o depresji, chorobie, smutku, rozpaczy, porzuceniu, alkoholizmie, czy nawet nepotyzmie przy zleceniach  to jednak wynurza się taki komunikat:

jesteś dość, naprawdę, madziulku, ty i każda madziulka na świecie.” – „Jestem dość” Magdalena Mikołajczyk.

(…) bo jesteś sobą, taka, jaka jesteś, jesteś w sam raz, jesteś wystarczająca, świat potrzebuje cię właśnie takiej, (…) z nikim nie musisz rywalizować, z nikim nie musisz się ścigać, z nikim porównywać (…) nie musisz spełniać niczyich oczekiwań. jesteś dość.” – „Jestem dość” Magdalena Mikołajczyk.

Parę razy się popłakałam. Tak szczerze. Tak z serca i bez hamulców. Wiele razy pomyślałam z zachwytem; O!!!! Gdyby kiedykolwiek do mnie tak zwróciła się moja matka. Gdyby kiedykolwiek mnie taką widziała. Pewnie wtedy byłoby mi lżej, tak jak lżej byłoby Madziulce, o której czytałam.

Magdalena Mikołajczyk swoją książką zafundowała mi niezły kołowrotek emocji, który dodatkowo zostały wzmożony zwykłą chorobą. Nie mam do Autorki jednak o to żalu😊. Czuję raczej wdzięczność. Za szczerość. Za otwartość. Za głośne mówienie o depresji. Za świadectwo, że można sobie poradzić ze swoimi traumami i warto sięgać po pomoc do specjalistów z różnych dziedzin.

I za to, że nie można się poddawać i trzeba wiedzieć, że jest się dość.
I ja też jestem dość.
A może przede wszystkim; JA JESTEM DOŚĆ!!!   

Pani Magdo, dziękuję z całego serca !!!!!

Ps. chociaż ten styl z brakiem dużych liter gmatwał mi w głowie nie raz, nie dwa 😊….

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.

„Mam już dość” Joanna Warpas, Danuta Awolusi

MAM JUŻ DOŚĆ. JAK POKONAŁAM DOMOWEGO HEJTERA.

  • Autor: JOANNA WARPAS, DANUTA AWOLUSI
  • Wydawnictwo: SQN
  • Liczba stron: 268
  • Data premiery: 13.07.2022r.

Po reportaże nie sięgam zbyt często, jednak ten autorstwa Joanny Warpas i Danuty Awolusi musiałam przeczytać ze względu na poruszaną tematykę. Początkowo myślałam, że „Mam już dość. Jak pokonałam domowego hejtera” od Wydawnictwa SQN to pozycja o przemocy w związku, po przeczytaniu muszę powiedzieć, że nie tylko…

Ogólnie rzecz ujmując książka porusza temat rozwodów. Na przykładzie sześciu bohaterek pokazuje co je doprowadziło do decyzji o rozwodzie, z czego ona wynikała, często owszem jest to przemoc, ale nie zawsze. Obserwujemy jak przebiegał rozwód, ile trwał, a dalej to jak bohaterki czuły się, gdy już ten rozwód uzyskały, a także jak wygląda ich życie obecnie, kilka lat po rozwodzie.

Książka ta to bynajmniej nie jest żadne usprawiedliwienie, czy gloryfikacja rozwodów, wręcz przeciwnie pokazuje, że często jest to decyzja ostateczna, do której podjęcia często dojrzewa się wiele lat, gdy wszystkie inne środki i podejmowane próby zawodzą. Dla większości kobiet, zwłaszcza, gdy mają dzieci rozwód to ostateczność, to porażka, rozbijanie rodziny. Czasem jednak nie ma innego wyjścia, czasem ta rodzina, mimo, że mieszka pod jednym dachem wcale rodziną nie jest. Bowiem życie w strachu, w otoczeniu wyzwisk, krzyków i kłótni, czy obok rodzica będącego pod wpływem nałogu bynajmniej nie jest dobre dla dzieci. Kobiety jednak w imię dobra dzieci są w stanie wiele znieść, nawet jeśli jest to tylko dobro fikcyjne, wyobrażone. W pewnym momencie przychodzi jednak taki moment, że nie można dużej się oszukiwać, że przelewa się to przysłowiowa kropla goryczy i wiemy, że nie mamy innego wyjścia, jak tylko odejść, by uratować siebie, zapewnić spokój dzieciom i pokazać im, że należy i można o siebie zawalczyć, a na pewne rzeczy po prostu nie można się zgadzać. Czasem zdarza się też tak, że to ta druga strona podejmuje decyzję, znajduje sobie nową, lepszą, często młodszą partnerkę, a długoletnią żonę wystawia za próg. Wtedy kobieta nie ma innego wyjścia jak tylko się z tą nową rzeczywistością zmierzyć.

W przypadku bohaterek książki przyczyny rozwodu były różne. Alicja miała męża socjopatę, który osaczał ją zazdrością, manipulował i stosował wobec niej przemoc. Marta miała męża alkoholika, choć w zasadzie długo sobie tego nie uświadamiała, w końcu mąż wyjechał za granicę, gdzie znalazł sobie nową partnerkę. Julia związała się z manipulatorem, który stosował wobec niej przemoc i niemal nie doprowadził jej do szaleństwa. W małżeństwie Adeli pozornie nie działo się nic złego, po prostu w pewnym momencie poczuła, że miłość wygasła i nie mają już sobą nic wspólnego. Paradoksalne decyzja o rozwodzie w jej przypadku również była bardzo trudna, miała bowiem przeciwko sobie cała rodzinę, która uważała, że w imię fanaberii niszczy dzieciom życie. Z kolei Diana podporządkowała rodzinie większość życia, opiekowała się dzieckiem i prowadziła dom, by mąż mógł się rozwijać i robić karierę, gdy zaczął zarabiać duże pieniądze żyli wygodnie do czasu, aż mąż nie zdecydował się na nowy związek, a kobieta nie została sama, bez mieszkania, pieniędzy, doświadczenia zawodowego… Sylwia żyła z mężem, który był alkoholikiem i oszukiwał ją i mimo, że od rozwodu minęło sporo czasu nadal spłaca jego długi…

Ta książka uzmysłowiła mi, że jakakolwiek by nie była przyczyna rozwodu, najczęściej dochodzi do niego na skutek długofalowego procesu, a podjęta decyzja prawie nigdy nie jest łatwa i szybka. Nawet po jej podjęciu kobiety często muszą się mierzyć ze społecznymi naciskami i lekkomyślnymi opiniami. Pozycja ta pokazuje, że proces rozwodu to często prawdziwe piekło, zarówno pod względem psychicznym, finansowym, jak i ze względu na jego przebiega i to, co dzieje w sądzie. Często proces ten, podobnie jak samo małżeństwo zostawia w psychice kobiety dotkliwe ślady, burzy spokój i powoduje, że jego odzyskanie czasami trwa długie lata. Jest jednak kropelką nadziei, dla kobiet, które tkwią w nieszczęśliwych, przemocowych małżeństwach, że da się z niego wyjść, że są w stanie sobie poradzić. I jeśli chociaż jedna kobieta po przeczytaniu tej książki, czy tej recenzji uwierzy, że warto o siebie zawalczyć, że każdy ma prawo do szacunku i godnego życia to zdecydowanie warto takie tematy poruszać, wciąż i wciąż, od nowa. Bowiem mimo pewnego postępu społecznego oraz faktu, że rozwody obecnie są znacznie częstsze niż dwadzieścia czy trzydzieści lat temu, wciąż istnieje wiele krzywdzących opinii i przekonań na ich temat. Myślę więc, że każdy, nawet ten, którego temat rozwodów nie dotyka osobiście powinien przeczytać tą książkę, by spojrzeć na sprawę z innego punktu widzenia. I na koniec jeszcze jedna taka uwaga, bo już słyszę te męskie zarzuty😉 To, że książka opowiada o doświadczeniach kobiet, nie oznacza, że tylko kobiety dotyka krzywda i przemoc w małżeństwie, czy, że tylko kobiety muszą podejmować trudne decyzje i borykać się z jej skutkami. Po prostu autorki jako kobiety, z pewnymi doświadczeniami chciały wesprzeć inne kobiety w tej niełatwej drodze. …

Naprawdę gorąco polecam tę książkę, myślę, że może czytelnikowi otworzyć oczy na wiele nowych aspektów, a osobom, które zmagają się z decyzją o rozwodzie ukaże go w sposób realny, jako proces, który na pewno nie jest łatwy, ani szybki, ale który w pewnych okolicznościach zdecydowanie warto i można podjąć, w końcu „siła jest kobietą”.:)

Moja ocena: 8/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą serdecznie dziękuję Wydawnictwu SQN.

„Kamperem do Kabulu. Hippisowskim szlakiem przez Turcję, Gruzję, Armenię, Iran i Afganistan” Andrzej Meller, Eleonora Meller

KAMPEREM DO KABULU. HIPPISOWSKIM SZLAKIEM PRZEZ TURCJĘ, GRUZJĘ, ARMENIĘ, IRAN I AFGANISTAN

  • Autorzy: ANDRZEJ MELLER, ELEONORA MELLER
  • Wydawnictwo: ZNAK LITERANOVA
  • Liczba stron: 519
  • Data premiery: 18.05.2022r.

Przyznaję, że nie mogłam zabrać się do czytania kolejnej premiery od Wydawnictwa @Znak Literanova z dnia 18 maja br. dość długo. Przerażała mnie objętość tej publikacji. Mimo tylko pięćset dwunastu stron, ze względu na grubość papieru, wygląda jakby do przeczytania było co najmniej dwa razy więcej😉. Zerknęłam więc na youtube, obejrzałam podcasty i zajrzałam w oczy Andrzejowi i Eleonorze Mellerom (źródło: https://www.youtube.com, #wywiadowcypodcast  ). Oczy, w których ujrzałam samą pasję. Sam zachwyt. Samą ciekawość. Ich obraz i te kilka zdjęć zainspirowały mnie do zdecydowanego sięgnięcia po „Kamperem do Kabulu. Hippisowskim szlakiem przez Turcję, Gruzję, Armenię, Iran i Afganistan”. Chciałam sprawdzić, co Autorów tak zachwyciło, co ich tak oczarowało. Co sprawiło, że i @Andrzej Meller i jego żona @Eleonora Meller z pokorą założyli nakrycia głowy i wyruszyli we wspólną podróż życia. Pasjonującego życia…

Tak, tak dobrze myślicie. Andrzej Meller to mniej sławny brat Marcina Mellera, który ostatnio również promuje swoją książkę pt. „Czerwona ziemia” od @WydawnictwoZnak. Zresztą po bratersku całkiem odważnie zareklamował „Kamperem do Kabulu. Hippisowskim szlakiem przez Turcję, Gruzję, Armenię, Iran i Afganistan” na swej oficjalnej stronie FB (na klik). Oboje bracia to pasjonaci przygód. Oboje sprawni twórcy słowa mimo różnych doświadczeń zawodowych. Oboje ciekawi świata. Widocznie taka rodzina. Widocznie takie geny i tak sprzyjające środowisko. Aż żal, że nie urodziłam się Mellerką😉.

Nie żałuję natomiast, że przeczytałam książkę Państwa Meller „Kamperem do Kabulu. Hippisowskim szlakiem przez Turcję, Gruzję, Armenię, Iran i Afganistan”. Nie żałuję. Przeciwnie, bardzo dziękuję wydawnictwu @Znak Literanova (imprint @WydawnictwoZnak) za obdarowanie mnie egzemplarzem. Pozycją, która niezwykle inspiruje do przewartościowania własnego życia, własnych ambicji i własnych planów. Bo o tym jest ta książka podróżnicza.

Kiedy byłem tam, w Kabulu, mój umysł zupełnie przestał działać, nawet zacząłem zapominać różne rzeczy, pamięć mi nawalała, ale teraz czuję się zresetowany, tak jak kiedyś, wszystko wraca do normy. Straciłem napięcie, zszedł ze mnie stres i przestały mnie nękać czarne myśli. Widzę już przyszłość moją, mojej rodziny, zwłaszcza moich córeczek w jasnych barwach. Polacy wydają mi się tak bardzo uprzejmi, przyjacielscy i wspierający.” – „Kamperem do Kabulu. Hippisowskim szlakiem przez Turcję, Gruzję, Armenię, Iran i Afganistan” Andrzej Meller, Eleonora Meller.

To relacja dwójki ludzi, którzy wyruszyli w dawno planowaną podróż do obcych krajów, do obcej cywilizacji, do obcej kultury. Dzięki zaangażowaniu Andrzeja jego żona mogła zwiedzić nie tylko Afganistan, lecz także Turcję, Gruzję, Armenię i Iran. Jedwabnym szlakiem i starym mercedesem MB 100 doświadczyć tego, czego w przeszłości doświadczył jej mąż i zasmakować tego, co przez tyle lat wspomina.

Książka pisana jest w pierwszej osobie liczby pojedynczej. Andrzej relacjonuje dzieląc się jednocześnie doświadczeniami, spostrzeżeniami swojej żony – Eleonory. Jest to reportaż przyrodniczy najwyższej klasy. Z zaciekawieniem zerkam więc na inne publikacje tego autora; „Miraż. Trzy lata w Azji”, czy „Czołem, nie ma hien. Wietnam, jakiego nie znacie’, które wrzucam od razu do moich planów czytelniczych. Musze przestudiować je w wolnej chwili i sprawdzić, czy spodobały mi się tak samo😊.

„Kamperem do Kabulu. Hippisowskim szlakiem przez Turcję, Gruzję, Armenię, Iran i Afganistan” to chwytliwy tytuł, jak i chwytliwy pomysł. Jeśli odwiedzone przez rodzinę Mellerów miejsca zafascynują Was, możecie doświadczyć ich na własnej skórze wybierając się w podróż szlakiem Mellerów. To Ci dopiero przygoda. Dużo o tym myślałam, w trakcie czytania. Ja do tej pory wybierałam kierunki bardziej oczywiste, mniej ekstrawaganckie i mniej niebezpieczne. Okazało się, że zasmakowanie innego świata może być niezwykle pasjonujące. Tak bardzo, że czytając samą relację czuje się ten klimat, tą inną jakość, doświadcza się tego, co autorzy, co rzeczywiści podróżnicy. Nie mam doświadczenia z tym gatunkiem literackim. Zastanawiam się, czy o to w literaturze podróżniczej, w reportażu podróżniczym chodzi, by czytelnik zachłysnął się tym opowiadanym światem, tak samo mocno jak sami autorzy. Może tak, może nie…. Trudno powiedzieć jeśli głównie czyta się kryminały i thrillery😊.

Czytelnik płynie z każdym słowem, z każdym zdaniem. Reportaż okraszony jest ciekawymi dialogami, istotnymi geograficzno – historycznymi informacjami, które nie mają nic wspólnego z moralizatorstwem, czy belferskim stylem narracji. Andrzej Meller jest naprawdę bardzo dobrym gawędziarzem. Do tego stopnia mnie zaciekawił, ze chętnie pojawiłabym się na spotkaniu autorskim z nim. Myślę, że dałabym się zagadać na śmierć. Ciekawie autorzy osadzili historię w ramy zatytułowanych rozdziałów, czy podrozdziałów które lekko wprowadzały mnie w wątek, o którym będę czytać. Niektóre tytuły były dość oczywiste; „Zrobię ci jointa!”, „W miarę spokojnie, ale więzienie”, „W saunie nie pogadasz” czy „Rikszarz wytrzeszcza oczy”. Zanim rozpoczęłam czytanie potrafiłam odwzorować malowniczo w mojej głowie i rikszarza, i wspomnianego jointa. I ta malowniczość prawdziwie zachwyca. W opisie, w przywołanym obrazie, w języku, w narracji, czy nawet w podtytułach poszczególnych rozdziałów. Malowniczość swawolna, lekka i żywa. Z drugiej strony uporządkowana. Każdy zatytułowany rozdział wzbogacony jest informacją o geograficznym położeniu, np. „Przejście graniczne Islam Quala – Herat, 121 kilometrów”. Gdzieniegdzie czytelnik znajdzie mapkę, a prawdziwego uroku dodają oryginale zdjęcia z wiele mówiącymi tytułami jak: „Na placu Palestyny w Teheranie znajduje się zegar, który odmierza czas do upadku Izraela”, o czym kompletnie nie miałam pojęcia!!!

Podróże kształcą. Podróże uczą. Podróże pokazują jak wiele można przeżyć za nie wiele. Jak prosty może być świat, o ile pozwolimy mu się uprościć w naszym życiu. Podróże pokazują, że nie powinniśmy martwić się jutrem, bo jutro zamartwi się o siebie jutro – parafrazując niedawno przeczytany cytat. Taka refleksja zaświtała w mojej głowie po przeczytaniu „Kamperem do Kabulu. Hippisowskim szlakiem przez Turcję, Gruzję, Armenię, Iran i Afganistan” autorstwa ludzi bardzo pozytywnie zakręconych, dla których ani więzienie, ani jointy, ani lęk wysokości, ani rozlatujący się kamper nie jest przeszkodą, by zrealizować swoją przygodę życia. Przygodę, którą wraz z nimi możemy przeżyć. Bo książka napisana jest z zaangażowaniem. Jest spójna od początku do końca, jest porywająca w swoich barwnych opisach i podjętych wątkach. Jest pełna przygód. A o przygodę w reportażach podróżnicznych chodzi chyba najbardziej.

Wybierzcie się w tą podróż. W podróż w nieznane, której nie sposób zapomnieć. Miłej lektury!!!

Ps. i został żal. Żal, że już koniec tej podróży….

Moja ocena: 8/10

Za możliwość odbycia podróży wraz z Autorami bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova.

„Na gorącym uczynku” Joanna Jurgała-Jureczka

NA GORĄCYM UCZYNKU

  • Autorka: JOANNA JURGAŁA-JURECZKA
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 319
  • Data premiery: 15.03.2022r.

15 marca br. miała premierę wyjątkowa książka @joannajurgalajureczkapisarka pt. „Na gorącym uczynku” od Wydawnictwa @Zysk i S-ka. Pod opiekę Autorkę wziął sam Tadeusz Zysk, o czym Pani Joanna raczyła wspomnieć w podziękowaniach. Od razu zastrzegam, nie jestem tu obiektywnym bytem, który jest w stanie ocenić bez własnych obciążeń tę publikację. Ktoś kiedyś mi powiedział 😉, że im bardziej wymagająca książka, tym lepiej dla mnie i tym wyższa czytelnicza ocena. Coś w tym jest, coś w tym jest😊.

(…) matka – Polka z seksapilem nie ma nic wspólnego, bo powinna być dostojna, czcigodna i z mężną rezygnacją znosić uciążliwości życia…” –„Na gorącym uczynku” Joanna Jurgała-Jureczka.

O kim Joanna Jurgała-Jureczka napisała to zdanie? Nie zgadniecie. Nawet nie próbujcie. A ja Wam nie pomogę. Sami musicie się dowiedzieć sięgając po „Na gorącym uczynku”, w której znajdziecie mrowie anegdot, opowiastek, faktów z życia znanych nam ze szkolnych zeszytów i książek polskich malarzy, pisarzy, poetów, ludzi nauki. To książka z gatunku tych „niesklasyfikowanych” 😊. Fakty z życia Przybosia, Kossaków, Konopnickiej, Mickiewicza, Iłłakowiczówny, Ochorowicza, Asnyka, Przerwy – Tetmajera i wielu innych mieszają się z ich dziełami, opiniami, przemyśleniami, hobby, a także działalnością poboczną. Do tego cała gama bohaterów drugoplanowych. W pełnej krasie Sienkiewicz, Matejko, Orzeszkowa i wielu innych możnych ówczesnego świata. Jak obiecuje Wydawca: „Jurgała „przyłapuje” swoich bohaterów w sytuacjach kłopotliwych, ale dzięki temu zostają oni odkurzeni, krew w nich zaczyna krążyć, nabierają barw, budzą sympatię i wzruszenie. Galeria postaci, zestawiona zaskakująco.”. Oj zaskakująco. Tak zaskakująco, że musiałam wygooglować sobie jak wyglądała Dulębianka. I napiszę, że zadziwiająco z silnym męskim rysem się objawiała światu 😉.

Taaaaaak. To książka na miarę moich możliwości. Ciekawa, zaskakująca i co uwielbiam w takich publikacjach, nie zamiatająca pod dywan żadnych faktów. Urzekła mnie historia Ludwika i Maksymiliana Gumplowiczów. Ojca i syna. Ojca, który podobno był pierwowzorem Mendla Gdańskiego i Syna – parafrazując Autorkę – „przystojnego, bystrego, znakomicie się zapowiadającego naukowca, oszalałego z miłości”. Gdy poznał miłość swego życia miał 26 lat, ona 48. Mniejsze znaczenie ma tu miłość młodzieńca do dojrzałej kobiety, bardziej urzekła mnie historia bezgranicznej miłości rodzica do syna, który odrzucając swoją profesorską karierę po jego śmierci zajął się spuścizną synowską. A w tym wszystkim ona. Czy mogła ociekać seksapilem? „(…) Po ośmiu ciążach i nieudanym małżeństwie…”. Tak naprawdę to wiele historii mnie urzekło i zafrapowało. Pani Joanna opowiedziała czytelnikom fascynujący, zapomniany świat, o którym nie sposób dowiedzieć się z książek historycznych, czy polonistycznych. Ta książka to taka skondensowana wiedza ciekawostek, opowiastek, anegdot. Do tego wątek żydowski przeplatający się w wielu opowieściach i styl ubarwiony metodyką ówczesnego pisarstwa jak w cytacie poniżej:

(…) przecież Żydzi są ghetowcami z natury rzeczy, bo taka ich już antropologiczna formacja”.

Ten styl to wyjątkowa wartość tej publikacji. Jest konsekwentny od samego początku do końca. Odzwierciedlenie językoznawstwa Jurgały-Jureczki świadczy o jej wielkim kunszcie badawczym. Z wielu źródeł i bibliografii w trakcie eksploracji dzieł potrafiła nabyć umiejętność pisania w stylu, który zachwyca swoją unikatowością i przenosi w czasy, o których opowiada. To jakby czytanie odrębnego dzieła, a nie wyniku pracy naukowej. Kolejny przykład? Proszę:

„(…) warszawscy wszetecznicy nie mają dziś zdolnych ludzi. Żyją jak głodzony tłuścioch z dawniej nagromadzonego sadła”.

Pozycja wzbogacona została zdjęciami, na których odnajdziemy niektórych bohaterów zaprezentowanych w niej opowieści. Między innymi spojrzymy na Marię Konopnicką w wieku 33 lat i późniejszym, już  mniej atrakcyjnym. Zachwycimy się Matejko z Siemiradzkim, którzy wyglądają jak ojciec z synem. Będziemy szukać ukrytych sztuczek na zdjęciach z seansów mediumicznych Juliana Ochorowicza oraz ze zdziwieniem zerkniemy na żonę kompozytora i dyrygenta Ludomira Różyckiego. Może to wina zdjęcia, oświetlenia, że wygląda na nim mało kobieco? Do tego samo przepiękne wydanie. W twardej oprawie oraz na grubym papierze. Wydrukowane z czytelną czcionką, z zachowanymi odstępami oraz pogrubieniami w podtytułach. To służy uporządkowaniu słowa i wspiera czytanie. Jedyny minus to mnogość wykorzystanych historii. Czytając ciągiem zaczęłam się gubić. Przerzuciłam się więc na czytanie z odstępami traktując każdy osobny rozdział jak odrębne dzieło, tak jak to robię z opowiadaniami. I taki sposób czytania Wam polecam, co pomoże Wam pochylić się nad każdą historią z należytą uwagę i należytym skupieniem. Nie umknie Wam wtedy żaden szczegół, a tego nikt by nie chciał😉.

Jeśli lubicie książki inteligentne, bystre historie i intrygujące oraz atrakcyjne postaci to musicie koniecznie przeczytać „Na gorącym uczynku” i samodzielnie wywołać „duchy artystów”, którzy prawdziwie zostali złapani na gorącym uczynku. Przekonacie się na własnej skórze, że zabawy przy tym będzie co nie miara.

Moja ocena: 9/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

„Wyspa Sachalin” Anton Czechow

WYSPA SACHALIN

  • Autor: ANTON CZECHOW
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 424
  • Data premiery: 22.02.2022r.
  • Data 1 wydania polskiego: 01.01.1995r.

Myśląc o zniewoleniu i terrorze w rosyjskich łagrach nasuwa mi się Aleksandr Isajewicz Sołżenicyn i jego relacja z Gułagu. Autor wszechstronny, piewca rosyjskiego pogromu własnych pobratymców, antyidealista rosyjski i moralista ukazujący zniewolenie reżimem. Do tego odmawiający oznaczeń państwowych, a po odebraniu literackiej Nagrody Nobla na wiele lat pozostający poza granicami własnego kraju. Jego utwory piętnujące ustrój mordu zostały opublikowane w jego własnym kraju dopiero w latach dziewięćdziesiątych. Po odwilży wrócił do kraju i to kraju zarządzanego przez Putina.

Sołżenicyna czytywałam, podobnie jak Czechowa będąc w liceum. Światopogląd, relacje, dokumenty były mi bliskie. Sam język na wskroś tchnący klasyką rosyjską. Nie znałam jednak relacji Czechowa zawartej w trzytomowym dziele pt. „Wyprawa na Sachalin”, na które składa się „Wyspa Sachalin” (1891–1895), „Podróż przez Syberię” oraz „Listy”. To jedyny reportaż w bogatej bibliografii autora. Ja zaczytywałam się w jego opowiadaniach, nowelach i dramatach. Utworach wydawanych u schyłku XVIII wieku, gdy Rosją rządził car, a łagry zaczynały powstawać. Nie można odmówić Rosji wybitnych twórców i to w każdej dziedzinie. I Czechow, i Sołżenicyn zasługują na nasz szacunek, ze względu na ponadczasowe wartości, które zostały przemycone w tej łagrowskiej literaturze. Trudnej, skomplikowanej, wręcz traumatycznej. Nawet teraz. Nawet ponad sto lat od jej napisania i od podróży, która stała się jej zaczątkiem. To dzięki Wydawnictwu @Zysk i S-ka ta piękna publikacja, w twardej oprawie trafiła w moje ręce. Premiera książki odbyła się 22 lutego br. Ja swój egzemplarz recenzencki otrzymałam 9 marca. Z lekkim opóźnieniem rozpoczęłam czytanie, bo jak ta historia się dziwnie układa. Czy hołubiąc dwóch wybitnych rosyjskich twórców w dzisiejszych czasach to nie zbytnia awangarda?

Książka jest tak wstrząsająca jak okładka. Relacjonująca surowość otoczenia, wszechobecny chłód, niewiarygodny głód, szarość, cierpienie i samotność osadzonych w gułagach więźniów.  Czechow napisał reportaż doskonały. Reportaż, który miał w swoim czasie za zadanie zatrzymać rodzący się pomysł osadzeń więźniów na surowej Syberii, a tak naprawdę stał się tylko smutną relacją katorżników, których kolejne pokolenia zasiedlali rosyjskie łagry. „Wyspa Sachalin” to dowód na istnienie niemożliwych więzień, obozów pracy, którym bliżej było do obozów zagłady. Pomysł rosyjskich notabli się sprawdził na przestrzeni wieków. Łagry funkcjonowały z powodzeniem w XVIII i XIX wieku. W XX nie przestały mieć znaczenia.

To relacja z podróży Antona Czechowa  wzbogacona własnymi doświadczeniami, emocjami, odczuciami autora. Przekazująca czytelnikowi co czuje widz obserwujący na żywo, to co się dzieje na Wyspie Sachalin. To co widzi własnymi oczami, co czuje przez skórę, co odbiera, gdy rozmawia z osadzonymi, często niesłusznie osadzonymi.

Nie wiem czy ówczesny rosyjski system więziennictwa różni się drastycznie od aktualnego. Wątpię, czy osadzeni mają szansę na sprawiedliwy proces i bezstronny wyrok. Często w autorytarnych rzeczywistościach nie ma miejsca na sprawiedliwość i na otwartość w stosunku do oponentów. Obserwujemy to trochę w bieżącej historii. Wiem tylko, że być na Wyspie Sachalin nie chciałby nikt. Narracja jest na wskroś realna. Czechow stworzył wyśmienity, bardzo realny reportaż, który odbierałam w trakcie czytania całą sobą. Język klasyczny otwierał w mej głowie szufladki, w których chowam obok Sołżenicyna, Puszkina, mojego ukochanego Dostojewskiego i Bułata Okudżawę. Chomikuję tych, których pisarstwo zapada w pamięć, których moralność dzieł jest ponadczasowa i zawsze aktualna.

To naprawdę genialna książka. Bardzo trudna i wymagająca dużej uważności oraz otwartości na przedstawione wartości, zarys historyczny, cierpienie bohaterów. „Wyspa Sachalin” zachwyca przyrodą, dziką i gęstą tajgą. Surowymi i grzęskimi bagnami, wysokimi górami i rwącymi strumieniami. Ta cudowna przyroda nie przykrywa jednak w żadnym stopniu warunków, w których przyszło żyć skazańcom, w których przyszło im funkcjonować i które, wstrząsnęły samym autorem. I to wszystko na chwałę Cara, a przeciwko jego oponentom. Przecież ten, kto się sprzeciwiał carskiemu rządzeniu lądował na Wyspie Sachalin jako więzień polityczny. Od początkowo 800 skazanych, Wyspa zaroiła się do poziomu 12 tysięcy katorżników i to w krótkim czasie. To ważne dzieło dla literatury rosyjskiej, której historia nie powinna być zapomniana. Przecież często historia zatacza koło. Dzieła i Czechowa, i Sołżenicyna, i Dostojewskiego powinny stać się dla potomnych przeciwwagą dla podobnych pomysłów współcześnie nam rządzących. I dlatego warto przeczytać ten żywy wziąć reportaż. Reportaż ludzi skazanych praktycznie na samotną śmierć.

Jednym zdaniem; druzgocąca i wstrząsająca lektura, która jest wartością samą w sobie.

Moja ocena 7/10.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Zysk i S-ka

„Kot w Tokio” Nick Bradley

KOT W TOKIO

  • Autor: NICK BRADLEY
  • Wydawnictwo: ZNAK
  • Liczba stron: 416
  • Data premiery: 09.02.2022r.

Co sobie myślałam czytając, że „Kota w Tokio” napisał „kulturoznawca, który poświęcił swój doktorat postaci kota w kulturze japońskiej”? (cyt. za notka biograficzna na obwolucie „Kot w Tokio” Nick Bradley). Nic kompletnie, nic. Co sobie myślałam przeglądając tytuły rozdziałów i próbując odszyfrować „Street Fighter II (Turbo)”, Sakura”, Kotoskopia” 😉, „Bekaneko”, „Omatsuri”, czy „Trofalaksja”, kiedy znam tylko  nigiri, hosomaki, futomaki lub ewentualnie uramaki? Niby brzmi znajomo, a jednak😊. Tak naprawdę to zaintrygował mnie opis Wydawcy. @wydawnictwoznakpl zaczęło w następujący sposób: „Kim jest tajemniczy kot błądzący ulicami tętniącej życiem metropolii? Demiurgiem, szaleńcem, przewodnikiem, a może duchem miasta, który w niepowtarzalny sposób łączy ze sobą ludzi i zdarzenia?”. Od razu wyobraziłam sobie tego kota!!! Giętkiego, ciekawskiego, sprytnego, nieuchwytnego. Wyśmienitego łowcę i obserwatora, dobrze widzącego w ciemnościach. I od razu, co ważniejsze wyobraziłam sobie, co on może zobaczyć…. A tak pracująca wyobraźnia nie mogła pozostać bez odpowiedzi. „Kot w Tokio” Nicka Bradleya za mną. A co sobie myślicie po wstępie do recenzji? Mam nadzieję, że myślicie; warto ją przeczytać.

„Praca tworzy to miasto. Jeśli jesteś w Tokio i na chwilę przestaniesz pracować, miasto cię połknie i nikt nie będzie o tobie pamiętał. (…) To miasto nigdy nie odpoczywa. Szczególnie nocą. Sen w Tokio wpisany jest w pracę. (…) To miasto jest jednym z największych więzień świata – ma trzydzieści milionów mieszkańców.” „Kot w Tokio” Nick Bradley.

To powieściowy reportaż człowieka zakochanego w Kraju Kwitnących Wiśni. Historie z pozoru niezwiązane ze sobą, które przeplatają się wspólnymi bohaterami oraz szylkretowym kotem w tle. Tokio poznajemy oczami tatuatora, który wykonuje swój fach w sposób tradycyjny i kreśli na plecach młodej dziewczyny mapę Tokio opowiadając przy tym historie. Tokio konsumujemy z perspektywy bezdomnego Ōhashi, niezwykle kulturalnego człowieka, którego dobroć zostaje wystawiona na próbę. Mężczyznę postrzegającego siebie jako; „niechcianego, niepotrzebnego, nieestetycznego, nieciekawego, nieprzygotowanego, nieznanego, nieistotnego…”. Na Tokio patrzymy oczami Makoto  zafascynowanego grą Street Fighter II, która jest w stanie przyćmić nawet obraz atrakcyjnej dziewczyny Kyōko. Tokio chłoniemy i czujemy osobą samotnego taksówkarza, który nie pogodził się od tej pory z przedwczesną śmiercią żony. Tokio nie da się nasycić. Nawet jeśli obcujemy z nim w osobach różnych bohaterów. Bohaterów nietypowych, nieszablonowych, arcyciekawych, których przenikliwość świata pomaga nam zrozumieć to dziwne miasto, ten dziwny, całkowicie różny od naszego świat.

Wspaniale się czytało tą powieść. Aż dziw, że jej kanwą była praca doktorska jej Autora. Mimo, że poszczególne rozdziały dotyczą innego głównego wątku, Nick Bradley splótł historię w całość nie tylko osobą kota, lecz przede wszystkim postaciami, które łączy wspólne doświadczenie. I tak z pierwszego rozdziału na Kentarō wpadł przypadkowy przechodzień, bezdomny, który z wrodzonym taktem i niezwykłą kulturą przeprosił za nieporozumienie. Tym bezdomnym okazał się Ōhashi, którego historia została opisana w rozdziale „Upadłe słowa”. Ōhashi’emu pomagał Makoto  przekazując mu pod sklepem reklamówkę z zebranym jedzeniem, o którym dowiadujemy się wiele w trzecim rozdziale powieści. I tak dalej, i tak dalej…. Splatają się losy wielu bohaterów dzięki tej konstrukcji. To uczy uważności i łączenia. Niezwykle spodobała mi się ta koncepcja powieści. Narracja, w której ogromne znaczenie mają związki pomiędzy poszczególnymi bohaterami.

Niezwykłą zaletą książki jest obrazowanie miasta w sposób subiektywny, z perspektywy konkretnych jednostkowych osób, ich doświadczeń, wad i zalet, trudnych losów, cech charakteru. Z perspektywy decyzji, które podjęli w przeszłości i które zaważyły na ich dalszym losie. To nie smutny obraz miasta, o nie. To historie o ludziach z krwi i kości, które pokazują współczesne bolączki, z którymi boryka się każde społeczeństwo, a szczególnie japońskie, które zakotwiczone jest w innej kulturze i w innym świecie. Gdzie nie ma czasu na związki rodzinne, długoletnie relacje i odpoczynek. Gdzie hołduje się wielogodzinnej pracy i krótkiemu snu. Gdzie śpi się z lalkami częściej, niż z prawdziwym, drugim człowiekiem. Gdzie gry stają się sensem życie, a dialog wydaje się trudnym doświadczeniem. Autor zachwycił mnie nie tylko historiami, ale także językiem i stylem. Książkę czyta się bardzo przyjemnie, a obcobrzmiące nazwiska, nazwy i słowa nie są utrudnieniem, lecz raczej wzbogacają powieść dodając jej wyjątkowości.

Zachwycający obraz społeczeństwa. Autor w sposób badawczy i pociągający opisał ekscytujące miasto, w którym można zakochać się od pierwszego wejrzenia. Intrygująco przedstawił bohaterów, którzy przykuwają wzrok czytelnika swoją wyjątkowością. To nie typowy Kowalski, ani typowa Kowalska jest postacią pierwszoplanową opisaną w każdym rozdziale. I to dla tego nietypowego Kowalskiego i nietypowej Kowalskiej warto sięgnąć po tę pozycję.

Tylko nie wiem co z tym szylkretowym kotem. Dowiedziałam się kiedyś od weterynarza, że kolor szylkretowy mogą mieć tylko kotki😊, tak jak tricolor jest maścią należącą do płci kociej piękniejszej. Więc może nie o kota w Tokio chodziło, a o kotkę? 

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak.